Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-06-2009, 20:32   #101
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Mallory beznamiętnie obserwował przekraczających przejście dla pieszych zwykłych ludzi ... właśnie zwykłych ludzi. Gdyby jeszcze kilkanaście dni temu zobaczył Johna, zrzuciłby to na karb podobieństwa czy sfingowanej śmierci. Jednak paręnaście dni temu wydarzenia z dżungli Kolumbii, były tylko złym wspomnieniem. Czasami wydawały się koszmarem wywołanym tamtymi wszystkimi zdarzeniami, halucynacją, która przecież mogła się zdarzyć. Tyle razy to sobie tłumaczył, tyle razy odgrywał tą scenę w swojej głowie.

Potem przyszły wydarzenia w Iraku. Wtedy zaczął myśleć, że coś chce go dopaść. Później oczywiście słowo coś, zastąpiło inne, bardziej logiczne i wydawałoby się odpowiedniejsze "ktoś". Prawda była jedna inna. Nie mógł sobie teraz pozwolić na żadne błędy. Posiadł wiedzę, której zwykły człowiek nie powinien znać. "Poznasz prawdę, a prawda cię wyzwoli" po raz kolejny powtórzył motto CIA, swojego dawnego pracodawcy. Mieli rację, chociaż nawet nie wiedzieli. Prawda go wyzwoliła ... wyzwoliła go z tego małego zamkniętego, racjonalnego świata w jakim żył do tej pory. I kiedy zobaczył twarz zmarłego towarzysza broni, wiedział jedno ... musiał dziać. Świat był dużo bardziej skomplikowany niż myślał wcześniej i teraz potrzebował każdego kontaktu. Wszystkiego co mogłoby pomóc mu przeżyć w tej nowej rzeczywistości, wszystkiego, co mogłoby pomóc mu walczyć ... i wygrywać. Stevard mógłby być tym czymś.

Z piskiem opon zawrócił swój samochód i szybko zaparkował niedaleko hotelu. Wysiadł zamykając drzwi i spokojnym, acz zdecydowanym krokiem podszedł do boya. Z portfela wprawnym ruchem wyjął banknoty Euro, stanął plecami do wejścia do hotelu

-Dzień dobry. Mam nadzieję, że jest pan fanem architektury? - zapytał dziennikarz pokazując mu tył banknotu. -Bo mam ochotę trochę jej rozdać, tylko za parę odpowiedzi -

Chłopaczek popatrzył na niego chciwym wzrokiem, rozejrzał się czy ktoś go nie obserwuje i skinął głową

-Wal pan -

-Jak nazywa się facet, który przed chwilą odjechał sprzed hotelu - pytania zadawał najbardziej normalnym tonem głosu, ot przyjacielska pogawędka. Nie robimy tutaj nic podejrzanego, nikt nie musi się tym zainteresować, a ty chłopaczku nie masz się niczym przejmować. Ty masz tylko skasować trochę kasy za kilka odpowiedzi

- To Timothy Jamesson, przynajmniej tak się melduje - odpowiedział uśmiechnięty boy, gdy David dodał kolejny banknot do zapłaty

- A w którym pokoju mieszka? - zapytał dziennikarz słysząc pierwszą odpowiedź i ciesząc się w duchu, z takiego obrotu spraw. Skoro spędzał tutaj czas, mógł go podejść ... przynajmniej teoretycznie

-Zawsze w 316 -

Kolejne pytanie, które naprowadziło Davida na pewne kwestie. Boy nieświadomie zdradzał mu sporo informacji, w tych zdawkowych zdaniach, jednak w końcu on był kiedyś szpiegiem, a ten chłopaczek nie miał żadnego przeszkolenia. Takich ludzi łatwo było podejść, szczególnie że nie zdawali sobie sprawy, ze swojej prawdziwej wartości. A często byli kopalnią złota.

-A jak często się tutaj pojawia?-

-Co jakieś 2, 4 miesiące przyjeżdża na od 3 do 7 dni - A to znaczyło, że musiał tutaj załatwiać jakieś w miarę stałe interesy. Ciekawe co to było? Ciężko było powiedzieć, a boy tego raczej nie wiedział i nie było sensu o to pytać.

- A wiesz coś o jego zajęciach, jakimś hobby ?-

-W zasadzie nie, wie pan dobre ubrania, szybkie samochody, czasem piękne kobiety. Pewnie to jakiś biznesmen w delegacji, wie pan urwał się z domu i trochę szalej. A Hobby? Nie raczej żadnego nie ma, przynajmniej żadnego bardzo widocznego. Korzysta z hotelowej siłowni i SPA. Choć czasami dostarczają mu bilety do kina, teatru, galerii... - W tym mniej więcej momencie w drzwiach pojawił się ktoś z obsługi hotelu, a Mallory szybkim ruchem wsadził boyowi pieniądze do kieszeni. Nikt nie mógł tego zauważyć, lata wprawy.

-Czy mogę w czymś pomóc?-

-W zasadzie tak- odpowiedział dziennikarz i ruszył do hotelu wyprzedzając człowieczka. Od razu udał się do kontuaru

-Chcę zostawić wiadomość dla osoby zamieszkującej w tym hotelu. Czy mogę skorzystać z waszego wi-fi i drukarki?-

-Ah tak oczywiście, za drobną opłatą -

Były szpieg uśmiechnął się szeroko. Uwielbiał takie osoby, biznes jest biznes, a dopóki mają napływ gotówki, nie pytają o nic. Szybko wydrukował logo pewnego baru z Bogoty, baru który był znany amerykańskim szpiegom, bo często był miejscem ich kontaktów. Dyskretny ... zresztą "prowadzony" przez agencję, jego właściciel był dobrze opłacany za milczenie i pewną pomoc. Nielegalne rezydentury też musiały gdzieś się rozwijać, a bary była dobrym miejscem.

Zakupił jeszcze kolorową kopertę i zamknął ją.

-Dla pana Jamessona - spokojnie obserwował jak recepcjonista zapisuje nazwisko. Nie poprosił o to, żeby to on sam zrobił. Ludzie naprawdę byli w stanie uwierzyć bardzo szybko, że inni są idiotami. W tym przypadku facet chyba uznał, że Mallory nie jest w stanie tego zrobić i bardzo dobrze, o to przecież chodziło. John będzie miał niespodziankę ...

Dziennikarz podziękował i wyszedł z hotelu. W najbliższym kiosku kupił pre paid, zapisał numer i wyłuskał spomiędzy swoich rzeczy rezerwowy telefon. Zawsze taki woził. Stara Nokia, ale przynajmniej nie do zdarcia. W jego "poprzedniej" pracy warto było mieć dwa aparaty, na wszelki wypadek. Gdyby jeden się wyładował, albo coś mu się stało. Nigdy nie było do końca wiadomo, czy uda się go załadować. Teraz włożył do niego kartę i wrócił do boya z zapisanym na kartce numerem

-Jak chcesz dorobić, to daj mi znać jak wróci pan Jamesson -

-Jasne, ale pracuję tylko do 18 ... a co potem? -

-Jak masz jakiegoś kumpla, to przekaż mu to. Zapłacę wam obu za fatygę -

-Dziękuje -

-O nie to ja dziękuje - powiedział uśmiechnięty Mallory i zawrócił w stronę swojego samochodu. Był niezwykle zadowolony, nie będzie musiał tutaj siedzieć cały czas. Teraz czas było udać się do wybranego motelu, zameldować, a potem poszukać jakiegoś miejsca, niedaleko budki, gdzie będzie mógł pełnić swego rodzaju "dyżur"
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 11-07-2009, 14:41   #102
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Adrian Hasse -

Policjant uśmiechnął się jakby właśnie wypił pół litra... soku z cytryny. Spojrzał w bok na Turczynkę i jej dziecko... Przez jego typowo germańskie oblicze przemknęło coś co, nawet bez specjalnego wysilania się, można było zamknąć w słowa „MY - Niemcy”. Zaczekał jednak, bez słowa, aż kobieta uspokoi dziecko i z służbowym, nic nie mówiącym uśmiechem, powtórzył:

- Samochód, dokładnie czerwone BMW Z4 – Hasse dałby sobie rękę obciąć – tu i teraz – że słyszy myśli policjanta: „ja na studiach to się starym VW woziłem” – należało do pana, a przynajmniej jest na pana zarejestrowane... Zakupione, za gotówkę – „ja do tej pory jeżdżę na kredytowanym” – cztery dni temu – „bogate dziecko bogatych rodziców, ciekawe kiedy kupi następną zabawkę” – ubezpieczony. Wszystkie dokumenty w porządku... Zawiadomiliśmy ubezpieczyciela i przyjął on szkodę. Mogę panu wydrukować raport z wypadku. Są tam zdjęcia, więc... – „pewnie jeszcze jest w szoku, w sumie szkoda faceta”.

