|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-03-2020, 20:51 | #21 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 10 2053.IV.10 cz, wieczór, NYC Czas: 2053.IV.10 ,cz, wieczór Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, strefa niebieska, siedziba Koi Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz umiarkowanie i w oddali ciche eksplozje Padało. Oczywiście, że padało. W końcu to był Nowy Jork. Tylko tym razem dla odmiany padał grad a nie deszcz czy inny syf. O ten ziemski padół odbijały się małe, raczej białe grudki zmrożonej wilgoci. Rozpadało się jak już Amanda wracała z Dzielnicy Świateł. Wcześniej właściwie przez cały dzień było pochmurno no ale jakoś od rana nic z tych chmur nie padało. Dopiero o zmierzchu jakby kończący się dzień dał chmurom do namysłu, że “Teraz albo nigdy!”. No i sypnęło tym białym, zimnym styropianem. Amanda wracała z dzielnicy nowojorskiej rozrywki z mieszanymi uczuciami. Zbyt wiele nie udało jej się zdziałać. Ale nie bardzo miała pola do popisu. W połowie dnia jak opuściła biurowiec Koi musiała jeszcze zaliczyć wizytę w “Fugu” by odwiedzić Maki i przekazać jej nowe wieści no a potem wyprawić się do sąsiedniej dzielnicy no i jeszcze wrócić tak by się nie spóźnić na spotkanie. A nawet jakoś się uszykować. W końcu jakby nie patrzeć pierwszy raz miała się stawić na prywatnej wizycie w prywatnych komnatach szefowej. Odkąd zaczęła dla niej pracować jakiś rok temu jeszcze nigdy nikt na tak wysokim stanowisku nie okazał jej tyle zaufania. No a potem trzeba było jeszcze spotkać się z Maki i razem pojechać na wieczorną wizytę do szefowej. Jak się nie miało własnych czterech kółek to się to zwiedzanie miasta mogło zrobić trochę niewygodne. Na szczęście był system komunikacji miejskiej. Co prawda zawodny i traktujący sobie rozkład jazdy bardzo umownie no ale był. I na głównych trasach było na tyle dużo połączeń, że ten rozkład miał mniejsze znaczenie. Przynajmniej tak w środku dnia. No i właśnie zaczęło się już niezbyt dobrze. Co prawda z Ayumi i jej miłą i pogodną sekretarką rozstały się całkiem przyjemnie. Na Maki w “Fugu” musiała z kwadrans poczekać bo miała klienta. Recepcjonistka, ta sama co ostatnio, zażartowała nawet, że Inu powinna sobie wykupić kartę stałego klienta to by jej się opłacało jak tak często tutaj przyjeżdża. Maki gdy w końcu się pokazała przywitała się z Amandą jak z najlepszą przyjaciółką. Uśmiechnęła się ciepło, skinęła głową, objęła ją i symbolicznie cmoknęła policzkiem w policzek w ramach tego przywitania. - Tak się cieszę, że cię widzę Inu. Czy mogę spełnić jakieś twoje życzenia? - zapytała ciepło masażystka. Amanda zdawała sobie sprawę, że wszystkie dziewczyny z “Fugu” zwykle mówiły do klientów coś takiego. Ale zdawała sobie też sprawę, że nie do każdego. No i jeśli chodzi o Maki to rzeczywiście sprawiała wrażenie jakby najchętniej zaczęła masować i usługiwać swojej przyjaciółce tak prędko jak to możliwe. No ale tym razem nie bardzo miały na to czas. Musiały porozmawiać. Więc Maki poprowadziła Amandę w jakiś dyskretny zakątek gdzie mogły swobodnie porozmawiać. No i wtedy zaczęły się schody. - Powiedziałaś jej?! - Maki wydawała się przerażona słowami przepatrywaczki. Ledwo ta zaczęła mówić skąd i z czym właśnie wraca. Nawet nie zdążyła dojść do planów na wieczór gdy wyjątkowo Azjatka prawie weszła jej w słowo. I potem Amandzie dłuższy czas zajęło doprowadzenie jej do jakiegoś porządku. Wydawało się bowiem, że masażystka siedzi jak trusia jakby ją grom raził. - Ona mnie zabije… rozerwie mnie na strzępy… już po mnie… - mamrotała przerażona dziewczyna a w kącikach oczu błyszczały jej kryształki łez. Wydawała się kompletnie załamana. No ale z trudem ale jakoś udało się Amandzie doprowadzić ją do względnego pionu na tyle by ją zostawić w “Fugu”. Zresztą i tak musiała iść do kolejnego klienta. I ta rutyna chyba też pomogła jej wrócić na znajome tory. --- No więc Amanda mogła pojechać później do tej dzielnicy świateł. Ot chociaż na tyle by rozejrzeć się jak to wygląda. Po kilku rutynowych kontrolach dojechała miejskim autobusem zaprzężonym w konie do wschodniej dzielnicy. Bez większego trudu znalazła budynek dawnego ONZ gdzie była główna siedziba Lady Asher oraz jej najważniejszych ludzi i organizacji. No budynek robił wrażenie. Wieżowiec był niczym postawiona na sztorc karta do gry. Bo był wysoki, płaski i dość cienki. Jak na swoje proporcje. Jak większość wieżowców w tym mieście był przełamany. Atomówki jak gruchnęły kilka dekad temu to mało który wyższy budynek ostał się w pierwotnym kształcie. Ale to co spadło na ziemię i to co zmajstrowano potem to też było niczego sobie. Wieżyczki zrobione z fragmentów gruzu, podobnie skonstruowany płot, rów przed tym wszystkim, zasieki drutu kolczastego, reflektory no i strażnicy. O ile sama dzielnica rozrywki mogła kojarzyć się bardziej z Vegas niż z resztą metropolii to sama kwatera główna Lady Asher już była jak najbardziej w nowojorskich klimatach. Przy tym gmachu ten biurowiec w jakim urzędowali Koi wyglądał jak ubogi krewny. Bardzo ubogi krewny. Ale przynajmniej w dzień był to budynek na tyle publiczny, że można było po prostu do niego wejść. Przynajmniej do tej publicznej części. Ponieważ nie miała żadnego punktu zaczepienia zostało jej skierować się do recepcji. A tam sympatyczna recepcjonistka pomogła jej tyle co mogła. - Leroy Jackson? Tak pracuje tutaj. Ale teraz go nie ma. Chcesz mu zostawić wiadomość? - dziewczyna po drugiej stronie biurka popatrzyła na nią pytająco. W przeciwieństwie do Koi ta tutaj chociaż była ubrana w koszulę i rozsądną spódniczkę pasującą do dawnego, biurowego stylu to jednak jakoś tak rozmawiała bardziej naturalnie i na luzie bez całej tej etykiety jaka panowała u Japończyków. Pozwoliła sobie na luksus nie dopiecia najwyższego guzika koszuli. --- Ale w końcu właśnie zbyt wiele nie zdziałała. Czas jej się kończył. Musiała więc wracać do domu. Powrót okazał się nie do końca tak bezproblemowy. Właśnie zaczął padać ten grad jak już siedziała w autobusie. Autobus zatrzymał się przed punktem kontrolnym. Władza musiała sprawdzić dokumenty i udowodnić swoją ważność i niezbędność. To było rutynowe w tym mieście. Ale tym razem do Amandy przyczepił się jeden z wojskowych. Podała mu dokumenty, pokazała bilet. A dalej krzywo na nią patrzył. Takim bardzo nieprzyjemnym wzrokiem jakim nie uzbrojona kobieta raczej nie chciałaby być obdarzona przez uzbrojonego mężczyznę. Do tego z władzą. - Wyglądasz podejrzanie. Trzeba cię sprawdzić. - warknął ten wyższy, cięższy i raczej starszy od niej typ. Jakoś chyba bardzo spodobał mu się pomysł sprawdzenia jej. Ten drugi sprawdzał drugą połowę autobusu ale się nie wtrącał. Reszta pasażerów też miała na tyle instynktu zachowawczego by nie dyskutować z władzą w obronie ewentualnej terrorystki. Można było dostać za to po łbie. Pięścią, pałą albo ołowiem. Tudzież podzielić los za współudział. Więc milczeli. I udawali, że interesuje ich całkiem coś innego niż scena w tyle autobusu. - Wstawaj! - warknął ten zakapior w mundurze. Nie wiadomo jakby się skończyło gdyby nie ten drugi. - Ej kolego. - dał znak temu co już chyba czuł swoje łapy na tym sprawdzaniu Amandy. Ten podniósł wzrok i spojrzał na niego. Po czym za jego spojrzeniem powędrował za zasypane gradem szyby ku jakiejś sylwetce. Też w wojskowym poncho jak i oni. Ale spod kaptura wystawał daszek czapki. Oficer. - No! Tym razem wszystko w porządku! Ale następnym razem pilnuj się! - warknął ten co miał taką ochotę przetrzepać przemytniczkę i terrorystkę oddając jej dokumenty. Spojrzał na nią groźnie, na resztę pasażerów z których nikt nie odważył się nic powiedzieć ani zrobić. Po czym obaj ruszyli do wyjścia z autobusu. --- Przynajmniej reszta powrotnej trasy do domu obyła się bez większych problemów. Miała akurat czas aby się przygotować do wizyty u szefowej i zmyć z siebie trudy całego dnia. Według zegarka to trochę po 20-ej usłyszała pukanie do drzwi. Przyszła Maki. Wyglądała już znacznie lepiej niż pół dnia temu. Nawet przeprosiła za swój wcześniejszy wybuch histerii. Chociaż dalej trudno było powiedzieć by tryskała radością z powodu tej wizyty u szefowej. Raczej miała duszę na ramieniu no ale już udało jej się odzyskać panowanie nad sobą. No i dalej dziewczyna z “Fugu” przejęła na siebie rolę przewodniczki. Wiedziała na którym przystanku i w jaki autobus trzeba wsiąść. Zresztą okazało się, że Amanda też bo wracały znów do siedziby Koi. O tej porze już dziennej zmiany nie było ale straże ich przepuściły bez ceregieli. Maki poprowadziła Amandę schodami i korytarzami do tej części biurowca w jakiej dotąd nie była. Były już chyba kilka poziomów nad ziemią gdy wyszły na korytarz. Ten znów był pilnowany przez biuro i dwóch strażników. - My jesteśmy umówione do Ayuma Sana. - zaprezentowała ich msażystka a dwóch strażników skinęło głowami, że wszystko w porządku i otworzyło automatyczne drzwi by mogły wejść dalej. A dalej rozciągał się całkiem inny świat. Co prawda tylko korytarz i same drzwi po obu stronach. Jak w hotelu. No ale wyglądało jak w całkiem niezłym hotelu. Jak za czasów dawnego świata. Dywan, lampiony, donice z kwiatami, obrazy na ścianach. Już po tym było widać, że mieszka tu ktoś ważny. Pewnie same ważniaki jak Ayumi. Maki bezbłędnie poprowadziła przyjaciółkę do jednych drzwi które zdawały się niczym nie wyróżniać na tle innych. Miała już zapukać bo uniosła dłoń do drzwi ale ją zatrzymała. Przygryzła wargę, odwróciła się na chwilę w stronę Amandy jakby zastanawiała się nad czymś. - Inu… - zaczęła cicho i znów się zacięła na moment. - Nie wiem co się teraz stanie... Ale chciałabym żebyś wiedziała, że bardzo ci dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś. Wierzę ci, że byś mnie zabrała ze sobą jakbyś mogła. Szkoda, że nie poznałyśmy się tak dobrze wcześniej. - szepnęła blondwłosa Azjatka. I szybko pocałowała usta Amandy. A potem zapukała w drzwi. Długo nie czekały. Ayumi otworzyła prawie od razu. - Dobry wieczór dziewczyny. Cieszę się, że już jesteście. - przywitała ich na typowy wschodni sposób kłaniając się swoim gościom i wpuszczając ich do środka. Chociaż wydawała się mniej oficjalna niż zazwyczaj w biurze. Była ubrana w czarne kimono z czerwonymi kwiatami. Albo coś podobnego. Wskazała im na zestaw kapci do wyboru w jakich można było chodzić po mieszkaniu. A mieszkanie… No mieszkanie mogło robić wrażenie. Widać było ogrom włożonej tutaj pracy. Wnętrze wyglądało jakby ktoś je wyciął Japonii sprzed wojny. Atmosferę robiły klasyczne, japońskie lampiony jakie dawały ciepłe, przytulne, stonowane światło. Do tego unosił się ledwo wyczuwalny zapach kadzidełek. Na ścianach widać było chyba jakieś obrazy i ideogramy kojarzące się z klasyczną japonią. Na jednej z szafek stał charakterystyczny stojak na dwa samurajskie miecze. Długi i krótki, wielkości mniej więcej nieco dłuższego noża. - Może macie ochotę na trochę sushi? - zaproponowała Ayumi prowadząc je do niskiego stolika. Tak niskiego, że trzeba było siedzieć na pufach albo po prostu na matach rozłożonych na podłodze. Na tym stoliku były przygotowane jakieś talerzyki oraz oczywiście czajniczek i filiżanki do herbaty. Maki grzecznie skinęła głową mówiąc, że bardzo chętnie więc wylądowały przy tym stoliku we trzy. I kolacja zapowiadała się całkiem przyjemnie. Zwłaszcza, że gospodyni poprosiła by nie mówić o pracy. Czarna blondynka zdawała się zupełnie nie przypominać trzymającej na dystans szefowej. Surowej i wymagającej tak od siebie jak i od innych. Teraz raczej starała się jak mogła by być gościnną panią domu i jakby wpadły w odwiedziny dwie jej dobre koleżanki.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
01-04-2020, 12:01 | #22 |
Reputacja: 1 |
|
09-04-2020, 21:44 | #23 |
Reputacja: 1 | MIESZKANIE AYUMI |
10-04-2020, 21:14 | #24 |
Reputacja: 1 |
|
11-04-2020, 17:05 | #25 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 11 2053.IV.11 pt, wieczór, NYC Czas: 2053.IV.11 pt, wieczór Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Świateł, mieszkanie Julie Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz b.zimno, łagodny wiatr, mżawka - To poczekasz? Ja się szybko przebiorę. - rzekła blondynka o niezbyt długich włosach i kolczykiem w dolnej wardze zostawiając gościowi szklankę poczęstunku. Zdążyły spotkać się przed siedzibą dawnego ONZ jakąś godzinę temu. Jeszcze widno było. Zresztą teraz jeszcze też. Chociaż pogoda była pod psem. Czyli typowa dla tego miasta. Od rana panowała zimnica. Z rana padał deszcz a przez resztę dnia chmury kłębiły się jakby lada chwila znów miało lunąć. Chociaż nie lunęło. Ale i tak było wilgotno, szaro i ponuro. Do tego podmuchy wiatru ochładzały dodatkowo, że chociaż temperatura niby była na plusie to zimna wilgoć kradła ciepło z każdego odsłoniętego fragmentu ciała. Dlatego bez kurtki czy płaszcza nie było sensu wychodzić. Pomijając, że w tym mieście powietrze miało zwyczaj być widoczne i dało się je kroić nożem a do tego jak miecz nad głową wisiała groźba, że w każdej chwili buchnąć może jakimś syfem z którejś ze szczelin. Więc na ulicach dominowały zatukane w płaszcze i peleryny postacie. --- Przedpołudnie Grafik na ten dzień Amanda miała dość zajęty. Chociaż bez urwania głowy. Z samego rana, właściwie to już późnego ranka a może wczesnego przedpołudnia wygrzebała się z własnego łóżka razem z azjatycką blondynką. Maki pracowała prawie codziennie ale nie pracowała od rana. Więc mogły sobie pozwolić by pospać dłużej. Azjatka przy śniadaniu była cała w skowronkach i wczorajszy wieczór a zwłaszcza końcówkę, wspominała z sympatią i ciepłym uśmiechem. Zgodziła się też dołożyć coś do wspólnego garnuszka na tą drogę. - Oj Inu, i tak chciałam ci zapłacić tysiaka za tą podróż no to jak już z wami jadę to i wam zapłacę tego tysiaka za bilet. Mam nadzieję, że to nie ograniczy naszych relaksujących masaży w czasie wolnym. - Maki roześmiała się wesoło nie robiąc żadnych trudności z tą kasą. Tylko nie teraz bo teraz nie miała ze sobą takiej gotówki. Ale była się gotowa umówić z przepatrywaczką gdzie i jak może jej przekazać te pieniądze. - A kiedy spotkamy się następnym razem? Teraz zaczyna się weekend no to będę mocno zajęta. No ale dlatego też będę w “Fugu” gdybyś mnie potrzebowała. - chciała wiedzieć gdy już się rozstawały przed domem zamieszkałym chyba przez wszystkie dziewczyny z “Fugu” dokąd Inu odprowadziła swoją masażystkę. Stały tak jeszcze chwilę pod ponurym niebem i na ulicy zawiewanej nieprzyjemnym wiatrem. --- Południe Potem przyszła kolej na spotkanie z Kanmi. To akurat nie było takie trudne. Wystarczyło wziąć podwózkę konną furgonetką do ich ulubionej knajpy “U Marcusa”. Zastała go akurat jak coś jadł. Zapewne śniadanioobiad sądząc po południowej porze doby i obfitości posiłku. Blondyn był żywo zainteresowany jak poszło spotkanie z Ayumi i co z tego wyszło. Za to pytania o czarnego muscle cara z białą, płonącą czachą na masce chyba się nie spodziewał. Zastanowił się chwilę przeżuwając kolejny kęs i wpatrzony gdzieś w podłogę za stołem. - Taakk… Chyba tak… Chyba kojarzę podobną furę. Nie wiem czy to ta. Ale widziałem ją parę razy na mieście. Ma niezłego kopa. To chyba ma taką ktoś z Dzielnicy Świateł. Może ktoś z Psów ale nie jestem pewny. Tak słyszałem tylko. - rzekł z roztargnieniem gdy próbował się przeorać przez zasoby swojej motoryzacyjnej pamięci. A tych zasobów o furach, silnikach, kierowcach, trasach miał całkiem sporo. Przy okazji zrewanżował się wieściami o ich Land Roverze. Dzisiaj zaczęli montować osłonę przeciwwodną silnika. No to z parę dni potrwa. Ale z pracującym weekendem no to na poniedziałek, wtorek no na środę już na pewno powinno być zrobione. Reszta zamówionych bajerów była już zamontowana więc jeśli coś się nie spieprzy albo nie urodzi no to po tym terminie odzyskają swoją maszynę. No ale na razie do tej pory nie udało mu się zdobyć choćby namiaru na sprawne CBR. --- Popołudnie Popołudniu było zebranie w siedzibie Koi. Skład był szczuplejszy niż ostatnim razem. Właściwie poza Inu była tylko Ayumi i Hori. Ale w końcu Amanda odpowiadała za ich furę a Hori za resztę konwoju. I Japończyk nie meldował o jakichś większych trudnościach. Jeszcze parę dni i gdzieś do połowy tygodnia pojazdy powinny być gotowe do drogi. Zostały jeszcze te CB radio bo jednak nie było go tak łatwo zdobyć. Chociaż trafił na handlarza który mu obiecał, że sprowadzi, znajdzie i tak dalej. Więc była szansa, że może się uda to załatwić w przyszłym tygodniu. Podobnie z przeróbką ciężarówki jaka miała przewozić krwistoczerwone Porsche. Dźwigary na beczki były już zrobione. Beczki też sprowadzono. Więc można było już załadować przesyłkę na pakę i zasłonić ją tymi dźwigarami. Hori zaprosił nawet na małą demonstrację do chłodnych pomieszczeń podziemnego parkingu. No i rzeczywiście tam już okularnik Sadao prezentował mechanizm. Okazało się, że zrobił to jako rampę jaka unosiła się do góry. Trochę podobnie jak kiedyś montowano drzwi do garaży. Rampa wraz z beczkami unosiła się do góry. Tylko hydraulika napędzająca rampę miała swój limit więc mechanik sugerował, że beczki lepiej by nie były napełnione do końca. Przynajmniej nie wszystkie. No ale gdy się rampa uniosła w kontenerze ciężarówki przezentował się ukryty za nią garaż akurat na jedną osobówkę. A jak się opuściła po paru chwilach to wyglądało to jak tył ciężarówki przewożącej beczki. Natomiast nie było Leroya. Może uznał, że jak się zjawia raz na tydzień to wystarczy a w poniedziałek przecież był. Może więc pokaże się w ten poniedziałek po weekendzie gdy też Ayumi planowała kolejne zebranie. Ale dała znać, że spieszyć się z wyjazdem w tak daleką trasę nie trzeba więc chyba w przyszłym tygodniu raczej nie ruszą w drogę. By można było dopiąć przygotowania na ostatni guzik. I Hori wydawał się być zadowolony z takiego werdyktu. - A jak dotarłyście wczoraj z Maki do domu? Wszystko dobrze? - już gdy Hori wyszedł i Ayumi też zbierała się do wyjścia zapytała jeszcze w progu Inu o tą końcówkę wczorajszego wieczoru. Przez całe spotkanie szefowa wydawała się miła i żadne z wieści jakie przynieśli z miasta jej podwładni jej nie rozzłościło. Ile ten luz w grafiku miał wspólnego ze sprawą Leroy’a tego Inu nie wiedziała. Ale nie można było wykluczyć, że to może być jeden z powodów wyrozumiałości szefowej co do czasu potrzebnego na przygotowania. --- Zmierzch Po powrocie do domu Amanda wreszcie miała trochę czasu dla siebie. Mogła przeprać swoje rzeczy i zostawić je do wyschnięcia. Przy takiej kiepskiej pogodzie to mogły schnąć i dwa dni. I już jej zbyt wiele czasu nie zostało do umówionego spotkania z Julie. Akurat by się przygotować i zabrać ze sobą trzy paczki zdobytych w zatopionym markecie szlugów. Okazało się, że u Chińczyka na rogu wystarczyły dwie paczki aby zdobyć pojemnik z maścią o przyjemnym zapachu. Jak zapewniał do masażu będzie idealne! Zresztą miał tego trochę o różnych zapachach. Od igielnego, przez aromaty kojarzące się z kwiatami i owocami. --- Wieczór - Jeszcze się odświeżę i będę gotowa! Napijesz się czegoś?! - Amanda zdążyła w sam raz na koniec zmiany Julie. No i ta znów się urwała studencki kwadrans prędzej. I potem konnymi autobusami pojechały do niej. No i teraz brunetka czekała aż blondynka uszykuje się do wyjścia. Okazało się, że recepcjonistka mieszka podobnie do niej. Może we własnym a może w wynajmowanym mieszkaniu na trzecim piętrze kamienicy. Ma do dyspozycji dwa pokoje, kuchnię i łazienkę. Taki kamieniczny standard. Mieszkanie nie było wysprzątane na błysk ale przez to panował jakiś swojski, domowy nieład. Na jednej z półek dostrzegła całą kolekcję CD-ków do grania i DVD do oglądania. Ale to chyba był całkiem popularny element nowojorskich mieszkań. Telewizji może nie było ale były komputery, laptopy, telewizory i wieże do odtwarzania filmów i muzyki. Więc jak ktoś miał coś ponad niezbędne minimum to starał się coś mieć podobnego. - Przepraszam za bałagan, nie spodziewałam się gości! - krzyknęła gdzieś z łazienki gospodyni szykująca się do wyjścia. Spieszyła się co było widać. Tą mieszaninę zniecierpliwienia, chaosu, pośpiechu i ekscytacji by już przewinąć do tego co najfajniejsze. Do piątkowej imprezy na jaką czekało się cały roboczy tydzień. No ale jak się czekało na taką szykującą się osobę to był czas na podziwianie wnętrz. Samą gospodynię zresztą też. Bo Julie bez wahania pozbyła się swoich firmowych ciuchów prawie jak tylko weszły do jej mieszkania. Ale zanim nałożyła te które planowała na wieczór poszła do łazienki w samej bieliźnie. Przy okazji więc Amanda mogła dostrzec, że na swojej szczupłej sylwetce ma trochę tatuaży których pod wierzchnim ubraniem tak nie było widać. Miała wytatuowane większość jednego ramienia i jedną łopatkę. I jakieś małe coś po lewej stronie pępka. Teraz sądząc po pluskach dobiegających z łazienki doprowadzała się do porządku po całym dniu pracy w recepcji. Ale chyba nie chciała się tak całkiem odcinać od swojego gościa bo drzwi do łazienki były do połowy otwarte.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
20-04-2020, 21:12 | #26 |
Reputacja: 1 | PRZEDPOŁUDNIE - Nie chcę byś biegała z tą kasą. - Inu mruknęła cicho gdy jeszcze siedziały w kuchni jedząc śniadanie i popijając kawę. - Może wpadnę w weekend i zgarnę część? No… mogłabym się nawet umówić… na jakiś masaż. - Masaż? Byłoby cudownie. - Maki uśmiechnęła się ciepło i sympatycznie z miejsca zgadzając się taki dodatek do ich spotkania. - Ale w weekend to najlepiej rano albo tak do południa. Bo na 18-ą już muszę być w “Fugu”. A jak przyjdziesz do naszego domu to ci wypłacę ile zechcesz z tego tysiaka. - dopowiedziała szybko pogodnym tonem ciesząc się, że może łączyć przyjemne z pożytecznym. - To wpadłabym rano… no może niezbyt wcześnie. O której musisz wyjść? - Inu dopiła kawę i odpaliła papieros. - Zwykle wychodzę tak z pół godziny wcześniej. Nie mam zbyt daleko. - uśmiechnęła się Azjatka tym swoim uprzejmym, ciepłym, łagodnym uśmiechem. - Jeśli byś miała ochotę na masaż to najpóźniej byś musiała przyjść jakoś o 15-ej. Ale wcześniej też zapraszam cię bardzo serdecznie. Przyjdź zresztą o której chcesz. - dorzuciła jeszcze parę detali zapraszając Inu na to sobotnie spotkanie. - To postaram się wpaść wcześniej. - Inu przytaknęła z ulgą. Piętnasta była to godzina, na którą była w stanie chyba dotrzeć, nawet po imprezie z pewną recepcjonistką. Chwilę później kobiety wyszły z domu INu i zeszły na dół kamienicy. INu postanowiłą odprowadzić dziewczynę do domu. - No to chyba jesteśmy umówione. - ucieszyła się blondwłosa Azjatka. Na koniec otarła policzkiem o policzek przepatrywaczki w przyjaznym pożegnaniu i pomachała jej dłonią na pożegnanie nim weszła w trzewia domu w jakim mieszkała wraz z innymi dziewczynami z “Fugu”. Inu przytaknęła ruchem głowy i odpaliwszy papieros obserwowała jak blond Azjatka znika w budynku. Władowała się w niezłe gówno. Przyjemnie jej, cieplutko, ale cały czas miała dziwne uczucie, że coś śmierdzi. Na spokojnie wypaliła papieros obserwując budynek i jego okolicę nim ruszyła w kierunku domu Kanmi. POŁUDNIE Inu odpaliła papieros przyglądając się swojemu kierowcy. Nadal cholernie się jej podobał mimo tego całego randkowania z Maki więc… chyba jeszcze była normalna. - Byłbyś w stanie się o nim… o tym muscle carze dowiedzieć więcej… wiesz… bez narażania własnego tyłka? - Tak, chyba tak… Chociaż musiałbym się bujnąć do Dzielny Świateł… Zobaczę, może kumpel pożyczy mi brykę… - Kanmi zastanowił się nad odpowiedzią żując kawałek pieczeni i zapijając piwem. Zmrużył oczy, pokręcił głową ale mówił jakby taka sprawa była do zrobienia. - A jak wam poszło u Ayumi? - zapytał zerkając znad talerza na swoją partnerkę. - Tylko uważaj na siebie, dobrze? Właściciel.. ech.. jeszcze trochę i by mnie do tej fury zaciągnął siłą. - Inu odpaliła papieros zastanawiajac się jak by tu ubrać odpowiedź na drugie pytanie. - A u Ayumi… no jeśli chodzi o Maki.. to oficjalnie jesteśmy parką. - Mruknęła. - To ją przekonało do tego by pojechała z nami tyle że.. muszę się dowiedzieć kim jest ten Leroy. - Coś ci zrobił? - Kanmi zbystrzał i zamarł trochę z niezbyt mądrą miną bo zatrzymał szczęki w pół gryza co nie wyglądało zbyt poważnie. - Tylko próbował zastraszyć, ale wstawili się za mną barmanka i jego kumpel to dał se siana. - Inu wzięła kilka buchów. - Jest ok... tylko jestem ciekawa co ten typek tam robił… wiesz to było tuż obok pracy Leroya. - Aha czyli wszystko dobrze? No to dobrze. - blondyn wyraźnie się uspokoił i wrócił do jedzenia. - A ten typ nie wiadomo… A był jakoś specjalnie ubrany? Jakiś mundur, emblematy czy coś takiego? No i jak cię uratowała barmanka i jakiś inny gość to chyba powinnaś im piwo postawić czy coś. - uśmiechnął się na koniec zerkając znad talerza na rozmówczynię po drugiej stronie stołu. - Gostek wyglądał wiesz jak dawny punk czy metalowiec... spokojnie mógłby należeć do jakiegoś gangu w Det. Łysy z brodą. Z resztą miał na imię “Metal”. - Inu parsknęła. Prawdą było, że nie pierwszy raz ją zaczepiano i miło, że skończyło się bez wyciągania spluwy. Przyglądała się przez chwilę blondynowi. - Barmance zostawiłam napiwek, a tamten Gostek nie chciał ze mną gadać. A z resztą… tamten miał brązowego terenowego pickupa. - Zakiepowała peta w przeznaczonej do tego puszcze i oparła się o stół. Swoimi szarymi oczami wędrowała po twarzy Kanmi. - Co ty na to, że będziemy z Maki udawać parkę? - Metal? I punk? I brązowy pickup? Dobra sprawdzę. I jak to macie z Maki udawać parkę? - blondyn pokiwał swoją blond głową, upił piwa ze szklanki i otarł usta rękawem przyjmując do wiadomości to co miał się dowiedzieć w dzielnicy Donny. Ale tego chodzenia z Maki to widocznie potrzebował więcej wyjaśnień. - Tak przekonałam Ayumi, że nie chcę się z nią rozstawać aż na cztery tygodnie. Pod jednym warunkiem zgodziła się, że może z nami pojechać... normalnie, legalnie. Nie będzie żadnych przebieranek. - Inu spokojnie wyjaśniała ostatnie ustalenia przyglądając się swojemu kierowcy. - No jak inaczej się nie dało… - odparł po chwili zastanowienia wzruszają ramionami chociaż twarz miał lekko wątpiącą. - No ale hej! Udało się! No to przynajmniej to mamy z głowy. - szybko jednak zwątpienie zostało zastąpione przez radość. Wzniósł szklankę piwa do góry w toaście po czym upił spory łyk. Zaraz otarł rękawem usta z piany i wrócił do jedzenia. Zjadł kawałek zastanawiając się chyba nad czymś. - Słuchaj ale jak dobrze rozumiem to ona nigdy nie była za miastem? Maki. Ona wie w co się pakuje? Co trzeba zabrać na drogę? Weź może sprawdź czy ona ma wszystko co może być potrzebne po drodze. No jakieś śpiwory, karimaty, ciepłe ubrania, no takie podstawy. Bo ja nie wiem czy ona w ogóle wie jak świat za rogatkami enklawy wygląda. Bo chyba nie bardzo. - widocznie blondynowi przyszła do głowy ta myśl co oznacza zabranie w trasę kogoś kto chyba nigdy w takie trasy nie jeździł. A podróż szykowała się długa i skomplikowana. W końcu trzeba było przejechać praktycznie w poprzek całych dawnych Stanów. - Ogarnę to. W weekend się widzimy. - Inu przytaknęła blondynowi. Nie pomyślała o tym. Mogła coś pożyczyć Maki, ale też nie miała jakichś hiper zapasów ciuchów i sprzętu. - Zgodziła się bym zgarnęła część kasy.. potrzebujemy jeszcze czegoś do auta? - O! Zgodziła się rzucić kasą? No to gratka! - tych wieści kierowca się widocznie nie spodziewał. Dokończył jeść obiad i odsunął talerz od siebie. Oparł się o oparcie ławy z połową piwa w szklance i zastanawiał się chwilę. - No teraz do samochodu to raczej nie. I tak czekamy parę dni aż zamontują tą osłonę silnika. Raczej nie będą robić niczego nowego jeśli tego nie skończą. A ile ona chce rzucić tej kasy? - rozparty na ławie mężczyzna trzymał swoje piwo rozmyślając na głos nad tym jak dodatkowa kasa zmienia ich sytuację. - Ile będziemy potrzebować. - Inu była ciekawa czy Kanmi coś wymyśli. - Ja myślałam też o jakichś zapasach… wiesz… gamblach na wymianę. - O. To mówisz, że jedzie z nami sponsor? - Kanmi uśmiechnął się ironicznie. Ale upił łyk ze szklanki i rozejrzał się dookoła lokalu. Wzniósł do góry szklankę, już prawie pustą w stronę baru aby przykuć uwagę Kelly i ta skinęła głową dając znać, że widzi i zaraz podejdzie do stolika. - Nie wiem ile ona chce dać tej kasy. Jak coś więcej można kupić szlugów na wymianę. Albo lekarstw. Dragi też mają niezłe wzięcie za miastem ale cholera jak nas na jakimś trzepaniu z nimi złapią no to może być kiepsko. Chyba, żeby jakąś skrytkę zamontować w wozie to można by pobawić się w szmugielek przy okazji. Może tutaj, może gdzieś dalej. Trochę nie wiadomo co by na trasie miało wzięcie na taką wymianę. No albo zainwestować w maszynę. Jakieś pancerne szyby, montaż ciężkiej broni, trapy pod koła… Chociaż to znów by przedłużyło wizytę w warsztacie. A nie wiadomo kiedy będziemy startować. No a montaż na broń to jedno a sama broń i zezwolenie to też co innego. - wspólnik Amandy chyba był w dobrym nastroju pozwalając sobie na snucie takich luźnych rozważań. Mówił gawędziarskim tonem jakby opowiadał o jakimś filmie a nie tym co na nich może czekać w nadchodzących dniach i tygodniach. Wyglądało na to, że trochę opcji jest ale zależy od możliwości, kasy, czasu, ryzyka i priorytetów. Przerwał bo kelnerka podeszła do ich stolika wymieniając pustą szklankę na pełną. - A dla ciebie coś? - zapytała Amandy zerkając na nią czy czegoś sobie życzy. - Też piwo i może jakieś tosty? - Inu uśmiechnęła się do kelnerki. Poczekała aż Kelly przyjmie zamówienie i odejdzie. - Co do Maki.. tak jak ci kiedyś wspominałam.. zaproponowała tysiaka, za wywiezienie z miasta. Rozumiem, że tą kasą możemy tak jakby dysponować. - Inu przyjrzała się Kanmiemu rozważając jego propozycje. - Chyba wolałabym fury już nie trzymać w warsztacie czyli załatwiać to co ewentualnie można zamontować samemu lub po prostu, trzeba by trochę pojeździć za tymi gamblami, bo szczerze nie chce mi się tego dźwigać w plecaku. - A racja. No to daje nam tysiak? No to nieźle, za tysiak to już coś można się porządzić. - blondyn sięgnął po nową szklankę piwa ucieszony z takie wiadomości. Ale nieco inaczej widział sprawę ich fury. - Posłuchaj ja też wolałbym jeździć swoją furą. Ale czeka nas długa trasa. Lepiej co się da załatwić porządnie teraz niż potem coś sztukować w trasie. Oni w warsztacie mają co potrzeba a my co będziemy mieć na trasie? Młotek, piłę i obcążki? - stwierdził nieco ironicznie. I trochę może przesadzał z narzędziami na drogę. Ale raczej trudno było w warunkach polowych mierzyć się z fachowym warsztatem. - A co masz do dźwigania? Może jak pożyczę tą furę od kumpla to bym wpadł do ciebie? - zaproponował coś od siebie. - No trzeba by kupić te wszystkie konserwy i inne gamble na handel. Pogadam też dziś z rodzinką, czy udałoby się coś dla nas załatwić. No ale trzeba by to kiedyś zamontować na aucie. - Inu także podziękowała za piwo i tosty, po czym zabrała się za jedzenie. - To znów chcesz pogadać z Ayumi? Heh. Może sobie ustalcie stałą godzinę spotkań? - zażartował rozbawiony kierowca. Chociaż może było w tym trochę i zazdrości, że Amanda ostatnio bywała u szychy Koi całkiem często a ta okazywała jej zaufanie i sympatię. Zupełnie jakby przepatrywaczka w ostatnim czasie już awansowała z pół wolnego strzelca pracującego dla rodziny na kogoś zaufanego czarno - blond Japonki. Wcześniej nawet jak się spotykały to przez lub po wykonaniu zlecenia przez Inu i to nie za każdym razem. A teraz szefowa gościła ją nawet po kilka razy w tygodniu. - A gamble na handel nie ma co wozić w bryce. Można trzymać u siebie. Zapakuje się je na furę jak będziemy już pakować się do odjazdu. No ale jak chcesz gdzieś buszowć dzisiaj to mogę cię podrzucić jak będę jechał do dzielni Donny. - blondyn pokręcił głową na znak, że nie bardzo widzi sens by wozić zbędne gamble w samochodzie. Ale też był gotów wspomóc partnerkę w tej wymianie aby podrzucić ją gdzie by chciała się wymieniać na fanty. - Nie no nie planowałam ich wozić… miałam nadzieję, że uda się załatwić coś do autka. A towar po prostu kupiłabym tyle puch ile wejdzie i przetransportować je do domu, ale chyba nie wyglądam na kogoś kto udźwignąłby ze 100 sztuk, co? - Inu skończyła tosty i zabrała się za piwo. - A wieczorem.. idę na randkę z recepcjonistką z siedziby ONZ. - Spoko. Podwiozę cię. Za jakieś dwie, trzy godziny mogę być u ciebie. - kierowca uśmiechnął się swobodnie dając znać, że nie zostawi partnerki samej. Stuknął się szklanką ze szklanką Amandy, upił łyk i zagaił znowu. - Idziesz na randkę z recepcjonistką? A Maki wie? Nie będzie robić dąsów? - blondyna chyba bawiło na całego te nowe przygody z dziewczynami jakie ostatnio przeżywała jego wspólniczka. Inu westchnęła teatralnie. - A już myślałam, że będziesz nieco zazdrosny. - Pokręciła z niedowierzaniem głową i upiła spory łyk piwa. - Mężczyźni. - Co zazdrosny? Sama mówiłaś, że to tylko udawanie. - roześmiał się wesoło przypominając rozmówczyni jej własne słowa o jej relacji z Maki. - A tą recepcjonistkę też chcesz zabrać w trasę? Bo wiesz, może trzeba pomyśleć o jakiejś większej furze. - kierowca chyba na poważnie miał niezły ubaw z tego randkowania Amandy z innymi dziewczynami. - Jak zapłaci tysiaka. - Inu wzruszyła ramionami. - Przynajmniej mi ciepło będzie nocami, bo partner taki oziębły. - Rzuciła żartobliwie upijając kolejną partię piwa. - Oziębły partner? To nie ładnie tak mówić o Maki. To przecież taka kochana dziewczyna. - Kanmi pochylił się nad stołem w stronę rozmówczyni szczerzył się coraz bardziej radośnie. Gdy tak pokręcił swoją blond głową jakby uważał słowa Amandy o swojej oficjalnej partnerce za niestosowne. Inu także się nachyliła, przez co ich twarze się sprawie stykały. - Och nie śmiałabym. Maki jest taka cieplutka i milutka. - Wyszeptała cicho, nieco konspiracyjnie. - Dobrze, że z nami jedzie będzie mnie ogrzewać. - Jak to ciebie? - Kanmi zmrużył brwi jakby akurat w tym kawałku coś mu nagle zaczęło nie pasować. Odchrząknął i upił łyka ze swojej szklanki a uśmiech znacznie mu przygasł. - Przecież mówiłaś, że tylko tak przez Ayumi udajecie parkę. No to jak pojedziemy w trasę to po co? - kierowca starał się chyba rzeczowo przedstawić wady takiego projektu. - Bo Hori będzie donosił Ayumi? Bo Maki chyba podoba się masowanie mnie? - Amanda rzuciła przykładowe powody dla ciągnięcia tego cyrku dalej. - No i kto wie… może spodoba mi się to udawanie. - Inu udała zamyślenie. - No… No tak, tak… No niby tak… - mężczyzna pijący piwo znów się go napił ale miał minę jakby dowiedział się coś co kompletnie pomieszało mu szyki. Zastanawiał się chwilę stukając palcem w bok swojej szklanki. - A to nie miało być tak, że ona będzie nas masować oboje? Wiesz tak siedzieć cały dzień za kierownicą jakie to męczące? - spróbował zacząć trochę z innej strony. - Ale czy to nie będzie podejrzane jak będzie masowała ciebie, skoro jest moją dziewczyną? - Teraz to Inu dobrze się bawiła żartując sobie z blondyna. Choć nieco smutne było, że był zazdrosny o masaż, a nie o nią. - Podejrzane? A skąd! Przecież dziewczyny z “Fugu” bez przerwy kogoś masują! - blondyn żarliwie zapewnił rozmówczynię, że wszelkie podejrzenia w tym temacie były całkowicie bezpodstawne. Inu roześmiała się. - No niech będzie. Na jakiś zwykły masaż mogę się zgodzić. - Amanda dopiła piwo. - No! Właśnie! I tego się trzymajmy! - Kanmi też się roześmiał chociaż z wyraźnie wyczuwalną ulgą. Stuknął się szklanką z rozmówczynią aby za to wypić. - A zazdrosny o koleżankę z pracy być chyba nie wypada. Zwłaszcza jak się z nią nie jest w żadnym związku a ona chwali swoją nową dziewczynę. - mruknął jakby mimochodem rozglądając się po sali i gościach. Znów dobry humor mu chyba mu wrócił bo przybrał ten szelmowski i ironiczny uśmieszek. - Yhym. - Inu ugryzła się w język, nie chcąc chłopakowi mówić, że po pierwsze się jej podoba, a po drugie spędzili noc. Uniosła swoje piwo. - To co… za powodzenie akcji? - Jasne! - wypił toast po czym z zadowoleniem odstawił szklankę na stół - To gdzie mam po ciebie podjechać. Będę chyba za jakieś dwie, może trzy godziny. - zapytał na koniec skoro już oboje skończyli główny posiłek tego dnia. Amanda wypiła toast. - Do domu, za te trzy godziny, wpadnę do rodzinki, a potem spróbuję jeszcze ogarnąć jakieś zakupy. - Przyznała się do swoich planów na najbliższy czas. POPOŁUDNIE Amanda przysłuchiwała się tym wszystkim rozmowom i gdybaniu mając swoje problemy w głowie. Czekało ją to całe wieczorne spotkanie… no i nadal nie było wiadomo co z Leroyem i CB radiem. Głos Ayumi wyrwał ją z zamyślenia i na chwilę wróciła do teraźniejszości. - Tak… chyba świeże powietrze pomogło, bo poczuła się lepiej. - Inu uśmiechnęła do szefowej. - Dziękuję za wszystko. - Cieszy mnie to bardzo. Chyba bym sobie nie wybaczyła gdyby moim gościom coś się stało. - szefowa o czarno - blond włosach uśmiechnęła się również mówiąc jak na dobrą panią domu i gospodyni wypadało troszczyć się o swoich gości. - A poza tym jak wam idzie? Potrzebujecie czegoś? - zapytała z podobną troską w głosie. - Czekam na info w sprawie tego CB... no i doposażamy auto. Pewnie trzeba by wymienić opony na pełne… - Inu nieco niepewnie wypowiedziała potrzebę, która przyszła jej jako pierwsza do głowy. - Trzeba też będzie ogarnąć zapasy na trasę i gamble na wymianę. Co do Leroya widzę się dzisiaj z recepcjonistkę z biura Donny może sprzeda mi nieco info. - Recepcjonistka z biura Donny? - Ayumi uniosła brwi grymasie zadowolenia. - No to widzę, że działasz całkiem szybko. To w takim razie powodzenia czy życzę z tą recepcjonistką. Gdyby subtelne metody nie pomogły a uznasz, że coś mogłaby wiedzieć to daj znać. Poproszę chłopców by zaprosili ją na rozmowę. - uśmiechnęła się szefowa a z plotek jakie o niej Amanda słyszała to takie “zaproszenie na rozmowę” mogłoby się nie skończyć dla zapraszanej osoby zbyt przyjemnie. - No a z oponami zajrzyj może do naszego warsztatu. Powołaj się na mnie. Nie wiem czy mają takie opony co wam potrzeba no ale może mają albo coś wymyślą. To sprytne chłopaki są. - dodała lekkim tonem sugerując wizytę w podziemnym parkingu pod biurowcem gdzie bazowały auta służbowe i prywatne rodziny oraz ekipa warsztatowa która je obsługiwała. - Jak z nią się nie uda to spróbuję uderzyć z innej strony. Wolałabym nie stawiać niczego na ostrzu noża skoro mamy jechać z tym całym Leroyem w trasę. - Inu przedstawiła swój plan, a przynajmniej jakiś jego zarys. - A do warsztatu zajrzę. - Oczywiście, oczywiście, detale zostawiam tobie. Zrób to jak uważasz. Po prostu mówię co można zrobić jeśli byłoby warto. Musimy zachować dyskrecję w końcu nie chcemy zaczynać otwartej wojny z Donną. Na to raczej ani ona ani my nie mamy ochoty. - Azjatka o dwubarwnych włosach przyznała podwładnej rację jakby eskalacja konfliktu nie leżała w jej interesie. No i była sprzeczna z ideą dyskretnego zdobywania informacji. Ale zostawiała sobie i Inu furtkę na niezbyt czyste zagrania względem jakichś recepcjonistek Donny. Inu przytaknęła i pożegnała się z szefową tym ich klasycznym ukłonem. Ruszyłą w kierunku warsztatu. Trzeba było ogarnąć te opony skoro Ayumi pozwalała się na nią powołać. Trzeba było się nieco ogarnąć przed wieczornym wypadem z Julie no i może załatwić po drodze jakiś shopping. A podziemiach parkingu czekała ją przyjemna niespodzianka. Wydawało się, że imię Ayumi działa jak magiczne zaklęcie. Wszyscy dla Inu byli mili, uśmiechali się, obiecywali pomoc. A nawet mieli pełne opony! Tylko Amanda nie do końca była pewna czy są w odpowiednim rozmiarze dla ich terenówki. Kanmi by pewnie od razu wiedział. Na oko wydawały się podobne. No w każdym razie załoga warsztatu obiecała je dla nich zatrzymać. Poprosiła by je odłożyć i obiecała że podjedzie po nie gdy tylko odzyskają auto z warsztatu. Ostatnio edytowane przez Aiko : 20-04-2020 o 21:19. |
27-04-2020, 11:05 | #27 |
Reputacja: 1 | PRZEJAŻDŻKA Inu udało się po spotkaniu z Koi ogarnąć niewielkie zakupy. Do końca nie wiedziała po co… ale w jej pokoju wylądowała maść podobno idealnie nadająca się do masażu. Piorąc swoje ciuchy cały czas spoglądała w kierunku słoiczka zastanawiając się co też jej odwaliło. Toż nie były z Maki parą… po kiego kupiła jej prezent. Może to irytacja po spotkaniu z Kanmi? Blondas i jego debilne gadanie o masażach. Z resztą ledwie jej się udało coś wszamać i powiesić wyprane ciuchu. Przy nim wbiła się już w ciasne spodnie i koszulkę, która skutecznie zasłaniała tatuaż na plecach. Jeszcze sweterek, płaszcz i była gotowa. - Zajedziemy do Koi. - Odezwała się gdy już wsiedli do auta. - Odłożyli dla mnie pełne opony do naszej fury. Może byś je podrzucił do warsztatu? - O! Mają dla nas jakieś opony? A jakie? Dobra to zajedziemy, sam sprawdzę. - wiadomość tak zaskoczyła jak i ucieszyła kierowcę. Poczekał aż Amanda wsiądzie i ruszył z werwą. Tym razem miał jakąś osobówkę więc widocznie udała mu się ta pożyczka. - A tak w ogóle gadałem z tym kumplem. Mówił mi o jakiejś szybkiej robótce. Potrzebują kierowcy ale trochę go zbajerowałem myślę, że też byś mogła się wkręcić. Jakaś akcja w dokach. Trzeba tam pojechać i zrobić rozpoznanie. Jakieś magazyny. Mniej wiecej chyba wiem o jakie chodzi. Potem może coś jeszcze, zależy co by wyszło z tego rozpoznania. Piszesz się na takie coś? Mogłoby wpaść trochę kasy i gambli przed wyjazdem. - kierowca mówił i jechał z werwą bez problemu poruszając się w ruchu ulicznym przy tej ponurej pogodzie. Chmury wisiały nad miastem jakby coś z nich zaraz miało zacząć padać. No ale w tym mieście mogły tak wisieć całymi dniami i nie musiało nic z nich lecieć. Ale często jednak leciało. - Brzmi dobrze. Ayumi dobrze zapłaci jakbyśmy znaleźli jakiś zestaw do herbaty. - Inu ucieszyła się na myśl o kolejnej robocie. Więcej pracy, mniej myślenia o jej prywatnym życiu i tym jak bardzo się ostatnimi czasy pokomplikowało. - Gadałam z ludźmi w warsztacie podobno powinny pasować. - No zobaczymy zaraz. - blodnyn skinął głową co do tych opon ale pewnie i tak wolał sam sprawdzić jak to z nimi sprawa wygląda. - A robota po weekendzie. Jak chcesz to możemy pojechać do niego jutro. I tak muszę mu brykę odstawić. - zerknął w bok na pasażerkę ale już podjeżdżali pod wieżowiec Koi więc zaczął wjeżdżać do wnętrza. Przejechał przez parking i zatrzymał się przed wjazdem do podziemnego parkingu by pokazać się strażnikom, że swój przyjechał. Ci zaraz otworzyli podnoszone do góry wrota aby mogli wjechać w mroczne, chłodne i wilgotne wnętrze. - Jasne… chętnie poznam typa. A masz jakieś plany na weekend? - Inu cały czas zerkała na siedzącego obok blondyna. Tak… ewidentnie nadal była hetero… no dobra może teraz już bi, po tym do czego doprowadziła ją Maki. - W niedzielę chciałem iść na mecz z chłopakami. Ale to w dzień. A wieczorem i jutro to jeszcze nie wiem. A co? - zapytał zwalniając i lawirując pomiędzy kolejnymi filarami i zaułkami podziemi. Jak ktoś tu był pierwszy raz to mógł się pogubić w tym mrocznym labiryncie. Ale oboje pracownicy Koi znali najczęściej używane trasy w tym tą do warsztatu. Reflektory osobówki zatrzymały się przed zamontowaną, odsuwaną do góry bramą za jaką był warsztat. Kanmi zgasił silnik ale nie gasił reflektorów gdy wyszedł z auta. - Byłam ciekawa kiedy możemy się wybrać na te zakupy no i do tego gostka od zlecenia. - Inu także wyszła z auta i podeszła do bramy garażu by w nią zapukać. - To możemy do niego jutro pojechać. Jakoś w południe. No to po drodze można pojechać i spróbować coś opchnąć. - blondyn dość szybko zaproponował spotkanie na jutro. Ale zgrzytnęła odsuwana brama gdy otworzył ją jeden z mechaników. - My po te opony. Podobno macie coś dla nas. - przywitał się Kanmi uśmiechając się nieco w przyjaznym grymasie. - No mamy jakieś. Zobacz czy to takie co potrzebujecie. - zachęcił go gospodarz prowadząc w głąb odgrodzonej części między filarami podziemnego parkingu. Szli pomiędzy kilkoma samochodami które chyba faktycznie były na warsztacie bo były mniej lub bardziej rozbebeszone. Tutaj też stały bojowe wozy rodziny używane przy grubszych akcjach. Lub pojazdy specjalistyczne jak przedwojenny policyjny radiowóz NYPD albo furgonetka - ambulans. No krwistoczerwone Porsche jakie mieli dostarczyć do odległego Miami. Ale pracownik w brudnym, roboczym kombinezonie poprowadził ich bez wahania dalej, do tej części gdzie był magazyn na różne części. W tym także opony. Zaprowadził ich do tego samego regału co wcześniej Inu a teraz jej i jej partnerowi zademonstrował jedną z wielu opon jakie mieli w zapasie. - O bracie… - blondas był pod wrażeniem. Ale uklęknął aby sprawdzić tą oponę. Przesuwał po niej palcami i oglądał uważnie tak bieżnik, boki jak i od środka. - Pokaż inne. - poprosił Japończyka i ten wysunął z dolnej półki pozostałe trzy opony jakie blondas poddał podobnej inspekcji. - Są w sam raz. Bierzemy je. - zdecydował kierowca Land Rovera i sam wziął po jednej oponie w każdą rękę. - Cholera jakie ciężkie. - zdziwił się i trochę sapnął gdy poczuł ich cały ciężar. - No mają więcej drutów i gumy to co się dziwisz. - uśmiechnął się mechanik i sam też wziął podobny zestaw. Ale na szczęście nie było zbyt daleko. Musieli przejść tylko znów przez warsztat w drodze powrotnej. - Dzięki, już sobie dalej poradzimy. - Kanmi skinął głową mechanikowi. Wyglądało na to, że tutaj, w podziemiach jak wszyscy mieli dość niską jak na razie rangę w rodzinie to relacje były bardziej swobodne i mniej sformalizowane niż na wyższych piętrach wieżowca i z wyższymi szarżami. Kierowca otworzył bagażnik i zaczął po kolei pakować opony do środka. Inu cieszyła się, że nie musi tego nowego nabytku dźwigać i pozwoliła chłopakom wykazać się swoją muskulaturą. - Zadowolony? - Spytała oparta o auto, patrząc jak Kanmi ładuje ich zdobycz na pakę. - Pewnie. Co prawda są trochę zleżałe ale nawet jak nie wytrzymają zbyt długo to zawsze mamy komplet zapasowych opon do auta. Jak odbierzemy naszą furę to je zamontuję. - powiedział trochę zasapany ale jednak zadowolony. Wrócił do wnętrza samochodu i tam znalazł jakiś ręcznik w który zaczął wycierać pobrudzone dłonie i tak na głos zastanawiał się nad dalszymi krokami. - Są pełne, więc podobno nie da się ich przebić. - Mruknęła cicho Inu, wzruszając przy tym ramionami. Sama weszła do auta i usadowiła się na miejscu pasażera. - No to teraz do Donny. - rzucił z zapałem kierowca odrzucająć ścierkę za siebie. Uruchomił samochód i energicznie wykręcił pojazd na drogę powrotną. Z wprawą samochód mijał kolejne filary, ściany i zakręty aż znów stanęli przed zamkniętą bramą a ci sami strażnicy otworzyli im wyjazd na świat zewnętrzny. - To o której jutro przyjechać po ciebie? - zapytał gdy już włączyli się do ruchu ulicznego pod ponurym, chmurnym nowojorskim niebem. - Rano wpadnę do Maki… rano to znaczy pewnie koło południa. - Inu uśmiechnęła się nieco. - Wymasuje mnie i zgarnę kasę. - To może najpierw pojedziemy do mojego kumpla? Pogadamy z nim i potem już będziemy mieć wolne? Chyba, że się z Maki szybko uwiniesz no to po niej możemy pojechać obgadać tą robotę. - kierowca jechał całkiem śmiało i ruch uliczny zdawał się go trochę spowalniać, ograniczać i irytować. Przy pustych ulicach radził sobie znacznie śmielej. - Brzmi dobrze. - Inu zamyśliła się. Cieszyła się, że Kanmi ją odwozi, czuła się dużo bezpieczniej no i… jakby nie było, nie marzła. Teraz gdy.. spotykała się na niby z jedną laską, zaraz miała wypad z drugą… jakoś kusiło ją by wyrzucić z siebie jak najwięcej. - Wiesz, że mi się podobasz? - No pewnie. - Kanmi uśmiechnął się swobodnie patrząc wciąż przed maskę. - Gdzie ty byś drugiego takiego kierowcę znalazła jak ja. - roześmiał się na całego z własnego żartu. Wziął jakiś skręt z tą swoją werwą a gdy wyprostował wóz za zakrętem jednak podjął dalej tą rozmowę. - Też jesteś niezła. - powiedział wesoło i niespodziewanie objął ją za szyję, przyciągnął do siebie i pocałował w policzek. - To co? W sobotę wieczorem robimy powtórkę ostatniej wspólnej nocy? - zapytał jakby to była formalność na jaką już i tak byli wcześniej umówieni. - Nie o tylko taki podobaniu mówię. - Inu roześmiała się. - Bardzo cię lubię Kanmi i chętnie powtórzę tamtą nockę. - Świetnie! To jesteśmy umówieni. Wpadnę do ciebie wieczorem. - kierowca jeszcze raz pocałował skroń obejmowanej kobiety z wyraźnym zadowoleniem. Humor zdecydowanie mu się poprawił. Inu z niedowierzaniem pokręciła głową. Co ona tak lubiła w tym typie? Mimo szalonej jazdy pochyliła się ponad skrzynią biegów i pocałowała blondyna w usta. WIECZÓR - Przepraszam za bałagan, nie spodziewałam się gości! - krzyknęła gdzieś z łazienki gospodyni szykująca się do wyjścia. - Nie ma problemu. - Inu oparła się o ścianę przy drzwiach do łazienki, w ten pokraczny sposób dotrzymując towarzystwa gospodyni. Sama rozejrzała się po pokoju szukając w typowy dla siebie sposób czego innego.. czegoś co nie pasowałoby do tefgo sielankowego widoku. - Jak ci się tu mieszka? - No jak widzisz. - mruknęła pochylona nad miską blondynka która właśnie mydliła sobie włosy więc musiała kucać na podłodze. Kucała tak więc trochę słabo widać było jej twarz. Za to nieźle same nagą linię kręgosłupa i pleców przepasane tylko zapięciem stanika. No i tatuaż na łopatce. - Pompa strasznie skrzypi i się zacina, tapety chyba poprzedni lokator wziął na rozpałkę a naprawdę ciepło jest tylko w kuchni i sypialni. Jak się już rozpali. No ale to moja pierwsza nora i jak to mówią, ciasna ale własna. - zaśmiała się wesoło chociaż ten największy skrót niedociągnięć tej czynszówki brzmiało jak litania nie dająca zbyt wielu powodów do radości. Mieszkanie faktycznie sprawiało wrażenie z tych ekonomicznych, akurat dla kogoś na początku własnej samodzielności. No ale to właśnie było widać. To chyba już mieszkanie w jakim mieszkała Amanda miało o oczko wyższy standard. - To jak już tu stoisz to spłuczesz mi włosy? - klęcząca przy taborecie z miską blondynka trochę po omacku wskazała na niewielki kubek obok i chyba na drugą miskę z czystą wodą. Amanda znała tą procedurę z doświadczenia, że samemu włosy spłukiwało się trochę niewygodnie i pomoc drugiej osoby bardzo pomagała. - Jasne. - Inu weszła do łazienki i zgarnęła wskazany kubek. - A tak z innej paki. Był może Leroy? Coś dawał znać? - O jak dobrze, że jesteś. - ucieszyła się klęcząca nad miską blondynką. Amanda zaś mogła czuć raczej zimną wodę jaka była w misce z czystą wodą. Widocznie gospodyni nie chciała tracić czasu na podgrzanie jej. Za to szampon jakiego używała miał całkiem ciekawy zapach. - A Leroy nie. Mówiłam ci, że taki ważniak i cwaniak nie tłumaczy się zwykłym recepcjonistkom. A dzisiaj go nie widziałam. Dzięki wielkie za pomoc, kochana jesteś. - blondynka wyprostowała się gdy szampon już został spłukany. Wstała i sięgnęła po ręcznik którym zaczęła wycierać swoje włosy. - Ale chyba wymyśliłam jak można do niego dotrzeć. - rzekła nieco przytłumionym głosem gdy tak pracowicie osuszała swoje mokre włosy. - Ooo. - Amanda uśmiechnęła się, przyglądając się dziewczynie. - Wal.. jestem ciekawa bo już zaczynam tracić nadzieję do tego typa. - Jest taka dziewczyna… Drzazga… - blond rozczochraniec pojawił się gdy Julie wyprostowała się odkładając ręcznik na miejsce. Sapnęła cicho widząc swój roztrzepany widok w lustrze i ilość pracy jaką trzeba włożyć by doprowadzić się do ładu. - Ona była niezła na arenie. Podobno bardzo dobra. Tak słyszałam. No ale była na tyle cwana by wycofać się z tego interesu póki jeszcze wszystko miała na swoim miejscu. - tłumaczyła detale tego pomysłu gdy sięgnęła po grzebień i zaczęła rozczesywać swoje niezbyt długie włosy. - A teraz jest szefową ochrony w zachodniej wieży. Podobno to właśnie Leroy załatwił jej tą fuchę. I czasem do dziś coś ze sobą kręcą. Jakieś interesy. Więc jak ktoś by miał coś o nim wiedzieć ciekawego to myślę, że ona. - blondynka rozczesała swoje jeszcze bardziej mokre niż suche włosy i krytycznie oceniła swój wygląd w lustrze. Ale chyba była zadowolona bo posłała odbiciu Amandy wesołego całusa, odłożyła grzebień i wyszła z łazienki. - Ojej no i ten sam problem co przed każdym wyjściem… W co ja mam się ubrać?! - jęknęła z żalem przed tym odwiecznym dylematem gdy tak stanęła przed otwartą szafą w swojej trochę zagraconej sypialni. Zamiast klasycznego łóżka miała materac przybrany pościelą z nieco skotłowaną kołdrą. Ale poduszki wyglądały na ułożone równo jak do inspekcji. Przy niewielkiej szafce nocnej przy łóżku od strony drzwi był widoczny miszmasz. Lampka nocna była chyba największym elementem i nieco przysłaniała inne. Do tego niewielki budzik jaki testa wskazywał trochę przed 20-tą. Niewielka miseczka na drobniaki jakimi często płaciło się na codzienne opłaty. Książka z zakładką gdzieś pośrodku, chyba jakaś powieść, jednokasetowy boombox i wrzucona gdzieś w to wszystko kartka wyglądającą na ulotkę reklamową chociaż z drzwi nie bardzo wiadomo czego. - Polecam spodnie bo pewnie klasycznie jak w Zgniłym Jabłku będzie paskudnie. - Amanda weszła za dziewczyną do sypialni i podeszła do stolika niby chcąc zerknąć na książkę, ale sprawdzając też ulotkę. - Da się tą laskę z zachodniej wieży jakoś złapać? - Spodnie? - gospodyni chyba na poważnie potraktowała sugestię. Zaczęła przesuwać dłonią po spodniach wiszących w szafie na wieszaku zapewne intensywnie zastanawiając się nad tą sugestią. - No może… - zawahała się wyjmując z szafy dwa wieszaki z zaczepionymi spodniami. Jedne to były jakieś ciemne dżinsy z naszytymi tam i tu drobnymi cekinkami zdradzającymi z miejsca, że to kobiece spodnie, drugie to skórzane spodnie. - Jak myślisz? - zapytała odwracając się frontem do gościa i nieco unosząc w górę oba wieszaki. Amanda zdążyła rzucić okiem na tą ulotkę. Wyglądała dość anarchistycznie, jako wezwanie do walki z tyranią władz i emblematami z charakterystycznym “A” wpisanym w okrąg. - Mi się skórzane bardziej podobają. - Inu uśmiechnęła się do gospodyni odwracając się do niej. Sama założyła obcisłe dżinsy podkreślające jej wysportowaną figurę. - Co prawda nie wiem gdzie idziemy. - No. Takie drapieżne i w ogóle. - roześmiała się wesoło blondynka z niezbyt suchymi włosami. Odwiesiła cekinowe spodnie do szafy a sama wzięła te skórzane. - No to teraz się tylko nie śmiej bo to będzie trochę głupio wyglądać. - uprzedziła gdy schyliła się aby wsadzić pierwszą nogę w pierwszą skórzaną nogawkę. - A pójdziemy do “Matrixa”. - rzekła trochę zduszonym głosem bo właśnie wsadzała drugą nogę w spodnie. I ostatecznie wylądowała tyłkiem na materacu odbijając się wesoło po czym zaczęła naciągać dół obcisłych spodni. Przy okazji odsunął się kawałek pościeli odsłaniając chyba kawałek skórzanych kajdan. - Co wolisz robić? Tańczyć, pić czy coś wyrwać? Bo w po to się chodzi do “Matrixa”. - zerknęła unosząc na chwilę głowę aby spojrzeć na stojącą w pokoju Amandę. Teraz gdy pokonała bierny opór dolnej partii nogawek sapnęła wstając i zaczął się etap naciągania góry w stronę bioder. - Ja to raczej z tych siedzących w kącie i pijących, które czasem dadzą się komuś wyrwać. - Inu zaśmiała się. Inu z zaciekawieniem przyjrzała się nietypowemu obiektowi pod pościelą, gdy gospodyni walczyła ze swoimi spodniami. - A ty jaki masz plan? - No ja lubię wszystkie trzy sprawy. - sapnęła blondynka kończąc zabawę w podskakiwane naciąganie spodni i zapinając guzik i zamek. Okazało się, że podobnie jak u Amandy takie spodnie też nieźle podkreślały jej zgrabne nogi i szczupłą talię. Chociaż zestaw skórzanych spodni, biustonosza i wytatuowane ramię stanowiły nietypowy zestaw. - I daj spokój ja cię zapraszam no to zrobimy po twojemu. Chociaż picie i wyrywanie też lubię. Jaki masz typ do wyrywania? - zapytała blondynka znów wracając do szafy z ubraniami i szukając czegoś do ubrania. Tym razem góry. - Taki, który mi nie grozi i nie dostaje na jego widok mdłości. - Inu parsknęła. Co miała powiedzieć, że chyba ma słabość do blondynów bo jak narazie jej dwie ostatnie przygody miały ten kolor włosów? Przyjrzała się tatuażowi dziewczyny. - Tatuaż coś symbolizuje? - Skinęła na znajdujący się na ramieniu dziewczyny wzór. Swój własny tatuaż skutecznie zasłaniała koszulką bez ramiączek. Wiedziała że w niektórych kręgach rybka którą jej tam namalowano była zbyt łatwo rozpoznawalna i nie zawsze mile widziana. - Spodobał mi się. Przemawia do mnie. Lubię lwy. I lwice. Chyba mam do nich słabość. - gospodyni trochę zaskoczyła zmiana tematu bo przerwała wietrzenie szafy i delikatnie pogłaskała się po wytatuowanym ramieniu. Uśmiechała się łagodnie więc widocznie temat tatuaży lubiła. Przynajmniej te co miała na sobie. - Właściwie to w ogóle koty lubię. Taką mam chyba kocią naturę. A ty? Masz jakieś? - zapytała wesoło i patrząc na gościa z przyjemnym zainteresowaniem. - Zwierzaki? Nie.. za dużo podróżuję, ale myślałam o psie. - Inu nie wiedziała jak ugryźć temat swojego tatuażu. - Takie lwice też? - Inu skinęła na odsłoniętą kajdankę, leżącą na łóżku. - Chodziło mi o tatuaże. - blondynka rzuciła jakoś tak dziwnie zmieszana gdy spojrzała na wskazany gadżet leżący przy materacu. Trochę się zmieszała zupełnie jakby przyłapano ją na oglądaniu rozkładówek czy czymś podobnym. - A to… - rzekła z wahaniem i nieco nerwowym uśmiechem nie bardzo wiedząc co zrobić z rękoma czy powiedzieć. Ale w końcu roześmiała się wesoło. - No tak, tak też lubię się zabawić. - rzuciła wesoło. Podeszła do tych skórzanych kajdanek i schyliła się aby je podnieść. Obejrzała je i zerknęła figlarnie na swojego gościa. - A ty? Lubisz się tak zabawić? - zapytała eksponując ów gadżet przed Amandą aby ta mogła go swobodnie obejrzeć albo nawet sięgnąć. - Nigdy nie próbowałam, a i nie miałam partnera, którego by to kusiło. - Inu wzięła kajdanki i przyjrzała się im. - Ale serio nie masz czego się wstydzić jak cię to kręci. - Oj kręci, kręci! A chcesz spróbować? - Julie zapytała z sympatycznym uśmiechem na swoich przekłutych kolczykiem wargach. Na zachętę wyciągnęła przed siebie ramiona aby Amanda mogła przymierzyć te kajdanki. - Zakłada się normalnie. Można je rozpiąć by poluźnić ale ja zwykle przesuwam przez dłonie. No a potem reguluje się obwód tak samo jak w każdym pasku. No i zapina sprzączki. Też jak w pasku. Żadna filozofia. - machnęła dłonią jakby to było dziecinnie proste dla każdego użytkownika. Te kajdanki połączone łańcuszkiem faktycznie nie miały innych zapięć niż te sprzączki. - Miałyśmy się wybrać do tego Matrixa, pamiętasz. - Inu roześmiała się i oddała dziewczynie jej kajdanki. - No tak, Matrix. - blondynka też się uśmiechnęła chociaż trochę z żalem. Wzięła te skórzane pęta od gościa i rzuciła je na pościel. Sama wróciła do szafy i znów zaczęła w niej szukać góry. W końcu wyjęła jakiś bezrękawnik z byle jak oderwanymi rękawami. Gdy go założyła na przedzie okazało się, że jest wydruk fotki jakiegoś zespołu. Czy z dawnych czasów czy jakiegoś współczesnego to już Amanda nie była pewna. Jeszcze na to Julie założyła skórzaną, wyćwiekowaną kamizelkę po czym zamknęła szafę. Podeszła do niewielkiej skrzyneczki i z niej wyjęła skórzane, rękawice z obciętymi palcami i chustę. W takim komplecie wyglądała trochę jak jakaś motocyklistka, punkówa czy gangerka. W ogóle nie przypominała tej biurowo ubranej dziewczyny z recepcji. - Fajny image. - Amanda przyjrzała się dziewczynie z uznaniem. Nigdy nie miała głowy do takich rzeczy. Cieszyła się też że Julia łatwo zrezygnowała. Jedna dziewczyna to było aż nadto kłopotów. - Dzięki. Też świetnie wyglądasz. Na pewno będziemy miały niezłe rwanie w “Matrixie”. - powiedziała gospodyni zawiązując sobie chustę jak apaszkę na szyi. Potem jeszcze szybko włożyła te rękawice i była gotowa do wyjścia. Potem był już standardowy i znasznie krótszy etap odziewania się w płaszcz i zabranie torebki, zamknięcie drzwi, ruch po schodach i czekanie na przystanku. - Cholera ale pizga. - mruknęła niezadowolona blondyna. Z tego co miała pod płaszczem niewiele było widać. Ale dalej padała ta zimna mżawka co w połączeniu z niezbyt silnym wiatrem i temperaturą sprawiało przykre wrażenie wilgotnego chłodu kradnącego ciepło z każdego odkrytego fragmentu ciała. - A w ogóle byłaś już w “Matrixie”? - zapytała sąsiadkę dla zabicia czasu. Poza nimi na przystanku stało lub siedziało kilka osób, wszyscy mieli na sobie mokre palta, płaszcze i kurtki dla ochrony przed aurą. Wydawali się żywym ponurym elementem tej ponurej scenerii. - Tylko słyszałam o tym lokalu, raczej nie bywam w takich miejscach. - Inu gdy tylko wyszły odpaliła kolejnego papierosa i teraz zaciągnęła się nim mocno by nie zgasł od tej całej mżawki. - Teraz sobie wyobraź że jesteś w kiecce z tyłkiem prawie na wierzchu. - Oj nie strasz! Nawet nie chcę sobie wyobrażać takich strasznych rzeczy! - roześmiała się blondynka w kapturze. - O. Już jedzie. Chodź, to nasz. - akurat zwróciła głowę w stronę ulicy gdy dał się słyszeć znajomy, monotonny stukot kopyt. Furgonetka ciągnięta przez dwa mokre od mżawki konie zatrzymała się przed przystankiem i parę osób wysiadło a ci z przystanku karnie czekali w ogonku aż się zwolnią miejsca. Po czym ciurkali się do wnętrza. Julie weszła pierwsza i zajęła im obu miejsce. - To niedaleko. Parę przystanków. Ciekawe co będą dzisiaj grali. I kto dzisiaj będzie. - blondynka chyba już myślami błądziła przy wizycie w klubie do jakiego jechały. - Ta… ciekawe. - Inu opatuliła się mocniej płaszczem zastanawiając się raczej… mając nadzieję, że nie spotka tych typów z wczoraj. - A się pytałaś o tą wieżę. - blondynka zagaiła temat o jakim rozmawiały jeszcze w jej mieszkaniu. - No to na zachód stąd. W pobliżu zachodniego przejścia. Jak tam trafisz to każdy chyba już ci wskaże drogę do tej wieży. - skoro siedziały obok siebie i miał kawałek do przejechania widocznie Julie miała czas i ochotę na rozmowy. Inu przytaknęła. - To się domyśliłam, ale zastanawiam się, czy tą laskę od Leroya można złapać poza wieżą. - Amanda zwierzyła się ze swoich wątpliwości otulając się ciasno płaszczem. - No ja bym zaczęła w wieży. - blondynka odpowiedziała po chwili zastanowienia gdy wpatrywała się w obraz widoczny za przednią, zroszoną mżawką szybą. Był równie zimny i mokry jak tam na przystanku na którym dopiero co siedziały. Chociaż wewnątrz kabiny mimo wszystko było chociaż sucho i wiatru tak nie było czuć. - Ale możesz jeszcze popytać w Arena Cotton Club. Ona tam kiedyś walczyła a to nadal popularnie miejsce nie tylko na oglądanie walk i zakłady ale też załatwianie różnych rzeczy przy okazji. Tak słyszałam ale mnie to nie kręci to tam nie chodzę. - powiedziała dziewczyna siedząca w zbyt obszernym płaszczu. Chyba nawet pelerynie wojskowej. Tylko albo w jakimś dziwnym, spranym kolorze albo ktoś ją może próbował jakoś przefarbować no i wyszedł taki nijaki kolor pośredni. Amanda skrzywiła się. Arena… też nie przepadała za tym miejscem, nawet jeśli wolała, żeby ludzie odreagowywali w ten sposób nadmiary agresji niż gwałcili dziewczyny na ulicy. - Dzięki… na pewno popytam. Czasami mam wrażenie, że ten Leroy to taka fatamorgana. - Nie no nie aż tak. - roześmiała się wesoło Julie. - Widuję go raz na parę dni. Czasem częściej, czasem rzadziej. Po prostu nie przychodzi do roboty regularnie. Aha, no tak, ja go pewnie widuję częściej niż ty. - dziewczyna mówiła jakby chyba chciała przekonać nową koleżankę, że jednak ten Leroy to jednak jest do złapania. - O, już prawie jesteśmy. Na następnym przystanku wysiadamy. A właściwie to po co ci Leroy? - blondynka wskazała na coś przed przednim oknem. I Amanda miała dość blade pojęcie ale chyba rzeczywiście mogły być już dość blisko “Matrixa”. Krajobraz za deszczowymi oknami się nieco zmienił. Co prawda dalej panowała ta szara, ponura mżawka. Ale widać było, że są w dzielnicy rozrywki. Mimo aury ulicę rozświetlały światła i neony a z mijanych lokalów dochodziło przytłumione echo muzyki. Różnej. Wygawało się jakby na tej ulicy każdy właściciel lokalu starał się skompletować lokal z innej epoki i stylu. Goście też byli różni. Sporo było mundurów ale chyba zdecydowana większość była na przepustce. Było też pstrokate towarzystwo mężczyzn i kobiet, często ze szklankami, butelkami i szlugami w dłoniach którzy stali pod parasolami lub w przejściach gdy wyszli na fajkę czy spotkanie aby pogadać. Aura temu nie sprzyjała więc trzymali się blisko dachów budynków. Tam czy tu były grupki albo kolejki przed wejściem. No tak, w końcu zaczynała się weekendowa gorączka i ludzie pewnie z całego miasta zjeżdżali do dzielnicy świateł aby spuścić parę, zabawić się i przepuścić tygodniówkę. - Już wspominałam robię dla niego fuchę, ale taki trochę dupa a nie zleceniodawca. - Inu spojrzała we wskazanym kierunku, czując mimowoli narastający ból głowy. Masaże Maki to było jedyne co jej wynagradzało tą sytuację, ale jak już zaczęło to trzeba było skończyć, a ona mimo wszystko jak zwykle czuła idiotyczną potrzebę by doprowadzić Julie bezpiecznie do domu. - Aha, no tak. No tak, on różne rzeczy załatwia. - dziewczyna skinęła głową jakby to, że ktoś ma sprawę do Leroy’a wcale jej nie dziwiło. - Chodź, tu już wysiadamy. - lekko klepnęła koleżankę w ramię dając jej znać, że czas się zbierać. Za przednią szybą widać było kolejną wiatę przystanku i czekających na nim ludzi opatulonych płaszczami i kapturami. Inu podążyła za Julie uważnie się rozejrzawszy po okolicy gdy wyskakiwała z ich środka lokomocji. Nie lubiła bywać w takich okolicach… za dużo ludzi, a do tego często pijanych, a o ludziach wiedziała jedno… to najbardziej zdradliwe zwierzęta ze wszystkich. - Zapowiada się ciekawie. - Odezwała się do swojej towarzyszki przyglądając się zakapturzonym postaciom ściśniętym pod wszelkiego rodzaju daszkami. Pogoda skutecznie uniemożliwiała rozpoznanie kogokolwiek bo pod kapturami, za płaszczami ciężko było dojrzeć nie tylko twarze ale i nawet sylwetki. Przez szum mżawki i aut przedzierały się radosne rozmowy i śmiech… czasami pijacki bełkot. Co by nie było ludzie przybywali tu by się rozerwać i korzystali nawet z tego niezbyt przyjemnego czasu oczekiwania w kolejce. Inu bywała w okolicy… ale raczej nie w klubach. Matrix znała bo mijała go po drodze do znajomego pubu, gdzie związany z rodziną Chińczyk zapewniał jej szisze w niezłej cenie… Teraz jednak nie szła się odprężyć w tytoniowych oparach, a do tego lokalu, z którego ciężki bit wylewał się na ulice, zapraszając wszystkich, którzy mieli ochotę na drinki i obciskiwanie się z bandą spoconych i wijących się ludzi. - Masz, weź. - niespodziewanie Julie wyjęła z kieszeni ciemne okulary. Podobne do tych używanych przez bohaterów kultowego filmu sprzed pół wieku. - Jak ktoś je ma wszystko za pół ceny. - wyjaśniła nowa koleżanka gdy zatrzymały się na chwilę aby przejść przez ulicę. Akurat coś jechało. Fasadę znanego z widzenia klubu zdobił duży ekran zamieszczony za oknem wystawowym. Na tym ekranie wyświetlał się jeden z najbardziej kultowych motywów tej kultowej serii. Opadające z góry na dół, ciągi zielonkawych liter, cyfr i znaczków. |
29-04-2020, 14:15 | #28 |
Reputacja: 1 | Już na zewnątrz dało się słyszeć przytłumioną ale słyszalną muzykę. Wejście było otwarte ale przed dalszą częścią był coś na kształt holu. A w nim połączenie szatni, recepcji i posterunku ochrony. - Masz jakąś broń? No tutaj trzeba zostawić broń i inne takie niebezpieczne przedmioty. - Julie uprzedziła koleżankę gdy ustawiła się jako pierwsza w kolejce za hałaśliwą grupką jaka stała przed nimi. Zostawiali swoje płaszcze i wierzchnie okrycia ujawniając wreszcie swoje imprezowe kreacje. Na ladzie zostawiali też cienkie łańcuchy jak od breloczków którymi można było jednak mocno kogoś sieknąć. Ktoś położył nawet kastet a kobiety pokazywały ochroniarzom zawartość torebek. Jeśli ktoś miał na sobie jakąś kapotę to musiał pokazać, że nie ukrywa pod spodem niczego nieprzyjemnego. Ale jakoś było bez dosłownego trzepania każdego zakamarka ciała a owa grupka jak i chyba Julie traktowali to rutynowo. Nie psuło im to humoru i żartowali sobie w najlepsze ledwo zwracając na te procedury uwagę. Inu zgodnie z zaleceniem wzięła okulary zawiesiła je jednak na dekolcie koszulki, nieco go pogłębiając. W szatni spokojnie zdała płaszcz i… po chwili wahania odłożyła myśliwski nóż w pochwie, spoglądając ochroniarzowi prosto w oczy. Na szczęście Koi pewnie zapewnią jej nowy przed trasą. Facet za ladą przyjął nóż i rzeczy Amandy po czym wrzucił je do reklamówki a tą zaniósł gdzieś do szafki. Po chwili wrócił z pustymi rękoma po czym podał jej blaszkę z numerkiem. - Nie zgub bo nie dostaniesz z powrotem swoich rzeczy. - powiedział z sympatycznym uśmiechem. Julie czekała na nią przy tych dwóch co sprawdzali ubrania. Ci chyba byli zadowoleni, że mogą sobie obejrzeć z bliska takie dwie ślicznotki w obcisłych wdzankach bo się uśmiechali do nich tak samo przyjaźnie jak ten ich kolega za ladą. Ale jednak sprawdzili ich tak samo jak resztę. - No to jesteśmy! Chodź, zajmiemy stolik, tam mam taki mój ulubiony! - Julie klepnęła ramię Amandy tak samo jak w autobusie gdy dawała jej znać, że już czas wysiadać. Ale tym razem odkryta dłoń trafiła na odkrytą skórę żywego ciała a nie mokrą kurtkę więc dotyk był przyjemniejszy. Blondynka śmiało lawirowała między gośćmi i stołami, kolorowymi neonami i muzyką jaką serwował jakiś DJ. - Mamy szczęście! Jest wolne! - ucieszyła się blondynka gdy wskazała na wolny stół i flankujące go z trzech ścian sofy. Na dwie osoby to było aż nadto miejsca. - Mam znajomą kelnerkę, fajna babka. Mamy umowę, że do 21-ej zatrzymuje mi ten stolik. A jest trochę przed. - poinformowała Amadnę gdy sadowiła się na jednej z sof. Inu ruszyła za swoją przewodniczką wciskając numerek do niewielkiej kieszonki spodni. Idąc za Julie rozglądała się po lokalu szukając odruchowo znajomych twarzy. Widząc, że jej przewodniczka sadowi się na jednej z sof, dosiadła się tuż obok. - Masz znajomych wszędzie? - Wyszczerzyła się do Julie. - Nie no coś ty! - dziewczyna w skórzanej kamizelce roześmiała się niefrasobliwie. - Po prostu tutaj dość często bywam. Dobre miejsce by się z kimś zabawić. Albo ze znajomymi albo z kimś nowym. - wyjaśniła sekret tych swoich znajomości. - Pożyczysz okulary? To pójdę po drinki. Co ci zamówić? - wskazała dłonią na dekolt nowej koleżanki na którym ta zawiesiła ciemne okulary. Inu już sięgała po ciemne okulary ale zawahała się. - Może ja pójdę? Ostatnio ty stawiałaś. - Amanda wstała od stolika i rozejrzała się za barem gdzie możnaby zamówić te drinki. - No to chodź razem. Nie bój się nikt nie zajmie tego miejsca a jak nawet najwyżej pogadam z moją kumpelą i ich wyprosi. - blondynka z przekutą dolną wargą niefrasobliwie machnęła dłonią na znak, że jej zdaniem nie ma się o co martwić z tym stolikiem. Wstała i razem z Amandą ruszyła znów pomiędzy podobnymi stołami. - A ze stawianiem to sama nie wiem. Jak jedna będzie stawiać drugiej to przypadkiem to nie będzie randka? - zapytała odwracając blond czuprynę w stronę idącej obok koleżanki. Wyszły już na główniejszą przestrzeń i podchodziły do baru. Tam było już całkiem sporo gości stojących lub siedzących na wysokich stołkach. Za barem uwijała się trójka barmanów, dwie kobiety i jeden mężczyzna. - O… nie chciałabyś być ze mną na randce? - Zażartowała stając przy barze i machając na barmanów. - Z taką ślicznotką w obcisłych spodniach? - blondynka oparła się łokciami o blat stołu przesuwając spojrzeniem po stojącej obok niej brunetce w tych obcisłych spodniach o jakich mówiła jakby dopiero teraz przy barze spotkała ją po raz pierwszy. - Pewnie, że bym chciała! - roześmiała się wesoło do twarzy właścicielki tych spodni. - Podoba mi się twój kolczyk. - rzekła tym lekkim, wesołym tonem stukając się w nozdrze gdzie Amanda miała swój kolczyk. - Kręcą mnie kolczyki i tatuaże. - wyznała swobodnie ale ruch za barem przykuł jej uwagę. - Dora! Dora! Cześć! Znajdziesz dla nas chwilkę!? - zamachała do jednej z dziewczyn za barem. Ta uniosła głowę i pomachała jej przyjaźnie kiwając twierdząco głową. Ale właśnie komuś robiła drinka. - To jest Dora, ta moja kumpela co ci mówiłam. - rzekła już ciszej wyjaśniając brunetce z kim właśnie rozmawiała. - Heh… ciekawe fetysze. - Inu roześmiała się i spojrzała na znajomą Julie. W sumie miała info, którego potrzebowała. Czemu się do cholery stąd nie zmyje? Po chwili spojrzała znów na swoją przewodniczkę. - Czyli uznajemy to za randkę i teraz ja stawiam? - No to jednak randka? To jak randka i po paru kolejkach mamy mieć dylemat czy jedziemy do mnie czy do ciebie to mogę iść na taki układ. - blondynka ściągnęła usta i zmrużyła oczy gdy niby się poważnie zastanawiała nad tą propozycją. Ale w końcu znów przyjęła sprawę z humorem i rozbawionym uśmiechem. Inu roześmiała się. - Raczej dylematu by nie było… do mnie jest w cholerę daleko i do tego nie mam takiego sprzętu jak ty w łóżku. - Mrugnęła do swojej towarzyszki. - O! Masz ochotę pobawić się tym sprzętem? - blondynka wyglądała na zaskoczoną. Ale bardzo przyjemnie zaskoczoną. - To cudownie! - ucieszyła się tak bardzo, że aż uderzyła dłonią w blat lady. - Ale muszę cię uprzedzić. Po paru kolejkach dostaję takiej pary, że niewiele osób daję sobie potem ze mną radę w łóżku. - Julie popatrzyła filiternie na koleżankę z lekko drwiącym uśmieszkiem. Chociaż mimo to ekscytacja zdawała się promieniować z nie tylko z jej spojrzenia. - Cześć dziewczyny. Co mogę dla was zrobić? - barmanka ubrana w jasną koszulę oparła się o szeroko rozstawionych ramionach i popatrzyła na swoje klientki. To była ta dziewczyna do jakiej wcześniej machała Julie. - To może ty nam coś wybierz. - recepcjonistka wydawała się tak poruszona z tej radości, że chyba już mniejszą uwagę zwracała co będą pić i robić w klubie. - A! Amanda to jest Dora, najlepsza barmanka w tym lokalu. No i moja kumpela. A Dora, to jest Amanda, pozałyśmy się wczoraj w pracy. - dziewczyna stojąca przy Inu jakby przypomniała sobie, że powinna sobie przedstawić swoje znajome które ze sobą jeszcze nie miały przyjemności. - Cześć, miło mi cię poznać. - Dora uśmiechnęła się przyjaźnie do Amandy i wyciągnęła dłoń na przywitanie. Inu uścisnęła dłoń barmanki. - Coś owocowego z wódką? - Amanda zaproponowała typ drinka jaki mogłaby wypić, nie wiedziała co oferuje lokal, a skoro miały już znajomą barmankę to mogła im podsunąć jakiś konkretny drink. - Zrób nam różową parasolkę. - Julie szybko podpowiedziała koleżankom czego mogą się napić. Dora skinęła głową, odwróciła się do tyłu, postawiła dwie jeszcze puste, wysokie i smukłe szklanki po czym zaczęła szykować te alkoholowe napoje. - Jakie plany macie na dzisiaj dziewczyny? - zagaiła barmanka gdy chwilę musiały postać aby mogła zrealizować to podwójne zamówienie. - Dosyć luźne. - Inu oparła się oboma łokciami o ladę, napić się… może kogoś wyrwać. - Mówiąc "kogoś" spojrzała na stojącą Julie. - No to pomyślnych łowów i udanej zabawy. - Dora uśmiechnęła się może do słów Amandy a może do gestu Julie która gdyby ktoś mógł mieć jeszcze jakieś wątpliwości to przymilnie przysunęła swoją głowę do Amandy tak, że ich policzki otarły się o siebie a ona sama jeszcze objęła ją ramieniem. - Mam nadzieję, oj duże nadzieje na te udane łowy i zabawy. - Julie wydawała się tak rozbawiona jakby już była po paru drinkach. A przecież barmanka dopiero co postawiła przed nimi pierwszą kolejkę. - A w ogóle Dora, może ty wiesz gdzie można złapać Leroy’a? Wiesz tego z mojej pracy. Albo Drzazgę. Tą gladiatorkę z Cotton Club co jej Leroy załatwił robotę w zachodniej wieży. - recepcjonistka niespodziewanie zmieniła temat chociaż nadal przytulała się do siedzącej obok brunetki. - Leroy? Nie to chyba wiem o kim mówisz ale on raczej do nas nie przychodzi. - dla barmanki temat i osoba Leroy’a musiała być dość mętna sądząc po tym jak zmrużyła brwi i jak o nim mówiła. - Ale Drzazga powinna być u nas w niedzielę wieczorem. Obleawają jakiś awans czy coś takiego. Zamówili u nas stolik. - przy kolejnym nazwisku barmanka miała precyzyjniejsze wiadomości. - Oh, Dora, jesteś kochana! - Julie wyciągnęła dłoń i uściskała kumpelę zza baru przy okazji całując ją w policzek. - Widzisz Amanda? Mówiłam ci, że Dora to najlepsza barmanka w tym lokalu. - blondynka pokiwała głową śmiejąc się wesoło jakby kumpela właśnie potwierdziła jej wcześniejsze słowa do innej kumpeli. - Widzę. - Inu przyjęła drinka i wzniosła toast. - To zaczniemy od toastu za najlepszą barmankę? - Zaproponowała Julie. Gdy wypiły zwróciła się do Dory. - A to poczekajcie, też sobie zrobię. - Dora roześmiała się za ten sympatyczny toast na jej cześć, rozejrzała się po swojej stronie baru i w końcu sięgnęła znów po kolejne szkło. Tym razem kieliszek i dla siebie. - Nie zamykacie lokalu z tej okazji, będzie opcja by tu wpaść i spróbować się złapać z tą Drzazgą? - Uśmiechnęła się do barmanki. - A lokalu nie zamykamy. Drzazga wynajęła jeden stolik więc pewnie będzie dość kameralnie. Reszta lokalu będzie otwarta jak zawsze. No ale jak ją łapać przy tym stole to już nie wiem. - barmanka z wprawą sobie przygotowała małego drinka z zauważalną częścią zrobionego z wódki tak akurat by go wychylić na jeden raz. - Mają zamówiony stół 47. Od 20-ej. - zwróciła się do Julie jakby miało jej to coś powiedzieć. - To wiem gdzie! Pokażę ci. - blondynka skinęła głową do swojej ulubionej barmanki i zaraz zapewniła swoją nowa koleżankę, że jej wszystko powie i pokaże. - No to salut! - Dora wzniosła toast i na jeden łyk wypiła zawartość swojego kieliszka. Julie dołączyła się wypijając spory łyk ze swojej szklanki. Inu wypiła toast z uśmiechem i spojrzała na opróżnioną w sporej części szklankę. - Zrobisz nam od razu po drugim? - Amanda planowała skorzystać z okazji, że już są przy barze i mają uwagę barmanki. - A co do łapania się z Drzazgą... cóż. Jakoś sobie poradzę. - Pewnie. Posmakowało co? - Dora skineła z pogodnym uśmiechem i wyjęła dwie kolejne podobne szklanki po czym zaczęła szykować podobny zestaw. Który gdy się wymieszał rzeczywiście miał trochę różową barwę. A do tego prawdziwą, koktailową parasolkę. - To proszę. - postawiła na ladzie dwie, pełne szklanki bo te z pierwszej kolejki faktycznie już były bardziej puste niż pełne. - Dzięki wielkie Dora! Jesteś najlepsza! Musimy się w końcu znów umówić na jakiś wypad! - Julie wzięła swoją szklankę, uściskała jeszcze raz kumpelę zza baru, cmoknęła ją w policzek i stopniowo zaczęła odchodzić od baru. - O tak, musimy. - dziewczyna zza baru zgodziła się z tym pomysłem i pomachała im dłonią na pożegnanie. Inu wzięła swoje drinki i jeszcze pomachała jedną na pożegnanie nim skierowała się w stronę stolika, przy którym wcześniej na chwilę usiadły. - Widzisz? Mówiłam ci, że tu warto przyjść. No i, że Dora jest najfajniejsza z nich wszystkich. - roześmiała się uszczęśliwiona blondynka wznosząc kolejny toast końcówką drinka z pierwszej szklanki. - Za nas i naszą zabawę! - zawołała wesoło. - Dora też lubi się fajnie zabawić. No ale w weekendy pracuje tutaj to wieczory jej odpadają. - wyjaśniła o kumpeli jaka została przy barze. Inu wypiła toast. - Zabawić w sensie wypić w takim klubie? - Amanda pozwoliła sobie na nieco zadziorne spojrzenie w kierunku swojej przewodniczki. - Noo teeżż. - roześmiała się blondynka troszkę się przy tym rumieniąc. Przeciągnęła odpowiedź by dało się usłyszeć dwuznaczność wypowiedzi. - Zazwyczaj sama tu przychodzisz? - Inu pozwoliła sobie na zmianę tematu i spojrzała na salę, ciekawa kogo tego wieczoru przywiało do Matrixa. - Czasem tak. Ale zazwyczaj staram się z kimś umówić. No tak trochę bezpieczniej z kimś niż tak samej nie? - uniosła nieco swoje wypielęgnowane brwi do góry kręcąc do tego trochę głową na znak, że nie jest tak całkiem roztrzepana by nie myśleć o własnym bezpieczeństwie. - Tutaj jest w porządku. Sama widziałaś ochronę przed wejściem. - wskazał drinkiem mniej więcej w stronę gdzie było główne wejście. - Jak ktoś zaczyna dymić albo robić nieprzyjemności to też ściąga obsługę. No ale na zewnątrz i po drodze to samotna dziewczyna może mieć różne przygody. Dlatego wolę wychodzić na miasto z kimś jeszcze. - wyznała rozkładając rączki na boki ale sama zaczęła wreszcie lustrować otoczenie kto dzisiaj jest w tym lokalu. Przy stoliku obok siedziała samotnie jakaś młoda kobieta ubrana w niezbyt elegancki strój jakby wyszła do sklepu a nie w weekendową noc do klubu. Krótkie włosy ścięte na jeża sugerowały, że może jest kimś z wojska. Siedziała nad swoją szklanką też rozglądając się co jakiś czas po lokalu. Niedaleko bawiła się inna grupka prawie samych kobiet. W tym towarzystwie był tylko jeden facet. Grupka obsiadła jeden ze stołów podobnie jak Amanda i Julie a i tak było tam jeszcze trochę wolnego miejsca. Bawili się przednie chyba świętując jakiś sukces co można było sądzić po dolatujących czasem głośniejszych słowach. - Oo… - westchnęła blondynka gdy zatrzymała wzrok gdzieś parę stołów dalej. Widząc, że partnerka na nią spojrzała nakierowała ją ruchem szklanki na właściwy adres. - Tych akurat nie lubię. Wredni są. Zwłaszcza te głupie pindy. - machnęła niedbale reką w kierunku trójki osób, dwóch kobiet i mężczyzny jacy byli sobą zajęci gdzieś w tłumie gości. Ale chyba nie dostrzegli Julie albo po prostu ją ignorowali. - A czym sobie zarobiły na te urocze określenie. - Amanda zaśmiała się i na chwilę skupiła wzrok na grupce dopijając pierwszego drinka. - Bo to głupie pindy! - prychnęła z irytacją blondynka jakby to tłumaczyło wszystko. - Naskoczyły kiedyś na mnie w kiblu jak sobie pudrowałam nosek czy coś, one też i jakoś przychrzaniły się do mnie. Nie ma o czym gadać. Po prostu omijamy się od tamtej pory. A też tutaj często przychodzą. A tamten goguś to facet tej ciemnej. - pozwoliła sobie na niechętny komentarz względem omawianej trójki gości. - Czaję… Nie bywam w takich miejscach to i laski w kiblach mnie nie zaczepiają. - Inu przyznała się do braku tego typu doświadczeń. Odwróciła wzrok od grupki i skupiła się na kobiecie ubranej w nieco niechlujny strój. Zawsze fascynowały ją takie “niedopasowane “ indywidua. - Nie ma co się nimi przejmować. Wzrok Amandy wędrował dalej. W klubie zebrały się zarówno grubki jak i samotnicy tacy jak “niedopasowana kobieta. Przy barze właśnie stanęła jakaś dziewczyna w zbyt mocnym makijażu. Nie wyróżniała się jednak poza tym niczym. W przeciwieństwie to jakiegoś ostro wytatuowanego faceta, spoglądającego nieco nieprzyjemnie w kierunku tańczących ludzi. No i jeszcze była banda, która wyglądała jakby ją świeżo ze szlaku ściągnięto, ale znów same laski. No dobra był jeden rodzynek… ale wątpiła by wolny. Przeniosła wzrok na ludzi wijących się w rytm puszczanej tu muzyki. - Jej… Dzisiaj prawie wszędzie same dziewczyny… A facetów mało. Zwłaszcza takich ciekawych. - jęknęła blondynka gdy zdążyły już całkiem porządnie zlustrować okolicę. DJ puszczał kolejne kawałki, stroboskopy i neony oświetlały salę taneczną gdzie goście w różnorodnych ubraniach tańczyli jak kto umiał. Jedni lepiej drudzy mniej dobrze ale parkiet wydawał się całkiem popularną rozrywką dla klubowiczów. No ale jakoś tak trafiły, że w okolicy damska część gości zdecydowanie przeważała liczebnie nad tą brzydszą. Ze dwa stoły dalej dosiadły się dwie kobiety. Obie w okularach ale zwykłych a nie matrixowych. Siadły ze swoimi szklankami dyskutując ze sobą o czymś zawzięcie. Widocznie temat je poruszał na tyle, że nie bardzo zwracały uwagę na resztę klubu. W pewnym momencie jedna z nich wyjęła z torebki niewielki notes, otwarła go, położyła na blacie i coś na jego podstawie tłumaczyła tej drugiej. Do sali weszły też trzy inne kobiece sylwetki. Amanda przez skórę mogła wyczuć przybyszy spoza miasta. Stanęły gdzieś na skraju parkietu i rozglądały się trochę ciekawie, trochę niepewnie po tym klubie jakby tu były po raz pierwszy. Wszystkie miały na sobie dżinsowych kurtek, skórzanych kamizelek, wytartych dżinsów i niezbyt klubowych butów. Ale za to pewnie odpowiedniejszych do chodzenia. A z parkietu zeszła właśnie jakaś parka. Młodzi ludzie u progu prawdziwej dorosłości. Zdyszani i spoceni po wyczynach w tańcu łapczywie rzucili się na swoje drinki aby uzupełnić płyny i zwilżyć gardła. - No nie wiem… Wpadło ci coś w oko? - blondynka popatrzyła sceptycznie na okolicę po raz ostatni i niezdecydowana zwróciła się do swojego gościa. Inu uniosła swój drink uśmiechając się. - Mi tu dobrze. - Upiła łyk. - Jesteś stąd? Ze Zgniłego Jabłka? Amanda w ogóle nie przejmowała się brakiem ewentualnych partnerów. Ona i tak widziała się następnego dnia ze swoją "dziewczyną" no i z Kanmi. - I nie i tak. Zależy jak na to patrzeć. - blondynka też przestała się rozglądać po reszcie lokalu i skoncentrowała swoją uwagę na rozmówczyni. Zaczęła bawić się swoją kolorową parasolką jeżdżąc nią po krawędziach swojej szklanki. - Pochodzę z enklawy na północy. Jak się urodziłam i dorastałam to jeszcze to nie był Nowy Jork. No ale parę lat temu nasze władze zawarły deal z Collinsowem no i teraz jesteśmy częścią prezydenckiej demokracji. - mówiła jakby to nie był jej ulbiony temat i nie pałała miłością do prezydenckiej władzy. - No a ty? Skąd się biorą takie ślicznotki? - Julie szybko zmieniła temat i teraz uśmiechała się patrząc na Amandę z zaciekawieniem i fascynacją. Inu roześmiała się. - Z Miami. - upiła spory łyk patrząc na w połowie pustą szklankę. - Przyjechałam w te okolice dwa lata temu i jakoś takoś się ostałam. - Miami?! Jej mam taki serial na płycie! “Policjanci z Miami”! Oh, ten Don Johnson to taki przystojniak! - widocznie nazwa rodzimego miasta z czymś się jednak kojarzyła rozmówczyni. I to nawet całkiem pozytywnie. - Opowiadaj jak tam jest! Tam są takie słoneczne plaże? I takie błękitne niebo a nie takie jak tutaj. I te motorówki! Ojej chciałabym kiedyś przejść się boso po takiej prawdziwej plaży w prawdziwym bikini… - dziewczyna z Nowego Jorku okazała się być bardzo podekscytowana na wpół mitycznym dla siebie miastem które pewnie kojarzyła ze wspomnianego serialu. Na swój sposób to nadal tak tam było. Były wieżowce w centrum, błękit nieba i wody, złote plaże a nawet motorówki. Ale była też dżungla, niewolnictwo i miasto zarządzane przez bezwzględną radę którą dawniej pewnie nazwano by po prostu mafią. Chociaż tutejsze władze i system jaki wprowadziły też niekoniecznie mógłby zachwycić dawnych Amerykanów. Ale nie było róży bez kolców i panowała polityka coś za coś. Wszyscy musieli iść na kompromisy i ustępstwa by jakoś przetrwać a nawet się rozwijać. - Wiesz… to już nie do końca tak wygląda. - Inu uśmiechnęła się do swojej towarzyszki. - No ale plaże są… bikini pewnie też dałoby radę skombinować. - Wiesz… nasza Statua też już nie do końca wygląda tak jak kiedyś. - Julie zrewanżowała się podobnym tonem w jakim odpowiedziała jej nowa koleżanka. - No wiem. Pewnie też nie jest tak pięknie jak było. No ale wszędzie tak jest. Ale i tak bym chciała tam być. Mówisz, że plaże i bikini tam są? No to czego więcej trzeba? - westchnęła rozmarzonym tonem. Chyba nawet jeśli zdawała sobie sprawę z realiów powojennych to południowy cypel Florydy i tak wydawał jej się fascynującym miejsce. - Pomyśl. Złoty piasek pod stopami, bikini na sobie i błękit nieba nad głową. - westchnęła do tych swoich fantazji. - A tutaj? No woda jest ale kto by się chciał w niej kąpać? Szara, zimna i śmierdząca. W ogóle nie mam ochoty pluskać się w tej zimnej zupie. - prychnęła z irytacją na wody tutejszych rzek, jezior i oceanu. Tu akurat Amanda mogła przyznać jej rację. Pod względem widoków i kąpieli to Nowy Jork nie miał startu do Miami. - Albo gdzie tu chcesz pójść w bikini? Chyba po domu. Na zewnątrz albo coś wali syfem ze szczelin albo pada deszcz, śnieg czy coś innego albo jest zwyczajnie za zimno. Słoneczne dni to pewnie można by policzyć na palcach jednej ręki. - westchnęła z mieszaniną rozczarowania i goryczy. Ale akurat pogoda przy północnym Atlantyku może nigdy nie była zbyt łagodna ale odkąd Amanda przyjechała do tego miasta to była naprawdę paskudna. I to bez względu na porę roku. A z tego co się przez ostatnie dwa sezony nasłuchała to raczej była norma w tym mieście. - Tam jest dżungla. - Amanda dopiła drugiego drinka. - Czasami masz wrażenie, że same drzewa chcą cię zeżreć, jakby mutantów i innego wyłażącego z niej syfu nie było za mało. - Do tego na południu są ludzie i ludzie. Wiesz… niewolnicy i ludzie, którzy uważają że mają prawo mieć innych ludzi na własność. - Inu skrzywiła się na to wspomnienie. - Ja miałam farta… żyłam na pograniczu to i wszyscy mieli mnie w dupie, chyba że przyłaziłam z gamblami, to wtedy nawet jakiś hajs udawało się zgarnąć. - Drzewa chcą cię zeżreć? Pff! A tutaj chce cię zeżreć samo powietrze! - mruknęła z irytacją na tutejsze niedogodności. Upiła łyk ze swojej szklanki i pobawiła się chwilę wodząc parasolką po jej krawędzi w jedną i drugą stronę. - Domyślam się, że nie jest tam tak pięknie jak w tym serialu. I mogło się dużo pozmieniać. Ale tutaj i pewnie wszędzie indziej też tak jest. A dla złotego piasku i bikini chciałabym to zobaczyć sama. - westchnęła z żalem. Dopiła swoją szklankę do końca i energcznie odstawiła ją znów na stół. - Dobra, zaczynam smęcić jak jakaś durna blondynka a miałyśmy się bawić. Pójdę po drinki. To samo czy masz ochotę na coś innego? - rozmówczyni Amandy w końcu machnęła ręką na te swoje fantazje które z tej perspektywy wydawały się właśnie fantazjami o innym krańcu kontynentu. Wstała więc i była gotowa iść do baru by chyba zatrzeć przykre wrażenie jakie mogło powstać z tych jej wynurzeń. - Może być coś innego. - Amanda roześmiała się. - Ja będę tam pewnie za dwa trzy tygodnie.. mogę ci dać znać czy warto tam ruszać dupę. Dziewczyna o blond włosach skinęła głową i odeszła w stronę baru. Trochę jej nie było więc siłą rzeczy Amanda miała okazję obserwować lokal. Albo jej się wydawało albo widziała jak tamta trójka za jaką nie przepadała Julie zaczęła się ze sobą ściskać. Co prawda nowa znajoma przepatrywaczaki nie powiedziała z którą z tamtych dwóch chodzi ten jedyny w tej trójce facet ale właśnie całował się najpierw z jedną a potem z drugą. Zaś te dwie w okularach gestykulowały coraz zawzięciej nad czymś co od dołu oświetlało ich twarze. Pewnie jakiś niewielki ekranik podobny do dawnego smartfona czy coś podobnego. Do Amandy dochodziły resztki słów jak “nie, nie masz racji”, “ale tamto to był inny projekt” czy “ale tu chodzi o coś innego”. Chyba były bardziej zainteresowane dyskusją niż drinkami i resztą baru. Za to wkrótce wróciła Julie, ze szklankami pełnymi zielonkawego płynu. Postawiła jedną szklankę przed swoim gościem a z drugą wróciła na swoje miejsce. - Masz. To agrestówka. Mnie smakuje, mam nadzieję, że tobie również. - uśmiechnęła się przyjaźnie i wzniosła szkło do pierwszego toastu z tych nowych drinków. - Ale poczekaj co ty mówiłaś wcześniej? Bo dopiero przy barze się zorientowałam. Jedziesz tam? Jedziesz do Miami? Na te plaże, bikini i resztę? - popatrzyła na Amandę jakby aż nie mogła uwierzyć w taki zbieg okoliczności. - Mam zlecenie to jadę, ale niestety nie na plażę. - Inu upiła nieco drinka. Uśmiechnęła… było kwaśne ale smaczne. - Pewnie tylko dostarczę towar i będę tu wracać. - Ah, no tak, interesy. - blond główka pokiwała się ze zrozumieniem a usta trochę skrzywiły się na taką wiadomość. - To pewnie będziesz zajęta i byś miała ważne sprawy. I pewnie miejsca nie macie. Żeby się jakąś tam blondynką przejmować. - westchnęła nieco smutno chociaż próbowała się uśmiechnąć. Ale wyszło jej dość blado i może dlatego upiła łyk ze swojej szklanki by jakoś to zamaskować. - Ale dzisiaj to się chyba zabawimy co? Chyba jesteśmy na randce i mamy jechać do mnie. - spojrzała ponad agrestówką sprawdzając chyba, czy Amanda nie zmieniła swoich wcześniejszych zamiarów na ten wieczór. - Miejsce jak miejsce. Gdy wiozę towar nie mogę zazwyczaj brać nikogo… wiesz bezpieczeństwo. - lnu przyjrzała się siedzącej naprzeciwko dziewczynie po czym rzuciła żartobliwie. - Co? Jestem najciekawszą partią w okolicy? - Mrugnęła do Julie. - Na to wygląda. - blondynka uśmiechnęła się, zaczęła bawić się wodząc paznokciem po krawędzi swojej szklanki. Drugą zaś dłonią powoli przesunęła ku dłoni drugiej kobiety i podobnie zaczęła przesuwać po niej palcem. Inu nie zabrała dłoni. Dotyk dziewczyny był przyjemny i kusił… choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że powinna nieco ograniczyć "randkowanie". Powoli ujęła dłoń Julie. Diabli by to… mogła sobie pozwolić na nieco przyjemności. - To co…. Kupujemy butelkę czegoś dobrego i jedziemy do ciebie? - Zaproponowała z uśmiechem. - Tak! Bałam się już, że mnie spławisz i będę musiała sobie radzić sama! - Julie roześmiała się wesoło jakby właśnie Amanda zaczęła realizować wcześniejszą obietnicę. - To chodź do baru, Dora na pewno nam da na drogę coś ciekawego! - szybko przechyliła szklankę nawet nie dbając by dopić ją do końca i odstawiła na stół do reszty. Z miejsca złapała swoją torbę i obeszła stół by pochylić się nad przepatrywaczką i szybko ją pocałować w policzek. Ale tuż przy ustach. Po czym wyprostowała się i wyciągnęła do niej dłoń gotowa poprowadzić ją do baru, Dory i dalej. - Cóż… obiecałaś, ze pokażesz mi coś ciekawego. - Inu dobiła swojego drinka i wstała od stołu. Spojrzała na wyciągniętą dłoń i czując, że byłoby jej głupio iść z laską za rękę, po prostu otoczyła ją ramieniem i ruszyła w kierunku baru. - Cześć Dora! Do następnego! - gdy wróciły pod bar Julie radośnie przywołała swoją ulubioną barmankę. Ta chyba był zaciekawiona ekscytacją swojej koleżanki bo blondynka była tak radosna jakby właśnie wygrała główną wygraną na loterii. - Już idziecie? - zagaiła Dora patrząc na nie obie z łagodnym zaciekawieniem. - Tak, nie ma nikogo fajnego dzisiaj. A obiecałam Amandzie pokazać u mnie parę rzeczy. Dasz nam coś dobrego na drogę? Butelkę albo dwie? - recepcjonistka z głównej siedziby Lady Acher aż przebierała nóżkami z tej ekscytacji i podniecenia aby jak najprędzej znaleźć się sam na sam z Amandą. Dora uśmiechała się rozbawiona jakby świetnie rozumiała o co chodzi i życzyła im powodzenia. - No to bawcie się świetnie i mało grzecznie dziewczyny. - zaśmiała się żegnając się na pożegnanie całusem w policzki i krótkim, przyjemnym przytulasem. Zgarnęła dolary z lady a blondynka zabrała dwie, ciężkie od promili butelki. Inu pomachała barmance, mówiąc że zobaczą się w niedzielę i ruszyła za swoją przewodniczką. Droga powrotna chyba zabrała podobną ilość czasu co poprzednio. Ale chyba przynajmniej blondynie tym razem dłużyła się niesamowicie. Siedziały w średnio zapełnionym busie gdzie w ten piątkowy wieczór większość pasażerów przemieszczała się do różnych lokali wydać swoje tygodniówki. - O rany ale on się wlecze! - irytowała się Julie gdy konny zaprzęg zatrzymywał się na przystankach albo z nich ruszał. Oczywiście nie mógł się równać pod względem prędkości z pojazdami napędzanymi końmi mechanicznymi. No ale za to nie spalał cennego paliwa. - A jak już będziemy u mnie… - blondynka trochę opadła na swoje miejsce i delikatnie położyła dłoń na udzie koleżanki. Popatrzyła na nią z zaciekawieniem. - To masz ochotę na coś konkretnego? - zapytała jakby w ten sposób próbowała zabić ten czas jaki im pozostał do powrotu do jej mieszkania. - Wiesz… jeśli chodzi o takie zabawy… - Inu z odrobiną rozbawienia przyglądała się podekscytowanej recepcjonistce. Rozbawienia i obawy… bo jak zareaguje na jej tatuaż? - Raczej wiesz… robiłam to normalnie. Przez dłuższą chwilę wahała się. - A… co sądzisz o lokalnych gangach? Mafii? - Gangach? Mafii? - pytanie zbiło blondynkę z tropu. Przyjrzała się koleżance jakby nie była pewna czy będzie jakiś ciąg dalszy tego pytania albo coś jeszcze. - No jak… No są… Policja i wojsko ich gania… Ale tu u nas jest luźniej. Dlatego tutaj mieszkam. - recepcjonistka mówiła wolno chyba nadal nie bardzo wiedząc do czego ma zmierzać te pytanie. Ale w końcu wzruszyła ramionami, dodając szybciej, pewniej i luźniej. No faktycznie w dzielnicy Donny ten collinsowy reżim wydawał się nieco schodzić z widoku co dodatkowo zwiększało atrakcyjność dzielnicy rozrywki. - Bo wiesz.. ja współpracuję naprawdę z różnymi ludźmi. - Inu uśmiechnęła się nieco niepewnie do dziewczyny. Miała naprawdę nadzieję, że Julie jest tylko cieszącą się życiem recepcjonistką nie zamieszaną w ten cały bałagan. - Aha. - blond głowa powoli przytaknęła gdy się chyba zastanawiała nad odpowiedzią ale zaraz wróciła do poprzedniej luźnej formy rozmowy. - Już niedaleko. Jeszcze ze dwa przystanki. - rzuciła wskazując z uśmiechem gdzieś przed siebie. - Nie możesz się doczekać by mnie pomęczyć? - Inu roześmiała się i spojrzała w kierunku, w którym jechały. - Ja ciebie? - brunetce znów udało się zaskoczyć blondynkę. Ale tym razem pozytywnie bo zaraz się roześmiała. - Myślałam, że to ty mnie! - powiedziała rozbawiona. - Ale nie przejmuj się dogadamy się. - pocieszyła ją z rozanielonym wyrazem twarzy i pocałowała ją w policzek. Ale cofnęła głowę tylko trochę sprawdzając czy Amanda ma ochotę na jeszcze. Inu uśmiechnęła się w odpowiedzi. - To na pewno będę potrzebować instruktażu. - Przybliżyła się do twarzy Julie i pocałowała ją delikatnie w usta. Pod swoimi wargami przepatrywaczka wyczuła twardy metal kolczyka tej drugiej. I jej chętne na takie zabawy usta. Wyczuwała, że blondynkę aż rozpiera pozytywna energia. Widziała to po jej rozszerzonym i trochę chaotycznym spojrzeniu, po ruchach ust i dłoniach obejmujących jej głowę by łatwiej było im się całować. Julie miała ochotę na nią. I na wspólne igraszki. I wcale tego nie ukrywała. Wręcz przeciwnie musiała hamować się aby jeszcze nie pójść na całość. - Wszystko ci pokażę. - powiedziała czule głaszcząc brunetkę po policzku. - Chodź, już tutaj wysiadamy. - klepnęła ją w ramię dając sygnał do powstania. No i za szybami widać było kolejną wiatę przystanku. Inu przytaknęła ruchem głowy i wysiadła za Julie z autobusu. Dobrze, że nie było jeszcze jakoś mega późno bo nabierała poważnych obaw, że przyjdzie jej jechać rano do siebie by złapać się z Kanmi. Obie wstały, przecisnęły się wąskim przejściem między siedzeniami furgonetki po czym wyszły na chodnik. Na zewnątrz nadal padała mżawka i panowało nieprzyjemne, wilgotne zimno które wciskało się w każdą dostępną część żywego ciała. Ale blondynka chyba na to nie zwracała uwagi. Napędzana pozytywną ekscytacją która dodawała jej energii szła tak szybko jakby śpieszyła się na pociąg czy autobus który lada chwila miałby odjechać. Mimo, że przecież obie wracały do jej mieszkania. - To zaraz będziemy. - odwróciła głowę na idącą obok brunetkę z kolczykiem w nozdrzu. Wskazała przy tym na ponurą kamienicę z jakiej wyszły pewnie ze dwie czy trzy godziny temu. Ekscytacja musiała ją rozpierać na całego. Gdy weszła pierwsza do klatki schodowej zatrzymała się aby przytrzymać drzwi i gość mogła wejść za nią. Ale gdy przepatrywaczka ją mijała została przez gospodynię zaskoczona atakiem. Julie nie pozwoliła jej przejść tylko złapała ją za ramiona, odwróciła do siebie i zaczęła ją całować. Naparła przy tym na tą drugą tak, że ta musiała się cofnąć aż poczuła za plecami ścianę. A Julie nie przestawała jej całować jakby czekała właśnie na ten moment gdy zostaną same i wreszcie będą mogły sie zabawić. - Już nie mogę się doczekać! - zaśmiała się trochę chaotycznie gdy puściła wreszcie Amandę i złapała ją za rękę aby poprowadzić ją na schody do jej mieszkania. Ostatnio edytowane przez Aiko : 29-04-2020 o 14:26. |
29-04-2020, 14:25 | #29 |
Reputacja: 1 |
|
30-04-2020, 10:37 | #30 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 12 2053.IV.12 sb, przedpołudnie , NYC Czas: 2053.IV.12 sb, ranek Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Świateł, mieszkanie Julie Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz mroźno, b.si. wiatr, pogodnie Amanda już nie pamiętała rano czy w nocy myślała jeszcze by wrócić na noc do siebie czy nie. Chociaż powrót wydawał się mało ciekawym i bezpiecznym rozwiązaniem. Było już po północy, nie było pewne czy jeszcze jakiś publiczny transport jeździ. Może kolejka? Ale to i tak by musiała dojść na piechotę na stację. I jeszcze padało bo słyszała jak krople bębnią o szybę sypialni. No i musiałaby wracać sama. W środku nocy. Tylko z nożem w kieszeni. Jakby wróciła do siebie w dwie czy trzy godziny to byłby dobry wynik jak na tą porę doby i warunki na zewnątrz. A blond alternatywa w obroży sama zapraszała ją do siebie na miejsce obok siebie w swoim łóżku. A raczej materacu. I w podobnej scenerii obudziła się rano. Też na tym samym materacu, pod tą samą pościelą, w tej samej sypialni i tą samą blondynką z tą samą obrożą na szyi. Nawet te wszystki zabawki jakimi się wczoraj bawiły lub tylko oglądały wciąż leżały w zasięgu ręki. Tylko za oknem było już jasno. A budzik na nocnej szafce pokazywał gdzieś tak połowę drogi między 8 a 9 rano. Za oknem zaś czekały dwie niespodzianki. Jedna przyjemna druga niezbyt. Przyjemna to ta, że było widać błękit nieba. Trochę upstrzony jakimiś chmurkami ale jak na standard tego miasta to powietrze było krystalicznie czyste i przejrzyste. Aż miło było popatrzeć. Ta mniej przjemna to to, że to pewnie ten wiatr. Bardzo silny. Pewnie on przewiał te chmury, smog, mgłę, opary i co tam jeszcze lubiło się kłębić w tym mieście między niebem i ziemią. Ale za to dął tak silnie, że okna trzeszczały jakby mogły strzelić w każdej chwili. A gdy podeszła do okna i wyjrzała dostrzegła jak ludzkie sylwetki idą pod wiatr pochylając się do prozdu by stawić mu opór. I szli z wyraźnym wysiłkiem. A jakieś uschnięte ale nadal solidne drzewo kołysało się jak jakiś młodnik. - Już wstałaś? Jej ale z ciebie ranny ptaszek. Chodź jeszcze do łóżka, przecież jest sobota. - Julie może wyczuła ruch gdy Amanda wychodziła z gościnnego materaca a może po prostu się obudziła. Wciąż była trochę zaspana ale uśmiechała się zachęcająco i równie zachęcająco zapraszała Inu dłonią. --- - O rany ale wieje. Na pewno chcesz wyjść? Przecież jak chcesz to możesz zostać ile zechcesz. - gospodyni podniosła się trochę później niż gość ale widocznie poczuwała się do swoich obowiązków dobrej pani domu jaka powinna zadbać o swoich gości by nie wyszli z jej włości głodni czy potrzebujący. Zaczęła się krzątać po kuchni i tam szykować im obu śniadanie. Była w samym kusym szlafroczku jaki ładnie eksponował jej zgrabne chociaż dość blade nogi. I nadal nie zwracała uwagi, że wciąż chodzi w tej obroży jaką jej wczoraj założyła Amanda na początkowym etapie wspólnych zabaw. - Lubisz bekon i jajka? Trochę się nie spodziewałam gości to nie mam nic specjalnego. - powtórzyła prawie dokładnie co wczoraj gdy obie po raz pierwszy przyszły do jej mieszkania. Ale zrobiła owe jajka i bekon a także usmażyła grzanki bo jak mówiła toster jej zdechł już jakiś czas temu. Ale koleżanka jej sprzedała przepis, że chleb można zwyczajnie usmażyć. I jak się jeszcze na to położyło ser to nawet powstawała ciekawa kompozycja. No i jeszcze była kaszka z mlekiem. W tymczasie brunetka mogła skorzystać z łazienki albo też pomóc przy śniadaniu. Tak zasiadły wspólnie do tego pierwszego posiłku nowego dnia. O ile budzik gospodyni dobrze chodził a Kanmi okazałby się w miarę słowny to patrywaczka miała tak sobie czasu. Z jednej strony nie musiała się zrywać i lecieć na łeb i szyję. Z drugiej strony niezbyt mogła sobie pozwolić przeciągać tą wizytę. Ot tak w sam raz by na spokojnie zjeść, pogadać, ubrać się, naszykować na ten kolejny dzień i może jeszcze trochę pogadać. - To może jakiś szybki numerek na pożegnanie? - zaproponowała wesoło blondynka kusząco wgryzając się w grzankę i nie tracąc kontaktu wzorkowego z oczami Amandy. Siedziały praktycznie obok siebie, tylko róg stołu ich oddzielał. W kuchni brunetka zorientowała się, że Julie chyba nie ma zadatków na wzorcową panią domu. Chociaż mniej więcej kuchnia i reszta mieszkania jaką do tej pory widziała były ogarnięte to jednak można było się przyczepić do paru rzeczy. Ale recepcjonistka się tym chyba niezbyt przejmowała. Bardziej interesowała się swoim gościem i świeżymi wspomnieniami z ostatniej nocy. - No nie dziw się! Wczoraj było cudownie! - zachichotała rozweselona więc ta ostatnia noc musiała ją nakręcić bardzo pozytywnie. Tak do świata, nowego dnia a zwłaszcza Amandy. Pokiwała jeszcze blond głową i znów spojrzała na swój talerz aby ukroić kawałek bekonu. - Ale mi zrobiłaś numer wczoraj! - roześmiała się już na całego gdy widocznie przypomniała sobie coś bardzo przyjemnego. Szybko przełknęła to co miała w ustach by móc swobodniej mówić. - To jak cię prosiłam byś mi to wszystko wyjęła. A ty się nie zgodziłaś! - pisnęła chyba tak radośnie jak wczoraj była zaskoczona taką odpowiedzią tej drugiej. - To było takie zaskakujące! No i jeszcze tak mnie ładnie zapakowałaś w to wszystko, że ojej… No z każdej strony… - rzekła rozmarzonym wzrokiem bujając gdzieś w suficie jakby tam łatwiej ją nachodziły wspomnienia z poprzedniego wieczoru. - A z tym Miami to przepraszam. Ja wiem, że mam hopla na tym punkcie i strasznie bym chciała tam pojechać. A jak jeszcze powiedziałaś, że stamtąd jesteś i tam jedziesz no to ojej! Poniosło mnie trochę. Przepraszam jeśli byłam namolna i natarczywa. Masz rację pewnie tylko sprawiłabym kłopot i miejsca pewnie nie macie. - położyła przepraszająco dłoń na dłoni Amandy i na twarzy też jej wykwitła mieszanina zakłopotania i przeprosin jakby zdała sobie teraz, że jej zachowanie mogło zostać uznane za niestosowne. - No i pewnie jesteś bardzo zajęta co? No pewnie tak. Ale wiesz jakbyś miała ochotę na wspólne zabawy z taką jedną blond rcepcjonistką to ja bardzo chętnie. Wczoraj było cudownie! No i wcale nie musisz przyjeżdżat taki kawał. Jak w weekendy to ja mam wolne to mogę przyjechać do ciebie. Tylko byś mi musiała powiedzieć gdzie i kiedy. Albo możemy się gdzieś umówić. Znaczy jakbyś chciała oczywiście. - gospodyni siedziała za swoim stołem w kusym szlafroczku i obrożą na szyi i chyba była trochę stremowana gdy składała swojemu gościowi taką niemoralną propozycję. Czas: 2053.IV.12 sb, przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, Ruiny; wnętrze samochodu Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwarno na zewnątrz ziąb, um. wiatr, ulewa - Kurrwaa nic nie widać przez ten schlauch! - po raz któryś Kanmi powtarzał coś podobnego praktycznie odkąd Amanda wsiadła do pożyczonego samochodu. No ale rzeczywiście. O ile ranek był bardzo wietrzny ale przejrzysty to zaraz potem gdy wiatr się zmienł przygnał chmury a z nich lunęło podwójnie. Jakby pogoda odpuściła miasto o tym poranku to próbowała sobie to zrekompewnsować zaraz potem. Efekt widać było na szybach osobówki. Właśnie tak to wyglądało jakby na zewnątrz ktoś oblewał samochód szchlauchem. Lało tak mocno jakby w końcu natura postanowiła urządzić potop temu miastu. Uliczne studzienki nie nadążały z odpprowadzaniem wody więc prawie wszędzie jechało się przynajmniej przez głębokie kałuże. Pewnie ich Land Rover bylby odpowiedniejszy na takie warunki ale mieli tylko tą osobówkę zorganizowaną przez jakiegoś znajomego kierowcy który właśnie wślepiał się przez przednią szybę usiłując cokolwiek dostrzec co jest przed nimi. Mimo używania wycieraczek non stop wszystko było rozmazane przez tą nieodłączną taflę wody jaka spływała po szybie i całej reszcie. - Wiesz co? - powiedział nieco spokojniej chociaż nadal był spięty. Jechał dość powoli przez te wszystkie bajora, kałuże i strumienie. Teraz całe miasto wyglądało jak błotny off road! Więc blondyn coś nie wyglądał by był w dobrym humorze. Ale to raczej z powodu paskudnej pogody od samego rana. Najpierw wichura a teraz ulewa. Ani jedno ani drugie nie sprzyjało przebywaniu na zewnątrz. Ani jeździe samochodem. - Masz ostatnio takie chody u Ayumi. - zaczął na krótko zerkając na kobietę siedzącą obok. - Może by mogła nam załatwić zezwolenie na spluwy? Przydałoby się. Za miastem to nie ma problemu. No ale sama widzisz, że tak prędko stąd nie odjedziemy. No a może potem dałoby się te licencje przedłużyć czy co? - mówił znów wpatrozny w przednią szybę. Do tego na przeman albo przystawiał twarz prawie do samej szyby albo unosił ją pod sam sufit gdy chciał dojrzeć co tam jest na drodze przed nimi. Zapewne miał na myśli takie sytuacja jak ta. Gdy wyjechali ze względnie bezpiczengo centrum na Manhattani i jechali przez ziemię niczyją nim mieli wjechać w nieco gęściej zaludnione enklawy Brooklynu. A ten rejon miał mocno nieciewaką reputacją. Ponoć buszował tu tylko popromienny wiatr i niemrawe mutki. Przynajmniej tak to malowały rządowe “Times” i “Prawda”. No ale powszecnie uważano je za źródło prezydenckiej propagandy. No i jak już trochę przepatrywaczka mieszkała w tym mieście to zdążyła się zorientować, ze choćby w takim Booklynie to mogą mieszkać nie tylko niemrawe mutki i popromienny wiatr. I Kanmi to właśnie potwierdzał bo właśnie tam miał mieszkać ten kumpel do jakiego jechali. Ale na ziemii niczyjej nie chroniło żadne prawo ani siła. A przez te utrudnienia poruszania się z bronią po enklawach gdy człowiek znalazł się między nimi, i to na jakimś pustkowiu to mógł mieć co najwyżej jakiś nóż, pałę czy kamień. Więc taka licencja była bardzo przydatna. Przez te zamazane szyby Amanda nie była wcale pewna gdzie właściwie są i dokąd jadą. Ale kierowca powoli ale zdawał sięwiedzieć dokąd jechać. - Cholera jakbym wiedział, że pogoda tak się spieprzy to bym ugadał się z nim na kiedy indziej. Ale teraz już bez sensu wracać. - prychnął wciąż zirytowany blondyn. Do tego ogrzewanie w samochodzie działało dość symbolicznie. Więc wewnątrz pojazdu było dość chłodno. - Aha, właśnie. Byłem wczoraj popytać o tą furę i typa co go spotkałaś. - zaczął i zaraz urwał bo na w pół po omacku musiał przejechać przez dość głębokie bajoro. A nie wiadomo co było w niej utopione. Lepiej było nie myśleć co by się działo gdyby przebili oponę. Zmieniać oponę w taką ulewę… Zresztą Amanda nawet nie była czy fura jest wyposażona w takie luksusuy jak zapasowe opony. - Ogólnie to coś jest na rzeczy. Z tą furą. Podobno wśród Psów Piekieł ktoś ma coś takiego. Ale cholera wie czy to właśnie ta fura co widziałaś. Czarny muscle car. I typ z jakim gadałem nie zna właściciela tylko samą furę kojarzy. Mam namiar na ulicę i oklicę jeśli to cię interesuje. - rzucił nieco luźniej gdy przejechali przez ten głęboki kawałek i wyjechali na mniej głęboki. - A jak tam twoje randki z dziewczynami? - zapytał wreszcie okazując jakiemuś tematowi zaciekawienie a nie tylko irytację na tą cholerną trasę i pogodę. Temat randek z dziewczynami chyba go zarówno bawił jak i intrygował. W końcu jednak dojechali. Gdzieś. Bo osobówka przedzierająca się przez tą ulewę zwolniła i wreszcie ztrzymała się przed jakąś bramą w ogrodzeniu. Po bokach były ponure wieże strażnicze. Chwilę czekali aż pewnie ktoś wewnątrz założy pelerynę i świecąc sobie latarką wyjdzie sprawdzić kto i po co przyjechał. Czas: 2053.IV.12 sb, przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, enklawa Leaslear, wnętrze Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwarno na zewnątrz ziąb, um. wiatr, ulewa - Niezłe. Co to jest? - Kanmi zamerdał szklaneczką a potem wystawił ją pod światło aby spojrzeć na barwę. Faktycznie mogło smakować. Jakby płynne owoce, trochę akby śliwka, trochę jakby jabłko i barwa też taka jakby bardzo jasna whisky ale w smaku w ogóle nie jak whisky. - Nasz firmowy produkt. Jak ci smakuje to sobie weź, mam tego pełno. - znajomy blondyna okazał się całkiem żwawym chociaż szczupłym mężczyzną. Dla odmiany miał cieme włosy. Przywitał swoich gości w biurze do jakiego zaprowadził ich Kanmi który widocznie bywał już tu wcześniej. Sama enklawa zajmowała jakiś dawny kompleks. Cholera wie co to było kiedyś. Może jakaś fabryka, może jakiś magazyn. W każdym razie miejsca było tam sporo pod tymi halami. Wewnątrz obecni mieszkańy pobudowali różne ścianki i przepierzenia dzieląc ta ogromne hale na znacznie mniejsze klitki rozmiarami przypomnianające bardziej swojskie mieszkania. Blondas jednak zdradził jej pewną ciekawsotkę. W tych mieszkaniach nie było dachów. Raz, że to trochę oszczędzało światło jakie wpadało przez dawne świetliki w sufice lub lampy jeśli były włączone. A dwa dla bezpieczeństwa. Taka panowała zasada w tej społeczności.Buduj sobie co tylko chcesz jeśli masz miejsce i materiały ale ma być bez dachu. Wówczas na pomostach pod sufitem po jakim stali lub chodzili strażnicy nie było żadnej ochrony przed ich wzrokiem. Ale też mogli natychmiast interweniować w razie awantur czy napaści z zewnątrz bo trudno by było się przed nimi ukryć. Tak to sobie tutaj tubylcy mieszkali. Bezpieczeństwo kosztem prywatności. No i w jedno z takich mieszkań zajmował Sean. - Cześć Kanmi. - przywitał się ów ciemnowłosy chudzielec gdy w tym labiryncie pomieszczeń i korytarzy blondyn odnalazł właściwe drzwi. - Cześć Sean. To jest właśnie Amanda, ten spec o jakiej ci mówiłem. - kierowca przedstawił przepatrywaczkę a gospodarz obrzucił ją zaciekawionym i chyba raczej życzliwym spojrzeniem. Ale szybko zaprosił ich do środka i tak sobie siedli przy wspólnym stole i tym owocowym bimberku. Kanmi pozwolił sobie odreagować tą pogodę na co gospodarz zgadzał się, że nie było pośpiechu i jakby przeczekał tą ulewę i przyjechał po niej to też by się nic nie stało. - Aj tam wiesz jak z tą pogodą. Może tak lać pół dnia albo cały. - blondyn machnął z niechęcią na tą chlapę na zewnątrz kończąc wreszcie temat pogody. No i zaczęli rozmawiać o interesach. - To co to właściwie za robota? - zapytał blondyn patrząc na siedzącego obok czarnowłosego mężczyznę. Z bliska jak mu się Amanda przyjrzała to pierwsze wrażenie było trochę mylne i wydawał się nieco starszy niż ona i jej kierowca. Ale jeśli nawet to niewiele. - No ten, magazyn o jakim ci mówiłem. Wiesz gdzie. Mówiłeś, że wiesz. - Sean wskazał na blondasa palcem aby przypomnieć mu o czym rozmawiali widocznie poprzednio. - Tak, wiem. Ale właściwie o co chodzi z tym magazynem? - wyglądało na to, że poprzednio chyba rozmawiali bardzo ogólnie bo teraz pojawiło się więcej szczegułów. No więc na południowym cyplu Manhattanu była dzielnica różnych gildii. Ale, że tam robiło się już ciasnawo to jakiś czas temu otworzyli nowy magazyn właśnie tutaj, w Brooklynie. Tylko oczywiście przy samej rzece. No i Sean ze swoją ekipą planowali skok na ten magazyn. Potrzebowali kierowcy. Dobrego. Taki który “umiałby jeździć dynamicznie” jak to zgrabnie oreślił kierowca. Zamierzali załatwić sprawę po cichu no ale gdyby się coś spieprzyło trzeba było się liczyć z reakcją władz i właścicieli. Stąd właśnie potrzebny był sprawny kierowca co mógłby poprowadzic ciężarówkę wyładowaną zładowanymi fantami. - Bo ten nasz się wziął i skasował. Z całą furą. Z fury zbyt wiele nie zostało ale co najgorsze on nam odpadł. Więc mógłbyś go zastąpić Kanmi. - ciemnowłosy gospodarz wskazał palcem w jakim trzymał szluga na siedzącego po drugiej stronie stołu blondyna. Ten z wolna skinął głową chociaż trochę zbyt enigmatycznie czy uznać to za przyjęcie do wiadomości czy zgodę na taą rolę. - A Amanda? Mówiłeś, że potrzebujecie szperacza. - kierowca po chwili namysłu wskazał głową na siedzącą obok kobietę. - No tak, przydałby nam się ktoś taki. - gospdoarz znów przyjrzał się kobiecej sylwetce jakby starał się oszacować co ona umie i na co ją stać. No i teraz odezwał się bezpośrednio do niej bo dotąd raczej rozmawiali ze sobą we dwóch. - Dobrze by było jakby ktoś tam obejrzał sprawę osobiście. Zwłaszcza od środka. Mieliśmy tam naszego człowieka jak to szykowali i robili renowację. No ale jak skończył się remont z miesiąc temu no to właściwie mieliśmy żadnej aktualizacji co tam się dzieje. Obserwujęmy bramę no i ruch w interesie jest więc będą bogate łupy. Pewnie wiecej niż jedna ciężarówka no ale jedną ciężarókę możemy jeszcze w miarę szybko załadować i zwiać. - Sean dość szybko przedstawił w największym skrócie jak to się sprawy mają z wiedzą o obiekcie planowanej akcji. Od siebie sugerował albo jakąś przebierankę. Tamci mieli ekipę tragarzy i ładowaczy. To wydawało się najłatwiejsze aby się podpiąć. Może coś bardziej finezyjnego ale to już musieliby pomyśleć sami. Ewenualnie jakaś skradanka. Może od strony wody? Wydawała się najmniej pinowania. Ale to już zostawiał pole do popisu Amandzie i wolną rękę jak by miała to sobie zorganizować. - No ale wiesz Sean nasza fura jest w warsztacie a jak tą mamy ci oddać trochę ciężko będzie nam się rozglądać. - Kanmi przypomniał o tej niefortunnej niedogodności ale czarnowłosy chudzielec roześmiał się tylko niefrasobliwie. - Nie ma sprawy! Możesz ją zabrać znowu. Możemy się umówić… Hmm… No już przed następnym weekendem to chciałbym coś wiedzieć. Chociaż tyle czy wchodzicie w to czy nie. Więc środa? Możemy umówić się na środę. Odwieziecie furę i jak nie chcecie się w to mieszać to zapomniamy o sprawie i rozstajemy się w zgodzie. Wtedy będę musiał zorganizować kierowcę i to rozpoznanie dlatego nie mogę dłużej czekać. No a ja wchodzicie to wtedy w środę powiedzcie co się dowiedzieliście o tym magazynie. Może być takie coś? - Sean zastanawiał się chwilę ale znów szybko zaczął mówić z typową dla siebi werwą i żywiołowością. Albo po prostu już wcześniej przemyślał co powiedzieć skoro spodziewał się, że dzisiaj go odwiedzą. - A co my będziemy z tego mieć? - kierowca zanim udzielił odpowiedzi za siebie zadał to zasadnicze pytanie. Gospodarz roześmiał się ale widocznie też to miał przemyślane. Za samo pożyczenie osobówki był gotów potraktować jako koleżeńską przysługę. Jeśli odstawią furę w jednym kawałku i bez suchego baku to właściwie byliby kwita. Za samo rozpoznanie podwórza, drzwi, bram magazynu dostaliby a właściwie Amanda setkę dolców. Plus bonus jeśli dowie się coś ekstra jak jakieś alarmy, sposoby podejścia strażników i takie tam rzeczy jakie mogły być przydatne. Jakby udało się jej dostać do środka, nieważne jak to doszłaby druga setka. Też z bonusami jeśli trafiła na coś ciekawego. No a jeśli wzieliby aktywny udział w akcji to po setce na głowę za sam udział. Plus procentowy podział z puli łupów jakie uda się wywieźć z magazynu. Do tej pory rozmawiali głównie Kanmi i Sean no ale teraz przyszła kolej na Amandę.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |