12-09-2016, 20:50 | #21 |
Reputacja: 1 | Freyvind, Helleven, Volund
__________________ Nikt nie traktuje mnie poważnie! |
12-09-2016, 20:53 | #22 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
12-09-2016, 21:10 | #23 |
Reputacja: 1 | Helleven i Volund, Volund i Freyvind
__________________ Nikt nie traktuje mnie poważnie! Ostatnio edytowane przez -2- : 12-09-2016 o 22:31. |
13-09-2016, 15:08 | #24 |
Reputacja: 1 | Helleven Wieszczka tymczasem wróciła do langhusu. - Coś ze środka słyszeliście? - Strażników spytała. Pokręcili głowami przecząco: - Cisza jak była tak jest. - odrzekł jeden. Skinęła głową i do głównego pomieszczenia się udała nakazując służkom, by balię z wodą szykowały i świeże ubrania, dla niej i dla Sigrun. Gdy wszystko było gotowe odesłała niewolnice, rozebrała się i delikatnie spróbowała ściągnąć sukienkę Słoneczku. Starała się być bardzo ostrożna mając świadomość, iż przeżycia dziewczyny mogą w tym momencie dojść do głosu. Na nic jednak cała jej delikatność, gdyż Sigrun ledwo ruch swego stroju ku górze poczuła wrzask podniosła straszliwy. Nie wyrywała się ale darła tak, iż pobudzić musiała wszystkich wokoło. Straż i thralle przerażone się zbiegli, by ujrzeć nagą volvę tulącą do smukłego ciała wrzeszczącą w niebogłosy i sztywną niczym kij Słoneczko. Na nic łagodne z początku, a później ostrzejsze słowa, na nic uspokojające głaskanie po głowie. Dziewka wrzeszczała i to bez przerwy, gdyż martwe płuca nie potrzebowały oddechu. Helleven kusiło by mocy Lokiego użyć na Słoneczku, by ją uspokoić ale zdawała sobie sprawę, że zbyt łatwo może uzyskać efekt odwrotny od zamierzonego. Gdy krzyk nie ustawał volva zaczęła śpiewać. Wracając przed świtem do langhusu kowala z naręczem srebra i innych dóbr Asgera skald usłyszał dzikie wrzaski z otwartego półpiętra poddasza. W pierwszej chwili pomyślał, że Elin wróciła, jednak krzyki nie dobiegały od pomieszczenia w którym złożono Agvindura, a i głos nie ten sam był. Zaskoczony jak poprzednio ruszył do źródła dzikiego jazgotu wspinając się na górę. Widok jaki zastał mógłby być nawet komiczny, gdyby nie fakt, że od wrzasku Sigrun uszy bolały. Ciągle naga wieszczka tuliła do siebie wyjąca bez przekonania ale wyjątkowo głośno Słoneczko. - Co tu się u licha… - Frey nie wchodził do końca wyglądając jedynie i patrząc na obie aftergangerki - Sigrun na osiem nóg Sleipnira zawrzyj się proszę!!! - To i tak nic nie da… - Odpowiedziała mu Helleven. - Trzeba przeczekać… Chciałam ją do wody włożyć ale… - Zacisnęła usta. - Coś złego musiało się jej przypomnieć. - To niech się odpomni, bo zwariujemy tu - skald przeciagnął ręką po twarzy - jeszcze zanim odpłynie w sen ze słońcem jakie lada chwila wstanie. Sigrun - zwrócił się do niej spokojniej, troskliwie wręcz, głosem jaki można byłoby do miodu równać. - Proszę ucisz się, bezpiecznaś. Dziewczyna bez ruchu nadal stojąca nie dała znać nijaką miarą, że skalda słyszy. Jednakoż jej wrzask przeraźliwy począł powoli ustępować, uciszać się. Twarz jej jak maska nadal się zdawała mimo, że usta wciąż otwarte w krzyku miała…. - Oooo tak, właśnie tak - kontynuował miłym i troskliwym głosem. - Spójrz, to Eliii… - urwał, ale co tam , dziewczyna nie musiała wiedzieć, ze trzyma ją Helleven. Chyba, że Styggr. - ..in. Ona się tobą opiekuje i nie da ci zrobić krzywdy. Jesteś bezpieczna, nic ci się nie stanie. Położysz się zaraz - mówił monotonnie by słyszała wciąż jego głos - odpoczniesz, uśniesz i wszystko będzie dobrze Sigrun, dobrze? No już, połóż się na posłaniu… - wzrokiem dał znak Volvie. Ta odetchnęła z wyraźną ulgą i dziewkę ostrożnie ułożyła na przygotowanym posłaniu głaszcząc ją po głowie. Gdy Sigrun w końcu się uspokoiła i oczy zamknęła, Helleven zarzuciła na siebie szybko suknię i na znak dała bratu, by za nią poszedł. Zeszli na dół, gdzie volva pierw służce jednej kazała Słoneczka pilnować, potem usiąść na jednej z ław mogli. - Dobrze, żeś przyszedł. - Westchnęła. - Pomówić chciałam z Tobą. - Dodała. - Świtać będzie lada chwila… - odrzekł zmęczonym głosem. - Na długie rozmowy czasu nam nie staje. W czym rzecz? - Pomysł mam jak Leiknara zwabić za nami, gdy do Aros ruszym. - Rzekła uśmiechając się nieznacznie. - Pieśń o walce w leżu wilkołaków napisz, o braterstwie krwi naszym… i o volvie nad ciałami poległych rozpaczającej. Niech ją ludzie usłyszą, dojdzie i do niego. Zastanowił się nad czymś. - Taak… przeciągnął potwierdzenie. - I o tym, że on volvę wizją omamił kierując nas na caern, że jego to sprawka. By naszymi rękoma wilki pobić i caern zniszczyć, aby wtenczas Ribe niechronione mógł złupić. Niech usłyszą o tem wilki. - Coś błysnęło mu w oczach. - Niech będzie ale o braterstwie nie zapomnij, że wpływ jego złamało. - Stwierdziła kiwając lekko głową. - Nie frasuj się, zrobię co trzeba będzie. Znam się na słowie - błysnął zębami. - Jedno mnie tylko trapi. Nie jest dobrze przyjmowane układanie i głoszenie sag o własnych czynach - urwał jakby zaczął zastanawiać się nad czymś. - Możesz ją na głos układać, tak by ktoś treść usłyszał. - Wzruszyła ramionami. - Pewnam, że coś wymyślisz. - Cosik mi chodzi po głowie - spojrzał na śpiącego na ławie pod ścianą chłopca. - Dobrze. Zatem ja do Jarla wrócę. - Uśmiechnęła się leciutko i głową mu na pożegnanie kiwnęła odchodząc. - Oby udało Ci się go zbudzić… - mruknął też wstając i odchodząc na spoczynek. |
14-09-2016, 12:14 | #25 |
Reputacja: 1 | Wewnątrz skrzyni rozległo się stukanie. Rękojeść młota uderzała w wieko. Rytmicznie. Trzy razy, dwa razy, znów trzy razy. Erik nie spał. Wiedział, że słońce zaszło, jednak jego sługa zdawał się być przewrażliwiony. Po chwili łysy brodacz z tatuażem na twarzy podniósł wieko.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 14-09-2016 o 13:20. |
