|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-10-2017, 20:36 | #91 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
16-11-2017, 17:31 | #92 |
Reputacja: 1 | Kilka chwil później... Otoczenie wokół grupy z Anthrileniem na czele zaczęło się zmieniać. Kwiaty zaczynały schnąć i upadać. Dokładnie w tym samym momencie z ujścia jaskini wyskoczyła Raishele z Mei na ramieniu i mieczem w ręce. - Anth! - krzyknęła zadowolona - Udało się! Uciekajmy. Mei wyglądała na wycieńczoną a jej ręka pokryta była zaschniętą krwią. Eldar odetchnal z ulgą. Może na widok kobiet, może dla tego że ból w piersi niemal zniknął. Nie mniej jednak jego plan, mimo komplikacji, się sprawdzal. Puścił dłoń piosenkarki, ściągnął hełm i przyczepil go do pasa. -Wracamy do wyjścia- oznajmił przejeżdżając dłonią po lekko spoconym czole- przegupujemy się a następnie wrócimy do złotego miasta. - Pośpieszy się... zanim wstanie... - rzekła ciężko Mei - Tak. Wampira zatrzymaliśmy, ale nie na długo. Poza tym... jest za cicho. {Raisheele} Stwierdzenie było dość niezrozumiałe. Po chwili Jenny spróbowała jednak sprawdzić o co chodzi z tą ciszą. Choć w trakcie starcia z wampirzycą nie zwróciła na to uwagi... faktycznie brakowało pewnych odgłosów. Dźwięków dochodzących z zewnątrz. - Nie - szepnęła tylko mając nadzieję, że chłopakom udało się pokonać bestię, a nie na odwrót. Pozbierała się, a po pokazówce tego co Soren potrafi mniej się o niego bała niż o Susanoo. Ruszyła przodem pospieszając resztę. Aby wydostać się z tego poziomu musieli wrócić do miejsca w którym była wampirzyca i demon i jakiś sposobem przedostac się przez nich. Mogli liczyć na to, że Soren jakoś utoruje im drogę. Jenny szła pierwsza i zobaczyła scenę, której nie miała ochoty oglądać. Soren właśnie rozsypywał się w niebieskich płomieniach. W Jenny coś się zagotowało i złamało jednocześnie. - FUS RO DAH!!! - ryknęła na moment zapominając o całej grupie za sobą. Może jej ryk da im chwilę czasu aby przemknąć bokiem? Anthrilien również nie wyglądał na zadowolonego. Ściągnął z ramienia gitarę, wyciągając ją w stronę piosenkarki i przyłączył się do niej, posyłając w stronę wrogów impuls kinetyczny. Przesłał moc do runy Przyśpieszenia, by móc prześcignąć błyskawiczne ruchy demona. Podwójna fala uderzeniowa odrzuciła demony, tworząc drogę ucieczki. Ciemność wciąż zalegała w pomieszczeniu. Prochy Castella, zdmuchnięte przez eksplozję, opadając wiły się jak robaki. Gdy wniknęły w masę, ta ponownie zaczęła się poruszać. Nieopodal Jenny, jakby wynurzając się z wody, z klęczek wstał Soren. Tym razem jego sylwetka była wyraźna i mimo tego że stał bokiem, emocje na jego twarzy były aż nazbyt wyraźne. Jego dłonie przypominały szpony bestii, a postawa sugerowała, że oddziela ich od napastników. Eldar zawahał się. Pierwszy raz widział coś takiego. Mimo wszystko wciąż wydawało się że wampir jest po ich stronie. Wierząc własnej intuicji, zmienił cel swoich mocy, rzucając na nosferatu moc przyspieszenia. -Chyżo, do wyjścia- nakazał. Demony powstały wystarczająco szybko by mieć szansę jeszcze ich dogonić. Gdyby nie żądza krwi zalewająca ich od strony Sorena. Rahakiel uśmiechną się pod przydługą grzywką, spoglądając za oddalającymi się postaciami. Dwa poziomy wyżej, grupa zwolniła odrobinę. Soren zdołał zatrzymać demony. Nie mniej cisza panująca na zewnątrz była niepokojąca. Pomijają uprzednie zamieszanie, teraz dało się zauważyć że z zwiędniętych kwiatów wystawały nagie ciała śpiących ludzi. 10 tys. jak kiedyś rzekła Mei. Wszyscy spali na surowej skale, nie zdając sobie sprawy że są już wolni. Niektóre osoby po przebudzeniu siedziały jeszcze zamroczone. Jednak pomóc im wszystkim,w tej chwili... grupa nie była w stanie. - Tak wielu… nawet jakbym ich spróbowała obudzić wszyscy nie zmieszczą się w przejściu. Te wampiry będą miały na nich totalne używanie! - krzyknęła do reszty kiedy mijali kolejnych śpiących. Piosenkarka miała straszne wyrzuty sumienia. - Może Soren by im pomógł... jakoś? - zaproponowała Mei, widać coś za mocno ją uderzono. - Niby jak? - Sapnęła Jenny. - To, że może być wielką bezkształtną masą jeszcze nie znaczy, że ma jak to zrobić..! - urwała Jenny zastanawiając się czy faktycznie ma racje. -Nie zmienia to faktu że nie jesteśmy w stanie im pomóc- oznajmił eldar, wciąż dźwigający czarodziejkę- wampir zapewne wróci tą samą drogą. Sam postanowi....-dodał niezbyt pokrzepiającym tonem. Jego stosunek do Castella zdawał się pogorszyć. - S.. SOREEEN?? Dałbyś radę coś zrobić z tymi ludźmi?? MUSIMY ICH stąd wynieść!!! - wykrzyczałą dziewczyna za siebie łapiąc oddechy pomiędzy zdaniami. Odpowiedziało jej tylko własne echo. Wampir najwyraźniej jej nie słyszał lub był zbyt zajęty własnymi sprawami. Kolejne trzy poziomy wyżej i znaleźli się na pierwszym poziomie jaskini. Pozostało tylko dobiec do wyjścia i razem z resztą grupy uciec. Jednak cisza która była już dobitnie słyszana od zewnątrz, rodziła coraz to większy niepokój. Nemu zdołała się już pozbierać psychicznie i przez ostatnie dwa pietra pomagała ocucić Akashi oraz uzdrowić Mei. W ostateczności grupa była już mobilna, choć nie w pełni sił. Jenny biła się z własnymi myślami nie chcąc zostawiać ludzi w takim miejscu. Nie miała jednak fizycznie możliwości ich ze sobą zabrać. Pospieszmy się, pospieszmy - powiedziała czując ciężar sumienia. Czasem nie dało rady wszystkich uratować. Tuż przed wyjściem do uszu grupy dotarł trzepot setek skrzydeł. Z korytarza, z którego niedawno wyszli, wyleciała chmara nietoperzy obsiadając wszystkie śpiące sylwetki. Zwierzęta zmieniły się w kałuże czerni, które wchłonęły wszystkich więźniów w zasięgu wzroku. Plamy szybko zabrały się nieopodal zbijając się w masę, która rosnąc przyjęła postać Sorena. -Po drodze zebrałem kogo tylko się dało- wyjaśnił bezpośrednio. - Aha… - Jenny uśmiechnęłą się niepewnie na jedną stronę. () U szczytu jaskini, powrócili do wejścia. Było cicho. Nazbyt nicho. Od wejścia biało pomarańczowe światło. Zbliżał się zachód. Anthrilen i Soren wyczuli pozostałą grupę, w całości, nieopodal wejścia. Dało się też wyczuć obecność Antyliona i jakiegoś wampira. Nie byli jednak w stanie go zlokalizować. () - Suuuu!!! - Jenny wybiegła z jaskini nie mając zmysłu wyczuwania aury. Cała grupa siedziała w pozycji seiza jeden obok drugiego, na piasku. Su i Lucilowi brakowało po jednej ręce, ale jakoś byli niewzruszeni. Grupa Tooru była dość poobijana, ale nadal siedziała prosto. Z kolei Atari i Yuki siedzieli oparci ramionami. Zdawali się najbardziej poranieni i wycieńczeni. - Yo - rzekł Lucil unosząc na powitanie całą rękę. - Miałem cichą nadzieję że stamtąd nie wyleziecie. Ech.. Tylko chłopiec się uśmiechał. Reszta grupy była raczej markotna. Za nimi w powietrzu unosiły się ocalałe macki. Dwie zdobyczne leżały nieopodal, mierząc blisko 9 metrów długości i prawie metr średnicy. Sytuacja wyglądała dziwnie, bo stwór poza machaniem w powietrzu mackami nie zagrażał siedzącym. Coś nie grało i Jenny miała coraz gorsze przeczucie. Które przerwał cichy odgłos ruchu stawów za nią. Spojrzała więc ku jaskini. Nad nim, na skałach zasiadło kilka wampirów i ich popleczników: Ortiz Kalar, Nightshade, Azam - Nueno Meisuke. - Haubrica, Opatulana w czarny plaszcz z pod którego widać było tylko twarz. Łowczynia, Alfvuki, Mroczna elfka. - Lady Kyoko (Jedna z rodowych dam, niebezpieczny szermierz wedłóg wiedzy Hernandeza) - Raistenel - Lady Elena. (Kolejna z rodowych dam, zwana też nietykalną, bardzo silna magia mroku i przemiany.) Nie obyło się też bez gościa honorowego, samego Lorda Mortresa. - Witam, drogich intruzów. - orzekł z iście dworskim uśmiechem. - Czekaliśmy na was. A Ja... nie lubię czekać. Jenny zacisnęła usta w kreskę. Stwierdzenie, że było źle byłoby niedopowiedzeniem. Widok zranionych towarzyszy i wampirów przyprawiły piosenkarkę o gulę w gardle. Oraz złość. - Nevan nie? - powiedziała do gitary przenosząc ją na przód. - Myślisz, że mogłabyś użyczyć mi mocy? Tak aby ich stąd zabrać… Mogę coś w zamian dla ciebie zrobić - szeptała, a z daleka wyglądało to jakby mamrotała do siebie. Co prawda wampiry pewnie świetnie słyszały co do siebie gadała. Piosenkarka jednak łatwo poddawała się emocjom. Może nawet zbyt łatwo. A miała uważać. “Tylko jeśli będziesz pewna, że zdołamy uciec. Otwarta walka nas zgubi.” - odparła telepatycznie? W każdym razie Jenny słyszała odpowiedź. - Zasiądźcie obok towarzyszy. I bez głupich numerów. Bo pożałujecie - rozkazał Azam powolnym krokiem schodząc ze skalpy. Soren wiedział, a Anthrilen przeczuwał, że ten półdemon może być w stanie dorwać ich nawet w wewnętrznym wymiarze czy cieniu wampira. “Musisz nas przenieść” rozbrzmiało w umyśle piosenkarki. Anthrilien stał pewnie, z kosturem w dłoni. Postawa pozornie była pasywna, ale długie szaty zasłaniały stopy ułożone do skoku gdyby zaszła taka konieczność. Castell spojrzał na osławionego Mortresa, władcę wampirów i złotego miasta, i musiał przyznać że był rozczarowany. Oglądnął się na towarzyszy nie wiedząc co szykują. “Nie mogę! Takiej ilości osób nie dałabym radę! Dodatkowo teraz nie mogę używać tej zdolności. Tak mi powiedziała druga ja. Nie możesz znaleźć portalu?” eldarowi odpowiedział natłok myśli piosenkarki. Jenny zaś wiedziała, że musiała cokolwiek wymyślić. - Co potrafisz? - zapytałą się gitary czując, że jedyną opcją ucieczki będzie jeśli któreś z nich zostanie. Jenny powoli zafiksowywała się na tym, że powinno to być ona. “Władać gromami, mam też formę kosy i mogę przywołać stado nietoperzy. Czuję że z gromami możemy być kompatybilne, ale... cóż... to prowadzi do otwartej walki. Pozostała część grupy nadal siedziała, obserwując poczynania towarzyszy. Jedynie Tooru dawał jakieś niezrozumiałe sygnały brwiami spoglądając w górę. Nad nimi wiły się macki istoty, ale skwaszona mina chłopaka raczej wskazywała, że nie o to mu chodzi. Ulinie spoglądał na Eldara wykonując ten sam gest, choć nad elfowatym nic nie wisiało. Czyżby chodziło mu o głowę lub czoło? “Możecie się już komunikować “ oznajmił eldar, szybko zrozumiawszy plan objął grupę telepatią. Wszystkich poza Castellem. “Kurwaaaaaaaaaaaaaaa! Jesteśmywdupie!!!!!!” - krzyczał Tooru. “Zamknij ryj młocie!” - Odparł Hotaru - “ A wy bez wygłupów. To sama śmietanka bojowa, jak mniemam prosto z pałacu. Jeden zły krok i...” “Na początek, na początek... przydałby się plan ucieczki. Mamy kryształy teleportacyjne do tego miasta. Zakładam, że ktoś z was także. Obejmują obszar jednego metra, więc da się uciec grupą. Trzeba tylko wyskoczć i zrobić zamieszanie...” - oznajmił mło... Tooru. “Ech... zamknij się” {Hotaru} “Dobra to zbliżcie się do siebie. Ja mogę zrobić zamieszanie ile czasu potrzeba na aktywację tych kryształów?” - pomyślała Jenny samej zbliżając się do grupki uwięzionych niby to pod pozorem posłusznego wycofania się “Tak tylko zapytam jest jakaś górna ilość osób, którą może przenieść?” “Nemu twoje nietoperze i mój okrzyk czy na odwrót?” “Nie powiedzie się.” - Ostrzegł Hotaru - “Nie dopóki mają nas wszystkich na oku. Pomijając już tego pajaca co nie wie jaką chce mieć karnacje i fagasa z rękawiczką.” “Mniejsza o nich. Widziałeś jaką tamta cizia ma brzytwę? Kurwa! “ - wtrącił się Tooru “Nadworny mag Ortiz, osobisty ochroniarz Lorda Nightshade, Łowczyni Haubrica, piąta mistrzyni miecza - Lady Kyoko, dowódca straży Raistenel, “Wiedźma Nocy” - Lady Elena, i sam Lord w całej okazałości. Jeszcze brakuje tylko jakiegoś anioła i smoka do kompletu. Albo od razu niech bóg nam zstąpi nad głowami.” - Oznajmiła w bardzo złym nastroju Mei. - “Raisheele, schowaj się za Anthrilienem i nie odstępuj go na krok. Nie wiemy co władcy może przyjść do głowy... skoro wdepnęliśmy mu na docisk.” “Mam Kurwa Pomysł!” - Oznajmił Tootu odwracając głowę tak by wampiry nie zobaczyły jego miny “Nie spodoba wam się i mamy tylko jedną szansę.” {Tooru} “Aha. Skoro nam się nie spodoba musi być prosty jak drut i h***owy jak... Znając tego pajaca mogę stwierdzić, że zadziała... tylko po tym zapewne to my będziemy w dupie.” {Hotaru} “Ja jestem za!” - Przytaknął szybko Lucil z wielkim zacieszem. - “W razie czego jestem gotów zdjąć z nas ‘Prawo Rozkazu’, choć zadziała to tylko raz” “Jeśli dotknie was ten jak to ujął pan Hotaru ‘fagas z rękawiczką’ będziecie pod kontrolą jego mocy. Jak marionetki na sznurkach.” - Wyjaśnił Susanoo. “Nemu. Cieszę się, że nic ci nie jest. Postaraj nie zwracać na siebie uwagi. Potrafią wykrywać przepływ mocy.” {Yuuki} “Trzymaj Lancelota w odwodzie”{Atari} “Co to za plan?” {Hotaru} “No więc tak. Trzeba odwrócić ich uwagę... ale nie może zrobić tego nikt z nas.” {Tooru} “Problem właśnie w tym że jesteśmy już w komplecie” {Hotaru} “Właśnie. Ale tylko my o tym wiemy” - Oznajmił z radością. “Ty chyba nie planujesz powtórki z obozu dzikusów?”