Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-11-2021, 14:28   #11
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Kwatermistrz:

Namiot kwatermistrza był tej samej wysokości co pozostałe, ale znacznie szerszy i głębszy. Zaraz za wejściem ustawiony był stół na którym leżały listy i wykazy. Ściany namiotu zastawione były po sufit pojemnikami, pudłami i metalowymi kasetami. W środkowej części, na ziemi stały skrzynie. W większości było to zaopatrzenie jakie dotarło dzisiaj. Żołnierz o ciemniejszej karnacji sprawdzał trzymaną w ręce listę z opisami na skrzyniach.



Gabriel skierował swoje kroki ku kwatermistrzowi i poczekał, aż ten skończył swoje zajęcia.
- Gabriel McBride, korespondent wojenny. - Przedstawił się z uśmiechem na ustach i ruszył ramionami, aby pomóc zauważyć kwatermistrzowi kamerę na ramieniu.
- Sir, wkrótce będę musiał sporządzić reportaż o naszym obozie i akcjach jakie przeprowadzamy. Włącznie z materiałami z pola bitwy. Jak nam się poszczęści może nawet wpadnie umowa na serial lub film. Jednak nim to się stanie moja drużyna potrzebuje odrobinę czegoś więcej niż standardowy ekwipunek. Coś co rozświetli akcję, nada ujęciom dynamizmu i przygody. Pokaże przeciętnemu obywatelowi Capitolu jak to jest być Marine z pękiem granatów i solidną bronią w ręku. Potrzebujemy coś ekstra i niezawodnego, coś co z każdym naciśnięciem spustu i wydaną salwą będzie krzyczało jesteśmy Marines, zostań jednym z nas! - Gabriel zarzucał rękami udając rozbłyski granatów i wypluwane rozpalone łuski z broni, starannie modulując głos, próbując zarazić kwatermistrza swoim optymizmem i wizją.
.
- Entuzjazm pierwsza klasa - pochwalił kwatermistrz. - Jednak to nie moja kompetencja wyposażać was w coś bez uzgodnienia z waszym dowódcą. - Sięgnął po jeden z wykazów leżących na stole.- Cztery przydziały standardowe w tym jeden medyk, snajper i operator broni ciężkiej - przeczytał na głos. - Tutaj niewiele da się zrobić. - zerknął na swojego rozmówcę znad wykazu. - Jeśli jednak dacie mi znać z czym będziecie mieć do czynienia na misji to mogę dorzucić jakąś amunicję specjalną czy granaty.

Gabriel wyszedł od kwatermistrza skrzywiony, cóż nie każdy nadaje się, aby o nim wspomnieć na kartach historii i sukcesu Capitolu. Jak zawsze żołnierzom na zadupiu brak większej wizji i perspektywy niż własny zatłuszczony zadek. Jak ciężki los ma człowiek ponadprzeciętnej wrażliwości otoczony przez prostaczków i gburów. Świat ma wizję w jakiej chce być przedstawiony na kartach historii i świat dostarczy Gabrielowi potrzebnych narzędzi, jedną drogą lub inną. Gabe odchodząc już na dłuższy dystans machnął uniwersalny gest pozdrowienia w stronę namiotu kwatermistrza, następnie poszukał fajek i ruszył odnaleźć brata.

Kantyna:

Po lewej stronie namiotu kwatermistrza ustawiona została kuchnia polowa, której w tej chwili nikt nie obsługiwał.



Shania weszła po schodkach do kuchni i bez skrępowania zaczął zaglądać do garnków patrząc co też ich czeka w najbliższej przyszłości. Posunęła się nawet do spróbowania tego i owego.

Z tego co zostało można było wywnioskować, że nie mieli tutaj rarytasów. Ot standardowe MRE, które można było podgrzać za pomocą kantyny zamiast bawić się w indywidualne podgrzewacze. Jednak na koniec znalazła trochę przypraw, a w ostatnich dwóch pojemnikach gulasz i steki z dzisiejszego dnia. Czyli jednak można było liczyć na coś więcej.

Nie krępując się, nałożyła sobie solidną porcję. Była głodna, bo poza wczesnym śniadaniem nie udało się jej nic wtrząchnąć po drodze.

***
 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 17-11-2021 o 18:09.
Ranghar jest offline  
Stary 24-11-2021, 17:49   #12
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Ariel obeszła cały obóz, nie był zbyt duży. Dobrze okopany. Miał wszystko, co tego typu placówka mieć powinna. Tylko czekać aż służby inżynieryjne się pojawią i zaczną stawiać trwalsze konstrukcje. Spojrzała na zegarek, zbiórka miała się odbyć za 10 minut. Ale AD nie miała zbyt wiele do roboty, ruszyła więc niespiesznie w stronę namiotu.

Jeszcze przed ustalonym czasem Morrisa można było znaleźć na placu niedaleko namiotu gdzie marines dostali przydział. Stał na pozór spokojnie i czekał z rękami założonymi za plecami, tak jak ostatnio. Co parę chwil jednak odwracał się w różne strony obozu jakby nie chciał aby ktoś zaszedł go od tyłu.

Shania spokojnie dojadła i chwię przed czasem zjawił asie na miejscu spotkania. Stanęła i w milczeniu czekała, domyślając się, że sierżant będzie zbywał wszelkie pytania do czasu aż wszyscy się zbiorą.

Ariel na miejscu zobaczyła Shanię, stojącą niedaleko sierżanta i czekającą w milczeniu. Stanęła koło niej i spojrzała wyczekująco na sierżanta. Skoro Shania się nie odzywała i czekała na sierżanta to pewno tak ma być.

Po nich przybył na miejsce zbiórki Christoper. Zbliżając się do zebranych jedynie wyciągnął ręce z kieszeni, pozostając w tej swojej lekko przygarbionej postawie. Poprawił okulary przeciwsłoneczne, pocierając nasadę nosa.
- Gdzie go posiało... - mruknął do siebie, rozglądając się za bratem.

- Gdzie go wcięło… - westchnął Gabe, przeżywszy cały obóz. W końcu zauważył brata na miejscu zbiórki i zbliżył się do reszty nasłuchując czy odprawa już się rozpoczęła.

Sierżant przyjął bezimienny wyraz twarzy, ale jego oczy były czujne. Żywo przeskakiwały z jednego marine na drugiego. Jakby starał się przeczytać swoich podkomendnych.

- Wyruszamy na kilkugodzinny patrol na sąsiednią wyspę. Zbierzcie podstawowy ekwipunek i dołączcie do mnie w zatoczce. Macie pięć minut. Pytania? - rzucił w kierunku oddziału, ale zanim uzyskał odpowiedź skierował wzrok nieco w bok w kierunku namiotu dowódczego i skinął nieznacznie głową. Ci którzy odwrócili głowy i odpowiednio szybko spojrzeli w tamtym kierunku mogli zobaczyć wykonującego bliźniacze skinięcie dowódcę obozu - Pułkownika Johua Bell’a, który stał przed swoim namiotem i z zainteresowaniem obserwował zbiórkę Marines.


- Coś musimy wiedzieć o tym patrolu, panie sierżancie - zapytała szeregowa September. - Coś co pozwoli nam wrócić do naszego namiotu nie tam - skinieniem głowy wskazała lazaret.

Morris ściągnął usta, ale wyglądało to raczej na powstrzymanie uśmiechu niż wyraz czegokolwiek innego.
- Wyspa jest niezamieszkana i nie mamy w planach żeby tam obozować.

- Czy to ta sama wyspa, na której Ranni zostali Ross i Harrison? - Zapytała Ariel kierując się już powoli w stronę namiotu. Musiała sprawdzić jeszcze torbę medyczną.

- Nie. Wtedy mieliśmy patrol znacznie bliżej Hinko - wyjaśnił dowódca.

- Czyli wrócimy przed kolacją - beztrosko podsumował Chris, zupełnie jakby omawiali szkolną wycieczkę.

- Wasz przydział budyniu nie powinien was ominąć - potwierdził sierżant zachowując powagę.

- Yaay - odparł Chris bez entuzjazmu jaki powinien cechować jego słowa.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 25-11-2021, 22:59   #13
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***
Morris stał na kei. W kaburze na boku miał Shermana, miecz Punisher leżał w pochwie przytroczonej do pleców, a w dłoniach trzymał M50. Nie różnił się niczym od zwykłego Marine.

Jego zachowanie, której do tej pory można było zaobserwować nie było standardowe dla sierżanta Capitolu. Jednak wolni Marines przecież nie są standardową jednostką tej korporacji.

Ariel siedziała obok. Karabin oparty miała o ziemię. Obok leżała torba medyczna. Miecz miała przewieszony przez plecy, a u boku pistolet. Z wysokich butów wystawała rękojeść noża survivalowego z odkręcanym zwieńczeniem rękojeści. Z jednej z licznych kieszeni swojej kamizelki wyciągnęła stare zużyte okulary przeciwsłoneczne. Jedne z tych charakterystycznych dla lotników. Okulary były już zniszczone, pogięte druciki i odpryski przy lewym szkle i zausznik owinięty brudnym przylepcem medycznym - ewidentnie świadczyły, że okulary mają najlepsze lata za sobą. Ariel nałożyła je na oczy i spojrzała na majacząca przed nimi wyspę. Zabrała tylko to, co najpotrzebniejsze, czyli o wiele za dużo.

Młody McBride siedział przy burcie i ze znudzoną miną podziwiał widoki. Ubrany był w standardowy pancerz, bez jakichkolwiek prywatnych przyozdobień jakie co niektórzy robili sobie poczynić. Przy boku miał pistolet, a w rękach trzymał SR50. W pewnej chwili oparł karabin na szczycie burty, podsunął okulary w górę i przez lunetę snajperki zaczął obserwować brzeg, do którego zmierzali.

Starszy McBride żuł wykałaczkę w ustach, cholerny pancerz uwierał go i chętnie zamieniłby go na wygodny prochowiec z dużą ilością kieszonek i schowków. Jedną ręką podpierał się o M-50, do boku miał przytwierdzonego Punishera. W wolnej ręce miętosił szmatkę, którą co rusz przecierał soczewkę kamery. Gdy w końcu zadowolił go efekt, wsunął jedną z kasetek do kamery i przytwierdził do naramiennika. U pasa miał przyczepione dwa granaty na “wszelki wypadek”.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-11-2021, 14:24   #14
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Motorówka odbiła od kei i skręciła na prawo. Celem zdawała się najbliższa na zachód wyspa.
Droga wodna trwała niecałą godzinę, a gdy linia brzegu rysowała się już wyraźnie.


- Tutaj zacumujcie - Morris rzucił do starszego z braci McBride kierującego motorówką i wskazał palcem punkt.

Gdy motorówka dotknęła brzegu, została wciągnięta na ląd i przykryta maskującą plandeką.
- Luźna formacja. Ja idę ostatni. Kierunek zachód. Idziemy.

Christopher nieznacznie uśmiechnął się na słowa głównodowodzącego.
- Jak to się mówi, są dowódcy co mówią na przód i tacy co krzyczą za mną - powiedział głosem bez emocji.
- Kto ostatni ten wącha bąki - Gabe mrugnął okiem porozumiewawczo do brata. Chris wykrzywił usta w lekkim uśmiechu na słowa brata.
 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 27-11-2021 o 14:27.
Ranghar jest offline  
Stary 03-12-2021, 08:17   #15
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
***

Nie doczekawszy się konkretniejszych instrukcji od sierżanta Shania zaklęła pod nosem, a potem rzekła:
- Biorę szpicę, McBride prawa flanka, a jego ciekawski brat lewa. Doe, idziesz środkiem.
Sierżant planował sprawdzić z jakiej gliny są ulepieni, zapewne “przypadkiem” zniknie w krzakach po paru krokach w dżungli. Zaiwaniając łódź rzecz jasna, bo przecież w planach niema tu nocować.

Arial potaknęła cicho i ustawiła się w szyku. Zajęła miejsce na prawo od prowadzącej w takiej odległości, by widzieć zarówno prowadzącą jak i poruszających się po bokach chłopaków, którzy pewno cofną się jeszcze do tyłu. Tworząc klasyczną formację klina, typową dla drużyny 4 osobowej. Dzięki czemu mieli ze sobą kontakt i nie zasłaniali sobie pola ostrzału. Rozkaz dotyczył patrolu, mimo to, Ariel wolałaby poruszać się w nieco wolniejszym tempie, by zminimalizować szanse wykrycia ich przez wroga. Skoro na patrol wysłali nasz oddział, musi się coś tu dziać. Pora rozgrzać zmysły i przygotować się na najgorsze. AD sprawdziła, czy broń jest zabezpieczona. Punisher w pochwie na plecach wychodzi z niej gładko, a kabura z pistoletem jest pod ręką. Ariel postanowiła poruszać się w miarę ostrożnie starając się być skupioną na otoczeniu. Skoro Shania wzięła na siebie rolę dowódcy drużyny Ad bez wahania będzie brała z niej przykład, więc jeśli ta przypadnie do ziemi AD zamierzała zrobić to samo. Ariel nie przejęła się decyzją sierżanta, kilku już widziała i każdy prowadził w ten lub inny sposób. Choć nie spodziewała się niczego dobrego.

- Wedle twojego życzenia Hymmm - odpowiedział Chris Shanii i zajął swoje miejsce w szyku, a brata poinstruował gestem ręki. Szedł z karabinem w rękach, w przygarbionej postawie, a na jego twarzy malowało się pełne skupienie profesjonalisty.

Gabe bez namysłu przesunął się w lewo, przyzwyczajony do poleceń wydawanych przez żonę tymbardziej uschułał polecenia uzbrojonej kobiety. Gdy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Chrisa kiwnął mu głową - Ostra sztuka, co nie?

- Nie mi oceniać, to na ciebie leci - odbił piłeczkę Christopher, mówiąc na tyle głośno, że omawiana kobieta mogła podsłuchać. I reszta drużyny również, zważywszy że nie szli w dużym rozproszeniu.

September słyszała słowa McBrida, ale była już w trybie profesjonalisty więc olała odpowiedź, na jawną prowokację. Teraz musiała się zespolić z jebana dżunglą zanim sierżant wywinie im numer… Sierżant jednak szedł cały czas za nimi.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 09-12-2021, 08:30   #16
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Dżungla była dosyć gęsta, poszycie ledwo widoczne. Odgłosy nie zdradzały niczego podejrzanego. Przez kilkaset metrów nie działo się nic niepokojącego. W pewnym momencie wydarzyło się kilka rzeczy. Sierżant Morris wystrzelił do przodu, w kierunku Shani, a Doe zauważyła to dopiero gdy się z nią zrównał.

Gabe i Chris stanęli jak wryci. Pierwszy wyczuł co się święci, a drugi zareagował raczej zachowawczo.
Shania nagle usłyszała ciche trzaśnięcie pod swoim butem i straciła oparcie tracąc równowagę.

Dzbaneczniki!


Perfidne rośliny o kształcie dzbanów, które rozwijają się pod ziemią i są wypełnione żrącą substancją. Na powierzchni wytwarzają cienką membranę, która pęka pod ciężarem już zaledwie kilku kilogramów. Ich wielkość zależy od wieku tych roślin. Ta akurat miała głębokość kilkunastu stóp, ale były też takie które dochodziły do kilkudziesięciu.

Czując, że stopa traci oparcie wyszarpneła Punishera z pochwy na plecach i z rozmachem wbiła go w pień drzewa odzyskując równowagę.
- Stop - syknęła Shania do pozostałych. - Może być tu więcej dzbaneczników. Pan sierżancie nie wygląda mi na Mistyka, więc proszę nie biegać jak szalony, bo może się pan skąpać w kwasie.

Morris widząc, że dziewczyna na szpicy sama się wyratowała, zwolnił i odwrócił do reszty oddziału nie komentując zaczepki. Przez jego twarz przemknęło coś na kształt niedowierzania.
- Hmm - powtórzył reakcję jaką oddział mógł słyszeć od niego wcześniej w obozie.

- Czyli to oficjalne, że nazywamy ciebie "Hymmm" - mrugnął Chris do Shanii.

Gabe rozglądając się za ciekawymi rzeczami nagle zauważył dziwnie znajomy kształt.
Machnął ręką w bok rozczapieżając ją. - Stać, dzbany! Uważajcie na nogi bo je wyżre! - zatrzymał prawą nogę w połowie kroku i powoli cofnął ją w tył. Od razu spojrzał nerwowo w kierunku brata - cały?

Chris nie wlazł w pułapkę tylko dlatego, że dostrzegł coś co wyglądało dla niego "dziwnie" i profilaktycznie w to nie wszedł, przyglądając się w próbie określenia czym jest to coś.
- No tak, przydałoby oprysk na chwasty - skomentował strzelec wyborowy. - Albo grupa wegan.

- Na twoim miejscu przejmowała bym się bardziej morderczymi skłonnościami sierżanta - powiedziała cicho do niego Shani chowając miecz do pochwy - Wiedział, że to tu jest?
A głośniej:
- Sierżancie, obchodzimy to i idziemy dalej?

Słysząc głos stojącego obok marine. AD zamarła ze stopą na wpół uniesioną do góry. Sama nic nie widziała, wtedy spostrzegła jak Shania w ostatniej chwili się ratuje. W głowie pojawiły się obrazy ludzi, których wyciągnęli z dzbaneczników. Ciała przeżarte kwasem. Odruchowo dotknęła torby miała tam morfinę, nic więcej by nie było w stanie pomóc komuś, kto wpadł w to gówno.... Ariel ostrożnie odstawiła nogę i już w pełni uważając ruszyła ostrożnie w stronę sierżanta i prowadzącej koleżanki, by pomóc jej stanąć na pewnym gruncie.

- Kierujemy się dalej na wschód - odpowiedział Morris. Jeśli słyszał uwagi swoich podkomendnych to najwyraźniej puszczał je mimo uszu.

Ariel wtrąciła się konspiracyjnym tonem
- Na pewno wiedział o tym miejscu i chce nas sprawdzić. To jego hmmm - nieudolnie naśladowała zamyślone mruknięcie sierżanta - świadczy o wystawianiu ocen. Ciekawe co nas jeszcze dzisiaj czeka?
Ariel zrobiła sobie rachunek sumienia wszelkiego rodzaju niebezpieczeństw jakie mogą ich czekać w dżungli, która ma stać się dla nich torem przeszkód.

Chris ostentacyjnie przewrócił oczami.
- Kobiety - skomentował z westchnieniem na to jak Ariel i Shani jawnie obgadują sierżanta w jego obecności. - Jak kupujesz auto to też je bierzesz najpierw na jazdę próbną - wytłumaczył im jak działa to w świecie dorosłych. Zupełnie nie było po nim widać by był jakkolwiek zaskoczony posłaniem ich na niebezpieczny teren.

- Tyle, że nie próbujesz tego auta wpasować w pierwszy słup… - odpowiedziała Shania.

- Oj tam od razu w słup - machnął ręką snajper. - To była bardziej jak dynamiczna jazda w ruchu drogowym ze zrywnym wymijaniem aut - zmarszczył jednak brwi czy aby analogia do motoryzacji będzie dla nich zrozumiała.

- Te! Auta! - sierżant przywołał ich do rzeczywistości. - Ruchy!

Christopher niedbale mu zasalutował i ruszył w dalszą drogę.

***

Przeszli około kilometr w spokoju zachowując poprzednią formację. September starała się mieć oczy dookoła głowy i opłaciło się jej to. Ściany pnączy wiszące z drzew wyglądały niemal identycznie, ale jedna, którą odsunęła ostrzem miecza zaatakowała ją z niezwykłą prędkością.

Mięsożerne drzewa!


Na nagły ruch lian Shania zareagowała odskokiem, unikając pierwszej liany. Kolejne dwie odbiła odruchowo mieczem. Dopiero przy czwartej przypomniała sobie porady ze szkolenia. Pozwoliła owinąć się lianie na przedramieniu i naciągnowszy ją przecięła. Kątem oka starała się wypatrzeć sierżanta, którego znowu podejrzewała o najgorsze. Nawet o zmowę z dżunglą!
Sierżant jednak również był atakowany. Być może tylko dla niepoznaki, ale dżungla wypuściła na niego aż pięć lian.
Shania metodycznie odskakiwała i rąbała liany, Pozwalając im oplatać się pojedynczo, by je łatwiej poobcinać. W końcu po paru chwilach tryskające sokiem kikuty bezsilnie wyły się wysoko nad jej głową, a ona patrzyła kto potrzebuje pomocy.

Liny opadły z góry, Ariel odruchowo wypuściła karabin, który zawisł na uprzęży i sięgnęła do miecza. Grube ciemnozielone pędy pchane instynktem rzuciły się na sanitariuszkę. Było ich zbyt wiele, zacisnęła rękę mocno na rękojeści i dobywając ostrza z pochwy od razu wykonała szerokie cięcie. Trafiła szybko poruszającą się lianę. Ta niemal odrąbana opadła w dół, ale dwie kolejne uderzyły od boków. Cięła drugą na odlew, Za słabo. Gruba skóra pokrywająca pnącza zamortyzowała większość siły ciosu. Mimo, że uderzenie wybiło lianę z toru ataku ta i tak owinęła się wokół jej pasa. Kolejna liana dopadła jej wyżej, oplatając jej pierś. Siła pnączy była olbrzymia, momentalnie wyciskając z płuc powietrze. Pozostało jej niewiele czasu. Poprawiła, odcinając lianę. Już miała zabrać się za kolejną, gdy nagle świat wywrócił się do góry nogami. To pierwsze pnącze złapało ją za nogę i szarpnęło do góry. Uderzyła o miękką leśną ściółkę i po chwili zawisła w powietrzu. Nie wypuściła jednak broni. Wzięła kolejny zamach i cięła z całych sił lianę oplatającą pierś. Musiała nabrać powietrza i to szybko. Ujęła miecz w obie dłonie i cięła. Miecz z chrzęstem przeciął twardą włóknowatą strukturę pnącza. Które zwijając się błyskawicznie, tryskało na wszystkie strony zielonym śmierdzącym sokiem. Końcówka oplatająca jej pierś rozwarła się w spazmie i opadła w dół. Ariel zawisła na prawej nodze ciągnięta do góry coraz szybciej przez mordercze pnącze. Przeleciała tuż nad głowami walczącej pod nią drużyny. Wyciągnęła rękę do przodu i złapała starą gałąź, która nagle wyłoniła się przed jej twarzą. Liana naprężyła się. Ariel poczuła ból w naciągniętych do granic możliwości stawach, ale spięła mięśnie i w ostrym zrywie skręciła ciało. Nadcięta liana pękła, podobnie jak sucha gałąź, którą złapała. Ariel zawirowała w powietrzu i uderzyła o ziemię, w ostatniej chwili chowając głowę w ramionach. Uderzenie i tak zamroczyło ją na moment. Usłyszała wyraźny zgrzyt i chrupot łamanych kości. Była przekonana, że sobie coś złamała. Ale ból nie nadszedł, a przynajmniej nie tak intensywny jak się spodziewała. Dobrze, że poszycie było w tym miejscu grube, a gęste mchy doskonale zamortyzowały upadek. Podniosła się i zobaczyła, jak w wygniecionym przez nią miejscu bieleją, stare porozrzucane skruszone kości jakiegoś zwierzęcia … Nie było jednak czasu na roztrząsanie tego, skoczyła na pomoc swojej drużynie, ale ta nadwyraz dobrze sobie radziła, chyba nawet lepiej niż ona…

Christopher nie mówił nie kiedy pojawiał się temat bondage, ale wolał, żeby nie ocierał się on o botanikę, szczególnie tą mięsożerną.
- Z taką fauną nie potrzeba Mishimców - fuknął odganiając od siebie lniany, które wystrzeliły w niego. Udało mu się sparować trzy, ale czwarta witka pochwyciła go za ramię. Na szczęście był silniejszy niż ta przerośnięta sałatka jarzynowa. Kątem oka spojrzał jak radzą sobie pozostali.

Witki próbowały ponownie oplątać młodszego z McBridów, ale udało mu się uchylić przed dwiema, a kolejna para lnian zaczęła się na nim owijać. Błąd, że zostawiły mu wolne ręce. Strzelec wyborowy uniósł lufę i wycelował. Czterokrotnie pociągnął za spust, przed każdym kolejnym strzałem zmieniając cel. Pierwsza i druga kula odstrzeliły lniany żarłocznemu chwastowi, druga para również trafiła, ale pociski tylko drasnęły witki.

Liany, które jeszcze stanowiły całość ciała mięsożernego drzewa zaplanowały odwet, ale Christopher złapał rytm rośliny i skutecznie po raz kolejny uniknął oplątania.
Ponownie wystrzelił i pociski poszatkowały je niczym kapustę na bigos. Resztki padły pod stopami McBrida.


Sierżant Morris przyjął podobną strategię do tej jaką kierowała się Doe. Pozwolił aby oplotły go wszystkie liany z wyjątkiem tej która uniemożliwiłaby mu obronę. Silnym uderzeniem miecza odbił ją na bok, a reszta z nich oplotła jego lewe ramię i korpus. Pod mocnymi i precyzyjnymi ciosami ostrego jak brzytwa miecza trzy liany opadły na ziemię. Pnącze trzymające go za lewą rękę uniosło go nad ziemię, a to które przed chwilą odbił na bok ponownie zaatakowało i owinęło go w pasie. Sierżant trzykrotnie ciął z lewa na prawo szatkując roślinę, która trzymała go w pasie, a czwartym ciosem uwolnił rękę. Upuszczony z wysokości ponad metra wylądował na nogach lekko tylko zginając je w kolanach.


W kierunku Gabriela wystrzeliło pięć lian.
- Hej, hej od lat nie miałem sałatki w ustach! - krzyknął w proteście starszy McBride.
Dwie liany minęły go o kilka centymetrów, a pozostałe owinęły się wokół jego szyi, brzucha i lewego ramienia.
- Hej, podduszanie na pierwszej randce jest trochę ekstremalne. - pożalił się Gabriel dusząc się i charcząc przez usta. Marine jednym cięciem pozbył się duszącego go pnącza, drugim uwolnił lewą rękę, a dwoma kolejnymi ciął w to oplatające go w pasie. Niestety łykowata roślina nie dała za wygraną i uniosła go w górę. McBride bezradnie zamachał nogami w powietrzu.
Dwie liany ponowiły atak, oplotły go na wysokości piersi i unieruchomiły uzbrojoną w miecz rękę.
- Słuchaj, lubię namolne kobiety, ale to już trochę przesada! - na szczęście McBride zdołał uwolnić rękę mocnym szarpnięciem.
- Naprawdę mi schlebiasz! - Krzyknął mężczyzna zaciskając mocniej rękę na broni. Dwa kolejne cięcia uwolniły go z pozostałych lian.
- O żesza kurwa?! - Gabriel zmachał ponownie nogami w powietrzu i gruchnął o ziemię jak worek, ale przeturlał się i podniósł na nogi unikając ataku ostatniego pnącza.
- Doceniam zainteresowanie! - Dwa ciosy miecza wystarczyły aby zneutralizować zagrożenie.
- Ale jesteś za zielona w te klocki! - żołnierz potarł zaczerwienioną szyję i spojrzał z urazą na pozostałości rośliny.

***

Sierżant mimo, że poradził sobie z zagrożeniem najszybciej, zamiast ruszyć na pomoc swoim żołnierzom stał i obserwował ich poczynania. Gdy każdy w zasadzie poradził sobie ze swoim przeciwnikiem samodzielnie, skomentował ich poczynania po raz pierwszy od kiedy postawili stopy na wyspie.
- Dobra robota - stwierdził, a w jego głosie poza pochwałą nie można było wyczuć żadnej krytyki czy szyderstwa.

- Wszyscy cali? - zapytała Sanitariuszka, obserwując swoich kompanów. Przy okazji rzuciła złowrogie spojrzenie sierżantowi. Miała nadzieję, że coś mu się stało, by mogła mu pokazać, jak bardzo bolesna może być pierwsza pomoc…

- Ja tu chyba mam skaleczenie - odpowiedział Chris patrząc na swój palec, ten którym pociągał za spust. Wytarł go o spodnie. - A nie, to tylko kawałek z tej liany - odwołał zamówienie na medyka.

- U mnie obolałe gardło i erekcja po podduszeniu, pierwsza pomoc mile widziana w celu uniknięcia nerwowych skutków ubocznych, jak drżenie palca na cynglu - Gabriel rozpromienił się w szerokim uśmiechu jak nastolatek, który opowiedział swój pierwszy sprośny dowcip. Mężczyzna mimowolnie zaczął trzeć ręką zaczerwienioną mocno szyję.

- Na ból gardełka niestety nic nie mam, ale na erekcję dobrze robi opaska uciskowa… Tylko nie wiem, czy mam w tak mikrym rozmiarze… - Uśmiechnęła się szeroko. Przywykła do docinek z podtekstem erotycznym i często odgryzała się by podnieść morale… Przynajmniej próbowała to tak sobie tłumaczyć... - W ostateczności jak aż tak ci aż tak przeszkadza, możemy ciąć… - sięgnęła do buta i wyciągnęła długi ostry nóż, ząbkowany po jednej stronie....

Ariel dostrzegła, że kolega mimo wszystko rozciera kark, więc docinki docinkami, ale będzie miała na niego oko. Marines są twardzi i nauczyła się, że nie zawsze przyznają się do wszystkiego, często ignorowali kontuzje, a w ferworze walki AD wolała mieć po swojej stronie pełnosprawnych żołnierzy. Jeśli zacznie poruszać się w nienaturalny sposób, znacznie zwolni lub będzie w inny sposób sprawiał wrażenie kontuzjowanego będzie nalegała by jednak obejrzeć jego szyję.

Shani nijak nie skomentowała żartów. Nie uciszyła ich, bo wiedziała, że niektórzy rozładowują stres w głupi sposób. Ale sama nie planowała w tym uczestniczyć. A przynajmniej nie w chwili gdy była robota do wykonania.
- Idziemy? - spytała sierżanta.

Morris zerknął na September, a potem na pozostałych jeśli chciał jeszcze coś powiedzieć to zaniechał tego. Zamiast tego przewrócił oczami.
- Omińcie zagrożenie i kierujcie się na południowy zachód.

Ariel zajęła swoje miejsce bez słowa.
 
Mike jest offline  
Stary 29-12-2021, 15:42   #17
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

Tym razem razem przez jakieś dwa kilometry przyroda dawała im spokój. Nic nie próbowało ich zabić, a odgłosy fauny były naturalne. W pewnym momencie Shania wyczuła charakterystyczny zapach. Był błogi, wręcz kojący. Miało się ochotę położyć na ściółce, zamknąć oczy i przestać przejmować czymkolwiek. Zaraz po niej wyczuli go Chris i Gabriel, kolejną osobą była Ariel.
To ona jako pierwsza rozpoznała tą roślinę. Weszli w gaj Czarnych Lotosów!

Te kwiaty wydzielały bardzo intensywny zapach, który w kilkadziesiąt sekund był w stanie odurzyć człowieka na kilka do kilkunastu godzin. Przeważnie taki osobnik kończył zjedzony przez jakiegoś drapieżnika, które to mieszkając na tym obszarze nabywały naturalną odporność. Czarne Lotosy były nielegalne i bardzo poszukiwane na czarnym rynku do wytwarzania środków odurzających i narkotyków. Cena jednego kwiatu wynosiła kilka tysięcy Kardynalskich Koron. W miejscu, które właśnie odwiedzili rosło ich kilkanaście.

Ariel błyskawicznie dobyła z jednej z przepastnych kieszeni swojej kamizelkę chustę zatykajac nos i usta krzyknęła:

- CZARNE LOTOSY!!! WYCOFAĆ SIĘ!!

Było to hasło, które każdego marines walczącego w lasach wenus powinno postawić na nogi. Każdy powinien być wyczulony na ten zapach. Ariel pamiętała, że w poprzednim oddziale, ten kto wywąchał czarny gaj jako pierwszy dostawał paczkę fajek od towarzystwa, albo dodatkowy deser… Ciekawe czy i tutaj wykształcą się podobne nawyki… Po cichu liczyła, że tradycje obowiązują szerzej, choć były to w większości płonne nadzieje.

Ariel wycofywała się szybko cały czas patrząc na towarzyszy. Obserwując ich nie wstrzymywała oddechu, lepiej zarodników tego cholerstwa nie przetrzymywać w płucach.

- Stop, wycofajmy się i omińmy - powiedziała Shania widząc reakcje Ariel - zanim ktoś się złoży. Sierżancie, powie pan co jeszcze jest w rozkładzie? Bo brakuje jeszcze trzęsienia ziemi i tsunami byśmy mieli komplet zagrożeń naturalnych.

- Macie zapamiętać ten zapach! Jeśli kiedykolwiek znowu go poczujecie to macie wiedzieć co to jest! Zrozumiano? - rozkazał sierżant patrząc na żołnierzy.

- Możesz sobie wybrać Devilcaty albo Wenusjańskiego Pytona. Devilbaty odpadają, bo jest za jasno. Więc? - sierżant zwrócił się w kierunku Shani odnosząc się do jej pytania.

- Chujowy wybór sierżancie, jak wezmę kota to będa gadać, że lubię futerka, jak węża… po tylu latach w wojsku chyba nie muszę panu tłumaczyć ciągu skojarzeń.

- Nie ma takiej potrzeby - zapewnił Morris łapiąc aluzję.

Gabriel wzruszył ramionami, zapach był fantastyczny i rozluźniający.
- Po co tyle krzyku, w końcu coś co nie próbuje nas bezpośrednio zabić, a nawet wpływa kojąco. - Mężczyzna powoli odchodząc od kwiatów przyjrzał się im z uwagą. Próbował zapamiętać ich lokalizację. Znał kilku polityków, którzy sypnęli by ostro koronami za takie ziółka.
- Przydałoby się pod jednym wsadzić dziewczyną za uszko, może by przestały się w końcu tak spinać - z szerszym uśmieszkiem niż zwykle szepnął w kierunku brata.

Morris był wyraźnie zaskoczony.
- Widzę, że niektórzy z was są odporni. Mieliście do czynienia już z Czarnymi Lotosami McBride?
- Świat gwiazd filmowych i polityki lubi się czasem konkretnie zabawić, sir. Czarny Lotos w takim towarzystwie to przystawka przed daniem głównych i deserem.

Christopher zmrużył oczy w niezadowoleniu.
- Nie wiem czym się ekscytujesz Gabe, pachnie jak łazienkowy odświeżacz powietrza u ciebie w domu - mruknął.

- O kolejny. - Morris uniósł brew, ale tym razem nie został wzięty z zaskoczenia.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 30-12-2021, 06:19   #18
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Ariel wycofała się poza zasięg zapachu. Była trochę przytępiona i myślała wolniej niż zwykle, ale zachowanie jej kompanów było conajmniej nieoczekiwane, choć pasowało by powiedzieć dziwne. Miała już rzucać się im na ratunek, ale zachowanie ich nie było efektem zarodników, chyba byli na ten syf w jakiś sposób odporni. Ariel będzie musiała się koniecznie zapoznać z ich kartami chorobowymi. Ona sama miała ochotę zapalić by odegnać zapach kwiatów. Ale już dawno sobie obiecała, że na misji nie pali… Choć ta misja to raczej dziwny test Sierżant przeczołgał ich przez bardzo niebezpieczny kawałek dżungli. Tego typu zagrożenia są dość stałe i musiał dobrze o nich wiedzieć. Ariel podeszła do stojącego w pobliżu sierżanta i zagadała.

- Sierżancie… - zaczęła powoli bez zbędnego entuzjazmu - Może skończymy tę farsę. Potrafimy się poruszać po dżungli..Znamy zagrożenia, jakie czyhają na nierozważnych. Pora by i sierżant coś nam udowodnił. Bo celowe wystawianie zespołu na zagrożenie nie buduje zdrowych relacji. Na Pana miejscu wolałabym być otoczona ludźmi, nie tylko kompetentnymi, ale i takimi, którym mogę ufać... Go głęboko w lesie będzie pan musiał liczyć tylko na tych ludzi… - Wskazała ręką ich niewielką drużynę. Po czym odeszła jeszcze kawałek i zawiązała na twarzy chustę. Wolała się porozglądać po otoczeniu, bo przy kwiatach często czaiły się drapieżniki czekające na łatwe ofiary.

- No dobra - sierżant najwyraźniej podjął wyzwanie rzucone przez medyczkę. - A na jakiej podstawie twierdzisz, że potraficie poruszać się po dżungli i znacie jej zagrożenia? - Morris zmrużył oczy. - Z tego co sprawdziłem to do tej pory nie służyliście razem. Co wiesz o wyszkoleniu pozostałych, a co oni wiedzą o tobie? Skąd wiesz, że potraficie współpracować? Jeśli znasz lepszy sposób, żeby sprawdzić czy jesteście kompetentni i możecie na siebie liczyć to słucham - Morris założył ręce na piersi czekając na odpowiedź.

Ariel wzruszyła ramionami i powiedziała.

- To sierżancie Pański cyrk i Pańskie małpy. - Porównanie wydało się jej nader trafne, patrząc na braci... Po chwili dodała...- Niech Sierżant popatrzy na tych ludzi. Są swobodni, pewni siebie, skupieni. Od lat służą i swoje potrafią. To że przeżyli do tej pory i mają dystans, to znaczy, że są dobrzy... Celowe wystawianie ludzi na niebezpieczeństwo... Szczególnie takich ludzi… To … - Zawiesiła głos na chwilę, jakby zastanawiała się co powiedzieć, spojrzała sierżantowi głęboko w oczy i powiedziała swoim monotonnym tonem. - Znam takich marines, którzy po drugiej takiej próbie strzeliliby sierżantowi między oczy i zostawili dżungli na pożarcie. Sierżant już wie, do czego my jesteśmy zdolni, my natomiast wiemy, że Sierżant nie zawaha się wystawić nas celowo na niebezpieczeństwo.

- Co ty pierdolisz Doe? - zaśmiał się sierżant. - Co by było jakbyście dostali rozkaz patrolu tej wyspy i przypłynęlibyście tutaj beze mnie? Wpierdolilibyście się w dokładnie to samo co do tej pory. Chyba umyka ci fakt, że was nigdzie nie prowadziłem. Pretensje możesz mieć jedynie do September. Bez urazy z mojej strony. Dajesz radę - rzucił w kierunku Shani, po czym na powrót zwrócił się do medyczki. - Bycie swobodnym, pewnym siebie i skupionym nie gwarantuje przeżycia. Przeżyć w wojsku możesz obierając kartofle. A ja chcę wiedzieć w jaki sposób wy przeżyliście do tej pory. Zresztą sami powinniście być tego ciekawi. Też podzielacie zdanie Doe? - zapytał zerkając na wszystkich pozostałych.

Christopher przewrócił oczami, gdy Ariel zaczęła tyradę. Nie pierwsza i nie ostatnia wyrażała swoje niezadowolenie tym jak działa wszechświat. Prawie każdy świeżo po “transferze” jest taki pełen goryczy. Ale że też zawsze to rude muszą robić najwięcej zamieszania. Snajper zastanawiał się na ile można było za to winić czarny lotos... Nie wtrącał się w rozmowę tylko skupił na wypatrywaniu zagrożenia. Dopiero gdy sierżant wywołał do odpowiedzi pozostałych to wyraził zdanie.

- Mi się wycieczka podoba, a jak jeszcze spotkamy devilcata to dam 5 gwiazdek na pięć touroperatorowi - i wyciągnął lewą dłoń z palcem wskazującym skierowanym ku górze. - Gabe, powiedz, że to nagrałeś - uśmiechnął się szeroko do brata.

- Młody kamera idzie w ruch jak napotkamy przynajmniej na cytadelę legionu, ale za pozę masz 9/10 punktów. - pokiwał z uznaniem bratu.
- Sierżancie spacer zapoznawczy na pierwszej randce zawsze jest niezręczny i bywają nieporozumienia. Na drugą powinniśmy wybrać się na piwo, większe szanse, że się dotrzemy. Może nawet ktoś się zwierzy ze swojej przeszłości i nawiążą się nowe przyjaźnie.. - dowcipkował Gabriel.

- Nikt? - zapytał Morris przesuwając spojrzeniem po członkach oddziału. - Więc chyba najwyższa pora, żeby wracać. Pyłki Czarnych Lotosów zadziałały na was bardziej niż sądzicie. Formacja bez zmian. Kierunek łódź.

W drodze powrotnej Morris kilkukrotnie lekko korygował trasę oddziału aby potencjalne atrakcje ominąć z bezpiecznej odległości. Gdy dotarli do brzegu, motorówka czekała tam gdzie ją zostawili. Zwinęli plandekę, a Gabriel jak poprzednio zajął miejsce przy sterze. Godzinę później zacumowali do keji na Fulcrum.

Ariel przez całą drogę się nie odzywała pogrążona głęboko w myślach. Inni mogli dostrzec że w jej dłoni pojawiła się zapalniczka, która zataczała mimowolnie kółka między palcami. Co chwilę otwierając się i zamykając z cichym regularnym kliknięciem. Rzucała ukradkowe spojrzenia w stronę sierżanta, ten jednak w żaden sposób nie zwracał na nią uwagę.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 02-01-2022, 23:17   #19
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Macie czas wolny do odwołania, ale zostańcie w obrębie obozu - polecił sierżant, po czym skierował się do namiotu.

- Faktycznie, zdążyliśmy na kolację - odezwał się Christopher, spoglądając na zegarek. - Nawet jest czas na prysznic - ucieszył się i spojrzał po pozostałych. - Z Gabem poszukamy jakiegoś alkoholu. Jak chcecie to po kolacji możecie do nas dołączyć na plaży, tam - wskazał piaszczysty pas brzegu gdzie widać było kilka osób korzystających z chwili wolnego.
Wiedział co odpowie jego brat i nie czekając na decyzję kobiet, udał się do namiotu, żeby zabrać rzeczy pod prysznic.
Gabe otworzył usta w proteście i zamknął je jak ryba. Chris miał rację, alkohol wydawał się idealnym lekiem na przetarte gardło. Następnie ruszył śladem brata.

Gdy wypakowali się z łodzi. Ariel na chwilę się zatrzymała. Rzuciła zdawkowe “OK” chłopakom i ruszyła szybko za sierżantem.

- Sierżancie… - zaczęła niepewnie, totalnie wyparowała jej wcześniejsza buta... - Chciałam przeprosić za swoje zachowanie tam na wyspie. Czarny lotos, adrenalina i cała reszta.... Nie powinnam zwracać wam uwagi… - Wydusiła z siebie formułkę, którą układała od dłuższego czasu. - brzmiała szczerze i widać było po niej, że ma wyrzuty sumienia.

- Nie jesteś głupia Doe - stwierdził sierżant zrzucając napierśnik na pryczę zaraz obok karabinu i miecza. Usiadł, wziął Punishera na kolana i zaczął czyścić ostrze. - Ale widać, że masz braki w służbie w terenie. Twoja i pozostałych wiedza o przeżyciu w dżungli to przedszkole, a jeszcze długa droga przed wami. Nie będziesz prawdziwym Free Marine dopóki będziesz dzisiejsze szkolenie nazywać zagrożeniem. To nie jest zagrożenie. To nasz sprzymierzeniec. Dżungla to nasza broń przeciwko naszemu wrogowi. Naucz się jej używać. Moja rola to nauczyć was współpracować i dopilnować żebyście przeżyli do tego czasu.

September najpierw zrzuciła pancerz, potem siadła przed namiotem i zaczęła czyścić broń. Lepki sok lian zasychał z przyklejonym brudem i pyłem. Nie tylko na mieczu, pryskał także na karabin. Dopiero jak broń była czysta odniosła karabin i miecz do namiotu i poszła na kolację.

Ariel również zabrała się za swój sprzęt, wzięła szybki prysznic i udała się na kolacje. Już dawno przywykła do wenusjanskiego cyklu życia. Nadawanego bardziej zegarkiem na ręce niż faktycznym cyklem dobowym ze starej ziemi. Siedząc przy stole wsłuchiwała się w rytm życia obozowego. Próbowała się zorientować jak wyglądają tutaj układy i co i od kogo mozna załatwić. Obóz był mały ale może ktoś poza kwatermistrzem, miał tutaj dostęp do dodatkowych zapasów takich jak alkohol i papierosy. To był dla Ariel cel na dzisiejszy wieczór. Nie wypadało zjawić się na plaży z pustymi rękami.

Gabriel również zajął się czyszczeniem sprzętu po misji. Oprócz broni, wyczyścił również ubranie przyglądając się czy gdzieś nie wyżarło w nim dziur. Przez parę minut upajał się jeszcze pozostałym na nim zapachem lotosu. Następnie ruszył pod prysznic zostawiając zegarek przy ubraniach na łóżku, aby nie zamókł.
 
Mike jest offline  
Stary 18-01-2022, 09:42   #20
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Prysznic, przebranie się i posiłek zajęły Chrisowi mało czasu. Bo przecież nie było nad czym się zastanawiać: prysznic polowy, a jadło serwowane przez mobilną kuchnię po prostu trzeba było w siebie wcisnąć. Za to po tym wymiana kilku drobiazgów, jak zegarek brata, pozwoliło snajperowi zdobyć od Kwatermistrza nieco towaru spod lady. Mocny alkohol był gotowy na przyspieszony tok imprezy integracyjnej.

Zjawił się jako pierwszy na wskazanym przez siebie piaszczystym skrawku brzegu. Ewidentnie był to tutejszy "kurort wypoczynkowy", bo było jeszcze kilka grupek mundrowych którzy aktualnie byli bez mundurów i mieli czas wolny, więc przeznaczali go na relaks wylegując się na ciepłym piasku albo pływając w wodzie.

Chris ostrożnie położył koc, w którym miał też zapakowany alkohol i starannie rozłożył materiał, żeby było gdzie usiąść. Wykopał dłonią dołek i wstawił do niego butelki by się nieco schłodziły.

Gabriel ruszył w kierunku brata i z ciężkim westchnieniem opadł na koc.
- Młody uwierzysz w to? Nie minęła doba, a już ktoś zapierdolił mi zegarek jak byłem pod prysznicem. Z gorszymi mendami już dawno nie służyłem. Niech tylko zobaczę kogoś z moim zegarkiem w obozie to zrobię mu kolonoskopię kamerką. - mężczyzna pogroził zaciśniętą pięścią słońcu.

- Skurwysyny - Chris pokręcił głową z dezaprobatą. - Od kogo go dostałeś? Od tej kochanki? - zapytał w zamyśleniu i sięgnął po butelkę, którą podał Gabrielowi.

Chwilę później pojawiła się Ariel. Pozbyła się pancerza. Wrzuciła na siebie oversizową koszulkę z napisem “Capitol Forces” oraz uśmiechniętą kreskówkową wersją żołnierza z dwoma karabinami pasem z granatami i szerokim uśmiechem. Wygrała ta koszulkę za zdrapki z płatków kukurydzianych i bardzo ją lubiła o czym świadczy nieco zużyty stan. Na sobie miała spodnie bojowe u pasa kaburę z bronią. Włosy jak zawsze niedbale spięte.. Wypatrzyła towarzystwo i ruszyła w tamtą stronę. W jednej ręce trzymała buty w drugiej Pod pachą trzymała zawiniątko z ręcznika.

- Jakie skurwysyny? - zagadała nie słysząc początkowej wypowiedzi Gabriela.

Rozwinęła swój ręcznik wyjęła butelki i dołączyła je do już chłodzących się. Opadła ciężko sięgając po pierwszą z brzegu butelkę.

- Pieprzeni oportuniści - Chris wyciągnął rękę z butelką, by w geście toastu stuknąć się z Ariel, która zdecydowała się dołączyć do nich na plaży.
- Uważajcie gdzie zostawiacie swoje rzeczy, bo nigdy nie wiadomo kto co podwędzi i wymieni na alkohol - wyjaśnił rzeczowym tonem.
Ariel nachyliła swoją butelkę i stuknęły się z cichym przyjacielskim brzękiem. Pociągnęła dłuuugi łyk.

- Co ci zwędzili? Może wpadnie mi to coś w oczy. Bo lepiej ukrócić zapędy miejscowych, zanim się rozpędzą. - Ariel była osobom sentymentalną posiadała wiele drobiazgów pełnych wspomnień. Odruchowo pomacała się po kieszeni, w której miała zapalniczkę. Była na miejscu.
- Gebe pożegnał się z zegarkiem - odpowiedział młodszy z McBridów.

Po chwili zapytała:

- Za jakie grzechy zepchnęli was na ten kraniec świata? - Zapytała niepewnie, po czym nabrała powietrza i powiedziała - Mój poprzedni oddział rozwiązali, gdy dwóch szeregowych przećpało i to tak, że ledwo ich odratowali… To było po szczególnie wrednej misji. Wywiad dał ciała i konwój, na który się przyczailiśmy był dużo lepiej zabezpieczony niż powinien. Sierżant i dwóch innych ludzi zginęło. Wycofaliśmy się po zniszczeniu głównego celu. Ja dostałam w nogę. Niegroźnie, ale i tak trafiłam do szpitala. Podobnie jak większość naszych. Dwóch szczęściarzy uczciło przeżycie misji bez szwanku i dobili nasz oddział. - Westchnęła, narkotyki były czymś, co już nie pierwszy raz zniszczyło jej życie… Spojrzała w stronę falującego morza. Woda uspokajała. Ariel pociągnęła długi łyk i spojrzała na chłopaków.

- Przejebane - rzeczowo podsumował Chris i pokiwał głową w zadumie po opowieści Doe. - A czym zasłynęłaś, że trafiłaś do Free Marines? - zapytał.

- Ano przejebane… - Potwierdziła Ariel ciągnąc długi łyk. - To było dobrych parę lat temu. Służyłam w piechocie. Nieszczęsna kampania kontynentalna i tyczenie traktu na kontynencie. To była porażka. Zarówno taktyczna jak i logistyczna. Bez rozpoznania, bez wsparcia. Co z tego, że mieliśmy w odwodzie maszyny na prowizorycznym lądowisku, jak nie miały paliwa… Za mocno wtedy parli na to, by robić kolejne kilometry… Wpadliśmy prosto pod ostry ostrzał moździerzowy. Niewielu z nas wtedy stamtąd wyszło cało. Wyniosłam rannego Majora Greena ze strefy ostrzału. Przeczekaliśmy prawie 12 godzin zanim dotarło wsparcie. Dostałam za to awans i przedstawili mnie do orderu. Ale głośno się nie zrobiło, bo cała ta kampania okazała się klapą. Green dosłużył się już chyba pułkownika. Sporo ludzi po tej akcji zrezygnowało ze służby. Stare dzieje… - Podsumowała, ciągnąc kolejny łyk. Piwo było znośne. Ariel nigdy nie była w tym zakresie szczególnie wybredna. Czekała teraz na rewanż chłopaków.

- Dostałaś się do Free Marines przez awans ? - Chris zmrużył oczy.
- Nie przez awans… Myślałam, że pytasz o zasługi… Chodzi ci o to, za co mnie wywalili. To było później - Ariel pociągnęła kolejny łyk… W tym tempie butelka skończy się za szybko. Nabrała powietrza i wyrzuciła z siebie. - Rozprowadzanie dragów w obozie, a właściwie współudział. Młoda byłam i głupia… A jak mój ojciec zwykł powtarzać: “młodość wyparowała, a głupota została”. Dlatego zgodziłam się na dołączenie do wolnych, by zmazać ze swojej przeszłości swoją głupotę. A was co tutaj skierowało?

- Hehe, błędy młodości, co nie? - mrugnął do niej Chris. - A no ja to sponiewierałem typka, który był chujem - odpowiedział krótko, zwięźle i na temat. W jego głosie było coś na kształt samozadowolena.

Ariel westchnęła w duchu. Podniosła butelkę do góry sprawdzając ile jeszcze trunku w niej zostało. Światło słońca miało piękne refleksy w szkle. Uniosła do góry butelkę i powiedziała sentencjonalnie:

- Świat jest pełen małych chujków, którym by się należał uczciwy wpierdol… Wasze zdrowie Panowie! - skinęła w ich kierunku butelką i dopiła go do końca. Znowu trafiła do wybitnie rozgadanej kompanii… Westchnęła i opadła na gorący piasek… Nigdy się nie nauczy by trzymać gębę na kłódkę…Będzie musiała jeszcze chwilę poczekać by dowiedzieć się więcej na temat braci, z którymi przyszło jej służyć.

Chris uniósł butelkę w geście toastu i napił się spory łyk, taki na pół butelki.
- Zgadzasz się, że ci się należało, że jesteś tu, we Free Marines? - zapytał rudą. - Ja na przykład nie twierdzę, że nie zasłużyłem sobie. Na rozprawie mówili że tamten gość nie będzie chodził, więc... - rozłożył ręce. - Nie mniej gdyby nie miał dzianego ojca o wielu wpływowych znajomych to pewnie skończyłoby się inaczej - napił się więcej.

- Mi się należało. - Przyznała AD… Dawno się już sama przed sobą przyznała do tego, więc teraz nie miała z tym problemu. - Poniekąd przeze mnie zginął młody chłopak, który się przećpał szmuglowanym narkotykiem. Wiadomo sama mu do nosa tego nie wepchałam, ale i tak gdzieś to gryzie. Walka w Wolnych Marines to możliwość rehabilitacji. - Rzuciła sloganem. Zabrzmiał on dość szczerze, czym sama siebie nawet zaskoczyła. -Każdy z nas podjął decyzję, by wrócić do służby, by coś komuś udowodnić. Jedni sobie, inni rodzinie, jeszcze inni opinii publicznej. Wbrew pozorom historie marines są do siebie podobne i moja się nie wyróżnia. Wchodząc do Wolnych Marines wiedziałam, że to raczej droga w jedną stronę. Oczywiście - dodała pośpiesznie - nie brakuje świrów, którzy zrobią wszystko by walczyć, ale tacy prędzej czy później trafiają do wolnych brygad… Swoją drogą może to ktoś z cywilnych brygad zwinął ci ten zegarek?… Akurat wśród tej grupy ciężko trafić na kogoś uczciwego. - Wyłowiła z kieszeni zapalniczkę i papierosa. Zapalając ponownie spojrzała na grawer od ojca…

- Kij z zegarkiem. Żona sprezentuje mu nowy - wyszczerzył się rozbawiony Chris. - Mnie próbowali wrzucić do Wolnych Brygad, ale na szczęście paru znajomych zadziałało i oto jestem. Nie powiem, byłem wkurwiony na początku, ale teraz mi wśród Free Marines lepiej niż było wcześniej, nie zamierzam wracać, zostaję na stałe.

Ariel długo męczyła się i obracała wypowiedź w głowie zanim rzuciła. Zdając sobie sprawę, że się pogrąża, ale miała potrzebę wyjaśnienia całego zajścia.

- Trochę mnie poniosło z grożeniem Morrisowi. To zielsko miesza w głowie… Nie mogę się nadziwić, że wam nic nie było. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Nic wam nawet się w głowie nie zakręciło?

- Lata praktyki, kilka nieprzemyślanych decyzji i teraz muszę wydać fortunę, żeby móc się czymkolwiek napruć - westchnął młodszy McBride i dokończył swoją butelkę. Sięgnął po kolejną. - Nie przejmuj się, każdy ma na koncie jakieś głupie akcje. Pośmiejemy się trochę z tego i jakoś to będzie - pocieszył rudą tak jak potrafił. - A Morris... Na razie zapowiada się dobrze. *

- Niby tak… Gabriel - wyłapała spojrzeniem drugiego z braci - Chyba tak cię nazywają… A ty jak tutaj trafiłeś?


Shania szła przez piasek rozglądając się za resztą. Plażowy strój różnił się od służbowego brakiem pancerza, punishera i karabinu. No i koszulki. Rzecz jasna nie była całkiem bez góry. Górę miała rzecz jasna w kolorach maskujących…, wszak byli na wojnie!
- Chlacie w pełnym słońcu?

- Wybacz zabrakło kwatermistrzowi parasoli, parawanów i leżaków - odparł na to rozbawiony Chris i sięgnął do ich dołka do chłodzenia napoi skąd wyciągnął butelkę. Podał piwo Shani. - Ale przynajmniej zapewniamy zimny alkohol.
 
Fenrir__ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172