Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-04-2017, 10:11   #61
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Markiz skoczył do niej.
- Uff, już nie mogłem wytrzymać najdroższa - wyszeptał jej do ucha. O rety, co ta kobieta zrobiła z owym niewinnym prawiczkiem …
Wampirzyca pocałowała go gorąco w jej ustach czuć było smak krwi.
- Będziesz musiał jej kiedyś powiedzieć, mój drogi. - Zsunęła z niego szlafrok, pozwalając by ten upadł na podłogę.
- Tak wiem, ale jeszcze nie teraz - wyszeptał rozgorączkowany. - Och, Agnese, jak to dobrze, że twoja tajemnica to nic tak groźnego, jak się bałem. No wiesz, gdyby okazało się, że twój mąż żyje oraz ma do ciebie prawo, nie zniósłbym tego - szeptał całując ją. - Och, jak bardzo cię pragnę.
- Alessandro jestem ponad 100-letnim trupem
- Agnese uśmiechnęła się do niego.
- Tak tak, ale porozmawiajmy potem, jestem otwarty na wszelkie tematy - chłopak próbował zdjąć suknię signory. Zdecydowanie wampirzyca wpływała na niego niesamowicie.
Agnese wstała by było mu wygodniej.
- Rozbieraj mnie, a ja ci zdradzę jeszcze co nieco, co ty na to?
- Tak tak, ciągle myślałem o tobie. Wiesz, wspomniałaś na temat drugiej dziurki
- powiedział cicho, jakby wystraszył się własnych słów. Jednak wraz z powstaniem Agnese z fotela, sprawa rozbierania zdecydowanie przyspieszyła i dobrze, ponieważ kobieta wyraźnie dostrzegała na koszuli nocnej markiza sporą wypukłość w strategicznym miejscu.
- Wspominałam, Gilla pokazała mi pewne cudowne urządzonko, ale myślę, że pobawimy się nim przy innej okazji. - Agnese uniosła lekko dłonie by mógł zdjąć z niej suknię. Rozbierał ją i słuchał, jednocześnie zaś raz po raz kąsał leciutko jej piękny, seksowny kark. Właściwie całował, jednak czasem w grę wchodziły też jego jasne ząbki. Obróciła się do niego przodem stojąc w samej halce. Przez cieniutką pawełnę prześwitywało jej ciało, szczególnie dwie malinki jej piersi, które od podniecenia przyjemnie sterczały. - Coś czuję, że dziś masz mnie ochotę po prostu wziąć.
- Kochać bardzo i nie po prostu, ale tak bardzo! - wykrzyknął z zapałem dobierając się do jej ust oraz kolejnych pocałunków. Nagle zatrzymał się. - Powiem ci coś, ale nie śmiej się, dobrze? Pożyczyłem sobie z dawnej biblioteki ojca taką książkę i tego, tam pisało, że ugryzienia podczas takich chwil są przyjemne - wyznał. - Dlatego próbowałem … kochanie, czy to było przyjemne? - spytał nie wiedząc, czy nie zrobił jej krzywdy.
- Yhym … - Agnese nachyliła się i dotknęła ustami płatków jego ucha. - Wampiry bardzo lubią gryzienie. - Wsunęła palec w kołnierzyk jego koszuli nocnej i rozerwała ją jednym pociągnięciem dłoni. Tkanina zsunęła się na podłogę, a sam markiz stanął przed nią nagi oraz całkiem przygotowany. doskonale pamiętała, jak wygląda w takich momentach.
- Kocham cię, pragnę cię - wyszeptał unosząc ją i sadzając na skraju stolika, który zwykle służył do przeglądania książek. Potem pochylił się nad nią układając ją swobodnie na blacie tak, że jej pupa była na samym brzegu oraz tuż za skrajem. Podniósł jej smukłe nóżki lekko je rozsuwając tak, że mógł widzieć i jej piękną buzię i ciało, dalej skryte halką i słodki kwiat, z którego akurat materiał się zsunął. Jedną jej nóżkę ułożył na swoim ramieniu. Dzięki temu mógł ująć swój oręż i odpowiednio przycelować, przedtem zaś nieco pobawić się, podniecić kobietę pieszczotą czerwonego czubka, który najpierw muskał jej płateczki, potem zaś rozepchnął je na bok wchodząc pomiędzy.


Przez chwilą poruszał się w owej wspaniałej szczelince jeszcze bardziej wzmacniając i jej przyjemność i swoją twardość. Jednak chyba nie potrafił już się powstrzymać. Agnese uczuła, jak rusza niżej, gdzie kryła się jej jamka rozkoszy i nie wychodzi stamtąd szykując się przez momencik do uderzenia. Potem zaś, jak mocno wdziera się w nią jednym, potężnym pchnięciem rozdzielającym jej ciało. Nowina, że jest wampirzycą, stanowczo nie wpłynęła na jego pociąg do niej. Doskonale czuła to każdą cząstką powierzchni swego podnieconego ciała. Ponadto miała rację. Teraz miał po prostu ochotę ją wziąć. Poczuć jak stają się jednym, dać przyjemność oraz brać. Rzucić się ku niej nie myśląc nic, po prostu oddając się miłości oraz cudownej żądzy. Agnese jęknęła z rozkoszy. Była ciekawa na ile markiz rzeczywiście ozdrowiał… na ile mogła sobie pozwolić. Jedna ręką mocno przytrzymała się stolika, by drugą przysunąć do swoich własnych ust. Uśmiechnęła się do mężczyzny pokazując kły i na jego oczach rozcięła sobie palec. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, by zobaczył jak na jej palcu zbiera się czerwona, gęsta kropla. Krew, dla niej coś wyjątkowego, dla niego raczej, symbol wspólnoty oraz zjednoczenia. Teraz markiz, choć szczery i kochający, był samcem, ona zaś samicą, która dla niego stanowiła skarb. Jej palec, jej krew, wziął ją w swoje usta, całował i ssał, tak, jakby właśnie jej dar, ale bardziej podniecający seksualnie, niż wampirycznie. Agnese jęknęła z rozkoszy. Pijący z niej mężczyzna sprawiał, że cała drżała. Uśmiechał się do niego i wiedziała, wiedziała że już za chwilę jej vitae sprawi że Alessandro poczuje się kompletniejszy, silniejszy niż kiedykolwiek.
- Mój piękny Alessandro. - Jej głos przypominał pomruk. Mężczyzna widział, że Agnese nie chowa swych kłów. Że patrzy teraz na niego nie tylko z pożądaniem, miłością ale gdzieś tam w dnie źrenic czai się lekki głód, którego nie starała się ukrywać. Tak, głód. On też jednak go zaspokajał. Głód jej ciała. Wcale nie musiał pobierać jej krwi, by stała się dla niego kimś niezbędnym. Krew chyba stanowiła po prostu takie przypieczętowanie i to bardzo udane, bo wzmocnienie, którego doznał markiz, Agnese uczuła najpierw w sobie. Do tej pory nie mogła narzekać na kochanka, niedoświadczonego, ale pełnego entuzjazmu. Teraz doszła jeszcze siła większa i moc. Jak to możliwe, że twardy i duży ptak podnieconego markiza, stał się jeszcze twardszy, jeszcze grubszy, jeszcze mocniej rozpychający jej ciasne wnętrze. Że krew pędziła w jego żyłach i czuła ją także w tych, które znajdowały się wręcz na skórze jego penisa. Jak jego szybkie ruchy stały się jeszcze szybsze, jak uniósł mocniej i rozciągnął jej nóżki, by dostać się jak najgłębiej, jak najdalej, by ugodzić ją słodko jak najmocniej.


Piękna Agnese krzyknęła głośno patrząc mu prosto w oczy. Widziała w jego spojrzeniu odpowiedzieć na nią. Chcę cię i nic więcej mnie nie obchodzi. Kocham cię kimkolwiek jesteś. Uderzał i wychodził, prawie opuszczając jej jamkę, prawie dopuszczając, by jego czerwony żołądź pojawiał się przytulony do jej warg. Jednak kiedy już prawie wydawało się, zaczynał ponownie. Coraz szybciej. Niemal słyszała jak stolik pod nimi trzeszczy, jak stare drewno ugina się pod naporem młodzieńczej siły markiza. Chciała go poczuć pełniej, bardziej. Ostrożnie, niepewna, jak zareaguje wysunęła palec z jego ust i przyciągnęła go do siebie kładąc go na sobie. Zaciągnęła się jego zapachem.
- Ach Alessandro, tylko jeśli pozwolisz… - Delikatnie ucałowała jego ramię, podczas gdy on cały czas w nią wchodził. Czuła jak jej kły swędzą, jak całe jej ciało domaga się krwi. młodej świeżej krwi. Zaś on nawet nie wiedząc o tym pozwoliłby jej w tej chwili na wszystko.
- Taak - jęknął przy kolejnym rozrywającym cudownie pchnięciu.
Wampirzyca wgryzła się w jego ramię i wzięła powolny, długi łyk. Poczuła jak jej ciało spina się, jak jej ramiona trochę wbrew jej woli puszczają stolik i obejmują mocno poruszającego się w niej mężczyznę. Jak całe jej ciało zaciska się na nim, zupełnie tak jakby nawet z jego męskości dało się wyssać odrobinę vitae. I w pewnym sensie tak było, markiz krzyknął i był to niewątpliwie głos niesamowitej przyjemności, której nie da się opanować. Zaś piękna Florentynka poczuła, że na podbrzuszu markiza zbiera się coś, że buzuje w nim, że już gotuje się do wystrzału i kiedy zdołała go zacisnąć swoimi mięśniami, mężczyzna już nie mógł powstrzymać się od ostatecznego ruchu. W jej łonie jego męskość zadrżała, a purpurowy, nasiąknięty wspólnymi olejkami czub wypluł potężną porcję białych, kleistych kropel uderzających nią niczym deszcz. Potem zaś kolejna i tak jeszcze kilka następnych, rozbijających się wewnątrz niej kolejnymi porcjami. Zaś jego twarz była niemal nieprzytomna ze wspaniałej przyjemności.


Ponęta Agnese wysunęła swoje kły i powoli, bardzo dokładnie zalizała ranki na jego ramieniu, czując jak wywołuje tym fale dreszczy u mężczyzny. Czule ucałowała jego ramię nim spojrzała Alessandro w oczy.
- Teraz będziesz musiał wyjaśnić swojej siostrze, co może wywołać ugryzienie wampira. - Jej głos był cichy, troszkę drżący od podniecenia, które zawładnęło jej ciałem. Tymczasem markiz ciężko oddychał powoli dochodząc do siebie. Jego męskość zmalała wewnątrz niej i powoli się wysunęła z kobiecego kwiatu.
- Będę musiał, ale nie dzisiaj - wyszeptał tonem nadziei. - Dzisiaj nie masz już żadnych spotkań, prawda i możemy spędzić je wspólnie …
- Tak mój piękny… chocia
ż. - Agnese zamyśliła się odchylając na stoliku, tak że jej głowa znalazła się poza meblem i zwisała. Markiz mógł widzieć jak jej smukła szyja spotyka się z piękną linią podbródka. - Powinnam zobaczyć co z tym piekarzem, ale możemy pójść tam razem.
- Razem i zaraz
- wyszeptał przechodząc na stronę stolika, gdzie była jej głowa. Pochylił się i zaczął ją całować. On od góry, ona odwrotnie od dołu. Te cudownie zwisające włosy, ta niesamowita pozycja. Usta chłopaka błądziły po jej wargach, łapiąc słodycz, po policzkach, wkraczały na szyję, zaś dłonie ujmowały najpierw jej odchyloną, zwisającą do tyłu głowę, później zaś przeszły przez szyję, na okryte halką piersi.

Contarini zadrżała od jego dotyku. Płynąca teraz w jej ciele krew z przyjemnością witała swego niedawnego gospodarza, jakby do niego wołając. Zamruczała cicho.
- Ach mój ty napalony markizie. - Wymruczała te słowa i sięgnęła dłońmi układając je na jego szyi. - Czyżbyś szykował się na kolejna turę?
- Jaaa … jeśli możesz … chyba
- wyjąkał speszony sytuacją. Ona wszak większością ciała leżała na stoliku, ale jej głowa i szyja zwisały tak cudownie się prezentując. Wpatrywał się w nią koncentrując się na piersiach signory, które cudownie wyglądały pod ledwie kryjącym cokolwiek cieniutkim materiałem. doskonale widać było dwa maleńkie kropeczki sutek otoczone ciemniejszym kołem oraz napięty fragment halki, który ukazywał jej cudnie jędrny biust. Ponadto twarz kobiety, buzia … przypomniał sobie, jak sprawiła mu przyjemność w pałacowej łaźni. Ale jej zęby? Jednak przemógł się. Jej głowa zwisała na odpowiedniej wysokości, zaś ułożenie odwrotnie do dołu było podniecające straszliwie. ale jeśli się obrazi ...
- Agnese, czy, czy zrobiłabyś mi to, co wtedy w łaźni wiesz ...
Wampirzyca nic nie mówiąc zsunęła się bardziej ze stołu i ucałowała jego zaczerwieniony czubek.
- Co takiego mam zrobić?
Chyba miała trochę zabawy wydobywając z niego takie wstydliwe słowa.
- Ja tego, no wiesz, jakbyś go … no wiesz tego … - ciężko mu było przełamać się i wyznać słowami pragnienie, by wzięła jego męskość w swe usta i pieściła ją nimi tak cudownie, jak właśnie wtedy.
Agnese przesunęła czubkiem nosa po końcówce jego męskości. Czuła jak ta rośnie, widziała jak zbliża się do niej mimo, że biodra markiza pozostawały w bezruchu.
- Nie wiem, skarbie. - Polizała rozpalony czubek i poczuła jak na jej język upływa gęsta, słona kropla. - Na co masz ochotę mój piękny?
- Ja
… - Agnese poczuła, jak nagle drętwieje, kiedy musnęła go tylko, zaś jego dłonie, pieszczące delikatnie jej piersi, nagle zaciskają się na nich mocniej. - Ach proszę - powoli popuścił ręce - proszę, weź, weź go swoimi ustami … - to słowo powiedział już tak cichutko, że gdyby nie wampirze zmysły chybaby go nie usłyszała. Jednak stanowczo nie potrzebowała ich, żeby czuć, jak ponownie jest rozpalony, jak mu mocno stoi, jak jej bardzo pragnie.
Agnese przejechała językiem od jego czuba w stronę podstawy jego męskości i zanurzyła swój nosek między jego klejnotami.
- Go, czyli kogo? - Powstrzymała rozbawienie, które chciało wybrzmieć w jej głosie. Tak Agnese kochała takie zabawy, a teraz gdy markiz nabierał śmiałości, zamierzała sobie na nie pozwalać coraz częściej. On zaś się płonił jak nieuświadomiona dzieweczka. Zdecydowanie odebrał wychowanie, które sprawiało, iż miał olbrzymi problem z wysławianiem się oraz rozmawianiem na tematy seksualne.
- Go - uczynił herkulesowy wysiłek, gigantyczny wprost odpowiadając kobiecie - mojego czło … czło … no wiesz … nka - dodał ponownie szeptem. - Weź proszę, już nie mogę - jego biodra poruszały się muskając jej twarz czerwoną końcówką, zaś dłonie skupiły przede wszystkim na pieszczeniu, leciutkim pociąganiu, drażnieniu stojących twardo sutek.


Wampirzyca uśmiechając się zatkała na chwilkę wieńczącą jego męskość dziurkę swoim językiem. Chwilę dociskała go widząc jak mężczyzna walczy z sobą. Po czym ucałowała jego czubek i odchyliła się.
- Co to jest “czło”?
- Członek, członek, członek, błagam, członek, członek, Agnese, błagam, ja już nie mogę
- rzucił rozpaczliwie doprowadzony do ostateczności przez dominującą kobietę.
Agnese przesuwała noskiem po jego męskości, czuła jak robi się jej potwornie gorąco, jak pulsująca w nabrzmiałym ciele krew woła ją.
- Ach… członka. - Ucałowała go delikatnie. - Co mam zrobić z twoim członkiem?

"Torturowała" go! Biedniutki chłopak zwijał się niczym w ukropie i niemal gotów byłby na wszystko, właściwie był, ale ona … robiła z niego normalnego służącego. Bawiła się w grę “Master&servant” której markiz jeszcze nie znał dopiero powoli poznając zasady.
- Och błagam, proszę, weź go w usta, tak jak w łaźni .... - wyrzucił z siebie pokonany, chociaż zaczerwieniony ze wstydu niczym piwonia.
Agnese wyszczerzyła się. Był blisko… niewystarczająco.
- Go?
- Członka, mojego
- już po prostu wyszeptał bez oporu powalony i jej wdziękiem i swoim pożądaniem.
Wampirzyca delikatnie possała jego czubek by lekko upuścić jego napięcia.
- Ach - jęknął przekonany, że zaraz ...
- Twój członek wydaje się być całkiem zadowolony, co mam z nim zrobić? O co mnie błagasz skarbie? - Zlizała kolejne upływające krople.
- Weź proszę, weź go do swoich ust, ust, proszę cię - ponownie jęknął kiedy przestała ssać. Och, jak ją pragnął, jak drżał przy jej twarzy zaś jej sutki, to mocniej, to słabiej podszczypywane, brały na siebie jego frustracje, które odruchowo uwidaczniały się w sile pieszczot.
Agnese possała bok jego penisa. Pozwalając by kieł lekko sie o niego otarł. Chyba poczuła drgnięcie, ale pożądanie zwyciężyło bez problemu
- Chcesz bym wzięła twego członka do ust?
- Tak
- już bardziej krzyknął niż powiedział. - Tak błagam, chcę tego, potrzebuję, pragnę … - jęknął niemal zrozpaczony.

Powoli Agnese wzięła go do ust powoli, ocierając się o niego językiem. Czuła jak pulsuje w jej ustach. Mocno possała męskość Alessandro i sięgnęła do niej ręką, która powoli przesuwała się po nabrzmiałych od krwi żyłach, delikatnie je uciskając.
- Och tak, właśnie to! - jęknął ponownie markiz doprowadzony do ostateczności. Nogi pod nim drżały. Agnese, cudownie położona na blacie, mająca odchyloną, zwisającą głowę właśnie brała ustami jego męskiego ptaka … Nawet nie myśląc ruszył biodrami do przodu próbując jej włożyć głębiej. Potem się leciutko cofnął, ruszył jeszcze raz, jakby jej usta były tak samo pasujące, jak kobiecy kwiat. Zwyczajnie nie mógł się powstrzymać po tym długim oczekiwaniu. Agnese jęknęła gdy zanurzył się w jej ustach, chwilę pozwoliła mu na ten ruch, po czym mocno przytrzymała go. Nim markiz zdążył zareagować wgryzła się w niego. Na początku był ból, ukłucie dwóch kłów przeszywających tą tak delikatna skórę, a zaraz potem zniewalająca przyjemność rozchodząca się z tego najwrażliwszego z miejsc i obezwładniająca całe męskie ciało. Nie piła, nie chciała go osłabiać, pozwoliła tylko cieszyć się tym elektryzującym uczuciem jakie dawało bycie gryzionym. Przez chwilę jakby zamarł, jęknął z bólu, ale ten jęk przeszedł z bólu na przyjemność, potem zaś rozkosz, która rosła … natomiast wraz z nią rósł męski ptak w ustal Agnese. Jej zęby, język doprowadzały do tego, że markiz prawie upadał, jeśli zaś trzymał się na nogach to już chyba tylko dzięki krwi wampirzycy.
- Ach, już nie mogę - jęknął, ona zaś poczuła jej drży w jej ustach wystrzeliwując swoje nasienie. Agnese wysunęła kły i powoli zaczęła spijać lepkie soki mężczyzny, ssąc go mocno, niemal boleśnie. On zaś jęczał, jednak nawet jeśli odczuwał jakikolwiek ból, nie było tego w jego głosie.
- Och och och - ponownie wystrzelił jeszcze resztą swojego nasienia oraz resztę soczku. Agnese widziała najbliżej jego woreczek. Był straszliwie mocno uniesiony, wręcz niemal przywierający do penisa, zaś włoski na udach mężczyzny stały niby zelektryzowane. Krew pulsowała w nim bardzo szybko, zaś kolejny dech unosił pierś. Ta kobieta potrafiła go doprowadzić do rozkosznego szaleństwa. Czyż biorąc pod uwagę to oraz oczywiście miłość, mógłby przeszkadzać drobny fakcik, że jest maleńkim wampirkiem?


Urodziwa wampirzyca powoli wypuściła go z ust, czując, że wyrzucił z siebie wszystko i jeszcze na pożegnanie ucałowała, teraz tą bardzo wrażliwą część ciała markiza. Przeciągnęła się i poklepała po brzuchu, jakby właśnie zjadła pyszny posiłek. On zaś dosłownie padł na kolana całując ponownie jej odwrócone dalej usta i twarz.
- Agnese, jesteś niesamowita - wyszeptał. Westchnął ciężko nie przerywając kolejnych pocałunków poza pomocą jej by ponownie po prostu usiadła na stole. Ciągle w halce, podczas kiedy on był nagi. Całował oraz nie przestawał, aczkolwiek owe pocałunki nie tracąc namiętności, stały się powoli bardziej spokojne, przytulające, pieszczące.
- Hmmmmmmmrrrr - wymruczał - kocham cię, hmrrrrrr.

Chwilę zajmował się tylko tym.
- Wiesz, wspomniałaś przedtem, ale wtedy byłem, znaczy umknęło mojej uwadze - przyznał. - Chciałaś zobaczyć kogoś, jeśli pamiętam - i ponownie obcałowywał, tym żarem uszka, które tak pięknie mu zaprezentowała. Łapał wargami końcóweczkę, leciutko naciągał, po czym pocałował starając się jednocześnie słuchać. Agnese chwyciła jedną z jego dłoni i ułożyła na swym rozpalonym, mokrym od soków łonie. Chwilę przesuwała palcami po jego ręce, jakby się nad czymś zastanawiając.
- Wampiry nie mogą mieć dzieci. - Wypaliła to całkowicie bez związku z czymkolwiek. Choć biorąc pod uwagę ile jego nasienia znalazło się już w niej od początku jej tu obecności, można by rzecz że nawet miało to sens.
- Ano niektórzy ludzie także - przyznał niezrażony. - Ale pomimo tego wyjdziesz za mnie, prawda?
- Alessandro jesteś markizem, powinieneś mieć potomstwo
. - Agnese uśmiechnęła się do niego ciepło. Pozostawiła jego dłoń spoczywającą na jej łonie i pogładziła ręką twarz mężczyzny. Ten fakt był dla niej oczywisty. Była wychowana jako arystokratka i wiedziała jakie znaczenie ma dla wielkich rodów potomstwo.
- Zazwyczaj tak bywa, jednak moja rodzina jest bardzo liczna - Colonnowie faktycznie byli rozrodzeni, jak mało kto - nie spocznie na moich barkach obowiązek utrzymania rodu. Nie licząc faktu, że możemy kogoś adoptować, dziewczynkę lub chłopca, który później zostanie wydany za urodzonego Colonnę. Wszystko zostanie w rodzinie. Kocham cię, pragnę być z tobą i z twymi bliskimi. Naprawdę właśnie tego chcę.

