|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-10-2018, 16:40 | #61 |
Reputacja: 1 | Tymczasem pozostali przedzierali się zaskakująco dobrze utrzymanym, wijącym się i prowadzącym w dół tunelem. Przejście było wąskie lecz wysokie wystarczająco do swobodnego marszu. Ustawione w regularnych odstępach stemple zachowały dobrą formę, w najbliższym czasie temu przejściu nie groziło zawalenie się. Nie potrafili dokładnie określić pokonanej odległości, ani tym bardziej kierunku, ale po mniej więcej dziesięciu minutach nieustannego marszu dotarli do końca. Tak po prostu, tunel się kończył ślepym zaułkiem. Wyglądało to tak, jak gdyby ktoś przestał kopać w tym momencie i sobie poszedł. Kilyne zatrzymała się gwałtownie. Spodziewała się drzwi, albo dziury albo czegoś, nie ziemi. Zamrugała i rozejrzała się. - Tsuto nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. Albo przeoczyliśmy coś po drodze, albo przejście jest tutaj. Zaczęła uważnie sprawdzać ściany i ostatnią drewnianą podporę, szukając czegokolwiek co pozwoliłoby im otworzyć dalszą drogę. Nuka również przyglądała się zakończeniu korytarza oświetlając je drugą z pochodni, które przyniósł wcześniej Kas. Rudowłosa uważnie oglądała zaułek, w którym się znaleźli dotykając fragmentów ścian i podłogi. Druid, do tej pory prowadzący na czele, zatrzymał się przed kończącym się korytarzem - Po co kopać tak daleko, jeżeli wyjście nie miałoby tu być? Może nie przy samym końcu, ale… - urwał odpowiedź dla Kyline kiedy usłyszał zaklęcie Nuki - Co robisz? - zapytał wprost. - To co i wy - spojrzała na niego jak na dziwaka - szukam wyjścia. Jeśli jest tutaj to albo świetnie ukryte, albo magiczne, nie sądzisz? Wyglądało na to, że Nuka mówiła prawdę - a w każdym razie po jej zaklęciu nic się nie wydarzyło. Żadnych sztyletów wycelowanych w plecy. Sama zaklinaczka czuła co prawda działanie magii, lecz nie wykryła żadnych jej źródeł. Tak jak w piwnicy huty, tajemne przejście musiało być mechaniczne, nie magiczne. I tak właśnie było, kiedy po dłuższej chwili szukania znaleźli w ścianie niewielką dziurę, niedokładnie ukrytą przez spieszącego się Tsuto. W niej znajdował się przycisk, a potem "ślepy" tunel opadł, ukazując dalsze przejście. Prawie od razu oślepiło ich światło. Przed sobą mieli dalej prowadzący tunel, znikający szybko w mroku. Oczy Lugira uchwyciły jeszcze fakt, że rozwidla się na najbliższym zakręcie. Z boku natomiast widniała mniej więcej dziesięciometrowa, odrobinę pochyła jaskinia z wąskim wejściem, przez które wpadało słoneczne światło. Kiedy oczy się przyzwyczaiły, dało się zobaczyć plażę położoną niewiele w dół od wejścia, a także uchwycić szum morza. Nie trzeba było też wielkich poszukiwań, aby odkryć brudne, śmierdzące goblinami posłania i resztki jedzenia. Po uciekinierze nie było śladu. - Lugir, sprawdź czy na plaży są świeże ślady! - Kilyne szepnęła do druida, na pewno lepiej znającego się na tropieniu niż ona. Sama weszła do jaskini ostrożnie, rozglądając się i licząc posłania. - Ciekawe, czy miał tu wierzchowca. Spojrzenie czarnowłosej uciekało też w stronę dalszej części tunelu. Mógł wyjść tu, mógł też pobiec dalej. Albo nawet czekała na nich kolejna pułapka, więc wolała zachować ostrożność. - No a co ja robię? - druid mruknął marudnie, dalej ostrożnie idąc przez goblińskie obozowisko - Gorzej jak miał łódź - Gotów zdzielić pałą cokolwiek zbyt gwałtownie się ruszy, krok po kroku zmierzał przez goblińskie brudy w kierunku morza. Wciągnął smród jedzenia - zepsutego lub po prostu goblińskiego. Szukał rozlanych plam, które mogły wsiąknąć lub nie, w zależności od tego jak dawno były tu małe potwory. Ale, przede wszystkim, szedł w kierunku końca obozowiska żeby zobaczyć czy na plaży był jakieś ślady od ostatniego przypływu. Oprócz resztek w jaskini nie znajdowało się nic przykuwającego uwagę. Kilyne naliczyła osiem małych posłań, sam Tsuto albo nocował gdzie indziej albo miał swoje rzeczy ze sobą. Dalszy tunel wydawał się być cichy i mroczny, nic ich z niego nie zaatakowało. Druid natomiast prawie od razu zauważył świeże obute ślady na piasku i żwirze zaczynającym się zaraz pod wejściem do jaskini. Trzeba było się zsunąć w dół, nie było to żadne wyzwanie. Na górze rozciągał się wysoki na dziesięć metrów klif, to w jego ścianie znajdowała się jaskinia. Z przodu szumiało morze, plaża ciągnęła się w obie strony. Białowłosy nigdzie nie widział uciekiniera, ale mógł określić kierunek, w którym pobiegł - północny wschód. Wyglądało na to, że uciekał pieszo, ale miał nad nimi dużą przewagę. Kilyne rzuciła szybkie spojrzenie Nuce, zostawiła tunel i podążyła za druidem. Już pierwszy rzut oka na posłania nie sugerował schowanych tam bogactw, czarnowłosa nie traciła więc na nie czasu. Liczba wydawała się zgadzać. Przystanęła przy białowłosym, dotykając delikatnie jego ramienia i podążając za jego wzrokiem. - Co znalazłeś, piękny aniele? Rozpalamy ogień dla Shoanti? - Ślady - Lugir podejrzliwie łypnął w kierunku kobiet - Jesteśmy pod Sandpoint, na dole klifu, a Tsuto ucieka pieszo na północny wschód, czyli nie w stronę obozowiska gdzie czeka Bofun. A co do ognia... - druid nabrał powietrza - DAAAAAJ - Nuka zupełnie nie spodziewając się krzyku instynktownie schowała głowę w uniesionych do uszu ramionach. Ułamek sekundy zajęło jej wydedukowanie, że źródło hałasu stoi obok i nie stanowi dla niej zagrożenia. Spojrzała pytająco na mężczyznę, potem na kobietę i pełnym zdziwienia tonem krzyknęła żeby przebić się przez krzyk druida. - Ej, co ty wyprawiasz?! Białowłosy wrzasnął, jego głos obudziłby nawet trupa. Tylko efektu nie było widać. Czy chciał w ten sposób rozpalić ogień? Dziewczyny nie wiedziały. Jeśli tak, to mu się nie udało. Półelfka zdjęła dłoń z ramienia Lugira i zamrugała, zaskoczona zachowaniem towarzysza. Nie była z tych co czekają aż działać będą inni, szybko cofnęła się do jaskini i dłonią w rękawiczce zebrała posłania goblinów. - Będą się dobrze kopcić, ale sugeruję rozpalić ogień na szczycie klifu. Szybciej! - zarządziła i pobiegła w stronę wskazaną przez druida, próbując na własną rękę szukać śladów oraz łatwego wejścia na górę, gdzie z pomocą gałązek i tego śmierdzącego świństwa mogłaby rozpalić ogień dla Kasa. - Mewy wołam, coby dały znać Kasowi gdzie jesteśmy - druid łagodnie się uśmiechnął i wzruszył ramionami, jakby znów objaśniał jakąś oczywistą rzecz - Daaj! Daaj! - kontynuował, idąc za Kyline w kierunku twardszego gruntu. Równocześnie kombinował, w jaki to sposób wystrzelić z procy wielobarwny pył ze swojej sakiewki tak żeby był widoczny tyle wyżej. - A jak wejdziemy na szczyt klifu, to już w Sandpoint będziemy, gdzieś na północnym brzegu miasta. Śledzenie Tsuto przez następne sto metrów okazało się proste. Ślady odbite na piasku były na tyle wyraźne, że Kilyne mogła pokonać ten dystans biegiem, obserwując przy okazji jak klif z każdym pokonanym metrem zmniejsza swoją wysokość, aż wreszcie przerodził się w skarpę po której wdrapanie się na górę nie stanowiło najmniejszego problemu. Prosto na drogę. Na południe widniała miejska brama, na północ dalej wił się trakt, od wschodu niemal pod samą drogę docierał las. Rozpalenie tu ognia nie stanowiło trudności, pytanie czy dym będzie wystarczająco gęsty i uniesie się odpowiednio wysoko. Odeszli też na tyle daleko, że pozostałe w okolicy huty mewy nie słyszały krzyków druida. No i był jeszcze jeden, najpoważniejszy problem. W tym miejscu uciekinier wbiegał między drzewa i jego trop stawał się o wiele trudniejszy do wyśledzenia. Lugir co prawda ciągle potrafił wskazać ślady pozostawione przez Tsuto, ale dwa fakty były pewne: konie nic tu nie pomogą, jak również nie ma szans dogonić mężczyzny w ten sposób. Co najwyżej, przy dużym szczęściu, dotrzeć do miejsca, do którego obecnie tamten się kierował. Półelfka sceptyczym spojrzeniem obdarzyla las i szukającego dalszych tropów białowłosego. Nie zamierzała się poddawać, mimo to wizja śledzenia nie jawiła się w różowych barwach. Zaczęła przygotowywać ognisko, zamierzając rozpalić kilka suchych gałęzi i po podsyceniu ognia wrzucić do niego posłania goblinów i liści, aby zrobić jak najwięcej dymu. - Wydaje mi się, że śledzić mogłaby go jedna, dwie osoby - odezwała się głośno, kiedy już ogień pełzał po drewnie. - Tam dokąd ucieka będzie więcej goblinów, a nam trochę dały popalić te z huty. Lepiej się dobrze przygotować. I sprawdzić gdzie dalej wiedzie ten tunel przy okazji. Ostatnie zdanie dodała mimochodem. Tak naprawdę to właśnie ta tajemnica ciekawiła ją chwilowo najbardziej, nie jakieś uganianie się po lesie, na czym zupełnie się nie znała, a Tsuto nie musiał zwalniać i z każdą chwilą powiększał przewagę nad nimi. - Chyba niewielkie mamy szanse na wyśledzenie go w lesie - spojrzała po towarzyszach w poszukiwaniu aprobaty. - Ja w każdym razie doświadczonym tropicielem nie jestem. No i skoro sądzisz, że jest z nim więcej goblinów - zwróciła się do czarnowłosej -to faktycznie powinniśmy ostrzec mieszkańców miasta i przygotować na ewentualny atak a nie skradać się po lesie. Nie dodała, że uważa to za zbyt niebezpieczne i właściwie bez sensu, więc nie zamierza tego robić. - Z nim? Wątpię - Kilyne dorzucała właśnie brudne goblinie posłania do ognia, krzywiąc nos przed paskudnym zapachem. Obdarzyła Nukę szybkim spojrzeniem. - Tam dokąd zmierza to na pewno. Ciekawi mnie bardziej, czy atak na hutę miał na celu tylko zemstę czy coś więcej. Rudowłosa wzruszyła ramionami dając niemy znak, że nie ma pojęcia. - Powiadomić władze miasta o zagrożeniu kolejnym atakiem nie zaszkodzi. - Zamilkła na sekundę, by po chwili zmienić temat. - Nie ciekawi was do czego prowadzi tunel, do którego nie weszliśmy? - spytała z lekko łobuzerskim błyskiem w oku. - Właśnie o tym przed chwilą mówiłam - pokiwała głową Kilyne, która widząc ten błysk uśmiechnęła się do Nuki. - Lugir, myślisz, że będziesz w stanie śledzić mordercę w takim terenie? - zwróciła się nagle do badającego ślady mężczyzny. - Wytropić? Tak. Tyle że tropiąc go między świerkami będziemy szli wolniej niż on, więc go nie dogonimy, a i w zasadzkę można tak wejść. Ale… Bofun znalazł obozowisko goblinów na południe od Sandpoint i czekał tam na niedźwieżuka. Jeżeli zmierza tam, to konno zdążymy tam być jeszcze przed nim - zaproponował. Sam fakt że pośpiesznie wrócił spomiędzy drzew akurat kiedy padła propozycja wejścia do tunelu mówił sam za siebie. Ale ciągle wypadało zadbać by zdrajca nie zaszkodził krasnoludowi z którym Lugir mieszkał. - Jakoś wątpię, aby on uciekał do jakiegoś obozowiska w lesie po tym, czego się nasłuchałam o tutejszych klanach goblińskich od elfiej tropicielki - Kilyne powiedziała to ni to do siebie, ni to do towarzyszy. Ogień wystrzelił do góry, kiedy suche gałęzie zajęły się od pochodni. Miejska dziewczyna nie wiedziała o paleniu wielkich ognisk zbyt wiele, ale wrzucone goblinie posłania na pewno robiły mnóstwo dymu. Problem leżał w tym, że ogień w tym czasie przygasał, a morska bryza rozwiewała częściowo dym, pchając go w stronę lasu. Czarnowłosa przyglądała się temu z powątpiewaniem. Splotła ramiona na piersi, zerkając za plecy na miejską bramę. - Lepiej po niego chodźmy, ślady nie znikną przez kilka minut. Możemy się także lepiej przygotować do drogi, a zanim podejmiemy decyzję, możemy sprawdzić dalszą część tego tunelu. Co wy na to? Nuka, chcesz iść w ogóle z nami? - Jak się zorientuje że nikt go nie goni, to zatrze ślady. Ale i tak wracałbym do Sandpoint i sprawdził czy tym razem nie zostało tam więcej goblinów. - goblin który skrył się za szafą mocno utkwił w pamięci druida - Kyline, ile tam było tych posłań? - - Idę - odpowiedziała krótko i uśmiechnęła się do nich delikatnie. - A tych śmierdzących barłogów to chyba mniej niż 10 - oszacowała na oko, choć to nie jej pytano. - Osiem - czarnowłosa odpowiedziała druidowi. - Nie wiem ile było goblinów, ale chyba nie więcej niż to? Wątpię, by jakieś się jeszcze kryły, Shoanti tam został w razie czego. Trop Tsuto i tak musimy chwycić. Miasto w takim razie. Zaskoczony strażnik wpuścił ich bez problemu i nie zdążyli przejść dalszych pięćdziesięciu metrów, kiedy dostrzegli Kasa na koniu, w towarzystwie luzaków i innego konnego. Wierzchowców było w sumie cztery, obaj jeźdźcy prowadzili po jednym dodatkowym. - To jest Deviren Hosk - Shoanti przedstawił starszego mężczyznę. - Pomoże nam i użyczy koni. Nie dogoniliście chyba zdrajcy bez nas, co? - Znacznie nas wyprzedził - przyznała się bez bicia Kilyne, z niewyraźną miną spoglądając na konie. - Tym go nie dogonimy, wbiegł do lasu. Możemy tropić ślady, ale będzie powiększał przewagę, albo urządzi zasadzkę. Doszliśmy więc do wniosku, że lepiej się przygotować. Ten tunel, którym uciekał, prowadzi gdzieś dalej i tam nie byliśmy. A warto sprawdzić, czy tam także nie czekają jakieś niespodzianki. Chasequah pokręcił głową. - Tunel nie ucieknie - zauważył. - A zdrajca i owszem. Ma nad nami może z pół godziny przewagi a konno nawet przez las jest szybciej niż pieszo. Jeśli nie zdążył już dobrze zatrzeć śladów dościgniemy go przed wieczorem. - On idzie lasem - przypomniała mu czarnowłosa. - A my musimy go tropić, bo może zmienić kierunek w każdej chwili. Wątpię, że w ten sposób dogonimy cokolwiek. Zgadzam się za to z tym, że ten ślad powinien być zbadany, abyśmy odkryli dokąd zmierzał. Nuka uśmiechnęła się krótko na powitanie. Podeszła do jednego z koni i gładząc jego szyję przysłuchiwała się rozmowie. - Kilyne ma rację, konie raczej na nic się nie zdadzą, to nie pościg. Przydałby się ktoś kto dobrze zna las - spojrzała pytając na mężczyzn. Białowłosy podszedł do zdobycznego konia i przejął wodze. Uspokajając zwierzę po nagłym wyrwaniu po nagłym wyrwaniu ze spokojnej stajni, odpowiedział swoim niepasującym do swojej urody burkliwym głosem. - Zdrajcę dopadniemy lub nie, a w tym czasie przez przeoczonego goblina ktoś znowu straci ojca jak Aeren. - rzucił druid, ze złością patrząc w las. - Zapolowałbym na Tsuto, gdybym był pewny że dopadliśmy wszystkie pokurcze w mieście. Kto ze straży został w mieście? - Tsuto? - podchwycił Hosk. - Ten cholerny bękart przyprowadził tu gobliny? - aż mu ślina poleciała z ust ze złości. - Mogę pomóc dorwać sukinsyna i zdzierać publicznie pasy skóry, aż się przyzna do wszystkiego! Jeszcze coś pamiętam z łażenia za goblinami z dawnych lat. Skrzyknę jeszcze kilku i ławą pójdziemy - zaoferował swoją pomoc. - Ze straży to kilku młodych, widać ich głównie przy bramach i mostach. Z tegom co słyszał to wy teraz główna straż Sandpoint. - W hucie nie ma już żadnych goblinów - rzekł zniecierpliwiony Kas. - Posłałem tam kilku ludzi. Nie mamy teraz czasu na sprawdzanie każdej szafy w mieście. Odparliśmy atak i powinniśmy dopaść zdrajcę nim zdoła zorganizować kolejny! - Aby gonić go tunelem to się nie paliłeś - Kilyne obdarzyła go karcącym spojrzeniem. - Chcesz to jedź, razem z Davirenem i innymi chętnymi. Znajdźcie ich kryjówkę, ale nie atakujcie, a my w tym czasie sprawdzimy tunel. Spotkamy się ponownie w Smoku i ustalimy co dalej. Nie wyglądasz najlepiej Kas, wszystkim nam przyda się trochę odpoczynku i przygotowań po ostatnim starciu - spróbowała głosu rozsądku. Oczywiście jeśli barbarzyńca chciał sam szarżować na obóz goblinów, to mu w tym i tak nikt nie przeszkodzi. Nuka automatycznie zerknęła na zranione udo i bardziej przejęła się dziurą w spodniach niż wizją kolejnej blizny. - Czyli ustalone, idziemy sprawdzić tunel? - zwróciła się do Kilyne ignorując nieco mężczyzn. - Lugir? - Kas zwrócił się do druida, odwiązując wierzchowca jego od swojego i rzucając druidowi sznur. - Jak w hucie nie ma goblinów, a wy sprawdzicie tunel, to jadę za Tsuto - druid złapał rzucony sznur i przyczepił tarczę do siodła - Tak jak mówi Kyline, spotkamy się w Smoku, dziś wieczór. W drogę Kas, w drogę! - rzucił, wskakując na konia by podjechać kawałek do ostatniego miejsca gdzie widzieli ślady |
28-10-2018, 19:16 | #62 |
Reputacja: 1 | Lugir bez trudu odnalazł ponownie ślady uciekiniera. Nie było to trudne z dogasającym tuż obok ogniskiem rozpalonym na środku traktu. Tu musieli się rozdzielić. Dziewczyny skierowały się ponownie na plaże, kierując się ku tunelowi. Mężczyźni, wraz z wierzchowcami i towarzyszącym im Davirenem zagłębili się w leśną gęstwinę. Tuż przy mieście roślinność dawało się pokonać nawet siedząc na koniu, ale bardzo szybko wyszły dwie kwestie: Tsuto miał bardzo lekki krok i zostawiał mało śladów oraz wiedział dobrze, jak kluczyć. Wszyscy trzej musieli śledzić go z nosami blisko ziemi, poruszając się bardzo powoli. Najpierw na wschód, potem północ, północny-wschód, chwilę na zachód i znowu północny-wschód. Ogólny kierunek był jasny. Jeden las zmieniał się na drugi po niewielkiej przecince, wpadając w gęsty bór i ponownie rozjaśniając się kilka minut później. Wtedy też, po mniej więcej godzinie tropienia, zgubili ślady. Wracali się kilka razy, ale nie potrafili nawet wskazać dokładniejszego kierunku dalszej ucieczki półelfa. Teoretycznie nie wszystko było jeszcze stracone. Znajdowali się ciągle w miarę niedaleko północnego traktu, który z kolei wił się tuż przy brzegu, niewiele od niego się odchylając. Tsuto mniej więcej zachowywał ten kierunek ucieczki i nie zbaczał na długo. Poszli nawet kawałek dalej, ale nie odnaleźli ponownie tropu uciekiniera.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
29-10-2018, 21:28 | #63 |
Reputacja: 1 | Tymczasem dziewczyny odnalazły ponownie jaskinię, wspięły się do niej i cichutko podążyły wgłąb dalszej części tunelu, oświetlając sobie drogę pochodnią. Od razu dotarły do rozwidlenia i nie mając żadnych wskazówek, wybrały pierwszą odnogę. Po dwóch minutach tunel się kończył. Tym razem nie sprawiał wrażenia niedokończonego - tu bez wątpienia było zawalisko, najbliższy jego stempel był złamany. Poszukały jeszcze przez chwilę, lecz nie znalazły przejścia, wracając się do rozwidlenia i wybierając drugą odnogę. Tam po może stu metrach jeszcze niedawno przejście również się kończyło. Widziały teraz pozostałość po zburzonym murze, podobnym trochę do tego co znaleźli wcześniej w piwnicy huty. Kamienie leżały porozrzucane, ciągle z resztkami starej zaprawy. Tunel prowadził dalej w ciemność, obecnie już nie obniżał się też bardziej.
__________________ "You may say that I'm a dreamer But I'm not the only one" |
08-11-2018, 19:03 | #64 |
Reputacja: 1 | Minęło południe, kiedy wszyscy spotkali się w Rdzawym Smoku. Kas i Lugir wrócili z niczym ze swojej wyprawy. Albo z prawie niczym, mieli bowiem dokładny kierunek, w którym uciekał Tsuto. Kilyne i Nuka znalazły więcej, przy czym rudowłosa nie wyszła z tego zbyt dobrze. Zantusowi i jego akolitom na szczęście pozostało trochę łaski boskiej po zajęciu się Ameiko, aby udzielić pomocy również rannej dziewczynie, którą na ten czas umieszczono w jednym z pokoi Smoka. Szybko się po tym ocknęła, ale tego dnia nie było już mowy o wielkich szaleństwach w stylu powrotu do tunelu. Ze względu na poranne szaleństwo, ich powrót na tarczy pozostał na szczęście niezauważony przez większość. |
11-11-2018, 21:45 | #65 |
Reputacja: 1 | Lugir szykował się na dłuższą wyprawę. Na szczęście powrócił przed nią do domu dzielonego z krasnoludem, bo właśnie tam go zastał. Bofun właśnie próbował zetrzeć z siebie śmierdzące przebranie.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 11-11-2018 o 21:48. |
14-11-2018, 23:40 | #66 |
Reputacja: 1 | Kilyne i Kas nie mieli przed sobą długiej wycieczki. Wokół huty trwało zamieszanie, kręciło się wielu ludzi, szumiało niczym w ulu. Dwóch strażników miejskich pilnowało, aby nikt nie wchodził do środka. To zresztą nie było zamiarem dwójki bohaterów, którzy ominęli to zamieszanie i skierowali się od razu w stronę klifu i plaży pod nim. Całe miasto znało już wydarzenia i wiedziało o ataku goblinów. Ameiko być może przekazała pani burmistrz, kto stał za atakiem. Lecz o podziemnych tunelach nie wiedział jeszcze nikt oprócz nich - strażnicy, którzy pomagali czarnowłosej, nie dociekali pochodzenia ran. W końcu kiedy weszli do jaskini, wszystkie tajne przejścia były zamknięte. Schodząc po stromych schodkach, uważnie przyglądali się szczegółom. Kilyne zauważyła między skałami zaklinowaną strzałę, ale żadnych śladów krwi, ani tym bardziej ciała Izambarda. Weszli na plażę i patrząc uważnie pod nogi ruszyli brzegiem. Praktycznie wszystko co tu było zatarła już woda i wiatr, a mimo to Chasequah odnalazł kilka wgłębień wyglądających jak ludzkie stopy, prowadzące wzdłuż nabrzeża. Docierały aż do samej zrujnowanej latarni morskiej i tam się urywały. Barbarzyńca mógłby przysiąc, że kierowały się prosto do morza, tam gdzie fale obijały się o ruiny. Trudno powiedzieć, czy dało się tamtędy przejść. Na pewno nie suchą stopą. - Śladów walki nie widać - rzekł Kas, nachylony nad śladami w piasku. - Po prostu szedł lub biegł. To co powiesz na kąpiel? - uniósł brew i sam zaczął ściągać buty. - Jeśli się utopił, to wolałabym nie powtarzać po nim tego wyczynu - Kilyne nie podzielała chęci moczenia się. Lato już minęło, zaczynała się jesień. Zimna, niespokojna woda. - Przejdę górą, tam po drugiej stronie jest wejście na wyspę i przejście dalej plażą, wcale nie trzeba ryzykować - zauważyła. - W jednej z klanowych prób przepłynąłem Kanion Śmierci w Żelaznych Szczytach - wzruszył ramionami Shoanti, pozbywając się reszty ekwipunku i odzienia, nie licząc gatek. Na szerokich plecach, pod warkoczem, miał tatuaż przedstawiający sylwetkę aurocha - wielkiego varysiańskiego bizona żyjącego na Płaskowyżu Storval. - Idź, ja zajrzę tylko za te skały, bo jeśli gdzieś tam leży ciało to z góry może nie być widać. Całkiem ciepła! Wszedł śmiało do wody, której temperatura nie wydawała się robić na nim wrażenia. Dalej jednak poruszał się ostrożnie, badając stopami dno i trzymając się dłońmi chłostanych falami ruin. Kilyne skinęła mu głową i zostawiając Kasa i jego rzeczy zawróciła. Pośpiech nie był potrzebny, czarnowłosa nie trochę nie pałała chęcią zanurzania się w wodzie. Zamierzała zamiast tego wybrać drogę, którą poprzedniego dnia dostali się na wyspę i tam po drodze szukać dalszych śladów na plaży. Poświęcenie Kasa poszło na marne. Całe szczęście, że tylko na początku szło opornie i woda go zmyła z gruzu. Zaraz zdołał podpłynąć, lecz nie odnalazł ani ciała, ani ukrytego wejścia do ruin od strony morza. Pojawił się po drugiej stronie i… musiał wracać po ubrania, które Kilyne zostawiła. Dzięki temu to ona trafiła na północną plażę jako pierwsza. Tam znaleźli nie tylko dalsze ślady - dużych i małych stóp, ale także mnóstwo zrzucanych z klifu śmieci, powoli wymywanych przez morze. Ruszyli za nielicznymi wciąż widocznymi odciskami w piasku aż do końca plaży, gdzie znów trzeba było albo iść górą albo po kamieniach. I trafili tam, skąd wcześniej wyszli z tajnego tunelu i gdzie śladów stóp pozostało tak dużo, że żadne nie potrafiło powiedzieć, czy któreś z nich należały do Izambarda. Jeśli tak i znalazł tajne przejście, mógł teraz równie dobrze tkwić w paszczy jednej z tych bestii. Ani Kas, ani Kilyne nie umieli wydedukować co mogło stać się z czarodziejem i co wpadło do jego akademickiej łepetyny, że podążał przynajmniej do tego miejsca plażą, zapewne w środku nocy. - Dziwne - stwierdził Shoanti. - Jego chowańca Nuka znalazła przy hucie. Nic to, zwiedzanie podziemi musi zaczekać do jutra. Powiał chłodny wiatr i Kas potarł dłońmi koszulę narzuconą na mokre ciało. - Brr, teraz zimno. Przydałaby mi się kobieta do rozgrzania. Czy też czasem nie zmarzłaś? - Nie, celowo szłam górą - uśmiechnęła się słodko, już przyzwyczajona do bezpośredniości barbarzyńcy. - Wiem za to, że w mieście jest zamtuz. Tam za kilka monet żaden wkurzony ojciec ci nie obije buzi - mówiła to żartem, ale w oczach kryło się zmartwienie niepowodzeniem poszukiwań. - Izambarda musiało coś tu ściągnąć. O ile to w ogóle on, równie dobrze mógł skończyć w piecu huty - wzdrygnęła się na tę myśl. - Możliwe, że nigdy się nie dowiemy - westchnął Chasequah. - Ten wygdakany kruk by nam powiedział, gdyby żył. Może umarł, bo jego pan umarł. Słyszałem kiedyś, że z chowańcami tak jest, ale nie wiem czy to prawda. Gdy wracali do miasta Kas odezwał się znowu: - Nie chcę do zamtuza. Kobiety, które idą z każdym za złoto muszą być zimne jak monety. Ty za to wyglądasz na dziewczynę, która dobrze rozgrzewa. Jak lipcowe słońce na stepie albo gorące źródła w Żelaznych Szczytach… chociaż nie, one cuchną a ty ładnie pachniesz. Albo jak długi galop na koniu. Potrafię długo galopować. - Muszę cię rozczarować, nie lubię galopad i ogierów - Kilyne nie spojrzała na niego nawet po tych całych porównaniach. - Zwłaszcza takich, których nie interesuje gdzie się pchają, dopóki jest ciepło i miło. Wystarczy mi przykład moich rodziców. I rodziny Kajitsu też. No chyba, że pójdziemy do alchemika i zaradzimy twoim problemom z płodnością na stałe. Co mi przypomina, że on już powinien coś dla mnie mieć - zmieniła kierunek, prosto w stronę odwiedzonego dwa dni temu alchemika. - Jakim problemom? - Kas nie rozumiał. - Przecież spłodziłem syna… zaraz, chodzi ci o to, żeby nie mieć dzieci? - Shoanti był tym pomysłem najwyraźniej zdumiony. - Przecież im więcej dzieci tym lepiej. Tym silniejszy ród i klan. U nas to wygląda inaczej, klan zaopiekuje się każdym dzieckiem. Swojego syna też zabiorę do klanu, jeśli okaże się, że na nizinach źle mu się wiedzie i jego matka się zgodzi. Głupio wtedy wyszło, ale młody byłem i nie pomyślałem, że coś może z tego wyniknąć - rzekł tonem wskazującym, że jednak ma jakieś wyrzuty sumienia. - Kobiety zaparzają sobie przecież specjalne zioła, kiedy nie chcą akurat mieć dziecka. Widocznie ona jednak nie chciała ziół, albo bogowie jej zabronili. - Albo zapomniała. Albo myślała, ze wyjmiesz na czas. Albo, że płodząc dziecko zostaniesz z nią, a nie zwiejesz - wyliczyła czarnowłosa. - Mogła też być tak zamroczona, że myślała tylko o kopulacji. I wątpię, aby teraz bardzo chciała, żeby jakiś barbarzyńca zabrał jej dziecko i umieścił w klanie, aby także stało się nieokrzesanym barbarzyńcą, który tylko myśli jak tu gdzieś coś wsadzić. Lub mieć wsadzane, jeśli to dziewczynka. - Co żeś się tak uczepiła? - warknął Chasequah. - Znam to słowo. Barbarzyńca. To obraza. Nieokrzesany też wiem co znaczy. Nie obrażaj mojego ludu, bo nic nie rozumiesz i nic o nim nie wiesz. Shoanti obrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem w kierunku przeciwnym, niż ten, w którym zdążała Kilyne, która z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Pokręciła z rozbawieniem głową i pomaszerowała żwawo do alchemika. Dostała tam to co zamówiła, chociaż Nisk był wyraźnie rozczarowany, że Kilyne zainteresowana była tylko zwyczajną transakcją. |
15-11-2018, 20:44 | #67 |
Reputacja: 1 | Powiadają, że kapłańskie modlitwy czynią cuda. Nuka mogła spokojnie przychylić się do tego stwierdzenia. Pomimo tego, że Zantusowi i jego akolitom zabrakło mocy, aby uzdrowić ją w pełni i przede wszystkim mogła się swobodnie poruszać i wyjść z łóżka. Niedawno poznani bohaterowie Sandpoint porozchodzili się w swoje strony, więc i jej w końcu przyszło opuścić Rdzawego Smoka.
__________________ "You may say that I'm a dreamer But I'm not the only one" |
21-11-2018, 18:43 | #68 |
Reputacja: 1 | Spotkali się jeszcze przed wieczorem, nie mając wiele do zrobienia w mieście. Biały Jeleń był zacną gospodą, zapełniającą się o tej porze gośćmi. Jego właściciel nie oferował darmowego jadła i napitków, ale zniżkę już tak. Wszystko dla Bohaterów Sandpoint! I Nuki, bo była razem z nimi. Miasto huczało od plotek, w ostatnich dniach działo się chyba więcej, niż wcześniej na przełomie całego roku. Ku nim zerkano, ale na tym poprzestawano, pozwalając w spokoju porozmawiać i ustalić dalszy plan działania. |
21-11-2018, 23:56 | #69 |
Reputacja: 1 | Tylko dwójka z nich zdecydowała się obserwować okolicę, licząc mimo wszystko na pojawienie się kogoś. Kogokolwiek. Kartka nie zawierała godziny, równie dobrze to wszystko już mogło się wydarzyć. Chasequah i Nuka zapewne bardzo słusznie udali się na spoczynek. Następny dzień nie miał być łatwiejszy, każde z nich musiało odzyskać siły i zdrowie. Kilyne zaczaiła się na dachu Białego Jelenia, zupełnie niewidoczna dla zwykłych przechodniów. Zresztą o tej porze nikt już nie chodził w tej okolicy, jedynie strażnicy wymienili się raz, rozmawiając przez moment. Lugir upewniwszy się, że na mostach przebywa zawsze przynajmniej po dwóch strażników miał do pilnowania głównie plażę, na której nic zupełnie się nie działo.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
11-12-2018, 19:14 | #70 |
Reputacja: 1 |
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |