|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-09-2019, 00:27 | #51 |
Kowal-Rebeliant Reputacja: 1 |
|
06-09-2019, 00:02 | #52 |
Reputacja: 1 | Modlicha po kopaniu dołów była jeszcze bardziej utytłana w solnym pyle niż wcześniej. Tylko oczy zostawały błyszczące. Kiedy "pogrzeb" się zakończył przewodnik tak samo jak wcześniej ruszył przed siebie dalej prowadząc pozostałych na drugą stronę pustyni. Poważnie zastanawiał się czy miękkie istoty dotrą do celu skoro są tak nierozsądne i nieumiejętne. Jak mu poumierają to jego zadanie nie zostanie wykonane i mu nie zapłacą. To znaczyło, że musiałby się borykać z innymi miękkimi istotami. To już samo w sobie było irytujące. |
06-09-2019, 13:31 | #53 |
Reputacja: 1 | Dalacitus nikomu nie rzucał się w oczy w czasie podróży i z nikim nie rozmawiał. Widać było że wcześniejsza porażka wywarła na niego spory wpływ i cały czas w głowie analizował co poszło nie tak. Odkrycie pozostałości elfiego obozowiska zdawało się go specjalnie nie interesować. Mruknął tylko coś pod nosem o swoich ranach i odszedł na bok, w celu przeszukania leżących tam śmieci. Może znajdzie się w nich jeszcze jakaś podpowiedź. |
06-09-2019, 21:13 | #54 |
Reputacja: 1 | Kadir westchnął ciężko na słowa Eupatryda. Powlókł obojętnie wzrokiem po martwych niewolnikach. - Rozczarowujące nastawienie. - rzekł, choć nie wyglądało, jakby się tym specjalnie przejął. - Zatem stawiasz potrzeby niewolników - tu Kadir zrobił znaczącą przerwę - martwych do tego.... ponad pragnienia arcymaga? Doprawdy intrygujące. I warte odnotowania. - rzekł, jakby napotkał coś ciekawego, lecz pozbawionego wagi. Zupełnie jakby znalazł dziwnego robaczka, ciekawy i owszem, ale jednak nie wart, by się zatrzymywać nad tym dłużej i niezdrowo podniecać. - Będziemy musieli jeszcze porozmawiać na spokojnie, w dogodniejszych okolicznościach. Mam wrażenie, że twój brak chęci współpracy i obdarzeniem arcymaga należnym mu wsparciem, wynika z twojej osobistej antypatii wobec mej skromnej i niegodnej osoby. Koniecznie musimy temu zaradzić chłopcze. Rozwiać twoje uprzedzenia. Jestem pewien, że po prostu nasłuchałeś się jakiś haniebnych plotek. Ufam, iż to jedyny powód twej niechętnej postawy i braku podjęcia należytych starań, by udzielić wysłannikowi arcymaga wszelkiego możliwego wsparcia w wykonywaniu misji dla miłościwie nam panującego. - Kadir zamyślił się lekko, gładząc swoją starannie wypielęgnowaną brodę. - Taaak. To musi być to. - ostatnie zdanie Kadir wypowiedział już bardziej do siebie, lekko mrucząc, jakby zgłębiał jakąś skomplikowaną hipotezę. - to na pewno to... alternatywa była by przecież zbyt straszna by ją kontemplować... Mag potrząsnął głową, jakby odpędzał złe myśli. Uśmiechnął się jakby dopiero zauważył swego rozmówcę. - No ale skoro wzywają cię inne, ważniejsze zadania, cóż, idź, idź, zostaw staruszka z jego obowiązkami. - Kadir machnął ręką dając arystokracie znać, iż może odejść. Kadir obrócił się i skinął na pozostałe sługi, nadal stojące przy jego pysznej platformie. Te natychmiast podbiegły do niego. Kadir zaczął je instruować i rozdzielać po terenie. Skąpo ubrane dziewczęta i kilkoro wojowników zaczęło grzebać w rozgrzanej soli. Kadir nadzorował ich. Stał w prażącym słońcu, podpierając się na swej kunsztownie zdobionej lasce, najwidoczniej był nadal osłabiony. Mimo to, nie szczędził bata ani wyzwisk. Bardzo się przy tym zmęczył. Było tak gorąco tu na otwartej pustyni. Ogromna konstrukcja zaskrzypiała, i wielki wóz Kadira ruszył do przodu. Proporce i flagi powiewały dumnie i pysznie. Kadir oddał bat dziewczynie o imieniu Una, jednej z jego ulubienic, samemu z pomocą jednego z wojowników wszedł do chłodnego wnętrza swego mobilnego pałacyku. W kilka chwil później pojawił się na niewielkiej strzelistej wieżyczce. Rozsiadł się wygodnie w fotelu. Jakaś służka nalała mu z dzbana wody. Kostki lodu zadzwoniły o kryształ. Z góry miał widok na bliższy i dalszy teren, dodatkowo co jakiś czas sięgał po swoją lunetę. Nie omieszkał również przyjrzeć się krążącemu w górze orłu. Niewolnica stanęła za swym panem i powoli zaczęła masować mu ramiona. Tymczasem Kadir przyglądał się jak chowani są niewolnicy. Cóż za marnotrawstwo. Zupełnie nie rozumiał, czemu to ma służyć? Przecież można było zostawić trupy tam gdzie leżały. Wtedy był by z tego jakiś pożytek, jakieś żyjątko by się najadło do syta. A tak? Próżny wysiłek, którego można by lepiej ukierunkować. Choćby na szukanie fragmentów. Przez chwilę nawet bawił się myślą, by nie wskrzesić zmarłych. Nieumarli by się przydali. Raz, że zwolnili by siły, które ich obecnie grzebały, a drugie, wszyscy mogli by się skupić na tym, co ważne, czyli szukaniem fragmentów czaszki... Porzucił jednak tą myśl. najzwyczajniej mu się nie chciało. Po pochowaniu trupów przyszedł czas na kopanie pod postumentem. Kadir obserwował poczynania z swej wieżyczki. Nie chciało mu się nawet zejść. Siedział w cieniu, popijając wodę z lodem i oddawał się zabiegom niewolnicy. Podczas gdy inni trudzili się w pyle. Na stoliku przed nim leżała już pokaźna sterta fragmentów. To nim poświęcał większość swej uwagi. A sługi nadal przeczesywały gorące piaski. Wydawało się jednak, że co można było zebrać, zostało zebrane. Wreszcie Kadir wstał. Zbiegło się to mniej więcej z chwilą, gdy kopacze odkryli, iż niczego nie ma pod postumentem. Kadir uniósł lewą rękę nad stertą kryształowych odłamków. Prawą zacisnął na lasce. Donośnym głosem zaczął inkantację. Słowa mocy niosły się głośnym echem nad piaskami. Był znakomicie widoczny na swej wieżyczce. Jego niewolnica umknęła do środka, jakby wystraszona. Czarne wyładowania pojawiły się miedzy jego smukłymi palcami. Pulsujące zielone światło pojawiło się wśród odłamków. Jakieś dziwne buczenie narastało. Było bardziej odczuwalne niż słyszalne. Mag nadal wypowiadał prastare słowa mocy. Odwrócił teraz dłoń wierzchem do góry. Ostre odłamki poruszyły się, zgrzytając nieprzyjemnie. Powoli uniósł się w powietrze pierwszy fragment. Zawisnął nad otwartą dłonią maga. Potem następny i kolejne. Całość wirowała. Rażąc się pulsującym zielonym światłem. Szybciej i szybciej, aż fragmenty wydawały się scalać w jedność. Nieforemna chmura wyrównała się, przyjmując prawie idealnie okrągłą formę. A potem zaczęła przybierać kształt czaszki. Bardzo powoli, jakby niechętnie. Lecz z każdą chwilą było widać coraz więcej szczegółów. Wreszcie idealna kopia uprzedniej czaszki osiadła na dłoni maga. Pulsujące zielone światło przygasło, migało coraz wolniej i wolniej, by po chwili zaniknąć całkiem. Kadir osunął się na swój fotel. Był zmęczony. Na jego kolanach spoczywała odtworzona czaszka. Po chwili z wewnątrz wróciła niewolnica. Pomogła swemu panu wstać. Kadir przyciskał czaszkę do piersi, jakby chciał ją chronić. Niewolnica pomogła wyczerpanemu magowi wrócić do środka. *** Napotkanie elfiego obozu wywabiło Kadira ponownie z jego pałacu. Był ciekawy odkrycia. Wyszedł z całą swą świtą, lecz tym razem zrezygnował z lektyki. Niewielką odległość pomiędzy swym mobilnym pałacem a obozem elfów pokonał na swym Crodlu. Zwierze było wyraźnie magiczne. Całe czarne, jedynie z szarą grzywą, jego stopy wydawały się zrobione z dymu, nie czynił żadnego odgłosu i nie wzburzał najdrobniejszego pyłu podczas gdy się poruszał. Odczekał jednak, aż inni zbadają teren. Nie zamierzał pakować się w zasadzkę. Dopiero wtedy ruszył dalej. Kadir powoli przejeżdżał po opuszczonym obozie. Badał pozostałości. A konkretniej, stanął z boku i instruował swe sługi by robiły to za niego. Nie spodziewał się wszak, że znajdzie cokolwiek wartościowego. Niemniej kultura elfów go fascynowała. |
06-09-2019, 23:04 | #55 |
Reputacja: 1 | Cześć ze śmiałków zajęła się przeglądem obozowiska elfów. Nie był to zbyt długi postój, jednak z uwagi na wcześniejsze niezbyt miłe doświadczenia pomocnicy Cantha rozstawili warty. Jeden z nich wdrapal się na wóz by z wyższej perspektywy obserwować okolicę. Nagle właśnie ten pomocnik zakrzyknął - Elfyyy! Elfy wracają! - pokazując coś na horyzoncie. Jak jeden mąż odwróciliście w tym kierunku. Na horyzoncie zobaczyliscie kilkanaście niewyraźnych sylwetek rozmazanych na tle gorącego powietrza. Czy to były elfy czy jednak udzielała się co niektorym paranoja? |
09-09-2019, 09:31 | #56 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
09-09-2019, 16:32 | #57 |
Reputacja: 1 | Cha'klach'cha wolałby zapolować na elfy inaczej - a miał wielką nadzieję, że to były elfy - ale tak tez można było. Bezwzględnie dostosował się do rozkazów dowódcy stawiając się po dalekiej lewej stronie. Był gotów, bardzo był gotów rozszarpać coś na strzępy po walce w żywiołakami. Urągał swojemu umysłowi za poddanie się ich sztuczkom. Potrzebował odbudować co utracił. Jego umysł był skoncentrowany i przepełniała go moc. Pod dolnymi odnóżami czuł sól i innych żywych wokół niego. Zaszeleścił żuwaczkami i po krótkiej chwili zastanowienia sięgnął pod swoją płachtę. Wszystkie cztery ręce zgięły się i schowały pod płachtą. Dwie mniejsze sięgnęły do pleców, a dwie większe bliżej pasa. Kreen własnie uzbroił się w tarczę oraz dwie chatkcha. Ostatnio edytowane przez Asderuki : 09-09-2019 o 17:20. |
09-09-2019, 18:05 | #58 |
Reputacja: 1 | Dalacitus zaklął pod nosem, zdecydownie nie był w formie na kolejną potyczkę, ale kierunek z którego nadciągali obcy napawał optymizmem. Możliwe że to wcale nie były elfy. Zajął pozycję nieco z boku od głównej grupy i stopił się z leżącymi tam śmieciami po wcześniejszym przejściu pustynnych kanibali, licząc na to że obcy go przeoczą. Z napięciem czekał na dalszy rozwój sytuacji, co jakiś czas zerkając za siebie, na wypadek gdyby to była tylko zmyłka, a główne natarcie miało nadejść od drugiej strony. |
09-09-2019, 18:23 | #59 |
Kowal-Rebeliant Reputacja: 1 |
|
09-09-2019, 21:27 | #60 |
Reputacja: 1 | Niespodziewani goście zbliżali się od strony południowo wschodniej, czyli kompletnie odwrotnego kierunku, niż ta grupa elfów, co odeszła z tego obozowiska. Prawie szli waszym śladem. Byli szybcy, naprawdę szybcy. Gdy ich dostrzeżono byli jakieś 10 kilometrów od was. Po około kwadransie wydawało się, że zmniejszyli ten dystans o połowę. Muszą mieć naprawdę dobre crodlu. Po około 5 minutach pomocnik na jednym z wozów zaczął blednąć, by po chwili jego cera przypominała wszędobylską sól. Próbował coś powiedzieć, nie do końca rozumieliście o co mu chodzi. Po paru minutach konsternacji zrozumieliście. Ci co się zbliżali, nie mieli żadnych wierzchowców. Zaś z każdą chwilą widzieliście ich coraz wyraźniej. To była duża grupa, na oko ponad 30 osób. Do was mieli jeszcze z kilometr, ale kierowali się wprost na was. Tylko jedna rasa poruszała się po pustyniach pieszo. Elfowie. |
| |