Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2018, 16:08   #71
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Szli tunelem, ostrożnie "macając" prowizorycznymi laskami znajdujący się przed nimi teren.
Było łatwiej, tylko to nieustępliwe, rytmiczne stuk stuk, rozbrzmiewające za każdym razem gdy końcówka laski uderzała o grunt, wydawało się niewyobrażalnie głośne w gęstym mroku.
Z początku Joe nie rozpoznał Nicka. Już chciał go zaatakować, gdy do jego otępiałej świadomości dotarł głos stalkera. Joe zatrzymał ostrza nim zrobiły krzywdę ich przewodnikowi. W mroku stuknęła upuszczona laska o podłogę odbijając się kilka razy, a echo tego poniekąd cichego stukotu niosło się daleko wzdłuż pogrążonych w mroku korytarzy.
Chwila ciszy wydawała się rozciągać w nieskończoność.
- Przepraszam - wyszeptał Joe cofając ostrza. Pochylił się i podniósł swoją laskę.

Uśmiechnął się szczerze, gdy dostrzegł wewnątrz większość zaginionych. W szczególności twarz mu się rozjaśniła, gdy dostrzegł Keirę.
- Nic ci nie jest? Wszystko ok? - zapytał ją podchodząc i zatrzymując się o krok od niej, jakby natrafił na niewidzialną ścianę. Widać było, że nie bardzo wie, co powinien zrobić. Przytulić? Podać rękę? A może po prostu rzucić niezobowiązujące Hej?
Chwila niezdecydowania wydawała się trwać w nieskończoność. Przynajmniej w umyśle chłopaka. W realnym świecie, minęło ledwie kilka sekund. Joe przełamał impas i objął Keirę w swe ramiona.
- Tak się cieszę, że cię odnalazłem. - rzekł pełen entuzjazmu.
- Przepraszam... - rzekł po chwili - Obiecałem cię chronić, a pozwoliłem by nas rozdzielono... zawiodłem cię... - Joe był wyraźnie skruszony i zły na siebie samego.

***

Keira pomogła Joe usunąć i opalić dziwne narośle, tak jak nakazał Nick. Wbrew zapewnień Joe uparła się również, by go zbadać i opatrzyć rany. Których na szczęście raczej nie miał wiele.
Mimo wstępnych oporów, Joe wydawał się odprężać pod dotykiem dziewczyny. Musiał przyznać, że lubił, jak się nim interesowała, jak przejeżdżała palcami po jego skórze szukając, no w sumie nie wiedział czego, ale było to miłe. Nawet bardzo miłe.

***

- Hellhund? - Joe przyglądał się z niedowierzaniem stworowi leżącemu na stole.
- Zatem można niektóre z stworzeń tutaj zabić? - powiedział z mocnym ruskim akcentem. Jakby delektował się tym stwierdzeniem. Dziwny cień przetoczył się przez jego twarz.
Joe śledził uważnie poczynania Abi. To, że stworzenie było z krwi i kości dawało mu dziwnej otuchy. Po tym co widział do tej pory, spodziewał się, że wszystko tutaj to efemeryczne zjawy, dym i światło, nic więcej. Lecz jeśli coś krwawiło, można było to zabić. Tylko czemu to było takie ważne? Joe wstrząsnął głową odpędzając od siebie myśli o mordzie i gwałcie. To nie były jego myśli...

Wreszcie udało mu się, choć nie bez wysiłku, oderwać wzrok od patroszonego truchła.
- Powinniśmy się przespać - rzekł do Keiry.
- Jeśli... jeśli chcesz... - przełknął ślinę, bo nagle zaschło mu w gardle - możesz spać koło mnie, będzie... będzie ci cieplej. - Joe wydawało się, że serce wali mu niczym młot, a policzki płoną żywym ogniem. Oby tylko nie zauważyła, oby tylko nie zgadła, jak trudno mu było coś takiego powiedzieć.
 
Ehran jest offline  
Stary 28-10-2018, 17:51   #72
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Stuk...Stuk....Stuk.... Dwie "laski" stukały miarowo o tory pozwalając poruszać się w całkowitej ciemności w miarę pewnie. Początek był ciężki, ale Marian szybko załapał o co chodzi i narzucił spore tempo. Poruszali zdecydowanie szybciej z powrotem, co pozwoliło nie zgubić się myślami w ciemności.



Stuk... Stuk... Stuk... Marian próbował nasłuchiwać, czy ktoś za nimi nie idzie, lub nie czai się przed nimi, ale w panującym mroku, nawet wyostrzony zmysł słuchu wyłapywał jedynie strasznie głośne stukanie plastikowych prętów o tory. W pewnym momencie Marian złapał się na tym, że słyszy echo swoich uderzeń, zupełnie jak Daredevil, wyobrażał sobie jak może wyglądać tunel i pewnie znów by "odpłynął", gdyby nie znajomy kpiący ton głosu:
- Aha. I są nasze zagubione owieczki. No to śmiało, dołączcie do reszty stadka. Wilk zły już sobie poszedł. -
Poczuł jak coś przemyka obok niego. Zanim zareagował usłyszał dźwięk wyjmowanego ostrza, a chwilę potem upadającej laski.

~ To Joe! ~ pomyślał, ale zanim zdołał cokolwiek powiedzieć jego towarzysz opanował się i również rozpoznał głos.
Chwycił Abi za ramię zgodnie z poleceniem i ruszył do kryjówki. Nie przeliczał obecnych, ale wydawało mu się, że kogoś brakowało. Nie miał też siły kłócić się z Nickiem. "Obmył" się w dymie i zrzucił nadmiar ubrań. Czuł olbrzymie zmęczenie jakie w tej chwili uderzyło w niego z siłą ciężarówki. Coś niby jeszcze próbował zrozumieć z sekcji jaką Abi przeprowadzała na stworze, ale poległ zanim zaczęło się na dobre.

Odpływając wychwycił jeszcze tylko informacje o potworze z krwi i kości zabitego przez jednego ze świeżaków.

~ Jest więc szansa! ~ z tą myślą odpłyną w niespokojny sen.



 
psionik jest offline  
Stary 28-10-2018, 22:48   #73
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 9 - Stacja

Sigrun i David




Schronienie i odpoczynek. Tego potrzebowali. Co prawda David w tej chwili nie był jeszcze w tak kiepskim stanie jak Sigrun ale zdawał sobie sprawę, że też go to czeka. Prędzej lub później o ile czas w kategoriach w jakich zwykli go mierzyć miał tu jakieś znaczenie. W końcu Szwedka nie będzie miała siły iść dalej i on stanie przed wyborem czy ją nieść czy zostawić. Takie mieli najbliższe perspektywy o ile nie znajdą miejsca na odpoczynek. A poza tym byli solidarnie głodni jak jasna cholera. A bez uzupełnienia utraconej przy podróży energii jakimś posiłkiem zaczną tracić siły jeszcze szybciej.

I chłód. Było chłodno i wilgotno jak w większości jaskiń, lochow i podziemi. To sprawiało, że jeszcze szybciej tracili siły i energię. Najlepszym remedium na to były ciepłe ubrania, posiłek albo ognisko. Żadnej z tych rzeczy nie mieli teraz ani nie zapowiadało się aby natrafili podczas przypadkowego potykania się po omacku. Natomiast trochę lepiej to wyglądało gdyby znaleźli jakąś kryjówke.

Pechowo tunel metra nie zapowiadał się jako teren obfitujący w kryjówki i schronienia. Ot, zakopana pod ziemią ogromna, żelbetowa rura. Ale na szczęście dotarli do jakiegoś rozszerzenia, chyba stacji nawet. Ale po ciemku nie wiadomo było jakiej. Sigrun mimo postępującego z zimna i zmęczenia zobojętnienia domyślała się, że albo Oval albo Waterloo. W zależności w którą odnogę skręcili wcześniej. No i o ile ten plan metra był nadal taki jak w jej świecie.

Ciemność ogłupiała umysł i zmysły. Zdawało się, że człowiek idzie jak lunatyk przez jakąś melasę która nie pozwala wyjrzeć co jest poza nią. Umysł w tej czarnej puste rozpaczliwie chwytał się każdego strzępka informacji, każdy szmer, szelest, echo wydawał się niesamowicie wyraźny o ważny.

W końcu już trudno było rozróżnić czy słyszeli dźwięki przypominające głosy i muzykę, czy czuli zapach gotującej się strawy czy tak bardzo umysł chciał to wszystko poczuć, że to w tej puste skutecznie sam to sobie wyimaginował. A może w tym otępieniu coś przegapili i teraz oddalali się od tego źródła? Wracać się i sprawdzać jeszcze raz? Albo był tu ktoś ale celowo lub nie, zmył się? Albo jeszcze coś innego.

O tyle było dobrego, że te dziwne coś co ich tak długo ścigało nie dawało o sobie znać od czasu gdy zostawili to coś w pociągu na poprzedniej stacji. No i doszli do jakiejś stacji.




Stalkerowa grupa




Świat widziany przez wizjery mających dekady leżenia na półkach gazmasek nie był zbyt wyraźny. Nie oddychało się zbyt przyjemnie bo zleżałe maski miały nieprzyjemny, zatęchły zapach. Nie pomagało też oświetlenie w postaci wątłych zdawałoby się promieni latarek które wsiąkały w otaczającą ich ciemność. Niemniej to było jakieś światło i nawet w takim oświetleniu podróżowało się zdecydowanie pewniej i szybciej niż wcześniej Joe i Marian przebyli tą samą drogę po ciemku. Albo ktokolwiek z nich. Niemniej Nick sytuację uznał za na tyle poważną, że zdecydował iż priorytetem jest pośpiech niż ostrożność czyli całkiem odwrotnie niż do tej pory.

Powodem tej zmiany strategii poruszania się i cholery jakiej dostał w kryjówce stalker była wiadomość, że jeden z hibernatusów, Koichi, został użarty przez hellhounda podczas walki w wąskim tunelu. - Coo?! - krzyknął tak krótko, nagle i alarmująco, że nawet tym jednym słowem dało się poznać, że nie stało się nic co by go ucieszyło. - No to gratuluję Marker. Właśnie sobie zarobiłeś pierwszego osobistego wroga w strefie. - zwrócił się do Japończyka tak z irytacją jak i ironią.

I dlatego uznał, że kryjówka przestała być bezpieczna i trzeba spadać jak najszybciej i jak najdalej. Dlaczego? - Mówiłem, przecież, że w strefie nic nie ginie tak ostatecznie. Nawet jak wygląda na to, że ginie. - warknął zirytowanym tonem. Jego zdaniem hellhound oznaczył Azjatę. I teraz wróci. Małe szanse, że sam bo polujący hellhound, hellhound na tropie, ściąga inne hellhoundy. Pęczej lub później, mniej lub więcej ale ściąga. Jeśli by ich znów pozabijał to znów wrócą. Jeszcze więcej. Dlatego wygrywają. Na końcu zawsze wygrywają. Dlatego stalkerzy z nimi nie walczą. Kryją się, uciekają próbują unikać ale nie walczą i nie zabijają. Czyli to co cały czas powtarzał od początku.

- Sami sobie zobaczcie. - powiedział wskazując głową na miejsce gdzie jakiś czas temu jego partnerka wraz z Michaelem zostawili ścierwo zabitego przez Japończyka stwora. No i nadal tam było. Tylko inne. Mniejsze i zdeformowane. Jakby bryła lodu o kształcie zniekształconego czworonoga odparowywała w gorący, letni dzień. Odnóża i większość kolców już właściwie były szczątkowymi kikutami, łeb przypominał dziwną, trochę większa wypustkę a korpus przypominał obłe, bezkształtne coś. Wątpliwe by teraz ktoś kto nie widział truchła wcześniej rozpoznał czym było wcześniej. W dodatki z truchła unosił się jakiś ciemny dym przeniknięty drobnymi, jaśniejszymi okruchami czegoś co przypominało iskierki znad płonącego ogniska. No i jak chyba wszystko w strefie było niby podobne jak w świecie w jakim znali ale inne. Ten dym też, zamiast zatrzymać się pod sufitem jak każdy porządny dym powinien zatrzymać się pod porządnym sufitem zdawał się wnikać w niego jakby go tam w ogóle nie było

- Gdy skończy odparowywać odrodzi się i wróci. Tak apropo zabijania tu czegoś. Zacznie od tego miejsca i pójdzie tropem oznaczonego który go odesłał. Jedyna szansa to zgubić go zanim wróci. Ale nie bój się Marker, jak wrócisz tu za 10 czy 20 lat a on to wyczuje to też ruszy twoim tropem. Przekaże markera innym podczas odradzania więc pewnie nie wróci sam. - cierpko obwieścił stalker pakując się szybko i sprawnie. W pośpiechu zmiótł kolejną konserwę i pospołu z partnerką zaczęli gasić i pakować te ogarki jakie jeszcze się nie wypaliły same.

Potem para stalkerów po prostu wyszła i szła raźnym tempem. Tak raźnym, że chociaż Joe, Marian czy Koichi nie mieli problemu nadążyć za nimi to już Michael i Keira owszem. Z każdym kolejnym fragmentem zostawali coraz bardziej z tyłu. Prawdopodobnie gdyby tym razem też mieli poruszać się po omacku już straciliby kontakt ze stalkerami. Ale ponieważ Nick zezwolił na używanie światła to jeszcze na dłuższych odcinkach widzieli nawzajem swoje światła. Widzieli też porzucone, zdewastowane i zaniedbane tunele metra przez jakieś szli.

W pewnym momencie para stalkerów zatrzymała się i zaczęła ubierać gazmaski i kombinezony antyskażeniowe polecając reszcie zrobić to samo lub radośnie improwizować jeśli nie mają. Po czym ledwo się przebrali znów ruszyli raźnym tempem i zatrzymali się dopiero przy wejściu do jakiejś stacji. Elephant & Castle jak odcyforwali po jakimś na wpółzatartym napisie. Dla Joe i Mariana widok był już trochę znajomy, gdzieś tutaj dotarli poprzednio. Obaj wreszcie mogli odpocząć i spojrzeć trzeźwiej na świat. Nie wiedzieli ile spali ale chyba na tyle długo, że organizm zdołał zregenerować siły.

Keira i Michael zdołali dogonić pozostałych bo stalkerzy dłuższą chwilę naradzali się co dalej robić. Nick znowu podchodził tam i tu z wyciągniętym w ręku wahadełkiem, zerkał na swój zegarek, sprawdzał coś na swojej dłoni albo nasłuchiwał. Często dało się słyszeć “zarodnia” i chyba główkowali jak się przedrzeć. Abi proponowała iść dalej, do kolejnej stacji ale Nick był przeciwny. Wątpił aby zdołali w tej podziemnej jednotorówce zgubić hellhounda. Szansą była właśnie “zarodnia”.

- Dobra japońska wycieczka. Czas zarobić bilet na powierzchnię. - stalkerzy widocznie na coś się zdecydowali bo Norton zwrócił się do hibernatusów. - My idziemy uruchomić generatory. - wskazał na siebie i swoją partnerkę.

- Spróbujemy wyjść głównym wejściem. - wskazał na zarośnięte wyjście chyba prowadzące na schody a te chyba na powierzchnię. Ale wszystko było tak bardzo zarośnięte tym gąbczastym syfem, że przypominało jakąś gardziel albo wnętrze ogromnej, wyłożonej jakąś izolacją rury. Zdecydowanie nie wyglądało zdrowo ani przyjaźnie. W całej stacji unosiły się w powietrzu dziwne drobinki. Te same w jakich stąd wrócili wcześniej Joe i Marian.

- Ty, Samarytanin znasz się na wycinaniu narządów tak? - gazmaska stalkera spojrzała na sylwetkę Michaela. - Super. Jeszcze ktoś? No to świetnie, nazbierajcie gumijagód. Z nich zrobimy soczek, żeby nas zarodnia nie pochłonęła od razu. Abi pokaże ci co i jak. - głos przez gazmaski był podobnie przytłumiony jak wzrok ale dało się słyszeć dość wyraźnie co, kto mówi. Abi rzeczywiście podeszła do ściany pokrytej dziwnym nalotem. Trochę jakby mech, trochę jak jakieś żyły, trochę jak jakaś pleśń czy inna plecha. Struktura wydawała się zdecydowanie organiczna ale balansowała gdzieś na pograniczu klasycznego rozróżnienia na świat fauny i flory. Z jednej strony wyglądało to jak żywa kolonia maleńkich organizmów, na podobnej zasadzie jak rafa koralowa a z drugiej przypominało trzewia jakiegoś potwornie wielkiego cielska. Abi rzeczywiście pokazała co i jak. Trzeba było zbierać jakieś dziwne gruczoły które były albo wielkości agrestu albo właśnie jagód. Wydawały się lekko uginać pod dotykiem i oderwanie ich z reszty żywej biomasy nie wydawało się jakoś bardzo trudne. Trudniejsze było zaś odnalezienie ich w tej żywej gmatwaninie wypustek, narośli, wici, korzeni, bulw i innych bliżej niezidentyfikowanych biologicznie się kojarzących cosiów. Mervin miał wrażenie jakby ktoś wziął jakieś kompletne różne gatunki, klady i rodziny roślin i zwierząt i zmajstrował z tego ten żywy konglomerat wszystkiego po trochu, przemieszane w chaotyczny sposób. Trzeba było uzbierać jak najwięcej. Na jedną osobę potrzeba było minimum pół litra ale bezpieczniej było mieć cały litr. I to szybko bo gdy wrócą z Nickiem nie będą czekać na dokończenie żniw.

- Mamy jakąś zręczną małpkę? Bo trzeba tam podskoczyć. - Nick przejął rolę prowadzącego gdy wskazał snopem latarki na coś pod zarośniętym biomasą sufitem. Rozrośnięta zarodnia uszkodziła kable. Trzeba było się tam dostać i chociaż było to ledwo ze drugą wysokość człowieka od dawnego peronu to jednak nie było się tam łatwo wspiąć a tym bardziej manewrować tam w niewygodnej pozycji przez dłuższą chwilę. I to pewnie jedną ręką. Bo żadnych drabin nie było widać, z podstawieniem czegoś w rodzaju improwizowanej piramidki było kłopotliwe i czasochłonne a liny nie było właściwie o co zaczepić. Ale gdyby już tam się dostać sama robota była względnie prosta jak wymiana korków czy żarówki.

- I jak dacie radę to nałapcie szczurów. Są głupie jak but ale cholernie szybkie. Jak zmajstrujecie jakąś chwytkę to pewnie same się nałapią. - wskazał promieniem latarki jakieś przymykające stworzenia. Właściwie wydawało się, że to jakieś skrzyżowanie insektów z jakimiś gryzoniami ale patrząc na przemykające, zwinne i kryjące się w różnych zakamarkach stworzonka rzeczywiście skojarzenie z dawnymi szczurami miejskimi nasuwało się samo.

- A dla tych co myślą, że są tacy odważni i szybcy mam coś specjalnego. Ty duży lubisz machać nożem znienacka co? I taki szybki jesteś tak? No świetnie, elegancko. To ciekawe jak pomachasz tym nożem gdy naprawdę to będzie potrzebne. - stalker cierpko nawiązał do ich poprzedniego spotkania jakiś czas temu zanim sprowadzili ich do kryjówki. Na wstrzymany w ostatniej chwili atak nożem odpowiedział cichutki szelest i charakterystyczny trzask odbezpieczanej broni. Może by zdążył ciachnąć a może nie. Ale Abi pewnie zdążyłaby strzelić chociaż raz. - Uważaj Duży. Bo możesz za którymś razem nie zdążyć wstrzymać noża. A my wstrzymać cyngla. - syknął oschle stalker gdy Joe przeprosił a Abi schowała pistolet z powrotem. Miał dziwne wrażenie, że stalkerom ciemność przeszkadza znacznie mniej niż jemu.

- I Spluwacz. Ty lubisz jak ludzie za tobą podążają tak? Super. To może poprowadzisz tą waszą małą ekspedycję prawdziwych, profesjonalnych twardzieli co? -
Nick wydawał się dążyć Mariana równie ciepłym i przyjaznym uczuciem jak on jego. - Prosta sprawa. Trzeba tam wejść, dojść do pokoju technicznego i powciskać dźwignie włączników z “off” na “on”. A potem róbcie sobie co chcecie. Tylko uważajcie aby niczego wybuchowego nie rozdeptać, nie dać się złapać żadnej macce no i najlepiej przemknąć się aby nie obudzić misia złego w jego jaskini. - promień latarki stalkera oświetlił jakieś drzwi. Tak zarośnięte, że ledwo ich zarys wystawał z porastającej wszystko biomasy.

- I jeszcze jedno. - Nick z Abi już odchodzili wzdłuż porośniętego gąbczastą masą peronu gdy stalker jeszcze odwrócił się aby popatrzyć na grupkę już teraz upstrzonym zarodnikowym syfem hibernatusów. - Pracujecie na swój bilet, my już swój mamy. A wy, japońscy turyści, no musicie się najpierw namydlić by się przez ten cały syf prześlizgać. - wskazał bokiem gazmaski na wyjście prowadzące na powierzchnię. Potem odeszli i pochłonęła ich ciemność. Znów poruszali się po ciemku bez używania żadnego światła. A pół tuzina hibernatusów zostało samych ze sobą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-10-2018, 10:07   #74
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Omamy? Halucynacje? Złudzenia?
Jak zwał, tak zwał... I tak się okazało, że nie było żadnego obozowiska,o ogniska, żadnego jedzenia.
Innymi słowy - zawód na całej linii.
Przynajmniej David czuł się zawiedziony i był przekonany, że Sigrun również nie była szczęśliwa.
Rozczarowanie nie przyczyniło się ani do poprawy zdrowia, ani nie napełniło pustych żołądków. Wprost przeciwnie. Na dodatek wszechobecne zimno i wilgoć zdawały się wysysać siły z Davida. I, zapewne, z towarzyszącej mu dziewczyny. Musieli się na chwilę zatrzymać, zjeść coś, może do końca opatrzyć rany. I nawet jeśli Sigrun miała ochotę zgrywać twardzielkę, to David nie miał zamiaru dopuścić do tego, by dziewczyna padła z wyczerpania.

- Stój, musimy porozmawiać - powiedział. - Strefa zrobiła nas w konia z tym obozowiskiem, musimy o siebie zadbać sami, zanim nas zabije. Zapalę latarkę i poszukamy jakiegoś schronienia. Stakerzy mogą sobie opowiadać o niebezpieczeństwach, ale bez światła nie damy sobie rady. Znajdziemy jakiś suchy zakątek, coś zjemy. Obejrzymy nasze rany i skaleczenie i idziemy spać. Jedna peleryna jako materac, drugą się przykryjemy.
- Najwyżej coś nas zeżre podczas snu
- dodał z ponurym uśmiechem.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-11-2018, 10:12   #75
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Światło latarki okazało się przeraźliwie mocne po tak długim czasie przebywania w ciemności. Ale w końcu światło okazało się sojusznikiem a nie przeciwnikiem. Z mroków podziemi wąski snop światła wyłowić, stary, zapuszczony peron i resztę podziemnej stacji.

Podziemny budynek był zwykłą, nieco szerszą niż same tunele metra, zakopana rura. Z miejscem na kryjówki było na samym peronie raczej słabo. Wybór był taki aby położyć się na gołym betonie albo w wersji luksusowej na plastikowych ławeczkach. Wszystko przyozdobione kurzem, mniej lub bardziej zaskorupialym lub świeżym błotem, kałużami lub sciekajaca i skapujaca wodą. Pozostawało zostać i spróbować szczęścia na peronie, iść dalej ku kolejnemu tunelowi albo spróbować poszukać czegoś tam gdzie prowadziły schody do góry. I przy okazji latarki wyłowiły nazwę stacji. Byli na Waterloo.




- Paręnaście minut oczajamy, czy nie ma tutaj jakiegoś kibla - rzekła Sigrun. - Wolę znaleźć jakąś norę, w której nikt nas nie zauważy. Czuj duch.

- Dobra, David - rzekła Sigrun, dając sobie spokój z i tak przedłużającym się już gagiem. - Poszukajmy nieco tutaj, muszę, kurwa, odpocząć. Znajdziemy miejscówkę, ty masz pierwszą wartę. Potem zdecydujemy, co zrobić dalej.

Umysł Sigrun pracował intensywnie, pomimo zmęczenia. Jeśli uda im się odpocząć, zjeść coś, stwierdziła, że dobrym pomysłem mogłoby być przeszukanie stacji, gdzie mogli znaleźć - oprócz zwyczajowych fantów w stylu jedzenia i być może broni - także kontroler metra, z którego Szwedka mogłaby sprawdzić, w jakim stanie są pozostałe tunele. Oczywiście, miała nadzieję, że do tego czasu nie zostaną zaatakowani przez nic.

- Kiosk, kibel czy jakieś pomieszczenie techniczne? - spytał David. - Przez Waterloo tylko raz przejechałem, nawet tu nie wysiadłem - wyjaśnił.

- Każda dziura będzie dobra, w której nie znajdzie nas żaden zjebany potwór - wzruszyła ramionami i zaczęła przeszukiwać. - Chyba kible będą najlepsze.*

- No to ty w prawo, a ja w lewo - zaproponował David.

Nie minęło zbyt wiele czasu, a w świetle latarki ukazał się dość jednoznaczny symbol.


- Sigrun, znalazłem - powiedział, mocując się z drzwiami.

- Dobra, nie wrzeszcz tak - odparła Szwedka. - Pokaż, co tam masz.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 05-11-2018, 11:20   #76
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wybudzony poruszeniem reszty grupy, a właściwie podniesionym głosem Nicka, chwilę dochodził do siebie. W brzuchu mu kruczało, był nieco rozbity, ale drzemka okazała się bezcenna. Zregenerowała umysł, a on był najważniejszym elementem maszyny złożonej ze ścięgien i kości. Śmierć nie jest końcem… - Mervin obserwował zafascynowany jak trup, który przed jego zaśnięciem był okrwawionym strzępem, morfował w bliżej nieokreśloną bryłę, z której ulatywały smużki dymu. Zastanowił się, nad tym fenomenem. Musieli wszyscy podlegać jakimś oddziaływaniom. Popatrzył na stalkerów. Ile razy byli w strefie? Kilkanaście? Może u niech też powstały jakieś zmiany, jeszcze niewidoczne i bezobjawowe? Nie była wesołą myśl, że po śmierci, zostanie się przemienionym przez strefę, która stworzy jakąś bezwolną kreaturę na bazie ludzkiego DNA. Do tej pory takie rzeczy były tylko obecne w literaturze, komiksach i pokręconych umysłach reżyserów horrorów science-fiction. Może faktycznie strefa to jakiś byt obdarzony formą inteligencji, kształtujący i uczący się prawideł ludzkiego świata albo pojmujący je w wynaturzony sposób? Nie wiedział, czy w dalszej części wędrówki jego przypuszczenia i teorie znajdą potwierdzenie w rzeczywistości. Należało się jednak spodziewać, iż strefa zadziwi „zwiedzających” jeszcze nie raz.

Wymarsz nastąpił szybko, zdążył tylko uszczknąć kawałek mięsiwa z resztek konserwy pozostawionej przez jednego ze współtowarzyszy.

Naciągnął pelerynę antyskażeniową, posłuszny wskazówkom stalkera. „Niesympatyczny Nick” jak go nazywał w myślach, chyba wiedział, co robi. Szorstkość przewodnika nie przeszkadzała biologowi, oby tylko wyszli cało z tej przygody. Nie chciał zginąć w pierwszym odcinku serialu o Strefie…
Jeszcze mocniej wczuł się w rolę, ponieważ scenerii wokół nie powstydziłby się zachodni plan filmowy. Wyjście oplecione jakimś rodzajem... grzybni? Wszystko na to wskazywało, stalkerzy napomknęli coś o „zarodni”. Zresztą nie musiał ich słuchać, bo ufał swoim zmysłom, wiedzy i instynktowi. Drobinki fruwały w powietrzu, niczym płatki śniegu. Podążył za Abi w stronę gąbczastej ściany.


Popatrzył jak stalkerka dość zręcznie i bez obaw zanurza dłonie w biomasę, wyciągając specyficzne jagody. Upewnił się, że nic mu nie grozi. Przyjrzał organizmowi, który pulsował i wypluwał zarodniki. Umykał on jednoznacznemu opisowi, a wręcz całkowicie uniemożliwiał identyfikację. Należało zmienić myślenie kategoriami gatunków. Ten twór kierował się własną filozofią, lecz natrafił na Wilgrainesa doktora Londyńskiego King’s College, który był zmotywowany, aby pomóc sobie i reszcie ekipy.
Z chęcią więc podjął grę, zanurzając rękawice w labirynt spotworniałych tkanek. Umysł biologa mógł wreszcie zająć się pracą po okresie długoletniego snu…
 
Deszatie jest offline  
Stary 08-11-2018, 22:04   #77
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
W brzuchu Japończyka ponownie zaburczało. Nic nie jadł od… właściwie od bardzo dawna, mając na uwadze pobyt w hiberna torze. Koichi był przyzwyczajony do trudów i obciążającego organizm oraz psychikę trybu życia, lecz obecnie kalkulacja była prosta – albo coś zje, albo zacznie słabnąć. Poprosił o konserwę stojących przy prowizorycznym stole chirurgicznym Abi i Michaela. Dostał puszkę z mięsem od stalkerki. Jak na panujące warunki, był to iście królewski posiłek.

Nick zaczął krzyczeć i poganiać wszystkich, jakby miał straszne hemoroidy. Denerwował się i emocjonował tak mocno, że pewnie zaalarmował falą swoich emocji wszystkie okoliczne potwory. Przewodnik prowadzący ludzi do bezpiecznego miejsca powinien zachowywać spokój, a nie strzelać focha jak licealna cheerleaderka. Kiedy poziom poziom dramaturgii stworzony przez stalkera przekroczył normy zarezerwowane nawet dla dojrzałych tragedii Szekspira, Nick wyszedł z kryjówki i pospiesznie udał się tylko w sobie znanym kierunku. Szedł szybko, nie wszyscy za nim nadążali.

Koichi zaoferował pomoc wolniej idącym towarzyszom. Zatrzymywał się na rozstajach i czekał na nich, kiedy Nick szedł dalej nie bacząc na to co się dzieje z hibernatusami. W końcu cała grupa doszła na zrujnowaną stację, gdzie ich marudny przewodnik kolejny raz dał upust swojej niechęci do swojej trzódki. Tym razem jednak w fochy i pretensje udało mu się wpleść zalecenia co do ochrony i konkretne zadania do wykonania. Japończyk spojrzał na ścianę, po której trzeba było się wspiąć pod sufit.
- Ja to zrobię – oświadczył krótko. Następnie zasłonił usta i nos kawałkiem materiału, który dotychczas służył mu jako ochraniacz na kolano, na dłonie nasunął zrobione ze skarpet ściągacze dotychczas służące jako kieszenie, tak, że z czarnego materiału wystawały tylko palce. Założył pelerynę antyskażeniową a drugą, nieco pociętą, dał Joemu. Na koniec odpiął łom od pasa, aby nie przeszkadzał podczas czekającego go zadania.

Ściana po której trzeba było się wspiąć, na pierwszy rzut oka była gładka. Koichi podszedł i obejrzał ją dokładniej, szukając najmniejszych nierówności, które mogły umożliwić wejście pod sufit i naprawę kabli. Mur był popękany – w wielu miejscach były szczeliny dające punkt zaczepienia dla wprawnych, silnych palców zaś twarde krawędzie podeszew butów można było oprzeć na wystających cegłach. Japończyk zaczął się wspinać, mając na uwadze, że stare cegły mogą odpaść i wtedy spotka się z twardą posadzką peronu. Przygotował się na taką okazję i cały czas, gdy wyszukiwał optymalnego chwytu aby się podciągnąć, planował jak z takiej pozycji może zamortyzować upadek. Był prawie pod sufitem i mógł dobrze przyjrzeć się rozłączonym kablom. Znalazł solidne oparcie dla stóp, żeby na nich utrzymywać większość ciężaru ciała i sięgnął po wtyczki.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 10-11-2018 o 11:58.
Azrael1022 jest offline  
Stary 09-11-2018, 13:15   #78
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację

Joe odpłyną jak tylko Keira położyła się obok. Ciepłe ciało przylegające do jego boku było niezwykłym doznaniem. Gdyby tylko nie był tak zmęczony i gdyby byli w innym miejscu...
Sny zaatakowały go z zdwojoną siłą. Bez składu i logiki przechodziły płynnie z przerażających krwawych koszmarów w erotyczne sny nastolatka i znów z powrotem i tak w kółko.
Joe obudził się łapiąc ciężko oddech. Nie wiedział jak długo spał... Lecz czuł, że udało mu się nieco pospać.
Uśmiechnął się spoglądając na śpiącą jeszcze Keirę. Odgarnął kosmyk włosów wpadających jej w twarz. Wyglądała tak błogo we śnie.
Nick już zaczął coś tam robić.
- Dzień dobry Keiro, czas wstawać. - obudził ją delikatnie.

Teraz trzeba było jeszcze coś zjeść. Joe musiał zwrócić się z prośbą do pozostałych, zgarnęli wszystkie puszki nim on dostał się do szafki wtedy przy hybernatorach.
Nick coś plótł o wskrzeszaniu Hellhounda... Joe nie wiedział co o tym myśleć. Dlatego wolał się skupić na jedzeniu.

Ruszyli poganiani przez Nicka. Joe był zdeterminowany, by tym razem nie dać się rozdzielić z Keirą. Tym razem na pewno będzie wierny swej obietnicy.
Wrócili na peron, na którym był już z Marianem. Wszędzie była ta gąbczasta żywa tkanka, a w powietrzu fruwały zarodniki.
Joe jak poprzednio postarał się zabezpieczyć.
Najwidoczniej Japończyk widząc brak peleryny podzielił się swoją.
- Koichi? tak? Dzięki wielkie. - odparł Joe odbierając pelerynę.
- Ma ktoś może taśmę klejącą? - rzucił w tłum, przydało by się zabezpieczyć odcięte fragmenty.

Nick się go uczepił jakoś. Joe wzruszył ramionami. Przecież przeprosił, co tamten jeszcze chciał?
- No bo wyskoczyliście tak z mroku tak nagle... - wytłumaczył się nieco nieskładnie.
Podjął się jednak zadania. Dojść, przestawić weichy... jasne. Tylko jak pod tym żywym dywanem dostrzeże napis "ON/OFF" ?


percepcja: 9
mieliśmy dwa rzuty zrobić? Jak tak, to to drugi: 6


 
Ehran jest offline  
Stary 12-11-2018, 10:07   #79
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Co dalej? Nie, nie co dalej teraz, ale potem? Dojdą za mur i co wtedy? Co zrobi ze swoim życiem jeśli uda mu się wydostać ze strefy? Chwilę zastanawiał się, czy to właśnie takie same, beznadziejne uczucie towarzyszy wieloletnim więźniom, gdy pewnego strasznego poranka odzyskują wolność. Uznał, że nie. Tu cały świat stał na głowie.

Podskórnie czuł, że musi jak najwięcej dowiedzieć się o strefie, zwłaszcza od Abi. Nazwała siebie techmikiem. Nie słyszał wcześniej takiego określenia, ale nie miało to znaczenia. Wiedział, że potrafi improwizować, stworzyć coś z niczego, miał wiedzę medyczną, którą mógł skonfrontować z obcą budową pozaświatowców. Wykonywał polecenia Abi, a gdy nabrał wprawy i zauważył, że Abi ma chwilę spokoju zapytał:
- Skąd nazwa techmik?

Po wysłuchaniu odpowiedzi i większego skupienia, które przeznaczył na wycięcie "gumijagody" zapytał jeszcze:

- Strefa się poszerza, dobrze słyszałem prawda? ...i gdzieś tam, wszędzie są ludzie w lodówkach, z każdym dniem coraz dalej od granicy? - Michael nie powiedział dlaczego o to pyta, zamiast tego zainteresował się co dalej uczynią z zebranym sokiem.
 
Rewik jest offline  
Stary 13-11-2018, 03:53   #80
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - Ciemność i czerwona mgła

Sigrun i David




Mimo obaw i dość niejasnej sytuacji obudzili się sami. Bez żadnych przygód, napaści i odwiedzin potworów. Przebudzenie po ciemku nie było przyjemne. Tak samo jak spanie na zimnej, mokrej i twardej podłodze. Za wyściółkę mieli bowiem tylko zabrane ze schroniarskich szafek kombinezony ochronne które służyć mogły za poduszkę, kołdrę i materac. Spanie więc do wygodnych nie należało.

Przebudzenie Sigrun było gwałtowne. Z ciemności przebudziła się w ciemność. We śnie coś zdawało się ją pętać, dusić, łapać, topić czy coś podobnego. Zerwała się jak poparzona i natknęła się na ciemność. Dopiero po chwili udało się zapalić światło i zorientować, że jest w starym, podziemnym kiblu. I jest ciemno bo światła nie ma bo pogasili przed spaniem a nie, że coś… Już sama nie wiedziała czy ten koszmar to echo jakiegoś jej dawnego życia czy to już to co przydarzyło im się tutaj do tej pory.

David obudził się mniej gwałtownie. I niezbyt pamiętał co mu się śniło. Ale nie było to nic przyjemnego. Więc oboje byli obolali jak to bywało po spaniu w takich warunkach. Ciała zesztywniały i działały jak wypełnione ołowiem. Ale jednak te nużące zmęczenie ustąpiło. Umownie można było uznać, że przynajmniej pod tym względem się wyspali. No ale byli za to głodni. Teraz gdy adrenalina i strach przestały trzymać ciał i umysłów w swoich szponach, gdy odespali zmęczenie, żołądki dopominały się o swoje prawa. Na szczęście konserwy znalezione w szafkach schronu okazały się całkiem zjadliwe. Trochę gorzej było, że zostało im po trzy na głowę. Na nie wiadomo jak długo. No i woda w manierkach właściwie się skończyła.

Australijczyk był co prawda w stanie zmajstrować różne urządzenia zdatne do zbierania wody. A nawet przyzwoicie oszacować czy dana woda nadaje się do picia na surowo, po przegotowaniu czy w ogóle. Tylko nie był do końca pewny czy zasady z dawnego świata działają też i tutaj, w strefie.

Szwedka zaś znalazła jakieś ustrojstwo. W pierwszej chwili wyglądało na jakąś nogę od krzesła, framugę czy inny taki suchy badyl. Ale po chwili zorientowała się, że to coś bardziej skomplikowanego. Gdy znalazła w pobliżu łukowaty fragment wiedziała już, że ma do czynienia z jakąś kuszą domowej roboty. Tylko cięciwa była zerwana co czyniło ją bezużyteczną. Aby móc jej używać trzeba by znaleźć nową i ją założyć. No i bełty czy coś podobnego do strzelania. Też trzeba by coś wymyślić na tą okoliczność.




Stalkerowa grupa



- Nie wiadomo czy są jeszcze jacyś żywi, nie odmienieni ludzie. Może byliście ostatni? Tego nikt nie wie. Nie znajdujemy was co jedną wyprawę do strefy. Po prostu czasem się natrafia na zapieczętowane schrony a w nich na mrożonki. - Abi nie wydawała się przywiązywać zbyt wielkiej wagi do możliwości znalezienia jakichś ocalałych. Raczej jako zdarzenie losowe podczas wyprawy do strefy i to chyba nie na tyle prawdopodobne aby wiązać z tym jakieś większe nadzieje.

- I techmik bo technik - mieszacz. Sam widziałeś jak to wygląda. Na żadną, porządną naukę z waszych czasów to się nie łapie nie? Taka tam alchemia i magiczne hokus - pokus. - dorzuciła na odchodne i przez gazmaskę żartobliwy uśmiech dało się bardziej usłyszeć niż zobaczyć. Kolejne spotkanie już jednak nie było w tak przyjacielskiej atmosferze.

- Tylko tyle? - Abi tak skwitowała wysiłek trójki hibernatusów gdy zerknęła do puszek i butelek jakie znaleźli i do jakich nazbierali dziwnych owoców czy gruczołów nie-wiadomo-czego. Tknięty zachowaniem partnerki Nick też zajrzał. Najwięcej uzbierał Michael. Z jakąś całą, 1.5 butelkę po jakimś soku. Bladolica Keira i ciemnowłosy Mervin uzbierali gdzieś po pół litra.

- Na szóstkę. - stalker popatrzył po hibernatusach jakby szacował coś pod względem ich i tych “gumijagód”.

- Myślisz, ze starczy? - zapytała go Abi zerkając na niego i na znaleźną miskę do jakiej przesypali zbiór. Stalker chwilę nie odpowiadał obserwując wyjście do jakiego planowali się wpakować.

- I tak nie mamy wyjścia. Zaraz się tu hellhoundy zlecą. Trzeba szyć z tego co mamy. - głos Nortona był ponury. Patrzył to na czarną czeluść jaką przyszli na tą stację to na te wyjście jakim planowali zwiać przed “zabitym” stworem. Wyglądało jakby szacował gdzie mają większe szanse. Abi więc pokiwała głową czy raczej gazmaską i zabrała się za robotę. Teraz była okazja przyjrzeć się po co było zbierać te niewielkie drobiazgi.

Najpierw Abi wzięła większego kamulca z podkładu torów i zaczęła rozgniatać na miazgę. Te małe owoce rozbryzgiwały się soczyście uwalniając swoją klejącą, niebieskawą zawartość.Wydawało się, że jest ich kilka gatunków ale może był jeden tylko w kilku fazach rozwoju albo jeszcze coś innego. Tego Abi nie wiedziała. Nick podobno też nie. Ale wiedzieli jak to działa. Skroiła do miski trochę jednej ze świeczek i wymieszała wszystko jeszcze raz.

- Podchodźcie po kolei. Trzeba was namydlić. - przywołała ich gestem ręki i potem rozsmarowywała tą powstałą maź po kombinezonach. Masa trochę ściekała po wodoszczelnych skafandrach i wyglądało to trochę jak świeżo rozpaćkana po nich plakatówka albo pasta do zębów. Przynajmniej pod względem konsystencji. Stalkerka szybko uporała się z “wypaćkaniem” całej grupki. Z tego co w międzyczasie mówiła owa masa gumijagodowa zwiększała szansę, że zarodnia ich zignoruje.

Koichi też stał w kolejce do swojej porcji kleistej papki. Co prawda udało mu się wreszcie wspiąć i połączyć co trzeba ale to było dość trudne i problematyczne “w końcu”. Zajęło mu to więcej czasu, nerwów i potu. Ściana tylko z pozoru wydawała się taka gładka i równa. Głównie dlatego, że porastał ją ten dziwny mech czy co to tam było. Miało to wszystko całkiem sporo wypustek, wgłębień, wrośniętych lian, żył czy gałęzi które można było się złapać, oprzeć, podciągnąć czy odbić tylko, że to wszystko było obce. Albo kruszyło się, albo ułamywało i wspinacz musiał zawisnąć na pozostałych kończynach. Z tych uszkodzonych naczyń, pnączy czy czegoś czym to było sączył się jakiś gęsty płyn, jak jakaś żywica. A czasem nawet coś zaczynało unosić się jak dym zamiast ściekać albo skapywać na dół. Ale wreszcie udało mu się dostać do owej skrzynki i w niej posklejać i poskręcać co trzeba. Musiało zadziałać bo ledwo to podpiął i gdzieniegdzie rozjarzyły się ocalałe żarówki. Ale w tej zawiesinie w powietrzu i często zarośnięte błonami dawały czerwonawe światło jak w jakiejś ciemni fotograficznej albo ledwo co prześwitywały. A ile z nich zarosło tak, że nawet jak świeciły to nie było ich widać to trudno było zgadnąć. Zeszło mu jednak tak długo, że skończył ledwo parę chwil przed powrotem dwójki stalkerów. Na podziemnej stacji nadal było bardziej ciemno niż jasno ale mimo to stalkerzy wrócili po ciemku, gdy byli sami nadal nie używali latarek ani innego światła.

Joe i Marian, bo na nich spadło zadanie z włączeniem odpowiednich dźwigni też wypełnili swoje zadanie. Chociaż też nie poszło bezproblemowo. Gdy otworzyli drzwi wskazane im przez stalkera te poddały się opornie. A potem było jeszcze jeśli nie trudniej to dziwniej. Korytarz był zarośnięty bardziej niż te ściany stacji. A może po prostu był węższy to wydawał się bardziej zarośnięty. Wyglądało to trochę jak zatopiony korytarz jakiegoś starego wraku zarośniętego wodorostami bujającymi się w rytm prądów wody. Tutaj żadnych prądów ani wody ani powietrza nie czuli, przynajmniej przez szczelne kombinezony ale te dziwne organiczne coś, bujało się i tak w podobnym rytmie.

Korytarz, i to oświetlany tylko za pomocą latarek wyglądał bardzo odpychająco. Właściwie instynkt podpowiadał aby w takie dziwne coś lepiej nie wchodzić. Ale tam właśnie prowadziło ich polecenie stalkera. Na szczęście okazało się to nie tak daleko. Trochę prosto a potem korytarz skręcał. Jednak po tym zakręcie traciło się z oczu wejście jakim to weszli więc nie poprawiało to samopoczucia. Ale kawałek dalej było jakieś wejście które rozpoznali tylko dlatego, że w świetle latarek błysnął metal klamki. We dwóch mieli co robić aby odblokować zarośnięte drzwi. To wydawało się najpoważniejszą przeszkodą bo za drzwiami był porzucony i zarośnięty pokój kontrolny. Tam na głównym panelu rzucały się w oczy dźwignie ustawione na “OFF” które dość łatwo dało się przestawić na “ON”.

Wracając już z powrotem Joe potknął się o jakieś zarośnięte coś. Nie był pewny czy przypadkiem nie o jakieś kości. Aby się nie przewrócić złapał się ściany ale dłoń trafiła mu na jakiś bąbel który pękł obryzgując mu rękawicę i rękaw skafandra czymś. Dał się słyszeć jakiś syk, jakby coś zostało przebite i powietrze uciekało z sykiem. Roślinne cosie obrastające korytarz zafalowały pobudzone. Aż trudno nie było nie pomyśleć co Nick mówił o chwytających mackach. Ale szybko udało im się pokonać ostatni odcinek tego zarośniętego korytarza i wybiec na zewnątrz. Wrócili do stacji jakoś akurat gdy Koichi zaskakiwał na zarośnięty peron a zanim uspokoili oddechy wróciła też i para stalkerów.

- Zbieramy się! Zaraz tu będą! - Nick nie dał nikomu czasu na narady czy podziwianie widoków. Ledwo Abi skończyła obsmarowywać ostatnią osobę jej przesympatyczny partner stał już przy wyjściu ze stacji ponaglając resztę grupy ruchami dłoni. - Wyprowadź ich. A wy japońska wycieczka, nie robić przystanków, idźcie środkiem, dotykać jak najmniej, wszystko traktujcie jak alarm albo pułapkę i zasuwać za Abi bez względu na to co się stanie. I streszczać się! - Norton mówił już wyjmując kolejne świece. Klękał i zapalał je szybko a Abi dała znać aby iść za nią i dała kroka w zarośnięty korytarz. Ten musiał pierwotnie być znacznie szerszy niż ten z jakiego niedawno wyszedł Joe i Marian ale teraz prześwit był taki jak tam a może i mniejszy. Zakręcał o 90* i prowadził w górę. Jakieś schody, kiedyś może nawet ruchome. A dalej było tylko gorzej.

Kolejne schodki, schody, półpiętra, kawałki prostych, zakręty… Wszystko po ciemku, w wąskich szpalerach światła latarek, wszystko zarośnięte pulsującym, żywym czymś. Wydawało się, że naprawdę zeżarła ich jakaś potężna bestia i są w jej trzewiach. Zalecenie stalkera aby “iść środkiem” wydawało się logiczne ale pewnie dlatego było też i to “dotykać jak najmniej”. Wszystko było tak zarośnięte, że nie dało się się przejść bez szwanku. Czasem Abi przystawała i musiała przedrzeć się przez jakąś gęstwę. Czasem trzeba było się przeczołgać albo przeskoczyć nad czymś. A potem było jeszcze gorzej.

Coś zaczęło się dziać. Ten cały żywy organizm, z początku prawie nie reagował na przechodzących po nim wędrowców. Ale zdawał się stopniowo ożywać. Po ramionach, nogach, kapturach zaczynały leniwie osuwać się jakieś dziwne wodorosty, macki czy nibynóżki. Im dłużej się przedzierali tym było ich więcej i zainteresowanie wydawało się większe. Ale w końcu coś zaczęło się dziać. Gdzieś na dole, za ich plecami. Ruchy tych wodorostów, pulsowanie pnącz, mini eksplozje jakichś drobinek zasypujących wnętrze dziwnym brokatem utrudniającym dodatkowo widok. Gdzieś z dołu doszło ich jakieś dziwne odgłosy. Jakby wycie, powarkiwania, syki, odgłosy przecinanego ze świstem powietrza, grzechot pazurów po metalu i wszelkie odgłosy świadczące o toczonej tam walce.

Walka pobudziła cały mikroświat przez jaki szli, pełzali a gdy się dało to już biegli wędrowcy. Teraz już te macki, wici, wodorosty wyraźnie się ich czepiały próbując powstrzymać. Czasem udawało im się kogoś wytrącić z równowagi i przewrócić. Czasem trafiały się uderzenia mocne jak odciągniętą w pułapce witką i boleśnie smagały ciało a nawet je przewracały. Wreszcie ujrzeli przed sobą światełko w tunelu. Dosłownie! Coś tam przed nimi świeciło się na czerwono. - Wyjście! - krzyknęła biegnąca na czele stalkerka i wykrzyczała to z wyraźną radością. Jeszcze ostatni kawałek, jeszcze ostatnie schody i byli na zewnątrz! Wydostali się na ulicę! Tylko wszystko było jakieś takie dziwne…





Panowała jakaś czerwona mgła. Mgła zdawała się pochłaniać wszystko dookoła. Widać było tylko teren w obrębie może szerokości ulicy. Na dwadzieścia, może trzydzieści kroków dookoła. Stojąc na jednym chodnikiem ten po przeciwnej stronie już był niewyraźny. Budynki tonęły w tej czerwonej mgle i w pionie i w poziomie. Ludzie, w skafandrach uwalanych jakimś kleistym syfem, obsypani dziwnymi okruszkami po kolei wybiegali na powierzchnię. Chwiejąc się, ciężko oddychając i szczęśliwie mając wreszcie chwilę niesamowicie wolnej przestrzeni wokół siebie. Nic ich nie próbowało pochwycić ani powalić. Nie wyszli jednak z tej przeprawy bez szwanku.

Prowadząca ten rozwleczony peleton stalkerka zaliczyła rozdarcie i krwawiącą własną krwią pręgę na boku. Mervin podobnie chociaż te żwawe pnącza nie zdzieliły go pod bokiem to jednak sieknęły go zdrowo. Cichy Japończyk miał nieco więcej szczęścia. Coś go powaliło w pewnym momencie na schody, nawet stoczył się kilka schodków ale ostatecznie tylko rozdarł sobie skafander ale poza tym wyszedł z tego bez szwanku. Wielgachny Joe podobnie tyle, że jego sieknęło jak akurat wpadł na jakiś filar. I to w ten filar poszła główna siła uderzenia a jemu chociaż rozcięło kombinezon to właściwie nic się nie stało. Michael miał podobną przygodę chociaż on w tej chaotycznej ucieczce chyba spadł z peronu który nagle uciekł mu spod nóg. To było pechowe ale poza momentem strachu jak teraz na powierzchni nie sprawdził to poza przedziurawionym na jakimś wystającym pręcie skafandrze nic chyba mu się nie stało. Ale dopiero się oglądali a w tej buzującej od strachu i adrenaliny ciałach skrytych pod tymi podziurawionymi skafandrami mogły się skrywać kolejne obrażenia. Trzeba było to dopiero sprawdzić.

Co potrafią zrobić z człowiekiem te liany czy macki udowodniła Keira. Bladolica w skafandrze ochronnym biegła razem z resztą grupy. Ale po prostu miała mniej od nich szczęścia. Jedna macka owinęła się wokół jej ramienia. Dziewczyną zachwiało i upadła na kolano. Zanim zdążyła coś zrobić opadły ją kolejne liany. Albinoska krzyknęła. Potem krzyczała gdy żywa plątanina uniosła ją bez trudu w powietrze, wypustki na tych nibynóżkach podziałały jak piły i w momentalnie przecięły skafander, skórę, mięśnie i kości. Krzyk przeszedł a agonalny wrzask rżniętego bez znieczulenia ciała. W ciągu paru chwil albinoska rozpadła się w krwawych ochłapach na kilka niezależnych od siebie kawałków. Wszystko stało się zbyt szybko aby ktokolwiek zdążył zrobić cokolwiek. Parę chwil i biegła razem z nimi i parę chwil a jej ochłapy opadały na zarośniętą posadzkę. A wciąż byli w korytarzu z tymi mackami.

Ostatni po schodach wyszedł stalker. Też był usyfiony, zziajany i zakrwawiony jak i reszta grupki. Usiadł na najwyższym stopniu schodów i ściągnął gazmaskę a potem kaptur. - Witamy w strefie świeżaki. - mruknął zataczając trzymaną gazmaską krąg dookoła. Przez tą mgłę rzeczywiście widoczność była wybitnie strefowa. Trudno byłoby zgadnąć gdzie się znajdują nawet gdyby znali to miasto. Czerwona poświata była tak dziwna, że nie było wiadomo czy jest dzień, świt, zmierzch czy noc. Mgła skutecznie rozpraszała światło, ze nie było widać ani nieba, ani gwiazd i gdyby nie widok ulicy pod nogami nawet poczucie kierunków w pionie byłoby zaburzone.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172