{Hotaru} “He he” {Tooru} “Pragnę zauważyć, że wtedy było nas tylko dwóch i obaj mieliśmy po krysztale teleportacyjnym.” {Hotaru} “I nadal mamy, tylko tym razem będzie rollercoaster bez zabezpieczeń. Jeżeli nie ma innego sposobu to kryształy użyją pozostali a my dołączymy jak się wydostaniemy z okopu.”{Tooru} “Okopu?{Hotaru} Czarnowłosy rzucił spojrzenie za siebie w stronę przerośniętego krakena. “Może znajdziemy tam coś ciekawego?” {Tooru} Hotaru mimowolnie klepnął dłonią w swoje czoło. Wampiry spojrzały na niego z lekką dezorientacją. “Że tak zapytam co zrobiliście w obozie dzikusów?” {Mei} “Im mniej znasz szczegółów, tym mniej będziesz się bać. Podsumujmy, że po tamtej akcji obozu już nie ma.”{Hotaru} “Cokolwiek zamierzacie, poścpieszcie się” ponaglił Anthrilien. Soren, który stał nieopodal, spoglądał wyczekująco na towarzyszy. Z informacji od Jenny wiedział że szpiczastouchy potrafi komunikować się za pomocą telepatii. Gesty Hotaru potwierdził jego domysły. “Na początek nie dajcie impretekstu by użyli siły” {Hotaru} - Na co jeszcze czekacie! Siadać na dupach! - poderwał się rozgorączkowany Azam. - Każecie czekać naszemu panu. Powinniście raczej dziękować za jego wyrozumiałość i chęć wyjaśnienia wam, waszych błędów - Oznajmił Raistenel. - Co oznacza tyle że macie z radością wyczekiwać na wasz wyrok, choćby miało to być ścięcie waszych bezwartościowych głów. - rzekła z lekką ekscytacją białowłosa wampirzyca w czarnej sukni. - A..! A Kimiko? - zapytał Tooru z lekko przerażoną miną w stronę Jenny. - Kto? - wyrwało się Raistenel-owi który uważniej przyglądał się zgromadzonym przeliczając ich. - No no. Komuś widocznie udało się ukryć. - zaśmiał się Mortres, choć jego oczy pozostawały drapieżne. - Może trzeba zapolować na zabłąkaną owieczkę? Przez moment Jenny miała wściekłą minę rzucając Tooru złowrogie spojrzenia. Cofnęła się zupełnie do grupy lecz nim usiadła krzyknęła. - Uciekaj Kimiko! Nie idź do nas! - po czym pospiesznie usiadła obok Tooru wciąż ze złą miną. “Wystarczająco przekonywująco?” Reszta także przykucnęła czy usiadła na piasku. “Eeeee Hyh?” {Tooru} “Może trzeba było najpierw wyjaśnić plan?!” Mruknął z wywodem Hotaru, po czym na głos powiedział. - No coś ty, przecież cię nie usłyszy. Karawana jest za daleko. - Karawana? - zapytał podejrzliwie Raistenel - No coś ty, przestań. - Mruknął Tooru gniewnie. - Czarny, zamknij się! A ty kontynuuj. - nakazał rycerz. “Kurwa. Pomyliliśmy role... “ burknął przez myśl Tooru. “W takim razie znów wszystko na mojej głowie. Pilnuj okazji” {Hotaru} - Jest tam jedna z naszej grupy. Ma część naszego dobytku i zdążyliśmy przekazać jej już raport. Nie jest głupia... w porównaniu co do niektórych. Wie że jeśli się nie odezwiemy za jakiś czas, ma uciekać i roznieść zdobytą wiedzę. {Hotaru} - Właśnie. Jeśli nas nie wypuścicie to wszyscy dowiedzą się o tym... no... tym co tam ukryliście i... “Pomocy... pomocy... co tam jest w tej jebanej jaskini?” {Tooru} -O sposobie w jaki pozyskujecie wasz substytut krwi- dokończył eldar. -Oraz o wszystkim co wyciągnąłem z Hernandeza- wtrącił dobitnie Castell. - Hou. - Wzrok Mortresa stał się przeszywający i bardziej drapieżny. “Nadal nic mi to nie mówi... ale chyba trafiliście. Git. Teraz trzeba sprowadzić Kimiko” {tooru} - Tym bardziej powinniśmy na nią zapolować. Haubrica. {Mortres} - Tak Panie. {Haubrica} “Chuj. Nie dobrze. Blef” {Hotaru} - Ha ha. Myślisz że ta podróbka elfa zdoła pochwycić Hi-Tech. Ha! Próbuj szczęścia. {Hotaru} - Jesteśmy na tyle cwani że wiemy jak dobierać sobie przyjaciół. - Tooru wytknął język w stronę wampirów. Ostrze Mortresa w jednej chwili zniknęło z jego dłoni. Co uważniejsze oko zdołało wychwycić rzut. Krwiopiriusz przeszył pierś młodej czarodziejki, a świadczyło o tym przeciągłe stęknięcie. Na twarzy dziewczyny malowało się zaskoczenie i dezorientacja. Później ostrze powolnym ruchem wyleciało w stronę władcy. - NEMU!!! {Yuuki, Atari, Mei} - A ja umiem karać, natrętne robaki. Z resztą sami widzieliście wnętrze jaskini. - Rzekł z uśmiechem władca wampirów. - Sprowadźcie tutaj waszą towarzyszkę, albo zrobi to ostatni z was. - Ostrze zawisło w powietrzu wycelowane w głowę Raishele. - Na truchłach poległych. Anthrilien patrzył na opadające na ziemie ciało czarodziejki. Jego twarz nie wyrażała emocji, widział już zbyt wiele śmierci. Widział już i tą. Nieporuszony odwrócił wzrok na króla wampirów. Myślą wzmocnił runy ochrony, oraz stworzył drugą, tuż przed Raishele. Soren zacisnął pięści widząc twarz konającej. Leżała tuż obok niego. Widział zdziwienie z nagłego obrotu zdarzeń, widział strach w jej oczach. Strach przed śmiercią. Przygasające oczy tliły się od łez. Pochylił się nad nią, wsuwając dłoń pod jej głowę, drugą ręką ucisnął ranę. Jej życie kończyło się w tak młodym wieku. “Nie daj jej zginąć” usłyszał głos Elli, dziewczyny której duszę pochłonął w Punkcie Obserwacyjnym. -Czy jesteś dziewicą?- wyszeptał. Odpowiedziało mu zamierają w bezruchu ciało. Delikatne skinienie głowy i tracące blask oczy. Castell uśmiechnął się lekko, jakby z cieniem satysfakcji. Powstające wokół zamieszanie tworzyło idealną okazję. Przycisnął umierającą do siebie, jakby zginęła bliska mu osoba. Będąc pewnym, że towarzysze zwracają całą uwagę, wbił zęby w szyje dziewczyny. Trwał chwilę w bezruchu, czując jak krew wzmacnia jego siły. Przerwał, zostawiając w ciele wystarczającą ilość życia. Powolnym ruchem odłożył martwą już czarodziejkę na piasek. Dłonią zamknął jej oczy. Zsunął płaszcz i zasłonił nią Nemu. Nie był pewien jak szybko nastąpi przemiana, a zachodzące słońce było niebezpieczne dla młodej draculiny. “K... Prz. Przesadziłem. Przep...” {Tooru} “Później Tooru. Później. Inaczej wszyscy tak skończymy. Gra jeszcze się nie skończyła” {Hotaru} - Nemu... - w oczach Tooru pojawił się łzy. - Wy... wygra.. {Tooru} - Jeszcze nie! To jeszcze nie koniec. Kimiko na pewno. - rzekł wystraszony Hotaru - Przestań! Spójrz tylko. Nawet jeśli zginiemy co jej po tej wiedzy. Zapomniałeś. Bez ciebie... ona... {Tooru} “Oj!” {Hotaru, odgłos upomnienia} - Z... Zrobię to. Ale... muszę sięgnąć po komunikator. - oznajmił czarnowłosy pochylając głowę. - No nareszcie znacie swoje miejsce. Nueno. {Ortiz} - Release. - rzekł młody wampir. - Możesz już się poruszać. Ale... Lady Elena rozprostowała swoje czarne niczym noc skrzydła, w cieniu których kryło się wiele pomniejszych par, czerwonych oczu. Czarnowłosy kiwnął głową na znak zrozumienia i wyciągnął zza pasa krótkofalówkę. Rozległ się długi szum. Po którym nastąpiło piknięcie. - Kimiko. Zaistniała pewna sytuacja. Słuchaj.Chciałbym żebyś... ... czy ja słyszałem pstryknięcie? Oj! Jak to nie! Na pewno słyszałem. Piwo. Zimne piwo. O ty pindo! Wylegujesz się pewnie na pokładzie, leżysz wygodnie na leżaku opalając się popijając zimne słodziutkie piwo, a nam tu dupy skwierczą od gorąca. {Tooru} - Ehem. {Raistenel} Jenny zacisnęła zęby ze złości, zaraz rozluźniła szczękę. Zaśpiewała melodię leczącą słuchając czy któryś z wampirów nie rzuci się jej przeszkodzić. “Ej, tak w ogóle nie wychodził z jaskini pewien golaz z przerzuconą przez ramię elfką? Też gołą? Poważnie pytam bo uratowaliśmy kogoś i wyszedł na długo przed nami.” “Golas” - zapytało kilka myśli jednocześnie “A nie było w tej jaskini jakichś pyłkujących grzybków” - to pytanie ewidentnie zadał Lucil - “Wiem Jenny że cię ciśnie, ale mogłabyś się powstrzymać jeszcze trochę” “Wy tak razem?” - zapytał Tooru “Coś w ten deseń” {Lucil} “Ych… dziewczęta też go widziały, tak samo Anthrilien. A jak mnie będzie naprawdę cisnąć to będzie nieco więcej oznak.” “Nikt taki nie wychodził z jaskini. Może obrał inną drogę?” - zasugerował Susanoo. “Nie zauważyłam innych wyjść, ale to w sumie nic nowego. Mam nadzieję, że się mu nic nie stało.” “A wracając do jego golizny...” - mruknął rogacz. “No co ja poradzę, że w tym kwiatostanie trzymali ludzi i elfów bez ciuchów! Możesz zapytać Sorena. On ma ich wszystkich. Jakoś… “Może to jednak nie urojenia...” Mruknął, choć na komunikacji psychicznej było to wystarczająco słyszalne. “No dzięki…” odburknęła myślowo Jenny skupiając się na właściwej akcji. - Ach no tak. Rusz swoje dupkso i kopsnij się tutaj. Jakie proszę?! Dobra. Jeżeli nie, to sami sobie poradzimy. Ale w zamian, jeśli wyjdziemy z tego cało to zabieram Hotraru do czerwonego zamtuza. Mają tam pewne cycate i mięciutkie piękności. Co? Ja już wiem co Hotaru lubi najbardziej....{Tooru} Z krótkofalówki wydostał się bardzo głośny szum. Co wprawiniejsze ucho dało radę wyłapać pojedyncze wulgarne słowa, co mogło sugerować długą i bardzo emocjonalną wiązankę. - Daj mi ją. - Oznajmił Hotaru - Ta? A krótkofalówkę mam ci niby trzymać przy uchu? {Tooru} - Tak to niczego nie zdziałasz. Ja z nią pomówię. - hotaru wymownie spojrzał na młodego wampira Pod dłuższej chwili ten kiwnął głową na znak przyzwolenia i wyzwolił go z pod swojej mocy. - Kimiko. Zaistniała pewna sytuacja... nie nie słuchaj Tooru. Naprawdę jesteś nam potrzebna. Chciałbym być przybyła do nas w wielkim stylu. Najszybciej jak to możliwe. Hym? Jeszcze szybciej. Nagrodę? - spojrzenie skierował do czarnowłosego. - Nadal jestem za czerwonym zamtuzem. O wiem. Powiedz jej... 162, 88... {Tooru} - Zerwała połączenie. Coś ty znowu wymyślił? {Hotaru} Pik pik pik. Na pasie czarnowłosego zalśniła czerwona lampka migająca powoli. - Przyspieszyłem podjęcie decyzji. - zaśmiał się. Mina blondyna ewidentnie obrazowała słowa “jesteś niemożliwy.” - Co to? - zapytał rycerz-wampir. - Lokalizator. Pomimo wiedzy o naszym położeniu, Kimiko załączyła urządzenie do dokładnej lokalizacji. Pozostaje teraz na nią poczekać.{Tooru} “Raczysz wtajemniczyć nas w swój plan?” przekazał telepatycznie eldar. “Powiedzmy, że lepiej żebyście nie wiedzieli. Zapamiętajcie tylko jedno. Gdy dam znak. Chodu!”{Tooru} “Długouchy potrafisz się teleportować? Jak tak, to łap kogo masz pod ręką. Jak nie, to rzucimy ci jeden kryształ, więc towarzyszy miej pod ręką. Jednego użyjemy na tych co nie mogą się ruszyć. A sami... cóż. Dołączymy do was w późniejszym terminie. Siwa, gdy padnie znak wskocz między swoich, a Yuukiego. Wtedy powinno załapać was razem. I żeby nie przyszło wam na myśl uciekać piechotą. Jak pierdolnie to krater na kilkadziesiąt metrów.” {Hotaru} “Ja nie wiem jak wampiry mają się na to nabrać…” mruknęła myślami Jenny. “Nabrać? Była mowa o odwróceniu uwagi... Zapewne żaden z nich nie zaryzykuje wypalenia w eksplozji tylko po to by nas złapać.” {Tooru} “Tylko pamiętaj wyrzucić ten pas, bo to jego namierza pocisk.” Upominał Hotaru. *** Od rozmowy przez krótkofalówkę minęło kilka minut (3-5). Skóra doznawała ulgi w cieniu Mglistego Wzgórza, a słońce lada moment miało zniknąć z horyzontu. Panowała z deczka dziwna sytuacja. Nikt nic nie mówił, wszyscy siedzieli i czekali na nieznane. Wampiry jednak... ...nie nawykły do czekania. - Jak na High-Tech, czy jakkolwiek to określiliście coś długo się jej schodzi. {Azam} - Kłamali w żywe oczy - Oznajmił Ortiz - Zapewne coś planują. - Planują czy nie. Czas gra na naszą korzyść. Dobra czas zaczynać. - Oznajmił Mortres i uniósł się dworsko. Powoli opadając wylądował przed zgromadzonymi. “Cholera. To wada tego planu.” {Tooru} “I tak ugraliśmy te kilka minut. Teraz pozostaje być gotowym na wszystko. Pilnuj pasa, by nam nie spadło na głowę z zaskoczenia. Reszta, zapnijcie pasy, cokolwiek miałoby się stać.” {Hotaru} - Kto przeżyje, ten powtórzył moje słowa spóźnionej.- Rozpoczął z lekkim pogodnym uśmiechem. Uśmiechem przynoszącym na myśl dobrego przyjaciela niźli bezlitosnego władcę wampirów. - A więc tak zaczniemy od pani. - Palcem wskazał Mei. - Od początku wiedziałem, że wieść o naszym “nawozie” wypłynie. Czekałem tylko na wieść o przybyciu szpiega. Aktualnie wiem że jest ich kilku, ale widocznie to Selvan najbardziej intrygowała cała sytuacja. Choć nie mam pojęcia, cóż was obchodzą jakieś... jak to mawiacie? Morskie szczury? Nieważne. Może pozwolił bym byś wróciła do swojego kraju gdybyś nie wszczęła waśni. Dłoń przybrała układ uścisku. Niesiona magiczną mocą, dziewczyna zawisła usilnie próbując zerwać niewidzialny uścisk gardła. Powoli zbliżała się do wampira gdzie opadła na piasek. - W zamian dostąpisz zaszczytu zrekompensowania mi tej szkody. - oznajmił stosunkowo cicho, z oczami lśniacymi fioletem. Dziewczyna posłusznie wstała odchylając kark. Zalśniły dwa białe kły. Namiętne westchnienie. Po krótkiej chwili odgłosu ssania, dziewczę opadło bezwiednie na piasek. - Jak widzę zostaniesz nową drakuliną. Zaskakująco, choć nawet i dobrze. Przyda nam się ktoś w Selvan. Kto kolejny?Raz, dwa... Elf, może na koniec. W końcu był bardzo pomocny przy pojmaniu Raziela. Razem z tym drugim człowiekiem. - Zatrzymał się spoglądając na Anthriliena - Prawdę mówiąc, to podziemie was wykorzystało. Tak delikatnie mówiąc. To co zdziałaliście przyniesie więcej złego niż dobrego. Plantację odbudujemy, a wy... wpierw ogłoszę miastu nakaz oddawania krwi wampirom, tak jako nauczkę waszej eskapady. Ciekawe ilu mieszkańców mojego miasta