01-11-2018, 23:28 | #111 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin Ostatnio edytowane przez Marrrt : 01-11-2018 o 23:48. |
02-11-2018, 10:58 | #112 |
Reputacja: 1 |
|
05-11-2018, 16:41 | #113 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Gdy uwagę Torstiga przykuła niewyraźna z tej odległości sylwetka Kibrii złapał pewnie drzewce topora. - To tylko kupa kamieni - mruknął pod wąsem i ruszył w stronę swej młodej towarzyszki wolnym krokiem. |
06-11-2018, 07:37 | #114 |
Reputacja: 1 | Pod hijabem była twarz Zahiji. Blada, nieruchoma, do linii ust i na lewym policzku pokryta nalotem, który przypominał w fakturze i dotyku zerodowany piaskowiec. Oddychała płytko i wolno, a przez zamknięte powieki widać było, że jej gałki oczne nie poruszają się. W głowie Ianusa Saddi chichotał. – Czego się spodziewałeś? Samego szejka Yarakanu? To ona, głupcze. A jeśli masz wątpliwości co do motywów naszego przyjaciela z pałacowej straży, to go po prostu zabij. Tu i teraz. Nie wiadomo co mu w głowie siedzi. Może zaplanował nas zabić, albo pościg już jest na naszym tropie, bo zostawia ślady? Ostrzem po gardle i załatwione. Jeden problem mniej… Cedmon zeskoczył z konia, cały czas obserwując kępę zarośli, którą chwilę wcześniej wskazała Enki. Jeśli ktoś tam się ukrywał, to niemożliwe było, żeby z takiej odległości nie zobaczył nadjeżdżających awanturników. Fahd i Rami również zeszli z koni. Enki pozostała w siodle, z grubą gałęzią przełożoną przez kolana. Gmanagh ruszył w górę zbocza, utrzymując stałą odległość od krzaków. Gdy wspiął się nieco powyżej nich, zmienił kierunek i zaczął się zbliżać. W nozdrza uderzył go ostry, zwierzęcy zapach. Cedmon znajdował się nie dalej niż dwadzieścia kroków od zarośli. Poniżej, za sobą widział czekających kompanów. Do jego uszu dobiegły ciche pomruki. Kibria na migi dała znać Torstigowi, żeby był cicho. Oddaliła się od świątyni i spotkała z Relhadem w miejscu, które gwarantowało, że nie zostaną usłyszani przez nieznajomych mężczyzn. Potem, gdy już powiedziała Torstigowi o swoim odkryciu, okrężną drogą podeszli do tylnej ściany meczetu. Przez dziurę w dachu wydobywało się wątłe pasmo dymu, a na zewnątrz czuć było zapach jedzenia. Niestety, rozmowy nie było słychać – mężczyźni rozmawiali zbyt cicho. Ściana była w miarę cała i solidna, nie było w niej okien. W miejscu, w którym się znajdowali miała nie więcej jak trzy metry wysokości i zwieńczona była ozdobnym, obitym i odrapanym gzymsem. |
06-11-2018, 07:49 | #115 |
Reputacja: 1 |
|
06-11-2018, 10:20 | #116 |
Administrator Reputacja: 1 | Zapach świadczył o tym, że nie mieli do czynienia z człowiekiem. Zapewne był to jakiś drapieżnik, z którym lepiej było nie mieć do czynienia. Oczywiście mogła to być banda do cna zdziczałych ludzi, albo treser ze swym ulubionym zwierzątkiem, ale prawdopodobnie pierwsza myśl była najbardziej trafna. Problem jednak na tym polegał, iż drapieżniki miały znacznie lepszy węch i słuch niż ludzie, nawet ci, którzy żyli z dala od cywilizacji. Skoro więc Enki coś dostrzegła, to i owo 'coś' mogło zauważyć ich. A zwierzak mógł być na tyle odważny, głupi lub zdesperowany, że mógł zaatakować liczniejszą od siebie grupę. Dlatego też Cedmon zaczął się powoli wycofywać, cały czas gotów do odparcia ewentualnego ataku. |
06-11-2018, 10:35 | #117 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Stary mężczyzna miał wątpliwości, czy Kibria wie co robi. Wątpił w wytrzymałość dachu. Jej życiem był jednak skłonny zaryzykować. Był w pogotowiu. Nie zamierzał łapać dziewczyny, jeśli się poślizgnie. Zajął miejsce przy potencjalnym wyjściu z ruin by ułatwić sobie pochwycenie opuszczającego niegdysiejszy budynek osobnika. Zupełnie jak kilkanaście lat temu, gdy zaczaił się w cieniu na wojownika kwestionującego pozycję prawowitego jarla. Wtedy pochwycił go toporem w szyję. Raz a dobrze. |
