Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-09-2016, 20:50   #21
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Freyvind, Helleven, Volund
Volva biegła niemal do części wydzielonej w langhusie kowala w głowie układając sobie jeszcze raz to, na co słowa Pogrobca ją naprowadziły. Jeśli Leiknar był jej stwórcą, to po nim mieć musiała swoje zdolności. Zatem jeśli ona mogła manipulować emocjami i odczuciami, on tym bieglej. Mógł zatem Agvindura wyciszyć kompletnie, skoro miał dość czasu… Wpadła do środka niczym burza.
- Thoro, myślę, że wiem jak mu pomóc ale musicie mnie zostawić z nim samą i zabarykadować wejście. - Rzekła na progu.
Klucznica poderwała głowę spoglądając na volvę z budzącą się nadzieją:
- Prawda li to? Możesz mu pomóc? - dłonie załamała ze wzruszenia - Przywrócisz go nam?
- Jest szansa i ją wykorzystam. - Odparła przyoblekając swą postawę Wiedzącej. - Jeno sama z nim muszę ostać.
Thorze więcej nic nie trzeba było.
- Jeśli czegoś Ci, dziecinko, trza, wołaj. - zebrała suknie i ruszyła truchtem niczym młódka, a nie troską złamana staruszka.
Volva została sama z jarlem…
Odczekała chwilę, aż strażnicy drzwi zabarykadują i uklękła przy Agvindurze. Miecz, który mu ostawiła położyła koło siebie niczym talizman i dotknęła głowy Jarla koncentrując się na swej mocy. Agvindur jednak jak leżał bez ruchu dalej taki pozostał, a Elin poczuła jak rozpacz, strach i zniechęcenie biorą ją w swoje szpony. Z piersi jej wydarł się głośny jęk i głowę na piersi jarla złożyła szlochając tak, iż pewnie była doskonale dla wszystkich słyszalna ale nie miało to już dla niej żadnego znaczenia.
Krwawe łzy znaczyły szlak na piersi pana na Ribe.

Drzwi zabarykadowane były od zewnątrz jakby kto nie chciał wypuscić tego co w środku. Skald zaczął odrzucać kufry i to czym zastawiono wejście. Wpadł do izdebki rozglądając się czujnie gotów stawić czoła niebezpieczeństwu jakiego spodziewał się po pełnym rozpaczy krzyku Elin.
Volva przestraszona jego nagłym wtargnięciem w kąt izby się niemal wprasowała i patrzyła na niego zakrwawionym błękitnym okiem. Agvindur dalej leżał jakby nigdy nic. Wieszczka natomiast widząc, iż to jej brat znów zawodzić zaczęła.
- To wszystko moja wina… I nie potrafię pomóc… A powinnam… - Twarz w dłoniach ukryła.
Ramiona skalda opadły jakby bezsilnie. Spodziewał się… sam nie wiedział czego, ale nie tego.
- Elin, na miłość Freyi… - wydusił tylko z siebie. - Dlatego krzyczałaś?
- Wiem jak mu pomóc… a nie umiem. Nie umiem… Gdyby mnie tu nie było, to wszystko by się nie zdarzyło…. Sven miał rację… - Kobieta zdawała się nie bardzo słuchać Freyvinda.
- Svena porwali i nie wiadomo gdzie wywiedli, niewiele pamiętał. To co mówił, ktoś mu w myśli mógł wsączyć. A nie jedną jesteś co winna, gdyby mnie nie było… Cała ta awantura z wilkami… - Uspokoił się nieco, choc w pierwszej chwili miał zamiar trzasnąć drzwiami i odejść widząc, że Elin na darmo zdało by się alarm wzbudziła krzykiem. - Jak mu pomóc? Mówisz, ze wiesz… jak? - spytał w końcu.
Elin płakać tylko głośniej zaczęła, gdy o wilkach wspomniał i szarpać włosy z głowy poczęła.
- To też moja wina… Powinnam Was powstrzymać…
- Jak? - Frey położył dłoń na ramieniu Elin, nie był dobry w pocieszaniu czy też empatii, starał się jedynie ku przytomności poprowadzić.
- Nie wiem… Nic nie wiem… - Kręciła głową z rozpaczą. - Volvą być nie powinnam… - Kiwać się zaczęła jak dziecko.
- Nic?! - zazgrzytał po czym zaraz podniósł głos. - Sama rzekłaś że wiesz! Będziesz się skupiać na rozpaczy miast starać się mu pomóc?! Jemu za nic to, że moja czy Twoja to wina - z zamachem trafił w stopę Agvindura przez co jego noga z posłania opadła na ziemię. Wyglądał tak lekko komicznie, jakby pijany uparł się, że będzie wstawał. - Pomóc mu musimy, na tym nam się skupić, nie na szlochu.
Od picia krwi volvy nad Engelsholm połączyła ich więź i czuł do Elin przywiązanie, a emocje do niej żywione zawsze silniejsze były.
I dobre.
I złe.
teraz nie na nią nawet się wściekał, a na sytuację jaka ich dopadła.
Na własna bezsilność.
Elin podskoczyła przerażona, gdy głos podniósł i ręką machnął w stronę Jarla. Chwilę później twarz wieszczki spokój odzyskała, jeno smugi na twarzy świadczyły o płaczu, gdyż oko bez emocji wpatrywało się w Lenartssona. Rozejrzała się po pomieszczeniu i jej wzrok na Agvindura padł.
- Co mu się stało?! - Helleven syknęła z wściekłością i na skalda pojrzała.
- - Skald aż cofnął się zupełnie nie przygotowany na taka zmianą zachodzącą w Elin. Nawet jak poznali z Volundem jej tajemnice w Jelling, to czym innym było wiedzieć, a czym innym doświadczać. Prawie się potknął i przewrócił cofając.
- He… - zaczął zupełnie zbity z tropu i niepodobny do samego siebie sprzed chwili. - Helleven? - spytał, a z zewnątrz musiało wyglądać to tym bardziej komicznie. Volva w jednej chwili chlipiąca, w następnej rzucająca gromy z oczy. Skald w jednej chwili gromiący ją, w drugiej zupełnie zbity z tropu i jakby zapominający języka w gębie.
I Agvindur, bez czucia, majtający nogą jeszcze lekko, zwisającą z łoża.
- Zgadza się. Czemu Agvindur bez zmysłów tu leży? Co się stało? - Jedyne oko wieszczki wbijało się w Freyvinda.
- Nie wiemy… - szybko odzyskiwał rezon, choć gniew i uniesienie odeszło zupełnie. - Leiknar drewno w serce mu wbił w czasie boju, przywiedli go tu do Ribe Sighvart z druhami. Ruszyli śladem Leiknara, bali się wyciągnąć przed tym drzewce, bo krwi w nim niewiele było i szał… - urwał, ale tylko na chwile. - Jeden z ludzi władzę chciał przejąć, trzymał go tak blisko dwa dni. Po wyciągnięciu drzewca tak leży, bez przytomności.
- Leiknar w Ribe? - Poderwała się na nogi brwi marszcząc i kląc cicho pod nosem. - Kto jarla przetrzymywał?
- Asger. Ubiłem. Leiknar część osady spalił nim Agvindur z Jelling wrócił, ludzi natłukł, Sigrun jaka wrócona widno przez wilki została, porwał i w krwi jako swą córke zbudził…
- Asger? Żart to… - Zamarła gdy o Słoneczku wspomniał. - Zmienił ją… - Widać było, że ta wiadomość nawet Helleven poruszyła. Pokręciła głową powoli. - Ale… skąd to wiecie? Oddał ją?
- Uciekając widno jej losem się nie przejął. I tak wiele mu dała, bo już Agvindur miał go zabić, gdy ją przywołał z równowagi jarla wytrącając. Sighvart ją odnalazł śladem Leiknara idąc. Jest tu… właśnie piła… Nijak kontaktu z nią nie ma, choć nie tak jak on, w przytomności pozostaje. - Mówiąc to skald na powrót ułożył strącona nogę Agvindura na łożu.
- Chodźmy do niej… - Stwierdziła i do przejścia pewnym krokiem ruszyła.
- Helleven! - zawołał za nią ostro. - Elin zbudzić go nie potrafiła, o Leiknarze nic nie pamięta. a Ty?
Odwróciła się i chwilę przypatrywała się uważnie Freyvindowi.
- Pamiętam… i dlatego muszę Sigrun zobaczyć… Mógł ją spętać więzami krwi albo i jeszcze gorzej…
Skinął niechętnie głową i nie odezwał się. Ruszył za volvą.
W langhausie zastali Volunda, co w zastępstwie Freyvinda o blat był wciąż dłoniami oparty, myśląc tęgo. Sighvarta i jego towarzyszy już nie zastali, podobnie jak Chlo. Pogrobiec z wolna oczy otworzył, gdy wkroczyli.
Wieszczka pewnym krokiem wkroczyła do głównej sali i rozglądać za Słoneczkiem zaczęła, Volundowi nawet spojrzenia nie poświęcając. Twarz miała ściągnięta ale spokojną. W końcu dostrzegła tą, której szukała i ku niej ruszyła.

- Gdzie Chlo? - spytał skald od pewnego czasu nie czujący się komfortowo gdy nawiedzona demonem dziewka nie była w pobliżu.
- Sighvarta i towarzyszy jego do domostwa na dzień zabrała. - odpowiedział Pogrobiec, prostując się i bardzo uważnie przypatrując volvie.
Helleven tymczasem podeszła do Sigrun i jej nienawiść do Leiknara zapłonęła jeszcze większym ogniem. Widziała w niej odbicie samej siebie, gdy rodziców straciła. “Ty też im śpiewałaś?” Zapytała łagodnie w myślach ale twarz uczuć nie zdradzała. Nachyliła się nad nią ujmując jej podbródek w dłoń i unosząc ku sobie jej twarz.
- Sigrun?
Dziewczyna dała się dotknąć i pozycję twarzy zmienić całkowicie bezwolnie. Wzrok jednak przeciągnął po volvie obojętnie zatrzymując się gdzieś na powale halli.
- Spójrz na mnie… - Głos wieszczki był stanowczy. - Spójrz.
Słoneczko jednak całkowicie obojętnie ignorowało prośby i polecenia. Zamknięta w swoim nagle skurczonym świecie, Sigrun najwyraźniej przecięła wszelkie więzy z rzeczywistością.
Westchnęła cicho puszczając jej podbródek i ciału się przyglądając, choć wiedziała, że pewnie wszelkie ślady Leiknar zagoił. Nic tutaj nie poczną, może kiedyś zechce opuścić schronienie swego umysłu… bądź nie. Volva z doświadczenia wiedziała, że może to trwać długie lata. Agvindurowi kolejna troska przybyła.

Na słowa Pogrobca skald zbladł chyba bardziej niż zwykł jasność skóry prezentować afterganger. W oczach rozkwitły mu ogniki strachu. Frey przemienił Sighvartowi sługę krwi, teraz jego służka poszła z Sighvartem uniesionym ostatnimi wydarzeniami. Pan na Varde nie wiedział co drzemie w tym ślicznym jasnym łebku, pan na Varde był wprzódy wściekły na to co stało się ze Svenem. Do tego demon…
- Bjarki… - rzucił drżącym lekko głosem. - Przywiedź ja tu w te pędy. - Frey spojrzał na Grima. Ribe swoje już doświadczyło.
Volund nieco tylko uniósł brwi - przez opóźnione dołączenie jego do wyprawy, pozostał na trwałe nieświadom subtelnego… ogniska niezgody pomiędzy Jarlem Bezdroży, a karlem Varde. Oczyma wyprowadził Bjarkiego, zerkajac tylko od czasu do czasu na volvę.
- Agvindur karla pomocy chciał głównie w Hedeby. Może niełatwo być go przekonać, by do Aros ruszył… lub Ribe został chronić. O ile taki w ogóle jest twój plan.
- Moim planem jest ogłoszenie wojny Volundzie.
Pogrobiec pochylił głowę, tak że wzrok jego w blat był wbity tam gdzie dłoniami się oń opierał i ciemi jego bujnymi włosy Freyvind widział.
- Komu tym razem? - zapytał, a choć nie było tego widać, z tonu zasłyszeć się dało niewidoczny na licu, lecz obecny zmęczony uśmiech.
Na to volva do nich podeszła.
- Wojnę? Jaką wojnę? - Zapytała ostrym tonem.
- Ludzie najważniejsi… - skald powiedział niby do siebie, niby do Volunda i nadchodzącej Helleven. Jego wzrok sugerował jakby nie skupiał się do końca na tej rozmowie.

Pogrobiec z nagła pięściami poderwanymi udrzył o blat z hukiem, prawie łąmiąc drewno, a oczy rozgorączkowane prosto w źrenice, w duszę Freyvinda się wwiercały tak, że nie dało się ukryć ziejącego z nich rozgorączkowania.
Ekscytacji.
- Wojnę nieść… komu?! - zapytał pełnym entuzjazmu tonem, jak gdyby ledwo nad sobą panował z chyżej biegnącej w martwych, zakażonych żyłach krwi.
Wiedząca z lekkim skrzywieniem ust obserwowała jak Pogrobiec uderza w stół, by później wzrok przenieść ponownie na Lenartssona.
- Żadnej wojny. - Rzekła dobitnie.
- Gdym zbyt późno zorientował się, że to mnie ścigają - podjął w końcu skald - chciałem zakończyć sprawę wilków, nie Sigrun moim celem była. Wygraliśmy, zniszczyliśmy ich siedzibę i święte miejsce, natłukliśmy ich… ale tyle osiągnęliśmy, że mścić się będą chcieć - rzucił gorzko patrząc to na volvę to na berserkera. - Wymordować Jelling, atakować Ribe. Ludzie ważni. W nich nasza siła, w ich krwi, w potędze miast pełnych ludzi. Ogłosimy wyprawę na wilki. Za nami pójdą, byśmy nie zniszczyli innego ich leża. Ribe i Jelling zostawią, naszym śladem na Aros pójdą. Leiknar może też odpuści tu i pójdzie naszym tropem za Elin. Ribe będzie bezpieczne.
- Wiedział o Sigrun… Musiał miasto poznać. Agvindura unieruchomił. Łatwo może nie odpuścić. Mogło mu sie tutaj spodobać… - Zamyśliła się na moment. - Albo będzie dążył do zabicia Jarla, a potem podąży za nami. Ciężko przewidzieć co akurat mu do głowy przyjdzie. Zostawił Słoneczko… więc mu się nie śpieszy, by mnie zabrać. Będzie niszczył i zabijał i delektował się reakcją Elin na to wszystko.
- Nim swoje powiem. - zaczął Volund - Z dali, jeśli rozumiem, oczyma Asgera postrzegał, uszami jego słyszał. Czy…? - zadał nieme pytanie, zerkając na Sigrun.
- Postrzegał oczami Asgera? - Spojrzała ostro na Freyvinda. - Tego nie powiedziałeś!
Frey nic nie rzekł, wpatrywał się jedynie w dechy stołu.
- I nie… w dziewce go nie ma. - Odpowiedziała na pytanie Pogrobca i nagle rozejrzała się zdziwiona marszcząc brwi.
Skinął głową.
- Ciężko będzie z każdym razem opowiedzieć wszystko, czegoś nie uświadczyła, Helleven. - zauważył, odnośnie jej uwagi względem skalda.
- Jeśli Agvindur by się zbudził… lub jeśli karl zgodziłby się pozostać… Wtedy nie strach o Leiknara. I Freyvind rację ma, że miasto jak Ribe, zwłaszcza ostrzeżone, przed synami Lokiego się obroni. Nim o wojnie pomówim… zapytać was chcę. Co jeśli Sighvart nie zostanie, ni Agvindur na dniach znów nie zacznie kroczyć pod gwiazdami.
- Sighvart zostanie - odpowiedział skald. - Leiknar zaś… - walnął pięścią w stół lecz słowa volvy mu przerwały:
- Mowy nie ma! - Warknęła, gdy o Sighvarcie wspomniał. - Chcesz Ribe dać innemu aftergangerowi pod pieczę? To tu już zostanie. Agvindura trzeba zbudzić. Mówiłeś, że Elin wiedziała jak. - Najwyraźniej Helleven nie bardzo przejmowała się tym, że przerwała Freyvindowi. - Co jeszcze ona wiedziała o tej sytuacji, czego ja nie wiem? - Pojrzała na swych braci krwi podpierając się pod boki.
Pogrobiec dość niepomny na obydwoje, jako że sprzeczne mieli pomysły, pytanie swe potraktował najwyraźniej jako otwarte i dać im chciał pola do uzgodnień. Sam wzrok skupił na nietkniętym pucharze, Sighvartowi podstawionym i sięgnął przez cały stół, chwytając go i do ust przybliżając.
- Albo mu zostawimy w pieczy, albo zostaniemy nim się jarl obudzi - rzekł skald gniewnie - a im dłużej tu zostajemy, tym łacniej wilki lub Leiknar atak szykować kolejny mogą.
- Leiknar będzie próbował nawet jak ruszymy… - Wzruszyła ramionami.
- Tego nie wiesz!
Uśmiechnęła się leciutko i chciała coś powiedzieć ale nagle zamilkła i rozejrzała się zirytowana.
- Cóż to na Asów i Wanów? - Wyraźnie szuka czegoś wzrokiem.
- Styggr. - odpowiedział Pogrobiec, wychylając puchar krwi.
- W trójkę od niedawna sobie pomieszkujecie - Frey załapał i swoje docisnął, złośliwy uśmiech na twarz Volunda przywołując.
Zamrugała wyraźnie zbita z tropu.
- Styggr? - I dostrzegając ich spojrzenia oko zmrużyła. - Żarty sobie stroicie w takiej chwili?
- Jest duchem Elin sprzyjającym, z caernu… być może. - berserker odstawił puchar na stół - Zignoruj go w tej chwili, pomógł a wiele miał okazji szkodzić, i wezwanie Leiknara zniweczył. Teraz mamy jedną z rzadkich okazji naradzić się wobec tego co należy poczynić… a Elin wybaczyłaby mi stwierdzenie, że dalece przed nią w tym przodujesz, dlatego tak mi zależy, by pewne ustalenia poczynić. - przeniósł wzrok pomiędzy nią i Freyem - Zatem... nie zgadzacie się w zakresie tego, co z Agvindurem śniącym poczynić…
Helleven wymamrotała coś pod nosem i rzekła.
- Twierdzi, że pomoże z Jarlem jak Elin swojej obietnicy dotrzyma. Możecie jej to przekazać.Choć mam nadzieję, że szybciej problem rozwiążemy… I tak nie zgadzamy się, bo skoro ona uważała, że da się mu pomóc, to sposób jest.
Pogrobiec na skalda spojrzał.
- Może opowiesz naszej siostrze…. jak z Elin miejscami się przed chwilą zamieniły?
- Do kurwy nędzy to teraz jest ważne? Kiedy Elin i Helleven się zamieniają? - zgrzytnął. - Czy Agvindura da się wybudzić, nie wiadomo. Oby tak. Radzić nam co czynic na wypadek gdyby sie nie dało. Jak wstanie z łoża, to problemu nie będzie.
- Zabić Leiknara. - Odparła na to spokojnie volva, choć w oku coś jej błysnęło.
- Elin wyruszyła z naszej narady pełna ekscytacji i nadziei, że Agvindurowi wie jak pomóc. Wtem po czasie krótkim słyszeliśmy lament jej, jakby go opłakała. - stwierdził Pogrobiec, półpatrząc na Freyvinda - Brat nasz udał się do niej co rychło. Wróciliście już wy, razem. Tyle, jeśli o prędkie przebudzenie Agvindura chodzi.
Volund wyprostował się. Chciał coś powiedzieć, ale wstrzymał się, widząc wzrok Freyvinda.
- Dobrze zatem - Freyvind wstał - idziemy zabić Leiknara. Prowadź, byleśmy przed świtem zdążyli - zwrócił się do Helleven. - A jak wrócimy, to wróci Elin - spojrzał na Volunda. - I znów zacznie ryczeć, płakać i pierdolić raz że wie, jak go zbudzić, a zaraz że nie wie rosząc krwią z oczu polepę.
Spojrzała uważnie na obu aftergangerów przygryzając wargę z namysłem.
- To już chyba wiem co próbowała… Ale to by znaczyło, że Leiknar Agvindura w ten stan wprowadził, nie jeno kołkiem… - Głowę dumnie uniosła. - Mogę i ja zrobić to co ona próbowała ale efekty uboczne widzieliście. - Uśmiechnęła się lekko.
- Jeśli gotowyście mnie wysłuchać, mam plan. - powiedział wreszcie Pogrobiec, na tyle pewnie, na ile wysiłek ostatnich dni mu pozwalał.
- Albowiem tak gaworzyć możemy bez końca i niczego nie dojść. Użyczycie mi uszu?
Volva łaskawie głową skinęła wpatrując się w berserkera, a skald nie rzekł nic stał dalej jak stał gdy się od stołu zerwał. Nic nie mówił patrzył jeno wyczekująco na Volunda, a znać było, że cierpliwości mu nie staje.
- Elin rzekła, że wyjściem by… nikt nie ucierpiał jest, żeby Leiknarowi się oddała. Więc pozwolimy na to. - zaczął, ale wiedząc, że sprzeciw wywoła, ciągnął głośniej i pewniej - Nawet ona nie będzie wiedzieć, pozostaje nam jeno wywiedzieć się gdzie lub jak za nią podążać i wówczas Leiknara napotkać. I walczyć zeń do śmierci.
- Bez Leiknara można Ribe zostawić pod opieką śmiertelnych, którzy się w dniach ostatnich wyróżnili, kogoś na honor i na krew zobowiązać. Może nawet jedno z nas potomstwo stworzyć.
- Wilków wywieść można wojnę wypowiadając. Osobiście. Nie jako miasto, lecz jako my. Nas troje. I wówczas z Sighvartem do Aros wyruszyć, lecz wici rozesłać, jakobyśmy kolejnego leża do zbeszczeszczenia szukali i pytali po hallach afterganger, kto z ulfhéðnarswadę ma.
- Gdy Leiknar ducha wyzionie, gdy Ribe będzie bezpieczne, gdy Aros z pomocą Sighvarta i… Eryka z Tisso poznamy jaki los spotkał… - powiódł po nich wzrokiem - Wróg, prawdziwy nieprzyjaciel korzenie w Hedeby zapuszcza. Do tego czasu postanowimy, jak ten problem rozwiązać.

Przeszedł obok obydwojga, stając w świetle drzwi i wyglądając w noc na zewnątrz, oparty o framugę.

- Jeśli to rozsądne się wam zda, jeśli zgadzacie się z zamiarami i jeno w szczegóły nie dowierzacie… Je winniśmy wspólną wiedzą ustalić, by siły nasze wykorzystać i je zrealizować. Każde nasze działanie prowadzić do kolejnego musi, zbyt wielu wrogów. Krótkowzroczność jeśli wnet nas zgubi, to jutro.
- Leiknar… - zaczął Frey - ten suczy chwost, to gówno, ten chędożony przez chore capy sukinsyn, zrobił co zrobił, gdy miasto przez żadnego z einherjar chronione nie było. A gdy przyszło do walki z Agvindurem i Sighvartem ogon podkulił i ledwo zbiegł. Niechaj tak będzie, że zostawić kogo z krwi i Sighvarta tu - spojrzał butnie na Helleven protestującą wczesniej na pana na Varde w Ribe mającego pozostać - by miasto chronili jak nie uda się jarla zbudzić. A my do Aros pociagniemy głosząc to co wilki od Ribe i Jelling odciągnie by naszym szły tropem. - Zbliżył się do volvy. - A jeżeli do tego czasu Tobie, lub Elin uda się go przebudzić. Tym lepiej. Jest w tym zgoda?
- To ja tu zostać muszę...
- Nie - przerwał jej Freyvind. - Bo jest szansa, że Leiknar ostawi Ribe i naszym tropem pójdzie, gdy Ty z nami.
- A jeśli Agvindura zbudzić się nie uda… - również pociągnął wątek Pogrobiec - Elin tutaj obietnicy swej nie ziści. A mieszkańcy caernu… nie wilki, nie… okazali nam już swą moc.
Słuchała wyraźnie niezadowolona.
- Widział ją Asger? - Zapytała nagle. - Widział jak na Jarla reagowała?
- Co? Kto? Na kogo? - Frey wyglądał jakby balansował na linii.
- Tak, Leiknar wie, jak bardzo Elin miłuje Agvindura. - spokojnymi słowy odpowiedział Pogrobiec, licząc jednocześnie, że pozwolą Freyvindowi zrozumieć istotę pytania. - Dlatego pułapkę proponuję.
- Czasu nie mamy wiele. Ribe uchronimy, Jelling Gudrunn sama nie. Odger tam bez życia leży.
- Nie odpuści… - Rzekła na to tylko i przyglądała się uważnie swym braciom krwi.
Pogrobiec wzrok na Freyvinda skierował.
- Zatem, bracie… zasadzka na Leiknara?
- Nie, to zbyt wiele czasu zajmie, jeżeli idzie Wam o TU w Ribe. Jeżeli zaś idzie Wam o zasadzkę na skurwysyna w drodze do Aros, to od początku o to mi chodzi, by za nami podążył.
- Dwie noce. Dwie noce by go zwabić i ubić.
- Za dużo, nie mamy tyle czasu.
- W takim razie - odwrócił się do Helleven - Agvindura nam wybudzić prędko… albo zabrać ze sobą.
Freyvind spojrzał na Pogrobca na jego twarzy jawiło się zaskoczenie.
Później zaś złość.
Bez słowa odszedł w mrok nocy.
Volva ramionami wzruszyła i do Pogrobca się zwróciła.
- Zabarykaduj zatem drzwi do pokoiku jarla. - Po czym ruszyła w tamtym kierunku.
- Czy potrafisz go odnaleźć? Wezwać? - przerwał jej Pogrobiec. Jasnym było, że mówi o Leiknarze.
- Ja nie… - Odparła po chwili namysłu. - On ze mną może… - Zamyśliła się na moment. - Ale może ten cały Styggr będzie w stanie pomóc. Skoro go powstrzymał od kontaktu. Wtedy można by go zwabić nawet i w drodze… tylko Elin musiałaby być… cóż, co najmniej w takim stanie jakim ją znalazł nasz brat.
- Potrafię to uczynić. - zarzekł Pogrobiec - Jestem też w stanie zabić Leiknara. I całą jego świtę, jeśli będzie trzeba. - mówił spokojnie i rzeczowo… jakby naprawdę tak myślał, a szacował, a nie zdawał się jeno na wiarę w swe umiejętności. Pogrobiec ewidentnie miał asa w rękawie.
- Choćby tej nocy. To czego nie umiem, to go odnaleźć… - wyszeptał - Lecz musi być w pobliżu.
Słuchała uważnie berserkera i na koniec lekko skinęła głową.
- Jeśli ciało Asgera przejął, to tak, musi być blisko. Być może nawet w mieście. Samemu nie stawaj z nim do walki. - Dodała nagle jakby na przekór sobie. - Kontroluje uczucia i mami umysły. W uczciwej walce nie ma pewnie szans ale on do takowej walki nie dopuści.
Pogrobiec uśmiechnął się krzywo.
- Zakosztowałem już klątwy przez Elin rzuconej… - wyznał - Lecz jeśli on nie chce uczciwej walki… mogę zapewnić mu nieuczciwą. - dokończył Volund, choć była to raczej afirmacja jego chęci. Nie sprzeciwiał się słowom volvy, znała Leiknara niewątpliwie lepiej.
- Spróbuję pomówić z tym Styggrem, może się zgodzi na współpracę. - Uśmiechnęła się nieznacznie. - Co do stanu Agvindura…
- Musi się zbudzić… - nie przerywając jej wyszeptał pod nosem Volund, niesłyszalnie pewnie dla śmiertelnych. Do siebie.
- Jeśliś mówisz, że zakosztowałeś klątwy, to wiedz, że można też odwrotnie z uczuciami czynić. Przygasić je, nawet całkowicie, tak że zdaje się, że jeno ciało pozostało i nic więcej. Jeśli Leiknar miał dość czasu, mógł to zrobić. Wyjaśniałoby to stan Jarla.
- Sporządzić by mogła jedna z was runę, by chronić, jeśli czasu starczy. Co do Jarla… - zawahał się - Normalnie rzekłbym: Leiknara żywcem brać i przymusić do odczynienia uroku. Lecz służyłem Szalonemu Jarlowi… nie spodziewam się, by Leiknar kiedykolwiek czym innym jak niebezpieczeństwem był.
Pokiwała głową.
- Zbyt wielkie ryzyko, by brać go żywcem i nawet przymuszany by nie pomógł, a jeszcze zaszkodzić próbował. Dlatego pozostaje mi i Elin próbować.
Pogrobiec potaknął jeno, patrząc na nią. Choć był pełen sił, w oczach było widać zmęczenie duszy.
- Chodźmy zatem, zabarykadować Cię z Agvindurem.
Poszła bez słowa jeno w wejściu zatrzymała się na moment i berserkowi w oczy pojrzała.
- Przekaż Elin, że nikogo nie ochroni oddając się w jego łapska. Zwiąże ją krwią i wróci, by na jej oczach zniszczyć wszystko, co było jej drogie. - Po czym nie czekając na reakcję Pogrobca weszła do pomieszczenia i przy Jarlu uklękła.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 12-09-2016, 20:53   #22
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Nie oglądał się za siebie.
Długie rozmowy.
Wiele różnych zdań…
Jedne logiczne inne beznadziejne głupie. Mądre słowa niknęły w bzdurach, bzdury mieszały się z celnymi uwagami. Ruszać. Nie ruszać. Sighvart w Ribe to dobrze, Sighvart w Ribe to źle. Wiadomo jak przebudzić Agvindura, ale jednak nie wiadomo. Co czynić jakby sie przebudził, co jakby przebudzić go się nie dało. Po kilka wariantów na każde zdarzenie co czynić jak jest poza zmysłami ale i co jakby je odzyskał. Volva ma zostać czy iść. Leiknara wabić do Ribe, czy odciągać. Wilki to samo. Trzy osoby, każde z innym zdaniem.
Frey zaczynał wpadać w stan bliski szałowi.
Gdy Volund zaczął o ciągnięciu jarla ze sobą to było zbyt wiele.
Ruszył wprost ku kwaterom Sighvarta, Einara i Andersa zaniepokojony tym, że Bjarki z Chlo wciąż nie wracał.
W połowie drogi był, gdy dwójka sług wyszła na przeciw.
- Panie! - zadowolona Franka z szerokim uśmiechem powitała skalda. - Cóże po nocy sam wędrujesz?
- Długoście nie wracali -
mruknął choć ulgę odczuł. - Sven sługą krwi był Sighvarta, miałem pewne obawy - dodał dość mgliście.
- Karl rozkosznym mężem jest, panie. I dyskutować z nim można czasu nie licząc. - Uśmiechnęła się równie mgliście tłumacząc.
Uniósł brwi w zdziwieniu spoglądając na Bjarkiego.
Godi pokręcił głową:
- Rozmawiali, gdy przyszedłem.
- A cóż innego, Brzydaku, mielim robić? -
ofuknęła go blondynka. - To żeś Ty rozamorowany nie znaczy, że każdy w takim nastroju.
Frey uśmiechnął się lekko.
- Idźcie spocząć, co byście całego dnia nie przespali. Ja jeszcze przed świtem miasto obejdę, czy nic złego się nie dzieje.
- Jorika Ci posłać? -
spytał godi godnie ignorując przytyk Franki.
Skald pokręcił jedynie głową odchodząc w noc.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 12-09-2016, 21:10   #23
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Helleven i Volund, Volund i Freyvind
Znów drzwi zostały zabarykadowane i volva ostała sama z panem na Ribe. Przyjrzała się jego twarzy z czułością tak rzadko u niej widzianą i piersi dotknęła skupiając się na swym zadaniu. Po moc swą sięgnęła, płynącą w jej krwi z racji pochodzenia od samego Lokiego. Zadanie łatwym nie było, gdyż mąż jej dużo większą wprawę w swych zdolnościach posiadał, a to co on ugasił ona musiała teraz rozpalić. Wykorzystała swoją nienawiść do Leiknara, by podsyciła jej determinację i powoli coś zmieniać się poczęło.

Niewiele.
Ledwie drgnienie, ledwie cichy pomruk. Jak u śpiącego głęboko, w sny omamy uwikłanego.
- Tak go nie obudzisz, dziewczyno… - zachrypiał głos tuż obok.
- Obudzę… Czasu jeno więcej potrzeba. - Odparła z uporem w głosie.
- Myśl… jeśli on zbudzon nie chce być? Ile czasu będziesz tu przy nim siedzieć? Obiecała coś. Ty też obiecaj. Pomogę.
- Cóż takiego?
- Sojuszników znajdziesz, imię swe rozsławisz do tego i razem z nimi odwrócisz coście zrobili w Jelling.
Helleven uśmiechnęła się pod nosem.
- Obiecała to? Doprawdy? - Zaśmiała się krótko. - Jak i ja obiecam, obudzisz Agvindura? Zdolnyś do tego? - Zapytała podejrzliwie.
- Czemu miałaby nie skoro broń do tego zdatną ma a i sama potrafi motywację wzbudzać? Ty zaś możesz pomóc jej armią zarządzić… zdatnaś chyba do tego, hm?
- Bo głupia w cieniu się zawsze chowała i psuła to co mi się udało osiągnąć. - Zamyśliła się na moment. - Może i mogę… ale nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Dwieście są… nie rozumiem, czemu z tej przewagi nie korzystacie… I przecież rzekłem to już trzy razy, pomóc go zbudzić mogę. Słuchać nie chcesz… - rzucił głos z wyrzutem.
Volva oko zmrużyła zadowolona.
- Przysięgam Ci Styggrze, że znajdę sojuszników i rozsławię nasze imię tak, by móc Caern przywrócić do dawnej świetności. - Odparła poważnym tonem.
- Niech tak będzie. W między czasie, Ty jej i ona Tobie ufność pokładać musicie. Wieści jej zostaw, tam gdzieś pewna, że znajdzie. Zrób coś by nie niszczyła tego co osiągasz. I nie niszcz tego co ona osiąga swemi metodami. Dziecięciem nie jesteś - ofukał ją chrapliwie. - A teraz idź stąd. - pogonił jednak jak dziecko.
Spojrzała na jarla i brwi zmarszczyła chcąc wyraźnie coś odpowiedzieć Styggrowi.
- Lepiej byś prawdę mówił… - Rzekła jeno i do drzwi podeszła waląc w nie głośno, by ktoś ją wypuścił.
Po chwili czasu usłyszała, jak po wymianie słów z wartownikami, Pogrobiec pnie ciężkie sam odstawia, coby drzwi oswobodzić. Po chwili zanikł ruch na zewnątrz, gdy uczynione zostało.
Otworzyła drzwi wtedy i wyszła zamykając je za sobą.
- Zagrodźcie raz jeszcze. - Rzekła. - I czekajmy.
Volund wielką swą siłę jeszcze dni człowieczych włożył, wespół z darem krwi skalda, by raz dwa przejście ponownie zastawić. Gestem zbył wojów Ribe wartujących, coby mu nie przeszkadzali, mimo polecenia volvy. Nie minęła minuta a było wykonane, pięknolicy blady wampir, znów pełen sił kierował swe puste spojrzenie o zmęczeniu duszy świadczące wprost w błękitne oko.
Wiedząca gestem mu pokazała by się oddalili trochę od wartowników.
- Styggr. - Rzuciła jedno słowo przyciszonym głosem.
- Pozwól. - gestem dłoni zaprosił ją, by przespacerowali się nocą przez…

…pogorzelisko spalonej części miasta. Z jakiejś przyczyny Pogrobcowi zależało, by Helleven to ujrzała. Mówił jednak mimochodem, ta część, wyludniona, martwa, popiołów pełna…
Jakoś w oczach widać, że aftergangerowi wróciło nieco spokoju ducha.
- Co zeń? - zapytał, patrząc przed siebie gdy kroczyli jeszcze przez zaludnioną część Ribe, gdzie jednak wartownicy nie byli potrzebni.
- Delikatna reakcja była ale… - Złość na twarzy wieszczki się pojawiła. - Leiknar zdolniejszy ode mnie i trochę czasu by zajęło doprowadzanie jarla do użytku… Może nasz duszek będzie szybszy.
- Jeśli twym Stwórcą, nie dziwne to, że krew jego… zdatniejsza. - zauważył neutralnie Pogrobiec.
Pokiwała ponuro głową i chwilę szła w milczeniu.
- Skąd pomysł na tą przechadzkę? - Zapytała w końcu.
- Kiedy ostatnio zdarzyło ci się spacerować dla przyjemności? - zapytał zarówno szczerze, jak i wymijająco.
Pojrzała na niego lekko zdziwiona i ramionami wzruszyła.
- Nie pamiętam, czy to ważne?
- Jeśli dla ciebie to nieważne, zapewne nie… - westchnął - Może czas zbyt cenny dla Ciebie by odetchnąć. Widzę, jak wiele mniej od Elin go masz, mimo że Tyś… prawdziwa.
Twarz wieszczki wydawała się maską wykutą w kamieniu.
- Niewiele. To prawda. - Skinęła głową. - Tym bardziej muszę go dobrze wykorzystywać. - Nie podjęła sugestii Pogrobca.
- W takim razie potraktuj to jako dobre miejsce by rozmawiać w zaciszu, a fakt naszej wędrówki, iż trudniej komu nas podsłuchać. - zauważył bardzo pragmatycznie berserker, jak nie berserker - Wróćmy do ważnych rzeczy i… - zatrzymał się nagle, ku niej zwracając.
Przechylił nieco głowę, podchodząc niekomfortowo blisko… albo właśnie komfortowo, jak pamiętała.
Tym razem nie było w nim jednak zalotności, coś innego. Chęć wywołania skupienia na chwilę, odmiennego niż w nonszalanckim jednak snuciu planów. Nachylając twarz blisko, chciał całą uwagę volvy skupić w swych ciemnobrązowych że prawie całkiem bez koloru-
-nie, karmazynowych oczach.
- Czy chciałabyś krwi jego, zdatniejszej od twej zakosztować… do ostatniej kropli?
Helleven z zaciekawieniem na niego patrzyła, gdy podchodził tak blisko, boleśnie świadoma jak niewiele ostatnio brakowało do wzmocnienia ich więzi, pytanie Pogrobca jednak zupełnie ją zaskoczyło i myśli znów ku ważniejszym sprawom przywróciło.
- Byłoby to… - Szukała właściwego słowa próbując ukryć emocje jakie wywołała w niej ta propozycja. - właściwe zakończenie jego egzystencji. - Uśmiechnęła się wyjątkowo paskudnie.
- Niezwykła jest krew. Moc jaką niesie. Więzy jakie narzuca. Krew śmiertelnych, krew zmieniających kształty. Krew umarłych. Od dawna chcę posiąść o niej wiedzę… jak o śmierci. - ciągnął Volund, gdy w szkarłatnych ślepiach odbijała się niewinna twarz dobrodusznej Elin z paskudnym uśmiechem Helleven, jak odmieniona karmazynowym filtrem dając drobnemu odbiciu na półkulistej powierzchni, nie płaskiej, wykrzywiony, potępieńczy wyraz. - Elin musiałem douczyć w tej kwestii, lecz Ty z pewnością wiesz, z czym się wiąże wypicie Stwórcy. Kres mego języka kresem mej wyobraźni... - podjął nagle - ...i słowem którego szukasz i nie możesz odnaleźć jest υπρβαση, gdy zrównałabyś się z równymi twemu Stwórcy.
- Jest tylko jeden problem, mój bracie… - Jej dłoń mimowolnie powędrowała do tak bliskiej piersi Volunda, by musnąć ją nieznacznie. - Krew mego Stwórcy niesie ze sobą nie tylko moc ale i czyste szaleństwo. Zaryzykowałbyś? - Przekrzywiła delikatnie głowę patrząc uważnie na niego.
- Część szaleństwa już na was, i dwie was są. Wszystko w tym świecie jest do oszukania, i natura, i krew, i szaleństwo samo… - rzucił - Pytaniem nie jest jak zaryzykować, lecz szaleństwo podzielić pomiędzy Was dwie, lub na kogo innego zrzucić z krwią. Lub może dość siły po postu mieć, by czoła mu stawić. Pytanie to, czy zaryzykować: jedynie Ty możesz stwierdzić.
Odszedł o krok od niej i od dłoni co przelotnie dotyk najlżejszy jak błyskawicy rażenie go rouszyła.
- Ty znasz jego szaleństwo. Ty jedna wiedzieć możesz, czy krew zdoła się oszukać. I wreszcie kusi… by szaleństwo szaleństwem zwalczyć… - zaproponował tajemniczo.
- Mam uwierzyć, że nie chciałbyś sam również zakosztować jego krwi? Bo nie o siebie się martwię. - Uśmiech ciągle błąkał się po jej twarzy.
- Nie chciałbym. Są tacy, których krew należy do mnie… i z czasem jej zakosztuję. - powiedział prawie obojętnie - I ja nie jestem gotów szaleństwu czoła stawiać, moje myśli zbyt ważne teraz dla Freyvinda, nawet jeśli go niecierpliwią. Lecz przede wszystkim nie te dary Canarla ni bogów mi znane. Widziałem jak Ogni z Toftlundu Widzi, widziałem proroctwa Elin, jedno i twoje. Widzę, jak Leiknar odnaleźć was zdołał. Nosi to zbyt wiele znamion przeznaczenia, by chcieć przeciw Nornom tę nić pruć.
Zaśmiała się cicho.
- Demon złego pana sobie wybrał.. doprawdy. - Spoważniała jednak po chwili. - Chcę by był świadom, że jego moc we mnie ucieka… - W błękitnym oku volvy czysta nienawiść się pojawiła. - Chcę by wiedział komu zgubę zawdzięcza. Zaryzykuję Volundzie.

Widziała wyraźnie odmienione, spokojniejsze, cichsze oblicze Pogrobca, bez entuzjazmu. Kogoś kto w tej chwili dostrzegając w niej nienawiść, zrozumiał ją doskonale. Jak tylko ktoś kto podobnie nienawidzi przez dziesięciolecia może.
- Mogę ci to zapewnić. - powiedział miękkim, prawie śpiewnym szeptem, jak gdyby głosem zupełnie innego człowieka. Pokrótce jednak oczy jego odzyskały rezon, choć czerwień z nich zdążyła odpłynąć, a on chwilę jeszcze zamyślon był.
- Jeno cenę zdradź mi za pomoc. - Zapytała przyglądając mu się uważnie.
- Nie ma żadnej, siostro. Poza tę, którą za całą pomoc i moją obecność się płaci.
Pokiwała powoli głową.
- Niechaj więc tak będzie.
- Rzeknij. Dwie was są. Alboś Ty była jedna, i Elin z którychś części twego życia zrodzona… albo może dusza jedna na dwie rozbita? - zastanawiał się na głos - Nie ma to teraz znaczenia. Znaczenie ma… czy trzeci głos potrafiłabyś wywołać…
- Trzecią? - Zapytała zdziwiona. - Toż to jeszcze większy bałagan byłby.
- Drobną część jednej lub obu z was… co szaleństwo Leiknara na się by przyjęła, i na zawsze uciszona, niedopuszczona do głosu została. - podniósł na nią dziwnie uczony wzrok, snując naprawdę niezwykły plan gdzieś spomiędzy jaźni a nieludzkiego dzieła - O której może i Elin nigdy by się nie dowiedziała… choć z krwi Stwórcy, jak i ty, by moc na wieczność czerpała.
- Nie wiem czy to możliwe, choć byłoby dobrym rozwiązaniem problemu… - Z namysłem mówiła. - Zapewne z krwią mego Stwórcy przyjdzie sposobność i tylko w porę trzeba by ją zamknąć.
- Nie mam prawie wcale wiedzy o tem. Zostawię to tobie jako propozycję… - skinął głową - Druga kwestia zaś to Sigrun. Elin chce jej pomóc, albowiem miłuje ją jak siostrę… lub córkę… Lecz ty powinnaś chcieć jej pomóc, albowiem więź z Leiknarem ma. Do niego może zaprowadzić, albowiem w niej jego krew. Być może jego może sprowadzić. Na pewno o czasie z nim spędzonym może opowiedzieć… - rozłożył ręce - ...lecz w tej chwili nie może. Czy poradzić na to możemy?
- Na to niewiele zdziałać możemy. - Wzruszyła ramionami. - Zamknęła się w swoim świecie, wyciągnięcie jej z niego na siłę, więcej jeno problemów przysporzyć może. I zapewniam Cie, nie chcesz słyszeć o tym co Leiknar z nią robił. - Głos niby opanowany miała ale drzemała w nim głęboko skrywana wściekłość.
- Chcę. Zawsze chcę… Wiedzieć.
Pokręciła powoli głową.
- Wiedz jeno, że pewnie związać krwią ją próbował, pytanie jak silnie zdążył. Jeśli więc się ocknie, może nabroić. Ostawmy ją taką. Wyjdzie, gdy będzie na to gotowa. - Odrzekła już spokojniejsza tonem, który sugerował, że wie co mówi.
- Taki był mój pomysł, byś ty ją krwią spętała. Karl Sighvart… nie był w stanie wrócić Elin wspomnień przez Leiknara zapieczętowanych, lecz zapewne mógłby najgorsze zdjąć z ramion Sigrun. Wreszcie, może i tu Styggr pomóc mógłby, skoro tak pełen mocy, i tak na pomocy Elin mu zależy.
- Karl też posiada tą umiejętność? - Pokiwała powoli głową. - Jeśli zatem byłby tu, to możnaby go o pomoc poprosić. Niech zapomni… To może być dla niej najlepszym lekarstwem. Lecz więzy krwi? - Pokręciła powoli głową. Widać i Helleven cieplejsze uczucia do Słoneczka miała. - To ostawmy.
- Dobrze więc. Pomówisz z karlem? Zapewne i Leiknar to co mogłoby nam pomóc oczyścił… lecz chociaż jej udręki ktoś odejmie.
- Jest tu? - Spytała zdziwiona lecz głową zaraz pokiwała. - Pomówię.
- Jest. Chlotchild zabierze cię do jego hausu. - rzucił. - Jedna rzecz jeszcze… plan mój z Leiknarem… niebezpieczny bardzo. - coś jeszcze powiedzieć chciał, ale jak gdyby świadom Styggra się wstrzymał - Nikomu nadto mówić nic nie będę, nawet Freyvindowi. Gotowaś na to?
- Oczywiście. Jeno co z najsłabszym ogniwem? Będziesz musiał jakoś mnie przywołać, bym dokończyła dzieła.
- Wiem jak. - odparł tylko pewnie, nie ukrywając lakoniczności odnośnie szczegółów.
Skinęła głową.
- Dobrze więc, sprawdźmy co z jarlem teraz.
- Pójdź zatem do niego. Ja z Freyvindem chcę się spotkać. Walkę mu zaproponować. - zerknął ku cichemu miastu - Władanie to nowa rzecz dlań i piętno na nim odciska. Trening i nam dobrze uczyni obu, i może mię on czegoś nauczy… a Jarlowi Bezdroży pozwoli wytchnienie znaleźć od wszystkiego. Korzystać trzeba, póki krwi dostatek.
- Znajdę Was potem. Mogę brata naszego wspomóc w rządzeniu. Wszak znam to miasto. - Uśmiechnęła się lekko i do langhusu podążyła.
Pogrobiec odprowadził volvę wzrokiem, bez uśmiechu. Stał i czekał chwilę jeszcze. Przechadzając się powiódł ręką po niedopalonym balu stanowiącym ścianę domostwa kilka nocy temu, twarz jego rozanieliła się, gdy palce popiołów dotknęły.