Ucałowała go ciepło. Była szczęśliwa… bardzo szczęśliwa.
- Wobec tego nie mam wyboru świrze. - Przysunęła się do niego obejmując go nogami. Całowała go coraz mocniej, coraz namiętniej, a on czuł na swoim brzuchu jej wilgoć. Chyba naprawdę poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. chrzanić wampiryzm czy cokolwiek, ale ona, ona zgodziła się za niego wyjść. Gdyby radość parzyła, Agnese zostałaby błyskawicznie spopielona. Chyba właściwie nie pamiętała, żeby jedna jej decyzja dostarczyła komuś takiej cudownej energii. Markiza wręcz ona rozpierała cudownie. Który to cud jej przekazywał oddając sto tysięcy słodkich buziaków oraz słodkich objęć. Biedny stół ponownie był poddany próbie, kiedy on siedział na nim, ona zaś usiadła mu na nogach otaczając nogami i tuląc się. Ale czuła także w tym wszystkim, że nie tylko jej łono ponownie się rozpala pragnąc męskiej twardości wewnątrz siebie. Poczuła, że także jego duma ponownie zaczyna twardnieć i powoli się unosić. Czuła to, wszak właściwie siedziała dokładnie w tym miejscu na jego udach. Agnese naparła na niego i wsunęła w siebie, mimo, że jeszcze nie był do końca twardy.
- Możemy tak przypieczętować moja zgodę. - Ucałowała go by po dłuższej chwili dodać - Jesteś szalony Alessandro.
- Aaaach, taaak, och, to dooobry, baaardzo dobry pomysł
- wystękał markiz czując, jak znowu jest w niej. - Och, ale nie szalony - tu zaprotestował i jęknął - nie szalony, raczej to była najrozsądniejsza decyzja, aaach, och tak, uuuaa, cudownie - jęknął ponownie, zaś kobieta czuła, że młodzieńcza potencja wsparta wampirzą krwią działa cuda. On wręcz rósł w niej niczym ciasto na drożdżach, rozpychał się w jej jamce, rozciągał ją coraz mocniej, powiększał się, wydłużał, drżał atakując kolejnymi bodźcami jej wrażliwe ścianki. Jednocześnie zaś pocałunki i objęcia łączyły ich.
 
Kelly jest offline  
Stary 18-04-2017, 15:12   #62
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese zaczęła się naprzemiennie unosić i opuszczać ujeżdżając mężczyznę. - Rozsądna? - Czuła jak jej głos drży, a ciało łaknie ciepła Alessandro. Przed chwilą go doprowadziła, jednak sama… tak sama nie była zaspokojona. Jednak sprawiło to, że ten kolejny raz miał być znacznie dłuższy. Genitalia markiza nie mogły szybko wytworzyć kolejnej porcji i to było czymś cudownym dla tej wspaniałej galopady. Dosiadała go niczym rumaka. Markiz absolutnie wcześniej nawet nie wiedział, że istnieje taka możliwość, by kobieta była na wierzchu, lecz widać, iż podobało mu się to. Nie mógł zbytnio się ruszać siedząc na stole. Jednak podniecenie powodowało, iż wiercił się, usta gwałtownie całowały, zaś jego dłonie wdarły się pod jej pupę, unosząc ją, opuszczając, sterując … Wszystko to działo się niemal bez jego świadomości, po prostu prowadzony miłością i instynktem. Oddawał się temu pędowi, gdy pędziła na nim raz po raz nabijając się, a on po prostu ją kochał. Wampirzyca zdjęła z siebie halkę, przerywając pocałunek. Jego dłonie na jej pośladkach, były takie cudowne, gdyby tylko…
Oczom, mężczyzny ukazały się jej spore, falujące teraz piersi. Nachyliła się do jego ucha, starając się nie przerywać tego ruchu.
- Wsuń swój palec w mój otworek, skarbie. - Delikatnie ugryzła jego ucho.
- Aaaa - jęknął pod wpływem mocniejszego skoku. Agnese niemal wyszła unosząc się, potem zaś opadając do końca. - Ja … ja … jaki otworek? - wydukał. Był podniecony i chyba średnio się nadawał na filozoficzne zastanawianie się. Tym bardziej, że cudowne chwile przeżywała także ona i chyba miała średnią ochotę na dłuższe wyjaśnienie. Ale kto wie?