16-09-2016, 14:23 | #26 |
Reputacja: 1 | Elin, Sighvart Volva po przebudzeniu i ujrzeniu, iż Agvindur wciąż w bezruchu pogrążony, pierw znów po moc swej krwi sięgnęła, by spróbować go ocucić. Wiele nie zdziałała, choć wrażenie miała, iż delikatne drgnięcie wyczuła i… nic więcej. Głowę na piersi jego położyła szepcząc: - Zbudź się… proszę… Ribe Cie potrzebuje… Sigrun Cie potrzebuje… i ja również Agvindurze… Miałeś czekać na mnie… - Spojrzała na niego z miłością i westchnęła ciężko. Nie mogła kolejnej nocy jeno przy nim przesiedzieć, dla niego i dla miasta winna coś działać. Po Thorę posłała wstydząc się jej w oczy spojrzeć i rzekła, iż z karlem Sighvartem pomówić musi. Chciała go już wczoraj prosić o pomoc dla Sigrun ale okazji nie znalazła. Teraz więc należało to uczynić, może przynajmniej tyle zdoła zrobić. Wyszła z langhusu dowiedziawszy się, gdzie karl ugoszczony został i tam swe kroki skierowała. Z Sighvartem w wyjściu się spotkała: - Volvo - rzucił karl na powitanie. - Karlu. - Głową mu skinęła z szacunkiem. - O słowo chciałam prosić. Cofnął się do chaty i kiwnięciem dał znać hirdmanom by ich zostawili. - Rzeknij zatem, z czym przychodzisz. - Z prośbą. Wiem, iż wiele już dla Ribe uczyniliście ale o jeszcze jedną rzecz chciałabym Was prosić. - Spojrzała uważnie na Sighvarta. - O wymazanie z pamięci Sigrun obu porwań. W spojrzeniu karla błysnęła iskra rozbawienia lecz szybką ją przykrył chrząknięciem: - To nie jest decyzja jaką podjąć łatwo można. Jesteś pewna, że to właściwy krok? - W stanie w jakim jest, trwać może lat wiele, lecz jeśli najbardziej bolesne wspomnienia znikną, być może znajdzie w sobie dość siły, by znów na świat spojrzeć. - Jakimiż wspomnieniami mam je zastąpić? Jaką historię wpleść w gwałt przeżyty? - karl wstał spoglądając na volvę. - Nie lepsza pustka w tym miejscu? Przecie i tak usłyszy pewnie, co się wydarzyło, więc po co mętlik w głowie zwiększać. Niech po prostu nie pamięta co się przez te dni działo. - A tobie pustka pomaga? I co jeśli, ona pamięci mieć nie będzie, lecz wśród takich co pamiętać będą lepiej od niej ciągle będzie. Czy szaleństwa to nie wzmocni? Jak Ty byś się volvo czuła będąc jedyną - nacisk na słowo położył - co wydarzeń nie pamięta, a gdzież się nie zwrócisz masz ludzi co Cię znają, miejsca, i rzeczy? Nie uznaję to za dobre rozwiązanie… Pokiwała powoli głową. - Masz rację… ale czy manipulacja nie jest trudniejsza znacznie? Czy dałoby się zmienić wspomnienia tak, by jeno porwanie i potem przetrzymanie gdzieś pamiętała, a później podróż z powrotem do Ribe? Bez szczegółów, jeno, że sama czekała aż decyzje podejmą… Strach po porwaniu ostanie ale nie trauma gwałtu. Karl wzruszył ramionami: - Spróbować mogę, zobaczyć co uda się odczytać i znaleźć, co zmienić. Jeśli ten sam Ciebie pozbawiał wspomnień, wiele nie zdołam uczynić. - Dziękuję. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Być może w jej umyśle nie uczynił dodatkowego spustoszenia… - Dodała z nadzieją. |
16-09-2016, 17:38 | #27 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
17-09-2016, 10:57 | #28 |
Reputacja: 1 | Volund Pogrobiec (następna noc) Obudził się w ciemności otulającej go jak przyjazny, bezpieczny kokon. Ciemność była przyjacielem do tej pory. Ułudne wrażenie przeminęło błyskawicznie, gdy z mroku wysunęły się obrazy: spaczona bestia, skóra oblepiająca twarz berserkera, żywy ogień w żyłach zamieniony w czarne ślady żył znaczących jego piękne ciało. Ból ponownie rozpalił jego ciało. Gangrel chciał ruszyć się, odsunąć od wspomnień tak świeżych i tak fizycznie bolesnych, lecz zaporę napotkał. Przed nim, po bokach, z góry i dołu. Zamknięty jak zwierzę w klatce, co do szaleństwa doprowadzane bólem począł się szarpać, kopać, rzucać całym ciałem. Ciało zareagowało instynktownie. Z dłoni wysunęły się krótkie, ostre kościane pazury, którymi ciąć zaczął to co go wstrzymywało w szaleńczym pragnieniu ucieczki… Obecni w halli służący w popłochu spojrzeli na skrzynię, niemalże podskakującą w kącie. Dwóch niewolników podchodzić zaczęło z wolna, przemawiając jak do dzikiego konia. Przez chwilę się naradzali z cicha. Niepewność biła z ich lic i postawy ciała, podchodzić nie chcieli, ni otwierać skrzyni. Pozostali mieszkańcy longhusu zbili się w gromadkę w przeciwnym kraju halli. Pełne napięcia czekanie wypełniło wnętrze. Jak zasłona czerwieni, ból ku działaniu skłaniający minął. Została pustka, ziejąca bezkresna pustka. Opazurzone dłonie, co żłobiły przed chwilą zastygły od wewnątrz przy wieku skrzyni. Jak ramiona wagi. Z jednej strony, ostateczna śmierć. Z drugiej wieczyste, pełne przemocy życie… i skaza, cierpienie co przebudzenie, żyjący rozkład. Najdłuższą chwilę zeszklone oczy wbite były w drewno.Oblicze Volunda kamiennym było nawet w szale, co też - nie mogli wiedzieć, lecz vargrowie wiedzieli - ku.... wypaczeniu go pchał… Oblicze wykrzywiło się w grymasie gniewu karmionego determinacją. - Nie pozwolę… - taki szept wysyczany usłyszałby ktoś, gdyby ucho do wieka przyłożył. Zamiast tego chwilę później, słudzy usłyszeli pukanie o ścianę skrzyni. Jeszcze wahanie przez kilka szybkich uderzeń serca i w końcu, krok po kroku, niewolni ruszyli by skrzynię odbić dla Volunda zwanego Pogrobcem. Raźnie, nie jak przed dniami, wyłoniły się zwieńczone pazurami dłonie, zamykając na brzegach skrzyni. Na ramionach silnych podźwignął się berserker, wzrokiem wiodąc. - Dziękuję. - rzucił kurtuazyjnie niewolnym, co wieko odbili lecz wzrok jego szukał volvy, którekolwiek imię by w tej chwili nie nosiła, i Freyvinda. - Gdzie jest me rodzeństwo? - zapytał cicho, a w zazwyczaj odległym i sennym wzroku było wyraźne skupienie. - Freyvind, skald z Bjornem obchód Ribe czynią. Volva zaś wyszła by z karlem Sighvartem się rozmówić, panie. - Volund niemalże słyszał raptowne walenie serca służącego. - Setnie się składa… - zauważył - ...i mnie do Sighvarta… Gdyby skald przybył, przekażcie mu, iż z nim mówić chciałem. Lecz nie pilnie. - wstał i do wyjścia już się szykować miał, lecz… wstrzymał się. Wzrok jego ku skrzyni powędrował, a na obliczu pięknym wyrósł grymas. Okiem powiódł, szukając Bjarkiego lub Chlo w halli. Bjarkiego nie było w środku, blond główki Chlo też nie zoczył. Ljubow jeno z parującym dzbanem szła ku części wydzielonej dla jarla. Pogrobiec na to rzucił słudze z pewnym zawahaniem: - Odzienie jakie mi znajdź. - a sam do kowala kroki poczynił, witając gospodarza skinieniem głowy z namaszczeniem, jakie wcześniej okazywał innemu zaklinaczowi metalu. - Wielu poległo w dniach ostatnich. Normalnie wiele to czasu, ale być może dysponujesz kolczugą, która żyjącym się w tej chwili na nic już nie zda. - poczynił aluzję do swego stanu. Służący głową skinął i pognał by przygotować ubranie dla Pogrobca. Kowal zaś odezwał się szacując Volunda uważnym spojrzeniem: - Przymierzyć musiałbyś, mam dwie Twej wielkości… prawie. Może coś da się dopasować… - Spróbujmy. - rzekł, gestem przywoławszy służącego i przyodziewać się zaczynając. Wnet ubrany w prostą, ale pasującą rubę z pomocą kowala dopasował jedną kolczugę, co śmiertelnego nieco by i piła, ale u Volunda dość dopasowana była. - Dziękuję. Niedługo Ribe opuszczać będziemy… Jarlu Bezdroży wspomnij o tym, a nad gościnę udzieloną Ci to wynagrodzi. - z tymi słowy podszedł do skrzyni swej, którą czas cały wzrokiem mierzył. Jeden z mieczów do niej wrzucił, po czym ją poniósł, nie na ramieniu, ale lekko dość przy całej swej krzepie, ludzkiej i nieludzkiej. Rozejrzał się. - Kto najlepiej okolice Ribe zna? - Naszych łowczych starczy spytać. Drogę wskażą lub mapę rozrysują. - rzekła kowalowa żona. - Dziękuję. - ku Ljubow wzrok skierował. Gestem ją zawezwał, by się zbliżyła. Podeszła ocierając dłonie: - Panie? - spojrzała na Volunda podzwaniając złotymi kabłączkami. Lekko się uśmiechnęła choć w oczach strach widać było. Nachylił się blisko ku jej uchu. - Poza miasto idę trumnę złożyć, pomiędzy śmiertelnymi spoczywać nie mogę. Jakby brat mój mnie szukał, rzeknij, że ja go odnajdę, obowiązków jego przerywać nie chcę. Jeno niech tobie powie, gdzie czynić będzie. Kobieta zadrżała z jego bliskości i z zapartych tchem pokiwała głową na zgodę. Pogrobiec raz jeno na jej lico śliczne zerknął, uśmiechając się lekko, po czym bez słowa odszedł i po drodze ku wyjściu z langhausu zgarnął jedynie swą skrzynię. Dookoła domostwa ku części jarlowi przeznaczonej przeszedł. Wartownicy znali go już dobrze z widzenia. - Czy jeden z was odnaleźć może Oddleifa? - zapytał kurtuazyjnie. - Pewnoż. Lecz tu nam trwać na straży jarla. - Odnajdź go proszę, ważne to. Sam cię zastąpię i pola nie oddam, nim go nie przywiedziesz, choćby za lat sto. - odparł berserker, skrzynię stawiając i miecz z niej wyciągając. - Wyraźnie nam kazano… - Wyraźnie kazał wam brat mój, jarla pilnować, a u boku obu w caernie wilkołaków co współwinni napaści za thingu byli. Ważne to i długo nie zajmie. Nie wstępu wszak chcę, a wstępu bronić nakazał Freyvind, czyż nie? Woj otaksował wzrokiem Volunda, który kilkakroć już wstępował i wychodził z budynku i skinął głową. Drugi nawet się nie poruszył, odprowadzając go wzrokiem spod nosalowego hełmu. Pogrobiec w kolczudze własny hełm założył i z klingą nagą przy udzie, choć odziany, dosłownie na miejsce jego poszedł i wartować począł, teraz nie do poznania, gdyby nie drobny gest z bronią. Niewiele czasu minęło, nim hirdman przyprowadził Oddleifa, z którym Volund razem dom Asgera przeczesał by Thorę i Ljubow odnaleźć. Miejsce strażnikowi ustąpił, wychodząc naprzeciw przywiedzionemu. - Krwi mi potrzeba. - zaczął, hełm zdjąwszy. - Znów…? - Oddleifa głos zadrgał nieco. Pamiętał jak sługi dla aftergangera ściągał w noc jego przybycia. - Znów. Oczekiwać mam w tym samym domostwie? Huskarl skinął tylko głową, odchodząc by odnaleźć właściwych niewolnych. Pogrobiec ze skrzynią swą udał się do jednego z domostw na skraju pogorzeliska. Wstąpił w szczerniałe, cudem ocalałe progi, czując wciąż wyraźnie zapach popiołów. Ostawił skrzynię na zewnątrz, na widoku, mecz już schowany na powrót w środku, hełm odłożył na szczyt kamiennej ściany paleniska. Kwadrans może zajął, nim Oddleif w towarzystwie dwóch jeszcze hirdmanów przywiódł ośmioro sług. - Nie potrzebuję tylu. - siedzący obok hełmu afterganger powiedział, widząc wkraczające służki i niewolnych z widną obawą w oczach. - Nie wiem ilu. Poprzednio tylu było ci mało. - odpowiedział Oddleif, gdy wampir już wstał i podszedł pomiędzy przyprowadzone mu ofiary, wybrańców dla rozkoszy i strachu. Zrazu ręką zaczął ich jakby dzielić. - Ten nie. Ta nie. Ta też się nie zda. - rzekł szybko, jakby wprawnym okiem, wykluczając germańskiego sługę wielkiej siły, niewątpliwie ongiś pokonanego, dziewkę chyba z Rusi i nieznanego pochodzenia ale z dalekiego południa przywiedzioną, znad południowego morza. - Zabierzcie ich. Resztę ostawcie ze mną. Gdy Oddleif zabrał dwóch wojów i resztę sług przed domostwo i zainteresował się skrzynią, Pogrobiec wewnątrz każde ze sług ocenił. - Które z was… chce krew swą Einherjar oddać? Jedna z kobiet, dziewcząt po prawdzie, z wyraźnym strachem w młodych oczach, ale i zaciekawieniem i fascynacją wpatrzona była w rzeźbione oblicze. Krok jak sarny poczyniła, dłonie za sobą trzymając. Oczy Volunda jak posąg nieruchomo trwającego na niej się zogniskowały, a na usta jego wystąpił delikatny, złowrogi uśmiech. Gestem zaprosił ją, by jeszcze podeszła. Uczyniła krok kolejny, a on znów ją zawezwał. Gdy stała już tak blisko, że twarze ich dzieliły centymetry, rękę wyciągnął by sznurowanie jej ruby rozsupłać bez zawahania. Nie oblała się rumieńcem, ale oblizała aż wargi, choć nie mogła wiedzieć czego się spodziewać. Pogrobiec z ramienia jej odzienie zsunął delikatnym gestem, po czym nachylił się ku szyi, wargi tuż przy skórze trzymając. Dziewczyna drgnęła i chciała odruchowo coś uczynić, ale wyszeptał jej tylko w ucho: - Nie wierć się… - i znieruchomiała, nagle struchlała. Usta przytknął do skóry i powiódł nimi w poszukiwaniu żyły. Nie było to jak usta kochanka wiodące po ciele by pieścić pocałunkiem… Raczej jak potwór, gotów życia swą ofiarę pozbawić. Delektujący się jej strachem, towarzyszącym ekscytacji. Niewątpliwie krew biegła w jej żyłach szybciej. Wgryzł się nagle i raptownie, odnalazłszy co szukał, a krzyk zdziwienia i raptownego bólu dziewczyny zlał się z jęknięciem przyjemności, która ją zalała. Oczyma jak sarna wiodła po całym suficie. O dziwo przytomna jeszcze, rękoma złapała się na chwilę Pogrobca ale oklapły gdy zasłabła. Byłaby upadła, lecz dłoń o sękatych palcach od tyłu ją złapała - nie objęła - za potylicę, tak że długie palce objęły czaszkę, głowę dziewczyny i ciało jej w ten sposób jak szmacianą lalkę utrzymały. Nie pozwolił jej jeszcze wyrwać się, jeszcze nie był syty. Gdy był, w talii ją chwycił i delikatniej ułożył na ziemi. Oczy jego krwiste były, tak jak strużka w kąciku ust, co dłonią wytarł wnet, patrząc już na kolejnych. Minuty później wyszedł z domostwa, skinąwszy jedynie głową Oddleifowi. Ten wszedł niepewnie by dostrzec z niewolnych troje w słabości i rozkosznym otępieniu jeszcze pod ścianami zalegających i dwoje, mężczyznę i kobietę, co nadmiarowi byli, oczyma przerażonymi wszystko lustrujących. Sam Pogrobiec podniósł swą skrzynię i udał się poszukiwać swego brata. Skald z powrotem w halli kowala był, z Bjoernem się naradzając, gdy Volund wkroczył, zrazu wzrokiem go odnajdując. Za plecami jego widać było skrzynię, w halli wcześniej tajemniczo nieobecną, którą ewidentnie po Ribe nosił ze sobą, teraz na zewnątrz zostawił. Ku Ljubow zerknął przelotnie, kroki ku Freyvindowi czyniąc i słowa poprzedniego wieczora powtarzając. - Szukałem cię. - Chwała Asom i Vanom, znalazłeś - uśmiechnął się lekko skald. - Wiele czasu ci nie zajmę. Wiedzieć chciałem, kiedy przewidujesz wyruszenie, lub ile obowiązków na tę noc, nim z Sighvartem porozmawiasz. Mam plan jeden, jak zrazu w związku z Leiknarem poczynić… jeno z karlem i siostrą naszą krótko pomówić chciałem. - Obowiązków mniej, czasu znajdę sporo - kiwnął głowa Bjornowi, bo kończyli już gdy Volund powrócił. - Właśnie myślałem o tym, by z Sighvartem słowo zamienić czy ostanie. Zdradzisz mi choć zarys planu? Ciekawość chwyta. - Być może nic to. Zależy wiele, czy jak Elin była przez Leiknara wezwana, jak Słoneczko we Wróżbie widziała… wywróżyć gdzie on, lub dać się wezwać i nas rychło zaprowadzić może. Lecz jeśli wnet ruszać planujesz… dziś w nocy, to zapewne tego nie ziścimy. - odparł - W każdym razie zasięgnąć języka jej i karla chcę, czego się wystrzegać, jak byśmy już napotkać go mieli. Wieszczka w tym czasie również do langhusu powróciła chcąc sprawdzić co z jarlem się dzieje i na obu aftergangerów tam trafiła. Uśmiechnęła się do nich łagodnie. Sighvart kroczył obok z zadumą na twarzy. - A oto i siostra nasza. Właśnie Freyvindowi rzekłem, że chciałem z tobą i karlem pomówić, czego się wystrzegać gdy Leiknara napotkamy. - Korzystne to, bo i ja z Tobą Sighvarcie chciałem zamienic słowo czy dwa - Frey kiwnął karlowi głową. - Zatem wszyscyśmy na miejscu jesteśmy. - Stwierdziła spokojnie i z lekkim smutkiem, gdyż wiedziała już, że Agvindur dalej uśpiony, wszak bracia zaraz, by coś powiedzieli. Karl obu skinął głową na powitanie. - Co z jarlem Elin? - spytał skald dowodząc, że nie tylko w myślach czytać nie umie, ale z czytaniem w twarzy radzi sobie średnio. Pokręciła głową. - Była niewielka reakcja… ale jeszcze nie wstał, chyba żem coś przegapiła. - Spojrzała w stronę izdebki. - Zatem, karlu. By czasu szczędzić… być może opowiedziałbyś. - uśmiechnął się krzywo, ale rozbrajająco szczerze. Nigdy afterganger nie oczekiwałby, że drugi zdradzi mu jak przed swymi darami krwi się bronić… lecz każdy szczegół mógł pomóc przeciw Leiknarowi, po stronie którego stał wiek - A później ja siostrę naszą porwę, i ostawię was z Jarlem Bezdroży, abyście omówili kwestie, do których głowy mi nie sta. Elin, gdy berserker mówił, przyglądała mu się swym błękitnym okiem z mieszaniną troski i smutku. Karl Sighvart widać więcej za ważkie uważał obmówić przyszłość Ribe, bo zaczął o tym rozmowę ze skaldem miast o Leiknarze prawić. - Widzę, że zły to czas dla mnie. Zostawimy was teraz. - powiedział Pogrobiec do Freyvinda i Sighvarta, ku Elin podchodząc. - Pójdź ze mną proszę… Nie przeszkadzajmy im. Wiedząca głową karlowi i skaldowi skinęła opuszczając główną hale w towarzystwie swego drugiego krwi brata. |
18-09-2016, 15:26 | #29 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
18-09-2016, 16:22 | #30 |
Reputacja: 1 | Elin, Volund Gdy wychodzili, Pogrobiec skrzynię swą co za miasto później zabrać pragnął znów jął pod ramię, noc całą z nią wędrując. Jak przyszło im jednak do pomieszczenia za langhausem przyjść, po prostu zabrał ją ze sobą, stawiając pod ścianą z dala od Agvindura. - Pomówić chciałem. O Leiknarze. O klątwach co jak twoja rzucić może, i nie tylko. - Wiesz, że niewiele powiedzieć Ci mogę, bo nie pamiętam. - Odezwała się ze smutkiem. - Uczucia potrafię wzmocnić, nie decyduję które. On silniejszy, nie wiem jak bardzo zdolny manipulować nimi. - W porządku. - wsparł się w biodrach, wzrokiem bacząc skrzynię i drzwi do pomieszczenia. Odwrócił się, by Elin prosto w oczy pojrzeć. - Z Helleven mówiłem. Ona więcej o Leiknarze wie… Również jego śmierci pragnie, choć z przyczyn innych niż ty. - Śmierci? - W błękitnym oku zaskoczenie się pojawiło. - Ja… - Pokręciła powoli głową. - Nie myślałam o tym w ten sposób. - Przygryzła nerwowo wargę zdając sobie sprawę, że to przecież pewnie jedyne wyjście, by się od niego uwolnić ale… jakoś nie przeszło jej nawet przez myśl. Podszedł ku siostrze powoli. - Ona pragnie wolności i sprawiedliwości. Ty pragniesz… by przerwał udrękę nieść wszystkiemu, na co twe oko kiedykolwiek pojrzało, jeśli nie pierwej końca udręki, którą on chce Ci przynieść. To jedno i to samo. Rzeknij… - wyciągnął dłoń ku jej ręce - ...że pragniesz jego śmierci. Podała mu swą dłoń i usta otworzyła, by coś rzecz ale pozostała milcząca. W jedynym oku Pogrobiec mógł dostrzec wewnętrzną walkę jaką ze sobą jego siostra w tej chwili toczyła. Patrzył na nią intensywnie, w niemym wyczekiwaniu. Wzburzywszy ją, czekał, jakie plony to da… wbrew sobie, wbrew swej adoracji dla niewinności volvy. Jak gdyby szukał sobie sposobności sam… ....by do volvy się zniechęcić. Czekał cierpliwie, i choć emocje jego tak dziwne w tej chwili w oczach były wypisane, czy słowa jego nie były prawdziwe? Kobieta głową pokręciła wzrok zawstydzona spuszczając. - Wiem, że tak należy uczynić… ale nie mogę powiedzieć, bym jego śmierci pragnęła… - Powiedziała cicho sama sobą… rozczarowana? Dłoń blada, sękata i do mordu nawykła nadspodziewanie delikatnie i czule włosy jej przeczesała, pusty oczodół nakrywając. - Gdy Szalony Jarl, który czynić mi krwawe orły czasem na żyjących jeszcze, który wieszał za najmniejsze przewinienie często tylko jemu widziane, który kazał broń odbierać wojownikom i śmierć zadawać by nie zaszli do Valhalli…. gdy Ogni zakończył żywot, również zdałem sobie sprawę, że nie cieszy mnie jego śmierć. Wiesz dlaczegóż? Uniosła głowę zaskoczona i gestem, i słowami brata swego. - Dlaczego? - Wyszeptała. - Ponieważ nie jestem lepszy. - wyszeptał, rękę od jej twarzy odbierając, jak gdyby niegodny był, a w oczach berserkera nieustraszonego ślad jeszcze strachu, ale i winy miesięcy wcale dawnych widać było. - Nie prawda. - Wyrwało się jej nagle. - Ty ciągle czujesz i cenę płacisz straszliwą… - Czuję… więcej niż. Możesz sobie wyobrazić. - oblicze zazwyczaj kamienne emocjami przez chwilę rozedgrane przybrało słaby uśmiech co zionął z dawna pogrzebaną rozpaczą. Kolejne jego słowa, o dziwo, wcale nie brzmiały jakby zmienił temat. - Czy w sposób jakikolwiek, myśli swe, intencje, Leiknarowi przekazać możesz? Wywróżyć gdzie on… zawezwać go lub dać zawezwać sie… Przez krew wspólną zjednoczyć. Wiedziała, widział to w jej spojrzeniu, że wiedziała o bólu jego i samotności. Nie kontynuowała jednak, skoro on nie podjął tematu. - Wywróżyć powinnam być w stanie… Nie wiem, wezwać lub myśli przekazać, a nawet jeśli, na ile to bezpieczne, skoro Styggr z takim przekonaniem pragnął zerwać ten jedyny kontakt jaki z nim miałam. - Zawahała się na moment. - Ale spróbować mogę. - A w wizji mu objawić? A co, gdy on wróży cały czas ciebie szukając, a ty zarazem szukałabyś jego? - Nie umiem wizji na kogoś sprowadzić. - Pokręciła powoli głową. - Gdybyśmy nawzajem się szukali… Być może dostrzeglibyśmy się… Wieszcz Úlfheðinn wiedział o mnie, choć jeno w wizji ich widziałam… Być może Leiknar również, to potrafi. - I jedno, i drugie jedynym co możem, nim wyruszymy… Spróbowałabyś? - zapytał, o dziwo nie kamienny na powrót. Lecz jakiś chłód z głebi Pogrobca, jak gdyby próbujący pożreć czasem uciekające strzępki ludzkich uczuć, sugerował coś dalece bardziej złożonego, niż Widząca widziała. - Teraz? Zabolała taka reakcja Volunda ale niczego innego też się nie spodziewała. Skinęła powoli głową. - Tylko sama bym ostać musiała. - Powiedziała cicho. - Jakbym zbyt długo nie wołała, wejdź i sprawdź co się dzieje. - Chciałbym być tu. Czy na pewno to niemożliwe? - wyraźny niepokój zabrzmiał w słowach Pogrobca. - Utrudnić koncentrację może. - Stwierdziła spokojnie i pojrzała na niego. - Zostań, zobaczymy. - Mimo wszystko obecność brata krwi obok, gdy będzie próbowała znaleźć swego Stwórcę wydawała się kojącą i przez to nie umiała mu odmówić. - Jeśli cokolwiek poczujesz złego… coś twego umysłu tykającego… przerwij. - nakazał Volund stanowczo - Nie chcę, by jak Asgera… - nie dokończył nawet myśli, gdy głos mu się załamał na imieniu na myśl o volvie we władzy Leiknara. Skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie. - Nie zamierzam pozwolić dać mu się złapać. - Odparła spokojnie. “Nie w ten sposób.” Dodała w myślach. - Widziałem raz.... jak Szalony Jarl odległej volvie tak czyni. - odparł grobowo. Ufał volvie, lecz widać po nim było zalęknienie. Spojrzała na berserkera uważnie i kiwnęła powoli głową. Czyli to było możliwe… A tutaj mieli do czynienia z z tą samą krwią. Elin poczuła wyzwanie, jeśli przyjdzie do niego, to na jej warunkach. W żadnym innym wypadku. Volund mógł determinację w jej oku dostrzec. - Będę uważać. - Rzekła i po nóż na stole leżący sięgnęła i do drugiego kąta izby poszła, gdzie przyklękła na ziemi. - Elin. - przywołał jej atencję tonem, świadczącym, że ostatnie to jego słowa nim zacznie. Klarownym. Uniosła błękitne spojrzenie na niego. - To ważne. - powiedział tylko, ale z dogłębnym znaczeniem. O wieszczbie. W oczach, jak nieraz już, widniały mu skrystalizowane działania z jasnością jak gdyby jemu samemu bogowie wróżbę zesłali. Uśmiechnęła się tylko do niego, tym swoim delikatnym uśmiechem i wzrok na sakiewce odpiętej od paska skupiła rozpoczynając cichy monotonny zaśpiew. Potrząsnęła sakiewką, odłożyła na podołek i rękę nacięła nożem, by włożyć ją potem do woreczka i runy wymieszać. - Na krew i poprzez krew… - Oczy zamknęła przywołując w pamięci obraz męża z jej wizji i pozwalając znów rozbrzmieć słowom “min eneste skat”. Głos jej zabrzmiał pewnie i mocno, choć gdyby żyła serce waliłoby jej jak oszalałe. Deyr fé, deyja frændr, deyr sjalfr it sama, en orðstirr deyr aldregi, hveim er sér góðan getr. - Gdzie jesteś mój miły… - Cichy kuszący szept. Deyr fé, deyja frændr, deyr sjalfr it sama, ek veit einn, at aldrei deyr: dómr um dauðan hvern. - Gdzie… - Runy wysypały się na klepisko a volva ku nim nachyliła. Zobaczyła łódź z paszczą wilka płynącą powoli na wodzie. Usłyszała cichy plusk gdy wiosła zanurzały się w ciemnych odmętach. W łodzi zaś czwórka za wiosłami z wysiłkiem pracująca. I postać co z wizji wychodziła ku niej na rufie. Westchnęła cichutko wychodząc z wizji i patrząc się ciągle w kości przez dłuższą chwilę. W końcu ponownie chwyciła sztylet i zaczęła ryć strzałki we wszystkich kierunkach, mając nadzieję że runy wskażą jej konkretny kierunek. Była trochę zawiedziona ale i odczuwała ulgę, spodziewała się, że ciągle jest w Ribe. Znaleźć go poza miastem będzie znacznie trudniej. Ujrzeć go na żywo… Przerażało ją to i pragnęła tego. W końcu gdy skończyła rycie wzięła jedną z run - Tiwaz i ponownie powtarzając zaklęcie: Deyr fé, deyja frændr, deyr sjalfr it sama, en orðstirr deyr aldregi, hveim er sér góðan getr. Przywołała obraz Leiknara w łodzi Deyr fé, deyja frændr, deyr sjalfr it sama, ek veit einn, at aldrei deyr: dómr um dauðan hvern - Gdzie jesteś… - Szepnęła pochylając się tak, że włosy ukryły jej twarz przed Volundem. - Przyjdę do Ciebie… i rzuciła kością nad rysunkiem. Tym razem wizji nie miała jeno runa padła na strzałkę co na północ wskazywała z leciuśkim przechyłem ku wschodowi. Spojrzała na Pogrobca. - Na łodzi jest ze swymi ludźmi. - Rzekła. - Płyną gdzieś… a runy wskazują… - Przechyliła lekko głowę odczytując jeszcze raz strzałki. - Północ z nieznacznym wskazaniem na wschód… - Pokazała na swój rysunek. Pogrobiec jednak nieruchomo stał i na nią patrzył, tajemniczo i bez słowa. - Volundzie? - Zapytała niepewna co sądzić o jego reakcji. W końcu oczy same bladolicego zawędrowały na szkic. Patrzył nań z góry. - Istotnie. - zgodził się w końcu. - Myślałam, że w mieście ostał… - Westchnęła cicho. - Tak, trudno go będzie znaleźć. Wodą szybciej przemieszczać się może. - Wiadomym było, że w mieście go nie ma. Lecz teraz faktycznie jest poza naszym zasięgiem. - chwilę jeszcze z rozczarowaniem patrzył na wskaz - Cieszyć cię winno jednak, że zdaje się nie czekać aż Ribe ostawione będzie. Może to jego szaleństwo. Może zaś napotkać cię pragnie gdzie indziej. - mówił do niej, choć volva mogłaby przysiąc patrząc mu w oczy, że sam bardziej słucha swoich słów niż je wypowiada. - Może różdżkę sporządzę… - Zaczęła mówić po chwili ciszy, w której przełykała własną klęskę. - i sprawdzać co jakiś czas będę, gdzie się znajduje… Odmiennie niż przed minutami, zimne, puste oczy zetknęły się ze spojrzeniem Elin, co tylko nieobecny uśmiech przywołało na twarz Pogrobca. - Może tak będzie najlepiej. Wybacz mi… zbyt wiele twego czasu skradłem. Pokręciła głową wstając. - To ja Twój czas straciłam… A i o jeszcze jednej rzeczy pewnikiem chcesz mówić. I o Ciebie runy pytałam… - Pewność na chwilę zniknęła z jej głosu mając żywo ciągle przed sobą jak słabo sobie niekiedy radzi z własnymi zdolnościami. - Ujrzałam coś co wskazówką być może. Jeśli pragniesz usłyszeć… - Spojrzała na swego brata krwi. Zatrzymała go w pół kroku, gdy zwracał się już wyjść. - Nie sposób stracić czasu berserkera, brat nasz ważne kwestie w Ribe czyni. Mnie jedynie oczekiwać i oczekiwać, lata całe. Aż nadejdzie czas pozbawić kogoś żywota, co przesłoni mi choć na krótkie chwile nicość nocy. - odparł z mieszanką drobnego poirytowania, chyba fiaskiem w odnalezieniu… Leiknara, co ewidentnie przez Volunda tak był postrzegany. Słowa jednak wypowiadane były mimo słów volvy o wróżbie, jak gdyby mając je umniejszyć, równie bardzo co odpowiedzieć na zbyt często przepraszającą volvę. Chwilę milczał, a w oczach błyszczał mu wstyd, lecz nie z powodu tego, że pomocy potrzebował… - Opowiedzieć mi możesz… wszystko co ujrzałaś? - zapytał, gdy oczy zeszklone obniżyły pułap, zagubione w innym miejscu. Milczała przez chwilę zastanawiając się czy to dobry pomysł, w końcu jednak skinęła głową i oparła się o stół przymykając jedyne oko i wizję z pamięci przed sobą rozwinęła. - Widziałam Ciebie walczącego z uśmiechem na ustach… - Zaczyna mówić monotonnym głosem otwierając błękitne oko. - Pokonującego jednego, drugiego… wielu, wielu przeciwników. Gdy w końcu sam ostałeś na placu boju pokryty posoką pokonanych… Ich krew poczęła wsiąkać w Ciebie i dym z Twej skóry się wydobywał jakby Cie to paliło…- Gangrel mógł