przyjdzie wam na pomoc? Dwóch, trzech w porównaniu do setki która będzie chciała was złapać. - przeszedł obok - Kogo tu jeszcze mamy? Białowłosa, niestety może zostać co najwyżej ghulem. Mysioucha także. Ktoś ma jakieś specjalne żądanie? - Ja chciałbym Elfa - orzekł czarodziej uważnie przyglądając się każdemu nawet najmniejszemu ruchowi Eldara. - Zgoda. Ktoś jeszcze? - Również elf. - oznajmiła Herubica, jeżdżąc palcem po swoim udzie. - Trzeciego już nie będzie. - Mortres spojrzał żartobliwie na Elenę. - Podziękuję. Bardziej intryguje mnie nasz rodak. Możesz go zniewolić, Olivierze? - Z przyjemnością, ale ty będziesz się zwierzątkiem opiekować. Zostań! Wypowiedziany rozkaz miał niewyobrażalną siłę. Nie był to urok, który otumaniał, a jednak ciało Sorena mimowolnie wykonywało nakazaną czynność. Widocznie w tym świecie władca wampirów miał taką władzę nad pozostałymi. - No to kolej na myszkę. Nightshade, zabierz mędrca do pałacowego więzienia. Taka eminencja może się nam przydać, przy późniejszej ekspansji. Czarny rycerz spokojnym krokiem zbliżał się do Susanoo, a Mersyliusz zatrzymał się na przeciwko Raisheele. - To nic osobistego, to tylko...nie... to jednak osobiste. - w dłoni wampira zalśniła czerwona klinga (Krwiopiriusz). Czas dla rycerza zwolnił nagle, choć z jego perspektywy ciężko było to pojąć. Anthrilien nawet nie drgnął. Gdy miało dojść do najgorszego, lokalizator zapikał dwukrotnie. “10 sekund!” {Tooru} Czas dobiegł końca. Szalony duet zerwał się z posiedzenia. Tooru cisnął migoczący pas w stronę Mortresa i mały kryształ w stronę Jenny. Hotaru, podobny kryształ, rzucił w stronę Yuukiego i Atari. Po czym, ile sił w nogach, pognali w stronę paszczy Antyliona. Do której wskoczyli nawet się nie odwracając. Na niebie pojawiła się cienka biała linia, od której dochodził szybko narastający szum. W tym momencie Anthrilien zaczerpnął mocy osnowy, by ściągnąć do siebie Sorena wraz z poległą, Mei, Raishelee oraz Akashi, by razem z nimi zniknąć w Pajęczym Trakcie na moment przed uderzeniem. Jenny złapała kryształ i rzuciła się do Lucila i Susanoo krusząc go wrzaskiem. Czy złapie się ten wampir? Jeden to o niebo lepiej niż wszyscy… Na moment przed zniknięciem, Anthrilien mógł z całą pewnością stwierdzić, że ten prymitywny z jego perspektywy pocisk, nie chybił celu jakim był Mortres. ( a dokładniej pas który bym mu rzucony) Chwilę później... centrum Ishival Wszyscy wylądowali bezpiecznie na piasku jednego z placów miasta. Po minach Yuukiego i Atari widać było że zalał ich zimny pot. Wszyscy dosłownie o włos uniknęli negatywnych skutków tego szalonego planu. - Ih suta merde teki dorodo taka leku. {Atari} - Taki właśnie jest mój brat. Na szczęście w naszej rodzinie to ja odziedziczyłem zdrowy rozsądek. Możesz wstać? - na pytanie Yuukiego Ataki kiwnął porozumiewawczo głową. - Co z wami? - zapytał grupy Jenny. - Chyba wszystko w porządku. {Susanoo} - Nareszcie można rozprostować nogi. Yuuhuu! Ale była zabawa. - zakrzyknął Lucil rozkładajac się szeroko na pisaku pod Jenny. Chwilę później do zbiegowiska dołączyła grupa z pajęczego traktu. Soren wyszedł z traktu jako jeden z pierwszych, niosąc w rękach owinięta w płaszcz martwa czarodziejkę. Spojrzał po kolei na każdego ze zgromadzonych. -Każdemu z nas przyda sie nieco odpoczynku. Spotkamy się rano -nie czekając na odpowiedź, jego postać rozmyła się z trzepotem nietoperzych skrzydeł, które chmarą odleciały w stronę pustych dzielnic. - Hej! - zakrzyknął Yuuki za oddalającym się stadem. - Hej! - Tym razem krzyknął na leżącą wciąż Jenny. - Czemu zabrał ciało Nemu. - Ihh attere Myokyo? [ef. Gustuje w trupach?] - Zapytał Atari nie wiedzieć czemu posługując się Elfickim. - Oby nie!. {Yuuki} Jenny dźwignęła się na nogi. Ze zmieszaną miną spojrzała za odlatującymi nietoperzami. - On… może jeszcze spotkamy Nemu - powiedziała niepewnie pamiętając co opowiadał jej Soren. Ta myśl nie napawała jej optymizmem. - Cholera! On wciąż ma tych ludzi! - Tych ze środka? - zapytał Yuuki. - Czy mej nie mówiła że było ich ponad 9 tysięcy? - No to miał wyżerkę - skwitował Lucil. - Kurwa ale mi się pić chce. Rogacz... zanieś mnie. - Chyba kpisz. {Susanoo} - Co z mei? {Atari} - Umiera. - stwierdziła Akashi dotykając jej tętnicy szyjnej. - Przemienia się. - Oznajmiła Raisheele - Jest teraz podległa Mortresowi. Bez krwi szybko zdziczeje. - Czyli co? Mamy ją zabić albo oddać Mortesowi? Bo chyba nie ma lekarstwa na wampiryzm co? - Niestety nie ma. - Oznajmił mędrzec - Gdyby istniało, może Aja znałby odpowiedź. Lecz chyba nikt z nas tu obecnych nie miał z nią kontaktu, a tym bardziej nie zna metody... - Chyba znam jeden sposób - stwierdził chłopiec wstając ociężale - Nie jest szybki, będzie niebezpieczny, i do tego czasu będzie trzeba ją utrzymać przy zdrowych zmysłach. Choć bez krwi Lorda będzie kicha. Może ten gacek co odfrunął wiedziałby co zrobić w tej sprawie. - Wróci to go zapytamy. Teraz możemy póki co ją zabezpieczyć nie? -Zależnie też od tego co postanowi nasz wampir, powinniśmy też zorganizować miejsce dla tych wszystkich ludzi. Nawet jeśli ich nie zje, nagła pojawienie się dziewięciu tysięcy osób nie przejdzie bez echa - stwierdził eldar podchodząc do leżącej Mei. - Zwiążmy ją i przydałaby się jakaś krew. Mogę coś skombinować, ale dopiero za jakąś godzinę czy dwie. Dopiero jak noc zagości na dobre. - Lucil. - Co to za sposób? - zapytał zaciekawiony Yuuki. - Nie wiem na ile w tym prawdy, ale jeśli istnieje, to Lord powinien mieć ją w swoim asortymencie. {Lucil} - Mianowicie, co? {Susanoo} - Kulę. Artefakt pionierów, zmieniający rasę na wampira. Więc może w drugą też zadziała? {Lucil} - Zadziała. Coś z Yuukim o tym wiemy - wyszczerzyła się piosenkarka do maga. - Ug. Nie przypominaj mi tego. - mruknął jakby niezadowolony - Swoja drogą, co zrobiliście z kulą? - Trafiła we właściwe ręce. Nie Anthrilienie? - Owszem, nie prędko przysporzy znów problemów. - Niech będzie. - Wzruszył ramionami - To gdzie teraz. Zbliża się noc, nie chciałbym tu czekać aż wampiry wyjdą na żer. - Karczma? - zapytał Atari ogółu. - Jak najbardziej - zgodziła się Jenny pomagając Lucilowi wstać. - Ja też za. - mruknęła gitara na plecach Jenny. - Długouchy też idziesz? - zapytał Lucil spoglądając na Mei i pozostałą dwójkę dziewcząt. Tak jakby przeczuwał, że Anthrilien musi się gdzieś jeszcze udać. Eldar pokręcił przecząco głową. -Skontaktuję się z podziemiem, muszę ustalić kilka rzeczy. Niebawem dołączę.