- Tak... jeżeli można... bo... – Adrian zdecydowanie był w szoku. Gliniarz kliknął kilka razy myszką i wstał od komputera, kiedy drukarka pod ścianą ożywiła się. Po chwili ściskając plik kartek Hasse znalazł się na dworze. W komendzie tylko pobieżnie je przejrzał i, po szybkim pożegnaniu, prawie wybiegł na zewnątrz. Pobieżnie, bo to nie był ten wypadek. Nie w tym miejscu, nie z tym samochodem, nie w tym czasie! Nie! Jedyne co sprawiało, że wewnętrznie czuł, że trzyma właściwe dokumenty, był fakt, że na jednym ze zdjęć, w tłumie gapiów, zauważył stojącego Thomasa... Po chwili uspokoił się... Czy może raczej należało powiedzieć – przestał wyglądać na szaleńca...

Kiedy ukrył się w małym parku zadzwonił telefon. Wyciągnął aparat i przez chwilę wpatrywał się w nieznaną kombinację cyfr.
- Ja? - zapytał jakby niepewny kogo usłyszy po drugiej stronie linii.
- Tu Anna Gruckner. Dzwonie z „Bilda” – zaterkotał żeński głos w słuchawce. Gdyby Hasse miał to zapisać pewnie wyszło by coś w stylu: „czesch, jah siem masch? Poklikash? Jesssu...” – chciałabym się umówić na wywiad, znaczy rozmowę. Może za godzinę w Kamprad?
- E... Może być. Gdzie dokładnie?
- Na tarasie Bierhalle? Stolik 5?
- Może być...
- Świetnie. Do zobaczenia. – cisza jaka zaległa w słuchawce była przerażająca, przez chwilę przynajmniej. Po niecałej godzinie Adrian znalazł się na miejscu.

..

Stolik był na uboczu restauracyjnego „ogródka”, ale to i tak nie poprawiło sytuacji – głośne rozmowy zagłuszane przez kilka wielkich „wściekłokrystali” pokazujących jakieś zawody na żywo...
Był zdziwiony rozwojem sytuacji. Dziennikarka, którą rozmawiał w redakcji, była raczej sceptycznie nastawiona do rewelacji chłopaka, a tu... Gdy tylko zobaczył Annę wiedział w czym tkwił szkopuł... Roztrzepany podlot – conajwyżej szkoła średnia, klasa o profilu dziennikarskim; jakieś praktyki zawodowe; czy coś takiego. Zresztą szybko okazało się, że wybranie głośnego miejsca na rozmowę to tylko pierwszy z błędów jaki „dziennikarka” popełniła. Przez całą rozmowę nie zadała jednego konkretnego pytania cały czas pływając w ogólnikach „co pan o tym sądzi?”; „jakie są pańskie odczucia?”... W końcu dziewczę zainteresowane bardziej swoimi nowymi tipsami i odwaleniem rozmowy zadało wszystkie wyuczone na pamięć pytania – pasujące równie dobrze do rozmowy o Niczem, jak i Nietzschem – i po szybkim „man sieht sich” ulotniło się w dowolnie wybranym kierunku.

Dopijając Weizena Ardian prześlizgiwał się wzrokiem po ludziach przechodzących przez jedną z głównych galerii centrum handlowego.


Rzeczywistość ustawicznie aproksymowana przez...


Bez sensu! Rzeczywistość jest przecież wszystkim co istnieje, więc jej aproksymacja – obarczona przecież błędem – daje kolejną rzeczywistość... Zupełnie tak jak zadanie z działaniami na nieskończoności... Jeżeli rzeczywistością w najszerszym znaczeniu nazywamy twór zawierający w sobie wszystkie byty, zarówno obserwowalne jak i pojęciowe, wprowadzone przez naukę czy filozofię to jego zrozumienie – bo przecież do tego dąży aproksymacja – wymaga poznania i zrozumienia wszystkiego... Przekroczenia granicy nieskończoności... stania się... Bogiem?!?

Aksjomat: Nie jestem Bogiem.
Wnioski z przyjęcia aksjomatu: Poznanie i zrozumienie wszystkiego, a więc rzeczywistości, jest niemożliwe. Aproksymacja rzeczywistości jest niecelowa i nieskuteczna – wprowadza tylko dodatkowe byty, które należy określić i zdefiniować.

Aksjomat: Dążę do poznania rzeczywistości i zrozumienia świata.
Wnioski z przyjęcia aksjomatu: Mój poziom poznania i zrozumienia istniejących bytów wzrasta w czasie. Odkrywam nowe byty obserwowalne i pojęciowe, których wcześniej nie znałem, więc w jakiś sposób zbliżam się do granicy poznania...

Matematyczny umysł Adriana momentalnie przywołał definicję pojęcia „granica funkcji”...

. .

Dywagacja: skoro nie da się aproksymować rzeczywistości; a sama rzeczywistość, poprzez swoją komplikację niepoznawalna to, bazując na powyższych aksjomatach, istniejąc tworzę rzeczywistość fenomologiczną. Moje prywatne doświadczenia, nieobiektywność i selektywność obserwacji wpływają na osobistą interpretacje zdarzeń, myśli i bytów; kształtując rzeczywistość dostępną dla mnie, dla mojej osoby. Ta rzeczywistość zapewne pokrywa się w dużym stopniu z rzeczywistością innych, ale na pewno istnieją jej elementy unikalne dla tej osoby i niedostępne dla kogokolwiek innego... Jeżeli tak to istnieje conajmniej tyle rzeczywistości ilu ludzi...

. .

Tylko, co ja – Adrian Hasse – rozumiem przez rzeczywistość?
Czy to co dla mnie jest rzeczywistością dla innych nie jest urojeniem???
A jeżeli tak, to co z tego wynika?!?
 
Aschaar jest offline  
Stary 27-09-2009, 20:39   #103
 
Miriander's Avatar
 
Reputacja: 1 Miriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie coś
Kod:
                                      ___           ___     
                          ___        /\  \         /\__\    
                         /\  \      /::\  \       /:/  /    
                         \:\  \    /:/\:\  \     /:/__/     
                         /::\__\  /:/  \:\  \   /::\  \ ___ 
                      __/:/\/__/ /:/__/ \:\__\ /:/\:\  /\__\
                     /\/:/  /    \:\  \  \/__/ \/__\:\/:/  /
                     \::/__/      \:\  \            \::/  / 
                      \:\__\       \:\  \           /:/  /  
                       \/__/        \:\__\         /:/  /   
                                     \/__/         \/__/    
            ___           ___                       ___           ___     
           /\__\         /\  \          ___        /\  \         /\  \    
          /:/ _/_       /::\  \        /\  \      /::\  \       /::\  \   
         /:/ /\__\     /:/\:\  \       \:\  \    /:/\ \  \     /:/\ \  \  
        /:/ /:/ _/_   /::\~\:\  \      /::\__\  _\:\~\ \  \   _\:\~\ \  \ 
       /:/_/:/ /\__\ /:/\:\ \:\__\  __/:/\/__/ /\ \:\ \ \__\ /\ \:\ \ \__\
       \:\/:/ /:/  / \:\~\:\ \/__/ /\/:/  /    \:\ \:\ \/__/ \:\ \:\ \/__/
        \::/_/:/  /   \:\ \:\__\   \::/__/      \:\ \:\__\    \:\ \:\__\  
         \:\/:/  /     \:\ \/__/    \:\__\       \:\/:/  /     \:\/:/  /  
          \::/  /       \:\__\       \/__/        \::/  /       \::/  /   
           \/__/         \/__/                     \/__/         \/__/    
            ___                       ___           ___           ___     
           /\__\          ___        /\  \         /\__\         /\  \    
          /::|  |        /\  \      /::\  \       /:/  /         \:\  \   
         /:|:|  |        \:\  \    /:/\:\  \     /:/__/           \:\  \  
        /:/|:|  |__      /::\__\  /:/  \:\  \   /::\  \ ___       /::\  \ 
       /:/ |:| /\__\  __/:/\/__/ /:/__/ \:\__\ /:/\:\  /\__\     /:/\:\__\
       \/__|:|/:/  / /\/:/  /    \:\  \  \/__/ \/__\:\/:/  /    /:/  \/__/
           |:/:/  /  \::/__/      \:\  \            \::/  /    /:/  /     
           |::/  /    \:\__\       \:\  \           /:/  /     \/__/      
           /:/  /      \/__/        \:\__\         /:/  /                 
           \/__/                     \/__/         \/__/                  
 
Miriander jest offline  
Stary 04-10-2009, 11:19   #104
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Back from As(c)hes...

David Mallory



Mallory szybko znalazł motel - kolejny w tym mieście i kolejny na drodze swojego życia. Jakby na to nie spojrzeć - był do tego przyzwyczajony... Dopiero w pokoju, po jego dokładnym i szybkim jednocześnie zlustrowaniu, zorientował się, że jego stare nawyki, wyuczone jeszcze podczas pracy w CIA wróciły. Czy tego chciał, czy był na to gotowy?


Usiadł w fotelu i zastanowił się... nad wszystkim.

Jego życie wywróciło się, nie; zostało wywrócone; do góry nogami w jakimś konkretnym (przynajmniej miał taką nadzieję) celu. Wywrócone? Przez kogo? Po co? Do diabła... Czy kiedykolwiek...

