Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2019, 21:37   #41
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Tladin pożegnał się z mistrzem kronikarzem i jego pomocnikiem bardzo dziękując za pomoc. Dużo się nie dowiedział, ale po raz pierwszy jakaś nazwa padła po raz drugi. Zarechotał sam do siebie - jako że nie miał towarzystwa - na tę grę słowną. Potem przez chwilę się zmartwił bo uzmysłowił sobie, że nie stać go już na kupno kuca. Furda machnął na to zamaszyście ręką, przyciągając kilka spojrzeń. Wyszczerzył się w odpowiedzi. Niedaleko ich noclegowni dostrzegł Bernarda i Klausa, też zmierzających w tę samą stronę. Okrzyknął ich i pomachał ręką by się zatrzymali i mógł ich dogonić.

- Hejka! Jak tam wam dzionek mijał? Ja wracam właśnie od spotkania z krasnoludzkim mistrzem kronikarzem. Przegrzebał notatki ponad milenium wstecz - odparł z dumą. - Po jakiego kija oni szukają tego bastionu, to ja nie kumam. Fakt, ten ród Falkenhorstów to tysiąc lat temu znamienity był, no no… ale potem podupadł i słuch o nim zaginął. Co może zostać po zamczysku upadłym tysiąc lat temu? Jeszcze do tego ludzkim? A, ale, ale! W tych notatkach, co mistrz miał, to padło też raz hasło Lenkster. To i dobrze, że nie płyniemy, bo byłoby nie po drodze. Trza by się nam zebrać i zbadać. Ja mogę ruszać choćby jutro. A jak tam u was?

- Co do drogi rzecznej, to strażnicy nam ją doradzali
- odparł Bernard. - Ale to tylko strażnicy kazamat, więc wybitnymi znawcami dzikich dróg chyba nie są. Co na pewno ważniejsze, w rzeczach heretyka znaleźliśmy pierścień, który Klaus zidentyfikował jako powiązany z rodem von Falkenhorstów. Von Tannenberg na pewno nie działał jednak sam, o ile w ogóle nie był pod wpływem… jeszcze większego heretyka. Można próbować pytać o innych jego kompanów, w tym jakąś złodziejkę, złotowłosego krasnoluda i jednookiego najemnika. Byli tu we “Włóczykiju jakiś czas temu”. Ale jest również możliwe, że wszyscy udali się w bliżej nieokreślone miejsce, by wykonać pewien rytuał. Z drugiej strony, strażnicy powiedzieli mi, że “bycze chłopy”, czyli jednostka, która zatrzymała Friedmana, dzisiaj udaje się do Kalkengardu. Wydaje mi się, że ta cała magister, albo ktoś z władz miejskich również mógł przeczytać dziennik i na podstawie tych tropów wysłać ludzi na próbę pochwycenia kolejnych heretyków właśnie tam. Ale iść na spotkanie z heretykami jest ryzykowne, a na dodatek nie wiem, czy nam pomoże w odnalezieniu Bastionu. Coś jeszcze, Klaus?
Bernard postarał się streścić najważniejsze wnioski, jakie mógł wyciągnąć z przeszukiwań rzeczy po panu Friedmanie.

- Ten oddział byków to już wyruszył. Teraz to już ich nie dogonimy. Ale jak chcecie, to możemy ruszyć tą samą drogą, mnie to wszystko jedno. Do Lenkster możemy udać się potem. Ale ruszmy już dupska, bo nas zima zastanie na bruku, jak nas z roboty wyleją. Szkoda, że na kuca mnie już nie stać. Musiałem trochę się szarpnąć, żeby informacje dostać. Ale mogę się zrzucić z tego co zostało. Ciekawe, co też tam słychać u reszty
- dodał Gladenson, otwierając drzwi do ich lokalu.

W karczmie zaczęło się dziać parę rzeczy, lecz Karl nie bardzo był zainteresowany angażowaniem się w jakąś awanturę lub udzielaniem pomocy niziołkowi, któremu potrzebny był raczej medyk niż kufel piwa, co było jedyną rzeczą, jaką Karl (w przypływie dobrego humoru i serca) mógłby mu postawić. Bo trudno było sądzić, by jedyną rzeczą, o jakiej marzy niziołek, było dobicie...
Co prawda nie wypadało pozostawiać niewiasty w potrzebie, lecz szlachcic nie byłby w stanie powiedzieć, kto był celnym "darczyńcą" kufla.
Rozglądanie się za ewentualnym sprawcą przerwało pojawienie się Tladina i reszty kompanii, a których to nowo przybyłych Karl gestem zaprosił do swego stolika.

Krasnolud skierował się więc do niego, a za nim reszta. Wojownik z zaciekawieniem przyglądał się elfce, która właśnie zdenerwowana podrywała się zdecydowanie zbyt gwałtownie od swego stolika.
- Dobra, jedźmy do Lenkster - oznajmił na powitanie. - Tysiąc lat temu zanotowano obecność Falkenhornów w tym miejscu, a to już drugi sygnał o nich. Możemy zacząć tam szukać. Tyle, że ta informacja kosztowała mnie tyle, że nie stać mnie teraz na kupno kuca. Ale zrzucić się mogę - wyszczerzył się i zerknął w stronę elfki na wypadek, gdyby rzeczywiście działo się dziś coś interesującego.
 
