Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2020, 00:42   #11
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Gablota nie była przesadnie gitna, ale dawała radę w ciasnych uliczkach miasta. Rozwalone radio grało jakąś muzę i nie dało się jej ani zmienić, alni wyłączyć. Varn próbował kręcić gałkami ale ani to, ani metoda „z łokcia” nie pomogło. Droga do kryjówki była bardziej skomplikowana, niż się z początku wydawało. Były skazaniec dobrze radził sobie z orientacją w terenie, ale odnalezienie ulicy XV było jak szukanie igły w stogu siana, bo ulice nie były ułożone po kolei, ale według jakiegoś innego algorytmu.
-Zatrzymaj się na chwile, zapytam tych jełopów – powiedział do Mikenheima. –Procesja jakaś czy co… – mruknął już do siebie. Wychylił się nieco przez okno, żeby zadać pytanie, ale dostał w czoło jakimś miękkim, nadgniłym owocem. Bez ceregieli posłał potok bluzg w rzucającego, mieszając z błotem jego, jego matkę, ojca i ze dwa pokolenia wstecz. Musiał co prędzej podciągnąć do góry szybę, bo pozostali frajerzy zaczęli ciskać zgniłymi owocami w vana. Koniec końców, mieli ujebany furgon, ciuchy i szpej.
Ostatecznie, po paru godzinach jazdy dostali wskazówki od wolontariuszy prowadzących ciężarówki z żywnością. Nie dość, że otrzymali za darmochę sporo żarcia, to jeszcze dowiedzieli się, że ulice w dystryktach są numerowane w kolejności w jakiej zostały wytyczone, a nie w jakimkolwiek rozsądnym ułożeniu logiczno-geograficznym. A XV była niedaleko.

Wejście na kwadrat przebiegło niemal bez zgrzytów. Przywitała ich lufa autoguna. Chwila moment, a byłaby strzelanina, na szczęście poprawna kombinacja hasło-odzew złagodziła sytuację. Zza winkla wyszła ich mącicielka w sportowej bieliźnie. Coś tam powiedziała, czego Varn już nie słuchał, odwróciła się i poszła do łazienki. Mężczyzna dobrze przyjrzał się jej ładnie umięśnionemu ciału i gwizdnął.
-Fiu-fiu, no niczego sobie. Może wpadnie do mnie pod derkę na bajerkę – po czym rzucił swoje klamoty na dolną część łóżka piętrowego i ogłosił –To jest moje kojo.

W planach Varn miał jedzenie i mycie – przynajmniej podstawowe – jak i czyszczenie ubrania i torby. Brud mało mu przeszkadzał, ale nie lubił jak się wszystko kleiło. To mogło ściągnąć muchy a muchy często prowadziły do zarazy. Choć kto wie, jak jest na tej planecie…. Następnie chciał skombinować jakieś szmaty, wiadro czy szlauch i umyć furę. Była kijowa, więc i tak na mało jakiej lasce by zrobiła wrażenie. A śmierdząca zgnilizną to już w ogóle.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 09-05-2020 o 00:45.
Azrael1022 jest offline  
Stary 09-05-2020, 18:35   #12
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację

-Mamy dźwignąć gablotę z parkingu i pojechać na kwadrat – Varn podsumował to, co przeczytał z kartki mężczyzna o jasnej cerze i niebieskich oczach. –I jaka mysia? Do kogo się pucujesz? – zapytał z ciekawości. –Do kogo nawijasz, gadasz – doprecyzował.
-Wyśmienicie. Mysia. Koleżanka. Maszyna. Wszystkie maszyny. Żyją – pokrótce wyjaśnił Merekkerth Varnowi. -Słyszysz mysiu? Pójdziemy za nimi. Tak trzeba. Tak napisali. Dziwni koledzy. Nie znają Immaterium. Nie żyli w nim. - Kapłan jeszcze raz przetasował oprzyrządowanie nowych towarzyszy swym wzrokiem.

_____ W odróżnieniu od typowego Tryba, jego oczy nie były zasłonięte charakterystyczną maską. Wszelkie rurki ułatwiające oddychanie w niesprzyjających warunkach niedotlenienia czy trujących oparów, kończyły się na wysokości jego nosa. Jedyną przesłoną na jego oczach były swojego rodzaju gogle spawalnicze, a raczej wykorzystywały one idę budowy takowych, służące pomocą Merekkerth’owi w ciemnościach korytarzy podczas wykonywania obowiązków. Ułatwiały też dostrzeganie szczegółów w ciemnej nocy poszatkowanej światłem ulicznych lamp i budynków, odkrywając tajemnice gry cieni.
Nie czuł się dobrze w tym otoczeniu. Otwarta przestrzeń i brak stalowego dachu nad głową przytłaczały niczym niewidzialny but dociskający twarz do gówna. Bardzo nie chcesz się poddać, ale twój los został już dawno przesądzony. Dużo przyjemniej było w furgonetce, chociaż aż taki natłok przepoconego smrodu i ścisk zdecydowanie nie należał do całkiem przyjemnych. Technograf milczał bo i nie było sensu się odzywać. Wszyscy zdawali się wiedzieć co i jak, nie przejmując się subtelnym zagubieniem Próżniaka na stałym lądzie. To był świat lądowych szczurów, a urodzeni w czerni go unikali. Przynajmniej jeśli mogli.

-Czemu oni to robią mysiu? To jakaś herezja jest. Może bluźnią? - cicho zamamrotał Merekkerth obserwując z tylnego siedzenia zachowanie tubylców. Zdawał sobie sprawę, że każda planeta ma swe obyczaje i dziwadła, jednak wykorzystanie substancji organicznej do przeprowadzenia zmasowanego ataku na konstrukcję ze stali i kompozytów, a także siedzących weń osób, było zbyt nielogiczne dla uporządkowanych, schematycznych myśli Kapłana. Gdy w końcu podjęli dalszą podróż myśli kapłana wypełnione były analizą, czy owe zachowanie powinno otrzymać osobny boks w zakamarkach macierzy Merekkerth’owego umysłu, czy raczej wymagało to zignorowania bowiem owa czynność, mimo wątpliwości, nie sugerowała zachowań podszytych herezją.

_____ Po kolejnym krótkim spacerze, gdy udało im się mniej lub bardziej zgrabnie wydostać z ciasnoty pojazdu, dotarli do wspomnianego w instrukcji mieszkania. Merekkerth dopiero po wymianie haseł przez współtowarzyszy doszedł do wniosku, że zjawisko brudzenia i atakowania bronią biologiczną w postaci zgniłych owoców, nie klasyfikowało się jako herezja. Nie musiał więc przeprowadzać dodatkowego śledztwa, w celach przesłuchania osób zamieszanych. Nieświadomy smrodu zgnilizny, unoszącego się wokół ich wszystkich, a to dzięki filtrującym powietrze implantom, wszedł na szarym końcu do dziwnego, niestalowego pomieszczenia. Prosty wystrój lecz zbyt mała przestrzeń nie dawała komfortu do mieszkania, w tak sporawym gronie.
Wybór pryczy nie był czymś problematycznym. Jednak najlepiej kojarzyło mu się piętrowe, choć zdecydowanie przykrótkie, łóżko na której dolnej części rozlokował się typ z pierdla. A przynajmniej wyglądał jak ten co ma zostać przesłuchany.
– Mysia i ja będziemy tutaj. Oby wytrzymało - niezbyt głośno skomentował Merekkerth wrzucając na cienki materac swoją podróżną torbę, delikatnie tylko ignorując Varna relaksującego się poniżej.
- Oj mysiu, tatuś już spał w ciaśniejszych miejscach. Cii... Będzie nam dobrze. Jesteśmy głodni mysiu? Przecież dostaliśmy zapasy. To dla wszystkich, tak myślę. Tak mysiu, chyba - Kapłan podszedł do blatu stołu w czymś co wydawało się być dziwną wersją Kambuzu stworzoną przez tubylców. – Potrzebuję. Wyczyszczę sprzęt. - rzucił lakonicznie zagarniając kawał stołu i rozkładając na nim wszelakie flaszeczki i ‘medykamenty’ wymagane do przeprowadzenia standardowej konserwacji lasbroni. Gdy już stanowisko zostało ułożone, w dość kabalistyczny pentagram jednak bez świec i innych tego typu dodatków, ułożył na środku swoją broń i zaczął ją rozkładać z tych elementów, których ponowne złożenie nie nastręczało mu trudności. Podstawowe pieszczoty rzutujące na sprawność sprzętu.

– Szczotka, pasta, Mysia, ciepła woda… - nucił cicho Technograf sobie tylko znanym rytmem.
 

Ostatnio edytowane przez Gienkoslav : 17-05-2020 o 19:52.
Gienkoslav jest offline  
Stary 09-05-2020, 21:10   #13
 
Reset1212's Avatar
 
Reputacja: 1 Reset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputację
Radio huknęło dźwiękiem, a muzykę było słychać nawet na pace wana którym jechali. Carius zaśmiał się radośnie, wręcz automatycznie podchwytując utwór zaczął fałszywie nucić. Licząc że ktoś podchwyci melodię i wpadnie razem z nim w euforyczny muzyczny stan.
Gdy samochód się zatrzymał Carius nie zaniechał swojego występu. Mimo kakofonii która tworzył z radiem, do środka udało się przebić gwarowi rozśpiewanych ludzi z zewnątrz. Usłyszał jakieś zamieszanie z przodu, po czym nagle ktoś otworzył drzwi a soczysty melon trafił go prosto w klatkę piersiową rozpryskując się i brudząc całe wnętrze samochodu pomarańczową posoką, oblepiając wszystko i wszystkich w okuł. Kolejne owoce wpadały do środka. Gdy wszystko ucichło, w końcu ruszyli.
-Ta cała owocowa posoka przypomina mi wspaniałą historię! – zaczął gawędziarskim tonem. -Nie uwierzycie co się stało staremu Bardwinowi. No tak nie wiecie kim jest Bardwin. Otóż jegomość ten był jednym z moich kopcowych współtowarzyszy. Mieliśmy zlecenie na zlikwidowanie szefa podkopcowego gangu, ale mniejsza o to. No i widzicie jak coś się ma spieprzyć to się spieprzy i tak było tym razem. Oczywiście moi wspaniali towarzysze, zachowywali się jak Ogryni w składzie niestabilnej amunicji przeciwpancernej, ściągając na nas ostrzał z jakiegoś rodzaju Autocannona. Wyobraźcie sobie że siedzimy za osłoną, pociski śmigają nam nad głową. A Bardwin nagle mówi.- tu zmienił ton na bardziej basowy- Zobaczę gdzie znajduje się gniazdo strzelca. No nie uwierzycie, naprawdę nie uwierzycie! Mimo że pociski świstały nam nad głową, on ten swój łeb wystawił- Wypowiadając ostatnie zdanie Carius śmiał się coraz bardziej- I wtedy, i wtedy dostał z pocisku w swój głupi czerep! Okazało się że strzelali amunicją grzybkującą – Ryknął sławą śmiechy. – I jego głowa pękła jak te melony tutaj. Wszyscy byliśmy w jego kawałkach mózgu i czaski. Wspaniała historia, do dziś mnie bawi. Biednego Bardwina pewnie też by ubawiła, ale on nie żyje. – Carius nie przejmował się najmniejszym brakiem zainteresowania ze strony współtowarzyszy, gadał, bo mógł gadać.
***
Gdy w końcu dojechali na miejsce opowiadał coś o wyższości batonów proteinowych z gigaskarłupni nad świeżym jedzeniem.
-Dwunastą zaletą batonów jest to że- urwał w półsłowa na niespełna sekundę, w tej samej chwili z jego twarzy zniknęło całe rozbawienie a uśmiech przemienił się w wąską kreskę ust. Kontynuował nie zmieniając tonu- nie psują się jak to świeże żarcie! Widzicie taki baton może leżeć i 50 lat i nadal będzie zdatny do spożycia.- Nie przerywając, szybkim krokiem wysunął się na przód pochodu unosząc jedną pięść w górę w ramach ostrzeżenia do zachowania ostrożności, liczył że przynajmniej część z towarzyszy ma jakiekolwiek przeszkolenie. Drugą ręką sięgnął po autopistol. Hasło odzew, wejście do mieszkania.
Nie przeszkadzało mu że będzie pracować z kobietą. Towarzysz jak każdy inny.
Widząc że znaczna, cześć obecnych w mieszkaniu osób zaczęła się rozlokowywać, zrzucił plecak obok kanapy.
Zajmuje ją- Szybko ściągnął z siebie wierzchnią odzież, najbardziej przemoczoną. Rzucając ją koło plecaka. Jego sylwetka była nijaka zresztą jak twarz mężczyzny. Przeciętna muskulatura na całym ciele, nic nadzwyczajnego, jak zresztą na każdym świecie kopcu. Tam mało kto miał przywilej bycia grubym. Nie przejmując się resztą sięgnął do przytroczonego przy plecaku podłużnego pakunku. Mimo że powierzchownie był on ubabrany posoką z melona, zawartość wydawała się nietknięta. Położył zawiniątko na podłodze. Rozpiął klamry i z poły naoliwionego materiału wyciągnął niezabrudzony karabin snajperski, sprawdził czy wszystko z nim w porządku, czy nie ma zabrudzeń. Po czym koło niego odłożył odpięty pas z reszta broni i naboi. Tym się niestety dostało Metodycznie zaczął czyścić każdy z zabrudzonych elementów.
Popatrzył na zbliżającego się do blatu z jednaniem Techkapłana. I natychmiast zaprotestował
-Pan Trybik nie gotuje! Jadłem różne świństwa, ale ci są najlepsi w gotowaniu rzeczy na smarze samochodowym. Także jeśli nikt nie nie poczuje do gotowania to ja zgarnę te fuchę. – Trochę się uspokoił widząc że kapłan maszyny zaczyna dłubaninę przy własnym sprzęcie. Powrócił do własnych zajęć.
 

Ostatnio edytowane przez Reset1212 : 09-05-2020 o 21:13.
Reset1212 jest offline  
Stary 11-05-2020, 02:01   #14
 
giewues's Avatar
 
Reputacja: 1 giewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputację
Flavio wyszedł w kosmoportu w towarzystwie pozostałych członków ekipy. Ciesząc się że mógł choć na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza i spojrzeć na prawdziwe niebo. Miało inny kolor niż na Percipre, jego rodzimym świecie ale nie na tyle różny by irytować bądź niepokoić „Blask Imperatora oświeca niezliczone światy”-zacytował w myśli wers jednej z modlitw. Nieopodal stała już podstawiona furgonetka. Zapakowali się w nią wszyscy, zaś jemu przypadło miejsce na pace wraz z czterema innymi. Wsiadł jako ostatni zajmując zaraz za drzwiami do furgonetki. Nim zdążył odłożyć swój bagaż na piramidzie pozostałych plecaków i waliz, silnik zawarczał i pojazd powoli potoczył się po jezdni. Mała lampka rzucała blado-złote światło, a radio z kabiny kierowcy grało nieznany mu utwór, któremu wtórował rozweselony Carius siedzący po lewej. Van systematycznie pokonywał kolejne skrzyżowania, przy zakrętach czuł jak postawny najemnik zmiażdży go dociskając metalowej ścianki pojazdu. Długa jazda powoli go irytowała. Nogi zaczynały drętwieć od niewygodnej pozycji a powietrze nabrało słodko kwaśnego smaku gdy zbyt wielu mężczyzn zajmowało zbyt małą powierzchnie.
***
-Powinniśmy już dojechać, czemu to tyle trwa -Powiedział na głos, próbując wywalczyć parę dodatkowych centymetrów siedzenia co wcale nie było takie łatwe w panującym ścisku. Jakby na dzwięk tych słów wóz się zatrzymał chodź kierowca nie wyłączył silnika. Na zewnątrz słuchać było gwar i śmiech oraz podniesione glosy zarówno mężczyzn jak i kobiet. -Czemu się zatrzymaliśmy, czemu jest tam głośno? Jesteśmy już na miejscy? Rozsunął przesuwne drzwi furgonetki, jednak nim zdarzył się przyjrzeć zgromadzeniu widok zasłoniły mu kawałki nadgniłego warzywa które w widowiskowej fontannie sfermentowanego soku ściekało mu po twarzy. Jeszcze kolejne dwa wegetariańskie pociski dosięgły go nim zdążył zamknąć na powrót drzwi. Słyszał dudnięcia gdy kolejne salwy trafiały w poszycie pojazdu. Współpasażerom również się dostało, widział ja tech-kapłan z niesmakiem stracą resztki biomasy ze swych ubrań. -Widocznie własnie natrafiliśmy na jakieś obchody święta plonów, podobne zjawisko można...- Nie zdążył dokończyć myśli gdyż Carius przerwał mu w pół zdania swoją opowieść o niejakim Bardwinie, widocznie rozbawiła go ta cała sytuacja. Krążyli jeszcze długi czas ulicami miasta, dopiero gdy słońce chowało się za horyzont dojechali do celu.
***
Wejście do lokalu który mieli zajmować, poza jedna krótka acz nerwową chwilą przebiegło w miarę sprawnie. W pomieszczeniu stała czarnowłosa kobieta odziana jedynie w bieliznę. Flavio przemierzał wzrokiem jej sylwetkę od zgrabnych łydek, do umięśnionych ramion na których zwisał przerzucony ręcznik aż zatrzymał wzrok na karabinie który dzierżyła w dłoniach. „Jesteśmy kształtowani przez nasze myśli. Jesteśmy tym, czym one są. Gdy umysł jest niezmącony, przychodzi szczęście i podąża za nami jak cień. Pokusy którym ulegamy tłamszą tożsamość oraz płomień wiary.” -przywołał w myślach fragment z homilii św. Sebastiana aby odegnać zalążek nieczystej myśli. Inni powoli się już porozkładali po pomieszczeniach, zajmowali posłania, przeglądali swój ekwipunek. Kleryk oparł dźwigany w torbach majdan pod jedną ze ścian. Większość łóżek była już zajęta, piętrowe posłanie nie wchodziło w grę, musiał pogodzić się z myślą ze kilka kolejnych dni przenocuje na podłodze. Ściągnął z siebie szatę upaprana zaschniętym już miąższem, póki łazienka jest zajęta pranie musi poczekać. -Poczekaj pomogę ci. -teraz i tak nie miał nic więcej do zrobienia -to jaka jest trzynasta zaleta batonów z gigaskarłupni?-spytał gdy znaleźli się w kuchni.
 
giewues jest offline  
Stary 11-05-2020, 08:34   #15
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Fabio podróż do kryjówki przetrwał w iście szampański humorze. Kiedy smród i duchota zaczęły wdawać się we znaki pogrążył się w odczuwaniu otoczenia swoim nadnaturalnym zmysłem. Z tajemniczym uśmiechem na ustach odpłynął.

Odbierał zmysłem... rzeczy. Widział dziwną plamę śmiech przed nimi. Smakował kolor zabawy. Słyszał miękkość zgniłych owoców. Czuł dźwięk rozpryskujących się warzyw. Dotykał ludzkich uśmiechów.

Nie uprzedził towarzyszy. Festiwal dawał ludziom czystą radość. Pozytywne uczucie które zbiorczo czyniło Osnowę odrobinę mniej potwornym wymiarem.

Z tą myślą Fabio trwał w furgonetce na miejscu które mu przypadło. Uśmiech nie zszedł mu z ust aż do końca podróży.

***

Mieszkanie w którym mieli się rozlokować było w miarę przestronne, a ich "gospodyni" nad wyraz uprzejma. Gdy identyfikacja się zakończyła i okazało się że nie jest konieczne strzelanie do kogokolwiek Fabio posłał niewieście jeden ze swoich łagodnych uśmiechów.

Swój niewielki dobytek ułożył w pokoju z łożem małżeńskim którego połowę zajął dla siebie. Zdjął z siebie płaszcz i szal pozostając w rozpiętej białej koszuli, spodniach spiętych pasem oraz wysokich skórzanych butach. Zarzucił grzywą blond włosów i przeczesał je dłonią. Po chwili zastanowienia przeszedł się po mieszkaniu wyglądając ostrożnie przez okna by poznać na co wychodzą i co z nich widać.

Fabio po chwili namysłu postanowił że pomoże Varnowi umyć furgonetkę. Wychodząc na zewnątrz obejrzał uważnie otoczenie. Musieli odrobinę się namęczyć by znaleźć szlach, ale na szczęście gąbki i płyn do mycia były w schowku na zapasową oponę. Ogólnie Fabio uwielbiał wodę. Zawsze kiedy ściekała po nim doskonale podkreślała piękno dzieła Imperatora jakim było jego ciało. W takich momentach wielbił Zbawcę Ludzkości jeszcze bardziej za Jego łaski i dary jakimi go obdarzył. Był to najlepszy dowód że Imperator kochał swoje sługi.

Lecz zanim przystąpili do mycia furgonetki Fabio spojrzał na torbę zgniłych owoców która im dano na mieście. Potem chrząknął do Varna i porozumiewawczo wskazał oczami na torbę.

- I tak będziemy się musieli umyć po pucowaniu karocy. - rzekł, uśmiechnął się i parę razy uniósł brwi, zapraszając kamrata do tradycyjnej bitwy na zgniłe owoce kultywowanej przez lokalsów.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 11-05-2020 o 10:04.
Stalowy jest offline  
Stary 11-05-2020, 22:05   #16
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Mężczyźni się określili co do warunków bytowych - Perkele i Varn w pokoju dziecięcym, na piętrowym łóżku; Mikenheim, Sotanus i Plox w salonie - z czego ten ostatni na kanapie a ci pierwsi na podłodze; Boticelli i Metzenbaum w sypialni - na dwóch połowach małżeńskiego łoża (co mogło wywołać uśmieszki i sprośne komentarze u obserwatorów).

Po piętnastu minutach siostra Marion Marchand (gdyż, jak się później okazało, to była właśnie ona) czmychnęła chyłkiem z łazienki do pokoju gościnnego. Chłopy po kolei zaczęli się ogarniać, myć, rozkładać, prać ciuchy w automatycznej dużej pralce (zbytek łaski), myć samochód i sprawdzać oraz czyścić sprzęt. Co bardziej sprawni w temacie gotowali w kuchni i sporządzili wieczerzę - i to całkiem niezłą, bo szafki były zaopatrzone w "normalne" jedzenie.

Miłym, acz dość niespodziewanym akcentem była... wizyta sąsiadów. Starsza kobieta zakutana w spódnicę i chustę. Przywitała się wylewnie nieco ciężkim akcentem niskiego gotyku (jakby... ze wsi, co miało sens) i zaoferowała tacę z wypiekami - ciasta i ciastka. Siostra Marchand o mały włos by nie odmówiła, pewnie nawykła do surowych reguł zakonnych, ale chyba się zreflektowała (mniejsza o powody, acz tych mogło być kilka) i przyjęła podarek, dziękując babci wespół z paroma chłopami. Babcia trochę dziwnie spojrzała na całą grupę. W jej głowie pewnie już dochodziło do jakichś nieprzyzwoitości - grupa facetów z jedną babą, i to same pozaświatowce. Bezeceństwa, sprośności i w ogóle haram. Marion jeszcze raz grzecznie jej podziękowała i zamknęła drzwi.

Słodkości były cholernie dobre. Swojskie - jeśli takie coś mogło istnieć pośród miliona różnych planet Imperium Ludzkości. Nie przetrwały nawet dziesięciu minut.

Wszyscy potem stali, siedzieli lub półleżeli na kanapie i deskach salonu. W dłoniach lub na stoliku mieli kubki z parującym recafem. Na stole infoczytnik i dokumenty z torby siostry. Planetarne datafaxy dla Tsade I i Tsade II. Rozkazy od Inkwizytor Astrid Skane. Pełnomocnictwo Marion Marchand jako "oczy i uszy" Skane oraz nadzorczyni operacji. A operacja była bardziej skomplikowana, aniżeli było mówione na Fenksworld i srajtaśmie.

Śledztwo w sprawie zniszczenia pierwszej kolonii na Tsade I przez nieznanych sprawców i przelot tamże zostały zawieszone, gdyż były nowe, bardziej palące problemy tu, na Tsade II. Na tapecie priorytetem było coś, co się urodziło jeszcze kiedy Akolici przelatywali na i z Fenksworld. Teraz trwał Festiwal Zgniłych Owoców (co tak drastycznie odczuła cała ekipa, z Marchand włącznie, i co o mały włos nie rozjechało im terminu zbiórki). Okres oznajmiający czyszczenie magazynów po zbędnych już zimowych zapasach, którym i tak skończył się termin ważności. Teraz były zbiory pozimowe, dystrybucja zaopatrzenia spoza planety i wiosenne prace na polach, bez których nie będzie późnoletnich i jesiennych zbiorów. Aby te prace się odbyły, maszyny musiały być sprawne - mnogie ilości i warianty Land Crawlerów i innych pojazdów, silosy, harvestery, maszyny i urządzenia na halach produkcyjnych/przetwórstwa, wreszcie bioniczne kończyny, cep-ręce i inne augmetyki powszechne u chłopów pańszczyźnianych. Tym wszystkim zajmowali się rokrocznie tech-adepci ze Świątyni Maszyny w Górach Barahest. Ci tech-kapłani Adeptus Mechanicus niższego szczebla wylegali w dużej ilości na pola, do stacji agrarnych, kołchozów i Miasta Danin aby dbać o Duchy Maszyn. Bez ich pracy kapryśne Duchy buntowały się, machiny odmawiały posłuszeństwa, produkcja spadała prawie do zera, rokroczna Imperialna Danina nie zostałaby opłacona. A to spowodowałoby, że na przykład ludzie na Fenksworld zaczęliby masowo głodować i umierać milionami. Co automatycznie spowodowałoby bunty, zaprzestanie produkcji setek milionów wyrobów przemysłowych dziennie, a te nie trafiłyby na inne planety - ani na fronty walk imperialnej machiny wojennej z wrogami Ludzkości.

Niedopuszczalna sytuacja.

Marchand przeprowadziła już wstępne śledztwo w tej sprawie. Pod koniec zimy doszło do potężnych burz i wichur, które nieźle przeorały tereny pozamiejskie. Tubylcy uznali to za bardzo zły znak. Pomijając ich przesądy, tech-adepci z Gór Barahest nie przybyli. Wieśniacy i lokalne władze wysyłali do Świątyni Maszyny petycje. Podobno nikt nie powrócił. A wkrótce potem ludzie zaczęli znikać z okolicznych wiosek. Posłańcy ruszyli teraz w drugim kierunku, do stolicy, gdzie podchwycili to informatorzy Świętych Ordos, którzy następnie przekazali to do =][=. Astrid Skane odpowiedziała, wysyłając nowe rozkazy do Marion Marchand. Świeżo utworzona komórka Akolitów miała się tym zająć w pierwszej kolejności. Zbadać, dlaczego Tryby z Barahestów nie wywiązywali się ze swoich obowiązków. Wprawdzie AdMech formalnie nie należał do Imperium Dominatus (od zarania dziejów Imperium Mars był na papierze tylko sprzymierzeńcem Świętej Terry) i mieli swoją własną wewnętrzną służbę (Collegiate Extremis), to Inkwizycja nie miała oporów przed zwalczaniem herezji nawet na łonie tej insularnej organizacji.

Wszak sprzeniewierzanie się obowiązkom, które prowadziło do nieopłacenia Imperialnej Daniny było złamaniem jednego z żelaznych filarów przynależności planety do Imperium. Pluciem na Imperialne Kredo i Lex Imperialis. Odbieraniu Złotemu Tronowi tego, co mu się należało. Herezją.

Drugim zadaniem miała być podróż do odległej Agro-Stacji 720-SX i zbadanie miejscowych bajań na temat jakiegoś "Mosiężnego Byka", potwornej bestii. Podobno pierdołowate horror-historyjki opowiadane przez znudzonych wsiurów przy ognisku. Ale skoro Skane chciała "marnować" na to czas swoich sług, to może jednak nie były to takie pierdoły... a może i były, ale Inkwizytor była paranoiczką. Albo chciała sprawdzić świeżaków.

Trzecim zadaniem dopiero był przelot na Tsade I i śledztwo w sprawie zniszczenia kolonii przez nieznanych sprawców - o czym już wiedzieli. Ale wszystko po kolei.

Marion była Nadzorczynią Komórek, wyżej postawionym agentem Inkwizycji w "formalno-nieformalnej" hierarchii. W teorii miała absolutną władzę nad wszystkimi komórkami ludzi Inkwizytor Skane na danym terytorium (planecie), tym bardziej z pismem opatrzonym podpisem i osobistą pieczęcią Inkwiza. I była siostrą Adepta Sororitas (fakt, że nowicjuszką, ale jednak), wychowaną w Schola Progenium. Służbistka to mało powiedziane. Ale na tyle już obyta w Inkwizycji, że wolała trochę poluzować rejce.

Zaproponowała, że jutrzejszy dzień miał być na przygotowania, zakupy i ewentualne zasięganie języka. O świcie dnia następnego mieli udać się do zamkniętego garażu na wschodnim skraju miasta, gdzie na ekipę czekał specjalny pojazd na tą misję, za pomocą którego mieli udać się do wsi wokół Barahestów, a następnie do samej Świątyni Maszyny. Zbadać sprawę u źródeł. Ale Marchand była też otwarta na propozycje. Niejeden "niskopienny" Akolita zaskakiwał nawet Lordów Inkwizytorów kreatywnością, inwencją i dostrzeganiem szczegółów, które przeoczyli inni. "Materiał na Przesłuchującego", tak mówili o takich bystrzakach. Może ktoś z tej grupy taki był?

Tak czy inaczej, ta dziupla była nowa - z grubsza niesprawdzona. A Festiwal mógł być (dla paranoika) niezłą przykrywką pod włam i zamach albo skrytobójstwo. Dlatego tej nocy, mimo zmęczenia przelotem i łagodnymi objawami ague, mieli się zachowywać jak w obozie polowym - zaciemnienie, cisza nocna i vox, warta w systemie zmianowym. Pierwszą wartę miała wziąć Marion, potem ochotnicy lub wyznaczeni przez siostrę. Za dnia mieli czas wolny - przygotowania, rekonesans, co tam chcieli. W granicach rozsądku.

Na dobry początek służby dostali także prezent od mocodawczyni - Marion otworzyła całkiem sporą sakiewkę, wysypała zawartość na blat i odliczyła. Stypendium po dwadzieścia geltów na głowę, w brzęczącej monecie.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 12-05-2020, 09:26   #17
 
Deliad's Avatar
 
Reputacja: 1 Deliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputację
Firolio roześmiał się przypominając sobie jak on i jego towarzysze obrywają nadgniłymi owocami. Cóż to za dziwny zwyczaj każący obrzucać się przejrzałymi owocami miast je kompostować. Śmiał się ściągając mokre ubrania, starając się zarazić śmiechem także pozostałych. Takie drobne zdarzenia potrafią połączyć ludzi i wzmocnić więź. Sam czuł jak z jego serca spada kilka ton ciężaru gromadzącego się tam przez lata. Tego właśnie potrzebował, odrobiny prymitywnej rozrywki, działającej oczyszczające na ducha i ciało. No może nie do końca oczyszczająco, ocenił wyciągając kawałek pomidora z ucha.
- Kiedy ja ostatnio miałem czas na takie rzeczy - powiedział do reszty - może jeszcze wyskoczymy na miasto, bo coś mi się wydaje, że w najbliższej przyszłości nie czeka nas zbyt wiele wesołych rzeczy.

***
Adept podrapał się po łysynie ze skupieniem kończąc analizę dokumentacji, po czym przeciągnął się, aż chrupnęło mu coś w karku. Sięgnął po ostatnie ciastko od miłej sąsiadki. Przez chwile zawachał się, zastanawiając czy mogą być zatrute, ale odrzucił ten niedorzeczny pomysł.

- Więc tak, wichury i burze nie wydają się być niczym dziwnym i nienaturalnym, a społeczności rolnicze zazwyczaj je demonizują. Jednak brak Try - khe, khe zamaskował kaszlnięciem ostatnie nieopacznie rozpozęte słowo.
- Jednak brak - kontynuował - tech-adeptów z Gór Barahest jest mocno niepokojące i powinniśmy zaczęć od tego. Tymbardziej, że nie można się z nimi skontaktować, a okoliczna ludność zauważyła wzrost zaginięć.
 

Ostatnio edytowane przez Deliad : 12-05-2020 o 12:58. Powód: Poprawki
Deliad jest offline  
Stary 12-05-2020, 20:30   #18
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Bertan jako ostatni poszedł się umyć i wyczyścić swoje ubrania. Gdy ludzki młyn przetoczył się przez sanitariat, gwardzista dźwignął się z podłogi, na której ciągle siedział. Zdjął tylko buty, zabrał z sobą kurtkę i laspistol. Wojenna paranoja była w nim ciągle żywa. Nie zasypiał bez broni obok, nawet jeśli miałby być to tylko nóż, czuł się pewniej mając przy sobie jakiekolwiek narzędzie obrony i zadawania śmierci.

Sanitariat przedstawiał sobą burdel, ale nie taki jaki widział w wojsku. Bywało gorzej, gdy przez pomieszczenia sanitarne przetaczał się cały pluton spoconych mężczyzn różnych rozmiarów. Zdjął z siebie ubranie, wrzucając je do maszyny piorącej. Na szczęście bielizna była sucha i nie przesiąknęła sokiem z warzyw czy owoców, czymkolwiek rzucały te agro-pedały.
W regulaminowym czasie pięciu minut zdążył się umyć. Jako ostatni, postanowił w granicy rozsądku i możliwości "ogarnąć" sanitariat do stanu używalności. Kilka spłukań wody, ruchów jakąś ścierą i mopem, wszystko do kratki odpływowej po środku i było cacy. Ruchem ręki przetarł zaparowane lustro, które powoli zaczęło ujawniać twarz Mikenheima..


"Młody Bertan zeskoczył z paki ciężarówki, na bruk dużego placu, gdzie zaczęły parkować pozostałe pojazdy. Chłodny wiatr z nagle otwartej przestrzeni ukuł go w twarz, podobnie jak świadomość przebywania na względnie otwartej przestrzeni. Nad jego głową nie było stalowo-betonowego sklepienia pełnego ruru, kabli i lamp. Zakręciło mu się delikatnie w głowie. Krzyki sierżantów zaczęły dyrygować poborowymi. Poddał się tłumowi i ustawił razem z innymi w szeregu. Zanim zdołali wyrównać, minęło trochę czasu, krzyków i bluzgów sierżanta.
Kolejne etapy pamiętał jak pojedyncze obrazy. Rejestracja i potwierdzenie tożsamości, wybicie nieśmiertelników z danymi. Bieg dalej.
Delbeta z szczepionki, szybkie oględziny serwitora medycznego. Bieg dalej.
Pobieranie wyposażenia, do dużej torby transportowej wrzucano mu bieliznę, buty, dwa mundury w kolorze zgniłej zieleni, czapka garnizonowa. Potem - a jakże - bieg, na obcinkę. Ogolony na krótko, niemal przy skórze, wyglądał jak wszyscy.
Pierwszy raz Bertan zobaczył nowego siebie w sanitariacie, drugiego dnia służby. Chudy, przerażony, niedożywiony, odwodniony, z ogoloną głową."



...dziś nie wygląda trochę lepiej. Postarzał się w widoczny sposób o kilka lat, mimo bycia przed ćwierćwieczem swojego życia. Śniada skóra pasowała do kruczoczarnych włosów, a wyróżniał się jasnoniebieskimi tęczówkami oczu. Od zawsze szczupły, jego twarz przedstawiała sobą maskę skóry naciągniętej na czaszkę, czyli miał ostre rysy twarzy. Wyraźne kości policzkowe, cała ta ostrość schodziła się w szczęce i podbródku. Od gwardyjskiej wersji siebie różnił się obecnie tylko długością włosów, teraz znacząco dłuższych i zaczesanych do tyłu. Nie był już wychudzonym dzieciakiem, choć wyraźnych mięśni nie można było u niego uświadczyć. Tajemnica kopcowych proli - zawsze wychudzeni, niedożywieni, magazynowali ogromne pokłady siły. Trudy codzienności wyrabiały w nich tą niezwykłą siłę, siłę którą posiadał i Bertan. Dźwiganie pancerza czy lasguna nie było dla niego czymś niezwykłym. Rzecz jasna, pancerz flak zobaczył dopiero po Drugich Narodzinach. Wtedy dotarło do niego czym jest ochrona balistyczna. Wyglądał jak gwardzista z Cadii. No, może z tą różnicą, że pancerz był całkowicie czarny, a mundur zabarwiono w ciemnej zieleni.

Westchnął przeciągle. Złapał za pistolet, sprawdził jego stan i wyszedł z sanitariatu.
Kolacja była gotowa, więc skorzystał. Był dość ostrożny co do miejscowych specjałów. Coś, co było wariacją znanych mu sucharów, ale znacznie miększe i zjadliwe. Dziwna pasta, która smakowała o wiele lepiej niż kopcowe racje prola czy też wojskowe puszki. Zagadką były suszone kawałki tych dziwnych roślin. Zachowały jednak swoją słodycz, pozbawione wody. Bertan przyznał sam przed sobą, że posiadanie takowych w racji żywnościowe byłoby miły urozmaiceniem i kopem kalorycznym, nie mówiąc o podniesieniu morale. Zdążył założyć spodnie od munduru, gdy przyszła jakaś starowinka. Dostrzegł jej wzrok, gdy skontaktowała przebywanie jednej kobiety z taką bandą mężczyzn. Widział jej wzrok na sobie. Jak dostrzegła mundur, a potem laspistol chowany za spodniami. Fenksanin miał wyjebane na ocenę starej purchawy, na ocenę kogokolwiek. Tacy jak ona byli pierwszym ofiarami wojny..

"- Gotowość do wymarszu, 15 minut! - zawył sierżant Munzt do drużyny.
Bertan dokończył puszkę proteinowej papki, której pochodzenia nie chciał znać. Jor żartował sobie, że gdzieś muszą przecież upychać trupy w kopców, a krematoria nie wyrobią takich norm, nie mówiąc o ciepłowniach. Zaczęli narzucać na siebie bluzy mundurowe, gasić papierosy i zapinać pasy oporządzenia. Karabiny stały oparte o siebie lufami. Bardzo szybko nauczyli się o nie dbać, gorzej było z ich celnością, choć Bertan radził sobie całkiem nieźle jak na słabo wyszkolonego gwardzistę pobranego w szeregi Gwardii na szybkości.
Przejechali się na Chimerach któregoś z zmechanizowanych regimentów. Nawet miło z ich strony, że mogli przewieźć dupy na pancerzach. Resztę odległości pokonywali pieszo, piętnaście kilometrów wśród ciszy i krajobrazu rozpaczy. Tranch był kiedyś planetą kopcem, ale lokalny bunt przerodził się w wojnę domową, gdzie dwie Lojaliści wspierani przez Gwardię, walczyli z buntownikami. Ich pluton przeczesywał małe miasto górnicze. To właśnie tam Bertan posmakował po raz pierwszy dwóch rzeczy charakterystycznych dla wojny - śmierci i walki.
Zaatakowani przez ukrytych buntowników, rozpierzchli się po osłonach. Nim zdołali zlokalizować i rozwalić ukryte stanowisko, minęło pięć minut. Jak podejrzewał kapral Sayer, kogoś osłaniali. Na pewno, nie osłaniali trupów.
Miasto było zniszczone. Płonące budynki, częściowo wysadzone tam, gdzie napotkano opór górników i mieszkańców. Zastrzeleni, podźgani i pocięci na kawałki. Spaleni, rozerwani przez eksplozje. Widok rozszarpanej przez pociski kobiety, która całą sobą chciała ochronić dwójkę małych dzieci. Prawdopodobnie ich babcia.
Nie zdołała zatrzymać swoim ciałem pocisków, które wbiły się otworami o wielkości pięści, by wyjść z drugiej strony w rozmiarze głowy Bertana, szatkując dzieci.
- To bolter. Tylko boltery, imperialne dzieło wojenne, potrafi robić takie dziury w ciele. - komentarz kaprala Sayera wyrwał go z osłupienia. Podrzucił lasgun do góry, ale szybko się zreflektował.
- Już byś i tak nie żył, Berti, gdybym był wrogiem. Chodź, przebijamy się dalej do centrum miasta. Może ktoś ocalał w budynku Prewentury.
Jeśli ocaleniem było ostrzelanie z granatników przeciwpancernych, unikając losu zamordowanych bestialsko za pomocą bagnetów, noży i innych narzędzi dalekich do wojskowej broni."




Otrząsnął się, gdy babinka poszła, zostawiając ciekawie pachnące jedzenie. Zgarnął jedną, ostrożnie wąchając i próbując. Okazały się jeszcze słodsze niż suszony owoc, dostarczając niesamowitego kopa cukrowego gwardziście. Mikenheim uznał, że to za dużo dla niego, więc poprzestał na jednym.

**


Wysłuchiwał odprawy w milczeniu. Znał swoją rolę.
Miał "czyścić" i stanowić zbrojną pięść komórki. Nie oponował, bo jak mógłby? Przecież to jedyne co umiał. Może poza ciężką pracą fizyczną, ale to dziwnie zbiegało się z służbą wojskową. Standardowe zadania - zbadaj co się stało z odciętym posterunkiem lub dlaczego wysunięte dowództwo batalionu milczy od kilku godzin.
Znajdź i zniszcz, sztandarowe zadanie Gwardii. A potem liczenie trupów, swoich i przeciwnika. Zwycięstwo wyrażane w przeliczniku. Pierdolona maszynka do mięsa, Astra Militarum.
Wziął wartę pomiędzy pierwszą, a drugą w nocy, znając z doświadczenia, iż przeciwnik lubił atakować o tej porze, gdy warta była zmęczona, a wojsko spało w najlepsze. Sprawdził resztę munduru, cały pancerz, dwa razy. Broń sprawdził i wyczyścił, zarówno pistolet jak i karabin. Nie miał planów wobec następnego dnia, bowiem wątpił czy dostałby tutaj w legalny sposób i z legalnego źródła dodatkowe baterię do lasguna.
 
__________________
Ayo, 'sup mah man?

Ostatnio edytowane przez BigPoppa : 13-05-2020 o 11:36.
BigPoppa jest offline  
Stary 13-05-2020, 16:31   #19
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację

Melina. Kwatera. Pora około-kolacyjna. Plus minus.

_____ Zdarzenia naokoło jakby docierały do Merekkerth’a przytłumione. Zbyt skupiony na pucowaniu lufy potrzebował dłuższej chwili by wszelkie próby komunikacji zaowocowały reakcją z jego strony. Niemniej, polerowanie sprzętu nie trwało aż tak długo, by nie dostrzec zgrabnie przygotowywanego posiłku przez współtowarzyszy. Bardzo szybko acz pieczołowicie, posprzątał swój majdan ze stołu.
Wiele osób na pewno miało do czynienia z tech-adeptami więc zdawałoby się, że pochłanianie posiłku przez przedstawicieli tej profesji nie jest niczym dziwnym. Tak samo jak mozolne zamienianie produktów w jednolitą papkę, przypominającą bardziej pozostałości po wcześniejszych, spieranych dokładnie przez cały wieczór, owocowych bombach rozbryzgujących się do wtóru rozentuzjazmowanego tłumu. Bezzębni weterani i ludzie w bardzo podeszłym wieku często w podobny sposób obchodzili się z posiłkami. Ktoś bardziej przejmujący się relacjami społecznymi w tak małym, a do tego dziwacznym gronie, zastanowiłby się nad czynnością, którą Merrekerth właśnie wyczyniał. Perkele jadł. Osłona dolnej części twarzy ,dla każdego myślącego logicznie osobnika, wydawałaby się problematyczna podczas wszelakiej konsumpcji. Rozum podpowiadał odłączenie przewodów i rurek, zdjęcie mniej lub bardziej metalowej osłony i przystąpienie do spożycia posiłku. Próżniak jednak zaniechał takowych czynności. Po prostu zamienił coś, co można by nazwać zaślepką z drobnymi oktagonalnymi otworami, na kolejną rurkę. Drugi jej koniec umieścił w półmisku gdzie znajdowała się pieczołowicie sporządzona papka.

[i]- Sssssśśśllluuurrrp! - [I/] głośne siorbanie towarzyszyło posilaniu się Merekkerth’a, który jak wielki dwunożny komar, spożywał posiłek. Trwało to dość długo i na pewno niejednemu więdły uszy od owej kanonady dźwięków. – Sssssśśśśllluuuurrrrp! -

To samo miejsce. Nieco później.

_____ Reszta wieczoru minęła nawet zgrabnie. Jako najchudszemu na pace, a przy tym siedzącemu na środku, najmniej dostało się nadgnitą breją owoców, przez co jego kostium, nie wymagał tak pieczołowitych oględzin. Owszem poświęcił na to ze 30 minut i niemal przeoczył dostawę ciasteczek, które podobnie jak zawartość półmiska, zostały zamienione w papkę i wsiorbane do jego organizmu.
"Błogostan."
To jedyna myśl jaka przychodziła mu do głowy gdy nadmiar cukru rozprowadzał się zakamarkami jego układu krwionośnego. Do wtóru z napojem parującym z kubeczka. Kubeczek był ładny, dziecięcy, z różowym słonikiem. Poprzez zakamarki pamięci przesączył się obraz, a raczej fotografia, którą widział dawno temu gdy zaczynał służbę na Łajbie. Postać okryta w ciepły kocyk i uśmiechająca się do obiektywu. Ciekawe czy dodatek w postaci takiego kocyka nadałoby obecnej chwili jeszcze bardziej przytulne echo.
-Mmmm… myysiu, jak tu miiiło - zajęknął się Merekkerth zsuwając kaptur z głowy i przymykając nieznacznie oczy.

_____ Wsłuchiwał się w informacje przekazywane przez siostrę Marion i kontrolował ich zgodność z tym co odczytał z infoczytnika i dokumentów.
Zmiana planów. Znaczy, że coś się działo, pobyt w przestrzeni zwiększonej grawitacji miał się przedłużyć co nie nastrajało zbyt pozytywnie, przyzwyczajonego do ciągłej wibracji i ‘pomruku’ maszyn, Tech-adepta.

– Jak myślisz Mysiu? Zgodziłabyś się popracować dla wujcia? Może ci biedni agrobylcy by za to nam pomogli? Ale jak to Mysiu? Mysia się boi? Ale to chyba nie tak bardzo inaczej jak gdy wujcio na Krypie cię miział. Nooo? Mysiu? Nasi koledzy mi pomogą, chyba. - Merekkerth powiódł pytającym wzrokiem po tych osobnikach, mających w dość dobrym stopniu do czynienia z technologią. Wszak planetarniacy mieli swe niuanse, a podpowiedź jednego z nich mogłaby mu pomóc w rozmowie z Mysiami. Może i tam by się udało kapryśne maszyny doprowadzić do jako takiej ogłady…

– To co mysiu? Zbierzemy dane z lokalnego tech-folkloru? To bezpieczne? A może nie. Co mysiu? Zapytać kolegów? To jeszcze nie koledzy. To są MOŻE koledzy. Tak mysiu. Tylko którego? Może ten jak lalka? - wzrok Kapłana utknął na Fabiu – Zabierze wzrok od nas. A my będziem obserwować. Tak. Mysiu, to dobry pomysł. Co? Czy się zgodzi? Zgodzi? - Ostatnie słowo specyficznej wypowiedzi Perkele skierowane zostało do Fabia Boticelli’ego, który mógł w pełnej krasie dostrzec 'wielgachne' oczy tech-adepta wlepione i jego jaśniejące jestestwo niczym pięcioletnie dziecko w kolorowy obrazek.
 

Ostatnio edytowane przez Gienkoslav : 17-05-2020 o 19:53.
Gienkoslav jest offline  
Stary 17-05-2020, 09:49   #20
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Fabio wraz z Varnem powrócili do mieszkania przemoczeni. Furgonetka była wyczyszczona i wymyta jednak oni mieli na sobie ślady po zgniłych owocach, z grubsza zmyte wodą ze szlaucha. Ale poza tym wyglądali na zadowolonych i można by rzec - szczęśliwych.

Po ogarnięciu się i umyciu Fabio zasiadł ze wszystkimi do kolacji, złożył ręce do modlitwy i po krótkim dziękczynieniu zabrał się do jedzenia. Miła niespodzianka jaka potem nastąpiła odnośnie ciasteczek i ciasta też go bardzo ucieszyły.

- Widzę, że system nadzoru osiedlowego na każdej planecie działa dokładnie tak samo. - rzekł gdy starsza pani poczłapała już do swojego mieszkania.

Ogólnie wieczór został spędzony przyjemnie. Po minach pozostałych członków drużyny dało się poznać, że i im rzadko się zdarzały takie chwile. Sankcjonowany wiedział, że trzeba dziękować za takie rzeczy ich pięknemu Zbawcy - Imperatorowi.

***

Fabio uśmiechnął się do drużynowego Trybika, a kiedy ten skończył mówić położył mu swoją wypielęgnowaną dłoń na ramieniu.

- Prawie kompletnie nic nie zrozumiałem z tego co mówisz, mój cybernetyczny przyjacielu, ale jeżeli chcesz bym ci pomógł rozejrzeć się po okolicy i byśmy zasięgnęli języka chętnie ruszę z tobą dowiedzieć się co "w trawie piszczy" jak to mawiają agriworlderzy. - rzekł po czy zarzucił swoimi blond włosami - Acz muszę cię prosić byś zmienił szaty adepta Mechanicum na coś mniej rzucającego się w oczy. Nie chcemy by wszyscy mieszkańcy zaczęli mieć do ciebie pretensje o brak współpracy jakiej doznali ostatnio od twoich braci z gór.

***

Podczas czuwania wartownicy o bardziej wyczulonych zmysłach słyszeli cichy szmer dochodzący z sypialni zajętej przez Fabia i Firolio. Psyker leżał na boku z głową wtuloną w poduszkę. Z jego poruszających się ust wydobywał się szept. Po wsłuchaniu się można było rozpoznać wysoki gotyk. Przyjemny, niski głos którym zwykł raczyć towarzyszy tym razem brzmiał złowieszczo i tajemniczo. Wypowiadane przez niego ochronne kantyki miały odpędzać złe moce w imię Imperatora.

***

Po nocy, która dała trochę mniej wytchnienia niż by można było chcieć, Fabio pomógł przygotować śniadanie. Ubrany w spodnie oraz znaleziony w kuchni fartuch eksponował swoje szerokie plecy, tors i umięśnione ramiona. Co ciekawe dało się dostrzec sporo blizn pozostałości zapewne po Sankcjonowaniu jak i Serwując towarzyszom kanapki i jajecznicę uśmiechał się do nich serdecznie jakby nadrabiając podkówki Mikenheima i Marchand. Swoją drogą największych w grupie służbistów obdarzył wyjątkowo szerokim uśmiechem chcąc im trochę ulżyć w ich ciężkim i niewdzięcznym życiu.

Mając kontakt z takimi ludźmi Fabio dziękował dobrodusznemu Imperatorowi za dar niepamięci. Czy w przeszłym życiu też żył tak ponuro i chłodno? Nie rozkoszując się Blaskiem Imperatora na swojej duszy i swoim ciele?

Kiedy było po śniadaniu spróbował ogarnąć Perkele by tak nie raził swoim trybiarstwem w oczy, po czy zwrócił się do Varna.

- Może pójdziesz z nami, przyjacielu? - zaproponował - Będzie nam raźniej, a i wydajesz się dużo bardziej obeznany z ulicami i miastami.


 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-05-2020 o 10:25.
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172