Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2021, 22:04   #11
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Oba auta stały już tyłami do siebie, pomocnik Earla dał Lucasowi kanister z paliwem jako zapłatę… gdy prosto na Orianę ruszył Cleetus. Łapy miał nieco wyciągnięte przed siebie, by pokazać, iż nie ma w nich nic podejrzanego.
- Przyszymiomi aćka. Byszrzy dy tyrzsza? - Odezwał się do nastolatki okropnym bełkoto-dialektem, który nie było sposób zrozumieć, a zatrzymał jakieś dwa metry przed lekarką. Nie tylko ona z leksza zbaraniała… kumple Cleetusa też, ale po chwili i obaj zarechotali. O co kurwa chodziło?

Medyczka zamrugała, zamykając buzię, bo nie wypadało jej trzymać otwartej. Wzrokiem skakała od obcych mężczyzn do Lucasa i dalej, ku reszcie znajomków tego pierwszego.
- Pan wybaczy - odezwała się, zmieniając wyraz twarzy z zaskoczenia na uprzejmy uśmiech - Niestety nie rozumiem, czy mógłby pan powtórzyć raz jeszcze i odrobinę wyraźniej, jeśli to nie problem?
- By-szy-rzy dy ty-rzrzrz-sza? - Wycharczał Cleetus, a jego kumple znowu umierali ze śmiechu, ten więc na nich spojrzał, po czym ich zjebał "po swojemu" podobnym bełkotem, i minimalnie się uspokoili, choć nadal po cichu się podśmiewali.
Oriana chwyciła szansę, odwracając głowę w kierunku rednecków.
- Panowie się znają i rozumieją. Czy mogę prosić o drobną pomoc z tłumaczeniem? - podniesionym głosem zwróciła się do kumpli Cleetusa.
- Przypominasz mu córkę. Chętnie by cię bzyknął - Powiedział jeden z nich, powstrzymując śmiech - Handelek wymienny proponuje.
- Wy-pie-rda-laj - wycedziła grzecznie i bez krzyku Klara, wstępując pomiędzy Orianę a człowieka, który potencjalnie chciałby ją bzyknąć. Chociaż jej nerwy, właśnie pięły się ku wyżynom. Mierzyła go ostrym spojrzeniem.
Lucas stanął obok Klary w całości zasłaniając Orianę. Lewą ręką trzymał delikatnie dłoń dziewczyny za jego plecami w prawej demonstracyjnie trzymał spluwę. Wiedział, że dziwak odpala ich wieśniackie gadki. Należało jednak wyraźnie na to odpowiedzieć.
- Powiedzcie naszemu bełkotkowi, że ceną za następny krok skoro o targach mowa. Będzie kulka w jego nadgorliwego ptaszka. - spojrzał z ukosa na Cleetusa wyraźnie pokazując, że nie jest to dla grupy temat do żartów.
James uśmiechnął się lekko. Sytuacja była zabawna i ciekaw był, jak sobie Oriana poradzi. Ale, oczywiście, wpieprzyli się obrońcy wdów i sierot. I zrobiło się nieprzyjemnie. Niektórzy zdecydowanie nie mieli wyczucia...
Przez twarz lekarki przemknął grymas zakłopotania. Niby słyszała plotki o tym, że poza Pensylwanią kwestia kazirodztwa jest niby popularna, jednak zetknięcie się z nią na żywo, nawet w formie słownej, nie było czymś przyjemnym. Nie wyobrażała sobie jak można spółkować z własnym ojcem. Wzdrygnęła się.
-Proszę...ekhm - odrzchąknęła, z ulgą i wdzięcznością patrząc na plecy Klary i Lucasa - Proszę nie chować urazy, ale deal z krową będzie wystarczający. Głębsze zapoznanie sobie darujemy - zwróciła się do obcych, zza bezpiecznej zasłony.
- Dziękuję - dorzuciła szeptem.

- Dlaczego wy kurwa macie broń w łapach?? - Warknął nagle Earl - Grozicie mojemu bratu? On głupio gada, no i chuj, ale ja tu już widzę trzy gnaty w waszych łapach, nie przesadzacie czasem?? - Earl aż zrobił się czerwony na gębie… a jego słowa zwróciły uwagę pozostałych rednecków z jego ekipy. Już się tak nie uśmiechali, już nie byli tacy weseli. Jeden czy drugi również sięgnął łapą za pazuchę, czy i za własne plecy.

A Cleetus coś znowu popluł się po swojemu, tym razem prosto do Klary, Oriany i Lucasa, po czym całej trójce pokazał fakalca lewą dłonią… prawą kładąc na rękojeści Magnum wetkniętego za pasek spodni na brzuchu.

- No to żeście kurwa narobili… - Mruknął pod nosem Bob, choć w sumie to nie było wiadomo, do kogo on to gadał.

- Twój braciszek, chciał wyruchać nam Orianę jakby była kawałkiem mięsa na sprzedaż. To jest kurwa ciężka obelga. Gdybyśmy mu grozili na poważnie, gnata miałby już w dupie leżąc na ziemi a srałby śrutem przez tydzień. Więc on głupio gada a my zdecydowanie odpowiadamy, że nam się to nie podoba. Niech spierdala do auta albo zaraz zrobi się dym. Krowa jest cała... Wywiązaliśmy się i nie damy się tu kurwa obrażać. - Lucasowi oczy aż błyszczały z wkurwienia. Nie obchodziło go czy wieśniacy potrafią się zachować czy nie. Zagotował się od razu co praktycznie mu się nie zdarzało.
- Palant - powiedział James. - Taki z ciebie negocjator, jak z koziej dupy trąba.
- Krowa jest cała, dostaliśmy zapłatę. Teraz wszyscy wsiądziemy do auta i oddalimy się stąd - zaproponowała Klara, próbując łagodzić a nie zaostrzać sytuację. Przy okazji rzucając spojrzeniem z błyskawicami w oczach na Jamesa, wewnętrzna kłótnia w tej chwili była zdecydowanie zbędna. Jak skakać sobie do gardeł, to bez towarzystwa osób trzecich.
Lucas spójrzał na Jamesa jak na odpad. Wbijanie klina w grupę było głupotą czystej wody. Nie powiedział jednak do niego ani słowa.
- Lukas? James? Auto i spadamy, misja wypełniona - powtórzyła się Klara. Miała nadzieję, że żaden z nich nie doleje oliwy do ognia i na wymianie spojrzeń się skończy.
Przyczyna całego zamieszania stała wrośnięta w ziemię, mrugając w niedowierzaniu, jakby do jej świadomości nie chciał się przebić fakt, że ktoś w ogóle mógł sobie zawracać głowę jej komfortem psychicznym. Statystycznie ludzie zachowywali się jak James: mieli to gdzieś, a pewnie chętnie się przyglądali cudzemu dyskomfortowi… ale nie Klara. I nie Lucas.
-To nic, nie warto… ale dziękuję. - powiedziała cicho, kładąc dłoń na ramieniu cwaniaka i wbrew sytuacji się uśmiechnęła ciepło - Auto brzmi dobrze, nie ma… nie są warci aby się nimi denerwować.

- Posłuchaj no "Gładki, za chwilę nie będziesz już taki "G… - W oknie Mustanga, do gęby Earla, dołączył niespodziewanie i obrzyn, skierowany prosto w twarz Lucasa.

Ale wtedy też, stało się coś, czego nie spodziewał się nikt.

Harley Boba został odpalony. Bob był jednak od niego oddalony o dobre 7 kroków, no i miał po drodze i jednego z rednecków. Jakiś obcy buc, kompletnie nie powiązany z żadną z pyszczących do siebie właśnie grupek, wskoczył na motor, i odpalił go bez tkwiącego tam kluczyka!

- Kuuuu…!! - Wydarł gębę Bob, wśród ryku silnika własnej maszyny, a koleś o lepkich łapkach dał po gazie, i wystrzelił na motorze do przodu.
- Złodzieeej!! - Darł się dalej Bob.

Grupka Earl-Cleetus-reszta redneców byli równie zaskoczeni, co ekipa z Woodbury. Nikt jednak nie strzelał, nikt nie próbował złodzieja capnąć za kołnierz. Stali od niego za daleko, a oprócz tego, niecelny strzał mógł trafić przypadkowych gapiów całego zajścia. A wtedy z miejscowych-chyba-wam-zrobimy-kuku, z całą pewnością byłby wkurwiony-na-maksa-tłum-miejscowych-co-będą-linczować.

- Ja go znam! Ja go znam! Ma kurtkę "Czerwonych Smoków"! - Wydarł się Earl, gdy złodziejaszek ruszył na pełnym gazie.

- Lucas, schowaj tę pukawkę! - rzucił James, po bardzo krótkiej chwili straconej na zastanawianie się, czy strzelać do złodzieja. - Bob, Lucas, pomóżcie przy krowie i jedziemy za złodziejem - dodał.
Przewiesił sztucer przez ramię i ruszył w stronę Earla.
- Jaja mu urwę! - Wściekał się Bob, po czym puszczając naprawdę mocną wiązankę pod nosem, zabrał się za "przepakowywanie" krowy.
- Czerwone Smoki? Co o nich wiesz? - zapytała Earla Klara. Miała co prawda ochotę biec do auta i w pędy jechać za złodziejem, ale mućka była nie przeprowadzona, więc ten moment zwłoki warto było wykorzystać na zdobycie informacji.
- Banda patałachów, co to tylko patrzą gdzie co, albo komu, zajebać. Ogólnie frajerzy… - Earl schował z widoku obrzyna - Jest ich ledwie może sześciu czy jakoś tak, nikt się nie pcha w ich szeregi.. No bo frajerzy no.
- Gdzie ich znaleźć, gdzie można najczęściej spotkać? - kontynuowała czerwonowłosa, jeszcze mało usatysfakcjonowana z odpowiedzi.
- Pewnie spierdolił do ich dziupli, żeby się reszcie pochwalić łupem? Siedzą w takiej tam ruderze "FiftyForward", to były kiedyś chyba jakieś mieszkania dla staruszków? Blisko dawnego toru wyścigowego... stąd autem to będzie ledwie 10 minut, no może kwadrans - Powiedział jeszcze Earl.
- Czyli nikt nie będzie po nich płakać - raczej stwierdził niż spytał James. - Dzięki. - Wyciągnął rękę do Earla.
Lucas również schował broń z widoku. Cała zamieszanie wydawało się kończyć ich wcześniejszy spór. Jeśli nie zdążą jeszcze do niego wrócić.
-Załatwmy ich w takim razie. Okolice będzie spokojniejsza. - podsumował i czekał na przeładowanie krowy. Po pięciu minutach sprawa była załatwiona, i można było już rozstać się z redneckami, a ruszyć za cholernym złodziejem. Bob wtarabanił się więc na tylne siedzenie, cały czas złorzecząc pod nosem, co on to temu kutasowi zrobi…
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 14-01-2021, 20:26   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po 30 minutach błądzenia(!) towarzystwo w końcu najpierw natrafiło wśród ruin Nashville na dawny tor wyścigowy, a niedaleko owego obiektu, na piętrowy budynek, obmalowany koślawymi śladami jakiegoś czerwonego niby-ptaszyska… smoka, znaczy się. No cóż, malowało to chyba jakieś beztalencie.

Z daleka już, nawet i ze 100 metrów, słychać było ostro napierdalającą muzykę gdzieś z piętra kryjówki bandziorów, oraz odgłosy gazowania motoru Boba! pewnie cholerne złodziejaszki właśnie gdzieś sobie go podziwiały, i się nim bawiły…
- Zabiję wszystkich - Warknął Bob, przeładowując swoją strzelbę gładkolufową.
- Hałas gazowanej maszyny i ostra muza zagłuszą nasz podjazd. Stańmy gdzieś z boku i się podkradnijmy. - zaproponował Lucas. - Załatwimy tych na dole z zaskoczenia. Tych na górze będzie trzeba wykurzyć lub wziąć na sposób. Miejmy nadzieję, że jak najwięcej z nich jest na dole. - zakończył telepata.
- Daj mi kluczyki - powiedział James do Oriany. - Trzeba schować gdzieś auto, żeby nie rzucało się w oczy - dodał.
Medyczka podała mu je, drapiąc się po nosie. Wzrok jej uciekał ku siedzibie złodziei.
- Nie będzie to wysoko humanitarne rozwiązanie, ale mam jeszcze granat fosforowy w razie czego. Wolałabym użyć… dymnego - skrzywiła się - Jednak paradoksalnie ten pierwszy zaoszczędzi nam amunicję. W razie czego - wbiła ręce w kieszenie, patrząc na sypiące się budynki i westchnęła cicho - Wzięłam dwie krótkofalówki, linę… tak na wszelki wypadek.
- Zapalający? - James ze zdumieniem ale i z uznaniem spojrzał na Orianę. - Super... - Pokiwał głową. - Ale lepiej zostawmy go na czarną godzinę. Szkoda go na tych łachmytów. No i... - spojrzał na ścianę że smokiem - jeszcze byśmy spalili ich miejscówkę. I harleya Boba - dodał ciszej.
- Przedstawię brykę i wracam - zapewnił wsiadając do forda.
- Zawsze zostaje opcja z dymnym - Oriana wzruszyła ramionami, uśmiechając się sztywno - Przez okno i wystrzelać gdy będą uciekać… albo z nimi pogadajmy.
- Będziemy mieli niezłą łączność. Też mam dwie profesjonalne krótkofalówki. Zsynchronizujmy się na 446,15625 MHz - Lucas ustawił pierwszą sztukę i wręczył ją Klarze. Jednocześnie patrząc na Orianę - No i żeby podobieństwa na tym się nie skończyły mam dwa granaty odłamkowe - wyszczerzył zęby. - Mamy jeszcze jakiś dodatkowy sprzęt o którym warto teraz wiedzieć? - krótkofalówkę Gładki zatknął przy pasku. Odbezpieczył i przeładował pistolet. Po czym wziął ją ponownie do wolnej lewej ręki.
- Pojebało was z tymi granatami? - Warknął Bob - Z dala z tym od mojego motoru! I proponuję się rozdzielić, żeby ich zajść z dwóch stron, wtedy ich weźmiemy jak co w ogień krzyżowy.
- W takim razie... Klaro, może pójdziesz z Lucasem, a ty, Oriano, popilnujesz schodów? - zaproponował James. - Lepiej żeby nikt nas nie zaszedł znienacka, schodząc z pięterka.
- Granat dymny nie uszkodzi motoru, Bobby. Zresztą to na razie sugestia - medyczka popatrzyła na mechanika, kręcąc pokrętłami krótkofalówek wedle wskazówek Gładkiego, uśmiechając się do tego drugiego - Ewentualnie mam jeszcze lornetkę, a reszta w tej fazie potyczki na niewiele się przyda… i tak, oczywiście - przeniosła uwagę na Jamesa - Byleście nie zagnali wszystkich na te schody. - zamyśliła się i przytaknęła - Jest winkiel, będzie osłona.
- Zostawmy granaty na inną okazję - zasugerował James. - Na poważniejszych, liczniejszych przeciwników - dodał. - Według Earla to tylko kilka osób.
Przyjął krótkofalówkę od Oriany.
- Dobra, idziemy? - zapytała Klara, której wydawało się, że wszystko zostało ustalone i nie ma już na co czekać. W międzyczasie przypinając krótkofalówkę do paska.
- Uważaj na siebie Oriano. Jakby co będziemy niedaleko z Klarą. Bob James obejdziecie ich z drugiej strony? - zaproponował końcowy podział ról Lucas na chwilę przed wyruszeniem.
- Wy z lewej, my z prawej. - James skinął głową, ruszając w stronę siedziby "Smoków".
- Dobrze - medyczka pokiwała głową, próbując się do Gładkiego uśmiechnąć, ale wyszedł nerwowy grymas - Ty też uważaj, bardzo cię proszę… ekhm - kaszlnęła w pięść, aby ukryć zmieszanie i dodała -Wszyscy uważajcie. Będę bardzo… niepocieszona, jeśli coś się komuś stanie - wzruszyła sztywno ramionami, ruszając aby zająć miejsce - Wolę aby mi nie dokładać pracy.
- Popieram takie podejście do sprawy - stwierdził James.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-01-2021, 16:50   #13
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Towarzystwo zaczęło więc podchody do budynku, licząc na… chyba tylko i wyłącznie szczęście. Teren wokół dziupli “Czerwonych Smoków” był bowiem w dużym stopniu pusty, i naprawdę było mało miejsc, gdzie można było się schować przed wypatrującym z budynku… kilka wraków aut, góry śmieci, a większość terenu płaska i otwarta. Jednak jak na razie się udało, nikt nie wszczynał żadnego alarmu, nikt nie strzelał, motor dalej co pewien czas gazowano.

James i Bob z jednej strony, Klara, Lucas i Oriana z drugiej. Po cichutku…

Wejście do budynku było kompletnie zdewastowane i zasyfione. Wszędzie pełno śmieci, rupieci, szkła, i śmierdziało nawet szczynami. Można było po prostu wejść tak prosto w ulicy, i tyle, drzwi już nie istniały. Odgłosy bawiących się Harleyem dochodziły jednak… z jakiegoś podwórka wewnątrz kompleksu? Tam też skierowano więc swoje kroki, i po paru chwilach, obie grupki zauważyły trzech typów zebranych wokół motoru. Cieszyli się z łupu, gadali między sobą, śmiali się… wyciągali rzeczy z toreb przytwierdzonych do Harleya, jeszcze bardziej się ciesząc z fantów.

Oriana została nieco z tyłu, kilka metrów za Lucasem i Klarą, pilnując pleców towarzyszy, oraz schodów na piętro… tam muzyka wciąż dudniła.

Z drugiej strony nadchodził James i Bob. Oni również weszli do budynku, przez jedne z wielu, nieistniejących już drzwi. Następnie już w środku, cicho przez zasyfione pomieszczenia, ku odgłosom Harleya.

Po chwili na widok motoru i tego, co z nim wyprawiano, Bob zazgrzytał zębami.
Liczba przeciwników niezbyt zgadzała się z tym, co Earl opowiadał o bandzie, ale nie opłacało się czekać na przybycie pozostałych.
James przeszedł po cichu parę kroków, by Klara i Lucas nie znaleźli się na linii strzału, pokazał Bobowi, które "Smoki" mają wziąć na cel, po czym uniósł sztucer do strzału.
Oriana miała wrażenie, że porusza się wewnątrz wielkiego kontenera na śmieci… nawet śmierdziało podobnie. Odór uryny kojarzył się w piwnicami starych ruin, albo zaułki obok często uczęszczanych knajp. Niemniej nie piwa można się było spodziewać, a kłopotów, więc z bronią w ręku dziewczyna zajęła miejsca przy schodach, chowając się za winklem i tylko wystawiała co parę chwil głowę aby patrzeć czy nikt przypadkiem nie zejdzie.
Klara przygotowała obydwa pistolety i czujnie obserwowała otoczenie.
- Tam skąd dochodzi muzyka może nadal ktoś być - wyraziła szeptem swoje myśli, jednocześnie już celując w grupkę przy motorze, chociaż na cel nie wzięła jeszcze konkretnej osoby.
Lucas starał się znaleźć kawałek osłony. Następnie wycelował i czekał na pierwszy strzał grupy która musiała nadłożyć drogi. Dłużej musiało im zająć wyjście na pozycję a nie chciał strzelić za szybko. Poszedł na łatwiznę celując w najbliższego przeciwnika.
- Damy radę zobaczycie, zadarli z niewłaściwą ekipą - wyszeptał Lucas zagrzewając dziewczyny do boju.
Tamta dwójka była już na miejscu, cel był wybrany.
- Teraz - powiedział do Boba James, po czym pociągnął za spust.
Klara ostatecznie wycelowała w najbliższą osobę, zaraz gdyby usłyszała, że ich towarzysze rozpoczęli ostrzał, zaczęła strzelać i ona.

Bob wywalił ze strzelby delikwentowi w plecy, robiąc w nich sporą dziurę. James posłał kulę w potylicę kolejnemu… Klara strzeliła dwa razy. W plecy, i również w czerep, jednemu z kolesi przy motorze. Wśród huku wystrzałów, na placyku obok motoru, padły trzy trupy.

A Lucas? Wycelował z Desert Eagle, nacisnął spust i… jego pistolet zrobił jedynie “klik”. Ja pierdolę, broń się zacięła.

Padły cztery strzały, padły trzy trupy. Motor stojący na nóżce się na szczęście nie przewrócił, ale za to na nieszczęście, ustała nagle na piętrze muzyka. No tak… nikt z bystrzaków szykujących taki ostrzał, nie pomyślał, żeby chociaż spróbować go zsynchronizować z gazowaniem motoru…

- Co się tam kurwa dzieje?! - Wydarł się męski głos z piętra - Mówiłem, że macie kurwa być ciszej z tym jebanym motorem?!

- Dobra! - odpowiedział, niezbyt głośno, James. Miał nadzieję, że praca silnika nie pozwoli typowi z piętra rozpoznać obcego głosu.
Podszedł do motocykla i na moment przekręcił manetkę gazu, jakby robił na złość swemu rozmówcy. Wnet jednak ściszył silnik. Wtedy też ponownie puszczono na pięterku muzykę…

Oriana w tym czasie stała spięta na swoim miejscu, wstrzymując oddech gdy z góry doszedł ludzki głos. Trzymała broń w lewej dłoni. Prawą sięgnęła po krótkofalówkę, ale tylko położyła na niej palce i westchnęła. Zastanawiało ją czy zwiną motor i oddalą się w kierunku zachodzącego słońca, a może dokonają pełnej eksterminacji celem zminimalizowania ewentualnego niebezpieczeństwa przyszłego pościgu ich śladem. Najchętniej by po prostu odeszła, rozsądek podpowiadał niestety drugą opcję.

Lucas podniósł ręce i chwilę nimi pojechał w powietrzu tak by grupa skupiła na nim swoją uwagę. Następnie zaczął pokazywać na migi. Wskazał siebie, Klarę, Boba, Orianę i pokazał Okno i wejście do budynku. Następnie pokazał Jamesa, motor, poruszał w powietrzu ręką jakby gazował. Na końcu pokazał znów okno i udał, że się z niego wychyla. Wskazał Jamesa złożył dwie swoje ręce razem jakby miał karabin i znów wskazał okno. Popatrzył po wszystkich.
James uniósł oczy i ręce ku niebu w geście rozpaczy, a potem wyjął krótkofalówkę. Nim jednak zdążył z niej skorzystać, Bob wyrwał mu ją z ręki. Następnie mechanik wskazał na krótkofalówkę, na Lucasa, po czym przyłożył palec do ust, i znowu na krótkofalówkę. Odczekał chwilę.
- Po kiego chuja mamy te krótkofalówki, żebyś się trzepał jak po amfie? - Syknął cicho - Dobra, nie ważne… jak tam jest do góry więcej niż jeden, to zrobi się burdel na kółkach, jak tylko jednego ustrzelimy. Trzeba więc ruszyć dupę na pięterko? No i przy okazji może sami zgarniemy jakieś fanty od tych fujar? - Zaproponował.
James skinął głową, po czym ruszył w stronę pozostałej trójki.
Klara nie zaśmiała się, chociaż bardzo ją rozbawiły słowa Boba.
- No to ruszajmy to obczaić - powiedziała, gdy James i Bob już do nich podeszli - sprawdźmy czy warto.
Oriana czekała w ciszy, nie zdejmując palca że spustu. Łypała za róg, zagryzając wargi.
 
Icarius jest offline  
Stary 15-01-2021, 21:46   #14
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
Towarzystwo z Woodbury ruszyło więc po cichu na piętro, by zbadać ową dziuplę “Czerwonych Smoków”, i ukatrupić każdego kolejnego na swej drodze. A więc schodami na górę… a następnie korytarzem do źródła muzyki, do jednego z mieszkań w tej norze.

Drzwi z wymalowanym na nich, kolejnym absurdalnie nie-podobnym-do-smoka-smoku, nie były zamknięte. Wystarczyło więc po prostu nacisnąć klamkę i wejść. Nikt nie strzelał na dzień dobry, i nikogo w sumie w sporym, półmrocznym pokoju nie było. Okna przysłonięte nieco szmatami i resztkami zasłon, walało się tu wiele pustych flaszek i puszek, trochę śmierdziało na… skarpetki, było dużo śmieci w kątach, ubrań, rozsypująca się kanapa, jakiś cholerny dywan na podłodze. Odrobinę przytłumiona muzyka dobiegała z innego pokoju, zza kolejnych, zamkniętych drzwi.


Po zrobieniu paru ostrożnych kroków w tym miejscu, uwagę idącego na szpicy Jamesa, przykuł jednak jakiś ruch za zdezelowanym biurkiem. Zanim on sam jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, zza owego biurka - wciąż się za nim chowając - ktoś w milczeniu uniósł dosyć smukłe dłonie do góry, w geście poddawania się(?) co zauważyli już wszyscy.

James był o włos od pociągnięcia za spust. Kiedyś za kradzież konia wieszano i sprawcę, i jego wspólników. Kradzież motoru należało zaliczyć do tej samej kategorii. Ale to mogło poczekać. Lepiej było nie strzelać, skoro gdzieś tutaj kręcił się jeszcze jakiś mężczyzna. Lepiej było go nie informować o przybyciu "gości".
Machnął dłonią w stronę tego kogoś, przyzywając go (lub ją) do siebie.
- Zajmiesz się? - spytał szeptem Klarę, ta jednak nie reagowała, czekając aż owy "ktoś" wyjdzie zza biurka… i po chwili, wśród szczęku łańcucha, grzecznie na kolankach, z wciąż uniesionymi łapkami w górę, wypełzło kobiece coś.


Laska miała na sobie dziwaczną maskę, resztki jakiejś sukienki, i uczepiony do szyjki łańcuch, który biegł gdzieś do ściany. Przycupnęła na kolanach, na które też w końcu położyła dłonie, wyczekująco wpatrując się w przybyłych…
- Ciiiichoooo.... - szepnął James. W duchu dziękował wszystkim bogom, że nie ustrzelił bogu ducha winnej dziewczyny. - Potem cię uwolnimy. Ilu jest tych... Smoków? - spytał stale cicho. W odpowiedzi zaś, otrzymał najpierw potakujące kiwnięcie głową, a potem wyciągniętą w jego stronę dłoń z pięcioma palcami.
- Dobry Boże… - z ust medyczki wydarł się jękliwy szept. Wolała nie wyobrażać sobie co obca kobieta przeżyła, wystarczyło spojrzeć na odzierające z godności okowy oraz porwane szmaty… a zapewne było to i tak najmniejszą z przykrości jaka ją tu spotkała.
- Zostanę z nią - dodała szeptem. Najchętniej od razu wyprowadziłaby ją na słońce, opatrzyła, umyła i przebrała, a potem nafaszerowała lekami aby podarować choć kilka godzin błogosławionego snu bez snów i cierpienia.
- Uwolnimy cię jak skończymy z tamtymi - wyszeptał Lucas. - Siedź tu cichutko. Oriano chodź dalej z nami. Dziewczyna siedzi tu długo nic jej przez moment nie będzie.
- Może być ranna - lekarka odpowiedziała podobnym tonem, przenosząc spojrzenie na Gładkiego i zaciskając usta w wąską kreskę patrzyła mu w oczy ze spokojem.
- Pójdę jeśli chcesz… jednak wolałabym - sapnęła cicho. To nie był dobry czas na jej fanaberie.
- Wiem co byś wolała. Mamy robotę zaraz koniec. - Lucas pokazał na ostatnie drzwi palcem. - Zaufajcie mi poprowadzę nas. Oriano idź na końcu i osłaniaj nas. - jedyne drzwi były oczywiście przed nimi i szansa na przeciwników z tyłu była żadna. Lucas chciał jednak ulokować dziewczynę w bezpiecznym miejscu grupy. Gdy Lucas podszedł do drzwi przystanął na chwilę jakby nasłuchując.
- A tam ilu ich jest? - James szeptem spytał dziewczynę w masce, równocześnie wskazując drzwi, zza których dobiegała muzyka. Zamaskowana pokazała 2 palce…
Pięciu w sumie, trzech zabitych, 'melomanów' dwóch. A to znaczyło, że żaden 'Smok' nie kręci się w okolicy.
- Dzięki... - szepnął James. - Oriana zaraz ci pomoże.
Dołączył do pozostałych.
Lucas zmienił po chwili kolor na lekko czerwony. Jakby zobaczył coś czego zobaczyć mocno nie chciał.
-Dwóch nagich gości jeden posuwa drugiego. Na stole jest uzi i rewolwer. Proponuję wziąć ich żywcem. Jeśli któryś spróbuje sięgnąć po broń kulka na miejscu. Zrobili z dziewczyny niewolnika. Sami mogą być coś warci. Zaufajcie mi pytania potem zobaczę czy w drzwiach jest klucz lub przekręcony zamek. Jeśli nie wchodzimy na trzy i damy im nauczkę.
James spojrzał na Lucasa z całkowitym brakiem entuzjazmu. Miał mu zaufać? Lucas chyba w dzieciństwie upadł na głowę i to parę razy.
- Sam ich sobie bierz żywcem - odparł cicho. - Kula w łeb i koniec.
-Wiem, że jesteś ograniczony umysłowo.- Lucas nie miał problemu z obrażaniem Jamesa odkąd ten nazwał go "Palantem" - Ja zamierzam ich jednak minimum przepytać. Będziesz łaskaw nie przeszkadzać skoro nie zamierzasz pomóc? - po czym spojrzał na Klarę. - Pomożesz czy też uważasz, że najpierw strzelamy a potem pytamy?
- Ależ proszę.... Już raz nas omal nie zabiłeś, więc działaj - odparł James. - Nie będę ci przeszkadzać w realizacji tego planu.
- Jeden ci wystarczy - odpowiedziała Klara - strzelamy do tego, który posuwa. Drugiego będziesz mógł najpierw przepytać. Bezpieczeństwo przede wszystkim. To nie jest nasza misja - przypomniała.
-Zostanę z dziewczyną - Oriana wskazała brodą na więźniarkę - Sprawdzę czy...nie zrobili jej niczego, co wymaga natychmiastowej pomocy. Z dwoma sobie poradzicie - wzruszyła ramionami dość sztywno. W głowie widziała obraz dwóch mężczyzn... podczas stosunku. Z jednej strony czuła niesmak, z drugiej próbowała sobie przypomnieć, że póki nie robili sobie krzywdy to nic złego. Na koniec schyliła kark, drapiąc się po nosie. Dobry zabieg aby ukryć nagle poczerwieniałe policzki - Jednego powinniśmy przesłuchać. A nuż chowają tu jeszcze jakieś -zgrzytnęła zębami - Zabawki. I nie mówię o tych, które na co dzień trzymają w okrężnicy...i teraz ich wzajemnie szukają...i Jezu, lepiej zamilknę - westchnęła zażenowana.
- Weź pod uwagę, że ona może kłamać - powiedziała do Oriany Klara - wygląda jak ofiarą, ale równie dobrze może nią nie być. Niektórzy lubią takie zabawy. Nie uwalniaj jej sama - zaleciła. - Nie traćmy więcej czasu na pogaduszki - spojrzała na Lukasa. A Bob na te wszystkie dyskusje jedynie jakoś tak dziwnie westchnął, spoglądając na Lucasa… przystąpiono jednak w końcu do działania.
 
Sorat jest offline  
Stary 17-01-2021, 17:46   #15
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Mechanik przypieprzył z buta w drzwi, po czym przesunął się w bok, a do pokoju wbiegł Lucas, James, i Klara. Ten pierwszy z wrzaskiem:
- Łapy do góry a kutasy w dół!!

“Posuwacz” zakurwił, i nie zrobił na nim wrażenia Desert Eagle wycelowany w jego osobę. Ze sterczącym fiutem rzucił się z kanapy do stolika, by chwycić za broń, Lucas więc nie miał innego wyjścia, i strzelił. Skurwiel oberwał, wrzasnął… i nie miał zamiaru zdechnąć.

Wystrzelił więc i James, dziurawiąc tors golasa, a kula aż przeszła na wylot… a ten dalej, kurwa mać, sięgał po broń!! Chwycił już za Uzi, gdy Klara poczęstowała go dwoma kulkami, i dopiero wtedy padł mordą na stolik, po czym z niego spłynął na podłogę. Drugi golas, “Wypięty”, też jednak wyjątkowo dziwnie się zachowywał. On również rzucił się po broń, wśród całej tej nawalanki, tego jednak sprzątnął Bob, wywalając mu dużą dziurę w klacie ze strzelby.

Dwa gołe trupy, masa krwi, sterczące fiuty, kupa dymu… kupa, jaką walił i jeden z nich, już pośmiertnie. Ja pierdolę…

Na stole, oprócz rewolweru S&W38 i Uzi, leżały również strzykawki z igłami, a w środku jakiś żółty płyn. Do tego kiepy, zapalniczka, parę pustych butelek i parę pustych, ale i pełnych puszek. A w rogu, darło mordę ciągle cholerne radio na bateriach.

James przeszedł parę kroków, po czym wyłączył radio. Zapanowała błoga cisza.
A potem rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kluczy. W końcu wypadało uwolnić zamaskowaną niewolnicę.
O mały włos przegapiłby najbardziej oczywiste miejsce - stół i pęk leżących na nim kluczy. Nie pozostawało nic innego, jak wziąć je i ruszyć na ratunek pannie w masce.
Klara poczęła krótkie rozglądanie się po pomieszczeniu. Nie szukała jednak fantów, tylko czegokolwiek co dałoby im więcej informacji o tym kim była grupa którą zabili i czy moglibyśmy ich tu więcej.
Lucas miał podobny pomysł. Rozglądał się najpierw jednak za skrzynką, workiem, dużym plecakiem. Czymś w co można by schować graty. Dwóch pedziów nie wykazało się godną pochwały wolą autodestrukcji. Zapewne nie spodziewali się również miłosierdzia a bywały rzeczy gorsze niż śmierć. Oriana była niedaleko w razie kłopotów krzyknie więc Lucas zamierzał dać jej trochę swobody. Opatrzyć niewolnicę, zrobić dobry uczynek i takie tam. Sam nie był pozbawiony empatii nie wylewała się ona jednak z niego i równie często okazywał się praktykującym cynikiem. Wszystko zależało od okoliczności.
- Rozejrzyjmy się i zbieramy łupy - Gładki nie powiedział niczego odkrywczego. James wychodzący do pokoju gdzie była Oriana nie uszedł jego uwadze. To było jednak jebane 5 metrów nie lubił typa ale nic nie mogło się stać. Skupił się na zbieraniu fantów nie chciał tu zostawać dłużej niż trzeba.
Nie minęło wiele czasu, gdy za plecami usłyszał podniesione głosy, a później szybkie kroki zbliżające się gdzieś od tyłu. Medyczka zatrzymała się parę kroków od niego, dając mu bufor bezpieczeństwa aby nie zaskakiwać niepotrzebnie, wszak dopiero co wymienili ołów na ludzkie życia, a skutki owej wymiany leżały nagie pośród kałuży wymieszanej z ekskrementami krwi.

- Pomóc ci? - dziewczyna spytała cicho, głuchym głosem, patrząc na zwłoki zaśmiecające podłogę.
- Jasne zbieramy łupy i pakujemy. Przyda nam się ten cały sprzęt na paliwo i jedzenie. Szybko poszło dziewczyna cała? - zapytał Lucas jednocześnie chowając giwery do plecaka. Zabezpieczył, wyjął magazynek i upewnił się, że nie ma kuli w komorze. - No i jak ci się podoba brutalne życie w zewnętrznym świecie? Oriana wzruszyła sztywno ramionami, a potem schowała dłonie w kieszeniach kurtki.
- Diametralnie różny od tego, do czego przywykłam. Niby trochę już przebywam poza Pensylwanią.. ale wciąż - skrzywiła kwaśno usta - Wciąż potrafi zaskoczyć w sposób odbiegający od naiwnego… - pokręciła głową, odwracając głowę gdzieś w bok - W kwestiach społecznych prawda i humanitaryzm nie grają roli. Zasady nie mają wpływu na sprawy publiczne. Rozum nie ma władzy nad ludźmi… logika jest bezradna, a moralność zbędna. Nie wiem w jakim stanie znajduje się dziewczyna, powierzchownie wygląda na całą. Nie zbadałam jej, nie zdążyłam zanim James nie wsadził w nią kutasa - prychnęła - Chyba uważa się za lekarza, a ejakulat za panaceum na wszelkie zło… cóż. - odchrzaknęła, podchodząc bliżej - Cieszę, że nic ci nie jest, bo nie oberwałeś prawda? - zmrużyła oczy, skanując wzrokiem jego sylwetkę.
- Dziękuję wszystko w porządku. Nie zdążyli wystrzelić. Czekaj, James ją teraz... - na chwilę zamilkł zaskoczony. Uniósł nawet lekko brew do góry w wyrazie zdziwienia. Szukał właściwego słowa dla Oriany - Znaczy chciała czy ją gwałci? - Lucas był pewien, że James może być zdolny do wszystkiego więc żaden scenariusz by go nie zdziwił. - Niestety nie da się o to zapytać subtelniej. - dodał lekko zmieszany.

Dziewczyna podrapała się po nosie, uśmiechając krótko.
- Nie martw się, nie jestem aż taka delikatna jak wyglądam. Możesz nazywać rzeczy po imieniu - westchnęła - Wypięła się i to rozsunęła pośladki, więc zaproszenie… nieważne że nie wiadomo ile robiła za seks zabawkę, może być w głębokiej traumie, a oddawanie się kojarzy z opozycją dla bicia. - pokręciła głową, podchodząc tak bilko, aby oprzeć czoło o ramię Gładkiego.
- Przeszliśmy samych siebie - w jej głosie pojawiło się zmęczenie - Byliśmy w stanie badać tereny poza granicami ludzkiego rozumienia. Czasem ich kontury, nawet zrzutowane w konwencjonalną przestrzeń… są po prostu zbyt skomplikowane, aby ogarnął je ludzki umysł. Czasem osie współrzędnych biegną w wymiary niepojmowalne dla umysłów stworzonych, by się pieprzyć i walczyć na jakiejś popromiennej pustyni - zamknęła oczy - Nawet najbardziej altruistyczne i zrównoważone filozofie zawodzą wobec brutalnego imperatywu rodem z rdzenia kręgowego: własnej korzyści. - mamrotała cicho, a pewnej chwili po prostu przytulając się - Eleganckie, subtelne równania przewidują zachowanie kwantowego świata, ale żadne go nie wyjaśnia. Po czterech tysiącach lat nie umiemy choćby powstrzymać tych najbardziej pierwotnych instynktów. To… smutne.
- Złe wieści są takie, że masz rację i lepiej nie będzie. - przytulił dziewczynę która stanęła tak blisko niego. Wciąż był rozdarty czy traktować Orianę jak kobietę czy siostrę. Były to dla niego dwa zupełnie różne gatunki. - Apokalipsę każdy przeżywa na swój sposób. Gdy na ziemię zstępują demony. Możemy uznać, że żyjemy w piekle. Świat ma swoje enklawy ale dla większości życie jest brutalne i krótkie. Ludzie chwytają życie tak jak uważają, zboczyli - popatrzył jednocześnie na dwóch martwych pedziów i uświadomił sobie dwuznaczność tych słów - z kursu cywilizacji i raczej już na niego nie wrócą. Każdy sposób na przetrwanie jest dobry. Przynajmniej w oczach większości. Egzystencja i przetrwanie to dla wielu substytut prawdziwego życia. Jakie powinni mieć i nigdy mieć nie będą. - potarł ramię Oriany w geście otuchy choć słowa były zupełnie przeciwne - Dziewczyna może mieć traumę, może być prostytutką... tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że słabi żyją krótko. Jeśli dziewczyna się otrząśnie i będzie chciała pomocy coś pomyślimy. Życia jej nie ułożymy ale można załatwić jakiś start. Niewykluczone jednak, że to jej własny sposób na przetrwanie. Może nie umieć sobie poradzić. Mogło ogarnąć ją szaleństwo lub wypaczenie które dotyka każdego z nas mniej lub bardziej. Nie jestem psycho-tera-coś-tam - zabrakło mu słowa które usłyszał dawno temu - lekarzem od głowy znaczy. Świat zresztą jest zbyt brutalny na takie długotrwałe zabiegi. Można dodać otuchy, wyciągnąć rękę i tyle… Łapiesz szansę albo ona umyka. Zresztą szansa na normalność… bywa złudna i ulotna. Wcale nie musi być lepszym wyjściem. To kwestia perspektywy. - po chwili lekko zbliżył głowę do dziewczyny. - Uważaj na Jamesa i nigdy nie zostawaj z nim sama. - wyszeptał jej do ucha. - Potraktuj naszą misję jak lekcje lub proces przyspieszonej ewolucji Oriany McKenzi. Musisz stać się twarda albo oni - machnął ręką na otaczający ich świat - cię złamią. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że nie jesteś dzieckiem. Nikt nie jest… nawet dzieci. Wiesz jednak co mam na myśli. - zakończył Lucas.

Kark Oriany kiwał potakująco w miarę zasłyszanych słów. Miał rację, oczywiście że miał rację. Znał lepiej powojenne realia, poza tym tłumaczył spokojnie, zamiast machnąć ręką i zbyć nieśmiertelnym “przywyknij”.
- Marudzę… wiem - mruknęła chociaz bez wcześniejszej goryczy. Wydawała się wyciszona, przestała mimowolnie zgrzytać zębami - Podobno najtrudniej jest znieść i przezwyciężyć nie upiory w które wierzymy, ale monstra codziennych gestów. Ewolucja, tak… oczywiście. Trzeba się zmieniać i dostosowywać. Gatunki które tego nie robią są anihilowane na rzecz gatunków o bardziej elastycznej behawiorystyce - podniosła wzrok i zamrugała, bo twarz blondyna znajdowała się tuż obok jej własnej. Zniknęło zimno, dłonie przestały ściskać kurczowo materiał kurtki.
- Dziękuję, a korzystając z okazji miałabym prośbę - uśmiechnęła się lekko też przechodząc na szept - Nie będziesz czuł się wykorzystywany jeśli będę z tobą spała? Nie zaprzeczam, że… na pewno będzie cieplej - zagryzła wargę - Normy społeczne są klatką z której… po prostu nie chcę spać sama, gdyby komuś nagle się uwidziało, że nieruchome ciało pod kocem jest zaproszeniem do wsadzania czegoś, czego tam być nie powinno - w jej spojrzeniu pojawił się figlarny błysk - Chyba że dostaną zaproszenie.
Lucas się uśmiechnął. Mimo swoich wątpliwości był tylko facetem. Więc pewien wachlarz słabości miał wpisany w łańcuch DNA…
- Namiot mam dwuosobowy. Co prawda śpiwór tylko jeden i jeśli nie masz swojego może być nam.. ciasno. Nie widzę w tym jednak niezręczności - uśmiech mu towarzyszył. Poza ciągotami rozwiązywało to też bardziej doraźny problem. Jak mieć oko na Orianę gdy Lucas musi spać. - Będę miał cię na oku i postaram ci się zapewnić tyle bezpieczeństwa ile zdołam. Pod koniec zdecydował się też na mały gest. Zwrócił się do dziewczyny bezpośrednio telepatią. Mógł to robić tylko w ograniczony sposób i kosztowało go to zawsze trochę wysiłku.
- Wieczorem możemy też przegadać nasze moce. - słowa były wciąż Lucasa ale Oriana słyszała je bezpośrednio w głowie. Niczym własną myśl a jednak wypowiedzianą przez kogoś innego.
- Pomóżmy dalej Bobowi zbierać rzeczy. Ktoś tu w końcu musi pracować. - powiedział już tradycyjną drogą telepata.
Medyczka nabrała z sykiem powietrza, robiąc zdziwoną minę, aby nagle roześmiać się wyjątkowo wesoło. Dziwne wrażenie wciąż drapało pod czaszką, nie było to jednak nieprzyjemne. Tak jak nie sprawiało dyskomfortu rezydowanie w jednym namiocie. Albo śpiworze. Stojący obok niej mężczyzna emanował pozytywną aurą, wlewając ją również w mniejsze ciało.
- Masz piękne oczy, mówił ci to ktoś? - spytała nagle i zaraz odchrząknęła, patrząc na krążącego po okolicy mechanika. Chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz nagle w pomieszczeniu obok padły dwa strzały, poprzedzone krzykiem Lucy, który urwał się wraz z drugim hukiem. Oriana obróciła się gwałtownie w stronę hałasu bardzo prędko tego pożałowała.
- Potrafią zepsuć każdą chwilę. Dziękuję za komplement.
- Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać kto jest kim - wyszeptała, po czym przymknęła oczy lecz to niewiele pomogło. Dała sobie dziesięć sekund zanim ich nie otworzyła, patrząc na Lucasa z cynicznym uśmiechem błąkającym się na ustach. Pierwszy stopień ewolucji.
- Tak, miejmy to już za sobą i wynośmy stąd. Zapach fekaliów na dłuższą metę działa destabilizująco na układ nerwowy, a dość szamba musimy znosić na co dzień - uścisnęła cwaniaka ostatni raz, zanim nie opuściła rąk. Należało zebrać cokolwiek wartego uwagi i zniknąć.
Zaraz przy dźwiękach strzałów Lucas dobył broni i szybko odbezpieczył pistolet. Bardziej z odruchu niż zagrożenia bo domyślał co się stało… Skierował swoje kroki do drugiego pomieszczenia.
- Przepraszam bardzo zabiliśmy tą dziewczynę z ważnego czy jedynie pojebanego powodu? - telepata chciał ogarnąć umysłem sytuację.
 
Icarius jest offline  
Stary 17-01-2021, 17:52   #16
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W tym czasie, pięć metrów dalej, gdy ustała cała ta cholerna kanonada i wrzaski… zabijanych, panienka na łańcuchu spojrzała na Orianę, i milutko się uśmiechnęła.
- Zrobić ci dobrze? - Spytała, po czym “pomerdała” języczkiem do lekarki.
Medyczka mrugnęła raz i drugi, ale postanowiła wziąć słowa dziewczyny za szok, traumę… brzmiało logiczne, prawda?
-najpierw sprawdzimy, czy tobie nic nie zrobili, dobrze? - uderzyła w łagodny ton - Jesteś ranna? Krwawisz? Złamali ci coś?
- Nie, nic mi nie jest… - Powiedziała panna, po chwili zastanowienia, nadal klęcząc na kolanach, z położonymi na nich dłońmi. Nie drgnęła ani o centymetr już od dobrych dwóch minut.
-Jestem Oriana, a tobie jak ma imię? - padło pytanie, czarnowłosa kucnęła obok - Pozwolisz że zdejmę ci maskę?

Tym razem już była reakcja… i to dosyć dziwna. Kolejny, milutki uśmiech, i dłoń, najpierw odsłaniająca nagą pierś, a potem, owa dłoń, powoli uniosła się w kierunku twarzy Oriany…
Medyczka wzdrygnęła się, ujmując delikatnie wyciągniętą rękę i ścisnęła.
-Nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna...i nie musisz - przełknęła ślinę, a jej wzrok na chwilę uciekł w dół na odkryty biust, po czym wróciła do twarzy obcej.
-Nie chcę zapłaty, tylko ci pomóc. Nie musisz mi nic robić, wystarczy że powiesz jak mam cię zwać. Schlebia mi twoja propozycja...ale nie trzeba - powtórzyła, ostrożnie poprawiając opuszczone ubranie - Trzeba sobie pomagać, tak po prostu.
Zamaskowana niewolnica spojrzała prosto w twarz Oriany, i zamrugała kilka razy oczami.
- Ja… - Zaczęła, a wtedy podszedł do nich James.
- Mam klucze - powiedział. - Może któryś pasuje.
Zaczął sprawdzać, jak wyglądają kajdany i zapięcia maski.
- Nie bój się, już po wszystkim… to James - lekarka nadawała spokojnym tonem, uśmiechając się - Nic ci nie zrobimy, żadnego bólu, ani… niczego złego... więc? Jak mamy ci mówić?
Zgrzyt i szczęk obwieściły całemu światu (a przynajmniej obecnemu tu jego fragmentowi), iż maska się poddała, uwalniając szyję panienki.
- Połowa za nami - stwierdził średnio odkrywczo James.
- Eeee… Luci… - Powiedziała panna do Oriany, po czym spojrzała na Jamesa, uśmiechając się wyjątkowo słodko. Następnie zaś, odwróciła się niby nic na piętkach, i poczłapała na wszystkich czterech ponownie w swój kąt! Tam zaś jednak… będąc tak tyłem do obojga, spojrzała na nich, uśmiechnęła się ponownie, i przejechała lubieżnie języczkiem po własnych ustach. Po chwili, nadal tak wypięta, podwinęła sukienkę w górę, rozchyliła własne pośladki dłońmi i czekała. Tak, to było zdecydowanie zaproszenie.

- A niech mnie... - wyrwało się Jamesowi na widok zachowania mieszkanki bandyckiej nory. - Ale... spojrzał w bok, na Orianę - tyłek... - Pokręcił z uznaniem głową. - Podoba mi się taki sposób - dodał, sięgając do zapięcia spodni i ruszając w stronę zachęcająco wystawionych pośladków - wyrażania wdzięczności za pomoc.
Wypięty w jego kierunku zadek wyglądał nie tylko zachęcająco. Był też nad podziw czysty i zadbany - śmiało można było rzec, iż nie pasował do tego miejsca. Nie da się ukryć - niejedna pannica, która swego czasu nadstawiła Jamesowi tyłka, nie była taka zadbana.
To, że wcześniej kobitkę dymali nieżyjący już bandyci, w niczym Jamesowi nie przeszkadzało. Gdyby ograniczał się do dziewic, to równie dobrze mógłby ślubować celibat, ale nie po to Matka-Natura stworzyła go mężczyzną, by miał unikać kobiet lub się w jakikolwiek sposób ograniczać.
Przez twarz Oriany przemknęła cała gama emocji: od zaniepokojenia ruchem dziewczyny pod ścianę, poprzez zdziwienie gdy się podwinęła sukienkę; zmieszanie kiedy materiał podjechał do góry... aż po niezrozumienie po słowach Jamesa i skończyła na obrzydzeniu.
-Może być ranna, może być w szoku...a ty nie umiesz poczekać i trzymać kutasa w spodniach choćby tyle by ją umyć… zbadać. Nie wiedziałam, że jesteś aż takim zwierzęciem - przywołała na twarz uprzejmą maskę - Ludzie różnią się od zwierząt tym, że teoretycznie są w stanie hamować swoje popędy...a jeszcze śmiałeś cokolwiek mówić Lucasowi o nieodpowiedzialności- pokręciła głową - Świat znów by się skończył, gdyby ją najpierw umyć i stąd iść.

W czasie przydługiej tyrady, wygłoszonej przez Orianę James zdążył znaleźć się przy ex-niewolnicy, po drodze rozpinając spodnie.
- Kobietom nie wypada odmawiać - powiedział, wskazując na wypięty tyłek. - A jeśli nie chcesz patrzeć ani się dołączyć, to zamknij oczęta - dodał.
Gdyby Oriana stała w innym miejscu, to z pewnością wiedziałaby, że James jest juz gotowy, Przyklęknął, a potem sprawdził wsadzając palec w cipkę, czy zaproszenie jest całkiem szczere... Dziewczyna była wilgotna, więc James bez wahania wszedł w nią. Najpierw był krótki, cichy jęk Luci, a potem przeciągły, gdy została wzięta…
-Tłumacz sobie w swoim małym móżdżku co tam chcesz - Oriana wzruszyła ramionami, odchodząc od całego cyrku - Nie zmieni to faktu że jesteś żałosny. Nie podchodź do mnie w nocy, dla własnego dobra.
W innej sytuacji James coś by odpowiedział, ale miał ciekawsze zajęcie niż dyskusje z medyczką. Złapał Luci za biodra i zabrał się do systematycznej pracy, wysuwając się nieco, a potem głęboko wbijając w dziewczynę..
Klara minęła się z odchodzącą Orianą, sama wchodząc do pomieszczenia. Przez chwilę oceniała w milczeniu obraz który dane jej było zobaczyć.
- Hmm… - mruknęła w końcu, jakby coś ją zaciekawiło po czym oparła się o ścianę obserwując i czekając aż James skończy. Kulturalnie mu nie przerywając.
James nie zwrócił uwagi na zmianę obserwatorek, Skupiony na swej partnerce starał się dostarczyć jej choćby część tych przyjemności, jakie były jego udziałem. I najwyraźniej w pełni się to jemu udawało, Lucy bowiem pięknie pojękiwała, a nawet zaczęła lekko napierać tyłkiem na Jamesa. Nadchodził finał… do którego James doprowadził po paru szybkich, ale głębokich pchnięciach.
- Skończyłeś? - zapytała Klara, wszak nie mogła być pewna, czy James nie ma ochoty na kolejny raz.
- To zależy od niej - odparł James i pogłaskał Luci po pupie.
Z cierpliwością coraz bardziej sięgająca stwierdzenia "wiszącą na włosku", Klara spojrzała na Lucy. Ta z kolei zachichotała, i minimalnie odpełzła od Jamesa, po czym ponownie odwróciła się przodem, znowu siadając na kolankach, z dłońmi na nich, po czym z uśmieszkiem na ustach, przyglądała się obojgu. Korzystając z okazji, że Lucy odsunęła się od Jamesa, Klara natychmiast wyjęła obydwa swoje pistolety i strzeliła do niej by zabić, zadając przy tym najmniej bolesną i szybką śmierć. Lucy zginęła od dwóch strzałów w tors, wśród krótkiego, urwanego krzyku.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-01-2021, 22:36   #17
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
- Rozum ci odebrało? - spytał James, pospiesznie się ubierając.
Klara spojrzała po tym na Jamesa.
- Komu w drogę, temu w czas - powiedziała czerwonowłosa chowając broń. - Będziesz musiał sobie znaleźć coś innego do ruchania, krowę już oddaliśmy więc jestem ciekawa twojej pomysłowości.
- A co, zazdrosna byłaś, że nie tobie nadstawiła tyłka? - spytał. - A jeśli chodzi o zwierzęta... nie sądź innych według siebie.
Klara uniosła tylko brwi do góry, po czym wyszła z pomieszczenia. Miała zamiar sprawdzić, czy reszta jest już gotowa do dalszej drogi.
James pokręcił głową, po czym przyklęknął przy Luci. Dopasował klucz i rozpiął maskę.
- Chociaż umarłaś wolna - powiedział cicho.
Podniósł się a potem wybrał się na zwiedzanie byłego Domu Seniora. Miał nadzieję, że znajdzie coś ciekawego.
No i wiedział, że bez niego i tak nie odjadą.
Zaraz przy dźwiękach strzałów Lucas dobył broni i szybko odbezpieczył pistolet. Bardziej z odruchu niż zagrożenia bo domyślał co się stało… Skierował swoje kroki do drugiego pomieszczenia.
- Przepraszam bardzo zabiliśmy tą dziewczynę z ważnego czy jedynie pojebanego powodu? - telepata chciał ogarnąć umysłem sytuację. Najpierw kierując wzrok na Jamesa, mając go za większego pojeba.
- Z pojebanego powodu. - James wskazał na Klarę. A potem wyszedł.
- Wielu ważnych powodów - odpowiedziała mu Klara. - Możemy je sobie powymieniać na spokojnie gdzieś daleko stąd. Zbieramy się?
- Jeśli chodzi o rozmowę to zasadniczo tak - powiedział Lucas nie chcąc się spierać - Natomiast jeśl chodzi o zwijanie się. To jeśli sobie już poruchaliście i postrzelaliście to musimy zebrać jak najwięcej fantów. Wiecie rozrywki nas nie nakarmią potrzebujemy wymienić co zdobędziemy na paliwo i jedzenie. Może mają tu gdzieś jeszcze coś wartego uwagi. - wskazał gestem rąk na budynek.
- Dobra - powiedziała Klara - ale skoro szukamy fantów, to nie przegapcie też informacji i szczegółów. Jeśli ktoś będzie się mścić za nich, to warto wiedzieć na przyszłość kto.
- Najszybsze informacje leżą tam - wskazał ciało martwej dziewczyny - Teraz pozostaje nam szukanie mniej oczywistych źródeł wiedzy. Aaaa i byłbym zapomniał możemy najpierw ustalać, że planujemy wykonać na kimś egzekucję? Gdyby na ten przykład taki Lucas chciał ich przepytać. - zapytał z uśmiechem na twarzy w którym można było dostrzec ironię.
- To zależy - wpadła mu w słowo Klara, nie pozwalając by mówił dalej jeśli chciał kontynuować. - Przesłuchiwał byś ją tak jak James czy używał byś przy tym więcej ust? - zapytała.
- Gdybyś nie zauważyła różnimy się z Jamesem czymś więcej niż fryzurą. - odpowiedział Lucas zdziwiony, że Klara miała wątpliwości. Gdy ona broniła Oriany przed wieśniakami, on poszedł za nimi obiema w dym. Zresztą czy wyglądał na skurwiela? - Nie jestem skurwielem - dodał po chwili skoro były w tym temacie wątpliwości. Uważał to za wystarczające wyjaśnienie.
Klara skinęła lekko głową.
- Następnym razem zapytam, ustalone? - zapytała, bez cienia ironii, zupełnie szczerze.
- Będzie z nas jeszcze zgrana patologiczna ekipa. Resztę rozmowy tę bardziej gównianą obgadamy sobie już Jamesem wieczorem. Dobra trzymamy się względnie grupie i przeszukujemy miejscówkę rozumiem? Budynek jest spory nie musimy trzymać się za ręce ale niech nikt przesadnie się nie oddala. - spojrzał na Boba i Klarę. Był pewien, że Oriana oponować nie będzie.
Klara wzruszyła tylko ramionami, wyglądało to mimo wszystko na zgodę.
- Idziesz razem z Orianą? - upewniła się.
- Nie zamierzam spuścić jej z oka. Okolica niebezpieczna te sprawy. - dyskretnie przemilczał szczegół, że na razie zagrożenia upatrywał w Jamesie i samej Klarze. Niby się znali i wątpił by byli tak zjebani… Ale wątpił też, że akcja która przed chwilą się rozegrała jest realna. Brzmiała jak jakaś pojebana historia opowiadana przez kretynów przy ognisku.
- Nie oddalajmy się jednak za mocno od siebie wszyscy. - powtórzył na wszelki wypadek.
- Nie ma za bardzo na takie coś czasu - Powiedział milczący od ładnych paru minut Bob, po czym zerwał zasłonę z okna i przykrył nią ciało Lucy - Smoki mogą mieć jakiś sąsiadów, ktoś tu może wpaść z ogólną wizytą, Ford stoi samopas daleko stąd… - Zaczął wyliczać mężczyzna. I w sumie chyba miał rację. Należało stąd spadać jak najszybciej, inaczej mogły się pojawić jakieś kolejne komplikacje. A i zwiedzającym tą dziurę, zresztą wystarczyła ledwie minuta, by stwierdzić, iż faktycznie, te całe "Smoki" zajmowały tylko jedno mieszkanie, a pozostałe były opuszczonymi ruderami.
A więc powrót na dół, ewentualne sprawdzenie kieszeni trzech ustrzelonych typów przy motorze, i w drogę?
-James sądzisz, że warto żebyś sprawdził okolice z dachu nim ruszymy? Zobaczyć czy wieśniacy którzy nas tu skierowali gdzieś się nie czają? - Lucas zadał pytanie przez krótkofalówkę.
- Z okien nikogo nie widać - padła po chwili odpowiedź Jamesa. - A wejścia na dach nie widać. Nie warto tracić kolejnych minut.
- Widzimy się przy ciałach na zewnątrz. Bez odbioru. - zakończył szybką rozmowę Lucas.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-01-2021 o 07:47.
Wila jest offline  
Stary 19-01-2021, 20:01   #18
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po opuszczeniu Nashville


Towarzystwo rozprawiło się z bandą, zgarnęło nieco łupów, po czym ruszyło w dalszą drogę. Ford na szczęście stał, gdzie go zostawili, i nikt im niczego nie opędzlował. W sumie była to kwestia czasu, jakby tak jeszcze pobimbali z kwadrans dłużej, to kto wie… no i pozostawała chyba i otwarta i bardzo kontrowersyjna kwestia rozprawienia się z Lucy. W normalnych okolicznościach tak się nie postępowało, ale co w obecnych czasach było normalne?

Wyjazd z miasta odbył się w ciszy. Nie tylko tej panującej w kabinie pickupa. Nikt nie ruszał w pościg, nigdzie nie było żadnego wściekłego tłumu z widłami i pochodniami. Ot dzień jak co dzień w tym parszywym świecie, zginęło parę osób, i nikogo to nie ruszało…


Przez następne kilka godzin nie działo się nic. Ot jazda resztkami autostrady 24, coraz dalej i dalej na północny wschód, w kierunku… Saint Luis?? Moment, przecież tam nie powinni się pokazywać! Tam są te religijne zjeby, ci “Błogosławieni” od braci Jefferson… ach no tak, bokiem na północ, przez 57.

Godzina, jazdy, dwie, trzy, cztery.

Jedynym “urozmaiceniem” podróży, był w pewnym momencie widok kilku Naberusów, pożerających blisko autostrady jakąś łanię. Pokraczne Demony były oddalone od drogi o jakieś 50 metrów, i ani jadące towarzystwo, ani zajęte posiłkiem stwory, nie miały ochoty na bliższą znajomość. Wyminięto się więc w ciągu paru sekund, i tyle. Po ciekawostce.

Bob musiał w końcu zatankować motor.

W Fordzie było zaś jeszcze sporo paliwa...

~

Clarksville, Kuttawa, Paducah. Kilometry za kilometrami, godzina za godziną, i w końcu opuścili Tennessee, przejechali i przez kawałek Kentucky, i natrafili na most pomiędzy właśnie Kentucky a Illinois.

Most jako tako wyglądał na cały, i nikt go nie pilnował. Po przejeździe towarzystwo znalazło się więc w Illinois… a gdzieś po kolejnych dwóch godzinach, Bob miał już oczy na zapałkach.

Ogólnie przejechano pierwszego dnia podróży prawie 500km, i minęło już 9 godzin. Kto mógł, podjadł “byle co”, w trakcie jazdy, ale i tak w sumie burczało w brzuchach. Wypadało zjeść coś konkretnego, jakiś porządny posiłek? W końcu była tak już gdzieś godzina 16. Zjeść, i jechać dalej jeszcze kilka godzin, póki się nie ściemni, robiąc zmianę kierowcy Forda? Ale co z Bobem? Mechanik już był nieźle zmęczony… ktoś go mógł zastąpić na motorze? Tylko czy ktoś umiał nim jeździć? Czy może już poszukać jakiegoś miejsca, i powoli rozpocząć biwakowanie, przygotowując się na nadchodzący wieczór?

Znaki drogowe pokazywały już nową autostradę 57, którą teraz powinni jechać dalej. A w pobliżu była dziura zwąca się Pulleys Mill, może tam poszukać jakiegoś schronienia na owy postój?

A w pickupie wskazówka paliwa spadła już niemal na zero.

Decyzje, decyzje, decyzje...






***

Komentarze jutro, ale możecie już zajrzeć do doca i... rozpocząć "dyskusje" z Jamesem w trakcie jazdy? :PP
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 20-01-2021, 19:53   #19
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Wizyta" w byłym domu seniora, zajętym na siedzibę przez "Czerwone Smoki", po raz kolejny ujawniła dość głębokie różnice, prezentowane przez członków ich małej grupy w podejściu do świata.
Niby dobrze się znali, niby spędzali razem dużo czasu, a wystarczył ten jeden wyjazd, by ujawniły się różne różności, których na pierwszy rzut oka trudno było się spodziewać.
No ale, jak powiadają, człowiek uczy się przez całe życie. I okazało się, że to prawda najprawdziwsza. I że czasami nie wystarczy zjeść razem beczkę soli czy wypić morze różnych alkoholi, by kogoś poznać. Czasem po latach zza pokazywanej światu maski wyłazi drugie, obce można by rzec, oblicze.

Niektórych działań i czynów swych kompanów James najnormalniej w świecie nie rozumiał, no ale cóż... Kim on był, by domagać się wyjaśnień lub udzielać rad, których nikt nie chciał słuchać?
Chyba naprawdę należało pozwolić innym uczyć się na własnych błędach... byle nauka nie odbywała się kosztem innych.

Łupy zdobyte na Czerwonych Smokach były całkiem niezłe i (zdaniem Jamesa) z naddatkiem rekompensowały straty, poniesione podczas rozprawiania się z bandytami. Sama broń, naboje i bateryjkowe radio stanowiły niezły towar na wymianę. W sprzyjających okolicznościach za smith&wessona można było dostać baryłkę ropy, a lepiej było handlować, niż kraść czy zabijać. Wszak mogło się zdarzyć, że wracać będą tą samą trasą, a ludzie bywali pamiętliwi. I chętnie mścili się za doznane krzywdy.

* * *


Z Nashville wymknęli się spokojnie i po cichutku, bez fanfar czy gniewnych okrzyków żądnych krwi tłumów i można było ruszyć dalej, na północny zachód. Tak mniej więcej, bowiem drogi jakoś nie chciały się trzymać kierunków świata i linii prostych. Ale istniały i to było najważniejsze. Poza tym dało się po nich jechać, a na dodatek żadne nieprzyjemności nie czaiły się na poboczu, czyhając się na jadącego drogą forda. Można się było bez problemu zatrzymać na parę chwil, by zatankować harleya, przegryźć coś lub załatwić inne potrzeby naturalne.
A potem w drogę - w nieznane przed siebie na wprost, gdzie drzewa i łąki, gdzie rzeka i most(*).

Most na Ohio stał i, o dziwo, żaden samozwańczy watażka nie ustawił na nim zapór i nie pobierał myta. Oba te, jakże szczęśliwe, fakty ułatwiły im życie i umożliwiły bezproblemową jazdę. Ta jednak nie mogła trwać wiecznie. Co prawda za kierownicą forda zamiast mogła usiąść Klara, ale z harleyem był nieco większy kłopot, bo James nie wierzył, by Bob zechciał oddać swą ukochaną maszynę w czyjeś niepewne (czyli nie właściciela) ręce.
Powiadano niegdyś, że żony i motocykla się nie pożycza, a chociaż to pierwsze w dzisiejszych czasach nieco straciło na ważności, to Bob był zdeklarowanym orędownikiem tego drugiego.
Pozostawało zatem zdecydować, czy spędzą noc pod chmurką, czy zapragną skorzystać z czegoś, co przesadnie nazywano dobrodziejstwem cywilizacji. Na ten temat James miał swoją opinię, ale wolał poczekać i dowiedzieć się, jakie pomysły mają inni.

________________________
(*) Ewa Chotomska
 
Kerm jest offline  
Stary 29-01-2021, 19:01   #20
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
- To co zatrzymujemy się w Pulleys Mill? Trzeba spróbować wymienić się na paliwo albo je komuś podprowadzić. No i nocleg bezpieczniejszy w czterech ścianach niż w namiotach. - Lucas podjął temat zjazdu i decyzji jaka ich teraz czekała. Sam nie miał nic przeciwko namiotom i wartom. Paliwa potrzebowali jednak tak czy tak. Zapasy z baków nie będą wieczne.
Siedząca obok lekarka drgnęła, otwierając oczy i powoli podniosła głowę, obracając twarz ku cwaniakowi. Potrzebowała chwili aby skojarzyć co się dzieje, mrugała intensywnie aby ten proces przyspieszyć. Była to spora zmiana, bo ostatnie kilka kwadransów spędziła nieruchomo i w ciszy, siedząc z pochylony karkiem i złożonymi jak do modlitwy dłońmi, opartymi na podołku.
- Myślisz, że znalazłaby się tam i balia? - spytała całkiem od czapy, uśmiechając się delikatnie. Wydawała się spokojna i wyciszona, całkowicie inna niż wchodząc na pakę pickupa pod siedzibą Smoków.
- Namiot jest całkiem w porządku, nawet z jednym śpiworem - dorzuciła cicho, a w jej oczach pojawiły się wesołe błyski.
- Proponowałbym najpierw się rozejrzeć po tej osadzie - powiedział James - i na miejscu zadecydować. Ale zanim tam wyjedziemy, trzeba zatankować.
- Bob, pięć minut postoju - rzucił przez krótkofalówkę.
- Nie wiem czy jakąkolwiek osada będzie bezpieczna, tak dla przejezdnych, tylko na nockę - wyraziła swoje obawy Klara. - Wolałabym unikać kolejnych prób ze strony postronnych co do okradzenia nas.
- Zobaczymy co da się zrobić - odpowiedział Lucas z uśmiechem Orianie patrząc jej głęboko w oczy. Miła odmiana przy brudzie, krwi i ciągłym zagrożeniu jakie ich otacza. Chwilę później delikatnie obejmując ją ramieniem. Przypomniał sobie też niestety o szarej rzeczywistości. Po czym głęboko westchnął. - Trzeba przegadać gówno tematy. Bo widzę, że nikt się nie kwapi. Na początek dziewczyna która zarobiła dwie kulki. Możemy wiedzieć za co? - Lucas zapytał Klarę.
- Może tak wysiądziemy - zaproponował James, zatrzymując forda obok stojącego na poboczu harleya. - Dzięki temu i Bob będzie mógł wysłuchać tej ciekawej wymiany poglądów.
Wobec tej propozycji Klara nie odpowiedziała nic, czekając na moment aż wszyscy wysiądą i Bob będzie mógł uczestniczyć w ich rozmowie.

- Okej - zaczęła gdy byli wszyscy razem - chcieliście ją uratować, a tym samym wziąć odpowiedzialność za jej dalszy los i życie. Oriana miała się nią zająć. Sprawdzić jej stan, opatrzyć, podarować poczucie bezpieczeństwa. A tymczasem, zamiast tego, dziewczyna z rąk jednych oprawców trafiła w ręce kolejnych oprawców. Nas. Zamiast pomocy zyskała kolejnego kutasa w sobie. Sama się nastawiła czy nie, zrobiła to z braku poczucia bezpieczeństwa. Więc co? Chcieliście ciągnąć ze sobą zabaweczkę? Dla wszystkich? Dla każdego kto by chciał? Czy tylko dla Jamesa? Chcieliście oddać ją tym samym typom, którym daliście krowę? Wiecie co by z nią robili? Czy skazać na śmierć głodową zostawiając ją samą? A jeśli tych typów jest więcej i nadepnęliśmy na piętę jakiemuś klanowi? Zabraną szukaliby, zostawioną przepytali o nas. Inne opcje? - zapytała, ale nie czekała teraz na odpowiedź innych, szybko kontynuując swoje wytłumaczenia - Była w tym samym gównie co reszta typów, których zabiliśmy. Równie dobrze mogła nie być ich zabawką, a jedną z nich, tak samo jak jeden z nich mógł być ojcem trójki dzieci, i w taki sposób, zadając się z nimi szukać zarobku na rodzinę. Nie wiecie kogo zabiliśmy, tak samo nie wiecie nic o niej. Mieliśmy stamtąd spadać jak najszybciej, a nie podejmować wielką dyskusję co z nią dalej roztrząsając wszystkie moralne i mniej moralne dyrdymały. Powiedzmy, że skróciłam jej czas na ziemi o kilka lub kilkanaście godzin strachu, cierpień i kolejnych gwałtów. A nasz o niepotrzebne nerwy w nieprzychylnym miejscu. Szybka decyzja i pozbycie się problemu. I tak, obiecałam już Lukasowi, przy kolejnej tego typu okazji, działać mniej porywczo - i dopiero tu nastąpiła pauza.
- Od wieków nie słyszałem równie głupiego gadania - powiedział James. - A jeśli wierzysz w to, co mówisz to już w ogóle nie mamy o czym mówić. Tyle tylko, że z twych wcześniejszych słów wynikało, że odstrzelenie jej sprawiło ci przyjemność. Ale z pewnością zrobiłaś to po to, by nikt więcej jej nie tknął. Siostra miłosierdzia... Szkoda, że lekarzem nie zostałaś, z takim dobrym serduszkiem.
- Przypomnij mi lepiej te słowa, bo to chyba ty czegoś nie zrozumiałeś. Zabijanie nie jest przyjemnością, jest koniecznością a czasami, tak, aktem miłosierdzia - odpowiedziała Klara, jeszcze spokojnie, chociaż wewnątrz zaczynały rozpalać się w niej iskry zdenerwowania.
 
__________________
Hypocrite.
Lunatic.
Fanatic.
Heretic.
Sorat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172