odnieść wrażenie, że wieszczka coś przemilczała. - Potem znów walczyłeś lecz już bez śmiechu, a ciało Twe zmieniało się, odpadało, Twa uroda przemijała… by znów wszystkie rany się zasklepiły kosztem ogromnym… Ty jednak walczysz nadal a na Twym ciele i wokół niego duszki niczym małe drzewka żerować zaczynają. Szarpią, gryzą, aż udaje im się rozerwać Cie na pół… Z górnej części jednak wychodzisz… nowy… inny... ten sam… Najdrobniejszy z uśmiechów wypełzł na piękną twarz Pogrobca, w sposób jakoś szalenie odrażający. - Kolejna walka… I znów Cie rozrywają lecz szybciej znaczniej i znów pojawiasz się nowy… - Na twarzy volvy smutek wielki gości. - I jeszcze jedna, i kolejna… - Pokręciła głową powoli. - Na końcu w rzece stałeś w białej przepasce i jakiś mąż Cie w niej zanurzał. - Zamilkła przypatrując mu się łagodnie. Na ostatnie zdanie uśmiech zniknął z oblicza Volunda, zastąpiony subtelnym grymasem. Czego dokładnie, ciężko stwierdzić, ale nie był zadowolony. - Palenie, tak… gdy prawie do cna wypiłem juchę ze splugawionego obrońcy caernu, gdy w chwili ostatniej sięgły mnie jego kły byłoby to jak gdyby krew jego, całkiem mnie wypełniająca zagotowała się w mych żyłach i wygotowała. Do teraz czuję to, ilekroć się budzę. - zastanowił się, bez przesadnych emocji w głosie. - Co wszystko to w twej opinii znaczy, służko bogów? - zapytał… choć ton świadczył, jak gdyby on sam rozumiał w dużej mierze przepowiednię. Było to mniej dziwne, gdy pamiętać uwagi jego do przepowiedni co Elin poczyniła, gdy o śmierci Sigrun twierdziła. Lecz choć zdawał się być w stanie zinterpretować widzenie, zależało mu na słowach volvy... - To co się z Tobą dzieje nie jest jedynie wynikiem tego, iż z plugawego piłeś… - Zaczęła powoli z namysłem, ostrożniejsza znacznie. - To się zaczęło już wcześniej… Szał Twój sprowadza na Ciebie cierpienie… To co wydarzyło się w caernie wszystko przyspieszyło, spotęgowało i siły natury przeciw Tobie obróciło. Będziesz cierpiał, rozpadał się i powracał do swojej postaci…. i tak w nieskończoność… dopóki się nie poddasz bądź nie znajdziesz lekarstwa… A wszystko wskazuje na to, iż jest nim rytuał w wodzie, rzece… przez męża przeprowadzony. - Zmarszczyła brwi jakby niezadowolona, że nie może sama go przeprowadzić i westchnęła cicho spoglądając z troską ponownie na swego brata krwi. - Nie wiem jak ból Twój zmniejszyć dopóki nie znajdziemy tego, kto rytuał może przeprowadzić… - Powiedziała z głębokim smutkiem w głosie i spuściła wzrok. - To nie rytuał, tylko chrzest. - wyjaśnił nieobecnym głosem Pogrobiec. Spojrzała na niego kompletnie zaskoczona. - Chrzest? Co to jest chrzest? Wiesz jak to wykonać? - To nie rytuał. To namaszczenie, którym krześcijany przyjmują tych, co zacząć poczęli w Jedynego, pomiędzy siebie. - zmrużył oczy - Sposób w jaki twierdzą, że czyni się, by się kto pojawił w oczach ich boga. Nie znam szczegółów. Wiem jednak, że wszyscy oni czynią tak najprędzej jak zdołają, raz jeden w życiu. W oku Elin przerażenie się pojawiło. - Wyznawcy Chrysta? - Szepnęła. - Uratować Cie może jakiś obrzęd krystian… - Pokręciła powoli głową. - Nie jakiś obrzęd. - wszedł jej w słowo - Obrzęd stania się krześcijanem. Baptismus. - Ale to wtedy rozsierdzisz naszych Bogów… - Gdyby mogła volva zrobiłaby się jeszcze bielsza na twarzy. Chciałaby mu powiedzieć, że nie może zrobić czegoś takiego… ale czuła część jego bólu i ust nie otworzyła ponownie. Kości przemówiły… Jedyne lekarstwo… Pokręciła ponownie z niedowierzaniem głową. Volund był dziwnie spokojny. - Dlategoż to… myślę… gdyż daemon ichni, a rzeką, że tylko wiara w Zachłannego przed sługami antychrysta ocalić może. A wilk, nawet jeśli naszym dziełem… oswobodzon przez demona. - zastanawiał się rozsądnie, na głos. Przepiękne oblicze zwróciło się wprost ku volvie, oczy w nią wpatrzone były prawie, jak gdy ona sama na wskroś innych ducha ujrzeć potrafiła. - Co powinienem uczynić, volvo? - zapytał spokojnym tonem, tytuł na końcu zdania dorzucił zdało się, jak gdyby podkreślić chciał, że to była jej wieszczba… jej interpretacja. Ona rzec winna, co należy uczynić. Prawie całkiem czarne oczy bardzo uważnie lustrowały jej twarz. - Nie mogę Ci rzec, zrób tak, a tak… - Zaczęła cicho, łagodnie. - Ja możliwości pokazuję, ten kto przepowiednię słyszy decyduje, gdyż to jego żywota dotyczy… - Zagryzła wargi. - Chciałabym uleczenia dla Ciebie ale cena… - W porządku. - przerwał jej, zwalniając od ciężaru odpowiedzi... - Co powinienem uczynić… Elin? Westchnęła bezgłośnie i podeszła do niego patrząc mu w oczy. - Jeśli to jedyne lekarstwo… zrób tak… - Powiedziała łagodnie. - Nie chcę byś tak cierpiał… ale co będzie jak Bogowie się od Ciebie odwrócą… Boję się o Ciebie, Volundzie. Żadna z możliwości nie jest dobra bądź łatwa… Żadna… - Uczuć nawet kryć na twarzy nie próbowała. Pogrobiec mógł z łatwością zorientować się, iż wieszczka mówi od serca teraz, że chciałaby by został uleczony ale przeraża ją myśl, iż mógłby ich Bogów porzucić. Nie wiedziała zupełnie co mu doradzić. - Zawsze byli przeciw mnie. - odparł jej z cierpkim uśmiechem. - Ale przecież…. jesteś kim jesteś… Nie byłoby nas, gdyby nie Oni… - Rzeknij mi, czy bardziej nie mogłaś znieść Sol, czy bardziej radość ci daje picie krwi żywych? - zapytał spokojnie. Twarz miał bez wyrazu. Odwróciła głowę od niego zawstydzona. - Nie daje w ogóle… - Wymamrotała. - A gdybyś wybór miała… śmiertelną znów być. Zostałabyś? - zapytał, o wiele już łagodniej. - Nie wiem kim byłam zanim dar otrzymałam. - Uśmiechnęła się krzywo. - Chciałabym, choć obawiałabym się kim będę. - Nie musisz się obawiać, albowiem nawet chrzest nie wróci życia umarłym. - stwierdził słodko-gorzko. - Nie ma powrotu. Dla niektórych... nie ma wyboru. Zaśmiała się gorzko. - Wiem, że nikt mi życia nie zwróci jeno pytanie czy tamto życie byłoby czymś czego bym chciała. Tutaj, teraz coś zdziałać mogę… - Spoważniała i na jarla spojrzała. - Choć cena wielka i mało ciągle robię. Pogrobiec przekrzywił głowę nieco, obchodząc ją i przez drzwi wyglądając. - To dla nas różne. Dla mnie… cena drobną się zdaje. Jedynie Sol jakby nas zniszczyć pragnie nienawistnie… Co trudnym czyni wiele rzeczy. Ribe całe dostosuje się ku nam za pogrzebu poległych, nocą, nie pod okiem Sol obrząd czyniąc. Pokiwała powoli głową przyglądając mu się uważnie. - A Ty? Pragnąłeś takim zostać? - Zapytała cicho. Ściągnęła natychmiast uwagę aftergangera. - Odkąd młodszy jak Jorik byłem, zdawało się pewne, że zostanę… i zdołałem przed tym uciec. - podkreślił ostatnie słowo - Lecz później, było mi to konieczne… - znów wyjrzał w noc na zewnątrz - Wciąż jest… - wyszeptał do siebie, lecz dokończył już volvie: - I nie żałuję. Skinęła głową jeno delikatnie i na jarla pojrzała ze smutkiem. - Do brata winniśmy chyba wracać… - Stwierdziła widząc jak Pogrobiec zerka na zewnątrz. - Volundzie… - Stwierdziła nagle. - Jakąkolwiek decyzję podejmiesz… - Spojrzała na niego chcąc spojrzenie jego złapać. Nie udało jej się. - Wstrzymaj się. - przerwał jej, oparty o framugę dłonią, czas cały w noc patrząc - Nie zdradzaj, przez smak mej krwi, bogów, którym całe życie służysz. - pomimo miękkiego, łagodnego tonu, jak głos drugi z rzadka przez berserkera używany, wybrzmiewały słowa jakąś głęboką goryczą. - Nie zdradzę ich. - Rzekła spokojnie. - Ale i od Ciebie się nie odwrócę. - Odwrócisz. - powiedział spokojnie i bez złych emocji, raczej jak by stwierdzał, że za godzin kilka wstanie słońce. - Dlaczego tak uważasz? - Elin przypomniała sobie, gdy nad jeziorem wspominał, iż znienawidzi go kiedyś. - Dlaczego z takim uporem odmawiasz sobie prawa do tego, by ktoś się o Ciebie martwił? Milczał długą chwilę. Być może odwrócony był, by volva nic nie mogła wyczytać z jego oblicza. Mimochodem afterganger wolną dłonią zsunął jakiś drobny płat skóry ciała z twarzy, jak gdyby całkiem już przywykł do stanu, jaki trwał od zajść w caernie. - Nas nie czeka pożegnanie, takie jak ich. - zmienił po prostu temat, mówiąc o pogrzebie, który nadejdzie. Ciężko było stwierdzić, czy meandrujący Pogrobiec do czegoś zmierza. - Nie. - Przyznała mu rację. - Nas nie… ale im możemy wyprawić godne pożegnanie. Powinnam się tym zająć. - Dodała przenosząc wzrok na Agvindura. - Pomogę ci, na pewno z umarłymi. - stwierdził - Pod pieczą… na wschodzie, wśród Bizantów nauczono mnie, jak postępować z umarłymi… - poprawił się szybko, a głos zrobił się odległy jak przy wspomnieniach - Nieraz już przełożyłem to na wyprawienie hirdmanów, huskarlów, berserkerów, starców, kobiet, dzieci. Z nich zostaje coś więcej, aniżeli pył rozwiany przez wiatr. - Pomoc zawsze się przyda. - Uśmiechnęła się łagodnie. Usłyszeli jak drzwi sie otwierają i do pomieszczenia wszedł Freyvind trzymając ręce za sobą. Zajrzał sprawdzając czy Elin i Volund tu… - Jesteście - rzekł. Nie wchodził na razie stojąc w wejściu. - Jak z Agvindurem? W lewej ręce, widocznej miał jakiś woreczek. Volva ze smutkiem pokręciła głową. - Dalej nic… Leiknara próbowałam odnaleźć. Lecz wiem jedynie tyle, że na łodzi płynie gdzieś… na północ. Skald pokiwał smutno głową. Wieści złe, nie takich upatrywał. Wyciągnął dłoń podając Elin woreczek. Spojrzała pytająco na Freyvinda przyjmując woreczek. - Cóż to takiego? - Spytała. - Zajrzyj, weź. Zaintrygowana rozsznurowała woreczek i zerknęła do środka i ujrzała jakieś nieznane jej owoce. Wzięła jeden i obejrzała go uważnie, po czym spojrzała zdziwionym wzrokiem na Lenartssona. - Dziękuję… - Rzekła niepewnie. - sigrun - Pogrobiec poruszył bezgłośnie ustami, dłonią cały czas opierający się o framugę. Skald pokiwał głową i pociągnął za łańcuszek jaki skrywał w drugiej dłoni trzymanej za plecami. Pochylił się i wziął małpkę na rękę, po czym posadził ją na ramieniu Elin. Zwierzak nie był cierpliwy. zobaczył daktyla… Frey tymczasem powoli zwrócił głowę ku Volundowi jakby chciał by ten powtórzył co właśnie powiedział. - sigrun - usta Pogrobca znów poruszyły się całkiem bezdźwięcznie, i choć przed sobą miał Freyvinda, nie widział go wcale. Volva tymczasem zamarła, żeby nie spłoszyć zwierzątka, które rzuciło się do jej dłoni trzymającej daktyla. Wyrwało zaskoczonej kobiecie owoc i zaczęło z zadowoleniem pałaszować wróciwszy na jej ramię. Małpka była śliczna i Elin wpatrywała się w nią jak urzeczona. - Prezent dla Ciebie Elin, jest Twoja - skald wcisnął volvie łańcuszek w drugą rękę. - Coś nie tak z Sigrun? - odwrócił się do Pogrobca usłyszawszy w końcu wyraźniej co ten szeptał cicho. Volund spojrzał na niego jak gdyby cały czas rozmawiali, pominąwszy zupełnie moment w którym skald się zjawił. - Nie możemy sprowadzić Sigrun ni Agvindura z powrotem do świata, lecz może oni się wzajem mogą… jako rodzina. Volva jakby nieobecna pokiwała głową na oświadczenie skalda ciągle wpatrzona w stworzonko ale potem imię Sigrun przywróciło ją do ponurej rzeczywistości. - Coś się stało z Sigrun? - Przestraszona spojrzała na swych braci krwi, a gdy usłyszała o pomyśle Pogrobca pokiwała powoli głową. - Może… może to się uda… - Zerknęła na małpkę i na Freyvinda. - Dziękuję… - Posłała mu delikatny uśmiech. - Pójdę po Sigrun. - Rzekła i od razu wyszła z pomieszczenia kierując się na poddasze. |