Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2013, 03:05   #101
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
- Gdzie się podziewałeś podczas całej walki? - Andrea zmarszczyła brwi widząc jak czarnowłosy elf zbliża się do niej. Stanęła pewniej na nogach i uniosła dumnie głowę do góry - Wypełzłeś już po wszystkim, bardzo dzielnie...no ale czego się spodziewałam? Pomóz lepiej reszcie z tym oknem, zimno tu jak w psiarni.

- Tak się jakoś złożyło, że nie bardzo miałem ochotę tłuc się z jakimś upiornym psikiem. Byłem hm... na zewnątrz w celach wywiadowczych. Co do naprawy okna, to nie znam się na ciesielce. - odpowiedział Aslandir uśmiechając się tak szczerze jak tylko potrafił.

- Taa? A czego się wywiedziałeś podczas gdy inni karku nadstawiali? - kobieta zmierzyła Aslandira spojrzeniem tak lodowatym jak hałdy śniegu na zewnątrz.

- Tak się złożyło, że gdzieś zapodziałem mój łuk. Wiesz, my długouchy jesteśmy tchórzliwymi skurwielami i walczymy tylko siedząc na drzewie poprzez posyłanie setek strzał. Ani łuku ani drzewa tutaj nie ma. - zakpił Aslandir.

- Biedaku...- Andrea udała współczucie - Zapomniałeś jednak o jeszcze jednej ważnej funkcji jaką pełnicie. Jesteście świetnym mięsem armatnim. Następnym razem pamiętaj o tym, gdy będziemy walczyć.
Próowała się zaśmiać, ale rozkasłała się tylko. Splunęła więc w bok patrząc narozmówcę spode łba.
- Czego ode mnie chcesz? - spytała prosto z mostu.

- Co prawda w heroicznym boju się nie przydałem, więc pomyślałem sobie, że skoro nasz ciemnoskóry przyjaciel... - tutaj elf zerknął na Ikołaiba - ... jest zajęty... to mogę pomóc ci w przynajmniej zatamowaniu krwawienia. Zawsze lepiej aby zrobiła to inna osoba.

- A od kiedy dbasz tak o innych? Uderzyłeś się w łeb i nagle twój światopogląd się zmienił? - kasztanowowłosa przekrzywiła głowę i uniosła brew cały czas przyglądając się elfowi - Co ty knujesz?

- Nie bardzo rozumiem dlaczego nie możesz mi zaufać. Skąd w ogóle pomysł, że chciałbym ci coś zrobić moja droga?

- Najpierw przepychamy się jak dwa osły bo nie chcesz mnie przepuścić w drzwiach, a teraz nagle rękę wyciągasz i chcesz nieść pomoc - Kobieta parsknęła złym śmieszkiem - Coś mi tu nie gra. Przyznaj się o co ci chodzi.

- Po prostu chciałem się nieco z tobą podrażnić. Czuję, że masz w sobie coś z elfki i poprzez tę małą sprzeczkę miałem zamiar sprawdzić czy moje wrażenie nie jest mylne. To wszystko.

- I czego się dowiedziałeś, a najważniejsze, co zamierzasz z tą wiedzą zrobić? - przycisnęła ranną rękę do boku nie spuszczając badawczego spojrzenia z Aslandira.

- Że jesteś niemal tak uparta jak ja... my tu sobie gaworzymy, a ty się powoli mi tu wykrwawiasz. - powiedział zerkając na ranę.
- No i? - spytała tylko.
- No i zaraz nie będę musiał pytać o zgodę na opatrzenie twoich ran.

Kobieta zaśmiała się, kręcąc głową. Chwilę potrwało nim zdołała się uspokoić
- A co, weźmiesz mnie brutalnie, bez pytania o zgodę? -parsknęła pochylając się do przodu i opierając zdrową rękę o kolano.

- Nie, po prostu poczekam aż zemdlejesz, następnie obwinę czymś czystym te zadrapania i wyleję na głowę kubeł wody, abyś odzyskała przytomność.

- Tylko na tyle cię stać? - udała zawiedzioną - Szkoda, dobrze się zapowiadałeś

- Wybacz, nie jestem księciem z bajki, który wniesie cię do pokoju na rękach. - Aslandir podniósł wzrok, uśmiechnął się, po czym rzucił szybkie spojrzenie na Felixa.

- Nie rozśmieszaj mnie - prychnęła jak zirytowany kot - Może ta wiedźma by na to poleciała, ale nie ja. Chociaż szkoda że nie jesteś księciem. Poderżnęłabym ci gardło i okradła

- No cóż... nie zrobię ci niestety tej przyjemności. Mogę za to poszukać gdzieś jakiegoś księcia. Zależy tylko ile mi zapłacisz.

- A może dogadamy się co do...innego rodzaju zapłaty - Andrea wyszczerzyła się bezczelnie i podeszła do elfa, stając tuż przy nim. Tak jak on poprzednio, tym razem ona naparła na niego, z czystej złośliwości parodiując jego wcześniejsze zachowanie.

Aslandir uśmiechnął się. Nachylił się nieco nad Adreą i kilka razy wciągnął powietrze nosem w słyszalny sposób.
- Ładnie pachniesz, krwią i potem. - powiedział zmieniając temat.

- Och tak, szczęście że się nie posrałam z tego wszystkiego -pokiwała głową z mądrą miną po czym bez ostrzeżenia chwyciła elfa za brodę i stając na palcach wpiła się ustami w jego usta.

Aslandir nie protestował. Szybkim ruchem chwycił kobietę i przyciągnął bliżej siebie odwzajemniając pocałunek. Myślami skupiał się jednak, na tym, czy aby wspomniany przed chwilą Felix przyuważy to co się właśnie dzieje.

Andrea zdawała się nie przejmować niczyimi uczuciami. Interesowały ją tylko własne pragnienia. Złapała elfa za włosy i odciągnęła brutalnie, przerywając pocałunek.
- I co teraz zamierzasz, Aslandirze? -wymruczała patrząc mu głęboko w oczy - Będziemy tak stali i marzli, czy masz inną propozycję?

- Chodźmy w jakieś miejsce gdzie na spokojnie można się przyjrzeć twoim ranom, moja droga. - powiedział zerkając na ladę, za którą prawdopodobnie wisiały jeszcze klucze do pokoi na górze.

Kobieta bez słowa ruszyła na górę po schodach, nie oglądając się za siebie. Stanęła przy ich końcu i tam oparła się o ścianę. Czekała, a z jej ust nie schodził wredny uśmiech.

Aslandir po dwóch krokach i jednym skoku znalazł się za ladą. Sięgnął po kluczyk z numerem 2. Tam chyba nie było żadnych zwłok czy innego paskudztwa. Jego spojrzenie zatrzymało się na butelce, która również znajdowała się pod szynkwasem. Odkorkował ją i powąchał. Na twarzy elfa zagościł uśmiech. Z dwoma pożyczonymi fantami udał się na górę. Miał nadzieję, że karczmarz nie obrazi się, że ktoś bez pytania wziął te przedmioty.

Gdy znalazł się już na górze od razu pochwyciła go kobieca dłoń i przycisnęła do siebie.
- Lecz mnie - usłyszał ochrypły szept koło swojego ucha.

- Najpierw nieco odkaźmy ranę. - powiedział elf biorąc łyk z butelki, którą przyniósł z dołu.

- Nie trzeba - wymruczała ciągnąc go za sobą i kierując się wgłąb korytarza - Na mnie goi się jak na psie, o to sie nie martw. Szkoda marnować alkohol

Elf wzruszył ramionami i sięgnął po jeszcze jeden łyk. Następnie zbliżył się do drzwi z numerem dwa i otworzył je. Zerknął na Adree i wymownie skierował wzrok do wnętrza pokoiku.

Kobieta bez zbędnego gadania pozwoliła długouchemu wejść do pokoju i podążyła za nim. Gdy tylko znalazła się za progiem zamknęła drzwi, obracajac się w stronę mężczyzny. Stała i czekała na rozwój sytuacji, wszystko mogło się zdażyć.

Aslandir rozjerzał się po pomieszczeniu. Następnie podszedł do okna i wyciągnął sztylet. Odgiął nim jeden z gwoździ futryny. Schował nóż i zdjął swój biały płaszcz. Zawiesiwszy wierzchnie ubranie na prowizorycznym wieszaku zerknął za siebie, aby sprawdzić jak Andrea zareagowała na syk stali, który przed chwilą z pewnością usłyszała.

Zobaczył ze kobieta zamarła na środku pomieszczenia, stając na lekko ugietych nogach a w jej dłoni znajdował się miecz. Uważnie obserwowała ruchy Aslandria, ale widząc że ten nie zamierza atakować powoli odłożyła broń, stawiając ją przy ścianie. Sama również zrzuciła z siebie płaszcz, tyle że nie przejmowała się wieszaniem go. Materiał upadł u jej stóp. Przestąpiła nad nim i powoli podeszła do elfa. Mógł wreszcie zauważyć dokładnie cały arsenał jaki Andrea nosiła przy sobie. Noże, sztylety i cała masa różnej broni wisiały na niej jak na choince.

Aslandir uniósł brew zerkając na Adree. Jego wyraz twarzy świadczył jedynie o zdziwieniu elfa.
- Widzę, że jesteś przygotowana na każdą ewentualność... - skomentował.

- Kobieta powinna wiedzieć jak o siebie zadbać - zachichotała po czym spoważniała - Zamierzasz stać tak i strzelać oczami na boki, czy wreszcie się zamkniesz i przejdziemy do konkretów?

Elf uśmiechnął się i obszedł Anree. Włożył klucz do zamka i przekręcił dwukrotnie. Chwilę milczał, ale ponownie położył rękę na kluczu i obrócił go delikatnie nie wyjmując z drzwi. Wyprostował się i sekundę później kobieta poczuła jego twarz blisko swojej.

Uśmiechając się szeroko przyciągnęła go do siebie i obróciła lekko w lewo, zmuszając do tego by elf oparł się plecami o ścianę. Nadal milcząc przejechała delikatnie palcami po jego twarzy, zostawiając na skórze jaśniejsze zadrapania od długich paznokci
- Zdejmij łachy - wychrypiała odsuwając się pół kroku do tyłu - Nie zrobię ci krzywdy...

Nie miał nic przeciwko, aby propozycja kobiety weszła w życie. Ściągnął kislevkiej roboty koszulę, a następnie kaftan. Wszystko odłożył na podłogę. Skórznię oczywiście na sam spód. Nie miał zamiaru brudzić czegoś co przypominało mu na prawdę przyjemne momenty życia. Chwilę później do ubrań dołączył elfi zakrzywiony miecz i sztylet. Nóż jednak został niemalże z czcią odłożony na wierzch ubrań Aslandira.

- Co to za majcher? - spytała wskazując brodą broń znajdującą się na samej górze elfich łachów. W tym samym czasie sama zaczęła ściągać z siebie ubranie. Jak leci ściągała z siebie pasy z nożami, pochwy ze sztyletami, skórznie i całą resztę aż stanęła przed Aslandirem całkiem naga. Mógł teraz zobaczyć dokładnie, że rana na jej ręku nie wyglądała tak groźnie jak myślał, zaczęła się nawet goić, przestała nawet krwawić.

- Elfie zwyczaje... ciężko będzie to wytłumaczyć jeśli mamy zająć się twoimi ranami. - powiedział zbliżając się do rudowłosej. Położył rękę na jej policzku, odgarnął włosy, a następnie chwyciwszy za szyję mocno pociągnął do siebie i wbił się ustami w jej usta.

Andrea mruknęła coś tylko, ale ze względu na niemożliwość wypowiedzenia swoich myśli, dała sobie spokój. Złapała Aslandira za włosy i robiąc krok w tył zaczęła ciągnąć na łóżko nie przerywając pocałunku. Gdy elf odszedł od ściany na odpowiednią odległość bez uprzedzenia skoczyła na niego, przerwacajac na ziemię. Upadła razem z nim, nie miała jednak zamiaru się tym przejmować. Na razie liczył się tylko mężczyzna i jego dotyk.

Elf orientując się w porę, że traci równowagę spróbował zapobiec głośnemu i bolesnemu, w tym nieprzyjemnym sensie upadkowi. Jedna z rąk Aslandira przerwała na moment kontakt z Andreą i przeniosła się za plecy długouchego asekurując upadek. Wyszło gładko tak jak elf się tego spodziewał. Wylądowali miękko, on na brudnej podłodze, ona na nim.

Kobieta zacisnęła zdrową rękę na jego gardle i pochyliła się nad nim, gryząc dolną wargę. Tym razem nie zachowywała się delikatnie, przestała zaciskać zęby dopiero gdy poczuła w ustach smak krwi. Wtedy wpiła się w wargi Aslandria, całując go namietnie. Ścisnęła udami jego biodra, zaczynając powoli poruszać się z boku na bok. Drażniła się z nim i to tylko jeszcze bardziej ją nakręcało.

Był jednak cierpliwy. Dał przegryźć sobie wargę, sam lubił smak krwi. Zwłaszcza swojej. Była słodka, a jej posmak … gdyby tylko serwowali ją w karczmach... Marzeń dość, rzeczywistość była wystarczająco przyjemna, aby odstawić nierealne pragnienia. Cały czas napięcie rosło.

Czując że Alsandir jest już gotowy uniosła biodra i nakierowując ręką jego męskość nabiła się na niego, wzdychając głośno. Odchyliła tułów do tyłu, zaciskajac dłonie na jego kolanach zaczęłą unosić się i opadać. Z początku robiła to powoli, lecz z każdym ruchem przyspieszała tempo.

Rozkoszując się widokiem nagiej Andrei na ten moment pozostał pasywny. Pozwolił aby kobieta na ten moment miała poczucie wyższości. Tylko do czasu. Wzrok elfa wędrował od twarzy rudowłosej, na której malowało się rosnące zadowolenie, w dół. Wyprężona do tyłu Andrea pieknie prezentowała poprzez taką pozycję swoje nagie piersi. Po chwili takiej zabawy Aslandir dyskretnie oparł się na łokciach, by po chwili usiąść i przejąć nieco inicjatywy. Nie godziło się przecież, aby kobieta odwalała całą robotę.

Gdy tylko wyprostował plecy kobieta jeszcze mocniej wychyliła się do tyłu i objęła go ciasno nogami, kzyżując kostki za plecami elfa. Przycisnęła uda do jego boków, z szerokim uśmiechem na twarzy wpatrując się wprost w jego oczy. Zamarła na moment, przekrzywiając głowę w bok. Ramionami oplotła jego szyję i przycisnęła się do nagiego torsu.
- Jesteś w pułapce - wyszeptała cicho - Co teraz zrobisz mały elfie?

Aslandir uśmiechnął się. O dziwo wyglądało to na w miarę ciepły jak na niego uśmiech.
- Cóż, wydaje mi się, że łowca teraz stanie się ofiarą... - powiedział i szybkim ruchem sprawił, że Andrea znalazła się po nim, a on sam zagłębił się w nią tak bardzo jak to tylko było możliwe.

Kasztanowowłosa zamruczała z aprobatą by jęknąć przeciągle, gdy elf wbił się w nią zachłannie. Ponownie oplotła go nogami, przyciskając do siebie i rytmicznie poruszając biodrami w rytm jego pchnięć. Zamknęła oczy, odchyliła głowę do tyłu. Zacisnęła zęby. Wiedziała że nikt nie przeszkodzi im w tej chwili, drzwi zostały zamknięte na klucz, wolała jednak oszczędzić sobie dyskomfortu jakim byłaby banda ciekawskich uszu na korytarzu.

Elf ucieszył się, że w końcu znalazł z Andreą wspólny język. Nachyliwszy się nad kobietą objął jej szyję nie zaprzestając ruchu biodrami. Zbliżył twarz do jej twarzy. Czuł jej silny oddech. Uśmiechnął się słysząc wyraźnie jej zadowolenie. Następnie zagłębił zęby w jej szyi, szarpiąc na boki. Nie chciał zranić. Jedynie przypomnieć o swojej obecności.

Dziewczyna zaśmiała się i chwytając go za włosy przycisnęła kąsające usta do swoich ust. Zlizała z nich krew między jednym westchnięciem a drugim. Czuła już znajome napięcie ogarniające wszystkie mieśnie i rozchodzące się od podbrzusza po same koniuszki palców. Warknęła zniecierpliwiona i bez ostrzeżenia wbiła paznokcie w plecy Aslandria, przeciągając nimi po skórze. Jej ręka zostawiła cztery czerwone bruzdy w poprzek jego łopatki. Ponownie przyłożyła do nich dłoń i rozsmarowała krew po całych jego plecach.

Czując jak ostre paznokcie Anrei przecinają delikatną elfią skórę Aslandir syknął. Po chwili jednak grymas bólu zastąpił błogi uśmiech. Zamknął oczy i westchnął jakby dopiero co zaciągnął się czarnym lotosem. Powoli do jego świadomości docierały pierwsze impulsy sięgającej szczytu rozkoszy. Wniosek był prosty nie przerywać, dążyć dalej do celu jakim było przyjemne zakończenie tego wieczoru.

Widząc reakcje kochanka Andrea ponownie zagłebiła pazury w jego ciele, dodając kolejne szramy na pokiereszowanych plecach elfa. Nagle odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o brudne deski podłogi, urywany krzyk opuścił jej gardło, a ciałem wstrząsnęła fala dreszczy. Zakrwawioną dłonią przyciągnęła twarz mężczyzny i pocałowała go dysząc ciężko. Tym razem zrobiła to nadspodziewanie delikatnie, czule wręcz.

Nastał moment, w którym z elfa wyparowąło wszystko to co ‘ludzkie’. Uniósł rękę i przedramieniem przycisnął szyję Andrei do ziemi. Jego ruchy biodrami nabrały na prawdę szybkiego tempa. Z satysfakcją wysłuchiwał rozpaczliwych prób złapania przez kobietę oddechu. Z każdym swoim pchnięciem z jego ust dało się usłyszeć pomruk zadowolenia, a chłodne spojrzenie szaroniebieskich ślepi wbijało się w szerzej otworzone oczy kobiety. Im bliżej był końca tym mocniej rozpierało go uczucie euforii, a kontrolę nad jego ciałem przejmowało zwierzę. Gdy już dochodził do szczytu przyjemności ponownie pozwolił rudowłosej oddychać i ostatnim mocnym pchnięciem doprowadził się do wyżyn rozkoszy jakiej mógł dostąpić tego wieczora.

Andrea leżała pod nim dysząc ciężko i uśmiechała się z zadowoleniem. Nie przypuszczała, że mężczyzna okaże tyle zaangażowania, a jego upodobania będą tak podobne do jej. Pozwoliła mu dojść do siebie po czym spytała
- Masz zamiar przygniatać mnie do tego syfu przez resztę nocy? Materac ze mnie kiepski. Kościsty.

Chwilę rozmawiali o tym i owym.
 
Trollka jest offline  
Stary 18-06-2013, 03:07   #102
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Obydwoje wyciągnęli z tej rozmowy wnioski, którymi nie chcieli się dzielić. Następnie historia zatoczyła koło...

- Są ludzie od brudnej roboty i ludzie od brudnej roboty - wzruszyła ramionami - A wiedza... widziałam już wiele złego na swojej drodze. Gdybym nie przyswajała lekcji od losu nie stałabym tu teraz przed tobą. W moim zawodzie albo szybko się uczysz, albo jesteś martwy. Rozróżnianie wrogów to pierwsza i najważniejsza lekcja.

- Jestem niezmiernie ciekaw do której z tych kategorii mnie kwalifikujesz. Chyba, że jest to karta, której nie dano mi ujrzeć w tym momencie gry.

- A jak uważasz? - odwzajemniła ciepły uśmiech, unosząc ręce do góry
- Stoję tu przed tobą całkiem bezbronna, zdana na twoją łaskę i niełaskę. Pytanie brzmi: czy uważasz mnie za zagrożenie?

- Nie wiem czy jesteś całkiem bezbronna. Nie wiem jak ty, ale na chwilę obecną nie mam zamiaru z tobą walczyć. - powiedział podchodząc, aby pocałować Anree - Oby się to nie zmieniło- dodał patrząc jej prosto w oczy.

- Sprawdź mnie więc dokładnie - odpowiedziała i pozwoliła się pocałować. Powoli, ostrożnie opuściła dłonie, kładąc je elfowi na ramionach.
Aslandir na chwilę zamilkł przymykając oczy i mrucząc jak kot.

- Sprawdźmy więc czy ... - nim dokończył obrócił sobie Adree tyłem i pchnął ją mocno na ścianę. Dostąpił do niej i zagłębił się w niej od tyłu.
- ... czy aby potrafisz obronić się przed napaścią.
Kilka pchnięć później dodał:
- O ile chcesz...

- Chcę - wyszeptała przyciskając twarz do desek i wypinając biodra w jego kierunku - Nie przestawaj...mnie napadać
I wszystko zaczęło się od początku...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 18-06-2013, 10:49   #103
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Herpin, wciąż trzymając nagą dziewczynę, złapał na chwilę Viggo i zamienił z nim parę słów. Widać było, że mężczyzna się radził, potężnie wyglądającego mężczyzny, przekazując mu swoje troski, które trapiły jego umysł.

Gdy z karczmy wyszły elfy, a także Andrea, von Monteur postanowił zabrać głos.

- Posłuchajcie mnie proszę - zaczął niepewnie, zwróciwszy się do Ikołaiba, Tupika i Felixa. - Sprawa jest poważna - kontynuował – korzystam z okazji, gdy długouchych nie ma wśród nas, gdyż zupełnie im nie ufam. Powodów jest parę. Cały czas spiskują ze sobą, rozmawiając jeno w swoim języku, po czym mają dziwne pomysły. Proponują uciekać na południe, w żaden sposób tego nie chcąc zaargumentować. Jeden chadza tu i tam, przeszukuje zwłoki, konspiruje. Drugi oczywiście też konspiruje, a w dodatku strasznie przyciąga i interesuje go ta nieprzytomna kobieta. A wiecie, kogo ona też przyciągała niezmiernie… zombiaki! - podkreślił ostatnie słowo. - Te elfy, mówię ja wam, potrzebują ją do jakiś swoich, tych plugawych rytuałów, czy czegoś. Mówię wam, oni mogą nam nieszczęście sprawić, musimy się pilnować. Siebie i jej - kiwnął głową na rudowłosą. - Kompan Wielki pójdzie zbadać ponownie piwnicę, może to droga dla nas, może miejsce, którym stąd zbiegniemy. Mam nadzieję, że wróci i powie, cóż tam jest. Ale my też musimy się zorganizować. Pomyśleć, co dalej robić. Wydaje mi się, że powinniśmy wykorzystać moment, w którym te dwa elfy są gdzieś dalej i się stąd ulotnić, poczekać na Wielkiego i uciekać, albo z nim iść i się chować, bronić. Ja mogę nam zapewnić bezpieczeństwo w Averheim, ale jak teraz dostać się do Averheim - zawiesił głos. - Kto wie z kim, lub z czym elfy wrócą. Jak tamten znikł, to pojawił się ten stwór. Teraz drugi gdzieś polazł - przekazał swoje obawy podróżnik. - Mówię wam… uważajmy na nich. Uciekajmy… jakoś – zawiesił głos podróżnik.

Po przemówieniu Harpina, czarnoskóry przemówił krótko.
- Jeśli o mnie chodzi, jestem za zbadaniem piwnicy. - nigdy nie rozwodził się specjalnie, i tym razem pozostawił pustą gadkę reszcie.

- Martwiaki potrzebują źródła żeby móc funkcjonować. Ktokolwiek im rozkazał czycha na dziewuszkę, z nią nie jesteśmy bezpieczni, ale jej zostawić nie możemy. - stwierdził widocznie wściekły

- Zapuszczać się samemu na dół to samobójstwo. Nie ufam ani elfom, ani tej... - spojrzał na górę i powrócił wodząc po kompanach - ...dziewce. Swoją drogą nie wiem czy mogę i tobie ufać towarzyszu.. ale okoliczności nie dają wyboru. - po czym chwycił i dorzucił drwa do kominka.

Herpin wyraźnie się zdziwił na słowa o braku zaufania do jego osoby, podnosząc uważnie w tamtym momencie wzrok.

- Czyli nie ufamy tym samym osobom- uśmiechnął się delikatnie von Monteur. - Nie wiem, czemu i mi masz nie ufać, ale masz rację… trzeba być ostrożnym. Tak samo ja nie mam powodów by ufać tobie, czyż nie? Jednak rzekłem do was, gdyż myślałem, że w grupie będzie nam bezpieczniej. Ale jeśli mamy na siebie patrzyć nieufnie, to jakiż to ma sens? – zapytał retorycznie. – No cóż, wiele nie wniosłeś do tematu. Nie chcesz iść, nie chcesz też zostać. Nie chcesz zabrać dziewczyny, a przy okazji ją brać. Za to ja wiem, dziewczyny nie zostawię, a jeśli Duży Kolega i Waść – wskazał głową na Ikołaiba – jesteście zdecydowani, by iść na dół, to udam się z wami. Jeśli nie macie nic naprzeciw mojemu i jej towarzystwu. Sam tu nie chciałbym zostać. Dziewczyny też na pewną śmierć, albo i co gorsze, nie zostawię, póki nie dowiem się, kim ona jest – odparł zdecydowanym głosem, odwracając pod koniec swój wyrok na Viggo. Miał nadzieję, że wielkolud pozwoli mu iść ze sobą.

Felix parchnął poirytowany patrząc na daremną próbę inteligencika. T,o że wcześniej stał oporem przy swoim elfim panu najwyraźniej już unikło jego pamięci. Poza tym, strasznie dużo mówił.

- Znikamy stąd, a na dole będzie ciemno. Macie jakieś pochodnie?

Nikt z zebranych na dole spiskowców nie zwrócił w pierwszym momencie uwagi na hałas dobiegający z góry. Dopiero gdy na ramię Felixa nie posypały się jakieś śmieci, którymi przy bliższym zapoznaniu okazły się być fragmenty pajęczyny i drewniane opiłki strącone z sufitu. Gdzieś na piętrze rozległ się kobiecy krzyk, a potem nastała cisza.

- Na górze przed chwilą nikogo nie było. Teraz tam ten elf i ta… kobieta - zareagował na okrzyk von Monteur, który rzadko używał słów uznawanych za wulgarne, więc i teraz się powstrzymał. - Albo się tak zabawiają, co po niej nie wydaje mi się dziwne, albo to czarcie, albo elfie sztuczki – stwierdził Herpin zarknąwszy na pozostałych. – Jednym słowem, ja nie wybieram się tam i optuje za tym, by szybko opuścić to miejsce.

- Tym rabanem ściągną resztę tych... stworzeń. Lepiej idźmy na dół nim koledzy psiny się zjawią. - powiedział Felix zadając solidnego kopa w zęby bestii, a potem kolejnego z większą siłą. Satysfakcja malowała mu się na twarzy, choć nikle na widok zdawałoby się wypadających zębów. Ku jego rozczarowaniu tylko jeden wypadł. Nie zwlekając pochwycił go i włozył go do plecaka, tak na pamiątkę.

- Viggo - powiedział wreszcie, zirytowany nazywaniem go "Wielkim Kompanem". - Na dole pod stertą zwłok znaleźlim drzwi w dół wiodące, a stamtąd czerwonowłosy wyniósł był dziewkę. - Przerwał na chwilę. - Ja... ja ostałem bowiem coś dziwnego mi się zdało... a potem zwłoki ożyły, ino nie tak, jak zwykłe ludzie, tylko wiecie... nieumarli.

- Mam kilka pochodni - pokazał wykonane z zydla i pokrytych łojem szmat przedmioty - możemy więcej zrobić tam na dole - martwi nie będą się naprzykrzać... - uśmiechnął się szeroko. - Przynajmniej ci, których spotkałem. - Dodał poważniejąc.

- Zostać tutaj to śmierć - wskazał zniszczoną ścianę i szalejącą wewnątrz śnieżną zawieruchę. Któryś z niziołków daremno próbował załatać wyrwę, ale według Magnusa mizerne miał szanse powodzenia.

- Zatem postanowione. - powiedział tylko zanim ruszył z nożem w dłoni w kierunku bezgłowego denata. W paru ruchach kamiszelka i koszula truposza znalazła się w jego rękach podobnie jak kilka nóg od krzeseł. Upraszczając, mieli niewiele pochodni, więc trzeba było jakieś zimprowizować. Nie liczył, że wytrwają długo, ale lepszy rydz niż nic.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 22-06-2013 o 09:12.
AJT jest offline  
Stary 18-06-2013, 14:43   #104
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Rzeczy, które elf znalazł normalnie urągały by jego godności, ale sytuacja nie była normalna. Zostawił więc dziewczynę i udał się w kierunku kominka. Zamierzał wpierw rozniecić ogień w nim, by reszta mogła się ogrzać.

Potem...otworzył delikatnie wyjściowe drzwi i wyjrzał przez nie. Południe. Słowa elfa brzmiały mu wciąż w głowie, ale nim wyjdzie się na zewnątrz warto było sprawdzić drogę. Nie chciał wystawiać dziewczyny na niepotrzebne niebezpieczeństwo.

Widoczność na dworze nie była najgorsza. Śnieg odbijał słabe światło dochodzące z karczmy, stanowił kontrast dla czarnych zabudowań i ludzkich sylwetek dookoła. Śnieżyca odchodziła w zapomnienie, tylko nieliczne płatki wciąż wirowały w powietrzu. Ustał też nieznośny wiatr. Aegnor nie dostrzegał niczego podejrzanego, poza wieśniakami. Ci którzy jeszcze żyli gapili się w niebo, reszta leżała tak jak upadła.

Aegnor wyszedł na zewnątrz. Zrobił kilka kroków przed karczmę jakby spodziewał się ataku. Rozejrzał się uważnie a potem też spojrzał w niebo.

Niebo przecierało się. Elf dostrzegł nawet pojedyńcze gwiazdy w miejscach, gdzie chmury rozstąpiły się, ukazując czerń nocnego nieba. Nic ciekawego nadal nie dostrzegał. Już miał wrócić do środka, gdy znajome mrowienie przeszło mu po kręgosłupie. Zamknął oczy, odetchnął kilka razy głęboko, a mróz zamienił wydychane przez niego powietrze w obłoczki pary. Czuł magię, gdzieś całkiem blisko. Dokładnie na wschód od karczmy. Duże, nieregularne źródło stale się przelewało, pulsowało. Obrócił głowę w tamtym kierunku. Nie dostrzegł jednak nic niepokojącego. Była tylko mgła, pełgajaca leniwie na granicy widoczności, oplatająca budynki i pojedyńcze drzewa gęstym całunem.

Elf ruszył powoli w kierunku miejsca skąd czuć było magię. Szedł powoli podązając w kierunku mgły. Ogarniał wzrokiem okolicę czekając na niespodziewane. Był zdziwiony całą sytuacją, lecz musiał mieć pewność że jeśli zabierze stąd Neth zagrożenie nie spadnie na nich jak grom z jasnego nieba.

Cisza i spokój. Otaczał go tylko martwy bezruch, śnieg i mróz. Po wkroczeniu w mgłę poczuł przejmujący chłód. Zatrząsł się jak osika i zrobił dwa kroki w tył. Zimno przestało być tak dokuczliwe, ponownie wracając do znośnego poziomu.

Nie podobało mu się to lecz nie miał wyjścia szedł do przodu. Zamierzał zrobić nie więcej jak ze sto metrów a potem wrócić do karczmy. Poruszał się powoli, jakby senność go złapała lub świat dla niego stał się szary i brudny. Twarz jego posmutniała a uśmiech znikł z jego twarzy. Oczy jakby straciły ten ogień i blask a zastąpił go smutek.

Ruszył więc dzielnie przed siebie, a kazdy krok stanowił wyzwanie. Im dalej zagłębiał się w mgłę, tym większy chłod odczuwał. Zimno parzyło skórę, zmuszając do zamknięcia oczu i walki o każdy oddech. Zacisnął szczęki i parł do przodu, szukając...sam nie wiedział czego. Magiczne echo otoaczało go ze wszystkich stron, coś jednak je tłumiło. Może ta cholerna mgła? Chcąc choć odrobinę podgrzać atmosferę Aegnor wymamrotał pod nosem formułę zaklęcia, którego używał nie tak dawno temu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Wokół elfich skroni zalśniła delikatna korona, utkana z blado pełgających ogników.

Cichy, prawie niesłyszalny dla ucha szelest po jego lewej stronie rozległ się mgnienie oka po rzuceniu czaru. Obrócił głowę w tą stronę i podbladł. Tuż przy nim stała człekopodobna istota jarząca się mdłym, błękitnym światłem. Czaszka zjawy zdawała się szczerzyć zęby ze szczęścia widząc zdziwienie elfa.



Błyskawicznym ruchem jej ręce wystrzeliły do przodu, łapiąc głowę Aegnora długimi, zaopatrzonymi w zakrzywione czarne szpony paluchami. Paznokcie zagłębiły się w jasną skórę, zgrzytając boleśnie o kości czaszki i wywołując eksplozję bólu.

Ból był czymś nowym w życiu elfa. Uczył się go a każda lekcja sprawiała że stawał się silniejszy. Ból fizyczny jednak bywa inny od psychicznego, i to tego pierwszego tak naprawdę bał się się Aegnor. Zachwiał się i upadł zaskoczony na kolano, że tak łatwo dał się “oszukać” i “pokonać”. Ogień zapłonął w jego oczach. Powiadają że nienawiść dodaje sił, i to była prawda. Korona zapłonęła mocniej a Aegnor spojrzał w górę i rzekł:

- Odejdź precz istoto nienależącą do tego świata. Nie boję się Ciebie. Odejdź lub przepadniesz na wieki - warknął Aegnor zaczynając inkantować zaklęcie zwane Ognistą Kulą.

Ciałem upiora wstrząsnął dreszcz. W głowie Aegnora rozległ się denerwujący, szeleszczący dźwięk, jakby wiatr poruszał zeschniętymi liśćmi. Dopiero po dłuższej chwili doszło do niego że stwór się śmieje. Od niechcenia machnął pazurzastą dłonią, a ogień wokół elfa zgasł, ponownie pogrążając go w przeraźliwym chłodzie

Tylko na tyle cię stać? Żałosne - istota przekrzywiła głowę. Spomiędzy jej szczęk wydostał się obłok miglotliwej mgiełki. Niemożliwe było by to coś wydawało z siebie jakiekolwiek dźwięki, elf jednak słyszał wyraźnie jak przemawia do niego - Możesz uciekać, nic ci to nie da. Źródło jest moje, należy mi się. Nie zmienisz tego, co dawno temu zostało zapisane na kartach księgi Losu.

Aegnor milczał, uparcie próbując rzucić jakiekolwiek zaklęcie. Istota jednak w dziwny sposób niwelowała wszelkie jego starania.

Robaki - prychnęła z pogardą, pochylając się nad elfem i zbliżyła czaszkę do jego twarzy - Tyle w was determinacji, nawet w obliczu nieuchronnej porażki nie przestajecie próbować...

Zamilkła na chwilę, przypatrując się uważnie czerwonowłosemu. Ręce zimniejsze ponad wszelkie wyobrażenie ujęły czule jego twarz, skóra w kontakcie z nimi zapiekła, z gardłą wydobył się syk.

Pozdrów ode mnie Źródło - upiór zamarł, by mgnienie oka później zaatakować, zagłębiając zęby w twarzy Aegnora. Elf wrzasnął...

...i rozejrzał się dookoła pełnym strachu spojrzeniem. Serce waliło mu jakby chciało wydostać się z piersi, oczy łzawiły. W pierwszym momencie nie wiedział gdzie się znajduje. Potrzebował odetchnąć głęboko kilka razy, by zorientować się, że klęczy na samej granicy mgły. Z tyłu dolatywało do niego słabe światło wydobywające się z okien karczmy.

Klęczał na śniegu, przyciskając dłonie do twarzy. Po zjawie nie pozostał żaden ślad, nie był ranny. Ponownie wyczuwał ogień, rozlewajacy się przyjemnie wewnątrz ciała. Wszelkie ślady magii, do tej pory przelewajace się we mgle rozpłynęły się. Nie pozostało kompletnie nic. Była tylko mroźna zima, strach i halucynacje z obłąkania.

Aegnor nie wiedział co zrobić. Stał tak na mrozie i marzł. Czekał. Milcząc a łza spływała mu po policzku. Elf postanowił poszukać stajni, konia. Czymś na czym można było się wydostać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 21-06-2013, 19:18   #105
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
[Karczma, zanim von Monteur zabrał głos]


- Towarzyszu.. - Felix powiedział poważnie do czarnoskórego opatrującego jego ramię starając się ze wszystkich sił zebrać myśli - ...uważaj na swoje myśli i nie ufaj oczom. Cokolwiek tu się dzieje chce nas omamić. Mnie już po raz kolejny dzisiaj starało się przeciągnąć. Drugi raz zawiodło. Tego nie da się wytłumaczyć zmęczeniem.

Spojrzał Ikołaibowi prosto w oczy.
- Jeżeli Oni tu są musimy dokonać odwrotu, pieprzyć zadanie dla Belfra. Tu nie jest bezpiecznie, a stwory i mutanty chaosu to nasze najmniejsze zmartwienie jeżeli mam rację.
Młodzieniec uśmiechnął się nieznacznie patrząc na powaloną bestię. Naprawdę, nie uwierzyliby w domu gdyby wrócił z popiersiem takiej bestii jako trofeum do zawieszenia na ścianie. Trofeum godne Wybrańca Sigmara. Kątem oka jednak obserwował sytuację między Andreą a chromolonym elfem. Morr jeden wie co tam między szpiczastymi uszami siedzi.

Ikołaib spojrzał na towarzysza wymownie, widząc jak ten próbuje z całych sił pozostać przy zdrowych myślach. Po chwili refleksji i ocenieniu sytuacji:
- Musimy zignorować spiczastych - powiedział szeptem. - Na zewnątrz pogoda nie sprzyja rychłej ucieczce. Zostaje piwnica, ale Sigmar wie na co piekielnego możemy tam trafić. - dopowiedział już normalnym głosem. Starał się zachować pozory spokoju, ale ciężko opanować było adrenalinę zdarzeń tamtego wieczora.

Młodzieniec zaśmiał się krótko i cicho chociaż sytuacja nie była do śmiechu. Ignorowanie szpiczastych.. całkiem niezłe zajęcie, gdyby nie pewien drobny szkopuł.
- Z chęcią, ale szpiczasty czy nie każdy miecz i łuk się przyda. Zresztą. Zajmij się lepiej dziewuszką, wygląda gorzej ode mnie.

Wtedy, doszedł do niego sens słów olbrzyma który mówił gdzieś z boku. Jego najgorsze obawy zaczęły powoli się spełniać. “Oni tu byli”. Wściekłość powoli zaczęła się w nim wzbierać, a wyraz irytacji zawitał na jego twarzy której oczy nie spuszczały tego co działo się przed nim, a mianowicie konwersacji między drzewolubem, a dziewczyną.. Na wpół warknął na wpół wymamrotał bliżej nierozpoznawalne przekleństwo w elfim. Oni tu byli, a gdzie było paru tam byli i Oni, lub Im podobni!

Dziewuszka pomocy nie potrzebowała, pomocne dłonie chętne do opatrywania znalazła bez problemu. Ikołaib i Felix ujrzeli, jak dziewka podchodzi wolnym krokiem do elfa, coś szepce mu na ucho, a potem znanym już sposobem gryzie w usta. Po chwili para rozdzieliła się, Andrea udała się prosto na górę, długouchy pokręcił się chwilę przy barze po czym pognał za nią. Widocznie mu się spieszyło.

Felix spojrzał rozbawionym wzrokiem na Ikołaiba po czym wzruszył ramionami.
- Wygląda na to, że znalazła dość nietypowe lekarstwo, nie sądzisz? - zapytał pro forma odciągając myśli od jakże nieprzyjemnego tematu... tematu tych-których-być-nie-powinno.
Nie doczekał odpowiedzi. Nagła przemowa Herpina przykuła jego uwagę. Jak by nie patrzeć, człowiek w końcu zaczynał mówić jak człowiek.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 22-06-2013, 12:43   #106
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Tup tup tup po śniegu... (Aegnor)


Stajnie znalazł bez problemów, znajdowała się tuż przy zajeździe. Mała, niechlujnie sklecona przybudówka w połowie zasypana śniegiem sprawiała smętne wrażenie. Aegnor widział w swoim życiu wychodki prezentujące się lepiej. Tylko ktoś zdesperowany zostawiłby tam swojego wiernego wierzchowca. Nierażony podbiegł do wrót i pociągnął za nie. Rozległ się jęk dawno nieoliwionych zawiasów, a w jego nozdrza uderzył odór. Wszystkie zwierzęta w środku wyrżnięto. Starannie, wręcz pedantycznie, poodcinano im łby, a truchła ułożono karnie jedno obok drugiego. Po głowach nie było najmniejszego śladu. Elf zacisnął pięści w bezsilnej złości. Znajdzie sposób na szybkie opuszczenie tego przeklętego miejsca, choćby miał wynieść dziewczynę na plecach. Czas działał na ich niekorzyść, potrzebował więc pomocy. Jedyną osobą, która przychodziła mu na myśl był jego elfi brat. Tak, on na pewno będzie wiedział co robić.
Wrócił biegiem do karczmy, rozglądając się gdy tylko przekroczył próg. Aslandira nie było, ale nie to zaniepokoiło młodego elfa. Z żywych widział tylko jednego z niziołków i blond elfa, którzy z zaciętością walczyli z wybitym oknem. Próbowali je czymś załatać, ograniczając dzięki temu dostęp zimnu z zewnątrz. Pochlali się ku sobie mamrocząc coś i wymieniając się uwagami. Całkowicie pochłonięci tym zajęciem nie zwracali uwagi na to, co działo się dookoła. Martwy, trójgłowy potwór leżał tam gdzie leżał, tak samo jak truchła ludzi. Brakowało ludzi i drugiego niziołka, a przede wszystkim brakowało Neth. Przerażony wpadł na zaplecze, ale tam również nie było żywego ducha, nie licząc zmaltretowanego psa. Aegnor podszedł do niego i wziął zwierzaka na ręce. Gdy tylko dotknął skudłaconej sierści, poczuł znajomy dreszcz. Dziewczyna wciąż tu była, co do tego miał stuprocentową pewność. Wyczuwał jej obecność pod swoimi stopami.
Zejście po drabinie z psem przewieszonym przez ramię do łatwych wyczynów nie należało, elf jednak miał dużo szczęścia i samozaparcia. Co prawda poślizgnął się na przedostatnim stopniu, lecz udało mu się nie spaść. W piwnicy ujrzał rozwleczone po całym pomieszczeniu i dość profesjonalnie zmasakrowane szczątki zwłok. Nie miał jednak czasu na badanie ich dokładniej. Głupi ludzie najwidoczniej postanowili zabrać mu rudowłosą i ukryć gdzieś pod ziemią. Drugi pomysł był bardziej ponury. Wszyscy chcieli Neth dla siebie. Może należeli do jakiejś sekty, kto mógł tak do końca wiedzieć?
Po raz drugi tego dnia zaczął schodzić po kamiennych schodach, pstrykając palcami i wysyłając ogniki by oświetlały mu drogę. Przycisnął mocnej psa do piersi. Ten nawet nie zareagował, jego oczy pozostawały zamknięte. Oddychał coraz słabiej, był też coraz chłodniejszy.
Aegnor ruszył biegiem w dół.


Tup tup tup pod ziemię...(Viggo, Herpin, Felix, Ikołaib, Tupik)


Przygotowanie pochodni nie zajęło wiele czasu. Wszyscy znaleźli się w piwnicy, nim ktokolwiek zdążyłby odliczyć od jednego do stu. Jakby niepewnie wpatrywali się w tajemnicze zejście. Kamienne schody pokrywał kurz, w którym wyraźnie odcisnęły się ślady stóp, prowadzące w górę i w dół. Ten sam rodzaj obuwia i wielkość stopy, wskazują że ktoś wyraźnie pierw zszedł na dół by wrócić na górę. Drugie, zdecydowanie mniejsze odciski powtarzały taki sam schemat. Przejście było dość szerokie, by zmieścił się w nim dorosły człowiek, nawet taki postury córki karczmarza. Ciemność jaka tam panowała sprawiała, że nie dało się przeniknąć jej na dalej niż metry w dół, lecz dzielna kompania miała przy sobie pochodnie, które skwapliwie odpaliła, rozjaśniając panujący na dole mrok. Wytarte stopnie ciągnęły się w dół dobre kilkanaście metrów i kończyły się wąskim korytarzem, idącym lekko w dół. Zarówno podłoga jak i ściany były kamienne. Idąc do przodu mieli wrażenie, że drgają i falują, raz przybliżając się do siebie, raz oddalając, niezdecydowane czy zgnieść wędrowców już teraz czy jeszcze chwilę poczekać. Powietrze przesycone było wilgocią i chłodem podziemi, lecz nie był on specjalnie mroźny. Ich oddechy zmieniały się w delikatne obłoczki pary, lecz szczypiącego zimna na skórze nie odczuwali. Droga tunelem ciągnęła się w nieskończoność. Nie mogli pozbyć się uczucia, że stoją w miejscu, że ktoś ich obserwuje. Drgające ściany mamiły wzrok. Przemykały po nich niepokojące kształty, przypominające twarze. Rozgniewane, przerażone, wykrzywione bólem. Oblicza dzieci, starców i kobiet - dziesiątki twarzy osaczały ich, niczym wataha wilków. Niektórym towarzyszyły torsy i ramiona, innym same dłonie.


Im bardziej których z wędrowców próbował się im przyjrzeć, tym szybciej się rozmywały, by pojawić tuż na granicy wzroku, gdy tylko odwrócili głowy. Doszli w końcu do rozwidlenia. Mieli do wyboru - iść w prawo lub w lewo. Trzecią drogą była droga powrotna. Stali tak przez dłuższy moment, nie mogąc się zdecydować. Nie ważne czego by nie wybrali, jeżeli chcieli iść dalej musieli ustalić kolejność. Oba korytarze były węższe od tego, którym dotąd się poruszali i pozwalały przechodzić tylko "gęsiego".
Nawet nie wiedzieć kiedy dołączył do nich czerwonowłosy elf, niosący na rękach psa. Mężczyzna dyszał ciężko, widocznie aby ich dogonić biegł całą drogę.



Łup łup łup o siebie... (Andrea i Aslandir)

Tymczasem w pokoju na piętrze rozgrywała się potyczka zupełnie inna od tego, do czego przyzwyczaił się Aslandir. Za zamkniętymi drzwiami starły się ze sobą dzika pasja i namiętność. Zarówno on, jak i Andrea mieli podobne gusta, toteż zabawa trwała długo, przerywana jedynie krótkimi momentami na złapanie oddechu, zwilżenie gardeł i rozmowę. Żadne z nich nie chciało mówić za dużo o sobie, próbując jednocześnie wyciągnąć jak najwięcej informacji o tym drugim. W tym też byli podobni. Nim zmorzył ich sen zdążyli porządnie nasycić się sobą. Elfie plecy zostały przeorane paznokciami od karku aż po pośladki, brudząc krwią zarówno łóżko, jak i kasztanowowłosą kobietę. Andrea zaś mogła pochwalić się kolekcją całkiem sporych i dość malowniczych siniaków, rozmieszczonych na całym ciele. Gdy dodawało się do tego ślady po ugryzieniach, również będące dziełem Aslandria, cóż... lepiej wyglądałaby gdyby dopadł ją gor.
Nie przejmując się bałaganem, którego narobili i tym, że ich obecność musiała zostać niezauważona, jak gdyby nigdy nic nakryli się kocem i poszli spać.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 22-06-2013 o 12:52.
Zombianna jest offline  
Stary 22-06-2013, 13:09   #107
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Zdecydowali.

Ruszyli powoli, ostrożnie stąpając po kamiennych stopniach. Ślady w pyle zalegającym na ziemi wskazywały, że z korytarza korzystano całkiem niedawno. Zapewne jeden trop należał do czerwonowłosego elfa, drugi, drobniejszy, mógł należeć do dziewczyny, którą stąd wyciągnął. Oznaczałoby to, że sama zdecydowała się zejść na dół. Dziwne.

Viggo prowadził. Kiedy grupa nie mogła się zdecydować kto najbardziej ryzykując ma iść na przedzie, Magnus westchnąwszy tylko ciężko bez słowa ruszył w czeluść wiodącego w dół tunelu.

Już spokojniejszy, ale wciąż nabuzowany walką szedł z pochodnią w mierzącej w mrok przed nim lewej ręce, stylisko topora ściskając w prawej. Wzdrygnął się, kiedy po raz pierwszy dojrzał oblicza w ścianach i suficie, jakby uwięzione tutaj duchy tragicznie zmarłych ludzi. Może to ofiary szalonego karczmarza lub podobnych trzygłowej bestii demonicznych stworzeń? Może jaki kult oddający cześć mrocznym bogom zakorzenił się we wsi i składał ofiary z nieświadomych zagrożenia podróżnych?

A może to zmęczony wydarzeniami na górze umysł płatał figle i twarze w ścianach to jeno ułuda?

Do dłużącej się w nieskończoność drodze w dół dotarli do rozwidlenia. Viggo poświecił pochodnią w każdy z biegnących na boki korytarzy, jednak nie dostrzegł wskazówek mających sugerować kierunek dalszego marszu.

Usłyszał ciężkie kroki za nimi. Obrócił się, przyświecając pochodnią.
- Byłeś tu wcześniej. - Bardziej stwierdził, niż zapytał czerwonowłosego elfa. - Którędy dalej? Gdzie znalazłeś dziewkę?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 23-06-2013, 02:04   #108
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Gdy ogromne psisko padło z hukiem na dechy, Tass miał nadzieję, że to już koniec. Tak też się wydawało bowiem psina nie dawała żadnych oznak życia. Niziołek jeszcze chwilę celował do padliny, gdy ze schodów zbiegł Tupik, jak to on pełen buzującej w nim adrenaliny po starciu. Wiedział, że teraz jego przyjaciela będzie wszędzie pełno. Karczma została zdemolowana, izba wręcz doszczętnie zniszczona, za to przez otwór powstały po oknie do wnętrza zaczęło wdzierać się przenikliwe kłujące zimno z zewnątrz. Szybko ruszył pomóc złotowłosemu elfowi, z którym jeszcze do niedawna przebywał na dworze. Załatali okno po jakimś czasie, gdzieś tam w tle przewinął się Tupik próbujący pomóc. Gdy Tass się w końcu odwrócił doznał szoku. On, Earanor i kapitan straży zostali sami w izbie. Reszta się gdzieś porozłaziła, w tym jego przyjaciel. Ledwo co się spotkali po latach rozłąki, a ten już go zostawił. Niziołek wyraźnie wycieńczony dzisiejszymi wydarzeniami, poddał się wewnątrz. Powłóczył nogami do kominka i usiadł przy nim wpatrując się w ogień. Avro niczym cień wyrósł obok niego i niziołek potulnie poczochrał go po głowie. Wtulony w swego towarzysza spojrzał jeszcze raz w wesoło skaczące płomyczki, po czym wyjął pistolet zza pazuchy. Broń była prosta, bez zbędnych zdobień o które tylko mogła by się zahaczyć przy wyciąganiu zza pazuchy.
Tass po raz pierwszy poczuł jak bardzo jest zmęczony życiem. Zawieja, trupy, rasizm, trójgłowe demony, ludzie którzy nie odczuwają bólu i nie umierają choć powinni, spotkanie i natychmiastowe rozstanie z przyjacielem. Męczyło to tak bardzo, że mimowolnie wylot lufy z broni Tassa znalazł się naprzeciw jego skroni. Zimny metal dotknął skóry Niziołka, ten aż zadrżał na samą myśl o tym, co zamierzał zrobić. Wystarczyło już tylko nacisnąć spust by osiągnąć spokój.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline  
Stary 25-06-2013, 11:26   #109
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Agenor ruszył w pęd za dziewczyną, trzymając psa na rękach. Był już zmęczony a krople potu spływały mu po czole. W dodatku to wszystko go przerastało, i znów te potworne podziemia. Był już tam raz i liczył że więcej tutaj nie wróci. Niestety tak się nie stało. Koszmarne wspomnienia wróciły. Cienie, mknące po ścianach chcące dopaść i pochwycić w mroczne swe macki znów stanęły Aegnorowi przed oczami. Biegł tak sam a ściany znów zdawały się ożywiać. Znów twarze zaczęły mu majaczyć przed oczami, zasiewając strach i grozę w sercu elfa. Ten bał się. Nie mógł powiedzieć że nie, lecz obietnica dana Neth dodawała mu sił i odwagi, której tak bardzo potrzebował. Biegł przed siebie aż w końcu “wpadł” na ludzi. Jeden z nich spojrzał na rudowłosego i zapytał bez ceregieli:
- Byłeś tu wcześniej.

Aegnor spojrzał na Viggo i odpowiedział:
- Dziewczynę znalazłem po prawej stronie. Tam były jakieś cele. Wszystko było w wodzie Tam czaiło się zło, coś co nie chciało bym wyszedł stamtąd żywy. Nigdzie więcej nie byłem... bowiem gdy odnalazłem Neth, czułem że muszę ją na górę zabrać.

- Zatem możemy pójść w przeciwnym kierunku
- Viggo raz jeszcze spróbował rozproszyć ciemność we wspomnianym korytarzu. Równie bezskutecznie. - jakby co wrócimy i sprawdzimy cele, o których mowa... - zaproponował.

Elf kiwnął głową:
- Jestem za..choć sądzę że dla naszego dobra musimy uciec stąd jak najdalej - dodał

Zamierzał iść tuż koło Viggo. Nie chciał by komuś stała się krzywda.
- Dosyć gadania po próżnicy. Chodźmy. - Sprawdził, czy rzemień na którym wisiał garłacz pozwala na błyskawiczne podniesienie lufy w razie potrzeby. Z wyciągniętym daleko przed siebie ramieniem, w którym dzierżył pochodnię zanurzył się w lewej odnodze korytarza. Szedł powoli wypatrując niebezpieczeństwa w postaci nagłego ruchu, albo znaków świadczących o zastawionej pułapce.
- Zachowajcie kilka kroków odstępu - polecił nie chcąc, by ktoś przez nieuwagę wepchnął go prosto w zauważoną pułapkę, kiedy będzie przyglądał się podejrzanemu miejscu.

Elf ruszył więc również jako jeden z pierwszych. Cały czas w myślach przywołując różne to czary, a jednym z pierwszych miała być Ognista Korona. Czary ofensywne mogły tu zabić wszystkich toteż elf upomniał się w duchu by ich nie używać. Szedł, lecz czuł że ręce odmawiają mu powoli posłuszeństwa. Spojrzał na towarzyszy i poprosił:
- Możecie wziąć psa ode mnie...jeżeli dojdzie do walki będę potrzebował obu rąk - rzekł
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 27-06-2013, 10:55   #110
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Schodząc po drabince Tupik czół , że o czymś zapomniał. Łapki szybko powędrowały po ekwipunku : "Proca – jest, kule są, mieczyk, tarcza też... głowę mam, prowiant na miejscu, zioła są, pochodnie są... Kurcze czego zapomniałem? Torby podróżnej i juków? No przecież nie będę ich targał w podziemiach , zostawiłem je z Tassem, aby były bezpieczne... czegoś mi brakuje... czego?”

Burzę myśli przerwało nagłe olśnienie, pacnął się w głupią łepetynę i szybko, póki jeszcze drużyna nie odeszła za daleko wrócił się po Tassa. Zastał go w jakimś dziwnym otępieniu. Wiedział, że broń palną należy sprawdzać, ale nigdy nie zgadłby, że służy to tego czyjaś skroń. Korzystajc z chwilowego otępienia kamrata, pojawiając się tuż przed nim, najpierw delikatnie odsunął lufę od jego skroni potem uderzył otwartą dłonią w twarz halflinga. Chwilę później podobnież uderzył w swoją, aby nie myślał, że sprawiło mu to przyjemność.

- Zbieraj dupsko, idziemy załatwić maszkary raz a dobrze. W podziemiach muszą być odpowiedzi na co innego pilnowała by ich chmara trupów? Zresztą po tobie się nie spodziewałem, że tak szybko odpadniesz. - powiedział z przekąsem mając nadzieje, że rozrusza tym nieco towarzysza. Dodając nieco ciszej – Chcesz dać satysfakcję tym co cię od lat ścigają i ukrócić im trudów, oraz sprawić, że cała ta ucieczka i tułanie się na darmo?

Pomógł wstać kompanowi po czym pociągnął go za sobą w stronę tunelu. Nie było czasu ,usieli dogonić resztę ekipy i trzymać się razem. Był w tym chociaż cień nadziei , że przeżyją.

Zdążyli dobiec gdy ekipa kończyła dyskusje nad wyborem drogi. Jeszcze usłyszał jak elf prosił o poniesienie psa a Tupik dobrze zdawał sobie sprawy, że miotając z procy za wiele nie pomoże, zwłaszcza , że na drodze do ewentualnego celu miał tych których utrafić przypadkowym kamieniem nie chciał. Wziął od elfa delikatnie psa martwiąc się jego kondycją

Nie przeżyje długo jeśli nie zakończymy na nim operacji – stwierdził krótko i jedyne co mógł zrobić to posmarował zwierzaka swoimi maściami.
 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172