09-11-2018, 21:46 | #118 |
Reputacja: 1 | - Zdrajca, czy nie, Hortorum czyni go naszym sojusznikiem - pomyślał Ianvs nie bez złośliwości pozwalając myślom podrążyć wątek - Choć pewnie gdybyś to wiedział, to Jusuf dawno byłby martwy.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
11-11-2018, 10:50 | #119 |
Reputacja: 1 | Cedmon wycofał się, nie dowiadując się co kryje się w krzakach. Enki skwitowała to aprobującym skinieniem głowy i cały czas obserwując zarośla wolno ruszyła naprzód, zmieniając kierunek jazdy. Zjechała w dół zbocza i dała znać pozostałym, żeby jechali za nią. Droga była znacznie gorsza, szczególnie dla koni, między którymi umieszczona była kołyska Zahiji. Jadąc, niejednokrotnie musieli zmieniać kierunek podróży, aby ominąć zbyt nieprzystępne obszary. A im bardziej zagłębiali się w góry, tym takich miejsc było więcej. Podróż bezdrożami w końcu wyglądała tak, że więcej wracali niż jechali do przodu. Wielokrotnie zatrzymywali się badając tajemnicze ślady nieznanych stworzeń. Trwali w bezruchu, skryci w wykrotach gdy słyszeli upiorne wycia albo niemal ludzkie nawoływania, dobiegające gdzieś z koron drzew. A raz, Cedmon mógłby przysiąc, że słyszał odległe bicie bębnów... - Mówiłem, że to tak będzie wyglądać - utyskiwał Rami, kiedy po raz kolejny cofali się, omijając bagnisty las porastający dolinę. Drugi Rusanamani, Fahd również nie był zbyt zadowolony z przebiegu podróży. - Trzeba było jechać do Alissip... Czwartego dnia podróży Enki oświadczyła, że się zgubili. Mniej więcej orientowała się w kierunku jazdy, ale ciągłe kręcenie się i zawracanie spowodowało, że w bardziej lokalnej skali nie umiała się odnaleźć. Wywołało to gwałtowną reakcję Yarakańczyków, którzy oświadczyli, że zawracają. - Na Demony Al'Shabiqu nie tak miało być! - krzyczał Rami, pocierając pogryzioną przez jakieś krwiożercze owady twarz. - Po to wyciągnąłem Was z pałacu, żebyśmy tu zdechli w tych przeklętych górach? Wolałbym żebyście mnie zarżnęli w Yarakanie! Wracam! Nie jadę dalej! - Ma rację - asystował mu Fahd. - Wdzięczny Wam jestem, że już nie gniję w lochu szejka, ale to co tu się dzieje, nie napawa mnie nadzieją. Fahim czuwa, ale jego oko nie widzi wszystkiego. Odwrócił się od nas. My spróbujemy wrócić i dotrzeć do Alissip, albo innej ludzkiej osady. Wam radzę to samo. Livia, po plecach utyskującego Relhada wspięła się na gzyms, podciągnęła wyżej i wlazła na dach. Do dziury miała jakieś trzy metry. Położyła się na brzuchu i w żółwim tempie zaczęła pełznąć ku otworowi. Torstig tymczasem obszedł zrujnowaną świątynię i zatrzymał się przy wejściu, czając się na ewentualnych wrogów. Z miejsca, w którym się znajdował nie słyszał ani nie widział, tego co działo się po przeciwnej stronie meczetu. Leżąc w pobliżu dziury, Kibria czuła zapach dymu i była w stanie słyszeć rozmowę trójki mężczyzn. Jej znajomość języka rusanamani była niezbyt dobra, ale sens tego o czym mówili była w stanie wychwycić. Mężczyźni rozmawiali o stołecznym mieście Querdasim, z którego wszyscy pochodzili. Jeden z nich wypytywał o wieści, osoby i wydarzenia, tak jakby długo go tam nie było, pozostali dwaj odpowiadali. Kibria poznała też imiona siedzących w ruinach - Osam, Bahir i Mustafa; wywnioskowała też, że wszyscy trzej należeli do organizacji o nazwie Służba Cieni. |
11-11-2018, 11:20 | #120 |
Reputacja: 1 |
|