|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-03-2008, 17:11 | #141 |
Reputacja: 1 | Balius, Ostrożnie stawiając stopy szedłeś w kierunku drzwi, przeklinając w myślach głupotę mnicha. To, że w magazynie nie było nawet jednej lampy, było nie tyle irytujące co nienormalne. Mocniej chwyciłeś rękojeść noża, broń niezbyt imponująca ale w sam raz jak dal ciebie. Przynajmniej dotychczas. Nagły krzyk od strony, gdzie spał Barry sprawił, ze serca niemal wyrwało ci się z piersi. Zaraz potem twój towarzysz zaczął się obłąkańczo śmiać, lecz na chwilę przed tym usłyszałeś cichy pisk. Szczury. To one cię zaalarmowały, to te durne gryzonie. Ze złością odwróciłeś się w stronę skąd dochodził cichnący już śmiech. Najwyraźniej właścicielowi było bardzo, ale to bardzo wesoło. Barry Oszalały z bólu, wściekłości i rozpaczy wybiegłeś z magazynu. Nie wiedziałeś po co, ale jedno dla ciebie pozostawało pewne: dzisiaj kogoś zabijesz. Mało ważne było, kto będzie ofiarą. Dla ciebie wszyscy znajdowali się w jednym wielkim spisku skierowanym w twoją osobę! W myślach postanowiłeś, że tanio (o ironio losu) skóry nie sprzedasz. Przekrwionymi oczyma rozejrzałeś się po opustoszałej uliczce, słońce prażyło bezlitośnie twoje obolałe czło0nki, a ty nadal biegłeś przed siebie z bronią w ręku. Opustoszałe alejki sprawiały, że wpadałeś tylko w jeszcze większą frustrację. Nagle zauważyłeś jakiś ruch w zaułku, coś jakby płaszcz znikający za rogiem. Bez namysłu, z okrzykiem tryumfu ruszyłeś w tamtą stronę. Nagle potknąłeś się, na widok zbliżającej się ziemi przemknęło ci przez umysł jedno słowo „Znowu”. Jednak odruchy pozostały, wyciągnięta w ostatniej chwili ręka zamortyzowała odrobinę upadek. Przenikliwy ból wyrwał krzyk z twojego gardła. Kątem oka dostrzegłeś strzęp materiału zaczepiony o złamane stylisko siekiery. Ból promieniujący z reki na resztę ciała zmusił cię do zaciśnięcia powiek. Kiedy je otworzyłeś dostrzegłeś ciemność. Ze strachem pomyślałeś, że to koniec, że jesteś martwy. Ale stłuczona ręka świadczyła raczej o tym, że jesteś jak najbardziej żywy. Odruchowo chwyciłeś się za dłoń i ku swemu zdumieniu poczułeś pod spodem skórę. Zerwałeś się na nogi i pospiesznie sprawdziłeś resztę ciała, nie brakowało nawet kawałka twojego jestestwa. Zacząłeś się śmiać, z początku cicho, lecz coraz głośniej, aż do chwili, kiedy nie zaczął cię boleć brzuch. Louis, Justicar, Raziel Louis stojąc przy ścianie i starając się powstrzymać Raziela przed upadkiem, co chwila spoglądał w stronę Justicara, który szybkim krokiem zmierzał ku postaciom. Jak się okazało sylwetki należały do dwójki mężczyzn. Jeden siwowłosy, na oko miał z siedemdziesiąt lat, drugi z kolei był zaledwie kilkunastoletnim chłopakiem. Na pytanie o cyrulika obaj zareagowali zdziwieniem. -Musicie być nie stąd.- starszy odezwał się pierwszy –Inaczej byście wiedzieli, ze to ja jestem jedynym, kto robi za lekarza w tym mieście. Ale o co chodzi? Ktoś chory?- Na wytłumaczenie Justicara uniósł brwi i bez słowa ruszył w stronę, gdzie stali Louis i Raziel. Po chwili bliskie na miejscu, pytające spojrzenie Bretończyka Justicar zbył lekkim skinieniem głowy. Starszy mężczyzna bez ociągania podszedł do Raziela i mocno chwycił go za szczękę unieruchamiając głowę. Na chwilę spojrzał w oko rannego i machnął ręką do młodzika, który obrócił się na pięcie i gdzieś pobiegł. Starzec podrapał się po głowie i powiedział z ociąganiem. -Co prawda nie przyjmuję już o tej porze, ale cóż niech będzie. Chodźcie za mną o pieniądzach pogadamy później. – Droga nie była daleka po kilku minutach byliście już wewnątrz niewielkiego domku. Mężczyzna nie ściągając nawet płaszcza wskazał tylko stół, gdzie mieliście położyć Raziela, po czym zniknął za jednymi z drzwi. Cohen, Revan Idąc ulicą rozglądaliście się po okolicy. Domy były tu średnio zamożne, choć znalazłoby się też kilka bogatszych. Spotykani po drodze ludzie schodzili wam z drogi, ale nie dało się po nich dostrzec strachu. Po prostu unikali ludzi, których uznawali za potencjalnie niebezpiecznych. Coraz bardziej ściemniało się, aż w końcu zapadł zupełny zmrok rozjaśniany jedynie latarniami ulicznymi oraz blaskiem padającym z co niektórych okien. Ulice opustoszały, nie licząc okazyjnie spotkanych kotów, psów, czy szczurów. W końcu stwierdziliście, że jesteście na miejscu. Staraliście się dokładnie przeszukać uliczki, ale w ciemnościach było to co najmniej trudne. Efektem półgodzinnych poszukiwań były tylko trzy puste i dziurawe beczki, śpiący żebrak oraz kilka innych nic nie wartych śmieci.
__________________ Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie. Armia Republiki Rzymskiej |
07-03-2008, 12:09 | #142 |
Reputacja: 1 | Louis doprowadził Razela do domu medyka. Gdy cyrulik wskazał stół, na którym miał sie położyć Raziel, Bertończyk niezwłocznie podprowadził go do stołu i pomógł mu się położyć. Rozejrzał sie po wnętrzu pokoju, nie znalazł nic podejrzanego jednak zastanawiało go gdzie pobiegł młody człowiek, który towarzyszył starcowi. Wydarzenia ostatnich dni spowodowały, że nawet tak jak się wydaje mało istotna rzecz, niepokoiła Louisa. Upewniwszy się, iż Raziel nie spadnie ze stołu, podszedł do Justicara. - Mam nadzieję, że nie zabierze nam ostatnich monet za postawienie na nogi naszego towarzysza. - Powiedział spokojnie i po chwili dodał. - Ciekawi mnie gdzie posłał tego młodego co z nim był. Nie dosłyszałeś przypadkiem gdzie go wysłał? Louis wiedział, że w tej sytuacji nie wypada wypytywać ile medyk sobie zażyczy za opiekę nad rannym jednak zdążył się już przyzwyczaić do monet, podarowanych im przez mnicha i nie chciał się z niemi rozstawać. Za przyjęcie pacjenta o tak późnej porze cyrulik mógł sobie policzyć dodatkowe pieniądze i to go najbardziej trapiło.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane, Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |
08-03-2008, 00:01 | #143 |
Reputacja: 1 | "Że też musiałem upaść do atkiej dziury. Nie było lepszych miejsc? Coś nie tak się dzieje skoro od kilku dni prześladuje mnie pech. Najpierw mnie złapali i wsadzili do więzienia, potem gdzieś każą pracować z bandą włóczęg. Nie po to tak długo pracowałem by znów spodlić się i spaść do nędznych warunków życia." Zdenerwowanie dawało się we znaki Baliusowi i n ie starał się nawet na chwilę tego ukrywać. Jedyną osobą, która mogła cokolwiek zobaczyć był Barry i tak już pewnie na dobre śpiący i spity. Pisk szczurów, który spowodował takie zdenerwowanie i stan przygotowania się na odwiedziny, był czymś co spowodowało jeszcze większe rozdrażnienie miejscem i sytuacją w jakiej musiał się znajdować Balius W dalszej kolejności śmiech wojownika jedynego, który się znajdował w tym magazynie spowodował wybuch złości. Balius wychodzi z magazynu zamaszyście zamykając za sobą drzwi. Postanowił zorganizować światło. Sklepy były pozamykane więc próbować nie miał co, i tak. Stragan też nie kwalifikował się do tego rozwiązania. Jedynym rozwiązaniem była pożyczka z latarni. Nie wiedział jeszcze jak chce to zrobić jednak miał zamiar wykorzystać wszystko co miał pod ręką i w zasięgu wzroku. Starał się też dojrzeć osób odpalających lampy na ulicach i zamierzał zaczepić ich rozmową.
__________________ "...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..." |
08-03-2008, 14:49 | #144 |
Reputacja: 1 | Justicar uśmiechnął się na pytanie Louisa. -Zawsze możemy uciec prawda? Ten młody to pewnie jakiś jego kuzyn. Może poszedł po narzędzia medyka. Człowiek zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Chciał sprawdzić czy nie ma tu czegoś podejżanego lub wartościowego. -Ciekawe czy nie iwe czegoś o truciznach. Mógłby nam powiedzieć gdzie rośnie ta trucizna którą otruto kapłana.Muszę go o to spytać. Zerknął na Raziela. -Żyjesz? A właśnie! Mieliśmy znaleść Barrego. Gdybyśmy nie szukali pewnie byś nie oberwał. Wyciągnął manierkę i pociągnął łyka. |
09-03-2008, 19:39 | #145 |
Reputacja: 1 | Cohen był coraz bardziej poirytowany, te zadanie od początku się nie podobało sierżantowi. „Pewnie chcą nas wrobić w te przestępstwo a uciec z miast i tak nie możemy.” Z obrzydzeniem splunął po wyjściu z tej uliczki była chyba reprezentantem najbardziej obskurnych uliczek Imperium. Nie było, czego tutaj szukać trzeba było rozejrzeć się za noclegiem i spotkać z resztą grupy, ale wojownik jak na złość nie mógł sobie przypomnieć czy umówili się na spotkanie w jakimś konkretnym miejscu. „Pozostał jeszcze ten dziwny nieznajomy. Teraz noc, może jeśli jakieś niecne praktyki uskuteczniał gdzieś będzie, szpiegować go można.” - Pozostał jeszcze nieznajomy pomieszkujący u kupca, może gdzieś będzie się teraz w nocy wybierał, przez chwilę można poobserwować ten dom. Potem udamy się na spotkanie z resztą pamiętasz gdzie się umówiliśmy, bo mi wyleciało z głowy. Jeśli ich nie znajdziemy rozejrzymy się za jakimś noclegiem.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
09-03-2008, 20:18 | #146 |
Reputacja: 1 | Biec, biec, na złamanie karku! Byle kogoś zabić, byle utaplać się w czyjeś krwi… Niech ktoś się tylko pojawi! No, pojawcie się sukinsyny! Sukinsynów niestety Barry nie uraczył. Alejka ciągnęła się niemiłosiernie, pusta, bezludna. Wściekłość narastała do furii, furia do szału. Biegnąc tak, oszalały wojownik potknął się. Stare odruchy zadziałały i obdarta ze skóry ręka wybiegła przed ciało chcąc zamortyzować upadek. Wojownik mimo woli zacisnął oczy, myśląc o potwornej fali bólu która zaraz do niego napłynie. Potworny ból… Koszmar. To nie minie! Najemnik otworzył oczy i spojrzał dookoła. Było ciemno. Dotarło do niego, że śnił, ale to nie wystarczyło. Czym prędzej począł sprawdzać czy ma skórę na ciele. Początkowo z przestrachem, następnie z coraz większą pewnością przesuwał palcami po swojej skórze na ciele. Zaczął śmiać się, ba, ryczeć ze śmiechu, aż się przewrócił. Gdy doszedł do siebie postanowił wziąć broń i rozejrzeć się po pomieszczeniu. Niepokój po śnie pozostał. Następnie wyszedł na chwilkę przewietrzyć się na zewnątrz. Sen tej nocy dobiegł końca z pewnością na dobre! |
13-03-2008, 19:22 | #147 |
Banned Reputacja: 1 | Podczas drogi lekko się zataczał, ale nie tak wyraźnie, jak po wyjściu z karczmy. Mimo tego, dziwny był to widok groźnego wojownika z ciężkim mieczem na plecach, który nie mógł iść dość prosto, czasem się potykając. Cudem się jednak nie przewracał, chociaż w większości przypadków się na to zanosiło. Nie przejmował się za bardzo przechodniami, nie przejmował się też specjalnie tym, czego poszukiwali. Ot, zwyczajny spacer dla rozprostowania nóg. - Cohen. - mruknął Revan. - Z nas dwojga tylko ja uchyliłem "trochę" alkoholu. - Nie zamierzam płacić za pokój, kiedy możemy spać w tym magazynie. Najwyższych lotów to on nie jest, a i towarzystwo może wydawać się nieciekawe, ale wszyscy mamy ze sobą tyle wspólnego, że raczej nic sobie nie zrobimy. Raczej, za innych nie mogę poręczyć, ale za siebie, owszem. - z jego ust wydobył się potok słów. Mówił wyraźnie, chociaż Revan nigdy nie zachowywał się jak typowy pijak. W stanie wskazującym po prostu częściej mówił, a nie bredził. Chociaż, kto to dzisiaj rozróżnia. - Jaki, kurwa, pomieszkujący? Ten mroczny lord, to znaczy, szlachcic, magnat, kupiec? Kapłan? Jak mu tam było, bo już nie pamiętam. - sprawiał wrażenie, jakby faktycznie nie pamiętał, chociaż sierżant z różnymi szczegółami opowiadał mu o sprawie. - No dobra. Pomysł mi się podoba, to znaczy ten, z tym, że chwilkę. Chwilkę go poobserwujemy. A potem pójdziemy do magazynu, i zobaczymy, albo i usłyszymy, co też chłopakom udało się znaleźć na mieście. No bo jak wiesz, nie jesteśmy tylko ty, i ja, ale też oni. No wiesz, ci, z którymi mieliśmy przyjemność razem wdepnąć w to gówno. Rozejrzał się dookoła. Coś podejrzanie ucichło. - Prowadź, bo zapomniałem, gdzie ten pomieszkujący mieszka. |
13-03-2008, 20:07 | #148 |
Reputacja: 1 | Raziel obserwował, jak Justicar rozmawia z mężczyzną, a potem jak młodszy z nich odbiega gdzieś. Następnie starszy mężczyzna razem z Justicarem podeszli do niego i Louisa. Starszy mężczyzna chwycił go mocna za szczękę i unieruchomił jego głowę. Następnie spojrzał na chwilę w jego oko. Razielowi niezbyt się to podobało, ale się nie opierał. Ze spokojem poszedł za pomocą swoich towarzyszy do niewielkiego domku, do którego starszy człowiek ich zaprowadził. Po drodze miał kilka zawrotów głowy i zaczął odczuwać zmęczenie. Oby nie chciał więcej pieniędzy niż mamy.-powiedział Raziel gdy weszli do domku. Gdy stary mężczyzna wskazał stół, Raziel trochę powolnie się na nim położył. Gdy się na nim kładł, znów zakręciło mu się w głowie.
__________________ GG. 10666642 |
14-03-2008, 16:14 | #149 |
Reputacja: 1 | - Żyjesz? A właśnie! Mieliśmy znaleźć Barrego. Gdybyśmy nie szukali pewnie byś nie oberwał - powiedział Justicar. - Pewnie by nie został ranny - zgodził się z nim Louis, - jednak spotkaliśmy ciekawych ludzi, których będzie trzeba sprawdzić. Co do Barrego, to pies mu mordę lizał. Włóczęga jeden... Oby się czegoś ważnego dowiedział, bo mu inaczej nogi z dupy powyrywam. - Przerwał na chwilę by uspokoić się, gdyż myśl o pijaki, przez którego zmarnowali tyle czasu wyprowadziła go z równowagi. - Uważam, że nie powinniśmy go dalej szukać i wrócić do magazynu - dodał po chwili.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane, Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 Ostatnio edytowane przez Kokesz : 14-03-2008 o 16:17. |
19-03-2008, 01:24 | #150 |
Reputacja: 1 | Balius, Los się do ciebie uśmiechnął. Odrobinę w głębi ulicy dostrzegłeś strażnika, który właśnie starał się rozpalić sporą latarnię uliczną, która stała na bruku. Na kolanach trzymał zapalona zwykłą lampę, która straż nosiła na patrole. To od jej płomienia starał się zapalić tą uliczną. Szło mu to niezbyt dobrze, żeby nie rzec niezdarnie. Czwarty raz knot gasł, zanim zdążył zamknąć szklaną osłonę. Na pustej ulicy dało się słyszeć, jak klnie pod nosem nie zwracając uwagi na boży świat. Twoją obecność spostrzegł dopiero, gdy odchrząknąłeś znacząco. Nerwowym ruchem chwycił za miecz i spojrzał na ciebie. Zaraz jednak popisał się refleksem chwytając latarnię o centymetry od twardej brukowanej nawierzchni. Westchnąłeś z ulgą wiedząc, jak kończą się podobne wypadki. Męzczyzna wstał na równe nogi i zmierzył cie złym wzrokiem. -Czego? Co tu robi i czego chce? Noc jest po domu trzeba siedzieć, a nie włóczyć się po mieście!- Barry Wyszedłeś na zewnątrz z ulgą witając na twarzy lekki podmuch wiatru na spoconej twarzy. Nadal drżącą ręka przeczesałeś włosy. Żałowałeś, że nie masz przy sobie nic mocniejszego, czym mógłbyś się „uspokoić”. Niestety karczmy o tej porze w większości są zamknięte, zwłaszcza w miastach tego typu. Stojąc tak zobaczyłeś, jak Balius zbliża się do strażnika w głębi ulicy i o czymś z nim rozmawia. Ciekawiło cię co tym razem wymyślił ten mężczyzna. Jaką sprawę, może on mieć do strażnika miejskiego, który jak się zdaje zapala lampę uliczną? Miałeś wrażenie, że może wyniknąć z tego coś nieprzyjemnego. Inna sprawa, że zawsze miałeś podobne wrażenie, kiedy widziałeś jakiegoś przedstawiciela władz lokalnych. Westchnąłeś ciho i spojrzałeś na ziemię i ze zdumieniem zobaczyłeś leżący tam nóż. Louis, Justicar, Raziel Cyrulik po chwili zjawił się przebrany, w stary, wyświechtany fartuch szaro- brunatnej barwy. Dopiero po chwili zdaliście sobie sprawę, że ów brunatny kolor prawdopodobnie zostawili na nim poprzedni petenci starca. Mężczyzna podszedł spokojnie do Raziela i machnął ręką na Louisa i Justacar'a, by się odsunęli. Przez kilka chwil badał rannego, w dość banalny jak sądziliście sposób. Jedyne co zrobił, to powąchanie krwi z rany, spojrzenie w oczy Raziela, oraz kilka innych zgoła bezsensownych czynności. Chcieliście się zapytać już, czy długo jeszcze ma zamiar zabawiać się i tracić czas, kiedy nieoczekiwanie cyrulik uśmiechnął się. -No i wszystko jasne. To nic poważnego, w zasadzie przeszłoby mu samo po jakichś czterech lub pięciu dniach. Ostrze, którym zadano ranę, miało na sobie trochę środka odurzającego. Niegroźny, ale szybko działa, zwłaszcza jeśli serce szybciej bije, ale nie wchodźmy w szczegóły i tak byście nie zrozumieli. – Starzec przerwał i przyklęknął. Wcześniej nie zauważyliście, że cokolwiek stoi pod stołem, ale teraz gdy zwróciło to waszą uwagę dostrzegliście dwie bliźniaczo podobne szafki, obie w całości z metalu i zamknięte na trzy klucze. W jednej z nich, teraz otwartej szukał czegoś cyrulik. Po chwili wyłonił się spod stołu z dwoma słoiczkami wykonanymi z ciemnego szkła. W drugiej ręce trzymał niewielki nożyk oraz zwitek czystego materiału. Musieliście przyznać, ze wiek nie odebrał mu zręczności, rana została opatrzona błyskawicznie i o niebo lepiej niż wy bylibyście w stanie kiedykolwiek to zrobić. Starzec spojrzał na Louisa z wesołym błyskiem w oku. -Co nie spodziewaliście się fachowca na takim zadupiu co? Ale dobra późno jest, a ja jestem zmęczony. Przechodząc do zapłaty. Za samo opatrzenie wiele nie wezmę, widzę, ze do najbogatszych się nie zaliczacie. To będzie 6 sztuk złota, ale jeśli chcecie tez to…- starzec podniósł do światła drugi słoiczek, w którym leniwie przelewała się jakaś ciecz –To będziecie musieli zapłacić nieco więcej.- Cohen, Revan Postanowiliście udać się w okolicy domu kupca, by poobserwować, czy czasem nikt nie udaje się na „nocne wypady”. Jednak mieliście jeden problem natury logistycznej. A mianowicie nie wiedzieliście, gdzie iść. Kapitan straży jedynie wspomniał, o kupcu i jego gościu, ale nie podał wam adresu. Z kolei jedyny spotkany przechodzień zagadnięty burknął coś jedynie o tym, że nie jest z okolicy i że nie zna miasta, po czym z zadziwiającą jak na przybysza orientacją w ulicach zniknął za rogiem. Lekko stropieni staliście na skrzyżowaniu, jedna z dróg prowadził do magazynu, gdzie prawdopodobnie są już wasi towarzysze, druga zaś prowadziła w głąb miasta, gdzie dokładnie, tego nie byliście w stanie określić.
__________________ Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie. Armia Republiki Rzymskiej |