Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-06-2023, 19:38   #91
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Ostatni rzut oka na hol pozostawił w głowie Iv pustkę nie mniejszą niż ta, która rozrywała jej serce i dusiła krtań. Ledwo oddychając zbliżyła ucho do zamkniętych drzwi pokoju. Musiała sprawdzić, czy Barry jej nie woła... czy nie potrzebuje jej pomocy... czy nie pragnie żeby ktoś wysłuchał jego przedśmiertnego wrzasku... którego nie było, bo zamiast kolejnego trupa, padł jedynie krótki rozkaz: - "Wszyscy do mnie".

- Jest ich więcej i mają tu przyjść. - Powiedziała donośnie nieświadoma swojego własnego tonu Willis czekając aż ktoś jej powie co dalej. Nawet jeśli ten ktoś będzie znajdował się po niewłaściwej stronie drzwi.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 03-06-2023, 05:16   #92
 
Remi's Avatar
 
Reputacja: 1 Remi nie jest za bardzo znany
Dochodząc do siebie i próbując złapać oddech, Jake wspierając się na pogrzebacza wstał i usiadł na jakimś siedzeniu szukając czegoś by opatrzyć swój krwawiący nos. Oddech przychodził mu ciężko, a nadchodzące myśli zaczynały go przytłaczać. Próbował odzyskać kontrolę ale się mocno przeliczył. Wszyscy mogli za to słono zapłacić. Łzy napłynęły mu do oczu na myśl o tym co się właśnie zadziało za drzwiami i fakcie, że Barry został tam z napastnikami. Momentalnie przetarł twarz starając się w sobie pozbierać. Zgarnął z szafki jakiś ręcznik bądź obrus. Przyłożył go do nosa i wpadł na kolejny pomysł. Mówiąc ciszej.

- Mogę spróbować uszkodzić tę strzelbę tak by wybuchła komuś w rękach przy wystrzale. Ale będę potrzebował do tego kilku minut...
 
Remi jest offline  
Stary 04-06-2023, 09:21   #93
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ANDY, JOEL, JAKE, IVA

W apartamencie zapanowała chwilowa cisza, przerwana tylko kilkoma zdaniami.

Wszyscy oddychali ciężko. Wszyscy przyglądali się dziewczynie, od której zaczęły się kłopoty. Dziewczynie, która powinna być nieprzytomna, a jednak, odzyskała świadomość.

Wiatr na zewnątrz wył wściekle. Zawodził, jęczał i świstał.
Oczy większości ludzi biegały od drzwi na hol, za którymi czyhało śmiertelnie niebezpieczeństwo, na dziewczynę.

- Oni … nie odpuszczą … - powiedziała słabym głosem ranna. – Nazywam się Karen.

Najlepiej jej słowa słyszał Joel. Paradoksalnie.

- Oni. To … kult. Ja… myślałam, że to taka… zabawa… Dziwactwo.
Karen wykrzywiła twarz w grymasie.

- A potem … oni chcą was złożyć w ofierze… pozabijać… Oddać waszą krew … bogini

Wypaliła.

- Ja … uciekłam … bo chciałam was ostrzec… ale dogonili mnie …

Słowa dziewczyny brzmiałyby niedorzecznie i szaleńczo, gdyby nie to, co działo się przed chwilą na korytarzu.


ICHIKA


Ichika nie słuchała za dokładnie słów Karen. Rozglądała się. Oceniała swoje szanse.

Jeden z mężczyzn, Joel, stanął pomiędzy nią i ranną. Odwrócił się od niej plecami i rozmawiał z Karen.

Reszta zajęta była oddychaniem, odzyskiwaniem sił, opatrywaniem się, panikowaniem i zastanawianiem co dalej.

- Zabiję ich wszystkich, poza tobą – obiecał głos w głowie.

Wiedziała, że jak zrobi, to co zrobi, raczej nie uda się jej ukryć przed ewentualnym gniewem innych. Okna zostały pozamykane – zdjęcie okiennicy to zbyt wiele czasu. Drzwi na zewnątrz podobnie. Solidne, wzmocnione kratą, aby żaden niedźwiedź lub nieproszony gość nie wtarabanił się do środka. Kryjówek też nie było za wiele – szafa na ubrania, trochę dużych mebli za którymi można było kucnąć i antresola, do której można było się dostać tylko po stalowanych schodach. Nie za wiele tego.

Byli bezpieczni w tym pokoju. Niczym w potrzasku.

- Na co czekasz. Zabij. Nasza umowa musi być wypełniona już. Teraz!

Głos w głowie Ichiki wyraźnie stał się niecierpliwy. Może nawet poirytowany.
 
Armiel jest offline  
Stary 12-06-2023, 14:09   #94
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Andy usiadł ciężko w fotelu ze strzelbą na kolanach. Palcami zdrowej ręki bezwiednie gładził błyszczą politurę drewnianej osady. Słysząc propozycję o sabotażu strzelby bez wahania podał broń facetowi, który chciał tego spróbować.

- Tylko, że w domu mogą być naboje tego kalibru. - zauważył, bo posiadanie sprawnej i załadowanej byłoby optymalne.

Przecież w kraju było w prywatnych rękach obywateli sześćset milionów sztuk broni i dwadzieścia pięć trylionów amunicji, a ktoś te statystyki musiał wyrabiać.

Odpowiedzi na pytania, które go interesowały ranna lekarka udzielała ze zdrowym przeczuciem sceptycyzmu w głosie i mowie ciała, że jej w te niedorzeczne rewelacje wszyscy uwierzą. To tworzyło uwierający dysonans.

Zbiorowa psychoza, czy narkotyki, Dutton nie miał wątpliwości, że Karen wierzy w to co mówi a w przedstawienie wydarzeń było dużo faktów przeplecionych z urojeniami. Krew, rany i śmierć były namacalnie prawdziwe.
Stojąca na czele sekty guru, którą wyprane mózgi kultystów czciły jak bóstwo, pociągała za sznurki niezwykle skutecznie.

Psychiatria kliniczna nie była nigdy polem doświadczenia ani nawet specjalnie lubianym przez niego materiałem do nauki na studiach, więc diagnozy, nawet tej najbardziej oczywistej, w obecności chorej i na dodatek lekarki, wolał nie stawiać. Rzeczywistość dookoła nich choć wylewała się z chorych umysłów to bardzo realnie kształtowała się i żadna terapia nie była tego w stanie zatrzymać. Tylko przeciwstawna siła mogła teraz potrzymać ataki szaleńców.

W milczeniu przyglądał się młodej kobiecie z Chicago siląc się na racjonalizm i spokój. Przynajmniej wiedzieli już z kim mają do czynienia, a świadomość ułomności napastników dawała jakąś przewagę, której nie mieliby bez tej wiedzy.
Zamknięci w drewnianym pudełku nie mieli wyraźnej inicjatywy i oby sekcie nie przyszło do głowy puścić ich z dymem.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 17-06-2023, 04:00   #95
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Huk wystrzału za plecami, który przebił się przez łomot ciężkich butów na schodach, nie mógł być wytworem wyobraźni i był tak charakterystyczny, że nie było opcji by Nate mógł wmówić sobie, że był tylko odległym grzmotem burzy gdzieś na białym horyzoncie. Znał ten dźwięk, zdarzyło już mu się go słyszeć z nader bliska, gdy zwędzony przez Austina z ojcowego sejfu Glock posłużył im kiedyś za rozrywkę w zapomnianym kącie hrabstwa. Wspomnienie tak odległe, jak wizja bezpiecznej kryjówki. Nogi odmówiły Nate'owi posłuszeństwa - a może tylko połączenia nerwowe zawiesiły się na dźwięk wystrzału - i ostatnie stopnie nie tyle przebiegł, co przetoczył się po nich tyłkiem gdy krok okazał się za długi. Do tego krzyk Evy i głosy na wietrze, wieszczące śmierć. Szarpnął ciałem, chcąc się zmusić do kontynuowania ucieczki, ale stać go było tylko na zwrócenie się w stronę szczytu stopni.

"Nieteraznieteraznieteraz," strofował samego siebie, potrząsając głową w próbie przepędzenia napierającej nicości.

Czas meandrował dziwnie, zakrzywiony tym wszystkim i Nate nie był pewien jak długo wpatrywał się w wijące spiralnie stopnie, oczekując pościgu który nie nadszedł. Jednak z góry nie dochodził jego uszu choćby najmniejszy dźwięk, co otrzeźwiło go szczyptą spokoju, niezmącaną czarną myślą podsuwającą obraz Tima z dziurą w głowie.

Zawsze to jakieś wyjście — parsknął ponuro pod nosem.

Szare spojrzenie zjechało w końcu w dół, w stronę jego własnych dłoni, z których jedna nadal była kurczowo zaciśnięta na kuchennym nożu, a druga na kolanie. Ciemny rękaw odgarnął się na tyle, że nawet w przytłumionym świetle niebieskawe żyły były widoczne (ot, benefis bladej cery i preferencji do nocnego trybu życia) i przez chwilę - przez jedną, szaleńczą chwilę - w głowie Nate'a zakwitła intruzywna myśl, zainspirowana wystrzałem z rewolweru, zachęcająca do wbicia lśniącego ostrza w nadgarstek i przeciągnięcia nim wzdłuż ramienia, by rozedrzeć blady kawał mięsa jak najgłębiej tylko mógł, otworzyć sobie krwawą bramę do pewnej ucieczki z tego koszmaru. Ciężki oddech uciekł z płuc, język zwilżył nagle suche usta, gardło zmusiło się do przełknięcia śliny.

Okej, nie — wyszeptał, odpędzając tę myśl.

"Statystyki nie są po mojej stronie," Nate upomniał samego siebie. "Znając moje szczęście to trafiłbym tylko ścięgna i nerwy, okaleczyłbym tylko łapę, a nie się wykrwawił."

Chłopak podniósł się, wspierając o ścianę. Czuł się ociężale, jakby napierające zimno ściągało go w ciemną otchłań, nawet gdy stawiał kolejne kroki na stopniach, wracając na górę. Cały czas nasłuchiwał uważnie, gotów wrócić do ucieczki na najmniejszą oznakę ruchu z tamtego kierunku. Głosy dalej świstały w podmuchach wiatru, obiecując mu śmierć.

"Znajdźcie sobie lepszy materiał," ripostował Nate, drżąc.
 
Aro jest offline  
Stary 17-06-2023, 15:28   #96
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
W odpowiedzi na odważny postulat tajemnicza siła samowolnie powiodła ciałem Ichiki. Kiedy była w stanie nieświadomości uzbroiła ją w ostry kawałek ceramiki. Potem głos na jakiś zamilkł, ale wrażenie obecności nie zniknęło. Lękliwa Amerykanka o japońskich korzeniach ostrożnie kalkulowała swoje szanse. Atak mógł się powieść, ale o dalej? Nie było dobrej opcji ucieczki. Wtedy tajemnicza Ithaqua odezwała się ponownie w jej głowie, nalegając, by wykonała jej wolę. Analityczka inwestycyjna jednak nie była pewna czy zamierza cokolwiek uczynić. Zwłaszcza w danej chwili. Jednocześnie narastająca niecierpliwość enigmatycznej istoty wydawała jej się podejrzana. Z jakiegoś powodu nalegania bytu z każdą chwilą się nasilały. „Nie chcę umrzeć, ale nie jestem idiotką” zebrawszy w sobie odwagę pomyślała Fujiwara, delikatnie drżąc z powodu okazanej buty „Atak w tej chwili byłby niewiele rozsądniejszy od samobójstwa”. Schowała swój improwizowaną broń. „Jeśli chcesz swojej ofiary, musisz poczekać, aż nadejdzie odpowiedni moment”.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 05-07-2023 o 09:33.
Alex Tyler jest offline  
Stary 20-06-2023, 10:15   #97
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Doc wspólny

Dziwaczny impas sił pośród ekipy odciętej w apartamencie numer dwa nie chciał ustąpić przez dłuższy czas. Wszyscy, a przynajmniej tak się Ivie wydawało, musieli przetrawić niedorzeczne wyznania Karen. Kult, bogini, składanie ofiar… nie tego się spodziewali. Nie taki obraz sekty mieli w głowach wypchanych współczesną popkulturą. Blondynka tkwiąca przy drzwiach w pozie wystraszonego zająca drgnęła i na moment oderwać się od nasłuchiwania co dzieje się po drugiej stronie, żeby zapytać lekarza, o to czego niemal była pewna:
-Ona majaczy, prawda ?
Joel mielił w głowie słowa dziewczyny, próbował zachować spokój. Parę rzeczy mu się nie zgadzało.
- Jednemu z naszych kolegów odstrzelili głowę. To za cholerę nie wyglądało na rytuał, raczej przypadkowe morderstwo – zauważył - Ja to widzę tak, że jesteśmy tylko trybikami a ty kluczem. Więc zapytam jeszcze raz. Kim są ci ludzie i czego od ciebie chcą? Andy cię pozszywał, reszta z nas stanęła w twojej obronie, nie wydaliśmy cię. Jesteś nam winna wyjaśnienia. Pomóż nam to zrozumieć.
- Oni was pozabijają - wyszeptała z trudem. Widać było, że sił ma tyle, co kot napłakał. - Nie cofną się… przed .. niczym…
Westchnęła ciężko.
- Jesteście … dobrymi ludźmi… Tylko, nie wiem, czy … uwierzycie … w to… co …
Jęknęła boleśnie zaczerpnąć oddechu. Musiała chwilę odpocząć.
Na zewnątrz, przez ciężkie drzwi, nie słyszeli niczego. Żadnych dźwięków i ta cisza… przerażała bardziej, niż cokolwiek innego.
Nauczyciel doskonale wiedział, że są na świecie koszmary, które nie śniły się filozofom. Ale nie mają nic wspólnego z bogami, mistycznymi rytuałami czy demonami. Te koszmary nie kryły się za kurtyną rzeczywistości, lecz w chorych ludzkich umysłach. Joel namacalnie ich doświadczył jako dziecko, a teraz po latach jako dorosły mężczyzna.
- Przekonajmy się. Spróbuj– odpowiedział a widząc ile bólu sprawia jej mówienie położył dłoń na jej dłoni, jakby chciał podzielić się z nią ciepłem, które skradła dziewczynie śnieżna burza szalejąca za oknem.
- To ja .. miałam być ofiarą … - wyznanie przyszło jej z trudem. Najwyraźniej bała się, że ją wydadzą w ręce szaleńcow. - Ale … uciekłam … w ostatniej chwili. To na mnie …. polują… ale… rozmawiali też o was … o ludziach tutaj …. w pensjonacie… mieliście być… pokarmem dla Niej…
To Niej zabrzmiało wyraźnie mocniej, jakby ze strachem, szacunkiem i innymi emocjami.
- Ilu ich dokładnie jest? – dopytywał nauczyciel zupełnie ignorując wzmianki o krwawej bogini– I jak się tu dostaliście? Nie widziałem w okolicy żadnych innych zabudowań.
- Dziewięcioro … znaczy teraz ośmioro. I przyjechaliśmy jeszcze nim spadł śnieg …. tutaj … niedaleko … jest chata … ale … pod tym pensjonatem … jest wejście… do jaskini…
- Była nieprzytomna… chyba. - wyrwało się Ivie na wieść o tym, że poszkodowana wiedziała o śmierci jednego z napastników, którego przecież tak niewiarygodnym wysiłkiem położyli Andy z Joelem. Co prawda zwłoki znajdowały się z nimi w jednym pomieszczeniu, ale projektantka nie była w stanie sobie wyobrazić, że przy całym tym bólu, który odczuwała i szoku jaki niewątpliwie przeszła Karen była ona w stanie trzeźwo wiązać ze sobą zaobserwowane fakty. Chyba, że dobrze znała denata na podłodze.
- Znasz ich dobrze? - w końcu zapytała dziewczyny przestraszona chyba bardziej od niej samej kobieta w cieniu pewnych siebie i zdeterminowanych mężczyzn.
- Taaak - krzywiąc się odpowiedziała dziewczyna. - Byłam … jedną z nich.
- W co są uzbrojeni? - zapytał Andy.
- Nie .. wiem … - odpowiedział z wahaniem. - Czekany … może jakieś noże… może kilka pistoletów … ale …
Zamilkła. Z wysiłku, albo z innych powodów.
- …ale? - powtórzył Dutton.
- Ale … są silniejsi i … zwinniejsi …
- To jak mamy sobie poradzić ? - wyrwało się Ivie. Pytanie, jak się zdawało kierowała do wszystkich obecnych w pokoju.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 25-06-2023, 07:09   #98
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ANDY, JOEL, JAKE, IVA, ICHIKA

Pokój numer dwa. Apartament drugi.

Oblężona twierdza.

Ukryci w niej gości „Czystego śniegu” wysłuchali słabnących zwierzeń rannej dziewczyny. Majaków, które zmęczyły ja na tyle, że w pewnym momencie ranna Karen po prostu zasnęła. Z twarzą spiętą w grymas bólu i strachu.

Ale podobne maski mieli inni w tym pokoju.

Andy – z opatrzoną dłonią, oddychając ciężko, zastanawiał się, jak wybrnąć z sytuacji, w której się znaleźli.

Ichika – odmówiła głosowi w głowie. Ukryła jednak kawałek szkła, zaimprowizowaną broń. Myśli o odebraniu komuś życia wcale nie przerażała jej tak bardzo, jak myśl o tym, że ktoś odbierze życie jej – Ichice.

Joel – po rozmowie z Karen wcale nie poczuł się lepiej. Miał dużo rozbieganych myśli, a adrenalina nadal płynęła w jego żyłach, niczym płynny ogień.

Jak’e – doszedł do siebie po walce na korytarzu, chociaż ręce nadal drżały mu lekko. Ale żył. Żył, a to – zaskoczyła go ta myśl – było niezwykle dobrym uczuciem.

Iva – czuła się zagubiona. Przerażona. Nagle to, co miało być spokojnym wypadem w celu ułożenia swoich emocji i myśli stało się szalonym rollcasterem strachu i przemocy. A to nie pomagało wielu ludziom w tym pensjonacie.

Na zewnętrz szalała śnieżyca. Wiatr świstał i wył. Zawodził upiornie. Brzmiał niczym ryk wściekłej bestii. Niczym zawodzenie potworów.

Ale potwory czaiły się za drzwiami.

Nasłuchiwali ich, ale nie słyszeli niczego. Aż nagle, zza drzwi doszedł ich spokojny mocny głos. Ten sam człowiek, który zapewne bił się z nimi na korytarzu.

- Macie tę dziwkę, Karen. Oddajcie ją inaczej potniemy waszego kumpla na kawałki.

Ktoś wrzasnął z bólu. To był krzyk Barryego. Po chwili wywołanej szokiem usłyszeli kolejny krzyk.

- Liczę do dziesięciu i zaczynam zabawę z waszym kumplem! Raz! …



BARRY

Zaimprowizowana barykada był niemal na ukończeniu, kiedy Barry, ze spoconym czołem i ociekającą krwią ręką zorientował się, ze popełnił błąd.

Skupił się nad odcięciu jedynej drogi – przez jadalnię, bo drzwi na korytarz były zamknięte, o czym przekonał się kilka chwil temu, gdy próbował przez nie przebiec.

Ale teraz już nie były.

Ktoś je otworzył. Kluczem czy wytrychem – nie było to ważne. Ale ważne było to, że stało w nich dwóch, a nawet trzech zamaskowanych ludzi w anorakach, z których dala ściekała wilgoć topniejącego śniegu. Upiorne maski zwróciły się w stronę Barry.ego, który rozdygotanymi nagle rękoma, próbował najpierw usuną barykadę i rzucić się do ucieczki, ale wtedy zobaczył czwartego napastnika, stojącego za barykadą od strony jadalni.

Więc, ślepej panice, Barry rzucił się w stronę drzwi prowadzących do prywatnej części właściciela.

Dopadli go w pół drogi. Sprawnie obezwładnili, a potem zawlekli na hol, obojętnie mijając siało zastrzelonego Cliffa.

Zatrzymali się przed drzwiami do apartamentu nr 02.

Podczas gdy dwóch mężczyzn w maskach upiora trzymało Barryego mocno, trzeci wyjął nóż – wielki, ząbkowany, ala „Rambo” i przyłożył jego ostrze do boku schwytanego mężczyzny.

- Macie tę dziwkę, Karen. – krzyknął wyraźnie kierując słowa do ludzi w apartamencie nr 02. - Oddajcie ją inaczej potniemy waszego kumpla na kawałki.

A potem wbił czubek ostrza między żebra Baryyego, który zawył z bólu. Oprawca wyjął nóż z rany i … patrząc Barryemu w oczy, oblizał go obrzydliwy, niemal seksualny sposób.

Pisarz przysiągłby, że jest to jakaś niema, odrażająca i perwersyjna obietnica tego, co z nim zrobi oprawca, gdy ludzie po drugiej stronie nie będą współpracować.

- Jak tylko otworzą te drzwi – szepnął do swoich ludzi, tak że nikt w apartamencie nie miał prawa go słyszeć – wpadamy do środka i zabijamy każdego. Poza Karen., Tę kurwę zostawicie dla mnie. Nasza pani ma względem niej własne plany.

- Liczę do dziesięciu i zaczynam zabawę z waszym kumplem! Raz! …


NATHANIEL

Trzeba mieć dużo odwagi aby przełamać własne demony.

Nathaniel najwyraźniej miał.

Powoli, krok po kroku, ostrożnie i cicho wspiął się na górę. W powietrzu wyczuł zapach spalenizny., a gdy pokonał ostatni zakręt spiralnych schodów zobaczył Tima.

Mężczyzna stał odwrócony do Nathana plecami. W ręku trzymał rewolwer. A pomieszczenie wypełniał zapach przepalonej instalacji i tlących się przewodów. Radio tliło się i dymiło. Bez trudu domyślił się, że Tim wpakował w nie kulkę.

W jakiś sposób właściciel „Czystego śniegu” usłyszał nadchodzącego chłopaka. Odwrócił się szybko i wymierzył w niego z rewolweru opuszczając go jednak błyskawicznie, gdy zobaczył, kogo ma przed sobą.

- To ty – twarz Tima była szara i jakby z dziesięć lat starsza. – Co z moją rodziną. Musimy po nich iść. Tutaj…. Tutaj …

Potem nagle opadł na kolana, wypuścił broń z ręki, a potem kucnął i schował twarz w dłoniach. Wygiął się, pochylił i zaczął szlochać, jak ktoś, kogo właśnie przygniótł wielki, życiowy ciężar.

A wiatr za oknem świszcząc i zawodząc – szydził i straszył Nathaniela.
 
Armiel jest offline  
Stary 25-06-2023, 19:59   #99
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Andy zastanawiał się nad nad tym co dalej. Kiedy napastnicy zaproponowali wymianę nie miał cienia wątpliwości. Szaleńcy nie trzymają słowa. Szkoda było na nich strzępić język. Barry był już świętej pamięci.

Kiedy facet odliczał on poszedł do barku i korkociągiem otworzył butelkę z winem. Nastawił czajnik do gotowania a pustą położył w zlewie pod okręciną gorącą wodą. Jeśli potem będzie powoli wlewał wrzątek, to szkło mogło wytrzymać wysoką temperaturę. Rozbite na głowie bolało, ale to na poważne oparzenia sukinsyna liczył, jeśli miało w przeciągu kilku następnych minut dojść do walki na śmierć i życie.

Rozejrzał się po apartamencie.
Zerknął na wiszący żyrandol nad stołem i w następnej kolejności miał zamiar ułamać jeden z umocowanych do niego rogów jelenia. Przywiązany do końca kija choćby miotły do zamiatania mógł stać się bronią dystansową.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 26-06-2023, 09:32   #100
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
tutaj … niedaleko … jest chata … ale … pod tym pensjonatem … jest wejście… do jaskini…
Słowa dziewczyny kotłowały mu się w głowie niczym śnieżna zamieć. Nie zdążył dopytać gdzie dokładnie jest to wejście, bo niedługo potem Karen straciła przytomność i został sam ze swoimi domysłami. Piwnica? A może jakieś inne pomieszczenie? Dziewczyna, podobnie jak napastnicy weszła tu głównymi drzwiami a nie przez tajne przejście. Gdzie jest więc to cholerne wejście do jaskini? Joel podskórnie czuł, że może to być ważne, że może mieć to kluczowe znaczenie dla ich przetrwania. Gdyby niepostrzeżenie udało im się wydostać z pensjonatu, ukryć przed mordercami….
Jego rozmyślania przerwał zgrzytliwy głos mężczyzny stojącego po drugiej stronie drzwi. Wnętrzności skuł mu lód gdy usłyszał, że Barry jest ich zakładnikiem. Jakaś część Joela nakazywała mu natychmiast otworzyć drzwi by ratować kumpla, ta druga, odpowiadająca za chłodne, analityczne myślenie już skazała pisarza na śmierć.
Spojrzał na bezbronną, niewinną Karen, próbując przekonać samego siebie, że jej los też jest przypieczętowany. Jeśli nie umrze od odniesionych ran, oprawcy dostaną się w końcu do apartamentu i sami ją zabiorą. Była jedynie zbędnym balastem. Gdyby chcieli się stąd wydostać i tak by musieli ją zostawić.
Joel poczuł mdłości, brzydził się swoimi myślami, brzydził się człowieka, którym może się za chwilę stać. Gdy był w college’u jego kumple zachwycali się „Wilkiem z Wall Street” próbowali naśladować bohatera granego przez Di Caprio. Larsen czuł jedynie obrzydzenie i wstręt, gdy oglądał tych samozadowolonych z siebie, bezwzględnych samców pozbawionych wszelkich skrupułów, wyzbytych empatii i elementarnych podstaw przyzwoitości. Takim jak Jordan Belford zdecydowanie żyło się prościej. Łatwiej jest stawić czoło światu, gdy jest się skurwysynem.
Podszedł do drzwi na miękkich nogach.
- Oddamy dziewczynę, ale na naszych warunkach! – krzyknął by napastnicy go dobrze słyszeli - Wycofajcie się i wyjdźcie przed pensjonat, tak żebyśmy was widzieli z okna! Jak uznamy, że jest bezpiecznie, opuścimy apartament. Potem możecie znów zacząć polowanie dla swojej bogini o ile się nie boisz, że skopiemy wam tyłki.
W słowach Larsena nie było śladu fałszu czy podstępu, mówił szczerze i jeśli napastnik potrafił rozpoznać kłamcę, wiedział, że nauczyciel mówi prawdę.
 
Arthur Fleck jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172