Nie znosił czekania. Czekanie było jedyną rzeczą, która działała na jego nerwy. Przez swoją całkowitą bierność - czekanie miało tylko to do siebie, że egzystowało wystawiając każdego człowieka czynu na - conajmniej... Będzie miał czas się nad tym zastanawiać kiedy znajdzie sobie przytulne obserwacyjne gniazdko gdzieś w okolicach budki i hotelu "Czarny Kot". Kiedy podnosił się z fotela, aby wyjść jego stara nokia zaskrzeczała melodią.

"Pan Jamesson wrócił właśnie do hotelu" - informacja była krótka, zwięzła i całkowicie wystarczająca. David wyszedł z pokoju. Kilkanaście minut później był pod hotelem - dokładnie w chwili kiedy boy hotelowy gorączkowo pisał kolejnego sms'a. John czy też Timothy złożył gazetę i przywołał taksówkę. Kiedy ta podjechała porozmawiał z kierowcą i wrócił do hotelu. Bez gazety. Stary numer. Mallory zignorował dzwięk sms'a z nokii. David wiedział, że miał jeden pewny sposób na dalsze działanie. Jeżeli Tim chciał się z nim skontraktować to zostawił informację w recepcji, jeżeli nie... właśnie znikał jak kamfora korzystając z tylniego wejścia, parkingu, czy schodów pożarowych...

Mijając boya uśmiechnął się i wepchnął do jego kieszeni kolejny banknot. W hallu było pełno - meldowała się jakaś angielska wycieczka emerytów. Wyminął ich sprytnie i podszedł do kontuaru. Recepcjonista, który go wcześniej obsługiwał powiedział coś do swojego kolegi i po chwili przed dziennikarzem znalazła się koperta.

- Pan Jamesson prosił, aby przekazać. - uśmiechnął się znacząco i momentalnie zwrócił się do innych klientów, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie ma nic więcej do powiedzenia w tej kwestii.

Mallory nie podejrzewał, aby John był na tyle nieostrożny, aby cokolwiek robić z kopertą lub zawartością. Zapewne nie było na niej ani grama odcisku palca, czy materiału genetycznego... Usiadł w jednym z foteli hotelowego lobby i otworzył kopertę.

"Stary Przyjacielu!

Może powinienem być zainteresowany jak mnie znalazłeś; od dawna jestem z dala od domu...
Jednak są rzeczy, o których lepiej nie wiedzieć i lepiej nie przywoływać duchów przeszłości.
Jeszcze przez 5 godzin będę tutaj. 50 metrów od tego miejsca, przy moim nazwisku.
Potem pozostanie ci tylko mieć nadzieję, że za kilka miesięcy wrócę do hotelu."


Wiadomości nie podpisano, w zamian dołączono zdjęcie:


Przez chwilę Dawid zastanawiał się jak rozwiązać zagadkę - umieszczony na zdjęciu uliczny obraz mógł pochodzić z dowolnego miejsca na świecie, na zdjęciu nie było nic co mogłoby w jakikolwiek sposób zidentyfikować okolicę... Pięć godzin to było z jednej strony dużo, z drugiej - niedużo - czasu. Jeszcze raz przyjrzał się zdjęciu - w rogu, jeszcze na obrazie, umieszczono nazwisko: Edgar Mueller. To było już coś.

David wyszedł z hotelu i po kilku chwilach znalazł się w najbliższej kawiarence. Usiadł przy komputerze i wbił nazwisko w google. Komputer znalazł kilka tysięcy odnośników, ale jedno było pewne - pan Mueller był znanym na całym świecie "ulicznym graficiarzem", a uwieczniona na zdjęciu uliczna rzeka znajdowała się w zachodnim Essen i była ostatnią pracą przygotowaną na światową konwencję streetartu...





Adrian Hasse


"Wychodzę!" - ktoś/coś trzasnęło w umyśle Adriana drzwiami i zapanowała dziwna pustka. Nie do końca pustka, raczej brak czegoś - czegoś co było bardzo ważne, a przynajmniej istotne... Raczej... istotne... Chyba... istotne... Może... nie... istotne...

Adrian przypomniał sobie kilka obrazów jakie widział kiedyś - chyba na wystawie dzieł Salvadora Dali... Nie miał żadnego pojęcia dlaczego akuratnie te obrazy i dlaczego w tej kolejności...


Zastanowiło go, że tak dobrze pamięta każdy element, najdrobniejszy nawet szczegół, każdego obrazu. Wiedział, że istnieje coś takiego jak "pamięć fotograficzna" czy "absolutna", ale zawsze bardziej klasyfikował to jako ciekawostkę przyrodniczą niż faktyczną umiejętność, czy... wrodzony dar.

Salvador Domingo Felipe Jacinto Dali y Domènech, markiz de Pubol - bo tak właściwie nazywał się Dali... Przez umysł Adriana przeleciał rozpędzony TGV z notką bibliograficzną. Samo TGV też dostało całkiem bogaty opis techniczny jakby umysł Matematyka bezpośrednio i w czasie... realnym... połączony był z wikipedią lub nawet całym internetem...




Słowo "rzeczywisty" było po prostu bolesne.

Usiadł na ławce uświadamiając sobie, że praktycznie nie pamięta w jaki sposób pokonał drogę z posterunku policji do... - rozejrzał się - Karl Burke Str. - był prawie w domu. Wyciągnął jeszcze raz dokumenty i obejrzał ponownie zdjęcia. Z jakiegoś powodu przełożył ich kolejność i obejrzał ponownie... 76... 451... 2... 68... 335... 4... - liczby - nie wiedział dlaczego zwracał na nie uwagę. Po prostu były... Numery domów, tablice rejestracyjne, nadruki na koszulkach, czy reklamówkach... 764512683354... Nie: 76451 - 268 - 3354... Numer indeksu książki na uniwersytecie, w dodatku na jego wydziale...

Adrian zaśmiał się w duchu, a może całkiem głośno - zupełnie go to nie obchodziło... Nie obchodziło go, czy ludzie mają go za wariata, a nawet czy on sam ma się za wariata...

Niech to... 54... 42... Odpowiedź nieskończenie banalna i nieskończenie skomplikowana. "the answer to life, the universe and everything" - nawet zadawana kalkulatorowi google dawała 42... Tylko dlatego, że Douglas Adams postanowił zażartować w pięciotomowej trylogii "Autostopem przez Galaktykę"...

Umysł Adriana wrócił do wykładu z logiki matematycznej, teraz jednak trochę inaczej... Miał wrażenie, że to co było niezrozumiałe i dziwne nagle układało się w logiczną całość. Tak jak człowiekowi, po działce otwierały się jakieś nieznane wcześniej połączenia synaps; tak jemu teraz przychodziły do głowy nowe pomysły...

Z podstawami logiki Adrian poradził sobie w ułamkach sekund; doszedł do pojęcia aksjomatu i systemu formalnego... dochodząc do twierdzenia Gödla... Twierdzenia o niezupełności: "dowolny system formalny zawierający w sobie aksjomaty arytmetyki liczb naturalnych, jest albo zupełny albo niesprzeczny i nigdy nie posiada obu tych cech jednocześnie. Innymi słowy: można dowodzić prawdziwości wszystkich zdań takiego systemu, jednak wówczas istnieje w systemie pewne prawdziwe zdanie P, którego zaprzeczenie ~P również jest prawdziwe. Tym samym system albo jest sprzeczny wewnętrznie, albo system nie musi być sprzeczny, lecz wówczas istnieją zdania, których prawdziwości nie da się wywieść z aksjomatów i twierdzeń rozważanego systemu formalnego." z czego wynika równoważny wniosek o niedowodliwości niesprzeczności: "nie da się dowieść, w ramach tego systemu, niesprzeczności żadnego systemu formalnego zawierającego arytmetykę liczb naturalnych. Aby taki dowód przeprowadzić, niezbędny jest system wyższego rzędu, którego niesprzeczności w ramach niego samego również nie da się dowieść – i tak ad infinitum"...

Deus Ex Machina, korzystał tylko z olbrzymiej bazy wiedzy... Wiedzy, którą oczywiście posiadał... inaczej nie byłby "bogiem"...
Przez chwilę poczuł się jak Neo z ostatniej części "Matrixa" - wtedy, kiedy zrozumiał... a może tylko wydawało mu się, że rozumie; niezupełność systemów wystarczająco skomplikowanych... Znalazł się w miejscu, gdzie rzeczywistość; jego rzeczywistość; rzeczywistość jego aksjomatów... Rzeczywistość została zrzucona do poziomu rzeczywistości wirtualnej; obudowana kolejną warstwą, kolejnym systemem dowodzącym, braku dowodu, czy odróżniającym prawdziwość zdania od możliwości samego jego dowodzenia... Kryteria prawdy nie są oparte wyłącznie na rachunku predykatów i innych formach logicznego rachunku zdań. Ponadto, zastosowanie tzw. indukcji pozaskończonej do konstrukcji systemów formalnych...


Ecce Homo... Nieskończoność zniewolona w skończenie ograniczonej... linii szumu.





Sabine Schwartzwissen




Rozmowa z Kassandrą - początkowo dotycząca tylko zapisanego w komórce tekstu i związanego z nim zdarzenia szybko zeszła na inne - okoliczne - tematy. Począwszy od psychologii, poprzez Afrykę i Australię, skończywszy na kotach...

Telefon Sabine zagrał spokojną melodię i dziewczyna wyszła, aby w spokoju porozmawiać z managerem. Poza kilkoma przypomniemiami o umówionych wizytach wspomniał o telefonie od Madame. Otrzymała ona list pisany podobno przez syna, jednak podobnież jest on niezrozumiały i nie w pełni czytelny. Przed oddaniem go do analizy grafologicznej madame chciała, aby Medium przyjrzała się listowi i być może odczytała coś więcej z emocji jakie - jak mniemała matka - mogły znajdować się w papierze... Sabine szczerze w to wątpiła - listu dotykały dziesiątki, jeżeli nie setki osób i próby wróżenia z tego kawałka papieru była z góry skazana na... Poprosiła jednak o umówienie jakiegoś dogodnego terminu i zakończyła rozmowę. Spojrzała na wiszący w korytarzu zegar i uświadomiła sobie, że jest prawie dwudziesta...

Rozmowa z Kassandrą była pasjonująca, ale należało się przygotować do jutrzejszych zajęć, a przede wszystkim - pokazać w domu o jakiejś sensownej porze...
Wróciła więc do pokoju i tłumacząc się późna porą spiesznie pożegnała. Kassandra również wyglądała na zaskoczoną godziną; na pożegnanie podała dziewczynie wizytówkę z numerem telefonu i mailem. Zaproponowała również, że odwiezie Sabine do domu. Wieczór był jednak przyjemny i ciepły - panna Schwartzwissen postanowiła więc trochę się przespacerować.

Pomimo tego, że, sądząc po pogodzie, lato jeszcze było w pełni - idąc deptakiem obsadzonym osikami widać już było już spadające liście... Na asfalcie ktoś wyrysował:


Po niecałej godzinie Sabine była już w domu...


"Kobiecie zakupy zawsze poprawiają humor" - w myślach zacytowała jeden z banałów przeczytanych kiedyś w "Burdzie", czy innym kolorowym i wysokonakładowym czasopiśmie kupowanym przez ciotkę i odkładanym po obejrzeniu zdjęć oraz ilustracji. Tak właściwie to Sabine nie wiedziała, po co ciotka kupuje kilka tygodników... których nie czyta, tylko zaraz po przyniesieniu z kiosku wertuje w przedpokoju i odkłada na stolik z czasopismami. Skąd po tygodniu miłościwie sprząta je gosposia. Sabine odwiesiła płaszczyk i rozejrzała się po mieszkaniu. Ciotki nie było, a Punia smacznie spała rozciągnięta na kanapie. Dopiero kiedy została dotknięta, obudziła się i powędrowała do kuchni dopominając się kolacji.

Panna Schwartzwissen poszła więc przygotować ulubienicy coś do zjedzenia i przy okazji znalazła pozostawioną na stole informację; "Jestem na kolacji z klientem. Papapap." W sumie więc ciotki nie należało się spodziewać przed północą...

Dziewczyna odłożyła kartkę i, jakby szukając miejsce dla siebie, rozejrzała się po dużej kuchni. W końcu usiadła i zaczęła przyglądać się jedzącej kotce... Przypomniała sobie jeszcze to wszystko co powiedziała Kassandra o wizji. Po jej umyśle co rusz odbijały się zdania:

"(...) Karmazynowe rzeki wyschły - użyte słowa mogą opisywać moment kiedy krew przestaje płynąć w żyłach; o śmierci mówi również kolejna część – „kolory zgasły”. Mogę wnosić, że to opis śmierci pary opisanej jako Niebieski i Żółty... (...)"


"(...) może sugerować przemianę, czy może swoistą ekspiację, Pieszczka pod wpływem tego ducha (...)"

"(...) Pieszczek był podobny do Ciebie (...)”


Dopiero po chwili dotarło do niej coś jeszcze... Coś co było ważne...

"Nie potrzebujesz niczego poza swoim intelektem do dowiedzenia się kim lub czym jest "Pieszczek"..." - powiedział do niej Kurt pod jej berlińskim domem.

"Pie...Sz...Cze...k... (...) Jak długo... odeszłeś... (...) to dobre... (...)" - te słowa dalej słyszała z charakterystycznym "zgrzytem", jakby szkła o blachę... i dalej nie wiedziała kto je wypowiedział. Tam, wtedy, w Berlinie... nie było żadnego ducha...

"Duch jest bowiem niematerialną cząstka każdego ciała. Dusza natomist - jakby pomostem pomiędzy ciałem a duchem jedyną cząstką potrafiącą egzystować na pograniczu pomiędzy tymi dwoma całkowicie rozdzielnymi światami... Ducha posiadają także zwierzęta, rośliny, a nawet przedmioty nieożywione. (...) Czasami silne medium jest w stanie skontaktować się z Duchem, a nie tylko Duszą... Jednak o ile Dusza przeważnie nie chce niczego w zamian za kontakt czy informacje; o tyle Duch rzadko zadowala się słowem dziękuję... (...) jest całkowicie oddzielony od ciała - porozumiewa się językiem metafor i obrazów, czesto o bardzo odległym, od zamierzenia, znaczeniu. Interpretacja takiego przekazu bywa bardzo skomplikowana i często zajmuje dużo czasu... (...)" - Sabine miała wrażenie, że w kuchni na chwilę pojawił się Kurt i przypomniał swoją teorię wygłoszoną przy berlińskim śniadaniu...

- Miau! - Punia ponownie otarła się o nogę dziewczyny stanowczo dopominając się wieczornej porcji pieszczot.





Eric Gower


Barman wyszedł z domu, rozpogodziło się; wieczór był ciepły i pogodny. Szybko znalazł się na przystanku i przez chwilę czekał na autobus.
Wnętrze było dość pełne i pomimo kilku wolnych miejsc Eric postanowił znaleźć sobie miejsce stojące - pewnie i tak za chwilę znalazłby się ktoś, kto rościłby sobie pretensje do miejsca na którym akuratnie by siedział...


Gower przypomniał sobie wszystko co mogło mieć znaczenie i czego dowiedział się w ostatnich dniach. Tak, poza ludźmi w Essen byli i nie-ludzie... Paradoksalnie to chyba było rozsądne założenie. Ludzka wyobraźnia musi na czymś bazować, więc te wszystkie podania i legendy o wilkołakach, wampirach, duchach... musiały mieć w sobie ziarenko prawdy. Co jakiś czas pojawiały się informacje o zdarzeniach, zjawiskach, czy ludziach wybiegających poza granice "normalności". W gruncie rzeczy, przecież ludzie kochali te wszystkie "X-Files"; "The Other Side"; historie o kosmitach czy teoriach spiskowych... To właściwie wiele upraszczało - zawsze byli jacyś "ONI", którzy byli za wszystko odpowiedzialni - począwszy od globalnego ocieplenia poprzez zwolnienie Smitha z pracy, czy kolejnej pale z biologii, skończywszy na złamaniu paznokcia... Najgorzej właśnie, gdy trzeba byłoby wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić coś ważnego, coś co zaważy na czymś... Czy człowiek, który inwestuje wszystko w budowę fabryki nie czuje się tak samo jak Vasco da Gamma, kiedy dopływał do granicy znanego morza? Czy czasem tych odważniejszych nie klasyfikujemy "z marszu" jako nadnaturalnych He-Manów, Spidermanów i innych manów, aby po prostu mieć święty spokój? Aby móc powiedzieć: "mnie to nie dotyczy, to nie dla mnie, ja jestem zwykłym człowiekiem"? Może cała ta bajka, o tym, że Wolverine i Kurt są spokrewnieni to "gładka gadka", aby mieć spokój i spławiać ciekawskich...

- Oczywiście, to żaden problem - Eric nie usłyszał pytania, ale kontekst: "kobieta, wózek, lekko nerwowe krzątanie, przystanek za skrzyżowaniem" był aż nazbyt oczywisty...

Drzwi zamknęły się z cichym sykiem. Spojrzał w okno


Zaraz, chwila, moment. Nie tak szybko. To wszystko nie było aż tak proste. To co powiedział Kurt mogło być bujdą na resorach; ale te wycinki, które Eric znalazł w bibliotece... Fakt, idealnie przygotowane, czekające na znalezienie... Zbyt oczywiste, aby rzucić na siebie choć cień przypadkowości... Jeżeli ktoś zadał sobie tyle trudu, aby zebrać i przygotować... lub spreparować... te dokumenty - to w jakim celu? Być może chodziło o jakąś grę czy test... Jedna i druga opcja wydawała się tak idiotyczna i nierealna... Pewnie w Essen było -naście tajnych stowarzyszeń... Gower uśmiechnął się - znów są jacyś ONI...
Oni czyli demony, złe duchy przez jego myśl przebiegło japońskie znaczenie tego słowa. Choć mówi się, że każdy zmaga się ze swoimi demonami...

Eric wysiadł z autobusu po drugiej stronie "IX" przeszedł przez parking i wejściem "nur für Arbeitnehmer" wszedł do klubu. Głowę miał zaprzątniętą plątaniną myśli i domysłów nieprowadzących do żadnych sensownych wniosków i z przyzwyczajenia poszedł bezpośrednio do swojej szafki zamiast na rozmowę z szefem. W szczelinę wentylacyjną szafki wsunięta była koperta z klubowym logo. Zarówno sam napis na kopercie, jak i tekst wiadomości napisane były gryzmołami, w niektórych momentach ciężkimi do odczytania:

"Eric,

nie mam żadnego pojęcia i w sumie chyba nie chcę wiedzieć jak TO zrobiłeś. Skąd wiedziałeś... Po prostu dziękuję, raz jeszcze i tysiąckrotnie. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie spłacić ten dług...
Pewnie to wiesz, ale przypomniałem sobie o tym co mówiłeś, że mam uważać... na chwilę przed zjazdem 244. To głupie, ale wydawało mi się, że ktoś... że Ty się na mnie patrzysz z wiaduktu...
Nie wiem... zdjąłem nogę z gazu, może nacisnąłem hamulec... Nie pamiętam.
Zrozum mnie; to z jednej strony takie dziwne, a z drugiej szczęśliwe..."


Podpisu nie było, ale nie musiało być...
 
Aschaar jest offline  
Stary 05-10-2009, 00:37   #105
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Sabine usiadła na kanapie w salonie podkuliwszy uprzednio nogi, na których bardzo szybko umościła się Punia. O tak, to była jej chwila. Kocica prężyła się i mruczała niby silnik ekskluzywnego samochodu, kiedy jej pani wodziła dłońmi po puszystym futerku. Niczym akrobatka manewrowała ciałem, by palce sięgały miejsc, na które akurat miała ochotę.

Prawe uszko, bródka, nad noskiem, lewe uszko, za uszkiem, grzbiet, o tak, niżej, niżej, nad ogonkiem, świetnie, jeszcze troszkę, teraz boczek...

Ruch dłoni ustał.

Boczek! Ej, człowieku!

- Miauuu!!!

- Już, już.
Sabine, która przed chwilą nieświadomie zamarła, znów skupiła uwagę na ulubienicy, pieszcząc ją i głaszcząc na przemian.

Trudno jednak było skupić uwagę na prozaicznych czynnościach, gdy coś czaiło się w cieniu umysłu. Coś, co nie chciało wyjść z ukrycia. A może ona to powstrzymywała? Pieszczek.

Dziewczyna westchnęła. Teraz, kiedy wreszcie została sama (nie licząc kotki) poczuła się bardzo zmęczona. Miała już dość duchów, widziadeł, wilkołaków i innych potworów z bajek. Na dodatek ta tyrada słów-kluczy irytowała ją, irytowała o tyle mocno, że Kurt wprost powiedział, iż potrzebuje jedynie intelektu, by dość do prawdy.

- Widać nie jestem dość inteligentna! – rzuciła w przestrzeń.

Puste mieszkanie nocą nabierało szczególnego klimatu. Cienie, które czaiły się w katach, niesłyszalne za dnia skrzypnięcia i tąpnięcia gdzieś poza jego przestrzenią. No i jeszcze ta świadomość, że coś... lub ktoś był niedaleko i potrzebował jej pomocy.

Dziewczyna włączyła telewizor, by stłumić nagłe wrażenie samotności. Klikając jedną ręką na przyciskach pilota, a drugą głaszcząc kota, Sabine próbowała uciec myślom. Zbyt długo dreptała w jednym miejscu, zbyt intensywnie. A przecież to nie były sprawy żywych, mogły więc poczekać. Ona wszak miała prawo przeżyć swoje życie w sposób właściwy śmiertelnikom. Jutro więc żadnych Kurtów, żadnych Pieszczków, żadnych zagadek! Zamiast tego zwyczajne śniadanie, kurs językowy, fryzjer, obiad na mieście, umówiona wizyta u hrabiny, a wieczorem spróbuje ściągnąć ciotkę i zrobić jakąś dobra kolacje dla nich obu.

Szalona tyrada po stacjach telewizyjnych zakończyła się na kanale filmowym. Znajome, młode jeszcze oblicze Brada Pitta, a po nim przeskok na równie młodego Toma Cruise’a.


Sabine znała ten film, był to zresztą klasyk. Zmarszczyła brwi zastanawiając się nad jego tytułem. To było na podstawie jakiejś książki. A tak! Już sobie przypomniała. To przecież był „Wywiad z wampirem”.

- Miau!

Punia zerwała się na równe nogi, gdy pilot wypadł z dłoni jej właścicielki i z trzaskiem spadł na podłogę.

Cytat:
był prochem
osierocona dziewczynka
karmazynowe rzeki wyschły
trauma prowadząca do amnestii
kolory zgasły
dwie ofiary

zerwali moją skórę
zimne jak lód oczy
nowa była piękniejsza
to nie był napad rabunkowy
dla kogo się przeistaczać?
Nieuchwytny morderca
Pieszczek
Wampir!

Kolejny klocek układanki wskoczył na swoje miejsce. Sabine poczuła jak robi jej sie niedobrze. Przeszłość czaiła się tuż za rogiem.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 07-10-2009, 23:23   #106
 
Miriander's Avatar
 
Reputacja: 1 Miriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie coś
Świszczy w uszach.
Moja miłości, strasznie, w przebrzmękach wśródślimaczych, wzbudzając kamyczki labyrinthus membranaceus. Zsypują się jak głazy, które spadając po stoku, z hukiem i mocą niszczącą poruszają kamieniem tym najmniejszym jak i największym, uderzając z siłą krawędzią o krawędź trąc...

...kshhk...kskh....Krhs..szcz..hczusz...
...o krawędź trąc.

Ciało oddycha. Płuca oddychają. Płuca pobierają tlen. Nie płuca, nie tlen.
Kolektyw komórek oddycha. Nie oddycha. Przyswaja. Podaje. Współdziała. Nie.
Nein. No. Niet. Ne. ???. Non. Hapana. Méi.
Rozumem nie obejmę. Rozumem obejmę. Może. Może nie. Chyba. Po cóż... skąd i czemuż...język zamyka się w gębie, przecież ja nie mówię, nie wiem, czy to myślę czy wypisuję w jakiejś fabryce snów, co to jest, mój Boże, jaki Boże, kurwaniekurwazamykamsiębojęsięuciec....
1- t0=0;
2- clc
3- disp('This function solves ordinary differential equation using ')

Błagam, uratuj się, uratuj się, rozwiąż to, rozwiąż zagadkę, bo Adrian Hasse siedzi na ławce i wybiegł już kolejny raz a może nie i to jest takie niepoukładane, bo widzicie, Laplace mówił o demonach i omgzor lulz, bo otowłaśnie

...kshhk...kskh....Krhs..szcz..hczusz...
...o krawędź trąc.






Zważ więc na to i obserwuj i weź sobie do serca, co następuje, a czego w umyśle z woli miłościwego Boga nie pomieścisz. Atom po atomie, zaczynasz widziec kwaśno i wąchac fioletem, a świat nie przewraca się, bo świata jaki znasz nie ma. To więc uczynione zostało, czy też jest czynione lub tym będzie, na zorganizowanie postrzegania ludzkiego. Matematyką to, co zwiemy, cząstką naszą nieśmiertelną jest, językiem prawd, zorganizowaniem informacji. Opisem też, czy czynem czy interpretacją.
Bo choc czuję::istnienie bruk.ulica, jedynym co w tym rozkwicie pięciowymiarowych burz kolorów lotosu gorzkiego, to oscyluję w spirali między boskością a człowiekiem, będąc znów bliżej, to znów dalej.
Me? Ja? Jakże Ja? W końcu demonem będę, tym przez Laplace'a wywidzianym w smutnym liściu jessiennym? A jednak więc...
...wrócic ▼▲▼
nie mogę. ▲ ▼▲

̕○○○c○c___--_-_ʎʯʰ•C○cotoczyższumi••---ʚʛ{oto hałas samo
chód
jedz iem.


I ulica wygląda jak zawsze i jak nigdy i to tak, jakby ten popiół z peta i liśc i żyłka w oku wróbla i kropelka na porze skóry jego i to piękno całe i ta boleśc i masa abstraktów i rzeczy jak najbardziej realnych, jakby łączem analogowym ciągle płynęły ku Hasse. I biel i ten szum.
Nie ma go w wiedzy nagromadzonej wśród kwadrylionów niemożliwości.
To nieważne, że oszalałem. To nieważne, że ja.
bo

...kshhk...kskh....Krhs..szcz..hczusz...
...o krawędź trąc.

Ten język narasta, jest nim hałas, dźwięk którego nie można zanucic, dźwięk nie będący dźwiękiem ale cały czas, ++niepowstrzymanie iteru...
...nie iteracja, rekurencja. h>

Pójdźmy razem, błagam, bez słowa i snów, tu zaraz obokprzysobie. Ja opowiem, jak mnie nie ma, jak czuję się nikim. Jak to boli. Bezmasowo, bezwymiarowo, byc zredukowanym do punktu, to znaczy, do hipotezy.
Naprawdę nie chcę już. Ja już wiem/nie wiem. Ale mam nadzieję, że...wiecie...
wiemy

ja tak po kryjomu, po cichutku, zniknę w szumie...ucieknę z logiki, wiecie...z intuicji też...ja ucieknę...w wyrwę w boskiej symfonii Wszechświata, w kakofonię...w szum...w...ale cii...w prawdziwy świat...






***


oszła matka z Hambą i Mrillem kopac bulwy słodkich patatów.

Kop, Mrille, synku,
Kop, Hamaba, synku,
Słodkie pataty,
Dobre pataty, słodkie pataty.
Dużo, dużo patatów.

Mrille motykę odłożył, głowę zadarł do góry, w górze ptak się kołysze, wielkie skrzydła ma, w dziobie zakrzywionym zajączka trzyma.

Puśc zajączka, orle,
Puśc maleńkiego.
Nie zabijaj, orle,
Zajączka biednego.

- krzyczy Mrille, rękami macha. Orzeł zajączka z dzioba upuścił. Zajączek wpadł Mrillemu prosto w objęcia. Zaniósł go do dziupli w drzewie, matce i bratu nic nie opowiada.
Każdego dnia rano zanosi Mrille zajączkowi świeże liście, aż zajączek wyrósł duży i pognał do lasu. Ale zawsze jak tylko Mrille zawołał:

Msura kwi-wi-re
Wire tsa kambingu
U-na kosanaga

- zajączek hyc! już leci z lasu i cieszy się, i raduje, że Mrillego widzi.

Ujrzał raz Hamba, starszy brat, jak Mrille z zajączkiem rozmawia. Nic nie mówi Hamba. Na drugi dzień Hamba zajączka przynosi zabitego.
Hamba mówi:
- Matko, dużo mięsa, dobrego mięsa będziemy dziś jeśc.
Cieszy się matka, cieszy się ojciec.
- Dobre mięso, smaczne mięso jeśc będę, Hamba dobry synek, Hamba dzielny myśliwy.
Mrille na zajączka zabitego spojrzał, w płacz wielki uderzył. A potem powiedział tak:

Msura kwi-wi-re
Wire tsa kambingu
U-na kosanaga

Jak tylko te słowa wymówił, w powietrze się wzbił i do góry się unosi coraz szybciej, coraz wyżej.
- Mrille, Mrille do nieba leci! - krzyczy Hamba.
- Matko, Mrille, nasz Mrille do nieba leci! - krzyczy ojciec.
- Co to za głupstwa wygadujecie? - woła z chaty matka.
- Mrille, Mrille już pod chmurą, Mrille, Mrille już pod niebem, wysoko! -
wołają syn i ojciec.
Matka z chaty wyleciała, głowę do góry wznosi, ledwie wzrokiem może dosięgnąc synka swego, Mrille kochanego.
- Mrille, wracaj synku! - woła. - Wracaj do chaty!
- Wracaj, Mrille! - woła ojciec.
- Wracaj, bracie! - krzyczy Hamba.
- Nie wrócę więcej! - woła z góry Mrille. - Nie wrócę, matko! Nie wrócę, ojcze! Nie wrócę, bracie!
- Wróc mój Mrille! Wróc, syneczku! - płacze matka.
- Już nie wrócę. Aż urosnę duży! - woła.
- Wracaj, Mrille! - woła wuj.
- Wracaj, Mrille! - ciotka woła.
- Wracaj, Mrille! - dziadek woła.
- Wracaj, Mrille! - babcia woła.
- Wracaj, Mrille! - woła stryj.
- Wracaj, Mrille! - stryjenka woła.
- Mrille, wracaj! - woła cała wioska.
- Mrille, zrobię Ci dobrą, smaczną "fu-fu"! - woła matka.
- Mrille, dostaniesz zup z orzechów palmowych, będziesz jadł yam, koka, plantany, ile tylko zechcesz! - krzyczy ojciec!
- Mrille, dam ci co dzień smacznego mięsa! - woła dziadek.
- Nie chcę fu-fu! Nie chcę yam! Ani koka, ani mięsa! Ja na księżyc lecę! Do mego zajączka - odpowiada Mrille z wysoka i znika za chmurą.

 

Ostatnio edytowane przez Miriander : 07-10-2009 o 23:44. Powód: literówka. Będzie więcej. v.1.0 posta. Proszę, krzyczcie na mnie ^_^
Miriander jest offline  
Stary 09-10-2009, 16:26   #107
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Chciał się z nim skontaktować. Nie ważne o co teraz tu wszystko chodziło, mógł zrobić wiele rzeczy, jeżeli chciałby się go pozbyć. Jednak takie zaproszenie ... powinno być raczej miłą pogawędką. Były szpieg wsiadł do swojego samochodu ... i znowu zaczął myśleć o sobie, jako o szpiegu. Przecież chciał ... nie chciał, to złe słowo, musiał uciec od swojego poprzedniego życia. Został zmuszony do opuszczenia szeregów agencji ... "bez pożegnania", myślał, że uda mu się znaleźć inne życie. Jednak los to sukinsyn i znów go dogonił ... teraz trzeba było zrobić wszystko, żeby przeżyć i może skopać przy okazji kilka "nadnaturalnych" tyłków.

Podróż na konwencję sztuki ulicznej, nie zajęła mu zbyt wiele czasu. W końcu Essen nie było jakimś ogromnym miastem. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to ogromne graffiti znajdujące się na jednym z budynków.



Wokół kręciło się trochę osób, głównie młodych ... którzy reprezentowali pewien typ subkultury młodzieżowej, kojarzącej się raczej z muzyką "czarnej" ulicy. Żadna z "osobowości" Davida nie przepadała za tą muzyką, a przecież bywało, że musiał "wcielać" się w swoje całkowite przeciwieństwo. Zresztą od dawna nie nazywał siebie ... tak jak ten człowiek, który "umarł" w Iraku. Długo był Stevenem, a teraz stał się Davidem. Ciekawe, czy czeka go jeszcze jakaś zmiana osobowości? Kto to mógł wiedzieć?

Najgorsze było to, że nie widział nic, co mogło by rozwiązać zagadkę jego byłego towarzysza. W końcu zrezygnowany podszedł do jednego z artystów

- Hej - powiedział swobodnym tonem -Szukam jednego kolesia, znasz może Johna Stevarda? -

-Nie, sorry stary, nigdy o kolesiu nie słyszałem - odpowiedział mu młody Niemiec, na chwilę odrywając się od malowanego na ulicy obrazu

-A mówi tobie coś nazwisko Jamesson? -

-Nie ... a powinno? -

-Nie koniecznie, dzięki za informacje -

-No problemo - po tych słowach artysta ponownie zatopił się w tworzeniu swojego dzieła. Jeszcze przez chwilę Mallory obserwował jego ruchy, facet był naprawdę skupiony, jakby nic innego się dla niego nie liczyło. To było ciekawe, takie całkowite oderwanie się od rzeczywistości. Pewnie było to naprawdę relaksujące ... poza tym, ktoś kto tak spędza życie, żył pewnie całkowicie bezstresowo, tego można było mu naprawdę zazdrościć.

Jednak on nie miał takiego luksusu, ruszył w dalszy spacer, uważnie się rozglądając i przypatrując się otoczeniu. Miał chwilę zwątpienia, ale wtedy w jego oczy rzuciła się reklamy whiskey Jamesson, znajdująca się na ulicy. "A jednak" przebiegło mu przez myśl, gdy spokojnym krokiem ruszył w tamtą stronę.

W okolicy 50 metrów od reklamy, była tylko budka telefoniczna. Parę budynków i magazyn. Z tego ostatniego, można było znaleźć idealne miejsce do ostrzału budki. Jeżeli, ktoś chciałby go wykończyć to właśnie gdyby tylko stanął w budce, tamten miałby najwięcej szans. Z drugiej strony, po co te zabawy? Mogliby go dorwać w innych okolicznościach. Cóż wiedza ma swoją cenę, dla wielu była to cena najwyższa. Wszedł do budki ... po chwili zadzwonił telefon. David niezauważalnie odetchnął z ulgą i podniósł słuchawkę.

-Halo ... Kevin ? -

-Witaj John ... - aż zdziwiło go brzmienie swojego imienia w cudzych ustach. Dawno nie miał okazji słyszeć go wypowiedzianym.

-Zanim zaczniemy, muszę wiedzieć czy to naprawdę ty. Opowiedz jakiś sekret ... wiesz, coś co wiedziałem tylko ja i ty -

-Nowy Rok, 100 kilometrów od Bogoty. Posiadłość jednego z bossów narkotykowych. Poznałeś wtedy dziewczynę Consuela, była jego córką. Przez następne kilka miesięcy spotykałeś się z nią. A kiedy zginęła razem z tatusiem w zamachu przeprowadzonym przez FARC, schlałeś się w jednym z barów i zacząłeś pieprzyć różne głupoty. Musiałem zamknąć ciebie w piwnicy i siedzieć z tobą dopóki nie wytrzeźwiałeś -

-No dobra ... co chcesz wiedzieć?-

-Może zaczniesz od tego, jak to się stało, że jesteś wśród żywych? -

Gdy tamten odezwał się ponownie Davida naszła myśl, że John ma ten sam charakterystyczny głos, lekko zachrypnięty.
- Jakiś czas przed moją śmiercią Agencja zaczęła mieć podejrzenia... Mówiło się o poważnym wycieku. Niewiele było wiadomo, a działania niektórych osób były równie naturalne co podejrzane... Szefostwo chciało zamknąć sprawę szybko i cicho. Dość naturalnym było ubranie mnie w tą misję, byłem o krok od śmierci i w zasadzie tylko od lekarza zależało... Więc zmarłem w wyniku odniesionych obrażeń... Zrobiono jakieś wielkie pożegnanie i cały teatr, który przespałem w farmakologicznej śpiączce. Jakieś pół roku później było po wszystkim, operacja Payback zmiotła niewygodnych, a ja pod nowym nazwiskiem na stałe wyjechałem do Europy. Zajmuję się taraz czymś innym i sam rozumiesz, utrzymywanie starych znajomości nie jest... wskazane.

-A co tu się właściwie dzieje? - widać było, że jego stary przyjaciel, nie miał nic wspólnego z tą "inną stroną", to spotkanie było jednak nieoczekiwane.

- Tu? Znaczy? Ja załatwiam tutaj swoje sprawy... Reszta mnie nie obchodzi. Nie wiem w czym teraz siedzisz, ale chyba lepiej dla nas obu... Jak zapomnimy o całej sprawie i tym, ze kiedykolwiek... Ja nie żyję i niech tak pozostanie...

-W takim razie i mi to pasuje przyjacielu. Miło było cię znowu zobaczyć -


- Jakbyś... - wyraźne zawahanie głosu - czasami mogę coś załatwić... Otwórz książkę telefoniczną na 713 stronie. Jeden numer jest zakreślony... Zapisz ten wyżej. Żegnaj - z drugiej strony skasowano połączenie.

Dziennikarz otworzył książkę telefoniczną i zapisał wskazany numer. Następnie uważnie wyczyścił słuchawkę i wszelkie inne powierzchnie, których się dotykał. On też nie żył, więc agencja już po niego nie wróci. Poza tym chyba mógł zaufać Johnowi, na tyle na ile można zaufać drugiej osobie. Gdyby chciał go załatwić to by go zrobił, a pewne wydarzenia zbliżają ludzi, bardziej niż inne. 18 miesięcy w takiej pracy to szmat czasu ... wyszedł z powrotem na nocne, zimne powietrze Essen. Czas wrócić do motelu i czekać ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 11-10-2009, 16:33   #108
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Myśli. Jakie to uciążliwe.
Im więcej człowiek się nad czymś zastanawiał tym więcej znaków zapytania otrzymywał. Jakby nie można było wyłączyć pilotem umysłu na jakiś czas, aby móc odpocząć od tego natłoku pytań i niepewność, a potem zacząć od nowa wszystko analizować z „restartowanym” mózgiem.
Cały czas prześladowała go wizja tych „innych”, „ponad normę naturalnych”. Wszystko, co go spotyka składa się w całość. Jednak jest to najmniej składna i poukładana całość. Miał wrażenie, że znajduje się w jakiejś nowej odsłonie Big Brothera, w której uczestnicy nie mają pojęcia, że się nimi manipuluje jak chce. Tak naprawdę niewiele brakowało, aby to właśnie Eric stał się ty „innym"

- Oczywiście, to żaden problem- słowa kobiety wyrwały go z zamyślenia. Pomógł jej wysiąść razem z wózkiem i wrócił na swoje miejsce, ponownie zawieszając wzrok na śmigających przed oczyma widokach za oknem.

Wszystko z jednej strony wydawało się takie proste do wytłumaczenia. Można by powiedzieć, że to on sam kreuje tą całą sytuację. Na siłę szuka czegoś nienormalnego w rzeczach i sytuacjach, które dla wszystkich są na porządku dziennym.
Jednak z drugiej strony te wszystkie papiery wręcz przygotowane by je odnalazł w bibliotece. Kurt pojawiający się w klubie w opłakanym stanie, a chwilę później czujący się świetnie. Do tego dochodzi fakt, że tylko Gower to pamięta. Jakby wszyscy grali jakąś konkretną rolę w tym wszystkim. A może Kurt mówił prawdę, że to on zaingerował w ich umysły tak, aby tego nie pamiętali i jakimś dziwnym trafem nie udało mu się to z barmanem.

-„Jezu… Ze mną naprawdę jest coś nie tak.”- pomyślał- „Jeszcze trochę i wpadnę w jakąś manię prześladowczą, albo zwariuję”.

A może już zwariował?

Wydawało mu się, że jedyną osobą, która może wiedzieć więcej niż on, była ta dziewczyna, z którą kiedyś Kurt przyszedł do „IX”. Jednak nawiązywanie z nią jakiegokolwiek kontaktu było by objawem skrajnej desperacji i paranoi…
-„Lepiej nie”

W końcu wysiadł z autobusu, udając się dla wejścia służbowego na tyłach klubu. Idąc cały czas pogrążony w myślach wszedł instynktownie do szatni. W szczelinie szafki znalazł małą kopertę z logiem „IX”. Gdy ją otworzył i przeczytał musiał usiąść. Właśnie doszło mu kolejne pytanie do kolekcji.
Czy to był wystarczający dowód na to, że jest tym przewodnikiem, czy jak go tam Kurt nazwał? Teraz to naprawdę może czuć się „innym”. Siedział jeszcze parę minut, zastanawiając się ponownie nad tym wszystkim. W końcu wstał, przebrał się i ruszył do kierownika.

***

-Wejść!- rozległ się donośny głos, gdy Eric zapukał w drzwi szefa.
-Przepraszam, że przeszkadzam, jednak jest coś, o czym muszę z panem porozmawiać.
-Siadaj.
-Czy jest możliwość, żebym dostał jutro wolny wieczór?
-Wolny wieczór?- spojrzał na niego z wyrzutem- No kto jak kto, ale ty nie powinieneś narzekać na czas pracy.
-Nie narzekam.- odpowiedział spokojnie- Ale zostałem zaproszony przez Lukrecje von Rosenthall na wystawę i chyba niegrzeczne byłoby odmówić, zwłaszcza, że osobiście wysłała zaproszenie.
-Lukrecja? A skąd ty ją znasz?- zapytał zaciekawiony szef.
-Mamy wspólnego znajomego.- odpowiedział zdawkowo.
-No dobrze… Niech stracę.- powiedział po chwili milczenia- Pod dwoma warunkami.
-Jakimi?
-Po pierwsze: odrobisz te kilka godzin w przyszłym tygodniu. Po drugie: pozdrowisz ode mnie panią von Rosenthall.
-Oczywiście- powiedział zadowolony- Dziękuję bardzo.
-Nie ma sprawy. A teraz wracaj do pracy.- dodał szorstko- Zaraz zaczynasz zmianę.

Eric wyszedł szczęśliwy, że będzie miał kolejną okazję do dowiedzenia się czegoś więcej. Był praktycznie pewien, że na wystawie oprócz Kurta spotka parę osób, które widział na wycinkach gazet.
Stanął za barem odrzucając myśli i skupiając się na pracy. Nie chciał przecież, aby kierownik się rozmyślił.
 
Zak jest offline  
Stary 14-10-2009, 11:19   #109
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
David Mallory - wieczór

David znalazł się z powrotem w pokoju motelowym. Spotkanie... Może to za dużo powiedziane - rozmowa z Kevinem podziałała na niego dziwnie deprymująco... Faktem jest, ze w tym biznesie nie można się do niczego przyzwyczajać, a jedyna stała rzecz to wieczna zmiana, jednak - człowiek jednak się przyzwyczaja...
Mallory miał dziwne odczucie - nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni zniknął, ale "historyjka" i życie jakie wiódł jeszcze kilka dni temu jako prywatny detektyw wydawały się takie... stabilne... Cholera.

Z rozmyślań wyrwał go telefon. Sygnał ewidentnie wskazywał na połączenie wewnętrzne. Doskonale udając znużenie odebrał i recepcjonistka poinformowała go, że pozostawiono dla niego wiadomość. Po chwili David trzymał w ręku kopertę. Zwykła listowa koperta miała tylko wypisane jego nazwisko i delikatny, ozdobny nadruk klasztoru jezuickiego. Wewnątrz dało się wyczuć kartę kredytową lub coś podobnego. Dziennikarz wolał tego nie otwierać tutaj - wrócił do pokoju i rozerwał kopertę:

"Otrzymałem Pańską prośbę o rozmowę, a znając Pańską przeszłość... Chyba lepiej jak otrzyma Pan odpowiedzi na swoje pytania niż jak będzie drążyć temat na własną rękę. "Jazz w Nowym Orleanie" - dziś wieczorem w Klubie IX. Stolik 12."

Niżej umieszczony był całkowicie nieczytelny... bazgroł. Karta kredytowa okazała się plastikową wejściówką do klubu.

Może i sposób zawiadomienia i miejsce spotkania byłyby dla dziennikarza dziwne, gdyby nie... Gdyby nie ostatnie dni, które... do normalnych nie należały. David przejrzał się w lustrze i wyszedł, było koło godziny 18:40, więc pojęcie wieczór mogło być traktowane jako "zaraz". Po kilkunastu minutach był już na miejscu. Szybko ocenił zarówno sam budynek, jak i otoczenie. Wniesienie broni do budynku klubu graniczyło z cudem, a na utarczkę z ochroną zupełnie nie miał ochoty. Schował broń pod dywanik pod siedzeniem kierowcy i wysiadł. Wejść było kilkanaście, wybrał więc najmniej oblegane i odczekał swoje w krótkiej, stosunkowo, kolejce. Ludzie, którzy stali przed nim i szybko ustawili się za nim nie należeli do "biednych". Nie miał jednak wiele czasu na zajmowanie się tym, uprzejmy bramkarz poprosił go o kartę, wsunął do czytnika, jaki miał na przedramieniu i zapytał:

- Proszę podać trzecią literę imienia i czwartą nazwiska?
- V... oraz L -
odpowiedział nie dając po sobie poznać zaskoczenia.
- Życzę miłej zabawy - odparł oddając kartę i praktycznie natychmiast zwracając się do kolejnej osoby.
- Przepraszam - Mallory zatrzymał się - Jazz w Nowym Orleanie?
- Najbliższą windą lub schodami - chłopak odparł zupełnie nie patrząc - na trzecie piętro, w głębi korytarza, po lewej stronie... Na górze najlepiej zapytać... Panią poproszę o pierwszą literę imienia i...

Dziennikarz wszedł do środka. Korytarz, otwarta klatka schodowa i obsługa. Wszystko razem przypominało bardziej "Sheratona" niż... klub. Dziewczyny, które wchodziły za nim chichocząc zniknęły w windzie. David wybrał schody; idąc jednocześnie zauważył doskonale ukryte kamery, czujniki, bramki... Bezpieczeństwo przez duże B. W sumie był z tego zadowolony - znaczyło to, że mężczyzna, z którym ma się spotkać też będzie... nieuzbrojony? To zabrzmiało jakoś śmiesznie... Choć nikt, chyba, nie ryzykowałby afery w publicznym miejscu... Chyba...
Davida szybko i dokładnie skierowano do właściwej sali wielkiego klubu.



Muzyka w sali była na tyle cicha, aby nie przeszkadzać w rozmowie, ale jednocześnie na tyle głośna, aby rozmowa nie była słyszana przy sąsiednich stolikach.
Przy dość widocznym od wejścia stoliku siedział mężczyzna. Wyglądał na, góra, trzydzieści lat. Dobrze ubrany, przyjacielski, sympatyczny i... w jakiś sposób niebezpieczny. Ktoś, kto ma w sobie to coś, powodujące, że widzi się go jako pierwszego, nawet w tłumie ludzi...



Kiedy zauważył wchodzącego Davida podniósł rękę. Momentalnie przy stoliku zjawił się kelner, ale Mallory wiedział, że gest był skierowany do niego. Podszedł do stolika uświadamiając sobie, że gdzieś już widział tę twarz.

- Witam serdecznie. Zamówiłem nachos i kawę. Coś jeszcze? - głos mężczyzny był spokojny, ale w jakiś sposób szorstki. Mówił jakby był zawodowym wojskowym... - Jak wspominałem... O czym chce Pan rozmawiać? Mam nadzieje, że rozumie Pan, że nie wszystko mogę powiedzieć... Jednak nie zamierzam jakoś specjalnie ograniczać informacji...

David usiadł rozumiejąc, że przedstawienie, uściski dłoni i całe powitanie zostało właśnie pominięte... Uświadomił sobie również skąd zna tą twarz - to ten mężczyzna, ze swoją partnerką, odegrał kapitalne przedstawienie pt. "strzelają do detektywa" pod jego mieszkaniem... Na stole pojawiły się zamówione kawy i zanim kelner odszedł mężczyzna poprosił:

- Czy może mi pan to odwiesić w szatni? Bardzo dziękuję - podał kurtkę z białego jeansu, na podłogę spadła czapka baseballówka z napisem: "Extreme Sport & Paint..." David obejrzał się za odchodzącym kelnerem...

- Dla wygody możesz mi mówić Alfred, czy Al... -
rozmówca dość konkretnie zwrócił uwagę Davida na właściwe sprawy jednocześnie przechodząc na "ty"...
 
Aschaar jest offline  
Stary 14-10-2009, 19:06   #110
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Adrian Hasse - wieczór

.


Jam jest...



"Matematyka jest najjaskrawszym przykładem, jak czysty rozum może skutecznie rozszerzać swoją domenę bez jakiejkolwiek pomocy doświadczenia"
"Sztuka uprawiania matematyki zawiera się w znajdowaniu szczególnych przypadków, które zawierają w sobie zalążki uogólnień"
"Matematyka jest narzędziem stworzonym specjalnie do wszelkich abstrakcyjnych koncepcji, i nie ma ograniczeń dla jej potęgi w tym zakresie"
Logicyzm głosi, że wszystkie twierdzenia matematyki można posługując się definicjami i regułami logicznymi zredukować do logiki.

Ich bin der Logik.






Istota, esencja, eidos – w filozofii istota ma być samym sednem rzeczy, ich prawdziwą naturą, wiedzą, która wydaje się osiągalna, jeśli tylko jeszcze trochę wgłębimy się w poznanie świata. W prostszej wersji istota bytu to to, co sprawia, że byt jest taki jaki jest, albo że w ogóle jest.
Egzystencja oznacza tu sposób istnienia charakterystyczny wyłącznie dla człowieka i poprzedza esencję - człowiek najpierw istnieje, a dopiero później się definiuje. Istnienie człowieka tym różni się od istnienia roślin, że człowiek nie posiada wrodzonej natury, danej mu z góry, lecz musi sam ją stworzyć, nadać swemu życiu sens i wziąć za nie odpowiedzialność.
Wedyjskie pisma jako pierwotną istotę uważają ##$%^fdgR6$%$%^
{Warnung! Ausnahme: nicht in der Lage zu übersetzen, aber Regeln eingebunden und logisch richtig}.
Bóg, Najwyższa Osoba, jest doskonały i pełny sam w sobie. Jako że jest całkowicie doskonały, wszelkie Jego emanacje, takie jak ten zjawiskowy świat, są idealnie wyposażonymi, doskonałymi pełniami. Cokolwiek powstaje z Doskonalej Pełni, samo też jest pełne. Bóg jest Doskonałą Pełnią, dlatego – chociaż emanuje z Niego tyle doskonałych pełni – pozostaje On w doskonałej równowadze.




Matematyka jest sztuką wyciągania wniosków z założeń. Jeśli rozumowanie matematyczne jest poprawne, to przy poprawnych założeniach istnieje pewność otrzymania poprawnych wniosków. Jeśli w rozumowaniu jest jakakolwiek nieścisłość, takiej gwarancji nie ma. Stąd wynika olbrzymi nacisk, kładziony w matematyce na ścisłość rozumowania. W utrzymaniu tej ścisłości pomaga omawiany dalej formalizm logiczny oraz zapis matematyczny.

Nie znaczy to, że w matematyce wyobraźnia, głębia, czy intuicja nie są ważne. Matematyka nie może sensownie istnieć bez aparatu formalnego, ale formalizm tworzy tylko ramy dla inwencji i twórczego myślenia matematyka, podobnie jak gramatyka języka tworzy ramy dla inwencji pisarza. Formalizm, choćby w praktyce tylko przybliżony, jest metodą obiektywnego porozumiewania się matematyków. Można używać do omawiania pojęć matematycznych zwykłego języka naturalnego, jednak ma to sens tylko tak długo, jak długo da się taki opis jednoznacznie przetłumaczyć na formalizm (nawet jeśli to tłumaczenie nie jest w praktyce wykonane).





Uderzenie w bark go otrzeźwiło. Stał na środku chodnika z siatką z zakupami... Jakimi?!?!? Kiedy?!?! JAK?!?!? Obrócił się szybko i zobaczył odchodzących mężczyzn. Był wieczór, musiał być wieczór... Było cholernie zimno, chociaż odczucie zimna nie było skorelowane z jakimikolwiek funkcjami organizmu. Ogólnie to nic z niczym nie było skorelowane, występowała zatem korelacja wszystkiego ze wszystkim (jeżeli zdanie ~P...). Zajrzał do siatki starając się chociaż tutaj znaleźć trochę... logiki... albo lepiej nie. Chleb, kilka pakowanych plastrów szynki, kawałek sera, 1 litr RedBulla porcjowany w puszeczkach 200 mililitrów... Danie gotowe z cyklu "zupka chińska produkowana przez Wietnamczyków pewnie gdzieś we wschodniej Europie"... Powinni to nazwać daniem globalnym albo globalizacyjnym...

Miliard myśli zwinął się w sobie tworząc wielowymiarową smugę linii szumu... pozwalającego przeskoczyć pomiędzy...


Przekręcił klucz w zamku i pchnął drzwi własnego mieszkania.

...Śniłeś kiedyś sen tak wyraźny, że zdawał Ci się rzeczywistością?
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172