A potem odszedł ku temu, który tej nocy był władcą Ribe.

I napotkali się, również przy zgliszczach. Langhausu, w którym na thingu się zapoznali i pierwszy bój wspólnie toczyli. Blada sylwetka Pogrobca odcięła się na tle nocy, tak że Freyvind nie mógł go nie spostrzec.
- Szukałem cię.
- I znalazłeś - Freyvind skinął mu głową. - Z Helleven co ustaliliście? - spytał nawiązując do swego wcześniejszego wyjścia z halli w której się zmawiali co im dalej czynić.
- Helleven bardzo chce Leiknara końca i nie dziwię jej się, lecz obecnie udała się do karla prosić, by od wspomnień najgorszych Sigrun uwolnił.
- Jest w mocy to uczynić? - Freyvind wyglądał na nieco zaskoczonego.
- Tak się zdaje. Jeszcze Elin tako rzekła, gdy wspomniała i talent jego do daru Leiknara przyrównała. Widać mówili o tym kiedyś, lecz siostra nas tym nie chciała obciążać. - zakończył Pogrobiec neutralnie, by Freyvind sam się ustosunkował do sekretów volvy.
- Wielce przydatnym by to było, aby komuś komu zło uczyniono wspomnienia otwartą raną w głowie będące, wymazać. - odpowiedział skald z niejakim zamyśleniem, może nie o Sigrun myślał gdy to mówił.
- Myślisz o kimś jeszcze. - zauważył Pogrobiec - Może i słusznie. Pamiętaj jednak, że wielu siłę czerpie nie tylko ze zwycięstw, ale lekcji udzielonych przez los… lecz nie przyszedłem mitrężyć twego czasu rozterkami. - podszedł spokojnie ku bratu - Pomyślałem, że z dawna chciałem ćwiczyć się w mieczu z kimś równym lub przedniejszym… a teraz i krwi jest pod dostatkiem, tak że wstrzymywać się nie trza. - zauważył z uśmiechem i jedną brwią uniesioną, jako jedyne zapytanie.
- Chętnie miecze z Tobą skrzyżuję. - skald uśmiechnął się - I mi czasem cni się do rozprostowania kości w tańcu ostrzy. Lecz racji nie masz, krwi nie ma pod dostatkiem. Jeżeli mamy bój stoczyć to bez sięgania ku niej.
- Jeno by rany zaleczyć, po wszystkim. Jak w boju śmiertelnym… i za śmiertelnych dni. - zaproponował jego brat.
- Niech i tak będzie. Źle by patrzono gdybyśmy cenną krew dla rozrywki marnowali, ludzie widząc to ochotę do dawania swej mogliby stracić. - Spojrzał na Volunda szukając wzrokiem czy miecz ma przy sobie.
Brat nie zawiódł go, naga klinga przy udzie trzymana zlewała się w nikłym blasku księżyca z bladym ciałem. Pogrobiec już rozglądał się, miejsca szukając. Widok na Ribe ze wzgórza, na którym ongiś znajdowała się halla Agvindura był szczególny, pomimo pogorzelisk.
- Miejsce szczególne ci się jawi, czy tu być może?
- Dobre to miejsce, lepszego nam nie znaleźć.
Volund na to skinął głową, kroków kilka odchodząc by miejsce dać Freyvindowi. Nadgarstkiem z bronią półkrąg zatoczył jak gdyby rozruszać chciał, nawykiem jeszcze z dni śmiertelnych. Freyvind również miecz wyciągnął i gdy blask księżyca odbił się od klingi coś skaldowi przez myśl przeszło.
- Broń znaleźć musimy, tymi mieczami walczyć nie powinniśmy. - Spoglądał na zbrocze wypełnione srebrem, które odpadło by od klingi pewnie po kilku pierwszych uderzeń ostrze o ostrze.
- Racja to. Po prawdzie, można powierzyć te klingi lub nowe i srebra nieco kowali, dopóki tutajśmy. Inne miecze na śmiertelnych i afterganger brać. - odparł z dystansu, ostrzu pozwalając spocząć na ramieniu.
- Jeden miecz na ludzi i jeden na potwory... - zastanowił się skald na głos - ...to by dobre było. Ale, że przy boku dwóch nie da się nosić tedy na pleca… - urwał widząc poblask pochodni. Dwóch z dziesiątki strażników mających warty w mieście czynić wyszło właśnie spomiędzy budynków. Naga sylwetkę Pogrobca wnet rozpoznali widno, bo jedynie skinąwszy głowami wycofywać się poczęli. Gdzie dwóch tych aftergangerów zoczyli nie spodziewali się problemów.
- Wstrzymajcie się, mieczy nam trzeba.
- Mieczy? - zawahał się jeden ze zbrojnych. Wstrzymali się.
- Ja i Volund przed świtem ćwiczeniom oddać się chcemy, nie walczyć nam naszymi ostrzami, bośmy bracia w krwi, nieszczęście mogło by to przynieść. - Frey uśmiechnął się lekko.
Strażnicy spojrzeli po sobie i zaciekawieni nieco podeszli do aftergangerów miecze swe im oddając.
Pogrobiec przyjął ostrze od jednego z nich z tym samym namaszczeniem, które skald widział przed kowalem w Jelling.
- Krew moja z ostrza Jarla Bezdroży… moc w niej i rozkosz wasza. Jeśli się zdobyć na spicie jej z ostrza zdołacie. - Volund uśmiechnięty był złowrogo i gest, młynek powtórzył, odeszłszy nieco od wojów.

Skoczyli na siebie bez nienawiści, ale z zacięciem jaki ma każdy woj walkę mający we krwi i karmiący nią swa duszę. Nawet w ćwiczebnym boju najbardziej zawołanym wojownikom głowę wypełnia stan nie furii czy szału, ale pełne poświęcenie się tańcowi mieczy. Tym bardziej mogli sobie na to pozwolić nieśmiertelnymi będąc i najstraszliwsze rany mogąc w niedługi czas płynem życia zaleczyć. Nie sięgali po moc krwi by przebudzać swe moce lub by wzmocnić siłę swych mięśni lubo szybkość ciosów. Po prostu jak stali, tak rzucili się na siebie.
Obaj byli równie szybcy i żaden nie zdołał już na starcie walki przejąć inicjatywy, aby drugiego skłonić do obrony lub wrazić ostrze w ciało nim opadnie miecz przeciwnika. Uderzyli w tym samym momencie, ale nie tak samo…
Volund postawił wszystko na jeden mocny cios za nic mając obronę. Miecz jego z wielka mocą chlasnął cięciem mogącym rozrąbać Freyvinda na pół, jednak skald nie zaatakował tak pewnie i stało mu równowagi by szybkim skrętem tułowia uniknąć błyszczącego w świetle księżyca ostrza. Poczuł podmuch od volundowej broni, a sam w tym czasie pchnął sztychem swej broni.

Volund krok w tył zrobił, miecz z reki wypuścił i powoli na bok się zwalił ześlizgując się z miecza Freya który na wylot go przebił.
skald odrzucił zakrwawione ostrze i bez dumy, a ze zmartwieniem jeno na twarzy przypadł do bladego ciała Pogrobca by sprawdzić czy nie przedobrzyli obaj w tych “ćwiczeniach”. Kilkanaście sekund trwało, nim dreszcz przeszedł ciało Pogrobca. Zwijać się zaczął w miejscu, krew zaczęła zasklepiać ziejącą ranę… zadaną o siłą, jakiej nie mógł zadać żaden śmiertelnik, a i wilkołak musiałby być niezmiernej fizycznej potęgi i postury. Z kolejnymi sekundami, pomimo oczywistego bólu w międzyczasie, Pogrobiec do siebie coraz bardziej dochodził.
- Cenna… lekcja… - wyszczerzył się przez grymas cierpienia.
- Nie spodziewałem się, że ni osłonić ni uskoczyć będziesz chciał. Tyleś siły w cios włożył, że niech Freyi dzięki będą, że… - pokręcił głową wyciągając rękę aby pomoc berserkerowi wstać.
Pogrobiec przyjął ją z wdzięcznością.
- Rzadko tak czynię… przyjmowałem już razy z wilkołaków, co samś widział. - stęknął jeszcze boleśnie - Raczej cios przyjmę i więcej niż starcza mi sił, by skrzywdzić bardziej. Ale… taka siła. Taka potęga. - minęła może minuta odkąd Freyvind pokonał Volunda. Dzięki krwi niewątpliwie, ten już spokojny był. Blizna po ziejącej ranie zlewała się z nagim torsem.
- Widziałem twe wyczyny w sile, lecz… nigdym takiego ciosu nie doznał.
- Od wypicia wilkołaków czuję te moc. Gniew i szał krążący w żyłach ustąpił, siła z ich krwi widno jeszcze nie.
- Ja… również spostrzegłem… żem tęższy. Odkąd krwi twej spróbowałem. - stwierdził z wahaniem Volund, patrząc na skalda. Sugestia, jeśli berserker miał rację, była jednoznaczna.
- Z daru Eyjolfa… - zrozumiał Skald. Krew Jotunów.
- Więcej krwi nie gotowyśmy przećwiczyć? Ah. Lecz moja to wina. - skinął głową, z uśmiechem - Będę pamiętał, nie narażać się, nim mocy oponenta nie poznam. Czasem… - spojrzał nieco z góry na drobniejszego skalda - ...jest nieoczywista.
- Zaiste. - Frey też uśmiechnął się pod nosem i bez żadnego wysiłku złamał miecz jakby to wiązka chrustu była. Oddał rękojeść z ułomkiem ostrza strażnikowi. - Szczycić się możesz, że masz miecz, który samego Volunda Pogrobca przebił, jednego z najsłynniejszych einherjar-berserkerów Danii, pogromcę wilkołaków z Bitwy o Caern. Aleć nie mogę pozwolić by ostrze, które brata w krwi mego złożyło dalej w walce stawało. Przechowaj to dla swych potomków, a zgłoś się do halli, piękniejszy oręż ci oddam za to. A i innej rekompensaty nie pożałuję.
Pogrobiec milczał aż wojowie odejdą, zawsze lakoniczny i małomówmy wobec śmiertelnych.
- Rekompensatą im, że ujrzeli twą siłę. - wciąż uśmiechnięty był - Rzekłeś, że właściwa ona twej linii?
- Eyjolf potrafił drzewa łamać gdy w gniew wpadał. Agvindur też wielokroć siły ma niż na to wygląda. I ja mógłbym ten dar wytrenować, alem zawsze na szybkość stawiał niż na moc. By gradem ciosów zarzucić wroga niźli jednym a tak potężnym.
- Szybkość ma wielkie zalety. Pamiętam ci, żeś mnie bronił w caernie, gdyśmy ramię w ramię naprzeciw synom Lokiego stali. Lecz pamiętam również, gdy… raziłeś mnie, mszcząc urąg Agvindurowi sprawiony, w ziemiance. Po thingu. - powiedział, bez cienia złości czy złej woli, jedynie jak wojownik zbierający doświadczenia i mędrzec co z nich wnioski chce wyciągać - I wilkołaków żeś ranił. Pal niósł z truchłem. I siła i szybkość… jak rozwidlone gromy.
- Pamiętam. - uśmiech wykwitł na twarzy Freyvinda - W gniewie i ścisku biłem jak dziewka. - roześmiał się w głos. - Jako rózgą. Stad tedyś jak rozumiem się nie zastawił ni z ciosu teraz nie zszedł.
- Nie. - odparł rozbawion berserker - Chciałem byś może i raniwszy mnie, tyś się bronił. Lecz teraz może roztropniejszy będę i nie polegnę głupio przeciw innym Einherjar… oraz reszcie naszych wrogów. - westchnął.
- Gdy obok siebie stawać nam przyjdzie jako w Caernie, na tarczę mą liczyć zawżdy możesz, byś pełnią mocą swej siły gromił. Takoż przewaga nasza nad Frankami czy Germanami, lubo Rusami zza wschodniego morza. My dbamy o towarzyszy w szyku w ścianie tarcz, oni jak głupcy lecą by jeno przełamywać. I giną byśmy mogli zaopiekować się ich dziewkami, dobytkiem i trzodą. - Skald błysnął zębami.
- To nasza siła… - na poły stwierdzić, na poły zastanowił się Volund, zerkając na południe, gdzie wszyscy oni byli. Mniej rozbawiony, bardziej… odległy teraz się zdawał. - Lecz oni też swe siły mają. Frankowie co Zachłannego wyznają, z rzadka ale tak fanatyczni i zagorzali być potrafią… Germanowie śmiertelni… z tą równać się nie mogą, lecz tylu ich mężów prawie siłą samą dorównuje Einherjar. Rusowie rzadko ziemie swe opuszczają… i przegnać z nich się nie dadzą. Gdy nań, zajadli są i do końca ich bronić gotowi. A jeszcze… Chazarowie, Bułgary, Bizanty.
Freyvind zadumał się i ruszył niespiesznie ku langhusowi kowala, ale zwrócił ku Volundowi na znak, że rozmawiać w czasie drogi można.
- Wiesz czemu Svena darem nocy obdarowałem? Poza tym, że ciekaw byłem czemu sam śmierci szukał i poza tym, że chciałem go za nieposłuszeństwo ukarać? - odezwał się jakby zupełnie temat zmieniając.
Chwilę Pogrobiec szukał odpowiedzi w oczach skalda, jak zaczął obok niego iść, lecz czasem domyślny, odrzekł tylko:
- Liczę, że powiesz mi.
- Tak jak nasi w ścianie tarcz dbają o siebie… Wielce boli strata dobrego woja, dlatego tak czynimy. Ja w popędzie gniewie i głupocie ubiłem, ale żal zaraz potem mnie wziął. Svena saga tak głupio skończona, Asom i Vanom przydać mógł się jeszcze. Ba, ludziom zwykłym choćby. W bitwie Volundzie… my einherjar stajemy na pierwszej linii. Na siebie bierzemy najcięższą walkę. Gromimy, mniej naszych przez to ginie w boju, a i przeżywszy więcej doświadczeni. Podobni nam z kraju Franków czynią inaczej. chowają się po zamkach śląc wojów na śmierć bitwy. Tak tedy na wikingu coraz bardziej doświadczonym Dunom, z nowymi zaciągami frankijskich chłopów bitwa. bitwa w której my znów na przedzie rabiemy i znaczymy pole krwią. W tym największa siła nasza.
- Jest to prawda… - zaczął ostrożnie Volund - Zajdźmy po drodze do Asgera domostwa, tam srebra znajdziem dostatek. Może niesłusznie on zginął… lecz jeśli Ribe pomóc chciałby, tak może. Teraz i tak zbyt późno. - zerknął chwilę, czy skald zgadza się w ogóle z jego myśleniem. Widać było pewną niechęć do takiego działania, ale ewidentnie berserker kierował się czysto pragmatycznymi kwestiami.
- Sighvart błąd uczynił, że drzewca nie wyjęli. Myslałem, że Asger złożonego niemocą poważnych ciężkich do wyleczenia ran go zakołkował. - Freyvind nie wyglądał jakby się tłumaczył, jakby raczej wstęp do dalszej wypowiedzi czynił. Skinął głowa zmieniając kierunek na domostwo Asgera w marszu. - I wyrzucałbym to sobie, że znów popędliwość… ale on Thorę i Ljubow zamknął. Tedy knuł coś i śmierci mu zadanej nie żałuje.
- Nie chodzi mi o żal Twój. To nie był on… - zauważył Pogrobiec, bez oskarżenia, raczej jak przy walce rozmyślając - Być może. Nie dowiemy się. Teraz jedynie znaczenie ma, żeby pamięć jego jak zmarłego uczcić, nie wiedząc… i co z dobytkiem jego. Rzeczono mi, że rodziny nie miał.
- Tedy pamięć jego rabunkiem dóbr jego uczcimy. A później, ubijając Leiknara, jeśli przez niego jako zdrajca ciało jego ducha oddało.
Pogrobiec skinął głową, może nie w pełni zadowolony, ale na pewno dostatecznie. Decyzja i tak nie była jego.
- Wbrew temu co Helleven rzecze… karl zdaje mi się pełen honoru i przyjacielem Agvindura. Miał go na swej łasce, a w mieście ostawił. Błąd popełnił, lecz przyczyny jego rozumiem. Zostać też mógł, lecz sprawcę ścigał i drogą Jarlowi Sigrun sprowadził. Myślałem… że może jeśli chronić Ribe i Agvindura by się zgodził, dobrze by było by domostwo w Ribe otrzymał. I majątek zdrajcy…
- I mi się widzi, że zaufać mu można. Co zaś do tego co winien otrzymać za opiekę nad miastem… prędzej niechaj sam rzecze co by chciał, lub niech Agvindur po przebudzeniu rzeknie co chce ofiarować.
- Roztropne to i sprawiedliwe. Lecz i tak warto coś z majątkiem i domem jednego z najbogatszych w Ribe uczynić. Jak by kto nie chciał kradzieży się dopuścić z zakusy, to być może z rozpaczy dni ostatnich.
Frey skinął głową, namyślał się przez chwile.
- Przyda nam się srebro na to co w Aros nas czeka. Ale nie weźmiemy całości, zależnie od tego ile znajdziemy, nie więcej niż połowę, a gdy dużo tego to i dziesiąta część nam starczy. Ja ku bogactwu oczu nie obracam. Resztę, rozdać tym co w napadzie Leiknara poszkodowani. Im najwięcej się to przyda.
- Bardzo roztropnie… - przyznał Pogrobiec, na chwilę oczy w ścieżkę przed nimi wpijając. Powrócił do wcześniejszego tematu, gdy do domu Asgera się zbliżali.
- Jakoś opowiadał o tym, że szkoda końca sagi Svena… że silniśmy razem i każdego śmierć wszystkich odrobinę osłabi. - przypomniał - A Franków tak wielu, że tylu ginąć przychodzi, i kolejni są jeszcze… Po temu tak przeciwny byłem Jorikowi zabrania. - wytłumaczył się.
- Każden kiedyś zacząć musi. Lepiej mu z nami podróżować, niż na wiking iść, z którego wojowie z Jelling wszak nie wrócili. A jeżeli o wilki Ci idzie, że większe niebezpieczeństwo… - Skald spojrzał Pogrobcowi w oczy. - Większe szanse ma przy mnie i przy Tobie, niż w domu, gdzie przed zemstą bydlaków osady jeno Gudrunn chroni.
- Niebezpieczeństwo zawsze było. Zawsze będzie. Dziatki zawsze umierały i młodzieńcy zawsze śmierć spotykać będą. - pokręcił przecząco głową Volund - Nie… wiem, żeś zaczynał wcześnie, może wcześniej odeń, lecz gdyby miał jeszcze wiosnę lub dwie… czy szanse jego o wiele większe by nie były, męstwo osiągnąć i zostać wojem? Jesteś legendą na całą Skanię, lecz ilu co w twym wieku zaczynało, przez młodzieństwo nie dożyło zostania prawdziwym wojownikiem, który w szyku całą bitwę by tarczę utrzymał? - chwilę sam zastanowił się nad swoimi słowy - Być może wilcy Jelling wymordują… lecz nie sądzę. Zwłaszcza sprawić chcemy, by za nami podążyli. Chodzi mi tylko o to, i nie mam nic poza mą intuicją, ale sądzę, że zbyt to wcześnie. Nie kwestionuję, że przy Tobie bezpieczny będzie, i jarla drugiego takiego u nie znajdziem.
- Ostawmy to, będzie co będzie. Chłopak zmyślny jest opiekę ma. Może będzie tak, że dzięki tej wyprawie wystrzeli jak pęd dębu, a może będzie tak, że zginie, a Gudrunn już z pewnością mi łeb wtedy urwie, że chłopaka na zmarnowanie doprowadziłem. Jego i moja to decyzja i takoż za nią odpowiedzialność.
- Wiem. Należały ci się li me wyjaśnienia. Nie powtórzy się to, bracie.
Frey pokiwał głową i razem weszli do domostwa Asgera. Volund, któy był tu już wcześniej, chwilę się namyślał, nim podszedł po srebrne misy i puchary, które zoczył za pierwszym razem. Przypominając sobie grudkę oryginalną, rozglądać się zaczął, szukając skóry chyba, w którą można by jak w wór zastawę wziąć.

Dalszej rozmowy niewiele było. Pogrobiec pochwycił srebro i nagi miecz o ramię opierając wyszedł z domu Asgera z Freyvindem, by do kowala się udać.
- Mogę sam się o to zatroszczyć. Na twej głowie dość już wiele, a noc ma się ku końcowi… Kowala sprowadzę, by w dzień dokonał. - zaproponował.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 12-09-2016 o 22:31.
-2- jest offline  
Stary 13-09-2016, 15:08   #24
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Helleven


Wieszczka tymczasem wróciła do langhusu.
- Coś ze środka słyszeliście? - Strażników spytała.
Pokręcili głowami przecząco:
- Cisza jak była tak jest. - odrzekł jeden.
Skinęła głową i do głównego pomieszczenia się udała nakazując służkom, by balię z wodą szykowały i świeże ubrania, dla niej i dla Sigrun. Gdy wszystko było gotowe odesłała niewolnice, rozebrała się i delikatnie spróbowała ściągnąć sukienkę Słoneczku. Starała się być bardzo ostrożna mając świadomość, iż przeżycia dziewczyny mogą w tym momencie dojść do głosu. Na nic jednak cała jej delikatność, gdyż Sigrun ledwo ruch swego stroju ku górze poczuła wrzask podniosła straszliwy. Nie wyrywała się ale darła tak, iż pobudzić musiała wszystkich wokoło. Straż i thralle przerażone się zbiegli, by ujrzeć nagą volvę tulącą do smukłego ciała wrzeszczącą w niebogłosy i sztywną niczym kij Słoneczko. Na nic łagodne z początku, a później ostrzejsze słowa, na nic uspokojające głaskanie po głowie. Dziewka wrzeszczała i to bez przerwy, gdyż martwe płuca nie potrzebowały oddechu. Helleven kusiło by mocy Lokiego użyć na Słoneczku, by ją uspokoić ale zdawała sobie sprawę, że zbyt łatwo może uzyskać efekt odwrotny od zamierzonego. Gdy krzyk nie ustawał volva zaczęła śpiewać.
Wracając przed świtem do langhusu kowala z naręczem srebra i innych dóbr Asgera skald usłyszał dzikie wrzaski z otwartego półpiętra poddasza. W pierwszej chwili pomyślał, że Elin wróciła, jednak krzyki nie dobiegały od pomieszczenia w którym złożono Agvindura, a i głos nie ten sam był.
Zaskoczony jak poprzednio ruszył do źródła dzikiego jazgotu wspinając się na górę.
Widok jaki zastał mógłby być nawet komiczny, gdyby nie fakt, że od wrzasku Sigrun uszy bolały. Ciągle naga wieszczka tuliła do siebie wyjąca bez przekonania ale wyjątkowo głośno Słoneczko.
- Co tu się u licha… - Frey nie wchodził do końca wyglądając jedynie i patrząc na obie aftergangerki - Sigrun na osiem nóg Sleipnira zawrzyj się proszę!!!
- To i tak nic nie da… - Odpowiedziała mu Helleven. - Trzeba przeczekać… Chciałam ją do wody włożyć ale… - Zacisnęła usta. - Coś złego musiało się jej przypomnieć.
- To niech się odpomni, bo zwariujemy tu - skald przeciagnął ręką po twarzy - jeszcze zanim odpłynie w sen ze słońcem jakie lada chwila wstanie. Sigrun - zwrócił się do niej spokojniej, troskliwie wręcz, głosem jaki można byłoby do miodu równać. - Proszę ucisz się, bezpiecznaś.
Dziewczyna bez ruchu nadal stojąca nie dała znać nijaką miarą, że skalda słyszy. Jednakoż jej wrzask przeraźliwy począł powoli ustępować, uciszać się. Twarz jej jak maska nadal się zdawała mimo, że usta wciąż otwarte w krzyku miała….
- Oooo tak, właśnie tak - kontynuował miłym i troskliwym głosem. - Spójrz, to Eliii… - urwał, ale co tam , dziewczyna nie musiała wiedzieć, ze trzyma ją Helleven. Chyba, że Styggr. - ..in. Ona się tobą opiekuje i nie da ci zrobić krzywdy. Jesteś bezpieczna, nic ci się nie stanie. Położysz się zaraz - mówił monotonnie by słyszała wciąż jego głos - odpoczniesz, uśniesz i wszystko będzie dobrze Sigrun, dobrze? No już, połóż się na posłaniu… - wzrokiem dał znak Volvie.
Ta odetchnęła z wyraźną ulgą i dziewkę ostrożnie ułożyła na przygotowanym posłaniu głaszcząc ją po głowie. Gdy Sigrun w końcu się uspokoiła i oczy zamknęła, Helleven zarzuciła na siebie szybko suknię i na znak dała bratu, by za nią poszedł.
Zeszli na dół, gdzie volva pierw służce jednej kazała Słoneczka pilnować, potem usiąść na jednej z ław mogli.
- Dobrze, żeś przyszedł. - Westchnęła. - Pomówić chciałam z Tobą. - Dodała.
- Świtać będzie lada chwila… - odrzekł zmęczonym głosem. - Na długie rozmowy czasu nam nie staje. W czym rzecz?
- Pomysł mam jak Leiknara zwabić za nami, gdy do Aros ruszym. - Rzekła uśmiechając się nieznacznie. - Pieśń o walce w leżu wilkołaków napisz, o braterstwie krwi naszym… i o volvie nad ciałami poległych rozpaczającej. Niech ją ludzie usłyszą, dojdzie i do niego.
Zastanowił się nad czymś.
- Taak… przeciągnął potwierdzenie. - I o tym, że on volvę wizją omamił kierując nas na caern, że jego to sprawka. By naszymi rękoma wilki pobić i caern zniszczyć, aby wtenczas Ribe niechronione mógł złupić. Niech usłyszą o tem wilki. - Coś błysnęło mu w oczach.
- Niech będzie ale o braterstwie nie zapomnij, że wpływ jego złamało. - Stwierdziła kiwając lekko głową.
- Nie frasuj się, zrobię co trzeba będzie. Znam się na słowie - błysnął zębami. - Jedno mnie tylko trapi. Nie jest dobrze przyjmowane układanie i głoszenie sag o własnych czynach - urwał jakby zaczął zastanawiać się nad czymś.
- Możesz ją na głos układać, tak by ktoś treść usłyszał. - Wzruszyła ramionami. - Pewnam, że coś wymyślisz.
- Cosik mi chodzi po głowie - spojrzał na śpiącego na ławie pod ścianą chłopca.
- Dobrze. Zatem ja do Jarla wrócę. - Uśmiechnęła się leciutko i głową mu na pożegnanie kiwnęła odchodząc.
- Oby udało Ci się go zbudzić… - mruknął też wstając i odchodząc na spoczynek.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 14-09-2016, 12:14   #25
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wewnątrz skrzyni rozległo się stukanie. Rękojeść młota uderzała w wieko. Rytmicznie. Trzy razy, dwa razy, znów trzy razy. Erik nie spał. Wiedział, że słońce zaszło, jednak jego sługa zdawał się być przewrażliwiony. Po chwili łysy brodacz z tatuażem na twarzy podniósł wieko.
- Panie
Erik wyszedł ze skrzyni, która leżała obok dwóch innych na pokładzie łodzi. Wymusił na swoich podwładnych, żeby tytułowali go na modę południowców. Choć wiedział, że nie wszyscy patrzą na to przychylnie. Jego Ghul myślał podobnie, dlatego gdy Erik stał wyprostowany przy skrzyni dodał:
- Jarlu. Szaty.
Podał długa przeszywanicę aftergangerowi.

Ten zanim cokolwiek powiedział przywdział ją i poprawił na sobie. Najpierw pas, później rękawy, na końcu rękawice i pasy, które je mocowały. Mimo zbroi był niższy od swojego ghula. Powiódł wzrokiem po zebranej załodze. Teraz nikt nie wiosłował. Czekali na to co powie ich jarl. Ten jednak jedynie wyciągnął dłoń, w którą natychmiast Gunnar włożył podłużny patyk ponacinany co kilka centymetrów. Afterganger powiódł wzrokiem po niebie. Dość szybko znalazł kvennevagn. Wóz Freyi. I na końcu ją - Gwiazdę Przewodnią. Wyciągnął przed sobą przygotowany patyk. Skupił wzrok na gwieździe i podziałce. Coś policzył w głowie.

Gunnar nie zawodził. Kurs był ustalony prawie idealnie. Skały które widzieli na horyzoncie były brzegiem, nad którym stało Aros. Erik splótł ręce za plecami. Powolnym krokiem ruszył po kołyszącej się łodzi miedzy ludźmi, którzy z nim popłynęli. Ich twarze były mu dobrze znane. Nie byli to wojowie, którzy co roku wypływali na wiking. Byli to wierni słudzy rodów Tisso. Jego podwładni. Na rufie stała okutana w futra Ingeborg.


Nie patrzyła w stronę ich celu. Zamiast tego zerkała na zanurzony w wodzie log. Kawałek drewna wyrzucony na linie przez Jerkera służył do określenia ich prędkości. Wiatr wiał ze strony wschodniego airta. Uderzał w żagiel delikatnie z boku. Płynęli wolniej niż by mogli. Wojowie jakby czekali na komendę zanurzenia wioseł. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Afterganger wiedział, że ruszają z rozpoznaniem. Ale nie wiedział co mogą spotkać na miejscu. Wolał mieć wszystkich w pełni sił. Położył dłoń na ramieniu rudowłosej. Ta wzdrygnęła się lekko zanim zobaczyła na twarzy jarla uśmiech.
- Nie martw się Ingeborg. Pewnie jeszcze przed świtem będziemy płynąć z powrotem. Chodzi tylko o wyjaśnienie tego co stało się z tutejszym jarlem.
Patrzył w jej oczy. Patrzył wyzywająco. Oceniał ją. Nie była tak piękna jak jego ulubione niewolnice. Z drugiej stronie w głowie już wizualizował sobie dziewczynę w łańcuchach. Chyba właśnie ciężar tego spojrzenia spowodował, że serce młodej kobiety zaczęło bić szybciej. Oto stał przed nią jarl jej rodzinnej osady. Afterganger. Istota o mocy przerastającej moc jakiegokolwiek mężczyzny. Stał i trzymał swoją dłoń na jej ramieniu. Jego bestia to wyczuła. Hrym jak o nim myślał. Hrym był głodny. Nie dlatego, że Erik był głodny. Hrym był głodny zawsze. Hrym już słyszał szumiącą krew w jej żyłach. Hrym chciałby wbić się w jej gardło i wyssać życiodajną moc. I Hrym dostanie to czego chce. W swoim czasie.
- Ja… - rzuciła zmieszana dziewczyna, Erik zaś pogładził jej policzek dłonią w rękawicy.
- Nic nie mów. Chciałbym, żebyś gdy dopłyniemy do Aros była cały czas przy mnie - przysunął się do jej twarzy i nie zdejmując dłoni z prawego policzka szepnął do lewego ucha:
- Zresztą, liczę na to, że nie tylko w Aros będziesz blisko.
Mówił powoli. Cicho. Z bardzo bliska. Kończąc zdanie nawet musnął ustami ucho dziewczyny. Usłyszał jej cichy jęk, gdy wypuszczała powietrze z płuc, a jej usta musnęły jego dłoń w rękawicy. Hrym był bardziej niż zadowolony. W końcu Erik się odwrócił i ruszył na drugi koniec niedużej snekki. Kadłub przyozdobiony głową węża rozcinał fale. Statek nie był zbytnio obciążony. Poza skrzynią w której za dnia zamykał się jarl były jeszcze dwie mniejsze. Asa i Warik zgodnie z obietnicą przekazali “dary”. Skrzynia Warika była cięższa, gdyż wypełniały ją monety. Jednak gdy się ją otworzyło, to wyglądała bardzo skromnie. Stos miedziaków i srebrników sięgał ledwie jej połowy. Na szczycie było dosłownie kilka złotych monet. W dodatku połowa z nich była oberżnięta. Erik nie miał żalu. Młodzieniec nie dysponował wielkim bogactwem. W zasadzie skrzynia miała być jedynie prztyczkiem w nos wobec Asy. Jej skrzynia była dużo lżejsza, choć wypełniona po brzegi. Paciorki, koraliki, bursztyny. Dużo błyskotek. Jarl szczerze wątpił czy jej zawartość jest cenniejsza niż zawartość skrzyni Warika.
- Gunnar, Ulf. Do mnie.
Ghul o wytatuowanej twarzy stał praktycznie przy Eriku, zaś Ulf Szeptacz zerwał się z lewej burty i niemal natychmiast skoczył na równe nogi.
- Tak? - rzucił mężczyzna z cieniami pod oczami.
- Gdy dotrzemy na miejsce, oddalisz się od reszty hirdu. Znajdź swoich informatorów. Dowiedz się co dokładnie się stało. Zasięgnij języka. Ty zaś Gunnar jako mój hirdman zadbasz o należytą oprawę naszego przybycia. Upewnij się, że wszyscy będą wiedzieć kto przybył.
Afterganger spojrzał ponownie na pokład łodzi. Przy jego skrzyni znajdowała się reszta jego rzeczy. Ponownie sprawdził ułożenie swojej przeszywanicy. Zabrał ze skrzyni tarczę i jednoręczny młot. Wolałby swój miecz, jednak ten spoczywał już na dnie jeziora poświęcony Tyrowi.
- Zwinąć żagiel. Zanurzyć wiosła - wydał krótką komendę i samemu zasiadł do wiosła obok swojego ghula. Nie znosił tego. Jego umysł cierpiał, gdy musiał stawiać siebie na równi z innymi. Jednak logika nakazywała mu pomagać swoim ludziom. To takie gesty budowały lojalność wobec jarla. Mieszkańcy północy nie byli klękaczami jak Frankowie, czy Germanie. Oni nawet ze swoimi bogami rozmawiali stojąc. Potrafili wykrzyczeć bogom prosto w twarz, to co im się nie podoba. W następnej chwili wszyscy równo z Erikiem na czele wiosłowali, żeby przybić do portu w Aros.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 14-09-2016 o 13:20.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-09-2016, 14:23   #26
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin, Sighvart


Volva po przebudzeniu i ujrzeniu, iż Agvindur wciąż w bezruchu pogrążony, pierw znów po moc swej krwi sięgnęła, by spróbować go ocucić. Wiele nie zdziałała, choć wrażenie miała, iż delikatne drgnięcie wyczuła i… nic więcej. Głowę na piersi jego położyła szepcząc:
- Zbudź się… proszę… Ribe Cie potrzebuje… Sigrun Cie potrzebuje… i ja również Agvindurze… Miałeś czekać na mnie… - Spojrzała na niego z miłością i westchnęła ciężko. Nie mogła kolejnej nocy jeno przy nim przesiedzieć, dla niego i dla miasta winna coś działać.
Po Thorę posłała wstydząc się jej w oczy spojrzeć i rzekła, iż z karlem Sighvartem pomówić musi. Chciała go już wczoraj prosić o pomoc dla Sigrun ale okazji nie znalazła. Teraz więc należało to uczynić, może przynajmniej tyle zdoła zrobić.
Wyszła z langhusu dowiedziawszy się, gdzie karl ugoszczony został i tam swe kroki skierowała.

Z Sighvartem w wyjściu się spotkała:
- Volvo - rzucił karl na powitanie.
- Karlu. - Głową mu skinęła z szacunkiem. - O słowo chciałam prosić.
Cofnął się do chaty i kiwnięciem dał znać hirdmanom by ich zostawili.
- Rzeknij zatem, z czym przychodzisz.
- Z prośbą. Wiem, iż wiele już dla Ribe uczyniliście ale o jeszcze jedną rzecz chciałabym Was prosić. - Spojrzała uważnie na Sighvarta. - O wymazanie z pamięci Sigrun obu porwań.
W spojrzeniu karla błysnęła iskra rozbawienia lecz szybką ją przykrył chrząknięciem:
- To nie jest decyzja jaką podjąć łatwo można. Jesteś pewna, że to właściwy krok?
- W stanie w jakim jest, trwać może lat wiele, lecz jeśli najbardziej bolesne wspomnienia znikną, być może znajdzie w sobie dość siły, by znów na świat spojrzeć.
- Jakimiż wspomnieniami mam je zastąpić? Jaką historię wpleść w gwałt przeżyty? - karl wstał spoglądając na volvę.
- Nie lepsza pustka w tym miejscu? Przecie i tak usłyszy pewnie, co się wydarzyło, więc po co mętlik w głowie zwiększać. Niech po prostu nie pamięta co się przez te dni działo.
- A tobie pustka pomaga? I co jeśli, ona pamięci mieć nie będzie, lecz wśród takich co pamiętać będą lepiej od niej ciągle będzie. Czy szaleństwa to nie wzmocni? Jak Ty byś się volvo czuła będąc jedyną - nacisk na słowo położył - co wydarzeń nie pamięta, a gdzież się nie zwrócisz masz ludzi co Cię znają, miejsca, i rzeczy? Nie uznaję to za dobre rozwiązanie…
Pokiwała powoli głową.
- Masz rację… ale czy manipulacja nie jest trudniejsza znacznie? Czy dałoby się zmienić wspomnienia tak, by jeno porwanie i potem przetrzymanie gdzieś pamiętała, a później podróż z powrotem do Ribe? Bez szczegółów, jeno, że sama czekała aż decyzje podejmą… Strach po porwaniu ostanie ale nie trauma gwałtu.
Karl wzruszył ramionami:
- Spróbować mogę, zobaczyć co uda się odczytać i znaleźć, co zmienić. Jeśli ten sam Ciebie pozbawiał wspomnień, wiele nie zdołam uczynić.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Być może w jej umyśle nie uczynił dodatkowego spustoszenia… - Dodała z nadzieją.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 16-09-2016, 17:38   #27
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Nie wiem gdzie jest, gdzieś polazła… - Bjarki wzruszył lekko ramionami gdy został zapytany o Frankę.
Wielkolud nie spał w składziku langhusu kowala, który skald zaadoptował na swoje tymczasowe schronienie, zamiast tego rozłożył się w głównej halli, do snu układając się obok Kariny. Tam znalazł go skald, choć już od dawna nie spali. Zajadali właśnie wieczerzę.
- Nie mówiła gdzie. Ją to zawsze gdzieś poniesie… - dodał krzywiąc się.
- Jak skończysz, to skocz ją poszukać i przyślij ją tu jak najszybciej. - Freyvind od pewnego czasu reagował lekką paranoją gdy dziewczynę “gdzieś poniosło”... Od Engelsholm dokładniej. Wszak zeszłej nocy sam kazał jej chodzić po mieście i rozpytywać, bo nadawała się do tego wybornie, jednak wystarczyło, by nie wiedział co robi i upiorne myśli wskakiwały do głowy. To nie było to samo co czuł przez dwie noce po bitwie o Caern. Wtedy paranoiczne szepty w głowie brały się znikąd, wypaczały rzeczywistość, mamiły, zakłamywały... W kwestii tego co może się zdarzyć gdy Franka jest bez nadzoru były to proste do bólu fakty. To co w niej siedziało. - Przy okazji poszukaj dla mnie jakowej kolczugi, mocnej i dobrej, takoż hełmu lepszego niż te co mamy na wozie. Może Karina ci podpowie u kogo najlepiej coś takiego dostać. Pieniędzmi się nie przejmuj, mamy, ale okpić na cenie się nie daj.
- Dobrze. Godi skinął głową. Karina nie odzywała się patrząc tylko to na Freyvinda to na Grima.
- Gdzie Jor…
- Tutaj! -
chłopak odpowiedział zza pleców nim skald skończył zadawać pytanie.
- Dowiedziałeś się czegoś?
Odpowiedzią było kiwniecie głową.
Usiedli na jednym z posłań pod ścianą, które wolne akurat było.
- Huk i krzyk wielki zbudził jednego z niewolnych rzemieślników - zaczął Jorik - a gdy wypadł on z chaty zobaczył ludzi biegających, płonących i krzyczących, zwierzęta w panice uciekające i wojów zdążających to tu to tam. Ludzie mówili że atak przypuściły duchy, bo nikogo nie było widać, a mimo to ludzie ginęli. Więcej jednak jest takich co mówią, że atak przypuściły wilki jako druga falę najazdu. - Chłopak spochmurniał. - Plotki głoszą, że będzie i trzecia i czwarta i piąta… Wojowie co walczyli w ochronie Ribe mówią, że to były wilki w ludzkiej postaci choć szybkie i krwiożercze to krwawiły. - Uśmiechnął się i dodał: - kilku starszych upiera się, że pożar spowodowała niejaka durna Sonia, co ma jedno oko kaprawe i sąsiadom ostatnio złorzeczyła. Kury im dwie padły. - Pokiwał głową jakby to wszystko wyjaśniało. - Kilka osób widziało po lasach jakieś postaci co się przed nimi zaraz pochowały, czy to z atakiem na miasto ma związek nikt nie wie.
- Niewiele tego -
mruknął skald.
- Ludzie boją się, niechętnie o tym mówią… ale podsłuchałem coś. - Na twarz Jorika wypełzł niewielki rumieniec podniecenia. - Niejaka Haldred przy studni nagabywała tę Rusinkę co wśród służby jarla jest. Tamta się wprzódy odganiała, ale potem nadstawiała ucha. Ta Haldred strasznie w rozpaczy mi się widzi, a rozpacz złość budzi. Obmawiała… jakoby ktoś, imienia nie pomnę, mówił że wódz wilków Elin wzywał do siebie. Że to wszystko co się stało to wina volvy, że jarl ucha nadstawia Lokiego służce i ot co z tego przyszło. Chodziła tak po mieście, a ja się koło niej szwendałem. Nie tylko Rusinkę tak zaczepiała, ale i innych. Obmawia, że nie wiadomo co się stało z jarlem, że może tak być, że Asger nie zdrajca, a to volva nie daje Agvindurowi wstać z łoża czarami go w nim trzymając. - Chłopak nachmurzył się. - I tak cały dzień. Tak mi się widzi Panie, że co dobrego z tego nie będzie. Ona za wszystko jasnowłosą Elin wini, obarcza, że to przez nią całą rodzinę straciła. Ludzie słuchają, nic nie mówią, ale patrzą dziwnie.
- Trzeba będzie się tym zająć -
Frey spojrzał na Jorika z zainteresowaniem. - Wciąż chcesz się w sagach szkolić?
- No jasne!
- Dobrze. Zacznijmy od tego, że twórczość skalda dzieli się na dwa rodzaje jak najbardziej wierne odtwórstwo i tworzenie własnych pieśni, poezji i sag. Najpierw trzeba nauczyć się wygłaszać znane pieśni i sagi nim zacznie tworzyć się swoje. Jest wiele takich o bogach i ludziach odmawianych wiernie i mało zmienianych jak na ten przykład sagi pisane na zlecenie władców opiewające ich własne czyny. To pierwsze co winien ćwiczyć ten co iść chce drogę Bragiego. Pamięć i język. Zapamiętywać i nauczyć się pięknie wygłaszać. Dopiero później skald zaczyna tworzyć własne pieśni i sagi. Pojąłeś?

Jorik kiwnął głowa, nie odzywał się na razie.
- Ale nawet takie sagi (ale nie pieśni!) jakie zwykle odtwarza się jeno wiernie, modyfikować można, że różnić się między sobą nieco będą wygłaszane przez dwóch różnych skaldów. Wiesz jak?
Tym razem chłopak pokręcił głowa przecząco.
- Użyciem Kenningów na przykład, zmienianiem tych jakie w sadze stoją, wplataniem własnych gdzie ich nie ma. “Koń fal” to okręt, tak możesz rzec gdy w sadze stoi “drakkar”. “Pieśń mieczy” możesz użyć miast powiedzieć bitwa, a gdy w sadze jest właśnie pieśnią mieczy już określona, a tobie zda się to porównanie mniej pasować użyj “włóczni harmider”, albo “króków uczta”. Zważać jednak trzeba zawsze na to komu sagę się głosi. Gdy przedobrzysz wśród prostych ludzi występując, i natkasz konningów moc, a i wymyślnych bardzo, nie zrozumieją i więcej na rozsupływaniu porównań się skupią niż na samej opowieści. Gdy za mało kennigów użyjesz lubo marnych i prostych na dworze władcy mądrego i lubującego się w tradycji, uzna cię za matoła i przepędzi, bo uzna za niegodnego nawet jego strawy i poskąpi choćby gościny w swej halli dla tak słabego skalda. Pojąłeś?
- Tak, pojąłem.
- Drugie to wplatanie własnych wersów urozmaicających sagę lub przemilczanie niektórych. Masz tedy sagę o królu co w bitwie pognębił swego wroga, a po zwycięstwie stopił serce jego córki biorąc ją za jej zgoda i ochotą, nie gwałtem. Gdy wygłaszasz ją wojom z hirdu wplatasz więcej w głoszenie bitwy i rzezi, a umniejszasz nagabywanie niewiasty przez śmiałka. Gdy kobietom tę sagę wypowiadasz, pomniejszasz bitwy, a więcej wplatasz w romantyczne bzdury. Umiejętnie to zrobisz, to ta sama saga dwa razy inaczej zabrzmi choć wciąż ta sama będzie. Wojowie cię wysławią, a niewiasty może dadzą się przechędo… -
urwał
- Rozumiem. - Jorik pokiwał głową i lekko się zaczerwienił.
- Ważne by z fantazją nie przesadzić. Ubogacić tak, ale nie zmieniać. Co wieczór jedną inną sagę będę ci mówił, albo w Twojej przytomności wygłaszał. Ty zapamiętać masz by móc ją głosić. Niełatwe to, a ja jednej powtarzać co noc nie będę, byś po kilku razach dopiero spamiętywał. Jest jednak coś co ułatwia...
- Co? -
zainteresował się chłopak z nadzieją.
- Kiedy rzekłem, że takie sagi niezmienne są, nie szło mi o słowo w słowo. Musisz zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Imiona, ilu braci, jak zwał się drakkar, której nocy po bitwie ruszono i gdzie, czy pies był łaciaty czy czarny i która nogę miał przetrąconą, ile prętów srebra wynosił okup. Wszystko co najważniejsze z treści sagi, do ostatniego szczegółu. Potem samemu upleciesz to w słowa, zamiast zapamiętywać to co do joty. Prawie każdy tak czyni.
Zapadła cisza, Jorik trawił to co usłyszał, a Freyvind zastanawiał się nad czymś. Bjarki z Kariną wtenczas wieczerzę skończyli i wyszli. Choć wielkolud niechętnie. Służki jarla znały się na fachu.



- Mam do ciebie prośbę i spróbuję dać ci coś. Dar na sam początek nauki. - Lennartsson odezwał się w końcu. - Wiedzieć musisz, że w złym tonie jest głosić sagi o własnych czynach. Mało kto to robi, a gdy tak się dzieje mało kto dobrze na to patrzy. Gdy jakiś skald czynów wielkich dokonuje, to gdy zasłuży nimi, inni w pieśni lub sagi to ubierają i głoszą. Nie on sam. Kłopot w tym - Freyvind spojrzał chłopakowi w oczy - że ludzie w Ribe i poza miastem, a nawet i nie tylko ludzie - mruknął - dowiedzieć się muszą o naszej wyprawie. O tym co pod Jelling się stało i o tym co stało się tutaj. Jak najszybciej, może dziś nawet, a ja nie wygłoszę takiej sagi gdzie czyny me będą opiewane. Bjarki zna nieco… ale i on tam był, jemu też się nie godzi. Ty zaś… zanim spamiętasz i nauczysz się szczegóły i fakty słowami oplatać, czasu trochę minie. Czasu na to nie ma. - Skald patrzył na ławę i milczał przez dłuższa chwile. W końcu podjął: - Być może uda się darem Odyna wbić ci w myśli sagę o naszej wyprawie, byś miał ją w głowie tak jakobyś do ostatniego słowa spamiętał lub i sam ułożył. Słowo w słowo wypowiesz to co w głowie mieć będziesz. Wyrzekniesz jakby kto szeptał ci w ucho, a Ty jeno powtarzał. Nie o sławę mi idzie, a o to, że pomóc nam to może wielce. Mi, Elin, Volundowi, Ribe, Agvindurowi, może i wręcz całemu krajowi Dunów… a czekać nie możemy. Zgadzasz się?
Chłopak przełknął ślinę, ale kiwnął głową.



[justuj]Bjorn wszedł do langhusu i począł wypatrywać Freyvinda, a gdy go zobaczył pewnym krokiem podszedł do aftergangera. Był zmęczony, choć robił wszystko by nie dawac tego po sobie poznać. Prawie do świtu ustalał z Freyvindem co należy zrobić w dzień, od wczesnego ranka nadzorował to, ale trzymał się prosto i nie odpuszczał. Na twarzy malował mu się lekki grymas zadowolenia i satysfakcji, Frey nie musiał być dobry w odczytywaniu ludzkich emocji by wiedzieć, że w Ribe spokój i nie dzieje się źle.
- Spokój w mieście - zbrojny rzekł lakonicznie potwierdzając to.
- Kupcy dali świadków?
- Tak, prócz tych co tu pierwszy raz. Ich załogi rozłożyły się za miastem i stękali trochę, ze każą im drwa rąbać, ale poszli.
- Jak uprzątanie pogorzeliska i budowa langhusów?
- Wolno -
Bjorn zasępił się trochę. - Thralle pracują niechętnie, jak to niewolni co jeszcze nie ułożeni są i niepewni przyszłości. Do jakich panów trafią, co ich czeka… Z takich dobrego robotnika nie ma, ale i zadanie proste, starczy trzasnąć drzewcem po plecach jak się któryś opieprza. Jutro pogorzelisko uprzątnięte będzie i można zacząć husy stawiać. Więc idzie to jakoś. Bale z lasu z wycinanych drzew transportujemy. Składowane są, obrabiane...
- Bacz by tym co domy stracili nic nie brakło.
- Część wzięli kupcy, cześć rodziny w mieście. Było parę kłótni i awantur ale nic szczególnego. Tyle z tego dobrego, że kupcy mając po swych husach i magazynach pozbawionych domów mieszkańców są na ich widoku. Nawet jakby kurwie syny powtórzyć atak chcieli w ten sam sposób, bezczelnie jak wcześniej, to nie zaskoczą.
- To dobrze.
- Panie, ten kupiec szczekacz chce się widzieć, mówił, że miał się stawić.
- Niech przyjdzie.
- To idę po kottnira -
mruknął zbrojny kierując się do wyjścia.

W chwilę później Bjorn wrócił prowadząc krzykliwego kupca z Kairu, który szedł na czele niewielkiej grupki niewolnych. Wszyscy byli czarni jak Hel, dwóch niosło dwie skrzynie wyglądające na srebrne, a jeden coś przykrytego płachtą materii. Kolejny prowadził na łańcuszku małe zwierzątko z długim ogonem, co popiskiwało nerwowo i łapki zacierało. W drugiej dłoni zaś sługa miał pudełko drewniane.
Kupiec na gest Bjorna wstrzymał się, gdy woj podchodził do Freya ze swą zwykłą obojętną miną:
- Jak się zwiesz kupcze? - skald zwrócił się do ciemnoskórego.
Z końca pochodu wysunął się tłumacz jaki pomagał w ostatnich rozmowach.
- Ahmad ibn Fadlān ibn al-Abbās ibn Rāšid ibn Hammād - przetłumaczył szybkie słowa kupca.Skaldowi opadła szczęka. Prawie zapomniał pierwszego miana nim przebrzmiało ostatnie. Bjorn tymczasem usunął się z widoku z widoczną na obliczu ulgą.
- A kim jestem ja?
- Freyvind ibn Eyolf ibn… -
tłumacz zatrzymał się nieręcznie - i brat Agvindura pana na Ribe - zakończył z niejaką ulgą.
Skald pokiwał głową, zrozumiał teraz długie miano kupca przez te wszystkie ibny.
- ...ibn Canarl ibn Odin. Ale mów więcej. Kupcem jesteś, dla ciebie wiedza oznacza srebro i złoto, nie mów że nie rozpytywałeś o więcej, chciałbym wiedzieć ile potrafiłeś się dowiedzieć. - Uśmiechnął się zachęcająco.
Tłumacz zaszemrał by po chwili na nowo podjąć się przekładu:
- Żeś długo niewidziany w okolicach był na brata dworze, żeś przybył tu na jego wezwanie i mimo, żeś zwany Jarlem Bezdroży bez mienia i stanowiska, przyniosłeś mu daninę jaką winny każden, kto władcę swego uznaje. I żeś w ostatnim ataku na Ribe odznaczył…
- Nie mów mi o mnie tego, co każdy w mieście wie, od oseska po starców. -
Skald roześmiał się. - Chciałbym wiedzieć czy więcej co o mnie się dowiedziałeś. Co więcej trudu mogło zająć niż przepytanie pierwszego lepszego mieszkańca wioski o to, co tu się ostatnio działo. I nie bój się, nie krzywym za nic co rzekniesz.
Kupiec wpierw niewolnikom rzekł coś a ci towary rozkładać poczęli u stóp skalda.
Pierwsza skrzynia wyściełana zielonym suknem ukazała trzy flakony z białej ceramiki
- Z odległych krain wiozę specjalny napitek - mówił kupiec przez tłumacza - co z niewielkich ziaren robiony. - Tu niewolnik wysupłał z rogu skrzyni i wysypał ziarna ryżu na dłoń podsuwając ją ku skaldowi. - Gdy oczyszczone ziarna sfermentują, dają niezwykle mocny trunek. Jeśli pozwolisz, sługa przygotuje porcję do spróbowania.
Czarny niewolnik błysnął białkami oczu i opuścił wzrok na ziemię.
- A to zwierzątko? - skald zainteresował się stworzeniu o długim ogonie. - Na razie nie trzeba przygotowywać - wskazał na trunek jakby ten niewiele go zajął. - Rad zobaczę wpierw wszystko co przywiozłeś.
Czarny łepek zwierzaka właśnie błyskawicznie pochylał się, gdy drobniuśkie paluszki iskały ogonek. Kupiec wskazał je palcem, a ono przez chwilę próbowało dosięgnąć go swoją łapką w iście ekwilibrystyczny sposób utrzymując się na ramieniu czarnego thralla za pomocą trzech pozostałych chwytnych kończyn i balansując długim ogonem.


- To stworzenie nazywane jest małpą i władcy na dalekim wschodzie, a czasem i w Królestwie Leon i Navarry często trzymają takowe jako towarzyszy swych na dworach. Zmyślne stworzenia i ciekawskie. - Sługa podał coś zwierzakowi, a ten siedząc na dwóch tylnych łapkach, dwoma podawał sobie do pyszczka. Popiskiwał coś ni to do siebie oglądając się wokół po zebranych i podjadając.
Druga skrzynka zawierała pachnidła, zupełnie nieznane ciężkie, piżmowe.
- Z Kairu pochodzą i na dworze władcy tamtejszego niezwykle są cenione - wyjaśnił “Ibn” jak w myślach zaczął nazywać go już skald. W pudełku drewnianym było mniejsze puzderko, a w nim… proszek. Pomarańczowy, drobny i niezwykle pachnący.
- To szafran - wytłumaczył kupiec z dumą, ale wnet błysk w oczach mu zgasł gdy Freyvind nie zareagował nijak na tę wiadomość. Południowiec rzucił pod nosem kilka słów, a thrall-tłumacz spąsowiał.
Nie tłumaczył.
- Szafran to przyprawa pozwalająca każdej potrawie nadać wręcz nieziemskiego smaku, najdroższa na świecie. Z pręcików kwiatów się go tworzy, a na taka ilość niewielką setki tysięcy ich trze… - zaczął w końcu przekładać kolejne słowa, lecz skald przerwał.
- Słyszałem o tym. Choć nie widziałem jeszcze. Rzadko jednak jadam... - błysnął lekko kłami z uśmiechem, a “Ibn” cofnął się odruchowo, mimo ciemnej karnacji widać było, że pobladł - a jeżeli już… to inne rzeczy. Towar to jednak zaiste wspaniały. - Pokiwał głową, a do niego zbliżyli się domownicy oglądając cuda przyniesione przez czarnych ludzi i komentując je półgłosem między sobą.
Służący kupca zostawili wszystko u stóp Freya, łańcuszek małpki jednak został w dłoni czarnego thralla.
- Zaiste godne to towary jakich tu nie widziano. Jako spytałem co o mnie wiesz, czegoś się dowiedział, rzeknij, komu w mieście mógłbym chcieć to zwierzątko ofiarować gdybym je od Ciebie kupił?
Kupiec uśmiechnął się nieco na siłę.
- Napitek dla Ciebie, boś znany, z tego, że lubujesz się w smakach miodu. Perfumy dla Ciebie byś damom swego serca mógł darować, gdy je słowem uhonorujesz. Szafran to przyprawa co spożyta tężyznę miłosną i nastrój na amory podnosi. Małpkę jeśli dobrze traktowana i przyuczana sobie bym zostawił na Twym miejscu. Zwinna, sprytna jak na bestię a wymiary niewielkie pomocne być mogą.
- Nie. Komuś ofiarować bym ją chciał kogo mi przypomina. Wiesz komu?

“Ibn” dyplomatycznie umilkł i głową przecząco pokręcił. Przyrównanie do małpy nie było komplementem. Wolał zmilczeć.
Na twarzy skalda odmalował się zawód.
- Zostawcie nas na chwile samych - rzekł do zgromadzonych wokół towarów.
Gdy dość niechętnie odeszli Frey spojrzał bystro na kupca.
- Kupię od Ciebie część towarów Ahmadzie, bo mi się wielce udały. Ale nie chcę byś nimi w Ribe handlował.
- Nie rozumiem… skoro Ci podeszły w smak, czemu handlu mi wzbraniać chcesz?
- Nim ci odpowiem… rzeknij mi czy jeżeli solidną zniżkę na opłaty portowe i handlowe otrzymasz, to zamiarujesz tu do kraju Dunów, do Ribe częściej przypływać, czy jeno to jedna dla ciebie wyprawa i nie zamierzasz tu wracać?
- Zamiaruję. Kraje północy chcę włączyć w mój szlak handlowy i poznawczy.
- Z piątej części opłat zwolnion zostaniesz na całe życie, za każdym razem gdy do Ribe przybijesz. Jeżeli towary swe zabierzesz i ruszysz sprzedać je gdzie indziej. Dwa dni drogi morzem jest inne miasto, chciałbym byś podczas tej wyprawy tam handlował. I słuchał. Słuchał co się w tym mieście dzieje. Słuchał dużo i rzekł mi o tym gdy się znów spotkamy. Jeżeli to uczynisz, handlując z Ribe zniżki dostaniesz i bogactwem opływać będziesz.
- Prócz tego chcę coś jeszcze. -
Kupiec dumnie spojrzał na “ibn Odin”.
- Mów. - Frey spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Jeśli mamy spotkać się w tym drugim mieście i jeśli Ty planujesz w nim dłużej pozostać to przyjmiesz mnie na swój dwór na okres połowy roku. Jeśli nie, dasz mi znak, co pomoże w uzyskaniu takiego pobytu u kogoś kto władnym tam będzie.
- Jeżeli tam będę... Dobrze, niech tak się stanie. Ile za mampę, perfumy i dwóch ciemnoskórych thralli chcesz?
- Za zwierzę i ludzi -
wskazał których miał na myśli - broń na wymianę i tkaniny haftowane lubo też skóry z waszych lisów.
- Przyślę do ciebie człowieka, aby ustalił cenę na wymianę. Co do twego handlu w mieście Aros o którym mówiłem… Dowiedz się ile zdołasz, a na ile niebezpieczeństwa na siebie nie ściągniesz. Co się z poprzednim jarlem stało i o nowych w mieście, obcych co niedawno przybyli.
- I jak się domówimy na spotkanie? -
Niewolnicy rozpoczęli pakowanie skrzyneczek.
- Będziesz po cichu zbierał tam wieści przez trzy dni, potem wracając tu zawijesz do Ribe i powiesz mi czegoś się zwiedział. Myślę, że drogi przez to nie nadłożysz i tak z zachodu przybywasz, czyż nie?
Kupiec w zamyśleniu pogładził podbródek. Skinął w końcu głową:
- Perfumy zostawiam. Jako prezent na rzecz naszej rękojmi. - Lekki uśmiech po raz pierwszy pojawił się na ustach krzykacza. - Wyruszę o świcie tak tedy przyślij swych ludzi by wymiany dokonać.
- I zwierze ostaw, udało mi się. Choć jak zbyt wiele skór lub mieczy zażądasz to je zwrócę. -
Roześmiał się skald.
Niewolnik podszedł by przekazać łańcuszek Freyowi i woreczek ze smakołykami. Wyjął jeden, lekko lepki i podał Freyowi, na migi pokazując, że skald również jeść go może
Małpka z ostrożną nieufnością przyglądała się poczynaniom. Lecz na widok owocu wspięła się błyskawicznie po nodze i ramieniu skalda. Siedząc na nim wpiła się pazurkami by nie spaść, ogonek zawinęła wokół skaldowej szyi i wyciągać łapki zaczęła po upatrzoną pyszność. Piskała i ćwierkała ząbki ukazując zabawnie.
Skald wyjął dziwny przysmak i podał jej. Schwyciła zwinnie i zaczęła pochłaniać, a skald podał łańcuszek jednej z niewolnic polecając by zajęła się na razie ogoniastym stworzeniem.

- Polecenia? - Bjorn był do bólu konkretny. Podszedł do Freyvinda z twarzą nie zdradzająca emocji.
- Pogrzeb Einarra, Rune i tych co zginęli podczas ataku, a jeszcze nie pochowani. Volunda poszukaj i z nim się rozmów, chciałbym jednak by jak najwięcej mieszkańców zgromadziło się gdy będziemy ich żegnać. - Spojrzał za odchodzącym “Ibnem”, zamyślił się i znów przeniósł spojrzenie na Bjorna.
- Najlepiej całe miasto. A i znajdź mi Haldred, siostrę Sigrun i Eggnira i przyślij do mnie później, byle przed pogrzebem.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 17-09-2016, 10:57   #28
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Volund Pogrobiec (następna noc)


Obudził się w ciemności otulającej go jak przyjazny, bezpieczny kokon.
Ciemność była przyjacielem do tej pory.
Ułudne wrażenie przeminęło błyskawicznie, gdy z mroku wysunęły się obrazy: spaczona bestia, skóra oblepiająca twarz berserkera, żywy ogień w żyłach zamieniony w czarne ślady żył znaczących jego piękne ciało. Ból ponownie rozpalił jego ciało. Gangrel chciał ruszyć się, odsunąć od wspomnień tak świeżych i tak fizycznie bolesnych, lecz zaporę napotkał. Przed nim, po bokach, z góry i dołu. Zamknięty jak zwierzę w klatce, co do szaleństwa doprowadzane bólem począł się szarpać, kopać, rzucać całym ciałem. Ciało zareagowało instynktownie. Z dłoni wysunęły się krótkie, ostre kościane pazury, którymi ciąć zaczął to co go wstrzymywało w szaleńczym pragnieniu ucieczki…

Obecni w halli służący w popłochu spojrzeli na skrzynię, niemalże podskakującą w kącie. Dwóch niewolników podchodzić zaczęło z wolna, przemawiając jak do dzikiego konia. Przez chwilę się naradzali z cicha. Niepewność biła z ich lic i postawy ciała, podchodzić nie chcieli, ni otwierać skrzyni.
Pozostali mieszkańcy longhusu zbili się w gromadkę w przeciwnym kraju halli. Pełne napięcia czekanie wypełniło wnętrze.
Jak zasłona czerwieni, ból ku działaniu skłaniający minął. Została pustka, ziejąca bezkresna pustka. Opazurzone dłonie, co żłobiły przed chwilą zastygły od wewnątrz przy wieku skrzyni.
Jak ramiona wagi. Z jednej strony, ostateczna śmierć.
Z drugiej wieczyste, pełne przemocy życie… i skaza, cierpienie co przebudzenie, żyjący rozkład.

Najdłuższą chwilę zeszklone oczy wbite były w drewno.Oblicze Volunda kamiennym było nawet w szale, co też - nie mogli wiedzieć, lecz vargrowie wiedzieli - ku.... wypaczeniu go pchał…
Oblicze wykrzywiło się w grymasie gniewu karmionego determinacją.
- Nie pozwolę… - taki szept wysyczany usłyszałby ktoś, gdyby ucho do wieka przyłożył.
Zamiast tego chwilę później, słudzy usłyszeli pukanie o ścianę skrzyni.

Jeszcze wahanie przez kilka szybkich uderzeń serca i w końcu, krok po kroku, niewolni ruszyli by skrzynię odbić dla Volunda zwanego Pogrobcem. Raźnie, nie jak przed dniami, wyłoniły się zwieńczone pazurami dłonie, zamykając na brzegach skrzyni. Na ramionach silnych podźwignął się berserker, wzrokiem wiodąc.
- Dziękuję. - rzucił kurtuazyjnie niewolnym, co wieko odbili lecz wzrok jego szukał volvy, którekolwiek imię by w tej chwili nie nosiła, i Freyvinda.
- Gdzie jest me rodzeństwo? - zapytał cicho, a w zazwyczaj odległym i sennym wzroku było wyraźne skupienie.
- Freyvind, skald z Bjornem obchód Ribe czynią. Volva zaś wyszła by z karlem Sighvartem się rozmówić, panie. - Volund niemalże słyszał raptowne walenie serca służącego.
- Setnie się składa… - zauważył - ...i mnie do Sighvarta… Gdyby skald przybył, przekażcie mu, iż z nim mówić chciałem. Lecz nie pilnie. - wstał i do wyjścia już się szykować miał, lecz… wstrzymał się. Wzrok jego ku skrzyni powędrował, a na obliczu pięknym wyrósł grymas. Okiem powiódł, szukając Bjarkiego lub Chlo w halli.
Bjarkiego nie było w środku, blond główki Chlo też nie zoczył. Ljubow jeno z parującym dzbanem szła ku części wydzielonej dla jarla. Pogrobiec na to rzucił słudze z pewnym zawahaniem:
- Odzienie jakie mi znajdź. - a sam do kowala kroki poczynił, witając gospodarza skinieniem głowy z namaszczeniem, jakie wcześniej okazywał innemu zaklinaczowi metalu.
- Wielu poległo w dniach ostatnich. Normalnie wiele to czasu, ale być może dysponujesz kolczugą, która żyjącym się w tej chwili na nic już nie zda. - poczynił aluzję do swego stanu.
Służący głową skinął i pognał by przygotować ubranie dla Pogrobca.
Kowal zaś odezwał się szacując Volunda uważnym spojrzeniem:
- Przymierzyć musiałbyś, mam dwie Twej wielkości… prawie. Może coś da się dopasować…
- Spróbujmy. - rzekł, gestem przywoławszy służącego i przyodziewać się zaczynając. Wnet ubrany w prostą, ale pasującą rubę z pomocą kowala dopasował jedną kolczugę, co śmiertelnego nieco by i piła, ale u Volunda dość dopasowana była.
- Dziękuję. Niedługo Ribe opuszczać będziemy… Jarlu Bezdroży wspomnij o tym, a nad gościnę udzieloną Ci to wynagrodzi. - z tymi słowy podszedł do skrzyni swej, którą czas cały wzrokiem mierzył. Jeden z mieczów do niej wrzucił, po czym ją poniósł, nie na ramieniu, ale lekko dość przy całej swej krzepie, ludzkiej i nieludzkiej. Rozejrzał się.
- Kto najlepiej okolice Ribe zna?
- Naszych łowczych starczy spytać. Drogę wskażą lub mapę rozrysują. - rzekła kowalowa żona.
- Dziękuję. - ku Ljubow wzrok skierował. Gestem ją zawezwał, by się zbliżyła.
Podeszła ocierając dłonie:
- Panie? - spojrzała na Volunda podzwaniając złotymi kabłączkami. Lekko się uśmiechnęła choć w oczach strach widać było.
Nachylił się blisko ku jej uchu.
- Poza miasto idę trumnę złożyć, pomiędzy śmiertelnymi spoczywać nie mogę. Jakby brat mój mnie szukał, rzeknij, że ja go odnajdę, obowiązków jego przerywać nie chcę. Jeno niech tobie powie, gdzie czynić będzie.
Kobieta zadrżała z jego bliskości i z zapartych tchem pokiwała głową na zgodę.
Pogrobiec raz jeno na jej lico śliczne zerknął, uśmiechając się lekko, po czym bez słowa odszedł i po drodze ku wyjściu z langhausu zgarnął jedynie swą skrzynię.

Dookoła domostwa ku części jarlowi przeznaczonej przeszedł. Wartownicy znali go już dobrze z widzenia.
- Czy jeden z was odnaleźć może Oddleifa? - zapytał kurtuazyjnie.
- Pewnoż. Lecz tu nam trwać na straży jarla.
- Odnajdź go proszę, ważne to. Sam cię zastąpię i pola nie oddam, nim go nie przywiedziesz, choćby za lat sto. - odparł berserker, skrzynię stawiając i miecz z niej wyciągając.
- Wyraźnie nam kazano…
- Wyraźnie kazał wam brat mój, jarla pilnować, a u boku obu w caernie wilkołaków co współwinni napaści za thingu byli. Ważne to i długo nie zajmie. Nie wstępu wszak chcę, a wstępu bronić nakazał Freyvind, czyż nie?
Woj otaksował wzrokiem Volunda, który kilkakroć już wstępował i wychodził z budynku i skinął głową. Drugi nawet się nie poruszył, odprowadzając go wzrokiem spod nosalowego hełmu. Pogrobiec w kolczudze własny hełm założył i z klingą nagą przy udzie, choć odziany, dosłownie na miejsce jego poszedł i wartować począł, teraz nie do poznania, gdyby nie drobny gest z bronią.

Niewiele czasu minęło, nim hirdman przyprowadził Oddleifa, z którym Volund razem dom Asgera przeczesał by Thorę i Ljubow odnaleźć. Miejsce strażnikowi ustąpił, wychodząc naprzeciw przywiedzionemu.
- Krwi mi potrzeba. - zaczął, hełm zdjąwszy.
- Znów…? - Oddleifa głos zadrgał nieco. Pamiętał jak sługi dla aftergangera ściągał w noc jego przybycia.
- Znów. Oczekiwać mam w tym samym domostwie?
Huskarl skinął tylko głową, odchodząc by odnaleźć właściwych niewolnych.

Pogrobiec ze skrzynią swą udał się do jednego z domostw na skraju pogorzeliska. Wstąpił w szczerniałe, cudem ocalałe progi, czując wciąż wyraźnie zapach popiołów. Ostawił skrzynię na zewnątrz, na widoku, mecz już schowany na powrót w środku, hełm odłożył na szczyt kamiennej ściany paleniska. Kwadrans może zajął, nim Oddleif w towarzystwie dwóch jeszcze hirdmanów przywiódł ośmioro sług.
- Nie potrzebuję tylu. - siedzący obok hełmu afterganger powiedział, widząc wkraczające służki i niewolnych z widną obawą w oczach.
- Nie wiem ilu. Poprzednio tylu było ci mało. - odpowiedział Oddleif, gdy wampir już wstał i podszedł pomiędzy przyprowadzone mu ofiary, wybrańców dla rozkoszy i strachu. Zrazu ręką zaczął ich jakby dzielić.
- Ten nie. Ta nie. Ta też się nie zda. - rzekł szybko, jakby wprawnym okiem, wykluczając germańskiego sługę wielkiej siły, niewątpliwie ongiś pokonanego, dziewkę chyba z Rusi i nieznanego pochodzenia ale z dalekiego południa przywiedzioną, znad południowego morza.
- Zabierzcie ich. Resztę ostawcie ze mną.
Gdy Oddleif zabrał dwóch wojów i resztę sług przed domostwo i zainteresował się skrzynią, Pogrobiec wewnątrz każde ze sług ocenił.
- Które z was… chce krew swą Einherjar oddać?
Jedna z kobiet, dziewcząt po prawdzie, z wyraźnym strachem w młodych oczach, ale i zaciekawieniem i fascynacją wpatrzona była w rzeźbione oblicze. Krok jak sarny poczyniła, dłonie za sobą trzymając. Oczy Volunda jak posąg nieruchomo trwającego na niej się zogniskowały, a na usta jego wystąpił delikatny, złowrogi uśmiech. Gestem zaprosił ją, by jeszcze podeszła. Uczyniła krok kolejny, a on znów ją zawezwał.
Gdy stała już tak blisko, że twarze ich dzieliły centymetry, rękę wyciągnął by sznurowanie jej ruby rozsupłać bez zawahania. Nie oblała się rumieńcem, ale oblizała aż wargi, choć nie mogła wiedzieć czego się spodziewać.
Pogrobiec z ramienia jej odzienie zsunął delikatnym gestem, po czym nachylił się ku szyi, wargi tuż przy skórze trzymając. Dziewczyna drgnęła i chciała odruchowo coś uczynić, ale wyszeptał jej tylko w ucho:
- Nie wierć się… - i znieruchomiała, nagle struchlała.
Usta przytknął do skóry i powiódł nimi w poszukiwaniu żyły. Nie było to jak usta kochanka wiodące po ciele by pieścić pocałunkiem… Raczej jak potwór, gotów życia swą ofiarę pozbawić.
Delektujący się jej strachem, towarzyszącym ekscytacji.
Niewątpliwie krew biegła w jej żyłach szybciej.
Wgryzł się nagle i raptownie, odnalazłszy co szukał, a krzyk zdziwienia i raptownego bólu dziewczyny zlał się z jęknięciem przyjemności, która ją zalała. Oczyma jak sarna wiodła po całym suficie. O dziwo przytomna jeszcze, rękoma złapała się na chwilę Pogrobca ale oklapły gdy zasłabła. Byłaby upadła, lecz dłoń o sękatych palcach od tyłu ją złapała - nie objęła - za potylicę, tak że długie palce objęły czaszkę, głowę dziewczyny i ciało jej w ten sposób jak szmacianą lalkę utrzymały.
Nie pozwolił jej jeszcze wyrwać się, jeszcze nie był syty. Gdy był, w talii ją chwycił i delikatniej ułożył na ziemi. Oczy jego krwiste były, tak jak strużka w kąciku ust, co dłonią wytarł wnet, patrząc już na kolejnych.

Minuty później wyszedł z domostwa, skinąwszy jedynie głową Oddleifowi. Ten wszedł niepewnie by dostrzec z niewolnych troje w słabości i rozkosznym otępieniu jeszcze pod ścianami zalegających i dwoje, mężczyznę i kobietę, co nadmiarowi byli, oczyma przerażonymi wszystko lustrujących.

Sam Pogrobiec podniósł swą skrzynię i udał się poszukiwać swego brata.


Skald z powrotem w halli kowala był, z Bjoernem się naradzając, gdy Volund wkroczył, zrazu wzrokiem go odnajdując. Za plecami jego widać było skrzynię, w halli wcześniej tajemniczo nieobecną, którą ewidentnie po Ribe nosił ze sobą, teraz na zewnątrz zostawił.
Ku Ljubow zerknął przelotnie, kroki ku Freyvindowi czyniąc i słowa poprzedniego wieczora powtarzając.
- Szukałem cię.
- Chwała Asom i Vanom, znalazłeś - uśmiechnął się lekko skald.
- Wiele czasu ci nie zajmę. Wiedzieć chciałem, kiedy przewidujesz wyruszenie, lub ile obowiązków na tę noc, nim z Sighvartem porozmawiasz. Mam plan jeden, jak zrazu w związku z Leiknarem poczynić… jeno z karlem i siostrą naszą krótko pomówić chciałem.
- Obowiązków mniej, czasu znajdę sporo - kiwnął głowa Bjornowi, bo kończyli już gdy Volund powrócił. - Właśnie myślałem o tym, by z Sighvartem słowo zamienić czy ostanie. Zdradzisz mi choć zarys planu? Ciekawość chwyta.
- Być może nic to. Zależy wiele, czy jak Elin była przez Leiknara wezwana, jak Słoneczko we Wróżbie widziała… wywróżyć gdzie on, lub dać się wezwać i nas rychło zaprowadzić może. Lecz jeśli wnet ruszać planujesz… dziś w nocy, to zapewne tego nie ziścimy. - odparł - W każdym razie zasięgnąć języka jej i karla chcę, czego się wystrzegać, jak byśmy już napotkać go mieli.
Wieszczka w tym czasie również do langhusu powróciła chcąc sprawdzić co z jarlem się dzieje i na obu aftergangerów tam trafiła. Uśmiechnęła się do nich łagodnie. Sighvart kroczył obok z zadumą na twarzy.
- A oto i siostra nasza. Właśnie Freyvindowi rzekłem, że chciałem z tobą i karlem pomówić, czego się wystrzegać gdy Leiknara napotkamy.
- Korzystne to, bo i ja z Tobą Sighvarcie chciałem zamienic słowo czy dwa - Frey kiwnął karlowi głową.
- Zatem wszyscyśmy na miejscu jesteśmy. - Stwierdziła spokojnie i z lekkim smutkiem, gdyż wiedziała już, że Agvindur dalej uśpiony, wszak bracia zaraz, by coś powiedzieli. Karl obu skinął głową na powitanie.
- Co z jarlem Elin? - spytał skald dowodząc, że nie tylko w myślach czytać nie umie, ale z czytaniem w twarzy radzi sobie średnio.
Pokręciła głową.
- Była niewielka reakcja… ale jeszcze nie wstał, chyba żem coś przegapiła. - Spojrzała w stronę izdebki.
- Zatem, karlu. By czasu szczędzić… być może opowiedziałbyś. - uśmiechnął się krzywo, ale rozbrajająco szczerze. Nigdy afterganger nie oczekiwałby, że drugi zdradzi mu jak przed swymi darami krwi się bronić… lecz każdy szczegół mógł pomóc przeciw Leiknarowi, po stronie którego stał wiek - A później ja siostrę naszą porwę, i ostawię was z Jarlem Bezdroży, abyście omówili kwestie, do których głowy mi nie sta.
Elin, gdy berserker mówił, przyglądała mu się swym błękitnym okiem z mieszaniną troski i smutku.
Karl Sighvart widać więcej za ważkie uważał obmówić przyszłość Ribe, bo zaczął o tym rozmowę ze skaldem miast o Leiknarze prawić.
- Widzę, że zły to czas dla mnie. Zostawimy was teraz. - powiedział Pogrobiec do Freyvinda i Sighvarta, ku Elin podchodząc. - Pójdź ze mną proszę… Nie przeszkadzajmy im.
Wiedząca głową karlowi i skaldowi skinęła opuszczając główną hale w towarzystwie swego drugiego krwi brata.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 18-09-2016, 15:26   #29
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Ludzi dwie dziesiątki odesłać mogę, resztę trza by zebrać jeśli dumacie, że Ribe na atak wystawione. Jeśli do Aros ruszać macie, część wojów stąd zabrać wam trzeba. - Sighvart potoczył spojrzeniem po zebranych - Agvindur z pewnością jakichś planował z wami słać… - zawiesił głos jak pytanie.
- Nie weźmiemy z Ribe ni jednego woja, oni tu potrzebni. - Skald spojrzał na karla jakby się nad czymś zastanawiał.
- Dlatego ich mymi zastąpić by trzeba było jeśli chcecie nadal by wam pomocy udzielać w obronie Ribe. - karl również spoglądał na skalda - Albo znaleźć wśród Ribe mieszkańców co Eggnira zastąpić może i umie, by mu dać ludzi pod komendę, a moich zabrać z sobą do Aros. Mnie za jedno. Jeśli macie tu takowego, jemu dać komendę. Mieszkańców okolicznych powiadomić. W drodze do Jelling przejść i takoż po mniejszych osadach i zebrać ludzi. Posłańca do króla Eryka w Hedeby posłać, że Aros w niebezpieczeństwie.
Freyvind patrząc na Sighvarta kręcił lekko głową prawie na każde co ten rzekł.
- Nie Sighvarcie. Nie ostawię Ribe śmiertelnemu pod pieczą, gdy wilki lub Leiknar miastu zagraża. W drodze do Jelling nie zbierać mi ludzi, bo to rozgłos czynić będzie, a pomiot Lokiego na to czeka jeno. Nie zawiadomić mi król Eryka, że Aros zagrożone. Raz, że nie wiemy co tam zaszło, a dwa Eryk jest pod wpływem tych co namówili go na stawianie świątyń Zachłannemu. Znane i poza krajem Dunów me relacje z habitnikami i poglądy w tej sprawie. Nie dość, że dzieciak pomocy nie da, to jego doradcy pchną hufy by Aros pod władzę królewską bezpośrednia przejąć.
- Na wilki i na Leiknara pułapkę zastawić, odciągnąć ich uwagę od Ribe. - chwilę milczał lecz wraz z czasu upływem jego dobrotliwa z wyglądu twarz wykrzywiała się w złośliwym uśmiechu. - Wiem! - huknął skalda w ramię. - Wiem!
Usiadł zadowolony na ławie i pociągnął Freyvinda za sobą.
- Nasłać ich na siebie… sposób znaleźć. Leiknar i jego ludzie wilcze skóry na sobie mieli przy ataku, twarze umorusane na ciemno. Teraz do mnie doszło… skoro tak… możliwe że wykorzystać napaść poprzednią chcieli? Podszyć się pod nią? - Spojrzał na Freyvinda. - Jeśli wilcy się zwiedzą, że ktoś pod nich się podszywając atak na osadę Agvindura uczynił, mogą chcieć zemsty na nim dokonać…
- Zaiste, już czynim coś by tak było… alem o wilczych skórach i tym, że się podszywali nie wiedział. To pomoże temu co szykujemy. I owszem, nasłać Wilkołaki na Leiknara chcemy, a i Leiknara… na nas, by Ribe w spokoju zostawił. Bardziej ważne Sighvarcie… -
skald spojrzał mu w oczy - że jako rzekłem, nie ostawię Ribe pod pieczą śmiertelnika - ostatnie słowo mocno zaakcentował. - Bo gdy to co planujem się nie uda, śmiertelny nie obroni miasta.
- Co zatem planujecie?
- Jeżeli Agvindur się nie zbudzi… ostaniesz tu by mieć pieczę?
- Hmmm… -
Karl zasepił się nie spuszczając spojrzenia z Freyvinda. - Zrobim tak. Ja pomogę Tobie i jarlowi w obronie Ribe. Ty pomożesz mi w mojej sprawie jak tu sprawy się ukoją.
- Tu i… -
nie spuszczał wzroku - w Hedeby. I ogólnie w kraju Danów z najazdem habitników wpuszczonych przez króla. I z wilkami…
Sighvart spojrzenia nie odpuszczał, zyskiwało ono na twardości.
- Jeśli Denemarka bezpieczna będzie, liczę na Twe ramię i pomoc jaką zapewnić będziesz mógł. - Rękę wyciągnął ku skaldowi, a ten ją uścisnął i krótko kiwnął głową.
- Otrzymasz me ramię, miecz i wszystko co mógł będę dać aby Cię w kłopocie twoim wesprzeć - odrzekł pieczętując umowę. - To jedno. Drugie: nie chcę brać ni jednego woja z Ribe, ale i nie z Twego hirdu, bo przydać Ci się mogą. Heming jak głoszą plotki miał drakkar z załogą, kto teraz dowodzi okrętem i wojami z jego drużyny.
Na dźwięk imienia swego syna, karl na chwilę znieruchomiał.
- Teraz ciągle Heming, póki do Varde nie wrócę i nie wyznaczę nowego wodza. - Zadumał się dłuższą chwilę. - Dać wam mogę Varina Tokinsona. Człek to, lecz przyszłość jego wygląda wcale obiecująco. To syn przyjaciela mego ojca - rzekł z wolna
- Jako dowódcę drakkara?
- Jako dowódcę ludzi. Dowodziłeś wcześniej łodziami?
- Nigdy i nie śpieszno mi na razie do tego. Plan mam. Morskiego transportu mi trzeba i bandy zabijaków. Myślałem, że sam zebrał drużynę i teraz sami ustawiają nad sobą przywództwo. Chciałem wiedzieć kto wodzostwo na okrętem przejął by ich skaptować -
przyznał otwarcie. - Nie tego chcę by wodza we mnie widzieli.
- Nie tak zwykliśmy czynić w Varde. -
Uśmiechnął się lekko karl. - Dam Ci drakkar i Varina. Na pomoc dla Aros.
- Ilu na okręcie służy?
- Trzy dziesiątki.
- Trzy dziesiątki… do tego pięćdziesięciu zbrojnych z Ribe… osiem dziesiątek. Psiakrew, mało. Pół setki więcej by się zdało -
skrzywił się i zaczął przechadzać się to w jedną to w drugą stronę. - Drakkar nie mniej niż dziesięciu załogi, nie mniej niż dwudziestu zbrojnych na jeden dzień zostawić w Ribe mus - mamrotał do siebie. - Pięćdziesięciu zostaje… może to za mało by atak odstraszyć, może starczy. - Bił się z własnymi myślami.
- A Erik z Tisso ile może?
- Nie, Erik z Tisso nie. Tu, stąd ludzi trzeba. -
Pociągnął karla na ławę. - Drakkar musi mieć obsadę, toć nie knara. Nawet jak smokiem na handel się idzie, dziesięciu najmniej mus. Ribe… mieszczanie potrafią się bić, ale mniej niż dwudziestu zbrojnych ostawić nie lza. Zostaje pięćdziesięciu. - Skald tłumaczył karlowi swój plan. - My popłyniemy morzem, a w dzień po nas lub półtorej doby huf zbrojnych z wozami i skrzyniami pociągnie lądem. By nie tylko Leiknar czy wilki, ale i otoczenie króla Eryka, czy te skurwiele z Aros co Einara zgubili, myśleli, że to wyprawa nasza. Ze skrzyniami na wozach, odciągniemy uwagę. Po kłótni nad zakopanymi skrzyniami ci z załogi drakkaru co lądem iść mają, będą kontynuować marsz na Aros, a zbrojni z Ribe powróca do miasta. Problem jeno w tym by huf nie był zbyt mały, aby wilki nie uderzyły wcześniej, bo ludzi tak się jeno wytraci. Leiknar za słaby by w taki oddział uderzyć, ale Pomiot Fenrira? Obawiam się, że półsetka może nie starczyć, aby wybic im to całkiem z głowy.
- Puść ludzi kilku na zwiad. Byś miał oczy i uszy już w Aros zanim dopłyniesz czy lądem dotrzesz. Bez tego jak ślepy będziesz i na nic wielka kawalkada.
- Myślę, że mam jednego kandydata. Z Kairu -
uśmiechnął się Freyvind. - Choć nie wiem gdzie to i jak capa chwost mnie to obchodzi.
- Kairu? Toż on Ci Twoją matkę sprzeda jak cenę dobrą mu dasz. -
Karl skrzywił się wyraźnie - na szpiega chcesz takowego?
- Kto nie sprzeda? -
mruknął skald. - Daj mi dziewięciu na dziesięciu to powiem, że to jeno kwestia ceny. Grunt, by ten co kupuje, nie wiedział kogo kupić.
- Zaufanego nikogo nie masz by posłać?
- Nie związanego ze mną, kogo by ze mną nie kojarzono? Nie. Jest coś jeszcze, słyszałem, że przez dar Odyna myśli ludziom zmieniać możesz. -
Skald spojrzał karlowi w oczy.
Sighvart głową lekko skinął z kwaśną miną. Widać nie w smak mu pytanie było.
- I cóże z tym?
- By napuścić Leiknara na wilki i wilki na Leiknara, chcę sagę puścić w lud, by sobie powtarzano co zaszło w Ribe i Jelling. Ale nie mogę sam jej wygłosić gdy o moich czynach ona będzie mówić. Trzeba komuś wpleść ją w myśli, by na dzisiejszym pogrzebie ją wygłosił.
- Przyślij chłopaka do mnie -
karl pokiwał głową - Elin chciała bym Sigrun wspomnienia usunął…
- Przyjdę z nim, wszak muszę wypowiedzieć ja przy tobie byś mu ją w głowę wbił -
Frey pominął sprawę Słoneczka.



Dwójka sług wkroczyła w końcu do halli.
Chlotchild lekko nadętą minkę miała, a Grim jak zwykle spokojną twarz, choć oko mu lekko skakało.
- Panie - dziewczyna z uśmiechem dopadła skalda widząc skrzyneczki - a co to?
- Kupiec był, towary przedstawiał. Coś taka naburmuszona?
- Jakie towary? -
Frankazaczęła podważać wieczko jednej ze srebrnych skrzyń. Naburmuszenie jak ręką odjął. Ciekawość parowała z niej. - Kupić coś planujesz? - Rzuciła spojrzeniem na Freya.
- Może już coś kupiłem? - Skald cały czas zastanawiał się jak rozdzielić prezenty za które jeszcze nie zapłacił nie mając ani grosza, bo majątek Asgera nie był tak naprawdę jego. Zresztą go nie przejmowało zbytnio. Z początku mampkę chciał podarowac Chlo, a Elin perfumy. Stworzonko przypominało mu Frankijkę do bólu, no może nie z urody... Wspomniał jednak jednolicie czarne oczy zwierzęcia i coś przeszło mu dreszczem po plecach.
- Mam coś dla Ciebie - uśmiechnął się i zdecydowawszy w końcu wyjął flakon. - Perfumy z Kairu, gdziekolwiek to jest.
Oczy dziewczyny rozszerzyły się jak spodki. Ujęła dar w dłonie bez słowa, rzadko się to zdarzało, że Franka zaniemówiła. To była jedna z tych nielicznych chwil.
Odkorkowała powoluśku flakon, i nim jeszcze korek odjęła rozszedł się mocny, kwiatowy, słodki zapach.
Chlo przesunęła paluszkiem po korku by powieść zwilżonym opuszkiem po szyi. Zatkała pojemnikz namaszczeniem, wcisnęła się w ramiona Freya i nadstawiła się do powąchania.
- Ładnie? Podoba Ci się? - Niewielka ilość perfumy nabrała intensywności w kontakcie z rozgrzanym ciałem dziewczyny. Z tyłu Bjarki głową jeno pokręcił z rozbawieniem.
- Bardzo, pasuje Ci - odpowiedział skald. - Cieszę się, że ci się podobają. - Mrugnął lekko do Bjarkiego. Franka lubiła zbytki.
- Podobają, pewnie, że podobają! - Cmoknęła wpierw policzek, a potem wierzch dłoni Freya. Złapała flakonik i obróciła się z nim w objęciach wokół ze śmiechem. - Dziękuję!
- Nie ma za co. -
Roześmiał się. - Wywiedziałaś się czegoś?
To zastopowało ją w miejscu. Zmarszczyła nosek.
- Niewiele. O srebrze też mówiono, o przebiciu i spaleniu serca, odcięciu głowy - wzruszyła ramionami - nakarmieniu wilkołaka gdy ten człowiekiem jest, kaczą zupą z krwią miesięczną i natarcie ich skóry tojadem, co ich pali na popiół podobno.
- Zaiste niewiele… a… -
urwał, ściszył głos i bardzo starał się mówiąc do Chlo nie patrzeć na Bjarkiego. - Mówili o tym co w Jelling? Że pokąsany przez kurwiego syna sam się tym zaraża?
- Nikt takiego czegoś nie mówił tutaj. To wszystko co mówione brzmiało jak zasłyszane, a nie sprawdzane. Nikt nie porywał się wcześniej na wilczy miot. Podobnież -
dodała z lekkim przekąsem. - Może jakowyś pustelników po lasach poszukać? Może oni prędzej wiedzieć będą? - Dziewczyna nie patrzyła na Jarla, bawiła się podarunkiem, obracając go w dłoniach.
- Dziękuje Chlo - pocałował ją w skroń. To faktycznie cholernie ładnie pachniało.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie do skalda i poszła pochwalić się prezentem Karinie i Ljubow.
- Jak z kolczugą i hełmem? - skald spytał wielkiego godiego, który na to pokiwał głową.
- Kowal ma kilka na stanie, Volundowi dopasowywał takoż. Mowił byś jeno przyszedł, to znajdzie dla Ciebie coś przedniego.
- Tak uczynię. Idź teraz Bjarki do portu i spotkaj się z kupcem co z dalekiego południa przypłynął. Ustal z nim cenę za dwóch niewolnych czarnych niczym noc i za zwierze z dalekich krain. Może sporo żądać, bo wie że szczególnie tą mampę na łańcuszku upodobałem, a kupcy wtedy więcej wołają, gdy wiedzą… że komu na towarze zależy. - Freyvind zmrużył oczy. - Aleć to zwierze z ich kraju, ot jakbyśmy my tresowanego psa sprzedawali. Niewolni choć wyglądają dziwnie i rarytasem są, owszem, jednak u nich pewnie na pęczki takich jest. Wiadomo, że za podróż i utrzymanie cena rośnie, zważ to ale oszwabić się nie daj. I na jedno bacz mocno. Czy targować się będzie żywo i z duszy, czy tez odpuści zbyt łatwo wysoką cenę. Gdy ustalicie co i ile, przejdź po mieście. Broni chce, futer lisów, tkanin. Przejdź tedy po Ribe i ustal ile darmo wziąć mozna to co oddać mu trzeba w wymianie, jak część broni poległych, a ile zakupić wśród mieszczan na handel z nim. Srebro na to mamy. Weź wtedy te towary na me słowo, że pokryję i rozlicz się z nim jak najprędzej. Karinę weź ze sobą, niech pomoże Ci. Miasto zna dobrze.

Bjarki chciał odrzec coś lecz do halli wszedł Bjorn, który po raz pierwszy miał lekką irytację wypisaną na twarzy i zacięte usta. Prowadził szamoczącą się kobietę z dziwacznie rozszczepioną wargą. Wygladało to jakby środkowa część górnej wargi uciekała w połowie ku nosowi.
- Panie - mruknął Bjorn, a zaczerwieniona kobieta spojrzała buńczucznie na mężczyznę. Spojrzała wokół gromiąc wszystkich spojrzeniem. Poprawiła włosy i suknię by w końcu spojrzeć na skalda.
- Sfykłych luci siłą kazujes do siebie prowacacz po noczy?
- Nie kazałem sprowadzać siłą -
odrzekł obojętnie nie patrząc na nią jakby całą jego uwagę pochłaniała jedna ze skrzynek południowca.
- Zatem ukasz go - skinęła ledwo głową w stronę Bjorna - bo z łosza mnie jusz seprał. I po czo? - Gniew buzował na jej twarzy i w postawie.
- Zebrał, bo poprosiłem go o to by cie sprowadził. Samaś doprowadziła do siły. Porozmawiam z nią gdzie sypiam - zwrócił się do Bjorna, lecz zaraz odwrócił się do Haldred. - Sama tam pójdziesz, czy znów siła?
- Czemusz gciesz iszcz? Co masz móficz jako jarla człek, móf pszy wszystkich…!
- Zamknij ryj. Idziemy -
przerwał jej.
- Nie! - kobieta stwierdziła głośno. - Móf tu. Pszy śfiatkach. - Dłonie zacisnęła w pięści. Zebrani w halli przyglądać się zaczęli już otwarcie.
- Przez wzgląd na twą siostrę i brata. Ich pamięć ...- skald wycedził.
Dziewczyna zatchnęła się i pobladła strasznie. Zatrzęsła się cała.
- Nie was się o nich mówicz - postąpiła kilka kroków ku skaldowi - ty i tobie podobni… - splunęła pod nogi Freya - wszyszczy taczy sami. Szmiercz jeno z wami kroczy… - Twarz jej wykrzywiła złość i gniew.
- Nie za nami. - Zbliżył się do niej również rozdeptując plwocinę. - Nie za nami Haldred. - Zbliżył swą twarz do jej twarzy. - W nas… - szepnął wpatrując się w nią z głodem i obnażając lekko kły. - Przez wzgląd na siostrę i brata nie będę mówił tutaj o twej roli w ataku na Ribe. - Odwrócił się idąc ku składzikowi. - Sama nie przyjdzie to ją przywiedź Bjorn - rzucił nie odwracając się i idąc ku leżu.
W halli poczęły podnosić się szemrania. Haldred nie ustępowała:
- Wicicie?! - zwróciła się do obecnych wskazując za Freyem palcem. - Wicicie jak traktują tych czo odwaszą się im sprzecziwicz? Kłam i ztratę zadawacz będą, winy swe na innych zrzuczającz… Prawdy bojącz… Gdzie ta czarownicza czo tu szło przywiodła? Czemu on jako nasze obyczaje kaszą nie odwaszy się mówicz przy luciach?
Bjorn ze zmarszczonymi brwiami do kobiety podszedł, lecz ta już nie słuchała. Szaleństwo z bezsilności i rozpaczy wynikające całkiem przez nią przemawiało.
Głos Haldred się załamał w krzyku i płaczu:
- To oni winni - załkała gdy Bjorn ją pchał do składzika, zasłaniając od tłumu swoim ciałem...



Wepchnął protestującą ciągle i szamoczącą się Haldred do składziku, gdzie na środku stała balia, wokół niej zacieki krwi, a w kącie skrzyni której zresztą nie używał sypiając w drugim, gdzie skóry rozłożono.Skald odwrócił się dopiero do kobiety. Zamknął drzwi i zastawił je skrzynią. Po czym usiadł na skórach i jeno na nią patrzył. Bez większych emocji.
Rozczochrana i zapłakana stanęła na przeciwko Lenartssona. Przez zdeformowaną wargę widać teraz było zęby gdy zaciskała usta mocno. Spoglądała na aftergangera bez strachu. Z gniewem i chęcią zemsty jeno.
- Tam masz miód i piwo, jeżeli w gardle Ci sucho, lubo na wzmocnienie spokoju lub gniewu potrzebujesz. Zajedno. - wskazał na dzbany jakie stały tu od wczorajszej jego kąpieli.
- Niczego od Czebie nie chcze. To tysz kasał gwałtem mnie prowacicz. Móf tedy, skoro tajemnicza od honoru otwaroszczi waszniejsza.
- Od kogo słyszałaś, że volva przyzywana była przez wodza wilków?

Zaciśnięte usta wskazywały na jedną odpowiedź.
Frey pokiwał głową.
- Skaldem jestem sławnym. Na całą Danię, Kraj Swedów i Północną Drogę. W gniewie powiesz, że za nic to masz - mówił łagodnym głosem - i niechaj to będzie racja. Opowieść chciałem Ci rzec. Tylko dla ciebie. Dar którym nie musiałabyś się z nikim dzielić. Jeno opowieść z mych ust. Nic więcej.
- Niczego od czebie nie chczę. Jak i ty nie, to wypuszczaj mnie i w szpokoju osztaw.
- Zbliżyła się do ściany.
- Nie. Wysłuchasz mnie Haldred, potem dopiero odejdziesz - skald zmarszczył brwi.
Haldred w ścianę chaty załomotała pięścią, nic nie rzecząc i w skalda oskarżycielsko się wpatrując. W oczach począł Frey dostrzegać iskierki nienawiści, której dziewczyna stłumić nie zmogła.
Pokiwał głową i zaczął mówić głosem jakby zaklętym:
- Nana zwała się niewiasta, córka Thorvalda zwanego Milczkiem i Freydis, córki karla Orma z Hasvag w Trondelagu i Gunhild zwanej Stokrotką. Urodą i manierami dziewczyna ta uwodziła wojów nad Hartensvik w kraju północnej drogi, ale choć uwodziła strasznie to nie celowo, bo niewinna była. Jej wieś położona nad fjordem bogata się stała przez najazdy wojów wypływających na wielorybów szlak i na wiking idących nawet i trzy razy do roku, na Fryzów, Anglów i Skotów. Jarl Ketil wziął ją do swej halli by jako jego domowniczka cieszyła stare oczy, a ona sobie to upodobała. Nie było jednak między nimi tego co między mężem i niewiastą.
Ulf zwał się mąż, brat Nany, który wielkim karmicielem kruków już był, w hirdzie jarla służył i na wyprawy wypływał wielkie łupy zwożąc. Jego imię sławnym wkrótce być poczęło, a wobec tego że jarl Ketil syna nie miał, następcę swego w nim widział i ludziom to się podobało, bo całe Hasso nad Hartensvik wielce go lubiło.
Wyraz twarzy Hadlred wykazywał obojętność i niechęć gdy słuchała słów skalda.
- Higin imię było niewieście, siostrze Nany i Ulfa. Od urodzenia była chromą na lewą nogę i ciężko przez życie było jej iść. Choć rodzeństwo swe kochała jako i rodzicieli wielce, zawszeć jeno o Nanie i Ulfie mówiono nie o Higin co ukłucia zazdrości w niej budziło. Zdarzyło się tak, że jarl Ketil pokłócił się ze swym sąsiadem o podział łupów po wikingu na Fryzów i w wielkiej niezgodzie się rozstali, klnąc się na Asów i Wanów, że nie dadzą sobie spokoju. Jarl Ketil powrócił z Ulfem do swej Hasso i zapomniał o wróżdzie jaką z sąsiadem sobie wywołali.
Tego roku w czas snu niedźwiedzia i śmierci węży ogień zaprószony nad langhusem jarla z mocą wybuchł, a wrota zawarte się okazały. Który mąż wyjść chciał z płonącej halli tego napastnicy ubijali, jeno kobietom żywot oszczędzając i hańbiąc je odzierając z sukni zamiast z żywotu. Obok skłutych ciał obrońców zabawiano się z nimi tak jak dzierżyciele włóczni postępują z dziewkami w osadach Fryzów na wikingu i Nanę to spotkało. Jarl Ketill zginął w swym langhusie, a wtedy też doświadczył Ulf wygnania życia skłuty strzałami gdy na wolność od żywiołu Pana Kłamstwa, w domenę Nott pod oczy Maniego chciał się schronić. Wszyscy hirdmani też poginęli w ogniu oraz od żelaza i wielu co z osady na pomoc rzuciło się ku jarla langhusowi. Wielki płacz rozległ się nad fiordem.
Nana, co wielokroć pohańbiona nawet imienia swego nie mogła wspomnieć i niczym dziecko nowo narodzone jeno spała, krzyczała i spała na przemian. Brat jarla władzę przejął bo z krwi jego był, a Ulfa nie stało. Nieporządek wziął na swe barki, by osady imię odbudować. Wtedy na plac wystąpiła Higin kierowana boleścią i rozpaczą wielką jak głód Fenrisa. Nie tylko brata straciła, nie tylko siostrę jej pohańbiono, ale i rodziców ubito gdy biegli halle gasić w noc karmienia kruków. Miłość miała wielką do brata i siostry jako rodzicieli swych przez całe życie. Sama kaleka nie miała nadziei by na nią dobrze patrzono, przeto przez całą swą wędrówkę przez Midgardru pogodę cieszyła się szczęściem Nany i sławą Ulfa. Zazdrościła im strasznie i płakała z bólu, że nie jej los jaki przeznaczyły Norny bratu i siostrze, ale zazdrość i zawiść z wielką miłością się mieszały i dumą z rodzeństwa.
Haldred do tej pory stojąca nieporuszenie, wpatrująca się w skalda lecz jakby go nie widząca, zachłysnęła się głośnym szlochem. Łzy bez kontroli poczęły z jej oczu iść, a mimo to z ust już żaden więcej dźwięk się wydostał. Freyvind kontynuował:
- Gdy Nany szczęścia i przytomności głowy i żywota Ulfa zabrakło, coś złamało się w Higin nawet nie tyle nie reagując na zachowanie dziewczyny co bardziej po prostu starając się udawać, że go nie zauważył. - Choć zazdrościła rodzeństwu, to wszelkie nadzieje w nich pokładała i obdarto ją nawet z tego, tej nocy gdy spalono hallę Ketila. Została sama bez nadziei, bez wiary w siebie, bez ukochanych. I zaczęła szukać winnych by się mścić w szalonej, bezsilnej rozpaczy.
Dziewczyna szybko zamrugała by łzy odgonić, jej duma i ból zmieszały się i rozpacz wygrała.
- Przepełniona bólem i sama jedna na świecie wykrzykiwała słowa hańby i winy jarlowi Leifrowi. Krzyczała, a był to krzyk tym straszniejszy, że takim wielki bólem, bezsilnością i utratą nadziei i życia celu naznaczony. Powiadają, że mąż był wśród tych co patrzyli na jej rozpacz. Postawny, w zbroi poznaczonej dziurami jak po strzałach i w kapturze. Chłód od niego ludzie czuli i nigdy więcej go nie ujrzeli. Mówili, że spod kaptura jeno łzy się jego lały, choć wojom one nie przystoją. Mówiono, że od grobów gdzie prochy ojca i matki złożono biednego rodzeństwa… wiatr się wzmógł, a słychać w nim było prośby o spokój, żal i próżne słowa pociechy. Mówiono, że Nana słysząc słowa Higin gdy na swym posłaniu leżała, znów płakać poczęła… ale nie był to szloch pełen spazmów i wrzasków, oraz bólu. Cichy, pełen rozpaczy i bezsilności, miłości i klęski. Imię siostry nawet wyrzekła z prośbą. Nigdy takiej jej więcej nie widziano.
Nowy jarl wyszedł przed Higin, a ona w twarz mu napluła dalej złorzecząc. Tak wtedy rzekł:
  • Nie jedna ból czujesz bom i ja stracił brata i młodszego z synów. Przyznaję jednak, że twój ból silniejszy. Wiem to też, że nie da się wrócić ci twej straty, boś życie całe swe postawiła nie na swoim przez Norny tkanym losie, ale na niciach tych, których ci zabrano. Żyj Higin i żyj prawie, swym życiem czyń to by w nich był i Ulf i Nana, jako i ojciec twój i matka silnie stali. Nikt źle na ciebie nie spojrzy, bo pod opiekę cię wezmę i na służbę abyś nie tylko zaznała tego co twój brat i siostra, ale i chwałą swą ich sagę wzmocniła.
Złamana kobieta padła na kolana, czoło opierając o klepisko. Paznokciami ryć ziemię poczęła, jakby w niej źródła siły szukając. Z ust skowyt jak rannego zwierza dobiegł. I ucichła, oddychając ciężko jakby dzień i noc biegła. Tym razem skald już nie udawał, że nie widzi reakcji Haldred, ale mimo to kontynuował patrząc na nią uporczywie.
- Higin zapłakała raz jeszcze rozdzierająco i z sił opadła. Wzięli ja do halli, obmyli, okryli i przygotowali suknie zdobyte na Fryzach, oraz ozdoby i bransolety. Płakała i z żalu ściskana była trzy noce i trzy dni, a mówili, że Nana w chwilach rozumu zanosiła modły do Frei za swą siostrę. W końcu Higin powstała z łoża i choć rozpacz miała w sercu jarlowi złych słów nie rzekła.
Żoną jego się stała, a po latach znana była nad fjordami aż po zatoki gdzie woje morsy kłują dla ich zębów i kości. Opieką objęła Nanę i ku zmysłom ja przyprowadziła, o pamięć brata i rodzicieli dbała tak wielce, że nawet gdy pomarła ludzie z fjordu na grobach ich przystawali i czynili modły do Mieszkańców Asgardu.
Skald podniósł się i podał Haldred dzban z miodem, a dziewczyna powoli jakby niepewnie i niechętnie, przełamując się ujęła go w obie dłonie bez słowa.
- Rozumiem Haldred że szukasz winnych… - Położył jej lekko dłoń na policzku unosząc nieco jej głowę by spojrzeć prosto w oczy. - Nikt z nas jej winny. Nas boli śmierć każdego z ludzi spod naszej opieki. Sigrun cię potrzebuje, Haldred. Wygaś złość i skup się na niej. I na sobie… masz w sobie siłę.
Pokiwała głową, nie rzecząc ani słowa, pozwalając łzom wysychać na policzkach. Na twarzy pojawiło się zacięcie raczej niż nadzieja, czy przekonanie.
- Będziesz przy mnie i przy Sigrun podczas pogrzebu Eggnira?
- Będę - pokiwała głową przytakując z cicha.
Skald pogłaskał ją po włosach jakby z troską.
- Zbierz swe rzeczy i przynieś tu. By siostrą się opiekować blisko musisz być, domowniczką jarla.*
Oczy dziewczyny się ponownie zaszkliły.
- Nicz to szabrania nie ma. - Usta zacięła, jej twarz przez jeszcze dziwniejsza się zdała.*
- Powiedz mi jeszcze jedno… - nie zmienił tonu głosu - zaiste ktoś Ci rzekł, że wódz wilków wzywał volvę do siebie, czy tako rzekłaś jeno by przeciw niej mówić? Nie będę krzyw, wiedzieć chcę Haldred. - Ponownie przesunął dłonią po jej policzku odgarniając pukiel włosów, wpatrywał się przy tym w jej oczy.
- Wsywał - spojrzenie dziewczyny zaskoczenie ukazało, gdy w oczy skalda się wpatrzyła. Zarumieniły się lekko jej blade dotąd policzki i krok w tył zrobiła z lekką złością. - Mówił, sze to wszystko dla niej. - zasepleniła przez rozerwaną wargę.
Freyvind zaklął w duchu…
Karmił się nadzieją, że to był wymysł dziewczyny z dzikiej rozpaczy wzięty by zaszkodzić tej, która zdawała się Haldred powodem wszelkiego zła, które spotkało Ribe. Ujął siostrę Sigrun za rękę i usiadł na skrzyni po czym przyciągnął do siebie by usiadła obok lub na jego kolanach.
- Opowiedz mi Haldred - powiedział cichym głosem niby ociekającym miodem jaki był w dzbanie - Kto, kiedy i gdzie…
- Druh Eggnira, co go pomszczicz chcział, gdym go znalaszła - Haldred pociągnąć się dała ale nie usiadła obok ni na kolanach. Cała wysztywniona stała jakby kij połknęła. Dłoń wyciągnąć z ręki skalda spróbowała.
- Jego imię. Gdzie jest teraz? - Frey nie puszczał choć nie ściskał jej silnie.
- Braki, z innymi rannymi. Poranion sztraszliwie. - skald wyczuwał, że bliskość narzucona jej zadziwia ją i wrogość wywołuje. Szarpana rozterką była, gdy głosu i słów miłych słuchała.
- Życzenie jakies masz?
- Szyczenie? - zdziwienie oblało jej twarz, raz jeszcze dłoń wyciągnąć próbowała.
Pozwolił na to tym razem.
- Tak, czy chciałabyś czegoś co w mocy jestem spełnić.
Odsunęła się z ulgą i szepnęła:
- Mam… - przytakując - Odejczcie sztąt. Ribe nie poczebuje więczej opieki. - mówiła bez ognia jaki szalał w jej wnętrzu jeszcze niedawno w halli - Luciom z wami szie nie mieszycz, a to oni czene płaczą. Wam nicz.
- Tej prośby w mocy spełnić nie jestem. - Skald wstał i odsunął skrzynię. - Ci co im nie w smak jesteśmy sami odejść mogą. - Zbliżył się do Hildred. - Jeżeli nienawidzisz nas i nie chcesz być przy nas, to zamiast tu się przenieść ujdź z miasta. Gdzie chcesz, tej nocy jeszcze, po pogrzebie. Więcej to miasto Agvindura licząc ile tu trwał i ile poświęcił by w dostatek opływało, niźli twoje. Nikt cię nie zatrzyma. Jeżeli jednak zostaniesz, źle dziać ci się nie będzie, póki przeciw nam nic nie uczynisz.- Wskazał jej ruchem głowy drzwi.
Nic nie rzekła. Nie odwracając się wyszła i ku drzwiom langhusu się skierowała.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 18-09-2016, 16:22   #30
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin, Volund

Gdy wychodzili, Pogrobiec skrzynię swą co za miasto później zabrać pragnął znów jął pod ramię, noc całą z nią wędrując. Jak przyszło im jednak do pomieszczenia za langhausem przyjść, po prostu zabrał ją ze sobą, stawiając pod ścianą z dala od Agvindura.
- Pomówić chciałem. O Leiknarze. O klątwach co jak twoja rzucić może, i nie tylko.
- Wiesz, że niewiele powiedzieć Ci mogę, bo nie pamiętam. - Odezwała się ze smutkiem. - Uczucia potrafię wzmocnić, nie decyduję które. On silniejszy, nie wiem jak bardzo zdolny manipulować nimi.
- W porządku. - wsparł się w biodrach, wzrokiem bacząc skrzynię i drzwi do pomieszczenia. Odwrócił się, by Elin prosto w oczy pojrzeć.
- Z Helleven mówiłem. Ona więcej o Leiknarze wie… Również jego śmierci pragnie, choć z przyczyn innych niż ty.
- Śmierci? - W błękitnym oku zaskoczenie się pojawiło. - Ja… - Pokręciła powoli głową. - Nie myślałam o tym w ten sposób. - Przygryzła nerwowo wargę zdając sobie sprawę, że to przecież pewnie jedyne wyjście, by się od niego uwolnić ale… jakoś nie przeszło jej nawet przez myśl.
Podszedł ku siostrze powoli.
- Ona pragnie wolności i sprawiedliwości. Ty pragniesz… by przerwał udrękę nieść wszystkiemu, na co twe oko kiedykolwiek pojrzało, jeśli nie pierwej końca udręki, którą on chce Ci przynieść. To jedno i to samo. Rzeknij… - wyciągnął dłoń ku jej ręce - ...że pragniesz jego śmierci.
Podała mu swą dłoń i usta otworzyła, by coś rzecz ale pozostała milcząca. W jedynym oku Pogrobiec mógł dostrzec wewnętrzną walkę jaką ze sobą jego siostra w tej chwili toczyła.
Patrzył na nią intensywnie, w niemym wyczekiwaniu. Wzburzywszy ją, czekał, jakie plony to da… wbrew sobie, wbrew swej adoracji dla niewinności volvy. Jak gdyby szukał sobie sposobności sam…
....by do volvy się zniechęcić. Czekał cierpliwie, i choć emocje jego tak dziwne w tej chwili w oczach były wypisane, czy słowa jego nie były prawdziwe?
Kobieta głową pokręciła wzrok zawstydzona spuszczając.
- Wiem, że tak należy uczynić… ale nie mogę powiedzieć, bym jego śmierci pragnęła… - Powiedziała cicho sama sobą… rozczarowana?
Dłoń blada, sękata i do mordu nawykła nadspodziewanie delikatnie i czule włosy jej przeczesała, pusty oczodół nakrywając.
- Gdy Szalony Jarl, który czynić mi krwawe orły czasem na żyjących jeszcze, który wieszał za najmniejsze przewinienie często tylko jemu widziane, który kazał broń odbierać wojownikom i śmierć zadawać by nie zaszli do Valhalli…. gdy Ogni zakończył żywot, również zdałem sobie sprawę, że nie cieszy mnie jego śmierć. Wiesz dlaczegóż?
Uniosła głowę zaskoczona i gestem, i słowami brata swego.
- Dlaczego? - Wyszeptała.
- Ponieważ nie jestem lepszy. - wyszeptał, rękę od jej twarzy odbierając, jak gdyby niegodny był, a w oczach berserkera nieustraszonego ślad jeszcze strachu, ale i winy miesięcy wcale dawnych widać było.
- Nie prawda. - Wyrwało się jej nagle. - Ty ciągle czujesz i cenę płacisz straszliwą…
- Czuję… więcej niż. Możesz sobie wyobrazić. - oblicze zazwyczaj kamienne emocjami przez chwilę rozedgrane przybrało słaby uśmiech co zionął z dawna pogrzebaną rozpaczą. Kolejne jego słowa, o dziwo, wcale nie brzmiały jakby zmienił temat.
- Czy w sposób jakikolwiek, myśli swe, intencje, Leiknarowi przekazać możesz? Wywróżyć gdzie on… zawezwać go lub dać zawezwać sie… Przez krew wspólną zjednoczyć.
Wiedziała, widział to w jej spojrzeniu, że wiedziała o bólu jego i samotności. Nie kontynuowała jednak, skoro on nie podjął tematu.
- Wywróżyć powinnam być w stanie… Nie wiem, wezwać lub myśli przekazać, a nawet jeśli, na ile to bezpieczne, skoro Styggr z takim przekonaniem pragnął zerwać ten jedyny kontakt jaki z nim miałam. - Zawahała się na moment. - Ale spróbować mogę.
- A w wizji mu objawić? A co, gdy on wróży cały czas ciebie szukając, a ty zarazem szukałabyś jego?
- Nie umiem wizji na kogoś sprowadzić. - Pokręciła powoli głową. - Gdybyśmy nawzajem się szukali… Być może dostrzeglibyśmy się… Wieszcz Úlfheðinn wiedział o mnie, choć jeno w wizji ich widziałam… Być może Leiknar również, to potrafi.
- I jedno, i drugie jedynym co możem, nim wyruszymy… Spróbowałabyś? - zapytał, o dziwo nie kamienny na powrót.
Lecz jakiś chłód z głebi Pogrobca, jak gdyby próbujący pożreć czasem uciekające strzępki ludzkich uczuć, sugerował coś dalece bardziej złożonego, niż Widząca widziała.
- Teraz?
Zabolała taka reakcja Volunda ale niczego innego też się nie spodziewała. Skinęła powoli głową.
- Tylko sama bym ostać musiała. - Powiedziała cicho. - Jakbym zbyt długo nie wołała, wejdź i sprawdź co się dzieje.
- Chciałbym być tu. Czy na pewno to niemożliwe? - wyraźny niepokój zabrzmiał w słowach Pogrobca.
- Utrudnić koncentrację może. - Stwierdziła spokojnie i pojrzała na niego. - Zostań, zobaczymy. - Mimo wszystko obecność brata krwi obok, gdy będzie próbowała znaleźć swego Stwórcę wydawała się kojącą i przez to nie umiała mu odmówić.
- Jeśli cokolwiek poczujesz złego… coś twego umysłu tykającego… przerwij. - nakazał Volund stanowczo - Nie chcę, by jak Asgera… - nie dokończył nawet myśli, gdy głos mu się załamał na imieniu na myśl o volvie we władzy Leiknara.
Skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie zamierzam pozwolić dać mu się złapać. - Odparła spokojnie. “Nie w ten sposób.” Dodała w myślach.
- Widziałem raz.... jak Szalony Jarl odległej volvie tak czyni. - odparł grobowo. Ufał volvie, lecz widać po nim było zalęknienie.
Spojrzała na berserkera uważnie i kiwnęła powoli głową. Czyli to było możliwe… A tutaj mieli do czynienia z z tą samą krwią. Elin poczuła wyzwanie, jeśli przyjdzie do niego, to na jej warunkach. W żadnym innym wypadku. Volund mógł determinację w jej oku dostrzec.
- Będę uważać. - Rzekła i po nóż na stole leżący sięgnęła i do drugiego kąta izby poszła, gdzie przyklękła na ziemi.
- Elin. - przywołał jej atencję tonem, świadczącym, że ostatnie to jego słowa nim zacznie. Klarownym.
Uniosła błękitne spojrzenie na niego.
- To ważne. - powiedział tylko, ale z dogłębnym znaczeniem. O wieszczbie. W oczach, jak nieraz już, widniały mu skrystalizowane działania z jasnością jak gdyby jemu samemu bogowie wróżbę zesłali.
Uśmiechnęła się tylko do niego, tym swoim delikatnym uśmiechem i wzrok na sakiewce odpiętej od paska skupiła rozpoczynając cichy monotonny zaśpiew. Potrząsnęła sakiewką, odłożyła na podołek i rękę nacięła nożem, by włożyć ją potem do woreczka i runy wymieszać.
- Na krew i poprzez krew… - Oczy zamknęła przywołując w pamięci obraz męża z jej wizji i pozwalając znów rozbrzmieć słowom “min eneste skat”. Głos jej zabrzmiał pewnie i mocno, choć gdyby żyła serce waliłoby jej jak oszalałe.
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
en orðstirr
deyr aldregi,
hveim er sér góðan getr.
- Gdzie jesteś mój miły…
- Cichy kuszący szept.
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
ek veit einn,
at aldrei deyr:
dómr um dauðan hvern.

- Gdzie… - Runy wysypały się na klepisko a volva ku nim nachyliła.



Zobaczyła łódź z paszczą wilka płynącą powoli na wodzie. Usłyszała cichy plusk gdy wiosła zanurzały się w ciemnych odmętach. W łodzi zaś czwórka za wiosłami z wysiłkiem pracująca. I postać co z wizji wychodziła ku niej na rufie.

Westchnęła cichutko wychodząc z wizji i patrząc się ciągle w kości przez dłuższą chwilę. W końcu ponownie chwyciła sztylet i zaczęła ryć strzałki we wszystkich kierunkach, mając nadzieję że runy wskażą jej konkretny kierunek. Była trochę zawiedziona ale i odczuwała ulgę, spodziewała się, że ciągle jest w Ribe. Znaleźć go poza miastem będzie znacznie trudniej. Ujrzeć go na żywo… Przerażało ją to i pragnęła tego. W końcu gdy skończyła rycie wzięła jedną z run - Tiwaz i ponownie powtarzając zaklęcie:
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
en orðstirr
deyr aldregi,
hveim er sér góðan getr.

Przywołała obraz Leiknara w łodzi
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
ek veit einn,
at aldrei deyr:
dómr um dauðan hvern
- Gdzie jesteś…
- Szepnęła pochylając się tak, że włosy ukryły jej twarz przed Volundem. - Przyjdę do Ciebie…
i rzuciła kością nad rysunkiem.
Tym razem wizji nie miała jeno runa padła na strzałkę co na północ wskazywała z leciuśkim przechyłem ku wschodowi.
Spojrzała na Pogrobca.
- Na łodzi jest ze swymi ludźmi. - Rzekła. - Płyną gdzieś… a runy wskazują… - Przechyliła lekko głowę odczytując jeszcze raz strzałki. - Północ z nieznacznym wskazaniem na wschód… - Pokazała na swój rysunek.
Pogrobiec jednak nieruchomo stał i na nią patrzył, tajemniczo i bez słowa.
- Volundzie? - Zapytała niepewna co sądzić o jego reakcji.
W końcu oczy same bladolicego zawędrowały na szkic. Patrzył nań z góry.
- Istotnie. - zgodził się w końcu.
- Myślałam, że w mieście ostał… - Westchnęła cicho. - Tak, trudno go będzie znaleźć. Wodą szybciej przemieszczać się może.
- Wiadomym było, że w mieście go nie ma. Lecz teraz faktycznie jest poza naszym zasięgiem. - chwilę jeszcze z rozczarowaniem patrzył na wskaz - Cieszyć cię winno jednak, że zdaje się nie czekać aż Ribe ostawione będzie. Może to jego szaleństwo. Może zaś napotkać cię pragnie gdzie indziej. - mówił do niej, choć volva mogłaby przysiąc patrząc mu w oczy, że sam bardziej słucha swoich słów niż je wypowiada.
- Może różdżkę sporządzę… - Zaczęła mówić po chwili ciszy, w której przełykała własną klęskę. - i sprawdzać co jakiś czas będę, gdzie się znajduje…
Odmiennie niż przed minutami, zimne, puste oczy zetknęły się ze spojrzeniem Elin, co tylko nieobecny uśmiech przywołało na twarz Pogrobca.
- Może tak będzie najlepiej. Wybacz mi… zbyt wiele twego czasu skradłem.
Pokręciła głową wstając.
- To ja Twój czas straciłam… A i o jeszcze jednej rzeczy pewnikiem chcesz mówić. I o Ciebie runy pytałam… - Pewność na chwilę zniknęła z jej głosu mając żywo ciągle przed sobą jak słabo sobie niekiedy radzi z własnymi zdolnościami. - Ujrzałam coś co wskazówką być może. Jeśli pragniesz usłyszeć… - Spojrzała na swego brata krwi.
Zatrzymała go w pół kroku, gdy zwracał się już wyjść.
- Nie sposób stracić czasu berserkera, brat nasz ważne kwestie w Ribe czyni. Mnie jedynie oczekiwać i oczekiwać, lata całe. Aż nadejdzie czas pozbawić kogoś żywota, co przesłoni mi choć na krótkie chwile nicość nocy. - odparł z mieszanką drobnego poirytowania, chyba fiaskiem w odnalezieniu… Leiknara, co ewidentnie przez Volunda tak był postrzegany. Słowa jednak wypowiadane były mimo słów volvy o wróżbie, jak gdyby mając je umniejszyć, równie bardzo co odpowiedzieć na zbyt często przepraszającą volvę. Chwilę milczał, a w oczach błyszczał mu wstyd, lecz nie z powodu tego, że pomocy potrzebował…
- Opowiedzieć mi możesz… wszystko co ujrzałaś? - zapytał, gdy oczy zeszklone obniżyły pułap, zagubione w innym miejscu.
Milczała przez chwilę zastanawiając się czy to dobry pomysł, w końcu jednak skinęła głową i oparła się o stół przymykając jedyne oko i wizję z pamięci przed sobą rozwinęła.
- Widziałam Ciebie walczącego z uśmiechem na ustach… - Zaczyna mówić monotonnym głosem otwierając błękitne oko. - Pokonującego jednego, drugiego… wielu, wielu przeciwników. Gdy w końcu sam ostałeś na placu boju pokryty posoką pokonanych… Ich krew poczęła wsiąkać w Ciebie i dym z Twej skóry się wydobywał jakby Cie to paliło…- Gangrel mógł odnieść wrażenie, że wieszczka coś przemilczała. - Potem znów walczyłeś lecz już bez śmiechu, a ciało Twe zmieniało się, odpadało, Twa uroda przemijała… by znów wszystkie rany się zasklepiły kosztem ogromnym… Ty jednak walczysz nadal a na Twym ciele i wokół niego duszki niczym małe drzewka żerować zaczynają. Szarpią, gryzą, aż udaje im się rozerwać Cie na pół… Z górnej części jednak wychodzisz… nowy… inny... ten sam…
Najdrobniejszy z uśmiechów wypełzł na piękną twarz Pogrobca, w sposób jakoś szalenie odrażający.
- Kolejna walka… I znów Cie rozrywają lecz szybciej znaczniej i znów pojawiasz się nowy… - Na twarzy volvy smutek wielki gości. - I jeszcze jedna, i kolejna… - Pokręciła głową powoli. - Na końcu w rzece stałeś w białej przepasce i jakiś mąż Cie w niej zanurzał. - Zamilkła przypatrując mu się łagodnie.
Na ostatnie zdanie uśmiech zniknął z oblicza Volunda, zastąpiony subtelnym grymasem. Czego dokładnie, ciężko stwierdzić, ale nie był zadowolony.
- Palenie, tak… gdy prawie do cna wypiłem juchę ze splugawionego obrońcy caernu, gdy w chwili ostatniej sięgły mnie jego kły byłoby to jak gdyby krew jego, całkiem mnie wypełniająca zagotowała się w mych żyłach i wygotowała. Do teraz czuję to, ilekroć się budzę. - zastanowił się, bez przesadnych emocji w głosie.
- Co wszystko to w twej opinii znaczy, służko bogów? - zapytał… choć ton świadczył, jak gdyby on sam rozumiał w dużej mierze przepowiednię. Było to mniej dziwne, gdy pamiętać uwagi jego do przepowiedni co Elin poczyniła, gdy o śmierci Sigrun twierdziła. Lecz choć zdawał się być w stanie zinterpretować widzenie, zależało mu na słowach volvy...
- To co się z Tobą dzieje nie jest jedynie wynikiem tego, iż z plugawego piłeś… - Zaczęła powoli z namysłem, ostrożniejsza znacznie. - To się zaczęło już wcześniej… Szał Twój sprowadza na Ciebie cierpienie… To co wydarzyło się w caernie wszystko przyspieszyło, spotęgowało i siły natury przeciw Tobie obróciło. Będziesz cierpiał, rozpadał się i powracał do swojej postaci…. i tak w nieskończoność… dopóki się nie poddasz bądź nie znajdziesz lekarstwa… A wszystko wskazuje na to, iż jest nim rytuał w wodzie, rzece… przez męża przeprowadzony. - Zmarszczyła brwi jakby niezadowolona, że nie może sama go przeprowadzić i westchnęła cicho spoglądając z troską ponownie na swego brata krwi. - Nie wiem jak ból Twój zmniejszyć dopóki nie znajdziemy tego, kto rytuał może przeprowadzić… - Powiedziała z głębokim smutkiem w głosie i spuściła wzrok.
- To nie rytuał, tylko chrzest. - wyjaśnił nieobecnym głosem Pogrobiec.
Spojrzała na niego kompletnie zaskoczona.
- Chrzest? Co to jest chrzest? Wiesz jak to wykonać?
- To nie rytuał. To namaszczenie, którym krześcijany przyjmują tych, co zacząć poczęli w Jedynego, pomiędzy siebie. - zmrużył oczy - Sposób w jaki twierdzą, że czyni się, by się kto pojawił w oczach ich boga. Nie znam szczegółów. Wiem jednak, że wszyscy oni czynią tak najprędzej jak zdołają, raz jeden w życiu.
W oku Elin przerażenie się pojawiło.
- Wyznawcy Chrysta? - Szepnęła. - Uratować Cie może jakiś obrzęd krystian… - Pokręciła powoli głową.
- Nie jakiś obrzęd. - wszedł jej w słowo - Obrzęd stania się krześcijanem. Baptismus.
- Ale to wtedy rozsierdzisz naszych Bogów… - Gdyby mogła volva zrobiłaby się jeszcze bielsza na twarzy. Chciałaby mu powiedzieć, że nie może zrobić czegoś takiego… ale czuła część jego bólu i ust nie otworzyła ponownie. Kości przemówiły… Jedyne lekarstwo… Pokręciła ponownie z niedowierzaniem głową.
Volund był dziwnie spokojny.
- Dlategoż to… myślę… gdyż daemon ichni, a rzeką, że tylko wiara w Zachłannego przed sługami antychrysta ocalić może. A wilk, nawet jeśli naszym dziełem… oswobodzon przez demona. - zastanawiał się rozsądnie, na głos.
Przepiękne oblicze zwróciło się wprost ku volvie, oczy w nią wpatrzone były prawie, jak gdy ona sama na wskroś innych ducha ujrzeć potrafiła.
- Co powinienem uczynić, volvo? - zapytał spokojnym tonem, tytuł na końcu zdania dorzucił zdało się, jak gdyby podkreślić chciał, że to była jej wieszczba… jej interpretacja. Ona rzec winna, co należy uczynić.
Prawie całkiem czarne oczy bardzo uważnie lustrowały jej twarz.
- Nie mogę Ci rzec, zrób tak, a tak… - Zaczęła cicho, łagodnie. - Ja możliwości pokazuję, ten kto przepowiednię słyszy decyduje, gdyż to jego żywota dotyczy… - Zagryzła wargi. - Chciałabym uleczenia dla Ciebie ale cena…
- W porządku. - przerwał jej, zwalniając od ciężaru odpowiedzi...
- Co powinienem uczynić… Elin?
Westchnęła bezgłośnie i podeszła do niego patrząc mu w oczy.
- Jeśli to jedyne lekarstwo… zrób tak… - Powiedziała łagodnie. - Nie chcę byś tak cierpiał… ale co będzie jak Bogowie się od Ciebie odwrócą… Boję się o Ciebie, Volundzie. Żadna z możliwości nie jest dobra bądź łatwa… Żadna… - Uczuć nawet kryć na twarzy nie próbowała. Pogrobiec mógł z łatwością zorientować się, iż wieszczka mówi od serca teraz, że chciałaby by został uleczony ale przeraża ją myśl, iż mógłby ich Bogów porzucić. Nie wiedziała zupełnie co mu doradzić.
- Zawsze byli przeciw mnie. - odparł jej z cierpkim uśmiechem.
- Ale przecież…. jesteś kim jesteś… Nie byłoby nas, gdyby nie Oni…
- Rzeknij mi, czy bardziej nie mogłaś znieść Sol, czy bardziej radość ci daje picie krwi żywych? - zapytał spokojnie. Twarz miał bez wyrazu.
Odwróciła głowę od niego zawstydzona.
- Nie daje w ogóle… - Wymamrotała.
- A gdybyś wybór miała… śmiertelną znów być. Zostałabyś? - zapytał, o wiele już łagodniej.
- Nie wiem kim byłam zanim dar otrzymałam. - Uśmiechnęła się krzywo. - Chciałabym, choć obawiałabym się kim będę.
- Nie musisz się obawiać, albowiem nawet chrzest nie wróci życia umarłym. - stwierdził słodko-gorzko. - Nie ma powrotu. Dla niektórych... nie ma wyboru.
Zaśmiała się gorzko.
- Wiem, że nikt mi życia nie zwróci jeno pytanie czy tamto życie byłoby czymś czego bym chciała. Tutaj, teraz coś zdziałać mogę… - Spoważniała i na jarla spojrzała. - Choć cena wielka i mało ciągle robię.
Pogrobiec przekrzywił głowę nieco, obchodząc ją i przez drzwi wyglądając.
- To dla nas różne. Dla mnie… cena drobną się zdaje. Jedynie Sol jakby nas zniszczyć pragnie nienawistnie… Co trudnym czyni wiele rzeczy. Ribe całe dostosuje się ku nam za pogrzebu poległych, nocą, nie pod okiem Sol obrząd czyniąc.
Pokiwała powoli głową przyglądając mu się uważnie.
- A Ty? Pragnąłeś takim zostać? - Zapytała cicho.
Ściągnęła natychmiast uwagę aftergangera.
- Odkąd młodszy jak Jorik byłem, zdawało się pewne, że zostanę… i zdołałem przed tym uciec. - podkreślił ostatnie słowo - Lecz później, było mi to konieczne… - znów wyjrzał w noc na zewnątrz - Wciąż jest… - wyszeptał do siebie, lecz dokończył już volvie: - I nie żałuję.
Skinęła głową jeno delikatnie i na jarla pojrzała ze smutkiem.
- Do brata winniśmy chyba wracać… - Stwierdziła widząc jak Pogrobiec zerka na zewnątrz. - Volundzie… - Stwierdziła nagle. - Jakąkolwiek decyzję podejmiesz… - Spojrzała na niego chcąc spojrzenie jego złapać. Nie udało jej się.
- Wstrzymaj się. - przerwał jej, oparty o framugę dłonią, czas cały w noc patrząc - Nie zdradzaj, przez smak mej krwi, bogów, którym całe życie służysz. - pomimo miękkiego, łagodnego tonu, jak głos drugi z rzadka przez berserkera używany, wybrzmiewały słowa jakąś głęboką goryczą.
- Nie zdradzę ich. - Rzekła spokojnie. - Ale i od Ciebie się nie odwrócę.
- Odwrócisz. - powiedział spokojnie i bez złych emocji, raczej jak by stwierdzał, że za godzin kilka wstanie słońce.
- Dlaczego tak uważasz? - Elin przypomniała sobie, gdy nad jeziorem wspominał, iż znienawidzi go kiedyś. - Dlaczego z takim uporem odmawiasz sobie prawa do tego, by ktoś się o Ciebie martwił?
Milczał długą chwilę. Być może odwrócony był, by volva nic nie mogła wyczytać z jego oblicza. Mimochodem afterganger wolną dłonią zsunął jakiś drobny płat skóry ciała z twarzy, jak gdyby całkiem już przywykł do stanu, jaki trwał od zajść w caernie.
- Nas nie czeka pożegnanie, takie jak ich. - zmienił po prostu temat, mówiąc o pogrzebie, który nadejdzie. Ciężko było stwierdzić, czy meandrujący Pogrobiec do czegoś zmierza.
- Nie. - Przyznała mu rację. - Nas nie… ale im możemy wyprawić godne pożegnanie. Powinnam się tym zająć. - Dodała przenosząc wzrok na Agvindura.
- Pomogę ci, na pewno z umarłymi. - stwierdził - Pod pieczą… na wschodzie, wśród Bizantów nauczono mnie, jak postępować z umarłymi… - poprawił się szybko, a głos zrobił się odległy jak przy wspomnieniach - Nieraz już przełożyłem to na wyprawienie hirdmanów, huskarlów, berserkerów, starców, kobiet, dzieci. Z nich zostaje coś więcej, aniżeli pył rozwiany przez wiatr.
- Pomoc zawsze się przyda. - Uśmiechnęła się łagodnie.
Usłyszeli jak drzwi sie otwierają i do pomieszczenia wszedł Freyvind trzymając ręce za sobą. Zajrzał sprawdzając czy Elin i Volund tu…
- Jesteście - rzekł. Nie wchodził na razie stojąc w wejściu. - Jak z Agvindurem? W lewej ręce, widocznej miał jakiś woreczek.
Volva ze smutkiem pokręciła głową.
- Dalej nic… Leiknara próbowałam odnaleźć. Lecz wiem jedynie tyle, że na łodzi płynie gdzieś… na północ.
Skald pokiwał smutno głową. Wieści złe, nie takich upatrywał. Wyciągnął dłoń podając Elin woreczek.
Spojrzała pytająco na Freyvinda przyjmując woreczek.
- Cóż to takiego? - Spytała.
- Zajrzyj, weź.
Zaintrygowana rozsznurowała woreczek i zerknęła do środka i ujrzała jakieś nieznane jej owoce. Wzięła jeden i obejrzała go uważnie, po czym spojrzała zdziwionym wzrokiem na Lenartssona.
- Dziękuję… - Rzekła niepewnie.
- sigrun - Pogrobiec poruszył bezgłośnie ustami, dłonią cały czas opierający się o framugę.
Skald pokiwał głową i pociągnął za łańcuszek jaki skrywał w drugiej dłoni trzymanej za plecami. Pochylił się i wziął małpkę na rękę, po czym posadził ją na ramieniu Elin. Zwierzak nie był cierpliwy. zobaczył daktyla…
Frey tymczasem powoli zwrócił głowę ku Volundowi jakby chciał by ten powtórzył co właśnie powiedział.
- sigrun - usta Pogrobca znów poruszyły się całkiem bezdźwięcznie, i choć przed sobą miał Freyvinda, nie widział go wcale.
Volva tymczasem zamarła, żeby nie spłoszyć zwierzątka, które rzuciło się do jej dłoni trzymającej daktyla. Wyrwało zaskoczonej kobiecie owoc i zaczęło z zadowoleniem pałaszować wróciwszy na jej ramię. Małpka była śliczna i Elin wpatrywała się w nią jak urzeczona.
- Prezent dla Ciebie Elin, jest Twoja - skald wcisnął volvie łańcuszek w drugą rękę. - Coś nie tak z Sigrun? - odwrócił się do Pogrobca usłyszawszy w końcu wyraźniej co ten szeptał cicho.
Volund spojrzał na niego jak gdyby cały czas rozmawiali, pominąwszy zupełnie moment w którym skald się zjawił.
- Nie możemy sprowadzić Sigrun ni Agvindura z powrotem do świata, lecz może oni się wzajem mogą… jako rodzina.
Volva jakby nieobecna pokiwała głową na oświadczenie skalda ciągle wpatrzona w stworzonko ale potem imię Sigrun przywróciło ją do ponurej rzeczywistości.
- Coś się stało z Sigrun? - Przestraszona spojrzała na swych braci krwi, a gdy usłyszała o pomyśle Pogrobca pokiwała powoli głową. - Może… może to się uda… - Zerknęła na małpkę i na Freyvinda. - Dziękuję… - Posłała mu delikatny uśmiech. - Pójdę po Sigrun. - Rzekła i od razu wyszła z pomieszczenia kierując się na poddasze.
 
Blaithinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172