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence |
16-11-2017, 17:32 | #93 |
Reputacja: 1 | Anthrilien Eldar skierował się w stronę kryjówki podziemia. Po drodze postanowił nawiązać kontakt z członkami Uverworldu “Zadanie wykonane. Kwiaty zostały zniszczone, a Hernandez został wyeliminowany. Wszystko zgodnie z planem.” “Przyjąłem.” - Oznajmił głos Hei-a - “Chcesz coś za fatygę? Dante sugerował zebranie za 2-3 godziny by się napić i odsapnąć.” “Dla mnie owocowe” {Yuukine} “Swoją drogą ładnie dzisiaj poszło. Widać trzeba było 3 razy zjebać, by wyjść na prostą.” {Hei} “O! Trzeba w tym wtajemniczyć Anthriliena, jeszcze tego nie słyszał.” {Akasja} “A po co? Nad przeszłością nie ma co gdybać. Było, zjebaliśmy i wróciło do normy.” {Dante} “Nie skorzystam z zaproszenia. Muszę wrócić do swoich ludzi i zająć się pewnymi sprawami. Ponieśliśmy lekkie straty, choć nie było to nic czego nie przewidziałem” w rzeczy samej, to co wydarzyło się w jaskini w większości potoczyło się według wizji i planu proroka. “No to do następnego razu. Dam znać gdyby znalazło się coś naglącego” {Hei} “Do zobaczenia, Anlthi” {Yuukine} *** - Eahira... [arb. o krurwa] - mruknął Echoes po usłyszeniu całego raportu Anthriliena. W namiocie Sahira zebrała się główna grupa dowodząca. I większość była zaskoczona zarówno odkryciem jak i dokonaniem. - Zawczasu zabezpieczyliśmy kilka ważnych punktów. Są to między innymi bezpieczne kryjówki i kilka hangarów z pojazdami. Dziś w nocy czeka nas czystka. Oko za oko. - rzekł młodzieniec dumając nad raportem i spoglądając na mapę miasta. - Asylia, weźmiesz łowców i zajmiecie się nocnym polowaniom. Zajęci walką nie powinni naprzykrzyć się reszcie mieszkańców. Echoes, weźmiesz paru ludzi i obierzecie od krasnoludów przekury oręż. Jakieś pytania? - A jak zrobią nocny nalot na karczmę? - zapytał Eagilis. - Kto tam będzie stacjonował? {Sahir} - Ja - oznajmiła Fang. - Dobrze. Lepiej dmuchać na zimne. Anthilienie, Dobra robota. - Pogratulował białowlosy. -Jak wyglądają plany na najbliższe dni?- zapytał prorok, najwyraźniej nie robiąc sobie nic z pochwały. - Ty możesz odpocząć. My poczniemy przygotowania. Mamy już obrane kilka dróg pozostaje tylko odpowiednio je wyposażyć, tak jak i ludzi. Oczywiście przyda się drobne przeszkolenie, choć przewiduje, że główne starcia i tak rozstrzygną się między znamienitymi jednostkami. - oznajmił Sahir - O dobrze, że jesteśmy przy tym. Wyciekła pewna wieść. Wieczny wędrowiec, tfu, poprzedni Lord. Śpi uśpiony gdzieś w prywatnych komnatach Mortresa. Obudzenie go dałoby nam, natychmiastowe zakończenie ainqilab [czyt. Enkilabun arb. zamach stanu]. Pod żadnym pozorem tego nie próbujcie, jeżeli chcemy by ludzie władali Ishi’val. Z pradawnym wampirem, całe miasto nie miałaby szans. -Rozumiem, jesli to wszystko dołączę do swojej grupy- odpowiedział, przecierając podkrążone oczy. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem miał chwilę odpoczynku, zbyt wiele spraw wymagało jego uwagi- musimy naradzić się nad pewnymi sprawami. - Spocznij Anth. Należy ci się... -Odpocznę gdy to wszystko się skończy. Do zobaczenia wkrótce. Anthrilien opuścił kryjówkę ruchu oporu i skierował się do karczmy w której mieli znajdować się pozostali.
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence |
16-11-2017, 17:35 | #94 |
Reputacja: 1 | Soren Nietoperze zebrały się na dachu jednego z opuszczonych domów, gdzie stworzyły postać Sorena. Wampir przykucnął, kładąc Nemu na ziemi. Pozostał w tej pozycji, czekając przez kilka godzin. Niewielkie drgnięcie. Poruszenie palców, dłoni, aż wreszcie uniesienie ręki. Zmęczony ruch opadł na twarz dziewczęcia. Jej włosy zdążyły już przejść z koloru srebra w biel, a źrenice stały się czerwone. Młoda drakulina nie wykazywała oznak Dahak, a obraz przemiany zaprzeczał zawarciu kontraktu krwi. Choć niektóre z tych pojęć Soren poznał dość niedawno, wydawały się one interesujące i odmienne względem uprzedniego świata. - Czy... ja umarłam? - zapytała naturalnym lekko skrzeczącym, z powodu wyschniętego gardła, głosem. - Pamiętam, że wyszliśmy z jaskini... - Zgadza się, wpadliśmy w pułapkę Mortresa- dokończył wampir siedzący obok. Mówił cicho i spokojnie, jak do osoby budzącej się ze snu- nie przeżyłaś. - ... Jak? Przecież... - dotknęła piersi, lecz najwidoczniej nie poczuła bicia serca. - Wampiry nie potrzebują serca... krew płynie samoistnie. - Oznajmiła w myśl jakiejś odległej wiedzy. - Co teraz... mój p, wybawco? - Od tej pory będziesz musiała nauczyć się żyć w mroku- odpowiedział pomagając dziewczynie wstać. Czuł się dziwnie w zaistniałej sytuacji. Zastanawiał się czy jego mistrz miał podobne wrażenia. Nie zamierzał jej jednak traktować tak jak on jego- nieprędko będziesz mogła kroczyć w blasku dnia, jeśli w ogóle będzie Ci to jeszcze dane. Na razie zatrzymaj płaszcz. Mamy jeszcze czas do świtu, ale musisz wtedy mieć go na sobie. - Dobrze. Dziękuję. Będę potrzebowała chwili by odnowić kontrakt z duchem. Zwykle taki kontrakt zawiera się, aż do śmierci. Jestem ciekawa co w takim przypadku. - częściowo powiedziała, częściowo wymruczała. - Też jesteś głodny? - zapytała z lśniącym spojrzeniem. -Owszem, ale umiem powstrzymać się przez kilka dni..- odpowiedział marszcząc brwi. Nie spodziewał się, że dziewczyna tak szybko zgłodnieje- Jesteś świadoma, że głód możesz zaspokoić tylko w jeden sposób? - Zamknę oczy. - powiedziała tracąc resztki pewności siebie. Aktualnie, Nemu, stała się jego poddaną, więc przynajmniej raz na dzień musiała napić się jego krwi. Pozostałą część głodu powinno zaspokoić bogate zaplecze. W dłoni Castella pojawił się długi nóż. Wampir przeciął nim nadgarstek, z rany poleciała krew, która jednak zamiast cieknąć zawisła przy rozcięciu. -Pomogę Ci się dostosować, początki będą trudne ale zadbam o wszystko- “także o to byś nie skończyła tak jak ja” pomyślał- teraz pij. Nemu przez długi czas się opierała. Na siłę zamykała usta, ale karmazynowe spojrzenie utkwiło w zawisłych kroplach krwi, a język sam zaczął podążać po kłach. W końcu to głód zwyciężył... Krew zniknęła w chwilę. Po policzku dziewczęcia spłynęła pojedyncza łza. Soren starł ją kciukiem, po czym położył dłoń na głowie dziewczyny w pokrzepiającym geście. Rozumiał co przeżywała, choć i tak miała o wiele łatwiej niż on- bez pożywienia, bez dachu nad głową, przerażony, sam. Początki były ciężkie, za najgorszy uważał pierwszy wschód słońca, i zrozumienie które ze sobą niósł. - Wiele rzeczy w tym świecie działa inaczej, ale większość cech które nabędziesz będzie pochodzić ode mnie. O części z pewnością już wiesz, choćby z plotek o naszym rodzaju, o reszcie dowiesz się niebawem. Ale do tego powrócimy, na razie musisz się oswoić. Musimy też zorganizować Ci łoże. Jeśli sobie życzysz, możemy znaleźć twoich znajomych, możemy też przejść się po mieście. - Na razie przyda mi się chwila oswojenia. I trochę więcej... - Oznajmiła spogladając na ziemię. - Muszę odnowić kontakty z duchami. Nemu była czarodziejka magii duchów. Krzyżująca magię Animata i Szamanizm. Moc zarówno sprawująca się w wsparciu jak i ochronie. Jako istota była pół wróżką o czym świadczył dość nietypowy ogon. Dobrze wróćmy... wróżki mają skrzydła, a ona ma ogon. Z pewnością druga połówka krwi nie była normalnym człowiekiem. Nie mniej to odległa i nieznana przeszłość Nemu. Spora część pamięci krzyżuje się na granicy 100 lat wstecz i dopiero kilku miesięcy. Widocznie przez spory okres czasu pozostawała uśpiona, albo ten świat tak oznajmił. Została przebudzona w jednej z eskapad Yuukiego. Została odnaleziona w jednej z krypt. A potem różnymi kolejami rzeczy pozostała w grupie. Z charakteru jest istotą nieśmiałą, z natury dobrą o wielkim sercu. Przemiana w wampira zapewne najciężej zrani właśnie jest szlachetne serce. Jeżeli spojrzeć na możliwe korzyści... może pomogła by sorenowi w zarządzaniu zdobytymi przez niego duszami. Z rany na nadgarstku wypłynęła większa ilość krwi. Podobnie jak poprzenio, zatrzymała się w miejscu. Dziewczyna miała apetyt, nie chciał jednak podawać jej krwi innych istot, by zbyt wcześnie nie obciążać jej sumienia. Druga konsumpcja powstrzymała jej głód. Dziewczę wstało powoli oglądając swoje ciało i strój. Plama krwi zdążyła już zaschnąć. Zebrała w sobie odrobinę magii i wykonała piruet skandując jakieś zaklęcie. Po chwili stała już w nowym stroju. - Słyszałam że wampiry lubią ciemne stroje. J-Jak w tym wyglądam? - Może być, ale w nocy bez czapki byłoby lepiej, za bardzo się wyróżnia. Gdy słońce wzejdzie pamiętaj by zasłonić skórę- dodał wskazując leżący na ziemi płaszcz- inaczej możę być nieprzyjemnie. - Dobrze. - podniosła płaszcz i zarzuciła go jak pelerynę. - A-A jak powinnam się teraz do ciebie zwracać? Panie? Mistrzu? -To już zależy od Ciebie, nie mam problemów ze swoim ego więc mi wystarczy proste “Soren”. - Jestem Nemu. - Przedstawiła się ponownie i zasiadła krzyżując nogi. - Co teraz? - zapytała rozkładając ręce i formując za pomocą magii spektralny zwój. -Nawiąż kontakt ze swoim duchem, potem przejdziemy się po mieście, zobaczysz obyczaje tutejszych i sprawdzimy czy nasze działania przyniosły efekt. Zaraz po świcie dołączymy do pozostałych. Dziewczę kiwnęło porozumiewawczo glową. Zwój rozwinął się prezentując 3 linie jarzące się czerwienią na błękitnym,duchowym pergaminie. - Ja. Dziecię duchów i magii. Pragnę odnowić nasze więzy. Banalocie, Bogu duchowej wędrówki, przewodniku zbłądzonych dusz. Wskaż mi drogę. Dziewczę zapadło w stan podobny do snu. Na pergaminie dwa z czerwonych napisów zalśniły na zielone, a ostatni zniknął. Po kilkudziesięciu minutach, pozostawania w letargu, dziewczyna w końcu się obudziła. - Lancelot. Marhalt. Dziękuję że jesteście. Za plecami dziewczęcia pojawiły się praktycznie przezroczyste kontury rycerza i czegoś co wyglądało jak 4 wółcznie przyczepione do kuli. -Widzę że wszystko w porządku. To dobrze- jego postać zafalowała i zmniejszyła się, zmieniając przy tym kształty- chodźmy, wmieszamy się w tłum. Dokończył kobiecy głos. - Zgoda. Ciekawe kiedy ja będę tak umiała. - mruknęła podążając za kobietą. - Zacznę Cię uczyć gdy tylko oswoisz się z nową formą- odpowiedziała wampirzyca. Wraz ze zmianą wyglądu, zmienił się również charakter Castella, teraz mówił melodyjnie, z zaczepnym uśmieszkiem na twarzy- zmiana formy jest przydatna, szczególnie gdy co nieco się przeskrobało. Schodząc z dachu weszły na jedną z głównych ulic, która prowadziła do centrum. Idąc mijały coraz większą ilość nosferatu. Po drodze zbyły kilka zaczepek ze strony młodych wampirów. Wraz ze zbliżaniem się do okolic pałacu i karczm, tłum gęstniał. Wszechobecne stały się pary i większe grupy wampirów. -Nie martw się- powiedział Soren, wyczuwając niepewność czarodziejki- jesteś teraz jedna z nich, więc nic Ci nie zagraża. Zachowuj się naturalnie i trzymaj się blisko mnie. Dziś w nocy wampiry mogą chcieć się zemścić za to co zrobiliśmy. Chodź, zbadamy sytuację. Kobieta złapała dziewczynę za rękę i pociągnęła ją w stronę karczmy, gdzie powinna już zebrać się spora ilość nosferatu. Docierając na miejsce zajęły miejsca lekko na uboczu. Soren wytężył słuch, wyszukując rozmów o zdarzeniach z zeszłego dnia. Z zaciekawieniem obserwował też reakcję Nemu na nowe otoczenie. Dziewczyna z zaciekawieniem obserwowała karczmę wampirów. Wystrój nie różnił się zbytnio od innych tutejszych karczm, choć może ciut ociekał złotem. Największą różnicę stanowił jadłospis. Były to glównie alkochole i trunki z dodatkiem krwi lub skarabeusza. Czasem i obu skarabeuszy. - Ciiii... Bo jeszcze ktoś usłyszy. - mruknął jeden wampir na końcu sali. - Kazano o tym nie mówić na głos. - Ale. Trójka. Ceered, Bright i Hernandez. Ledwie dzisiejszego dnia. To ewidentna zniewaga. Co powiesz nato by sę odegrać. - Porozmawiajmy o tym na zewnątrz. - oznajmił wampir i oboje skierowali swe kroki ku miastu. Lecz... W tym samym momencie drzwi karczmy zostały zatarasowane. W wejściu stanęła trójka wampirów. - Glevis, opiekun Mertris. [img]http://sf.co.ua/2012/wallpaper-1968127.jpg - Lady Mertris, córa jednego ze szlachetnych rodów. - Hrabia Ganger, przywódca rodu Mroku - Hrabia Engorv, przywódca rodu Szkarłatnego nieba. Z informacji Hernandeza wynika że dwójka panów nie darzy się sympatią, może właśnie dlatego atmosfera w karczmie zamarła na moment. - Wszyscy słyszeli co się stało za dnia? - zapytała białowłosa dziewczynka wyglądająca na prawdziwą sadystkę. Odparł jej niemrawy pomruk. - Oli... Lord Mortres zdjął zakaz atakowania mieszkańców. - Oznajmił melodyjnym głosem Ganger - Przynajmniej na dziś. Nie. Dokładnie na dziś. - rzekł Engorv - I Choć od jutra rozpocznie się pobór świeżej krwi od mieszkańców... dziś możemy zacząć ucztować. - powiedział ze złowrogim uśmiechem. - Nie ma przymusu. - oznajmiła dziewczynka - Kto nie pizda, ten dziś zaszaleje. Zakrzyknęła unosząc dłoń trzymającą dość nietypowy oręż. Była to kosa o spektralnym ostrzu. Unbridled Mmadness, jedna z pięciu słynnych, wampirycznych kos. O ile pamięć Sorena nie myli. Sam znalazł jedną z nich i sprzedał Samurajowi w Lofar. Zgodnie z wiedzą Hernandeza, ostrze przyciąga istoty w promieniu kilkudziesięciu metrów od właściciela, powoli wzmagając w nich szaleństwo. Dodatkowo, spektralne ostrze jest zdolne ranić zarówno duchowo jak i fizycznie. U wszystkich wampirów zagościły uśmiechy. Jedynie nieliczni, w tym i Soren zdołali oprzeć się obecności oręża. Kobieta przyglądała się tej scenie z mieszanką rozbawienia i obrzydzenia. Wampiry w tym świecie były dla niej jak rozpieszczone dzieci. Obejrzała się na młodą czarodziejkę, z nadzieją że i na nią kosa nie miała wpływu. Czarodziejka delikatnie przełknęła ślinę. Lecz nie było po niej widać większej reakcji. Widocznie kontakt z duchami albo część mocy Sorena, dobrze ją chroniły. -Czy chcesz ratować tych ludzi?- zapytał Soren, patrząc badawczo na dziewczynę. - Chciałabym, ale... Jeżeli zwrócimy na siebie uwagę, będzie nam trudniej, w przyszłych przedsięwzięciach. - Rozsądne podejście- odpowiedział zadowolony, popijając drinka. Wieczór minął obojgu w towarzystwie wampirów którzy pozostali w karczmie. Zwykłe pogaduszki pozwoliły Nemu przezwyciężyć pierwsze stopnie, przemiany. Choć wampiry różniły się kulturą i zwyczajami, pozostawały istotami uspołecznionymi.
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence |
22-11-2017, 18:04 | #95 |
Reputacja: 1 | Lokalizacja: Czarny Portal Czas: Poranek Czarny portal, usytuowany kilkaset metrów na południowy-wschód od zajazdu "Na Rozstaju Dróg" zaczął pulsować. Niby nic niezwykłego, bo owe zjawisko miało miejsce zawsze gdy ktoś przekraczał jego granice. Problem leżał zgoła gdzie indziej. Od zmiany punktu zaczepienia portalu minęło raptem kilka godzin, a od tego czasu nikt nie przekraczał go w tamtą stronę... Proces jak zwykle trwał kilka sekund. Po tym czasie, z czarnego owalu wyłoniła się noga. Czarne elegancie buty i nogawka garniturowych spodni. Z kolejnym krokiem, nowy przybysz wyłonił się całości. Po przejściu uwagę przybysza zwróciły trzy elementy. Portal, samotny kamień na tyle duży że można by się na nim położyć, ale nie na tyle wysoki by stać się punktem obserwacyjnym i drewniana tabliczka w formie kierunkowskazu. Na dwóch oddzielnych deskach zapisane były dwie informacje: [Międzyświat] [Zajazd > Przekroczenie portalu nie należało do najprzyjemniejszych znanych Victorowi uczuć, lecz zmiana wilgotnego peruwiańskiego powietrza na to z Międzyświata wynagrodziła mu wszystkie związane z podróżą niedogodności. Mężczyzna poprawił swój lekko podniszczony garnitur i uważnie rozejrzał się po okolicy. Miejsce, do którego trafił nie wyróżniało się niczym niezwykłym. W innym świecie spodziewał się natrafić na coś bardziej niezwykłego, lecz nie zamierzał narzekać. Położył swoją czarną, skórzaną walizkę na pobliskim kamieniu i powyciągał z niej co bardziej wartościowe rzeczy. Przeładował swój stary rewolwer i schował do wewnętrznej kieszeni garnituru, tak by ciągle mieć go pod ręką. Resztę ważnych przedmiotów włożył do kieszeni, a zdjęcie Anastazji do butonierki. Następnie obrał sobie jedyny logiczny w okolicy cel - zajazd. Gospoda była obszerna. Miała dwa pięta. Na lekko obniżonym parterze, znajdowała się główna sala. Na piętrze pokoje sypialniane. W środku znajdowała się raptem trójka klientów. Dwie rozmawiające panie: Oraz samotnie pijący mężczyzna. Barman siedział spokojnie za kontuarem i czytał jakąś książkę. Już na pierwszy rzut oka Victor był w stanie ocenić, że nie znajduje się w normalnym świecie. Zasiadający w karczmie goście wyglądali na niebezpiecznych i obytych z bronią. Jednak nie było to nic, co mogłoby zrobić na Montgomerym wrażenie. Ostatecznie zdecydował się on dosiąść do pijącego mężczyzny. Brak pieniędzy i potrzeba zdobycia informacji skutecznie zachęciła go do rozpoczęcia rozmowy, Choć nie miał on ochoty na towarzystwo któregokolwiek przedstawiciela ludzkości, musiał się przemóc. - Ładna spluwa - zagaił “Ładna spluwa ? Gorzej rozmowy nie mogłeś rozpocząć ?” - wtrącił się głos w jego głowie - Moje towarzystwo będzie znacząco ci przeszkadzać ? - zapytał. - Zależy... w jakim celu chcesz się dosiąść. - odparł beznamiętnie mężczyzna popijając coś co pachniało jak burbon. - Jeśli chcesz sobie pogadać, to barman jest lepszym słuchaczem. - Liczyłem raczej, że okażesz trochę dobrej woli i postawisz mi kolejkę. Ewentualnie zagrasz w karty. “Przyjaciół szukasz ?” - zasyczał głos -Miałem ciężki dzień i muszę się zrelaksować - kontynuował Victor, wspominając męczącą podróż przez tropikalną dżunglę. W czasie rozmowy bacznie obserwował swojego rozmówcę, próbując ustalić, czy “uwolnienie” go od paru zbędnych monet, będzie trudnym wyczynem. - Barman. Dwa kieliszki, tego trunku. - Oznajmił mężczyzna. - Też nie miałem najlepszego dnia, więc wiem co znaczy ta potrzeba. Zleceniodawca padł, nim potwierdzamy wykonanie zadania. Ech. Barman, dla mnie podwójną. W drodze? - zapytał nie utrzymując kontaktu wzrokowego. - Szukam kogoś - odpowiedział wymijająco, biorąc łyk trunku - Tak właściwie, gdzie jest najbliższe większe miasto ? - Dwa dni na południe jest San Serandinas, 2 dni na zachód Loungher, ale w połowie drogi jest platforma. Choć wątpię by “filar” cię przepuścił. Nie wyglądasz na jednego z nich. - Filar ? Platforma ? Jestem od niedawna w okolicy. Te słowa niewiele mi mówią. Mógłbyś wyjaśnić ? - Wyobraź sobie kolumnę. Zwykłą kolumnę z kamienia o średnicy jednego do dwóch metrów. A teraz wyobraź sobie coś takiego na środku polany i wysokości, znikającej za chmurami. To jest filar Platformy. Platforma… cóż z opowieści tamtejszych to miasto na szczycie tego filaru. Rzekomo dla swoich filar się otwiera i prowadzi do miasta. Osobiście nie wiem, mnie filar nie przepuścił. Szkoda bo słyszałem, że tam mógłbym amunicji zakupić. - Tak, bez amunicji ciężko się obejść. Wiem coś o tym. A teraz kolejna kwestia - daleko stąd do Areen ? - Nie znam takiego miejsca. Może barman by wiedział? - Później go zapytam. Montgomery dalej prowadził rozmowę - przedstawił się pod fałszywym nazwiskiem, wypytał o martwego zleceniodawcę i wymienił parę plotek (zmyślonych na poczekaniu). “Polubiłem gościa, zabijmy go” - zakrzyknął demon z nieukrywanym entuzjazmem. Ignorując (nawet kuszącą) prośbę demona, Victor opróżnił kieliszek i pożegnał się z towarzyszem. - Powodzenia na szlaku. Nie daj się zbyt szybko zabić. - I tobie nie chorować. - odparł na pożegnanie. Swe następnie kroki Montgomery skierował ku karczmarzowi. Dyskretnie sprawdził tytuł czytanej przez niego książki, a następnie zakasłał głośno chcąc zwrócić jego uwagę. Iluminatorski tytuł na księdze głosił: Demonologia Tom I, Erven Sharsth. “Patrz ! To książka o mnie.” - wtrącił się demon Baran na zwrócenie uwagi oderwał się od książki i odwrócił głowę w stronę Viktora. - W czym pomóc. Jak widzę jesteś tu nowy. Każdy nowy, roztacza wokół siebie tą specyficzną aurę, uprzedzając twoje pytanie. - Tak, jestem nowy - potwierdził - I jak każdy nowy potrzebuję odpowiedzi na parę pytań. Nie wiesz przypadkiem, gdzie znajduje się miasto Areen ? - Obiła mi się o uszy ta nazwa. Nie wiem jednak czy tyczyła się miasta, wioski, czy osady. Na pewno wiem, że podróżnik był z południa, ale nie z unii. Selvan lub Icegard. Jest też opcja że to miejsce położone jest na jakiejś wyspie. Niestety nie pamiętam samego podróżnika. - Rozumiem. A czy w tym miejscu demonologia nie jest przypadkiem zakazana ? - Poniekąd. O ile nie odprawiasz rytuałów ani nie masz z demonami kontaktów to raczej nikt cię nie skreśli. Trochę łagodniej podchodzi się do czarnej magii, choć podobnie raczej się jej unika. W końcu jednak książkę ktoś po coś napisał. Chociażby wy wiedzieć z czym ma się do czynienia i jak z tym walczyć. Choć guwat i czarty ro to raczej nic strasznego. - Dzięki za rozmowę. Jak znudzi ci się czytanie, to z chęcią pożyczyłbym tę książkę. Jeszcze trochę zostanę w zajeździe - powiedział, po czym oddalił się do stolika znajdującego się w kącie pomieszczenia, wyjął z kieszeni jakiś zeszycik i zaczął przeglądać jego zawartość. Po kilku minutach do lokalu weszła para wędrowców. Victor obdarzył ich badawczym spojrzeniem, po czym wrócił do swoich zajęć. |
29-11-2017, 21:26 | #96 |
Reputacja: 1 | Wszedł z powrotem do karczmy. Rozejrzał się, poszukując karczmarza. Gdy spostrzegł, gdzie karczmarz w owym momencie przebywał, podszedł bliżej i bez pardonu rzucił Ostatnio edytowane przez CHurmak : 29-11-2017 o 22:34. |
29-11-2017, 21:50 | #97 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
29-11-2017, 21:51 | #98 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
23-01-2018, 20:54 | #99 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
23-01-2018, 20:56 | #100 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |