Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2018, 16:06   #61
 
Leokacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Leokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie coś
- Dobra, Wungiel, dość tej farsy. Pokazaliście, że do pewnego stopnia można jednak Wam ufać. - Grisza bez skrępowania spoglądał na świeże ślady bójki na twarzy krasnoluda, nie dając jednak po sobie poznać co naprawdę o tym myśli. - Dokończmy to, cośmy zaczęli. Dowieziemy wóz na miejsce i posiedzimy miesiąc. A potem... Zobaczymy.

Nie obchodziło go już specjalnie co jest w beczce. To wszak wyjdzie na miejscu, prędzej czy później. Pragnął pozbyć się znielubianego towarzystwa i ruszyć w drogę. Perspektywa spędzenia spokojnej nocy w łóżku była niezwykle kusząca, a zaczynał powoli wierzyć, że ten spokój jest możliwy...
 
Leokacy jest offline  
Stary 24-08-2018, 21:13   #62
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
- Szkoda, że nie mogę wam powiedzieć tego samego, kwiatuszku – krasnolud mówił niewyraźnie, jakby wargi i język miał równie spuchnięte, co twarz. Dopiero po chwili wyłapali drugie dno w jego wypowiedzi. – Mam tam bulion mojej babci Grimeldy, gotowany na kości wołowej. Niebo w gębie. Poproś Navarra, może ci odleje trochę.

Kulinarny temat przerwał Grisza. Wungiel zerknął na niego jednym okiem, po czym zaczął złazić niezgrabnie z wozu, krzywiąc się z bólu.

- No, i doczekałem się. W końcu mówisz rozsądnie. Za miesiąc się zobaczymy.

Bez pożegnań odwrócił się i ruszył w drogę powrotną na nogach.

* * *

Dymitr nie znalazł niczego, co nadawałoby się do zjedzenia, na szczęście na wozie były zapasy, z których – jak wiedzieli – mogli korzystać. Jeszcze tego samego dnia minęli miasteczko, którego nazwy już nie pamiętali. Kolejnego dnia nikogo nie spotkali na szlaku, ledwo widoczna droga wiodła wśród traw, blisko krawędzi lasu. Przed nimi wznosiły się Czarne Góry, zasłaniając horyzont.

Wczesnym popołudniem dotarli do wioski Zalesie, o której wspominał Wungiel. Przywitały ich ujadające kundle biegające między walącymi się drewnianymi ruderami i podejrzliwe spojrzenia rzucane przez kilku wieśniaków zza półprzymkniętych drzwi. Oprócz tych chałupinek ich uwagę mogła zwrócić jedynie mała kuźnia i karczma, obie wyglądające równie podle jak i reszta budynków.

Byli już blisko celu, jeśli wierzyć słowom towarzyszącego im do niedawna krasnoluda. Tyle, że droga, czy też dróżka, kończyła się w tej wiosce.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 27-08-2018, 11:40   #63
 
Leokacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Leokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie coś
Cóż innego pozostało... Bez zbędnego marudzenia Grisza usadowił się na koźle i ruszył, gdy tylko Galina i Dymitr także zajęli miejsca. Pogryzając nieco z zapasów znajdujących się na wozie powoził niespiesznie wzdłuż bocznego traktu. Nie bał się zabłądzić - nie było zbyt wielu rozgałęzień traktu, otrzymane wskazówki okazały się dokładne, a i Góry Czarne zaczynały być wyraźnie widoczne w oddali. Także nieobecność patroli cieszyła go i uspokojała. Na tyle, by prowadzić z towarzyszami niezobowiązującą rozmowę. Wspominał kilka co zabawniejszych przygód z czasów swojej służby w cesarskiej armii. Widok odległych szczytów przywodził mu na myśl czasy, gdy sam przemierzał bezdroża Gór Krańca Świata.

Miejsce na nocleg wybrał na długo przed zmierzechem. Polanka na uboczu traktu wydawała się odpowiednio spokojna, a co więcej - oświetlało ją jeszcze słońce. Potrzebowali wszak światła, by przyjrzeć się dokładnie jednej z beczułek na wozie. Szybko uwinęli się z zebraniem drwa i oporządzeniem koni na nocleg. Gdy w kociołku nad ogniem przyjemnie zacznęła bulgotać potrawa, z pomocą Dimy ustawili beczułkę w pionie i zaczęli ją dokładnie badać. Miał nadzieję, że uda im się sprawdzić zawartość beczki bez jej uszkodzenia. Może odbić wieko, jeśli będzie taka potrzeba, które później można zamontować z powrotem... I chociaż nie interesowało go za bardzo co tam jest, to intrygowało go, dlaczego Wungiel bronił tej zawartości z taką zawziętością. Dobrze wiedział, że były na tym świecie na tyle niebezpieczne rzeczy, żeby do niektórych nie przykładać ręki... Jeśli jego obawy okażą się słuszne, trzeba będzie porzucić wóz i uciekać jak nadalej.

Zawartość beczki nieco go uspokoiła. Bał się czegoś znacznie gorszego, czegoś, co doprowadziło go niegdyś do dezercji... Zwykły przemyt przynajmniej potrafił zrozumieć. Wraz z Dimą zamknęli beczkę z powrotem i umieścili w poprzedniej pozycji. Proch ani nie mógł im się przydać, ani też szukanie nań nabywcy nie miało zbyt wielkiego sensu. Ciężko byłoby skryć się z wozem przed Wunglem i pewnie Nochalowymi także... Pozwolił sobie jedynie na odlanie miarki piwa dla siebie i swoich towarzyszy, dzięki czemu wieczór upłynął dość przyjemnie. Mimo tego jednak nie zapomnieli o wystawieniu wart i pilnowaniu obozu do ranka.

***

- Powinno już być niedaleko. - rzekł Grisza, gdy przed ich oczami roztoczyła się panorama Zalesia. - Zatrzymajmy się do rana w wiosce. Zasięgniemy informacji i odpoczniemy, a jutro będziemy mieć cały dzień na odszukanie Navarro. Pewnie ktoś go tu zna, przecież nie może polegać jedynie na dostawach. - dodał z nadzieją i zaczął rozglądać się za budynkiem sołtysa, czy innego przywódcy tego sioła. Na karczmę nie liczył, ale może kto pozwoli im na schowanie się z wozem na nocleg w jakiej stodole. Poza tym kto jak nie sołtys będzie wiedział najlepiej o tym co się dzieje i kto mieszka w okolicy. Z tym nastawieniem raźno popędził konie w stronę centrum wioski...
 

Ostatnio edytowane przez Leokacy : 28-08-2018 o 15:11.
Leokacy jest offline  
Stary 27-08-2018, 22:55   #64
 
adsum's Avatar
 
Reputacja: 1 adsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnie
Da, da. A ja jestem caryca Katarzyna! – Galina, klepiąc się niedwuznacznym gestem w czoło, przytaknęła krasnoludowi. Widząc, że nic nie wskóra, machnęła tylko na niego ręką. Spojrzała po twarzach kompanów, szukając w nich wsparcia, ale nie znalazłszy go, z głośnym westchnieniem klapnęła na wozie, aż ów się niebezpiecznie zatrząsł. Grisza wyglądał na zadziwiająco spokojnego i spolegliwego. W pierwszej chwili pomyślała, że to dość dziwne jak na niego, później jednak uznała, że pod tą – z pozoru obojętną maską – kryje się jakiś niecny plan. Nie znała go jeszcze zbyt dobrze, ale wyglądał na takiego, który zawsze – prędzej czy później – stawia na swoim. Ta myśl wprawiła ją w znacznie lepszy nastrój.

Podróż okazała się znośna, a momentami była nawet całkiem przyjemna, zwłaszcza gdy Grisza, na co dzień bardzo skryty i cichy, opowiadał o swoich przygodach. Z żywym zainteresowaniem przysłuchiwała się jego historyjkom, zasypując go mnóstwem zaskakujących i naiwnych pytań. Sama również od czasu do czasu nuciła przaśne piosenki lub opowiadała niewybredne dowcipy, z których najczęściej śmiała się sama.

***

Z wielkim zadowoleniem przyjęła pomysł, by na własną rękę zbadać zawartość tajemniczej beczułki. Tym razem już nie szarpała się sama z pojemnikiem, tylko pozwoliła wykazać się towarzyszom. Stała nad nimi ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, trajkocząc jak przekupa na targu. Gdy, wiedziona ciekawością, pochylała się, próbując coś dostrzec, jej długi złoty warkocz miotał się między mężczyznami, łaskocząc ich i irytując. Odtrącali go jak natrętną muchę.
 
adsum jest offline  
Stary 28-08-2018, 19:18   #65
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Nie wytrzymali. Musieli sprawdzić tę pieprzoną beczkę, dla swojego spokoju, a może bezpieczeństwa. Ściągnęli ją ze stojaka, odbili denko i odsłonili zawartość. Nie spodziewali się zobaczyć w środku proch strzelniczy, w sumie nie wiedzieli czego się spodziewać. Nie wiedzieli też, co z nim począć, więc zamknęli beczkę na powrót i ruszyli w dalszą drogę.

* * *

Poszukiwania sołtysa Zalesia zakończyły się szybko zamknięciem każdych drzwi do których się zbliżyli. Zrezygnowali i skierowali się do karczmy, paskudnej i brudnej jak cała wieś. Za szynkwasem stał starszy mężczyzna, niewysoki grubasek o dłuższych, przetłuszczonych włosach. Przy jednym ze stolików, nad kuflami piwa, siedziało dwóch wieśniaków. W ciemnej sali cisza zapanowała natychmiast po ich wejściu.

Galina weszła, a właściwie wepchnęła się, pierwsza do szynku. Wsparłszy dłonie na biodrach, rozejrzała się pobieżnie po pomieszczeniu i skrzywiła się odruchowo w odpowiedzi na wszechobecny brud i smród. Postanowiła jednak nie wybrzydzać. Energicznym krokiem podeszła do szynkwasu, usiadła, rozparła się swobodnie na łokciach, niemal kładąc swój pokaźny biust na blacie i, po krótkim przywitaniu, zamówiła kieliszek gorzałki. Wychyliła go bez ociągania. Po chwili milczenia zaczepiła karczmarza niezobowiązującym pytanie

W Zalesiu to zawsze tak cicho, gospodin?

- No, zawsze.
- Utkwił wzrok w głębokim rowku między piersiami dziewczyny, drapiąc się po nosie, tuż obok wydatnej kurzajki. - A co?

Widzę, żeś niezbyt rozmowny… – Kobieta westchnęła głośno, nie była zadowolona, że karczmarz okazał się taki małomówny. Postanowiła więc nieco zmienić taktykę. Tym razem zaczęła pełnym rozgoryczenia tonem, by wzbudzić jak najwięcej litości.

Przybyliśmy z daleka do tej zapomnianej przez bogów mieściny, a wszyscy spozierają tutaj na nas jak na łajno, co się przykleiło do ciżmy. Tak się w waszych stronach traktuje gości? – Pokręciła z przesadnym niezadowoleniem głową, po czym ją opuściła i złożyła splecione ręce na podołku, by wyglądać jak najbardziej niewinnie.

Zwady nie szukamy, milszy będzie nocleg, ciepła strawa i ktoś obeznany z górami. Pomożesz nam gospodin? – Uśmiechnęła się przymilnie do tłuścioszka i zatrzepotała dziewczęco rzęsami.

Karczmarz, dla odmiany, pogrzebał sobie małym palcem w uchu, wyciągając nim coś żółtego i lepkiego.

- Nie lubimy tu obcych, a łóżek nie mam. Jak chcecie żarła, zawołam babę, uwarzy wam kaszy. Skwarki dodatkowo płatne. - Popatrzył na milczącego do tej pory towarzysza blondynki. - Nalać ci czegoś?

Grisza wślizgnął się do karczmy chwilę po Galinie, pomógłszy uprzednio Dymitrowi oporządzić wóz i konie i zostawiając młodszego towarzysza, by pilnował wozu. Podchodząc do szynkwasu słyszał monolog Galiny i zdawkowe odpowiedzi arendarza. Miejsce zrobiło na nim nieprzyjemne wrażenie, ale rozumiał to - czasy nie były zbyt bezpieczne, obcy byli niepożądani. Zwłaszcza na takim zadupiu, które nie miało nic do zaoferowania poza brudem i kiepską wódką.

- Polijcie gorzołki, gospodarzu - odrzekł, gdy już zajął miejsce obok Galiny i położył na ladzie kilka pensów więcej niż wynosiła zwyczajowa cena trunku. Wychylił w milczeniu i powiódł wzrokiem po wnętrzu karczmy.

- Lubić się nie musimy, sprawę mamy w okolicy - przełamał w końcu ciszę, gdy uznał, że stała się wystarczająco nieznośna. - Szukamy kogoś, kto się tu opodal osiedlił. Jeśli wiecie kaj przebywo, tym szybciej ruszymy dalij. - Starał się ocenić reakcję gospodarza na swoje słowa. Nie chciał póki co wyjawiać więcej niż to potrzebne, zwłaszcza gdyby faktycznie mieli spędzić w okolicy kilka miesięcy.

Mężczyzna za ladą zręcznie zgarnął monety i nie chował już butelki. Ci dwaj przy stoliku zerkali ukradkiem, pociągając z kufli.

- Osiedlił? Tutaj? W okolicy? Żarty sobie chyba robicie. Tu są tylko lasy i góry, chyba tylko zbóje się tam mogą chować, albo i gorsze paskudztwa.

- W stronę gór pewnie siedzi. W końcu to krasnolud. Nie bywa aby u Was po zapasy jakie? Wszak musi z czego żyć… Alibo wiecie czy jakieś krasnoludzkie sioło jest w pobliżu? Na pewno wiecie, czy kto się w okolicy kręci…
- Grisza polał sobie i Galinie kolejną porcję gorzałki, kładąc jednocześnie przy butelce srebrną monetę.

Karczmarz wyprostował się i ściągnął z blatu butelkę oraz pieniążek.

- Nie ma tu krasnoludów. Gdzieś w górach są. Twierdza jakaś w dolinie jest ponoć, ale nie da się do niej dotrzeć.

Wieśniacy za stołem dokończyli swoje piwo, ale nie wychodzili z karczmy, słuchając rozmowy i obserwując obcych.

- Jest aby jaka ścieżka w góry? Na trakt nie liczę… - Nim otrzymał odpowiedź, dodał jeszcze. - Naszykujcie nam spyży dla trojga. Po posiłku będziem ruszać.

- Nie ma. Skakać będziecie musieli po skałach, jak chcecie do tych odmieńców dotrzeć.
- Miejscowi najwyraźniej swoją niechęcią obdarzali nie tylko obcych we wiosce. Karczmarz odchylił zasłonę prowadzącą do kuchni i rozdarł się wniebogłosy wzywając jakąś nieszczęsną kobietę, najpewniej jego żonę. W międzyczasie dwóch klientów machnęło ręką na pożegnanie, choć tylko w stronę karczmarza.

Galina poczuła się dotknięta do żywego, że taki obrzydliwiec ją zwyczajnie zbył. Zmrużyła oczy jak kot i poprawiła sukienkę przy dekolcie, upewniając się, że starannie zakrywa kuszące zagłębienie między piersiami.
„Zignorował ją! Ją, piękność z Viteva!”, fuknęła pod nosem, przyjęła trunek nalany przez Griszę i energicznie wychyliła go do dna. Później kolejny i jeszcze jeden. W końcu sama cisnęła monetę w stronę karczmarza i już nawet nie czekała, że ktoś jej poleje. Nie wdawała się w żadne dyskusje ani nie przysłuchiwała się specjalnie, czego dotyczy dialog pomiędzy kompanem a tłuściochem.

„Grisza wsjo załatwi”, spojrzała nieco już mętnym wzrokiem na Kislevitę i uśmiechnęła się do niego bezwiednie. Z każdym kolejnym kieliszkiem nędznej okowity coraz bardziej zapominała o swej urażonej kobiecej dumie, o paskudnej karczmie, w której się znaleźli, o tym, że muszą nieustannie uciekać i w końcu o tym, że… zabiła własnego męża. W jej głowie w końcu zaległa upragniona pustka. Dziewczyna, wciąż wsparta na łokciach, wpatrywała się bezmyślnie w przestrzeń.

Ze stuporu wybudził ją dopiero stuk drewnianych mich pełnych kaszy, stawianych na ławie przed nią przez otyłą kobietę o przetłuszczonych włosach sklejonych w strąki. Widać było podobieństwo między nią, a karczmarzem, nawet kurzajka na nosie była tam, gdzie u niego.

- Jedzcie, i jedźcie dalej, tak jak powiedzieliście. A w zasadzie to zawróćcie, dalej nie ma już niczego.

Karczmarz nie patrzył na nich przyjaźnie. Skwarków w misach było tyle, co kot napłakał.

Tymczasem na zewnątrz ziewający Dymitr rozglądał się wokół, siedząc na wozie. Pomyślał sobie, że w jego kraju też obcych nie lubiano, albo może się ich bano. Wzruszył ramionami i spostrzegł między chałupinkami obserwującego go uważnie wieśniaka, niskiego i chudego. Ten, gdy tylko zorientował się, że Kislevita go zauważył, wycofał się i znikł. Dima zaklął cicho i przysunął łuk bliżej siebie. Wkrótce potem otwarły się drzwi karczmy i jego kompan zawołał go na posiłek.

- No dobrze, głodnym, ale siądźmy bliżej okna. Boję się, że ktoś może mieć chrapkę na wóz. - Młodszy z Kislevitów opowiedział pokrótce o tym, co się wydarzyło.

- Tu nam nie pomogą. - powiedział Grisza cicho, tak by nikt ich nie dosłyszał, gdy pochylili się we trójkę nad posiłkiem. - Coś ukrywają, ale nie mam ochoty wydzierać z nich tej informacji. Oddalimy się kilka mil od wioski i założymy obóz. Wy popilnujecie wozu, a ja spróbuję poszukać jakichś śladów na własną rękę. Skoro dostaliśmy wóz, to musi się dać jakoś tam dojechać. Może uda mi się spotkać jakiegoś myśliwego, albo coś wypatrzyć… Co sądzicie? - rozejrzał się dyskretnie by się upewnić, czy nikt ich nie słyszy. Bo tego, że podsłuchują, był pewny. Miał nadzieję, że tym wiejskim głupkom nie wpadnie do głowy myśl, by przejąć ich wóz.

Galina czuła się podle, czyli dokładnie tak, jak powinna się czuć po podłej wódce. Głowa zaczynała jej ciążyć, podobnie jak zawartość żołądka. Nachyliła się nad posiłkiem i, podtrzymując skroń jedną ręką opartą o stół, zaczęła bezmyślnie rozgrzebywać kaszę w misce. W odpowiedzi na propozycję Griszy, pokiwała tylko niemrawo, wyrażając w ten sposób swoją aprobatę.

„Grisza jest taki mądry, bez niego już dawno byśmy kuszali ziemię”, przyznała w duchu. Oddała Kislevitom swoją porcję i wyszła przed gospodę zaczerpnąć świeżego powietrza.

- Dobrze prawisz, wujaszku. Zdaje się, że widziałem między polami jakąś dróżkę prowadzącę na południe. - Dymitr wytarł usta po posiłku.

Opuścili karczmę bez pożegnania. Nie zauważyli nawet, jak za ich plecami gospodarz splunął na ziemię. Galina czuła się już odrobinę lepiej. Dima wskazał ręka na dwa pola obsiane żytem i ruszyli w tamtym kierunku. Mijali już ostatni domek na obrzeżach Zalesia, gdy usłyszeli zza budynku cichy głos.

- Psst... hej... tu… - Dymitr poznał od razu mężczyznę, który przyglądał mu się wcześniej. Wyglądał jak zmoknięty szczur, niski chuderlak rzucający na boki ukradkowe spojrzenia, nawet pociągał nosem jak węszący gryzoń. - Chcecie do szaleńca, tak? Na pewno chcecie, po co byście tu jechali.

Rzucał kolejnymi słowami z prędkością zająca pędzącego przez pole. Spojrzenie przesuwał nerwowo po każdym z nich, rozglądając się również wokół, jakby szukając ciągle zagrożenia.

- Zaprowadzę was, chcecie? Oni nie muszą nic wiedzieć. Pójdę z wami. Znam drogę! - Zdania robiły się coraz krótsze, a tempo ich wypowiadania narastało.

Orzeźwiające górskie powietrze podziałało na Kislevitkę nad wyraz dobroczynnie, z każdym kolejnym haustem odzyskiwała dawny wigor i kolory. Usłyszawszy szept zza chaty odwróciła się odruchowo i parsknęła mimowolnie.
A to co za dziwak? – zapytała bardziej samą siebie niż kompanów i obrzuciła szczurotwarzego chłopinę spojrzeniem od stóp do głów. Skrzyżowała ramiona na piersiach i rzuciła do niego krótkie:
A ty skąd żeś się urwał?

- Jak to skąd? Stąd! To nieważne! Szukacie szalonego krasnoluda, nie?

– Czego chcesz w zamian za pomoc, cukiereczku? Jakoś nie wierzę w twą bezinteresowność
– rzuciła do Szczurowatego, mierząc go sceptycznym spojrzeniem. Po chwili zwróciła się półszeptem do kompanów.

Myślicie, że eta nasz przewodnik? Nasz wybawiciel? – Skrzywiła się z uśmiechem. – Chyba mamy niewiele do stracenia. Spójrzcie tylko na niego, jest chudszy od mojej łydki. Poza tym chyba lepiej mieć go przy sobie, niż domyślać się, co knuje za naszymi plecami? Nu, kak robimy, chłopaki? – Rozejrzała się czujnie po okolicy, naśladując zachowanie Griszy, i zamruczała pytająco.

Grisza zmierzył szczurowatego krótkim spojrzeniem i wzruszył ramionami.

- Nic lepszego nie wymyślimy… Prowadź, o ile wóz przejedzie - zwrócił się wprost do mężczyzny.

- Przejedzie przejedzie!

Szczurek, jak go nazwali w myślach, szedł tuż obok wozu. Gadał przez cały czas, wyraźnie podekscytowany, wylewał z siebie potok słów. Zadawał im pytania, po czy sam na nie odpowiadał, nim zdążali zareagować. Większość z tego nie miała większego sensu, a przynajmniej oni nie potrafili złożyć jego rwanych wypowiedzi w jedną składną całość. Wyłapywali tylko pojedyncze słowa, obrazy. Coś o szalonym krasnoludzie, coś o skarbach, coś o dzieleniu się nimi.

Po minięciu pól wokół Zalesia szybko skręcili w las, w ledwo widoczną ścieżkę. Wóz ledwo się tam mieścił, musieli uważać na gałęzie chłostające ich po twarzach. Koła wpadały co chwilę w dziury lub podskakiwały na wystających korzeniach. Nie widzieli gór, drzewa rosły zbyt gęsto, ale wiedzieli, że zmierzają w ich stronę.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.

Ostatnio edytowane przez Phil : 01-09-2018 o 11:19.
Phil jest offline  
Stary 06-09-2018, 02:07   #66
 
Leokacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Leokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie coś
Grisza z podejrzliwością przyjął propozycję wieśniaka, chociaż właściwie nie miał wielkiego wyboru. Poszukiwania na własną rękę mogły zająć wiele dni, a ich efekt był niepewny. Tak przynajmniej mieli szansę dotrzeć sprawnie do celu, chociaż ceną za to było ujawnienie miejsca ich pobytu. O ile szczur nie prowadził ich prosto w objęcia bandytów... Na wszelki wypadek szedł przodem, kilkadziesiąt metrów przed wozem, a Dimie kazał trzymać łuk pod ręką. Starał się także ocenić jak często trakt był używany. Liczył na swoje doświadczenie. Chociaż nie wiedział, co ich czeka, to łudził się, że będą...są na to gotowi...
 
Leokacy jest offline  
Stary 06-09-2018, 10:28   #67
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Grisza poszedł przodem, Dimie kazał przepatrywac las z łukiem gotowości. Wóz musiała więc prowadzić Galina. Całe szczęście, że było to tak wąsko, że konie i wóz nie miały zbytnio wyboru drogi. Ale i tak czasem widok ten wywoływał u niego przelotny uśmiech. Oglądał się rusz co rusz za siebie, czasem zostawał z tyłu nasłuchując. Łuk trzymał w pogotowiu.
 
Gladin jest offline  
Stary 06-09-2018, 10:36   #68
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Grisza wysforował się do przodu, zapadł między drzewa i szukał zagrożeń. Choć miejsc na zasadzkę wypatrzył co najmniej kilka po drodze, nikt nie czekał na nich z przykrą niespodzianką. Na trakcie, częściowo zarośniętym i mocno zaniedbanym, widział jakieś ślady rzadkiego użytkowania, koleiny po kołach wozu i odciśnięte w ziemi kopyta.

Galina powoziła, trzymając mocno lejce i jednym tylko uchem słuchając gadającego o krasnoludzkich skarbach wieśniaka. Dymitr tymczasem trzymał w pogotowiu łuk, obserwując uważnie zarówno gadułę, jak i okolice.

Górska dolina, w którą wjechali, zrazu szeroka i z dość łagodnymi zboczami, szybko zaczęła się zwężać. Gdzieś między drzewami płynął wartko strumień, a po bokach coraz częściej widzieli skały, pionowe i wysokie. Szlak piął się w górę, aż w końcu zawiódł ich na skraj lasu. Czekał tam na nich Grisza. Przed nimi otwierała się duża polana, otoczona z trzech stromymi zboczami i skałami. Dróżka najwyraźniej kończyła się w tym miejscu. Szczurek wyciągniętym palcem pokazywał kamienną chatę.

- Tam! O tam, tam mieszka szalony krasnolud! I nie ma go teraz, bestii też nie! Szybko, zgarnijcie skarby zanim wrócą z gór!

Starszy z Kislevitów kiwnął głową, potwierdzając że też nikogo nie zauważył.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 06-09-2018, 15:49   #69
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- A te skarby to gdzie? - zapytał Dymitr, szukając sposobu, żeby jakoś pozbyć się wariata. Podszedł też do chaty.
- Jest tam kto? - zawołał. Łuk trzymał luźno, trzymając jedynie za drzewce, skierowany w dół. Nie chciał, by ktoś wziął to za zbója i potraktował jakim pociskiem.
 
Gladin jest offline  
Stary 10-09-2018, 15:33   #70
 
Leokacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Leokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie coś
- "Bestia? Skarby?" - słowa utkwiły w głowie Griszy niczym strzały. Oczywiście nie obawiał się żadnej bestii i nie wierzył w żadne skarby. Takie opowieści mogły nawet utrzymywać miejscowych z dala, co było mu na rękę. Z drugiej strony jednak mogły budzić niezdrowe zainteresowanie u niemiejscowych...

Wręczył kilka szylingów chłopkowi i w krótkich słowach podziękował mu za pomoc, po czym nie ogldając się, czy ten odszedł czy nie, ruszył w stronę chaty. Obszedł ją dokoła, to zagłębiając się w las, to podchodząc pod same mury. "Warto zacząć zapoznawać się z okolicą..." - myślał przy tym "- A i może uda się jakie ślady owej bestii zoczyć..."
 
Leokacy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172