Gladin jest offline  
Stary 25-05-2019, 11:45   #42
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Bernard nie zwrócił uwagi na pierścienie, bo sam się na nich nie znał, a podejrzewał, że strażnicy kazamat wiele bardziej wyedukowani w tym względzie również nie byli. Bardzo dobrze więc, że Klaus zwrócił na to uwagę, bo chyba była to najważniejsza informacja pod względem poszukiwań Bastionu. Reszta informacji nieco tłumaczyła pana Friedmana, który prawdopodobnie wpadł w bardzo złe towarzystwo, co doprowadziło go na stos. Wiele informacji dotyczyło informacji potrzebnych Klausowi i Gabrielle, więc one akurat nie miały dużego znaczenia dla najemnika.

W drodze do "Włóczykija" spotkali Tladina, któremu Bernard przekazał pozyskane informacje. Nie wprawiły one jednak reszty drużyny w wielką ekscytację. Co było dość zrozumiałe, skoro dotyczyły ścigania heretyków, w nie do końca wiadomym miejscu, na dodatek ryzykując spotkania z nieprzyjemną panią magister, czy "byczymi chłopami". Sam Schweiger uznał, że to nie ma wielkiego sensu, a najbardziej mogłoby zależeć na badaniu tego tropu Klausowi, który wydawał się być lekko nieobecny w rozmowie, a także Gabrielle, nieobecnej już zupełnie, bo także fizycznie.

- Zgadzam się, jedźmy już do Lenkster. Co prawda droga lądowa do gór wiedzie też ku Ferlangen, ale skoro mamy sprawy w Lenkster, to wybór jest oczywisty - odparł Bernard w kwestii wyboru drogi, po czym dodał na informację o zakupach. - Trzeba by podzielić koszty, które poniósł Karl. Rozumiem, że będzie on wiózł nasze rzeczy, więc dzielimy to po równo? - zaproponował, po czym zwrócił się do krasnoluda. - A co do zakupu kuca Tladinie, to może jeszcze ja spróbuję nieco stargować cenę, a jak się nie uda, to dorzucę ci resztę. W końcu trzeba by jutro już ruszać, chociażby z tego względu, że kończy nam się opłacony pobyt we Włóczykiju. Ja zawsze mam gdzie spać w Wolfenburgu, ale wy nie koniecznie, a wszystkich was w moim mieszkaniu nie pomieszczę.

Rozejrzał się po lokalu, ale nie miał zamiaru reagować. Każda akcja wymuszała reakcję, która opóźniała ich wyjazd. Mimo więc jakiejś chęci niesienia pomocy chociażby kaszlącemu krwią niziołkowi, jako osobie nieco znającej się na sprawach medycznych, nie miał zamiaru się w to angażować. Zwłaszcza, że skoro przebywał w tej karczmie, to stać go pewnie było na profesjonalną pomoc, której widocznie nie chciał. A reszty intensywnych wydarzeń nawet nie znał przyczyny, więc tym bardziej nie było co się pchać w nie swoje sprawy.
 
Zara jest offline  
Stary 27-05-2019, 13:16   #43
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - 2519.VII.31; wieczór

Miejsce: Ostland; Wolfenburg; karczma “Włóczykij”
Czas: 2519.VII.31 backertag (4/8); wieczór
Warunki: ciepło; sucho; półmrok pomieszczenia; ciepło, pogodnie



Trójka kolegów znalazła się w swojej ulubionej alkowie. Trójka bo Klaus prawie od razu wymówił się zmęczeniem, życzył im udanego wieczoru i odszedł do wspólnego pokoju. Na świecie koniec dnia przeszedł w równie pogodny wieczór. Po niziołkowym epizodzie na piersi Karla zostały niezbyt przyjemnie wyglądające resztki flegmy. Na stole zresztą też. Te ze stoły starła kelnerka która przyszła z zamówieniem zaś sam niziołek zniknął gdzieś z sali. Elfka może nie odnalazła tego kto ją grzmotnął kuflem a może aż tak jej nie zależało. Za to razem z Rainą usiadła w jednej z bocznych alków. Raina zaś pożegnała się z Laurą aby pogadać o czymś z tą elfką.





Elfka była ubrana w zielenie z drobnymi żółtymi elementami wpisując się w stereotyp elfów żyjących w lasach. Nawet miała przy sobie łuk w kołczanie. Obie kobiety widać potrzebowały prywatności bo zasłoniły widok zasłoną odcinając się od reszty sali. Rudowłosa Laura zaś znikła gdzieś ale wróciła niedługo później, już z lutnią i zaczęła jak co wieczór umilać gościom czas swoją grą i śpiewem. Zaś trójka podróżnych których czekała podróż przez prastare puszcze i niezbadane góry mogła zająć się rozmową o tej wyprawie.

Pogrążeni w dyskusji i zajęci swoimi sprawami goście byli całkowicie zaskoczeni gdy nagle wybuchła jedna z szyb i do środka wpadł jakiś kamień tocząc się na podłodze. Nikt nawet nie zdążył się za bardzo zdziwić gdy “kamień” eksplodował wybuchając jakimś gęstym dymem. Rozległy się pierwsze okrzyki strachu mieszając się z kolejnymi odgłosami tłuczonych szyb. Do środka wpadały kolejne pociski eksplodując gęstym dymem albo wpadały jako komety rozbijając się plamami ognia. Po podłodze, stołach i gościach. Jeden z takich pocisków wpadł prosto na stół trzech podróżnych rozbijając się i zalewając ich wszystkich płonącym ogniem. Płonęli! Płonęły ubrania, pancerze, płonące krople przeciekały między szczelinami wpływając pod spód i paląc żywe ciało. Dym z rozbitych pojemników był duszący i gryzący, szczypał w oczy powodując łzawienie, gryzł w gardła powodując kaszel. Trudno było mówić więcej niż kilka słów na raz bo zaraz gardło zmuszało do kaszlu.

Wewnątrz lokalu zapanował chaos. Goście krzyczeli, złorzeczyli, wrzeszczeli. Część została podpalona więc próbowali jakoś zdusić swoje płomienie albo pozbyć się płonącego ubrania. Inni starali się uciec z zapalonego i duszącego pomieszczenia. Na zewnątrz, na zaplecze, na piętro do swoich pokojów. Zderzali się ze sobą, popychali, odpychali, pomagali komuś powstać czy ugasić płomienie. Pomieszczenie było gęste od zielonkawego dymu i poprzetykane ogniskami płomieni z rozbitych płonących pocisków. W ciągu paru chwil ta rozbawiona knajpa zmieniła się w chaos niekontrolowanej przez nikogo katastrofy. Na Tladina ten dym na razie nie działał zbyt drażniąco. Karlowi jednak oczy łzawiły mocno przez co miał ograniczoną możliwość percepcji. Bernard podobnie a jeszcze do tego rozkaszlał się na całego gdy zachłysnął się tym gryzący dymem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 31-05-2019, 21:06   #44
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Dym na Tladinie nie zrobił dużego wrażenia. Niejeden wieczór spędził w ciasnych zadymionych knajpach. Nie raz siedział skulony z innymi żołnierzami w małej szopie, gdzie próbowali się ogrzać przy ognisku z mokrego drewna. A wieczorki khazadzkie... gdzie mieszanina tytoniów wszelakiego pochodzenia mogła zabić nieprzygotowanego... Tak czy inaczej, nie martwił się tym. Nawet przez moment przez głowę mu przeleciało, że liczył na zadymę i się jej doczekał. Tak się z tego w głos roześmiał, że się zachłysnął dymem i zaczął kaszleć. Furda to jednak, bo tymczasem płonął.

Chlusnął na siebie trzymanym piwem, ale niewiele to dało. Zerwał się z miejsca w poszukiwaniu czegoś większego kalibru. Bernard i Karl radzili sobie dobrze. Nagle dostrzegł Sylwię wciśniętą w kąt, a przy niej beczkę z piwem. Niewiele myśląc zaszarżował i toporem rozbił kadź. Płyn pod ciśnieniem wystrzelił zalewając go. Będzie musiał potem się wykąpać i wyczyścić. Na tę myśl wzrok jego z lubością spoczął na Sylwii. Kobieta nie wyglądała w tej chwili najlepiej. Chwycił ją i zaczął szukać wyjścia. Jednak dym przesłaniał wszystko.

- Kobieto, gdzie tu jest kuchnia? - próbował się dowiedzieć, ale Sylwia była zbyt zdezorientowana, by mu pomóc. Miotał się więc przez dość długi czas roztrącając ludzi i stoły. Trwało to tak długo, że dziewczyna straciła przytomność. W końcu znalazł wyjście. Po drodze minął Bernarda. Karla nie widział, ale miał nadzieję, że udało mu się uciec. Położył kobietę ostrożnie po drugiej stronie ulicy i klepał po policzku, aby ją ocucić. Uważał, żeby robić to na prawdę delikatnie - nie chciał by straciła na urodzie, he, he.

Gdy doszła do siebie mrugnął do niej i ruszył pomagać w gaszeniu i wynoszeniu poszkodowanych. Prawie natychmiast przy wejściu natknął się na leżącego nieprzytomnie Bernarda. Zaciągnął go do Sylwii.
- Przypilnuj tego tu, maleńka, żeby doszedł do siebie - wyszczerzył się do niej i runął znowu do wnętrza. Ogień trochę go poparzył ale nie przejmował się tym. Miał nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto tymi ranami się zajmie.

 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 02-06-2019 o 09:12.
Gladin jest offline  
Stary 31-05-2019, 22:49   #45
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Nie można było spokojnie posiedzieć, porozmawiać. Przeszkodził im ogień, którym zajęła się cała ich trójka, na dodatek Bernard zachłysnął się dymem, przez co nie mógł nawet poprzeklinać na bieżącą sytuację. Najpierw zajął się gaszeniem ognia, poszukując większego źródła wody. Kaszląc i kasłając, po dłuższej chwili udało mu się odnaleźć porzucone, zwierzęce futro przy jednym ze stolików, którym jak kocem zaczął się gasić. Jego ruchy były dość niezdarne przez zamroczenie wywołane przez dym, ale po chwili się udało.

Karl pognał na górę i myśli Bernarda były dokładnie takie same, aby sprawdzić, co z Klausem. Nie zważając na dym wyrządzający coraz większe spustoszenie w płucach, próbował ruszyć za kompanem. Na próbach jednak się skończyło, bo ogień i dym na tyle odcinał mu ścieżki, że przy załzawionych oczach długo nie mógł znaleźć drogi. Na tyle się zagubił w drodze, że i z wyjściem na zewnątrz był problem, zwłaszcza przy konieczności przedzierania się wśród innych obawiających. Obawiał się jednak, że karczma może zająć się ogniem. Nie przewidział jednak, że gryzący dym wyrządzi tyle szkód, że padnie nieprzytomny na ryj, nawet nie opuszczając karczmy.
 
Zara jest offline  
Stary 01-06-2019, 16:17   #46
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pożar stanowił dla Karla zdecydowanie niemiłe zaskoczenie, tym bardziej, że ogniste pociski dosięgnęły i jego. Na szczęście udało się płaszczem zgasić płomyki i Karl nie zamienił się w żywą pochodnię.
Ten mały sukces nie oznaczał jednak całkowitego zwycięstwa, bowiem parę źródeł ognia, jakie pojawiły się w gospodzie, dymiło w najlepsze, a dym gryzł w oczy, oślepiał i dusił.
Może trzeba by było zabrać się za gaszenie, by budynek nie poszedł z dymem, ale Karl miał nieco inne priorytety. Klaus poszedł do pokoju i nie wiadomo było, czy czasem nie śpi w najlepsze, nie zważając na nic. Z tego też powodu Karl pospieszył na piętro, w miarę szczęśliwie wymijając meble i innych, miotających się we wszystkie strony, gości gospody. Jedynie z dymem nie poszło mu tak łatwo i szlachcic z każdym uderzeniem serca coraz gorzej widział. Ale nawet z tak kiepskim wzrokiem potrafił dostrzec, że Klausa nie ma w pokoju, a okno jest otwarte.
Karl wyjrzał na zewnątrz ale niestety, na ulicy panowało takie zamieszanie, że trudno było wypatrzyć kompana. Pozostawało przenieść się do swojego pokoju, co Karl uczynił. Wnet spakował swoje rzeczy i rzucił je przez okno, a chwilę później sam poszedł w ślady swych rzeczy.
Wylądował szczęśliwie, ale (na razie przynajmniej) nie był w stanie nikomu pomóc - ani poszkodowanym podczas pożaru, ani tym, co pożar usiłowali ugasić. Zabrał więc swoje rzeczy i stanął w takim miejscu, gdzie (jak miał nadzieję) nikomu nie będzie przeszkadzać i gdzie będzie mógł we względnym spokoju doczekać chwili, gdy całkowicie odzyska wzrok.
I wtedy nagle, szczęśliwym zrządzeniem losu, odnaleźli się Dieter i Manfred, których Karl natychmiast wysłał do gaszenia pożaru. Sam miał zamiar patrzeć, czy czasem pożar się nie rozprzestrzenia i czy nie trzeba będzie wyprowadzać zwierząt ze stajni.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-06-2019, 05:41   #47
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 2519.VII.32; ranek

Miejsce: Ostland; Wolfenburg; karczma “Włóczykij”
Czas: 2519.VII.32 bezahltag (5/8); ranek
Warunki: ciepło; sucho; półmrok pomieszczenia; ciepło, czuć swąd, na zewnątrz słonecznie


W powietrzu dalej dało się wyczuć charakterystyczny, drażniący nozdrza swąd spalenizny. Wydawało się nawet, że nawet ten świdrujący oczy i gardła dym został gdzieś w powietrzu a może to tylko podniebienia i spojówki wciąż były podrażnione po wieczornym ataku. Na zewnątrz słoneczna pogoda zapraszała do opuszczenia lokalu. Trójka kolegów, podobnie jak poprzedniego wieczoru, zebrała się na śniadanie w swojej ulubionej alkowie. Trójka bo Klausa jak wcięło podczas wczorajszego ataku tak wcięło i do tej pory się nie pojawił.

Z całej trójki Tladinowi wczorajszy atak zaszkodził najmniej. Po krzepkim krasnoludzie nie było właściwie za bardzo widać śladu po wczorajszych przygodach. Nie licząc przepalonych dziur w ubraniu i zalatującego od tego wszystkiego zapachu spalenizny i resztek dymu. Bernard wczoraj wyglądał podobnie kiepsko jak Karl ale wolfenburczyk po przespanej nocy właściwie wrócił do normy. Karl jednak okazał się najbardziej podatny na taki atak czy po prostu nie przespał w tych warunkach tyle nocy co oni to jednak nadal miał zapuchnięte powieki, podrażnioną skórę na twarzy i czuł się jak właśnie po kiepsko spędzonej nocy. Więc chociaż ubrania i pancerze zalatywały spalenizną i miały poprzepalane plamy to jednak wyszli mimo wszystko obronną ręką z tego całego galimatiasu.

Wczoraj gdy minął pierwszy efekt zaskoczenia i pracownicy, goście oraz okoliczni mieszkańcy zaczęli się organizować to sytuacja została w końcu opanowana. Rannych, poparzonych i poszkodowanych rozdzielono po okolicznych domach albo jeśli byli mniej ranni to udzielono pomocy jeszcze na miejscu. W tym czasie naprędce zorganizowane drużyny gaśnicze zmagały się wewnątrz lokalu z ogniem ale przede wszystkim z tym gryzącym dymem. Ale chusty na twarz, łańcuch wiader z wodą podawaną z rąk do rąk, zabijanie ognia płaszczami, kocami i płachtami pomogło go ugasić zanim się zaczęło palić na poważnie. W tym zajęciu pomagali Tladin oraz ochroniarze Karla skierowani przez niego do tego zadania a nawet ci nieprzyjaźnie wyglądający najemnicy o aparycji zwykłych zbirów.

Ugaszenie ognia trwało o wiele krócej niż wywietrzenie i pozbycie się smogu i tego gryzącego dymu. Nawet przy wszystkich pootwieranych albo wybitych drzwiach i oknach wietrzenie i porządkowanie rumowiska trwało gdzieś do północy. Dopiero wówczas uprzątnięto na tyle “Włóczykija” aby kto się odważył mógł wrócić do swoich pokojów. Wielu jednak albo zrezygnowało z gościny albo już zostali w rozparcelowanych wcześniej domach życzliwych wolfenburczyków którzy udzielili schronienia poszkodowanym.

Właśnie jednym owych poszkodowanych znalazł się Bernard. Doszedł do siebie jeszcze późnym wieczorem w jakiejś izbie z dwoma innymi ofiarami tego zaskakującego ataku. - Wypij to. A potem trzymaj tą chustkę na twarzy. Pomoże na opuchliznę. - cicho powiedziała do niego jakaś kobieta o jasnych włosach. Była w zieleniach ale przez zapuchnięte powieki i załzawione oczy widział wszystko jeszcze bardzo rozmazane. Zalatywało od niej spalenizną. Albo od niego samego. W każdym razie w nozdrzach nadal czuł ten wwiercający się suchy zapach. Napar okazał się gorzki a chusta mokra i pachnąca jakimiś ziołami. Tak, ta mokra chustka bardzo się przydała a zioła zdawały się łagodzić smród spalenizny. Potem ta jasnowłosa w zieleniach chyba podeszła do dwóch innych jęczących w boleściach poszkodowanych jacy leżeli na podłodze tej izby razem z nim.

Karla też ktoś zaciągnął za rękę od ściany karczmy pod jaką wylądował. Szedł prawie po omacku bo przez załzawione oczy którymi cały czas musiał mrugać jakby mu ktoś tam nalał słonej wody. Szczypała i piekła go cała twarz ale najbardziej oczy, gardło i nozdrza. Zorientował się po głosie, że to chyba była Raina. Zaprowadziła go na ławkę gdzie mógł spocząć. Ale gdy już w miarę odzyskał zdolność widzenia na ławce siedziało jeszcze ze dwie osoby ale żadna z nich nie była Rainą. Właściwie nawet nie był pewny czy to była ona czy tylko tak mu się zdawało. Jak odzyskał zdolność widzenia to akcja gaśnicza właśnie wygasała no i zostało czekać aż karczma wywietrzeja na tyle aby można było do niej swobodnie wrócić. Dostał od kogoś jakiś koc do okrycia i dobrze, bo późnym wieczorem zrobiło mu się dość chłodno.

Tladina opatrzyła sama Sylwia gdy już jakoś doszła do siebie późnym wieczorem akurat jak za którymś razem wyszedł z jakimś połamanym meblem z karzmy. Pomachała do niego i chociaż twarz miała jeszcze spuchniętą i czerwoną to podeszła do niego z jakąś miską i kawałkami pociętego w paski materiału. - Czy nic ci nie jest Tladinie? Potrzebujesz opatrunku? - zapytała wskazując na trzymaną miskę. Potem gdy okazało się, że jednak ogień go jednak trochę przypiekł przemyła mu tą ranę przyjemnie chłodną wodą i założyła na to czysty opatrunek. Przy okazji podziękowała mu za pomoc podczas tego okropnego wydarzenia bo tak się bała i nie wiedziała co robić.

Zanim na spokojnie dało się wrócić do środka zrobiła się chyba północ. W nocy cała sala główna wyglądała jak pobojowisko. Większość pocisków wpadła przez okna do sali głównej stąd niektóre okna były wybite a niektóre stoły i podłoga tam gdzie upadły zapalające pociski ziały spalenizną. Po gryzącym w oczy i nozdrza dymie pozostał nieprzyjemny i szczypiący zapach. Ale na piętrze było znacznie lepiej chociaż nieprzyjemna woń też był tam wyczuwalny. Chaos pośpiesznej ewakuacji a potem akcji gaśniczej sprawił, że karczma wyglądała jak splądrowana.

Na zewnątrz i wewnątrz lament i tumult stopniowo cichł. Ludzie rozpływali się w cieniach nocy do swoich domów część gości nie wróciła na noc do swoich pokojów. Okolica pustoszała gdy nocna pora obejmowała ją w swoje władanie. Wszyscy wydawali się zaskoczeni tym nagłym atakiem. Jedni złorzeczyli, inni biadolili, jeszcze inni byli oburzeni albo chcieli się jak najszybciej wynieść lub na odwrót, wrócić do swoich pokojów. Zadawano sobie pytania kim byli napastnicy i dlaczego doszło do tej napaści. Niektórzy chyba stali bywalcy “Włóczykija” okazywali oznaki solidarności z załogą zaatakowanej karczmy i razem z nimi gasili pożar a potem pomagali ogarnąć cały ten rozgardiasz. W tym szczytnym celu brały udział całkiem różne osoby jak grupka zabijaków jacy tak obficie sypali kelnerkom groszem, Raina czy wielgachny łysol z sumiastym wąsem który pracował w samej koszuli a który z karczmarzem był po imieniu. Gdy około północy połamane meble zostały wyniesione a główna sala w miarę uporządkowana karczmarz, pulchny i już nie młody mężczyzna z bujnymi bokobrodami dla wszystkich którzy pomagali albo po prostu wrócili do karczmy częstował piwem, miodem i winem. Trochę jakby jako przeprosiny za kłopot albo jako podziękowanie za pomoc w porządkowaniu tego pobojowiska. Póki trwały te prace porządkowe Johann jakoś się trzymał ale gdy na koniec ogarnął spojrzeniem to pobojowisko wydawał się zniechęcony i przygnębiony.

Rano karczma, goście tak samo jak trójka towarzyszy wyglądała już lepiej. Prace porządkowe musiały zacząć się wcześnie rano i były całkiem skuteczne. Johann i co wytrwalsi bywalcy tego lokalu jakby na pohybel przeciwnościom losu urzędowali jakby nic strasznego się nie stało. Co prawda w porównaniu do stanu z ostatniego wieczora to nie było ze dwóch czy trzech stołów więc było jakoś luźniej. Ale i tak chyba przyniesiono skądeś ze dwa inne bo wczoraj zanim położyli się spać to wyrwy w tym układzie stołów do jakiego zdążyli się już trochę przyzwyczaić przez ostatnie tygodnie były dużo większe. Nadal na podłodze ziały osmalone plamy po wczorajszych ogniskach ognia. Ale cała podłoga była posypana cienką warstwą piasku i świeżych trocin więc na pierwszy rzut oka nawet za bardzo się to nie rzucało w oczy. Trociny niosły ze sobą zapach świeżo ściętego drewna przez co razem ze świeżo porozwieszanymi kępkami jakichś ziół całkiem udanie zagłuszały zapach spalenizny. No i kuchnia działała jak zawsze! A wraz z kuchnią niosły się apetyczne zapachy jedzenia. No i w wybitych oknach ziały wybite dziury, najbliższa od trójki towarzyszy była tuż obok, po wybitym wczoraj oknie. Ktoś posprzątał rozbite szkło ale nowego okna jeszcze nie zdążono wstawić. Za to był naturalny widok na zalaną słońcem ulicę na której toczył się poranny rytm wielkiego miasta. Właśnie przez te okno widać było jak z jednego z pobliskich domów wychodzi jakaś jasnowłosa elfka. Chyba ta sama którą wczoraj ktoś tutaj trzasnął kuflem w plecy. Rozmawiała jeszcze z kimś kto widocznie zostawał w domu, chyba jakaś starsza kobieta. Wyglądało na pożegnanie i podziękowanie bo mówiła głównie gospodyni a elfka kiwnęła kilka razy głową i mówiła dużo mniej. Długoucha też miała osmolone i poprzypalane ubranie.

A jednak było luźniej. W porównaniu do wczorajszej normy to jednak było pustawo. Może część poszkodowanych jeszcze była rozlokowana po sąsiadach a może się wyprowadziła. Może jednym z nich właśnie był Klaus bo do tej pory nie wrócił do swojego pokoju. Laura też odczuła skutki uboczne wczorajszego ataku. Prawie nic nie mówiła, nic nie śpiewała tylko przygrywała gościom na swojej lutni z jakimś sentymentalnym spojrzeniem utkwionym w dal. Na twarzy Sylwii też jeszcze widać było część opuchlizny po duszącym wpływie dymu ale dużo mniejszą niż wczoraj.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-06-2019, 16:32   #48
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pożar został ugaszony, ale w tym dziele Karl nie brał żadnego udziału. Oczy szwankowały mu na tyle, że jego działalność przyniosłaby więcej szkód, niż pożytku. Musiał ograniczyć się do grzecznego siedzenia... a potem do pójścia spać. Zdecydowanie nie nadawał się do życia towarzyskiego.

Rankiem było zdecydowanie lepiej, ale Karl sam przed sobą musiał przyznać, że nie wyglądał na okaz zdrowia. Mimo tego nie uważał, że dalszy pobyt w Wolfenburgu ma jakikolwiek sens.

- Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie - powiedział, gdy niemal kończyli śniadanie - ale uważam, że dalsze przebywanie w mieście mija się z celem. Proponowałbym uzupełnić braki w garderobie - spojrzał na Bernarda, którego płaszcz też nosił ślady ognia - a potem wyruszyć.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-06-2019, 20:53   #49
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Kobieta wielu talentów - mruknął z uznaniem Khazad, gdy Sylwia zajęła się jego oparzeniami. Dziewczyna zarumieniła się, słysząc jego słowa. - Wiem co mówię, nie raz byłem ranny. Ha, gdybym mógł Cię zabrać ze sobą w podróż - mrugnął do niej okiem. Ale zaraz spoważniał i pomagał jej w porządkowaniu Włóczykija. Przenosił co cięższe rzeczy od czasu do czasu przepłukując gardło z wciąż gryzącego zapachu piwem. Bernard trafił pod opiekę jakiś ludzi, a reszty kompanii nie widział. Późno w nocy Johann oznajmił koniec pracy, a Tladin zaoferował się odprowadzić kelnerkę do domu, żeby sama po nocy nie wracała. Kobieta zgodziła się. Gladenson wrócił spać w pokoju. I tak śmierdział gorzej, niż pokój, więc nie robiło mu różnicy. Następnego dnia spróbuje się wykąpać i zamówić jakieś pranie.

Rano spotkał się z towarzyszami.
- Ruszmy zatem do Lenkster. Ale sam nie wiem, czy nie trzeba by tego zgłosić do ratusza, żeby nam uzupełnili skład? Najpierw Gabrielle się zawieruszyła, potem Klaus - po części zgodził się z Karlem. - No i co z tym kucem?
 
Gladin jest offline  
Stary 06-06-2019, 03:42   #50
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Nowy dzień budził się opornie, powoli i bardzo niechętnie, zupełnie jak Gabrielle, ociężała i skacowana po poprzednim aktywnie spędzonym wieczorze, oraz jeszcze aktywniejszej nocy. W pierwszej chwili nie wiedziała gdzie się znajduje, sufitując bez sensu spojrzeniem po zakurzonych belkach sufitu, pomiędzy którymi niezmordowany pająk utkał swoją sieć w nadziei na suty posiłek. Nie poznawała go, ani sufitu… ani pościeli, ścian i łóżka w którym postanowiła otworzyć oczy. Ból głowy łupał niemiłosiernie, nie pozwalając się skupić. Aby pomóc cierpiącej świadomości wymacała okrągły kształt, zaplątany w koce, po czym z lubością wyciągnęła zębami korek, pijąc łapczywie aż rubinowe krople ściekały jej po brodzie, szyi, aż do dekoltu i niżej.

Mniej więcej wtedy zorientowała się w brakach garderoby, mianowicie leżała kompletnie goła, a obok niej posapywała ciemnowłosa, kobieca główka. Litz ostrożnie odchyliła włosy zasłaniające jej twarz, a widząc Astrid uśmiechnęła się z ulgą. Było dobrze, nieźle. Wspomnienia zeszłego dnia zaczęły powoli się klarować, wyjaśniały też ślady po biczu na udzie i brzuchu. Już miała wstać i zawołać po śniadanie, gdy jej wzrok przykuło poruszenie z drugiej strony. Drobny ruch pościeli i ciche jęknięcie, których powodem okazała się śpiąca blondynka, przyklejona do drugiego boku Gabrielle. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie mgliste wspomnienie spasionego, postawnego szlachciura, obstawionego strażą jak pies pchłami. Pamięć podsunęła jej echo rozmowy, gdy znudzona kobieta pokłóciła się na bankiecie z mężem o aparycji nieświeżej szynki… potem było wino, tańce, Astrid… przyjemna rozmowa we trzy i pokój w karczmie wynajęty przez biczowniczkę.

Zaklęła bezgłośnie, ostrożnie wyplątując się z kończyn i pościeli. Ubrała się w pośpiechu i na palcach opuściła przybytek… oknem, aby przypadkiem nie natknąć się na nikogo niepotrzebnego - zdradzony mąż byłby kimś właśnie takim.

Spacer po świeżym, rześkim powietrzu poranka dobrze dziewczynie zrobił. Przestała się zataczać, kupiła na straganie wciąż ciepłego rogala z makiem, tylko kaptura nie odważyła się zdejmować, niegotowa na wystawienie oczu na pełne światło. Skubiąc śniadanie włóczyła pod zajmowana ostatnio karczmę, lecz nim stanęła przed wejściem, do jej nozdrzy doleciał swąd spalenizny. Chwilę potem ujrzała nadwęglony budynek, wyglądający jakby zabawiała się w nim narąbana banda żaków, lub adeptów szkoły Ognia.
- Co tu się stało? - zagadała koczującego alejkę dalej żebraka, rzucając mu trzy miedziaki do obtłuczonej miski.

- Ziękuję! Ziękuję łaskawa pani! O niech niebiosa pani wynagrodzą! - zawołał uszczęśliwiony, bezzębny żebrak kłaniając się prawie do samego bruku na jakim siedział. - A to? To pani łaskawa napaść była! Wczoraj wieczorem! Ogień, dym, krzyki pani kochana! Wielki rwetes! Straż przybiegła, sąsiedzi, znaczy oszywiście najpierw sąsiedzi gdzie te obiboki ze straży by do uczciwych ludzi pierwsze byli no gdzie? Tylko stłuc biednego człeka halabardą to zarazy jedne pierwsi! No ale nawet oni przybiegli i pokręcili się jak smrody po gaciach no a na koniec rozgonili towarzystwo. Ale to już późno było, północ prawie bili. A rano jak przyszłem no już było jak widać. - usłużnie tłumaczył i mówił szybko starając się zaspokoić potrzeby łaskawej pani. Aż się obślinił przez bezzębne usta. Tylko wzmiankę o straży miejskiej i jej twardych halabardach wymienił z wyraźnym żalem i złością. Ale samo zdarzenie opowiadał z werwą jak to zwykle opowiadało się coś co urozmaicało monotonię dnia codziennego.

- Macie rację, mój dobry człowieku. Całą tą straż powinni batami rozgonić, banda nierobów i gwałtowników lecz tylko jeśli o przemoc na słabszych chodzi - Litz skrzywiła się smutno, równie smutno kiwając głową. Odłamała połowę rogala, częstując starucha - Do ściągania myta pierwsi, albo inspekcji w burdelach… jednak gdy o walkę z prawdziwym wrogiem chodzi? - pokręciła głową z naganą, rzucając jeszcze dwa miedziaki do miseczki - A powiedzcie mi dziadku, wiadomo kto czerwonego kura karczmie puścił? - tym razem uśmiechnęła się czarująco - O zakład poszło? a może karczmarz długów sobie narobił u lichwiarzy i oddać złota nie chciał? Wy mi wyglądacie na porządnego obywatela, który niejedno widział i z niejednego pieca chleb jadł. Na pewno słyszeliście coś więcej, a ja ciekawam. Nudno tu ostatnio… a taka atrakcja! - machnęła na nadpalona karczmę.

- O ziękuję ziejuje! Pani taka łaskawa i taka mądra! O tak, ma pani rację! Kto porządny by się zaciągał do straży miejskiej? Sami hultaje i okrutnicy tylko! - dobroć brunetki widocznie wręcz rozczuliła kalekiego żebraka. Aż zaślinił się z wrażenia. Tylko Gabrielle nie była pewna czy to z powodu tego co mówiła czy tych miedziaków czy może rogala. Może wszystko po trochu.

- No pani taka dobra i nie jak te zbóje z halabardami to powiem pani, że to byli jacyś szubrawcy wczoraj wieczorem! Odwróciłem się i wyjrzałem jak pierwsze szyby poszły. A oni tam stali i z dwóch stron rzucali do środka. Butelki albo dzbanki. Każdy po dwie czy trzy. A potem w nogi! To się schowałem aby mnie nie widzieli. Uciekli ale w środku zaraz się rwetes zrobił. No pani! Co za szubrace! Kura podłożyć? W taki upał? No przecież jakby ogień na porządnie złapał to całe miasto by poszło z dymem! No nasza dzielnica na pewno. No i gdzie wtedy poczciwi ludzie mieliby swoje uczciwie zarobione miedziaki zbierać? - starzec zachwycał się zapachem i smakiem rogala. Odłamał kawałek i wsadził sobie do bezzębnych ust zaczynając go dziamdziać przez co zrobił się trudny do zrozumienia.

Brunetka w kapturze odczekała aż staruszek skończy jeść, samej poskubując bułkę, a raczej ten mizerny kawałek jaki się jej ostał.

- Oj dziadku… mądry z was człowiek. - przytaknęła energicznie - Nie pomyślą idioci, tylko za podpalanie się biorą. A gdyby puścili z dymem więcej niż tę jedną karczmę? Wypadałoby ich znaleźć, przykładnie oćwiczyć. Tak aby więcej podobne brednie im się we łbach nie lęgły… a wiadomo, że na straż nie ma co liczyć. Człowiek porządny i obywatel sam musi się tym zająć. Wiecie coś, co pomogłby znaleźć tych psubratów? Gdzie poszli, co na sobie mieli? Charakterystyczne detale? - zerknęła w dół na siwiejącą głowę i w miseczce brzęknął jeszcze jeden miedziak - Szkoda żeby komuś z dobrych ludzi stała się krzywda, jakby zasnęli gdzieś pod dachem a tacy zbóje go spalili… lepiej ich naprostować zawczasu nim tragedia się stanie.

- Oj pani kochana to tak to nie. Ciemno już było. A oni w kapturach jak i łaskawa pani teraz. I mieli chusty czy coś takiego na twarze jak prawdziwi banici. Ale jak przebiegali obok mnie to słyszałem jak jeden z nich pytał drugiego gdzie jest Dieter. No pewno jeden z tych psubratów. Tak w zaufaniu to powiem panience, że mój kolega to potem, na drugi dzień to znalazł jedną butelkę. Myślał, że może to z karczmy i tak się ucieszył, Ranalda pobłogosławił a tu Ranald zakpił z niego. W środku jakieś paskudztwo oliwy z czymś było, w ogóle się tego pić nie dało! Tak myślę łaskawa panienko, że to może jeden z tych psubratów mógł zgubić tą butelkę. W końcu ciemno było a spieszyli się bo ledwo rzucili pierwszy raz to już wewnątrz się rumor zrobił i wiadomo było, że ludzie będą uciekać na zewnątrz.
- starzec pokiwał głową z przekonaniem i gestykulował w stronę karczmy gdy opowiadał o koledze i nieszczęsnej butelce jakiej się wypić nie dało.

- A gdzie teraz ta butelka, dziadku? - spytała przyjaznym tonem, kończąc żuć resztkę rogala - Pewnie wasz kolegą ją wywalił, skoro do niczego nieprzydatna… i powiedzcie. Kojarzycie czy są w mieście ludzie na stanowiskach o imieniu Dieter? I tych legalnych i tych podziemnych? Ja nie stąd, nie znam się na mieście i ludziach tak jak wy.

- Dieter? Nie no co panienka… Przecież tutaj co drugi to jakiś Manfred, Peter czy Dieter… -
starzec pokręcił głową na znak, że trop jest tak pospolity, że sam z siebie aż nieużyteczny. - Ale jakbym chciał szukać to pewnie poszukałbym w “Sytym Kogucie”. Tam przychodzą różni tacy jakby chciał coś ktoś wynająć do takiej roboty to pewnie tam. A czy sam Johann ma coś na sumieniu na taki żarcik no to gdzie, mnie biedakowi, mu po kiesy i kuchni grzebać. A bogowie mi świadkiem, że chciałbym. Takie smakołyki tam wyrzucają, mój kolega tam ma miejsce to czasem się ze mną czymś podzieli. I on miał właśnie tą butelkę ale nie wiem co z nią zrobił. Jego by panienka musiała zapytać. On tam siedzi od zaplecza, tylko po drugiej stronie ulicy. - wskazał mniej więcej po przekątnej. Teraz widzieli “Włóczykija” trochę z boku i od frontu. Straszył wybitymi oknami i osmolonymi okapami. Widać było trochę tego co się działo w środku choć wewnątrz panował półmrok i z tej odległości nie dało się dostrzec detali. No ale rzeczywiście za głównym budynkiem karczmy było podwórze ze stajniami i resztą obejścia. No i po przeciwnej stronie też była jakaś ulica.

- Dziękuję wam dziadku - rzuciła mu ostatniego miedziaka, uśmiechając się ciepło - Bądźcie zdrowi, niech bogowie mają was w opiece, a straż miejska bez celu nie czepia. - pomachała mu na pożegnanie, a potem raźnym krokiem ruszyła do karczmy. Po drodze minęła... elfkę. Aż zamrugała, lecz elfka nie zniknęła. Gabrielle skorzystała z okazji i przechodząc obok, przyjrzała się bezczelnie jej tylnym wdziękom. Niestety zaraz były drzwi karczmy i wnętrze cuchnące spalenizną. Tam rozejrzała się, a zobaczywszy znajome twarze, przysiadła się do ich stolika.
- Witajcie, witajcie. Jak zdrowie? Gdzie reszta? Już miałam mówić, żebyście żałowali opuszczenia naprawdę zacnego wypadu... ale widzę, że wam też się nie nudziło - zrobiła okrężnym ruchem dłoni pełne koło, wskazując salę -Co mnie ominęło, prócz spraw tak trywialnie oczywistych jak pożar?

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172