Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2018, 21:13   #91
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Pałac od środka - a przynajmniej ten jego fragment, który mieli okazję zobaczyć po drodze na arenę - wydawał się Barze nawet bardziej złowróżbny niż z zewnątrz. Był wprawdzie imponujący, jednak w nie do końca przyjemnym stylu zdającym się mówić Zeltronce: “Spróbuj tu coś odwalić, a pożałujesz”. Póki co pozwalała się jednak nieść podążającemu na widowisko tabunowi, dyskretnie zerkając po okolicy i bacząc, by nie oddzielono jej od Hokka. Tak długo jak pozostawali jedynie twarzami w tłumie, nie było się czym martwić. W głębi duszy Barah czuła jednak stopniowo narastające napięcie usiłujące przedrzeć się przez mur jej swobodnej pewności siebie.
Gdy wreszcie dotarli z Hokkiem na arenę, gdzie mrowiło się już od szukających miejsc widzów, rzuciła cicho do Nautolana:
- Gdzieś tam chyba będzie siedział nasz kolega, któremu mamy zostawić… prezent. - To rzekłszy, nieznacznie wskazała podbródkiem w stronę miejsc dla pracowników. - Może chodźmy gdzieś, skąd będziemy widzieli, co się tam dzieje. - Brzmiała na rozluźnioną i pewną, że wszystko pójdzie jak po maśle.*

Mimo przestronnych korytarzy pałacu gwar i ścisk przelewającej się tłuszczy wywoływał uczucie klaustrofobii. Hokk co chwilę zerkał przez ramię, torując drogę w gęstwinie ciał. Nie chciał zgubić Zeltronki pośród gawiedzi.
Słowa Bary pozornie epatowały pewnością. Hokk wyczuwał jednak drobne zaburzenia Mocy, jakimi siała wokół. Niepokój, rozterka, stres… doskonale znał echo tych uczuć. Cały Księżyc Przemytników przytłaczał podobną aurą. To nie było dobre miejsce, a już na pewno nie dla istot czułych na Moc. Nautolanin wysilił się na serdeczny uśmiech, którym obdarował towarzyszkę, w nadziei, że doda jej nieco otuchy. Skinął głową i dodał: - Racja. Chodźmy.-

Barah z Hokkiem ruszyli dookoła areny, by zająć miejsca w pobliżu pracowników. Na szczęście dla nich, ludzie zajmowali najpierw najniższe miejsca, by lepiej widzieć walki. Z tyłu zaś jeszcze panowały pustki. Na schodach oddzielających zwykłe trybuny stało ośmiu strażników, co jakieś 10 metrów. Ostatni stał wsparty o ścianę, wyraźnie niepocieszony, że nie zobaczy stąd większości Areny. Trybuna pracowników zapełniała się znacznie wolniej. W końcu mieli tylko kilkadziesiąt metrów do przespacerowania ze swoich kwater. Ponad nimi zaś znajdowały się balkony z lożami dla VIPów, niestety z tej perspektywy niczego już nie było na niej widać.
Dopiero gdy dotarli już do upatrzonych miejsc, Zeltronka miała okazję, by porządnie rozejrzeć się po tym okazałym kompleksie. Nigdy nie była na tego typu widowisku i choć lubiła rozrywkę, miała pewność, że ten konkretny rodzaj nie przypadnie jej do gustu. Wzrok skupiała jednak na zupełnie innych częściach budowli niż samej arenie. Szukała czegokolwiek, co mogłoby jakoś pomóc w ich misji - względnie w próbie szybkiej ewakuacji, gdyby coś poszło nie tak. Nie pierwszy raz miała się narażać, lecz tym razem sytuacja była odmienna: znów nie działała sama. Obecność Hokka z jednej strony krzepiła Barę, a z drugiej przyprawiała ją o poczucie lekkiej presji. Przy działaniu w pojedynkę zawsze jakoś to było, podczas akcji z partnerem należało ostrożniej podejmować ryzyko.
- Nie śpieszy mu się… - mruknęła, nachyliwszy się nieco do Hokka. Spojrzenie z pozoru losowo zawiesiła na trybunie pracowników. Wciąż nie było tam żadnego Neimoidianina, a Barah nie lubiła czekać. W każdym razie nie w takich okolicznościach.
Spiker zaczął już zabawiać publiczność przed walkami, a niemal wszystkie miejsca na zwykłych trybunach się zapełniły, gdy wreszcie pracownicy Grakkusa zaczęli przychodzić. Barah pierwsza dostrzegła dwóch Neimoidian, którzy usiedli w przedostatnim rzędzie mniej więcej w samym środku trybun pracowników.

Hokk tymczasem skupiony był na czym innym. Barah siedziała na skraju, więc miała spokój, jednak obok Nautolana przysiadła się otyła Toydorianka, która machając swymi malutkimi skrzydełkami, ledwo co unosiła się nad ziemią, szurając stopami o podłogę. Gdy przycupnęła obok Hokka, ten od razu poczuł drażniącą woń swojej nowej sąsiadki. Kobieta od razu zaczęła się rozpychać, wyciągnęła z torby pojemnik z jakimś zamarynowanym robactwem, które od razu zaczęła konsumować, nim jeszcze walki się w ogóle rozpoczęły.
- Chcesz spróbować, słodziaku? - zapytała Hokka, rechocząc głośno, zauważywszy jego obrzydzenie.

Nautolanin uniósł jedną dłoń ze skrzyżowanych na piersi rąk w kierunku pojemnika. - Kuszące, ale raczej podziękuję - odparł. Opadające w dół kąciki ust zdradzały uczucie obrzydzenia. Nautolanian rozejrzał się za Barą. Miała szczęście siedzieć dalej od koszmarnie śmierdzącej “śmieciowej wróżki”. Hokk przeciągnął od niechcenia wzrokiem po trybunach. Zauważył dwójkę Neimoidian. Barah zdawała się również dostrzegać ich obecność.
- Nie do końca pojmuję plan Bogg’dana - powiedział zniżonym głosem, nachylając się do Zeltronki. - Spodziewa się, że przebijemy się do cel i odbijemy Krestisa, jednocześnie podrzucając pluskwy komuś z otoczenia Grakkusa? Może jestem nieco szalony i zdeterminowany odzyskać artefakty Jedi, ale wolałbym nie stać się jednym z trofeów Hutty.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
Stary 06-12-2018, 20:36   #92
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Marka mógłby przysiąc, że po przybyciu na arenę zobaczył niżej Barę i Hokka, ale nie miał pewności, więc spędził kilka dłuższych chwil, uważnie przypatrując się tylnym częściom ich głów. Dopiero kiedy zbliżyła się do nich Toydarianka, Hokk obrócił się bokiem i Durn zdobył pewność, że to jego nowi znajomi.
- Spróbuję się dostać niżej, poodoo stąd widać - rzucił do masażystki. - Spróbuję się dostać niżej, widzę tam chyba moich znajomych. Idziesz ze mną? Tobie łatwo będziesz się przepchnąć w tłumie kurdupli takich jak ja - zaśmiał się.
- Masz rację, nie będę stąd widziała Gerdarra. Chcesz wyjść poza trybunę pracowników? - spytała, widząc, w którym kierunku patrzy szmugler. Po ich prawej stronie na schodach w dość dużych odstępach stali strażnicy Grakkusa, którzy oddzielali trybunę pracowników i zwykłych mieszkańców miasta. Barah z Hokkiem nie siedzieli o wiele niżej, za to przy samym skraju schodów.
- Tak, moi znajomi są kawałek niżej - zastanowił się chwilę. - Zgarniamy ich i zepchniemy się jeszcze kawałek niżej. Co ty na to?
- Tylko nie naróbmy kłopotów. - Bessaliska musiała niemal krzyczeć, by dało się ją usłyszeć. Tłum na trybunach w tym momencie oszalał. Na Arenę wkroczył właśnie Gerdarr ze swoją mechaniczną piłą, przechodząc na sam środek, aby się zaprezentować. Naprężył muskuły i zakręcił młynka swą bronią. Pozostali gladiatorzy patrzyli na niego z zawiścią. Masażystka z pełnym entuzjazmem pomachała mu wszystkimi swoimi ramionami, zatrzymując się na chwilę. Marka zszedł już na schody, Barah siedziała trzy trzy stopnie niżej, w ostatnim rzędzie zwykłej trybuny. Wokół brakowało już miejsc.



Barah zaczynała niejasno zdawać sobie sprawę ze smrodu dolatującego od sąsiadki Nautolana, jednak chwilowo nie zwracała na to uwagi. Odwróciła wzrok od trybun pracowników i zerknęła na Hokka, krzywiąc wargi w kwaśnym uśmieszku.
- Cieszę się, że się zgadzamy - odparła cicho, kątem oka sprawdzając, czy nikt nie nastawiał uszu na ich rozmowę. Potem ciągnęła: - Źle to wygląda. Umówiliśmy się na jednego Neimoidiana, a siedzi ich tam dwóch, w dodatku w samym środku rzędu. Nie mamy pojęcia, gdzie jest ten Krestis… Słuchaj, Hokk, na razie widzę to tak… - Barah przez chwilę w namyśle bawiła się kosmykiem włosów, spoglądając na Nautolana. Potem westchnęła i wymruczała: - Kiedy zaczną się walki, mogę spróbować dostać się do tych przyjemniaczków po mojemu, ale… w razie czego może się przydać drobne odwrócenie uwagi. Krestisem będziemy się martwili później. Jeśli coś się spieprzy, próbujemy wiać. Nie mam innych pomysłów, więc jestem otwarta na propozycje, jeśli masz lepszy plan. - Umilkła, patrząc na niego z nadzieją. Barah nie miała nic przeciwko odrobinie ryzyka, lecz tym razem porażka naprawdę słono by kosztowała. Znów zaczynała mieć wątpliwości, czy słusznie zrobiła, wracając do Bogg’dana. Czy to było warte takiego nastawiania karku…? Miała tylko nadzieję, że Hokk nie zdawał sobie sprawy, jak silna była ta niepewność.

W słuchawce Bary jakby na wezwanie odezwał się Bogg'dan swoim głosem z modulatora.
- Zmiana planów, Barah, skupcie się na Lenteroocie, zignorujcie sprawę Krestisa. Dzięki Sekiemu udało nam się go uratować. No… prawie. Trzymajcie za niego kciuki - zakończył tajemniczym tonem.
Tymczasem nad areną, na latającej platformie, pojawił się spiker i dwóch komentatorów. Każdy z innej rasy tak rzadkiej, że nawet Barah z Hokkiem nie potrafili ich rozpoznać, zwłaszcza że byli dziwnie ubrani w stylu pustynnych pustelników, opatuleni szczelnie szmatami.
- Panie i Panowie, w imieniu Lorda Grakkusa, naszego znamienitego Pana, władcy Hutta Town, pragnę was wszystkich powitać! Dzisiejsze walki będą s p e k t a k u l a r n e. - Gdy wypowiadał te słowa, tłum na trybunach zaczął szaleć, jednocześnie ludzie zaczęli klaskać i wiwatować. Gruba toydorianka z zachwytu upuściła kubeł z robactwem, którego zawartość częściowo spadła na kolano Hokka. - Dzisiaj nasz największy czempion Gerdarr trafi na największe wyzwanie w całej swojej karierze! - kontynuował spiker, a tłum coraz bardziej szalał. - Ale zanim to nastąpi, na arenie pojawi całe stado najlepszych gladiatorów z naszych szkół! - Na arenie zaczął panować taki hałas, że ledwo było słychać osobę siedzącą obok. Na arenę wychodzili się zaprezentować pierwsi groźnie wyglądający gladiatorzy.

- Dobrze was widzieć - rzucił Marka do ucha Bary, schodząc trzy ostatnie stopnie w dół. - Jak się bawicie? - spytał głośno, próbując przebić się przez hałas.
Po niespodziewanym pojawieniu się szmuglera Zeltronka odwróciła się do niego, obdarzając go promiennym uśmiechem.
- Ciebie również. Co do zabawy, to tutaj jest średnia, zwłaszcza dla Hokka... - To rzekłszy, zerknęła ze współczuciem na Nautolana, który przed chwilą zaliczył bliskie spotkanie z cuchnącą zawartością kubła Toydorianki. Smrodek dookoła był już dobrze wyczuwalny. - O wiele lepiej byłoby gdzieś, gdzie nikt nie rzuca wokół swoim… jedzeniem. - Barah najwyraźniej nie potrafiła znaleźć adekwatnego określenia dla podejrzanych przekąsek, które zasypały okolicę.
- Taak. - Marka zerknął z ukosa na starą Toydariankę. Publiczność na trybunach areny była równie cudowna jak samo Nar Shaddaa. - Planowaliśmy z moją znajomą zejść trochę niżej. - Wskazał na towarzyszącą mu Bessaliskę. - Widzicie jakieś miejsce, gdzie możemy się przepchnąć?
Barah powiodła wzrokiem po trybunach i gęstym, falującym tłumie. Po tej obserwacji nasuwał się tylko jeden wniosek.
- Tutaj wszystko pełne, a dół był zajęty prawie od razu - stwierdziła Zeltronka. Potem jej spojrzenie przesunęło się nieco dalej i zawisło tam na moment. Uniosła kącik ust w lekkim uśmieszku. - Jedyne w miarę luźne miejsce to trybuny pracowników. Chyba całkiem wygodnie sobie tam siedzą.
- Właśnie stamtąd zeszliśmy - odpowiedział Marka, samemu rozglądając się dookoła. - Wygodniej, mniejszy ścisk, ale i mniej na arenie widać.
- O ile nie chcemy zrzucać widzów z miejsc, i tak nie znajdziemy na razie lepszego widoku - odparła Barah z zachęcającym wyrazem twarzy. Pojawienie się Marki zaczynało cieszyć ją nie tylko dlatego, że uwielbiała pogłębianie nowych znajomości: dawało również iskrę nadziei na nieco łatwiejszy przebieg akcji.
- Ale masz rację, krucho tu z miejscem. - Szmugler nadal się rozglądał. - Za bardzo się kłębią z przodu - rzucił do towarzyszki: - To co, wciskamy się z powrotem do pracowniczej?
- Chodźmy - rzekła zmęczona tym zwlekaniem Bessaliska. - Bo zaraz nawet u nas nie będzie żadnego miejsca. - Masażystka spojrzała na najbliższego strażnika. - Coś mu musisz powiedzieć, żeby przepuścił twoich przyjaciół.
- Kochani - zagadał do Barah i Hokka. - Powiedzcie mi, mam przekonać tego strażnika, że powinniście być na trybunach czy macie kilka kredytów, żeby zapłacić za jego milczenie?
- Według mnie zawsze lepiej najpierw rozmawiać - stwierdziła Zeltronka, po czym dodała niewinnie: - Cięższe argumenty można wytaczać później.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 06-12-2018, 21:20   #93
 
Vetala's Avatar
 
Reputacja: 1 Vetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputację
.....Zbliżyli się do trybuny pracowników.
.....Wróciliśmy – rzucił Marka do ochroniarza. – Ci tutaj – wskazał na Barę i Hokka – pracują z nami dla Gerdarra. Asystentka masażystki i finansista, tłum ich zatrzymał.
.....Nie wyglądają na takich – odparł gburowato strażnik. – Ubrali się, jakby sami mieli walczyć na arenie, he he. – Mężczyzna szukał poparcia w najbliżej stojących przypadkowych osobach, ale nikt nie zwracał uwagi na ich rozmowę.
.....Kolego. – Do akcji dołączyła się Bessaliska. – Wpuścisz naszych współpracowników albo będziesz miał z Gerdarrem do czynienia.
.....Gerdarr dziś polegnie, nie słyszałaś o… – Strażnik nie dokończył. Bessaliska na jego słowa wpadła w taki szał, że od razu na niego skoczyła. Pierwszą parą ramion złapała go za szyję, a drugą za nadgarstki i rozciągnęła mu ręce na całą szerokość.
.....W takim razie będziesz miał do czynienia. Tu i teraz – syknęła głośno, nachylając mu się nad twarzą. Z góry zeszli pospiesznie dwaj kolejni strażnicy i zwrócili się do wściekłej masażystki:
.....Ma'am. Proszę się uspokoić.
.....Do kolegi zaś rzucili:
.....Coś ty powiedział tej uprzejmej pani, chcesz, żeby Gerdarr cię rozciął od jajec w górę?
.....Bessaliska puściła bezradnego strażnika.
..... Proszę mi wybaczyć… – wysapał. – Możecie przejść…
.....Wszyscy najbliżej siedzący widzowie ryknęli śmiechem, widząc porażkę strażnika z Bessaliską, oklaskami nagradzając odchodząca masażystkę.

.....Bessaliska poprowadziła całą trójkę mniej więcej na środek trybuny pracowników.
.....Jeśli Gerdarrowi coś się stanie, zabiję Redajja – wysapała jeszcze wściekle Marce. Wkrótce jednak się uspokoiła: na arenę wkraczali właśnie ostatni gladiatorzy na prezentacji. Barah ledwo się usadowiła na nowym miejscu, gdy dostrzegła, że jako ostatni wszedł uzbrojony w maczetę i ciężką tarczę Seki. W tym też momencie spiker podnieconym głosem oznajmił publice:
..... A oto, moi kochani, osoba, której nie chcielibyście spotkać na ulicy ciemną nocą. Seki to urodzony morderca. Nie boi się niczego i nikogo, jest ścigany listem gończym w całym Imperium, z jego rąk padły całe trzy imperialne bataliony. On gołymi rękoma zabił Krayt dragona z Tattooine i zyskał sławę czempiona na arenie sławnego Jabby! Dziś pokaże wszystkim, że kocha mordować!
.....Tłum przyjął nowego gladiatora pełną owacją, Dashade jednak w przeciwieństwie do innych wojowników w ogóle nie zwracał na publikę uwagi. Nie pokłonił się też Grakkusowi i gdy tylko komentatorzy skończyli o nim mówić, wrócił pod arenę. Pozostali gladiatorzy również wkrótce zniknęli. Na środku pozostało jedynie dwóch.

.....Komentatorzy streścili kolejność walk i zapowiedzieli pierwszą parę. Widowisko przebiegało według konkretnego schematu: co pięć walk miały odbywać się egzekucje skazańców wykonywane przez wściekłe bestie. Wszystko tak sześć razy, z walką Gerdarra na samym końcu, a Sekim zaraz przed nim. Tłum był wniebowzięty. Gdy zaczęła się pierwsza potyczka, wszystko ucichło – a przynajmniej na tyle, że dało się bez większych problemów porozmawiać. Jedynie gdy ktoś oberwał, na widowni rozlegał się chóralny jęk. Po dobrej walce zaś nagradzano zwycięzcę owacjami.

.....Gdy Marka wraz z krewką Bessaliską wprowadzili ją i Hokka na trybunę, Barah po zajęciu miejsca mrugnęła do szmuglera, mówiąc cicho:
.....Czuję się zobowiązana. – Zaraz potem jednak uwagę Zeltronki przyciągnęła prezentacja gladiatorów, a konkretnie znajoma postać jej ochroniarza. Barah wzięła głęboki wdech, zamarłszy na krótką chwilę podczas komentarzy spikera: tego nie było w planach. Miała pewność, że Bogg’dan nie wspomniał o tym nawet słowem… o ile w ogóle to zaplanował. Zerknęła krótko na Hokka w poszukiwaniu porozumienia. Cokolwiek zaszło, ich zadanie nadal czekało, a byli teraz o wiele bliżej. Zeltronka czekała teraz tylko na odpowiedni moment, gdy emocje widzów naprawdę zaczną buzować, w pełni przykuwając ich uwagę do walk.
.....Co do Sitha… – burknął Marka. – To nie jest twój ochroniarz, moja droga? – Wskazał palcem na Sekiego i zerknął na Barę.
..... Wygląda na to, że jest. – Zeltronka uśmiechnęła się pogodnie, szybko otrząsnąwszy się ze zdziwienia. – To Dashade wielu talentów.
 
Vetala jest offline  
Stary 09-12-2018, 17:42   #94
 
Dark_Archon_'s Avatar
 
Reputacja: 1 Dark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłość
Podążanie za Falleenem okazało się nie być problemem, biorąc pod uwagę małego drona śledzącego i fakt, że wcale się on nie krył. Rzeczywistym celem był jednak jego towarzysz, Nikto, który ujawnił się przy wejściu do baru. Chwilę mu się przyjrzał, starając się go zapamiętać, zastanawiając się przy okazji, do czego on był potrzebny Rhailowi. Hastal mógł już wracać, nie było potrzeby zostawać tu dłużej. Zaraz zaczną się schodzić tłumy na arenę, trzeba było jeszcze zająć miejsce z dobrym widokiem.
Nagle odzywający się commlink złapał Mandalorianina trochę nieprzygotowanego. Sam jednak zgodził się na tę robotę, więc nie mógł się dziwić, że coś od niego chcą. Kiedy w miarę osłonił się przed tłumem, odebrał przekaz i chwilę przemielił go w głowie.
- Słucham - odpowiedział krótko.
- Agent 113 doniósł nam o aukcjach starożytnych artefaktów, które odbywają się na górnych piętrach Kompleksu Biurowego “Warp” w lokalu dla szych. Niestety został dziś ranny na niższych poziomach. Musisz sprawdzić, jak wyglądają te aukcje. Jeśli handluje się tam przedmiotami związanymi z Jedi, będziemy musieli powiadomić Inkwizytorów. Być może Grakkus ma z tym coś wspólnego.“113” ustalił, że aukcja zaczyna się za 6 godzin i 20 minut od tej chwili. Samemu możesz mieć problem dostać się na tę aukcję, proponujemy wykorzystać czyjeś towarzystwo. Czy przeniknąłeś już w szeregi Grakkusa?
- Pracuję nad tym - Mandalorianin odpowiedział spokojnie, choć trochę to pytanie go podirytowało. Był na tym świecie ledwie parę dni. Choć powinien pamiętać, że firma często wymaga niemożliwego w niemożliwie krótkim czasie. - Jestem już w środku, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu.
Spojrzał na zegarek. Walki niedługo się zaczynały. Na ile znał tego typu wydarzenia, powinny się zakończyć przed rozpoczęciem tych aukcji. Miał więc jeszcze sporo czasu.
- Zjawię się na aukcjach - zapewnił. Rzeczywiście, będzie raczej potrzebował towarzystwa, by tam wejść, nie wzbudzając większych podejrzeń. Samotny człowiek, nawet w mundurze oddziałów specjalnych Grakkusa, mógłby zaniepokoić uczestników. Będzie musiał znaleźć kogoś, z kim będzie mógł się tam udać. Być może ktoś z nowych „znajomych”, od Rhaila, mógłby pomóc. Kogoś z tej ferajny mogłoby to zainteresować.
- Jeśli jednak mam coś kupić, by mieć dowód, będę potrzebował środków - dodał. - Coś jeszcze? - dopytał na koniec. Jednak służbowe rozmowy tutaj nie były zbyt komfortowe, więc chciał ją w miarę szybko zakończyć. Nigdy nie wiadomo, kto mógł jeszcze ich słuchać.
Kobieta odpowiedziała natychmiast, ciągnąc bez przerwy monotonnym głosem:
- Wyślemy ci adres zamieszkania Agenta 113, standardowym szyfrem, i odbierzesz mu czek na 10000 kredytów. On sam będzie nieobecny, jako że zamknięto go w zbiorniku Bacty w pobliskim szpitalu, więc będziesz musiał się włamać. Podsumowując, twoim podstawowym zadaniem będzie wykrycie powiązania Grakkusa z tymi aukcjami, a drugim przedstawienie Inkwizytorom, z czym mamy do czynienia. Powinieneś dobrze pamiętać, czym posługiwali się wymarli Jedi przed Wojną Klonów. To nas interesuje.
- Pamiętam całkiem dobrze. - Hastal sięgnął pamięcią do tych czasów. Wydawały się bardzo odległe w tej chwili. Jakby tamte wydarzenia przeżywał ktoś zupełnie inny. Pamiętał Rycerzy z ich świetlnymi mieczami, jak prowadzili armie klonów do walki. Sam też miał okazję razem z nimi walczyć. Widział ich niezwykłe wyczyny, które niesamowicie mu wtedy imponowały. Był wtedy jeszcze młody. Potem przeskoczył pamięcią dalej, do zdecydowanie mroczniejszych czasów. Przypomniał sobie martwe ciała niegdysiejszych obrońców Republiki, z dymiącymi ranami po strzałach z blasterów. Mógł się wtedy bliżej im przyjrzeć i dostrzec, że jednak nie byli tacy potężni i niezwyciężeni, jak mogli wcześniej się mu wydawać.
- Czekam na ten adres. Udam się tam zaraz - stwierdził. - Skontaktuję się, jeśli uda się mi coś ustalić.
Zakończywszy rozmowę, Mandalorianin zaczekał na potwierdzenie lokalizacji i zaczął układać w głowie naprędce schemat działań. Powinien udać się do tego mieszkania teraz. Wydarzenie na Arenie na pewno ściągnie większość okolicznych mieszkańców, więc łatwiej powinno być mu się włamać. Musiał tylko po drodze załatwić niezbędne narzędzia. Dawno już ich nie potrzebował. Potem powinien wrócić na Arenę i znaleźć Rhaila. Przekaże informację o tym Nikto, przy tym też może będzie on miał zaufaną osobę, z którą będzie mógł pójść na aukcję.
Po minucie Hastal otrzymał adres zamieszkania Agenta “113” wraz ze wskazówkami, jak tam dotrzeć z Pałacu. Musiał wjechać na wyższy poziom bogatego kompleksu wieżowców na zachodzie. Najpierw jednak czekało go parę kilometrów marszu jedną z głównych alei Hutta Town. Po szybkim rachunku wywnioskował, że pieszo spóźni się na powrót do Pałacu przed rozpoczęciem walk, z drugiej strony, jego obecność nie była tam potrzebna.
Czas zdawał się w tej chwili nie być korzystny. Mieszkanie było zbyt daleko, aby spokojnie wrócić na walki i jeszcze mieć możliwość zajęcia sensownego miejsca. Nie chciał tracić możliwości obserwacji wydarzenia i tego, co mogło się przy jego okazji wydarzyć. Skierował się więc w stronę Pałacu, załatwić niezbędny sprzęt, a przy tym znaleźć pojazd do wypożyczenia. Musiała być gdzieś taka możliwość, na pewno nie każdy miał tu swój. W szczególności przybysze. Zwykły repulsorowy skuter bądź inny śmigacz powinien wystarczyć, by zaoszczędzić dość czasu.
Los sprzyjał Hastalowi. Właśnie po drugiej stronie ulicy swój skuter zaparkował młody Rodianin, po czym pośpiesznie udał się do sklepu. Musiał liczyć na jakiś szybki zakup, bo zostawił pojazd na chodzie. Kradzież niekoniecznie była najlepszym rozwiązaniem, ale wezwanie taksówki mogło przecież trochę zająć i wzbudzić niepotrzebne pytania.
Hastal nie miał moralnych rozterek, jeśli chodzi o tymczasowe zawłaszczenie cudzego mienia. Nie raz i nie dwa mu się to zdarzało, choć wolał na tym nie polegać. Często miało to swoje niespodziewane konsekwencje. Do tego był w służbowym pancerzu i mogłoby to sprowokować niepotrzebną uwagę. Choć z drugiej strony, może nikt by nie śmiał zwracać uwagi żołnierzowi Specjalnego Oddziału Interwencyjnego, służącego przecież samemu Grakkusowi. Cóż, życie na Księżycu Przemytników było brutalne i ten Rodianin musiał mieć tego świadomość. Żołnierz rozejrzał się, czy zbyt wiele oczu nie patrzy w jego kierunku. Zależało mu na czasie i to go przekonało. Wsiadł na skuter - silnik wciąż był na chodzie - i odleciał. Będzie musiał go potem porzucić gdzieś w okolicy. A z czasem załatwić sobie własny środek transportu.
Ze śmigaczem dotarcie do celu zajęło Hastalowi niecałe pięć minut, z czego dwie poświęcił, by po drodze, w mijanej spelunie, kupić zestaw wytrychów. Wszystko bez zwracania na siebie zbytniej uwagi. Jego kolega po fachu zadomowił się w dość ekskluzywnym apartamentowcu, na siedemdziesiątym piętrze wieżowca. Hastal wylądował na jednej z platform dla speederów i rozejrzał się. Na środku tej ogromnej budowli znajdowała się szeroka galeria, wysoka na trzy piętra, ozdobiona hologramowymi drzewami. Na każdym piętrze podłużne balkony, ze szklanymi balustradami, okalały galerię. Z nich przechodziło się w głąb korytarzy, gdzie znajdowały się mieszkania. Na głównym placu przemieszczały się cztery droidy-ochroniarze, jednak jako tako nikt nie bronił dostępu do apartamentowca. To by zdecydowanie utrudniało działanie agentowi, a teraz Hastalowi. Na szczęście Mandalorianin mógł spokojnie udać się do mieszkania agenta 113. Drugie piętro, trzeci korytarz z lewej na samym końcu. Przy mijanych korytarzach Hastal zauważył, że w każdym mieściło się siedem mieszkań, z ostatnim na wprost wejścia, przez co Hastal będzie widoczny podczas włamania. Gdy dotarł do odpowiedniego przejścia, zamarł. Drzwi do apartamentu na końcu korytarza były otwarte. Ktoś chodził w środku. Dwie, może trzy osoby.
Apartamentowiec robił wrażenie. Firma nie szczędziła środków na rzeczy, które uznawała za ważne. A agenci często to wykorzystywali. Po drodze do celu zapoznał się z rozkładem korytarzy i mieszkań. Niestety, nie wydawał się on ułatwiać zadania Hastalowi. Kiedy doszedł na właściwe piętro i zobaczył otwarte drzwi, zatrzymał się na ułamek sekundy. Tego się nie spodziewał, agent 113 mógł zostać zdekonspirowany. W pierwszej chwili miał pomysł, by po prostu wejść tam jako żołnierz Grakkusa i skonfrontować się z sytuacją bezpośrednio. Szybko zmienił jednak zdanie i skierował swe kroki na balkon wychodzący na centralną galerię. Rozejrzał się po okolicy, wypatrując potencjalnych niepożądanych obserwatorów. Następnie sięgnął po drona i wypuścił w stronę mieszkania agenta 113. Miał nadzieję dostrzec przez okno, czego tam się spodziewać. W międzyczasie obserwował także, czy nikt stamtąd nie wychodzi.
Droid okrążył wieżowiec, przez jego szklane ściany można było obserwować wnętrze mieszkań. W większości wisiały przeróżne zasłony czy rolety. Hastal nie miał pewności, które mieszkanie z tej strony będzie tym właściwym, musiał wnioskować po scenie, która odgrywała się wewnątrz. Pierwsze mieszkanie, które minął dron, było szczelnie zasłonięte, kolejne zaś puste, w trzecim na łóżku leżał jakiś nieprzytomny mężczyzna, wokół panował istny bałagan. Po czwartym mieszkaniu kręciło się dwóch dobrze ubranych mężczyzn. Mieli na sobie czarne garnitury, na nosie okulary przeciwsłoneczne. Jeden z nich przeszukiwał szafę pod ścianą, drugi kręcił się z jakimś urządzeniem w ręku - prawdopodobnie skanerem. Wszystkie drzwi były pootwierane, część pokoi znajdowała się w głębi budynku i nie dało się ich podglądać.
Dwaj mężczyźni przeszukujący pokój. To pewnie ich widział przez korytarz. Nie miał jednak stuprocentowej pewności. Jeżeli tak było rzeczywiście, tym bardziej sugerowało to dekonspirację. Pozostawił drona, by obserwował mieszkanie i okolicę z zewnątrz, a samemu wrócił na korytarz. Zdjął karabin z pleców i podkradł się ostrożnie do drzwi, mając nadzieję cokolwiek podsłuchać, pozostając niezauważonym, zanim wejdzie do środka. Z bronią gotową do interwencji.
- Szafki czyste - rzekł jeden zachrypły głos. - On tu musi mieć jakąś skrytkę. Na pewno umiesz używać tego skanera?
Odpowiedziała mu cisza. Hastal powoli zbliżył się do mieszkania. Usłyszał ciche brzęczenie i regularnie powtarzające się pojedyncze pikanie z jakiegoś urządzenia. W pewnym momencie odgłosy nasiliły się, a drugi mężczyzna odezwał się spokojnie:
- Bingo. Wyciągnij narzędzia, ma coś wbudowane w tamtej ścianie.
- Oby to było to, czego szukamy, bo Guri nie dam nam żyć. Trochę tu nahałasuję, zamknij drzwi.
Towarzysz nic nie odpowiedział, jednak Hastal usłyszał, że ktoś zbliżał się do wejścia.
Słysząc zbliżające się kroki, Mandalorianin przywarł dokładniej do ściany za drzwiami. Jeszcze w tej chwili nie chciał się ujawniać. W międzyczasie aktywował niedawno pozyskany wygłuszacz, tak aby wytłumił ruchy Hastala. Jeszcze tylko szybki rzut oka na obraz z drona, by sprawdzić, czy mają przy sobie broń. Dał im jeszcze chwilę, by zajęli się swoimi sprawami, wyczekując dogodnego momentu, by wkroczyć im za plecy i bronią „wymusić posłuszeństwo”, jak to zmyślnie opisywały instrukcje. Nie było widać broni, jednak Hastal podejrzewał, że kabury mieli schowane pod marynarkami, jak to robili tego typu gangsterzy. Jeden z nich wyszedł z pomieszczenia i udał się na przedpokój. Hastal usłyszał, że jego przeciwnik znalazł się tuż zaraz za ścianą przy drzwiach wejściowych.
Chwilę zajęło Mandalorianinowi przemyślenie sytuacji, w jakiej się znalazł. W środku dwóch gości, prawdopodobnie uzbrojonych, jeden właśnie stanął za drzwiami - pewnie zaraz je będzie zamykał. Hastal nie zdążył przyjrzeć się zamkowi, nie miał pewności, czy będzie w stanie je łatwo ponownie otworzyć. A to mogłoby być ryzykowne i nie za bardzo miał na to czas. Odetchnął głęboko. Musiał działać. Wiedział mniej więcej, gdzie za drzwiami się znajduje. Wszedł więc szybko przez drzwi i skierował wylot lufy wprost w pierś osobnika. Wygłuszacz wciąż był włączony, więc bezgłośnie nakazał mu się poddać.
Mężczyzna wydał z siebie cichy jęk zaskoczenia. Odruchowo odskoczył do tyłu, uderzając ręką w szafkę na przedpokoju. Poddał się jednak Hastalowi, uniósł ręce do góry i wyszedł na korytarz. Drugi z nich prawdopodobnie w ogóle się nie zorientował.
Na szczęście poszło dość gładko, przeciwnik nie stawiał oporu. Hastal pociągnął go do środka, wyciągnął jedną ręką kajdany i przykuł jego obie dłonie do najsolidniejszego, nieruchomego elementu, jaki znalazł. Następnie, cały czas trzymając broń w pogotowiu, przeszukał delikwenta, chcąc go pozbawić wszelkich niebezpiecznych narzędzi. Kiedy już z tym się uporał, wziął wygłuszacz i przypiął mu w taki sposób, aby w żadnym wypadku nie był w stanie się go pozbyć. Dzięki temu znacząco redukował szanse, że ostrzeże kolegę. Zabezpieczywszy jednego, skierował się po drugiego. Pierw delikatnie zamknął drzwi wejściowe, następnie po cichu udał się do pokoju, gdzie znajdował się przeciwnik. Wszedłszy do pomieszczenia, wycelował broń i stanowczo zakomunikował:
- Na kolana i ani drgnij!
Drugi z mężczyzn stał akurat pod ścianą, plecami do drzwi. Usłyszawszy, że ktoś wchodzi do pomieszczenia, chciał się obrócić, pewnie myśląc, że to jego towarzysz, lecz kątem oka zobaczył tylko lufę wycelowanego w niego karabinu. Nagłe najście zszokowało go, aż upuścił trzymany w ręku skaner. Nie mając innego wyjścia, poddał się poleceniu napastnika i powoli osunął się na kolana, unosząc ręce do góry. Hastal od razu przystąpił do jego przeszukania, po czym skrępował mu ręce znalezionymi przy nim kajdankami. Nie stawiał oporu. Skierował więźnia twarzą do ściany, a samemu zajął pozycję parę kroków za jego plecami, aby nie mógł wygodnie się Mandalorianinowi przyglądać. Wycelował ponownie karabin w jego plecy i w końcu zapytał:
- Dla kogo pracujesz? Czego tu szukasz?
- Pracuję dla twojej matki - odparł frywolnie. - Kazała nam posprzątać w twoim mieszkaniu. Jesteś podwójnym agentem? - spytał, przyglądając się zbroi Hastala. - Imperium za mało wam płaci?
Żołnierz miał nieodpartą chęć rozbić głowę tego człowieka o ścianę. Coś jednak z jego słów sprawiło, że się powstrzymał.
- Co ty tutaj możesz wiedzieć o Imperium? - odpowiedział zgryźliwie pytaniem.
- Że daje nam pracę - odparł krótko.
Hastal w tym czasie przysiadł luźno na parapecie, przyjmując postawę, jakby nie zależało mu ani na czasie, ani na rozmówcy. Broń podparł dodatkowo nogą, cały czas jednak wycelowaną i gotową do strzału.
- Więc kto cię tu przysłał? - kontynuował pytania. - Wywiad? Biuro? Inkwizycja? A może jesteś zwykym pionkiem, z góry spisanym na stratę? - Wolną ręką sugestywnie poluzował nóż w pochwie. - Lepiej, byś odpowiedział.
Mężczyzna przez dłuższy czas się zastanawiał.
- Czarne Słońce. Tyle powinno ci wystarczyć.
A więc kryminaliści. Hastal nie miał wysokiego mniemania o tego typu organizacjach. Zwykli oportuniści, kierowani żądzą pieniądza, bez żadnego kręgosłupa moralnego. Czasem jednak się przydawali, choć w oczach Mandalorianina byli zbędni.
- A więc czego Czarne Słońce tutaj szuka? - dopytywał, sięgając przy tym po skaner leżący na podłodze.
- Informacji. Jesteśmy ciekawi, jakie są wasze plany względem Nar Shaddaa. I jak możemy na tym zarobić…
- Informacji… Tak. Gdzie one były... - Hastal zaczął skanerem badać ścianę, pod którą zastał gangstera, nie spuszczając go z oczu - Tutaj? - zapytał lekko ironicznie.
- Prawdopodobnie...
Hastal odnotował sygnał z dolnej części ściany, obok szafki nocnej. Zniżył się i zauważył wyraźną szczelinę w boazerii. Podważył ją nożem, a jego oczom ukazała się niewielka skrytka. Hastal znalazł tam obiecany czek na 10000 kredytów oraz datapad jego współpracownika.
- Rzeczywiście - podsumował żołnierz, wyciągając rzeczy ze skrytki. Odłożył je na pobliską szafkę, a trzymany w ręce nóż wbił głęboko w szyję skrępowanego gangstera, aż po samą rękojeść. - To jednak ostatnia informacja, jaką zdobędziesz.
Kiedy ciało opadło bezwładnie na podłogę, udał się do przedpokoju pozbyć się drugiego problemu, by następnie pozbierać swoje rzeczy i przyjrzeć się znalezionym, zanim wszystko spakuje. Nie było potrzeby dłużej marnować tu czasu.
 
Dark_Archon_ jest offline  
Stary 10-12-2018, 19:47   #95
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację

Pierwsze walki rozgorzały na Arenie. Na widowni panował ciągły zgiełk. Ludzie głośno kibicowali swoim faworytom. Przeciągłe jęki i okrzyki powtarzały się przy każdym udanym ciosie.
Pierwsi gladiatorzy stoczyli swe boje, na ich szczęście tłum był jeszcze wyrozumiały - darowano życie pokonanym. Im dłużej jednak trwały walki, tym bardziej tłum stawał się krwiożerczy.
Po godzinie nastąpiła pierwsza przerwa. W jej trakcie na arenę wybiegli przedstawiciele najmniejszych ras w galaktyce. Jawy, Ewoki, Ortolany, Ungaughty, Aleeny czy Dralle. Poubierani byli w prześmiewcze stroje, uzbrojeni w tępe bronie, kije i tym podobne. Ich walki były bardziej przedstawieniem. Nie trzymali gardy, dawali się nawzajem tłuc po łbach, teatralnie się przewracali, udawali śmiertelnie rannych. Czasami ktoś rzeczywiście oberwał mocniej, wtedy tłum śmiał się do rozpuku.
Ogólnie była to chwila dla widzów, by zaczerpnąć tchu, skorzystać z toalety czy zamówić porcję świeżych robaków... lub czegoś bardziej apetycznego dla zwykłych ludzi.

W tym właśnie momencie na trybuny wkroczył Rhail. Zupełnym przypadkiem napotkał przy wejściu Hastala, który właśnie wrócił ze swojej misji. Zdobył to, co mu kazano, a przy okazji zabezpieczył datapad z raportami swojego kolegi po fachu. Ich oczom ukazała się wypełniona po brzegi arena. Przy takim spóźnieniu nawet na trybunie pracowników nie zostały już żadne miejsca siedzące. Niektórzy zaczęli jednak wychodzić na przerwę. Hastal z Rhailem mogli się spokojnie rozejrzeć z góry po okolicy.

Alette tymczasem zaczęła pracować nad własnym nadajnikiem. Spodziewała się, że zajmie jej to wiele czasu i prawdopodobnie nie pojawi się już dziś na Arenie. Liczyła jednak, że wszystko będzie temu warte. Miała szansę przejąć kontrolę nad droidami Grakkusa, a przynajmniej je dezaktywować.
 
Jacques69 jest offline  
Stary 10-12-2018, 19:57   #96
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Alette w tym czasie przeszukała komputer, jednak nie znalazła więcej nagrań. Następnie Alette zajrzała do logów dostępu do nagrań, starając się namierzyć oprogramowanie je dekodujące, a następnie je pobrać do datapadu. Wszystko to znajdowało się po prostu w cam droidzie, jego transmisje były automatycznie kodowane, w drugą stronę również wystarczyło posiadać oprogramowanie droida.
Gdy Alette zdobyła istniejące nagrania, postanowiła nagrać mapę z sypialni Latenroota, zatem przyniosła holourządzenie, po drodze bacznie mu się przyglądając. Zastanawiała się, czy to, co obecnie wyświetla jest wszystkim, co ono zawiera. Ten miniaturowy holoprojektor nie miał żadnej wtyczki, Alette nie znała żadnego sposobu, w jaki można było zgrać z niego mapę, ani też jak w ogóle w pierwszej kolejności ją tam wgrano. Technologia, w jakiej go wykonano, nie pasowała do powszechnie używanej. Po obejrzeniu urządzenia Cereanka postawiła je na podłodze, nagrała je ze wszystkich stron Cam Droidem, a nagranie przeniosła do datapadu. A następnie poszła przeszukać pracownię.
W pracowni znajdowało się mnóstwo droidów w różnym stopniu skompletowania. Niektóre już niemal złożone, inne bez rąk, bez receptorów, z brakującym okablowaniem. Na stołach leżało też wiele pojedynczych części droidów. Nie cała pracownia tak wyglądała, przy jednej ścianie na długim blacie leżały niektóre z artefaktów zebranych przez ekipę Alette, a także inne, których wcześniej nie widziała. Na środku zaś, na specjalnej podstawce w małej przezroczystej gablotce, znajdował się trójkątny, ułamany kawałek piramidki. Cereanka rozpoznała w tym fragment holocronu, podobnego do tego od Tiny.
Nie widząc w tym miejscu niczego, co pchnęłoby wyprawę do celu, Alette postanowiła spróbować szczęścia w salonie.
Na półkach znajdowały się przeróżne woluminy. Zwoje schowane w podłużnych tubach, książki każdego możliwego formatu. Jedne tak małe, że zmieściłyby się do kieszeni, inne tak wielkie, że dałoby się nimi zabić. Nie wyglądały, jakby były jakoś specjalnie skatalogowane, prawdopodobnie Lenteroot znał ich układ na pamięć. Znalezienie szukanego tytułu powinno zająć nie dłużej niż kwadrans. I może trafi się jeszcze coś ciekawego…
Alette za pomocą datapadu przypomniała sobie, jakich szuka tytułów, a następnie przystąpiła do przeszukiwania biblioteki.
Poszukiwanymi tytułami były “O artefaktach Ciemnej Strony, rytuałach i obrzędach”, “Sithowie w Środkowych Rubieżach przed ich zniknięciem 1000 lat temu”, Alette szukała więc wzrokiem wszystkiego, co mogło zawierać słowo “Sith” i “Ciemna Strona”. Regał za regałem, półka po półce sprawdzała wszystkie książki jedna po drugiej. “Biografia Wielkiego Mistrza Mace Windu”, “Historia Świątyni Jedi na Tythonie”, “Wielkie bitwy Jedi”, “Zagłada Sithów”, “Antyczne Imperia”, “O Wojnie Klonów słów kilka - pamiętniki republikańskiego senatora” - mniej więcej takimi klimatami zapełniona była pierwsza biblioteczka. Przy drugiej tytuły stawały się coraz bardziej szczegółowe, jak prawdziwe akademickie prace. Mimo narastającego znużenia Alette wyłapała wzrokiem poszukiwany wolumin. Zapowiadało się obiecująco, książka ta była jedną z większych w kolekcji. Mogła zawierać wiele poszukiwanych informacji, jednak jej przestudiowanie z pewnością zajmie ładnych parę dni… Cereanka odłożyła znalezisko na bok i wróciła do przeglądania biblioteczek. Zostały jeszcze trzy, a głównego tytułu dalej nie mogła znaleźć. Rhail niecierpliwił się w magazynie, na Arenie prawdopodobnie kończyła się już pierwsza walka. W sumie dwadzieścia minut Alette zajęło odszukanie książki “O artefaktach Ciemnej Strony…”, była ona nieco mniejsza od poprzedniej. W międzyczasie też znalazła coś, co również bardzo ją zainteresowało - mianowicie książkę o obiecująco brzmiącym tytule “Tajniki Cortosium. Wydobycie, przetwarzanie, stopy, wykorzystanie i udoskonalanie”.
Po zdobyciu robota i woluminów Alette postanowiła jeszcze tylko na szybko przeszukać biurko stojące w biurze Latenroota.
Zamki nie wyglądały na szczególnie solidne, na pewno z odpowiednim narzędziem, których w pracowni było sporo, mogła w taki sposób otworzyć szafki lub też standardowo posilić się wytrychami.
Dla pewności Alette schowała do torby robota i zdobyte książki, a następnie przystąpiła do włamywania się do szafki, zaczynając od półki przechowującej raporty z misji.
Rhail powiadomił właśnie Alette, że ma gościa w magazynie, ale mimo wszystko kontynuowała swe działania. Najwyraźniej ufała, że sobie poradzi. Z półką na papiery poradziła sobie całkiem sprawnie, jak zwykle dziś. W środku znajdowało się kilka plików. Jeden nie był w ogóle podpisany, kartki w nim były chaotycznie zapisane, najwyraźniej był to jakiś brudnopis. Drugi nosił podpis “Szczegóły celów na bieżący rok”, trzeci “Rysunki i schematy droidów i systemu zdalnej kontroli”, a czwarty i ostatni “Notatki i ciekawostki warte wpisania do bazy danych pracowników Grakkusa”.
Po przejrzeniu tytułów plików zgarnęła je do torby, następnie pobiegła do kanału wentylacyjnego, zamykając i blokując za sobą drzwi. W laboratorium zgarnęła do drugiej torby trochę części robotów, a następnie zbudowała sobie podest, z którego zamierzała się wpiąć do systemu zabezpieczeń kanału wentylacyjnego.
Alette wskoczyła do szybu, zamknęła za sobą klapę, po czym przeczołgała się do magazynu, przy wyjściu podpięła się do systemu bezpieczeństwa. Gdy się wpięła, sprawdziła status bezpieczeństwa i jeśli był w porządku, podkradła się do kratki w magazynie i ostrożnie zajrzała do jego wnętrza. Alarm wciąż był wyłączony, mimo iż minęło ponad pół godziny. Ktokolwiek się nim wcześniej zajął, dobrze się znał na komputerach.
Alette zeskoczyła z bagażami do Rhaila. Ten akurat stawiał mniejsza skrzynkę na dużej
- Jeśli droga jest wolna, to chodźmy do Tiny! - cicho rzekła Cereanka do Zabraka. - Tam wam opowiem, co znalazłam.
- Ruszajmy - przytaknął Rhail i ostrożnie sprawdził korytarz.
Na zewnątrz nie było żywej duszy, panowała dojmującą cisza nie zwiastująca żadnych niespodzianek. Droga do hangaru przebiegła spokojnie, nikt nie zauważył Cereanki oraz Zabraka. Alette weszła jako pierwsza na statek, minęła ochroniarza Goulla i zajrzała do pokoju gościnnego. Tina spała otulona pierzynami. Wyglądała już na zdrową.
Alette na wszelki wypadek postanowiła jednak delikatnie zbadać przyjaciółkę i sprawdzić, czy nie poczuje złowrogiej mocy jak poprzednio. Alette wyczuwała ledwo dostrzegalną aurę ciemnej strony. Nijak się to miało do tej inwazyjnej siły holocronu, ale może wszystko zależało od stanu emocjonalnego. Na razie, póki nie przeczyta zapisków ze zdobytych tekstów, mogła tylko gdybać.
- Uff! Jej stan się poprawił - westchnęła Alette. - Tina powinna poczuć na jakiś czas ulgę. - Mów, co znalazłaś - powiedział Rhail. - Lepiej, żeby to było coś mocnego, bo kosztowało to nas jedno życie.- Wygląda na to, że Latenroot ma więcej zajęć, niż do tego się przyznaje - zaczęła Alette. - Prowadzi notatki na temat pracowników Grakkusa. - Tu wyjęła odpowiednią teczkę i wręczyła ją Rhailowi. - Zajmuje się też budową i przeprogramowywaniem robotów. Zaraz! Pozwól coś sprawdzić! - krzyknęła Alette i wyjęła datapad, wzięła się za sprawdzanie, czy patch do droidów, które znalazła w fabryce, nie jest podobny do któregoś fragmentu kodu pobranego z komputera Latenroota. Alette dojrzała parę podobieństw w kodzie droidów. Nie było to co prawda wystarczającym dowodem, ale rzucało mocne podejrzenia, że Lenteroot lub jakiś jego uczeń, lub współpracownik był zamieszany w przeprogramowaniu dronów z fabryki broni.
- No, to rzeczywiście jest mocne! - mruknęła Alette. - W komputerze w biurze Latenroota znalazłam sporo oprogramowania robotów. A ten ma interesujące fragmenty, które trochę przypominają kod, którym zostało nadpisane oprogramowanie droidów strażniczych w fabryce. - I pokazała datapad Rhailowi. - To by świadczyło, że Latenroot może mieć coś wspólnego z procederem, który się tam odbywał.- I być w zmowie z tymi, co mają zaatakować.. może nawet piastuje kierownicze stanowisko - powiedział Rhail.
Gdy Rhail oddał datapad, postanowiła sprawdzić, czy jakaś część nagrań ze zdobycznego Cam Droida nie pochodzi z sieci kanałów, które odkryła pod fabryką. Przy okazji rzekła: - Latenroot kierownikiem tego spisku? A na co mu to?
- Może w tych starych gratach odkrył coś, co mu daje sporą przewagę… A może on jest jakimś sithem? I planuje odbudowę organizacji.
Alette wyświetliła nagrania na swoim komputerze. Ich łączna długość wynosiła 17 godzin. Oczywiście nie mogła teraz wszystkiego przeglądać, jednak pobieżnie sprawdziła chociaż, co obserwował Lenteroot. Cam droid patrolował raz korytarze dookoła biura Lenteroota i Kolekcji Grakkusa, ale chyba tylko dla testów. Potem latał dookoła całego Pałacu, po ulicach, obserwował mury, wieże strażnicze, wloty do hangarów, dach. Latał w najbliższej okolicy, a na końcu doleciał do tego złomowiska na wzgórzu, na którym dzisiaj Alette z nowopoznanymi znajomymi została ostrzelana. Droid nawet podleciał do zamaskowanego wylotu z zapomnianego metra, z tym że wtedy jeszcze niczego więcej tam nie było. Żadnych działek przeciwlotniczych czy innych ludzi.
- Aha! Wygląda, jakby tym droidem zbierano informacje potrzebne do ataku na Pałac od strony złomowiska... - mruknęła Alette po przejrzeniu nagrań. - Rhail! Spróbujmy drogę, jaką zamierzają go dokonać i doprowadzić do ich demaskacji.
Powiedziawszy to, wyjęła teczkę "Rysunki i schematy droidów i systemu zdalnej kontroli" i zaczęła z Rhailem je przeglądać w poszukiwaniu schematów systemów zabezpieczeń zastosowanych w Pałacu Grakkusa.
Jednym z głównych rysunków był schemat droida “Magnaguard”. Poza tym rysunki zwykłych droidów takich B1 czy B2, cam droidów czy dronów. Zaś na samym końcu pliku znajdował się schemat nadajnika. Wyglądało na to, że wszystkie droidy można było za pomocą tego urządzenia przeprogramować wedle woli. Na przykład sprawić, by zaczęły atakować kogo popadnie lub po prostu dezaktywować. Nie było pewności, czy ktokolwiek jeszcze wiedział o takiej możliwości. W każdym razie droidy w Pałacu stanowiły niewielką część ochrony. Dwa Magnaguardy należały do osobistej gwardii Grakkusa, trzeci zaś towarzyszył Castantowi Audetsowi. Jeden oddział pilnował bestii pod areną, parę innych patrolowało dach i hangary. Z tego jednak, co parę dni temu podsłyszał Rhail, planowano zwiększyć ich liczebność na wniosek Castanta. Argumentem ku temu miała być ich lojalność. Droida nie da się przekupić i tak dalej…
- Integralną częścią ataku mają być roboty! - stwierdziła podniecona Alette, gdy zobaczyła schemat nadajnika, a następnie wyjęła pozostałe teczki z biurka Latenroota, położyła je na teczce z informacjami do kartotek. Te materiały wręczyła Rhailowi, prosząc o poszukanie czegoś na temat planowanego ataku. Sama zaś rzuciła się do katalogu z oprogramowaniem w poszukiwaniu modułu wprowadzającego tajny protokół komunikacji, a następnie reszty modyfikacji, które miały wchodzić w interakcje z tym sterownikiem.
Alette zaczęła dokładnie studiować schematy, wzięła części zniszczonych droidów dla porównania i rozpracowywała sposób działania nadajnika. Wszystko to było nieziemsko skomplikowane, jednak Cereanka pracowała jak natchniona, całą swą uwagę poświęcając tej pracy. Ponad godzinę zajęło jej rozpracowanie zasad działania nadajnika, teraz tylko musiała sprawdzić, czy rzeczywiście jej się udało, co mogło zająć jeszcze więcej czasu. Potrzebowała własnego nadajnika, działającego przynajmniej na krótkim dystansie, i musiała go sama skonstruować zgodnie ze schematem. Zapowiadało się obiecująco.
Alette po skończonej analizie złapała schemat z nadajnikiem i torbę z częściami, a następnie pognała do magazynu w poszukiwaniu potrzebnych części.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 02-01-2019, 10:09   #97
 
Vetala's Avatar
 
Reputacja: 1 Vetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputację
.....Hokk odwzajemnił spojrzenie. Był równie zdziwiony co Barah. Mimo że różowa piękność potrafiła doskonale maskować swoje uczucia, Nautolanin wiedział, że jest mocno wzburzona zaistniałą sytuacją. Czuł bijące od niej zawirowania gniewu, niepewności i chyba nawet nutę rozpaczy przemieszanej ze strachem. Na pewno nie była zadowolona obecnością Sekiego na arenie. Osobiste przywiązanie i burza uczuć: nie była to najlepsza mieszanka dla Jedi.
.....To świetny wojownik. Na pewno da sobie radę – rzucił nieco niepewnie, nie wiedząc, jak zareaguje wspólniczka. – Nie martwmy się na zapas i skupmy na zadaniu. Bogg’dan na pewno zaplanował to, mając na uwadze życie Sekiego – dodał jeszcze, próbując załagodzić sytuację dla Bary. Nie był jednak co do tego całkiem pewien. Ich wspólny znajomy/mistrz stosował… co najmniej kontrowersyjne techniki działania. W każdym razie wolał nie wyjawiać swoich wątpliwości Zeltronce.
.....Barze przez myśl przemknęło, że dla takich momentów przydałaby się telepatia. Marka z pewnością był świetnym facetem, ale bezpieczniej byłoby, gdyby nie poznał powodu ich obecności tutaj. W każdym razie nie teraz. Odparła więc, westchnąwszy:
..... Wiem, że Seki sobie poradzi. Zastanawiam się tylko, czemu Bogg’dan nam o tym nie powiedział… O ile to rzeczywiście było zaplanowane. – Spojrzała uważnie na Nautolana. Na pewno wyczytał z niej o wiele więcej, niż pokazywała i niezbyt jej się to podobało. Jedi nie dało się oszukać, nawet będąc Zeltronką: niemal o tym zapomniała. Wreszcie wzruszyła ramionami, dorzucając: – No trudno, teraz możemy tylko patrzeć.
..... Zadaniu? – zapytał Marka, starając się zniżyć głos na tyle, by ich sąsiedzi nie dosłyszeli. Wypadałoby, żeby nie słuchał czyichś rozmów, ale to nie było w jego stylu. A teraz jeszcze wprowadził ich do loży pracowników. – O czym wy mówicie?
.....Barah odwróciła się do niego, a jej oblicze wyrażało najczystszą niewinność.
.....Nic ważnego, mamy tu drobną sprawę do załatwienia – odparła zdawkowo, po czym dodała z przekornym uśmieszkiem: – Nie masz się czym martwić: nikomu włos z głowy nie spadnie. To sprawa dyplomatycznej natury.
.....Zza Bary wychynęła energicznie potrząsana w przekonującym geście zielona głowa. Rozbrajający uśmiech miał na celu uwiarygodnienie intencji. Hokk zdecydowanie musiał popracować nad przebiegłością, chcąc zrobić karierę na Nar Shaddaa.

.....Starcia na arenie tylko pozornie przyciągały uwagę Bary. Zdawało się, że śledziła poczynania walczących, w istocie jednak częściej błądziła spojrzeniem po niższych rzędach trybun. Gęsta atmosfera tego miejsca sprawiła, że nabrała ochoty na kąpiel albo chociaż prysznic. Uznawała miejsce przemocy na świecie, lecz delektowanie się nią napawało Zeltronkę odrazą. W szalejącym, upojonym rozlewem krwi tłumie sporo kosztowało ją zachowanie rozluźnionej postawy. Z tego powodu z ulgą przyjęła początek pierwszej przerwy i rozprężenie wśród widzów. Przeciągnęła się leniwie, zarzuciła grzywką i rzuciła do swoich towarzyszy:
.....Idę się trochę rozprostować. Zaraz wracam.
.....Wstała i swobodnym, nieśpiesznym krokiem ruszyła na krótką przechadzkę. Wzrokiem szukała jednak pary Neimoidian: liczyła na to, że tak jak wiele innych osób poszli się odprężyć i będzie mogła lepiej ich sobie obejrzeć. Dostrzegła ich jednak w przedostatnim rzędzie. Obydwaj wciąż uparcie tkwili na swoich miejscach i wydawali się równie zainteresowani walkami co Barą – zapatrzeni byli w datapad, który jeden z nich trzymał w dłoni. Wspólnie przeglądali jakieś dane, kiwając ciągle głowami, co jakiś czas coś komentując. Nie wyglądali, jakby nawet zauważyli, że zaczęła się przerwa.

.....Niefrasobliwie przechadzając się w ich pobliżu, Barah przez chwilę dyskretnie spoglądała na swoje cele. Dotychczas miała nadzieję, że zastanie Neimoidian poza rzędem siedzeń. „Po co w ogóle tu przyszli, skoro tylko trzymają nosy w datapadzie…” pomyślała, kontrolnie zerkając wokół. Po drodze parę osób obrzuciło ją taksującymi spojrzeniami, zazwyczaj przyciąganymi przez Zeltronkę, jednak nikt nie poświęcał jej szczególnej uwagi. Panował gwar ożywionych rozmów na temat widowiska, ponad który co jakiś czas wzbijały się śmiechy lub głośniejsze komentarze. .....Wreszcie postanowiła zaryzykować – lepszej sposobności mogła już nie mieć. Wydobyła z kieszeni dwa podsłuchy i skryła je w dłoni, swobodnie wchodząc do najwyższego rzędu. Gdy znalazła się na wysokości Neimoidian, cisnęła oba microdroidy w ich kierunku. Mknąc po płaskiej trajektorii, robociki wysunęły pajęcze nóżki, by wylądować na nich dokładnie tam, gdzie powinny – na oparciach krzeseł obu celów. Barah spostrzegła tylko, jak przeszły na ubrania Neimoidian i tyle je widziała: zadanie było wykonane.
.....Zeltronka tym samym spacerowym krokiem opuściła najwyższy rząd i skierowała się w dół do swojego miejsca. Usiadła i założyła nogę na nogę, zarzucając włosami. Mrugnęła porozumiewawczo do Hokka, unosząc kącik ust w uśmiechu.
.....Hokk, pozornie nie wykazując zainteresowania Zeltronką, bacznie obserwował jej poczynania, zerkając raz po raz przez ramię. Czekał w odwodzie na ewentualne kłopoty. Szczęśliwie żaden z obecnych również nie wykazywał szczególnego zainteresowania kobietą. Nautolanin flegmatycznie „bawił się” bronią opartą o obojczyk. Grot piki rytmicznie opadał na bark lub potrącał którąś z macek. Wprawne oko zinterpretowałoby to jako oznakę podenerwowania. Napięcie zelżało, gdy Barah nonszalancko klapnęła obok niego z zarzuconą zgrabną nogą. Wymowne puszczenie oczka sugerowało, że zadanie zostało wykonane. Hokk wypuścił lekko przeterminowany już oddech w jednym dyskretnym sapnięciu. Zaciągnął kolejny i ponownie wypuścił powietrze, tym razem bardziej ostentacyjnie wentylując płuca. „Chyba wszystko gra” pomyślał. Mrugnął porozumiewawczo do koleżanki i odwzajemnił uśmiech.
 
Vetala jest offline  
Stary 02-01-2019, 21:28   #98
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Arena

Gdy ostatni karłowaty gladiator pozostał na placu boju, skończyła się przerwa. Zwycięski Ungaught zasalutował dumnie w kierunku loży VIPów, podczas gdy strażnicy areny zabierali z placu boju 'poległych', którzy pokazywali właśnie szczyt swych aktorskich zdolności, udając martwych. Druga część nie była niczym specjalnym dla większości bohaterów. Z wyjątkiem Rhaila. Podczas gdy Barah z Hokkiem i Marką rozmawiali ze sobą, w ogóle nie zwracając uwagi na walki, Zabrak rozpoznał na arenie gladiatora, z którym dziś przed południem miał do czynienia. Urnt, wielki Twi'lek, jeden z wojowników Falleena, na którego zlecenie dał mu Lenteroot, walczył ze zwinnym Nautolanem. Tych dwóch mackowatych wojowników zapewniło całkiem ciekawe widowisko, przy którym trybuny zawrzały. Ich walka była dynamiczna, żaden nie bał się wykonać ryzykownych manewrów, w przeciwieństwie do większości przeciwników, którzy ostrożnie rachowali swe ruchy, walcząc o przetrwanie. Urnt dobrze radził sobie ze swoim krótkim mieczem przeciwko dwóm zakrzywionym sztyletom Nautolana. Rhail zastanawiał się, czy to nie jest czasem ten słynny miecz, który Falleen przekazał swojemu innemu gladiatorowi, jednak gdy jego ostrze zaglębiło się w udzie Nautolana, zmienił zdanie. Tamto ostrze wedle opisu rozcięło by je w pół, to tymczasem zatrzymało się na twardej kości udowej. Tak czy siak, walka była skończona, a Urnt wygrał, dobijając swojego przeciwnika.

Po tym wydarzeniu, nastąpiła krótka przerwa, zaś po niej spiker zapowiedział walkę Sekiego z Verssurem, Trandoszanem. Obydwaj wojownicy wysocy na dwa metry, potężnie zbudowani, prezentowali się najgroźniej ze wszystkich dotychczasowych gladiatorów. Dodatkowo byli w pełni uzbrojeni i opancerzeni, żadnych utrudnień. Ich walka doprowadziła publikę do zbiorowej euforii, mimo iż trwała krócej od poprzedniej. Początkowo wyrównany pojedynek, szybko przerodził się w jednostronną masakrę. Dashade pokazał swoją siłę i wielokrotnie godził Trandoszana swoją maczetą. Ten jednak dzięki swojej zbroi i wrodzonej wytrzymałości wytrzymywał kolejne uderzenia bardzo długo. Przetrwał trzy ciosy, które wszystkim wydawały się śmiertelne. Wreszcie jednak Seki wykończył swego oponenta, a tłumy obdarzyły go owacją na stojąco.

Nadeszła chwila na wydarzenie dnia. Oto Gerdarr, Czempion Areny, miał stoczyć swój najcięższy bój. Nikt nie wiedział, jakiego przeciwnika mu wybrano. Spiker oznajmił tylko, że walka będzie miała trzy etapy, pierwszym miała być rozgrzewka z niedużą bestią, którą okazało się być Nexu. Zwierzę rzuciło się na kraty swej klatki, która wyjechała na platformie z podziemnej windy. Gerdarr spokojnie czekał na otwarcie klatki, z zarzuconą przez ramię vibro-piłą.

Trybuny
Marka nie odpuszczał okazji na rozmowę z powabną Zeltronką. Nawet w tym stroju wyglądała oszałamiająco, a w dodatku wykonywała jakąś tajną misję. Gdy jednak szmugler zaczynał swą kolejną bajerę, dostrzegł, że z dwóch siedzeń na skraju rzędu po ich lewej stronie wstało dwoje ludzi. Zamiast nich zaś usiadło tam sobie dwóch Trandoszan. Marka spojrzał na prawo. Na skrajnym siedzeniu po tamtej stronie siedział trzeci. Szmugler rozpoznał w nim jednego z kuzynów Ssysska. I nagle rozmowa z Barą przestała się kleić.

Hokk tymczasem znowu usiadł niefortunnie. Tym razem po jego prawicy siedział śmierdzący spalenizną Gamorrean. Głośno mlaskał i chrumkał, przeżuwając kolejne kęsy pieczonego szczura, już chyba piątego w ciągu pół godziny. Za każdym razem, gdy na arenie coś się działo, Gamorrean machał rękami, rzucając resztkami jedzenia po Hokku, raz nawet oberwał z łokcia w brzuch. Teraz zaś nagle sąsiad przytulił go niespodziewanie, gdy jeden z jego ulubieńców wygrał walkę, zaś Hokka dobiegły smrody spod pachy niemytego Gamorreana. Nautolan czuł, że zaraz zwymiotuje, jeśli nie pozbędzie się tego natręta lub jeśli się stąd nie wyniesie.

Hastal z Rhailem pozostali z tyłu, nie mieli już gdzie usiąść, mogli jedynie przycupnąć na schodach. Mieli stąd przynajmniej dobry widok na całą widownię, na której zasiadali praktycznie wszyscy pracownicy i poddani Grakkusa, począwszy od sprzątaczy, kucharzy, zwykłych pachołów, tancerki, kończąc na informatykach, finansistach, elitarnych żołnierzach czy dyrektorach. Dobry materiał, by zdobyć kontakt, lub kogoś podsłuchać w poszukiwaniu haków.

W trakcie walki Sekiego, w słuchawce Mandalorianina, wbudowanej w hełm, odezwał się głos jednego z gwardzistów.
- Halo, kanał otwarty, potrzebuję kogoś do asekuracji na poziomie głównego holu, korytarz BT. Jakiś podejrzany osobnik kręcił się poza trybunami, nie daje się przeszukać, wygląda jakby był naćpany. Taszczy ze sobą sporą walizkę, choć wygląda jak ochlaptus. Mógł ją komuś ukraść. Ktokolwiek wolny, odbiór.
 
Jacques69 jest offline  
Stary 05-01-2019, 22:22   #99
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Gerdarr poczekał, aż klatka dotarła na swoje miejsce docelowe, a następnie przybrał bojową pozę i powoli wyjął wibro-piłę, gotując się do walki.
Tłum na trybunach skandował imię Dowutina.
- Gerdarr! Gerdarr! Gerdarr!
Dowutin spostrzegł na loży VIPów Redajja z jakimiś swoimi znajomymi, wszyscy śmiali się w podłych humorach.
Wreszcie spiker oznajmił początek rozgrzewki, wrota klatki otwarły się z hukiem, a Nexu natychmiast rzucił się w stronę Dowutina.
Zwierzę skoczyło wprost na Gerdarra, który zlekceważył potwora. W ostatniej chwili się uchylił, jednak pazury Nexu przejechały po jego plecach. Dowutin zaśmiał się tylko, bowiem nie były one w stanie mu zaszkodzić.
Gladiator zwinnie się odwrócił, a następnie spokojnie wycelował cios w plecy zwierzaka.
W tym momencie można było uznać, że walka się skończyła. Gdy tylko Nexu wylądowało na ziemi, Dowutin natychmiast zamachnął się swoją śmiertelną bronią. Uruchomiona vibro-piła wcięła się wprost w masywne cielsko kociopodobnego stwora. Krew zaczęła bryzgać na wszystkie strony, kiedy ostrza broni zagłębiały się coraz bardziej, aż w końcu przecięły Nexu wpół.
Przez chwilę na trybunach zapadła absolutna cisza, aż nagle wszyscy zawyli spełnionym krzykiem. Takiego widowiska oczekiwały masy z Nar Shaddaa.
Gerdarr strząsnął z siebie stres oczekiwania na walki i to, co miało nastąpić po nich i rozciągnął mięśnie, aby rozluźnić się przed kolejną rundą.
Gdy tylko widownia nieco ucichła, spiker powiadomił o kolejnym etapie.
- Panie i panowie, teraz Gerdarr stoczy walkę według nowej zasady. Zmierzy się ze wszystkimi dzisiejszymi zwycięzcami walk gladiatorskich! Ale żeby nie było to dla niego tak banalne, jego przeciwnicy będą pojawiać się na arenie co minutę! Jeśli nasz czempion nie będzie działał szybko, zostanie zalany wrogami! Jako pierwszy zmierzy się z nim Seki, nasz nieustraszony Dashade!- A to dranie! - przemknęło przez głowę Gerdarra, gdy z nienawiścią patrzył na ekipę Redajja, a następnie spojrzał z przeprosinami na Barę, mając nadzieję, że wybaczy mu to, co będzie musiał wkrótce zrobić jej przyjacielowi... mógł jej tylko obiecać, że zrobi wszystko, by go jak najmniej bolało.
Jedne z wrót na arenie rozwarły się, a na zewnątrz wyszedł powoli Dashade. Na ekranie pojawił się licznik, który natychmiast zaczął odliczać od 60 do 0. Seki podszedł jeszcze parę kroków w stronę Dowutina, po czym się zatrzymał. Obrócił się do tyłu. Tłum z początku wiwatował, jednak powoli zaczynał cichnąć, gdy Dashade nie ruszył do ataku.
- Seki nie będzie walczyć z przyjacielem! Wygramy tu razem albo razem umrzemy!
Na widowni nastroje się podzieliły. Część widzów buczała i gwizdała, innym ta koncepcja się spodobała. Redajj wyglądał za to na wściekłego. Licznik powoli dobijał do zera…
Wzruszony Gerdarr położył dłoń na ramieniu Sekiego. - Jeśli taka twoja wola, to wspólnie przyjmiemy dary losu... - A następnie się z nim zrównał, aby wspólnie stawić czoło przeciwnościom.
Stojąc ramię w ramię, wielki Dowutin i nieco mniej wielki Dashade, obaj uzbrojeni po zęby i śmiało oczekujący starcia, sprawiali wrażenie niemożliwych do pokonania. Zdawało się skrajnie nieprawdopodobne, by ktokolwiek mógł sprostać ich połączonej sile. Najbliższe minuty miały sprawdzić, jak bliskie prawdy było to odczucie.
Tłum zdążył się już uspokoić, gdy otwarły się drugie wrota, z których wyszedł Urnt. Nieco skonfudowany widokiem dwóch wojaków, którzy zawiązali sojusz na Arenie, stanął jak wryty tuż za wyjściem. Licznik zaczynał odliczać do przybycia następnego gladiatora, a Twi’lek gorączkowo zerkał nań, nie ruszając ani kroku w stronę Dowutina i Dashade. Dla niego jedyną taktyką było oczekiwanie na przybycie wsparcia.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 05-01-2019, 22:38   #100
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację

Hokk starał się ignorować swojego sąsiada, tak by nie zachęcić go rozmową czy nawet spojrzeniem do kolejnej interakcji. Spojrzał na Barę z kwaśną miną. Był akurat zajęta rozmową ze szmuglerem. Nie bardzo miał ochotę przebywać dłużej w zasięgu “rażenia” Gammoereanina. Podniósł się w geście wiwatu, zaklaskał w wyrazie podziwu i powoli przepychał się w przeciwnym kierunku do smrodu. Chciał dostać się na alejkę i chwilę tam postać, tak by złapać oddech. Przecisnął się obok Bary i Marki, nieszczególnie zainteresowanego rozmową z Zeltronką. Jego uwagę skupiali znacznie skuteczniej dwaj trandoshanie, którym Hokk właśnie deptał po szponiastych łapach, próbując przecisnąć się do przejścia.
-Oh, pardon… - rzucił do syczącego trandosha, wyraźnie zirytowanego sytuacją. Będąc tak blisko, mógłby przysiąc, że jaszczur ma złe zamiary i byłoby to całkiem normalne, zważywszy iż Jedi przed chwilą zmiażdżył mu buciorem ogromną stopę, ale jego agresja zdawała się płynąć głównie w kierunku jego kompanów. Cóż, nie zamierzał na powrót gramolić się na swoje miejsce, by dać znać o tym Marce i Barze, ale stanął na schodach zaraz obok trandosha, tak na wszelki wypadek. Korzystał z chwilowej ulgi. Choć powietrze Nar-Shaddaa przed wdechem trzeba było dobrze pogryźć, to i tak było wybawieniem w porównaniu do aury roztaczanej przez Gammoreanina.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."

Ostatnio edytowane przez katai : 05-01-2019 o 22:45.
katai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172