Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-12-2020, 22:16   #91
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Bożydarowi zdecydowanie nie było do śmiechu kiedy ktoś groził mu śmiercią. Póki co każdy z takowych kończył nieciekawie jednak Denvers miała nad bliźniakami z AdA dużą przewagę. Jej siatka wywiadowcza wyłapała skrawek informacji, a paranoja łysej pały dorzuciła resztę niczym proroczą wizję dżina z lampy lub filmik z magicznej szklanej kuli. Colt mógłby znieść wiele wliczając w to tortury jednak jeżeli chodziło o widok alternatywnego oszpecenia jego kochanej siostry… Z tym nożownik nie potrafiłby żyć. Najlepszym z zaistniałej sytuacji było to, że on zupełnie nic nie wiedział o śmierci Williamka, zaniku zasilania czy zjebanej robocie jaką odwalili ludzie Denvers. Jak można było dać zabić tak cennego człowieka mając pod kontrolą większość DiscCity? No właśnie. Istniała też szansa, że Denvers grała w jedną z gierek wyższego szczebla i to ona stała za śmiercią człowieka Syndykatu. Colt chciałby uratować młodego Lucasa bardziej niż kiedykolwiek. Rewolwerowiec wiedział, że Williamek umrze, ale nie wyjawiając zupełnie nic? To się w pale nie mieściło.

Wojownik zachowując kamienną twarz spojrzał na Denvers, a później zwrócił uwagę na Miłą. Guz na głowie siostry był potężny, ale póki co wszystko się zgadzało z tym co mówiła wcześniej Pani Generał. Coltówna przysunęła się do brata jakby chciała się za nim schować, widać było, że coś nie gra.

Kiedy okazało się, że poza Darem i jego siostrą do całej zbieraniny dołączył Truposz wojownik posłał Samediemu uśmiech mogący znaczyć, że nawet przesłuchanie u łysej szychy Ruchu Oporu nie potrafiło złamać jego stylu bycia. Po chwili jednak Colt nabrał powagi. W tej grze chodziło nie tylko o niego, ale też o Miłą i resztę Alternatywy z DiscCity. Strzykawa ewidentnie był czymś zajęty. Czym? Póki co Dar nie zamierzał wnikać...

- Od dawna tłumaczyłam Radzie, że powinni weryfikować ochotników, ale brali w swoje szeregi każdego jak leci. I teraz mają za swoje. Alternatywa dla Ameryki, pierdolona korporacja zbrodni – wycedziła przez zęby Denvers, w jej głosie dało się wyczuć gniew i żal.

- Zanim zaczniecie skomleć i zapewniać, że nic nie wiecie, uświadomię was co się stało.– Denvers wyłożyła na stół teczkę ze zdjęciem draba, którego rodzeństwo Colt doskonale znało. Sierżant sztabowy Trevor Bertner. Jeszcze wczoraj Bogumiła sobie z nim żartowała po powrocie z Azylu 47 i nieprzyjemnej konfrontacji z panią generał – Ten oto skurwysyn przedostał się niecałe dwie godziny temu do ambulatorium, w którym trzymaliśmy przebierańca podającego się za Williama Vanhoose’a. Bertner wstrzyknął mu jakiś roztwór do kroplówki. Moi żołnierze przyłapali go na gorącym uczynku, ale zanim zdążył coś powiedzieć, rozgryzł kapsułkę z cyjankiem. Uwierzyłabym, że działał sam, że może ten fałszywy Will zgwałcił mu kiedyś dziewczynę, albo zastrzelił ojca. Tyle, że to był zorganizowany zamach. Wyłączono zasilanie w statku, nie działały kamery, ktoś dostarczył mu truciznę, ktoś majstrował przy terminalach. Dlatego wydałam rozkaz by rozbroić waszą formację. Mój ojciec wykrwawiał się za ten statek, nie pozwolę by przejęli go żałośni bandyci.

Denvers wyciągnęła kolejną teczkę personalną. Ze zdjęcia uśmiechał się szeroko Roger Philipps.

- Bertnerowi prawdopodobnie pomagał ten człowiek. Technoinżynier Roger Phillips. Kojarzycie go? Mieliście z nim kontakt?

Popatrzyła najpierw na Bożydara, potem na Bogumiłę. Miła jak zawsze była pełna energii. Jej pełen emocji cios w stół nie zdziwił starszego brata. Mężczyzna zachował stoicki spokój. Widział i przeżył wystarczająco aby wiedzieć, że nikt tak bystry jak Vanhoose nie podstawiłby łatwej do przewidzenia wtyczki. Mimo iż Phillips i Bertner byli świetnymi gośćmi mogło się okazać, że ktoś miał na nich haka albo zwyczajnie ich wrobił. Dar mimo woli odczytał migowe przesłanie siostry i się z nim zgadzał. Jednak mimo iż wymieniona dwójka nie należała do zdrajców to mogli działać wedle własnych zasad, których oni – nie ważne jak bardzo by chcieli – nie znali. Dar nie był zdrajcą, ale jakby postąpił gdyby ktoś udowodnił mu, że jest w stanie w ułamku sekundy, bez mrugnięcia okiem zabić jego brata czy siostrę? Co by zrobił mogąc ich uratować tylko zabijając kogoś innego. Człowiek postawiony przed takim wyborem, pod presją czasu mógłby zrobić wiele. I kilku goryli Ruchu Oporu byłoby małym wyzwaniem… Miła napisała coś w notesie jednak Dar nie spojrzał na stronę.

Denvers przeczytała wiadomość po czym skinęła na jednego z dwóch żołnierzy pilnujących Coltów. Gdy podszedł wyrwała kartkę i wcisnęła mu ją do ręki. Wojskowy wyszedł z kwatery, drzwi zasunęły się za nim cicho.

- Zaczynamy od konkretów, bardzo mnie to cieszy. Sztabowy Bertner został złapany na gorącym uczynku, a Phillipsa znaleźliśmy w jego kantynie. Popełnił samobójstwo, wcześniej zostawił pożegnalną wiadomość – generał przerzuciła kilka stron teczki i wyciągnęła list, który Miła zdążyła przeczytać jako pierwsza, gdy odkryła ciało technika – Dla mnie to brzmi jak przyznanie się do winy. Pomógł zamachowcom a potem się zastrzelił. Wiemy, że to jemu naczelnik Paslack zlecił zbadać kość pamięci. Problem w tym, że kość zniknęła, nie było jej ani w kantynie ani w laboratorium. Roger musiał ją oddać swoim wspólnikom.

Kolejna wiadomość Miłej była na tyle długa, że Colt rzucił okiem. Okazało się, że Rogers – jak podejrzewał Dar – został wrobiony. Pismo z listu pożegnalnego nie należało do niego. Dar chciał pocieszyć siostrę, uspokoić ją i powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży, ale wtedy wydałby ją przed Denvers, która niekoniecznie musiała wiedzieć co łączyła Miłą i martwego naukowca.

Czy ktoś usłyszał wystrzał? Jeżeli się zastrzelił, a nikt w pobliżu nie usłyszał strzału… – Samedi odezwał się nagle wtrącając swoje spostrzeżenie. – Samobójcom nie zależy na wytłumieniu broni. Przeprowadzenie testów balistycznych Colta z kościoła może pokazać, czy to był “ten” egzemplarz. Właściciel w końcu za coś wziął pieniądze, a na piekarza nie wyglądał tylko na człowieka, który żyje z zabijania. Precyzyjnego zabijania. No i mógł też mieć przy sobie kość, on albo ten drugi

Generał w milczeniu przyglądała się Bogumile, jakby próbowała odgadnąć jej myśli i emocje. Gdy Truposz swoimi rozważaniami przerwał ciszę rzuciła mu zimne jak okruch lodu spojrzenie.

- Nikt cię nie pytał o zdanie. Zajmij się swoją robotą – wycedziła nerwowo, choć widać było, że to co powiedział Caleb nie uszło jej uwadze. Zabębniła palcami w stół, zmarszczyła czoło.

- Nie zdążyliśmy przesłuchać przebierańca, jesteście jedynymi osobami, które miały z nim kontakt przed śmiercią. Colt, skąd wiedziałeś, że Vanhoose to podstawiony oszust? Przyznał wam się do tego? Co dokładnie mówił na temat człowieka zza kurtyny? Tak go nazwałeś, człowiek zza kurtyny. To określenie pasuje do tego szakala jak jasny chuj.

- Dokładnie. - powiedział Dar spokojnie. - Gość przyznał się do zamiany miejscami z prawdziwym Williamem Vanhoose kiedy byliśmy w Azylu 47. O swoim mocodawcy mówił niewiele. Facet jest zdecydowanie starszy od niego, a naszym Williamkiem kierował przy pomocy jego syna Lucasa, którego musi trzymać blisko siebie. Williamek przystał na pomoc nam i tylko dzięki naszemu układowi wyszliśmy cało z Azylu. Człowiek Syndykatu mógł nas udusić w komorze, ale w zamian za zaoferowanie ratunku dla jego syna Williamek pomógł nam się z tego wykaraskać. - Colt westchnął. - Williamek od początku mówił, że nie dożyje przesłuchania. Ja głupi myślałem, że jak dopilnuje aby dożył transportu do DiscCity zagrożenie minie i typ coś nam powie. Jak widać byłem jednym z nielicznych, który chciał cokolwiek z niego wycisnąć… Z tą weryfikacją ochotników AdA miałaś rację, ale pamiętaj, że na wtykę werbuje się ludzi z wieloletnią, nienaganną służbą i zaufaniem towarzyszy broni. Dlatego nikt z nas nigdy nie uwierzy, że Trevor siedział w tym od dawna. To, że się zabił znaczy, że ktoś miał na niego haka i go wykorzystał. Nie chciał aby z Bertnera dało się coś wydobyć. Phillipsa nie znałem za dobrze, ale wydawał się uczciwym i oddanym sprawie gościem. - Bożydar zamyślił się po czym kontynuował. - On pewnie też został zmuszony do współpracy w taki czy inny sposób. Jego samobójstwo oczywiście popełnił ktoś inny…

- To zależy kto ich weryfikuje Colt. Prawdziwy Vanhoose zadał sobie wiele trudu żeby ukryć swoją prawdziwą tożsamość. Nie uznawałam go za zagrożenie, dopóki nie zaczęły przychodzić niepokojące meldunki. Pomniejsi przywódcy Syndykatu od lat są regularnie eliminowani a kolejne grupki wchłaniane. Przestali być niezorganizowaną bandą, to organizacja przestępcza, ich ataki są skoordynowane. Osady, które otrzymują pomoc humanitarną, są natychmiast atakowane przez Czaszki. Myślę, że właśnie o to toczy się ta cała gra. Przebieraniec wiedział za dużo a na kości pamięci robota znajdowało się coś czego obawiał się Syndykat. Dlatego próbowali to odzyskać. I chyba im się kurwa udało.

Drzwi rozsunęły się a żołnierze brutalnie wepchnęli do środka drobnego, niskiego mężczyznę z postępującą łysiną. Poleciał na posadzkę, zawodząc płaczem.

- Czego od mnie chcecie?! Nie można tak traktować ludzi nauki! – krzyknął oburzony naukowiec.

- Nazywasz się John Locke? – zapytała niewzruszona Denvers.

- Tak.

W momencie, w którym Locke dostrzegł Miłą zbladł.

- Ta żyleta twierdzi, że brałeś udział w spisku. Że jesteś Czaszką – generał spokojnie zadawała kolejne pytania.

- Kłamie! Od dziesięciu lat służę Alternatywie! Jestem patriotą!

Przywódczyni Ruchu Oporu nieznacznie spojrzała na żołnierza, który stał nad łkającym technikiem. Wojskowy podszedł do Coltów, rozpiął im kajdany. Denvers wyciągnęła ząbkowaty nóż z pochwy i przesunęła go w stronę rodzeństwa.

- To wasz burdel. Więc lepiej zacznijcie za sobą sprzątać.

Miła podniosła przekazany jej nóż, podeszła do Locka lekko się zataczając i rozcięła mu rękaw przy nadgarstku. Dar przyglądał się. Nie zamierzał nikogo torturować. Kilka chwil wcześniej Denvers nie była w stanie zaoferować im nic więcej niż szybką i mało bolesną śmierć. Powinna sama zająć się wyciskaniem z tego biedaka prawdy. Po wewnętrznej stronie nadgarstka Facet miał mały tatuaż przedstawiający czaszkę.

- To pamiątka ze starych czasów – wyjaśnił naukowiec – Od kiedy posiadanie tatuaży jest uznawane za przestępstwo i zdradę?

Denvers w milczeniu przypatrywała się scenie. Bożydar nie znał Johna Locke dlatego zdecydował się zaufać siostrze. Nie należał też do ludzi stosujących tortury jako sposób pozyskiwania informacji. Człowiek, któremu zadawano olbrzymi ból był w stanie powiedzieć wszystko aby tylko ból ustał. Colt podejrzewał, że Denvers i jej ludzie grali na ludzkich bodźcach na tyle często, że wydawało się im, że potrafili rozpoznać kiedy przesłuchiwany mówił prawdę a kiedy łgał. Dar uważał, że takie przesłuchania były niczym więcej jak ułudą i wiarą w to, że druga strona dała się wydymać bardziej…

- On ma rację. Tatuaż to żaden dowód. Dlaczego oskarżasz tego człowieka? – odezwała się w końcu generał spoglądając na Bogumiłę – Skąd masz informacje, że to zdrajca? Już raz mnie okłamałaś. Wtedy, na lądowisku. Nie próbuj zaprzeczać.

Najwyraźniej żylecie nie spodobała się bierność Coltów, być może zaczęła podejrzewać, że próbują grać na czas lub nie chcą skrzywdzić wspólnika zbrodni. Znów rzuciła spojrzenie w kierunku dwójki żołnierzy stojących przy drzwiach. Choć komandosi ani drgnęli, żołnierze Oddziałów Ochrony doskonale znali tą mowę ciała...

Miła zamigała, a Dar nie potrafił nie zwrócić uwagi na jej przekaz. Nie wiedział kiedy jego siostra miała okazję rozmawiać z tym Locke, ale musiał to być ciekawy, mało ostrożny monolog z jego strony. Czyżby Syndykat aż tak panicznie poszukiwał sprzymierzeńców? Cóż… Wszystkie Vanhoose przewidzieć nie mógł. Generał pokręciła głową z niesmakiem. Wstała, założyła znów ręce za plecy, podeszła do przestraszonego technika. Trąciła go stopą.

- Wiesz, co cię czeka jajogłowy. Oszczędź mi czasu i zacznij gadać. Dla kogo pracujesz?

- Dla Alternatywy! Tylko i wyłącznie, Bóg mi świadkiem! Ta niemowa próbuje mnie w coś wrobić! Sama pani przecież powiedziała, że to kłamczucha!

Denvers wyciągnęła nóż z ręki Bogumiły. Złapała draba za resztkę włosów na głowie, ten zawył z bólu, usiadła na nim okrakiem, kolanami przygniatając mu ręce do ziemi. Technik zaczął wierzgać i płakać.

- Proszę, błagam, przysięgam, jestem niewinny!

Kobieta zbliżyła ząbkowate, lśniące ostrze do twarzy naukowca. Nóż wszedł gładko w oczodół, Denvers przekręciła rękojeść, jakby drenowała owoc. Zakrwawiona gałka oczna plasnęła o zimną posadzkę, technik wydał z siebie dziki wrzask bólu.

- Drugie też ci niepotrzebne, wystarczy, że masz język – powiedziała bez żadnej namiętności ani satysfakcji w głosie. Choć mężczyzna wierzgał, szlochał, szarpał się, wojskowa trzymała go w pewnym uścisku, gotowa wyłupać kolejne oko.

- Ty jebana, pierdolona, zdechła kurwo! – zaryczał Locke – Przyjdzie taki dzień, że ciebie też dopadniemy!

- Kto? Syndykat Czaszek?

- Nie masz pojęcia z kim się mierzysz. Możesz mnie kroić, przypalać, obdzierać żywcem. Nie dam ci tej satysfakcji suko! – cedził przez zęby technik po czym splunął żylecie w twarz. Denvers rękawem starła ślinę z policzka. Wstała po czym skinęła na Truposza.

- Twoja kolej. Lepiej tego nie spierdol.

Mimo iż Dar nie był zwolennikiem tortur to zastosowanie ich w tym przypadku miało pewne plusy. Locke swoim zachowaniem potwierdził, że nie miał pojęcia o tym aby Denvers była zamieszana w zabójstwo Williamka. Istniała co prawda szansa, że jajogłowy nie wiedział o agentach wyższej konspiracji jednak szansa ta istniała w granicach błędu statystycznego i Colt nie brał jej pod uwagę. Generał nie zabiłaby świadomie swojego agenta. Łysa pała była raczej młotem aniżeli skalpelem i podejrzewanie jej o aż tak zawiłe kombinacje było nie na miejscu… Ciekawe co jeszcze uda się wycisnąć z Locke. Z własnej, nieprzymuszonej woli pewnie nie powiedziałby nic więcej.
 
Lechu jest offline  
Stary 02-12-2020, 09:56   #92
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Praca dla kolejnego oprawcy, Truposz nie był zachwycony. Sytuacja przypominała życie o którym wolałby na zawsze zapomnieć. Igła znikająca pod cienką skórą w poranionym wkuciami przedramieniu. Testy kolejnych substancji. Było ich wielu, zamknięci w ciasnych celach z numerami wypalonymi na ciele. Wyjący i wijący się. W stanach euforii, delirium, katatonii. Uduszeni z porażonym układem nerwowym, zatrzymaną akcją serca, walący głową o ścianę by uciec w objęcia śmierci. Chodził w białym fartuchu, obserwował, robił notatki. Kulili się ze strachu na sam dźwięk jego kroków. Potem brał następnych.

[media]https://monovisions.com/wp-content/uploads/2015/05/valerio-bispuri-encerrados-latin-american-prisons-10.jpg[/media]

Caleb skrzywił się, gdy zobaczył wprowadzonych więźniów. Dali się złapać tak jak i on. Chociaż nie dostali podobnej taryfy ulgowej. Denvers miała problem z Alternatywą. Z każdym z nich. Najwyraźniej zabójca nie korzystał z jednorazowego przebrania. Musieli zostać zinfiltrowani i teraz podejrzewała wszystkich. Oczyszczała przestrzeń polując na muchę miotaczem płomieni.

Kalifornijska Szpryca, narkotyk na bazie skopolaminy. Już dziesięć miligramów było silną trucizna, zamieniająca ludzi w walające się po ziemi trupy. Jeszcze przed wojną sama skuteczność serum prawdy była wątpliwa o tyle, że śledczy musiał stosować odpowiednią manipulację psychiczną by uzyskać precyzyjne informacje. Potrafić oddzielać fakty od wytworów umysłu będącego w stanie subnarkozy. Kalifornijska Szpryca stanowiła nową, ulepszoną formułę. Łamała wszelkie blokady umysłu, łamała również ciało. Strzykawa podszedł do stołu i zaczął sprawdzać, czym dysponuje. Istniała szansa na obezwładnienie łysej mocno przekroczoną dawką. Zwłaszcza z pomocą Dara. Tylko co dalej? Żywi nie opuszczą korytarza. Na razie skupił się na robocie, ważny był również sposób podawania, powinien następować dożylnie, odpowiednio powoli. Truposz pomasował się po bandażach na ranie po kuli. Trochę ciągnęła.

Wiele się nie pomylił. Słowa Denvers rozwiały wszelkie wątpliwości. Syndykat przeniknął struktury Alternatywy dla Ameryki. Sam fakt rozmieszczania szpiegów wskazywał, że prawdziwy Vanhoose realizuje długoterminową wizje. To już nie były chaotyczne grupy bandytów przemierzające pustkowia. Druga rzecz, że zdecydował się uruchomić śpiochów właśnie teraz. Sytuację musiał ocenić na poważną, ale przecież… „części”. Wszyscy chcieli położyć łapy na przeklętych częściach od robota.

Padł Bertner, którego nie znał i przygodny znajomy z wczorajszej imprezy, Phillips. Najgorsze, że Bogumiła zdawała się być z nim w emocjonalnej relacji, co potwierdziła jej gwałtowna reakcja. Caleb podskoczył na krześle na dźwięk niespodziewanego hałasu. Dobrze, że w tamtej chwili nie wykonywał żadnej z precyzyjnych czynności potrzebnych do przygotowania Szprycy. Wystarczyła chwila nieuwagi, by zabić człowieka.

Ciężko pracowało się w warunkach komory przesłuchań. Presja, trzaskanie drzwi, kroki, zapachy, które unosiły się jak nieprzyjemna pamiątka po poprzednich więźniach. Słowa, odciągające uwagę. Willburn otarł strużkę potu ściekającą z czoła. Nawet jego wielozadaniowość miała swoje granice. Przysłuchiwał się i analizował rewelacje, co jakiś czas zerkając na przepytywanych. Dziewczyno, nie przyznawaj się do uczuciowej relacji z podejrzanym, bo popłyniesz razem z nim. Jak się wybronisz, że nic nie wiedziałaś? Teczka była całkiem gruba, a dowody zgadywał, solidne. Spojrzał przelotnie na Bogumiłę, chcąc przekazać telepatyczny komunikat „nie brnij w grząskie piaski”, choć i tak pewnie nie odbierze fal mózgowych. Nie miał zamiaru podsuwać pomysłów, że śpiochy przeniknęły prawdopodobnie też do innych struktur miasta, bo całe ono spłonie w polowaniu na czarownice. Najlepszym sposobem byłoby mieć zainstalowanego agenta w siatce i systematycznie rozpracowywać węzły. Za późno. Zamiast skalpelem, trzeba ciąć piłą łańcuchową.

Doszedł do ważnego etapu pracy. Wyłączył się jak tylko mógł i trzymając w dłoni pipetę miarową, skrupulatnie odmierzał dawkę. W żadnym wypadku nie mógł dopuścić do błędu. Samedi wypuścił powietrze po dłuższym bezdechu, którego wymagały dokładne ruchy. Co to za współpraca, która zamiast obopólną korzyścią kończy się śmiercią. Kto by na to w ogóle poszedł? Roger Phillips… nie wyglądał na podobnego desperata. Wrócił myślami do tematu.

Czy ktoś usłyszał wystrzał? Jeżeli się zastrzelił, a nikt w pobliżu nie usłyszał strzału… – baronowi zaświtało możliwe powiązanie i postanowił się wtrącić. Chęć rozwiązania zagadki przeważyła. W tle wsparcie towarzyszy z Azylu. Jeśli była możliwość odciągnięcia podejrzeń… wolałby nie testować na nich niebezpiecznego narkotyku.

Samobójcom nie zależy na wytłumieniu broni. Przeprowadzenie testów balistycznych Colta z kościoła może pokazać, czy to był “ten” egzemplarz. Właściciel w końcu za coś wziął pieniądze, a na piekarza nie wyglądał tylko na człowieka, który żyje z zabijania. Precyzyjnego zabijania. No i mógł też mieć przy sobie kość, on albo ten drugi – Caleb wygłosił śmiałą hipotezę, odwracając się do obecnych w pomieszczeniu. Miał to wewnętrzne przeczucie jak klocki wpadają na właściwe miejsce. Choć mogła to też być próba nabrania komfortu psychicznego. Uspokojenia unoszącego się nad prawym ramieniem anioła, że stworzenie pół żywej ludzkiej pieczeni, która będzie cierpieć katusze do końca swych policzonych dni było w pełni uzasadnione i sprawiedliwe.

Denvers z typową dla siebie finezją, kazała mu się zamknąć i kontynuowała wypytywanie AdA. Potem wprowadzono tego nieszczęśnika, w niejasny sposób powiązanego z Bogumiłą, którego jednak dziewczyna nie miała sumienia mocno docisnąć. Podobnych blokad nie posiadała łysa. Oko pękło jak przejrzały owoc pod naporem ostrego metalu i wyciekło z należnego mu miejsca w czaszce. Chłop zaczął się drzeć, jak każdy kto znalazłby się w jego skórze. Zmienił śpiewkę z „jeste patryjoto”, na „dojedziemy was”, czym tylko się pogrążył. Okazał się celnym strzałem.

„Twoja kolej. Lepiej tego nie spierdol.” Truposz spojrzał z błyskiem na przygotowane fiolki zakończone plastikowym korkiem, stojące w zgrabnym szeregu na statywie polowego laboratorium. Ujął jedną między palce, przybliżył do oka i przechylił, patrząc jak bezbarwna ciecz kładzie taflę ulegając naciskom grawitacji.

Z przyjemnością – rozerwał opakowanie ze strzykawką, osadził na czubku igłę i zassał do niej narkotyk. Postukał, by wytrącić pęcherzyki powietrza i zbliżając się do więźnia z nieprzyjemnym uśmiechem, naciskał tłoczek. Sprawił, że kilka kropel wypłynęło z ostrej końcówki, odbijającej refleksy z zawieszonej nisko w pomieszczeniu lampy.

„Nie masz pojęcia z kim się mierzysz.” Członkowie Syndykatu mieli manierę uporczywego powtarzania tej frazy.

Już gdzieś słyszałem te słowa, a teraz… pora spać, dobranoc. – pochylił się nad naukowcem, skinął na Bogumiłę, by mu pomogła uwypuklić żyłę i unieruchomić przedramię. Zdezynfekował gazikiem skórę. Standardy musiały zostać zachowane.

Żyleta milcząc i nie zdradzając żadnych nowych emocji ujęła jedną dłonią naznaczoną symbolem czaszki rękę okaleczonego więźnia na wysokości ramienia. Drugą złapała go za dłoń i po rozchyleniu mu górnej kończyny zaczęła bez litości uciskać jego pięść, aż do momentu, gdy na wewnętrznej stronie rozwartego łokcia wyraźnie ukazała się nabrzmiała żyła. Mocno przytrzymała ofiarę. Truposz pewnie wykonał iniekcję.

[media]https://64.media.tumblr.com/tumblr_m58a93CL7b1qlr7ydo1_500.gif[/media]

Denvers spojrzała poirytowana na strzykawę, już miała zacząć tyradę, kiedy ofiara narkotyku nagle wybudziła się z narkotycznego snu. Generał nachyliła się i pacnęła Locke’a w policzek. Otworzył przekrwione oko, źrenica była malutka jak pinezka.

Gdzie ja…– wybełkotał– Gdzie ja…Co się stało? Nie mogę się ruszyć…Kim jesteście?

Jak się nazywasz?

John Locke.

Pracujesz dla Alternatywy dla Ameryki?

Tak.

Pracujesz dla Syndykatu Czaszek?

Locke wydawał się całkowicie pozbawiony świadomości. Nawet nie zawahał się nad odpowiedzią.

Tak.

Brałeś udział w zamachu na Williama Vanhoose?

Nigdy bym nie podniósł ręki za pana Vanhoose

Brałeś udział w zamachu na człowieka, który podawał się za Williama Vanhoose? – poprawiła się Denvers.

Tak.

W jaki sposób?

Odciąłem zasilanie.

Kto ci wydał rozkaz?

Pan Vanhoose.

Gdzie on jest?

Nie wiem. Nigdy go nie spotkałem na żywo.

W jaki sposób przekazał ci rozkazy.

Dostałem zaszyfrowaną wiadomość na podręczny terminal.

Jak konkretnie brzmiał rozkaz?

Wyeliminować Erica Storma. Dopilnować by jego ciało zostało spalone w krematorium zanim odbędzie się sekcja zwłok.

Podaj nazwiska wspólników.

Znam tylko paru. Nie wiemy ilu służy w Syndykacie.

Podaj te które znasz.

Ciałem naukowca zaczęły wstrząsać dreszcze, wpadł w spazmy,

Tre…Tre Bertner, James Ra…ndall, Cindy Cross.

To wszyscy, których znasz?

Tak.

Jest was wiecej?

Tak.

Ilu?

Nie…nie…wiem. Dużo.

Z ust mężczyzny zaczęła wypływać gęsta piana zmieszana z krwią. Jeśli chcieli mu zadać jakieś pytania, musieli się śpieszyć, zanim drab wpadnie w katatonię i odpłynie w narkotyczny sen.

Caleb obserwował z niezdrową fascynacją jak chemia otworzyła wszystkie zamki, zamieniając dumną istotę ludzką w bezwolną kukłę. Przerwało ją lekkie uderzenie w ramię. Bogumiła zwracała jego uwagę. Pokazywała kartkę wyrwaną z notesu z nabazgranymi w pośpiechu dwoma słowami "ROGER PHILIPS". Truposz skinął głową.

Czy Roger Phillips pracował dla Syndykatu Czaszek? – zadał pytanie, na które milcząca kobieta dość paląco chciałaby poznać odpowiedź. Pisała coś jeszcze, ale chyba bardziej dla siebie. Nie przekazała mu żadnych kolejnych zagadnień do przemaglowania.

Phllips nie był w Syndykacie – odpowiedział Locke

Czy każdy z agentów Syndykatu ma tatuaż? Jak się rozpoznajecie? – dodał więc swoje, bardzo istotne.

Tatuaż albo wypalone znamię. Ave Calvaria morituri te salutant.

Mówi prawdę. James Randall to ten drab którego przysmażyłeś. Ma wypalone znamię czaszki na plecach – wyjaśniła Truposzowi Denvers – Tego drugiego magazyniera ciągle szukamy. Skurwysyn nie ucieknie, choć bym miała spalić cały Krater znajdę go. Wszystkich znajdę i powieszę – wycedziła i zwróciła do jednego z żołnierzy. – Znaleźć Cindy Cross. Przyprowadzić tą kurwę natychmiast do mnie.

Żołnierz bez słowa wyszedł z kwatery.

No raczej, zapodałem mu idealnie uwarzony wywar magiczny, a reszta leży w twoim najlepszym interesie. Willburn podsumował w myślach, karmiąc swoje ego. Co ta chemia robi z ludźmi, podrapał się po nosie. Liczba przypadkowych ofiar wśród mieszkańców DiscCity powinna co najmniej spaść teraz do nieopatrznie wytatuowanych zastrzeżonym wzorem. A największym z nich był on sam, szpanując wielką czachą wydzieraną na twarzy. Byłby doskonałym wabikiem na członków Syndykatu, może powinien zacząć chodzić po mieście i zaczepiać przypadkowych ludzi słowami Ave Calvaria, a nuż ktoś by się ujawnił. Nie wiedział co to znaczy, ale brzmiało wyniośle. Nic straconego.

Co znaczy Ave Calvaria, morituri te salut ant? – nigdy nie było za późno na pogłębianie wiedzy.

Witaj Czaszko. Idący na śmierć pozdra….

Locke zacharczał, łapczywie nabrał powietrza w płuca, oko zaszło mu bielmem. Sekundy dzieliły go od utraty przytomności.

Po przetłumaczeniu z kolei jak gówno. Mógł nie pytać. Co do chodzenia na śmierć, by się zgadzało. Czachy lubiły kończyć robotę mało monumentalnym zgonem. Caleb wycofał się robiąc miejsce dla pozostałych. Może Dar, może Miła planowała poruszyć jeszcze jakiś ważny temat. Nie chciał wyczerpać czasu i puli mało istotnym pytaniem. Z rękami splecionymi z tyłu przechadzał się, wciąż obserwując z zaciekawieniem reakcje organizmu Locka na wstrzykniętą truciznę. Starych nawyków ciężko się było wyzbyć.

Bogumiła patrzyła bezczynnie jak dogorywa zdrajca DiscCity.

Dar siedział spokojnie w miejscu od samego początku obserwując jak Miła z Truposzem walczą z waskularyzacją faceta, aż do niedokończonego przetłumaczenia pozdrowienia członków Syndykatu. Colt nie miał istotnych pytań do więźnia, a to jedno mogło dla reszty nie być wartym zadania. Mimo to Williamek przestał być sobą, a stał się Ericem Stormem, mężczyzną, z którym Starszy Kapral AdA zawarł prawomocny układ.

Gdzie znajdę syna Erica Storma, Lukasa? – zapytał rewolwerowiec spoglądając z kamienną twarzą w kierunku jajogłowego. Colt był wesołym gościem, ale w tamtej chwili był gotów usmażyć pozostałości mózgu więźnia aby tylko uzyskać odpowiedź na to jedno pytanie. Tak na wszelki wypadek… gdyby dysk z głowy Erica Storma został bezpowrotnie zniszczony.

Nie…wiem – wycharczał mężczyzna a potem zaczął drżeć w konwulsjach, oko całkowicie zaszło mu bielmem, z nosa pociekła krew. Po chwili przestał się ruszać, stracił przytomność, Truposz wykonał dobrą robotę, drab nie zostanie warzywkiem i najpewniej zachowa do końca pełną świadomość, gdy będą go wieszać. Denvers poklepała naukowca po policzku a gdy upewniła się, że stał się bezużyteczny skinęła na drugiego żołnierza, który czekał przy wejściu. Ten bez słowa podszedł, złapał Locke’a za nogi a potem wywlekł na korytarz jak worek ziemniaków.

Generał spojrzała na rodzeństwo zmęczonym, ale wciąż zimnym wzrokiem.

Gdybyście byli z Czaszek, nie pozwolilibyście żeby przebieraniec dotarł żywy do DiscCity. Dlatego wam ufam…trochę. Jeśli coś wiecie powiedzcie to teraz, bo potem może być za późno. Nie chcę, żebyście podzielili los jajogłowego i jego poprzednika. Strzykawa ma widzę wprawną rękę, ale nawet on może się pomylić.

Czuli jak żyleta próbuje przejrzeć ich myśli, szuka najmniejszej oznaki zawahania czy zmieszania.

Baron przysiadł przy swoim stanowisku około–laboratoryjnym. Wdawanie się w dyskusje z kimś tak autorytarnym nie dawało za grosz przyjemności z wymiany myśli. Z resztą sama znalazła najlepszy argument, dla którego posądzanie Bogumiły i Dara o współudział przeczyło zdrowemu rozsądkowi. Był jeszcze pełen skrupułów, zasad moralnych i podporządkowania frakcji profil psychologiczny. Alibi z godziny zero. Brak tatuaży i znamion na ciele. Prawdopodobnie, bo do majtek im nie zaglądał. Obstawiał, że będą żyć, a jego samego czekał za to długi dzień. Zdziwił się, że w tak dużym mieście nie ma porządnego chemika i wzięli pierwszego lepszego z łapanki. Handlarz Gabriel miał rację, nisza na rynku. Gdyby chciał się ustatkować, odnotował gdzie może rozkręcać biznes. W milczeniu czekał na pannę Cross i kolejnych. Lista się dopiero otwierała.

Zupełnie nic nie przychodzi mi do głowy. – powiedział Dar po chwili zastanowienia. – Ciało Erica jak rozumiem się ostało i da radę wydobyć dysk z danymi z jego łba? – zapytał Colt. – Kiedy obiecałem mu uratować Lukasa pokazał na swój czerep co może oznaczać, że miał tam dysk z danymi albo jakąś inną podpowiedź.

Wojownik zastanowił się chwilę, ale nic więcej nie był w stanie wykrzesać. Być może wyjdą z tej parszywej akcji cało, ale stosunki Ruchu Oporu i AdA raczej się pogorszą. I pomyśleć, że to przez reakcję, która odpowiednio przemyślana dałaby ten sam wynik. Może nawet więcej niewinnych ludzi uszłoby z życiem. Chociaż… Po obu stronach nie brakowało w gorącej wodzie kąpanych.

Denvers otworzyła szeroko oczy, gdy usłyszała o dysku ukrytym w głowie Erica Storma. Wyciągnęła radio zza pasa i szybko się z kimś połączyła.

Chadwick, kto pilnuje ciała Williama Vanhoose!?

Ja i Waterford – odpowiedział przez krótkofalówkę Chadwick.

Uważajcie na siebie, nie dopuszczajcie tam nikogo. Jeśli ktoś z AdA spróbuje się do niego zbliżyć, strzelajcie bez ostrzeżenia, zrozumiano!?

Tak jest pani generał.

Żyleta schowała radio z powrotem za pasek i zwróciła do Coltów.

Kto jeszcze prócz was wiedział, że przebieraniec może mieć w głowie dysk z danymi?

Powiedziałbym, że bardziej chodzi o metalowy konstrukt przy kręgach szyjnych niż o samą głowę. – Truposz uściślił, siedząc przy stole i bawiąc się fiolką z Kalifornijską Szprycą. – Z naszej strony… wszyscy, którzy znajdowali się wtedy w komorze ratunkowej, zwrócili uwagę na słowa Vanhoosa i skojarzyli o co mu chodzi. Ode mnie dalej informacja nie popłynęła, ale to i tak nie zmienia faktu, że Syndykat wie. Chcą zniszczyć ciało. Wzmocnienie obsady i jak najszybsze wydobycie są adekwatnym przeciwdziałaniem.

Caleb dostrzegł szansę, by się wykpić z sali tortur i przenieść do kostnicy. Poza tym Dar chciałby poznać zawartość. On sam też. Chęć odkrywania tajemnic była równie niebezpieczna co nieodparta.

Wszyscy poza nami, którzy posiadają te informację są albo w Azylu 47 albo są ludźmi Syndykatu. – powiedział Colt. – Pewnie prawdziwy Vanhoose wiedział jak zadrutowani są jego ludzie… Ani nasz brat ani nikt z Nowej Nadziei raczej nie chciałby tych danych, a Czaszki… – westchnął Bożydar. – Jak wspomniał Truposz chcą się tych danych pozbyć.

Pójdziecie ze mną. Przekonamy się jakie tajemnice zabrał do grobu przebieraniec – powiedziała Denvers po czym wskazała na otwarte drzwi.

 

Ostatnio edytowane przez Cai : 02-12-2020 o 11:58.
Cai jest offline  
Stary 02-12-2020, 11:53   #93
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

Na chwilę Caroline wręcz zamurowało, a bicie jej serca gwałtownie przyspieszyło. Rozsądek jednak zwyciężył i nie zadziałała instynktownie. Ewidentnie los postanowił sobie z niej zadrwić, ale w obecnej sytuacji musiała zawierzyć nawet śmiertelnemu wrogowi. Nóż rwał się do gardła draba, ale równie dobrze mogła wykończyć go później. Żyletę zastanawiało skąd miał on strój z logiem ADA. Ukradł go, czy ściągnął z martwego ciała, by szpiegować dla Syndykatu? A może zawrócił ze złej ścieżki i dołączył do szumnej inicjatywy restauracji zrujnowanego kraju? Niewielkie to miało znaczenie dla Rity w kontekście tego co planowała mu później zrobić. Teraz mogła jednak za nim podążyć. Kto wie, może doprowadzi ją do reszty dupków z jego gangu. A wtedy załatwi im prawdziwy dzień sądu...
Prowadź — rzuciła zwięźle, zarazem szorstko.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 02-12-2020 o 14:43. Powód: dialog kursywą
Alex Tyler jest offline  
Stary 02-12-2020, 18:34   #94
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację



Sekcję zwłok Erica Storma przeprowadzało dwóch chirurgów Alternatywy dla Ameryki. Nigdy wcześniej nie działali pod taką presją. Niemal czuli na karku oddech pilnujących ich żołnierzy , generał Denvers śledziła każdy ruch skalpela co chwila przypominając lekarzom co się z nimi stanie, jeśli popełnią jakiś błąd. Zanim przystąpili do operacji wskazała im na Truposza, ostrzegając, że jeśli spróbują ją oszukać, strzykawa zajmie ich miejsce i będzie kontynuował zabieg.
- A wy skończycie z ołowiem w plecach. Potem znajdę wasze żony, siostry, matki, dzieci i każę je powiesić. Jeśli myślicie, że to Vanhoose jest straszny, to jeszcze mnie kurwa nie znacie.
Chirurdzy przysięgali, zarzekali się, że nie wiedzą kim jest Vanhoose i nie służą Syndykatowi Czaszek, żyleta była jednak paranoiczką. W chwili gdy z potylicy martwego łupieżcy ściągano metalową płytę przypominającą układ scalony procesora, szybko przekonali się, że paranoja w czasach wojny i zdrady, nie jest wcale skazą, lecz błogosławieństwem. Młodszy z lekarzy chwycił wiertarkę służącą do trepanacji czaszki a potem w ostatnim akcie szalonej odwagi, próbował rękojeścią rozbić rezystory na których przechowywano bezcenne dane. Denvers złapała go za rękę i złamała kość w nadgarsku, zmuszając by wypuścił narzędzie z palców.
- Ave Calvaria! – zdążył krzyknąć, a potem skalpelem trzymanym w zdrowej dłoni podciął sobie gardło. Padł na ziemię, krztusząc się czarnoczerwoną, tętniczą krwią. Drugi medyk stał przerażony, ani drgnął, twarz mu zzieleniała, wyglądał jakby za chwilę miał zwrócić wszystko co zjadł w ostatnim czasie. Żołnierze doskoczyli do samobójcy, próbując go ratować. Każdy żywy zdrajca był na wagę złota. Po kilkunastu sekundach, ciało jednak przestało się ruszać.
- Jeśli ma jakąś rodzinę, znajdźcie ją, wyprowadźcie na dziedziniec i powieście.
Denvers nie rzucała słów na wiatr.


Caroline i jej towarzysz rodem z koszmarów przemieszczali się między budynkami, skutecznie unikając patroli Ruchu Oporu. Dotarli w końcu do piętrowego, drewnianego budynku pomalowanego czerwoną farbą, kolejnej spelunki znajdującej się w Kraterze. W środku było pusto, za barem stał postawny, pozbawiony owłosienia Albinos, który gdy tylko drzwi się otworzyły wyciągnął zza lady strzelbę i wymierzył w draba i żyletę.
- Dzisiaj bar jest zamknięty- warknął dalej trzymając gości na muszce – Zapraszam jutro.
- Powiedziano mi, że w razie kłopotów mam przyjść do „Rudej Lisicy” i szukać Bladego Joe. Nazywam się Robert Tooms. Ave Calvaria .
Żołnierz podwinął rękaw kurtki pokazując tatuaż czaszki na przedramieniu.
- Morituri te salutant – odpowiedział Blady Joe, schował z powrotem strzelbę i wyszedł zza baru.
- A ona? – wskazał na Ritę.
- Ona jest ze mną. Też się ukrywa przed skurwysynami z Ruchu Oporu – wyjaśnił towarzysz żylety.
Albinos nie zadawał więcej pytań. Podszedł do fortepianu ustawionego na środku sali, przypominającej saloon rodem ze starych westernów, kręconych w Czasach Pokoju.
Gdzieś na ulicy, nieopodal „Rudej Lisicy”, rozległy się nerwowe krzyki żołnierzy Ruchy Oporu przeczesujących okolicę. Nagle drzwi się otworzyły z hukiem a do środka wbiegł drab w kombinezonie magazyniera, z torbą zawieszoną na ramieniu. Dyszał jak lokomotywa, wyglądał na przerażonego. Caroline od razu zauważa, świeże bąble i pręgi po paskudnym poparzeniu.
- Ave Calvaria. Szukam Bladego Joe, potrzebuję pomocy – wystękał, łapczywie łapiąc oddech. Barman przywołał go skinieniem do siebie.
- Pomóżcie mi. Szybko.
Draby przesunęli fortepian odsłaniając kwadratową klapę w podłodze. Blady Joe podniósł klapę, między deskami podłogi wyzierał czarny otwór w ziemi.
- Tunel ma jakieś dwie mile długości, wyjdziecie w okolicach Mount Spring, będzie tam na was czekali nasi bracia. Uważajcie na szczury. Powodzenia.


Denvers groźbami i przemocą zmusiła do współpracy kolejnego z mózgowców Alternatywy. Tym razem nie był to jednak człowiek, lecz szarak, technoinżynier z pierwszej brygady imienia Alana Turinga. Wydawał sobie nic nie robić z gróźb i wyzwisk, spokojnie wykonywał swoją pracę podłączając do maszyny kolejne przewody. Nie zwracał uwagi na karabiny wycelowane swoją wielką, przypominającą klosz od żyrandola głowę. Bogumiła obserwując jego pracę, w pewnym momencie usłyszała w głowie nieludzki głos, który dobrze już znała.
- PRZYKRO MI Z POWODU ŚMIERCI ROGERA PANI KAPRAL. NIE DO KOŃCA JESZCZE POJMUJĘ WASZ SYSTEM MORALNO ETYCZNY, ALE MAM WRAŻENIE ŻE BYŁ DOBRYM I ODWAŻNYM CZŁOWIEKIEM.
Układ scalony znajdujący się na metalowej płytce Erica Storma w końcu podłączono do terminalu. Kosmita zaczął przeglądać dane, które wyświetlały się w formie zielonych cyferek migających na ekranie.
- Szarak twierdzi, że jest tam jakaś mapa i nagranie – powiedziała Denvers – Na co czekasz wodogłowcu!? Uruchom je!
Technoinżynier za pomocą klawiatury próbował opanować rozproszone dane. Po chwili odsunął się od terminala a z głośników popłynął pełen szumów i trzasków dźwięk. Rozpoznali w nim głos swojego niedoszłego oprawcy i wybawiciela.
- Jeśli słuchasz tego nagrania, znaczy, że nie żyję. Nie wiem kim jesteś, ale liczę, że przekażesz te informacje odpowiednim służbom. Jestem znamy światu jako William Vanhoose, ale kiedyś nazywałem się inaczej, mam na imię Eric, jestem przywódcą jednego z odłamów Syndykatu Czaszek. Nie będę opowiadał o moich zbrodniach, ponieważ te są powszechnie znane a skoro jestem martwy, pewnie dostałem w końcu to na co zasłużyłem. Chcę opowiedzieć o zbrodniach prawdziwego Williama Vanhoose,a, człowieka, który zamordował mi żonę i uprowadził mojego synka a ze mnie zrobił potwora. W dniu, w którym mnie naznaczył swoim imieniem i odebrał mi dziecko, odszedł. Przez kolejne lata wykonywałem jego rozkazy, ale nie wiedziałem kim jest ani gdzie się ukrywa. Chciałbym, żeby mój syn dowiedział się, że nigdy się nie poddałem i nie przestałem go szukać. William Vanhoose stał się moją obsesją. Robiłem potworne rzeczy, porywałem, terroryzowałem, zabijałem ludzi żeby uśpić jego czujność, chciałem, aby żył w przekonaniu, że jestem mu całkowicie posłuszny, że udało mu się mnie złamać. Wiedziałem, że najmniejszy błąd zakończy życie mojego synka, nie miałem wątpliwości, że Lucas umrze w potwornych męczarniach, tak jak przed nim umierały inne dzieci zdrajców Syndykatu. Na niektórych przecież sam wykonywałem wyroki….Boże, przebacz. Z czasem gdy Vanhoose zniknął i ja przejąłem jego rolę, Syndykat zaczął rosnąć w siłę. Co jakiś czas otrzymywaliśmy od niego meldunki, wskazywał nam osady, gdzie Alternatywa dla Ameryki wysyłała pomoc humanitarną. Tylko niewielką część łupów zatrzymywałem ja i moi ludzie. Widziałem napakowane po brzegi ciężarówki z amunicją, bronią, lekami i prowiantem wysyłane na południe, do Las Vegas. Już wtedy byłem prawie pewien, że William Vanhoose to prawdopodobnie jeden z najbogatszych ludzi w Ameryce, potężniejszy niż niejeden przywódca Kartelu i Unii Handlowej. Wydaje mi się, że znam jego motywację, znałem ją zanim sam stałem się Vanhoose’m i rzuciłem mu wyzwanie. To co odkryłem w zbiorach biblioteki w Touscon tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Ten człowiek reprezentuje wszystko czym gardzi i nienawidzi Syndykat, napędza go czysta chciwość. Chowa się za naszymi ideałami, a w rzeczywistości wzbogaca naszym kosztem, chce mieć więcej niż inni, chce być lepszy, potężniejszy i nietykalny. Gdy nadejdzie czas i Ameryka wstanie z kolach, on stanie na czele finansowego imperium. W zbiorach w Touscon macie wszystko. Zanim spadły bomby Joshua Vanhoose był trzeci na liście najbogatszych Amerykanów, zaraz za Rockefellerem i Rotschildami. Miał udziały w Protect America, Standard Oil, połowa planacji bawełny na Południu należała do jego rodziny. Potomek Vanhoose’ów chce teraz na zgliszczach odbudować dawną potęgę, odzyskać to co przez wojną straciła jego rodzina. Wiem kim jest, w końcu po latach odkryłem jego prawdziwą tożsamość, ale to bardzo niebezpieczna wiedza. Dlatego zabiorę ją do grobu, a ciebie, ty, który słuchasz tego nagrania, błagam, zrób wszystko, żeby dopaść go zanim odkryje, że to ja zdradziłem. William Vanhoose nazywa się teraz Lenny Paslack, jest jednym z wysoko postawionych członków rady Alternatywy dla Ameryki i mieszka w DiscCity. Mój syn jest teraz jego synem i ma na imię Joshua.
Nagranie się zakończyło, krew odeszła z twarzy Denvers, wyglądało jakby żyleta opadła z sił i za chwilę miała zemdleć. Wróciło wspomnienie jej niedawnej rozmowy z Paslackiem.

Cytat:
- Ty i te twoje teorie spiskowe Jenny – Lenny pokręcił głową uśmiechając się pobłażliwie – Nie zaczynaj od początku.
- Żadne teorie spiskowa, tylko kurwa praca wywiadowcza. W Carson City żyje facet, który znał go zanim usunął się w cień i zaczął dowodzić z tylnego siedzenia. Prawdziwy Vanhoose według moich informacji zaszył się w Vegas, jest w twoim wieku Paslack, to facet po pięćdziesiątce, tak wychodzi z mi obliczeń.
Bożydara zapewne dręczyło inne wspomnienie.

Cytat:
Bożydar zastanowił się chwilę. - Przydałaby mi się płytka z głowy Williamka po tym jak go stracą, o ile do tego dojdzie. Pokazał mi, że mogę tam znaleźć informacje jak pomóc jego synkowi. Być może ma tam dysk z danymi albo inny elektroniczny „liścik” z przeszłości.
Colt musiał zdawać sobie sprawę, że wszystko co wydarzyło się w przeciągu ostatnich paru godzin to jego wina, on wywołał reakcję łańcuchową. A Lucas Storm vel Joshua Paslack, chłopak, który go podziwiał i nazywał wujkiem już nie żyje albo niedługo umrze w potwornych męczarniach. Mógł łudzić się że przyszywany ojciec nie jest potworem w ludzkiej skórze i się nie odważy. Jednak czasach wojny i zdrady to właśnie wiara i nadzieja były największą skazą.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 02-12-2020, 23:36   #95
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Caleb, będąc prawą ręką Denvers od spraw medycznych, mógł spod parasola patrzeć jak rzuca mięsem i turbuje ludzi, grożąc im śmiercią do pięciu pokoleń w przód i paru wstecz. Zrobił wrażenie przydatnego. Nie sądził jednak, że przeprowadzi operację na poziomie wyszkolonego chirurga. Na trupie łatwiej. Nie ucieka spod noża i nie można go uczynić bardziej martwym, ale nie zamierzał się wychylać, jeśli nie było by to naprawdę konieczne. Po co wyprowadzać generał z błędu i ryzykować znalezienie po drugiej stronie lufy jej wybujałej paranoi. Obserwował z miną znawcy pracę lekarzy nad zwłokami Bill’a. To pochrząkiwał krytycznie, to rzucał uwagi by bardziej się skupili, bo dłonie im się trzęsą.

Moment zawahania nadszedł, gdy młodszy z medyków porwał się by zniszczyć wszczep. Nie tyle obawiał się o dane, co o fakt, że sam będzie musiał teraz złapać za skalpel. Na szczęście było już po wszystkim i jego reputacja nie ucierpiała. Chłopak wspinał się na szczyt desperacji. Truposz podziwiał skuteczność manipulacji Vanhoose. Zmuszenie kogoś do samobójczej misji było niezwykle trudne i to jeszcze z podniosłym okrzykiem przynależności do frakcji na ustach. Co on im robił? Co im oferował? Willburn chciałby poznać metodę. Pranie mózgu wsparte narkotykami? I co znajdowało się na nośniku, że tak usilnie chciał się go pozbyć?

Część odpowiedzi nadeszła wkrótce, zlepiona przez pozaziemską istotę. Samedi nigdy wcześniej nie miał okazji na interakcję z udomowionym kosmitą. Starał się w niego za bardzo nie wlepiać, jednak ciekawość przeważała i wyszedł z niego mało dyskretny brak ogłady, gdy wnikliwie analizował sylwetkę szaraka i snuł domysły jaką wiedzę i umiejętności skrywa jego przerośnięty czerep. Wysłuchał taśmę i… zaniósł się śmiechem.

Dobre, naprawdę dobre, pod samym nosem – postąpił przed siebie, zataczając lekko w kilku krokach.
Takie historie czynią ten świat interesującym, ale…

Spoważniał.

Czy na pewno? Dlaczego Lenny miałby wysyłać tego tam… Erica i Moriartego, by odzyskali części, skoro i tak by do niego trafiły? Prawda? Takie mieliście rozkazy? – świdrował Coltów. – Dla mnie i Rity nie były zbyt wartościowe. Spokojnie wymienilibyśmy je w DiscCity na parę pocisków. Jedyna nieścisłość, która by świadczyła, że Paslack wcale Williamem nie jest. Pytanie, czy nie ma drugiego dna, czy Eric nie został ponownie wyruchany, prowadząc małe śledztwo? Dezinformacja? Chociaż… nie warto ryzykować. Alternatywa zawsze może wybrać nowego naczelnika do spraw logistyki. Ten nie był szczególnie wybitny – podsumował.

[MEDIA]https://live.staticflickr.com/65535/49212957401_9a73cf1d88_c.jpg[/MEDIA]

Truposz usiadł i głośno myślał podekscytowany. Kosmita mógłby się na coś przydać i zrobić mu odpowiednie holograficzne tło, a tak została jedynie wyobraźnia. Wczuł się w dziewiętnastostowiecznego detektywa rozwiązującego zagadkową zbrodnię.

Uwierzycie, że nazwałem „tego” Williama Vanhoosa tępym chujem, opróżniłem cały barek, nasikałem do doniczki, bo ktoś zatrzasnął się w łazience? – spojrzał z wyrzutem na trojaczki w niepełnym składzie, pamiętając o momencie pod ścianą.
Masz szczęście Dar, nie musisz przebijać się przez hordy Kartelu w Vegas, by dopaść Vanhoosa i uratować młodego. Tak go sobie właśnie przedstawiałem. Siedzącego w najwyższych apartamentach kasyna, otoczonego armią żołnierzy, dziwek, drogiego alkoholu, ścieżek koksu długich na mile, a tu… gość odmawiający paciorek przed kolacją.


 

Ostatnio edytowane przez Cai : 03-12-2020 o 10:11.
Cai jest offline  
Stary 10-12-2020, 13:08   #96
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Całe życie Bogumiła powtarzała sobie, że jej los nigdy nie będzie filmowy. Ma robić to co do niej należy i wierzyć, że Honor, Bóg i Rodzina są jedynym gruntem, na którym może wzrosnąć nowa chwała Ameryki. Dzisiejszy dzień pokazał, że niczym wyreżyserowany obraz filmowy akcja dnia codziennego może przynieść tak wiele zwrotów akcji, że zwyczajny człowiek się w nich gubi. Ona była zagubiona, zdruzgotana i niepewna każdej kolejnej decyzji. Chciała pozostać w objęciach brata i schować się za jego decyzjami, które ze wszystkich sił będzie wspierać.

Nie potrafiła uwierzyć w natychmiastową zdradę tak wielu bliskich jej osób. Nie wykonywała żadnych działań, po prostu obserwowała czując narastająca presję czasu. Jej rezygnacja z walki o biała kartę dla Alternatywy stała się odzwierciedleniem stanu Denvers. Kobiety, nawet wojskowe, nawet te znajdujące się u władzy, inaczej postrzegały i oceniały Świat od mężczyzn. Truposz wszędzie szukał albo wyjaśnienia albo usprawiedliwienia. Żyletom pozostało oczekiwanie na kolejny impuls do działania. Potrzebowały tego i nie umiały o to poprosić...
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 10-12-2020, 19:30   #97
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Rita podążyła za swoim oprawcą, docierając do „Rudej Lisicy” i wkrótce wszystko się wyjaśniło. Nie było żadnego nawrócenia ani nic takiego. Podstępne skurwiele działały w konspiracji. I to całkiem nieźle zorganizowanej. Fakt ten przynajmniej usuwał wszelkie ewentualne dylematy moralne, o ile łowczyni skarbów miałaby takowe. W danym momencie marzyła o możliwości powiadomienia sił Ruchu Oporu… Ale nie była głupia. Darowana jej okazja mogła jeszcze obrócić się na jej korzyść. Miała szansę, mogła rozpracować tutejszą szajkę i kolejne ruchy Syndykatu Czaszek, a może nawet jakiś większy plan Vanhoose’a? Szansa na dokopanie draniom poprawiła jej humor. Jeśli zbierze dość informacji, wymknie się i wróci do Disk City, a potem pomoże wszystkich wytępić. Tymczasem jednak musiała udawać. Skierowała się ku wejściu do tajnego tunelu.
Cholera, dużo was tutaj jest? — zapytała draba, który ją prowadził — Choć chyba się już skapnęli, skoro robią obławę. Jakąś grubszą akcję odwaliliście? Szczerze mówiąc, myślałam, że tylko mnie szukają…
Wiem tylko, że dorwali pana Vanhoose. Leżał w ambulatorium, jeden z naszych chciał go uciszyć, ale coś poszło nie tak i Ruch Oporu zaczął polowanie.
Najwyraźniej Tooms nie posiadał tej samej wiedzy co Caroline i był przekonany, że kanibal podający się za przywódcę Czaszek, w rzeczywistości jest Williamem Vanhoose.

Po żelaznej drabince zeszli w dół. Korytarz wykopany pod ziemią był ciasny, a strop zawieszony nisko. Łupieżca wyciągnął zza pasa latarkę i skierował snop światła w ciemny tunel. Żyleta zauważyła na ziemi świeże ślady butów, nie byli pierwszymi, którzy skorzystali dziś z podziemnego przekopu. Po chwili dołączył do nich poparzony magazynier, kurczowo przytulający do siebie czarną torbę. Klapa się zamknęła, a potem usłyszeli, jak Blady Joe przesuwa z powrotem fortepian. Zrobił to w ostatniej chwili, do spelunki wpadło kilku żołnierzy, deski nad głową Caroline zaskrzypiały pod naporem ciężkich wojskowych buciorów. Tooms przyłożył palec do ust, nakazując ciszę.
Czy w budynku jest ktoś jeszcze? — usłyszała stłumiony, mocny męski głos.
Nikogo tu nie ma — zapewnił Blady Joe — Co się stało? Kogo szukacie?
Zamknij mordę. Benson, Richards, sprawdźcie piętro, my bierzemy parter.
Znów rozległy się kroki, deski zaskrzypiały. Magazynier i łupieżca nasłuchiwali przez chwilę, wstrzymując oddech. Govin zachowała milczenie, dopóki istniało ryzyko wykrycia. Mogłaby zaalarmować żołnierzy, ale wtedy nie doszłaby po nitce do kłębka do sedna intrygi. Nie rozpracowała całej sitwy. Teoretycznie myślała o zostawieniu jakiejś poszlaki dla poszukujących, ale nie bardzo wiedziała i miała, jak to zrobić. Zresztą, na tym etapie i tak tamci musieliby znaleźć tunel, a więcej ponad fakt jego obecności i cel podróży nie wiedziała. Więc nie bardzo było o czym informować i na co kierować. W każdym razie nie odezwała się.
Idziemy — zarządził w końcu Tooms, a potem nisko pochylony wszedł w ciemny korytarz.


Caroline posłuchała komendy. Gdy pokonali kawałek tunelu i wszyscy poczuli się bezpieczniej, zapytała nagle mężczyznę w kombinezonie.
Nieźle cię urządzili brachu. Co im zwinąłeś, że aż tak ostro deptali ci po ogonie?
Mam na imię Todd — przedstawił się magazynier, po czym spojrzał na torbę — To… takie tam oszczędności, miałem parę drobnych robótek na boku. Gdy ja i mój amigo próbowaliśmy się wydostać z tego burdelu i zabrać nasze skarby, jakiś pierdolony wytatuowany żebrak z miotaczem ognia próbował nas spalić. Mnie udało się uciec, ale Jimmy…
Drab ciężko westchnął. Tymczasem do rozmowy włączył się Tooms.
Rozumiesz coś z tego Todd? Kto zabił pana Vanhoose’a?
Nie wiem. Ale to był skoordynowany atak. W czasie, gdy w ambulatorium mordowali Vanhoose’a Jimmy miał załatwić technoinżyniera i upozorować jego samobójstwo.
Przecież to Vanhoose wydaje rozkazy. Kto użył jego terminalu i wysłał instrukcje, skoro on leżał ledwo żywy w ambulatorium?
Pojęcia kurwa nie mam — odparł szczerze Todd.
Powoli metr po metrze, pokonywali kolejne zakręty korytarza. Piach sypał się z sufitu na głowy, powietrze było parne i rzadkie, przesiąknięte zapachem starej ziemi i szczurzych odchodów. Czasami w snopie latarki pojawiały się ogoniaste cienie, który uciekały na widok światła.
A ty dziewczyno długo już jesteś w Alternatywie? — zapytał w pewnym momencie poparzony magazynier, idąc tuż za Ritą.
Z zeznań magazyniera wynikało, że Truposz dał sługusom syndykatu nieźle popalić. Słysząc to zeznanie w zalanym gęstym mrokiem tunelu, pozwoliła sobie na przelotny uśmiech.
Krótko, niecały miesiąc… dlaczego ten dziwny żebrak was zaatakował? — odpowiedziała, po czym zapytała, udając zdziwienie w głosie.
Zabieraliśmy nasze fanty z kaplicy. Nie chcieliśmy zostawiać świadków, Jimmy sprzedał mniszce kulę, a wtedy ten łachmaniarz wyciągnął miotacz. Kto to był, nie wiem, ale zapamiętałem sobie tą gębę. Pamięć do twarzy to ja mam akurat dobrą.
Caroline była praktycznie pewna kto wysłał rozkaz zamiast fałszywego Vanhoose’a, ale oczywiście nie zamierzała zdradzić się z tą wiedzą.
Skoro to nie wasz szef wysłał polecenie, bo był niedysponowany, to wydaje mi się, że doszło u was do jakichś walk wewnętrznych. Chyba ktoś próbuje się na jego miejsce wklepać.
A przy okazji, daleko jeszcze? — dodała.
Tooms wzruszył tylko ramionami. W pewnym momencie strop zaczął ostro opadać w dół i kolejne kilkadziesiąt metrów podziemnego tunelu musieli pokonać na czworakach.
Ktokolwiek chce teraz zająć miejsce pana Vanhoose’a chyba się skończyły lata dobrobytu — stwierdził z żalem Todd — Szkoda, bo lubiłem DiscCity.
Ja też — wtrącił Tooms — Nie trzeba była uganiać się za kurwami, za parę pestek mogłeś dostać nawet Toksyka z czterema cyckami. Żaden pierdolony komunistyczny Żarłok nie chciał odgryźć ci dupy, bo wszystko, co podeszło pod statek, od razu czyścił Ruch Oporu.
Nagle w świetle latarki pojawił się pokryty guzami, łysy szczur. Czerwone ślepia zaświeciły, mutant wyszczerzył pyszczek pełen ostrych jak szpilki zębów, Tooms wściekle zaklął i odbezpieczył karabin, jednak zwierzę od razu zniknęło w mroku. Po paru minutach wydostali się z wąskiego gardła tunelu i mogli wyprostować kości. Dalsza droga obyła się już bez żadnych przeszkód. W końcu dotarli do przerdzewiałej metalowej drabinki. Właz w suficie był odsunięty, ostre światło padające ze szczeliny omal nie wypaliło im źrenic. Pierwszy na powierzchnię wyszedł żołnierz, za nim Rita, na końcu Todd. Znaleźli się w zrujnowanym, wzniesionym z cegieł budynku, którego ściany dawno temu zostały zburzone, wokoło walał się pokryty mchem gruz. Na szosie stało kilkanaście motocykli i trzy furgonetki, wokół których tłoczyli się uzbrojeni po zęby ludzie. Twarze zasłaniały im chusty z emblematami czaszek. Kiedy tylko zobaczyli Ritę i dwóch jej towarzyszy, wyłaniających się z tunelu, od razu skierowali lufy karabinów w ich stronę.


Ave Calvaria! Nazywam się Robert Tooms!
A ja jestem Todd! Todd Peterson! Służymy Czaszkom! Blady Joe mówił, że nam pomożecie! Zostaliśmy zdemaskowani! Vanhoose nie żyje!
Łupieżcy wymienili się spojrzeniami, w końcu jeden z drabów, wskazał na furgonetkę stojącą na poboczu.
Pan Vanhoose żyje, wydostał się z miasta tą samą drogą co wy. Na pewno będzie chciał z wami porozmawiać, chodźcie zdać mu raport.
Po deklaracji członków Syndykatu Rita zaczęła się zastanawiać, czy fałszywy Vanhoose jakimś cudem został uratowany z miasta, czy też był tu ten prawdziwy Vanhoose. Zdecydowanie wolałaby tę drugą opcję, ponieważ drugi William nie miał możliwości jej rozpoznać. Nie zamierzała jednak kusić losu, więc sięgnęła po pierwszą lepszą wymówkę.
To lećcie chłopaki się spowiadać, a ja sobie skoczę na bok. Koniecznie muszę się odlać. Ten cholerny tunel ciągnął się wręcz w nieskończoność, już myślałam, że nie wytrzymam — powiedziała beztrosko, po czym skierowała w stronę jakiegoś fragmentu zrujnowanej zabudowy, gdzie mogłaby się na chwilę schować.


Jakimś cudem draby spod znaku czaszki łyknęli ściemę Caroline. Kobieta schowała się w bezpiecznym miejscu i zaczęła pospiesznie pisać wiadomość do DiskCity. W zwięzłych słowach zdradziła w niej istnienie tajnego tunelu pod fortepianem w “Rudej Lisicy”, swoją aktualną lokalizację oraz fakt obecności Vanhoose’a wraz z liczną obstawą. Na koniec poprosiła jeszcze o natychmiastowe wsparcie i wysłała tekst. Licząc, że nie zaginie w szumie informacyjnym czy jakimś spamie. Potem wyłączyła, schowała z powrotem terminal i wróciła, bo znienawidzonych złoczyńców. Niewinnie udając, że wyłącznie ulżyła swej naturze.

Wracając, zauważyła, że łupieżcy się za nią nerwowo rozglądają. Jeden z drabów przywołał ją do siebie ręką.
Pan Vanhoose chce z tobą rozmawiać — powiedział i wskazał na furgonetkę.
Żyleta nie mając zbytniego wyboru, przystała na propozycję, a raczej rozkaz, draba z Syndykatu. Ruszyła od razu w stronę wozu. Kiedy tylne drzwi auta się otworzyły, zobaczyła siedzącego na pace mężczyznę, którego od razu rozpoznała. Wczoraj przyjmował ją w gościach w swoim dekadenckim, urządzonym na starą modłę mieszkaniu. Lenny Paslack zmierzył Ritę lodowatym wzrokiem. Obok niego siedziała wytatuowana żyleta, która przemywała ranę po ukąszeniu szczura. Wyglądało na to, że Paslack miał mniej szczęścia, przemieszczając się przez podziemny korytarz. Zmutowany gryzoń paskudnie rozorał mu policzek.


Głupio zrobiłaś, przychodząc tu dziewczyno — powiedział głosem człowieka przemawiającego wprost z zimnego grobowca. Podniósł mechaniczną rękę, wykonując szybki gest, a drab stojący za plecami Caroline wycelował karabin w jej plecy. Zagwizdał, wzywając posiłki.
Lenny podniósł się z podłogi, wyglądał na zmęczonego, lecz jednocześnie roztaczał wokół siebie aurę siły i charyzmy, o którą ciężko podejrzewać bogobojnego patriotę.
Przeszukajcie ją — rozkazał, a żołnierz od razu posłuchał. Koło furgonetki pojawili się kolejni łupieżcy.
Paslack w roli prawdziwego Vanhoose’a w pierwszym odruchu zaskoczył żyletę. Chociaż z drugiej strony musiała przyznać, że podobno pod latarnią najciemniej... W sumie to z połączonej przezorności i zdziwienia w minimalnym stopniu w ten fakt powątpiewała, podejrzewając kryjącą się za nim jakąś wymyślną intrygę ADA, zapewne mającą na celu infiltrację przestępczej organizacji. Temu jednak przeczyło parę innych twardych danych. Zresztą, co by nie było, łowczyni skarbów i tak musiała odegrać tę samą scenkę.
Chcecie, to sobie przeszukujcie, tylko niczego nie rozjebcie — rzuciła wyzywająco do drabów z Syndykatu Czaszek, rozkładając ręce w geście sugerującym, jakoby nic nie miała do ukrycia.
A to niby dlaczego? — z kolei odparła zuchwale samemu „Lenny’emu” — Tzn. po czym wnosisz, że głupio postąpiłam? Czy zauważyłeś w którymkolwiek momencie, bym przejawiała uwielbienie w stosunku do ADA czy Ruchu Oporu? Z obiema organizacjami moje stosunki są w najlepszym razie chłodne. W dodatku teraz jestem przez tych ostatnich ścigana. Tak samo jak ty. To czyni nas raczej sprzymierzeńcami, aniżeli wrogami. Racja?
Paslack słuchał bez emocji, trudno było odgadnąć jego myśli. Cały czas przyglądał się żylecie, czekając na efekt rewizji osobistej. Jeden z łupieżców wskazał na przenośny terminal Rity.
Gdzie była, kiedy wyszli z tunelu? — zapytał spokojnie Lenny.
Powiedziała, że musi iść się odeszczać czy coś — odpowiedział pobliski drab.
Spojrzenie naczelnika stało się jeszcze zimniejsze, wręcz upiornie lodowate. Znów wykonał pozornie nieznaczący gest, na co łupieżca powalił Caroline na kolana i przyłożył jej lufę karabinu do głowy.
Twoje życie nie ma dla mnie żadnej wartości — powiedział — Jesteś pyłkiem na wietrze, który kurczowo trzyma się swej żałosnej, godnej politowania, obrzydliwej egzystencji. Twoja śmierć nikogo nie obejdzie, niczego nie zmieni. Powinienem odciąć ci język, wykłuć oczy i zostawić kojotom na pożarcie, ale nie lubię marnować zasobów. Jedyne czego na razie pragnę to odzyskać swoją rodzinę, więc może jeszcze mi się przydasz. Muszą jednak zostać wyciągnięte konsekwencje.
Paslack wyszedł z furgonetki, a potem przywołał do siebie Tooms’a i Todda, towarzyszy w ucieczce Caroline. Ci podeszli posłusznie, wtedy on wskazał na Ritę.
Macie świadomość, że ta żyleta nie jest Czaszką?
Oba draby spojrzeli po sobie zaskoczeni.
Ja jej nie znam! Spotkałem ich w „Rudej Lisicy”! Skąd miałem wiedzieć!? — zaczął bronić się magazynier.
I tyle powiedział. Z mechanicznej protezy wysunęło się nagle stalowe ostrze, które Lenny zatopił w gardle żołnierza Alternatywy, gwałciciela, który czasem objawiał się Ricie w sennych koszmarach. Z kolei Todd zbladł, cofnął się o krok, lecz przywódca zdrową ręką wydobył z kabury broń, a potem oddał w jego kierunku strzał, po którym mężczyzna padł w mokry piasek z krwawą dziurą w czole.

Złodziejka artefaktów bardzo chętnie powiedziałaby, co sądzi o przepełnionej groźbami, patetycznej wypowiedzi Paslacka vel Vanhoose’a, ale była bardziej sprytna niż wyszczekana. Dlatego przegryzła cisnące się na usta przekleństwa i spuściła wzrok. Jej blef i tak się opłacił. Mogła delektować się egzekucją jej dawnego oprawcy i innego śmiecia z Syndykatu. Dostrzeżony w oczach strach i śmierć każdej z tych szumowin bardzo radowały jej serce. Choć najchętniej świadkowałaby agonii mężczyzny znajdującego się przed nią, samej głowy organizacji. Ale na to jeszcze mogła nadejść pora. Widocznie miała być kartą przetargową, co gwarantowało jej względne bezpieczeństwo. Wiadomość do DiskCity zdążyła już nadać, teraz pozostawało czekać. Nie żałowała swojego posunięcia. Zdążyła przywyknąć do ryzyka. Od zawsze było częścią jej zawodu.
Od kiedy to załatwianie się na pustyni jest zbrodnią? — zapytała głupio, ale nie doczekała się wypowiedzi. Zamiast tego założono jej worek na głowę, skrępowano ręce i nogi, a potem bezceremonialnie rzucono na pakę furgonetki. Po chwili usłyszała warkot silnika, a potem auto ruszyło, odjeżdżając w nieznanym kierunku.
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 10-12-2020, 19:38   #98
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Kosmita, którego „łysa pała” zmusiła do współpracy nie był dla Dara obiektem kpin. Jako jeden z niewielu Colt potrafił szanować nieludzkich mózgowców nie tylko za ich wiedzę, ale oddaną służbę. Szaraki – w nieznany wojownikowi sposób – wyczuwały to chociaż nie stawiały nożownika na lepszej pozycji niż pozostałych. Bożydar nigdy nie spotkał się z sytuacją aby któryś z wielkogłowych – poza Moriartym – stosował groźby, wyzwiska czy inne parszywe - i typowo ludzkie - zagrania. Mimo iż szturmowiec Alternatywy nie miał zielonego pojęcia co inżynier robił to czuł, że zbliżali się do milowego odkrycia w sprawie Lucasa Storma i miejsca jego pobytu. Nie wiedział, że mające nadejść wieści niemal zwalą wszystkich z nóg…

Całość nagrania była dla Colta ciekawa. Mężczyzna słuchał z zapartym tchem chłonąc każdą informację i każdy szczegół. Dar nie chciał przeoczyć nic ważnego co mogłoby go nakierować na odpowiedni trop. Nożownik był gotów pójść za mapą i pomóc chłopcu kiedy… Usłyszał ostatnie dwa zdania. Kątem oka Dar dostrzegł twarz łysej Generał i pewnie zastanawiałby się czy jej nie łapać – gdyby ta miała stracić przytomność - ale bliżej niego stała Miła. To ona była w tamtej chwili najważniejsza. Przypominała bratu jak ważne było wsparcie ze strony bliskich.

Reakcja Miłej była dla jej brata niczym ulotne wspomnienie z dzieciństwa. Z czasów kiedy Starsza Kapral Alternatywy była nie tylko filigranowa, ale też mniej opanowana, a raczej nie nawykła maskować swojego strachu i obaw pod obrazem dorosłej, niezależnej kobiety, której nic nie było w stanie ruszyć. Colt przytulił siostrę samemu nieznacznie blednąc. Jego pocięte żyłami skronie i czoło zmarszczyły się mimowolnie na samą myśl, że człowiek, którego uznawał za przyjaciela od lat prowadził podwójne życie. Lenny Paslack, którego znał nigdy nie istniał będąc jedynie dobrze odegraną rolą. Rolą tak realną, że Dar pokochał nie tylko jej charakter, ale też całą otoczkę jakimi byli perfekcyjnie ułożona małżonka i dwóje wspaniałych dzieci. Mimo iż Bożydar początkowo nie potrafił sobie wyobrazić jak Lenny mógłby zabić Josha to po krótkiej chwili doszło do niego raz jeszcze, że Lenny nie istniał. Istniał William Vanhoose, który pod groźbą śmierci zakładnika – jakim był Lucas - wywierał nacisk na swojego podwładnego Erica. To zabawne, że króciutkie nagranie potrafiło tak namieszać. Colt nie podejrzewał Erica o kłamstwo. Jego intuicja podpowiadała mu, że facet nie kłamał i nie został wykiwany. Przez lata mordował, gwałcił, palił i rabował aby uśpić czujność Vanhoose’a i dowiedzieć się kim był jego oprawca. W oczach Bożydara wygraną mogło być tylko uratowanie Lucasa, które stało pod wielkim znakiem zapytania.

- Twoja wizja byłaby zdecydowanie bardziej mi miła niż to co usłyszałem. - odezwał się nożownik patrząc na Samediego. - Vanhoose od lat udawał kogoś kim nie był i, wierz mi lub nie, robił to świetnie. Sam nigdy bym nie podejrzewał Lennego o cokolwiek gorszego niż zabicie w obronie własnej. - rewolwerowiec spojrzał na Generał Denvers. - Tak się składa, że wczoraj, w trakcie kolacji, powiedziałem Lennemu o czipie w głowie Erica. - westchnął wojownik. - Podejrzewałem, że może to być nośnik danych, na którym Storm nagrał wskazówkę jak pomóc jego synowi… Kurwa. To przeze mnie to wszystko się zaczęło. Zginął Roger, reputacja AdA legła w gruzach, a Joshua znaczy Lukas może być już martwy.
 
Lechu jest offline  
Stary 11-12-2020, 14:12   #99
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację

Mount Spring


Dwa trupy leżały rozciągnięte na piasku a stado długoszyich, pokrytych nowotworowymi guzami sępów ucztowało na nich w najlepsze wydziobując co soczystsze kawałki mięsa. Kiedy rozległ się ryk samochodowych silników, ptaki wzniosły się do lotu. Zamaszyście młócąc błoniastymi skrzydłami rzucały nad pustynią złowrogie cienie. Sznur opancerzonych furgonetek nadjeżdżał z DiscCity, przy karabinach maszynowych umieszczonych na dachach czuwali komandosi Ruchu Oporu, uważnie lustrujący otoczenie. Poza dwoma ciałami poszarpanymi przez latających padlinożerców ruiny miasteczka wydawały się opuszczone. Na asfalcie znaleźli świeże ślady opon furgonetek i jednośladów a na piasku odciski butów. Auta zatrzymały się a żołnierze kolejno wyskakiwali na zewnątrz, gotowi szybko, krwawo i bezwzględnie rozprawić się z wrogiem. Na końcu pojazd opuściła Jane Denvers. Generał po otrzymaniu wiadomości nadanej przez naręczny terminal, zdecydowała się osobiście nadzorować operacją. Zakładając ręce na plecy podeszła do ciał zdrajców.
Snajper leżał na wydmie, która z perspektywy Mount Spring wydawała się rozmazaną w słońcu plamką ukrytą daleko za horyzontem. Mężczyzna rzadko kiedy sam odbierał ludziom życie, lecz tym razem była to wyższa konieczność. Spoglądając w lunetę namierzał czerwonym krzyżykiem drabów w mundurach Ruchu Oporu aż w końcu zatrzymał znacznik na łysej głowie żylety.
Denvers spojrzała na ciała drabów, zauważyła, że jeden z nich, przebrany w uniform magazyniera trzyma w ręku radio. Nagle radio zatrzeszczało, generał wyciągnęła je z ręki trupa i nacisnęła przycisk.
- Witaj Jenny – z głośnika rozległ się głos Lennego.
- Ty skurwysynu. Znajdę cię i zajebię, przysięgam, zrobię to, ale najpierw zajmę się twoją dziwką i bachorami.
- Nie, nie zrobisz tego. Nie pozwolę ci na to.
- Założymy się?
- Zawsze byłaś nieobliczalna. Skuteczna, ale nieobliczalna. Gdyby twój ojciec, dożył tej chwili i zobaczył co wyrosło z tego ziarna….
- Skończ pieprzyć i powiedz czego chcesz!?
- Od ciebie niczego, z tobą nie da się robić interesów, wszystko widzisz w ciemnych lub jasnych barwach. Sztuką jest wypracowanie kompromisu, kierowanie się mniejszym złem. Za gwieździstym sztandarem do którego tak wzdychasz nie stoją bohaterowie tacy jak twój ojciec. To nie karabiny trzymają ten świat w szwach. Ale ty tego nigdy nie zrozumiesz.
- Za kogo ty się uważasz Paslack? Jestem zwyczajnym złodziejem i pijawką. Jedynym celem twojej marnej egzystencji jest zbieractwo. Tylko komu przekażesz swój majątek, jak już powieszę twoje dzieci?
- Jen. Dalej nie rozumiesz prawda? Dziewczyna wyświadczyła mi przysługę, wzywając kawalerię. Masz obsesję na moim punkcie, od lat mnie tropisz. Nie przegapiłabyś przecież takiej okazji.

Denvers spojrzała gdzieś w niebo, w stronę majaczących w oddali piaszczystych wzgórz. W słońcu błysnęło szkło snajperskiej lunety.
- Kurwa…
To było ostatnie słowo jakie padło z ust generał. Strzał rozległ się echem po pustyni a łysą czaszkę przywódczyni Ruchu Oporu przeszył pocisk. Krew, fragmenty kości i galaretowate kawałki mózgu obryzgały piasek, ciało kobiety runęło na ziemię. Jej ludzie momentalnie skierowali broń w kierunku niewidzialnego wroga, chowając się za samochodami, siarczyście przeklinali, przerzucając się chaotycznymi komendami.
Radio, które Denvers wciąż kurczowo trzymała w ręku zatrzeszczało.
- Uspokójcie się żołnierze. Kto jest następny w kolejce do dowodzenia? Nazywam się William Vanhoose i chce negocjować.

DiscCity


Choć nie założono im z powrotem kajdan na ręce, nie bito ani nie straszono bronią, dalej czuli się jak więźniowie. Denvers rozkazała udać im się do swojej kwatery i nawet gdyby chcieli opuścić DiscCity zostali by cofnięci przez żołnierzy, którzy obstawili każdą możliwe wejście na statek. Co jakiś czas docierały do nich szczątkowe informacje. Mimo wytężonych poszukiwań nie udało się zatrzymać Lennego Paslacka, aresztowano za to jego rodzinę, żonę Matyldę i dwójkę dzieci, Joshue oraz Abigail. Jaki ich czekał los, nie wiadomo, przywódczyni Ruchu Oporu była zdolna do wszystkiego, rodzina żadnego zdrajcy nie mogła czuć się bezpieczna. Z Ritą stracili radiowy kontakt, odpowiadała im cisza w eterze. Kilka godzin później przyprowadzono ich do kwatery pani generał, zamiast niej w środku zastali jednak mężczyznę w średnim wieku, ze skroniami przyprószonymi siwizną. Siedział przy otwartej butelce whisky a kiedy weszli wskazał im miejsca przy stole.
- Generał Denvers nie żyje – powiedział – Teraz ja dowodzę, nazywam się Sanders, pułkownik Miles Sanders.
Opowiedział im ze szczegółami co wydarzyło się w Mount Spring. Co chwila dolewał sobie przy tym do szklaneczki złocistego płynu.
- Paslack chce negocjować. Żąda żebyśmy uwolnili jego żonę i dzieci. Jeśli tego nie zrobimy, zaczną mordować Azylantów i cywili w osadach. Dał nam czas do zachodu słońca – spojrzał na sfatygowany zegarek – czyli mamy jeszcze jakieś dwie godziny.
Mężczyzna westchnął ciężko i spojrzał na Bogumiłę i jej brata.
- Zaznaczył też wyraźnie, że Ruch Oporu ma się trzymać z dala. To wy macie brać udział w wymianie jeńców. Będzie na was czekać w Nowej Nadziei. Kazał też wam przekazać, że jest z nim wasza przyjaciółka, Rita.


Nowa Nadzieja

Caroline siedziała związana pod ścianą, związane sznurem ręce zaczęły jej cierpnąć, choć miała założony worek na głowie czuła mdlący zapach sadzy i dymu, w ustach paliła ją zgaga. W końcu usłyszała kroki, a po chwili ktoś szarpnął worek. Wytatuowana żyleta, która wcześniej opatrywała Paslacka, stała nad nią z butelką wody.
- Pij – rozkazała przykładając gwint plastikowej butelki do jej spierzchniętych ust.
Dopiero teraz Rita zorientowała się, że znajduje się w baraku, podobnym do tego, w jakim mieszkała w Nowej Nadziei. Właściwie to mógł być nawet ten sam barak, w którym razem z Truposzem odparli atak zbirów z Syndykatu. Trudno było to stwierdzić, ponieważ większość wyposażenia strawił ogień.
Kiedy Govin skończyła pić, worek z powrotem znalazł się na jej głowie a jej porywaczka opuściła pomieszczenie.


DiscCity

Kiedy w końcu w towarzystwie Sandersa, opuścili statek ruszyli w stronę wielkiej opancerzonej ciężarówki. Żołnierz czekający na nich przy pojeździe na skinienie pułkownika uniósł do góry tylne drzwi w naczepie. Ciężarówka okazała się mobilną zbrojownią i wyglądała jak najwspanialsza ze świątyń zapomnianego Boga Wojny. Ich oczom ukazały się ściany pełne broni i pancerzy. Większość została pewnie zdobyta w trakcie krwawych potyczek, część zakupiono za skrzynie pełne amunicji. Karabiny laserowe, ręczne wyrzutnie rakiet, miotacze ognia, hełmy i kamizelki kuloodporne Obcych. Było tu wszystko o czym mogli pomarzyć, w większości pojedyncze egzemplarze, z pewnością dostępne jedynie dla najbardziej zasłużonych członków Ruchu Oporu. Sanders pozwolił im przez chwilę kontemplować się kolekcją militariów.
- Bierzcie wszystko czego potrzebujecie. Zostawiam wam wolną rękę z negocjacjach z Paslackiem, ale jeśli mam być szczery, wolałbym, żeby te skurwysyn zapłacił za swoje zbrodnie i nie dożył następnego wschodu słońca.
Po chwili zauważyli jak żołnierze wyprowadzają na zewnątrz Matyldę Paslack i jej dzieci. Mała Abigail miała oczy podkrążone od płaczu, Joshua był blady jak ściana, Matylda wyglądała na udręczoną, słaniała się na nogach, co chwilę zwracała się do dzieci, próbując je podtrzymać na duchu. Zamiast paznokci na palcach miała krwawe strupy, zapewne efekt spotkania z Jane Denvers. Kiedy dostrzegła Bogumiłę i Bożydara odwróciła dumnie wzrok i ściągnęła usta w wąską kreskę. Jeśli się zastanawiali, czy wiedziała o zbrodniach swojego męża, teraz dostali ostateczną odpowiedź.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 11-02-2021, 20:17   #100
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Spotkanie w kwaterach Denvers zmieniło nastawienie Miłej z bierności w wolę walki. Nie miała już Rogera, nie miała Denvers, nie miała Paslacka. Miała braci i dwójkę dzieci, których za nic w świecie nie odda we władanie grozy rubieży. Cały przelany ból ładował jej mięśnie niesamowitym poziomem adrenaliny. Wyuczonym gestem zasalutowała przyjmując rozkaz wymarszu na samobójczą misję. Była pewna, że również Dar nie widzi innej drogi przez mękę zdrady w szeregach Alternatywy niż przelanie krwi za nie tak dawno dane Ericowi własne słowo.

Gdy wrócili do ich lokum, Miła ogarnęła sprzęt i poprosiła nożownika o wywołanie Chwała i przygotowanie go na wszystko co się do nich zbliżało. Musieli mu powiedzieć, musieli go ostrzec i uratować lub liczyć na ratunek z jego strony. Nie mogło być inaczej. Znów tylko we trójkę w całej zawierusze Świata.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/e3/70/c7/e370c716caea7c6286703f68711be457.jpg[/MEDIA]

Kiedy w towarzystwie Sandersa opuścili statek i ruszyli w stronę wielkiej opancerzonej ciężarówki, Żyleta nie czuła żadnego podniecenia. Wiedziała, że jedno z jej życiowych pragnień za chwilę się spełni. Znała ten wóz i wiedziała co kryje. Po słowach nowego przywódcy Ruchu wybrała jedyną broń jaką mogła chcieć - Dragona, zapas ammo do niego, ręczny paralizator, granat i dwa noże oraz jeden Medex Plus i dwa Medex, Nigth Sunshine, Stronger. Podręczne wyposażenie ukryła w zakamarkach pancerza, który osłaniał ją przed niewypowiedzianym cierpieniem, ożywającym na widok Abigail i Joshuy. Zacisnęła mocno szczęki i spięła mięśnie żeby nie rzucić się w obronie nieletnich zakładników Ruchu. Nie mogła zrobić ani jednego kroku poza wyznaczony im rozkazem obszar działania. Wiedzieli to wszyscy, zwłaszcza Matylda, która teatralnie odwróciła się od rodzeństwa. Gardziła nimi, oni gardzili nią. Gdyby mieli wybór… A mieli i zamierzali z niego skorzystać. Odbiła okutą w rękawicę pięść o napierśnik sygnalizując gotowość do wymarszu.

Daar, ratowanie dzieciaka jest... – Truposz nie wiedział jak to ująć. Był sceptyczny. Położył żołnierzowi rękę na ramieniu. – Dla niego Vanhoose to ojciec. Jedyny jakiego zna. Wyrwiesz go z korzeniami, a prędzej uschnie niż przyjmie się w mniej skażonej ziemi. Już on się o to postarał.
Kapelusznik stał przed ciężarówką, wahając się co powinien teraz zrobić. Walczył ze sobą. Dlaczego William tak bardzo chciał odzyskać swoją „rodzinę”? Przez tyle lat żył w kłamstwie, że sam w nie uwierzył? Gdyby nie złapali Rity, nawet nie ruszyłby palcem. Więzy z ludźmi tak mocno krępowały, ale dżentelmen nie zostawia przyjaciółki w potrzebie. Mimo licznych faux pas, których nieustannie się dopuszczał, za takiego się uważał. Surdut i cylinder przekreślały wszystkie.
Wolałbym usłyszeć „nie negocjujemy z terrorystami” i pomachać lataczom wyładowanym bombami odlatującym w stronę Nadziei – zwrócił się do Sandersa. – Stawiasz mnie w bardzo niekomfortowej sytuacji.

Niestety co do chłopaka masz rację… – Bożydar odpowiedział po chwili zastanowienia. – Joshua to dobry chłopak, ale odebranie mu rodziców może to zmienić. Sytuacja jest o tyle słaba, że bez kary Lenny czy Matylda odejść nie mogą. – nożownik pokiwał głową. – Wydaje mi się, że Caroline wolałaby jednak naszą trójkę i szansę na ocalenie niż perspektywę spadających jej na łeb bomb. – uśmiechnął się krzywo wojownik.
Miła… – powiedział do siostry rewolwerowiec jakby przez chwilę zastanawiając się czy chce kontynuować. – Przed nami ciężka przeprawa, której możemy nie przeżyć. W razie co ukochaj ode mnie doktorka i przekaż, że co złego to nie ja. – brat przytulił zakutą w pancerz kobietę po czym sam ruszył się dozbroić.

Widokiem, który Rita chciałaby ujrzeć ponad wszystko są kończyny członków Syndykatu zwiedzające wszystkie strony świata – Caleb szedł o zakład, że tego jej oblicza Dar nie znał. – Jeśli masz zamiar zapunktować, musisz posłać je odpowiednio daleko. Jak myślisz, dlaczego wciąż trzyma się ze mną? – wszedł na ciężarówkę i zbliżył do zawieszonej na ścianie wyrzutni Justice. – Piękna, czyż nie? – dziewczyna, albo reakcja gwałtownego spalania zwana detonacją, któraś z dwóch.

Ej, ej, señorita – zaprotestował widząc jak Bogumiła zabiera podwójne dawki użytkowych biostimów. – Stronger jest potrzebny operatorom broni ciężkiej nie wspomaganych egzoszkieletem. Nie bądź chciwa, albo w dodatku do lekkiego patyka, zarzucaj na plecy Supernove. Podasz mi dziecinkę, gdy już wystrzelam się z rakiet. – Truposz miał nakreślony plan negocjacji. Jeśli wojna wybuchła dlatego, że ktoś chciał zobaczyć piękno procesu rozszczepiania atomu, był to właśnie ten typ człowieka.

A jak będzie chciał, w zamian za życie i współpracę, zamieszkać w domku drewnianym osłoniętym malowniczym kanionem? To co? – Caleb zapytał Sandersa – Z pomocą wiedzy pseudo Vanhoosa, chcieliście zniszczyć Syndykat. On ze swoją może spokojnie doprowadzić do ruiny Alternatywę i DiscCity.

Już to zrobił – odpowiedział gorzko pułkownik – Nie wiadomo w ilu komórkach Alternatywy umieścił kretów, DiscCity to może być wierzchołek góry lodowej. Alternatywa szkoli i wysyła ludzi w różne zakątki Stanów, mogą minąć lata, zanim oczyszczą swe szeregi z szumowin i zdrajców. Na razie chcemy grać z nim na czas i nie dopuścić do ludobójstwa na cywilach. Paslack jest doskonale zorientowany, wie gdzie znajdują się osady i Azyle, gdzie uderzyć, żeby zabolało. W gestii Coltów jest nie dopuścić do rozlewu krwi i spróbować wyeliminować zagrożenie. Pański udział w sprawie jest zupełnie dobrowolny. Może pan wsiąść na motocykl i że tak się wyrażę odjechać w kierunku zachodzącego słońca.

Mógłbym, ale dziś pisana jest historia i sprawie, że dzieci bawiące się w przyszłości w Zakładników Nowej Nadziei, pozabijają się by być Truposzem z jego odjechaną wyrzutnią rakiet, nawet… – spoglądał zdegustowany na obłe części pancerzy obcych. – Jeśli będę musiał założyć “to”. Nie rozpowiadajmy głośno o mało gustownych szczegółach, prośba.

Wygląda na to, że zabicie prawdziwego Vanhoose’a może przynieść więcej złego niż dobrego. – powiedział Dar po chwili przeglądania sprzętu. Rewolwerowiec się nie spieszył, na sam początek dobierając stymulanty bojowe. Wybrał pięć sztuk wśród, których był Regenerator, Medex, MegaOptic, Night Sunshine i Stronger. Wojownik podejrzewał, że Truposz i jego siostra mają zupełnie inne gusta w kwestii pancerzy czy broni zatem za nie mógł zabrać się później. – Kiedy Joshua będzie bezpieczny mogę zabrać się za oczyszczanie szeregów AdA. Jak byś szukał dobrze płatnej roboty z perspektywą na szybki zgon to przydałby się ktoś z twoim poczuciem humoru. – dodał nożownik spoglądając na Truposza.

Co skłania cię do takich wniosków, Dar? – Baron przeglądał się w lustrzanej powłoce wizjera pozaziemskiego hełmu. Naciągał i rozluźniał usta, powiększając kolekcję znanych sobie grymasów. – Jak na moje... możemy umrzeć my, Joshua, Matylda, Rita, trzy okoliczne osady, a i tak wymazanie Vanhoosa będzie się opłacać, ludzkości oczywiście. O to wam chodzi, prawda, o dobro Ameryki? Bo ci którzy zginą przez najbliższe lata, gdyby jednak przeżył, przykryją wszystko ogromnym stosem. – odpowiedział żołnierzowi z grobową powagą. – Gdy będziesz miał możliwość, nie wahaj się. Nawet jeśli zabije to mnie, Joshue, czy twoją siostrę – altruizm do przebierańca niepodobny. Czyżby w poświęceniu szukał spokoju od wiszących nad nim szponów umarłych?

Pułkownik Sanders widząc, że Coltowie i Truposz wybrali sprzęt skinął na żołnierzy, który pilnowali w tym czasie Matyldy i jej dzieci. Strażnicy przyprowadzili więźniów.

Wujku Dar, ciociu Bee, co się dzieje? Dokąd oni nas wiozą? Gdzie nasz tata? – pytał przestraszony nastolatek. Mała Abigail zaczęła płakać.

Nie odzywajcie się – poleciła oschle Matylda.

Ale to przecież nasi przyjaciele! – zaprotestowała dziewczynka a Joshua skinął głową przyznając siostrze rację. Pułkownik przyglądał się małym zakładnikom ze współczuciem, sam nosił obrączkę na palcu, być może miał dzieci. Nie wyglądał na człowieka twardego i zdecydowanego, właściwie pod każdym względem różnił się od swojej poprzedniczki, która najpewniej w trakcie przesłuchania kazała wyrwać Matyldzie Paslack wszystkie paznokcie i to samo zrobiłaby z jej dziećmi, gdyby Vanhoose nie zdążył jej wyłączyć z gry. Czy Ruch Oporu zyskał, czy stracił gdy pionki przesunęły się po szachownicy a Dama zeszła z planszy pokonana przez Króla? Czas z pewnością pokaże.

Ślepia wyzierające spod czarnych oczodołów z uwagą lustrowały młodego chłopca. Jakby próbowały wybadać drzemiący w nim potencjał.
Świat, w którym żyjemy szybko obdziera ludzi z niewinności. Szesnaście lat, co? U mnie nastąpiło to znacznie wcześniej. A teraz powiedz… wolisz żyć w kłamstwie, które w końcu i tak się rozwieje, pozostawiając masę pytań i może nóż w plecach. Czy poznać prawdę? Nie ukrywam, jest okrutna, ale pozwoli zauważyć skąd nadejdzie zagrożenie i przygotuje cię na unik?
Nowe życie należało zacząć od wyboru, na razie prostego.

Chłopiec patrzył na Truposza, ale wyglądał jakby nie rozumiał, co mówi do niego Samedi. Matylda syknęła na syna.

Nie rozmawiaj z nim Joshua. Nie patrz na niego!

Widzisz Josh, ona już wybrała – Caleb odniósł się do reakcji kobiety, krótko zatrzymując na niej wzrok. Jego rozmówca był jasno określony. – Nie wiem… czy za wszelką cenę chce cię chronić? Czy ma inne motywy… ale również ukrywa przed tobą wieeele. Testy genetyczne z łatwością wykażą, że nie jest twoją biologiczną matką. – zatrzymał się na dłużej, podkreślając puentę. Jeśli chciał do dzieciaka trafić, musiał najpierw odciąć jego zaufanie do Matyldy. Odchylił się i sprawiał wrażenie jakby wcale nie zależało mu na ujawnianiu więcej. Nie, dopóki nie zostanie wyrażona wola.

Nastolatek zrobił wielkie oczy a potem spojrzał niepewnie na matkę. Matylda Paslack zmroziła strzykawę wzrokiem, w jej spojrzeniu dostrzegł tylko chłód i pogardę.

O czym on mówi mamo!?

Powiedziałam, żebyś go nie słuchał. Za chwilę wszystko się skończy. Twój ojciec tego dopilnuje – odpowiedziała po czym zwróciła do Truposza – Lepiej uważaj co mówisz przy moich dzieciach.

Młody, młody, co oni z tobą zrobili? – Willburn skrzywił się rozczarowany, jakby ugryzł coś niezjadliwego. – Tak cię stłamsić. Nie słyszysz głosu swojej krwi? Żaru, który się w niej tli, pasji, siły, pragnienia wolności. To dopiero zbrodnia. Kontrola zawsze była ich celem. Robienie z ludzi bezwolnych kukieł. Mam milczeć? Decyzja należy do ciebie i tylko do ciebie, nie do niej – zakończył z naciskiem. Z jakiegoś powodu kobieta budziła w nim obrzydzenie.
Już masz dość? Chcesz wysiąść? Zapomniałaś chyba, że sami wciągneliście mnie w swoją grę i wciąż trzymacie przy stole – pokręcił głową ze współczuciem w jak wielkie gówno Paslacowie wdepnęli. – Za porwanie Rity, słowa będą najmniejszą z rzeczy, których powinnaś się obawiać – ostrzegł Matyldę.

Bogumiła w dupie miała Ritę, Matyldę i cały Syndykat, gdyby tylko było jej dane wystrzelałaby wszystkich co do nogi byle tylko uchronić najbliższych przed cierpieniem. Przyklęknęła przy Abigail żeby ją przytulić. Przez hełm bojowego pancerza nie było widać twarzy, ani cieknących po niej łez. Chciała zabrać dzieci i odjechać w kierunku zachodzącego słońca. Nie pozwolić by widziały rzeź, która za parę godzin nadejdzie, a której będzie jednym z wielu katów. Wyciągnęła z kieszeni chustę i podarła ją w pasy. Przewiązała oczy dziewczynce i pozostałe dwa kawałki podała Darowi oraz Joshule. Gdy upewniła się, że matka nieletnich niczego nie widzi, złapała za dłonie najmłodszych i czekała na moment ogłoszenia wymarszu.

Truposz tylko w milczeniu obserwował co dzieciak zrobi z opaską, czy wciąż pozwoli się prowadzić kobietom za rączkę? Zamknięcie oczu nie sprawi, że potwory znikną. Jeśli tak uważał, stanowczo nie dojrzał do prawdy o swoim ojcu. Zbyt mocno się od niego różnił.

Zawiąż oczy Joshua – poleciła matka. Chłopak patrzył na opaskę z wahaniem, ale pokręcił głową. Kobieta zmarszczyła brwi i ściągnęła usta w wąską kreskę, jej oblicze było zimne i surowe, jakże inne od tego, które starała się pokazywać na co dzień.

Więźniowie są teraz pod waszą opieką. Wybierzcie pojazd i ruszajcie – polecił pułkownik Sanders.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/b9/c9/c6/b9c9c62bb1850b295dd2ce85c879ff4d.jpg[/MEDIA]

“Ja jadę z dzieciakami jednym wozem. Warto ich odseparować od Matyldy. Dar? Jedziesz ze mną?” – Niemowa zapytała w migowym brata wskazując głową opancerzoną terenówkę i nie puszczając rączek dzieci.

Pojadę z wami. – powiedział Bożydar zerkając na Truposza. – Chcesz jechać z nami jednym pojazdem czy lepiej się rozdzielić na dwa? Myślę, że nie podejmą ryzyka jak odpowiednio rozłożymy “balast”. – dodał enigmatycznie nożownik. – Bardzo dobrze się z Matyldą dogadujecie więc pomyślałem, że możecie jechać razem. – uśmiechnął się wojownik. – Nie bójcie się dzieci. – dodał Dar przyklękając przy najmłodszej dwójce. – Już niebawem spotkamy się z Lennym.

Ciemnopomarańczowa tarcza powoli znikała za horyzontem ciemnych burzowych chmur, które przeszły przez pustynię. Było późne popołudnie. Wsiedli do dwóch opancerzonych pojazdów, żołnierze Ruchu Oporu otworzyli bramy, auta ruszyły zostawiając za sobą tumany piachu i kurzu. Matylda siedziała na pace skuta kajdanami, zawzięcie milczała wpatrując się dumnie w jeden punkt. Mała Abigail tuliła się w ramionach starszego brata, cichutko pochlipując. Joshua starał się podtrzymywać siostrzyczkę na duchu, próbował być odważny, ale Bogumiła spoglądając przez przednie lusterko na twarz chłopaka widziała w niej niepokój i strach.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/f2/de/40/f2de40ef6a1fbfad1f45d3d043deeadc.jpg[/MEDIA]

Opuszczoną, popękaną autostradą ruszyli w kierunku Nowej Nadziei. Pół godziny później, zjeżdżając drogą w dół, zobaczyli majaczące w oddali spalone baraki. Za chwilę miał zapaść zmrok, więc wzdłuż szosy ustawiono koksowniki, z których buchał ogień. Osada wydawała się opuszczona, lecz na poboczu stały opancerzone furgonetki i motocykle. Wyglądało na to, że ich właściciele poukrywali się w budynkach i okolicznych wzgórzach. Zbliżając się do granic miasteczka w pewnym momencie na środek szosy wyszła wytatuowana żyleta, czarna bandana z czaszką zasłaniała jej usta i nos. Kobieta w jednej ręce trzymała krótkofalówkę, w drugiej białą szmatę, którą pomachała widząc zbliżające się samochody.

Bogumiła jadąc w krótkiej kolumnie za bratem i Truposzem odczekała na ich reakcję, samej jedynie zwalniając pęd prowadzonego auta. Gdy sytuacja wydawałą się pewna, a droga wystarczająco gładka i odległa, obróciła się do dzieci i ruchem ręki wskazała im żeby przyjęli skulone poniżej linii okien samochodu pozycje półleżące. Następnie przełożyła wolną dłoń na odbezpieczonego zawczasu Dragona i czekała…

Nożownik nie miał łatwej przeprawy. Caleb zadeklarował, że nie potrafi prowadzić i na dodatek siedząc w fotelu pasażera, większość drogi narzekał.
I widzisz, Dar? Słońce zachodzi i chuja będzie widać. Twoja siostra nie słyszała o termo, czy noktowizji którą mogła wsadzić w optykę pancerza? Widać nie. Musiała zgarnąć cały Night Sunshine dla siebie. No to będziecie mieli ślepego operatora broni ciężkiej, powodzenia – zaklął.

Moja siostra ma dość zmartwień na głowie kochaniutki. – uśmiechnął się krzywo Dar wyciągając jedną porcję Night Sunshine i dając ją strzykawie. – Jak widziałeś ja mam gogle termowizyjne i lornetkę noktowizyjną zatem wszystko po staremu. Z resztą po co Night Sunshine jak nie zdążysz z niego skorzystać? Z tym akwarium na łbie spowodujesz, że wszyscy się pogodzą i zaczną strzelać do cwaniaczka w stylówie obcych. – zaśmiał się Colt.

A ten dzieciak? Ja pierdole, przecież z niego nic nie będzie. Mamusia tyłek mu podciera i karmi łyżeczką. Szesnaście lat, wyobrażasz sobie? W tym wieku miałem kilka ofiar na koncie, rozumiesz konkurencja. Kameralne laboratorium w piwnicy. Zaopatrywałem rewir. Złożyłeś gównianą obietnicę, ale to już twój problem. Ja ponapierdalam z rakietnicy…
Uśmiechnął się do swoich zabawek.
Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, dobro czyni? Znasz? No, tej nocy będziemy czynić dobro. Kurwa jak ja wyglądam w tym słoiku na głowie?

Skrzywił się jeszcze bardziej na widok zastanej sytuacji. Przeciwnik miał przewagę liczby i czasu który poświęcił na przygotowanie terenu, a Ruch Oporu, zamiast odciąć drogi ucieczki i uderzyć z siłą młota, delegował ich trójkę.

Nie masz racji. – powiedział spokojnie Dar. – Ja też późno zacząłem karierę, a pewnie w kwartał zabijam więcej niż ty przez całe życie. Nie żeby to był powód do dumy… – wojownik podrapał się po głowie. – Moim zdaniem zdecydowanie lepiej było ci w cylindrze. I tak zginiemy, a w tamtym przynajmniej zostałbyś zapamiętany jako człowiek z dobrym gustem.

Zazdrościsz. Jeszcze wrzucą mnie na pin up... Cholera, tego się właśnie obawiam. Nie ma w sobie iskry, buntu, potrzeby samostanowienia. W tym wieku jest mentalnie ukształtowany, upośledzony, nie zmieni się – uciął dyskusję na widok przydrożnego ssaka. – Co jest kalwaria? Podpadłaś, że wysłał cię przodem? Biała szmata uległa dewaluacji dekady temu. Wierz mocno w jej moc, nic innego ci nie zostało – przywitał się głosem płynącym przez szczelinę otworu strzelniczego.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/c8/af/98/c8af98c7c3875d8ebeee80462518121c.jpg[/MEDIA]

A ty kto? Coltowie mieli przyjechać sami – spytała strzykawę zupełnie ignorując jego uwagi. Uniosła wyżej radio wskazując skinieniem na Bożydara – Szef chce z tobą gadać.

Bogusław Colt, brat z amnezją odnaleziony po latach – Truposz wyjaśnił kpiąco mobilnemu uchwytowi na telefon.

Kiedy Truposz zajął się przedstawieniem mało wiarygodnych korzeni Bożydar kończył rozglądać się wykorzystując do tego lornetkę z opcją noktowizji. Colt nie wątpił, że wraz z siostrą i Samedim nie mają przewagi liczebnej. Siła ognia była natomiast rzeczą względną, chociaż samo rozmawianie z tą babą na środku podawało ich jak na tacy. Niestety, póki co nie mogli zrobić nic poza liczeniem na to, że Vanhoose nie wpadnie na pomysł poświęcenia własnej rodziny.
To kompan Rity. – powiedział sucho i bez cienia emocji Colt. – Nalegał aby go zabrać. – wojownik wyciągnął rękę po radio. – Myślałem, że porozmawiamy w cztery oczy.

Kobieta nie odpowiedziała. Przekazała wojownikowi radio do ręki a po chwili w głośniku Dar usłyszał charakterystyczny trzask. Wiedział, że są obserwowani, na wzgórzach naliczył co najmniej dwunastu ukrytych za wydmami strzelców. Sytuacja się odwróciła. Kilkadziesiąt godzin temu to Coltowie leżeli ukryci wśród piasków mając na muszce Łupieżców.

Bożydar. Tutaj Lenny. Wyobrażam sobie waszą złość i rozczarowanie, wiem, też że słowo przepraszam nie wystarczy. Chcę tylko, żeby moja rodzina była bezpieczna. Oddajcie Matyldę i dzieci, Cassandra je do mnie przyprowadzi i wszyscy rozjadą się w swoją stronę.

Podać z fasolką i chianti? Mocno schłodzonym? – Caleb się wtrącił. Uniósł hełm, odchylił głowę i zakropił oczy Night Sunshine. Później faktycznie mógłby nie zdążyć.

Colt trzymał radio w sposób umożliwiający swobodny odsłuch jemu, Truposzowi i Miłej. Kiedy Paslack powiedział o przeprosinach wojownik prychnął z lekkim uśmiechem.
Dobry jesteś w wyobrażaniu sobie cudzych emocji i rozterek William. – powiedział Dar. – Pewnie dlatego przez tak długi czas udało ci się oszukiwać tyle osób. Zastanawiam się czy udawałeś wszystko czy część z tego co nam pokazałeś przekradła się z życia Williama na scenę Paslacka. Jak długo od startu przedstawienia Joshua był zakładnikiem? – Colt miał swoje wątpliwości, ale jego paplanina miała też na celu zyskanie czasu. Plan, który klarował się w jego głowie musiał zostać dopracowany, a na wielkie debaty i ustalenia nie mieli czasu.

Joshua jest moim synem a nie zakładnikiem Bożydarze – odparł przez radio Paslack – Wiem co obiecałeś Ericowi, ale gdy składałeś swoją przysięgę, on był przekonany, że chłopcu grozi niebezpieczeństwo. Wychowywałem go przez szesnaście lat. Dałem imię po moim ojcu. Naprawdę myślisz, że mógłbym go skrzywdzić? Jego miejsce jest przy mnie, przy swojej matce i siostrze. Zastanawia cię kim jestem naprawdę? Ile jest Vanhoose’a w Paslacku i na odwrót? Odpowiem ci. Jedyną rzeczą w jaką wierzę i której służę jest rodzina. Wojna odebrała mi moje dziedzictwo. Ja tylko próbuję odzyskać to co mi się należy. Chcę zostawić swoim dzieciom coś więcej niż pył i gruz. Jeśli wyjaśniłem twoje wątpliwości wypuść moją rodzinę i pożegnajmy się w pokoju.

Leeenny, nie bądź hipokrytą. Pył, gruz i rozbite rodziny to jedyne dzieło, które ostatnio zaobserwowałem. W ilości masowej, a znamy się dopiero kilka dni. Piękne tło twojej sielanki. Ale żyyyj otoczony nakręcanymi kukłami o wypranych mózgach, bawiąc się w przedwojenny dom, co mi tam. Dla mnie indywidua nie mają żadnej wartości i jeżeli tak bardzo tęsknisz, chętnie podrzucę je granatem, szybciej dolecą. Oddawaj Ritę, dyrektorze teatru dla ułomów… jeśli nie chcesz układać dzisiaj puzzli!

Właśnie William. – powiedział Bożydar. – Musimy mieć pewność, że Caroline żyje. Twoje motywy pojmuję dobrze, bo sam za najwyższą wartość uważam rodzinę. Dla siostry czy brata zrobiłbym wszystko, ale mimo to nie starałbym się wyizolować dla nich idealnego świata, w którym mogliby żyć w kłamstwie. To prawda, że możesz zapewnić im bezpieczeństwo, a nawet spokój czy szczęście, ale nadal będzie to tylko ułuda daleka od tego co dzieje się “na zewnątrz”. – wojownik westchnął. – Nie uważasz, że twoje dzieci nie chciałyby tej bańki szczęścia wiedząc jak wielu zdecydowałeś się zabić i oszukać? I nie “musiałeś” tego zrobić, a tak “zdecydowałeś”. Wierzę, że należne ci miejsce przy biznesowym stole mogłeś odzyskać w inny, mniej krwawy sposób. Wolałeś jednak pójść na łatwiznę. Syndykat był narzędziem w twoich rękach i tak naprawdę nigdy nie wyznawałeś ich zasad. Myślę, że gdyby odjąć twoje bogactwo nie masz żadnych sojuszników… Daj nam dowód życia Caroline.

Hej Lenny, powiedz, ale powiedz, jakie to uczucie znaleźć się po drugiej stronie barykady? Gdy socjopata grozi śmiercią twoim bliskim? Ale wiesz, że więzy to słabość? A ty, kurwa, jesteś właśnie otoczony ludźmi, którzy tylko szukają sposobu, by się wyzwolić spod wpływu, zniszczyć cię i zastąpić. Nie dziwię im się, traktujesz ich jak gówno i spłukujesz w kiblu z debilnych powodów. A tu cały splendor bycia szefem Syndykatu, taka okazja. Myślisz, że długo pociągniesz? Ejjj Czachy, nie pozwolicie chyba, żeby rządził wami tatuś z wąsem, w serkowym sweterku co przed kolacją odmawia paciorek i ma syna obciętego od garnka?! – Willburn śmiał się w głos z kmiotów, w których zamienili się niegdyś dumni pustynni bandyci, prowokując i przypominając o starych ścieżkach.

Jeśli zastanawia pana – zwrócił się do Truposza – dlaczego służą jak to pan określił tatusiowi z wąsem w serkowym sweterku, proszę zapytać Cassandry jak wyglądało wcześniej jej życie. Przekonałem, nie wszystkich, ale większość przekonałem, że żelazna dyscyplina i praca od podstaw przyniesie więcej korzyści niż czysta anarchia. Że jeśli chcą być na szczycie łańcucha pokarmowego i rzucić świat na kolana muszą ewoluować. Jak drapieżniki. Jestem człowiekiem, który dotrzymuje obietnic. Odkąd zostałem Lennym Paslackiem, nie było jednego dnia, by któryś z nich chodził z pustym brzuchem. Nakarmiłem ich, uzbroiłem, znalazłem dla nich cel. Prędzej umrą niż dadzą to sobie teraz odebrać. Proszę się więc nie obawiać o moją pozycję. I nie grozić mojej rodzinie. Bardzo charakterystycznie pan wygląda a Rubieże mogą okazać za małe, żeby znalazł pan dla siebie bezpieczną kryjówkę.

Lenny odchrząknął przez radio po czym kontynuował swój wywód.
Wasza przyjaciółka na was czeka cała i zdrowa Bożydarze. Oddaj Casandrze, Matyldę i dzieci. Zaprowadzi cię do Caroline. Wiem, że po tym wszystkim, moje słowo nie ma dla ciebie żadnej wartości, ale daję ci gwarancję, że ani tobie ani twoim znajomym nie stanie się krzywda. Możemy to zakończyć szybko, lub dalej wymieniać uszczypliwościami. Wiem, jak cenisz sobie honor, ale powtarzam. Już nie obowiązuje cię przysięga. Eric Storm nie żyje, a Joshua jest moim synem. I pomyśl o swojej siostrze, widzę, że przyjechała z tobą. Nie narażaj jej w imię własnych ideałów.

Geez, ale z niego nudziarz… – Caleb potrząsnął głową z niedowierzaniem. – Co więcej posiada moc zmieniania ludzi wokół w nudziarzy. Bardziej niebezpieczny niż myślałem. Nic dziwnego, że tak łatwo wpasował się w Alternatywę, co Dar? – kapelusznik zaśmiał się chrapliwie, uderzając żołnierza w ramię. – W twoich snach Lenny – pochylił się do krótkofalówki. – Oddajemy dwójkę, ty oddajesz Ritę i dopiero, gdy do nas dotrze wypuszczamy ostatniego, albo bierzesz dwóch swoich najlepszych przydupasów, jedziemy pięć kilometrów stąd i napierdalamy się trzech na trzech. Kto wygrywa, zgarnia wszystko, przegrani zdychają. Co, Lenny, lubisz stawiać na szali cudze życie, postawisz własne, by ratować rodzinę? No chodź. Jeśli masz zamiar zmienić Amerykę w kółko ludzi z przedziałkiem nieużywającychwyrazówbrzydkich to i tak wolałbym strzelić sobie w łeb.

Radio zatrzeszczało, po czym Paslack odpowiedział.
Obawiam się, że spotkanie twarzą w twarz pozostanie jedynie w sferze pańskich fantazji, choć nie rozumiem związanej z tym frustracji. Jest pan wolnym strzelcem a podczas kolacji jasno wyraził swoje zdanie na temat humanitarnej działalności AdA. Nie wiem skąd ten osobisty uraz, może kieruje panem troska o przyjaciółkę, raz jeszcze zapewniam, że ma się dobrze. Odzyska wolność jak tylko Cassandra odprowadzi moją rodzinę do osady. Ostatecznie mogę iść na zaproponowany kompromis, o ile wypuścicie najpierw moje dzieci.

Może jestem równie wielkim narcyzem i chce zapisać się w historii jako ten, który obalił legendę. Dobre podsumowanie życiorysu. Może duchy twoich ofiar chcą się rychło spotkać, pchają mi się na siedzenie, łaskoczą chłodem po karku i szepcą wylewnie do ucha co zrobią, gdy cię dorwą. Chce żeby się zamknęły. Kurwa, złaź ze mnie! A może mam tu atomowy granat i obsesje reakcji chemicznych. Żal używać na kimś mało ważnym… Dobra, trafiłeś, Rita, chodzi o Ritę, do wyboru... – Willburn śliniąc palce kartkował Edgara A. Poe, coraz mniej zainteresowany rozmową. Pogrążał się w lekturze.

Wszyscy czekali na decyzję Bożydara, a on zapewne czekał na ich jednogłośność najpierw ustawiając radio tak żeby cała ich trójka słyszała, a teraz patrząc kolejno na znajome sobie twarze. Gdy jego wzrok zatrzymał się na Bogumile, ta energicznie, przecząco pokręciła głową.

„Oddajmy Lennemu Matyldę, za Ritę. Niech Truposz z kumpelą zjeżdżają jak najszybciej poza obszar rażenia. Pojedziemy z dzieciakami do Lennego sami. Jest nam winien więcej niż przepraszam. Jest mi winien wyjaśnienie, byliśmy rodziną Dar…” – zwróciła się w migowym do brata niemowa.

Wydaje mi się, że nie ma co dłużej się targować. – powiedział Dar spoglądając na Miłą i Truposza. – Najważniejsze jest bezpieczeństwo Caroline, a dopiero daleko dalej ukaranie Williama. – dodał wojownik bez zastanowienia. – Dajmy mu dzieci za Ritę, a kiedy się upewnimy, że jest cała i zdrowa przyjdzie czas na myślenie “co dalej”. Matyldy nie narazi. Wiedziała o jego działaniach od lat. Myślę, że to bezpieczny plan. Dzieci bym nie rozdzielał aby nie wywoływać u nich paniki. I tak są już dość zdezorientowane i wystraszone. Byliśmy rodziną… – nożownik powtórzył słowa siostry. – To co zrobimy jak dostarczą nam Caroline jeszcze omówimy. Najlepiej by było jakbyś eskortowała Truposza i łowczynię, a ja sam dostarczę Matyldę. Nie chcę cię narażać.

Cała kwestia Colta była o kilka decybeli głośniejsza niż ostatnie. Nie było to jedno zdanie, a kilka zatem nie rzucało się to w uszy. Wojownik chciał mieć pewność, że Cassandra usłyszała jego słowa. Trick, który planował mógł się udać. Truposz, Caroline i Miła niby się zmywają, on eskortuje Matyldę, a kiedy zrobi się ciepło albo sama Miła albo nawet cała trójka pomaga mu wykonać karę na byłym przyjacielu. Miał też w tym planie ukryty motyw. Gdyby coś poszło nie tak Miła będzie na zasięgu snajperskim, zdecydowanie bezpieczniejsza niż Dar. Nie mógł sobie pozwolić na narażanie siostry bardziej niż to było konieczne.

Żyleta chciała na początku niezgodzić się z bratem, ale jego postawa i odpowiedź sprawiły, że przestała z jednostajnie przysłoniętymi emocjami oczami patrzeć na świat. Lenny nie skrzywdzi dzieci… bo cały Syndykat i wszystkie bogactwa tego świata nie wystarcza mu żeby ukryć się przed kara… gdyby jednak zdecydował się, że tak mocno, jak deklaruje, ich wcale nie kocha. Z drugiej strony nie chciała puścić dzieciaków samych i nie zobaczyć na własne oczy ze są bezpieczne i spokojne.
„Bożydar – chce tam być. Pojadę z Cassandrą i dziećmi. Mnie Lenny też nie skrzywdzi. Odbierzesz mnie gdy przywieziesz Matylde. One nie znają tu nikogo, ale znają mnie, nie chce ich zostawiać.” – zamigała z przekonaniem i poczekała na jego odpowiedź również w migowym.

Samedi uniósł wzrok znad stronic. Czytanie w półmroku nie sprawiało mu kłopotu, najwyraźniej Night Sunshine zaczął działać. Liter, bo gestów Bogumiły wciąż nie rozumiał. Zmarszczył czoło.
Dlaczego chcesz się pchać na niepewny grunt? Sam powiedział, że o spotkaniu twarzą w twarz można zapomnieć. Chyba, że dla ciebie zrobi wyjątek, ale na moje wcale go tu nie ma. Siedzi w ciemnej jamie, na granicy zasięgu radia. Matyldy też lepiej nie przeceniać. Chętnych nianiek jest pod ręką dużo. Ta jest zbędna. Można ją poświęcić, a nawet więcej, należy. Wtedy kształtowanie chłopaka w duchu nienawiści do tych co przyczynili się do jej śmierci, ogółem Alternatywy, stanie się łatwiejsze. Tak to widzę, uważajcie. Równie śliskiego gada ziemia dawno nie niosła.

Truposz może mieć rację. – powiedział Dar po chwili. – Dobra, Miła. Jak chcesz się tam pchać to zapowiem to przez radio. – po chwili nożownik kontynuował przez radio. – Wraz z dziećmi Cassandra zabierze Miłą. Później ją odbiorę jak będę ci dostarczał Matyldę. Nie muszę mówić, że jak spadnie włos z głowy mojej siostry to nie starczy ci ludzi aby mnie zatrzymać?

Nie mógł bym skrzywdzić twojej siostry Bożydarze – odpowiedział Lenny – Ty dbasz o swoją rodzinę, ja o swoją. Zakończmy to i rozejdźmy się w pokoju.

[MEDIA]https://thumbs.dreamstime.com/b/szablon-tatua%C5%BCu-z-chicano-vintage-tatua%C5%BC-w-kszta%C5%82cie-granatu-dziewczyn%C4%85-przera%C5%BCaj%C4%85cej-masce-i-baseball-cap-kot-czaszka-roses-166504795.jpg[/MEDIA]

Paslack zakończył nadawanie, Cassandra schowała radio za pasek spodni, zapaliła papierosa, po czym spokojnie poczekała, aż dzieci opuszczą pojazd. Mała Abby szlochała przestraszona, Joshua starał się być dzielny, mocno trzymał siostrę za rączkę, niepewnie rozglądając się dookoła.

Nie bójcie się, zaraz spotkacie się z ojcem – próbowała uspokajać je żyleta, przydeptując obcasem niedopałek papierosa.
 
Cai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172