|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-09-2017, 09:12 | #291 |
Administrator Reputacja: 1 | Wilhelm nie miał pod ręką stada czeladzi, by siłą wymusić szacunek dla swej osoby i swego nazwiska. A nawet gdyby miał, to i tak nie zdecydowałby się na zwiększenie panującego dokoła zamieszania. A w obliczu bijącej zza drzwi niechęci i nieuczyności lepiej było wynieść się, lub poczekać na straż miejską, która prędzej czy później musiała się zjawić. I z pewnością zjawiłaby się szybciej, niż napastnicy wpadliby na pomysł, że można spalić cały kwartał i pozbyć się wszystkich - tak ściganych, jak i świadków. Nie mówiąc już o tym, że taka metoda byłaby dość zawodna... Okazało się jednak, że istniała inna droga ucieczki - dla tych, co mogą iść, a do tego grona nie zaliczał się ani Wilhelm, ani Santiago, a po tym, co spotkało tego ostatniego, młody mag nie odważył się powierzyć swej nogi chętnym dłoniom Bodo... - Mam w plecaku jakąś koszulę - powiedział. - Niech kto złamie tę strzałę, a potem usztywnimy nogę kawałkiem jakiegoś drąga. I pokuśtykam. |
02-09-2017, 21:16 | #292 |
Reputacja: 1 | Elmer zawahał się widząc postać. Czyżby to była kolejna pułapka? Nie wiedział tego ale postanowił zaryzykować. - Chopy znalazłem wyjście! - krzyknął w stronę towarzyszy, a potem zapytał zamaskowaną postać - Ktoś ty? |
03-09-2017, 23:03 | #293 |
Reputacja: 1 | Dzielny Bodo spełnił prośbę cudzoziemskiego towarzysza. Ten, mimo że spodziewał się bólu, nie przewidział jednak, że będzie bolało aż tak mocno. Najpierw szło nieźle, ale parę chwil później Santiago miał wrażenie, jakby jakiś piekielny ogar odgryzał mu ramię. Zaciskając zęby na zwitku płótna opatrunkowego tylko jęknął, po czym wywrócił oczami do góry i zapadła ciemność. Otworzywszy oczy ujrzał nad sobą znajomą szlachetną, a przede wszystkim troskliwą twarz swojego opiekuna. Wiedział, że wszystko będzie dobrze i żył będzie - przecież zajął się nim nie kto inny, tylko Bodo Wanker! Ten, który się strzałom nie kłaniał, a zbójców samym spojrzeniem (powiadają też, że oddechem) przepędzał. I wtedy usłyszał ten głos. Głos, którego nie mógłby pomylić z żadnym innym głosem. - Karelia... - Westchnął. - Już mi lepiej. - Rzekł do swego wybawcy i zerwał się na równe nogi gotów iść w stronę, z której dochodził go anielski głos. Nogi jednak ugięły się pod nim i zmuszony był wesprzeć się na mocarnym ramieniu Herr Wankera.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
05-09-2017, 11:45 | #294 |
Reputacja: 1 | - Chyba macie mały kłopot - stwierdziła Karelia bez cienia uśmiechu na twarzy. - Na szczęście była w okolicy i się zorientowałam, że chodzi im o Was. Macie może pojęcie kto to jest? Gdy wszyscy zeszli do piwnicy, poprowadziła grupę przez podziemia, składające się z zaledwie trzech pomieszczeń, w których lokatorzy składowali swoje graty i zatrzymała się pod okienkiem, wychodzącym na ulicę, po przeciwnej stronie zabudowań, niż brama, przez którą weszli. Wskazała na otwarty lufcik, po czym wpięła się zwinnie w górę, ukazując awanturnikom czekającym na dole swój zgrabny tyłeczek w ściśle przylegających spodniach. - Tędy. Na ulicy panowała cisza. Gdy wszyscy już wyszli, Fraulein Maitner poprowadziła grupę ulicami między domy, aby po chwili skręcić gdzieś w boczną alejkę. Po chwili wszyscy, nawet Berwin stracili orientację, a Karelia kluczyła przez dobre pół klepsydry, co chwila nasłuchując i rozglądając się. W końcu stanęli pod bramą jakiejś trzypiętrowej kamienicy. - Tutaj mieszka Aldebrandt. Myślę, że będziecie mogli się tu ukryć przez jakiś czas, aż zamieszanie przycichnie - oznajmiła, prowadząc grupę na drugie piętro. Stanęła przed drzwiami do mieszkania zlokalizowanego od strony podwórza. Drzwi nie były zamknięte, wiec nacisnęła klamkę i wpuściła wszystkich do środka. Oczom awanturników ukazał się zrujnowany pokój. Wszystkie sprzęty były powywracane, a ich zawartość rozrzucona na podłodze. Drugie pomieszczenie, mieszczące biurko i łóżko wyglądało podobnie. - Nie wiem co się tu stało. Przyszłam do Aldiego, ale zastałam mieszkanie w takim stanie - oznajmiła dziewczyna. - Aldebrandta nie było, więc ruszyłam na jego poszukiwanie i wtedy natrafiłam na tych dwóch łuczników, którzy za Wami szli. Jak zrobiło się gorąco, znalazłam drogę ucieczki. |
06-09-2017, 15:56 | #295 |
Administrator Reputacja: 1 | Wilhelm rozejrzał się po pomieszczeniu. Albo Mössbauer lubił bałagan i nie zatrudniał sprzątaczki, albo też ktoś dokładnie przeszukał tu wszystko. Mag ustawił normalnie jedno z krzeseł, a potem usiadł na nim, co nie obyło się bez syknięcia z bólu. - Powiadają, że raz przeszukane miejsce jest najbezpieczniejsze - powiedział. - Mösbauer nie żyje. - Bez owijania w bawełnę przedstawił najgorszą informację. - Zapewne tu go złapali, a można przypuszczać, że jego zabójcy postanowili zapolować również na nas. Na szczęście, nasze oczywiście, nie do końca im się to udało. - Wiesz może, gdzie tu można znaleźć medyka? - spytał. |
08-09-2017, 09:50 | #296 |
Reputacja: 1 | Nieszczęścia chodzą nie tylko parami, ale także trójkami i czwórkami. Berwin jakąś ponurą pewnością czekał, aż przyjdzie do nich straż i oskarży o włamanie i zabójstwo Mössbauera. Jeśli Karelia chciała ich wrobić, to świetnie jej szło. Tylko ... po co miałaby ich wcześniej ratować? - Zaczynam gonić w piętkę. - mruknął pocierając dłonią czoło i odruchowo sięgając po fajkę. - Jak zrobili taki bajzel, to znaczy że czegoś szukali. Ciekawe czy znaleźli? Zastanawiał się obchodząc pokój i szukając jakichś miejsc, gdzie możnaby coś ukryć. Nadepnął nogą na deskę podłogi sprawdzając, czy któraś nie jest poluzowana. - Dalej chłopaki. Może nam się poszczęści. Stwierdził przechodząc do sąsiedniego pokoju i obstukał biurko. - Połóżcie Wilhelma do łóżka. Niech zazna odrobiny luksusu. Rzucił zaglądając po biurko i stojące nieopodal łóżko. |
08-09-2017, 17:57 | #297 |
Northman Reputacja: 1 | Bodo dreptał za wszystkimi. Ciążyło na duchu przekonanie, że coby nie było, to i tak będzie jak być miało. Księżyc świecił we mgle a on wspominał szczęśliwe chwile z młodości sielskiego sioła... Laj.. laj... laj... W mieszkaniu nieboszczyka Mossbauera, Wanker uważnie przyglądał się zabiegowi panicza Wilhelma, jakby się upewniał, że Koza'u'Woza wie co robi. Z troską własną śliną otarł paluchem krew z policzka panicza von Dohna. - Do weseliska siem zgoi. - pocieszył. Potem przypomniał Maitnerównie o rzyci Ehrla. Położył się w kącie obok Szczekusia i przymknął oczy, aby zasnąć. - Co ma być to bedzie Szczeku. Wyżej ogona nie podskoczysz...
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
08-09-2017, 18:18 | #298 |
Reputacja: 1 | Gdy sytuacja się uspokoiła szare komórki Elmera (a nie było ich wiele) zaczęły intensywnie pracować. Coś tu mu śmierdziało i nie były to onuce Bodo. Raz że łuczników było za mało na taką grupę, by ich wykończyć, a dwa ta panienka Karelia zjawiająca się nie wiadomo skąd i cudownie wyprowadzająca ich z zasadzki. Czarodziej spojrzał na Berwina i wiedział już że jego kompan ma rację, napastnicy szukali czegoś, a skoro tego nie znaleźli to pomyśleli że my to mamy. Jeśli panienka Karelia jest z nimi w zmowie, a może być, to pewnie chce wybadać ile wiemy i co posiadamy. |
08-09-2017, 19:45 | #299 |
Reputacja: 1 | Tymczasem Santiago coraz bardziej blady na licu podążał w stronę Fräulein Meitner w uniesieniu, a stopy jego odrywały się od ziemi. Złośliwy stwierdziłby, że to dlatego, że dzielny Bodo musiał go bardziej nieść, niż ten szedł sam, ale przecież de Ayolas otoczony był przez życzliwych mu przyjaciół. Z dalszej drogi niewiele pamiętał. Widział tylko jaśniejącą postać Karelii, której sylwetka przypominała mu... tak, teraz już był pewien! To sama Myrmydia zstąpiła na ten ziemski padół, aby ochronić Estalijczyka o szlachetnym sercu! Gdy tylko zdał sobie z tego sprawę poczuł przeogromną radość, a błogość zgościła na jego twarzy. Trwałby tak na wieki, gdyby nie usłyszał głosu najwierniejszego z jego nowych przyjaciół - odważnego Herr Wankera. - Kończ wreszcie i kuśkę schowaj, zanim panienka krzyku narobi. I obacz jak lejesz cobyś portek i butów nie zmoczył, paniczu Legolas. Świadomość odzyskał w jakimś domu, a trzeba przyznać, że bałagan panował tam okrutny. Santiago zupełnie to nie przeszkadzało, bowiem wpatrywał sie jak urzeczony w pannę Meitner, aż szyja go rozbolała. Miał chęć rozmasować zdrętwiały kark, gdy nieopatrznie sięgnął nie tą ręką, co trzeba i syknął porażony falą bólu. Wtedy Karelia poświęciła całą swoją wdzięczną uwagę wyłącznie jemu. Pod jej delikatnymi paluszkami Estalijczyk miękł niczym glina, co nie dotyczyło jednak miejsca, o którym dobrze wychowanym kawalerom nie wypada mówić w towarzystwie damy. Utonąwszy w jej ogromnych, cudownych i niezapomnianych zielonych oczach nie zauważył nawet, kiedy igła wbiła się w skórę ramienia, by wprawnie połączyć nicią brzegi rany. Ból okazał się nie tak porażający, jak spodziewał się właściciel ramienia, ale ten i tak postrzeliłby się raz jeszcze, byle ta wspaniała sanitariuszka mogła go pielęgnować. Nie trzeba dodawać, że maślane oczka de Ayolasa nie nadawały się do poszukiwania śladów przeoczonych przez tajemniczych sprawców bałaganu. Zresztą - jakiego bałaganu? Przecież wszędzie były tylko te wielkie zielone oczy...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
08-09-2017, 20:05 | #300 |
Reputacja: 1 | Durbein pokuśtykał nieładnie do środka. Dupa go bolała, tak bardzo-bardzo, jak można się było spodziewać po strzale wbitej prosto w zadek. Zaczął niemrawo stękać. - Mi też pomożecie dobra pani? - popatrzył z nadzieją na Karelię. Oglądaniem pokoju się nie przejął, nawet chyba nie zorientował się, że mieszkał tu jego pracodawca nieboszczyk. |