Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2016, 14:45   #71
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
- Słuszna uwaga. - przyznał Mordax, gdy kolega prawił o gotówce. Samemu pracował dość długo w podziemiu, to potrafił docenić znaczenie skorzystania z przekupnych względów gryzipiórków czy przedstawicieli władz bądź strażników prawa i porządku. Tam, gdzie zwykle trzeba by ciężkiego sprzętu i sporej siły ognia, by się przebić, czasem wystarczała garść monet, by odpowiednie osoby w neuralgicznym momencie akurat spoglądały w innym kierunku, lub by ktoś przypadkiem zapomniał domknąć drzwi...



Na statku:
- No mało wiemy. - przyznał rację Mordax.
- Jeśli Rathbone szuka artefaktu, zapewne rozpytuje o niego. I na pewno ma przygotowaną drogę ewakuacji, pewnie więcej niż jedną. Warto się dookoła tych dwóch punktów pokręcić nieco, może się nam poszczęści.
- Dobrze było by wiedzieć, jak Rathbone będzie się starała wyślizgnąć z planety.
- zasugerował, pozostając jednak szczegóły otwarte.

- Mam też propozycję. Może by tak skłonić Rathbone by to ona ganiała się za nami? A raczej za kimś, kogo wystawimy jako przynętę?
Laska wie, że prędzej czy później ktoś przybędzie na Farcast i będzie jej szukał. Na pewno ma kogoś, kto taką grupę będzie śledził i zdawał jej raporty. Podstawmy kogoś, kto zmusi tego kogoś do akcji. Może da się wyśledzić, gdzie obserwator wysyła swoje informacje?
Dalej, niech nasza przynęta znajdzie artefakt. Zróbmy szumu dookoła tego. Zaangażujmy w ochronę niby artefaktu rządowe siły. Na pewno dojdzie to do jej uszu i zmusi do działania.
My zaś byśmy mieli wolną rękę by albo szukać prawdziwego artefaktu albo podążyć za tym, kto odbije niby artefakt z rąk rządowych i zaniesie go do Rathbone.
- Mordax rzucił dość luźną propozycję. Nie mieli w sumie do tej pory punktu zaczepienia na Farcast, a przeczesywanie dżungli na chybił trafił wydawało się bez sensu. Potrzebowali dźwigni, czegoś, co by oddało inicjatywę w ich ręce, co pozwoliło by im sterować sytuacją.

- Co do uprawnień, myślę, że są spore, ale wymagały by ujawnienia się... -
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 01-10-2016 o 22:05.
Ehran jest offline  
Stary 01-10-2016, 18:13   #72
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Isaac Enoch. Takie imię na czas misji przyjął Matuzalem. Dla reszty kompanii był uduchowionym członkiem załogi - ich starszym bratem, który chętnie doradzał i pomagał w sprawach duchowych. Wedle danych zawartych w przepastnych archiwach kompanii Brutal Deluxe Enoch kiedyś pielgrzymował po Calixis. Kiedy odwiedził wiele lat temu wielką bazylikę na Maccabeus Quintus - świecie gdzie Lord Generał Drussus stał się Żyjącym Świętym, postanowił zakończyć żywot pielgrzyma, a rozpocząć życie wojownika.
Wszystkim towarzyszom przedstawił swoją przykrywkę. Wymógł to też na pozostałych i kazał przećwiczyć. Nie daj Imperatorze, ktoś by chlapnął nie to co trzeba w ogniu bitwy. Gotowość przede wszystkim. Szczególnie, że on sam przygotował się już należycie… wysyłając swoich podwładnych na Farcast, kiedy tylko dowiedział się gdzie będą lecieć. Miał nadzieję, że zdoła dzięki temu uzyskać dodatkowe karty do rozegrania dla ich zespołu.
Rozmyślając nad losami swoich podwładnych, dwóch drużyn akolitów i Nadzorującej, przesiadywał w kaplicy ładując z pudełek naboje do magazynków. Za każdym razem, kiedy ładował nowy podrzucał trzy naboje w powietrze i starał się je łapać zanim spadną na podłogę. Udawało mu się to raz na dwa magazynki, co i tak uważał za niezły wynik. Magazynki do których szły “szczęśliwe naboje” zaznaczał przypinając do nich małe emblematy - odznaki pielgrzyma.

Pamiętał jak przed wieloma laty podczas pierwszych akcji w głowie pojawiała się zawsze myśl "Czy nie ma kogoś kto się do tego lepiej nadaje? Czemu by mamy to robić? Czemu wyznaczyli nas?". I zawsze się wydawało że ktoś inny zrobiłby to lepiej. Ale zwykle nie było tak naprawdę nikogo innego pod ręką. A teraz on był na szczycie i to on był jednym z tych "lepszych". Najlepszym dowodem na to był fakt, ile zasobów Inkwizycja poświęciła, aby wyposażyć ich do tego zadania. Jednak Matuzalem zdołał też się dowiedzieć o tym, że w Inkwizycji gierki polityczne były jeszcze bardziej obecne niż w imperialnych pałacach. Kto wie czy przypadkiem nie natrafimy w odpowiednim czasie na kogoś, kto postanowił upolować Rathbone na własną rękę i zgarnąć Mechanizm.

Różne myśli obijały się po głowie cyber-starca. Tuż przed wylotem dostał jeszcze kilka teczek, które zawierały informacje przekazane przez jego agentów. Wyglądało na to, że całym majdanem podlegającym Kasballice na Farcast kręcił jego dobry znajomy, Pan Kazik. Pan Kazik, nazywany też "Szlugiem" był przestępczym baronem. Wedle akt zorganizował się całkiem dobrze na Farcast i współpracował handlowo z partyzantami. Na pewno warto było się z tym człowiekiem skontaktować, a może i udałoby się pozyskać wsparcie partyzantów. W ramach działalności Brutal Deluxe mieli przebadać możliwie jak najwięcej źródeł potencjalnych rekrutów. Kiepsko wyposażeni partyzanci, nadrabiający wszystko zapałem, treningiem i twardością to było coś. Dodatkowo na pewno znali zakamarki planety dużo lepiej niż niejeden mieszczuch czy rolnik. Pozostawała to jednak opcja... wątpliwa moralnie, lecz służba w Inkwizycji rzadko dawała możliwości wybrania łatwych rozwiązań.



- Informacje jakie posiadamy póki co dają nam ogólne rozeznanie, pewne punkty zaczepienia i... przygotowują na to co ma nas tam zastać. Ale w obecnej chwili to tylko informacje w dodatku trochę nieaktualne. Dokładny plan obmyślimy dopiero na miejscu. - Przesłuchujący chciał ostudzić trochę zapał pozostałych Agentów Tronu - Mam parę kontaktów na planecie. Wykorzystamy je. Znajdziemy świadków. A w międzyczasie będziemy robić co mamy do robienia jako Brutal Deluxe. Przykrywka to nie wymówka do wyrzucenia z siebie, kiedy ktoś nas złapie na terenie gdzie nie powinno nas być. Przykrywka to nasza codzienność... to co robimy musi pozostać tajemnicą.
 
Stalowy jest offline  
Stary 06-10-2016, 20:30   #73
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Pokaźnych rozmiarów skrzynia ze sprzętem łupnęła o pas transmisyjny i rozpoczęła powolną wędrówkę do promieni roentgena. Serwitor i pracownik straży kosmodromu legitymujący się pagonami sierżanta na ramionach z zaciekawieniem patrzyli na ekran. Strażnik przysunął nos do migającego monitora, po czym zwrócił się do Blackhole'a:
- Kilkaset kilo wagi a ścianki obłożone ołowiem? Co tam, kurwa, jest?
- Poczta dyplomatyczna.
- A papiery są?

Chris podał wymagany pergamin opatrzony odpowiednimi pieczęciami. Sierżant podał go do sprawdzenia serwitorowi.
- Autentyczność potwierdzona - odezwał się matowym głosem biomechaniczny konstrukt.
- Dobra, ładujcie - powiedział z rezygnacją strażnik.
Chris uśmiechnął się. Wiedział, że to nie wszystko co może doprowadzić tego służbistę do białej gorączki, a najlepsze miało się dopiero zacząć.
- Co do stu demonów... - zdziwił się pracownik kosmodromu patrząc na pojazd latający teamu i towarzyszące mu skrzynie z rakietami, bombami o korygowanej trajektorii i amunicją do bolterów - to ma być "cywilny wahadłowiec pasażerski pionowego startu i lądowania"? Nie sądzisz że jest jakiś taki, kurwa, dziwny?
- Nie dziwny, tylko z edycji limitowanej.
- A papiery są?
- Jakżeby inaczej
- Chris wyszczerzył implanty zębów w uśmiechu.


- Wiecie, myślałem nad proporcem, oznaczeniami teamu i co najważniejsze - mottem, próbując znaleźć coś, co nas wszystkich ze sobą łączy. I tak wydumałem, że czynnikiem spajającym inkwizycję i gwardię, przeróżne specjalizacje i doświadczenie jest to, że wszyscy walnęliśmy kitę i nas odratowali. Także pomyślałem o czymś takim:




- Trzeba obserwować ruch metadanych. Nie zdołamy podsłuchać każdej konwersacji w interesujących nas miejscach. Chodzi o to aby przechwycić kto sie komunikuje i z kim, oraz jacy ludzie zaczynają potem wzmożone patrole. Żołnierze mogą działać jak wskaźniki - jak zaczynają się przemieszczać, znaczy, że coś się dzieje. Przy odrobinie łaskawości duchów maszyn systemy śledzące Pax Behemoth mogą coś takiego wykryć po wprowadzeniu określonych algorytmów... - Chris zatrzymał się na chwilę, zdziwiony, że słyszy takie słowa wychodzące z jego własnych ust. Jeszcze kilka dni temu nie miał zielonego pojęcia o odległej planecie, znajdujących się na niej systemach komunikacyjnych ani możliwościach jakie oferuje śledzenie metadanych. Teraz mógł swobodnie rozmawiać na te tematy. Jednak podczas procedury wskrzeszania Inkwizycja ulepszyła nie tylko jego ciało, wyostrzył się także umysł.
- I zgadzam się, że zmyłka – że niby znaleźliśmy interesujący Amaros artefakt mogłaby się udać, tylko mamy duży problem z zasobami ludzkimi i czasowymi.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 09-10-2016, 22:07   #74
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Ostatnia operacja.
Ostatni implant.
Durran był już kompletny. Jak narzędzie gotowe do użytku.
Wyczerpał swój limit i nie bardzo mógł prosić o więcej usprawnień. Cóż… na bioniczne serce, bijące wespół z organicznym, w drugiej piersi będzie musiał jeszcze poczekać. Jak się znów spisze na misji to Ordo na pewno mu pozwolą. Najpewniej. Choć może dług, który bezwiednie zaciągnęli gdy ich odbudowywano, może to utrudnić.
Durran usiadł na stole operacyjnym. Magos Biologis już otworzył usta by kazać mu się położyć i odpoczywać. Ale to był zwykły odruch. Ułamka sekundy potrzeboał by przypomnieć sobie z kim rozmawia i, że przy tak niewielkiej ilości organicznego mięsa rekonwalescencja jest niemal zbędna.
Twarz Durrana się zmieniła. Nabrała ostrzejszych rysów by zaraz złagodnieć ukazując pocieszną mordkę grubawego skośnooka, a zaraz potem ostre spojrzenie czarnoskórego starca o siwych włosach, a na koniec nawet twarz rudowłosej kobiety. Nie wyglądało to naturalnie. Morgenstern pokręcił głową i wrócił do swojej prawdziwej aparycji
- Sam chcę mu to przekazać.
Magos zamyślił się na prośbę Durrana i uznał, że nic nie stoi na przeszkodzie.


- Inkwizytorze… - zagadnął Durran do swego przełożonego.
Jethro rozmyślał nad zbliżającą się misją. Czuł lekki dreszcz podniecenia, ale i gniew, który wzbierał w nim. Wróg zdawał się kpić z nich, a także z Inkwizycji. Zdrada musiała zostać ukarana. Nikt nie jest bez winy. Ciężko było jednak wyczytać coś z twarzy Inkwizytora, bowiem żadne emocje nie malowały się na niej. Dopiero głos Durrana wybudził go z przemyśleń. Spojrzał pytająco na podwładnego, wiedząc że ten zaraz przejdzie do rzeczy. Jak zawsze.
- Jestem psykerem. Jestem bramą dla demonów. To oznacza, że jestem zagrożeniem. Dlatego podjąłem kroki zapobiegawcze - heretek wyciągnął do inkwizytora rękę, a w niej miał nadajnik. Znany wśród świętych Ordo model. Niezawodny, niezwykle ciężki do złamania. Czytnik liń papilarnych. To był detonator.
- To Ostatnia Łaska. Ustawiony na twój odcisk palca. Odpali meltabombę wbudowaną w moją pierś. Tego nie przetrwa nawet krwiopijca gdyby opętał moje ciało i pożarł duszę.
Inkwizytor spojrzał na nadajnik. Przyjrzał mu się, a potem spojrzał prosto w oczy Durranowi. Kiwnął tylko głową, biorąc od niego nadajnik. To co mógł zobaczyć Durran w oczach przełożonego było czymś na pograniczu szacunku a wdzięczności.
- Masz jaja synu - odparł tylko - I niech Imperator Cię strzeże, bo nie chciał bym by kawałki twojej dupy i jajec opryskały mi zbroję - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jakieś jeszcze niespodzianki ? - zapytał

Nie było. Inkwizytor miał pełen raport planowanych modyfikacji poza tą jedną, na którą Durran zdecydował się niedawno. Nie musiał prosić by pilnować detonatora. Jethro wiedział doskonale, że on oznacza życie Durrana a “niezwykle ciężki do złamania” nie oznacza “niemożliwy”. Morgenstern dałby radę.



- Kim jesteś?
- Maxwell Crom. Magos Prime Bractwa Marsjańskiego. Narodzony na światach Lathe. Syn Cathariny i Davida Croma. Magosa Biologis. Genetora. Opuściłem światy Lathe w ekspedycji Russela Berga, Magosa Exploratora na misji odnalezienia STC. Po długich piętnastu latach spaliła ona na panewce, ale odnaleźliśmy wiele innych cennych znalezisk i złóż surowców. W zamian za osiągnięcia i zasługi dla bractwa zluzowno moje przysięgi posłuszeństwa co pozwoliło mi poszukać wiedzy i osiągnięć na włąsną rękę. Wędrowałem pomiędzy załogami Rogue Traderów, konsultantami Sił Obron Planetarnych, kilkoma grupami najemniczymi kończąc we Wpierdol Deluxe.
- Dobrze, ale używaj właściwej nazwy. Jeszcze raz. Kim jesteś.
Twarz czarnoskórego techkapłana zmieniła się. Skóra mechanicznie przykryłą kilka implantów i zjaśniała. Włosy nabrały głębszej barwy i wydłużyły się o kilka cali. Durran zebrał je za głową i spiął by nie przeszkadzały. Teraz prezentował sobą znacznie bardziej.... lalusiową urodę. Taką za którą połowa małolat szalała.
- Jestem Zigfrid Marrken. Adeptus Administorum. Logis Strategos. Klon Daviena Zurrika. Mający być synem i następcą. Odrzucony gdy narodził się jego pierworodny syn. Przysłany przez przełożonego Jeremiaha Samiela, który dostał polecenie z samego Voss Prime w Segmentum Solar by pierwszy raz, od czternastu dekad, przysłać kogoś z administratum by przeprowadził kontrolę poziomu gotowości planety na zagrożenia oraz pozuim tych zagrożeń by Administratum posiadło atualne dane.
- Dobrze. Rozbuduj te historie. Raporty ze stanu osobowego i ostatnich wydarzeń zarówno w Administratum jak i w Adeptus Mechanicus, które powinien znać ktoś o randze Marrkena i Croma, już są na twoim biurku. Odpowiednie papiery i rozkazy są w tej chwili preparowane. Jest bardzo mało prwadopodobne by ktokolwiek rozpoznał fałszerstwo jeśli sam nie schrzanisz.
- Dam radę.
- Świetnie. A teraz wynoś się, bo mam wiele innych spraw.
 
Arvelus jest offline  
Stary 11-10-2016, 18:10   #75
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Pobyt w Tricorn
W pewnym momencie Flavia zaczęła nienawidzić wszelkich zegarów, kalendarzy i czasomierzy. Ilekroć się na taki natykała, odwracała wzrok z zirytowanym prychnięciem. Każda wskazówka czy cyferblat poruszał się zbyt wolno. Jakby pałac Tricorn, a nawet cały sektor był uwięziony w jakimś przeklętym, spowolnionym wymiarze. Przełożeni trzymali Sejana i całą drużynę w stanie spoczynku. Oficjalnie zginęli, zatem o jakichkolwiek spacerach poza Tricorn nie mogło być mowy. Valeria miała siedzieć, trenować i czekać. Czuła się uwięziona w jednostajnym, cichym pałacu, mogąc być jedynie obserwatorem nadchodzących, często burzliwych i brutalnych zdarzeń. W Calixis jak zwykle wrzało, a ona nie mogła z tym zrobić zupełnie nic. Nienawidziła tego. Wszystko zaczęło się od pierwszej wizyty w sektorze kuchennym. Po próbie zjedzenia czegokolwiek wybiegła z poziomu mieszkalnego, odwiedziła tę bandę duchołapów i spytała uprzejmie, kiedy odzyska smak. Medicae byli zszokowani, że Valeria nie czuje się usatysfakcjonowana obecnym stanem: możliwością poznania składu, proporcji i poziomu toksyczności po sekundzie od dostania się substancji do nozdrzy- suchych informacji, bez żadnych walorów emocjonalnych. Po silnych naciskach, zgodzili się na próbę rekonstrukcji receptorów smakowych. "Cztery operacje, rozłożone na trzy lata. Do czterdziestu procent stanu sprzed resurekcji". To by było na tyle, jeśli chodzi o jedzenie. Co pozostało? Trening i książki. Jeśli ktokolwiek zadawał sobie trud znaleźć Flavię, miał niewiele miejsc do przeszukania. Gargantuiczna, porozdzielana na piętra i sektory z różnymi kodami dostępu biblioteka Tricorn. Specjalna hala treningowa, przystosowana do bandy inkwizycyjnych druciarzy. Prywatna klitka. Valeria przez większość dnia realizowała rozpisany szczegółowo plan treningowy. Dwanaście godzin nieustannych, morderczych ćwiczeń. Nie ominęła żadnego i nie bez satysfakcji obserwowała, jak ta sterta augmentów zaczyna wreszcie współpracować ze sobą. Stawała się wyspecjalizowaną machiną do zabijania. Tym razem w dosłownie. O ile jednak ciało, jakie by nie było, zdrowiało i z każdym dniem stawało się silniejsze, tak z umysłem było o wiele gorzej. Flavia nie mogła zapomnieć. Nikomu nie opowiadała o tym, co zobaczyła. Po swojej śmierci. O Imperatorze wstającym z Tronu, wyciągającego ręce do wiernej służki. Żywy i piękny. Najbliżej była wyznania wszystkiego Matuzalemowi, w pewien spokojny wieczór. Ale dokładnie też wtedy pojawiła się myśl, która pogrzebała ten pomysł. Nie była ani astropatką ani psioniczką. Jej słowa zostałyby zakwalifikowane jako majaki umierającego umysłu w najlepszym przypadku, w najgorszym “potencjalnie groźne wizje”, którymi trzeba się zająć. A Flavia miała dosyć grzebania, w tym, co zostało z jej ciała i umysłu.
Odprawa

Przełożeni ulitowali się dopiero trzeciego Febrariusa. Wykazali się przy tym doskonałym wyczuciem, bo czwartego Valeria zamierzała spełnić głośno wygłaszaną obietnicę, że spierdoli z Tricorn tłuc się z scintillańskimi gangami. Nie odzywała się na odprawie. Jak zwykle. Ale swoje myślała. Przede wszystkim, co tak naprawdę się kryje za Operacją Starscream? Bo wyglądało to tak, jakby lordowie inkwizytorzy wpompowali kilka fortun w przywrócenie paru akolitów, żołnierzy i jednego inkwizytora, żeby zrobić z nich zwykły zespół eksterminacyjny. Flavia nie miała w sobie dumy, żeby zaprzeczyć prostemu faktowi- nie byli niezastąpieni. Głowa zabójczyni pełna była podejrzeń, których nie mogła zdusić ani ujawnić. Jeśli jednak zdobędzie coś, co ukierunkuje, albo chociaż nada podejrzeniu jakąś formę, będzie musiała o tym powiedzieć. Valeria rozejrzała się. Komu powie? Widziała jedynie towarzyszy broni. Z każdym spędzała czas, dyskutowała, przelewała krew i za każdego oddałaby życie bez cienia wahania. Ale komu tak naprawdę ufała?
Kiedy podczas odprawy zapoznała się z nowymi faktami, rozpogodziła się. Dziki świat, porośnięty nieprzystępną puszczą. Flavia wyobrażała sobie świat niezwykle podobny do własnego. Tak… to będzie jej podwórko. Rodząca się paranoja ustąpiła chwilowo euforii. Valeria wracała do akcji. Z nową tożsamością, ciałem, brzytwami.
Nie mogła się doczekać.
 
Astrarius jest offline  
Stary 14-10-2016, 21:59   #76
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Jethro Sejan na czar operacji przyjął dość prosty kryptonim. Pan Jones. Nie miał głowy do wymyślania, a to nazwisko zapada w pamięć ale nic nie mówi. Dla wszystkich był po prostu przywódcą najemników. Hersztem tej pojebanej bandy, która miała swoje zadanie do wykonania. I jak zwykle nie wiele się odzywał. Słuchał tego co inni mają do powiedzenia. W końcu każdy z nich miał swoją specjalizację, wiedzę którą przewyższał jego a on. On umiał odnaleźć się w tej sytuacji, w jakiej zostali postawieni. Działanie incognito. Działanie w ukryciu, gdzie karty wykłada się w ostatnim momencie.

Siedział i słuchał. A potem przyszedł Durran Morgenstern. Gość z jajami większymi od Devastatora. To czego się dowiedział nie napawało optymizmem, ale pokładał wiarę w nim. Jak w każdym z tego zespołu. Oddanie mu nadajnika do rozjebania go na drobny mak, było sporym aktem oddania i odwagi. Takie cechy musiał po prostu docenić. Oddanie, wierność. Nie można było teraz zawieźć “nadziei i wiary” jakie w nim pokładali.

Palił sobie teraz swoje LHO organizując w myślach kolejne ruchy.

Matuzalem, jego prawa ręka. Wiedział że w pewnych kwestiach mógł na nim polegać. Odciążał go od tych zadań, które mogły by go przeciążyć, lub w których nie był ekspertem. Na tym miało to polegać. Ludzie, których dostał mieli swoje nadzwyczajne umiejętności. Trzeba było nimi odpowiednio sterować, by każdy mógł czuć się członkiem zespołu. Tylko tak mogli czuć się jednością. Tylko tak mogli odnieść zwycięstwo.

Przeciwnik nie był zwykłym szeregowym bandytą. Rathbone była klasą samą w sobie, i skoro przez tak długi czas, robiła wałki pod samym nosem Inkwizycji to znaczy że była z niej cwana suka. To dobrze. Bowiem taki przeciwnik jeśli popełni błąd, jest on dla niego śmiertelny. Poza tym miała pewne przyzwyczajenia, tak jak i oni, i trzeba było po prostu cierpliwie czekać aż któreś z nich da o sobie znać.

Mając czas poprosił o dostęp do plików i informacji o samej zdrajczyni. Chciał poznać wroga lepiej. Prześledzić jej karierę, osiągnięcia, i to co Inkwizycja o niej wiedziała. To mogło pomóc.

Nim wylądowali uprzedził wszystkich że na razie mają nie wypytywać. Przykrywka musiała mieć potwierdzenie nie tylko w danych, ale i w tym co inni mieli zobaczyć. Pierwsze ruchy drużyny miały pokazać, utwierdzić w przekonaniu że są zwykłymi najemnikami. Przy okazji nauczą się życia w tamtych warunkach. Poznają schematy zachowań nie których, i może wówczas odkryją coś odbiegającego od normy. Rathbone z pewnością obserwowała, albo miała swoich obserwatorów, którzy badali każdą nową jednostkę, która się pojawiała. Tego nie można było spierdolić.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 16-10-2016, 15:08   #77
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
The Emperor knows. The Emperor is watching.

Kolejne dni podróży mijały spokojnie - co wcale nie sprawiało przyjemności dla większości zainteresowanych. Musieli wynajdować sobie jak najwięcej zajęć, nie tylko po to, by utrzymać sprawność i zabić nudę, ale również aby odegnać natrętne myśli.

Każdy ludzki żołnierz, nieważne w jakim okresie historii Ludzkości, powiedziałby, że wojaczka to dni, tygodnie i miesiące oczekiwania, przerywane krótkimi chwilami przepełnionymi strachem i walką o życie. Dla bandy takich wyjadaczy, jaką był Kryptonim "Starscream", zdawało się to być jeszcze bardziej nieznośne, mimo upływu lat służby. Możliwe, że wpływ na to miała długa Terapia... albo nadgorliwość. W końcu, dla nich walka z wrogami Inkwizycji (i tym samym, Imperium Ludzkości) była sensem istnienia.

Na Pax Behemoth nie działo się nic wyjątkowego. Poszczególni agenci kilkukrotnie wizytowali w "mieście", kontaktowali się z załogą i innymi pasażerami, praktykowali swoje przykrywki, brali udział w bójkach z podchmielonymi marynarzami, trenowali, pucowali i inwentaryzowali sprzęt (dziesiątki razy; przy czym szczególnie wyróżniał się tutaj Cortez - otrzymał bowiem niezwykły, potężny i cholernie przydatny dar z tricornowych zbrojowni - ciężki pancerz wspomagany, którego uczył się poprawnie używać, tak solo jak i w taktyce drużynowej), wkuwali na pamięć skąpe dane o Kadrze Rathbone i planecie Farcast. Nawet te nieliczne momenty, w których krypa musiała wykonać skok przez Osnowę nie były niczym ponad wielokrotnie przeżytą (acz wciąż wzbudzające niepokój, uzasadniony lęk czy strach) niedogodność. Inkantowali wtedy stary, gwardyjski chorał z "Elementarza Imperialnego Piechura", którego weterani z Gwardii szybko nauczyli resztę towarzyszy:


Strach jest niczym,
albowiem ma wiara jest silna.

O Wiecznyj Imperatorze,
Któryś doglądasz nas w samotności,
I rządzisz falami i burzami,
Bądź litościwy podług Swych służebników,
Uchowaj naszeci przede groźbami Osnowy,
Co byśmy pozostali strażą dla Domeny Ludzi.

Strach jest niczym,
albowiem ma wiara jest silna.

Uchroń mję przede wirem,
Uczyńże tenże okręt godnym protekcji Swychże legionów,
Które niosą Twe światło kędy wędrują.

Strach jest niczym,
albowiem ma wiara jest silna.

O Najwyższy, Najświętszy,
Jam widzę Twe światło i czuję Twój byt,
Czyń mję bezpiecznym od Osnowy i Próżni,
I doprowadź mję w dom,
Ku chwale pól bitewnych.

Strach jest niczym,
albowiem ma wiara jest silna.

Wystarczyło. Mimo furii targających prądami Morza Dusz, Pax Behemoth przetrwał podróże bez szwanku i szybko dotarł do systemu Farcast. Kobal Aizdar nie szczędził geltów na napędy, emitery pola Gellara czy wieżę nawigatorską (oraz jej głównego rezydenta, Nawigatora z zasłużonego Domu Magisterialnego Vor'cle).

Podróż od punktu wyjścia w obłoku Oorta aż po wysoką orbitę Farcast trwała jeszcze dwa dni. Przez ten czas, Specdrużyna BD "Jaguar" intensywnie trenowała swoją przykrywkę. Nikt nie miał prawa się wyłamać. Agenci Rathbone mogli być wszędzie - nawet na Pax Behemoth czy w bazie Brutal Deluxe.

Wreszcie, transportowiec zawisł w pobliżu stacji orbitalnej "Farcast-O1". Jeden z ciężkich lądowników, udający się do kosmoportu w Imperialnym Mieście, w swych trzewiach miał coś więcej, aniżeli tylko pasażerów i towary.



Muzyka: Call of Duty: Black Ops 2 - Alex and David

Na granicy styku troposfery i stratosfery, główny luk transportowy ciężkiego lądownika rozwarł się, wypuszczając ze swych czeluści inny pojazd. A raczej cztery - wojskowy VTOL transportowy typu Valkyrie Sky Talon, trzymający w swych zmodyfikowanych, znacznie wzmocnionych szponach drugi, równie silnie przerobiony pojazd - BWP typu Chimera, do którego burt zaś przywiązane łańcuchami były dwa ciężkie, wojskowe motocykle.

Lądownik z Behemotha oddalił się natychmiast, zostawiając Valkirię. VTOL odpalił własne silniki i poleciał w zupełnie innym kierunku, przekraczając tropopauzę i tnąc masywne, białe cumulusy. Pod nimi rozpościerał się widok planety, jak zawsze zapierający dech w piersiach. Wielkie jeziora, wewnętrzne morza, okolone lądem superkontynentu. Górskie łańcuchy. Pierwotna, tropikalna i subtropikalna puszcza. Wielkie, żółtobrązowe plamy skalistych pustyń, wyżyn i sawann.

Valkiria udała się w stronę jednej z owych wielkich wyżyn. Po dwóch godzinach przelotu obniżyła pułap na tyle, by lecieć nisko ponad potężnymi, stołowymi górami typu mesa, skwierczącymi od gorąca i smaganymi gwałtownymi porywami wiatru. Chmury pyłu były wszędzie, doskonale maskując przelot pojazdu. Wreszcie, maszyna zwolniła, aż wreszcie obróciła silniki w dół, powoli i ostrożnie manewrując w kanionach między mesami. Wreszcie, wylądowała na dnie jednej z niecek. Prosto w obozie kompanii najemnej Brutal Deluxe.



Pierwsze dwa dni w obozie minęły na ponownej inwentaryzacji sprzętu (przy czym, zgodnie z rozkazami, kwatermistrzostwo BD zaopatrzyło Jaguary w paliwo, żywność, podstawową amunicję i inne uzupełnienia zapasów niezbędnych, a także w nieco lepsze mapy Okręgu Centralnego, w tym szczegółowe rejonu Jeziora Kolonialnego, Imperialnego Miasta i Paramos de Vaquero), integracji (która była znikoma - baza była opustoszała, większość najmitów działała w całym Okręgu, wracając jedynie w celach uzupełnień logistycznych) i pierwszych zadaniach w ramach przykrywki (sprowadzających się do pełnienia wart, dbania o obóz i sprzęt oraz prowadzenia patroli po okolicy, tak pieszo jak i za pomocą szybkich wozów terenowych).

Zaznajomieni z tematem Akolici wykorzystali ten czas po swojemu - prześwietlając personel Brutal Deluxe pod kątem szpiegostwa, czy to na rzecz Rathbone, czy też kogo innego. Dopiero trzeciego dnia mieli pewność, że najmici (a przynajmniej ta kompania) byli czyści. Czas więc było na dalszą pracę pod przykrywką... oraz na zbieranie informacji, wysyłanie wici, plany, poszukiwania - i pierwsze decyzje.
Nadszedł czas strategii.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 20-11-2016 o 08:12. Powód: Formatowanie
Micas jest offline  
Stary 27-10-2016, 18:46   #78
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Wielkie hale złota i purpury. Rogi i organy grały. Władza miała swe prawa. Władza miała swe zwyczaje. Władza była święta. Ponad choćby spojrzeniem niezliczonych mas.
A przed nimi stanął właśnie Zigfrid Marrken.



- Ach… cóż za piękny dzień na małą kontrolę… - warknął ze złością.

* * *


- Ej! Stój! - zawołał gwardzista MP-F - Wstęp wzbroniony, chłystku! - warknął i zaraz się sktruszył pod miażdżącym spojrzeniem niema dwumetrowego mężczyzny. Potrzebował jedynie ułamka sekundy by przywołać swe pokłady lat pałowania takich cwaniaków jak ten by odzyskać rezon, ale nie zostało to przeoczone.
- Marrken, Logis Strategos Officio Administratum.
- Hę?! - zadziwił się.
- Przestań, jełopie, robić taką głupią minę i prezentuj się! Jesteś w pieprzonej La Guardii! Nie przynoś wstydu!
Zbity z tropu zabijaka wyprostował się na te słowa choć gniew coraz mocniej w nim kipiał. Ręka coraz chętniej sięgała po pałę.
- I WYLEGITYMUJ SIĘ, do cholery jasnej! Numer odznaki! Imię! Nazwisko! Już!
- Podoficer sił Milicia Planetario Farcasta, oddziały La Guardia, AZN-75112, Hecktor Virrikan, a teraz skoro mamy formalności za sobą to wyjaśnij mi, zjebie, czemu nie miałbym ci połamać kolan? - wywarczał zapytanie rozmasowując ciężką tonfę.
- Prefectus Logis Strategos o AR-1 theta 42 kreska 568n ce 17 kreska psi wydział Omega13 z Segmentum Solar. Wydział Bezpieczeństwa i Zagrożeń. Zigrid Marrken.
To zamknęło dyskusję. Hecktor zrozumiał, że za wąski jest by zadawać się z kimś takim i w kolejnych trzech krokach Marrken znalazł się przed Sybillą Guyet.




Sekratarz samego gubernatora. Najwyższa rangą urzędniczka, zajmująca się administracją na całej planecie, sama nie należąca do Administratum i nie odpowiadająca przed nimi, ale mająca w kieszeni całą administrację na Farcast, włącznie z kilkoma dziesiątkami pomniejszych adeptów Administratum, z niemocy godzący się na jej zwierzchnictwo.


I Zigrfid ich nie winił. Złośliwy uśmiech pojawił mu się na ustach gdy ją dostrzegł. Nie mógł ocenić ile miała lat. Stopień zaawansowania cybernetyzacji prawdopodobnie już ją unieśmiertelnił.
- Nie doszła do nas informacja o żadnej kontroli! - wypaliła od razu. Bez przywitań. Agresywnie.
- A macie coś co chcielibyście ukryć przed przybyciem Administratum?! - odwarknął Zigrfrid i z wyrazu twarzy który pojawił się na ułamek sekundy na jej twarzy natychmiast zrozumiał, że nie nawykła do jakiegokolwiek podważania jej autorytetu. Trzeba było ostrożnie. Zastraszona mysz będzie się wycofywać, ale zagoniona w róg rzuci się do gardła.
- Oficjalne procedury… - zaczęła ale Zigfrid wpadł jej w słowo.
- Zakładają kontrole. Słuchaj mnie, Guyet. Znam procedury lepiej niż ty i biorąc pod uwagę skąd przybywam najpewniej znam nowsze. Możesz ze mną prowadzić wojnę na słowa i uprawnienia i mieć we mnie wroga albo dać mi wykonać moje obowiązki i próbować ukryć przede mną jakieś pojedyncze elementy. Jestem Zigfrid, kurwa, Marrken. Mam przeszło trzysta standardowych lat i grubsze ryby detronizowałem gdy mi zaleźli za skórę. Widzisz to? - zapytał odsłaniając połę kurty, prezentując excruciatora - Ten karapaks też nie jest od parady. Jestem wysyłany gdy komuś się dupa pali, albo gdy spodziewamy się problemów. Tutaj się spodziewamy. Od prawie półtorej wieku Farcast nie było objęte kontrolą sił zbrojnych, sytuacji zagrożeniowej ani nawet nie wysłano żadnego wiarygodnego raportu. KTOŚ chyba trzyma łapę i cenzuruje raporty wszystkich przedstawicieli Administratum na planecie, wiesz może kto to mógłby być? Moja kontrola trwa już półtorej roku. Obejmuje już bardzo wiele zagadnień.
W tym momencie jego lewe ramię się otworzyło. Rozszczepiło i wywróciło na drugą stronę ukazując dziesiątki różnych urządzeń nadawczo-odbiorczych, rejestrujących, deszyfrujących i pamięciowych. Nie przerywając swego monologu odczytał jakieś dane.
- I przyjrzyjcie się okolicom 87 stopni południe, 142 stopnie zachód. Mój wywiad sugeruje istnienie dobrych 23% szans, że rodzi się tam wam Zielona Fala.
- Skąd ty… - zaczęła coraz bardziej wybita z rytmu, ale Aigfrid nie dał jej dojść do słowa.
- Bo jestem Logisem Strategosem o randze Prefectusa - ramię znów złożyło się do zwykłej, użytkowej postaci - Znam się na swojej robocie. Analiza zagrożeń to powód mojego istnienia. Więc powiedz mi. Chcesz we mnie upierdliwy problem, czy otwartego wroga? Ja mogę grać w dowolną z tych gier…
- Skąd mam wiedzieć, że jesteś tym za kogo się podajesz? - zapytała zachowując kamienną twarz, ale ktoś kto by się znał dostrzegłby, że głos jej drżał. Zigfrid znów otworzył ramię i wyciągnął z niego Złoty Sygil Administratum Primas. Jasno świadczący o wielkich uprawnieniach i potwierdzający jego wersję.
- W razie dalszych wątpliwości możesz wysłać wiadomość, albo za pośrednictwem astropaty skontaktować się z Maesterem Samielem Jeremiahem. Tu masz potrzebne namiary - wręczył jej micropada z danymi do kontaktu z Constantinem Hyalem. Agentem inkwizycji którego jedną z funkcji było podszywanie się pod różne Imperialne osobistości aby potwierdzać wersje agentów w terenie. Wyjątkowo rzadko zdarzało się by ktoś chciał sprawdzić jeszcze jego, a na to miał swoje kolejne sposoby… - To mój przełożony który wysłał mnie tu na polecenie przyszłe z samego Voss Prime. Oficjalnie nie wiem kto je wydał więc o to mnie nie pytaj.
- Sprawdzę to.
- Doskonale. Więc po raz ostatni zadaję ci moje pytanie. Chcę dostępu do waszych danych administracyjnych. Do liczb i raportów. Wszystkich. Dasz mi je a ja zignoruję dziewięćdziesiąt pięć procent problemów i przekrętów które NIE tyczą spraw obronności i zagrożeń, czy mam wytoczyć ciężkie działa, ale wtedy lepiej byście ty i gubernator byli czyści jak łzy, bo ja potrafię być niesamowicie upierdliwy gdy ktoś mi przeszkodzi w wykonywaniu obowiązków dla Imperium...


Otrzymał pełny dostęp. Największe silniki logiczne na planecie stały się jego placem zabaw. Wyrzucił wszystkich z sali i został sam. Wyłamał kłykcie i zabrał się do pracy. Nie było w niej żadnego dramatu, nie było ścigania się z czasem, ani pośpiechu. Zigfrid sprawdził pomieszczenie, a następnie usiadł na krześle, podpiął się do silnika logicznego poprzez MIU i obserwował wyjście przeglądając dane. Duchy maszyn już zostały zaprzęgnięte i selekcjonowały kolejno informacje.
Na początek podjął środki ostrożności by nie zostawić po swoich poszukiwaniach żadnych śladów. Subtelne metody, zalewające w masie sztucznie generowanych haseł które odpowiadają profilowi poszukiwań Logisa, jednoczesne ukrywanie wyników realnych celów.
Czas potrzebny na podróż między Tricorn, a Farcast: Określony.
Data i lokalizacja ostatniego znanego pobytu Rathbone: Określone.
Szacowana data wylotu: Określona.
Potencjalne okręty którymi mogłą podróżować: Określone.
Alternatywne drogi: Określone.
Szacowany czas przybycia: Określony.
Setki godzin nagrań z kamer w hangarach: Znalezione.
Duchy maszyn rozpoznające twarze: Puszczone w ruch.
A teraz niech pracują. Hereteckie metody nieraz już okazały się skuteczniejsze niż czyste marsjańskie, choć w możliwości tych drugich nigdy nie wątpił. Teraz pozostawało mu czekać, więc nie marnował czasu i poświęcił go na wyszukiwanie danych o pozostałych siłach na planecie.

Kilkanaście godzin później opuścił pałac i spotkał się z kilkoma innymi członkami inkwizycji. Nie osobiście. Ubezpieczali się nawzajem i rozmawiali na ciężko kodowany voxie, ale utrzymywali dystans kilkunastu metrów by uniknąć skojarzenia… Z danymi powrócili do bazy operacyjnej aby je przeanalizować.

Punkt kolejny.... serwitor.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 16-12-2016 o 16:58.
Arvelus jest offline  
Stary 06-11-2016, 12:11   #79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet




Fajny był ten lokal te “Trzy Koła”. Lubił takie lokale. Taki sympatyczny klasyk gdzie można było spędzić całą przepustkę nie wychodząc na zewnątrz bo wewnątrz wszystko było na miejscu. Czyli wóda, dziwki i lasery. Zarąbiste połączenie. Musiał przyznać, że bycie agentem Inkwizycji i te całe działanie pod przykrywką nie jest takie straszne. Przynajmniej z tą przykrywką to trzeba było się przykrywac dosłownie i wczuwać czyli z tymi przepustkami też. No bo gdzie mógłby spędzać przepustkę najemnik z Brutal DeLuxe jeśli nie w stolicznych “Trzech Kołach”? I korzystać z tych wszyzskich uciech tak bardzo znanych chyba odkąd ludzkość wymyśliła wojny i wojaków. Zmieniały się może technologie ale nie same miejsca i nawyki. Dlatego Kaarel a właściwie już Eryk jak się trzymać tej przykrywki jaką sobie wybrał, tak dobrze się tu czuł. I tak wiele mu się tu rzeczy podobało. I muza o odpowiedniej tonacji. Nie za głośna przy najmiej nie przy ich stoliku więc można było się podrzeć do siebie. Nie za cicha by nie dała o sobie zapomnieć. Cała lista różnorakich drinów we wszystkich kolorach tęczy. Oczywiście chciał spróbować wszystkich no albo chociaż odpowiednio wielu. Wiedział, że nie da rady bo chyba by musiał mieć z tydzień tej przepustki ale i tak była fajna zabawa. Nawet klasycznie z kilka razy widział i jak ktoś się nawzajem czy z ochroną złapał za bary tu czy tam, mniej lub bardziej. Jak bardziej to właśnie poza tym wojackim standardem szpanu i walki o dominację wszelają na spojrzenia, miejsca, dziwki czy cokolwiek. Jak bardziej to się właśnie najczęściej robiło z udziałem ochrony. Nawet już teraz Eryk raz całkiem wesoło wspomógł taka głośniejszą wymianę argumetnów gdy jakiś palant wpadł a właściwie został rzucony na ich stolik. Najemnik z naszywką Brutali zdążył zmieść ze stołu swoje szkło podobnie jak towarzyszący mu Zak co uchroniło większość płynu, tym razem jakiegoś czerwonawego, przed rozlaniem.


- Fajne tu mają stoły nie?! Ale zobacz podłogę! Podłoga to dopiero czad! - wrzasnął wesoło do “zawieszonego” i radośnie zepchnął i popchnął go tam skąd przyleciał. No prawie bo naturalnie tamten stracił równowagę i wyrżnął się na tą podłogę dzięki czemu mógł podziwiać ten zwyczajowo niedoceniany element architektoniczny tego lokalu. Choć jak zauważył Cotant chyba tamten niezbyt docenił te darmowe zwiedzanie przyziemnej warstwy budynku bo reszta towarzystwa już się o niego upomniała i znów zaczęli z wielki zaangażowaniem zajmować się soba nawzjem. Kaarel zachęcał ich wrzaskami i okrzykami obstawiając swojego przypadkowego faworyta. Tak naprawdę nie miał pojęcia z kim i o co się tak wrzaskliwie zakładał ale paru gości z sąsiednich stolików wykazywało podobne zamiłowania więc od razu poczuł z nimi swoistą wojakową wieź i sympatię. No i obudził się w nim duch rywalizacji zarówno co do jakości jak i głośności wykrzykiwanych obelg i zachęt jak i wysokości stawek zakładów. W końcu jednak tę przednią zabawę zakoćzyły dodatkowe siły ochrony jednakowo pacyfikując obie strony kotłujące się na tej właśnie podłodze z współudziałem już co bardziej ruchomych elementów wyposażenia lokalu. Eryk z uznaniem zauwazył jak jakiś zdolniacha wyrwał nawet jeden z monitorów ze ścian i grzmotną nim jednego z ochroniarzy przewalajac go nim reszta go spacyfikowała. Miał chłopaczyna talent Kaarel potrafił do dostrzec i docenić. Ostatecznie jednak nie był nawet na ochronę taki zły bo coś jak zabrali się za swoją robotę to jego faworyt dosłownie leżał na dechach czy ich imitacji i zgarniał raz za razem.


- Myślisz, że szef to pochwali? - spytał Zak z wyraźnie zauważalną skalą wątpliwości w głosie.


- Na pewno! Przecież nasz szef jest taki kochany i wyrozumiały! Dba o nas jak rodzony ojciec! Co ja mówię, bardziej nawet! Rozumie nas i nasze potrzeby jak starszy brat! - Kaarel czyli Eryk zapewnił swojego kolegę tonem wylewnej pewności siebie. Znał w końcu Sejana od dawna. Od jakiś… No drugą akcję razem robili. Ale to i tak o jedną dłuże niż Zak więc nie bawił się w detale skoro nowszy kolega potrzebował uspokojenia ducha i sumienia. Kaarel też potrafił być jak starszy brat. Zwłaszcza po którejś już kolejce. Uniósł ocalałe szkło w górę. Naprawdę drin zmieniał kolor! Tak jak w menu pisali! Właśnie przechodził z tego czerwonawego w jakby chyba błękity.


- No ale już tu trochę siedzimy. I już trochę wydaliśmy. Chyba nawet trochę więcej niż trochę. A ty teraz zamówiłeś ekstra dziwki. A mieliśmy przyjechać tu wiesz po co. - zauważył Zak chyba niezbyt przekonany o braterskim podejściu ich dowódcy. Kaarel łypnął poprzez pryzmat trzymanego szkła na nowszego w ich oddziale kolegę. I niejako następce Titusa choć tego pewnie nie wiedział. Widział jakby powtórzenie tylu scen z ich wspólnej przeszłości. Tyle, że tym razem to on był tym beztroskim i mniej rozsądnym. Czy Diatchenko też uważał go za takiego sztywniaka jak on teraz patrzył na Zaka po drugiej stronie stołu? Diatchence na pewno spodobałby się też ten lokal. Już by pewnie robił jakiś interes, prawie na pewno lewy, i coś by poszło jak zwykle czyli już by się coś działo i z udziałem Cotanta.


- Ależ no co ty mówisz, mój przyjacielu towarzyszu i bracie! Nie zamówiłem ekstra dziwek! - Cadiańczyk udał słuszny gniew i oburzenie bijąc się mocno w pierś. Ale po krytycznym spojrzeniu rozmówcy widocznym nawet w laserowym półmroku dyskoteki musiał jednak dokończyć właściwszą część zdania. - Zamówiłem jedną ekstra dziwkę. - wyjaśnił dobrodusznym tonem i z takim uśmiechem


- Jedną?! A ja?! - tak jak się spodziewał weteran Wojny Wraków uświadomienie sobie detali zamówienia dość zauważalnie przykuło uwagę i wzbudziło nowym w ich grupie szturmowcu.


- Jak sam zauważyłeś jesteśmy tu służbowo. A miłość i wyrozumienia naszego szefa do nas chyba właśnie kończy się gdzieś na limicie jednak ekstra dziwki z niespodzianką i specjalnością lokalu. - Cotant cierpliwie wyjaśnił swojemu partnerowi dlaczego przy ich mimo wszystkim ograniczonym budżecie reprezentacyjno - operacyjmnym jaki im z ikwizycyjnego budżetu starczyło tylko na jedną taką specjalistkę od obsługi klientów. Choć oczywiście nie powstrzymał się od uwypuklenia, że zamówił najdroższy zestaw do łóżka. A może nie do łóżka? Był ciekaw na czym ma polegać ta niespodzianka.


- No nie! Ty idziesz zamoczyć z najdroższą dziwką w lokalu a ja mam tu odwalać fuchę za nas obu?! Mieliśmy robić swoje a nie ruchać dziwki! I to te najdroższe! - Cotant czuł, że potrzebna jest jakaś osłoda dla jego nowego partnera. W końcu faktycznie nie do końca nabijał się, że są tu służbowo. Mieli puścić plotę w obieg. Ale dobrze by było puścić ją jakimś łebskim kolesiom a jeszcze lepiej ważniakom a nie takim co właśnie ich ochrona zbierała z podłogi na zewnątrz. I tu się zaczynał klops. Bo byli takimi samymi klientami jak reszta tutaj i nie mieli najmniejszego punktu zaczepienia. Dla kasrkina wszyscy wyglądali na takich samych bywalców lokalu jak i on. Przy kolejnych kolejkach wymyślił tyle, że zagada z barmanem. Ten musiał coś wiedzieć o półświatku czy światku albo kto by mógł pójść dalej z tą plotą. Dlatego sumienie mu się uspokoiło i mógł oddać się rozrywce. A jak już i trafiała się okazja to czemu miałby się schlapywać w szeregową dziwkę jakby był jakimś szeregowym? Nie był i jego przykrywka też nie! No a przynajmniej jako Brutale nie uważali się przecież za standard. Zresztą lokal był trochę ponad ale bez przesady. Jak widział dominowali tu tacy jak on to i usługi były nastawione właśnie na takiego klienta.


- Oj nie rób scen! Czy ja ci zabraniam zamoczyć?! Rwij lachony do oporu póki jest okazja! W bazie to sam wiesz jaki jest wybór! Poza tym nie przejmuj się zadaniem, wszystkim się zajmę! - krzyknął do towarzysza po drugiej stronie stołu chcąc go choć trochę udobruchać i uspokoić sumienie.


- A może mną się zajmiesz? - powiedziało kobiece kolano które nagle znalazło się między jego udami. A przynajmniej w pierwszej chwili zauważył i poczuł te kolano a nad sobą usłyszał kobiecy głos. Chwila jednak była zbyt piękna by ją ot tak posłać w niebyt. Naprawdę się zastanawiał czy te seksowne, gładziutkie kolanko zacząć badać w dół czy w górę, w stronę głosu. Bowiem gdy właścicielka kolana postawiła stopę na krześle między jego udami Kaarel na pierwszym planie miał właśnie te jej kolanko. Ostatecznie uznał, że wystarczająco nasycił się chwilą i nie można dać czekać zbyt długo damie o takich kolankach.


- Bardzo chętnie bym się tobą zajął kiciu… - odpowiedział w końcu zaczynając badanie dotykowe podstawionej pod nos kobiecej anatomii. Zaczął od przykrycia dłonią kolanka a potem obserwował wzrokiem jak sunie w dół łydki i przy okazji dając przyjemność z bodźców dotykowych jakie przekazywała mu jego dłoń sunąca pp gładkiej, delikatnej, kobiecej skórze. - ...ale chyba tyle płacę, że to chyba ty powinnaś się zająć mną. - dłoń wraz z oczami zakończyła badanie tam na dole i sunęła z powrotem przez kolano po udzie. To się rozminęły bo twarz mężczyzny powędrowała w końcu ku brzuchowi i miał zamiar dotrzeć do twarzy ale ten ślicznie wyeksponowany przez ubiór arcyciekawy rejon między brzuchem a szyją znów go zastopował. Aż był w rozterce czy dłonie mają sunąć dalej już prawie przy złączeniu ud z biodrami by dokończyć ten element poznawczy czy od razu przesunąć się na ten wyższy fragment.


- Dobrze, ale chyba nie tutaj mój ogierze. Chodźmy do mnie. Teraz! Natychmiast! Uratuj swoją księżniczkę w opałach! - kobieta nachyliła się nad wciąż siedzącym mężczyzną jakby miała zamiar go pocałować. Jednak zamiast to zrobić złapała go za klapy i lekko szarpnęła wymownie podkreślając swoje zniecierpliwienie. Z bliska mężczyzna mimo całej ponętności chwili dostrzegł jej nieco urwane spojrzenie. Gdzieś za jego plecami, w głąb sali.


- Uratować księżniczkę w opałach? No pewnie, pewnie, że tak. A ty potem z wdzięczności wpadniesz mi w ramiona a potem niżej gdzie okażesz mi tą oralną wdzięczność z resztą ciekawych zabaw? No to chodźmy. - zgodził się Brutal wstając z krzesła i pańskim gestem kładąc własne ramię na jej ramieniu. Przy okazji zauważył, że jest dość wysoka, byli prawie jednego wzrostu. A co zbadał przed chwilą o dziwo nie była w szpilkach. Ciekawe. Zerknął też za jej plecami w głąb sali gdzie ona przed chwilą. Ciekawe. W sumie nie było tam nic ponad standard kończących sprzątaczą robotę ochroniarzy. A tych dwóch miśków co właśnie weszło na pewno przyszli się zabawić tak jak i on. Gdy brał ją pod ramię sama je złapała i podstawiła się odpowiednio. Tak, że teraz była z drugiej strony drzwi wejściowych, że Kaarel ją całkiem nieźle zasłaniał. Ale na pewno był to przypadek! Uspokoił sie w myślach tę zaszczepioną inkwizycyjną paranoję jakiej wcześniej uważał, że nie miał.


- Hmm… To ma być ta niespodzianka? Znaczy wystrój tak? No szczerze mówiąc myślałem, że bardziej się trochę postaracie. Zwłaszcza jak na księżniczkę. - zauważył trochę cierpkawym tonem patrząc po pokoju do jakiego go zaprowadziła. Właściwie pokoiku. Klitki nawet. Trochę większej przebieralni. Jakoś mało księżniczkowy standard. Właściwie zainteresowanie i wdzięczność a nawet te chętne ramię też coś się znacznie oddaliły odkąd wyszli na schody z tej głównej sali. Właściwie to pokój pasował bardziej na przebieralnie taniej dziwki niż jakiejś miejscowej gwiazdki.


- Nie bój sie wszystkim sie zajmę. To będzie twoja niezapomniana noc. I wczuj się też trochę w rolę. To pokój księżniczki w opałach. - rzuciła mu przez ramię i w pośpiechu prawie nie zaszczycając go spojrzeniem. Ciekawe niespodzianki mieli w tych “Trzech Kołach”. Ta mega droga laska wyglądała bardziej na taką co się pośpiesznie pakuje czy szuka czegoś niż przymierza się do odegrania roli okazania oralnej wdzięczności.


- Ja mam się wczuwać w rolę? Miałaś się mną zająć. Też wczuj się może choć trochę w rolę. - uniósł nieco brew i stanął z rękami na biodrach. Stał prawie na środku tej komórki bo jak zrobił krok od drzwi to był gdzieś w połowie drogi między drzwiami a nią. A ta wreszcie chyba wygrzebała co chciała. Wyglądała jak nieduża, klasyczna, metaliczna walizeczka. Coś cholernie mało mu pasowała do ekwipunku i garderoby księżniczki.


- Muszę się przygotować. Poczekaj chwilę. - odparła szybko i w roztargnieniu. Rozpoznawał ten styl mówienia. Tak mówili ludzie którzy się bali. W połączeniu z pośpiechem pasowało mu do znanego schematu jakiejś akcji. Takiej w której nie idzie zbyt dobrze. Bo z mega drogą dziwką to chyba powinni się już przewalać tutaj po podłodze czy gdzie tam. Zresztą jak za taką kasę to jednak oczekiwał tego przewalania w bardziej komfortowych warunkach.


- Wiesz co? To chyba nie dla mnie. Chcę zwrot kasy i może pójdę na dół i wydam ją na jakieś nudniejszy standard. Masz jakieś fajniejsze koleżanki tam na dole? - powiedział i zapytał uśmiechając się ironicznie. Był trochę zaintrygowany tym co się tu właśnie dzieje. Laska coś mu wyglądała na złodziejkę albo jak dziwkę to taką co właśnie roluje lub już wyrolowała swoich szefów. Znaczy jakby nadal był zwykłym gwardzistą czy najemnikiem którego udawał to by tak sądził o takiej najpłytszej warstwie jaką właśnie widział. Cholera! W jakiej właśnie brał udział! Odwrócił się i zrobił ten krok znajdując się prawie przy drzwiach. Ale zamarł. Usłyszał kroki na zewnątrz. Szybkie. Pośpieszne. Ciężkie. Zupełnie jakby dwa miśki kroczyły korytarzem.


- Stój! Poczekaj! Zajmę się tobą! - za plecami usłyszał głos wyraźnie podszyty niepokojem. Zupełnie jakby też usłyszała te dwa kroki. I skojarzenia miała też podobne do niego. Ciekawe. Kaarel był ciekaw co teraz zrobi. Coś w tej klitce ciasnawo było na jakieś ukrywanie się i udawanie, że się jest gdzie indziej. Doskoczyła do niego jednym krokiem co jakoś jeszcze specjalnie trudne nie było w tych mikroprzestrzeniach. Złapała go pod ramię i wślizgnęła się między niego a drzwi blokując je swoim ciałem. Czuł je teraz z bardzo bliska bo nie cofnął się ani milimetr. I bardzo podobało mu się to co z tak bliska i widział i czuł. Położyła mu dłonie na ramiona i popchnęła lekko na ten materacopodobne coś na podłodze co od biedy mogło robić za namiastkę łóżka. Pozwolił jej na to. Upadając usiadł na tyłku a ona zaraz za nim sadowiąc mu się okrakiem na kolanach. Uznał, że wreszcie zaczyna się robić ciekawie i właśnie po tu tu przyszedł. Spojrzała mu prosto w oczy obejmując dłońmi jego twarz. I jak się wreszcie zaczęło robić fajnie to spierdoliła. Bo gdy rozległo się walenie do drzwi nawet na nie nie spojrzała ani na twarz faceta na którym siedziała czy jego klatę. Tylko za jego plecy. Krótkie, urwane, spłoszone spojrzenie. Wiedział, że za nim jest ta walizeczka którą w takim pośpiechu wyjęła.


- Otwieraj! Wiemy, że tam jesteś! - wrzasnął ociekajacy złością i agresją męski głos. Pasował Kaarelowi zarówno do tych pospiesznych kroków jak i wyglądu tych dwóch podpakowanych typów których widział na dole.


- O! Dziwki przyszły! To twój alfons przyszedł z tymi twoimi fajniejszymi koleżankami? - Cotan wyglądał na odwrotnie ucieszonego od dziewczyny która siedziała mu właśnie na kolanach. Mimo ciężaru jej ciała zaczął się podnosić spychając ją z siebie jakby zamierzał naprawdę wstać i otworzyć drzwi. Nie dała mu jednak.


- Nie! Nie otwieraj! Proszę cię, nie otwieraj! - kobieta zdawała się być naprawdę przestraszona albo chociaż przejęta tym pomysłem. Wepchła się wręcz z powrotem na swoje miejsce trochę go przewalajac znowu na materac. Zaczęła głaskać go po twarzy i po włosach jakby chciała go ugłaskać. Przystawiała twarz co raz bliżej jego twarzy tak, że już nie tylko słyszał ale czuł jej gorący, wilgotny oddech. I z bliska absolutnie nie wyczuwał w nim ani promila. Ciekawe. Tak samo jak to, że głaskowe ruchy były zbyt szybkie i nerwowe by sprawić przyjemność nawet jakby ktoś jarał się kolejnymi uderzeniami pięści w raczej wątłe drzwi o dwa kroki od siebie. Ciekawe było też, że głaskała go lewą ręką a prawą kierowała ku swojej prawej łydce. Tam gdzie ubiór akurat ją zakrywał niż odkrywał i co już zauważył przy szafie jakby skitrała coś z tej szafy już po wyjęciu tej jakże ważnej walizki. Ale na pewno chciała też zacząć jazdę dłonią po jego udzie a nie, że planowała wywinąć mu jakiś złośliwy numer z jakimś gadżetem w roli głównej prawda? Walenie w drzwi przybrało na sile. Właściwie to wyglądało jakby dwa miśki próbowały na raz wyważyć drzwi. A ta nędzna, tania, plastikowa politura na pewno była warta takiej samej ceny co dziwka która ją wynajmowała.


- Aha! Trochę konkurencji i już nagle wiemy jak obsługiwać klienta cooo? - wyszczerzył się do niej z bliska zamiast ją pocałować czy przyjąć pocałunek teraz on ją złapał za ramiona przerywając jej ruchy.


- Nie otwieraj! To nie jest tak jak myślisz! - szepnęła cycata blondyna teraz akurat sprawiając wrażenie klasyka kobiety w niebezpieczeństwie. Takiego przestraszonego i bliskiego płaczu. Nawet ataku paniki.


- No właśnie kiciu widzę, że nie jest i dlatego chcę zwrot kasy i nową dziwkę. Ale mogą być dwie. Chyba starczy na dwie zwykłe co? Może trzy nawet? Bo tam kolegę zostawiłem też wypada by się zabawił. - Eryk z naszywką Brutal DeLuxe spojrzał z uwagą na wciąż trzymaną przez siebie na sobie kobietę udając, że kompletnie nie zauważa jej braku nastroju i wystroju na karesy. Tym razem spojrzała na niego błagalnie i był już prawie pewny, że powzięła właśnie jakąś decyzję. Ale jaką to już się nie dowiedział bo w końcu te cieniackie drzwi się sypnęły i runęły w przód od impetu uderzenia z zewnątrz. Tamci byli szybcy. Ale Kaarel był jeszcze szybszy. A właściwie to nie było takie trudne skoro siedząc na skraju materaca i tak prawie sięgał do drzwi. To, że miśki brały sobie sprawę do serca dostrzegł jeszcze zanim ich dostrzegł gdy w szczelinie pojawiła się lufa gnata a zaraz za nią trzymająca go dłoń. Eryk, wciąż siedząc zrobił użytek z własnych nóg które były najbliżej celu. Nieco odchylił się w tył i uderzył obydwoma butami w te drzwi tak, że odbiły z powrotem w stronę futryny i trzasnęły rękę z gnatem. Laska wykorzystała sytuację i zwinęła się z niego błyskawicznie zaś facet z przytrzaśniętą łapą wrzasnął. Cadiańczyk wiedział, że to za długo go nie powstrzyma. A był jeszcze ten drugi.


Przytrzymał na moment nogami drzwi dociskając je do futryny i skoro już odzyskał swobodę ruchów zwinął się i doskoczył już całym ciałem do drzwi. Te zaczęły się od naporu cielsk z korytarza znów wbijać do pokoju ale powracający kasrkin trzasnął je barkiem i drzwi ponownie przytrzasnęły łapę z pistoletem. Teraz już jednak było dla Brutala lepiej. Złapał za przytrzaśniętą grabę i boleśnie zaskoczył jej właściciela o czym świadczył okrzyk zza drzwi. Dłonie Cadiańczyka wyłamały pistolet z uchwytu razem z palcami. Ten drugi nie wytrzymał i zaczął strzelać przez te cherlawe drzwi. Pociski pruły nędzną politurę które chcąca osoba pewnie by mogła przebić i nożem kuchennym. Przebiłaby też Eryka Smith’a zwanego w bazie Brutali “Smithy” gdyby ten był na rozsądnej a nie nikczemnej wysokości. Pociski więc zdemolowały szafę w jakiej wcześniej ukryta była walizka i więcej szkód chyba nie narobiły. Kaarel jednak nie chciał im więcej dawać okazji do testowania wojennego farta i pomyślunku.


Odskoczył od drzwi przez co trzymany za połamaną dłoń i pistolet facet zaczął wpadać do środka. Ale nie wpadł bo został wypchnięty na korytarz i poleciał na tego drugiego dużego za nim. Może i obaj nie przewróciliby się ale facet z naszywką Brutali napierał nadal pchając przed sobą tego z połamaną łapą aż obaj nie przewalili się na korytarz. Padły strzały więc pewnie zaraz tu miała zlecieć się ochrona. “Smithy” sam jeszcze nie zdecydował czy to dobrze czy źle. Na razie dopadł do tego “rąsi” i sprzedał mu szybkiego kopa w krtań. Drugi mimo, że leżał na korytarzu zdołał wycelować broń mniej więcej w kierunku napastnika. Taktyka całkiem rozsądna ale niestety dla niego wystawiła w przód jego dłoń i ramię w zasięg dłoni i ramion tego na nogach. Najemnik z naszywką Brutal DeLuxe złapał ją i brutalnie wykręcił jednym ruchem zmuszając dłoń do wypuszczenia broni i sekundę później nadwyrężając stawy aż te nie wytrzymały brutalnego szarpnięcia i chrupnęły z chrzęstem który był dla niego i głośny i wyczuwalny zaś właściciel stawu zaczął wyć rozdzierająco.


- Nie rycz. Chłopaki nie płaczą. - pouczył go uprzejmie Kaarel widząc, że obydwu miśków udało mu się choć chwilowo zneutralizować. Odwrócił się do rozwalonego pokoju. - No nie. Jak mogłaś mi to zrobić! A takie plany wobec nas na wieczór miałem! - jęknął widząc wręcz klasycznie rozwalone na oścież okno w głębi pokoju czyli o jakieś całe cztery kroki od miejsca gdzie teraz stał na środku korytarza. Bo miał! Przecież ta cycata blondzia musiała znać jakichś ważniaków! Takich jakich on właśnie szukał z taką gorliwościa odkąd z Zakiem weszli do “Kół”! - I tak bez kocham cię, bez oralnej wdzięczności? - jęknął zdegustowany zachowaniem blondi błyskawicznie pokonując odległość tych czterech kroków i dopadając parapetu okna i puszczając żurawia na zewnątrz.


Nie udało jej się go zaskoczyć. Nie całkiem. Wyćwiczony refleks i wytrenowane odruchy kasrkina dały o sobie znać nawet teraz. Gdy drzwi szafy nagle skrzypnęły zaczął się odwracać, gdy trzasnęły go już zdołała się zasłonić ramionami które przyjęły na siebie impet uderzenia. Większość impetu uderzenia. Gdy spostrzegł jej nadlatującą dłoń zaczął mimo zaskoczenia kierować własną by ją przechwycić i gdyby zaatakowała dość zwyczajnie pewnie by mu się udało. Ale przedmiot jaki trzymała w tej dłoni oko dopiero zaczęło rozpoznawać gdy dostał zimną pianą czy żelem prosto w twarz. Zawył z bólu i zaskoczenia. Gaz! Jebnęła mu po oczach gazem!


- Przestań! O co ci chodzi!? Przecież nie otwarłem tych cholernych drzwi! - złapał się za twarz mimo trudnej i zaskakującej sytuacji próbując sztuki negocjacji. Chyba jednak nie miał do tego talentów bo drzwi szafy trzasnęły znowu uderzając go ponownie a potem ta kurwa - niespodzianka chyba uderzyła czy kopnęła go w żołądek. Zupełnie jakby chciała by wypadł za okno. Wywalać klienta za okno? Za taaaką kasę? No nawet na jej taaakie cycki i nogi to powinno wystarczyć! Może chodziło o napiwek? Ale chyba pamitała, że napiwek daje się po usłudze a nie przed?


Nie odpowiedziała. Słyszał jej szybki oddech. Szybki ale nie zziajany. Widocznie nie działo się nic takiego by ją zziajać. No ale na razie ledwo wlazła po schodach a on odwalił całą robotę. I w zamian za to co? Spadaj? Tak za okno? Z drugiego piętra? Dość niewdzięczne podejście. Oddech jednak oddalił się tak samo jak i kroki. Wybiegła z tej klitki zostawiając go z poparzoną twarzą samego. Ale szybko wróciła. Też biegiem. Poprzez palący twarz warstwę gazu Cadiańczyk słyszał kroki z korytarza. Wiele szybkich kroków. Biegli. Pewnie ochrona.


- Spadaj! - wrzasnęła chyba do niego i kierując się prosto do niego. Nie był pewny bo dopiero zaczynał coś widzieć a i tak wszystko na twarzy go piekło i widział zamazane i załzawione.


- A! Wróciłaś okazać swoją wdzięczność? No to chodź w ramionka ale szybko przejdź do niższych partii wdzięczności. - mimo niesprzyjającej sytuacji starał się okazać optymistyczną pogodę ducha i wyrozumiałość która powinna wręcz oszołomić tę niewdzięcznicę no albo chociaż zrobić wrażenie.


- Coo?! Spadaj z okna! - dziewczę wydało się być dość zirytowane. Zdesperowane nawet sądząc na słuch. Nie chciał być nieuprzejmy i wskazywać na jakość usług lokalu w jakim się oboje znajdowali i jak tu traktowano klientów. Poczuł jak w żołądek wbija mu się kanciasty, twardy kształt. Pewnie ta walizka. A jej właścicielka zaraz za nią.


- Nie spodziewałem się aż takich wyskokowych niespodzianek. Ale pomogę ci w tym okazywaniu niższych poziomów wdzięczności. - odparł nagle obejmując ją ramionami i bez zwłoki przechylając się przez parapet co zaowocowało jej bardzo efektownym wrzaskiem przerażenia gdy tak sobie spadali w dół ulicy. Trochę zrozumiał czemu tak wrzeszczała gdy grzmotnęli na dole o powierzchnię z grubsz płaską tego śmietnika. Musiał uznać, że jednak ten improwizowany materac się sprawdził ale jednak mało. Grzmotnął plerami przyjmując na siebie impet uderzenia no i jednak trochę go to zastopowało. Ogłuszyło nawet. A ta niewdzięcznica znowu dała dyla. Przynajmniej efekt gazu osłabł na tyle, że już coś zaczynał mniej więcej widzieć. Widział właśnie jak z okna przez które wyskoczyli wychylają się jakieś postacie. Chyba ochroniarze. I drą się jak to ochroniarze, żeby stać, nie ruszać się, nie robić problemów i takie tam sztampową ochroniarską bajerę.


- Rządam zwrotu pieniędzy! Nie zgadzam się na wywalanie przez okno z drugiego piętra! Podam was do sądu! - wydarł się do nich w odpowiedzi na ich wrzaski. To ich wyraźnie uciszyło a nawet jakby spacyfikowało. W końcu nie widzieli kto powalił tych mośków na korytarzu ani kto kogo wywalał przez okno prawda? A przynajmniej nie byli pewni. Jeszcze. Więc trybili co zrobić i na razie nie wytrybili jeszcze by sięgać po giwery. Dzięki temu zdołał się podnieść i wywlec z tego śmietnika. Odszedł nawet ze dwa kroki gdy zorientował się, że pojazd którego silnik i światła słyszy i wreszcie widzi to chyba jednak jedzie tak naprawdę w jego stronę. Zupełnie jakby kursem kolizyjnym nawet. - Nie no bez przesady z tymi niespodziankami. Zwykłe rypanie w zaułku też jest całkiem fajne. - jęknął odskakując w bok. Miał jednak jeszcze całkiem sporo czasu nim pojazd go dopędził i mijał. Z jakieś całe dwa czy trzy oddechy. Akurat jak go jednak mijał zorientował się, że prowadzi go ta blondi! Na szczęście to było kabrio…


- Too tyyy??! Co robisz?! Spadaj! - blondi coś dalej upierała się udawać swoją niechęć i niewdzięczność mimo, że gdyby Kaarel czyli Eryk nie wskoczył na jej tylne siedzenie do rozpędzonego auta którym raczej trudno przecież zabrać pasażera to nie miała by już okazji dość długo do okazania swojej wdzięczności którą mu obiecała. A może głupią udawała czy droczyła się z nim by podbić swoje ego, wartość czy o co jej tam chodziło?


- Dobra słuchaj kiciu… - rzekł gramolący się już po skoku mniej więcej do pionu pasażer. Zamierzał jej wygarnąć co o niej myśli i na te całe przesadne i wcale nie zabawne atrakcje. No i poza tym wreszcie ugadać się o tych ważniaków, ploty i w ogóle. Ale wówczas coś śmigło, bzykło i rozjebało przednią szybę. Normalnie jakby ktoś strzelał do nich!


- Gonią nas! - wrzasnęła blond szofer okazując znaczny spadek zainteresowania swoim pasażerem. Co ten uznał za kolejny afront z jej strony. Tak do takiego weterana najpierw z gazem a teraz z taką ignorancją… Oj kicia będzie musiała bardzo popracować i się wykazać z tą wdzięcznością…


- Jakie nas?! Ja nic nie zrobiłem! To są rozsądni ludzie i prawdziwi profesjonaliści jak im obiecam, że nie wniosę oskarżenia za twoją napaść na mnie to na pewno się dogadamy. - Kaarel był już dość rozbawiony bo wciąż bardziej słyszał niż widział ale mina kobiety na tą całą komedyję jaką odstawiał, te pomieszanie zdumienia, podejrzliwości i niedowierzania wydała mu się wręcz warta nagrania i puszczenia w jakimś programie szkoleniowym agentów Inkwizycji. Coś miała minę jakby nie była kompletnie pewna czy on tak na serio to wszystko gada i robi. Tak jak teraz gdy zaczął się gramolić tak by znaleźć się tyłem do kierunku jazdy widział więc jadące za nimi światła samochodu.


- Jak nic! Załatwiłeś dwóch ludzi Dvortsova! Aż nadto by cię chcieli dopaść! - wrzasnęła już nieźle wkurzonym głosem szofer. Była tak zła czy zdenerwowana, że aż uderzyła dłońmi w kierownicę. Dvortsov. Miał już jakieś nazwisko i to chyba nie wąskie te nazwisko tutaj.


- To byli ludzie Dvotsova? Serio? A nie wyglądali. Ale na pewni się dogadamy jak cywilizow… - nagłe strzały zmusiły go do błyskawicznego padu na tylne siedzenie. No chyba jednak miała choć częściowo rację. Wyglądało jakby jednak mieli mu za złe ten wypadek na korytarzu. I tak przerwać komuś w połowie zdania. Niegrzeczne. I nie kulturalne. Czas i sytuacja jednak nie sprzyjały dalszym rozmowom. Tamci zbliżali się coraz bardziej i nie wyglądało na to by mieli już ostatnie magi w gnatach. Za każdą chwilą nieco dłuższej przerwy gdy pasażer tylnego siedzenia był przy nadziei, że może właśnie to był ostatni strzały padały znowu. Laska zaś chyba była taki mistrzem kierownicy jak i okazywania wdzięczności więc tamci skracali dystans, w końcu go skrócili, zaczęły się uliczne przepychanki, wrzaski, pogróżki aż w końcu zepchnęli ich z trasy. Kabrio zawirowało pare bączków na poboczu jakiejś opuszczonego rejonu nim zatrzymało się ostatecznie. Na boku. Tamci pewnie za chwilę mieli wrócić ale jeszczę tą chwilę mieli tylko dla siebie.


- A wiem już czemu tak każą te pasy zapinać. - mruknął wyciągając blondynę z wywalonego pojazdu. Dobrze, że to było kabrio.


- Walizka! - dziewczę dało znać, że żyje i facet który wyciąga ją z prawie wraku jest jej całym światem i jedyną interesującą ją istotą na tym świecie. Szarpnęła się nawet jakby chciała się wyrwać.


- Spokojnie siedź tu. Próbuję ci pomóc. Wrócę po nią. - trochę te wszystkie wygłupy z tym strzelaniem, gazem, wyskakiwaniem z okna dały mu się już we znaki na tyle, że już trochę zaczynał być znużony tym odgrywaniem komedyi. Puścił ją jednak i wrócił po walizkę. Złapał ją gdy palanty Dvortsova jednak zdołały już zawrócić, namierzyć i nawet strzelać do nich. Właściwie do niego bo ją zostawił na poboczu by nie była z drogi, zwłaszcza z daleka tak bardzo widoczna. Czyli został jedynym, ruchomym celem dla nich. Rzucił się szczupakiem gdy powietrze przecięły kolejne smugi wokół niego i wylądował na poboczu. Obok niej. Właściwie jak zauważył od razu na niej. No wreszcie!


- O! No to jak teraz jesteśmy już przy tym to mogłabyś chociaż zacząć. - ucieszył się zauważalnie, że wreszcie są jakieś pozytywy tej sytuacji. Dzięki chłopakom Dvortsova byli prawie w idealnej pozycji! On na górza a ona na dole. Tylko główkę a więc i usta miała trochę za wysoko bo gdzieś na wysokości jego klaty.


- Co zacząć? I spadaj ze mnie! I oddawaj walizkę! - blondi wciąż upierała się nie zauważać swoich powinności jakie przecież mu sama obiecała. Uderzyła go nawet pięścią albo chciała gdyby nie przechwycił jej nadgarstka.


- Zacząć okazywać oralną wdzięczność. Tak jak mi w “Trzech Kołach” obiecałaś. I lepiej się pospiesz jeśli mam ci wystawić dobre referencje bo na razie z tą jakością usług to wypadasz dość słabo. Za taką kasę. - cadiański komandos pod przykrywką postanowił okazać troskę i cierpliwość dla znajdującej się pod nim blondyny. Efekt był na pewno godzien zanotowania.


- Cooo?! Pojebało cię?! - blondi najpierw całkowicie leżała jak zamurowana nim w końcu całkiem realistycznie wyglądająca złość wzięła górę. I znów niewdzięcznica próbowała go uderzyć.


- Aha. No to jak tak. To chcę zwrot kasy plus odszkodowanie za uszczerbki na zdrowiu i straty moralne. - wyprostował się siadając na jej brzuchu i beztrosko odliczając po kolei na palcach. Wtedy oczywiście wystawił głowę ponad poziom drogi co od razu wywołało reakcję ostrzałową u tych z samochodu. Byli co raz bliżej i zaraz mogli się zatrzymać już przy wraku.


- Dobra, zapłacę ci. Dużo. Ale na miejscu gdzie chciałam dojechać. Nie tutaj. Mój szef ci zapłaci. - znów opadł prawie tuż nad nią ale tym razem się nie wyrywała i nie robiła głupich numerów. W zamian za to desperacko próbowała wykaraskać się z sytuacji chcąc mu wcisnąć fuchę obrońcy i eskortowca. Chyba naprawdę łyknęła tą komedyję po całości.


- Ciekawe. A kto jest twoim szefem? - zapytał spokojnie patrząc na jej twarz z bliska. Wreszcie miał okazję. Tak z bliska też wydała mu się ta twarz całkiem atrakcyjna. Zupełnie jak te kolanko i reszta co zdołał sprawdzić na dole w “Kołach”.


- Cantano. Chyba wiesz co to znaczy. A wiem, że on też to robi na zlecenie dla kogoś. Więc mu zależy i zapłaci ci dużo kasy jak mnie tam z tą walizką dostarczysz. - dziewczyna spojrzała z obawą gdzieś nad jego plecami. Już wyraźnie było słychać silnik zwalniającego pojazdu.


- Cantano i Dvortsov. - mruknął biorąc ja za czubek brody i nieco przesuwając jej twarz ku profilowi. - A może twój szef nie jest aż tak hojny jak ci się wydaje i sprzeda mi kulkę w łeb w ramach zapłaty co? - uniósł w górę brwi w pytającym geście. Silnik samochodu zatrzymał się burcząc cicho na jałowym biegu. Trzasnęły otwierane drzwi. - I po co mi taki nędzny napiwek? Ja już zapłaciłem swoje. A od ciebie nie chcę kasy tylko już ci trzy razy mówiłem czego kiciu. A jak tak wszystkim zależy na tej walizce to ja ją sobie zatrzymam. - wyszczerzył się do niej widząc jak na jej ładnej twarzy wykwita grymas nie ładnej złości i strachu. Namacał w kieszeni sztywny prostokącik.


- Nie możesz! Znajdą cię i zabiją! Zabiorą walizkę! Jedź ze mną! Zapłacą ci! - rozpaczliwie próbowała go przekonać ale widział coraz więcej paniki i desperacji w jej twarzy i głosie. Mogła zrobić coś głupiego w takim stanie.


- Ja myślę, że zapłacą temu kto im odda walizkę. I ja im mogę oddać. - uśmiechnął się do niej jakby robił najlepszy kawał wieczoru i rzucił jej wizytówkę. Podnosząc się złapał metaliczny pojemniczek w obie ręce i uniósł w górę. - Mogę oddać walizkę! - wstał trzymając srebrne pudełko nad sobą. Tak jak się spodziewał zastopowało to tych z samochodu tak samo jak i blondi. - Oddam ją. Temu kto mi za nią więcej zapłaci. - wyszczerzył się robiąc swobodnie krok w stronę pobocza oddalając się od powalonej kobiety i dwójki jak poturbowanych wcześniej miśków. Ci wciąż mieli wymierzoną w jego stronę broń ale nie strzelali. A zbliżające syreny słyszeli chyba wszyscy w ich wesołej gromadce.


- Aukcja będzie za tydzień. Sprzedam tą walizeczkę. Jako przystawkę. Do tego co naprawdę mam na sprzedaż. - widział jak cała trójka zareagowała prawie identycznie. Spojrzeli po sobie wymieniając się zaskoczonymi spojrzeniami. Tego się widocznie nie spodziewali ani oni ani ona.


- Taa? A co to niby jest? - zapytał jeden z miśków zaintrygowany na tyle by pytać a nie strzelać.


- Coś unikatowego. Czego oficjalnie nie ma na tym świecie. Ani żadnym innym. Co nigdy nie istnieje i ngdy nie miało istnieć. A co szuka tak wielu bardzo ważnych i bardzo bogatych ludzi. Mam to. I mogę to sprzedać tak samo jak walizkę. Dla mnie to tylko biznes. - szczerzył się dalej. Musiał mówić ich językiem jak miał ich przekonać. Gdy zrobił kolejny i kolejny kroczek prawie czuł jak całej trójce chodzą trybiki pod główkami. I tymi blond i tymi wygolonymi. Zgadywał, że w końcu do nich dotrze, że jak go tu rozwalą czy zawiozą do swojego szefa to walizkę mają od ręki a i pewnie liczyli, że od niego info o tym o czym mówił też. Dlatego tak drobił te kroczki w stronę pobocza i stoku za nim. Poza tym syreny już było nie tylko słychać ale i widać. Nie zawiódł się przynajmniej na ludziach Dvortsova. Jeden z miśków, ten z krtanią wykonał ruch i atak prawie w tym samym momencie co Eryk Smith. Strzelił ale strzał poszedł w walizkę. Jak zakładał Cadiańczyk była kuloodporna. Sam zaś posłał miśkowi swój nóż. Szturmowy, wojskowy nóż, prosto w brzuch. Nóż z logo Brutal DeLuxe. Lasce od Cantano zostawił wizytówkę więc by była uczciwa konkurencja musiał i zostawić tym drugim. Posłała więc im wizytówkę odpowiednią do ich zachowania i poziomu urody. Posłał ale nie czekał co z tego wyniknie tylko dał nura przez barierkę do której zdołał podejść w międzyczasie i śmignął w dół stoku razem z porwaną walizką. Musiał jeszcze nie dać się złapać glinom i dotrzeć do Zaka by razem wrócić do bazy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-11-2016, 22:39   #80
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kto szuka... nie błądzi.

Parę dni po przybyciu do obozu Bractwa zjawiła się jedna z drużyn operatorów. Zajechali dwoma ciężkimi łazikami, przejeżdżając przez bramę i zatrzymując się koło garażu. Z pojazdów wysiadły cztery osoby - osiłek, dwie kobiety i Trybiarz. Mechanik od razu przywołał z garażu serwitory, aby zabrały się do czyszczenia i naprawy maszyn. Pozostała trójka udała się do głównego budynku, aby zdać raport ze swoich działań.
W tej chwili oficerem dyżurnym był Matuzalem, czy też jak nazywała się obecna jego osobowość: Isaac Enoch.

- Drużyna operacyjna “Korbacz” melduje powrót z misji rozpoznawczej…

Isaac spokojnie wysłuchał raportu dwójki najmitów, który sprawnie spisał na pergaminie i dał im do podpisu.

- Coś jeszcze?

- Tak! Po odpoczynku ruszamy w teren Wielkiego Jeziora skontaktować się z przedstawicielem tutejszego bonzo Siemiona Kazika. Chcą zakontraktować kilku naszych.

- Potrzebujecie czegoś?

- Kogoś wyższego rangą, sir. To może być grubsza robota, nie nam decydować za większe grono.

Stary asasyn pokiwał głową.

- Kiedy macie zamiar ruszać?

+++


Łaziki toczyły się po wyboistej drodze prowadzącej przez porośnięte tropikalnym lasem wzgórza. W jednym z nich siedział na miejscu pasażera stary wojak. Obok niego za kierownicą - młoda kobieta w lekkim pancerzu karapaksowym. Na miejscu dla strzelca z tyłu łazika przy ckm’ie stał Trybiarz. Nie było oczywiste czy jest techkapłanem - na jego funkcję wskazywał głównie pas z narzędziami, niedbale nabazgrany na pancerzu opus machina i motyw zębatki.

Bravo .44 do raportu.
Mój panie! Pechowiec lustruje aktywność frakcji na powierzchni planety i w obszarze działania Brutal Deluxe. Poszukiwaliśmy celu, jednak nie znaleźliśmy żadnych śladów. Zdołaliśmy jednak przyjrzeć się bliżej konfliktowi, założyć kilkanaście kryjówek w Paramos de Vaquero, zlustrować resztę kompanii najemnej oraz nawiązać kontakty z pozostałymi frakcjami imperialnymi działającymi na planecie. Mamy też kontakt u bojowników.
Co z Posłańcem?
Ulokował się wraz z Nadzorcą w katedrze w Imperialnym Mieście. Prowadzą operację w tamtej okolicy. Kontakt mamy z nimi sporadyczny. Poszukują celu wewnątrz Kręgu Wewnętrznego. Zbierają też informacje o tutejszych legendach, wierzeniach, historiach i przesądach, jak zwykle.
Dobrze. Co wiecie o tym interesie co wam zaproponowała Kasballica?
Niewiele. Prawdopodobnie chcą nas wynająć do ochrony albo rajdu na Syndykat. Mamy na uwadze rozkazy które zakazują nam mieszać się do lokalnych konfliktów… póki co.
Jak układa się współpraca z Dynastią Machenko?
Układa się…póki nie trzeba czegoś wynegocjować. Obstrukcja, degrengolada i spychologia u każdego z choćby odrobiną władzy.
Jaki masz plan Bravo .44?
Ministorum poprosiło nas o ochronę katedry w trakcie lokalnego święta. Chcemy wtedy wymienić się informacjami z Posłańcem i Nadzorcą.
Doskonale. Zobaczmy czego chce od Brutal Deluxe Kasballica.


Telepatyczne połączenie zostało przerwane. Matuzalem przez całą tą cichą rozmowę miał wzrok swoich niewidomych oczu skierowany w jakiś punkt na horyzoncie. Możliwe, że niedługo pchnie ich poszukiwania ostro do przodu.


***


- Synek… albo twój kumpel przestanie w nas celować z tego granatnika, albo pójdę tam, wsadzę mu go w zadek i pociągnę za spust. - wychrypiał okutłany w materiał maskujący snajper.

Miał nieprzyjemny starczy głos. W ogóle siedział z naciągniętym kapturem, założoną maską i nie było widać twarzy. Jednak po zgryźliwym sposobie wysławiania się można było poznać, że ma się do czynienia z marudnym dziadem. Musiał też mieć niezłe oko. Huan ukrył się na punkcie obserwacyjnym i mierzył do przyjezdnych z grubszego kalibru. Tak na wszelki wypadek.
Miguel uniósł dłoń uzbrojoną w rozpalone cygaro. Siedzieli przy stoliku w niewielkiej wioseczce złożonej z kilku chatek w środku dżungli otaczających wielką chałupę. W środku gromada miejscowych przetwarzała owoce lokalnych roślin na różnego rodzaju specjały… naturalnie niezbyt legalne. Wszelkie odpady niemożliwe do przetworzenia wylewano do rzeki na skraju wioski.


- Jaka jest wasza odpowiedź?
- zapytał Miguel strzepując popiół na ziemię.


- Zaprowadź nas do swojego przywódcy
- odparł staruch.


Kasballicanin zaciągnął się cygarem i puścił spokojnie chmurę w przestrzeń.


- I mam to zrobić ponieważ...?


- Ponieważ chcecie od nas usługi, która zakłada wmieszanie się w konflikt między wami, a waszymi rywalami. To poważne przedsięwzięcie, szczególnie, że Brutal Deluxe ma tutaj inne zadania do wykonania.

- A jednak klechowie nie mieli problemu z wynajęciem was.

- Ochrona katedry, zakłada działania defensywne i ewentualność walki. Wy chcecie przeprowadzenia rajdu na pozycje wroga… co najmniej.


Miguel zastanowił się. Brutale wyglądali tak jak mówiły plotki. Twarde zabijaki, dobrze wyposażeni i wyszkoleni. Przede wszystkim wyposażeni…gnaty słusznego kalibru, słusznej szybkostrzelności i słusznego pierdolnięcia. Nie mówiąc już o tym, że prawie każdy w standardzie miał na sobie karapaks. Tylko ten pojebany dziadek latał w płaszczu camo. Miguel był pewien, że i tego typa nie chciałby spotkać. Szczególnie gdzieś w ciemnej uliczce.
Z razu jednak na jego twarzy wykwitł uśmiech na wspomnienie jakiejś dawnej sytuacji. Zaciągnął się jeszcze raz cygarem i rzekł trochę od niechcenia.

- No cóż… zobaczymy co na to powie szef.


***


“Szef” okazał spore zainteresowanie możliwością porozmawiania z weteranem z Brutal Deluxe. Spotkanie zostało zaaranżowane na późniejszą porę tego dnia, przy czym najemnicy mieli pojechać podstawionym transportem po odczekaniu paru godzin. W tym czasie starzec przeprowadził kolejną myślową rozmowę ze swoimi podwładnymi. Poczęstunków stanowczo odmówili - bowiem nigdy nic nie wiadomo, szczególnie z Kasballicanami.


Kiedy wrócimy z tej małej wycieczki przed i po zleceniu od Ministorum macie skupić się na śledzeniu aktywności frakcji. W szczególności wszelkich działań, które nie będą do niczego pasowały… będzie w nich tajemnica… coś niewyjaśnionego.
A co z Posłańcem i Nadzorcą?
Przekarzecie im rozkazy ode mnie. Mają kontynuować infiltrację i zbieranie informacji. Niech powiększą siatkę informatorów. W zależności jak zakończy się spotkanie z baronem Kasballiki może będę miał dla nich namiary na kolejnych informatorów. Mają zachować ostrożność. Nasz cel działa prawdopodobnie w podobny sposób. Jeżeli będzie możliwe niech Nadzorca dostosuje swoje działania, aby pozyskać rozeznanie w wyższych sferach Miasta oraz w Pałacu Gubernatorskim.
To szerokie zarzucanie sieci, mój panie.
Tak. Ale oba cele są w tej chwili dla nas nieuchwytne. Mamy świadków, ale nimi zajmą się inni. Konklawe, moi akolici, wyznaczyło nas do ostatniego wielkiego polowania w Calixis. Takie rzeczy nigdy nie są łatwe.



Matuzalem wraz ze swoimi podwładnymi rozsiadł się na brzegu rzeki, przy której znajdowała się osada. Zza jej zakrętu wychynęła spora łódź motorowa, która ślizgając się po mętnej wodzie płynęła w ich stronę. Powolnym krokiem Miguel, uzbrojony jak zawsze w nieodłączne cygaro, podszedł wraz z obstawą do swoich gości.


- Państwa transport właśnie przybył. - uśmiechnął się garniturem białych zębów ostro kontrastujących z ciemną skórą

***

Podróż trwała długo. A monotonia krajobrazu była wprost usypiająca. Mętna woda szerokiej rzeki. Zieleń dżunglowej gęstwiny. To widzieli towarzysze Matuzalema. On sam… no to była rzecz, którą tylko astropaci mogli wiedzieć. Mógłby przysiąc, że połowa odnóg jakie wybierał ich pilot była fałszywa. Utrwalił się w tym przekonaniu kiedy dobili do jakiejś gęstwiny i przez nią przeszli do polany z lądowiskiem. Czekał na nim prosty cywilny grawi-wóz oraz terenówka. Weszli do tego pierwszego, a potem przesiedli się do terenówki. Oba pojazdy ruszyły - grawi-wóz w górę, a samochód w gęstwinę.
Środki ostrożności.
Czy może zwykła pokazówka?

***

Był już wieczór, kiedy goście wyszli spod ziemi przez właz studzienki kanalizacyjnej. Kasballikanie może i byli bandą łachmytów, jednak fantazji nie można im było odmówić. Ostatnią część podróży przebyli na łódce, która wpłynęła do paskudnego kanału odpływowego. Jednak zaledwie po parudziesięciu metrach kanał stawał się czystym tunelem tranzytowym. Opuścili łódkę wchodząc na niewielką platformę z której w górę prowadziła drabinka.
Byli w zaułku, bez wątpienia w obrębie Miasta. Była już noc. Po brukowanych ulicach jechały jeszcze ostatnie wozy, a chodniki powoli pustoszały. W kamienicach o różnorodnych kształtach i kolorach paliły się światła nadając scenerii specyficzny klimat uzupełniany spokojną muzyką płynącą z jednego z lokali.

- Tutaj. - szepnął przewodnik w pastelowej koszuli w kwiecisty motyw.

Jego ręka zapraszającym gestem wskazywała obskurne drzwi za przepełnionym kontenerem na śmieci. Brutale z dozą ostrożności podeszli do nich i zapukali. Po chwili szczęknął zamek.

***

Niestety, ale Matuzalem musiał pozostawić swoich towarzyszy osobno. Pogrążony w półmroku i oparach dymu lokal był bardzo obszerny, ale nie trzeba było nawet czytać w myślach, żeby rozpoznać, że prawie cała klientela to ludzie kartelu, ich podwładni i inne przydupasy. Powolnym krokiem asasyn zmierzał po schodach do loży, gdzie miał się spotkać z szefem Kasballiki. Nie było wątpliwości, że takie… “szybkie” przyjęcia zawdzięczał dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności. Starzec kiedy pokonał ostatni stopień znalazł się w korytarzu z którego prowadziło kilka par drzwi do innych pomieszczeń. Ochroniarz w koszuli z ręką na pistolecie maszynowym otworzył jedne z nich i zaprosił gościa gestem. Matuzalem wkroczył do środka bez zbędnych ceregieli.
Loża była balkonem z którego roztaczał się widok na cały lokal, na scenę i na bar. Niewiele to zmieniało, bo Matuzalem miał cały czas na “oku” swoich podwładnych, jednak na kimś z normalnymi zmysłami mogło to robić wrażenie. Starzec zwrócił oblicze wobec człowieka, który rozparty na fotelu siedział przodem do barierki. Popalając cygaro oglądał występ obfitej w kształty i skąpej w stroju tancerki. Asasyn podszedł do pustego fotela i oparł o niego karabin. Nie rozbrojono go. Gospodarz nie wyczuwał zagrożenia, a może uznał, że byłaby to ujma wobec Brutali? Matuzalem zasiadł na fotelu.
- Isaac Enoch… - powiedział cicho baron Kasballiki mrużąc oczy.
- Pan Kaziu… Znowu się spotykamy. - odpowiedział starzec.
Siedzieli tak w milczeniu, aż gospodarz przerwał ciszę.
- Czego się napijesz najmito?
- Jakiegoś niemłodego rot-guta…czeka nas długa rozmowa.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 23-11-2016 o 22:47.
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172