Agnese przygryzła wargę i sięgnęła do jego dłoni, powoli skierowała ją tak, że jeden z palców otarł się o jej tylną dziurkę. Jęknęła z rozkoszy. Głośno, co sprawiło, że jej głos wypełnił całą komnatę.
- Ten otworek. - Widział jak jej oczy były rozpalone, wpatrzone tylko w niego, ale też nieznoszące sprzeciwu. Wymagające.
- Ten? Ten aaa ten można? - chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale jej spojrzenie oraz własne podniecenie przemogło. Środkowy, najdłuższy palec prawej, obejmującej jej pośladek dłoni markiza nagle zaczął się posuwać bardziej do środka w miejsce, którego przed momentem dotykał, gdy ona nakierowała jego dłoń. Przez chwilę po prostu dotykał ją tam, leciutko pocierał tylną dziurkę oraz okolicę. Wampirzyca zamarła delektując się jego dotykiem. Drżała z podniecenia, czekając.
- Proszę… Alessandro. - Szeptała cicho.

Jakby lękał się, jakby nie przypuszczał, ale nagle Agnese uczuła ten ruch do środka, to rozciągnięcie mięśni, kiedy najpierw jego końcóweczka, paliczek z paznokciem zaczęła wchodzić. Rozepchnęła mięśnie i zaczęła wchodzić. Wampirzyca zadrżała mocno, z jej ust wyrwało się to rozkoszne jęknięcie, które markiz już doskonale znał. Najpierw tylko bliziutko na głębokość paznokcia, potem zatrzymała się, aż wreszcie ruszyła do przodu, na ile mogła w takiej pozycji, jaką obydwoje mieli. do połowy, potem dłużej, aż wreszcie niemal cały znalazł się jej pupie. Agnese zaczęła się poruszać. Na początku powoli by szybko powrócić do porzuconego tempa. Jej piersi falowały przed oczami mężczyzny gdy brała go teraz w dwóch miejscach.
- Ach - jęknął markiz starając się utrzymać palec, gdy tak na nim galopowała. - Jesteś cudowna, och - czyżby spodobało mu się to właśnie teraz? Wampirzyca czuła jak jest blisko, jak całe jej ciało woła o zaspokojenie, o przerwanie tego narastajacego z każdą chwilą podniecenia

- Agnese, ja zaraz, znów och, Agneeeeeeeeseeee - wyjęczał nie mogąc już utrzymać w sobie. Krzyknęła czując jak znów w niej dochodzi. Napiła się na niego mocno i jej ciało ponownie przeszył ten cudowny impuls. Wwiercała się w niego, w jego męskość, w jego penetrujący ją palec i krzyczała z przyjemności, nie zważając na to, że musi ją słyszeć chyba cały pałac.
- Alessandro! - Jego imię niosło się echem po komnacie. Zaś on szeptał ciszej jej, lecz jedynie dlatego, że nawet podczas orgazmu udało mu się nie przerwać całowania, które jeszcze bardziej podrażniało cudownie wrażliwe ciało.
- Och, moja najcudowniejsza, moja narzeczono - odkrył nagle, ze skoro się zgodziła, byli narzeczonymi, potem zaś mąż i żona i po prostu przytulił ją tak bardzo mocno do siebie. Trochę erotycznie, ale przede wszystkim jednak czule.
- Mój Alessandro. - Głos Agnese cichł. - Mój, mój i tylko mój. - Powoli opadła w jego ramiona. Zmęczona… tak czuła, że jest zmęczona. Nie musiała oddychać, ale wtulała się w jego ramię ciesząc się jego zapachem. - Mój wspaniały Alessandro.
- Tylko twój - powiedział szczerze. - Będziemy musieli im to ogłosić - wyszeptał,- chociaż … wiesz, może to głupie pytanie, ale czy wampiry mają jakąś specjalną ceremonię ślubną? - spytał ją tuląc mocno.

Agnese wyprostowała się i uśmiechnęła się. Ucałowała go lekko, ale na razie nie wypuszczała go z siebie.
- Moje dwie były całkiem normalnymi ceremoniami kościelnymi. - Mrugnęła do niego.
- Cudownie, wobec tego czy trzecia może być także? -spytał. - Cieszę się, że cię spotkałem, tak bardzo się cieszę - wyszeptał nagle czule. - Będziesz przepiękną panną młodą i będziemy musieli obmyślić ceremonię, choć pewnie już po konklawe, biorąc pod uwagę, co tutaj się wokoło dzieje - posmutniał nieco.

Agnese wstała wypuszczając go z siebie. Wyciągnęła w jego stronę dłoń, chcąc pomóc mu wstać.
- Po konklawe. - Uśmiechnęła się. - To i tak dosyć krótko jak na narzeczeństwo. - Jej pierwsze trwało trzy lata nim rodzice ustalili podział majątku. - Nie wiesz, ale właśnie oświadczyłeś się Medicci.
- Ooo, naprawdę jesteś z tej rodziny? Hoho, to nic dziwnego, że masz tylu znajomych oraz kardynał cię odwiedzał. Jesteście bowiem rodziną. Ale teraz bedziesz moja najcudowniejszą rodziną, ooooooo - uśmeichnął się od ucha do ucha.
- On nie wie. To nazwisko rodowe straciłam z pierwszym małżeństwem, jakieś 50 lat temu. - Mrugnęła do markiza i sięgnęła po halkę. Gdy się schyliła oczom mężczyzny ukazał się jej kwiat, z którego wypłynęły jego soki. Zanim zdążyła podnieść skoczył do niej.

- Proszę, choć chwilkę - wyszeptał - chwilkę pozwól mi jeszcze obejrzeć, dotknąć - poczuła jego dłoń na swoim udzie po wewnętrznej stronie. Jak przejeżdża szlakiem, którym po jej skórze spływało na dół nasienie przemieszane z miksem ich wspólnych soków intymności. - Proszę, pozwól mi - jego dłoń zaczęła delikatnie pieścić jej szparkę.

Agnese jęknęła gdy jej nadal rozpalone i bardzo wrażliwe płatki znów zasmakowały dotyku.
- Ale chwilkę, skarbie. - Niemal to wymruczała. - Powinnam naprawdę co nieco jeszcze zrobić tej nocy.
- Iść do tego przyniesionego? - spytał nie przestając ani na moment pieścić. dotykał jej płatki, pociągał leciutko, potem znowu był delikatniejszy.
- Yhym… - Wampirzyca ku swemu zaskoczeniu znów zadrżała. Jak tak dalej pójdzie nie będą z markizem w ogóle opuszczać sypialni. - Nie powiedziaaa.. - Jęknęła gdy jego palce otarły się o jej szparkę. - Nie powiedziałam wam ale są też inne istoty.
- Nie ma cudowniejszej istoty, niż ty - odpowiedział pieszcząc coraz intensywniej jedną dłonią. Skoro zaś jej się podobało … spróbował dołączyć drugą, ponownie zajmującą się tylnym otworkiem.

Agnese zadrżała od jego dotyku. Z jej ust wyrwał się ponownie jęk. To było szaleństwo. Obejrzała się przez ramię by zobaczyć minę markiza.
- Osobą, która chce mnie zabić jest mag.
- Mag, wszystko jedno, ja … nie wiem nic o maaaagach - jego paluszek ponownie zaczął się zagłębiać w tyłeczek Agnese, zaś druga dłoń jeszcze bardziej zintensyfikowała pieszczoty, koncentrując się szczególnie w węzełku połączenia płatków. Teraz mógł doskonale widzieć, jak reaguje, jak odbiera każdą swoja pieszczotę, każde dotknięcie pupy, każde mocniejsze wgłębienie się w tylną dziurkę.
- Alessandro błagam… - Wampirzyca zacisnęła pięść na swojej halce. Nie chciała przerywać, ale musiała wiedzieć. Musiał chronić tych niewinnych idiotów. - Proszę, będziesz mógł mnie tak ułożyć do snu, ale skończmy na tę chwilę.
- Do snu, kochana narzeczono - delektował się tym słowem. Agnese wiedziała, że trochę jest sama winna prowokując tego obłędnie zakochanego chłopaka, ale cóż, poczuła, że jego paluszek powoli zaczyna się wysuwać, zaś pieszczoty kobiecych wdzięków stają przyjemnym, leciutkim głaskaniem. Powoli uniósł się i objął ją od tyłu.

- Mogę iść z tobą, czy wolisz załatwić to sama ze swoimi ludźmi? - spytał czule ale już bez erotycznej podniety.
- Ty też jesteś teraz moim człowiekiem. - Uśmiechnęła się do niego nasuwając na siebie halkę. Obróciła się do niego przodem aż nazbyt dobrze świadoma tego, że nie przysłoniła w ten sposób swoich wdzięków. - Więc jeśli chcesz to leć się ubrać i chodź ze mną.
- Dobrze, będę za kilka chwil - wskoczył w szlafrok oraz wziął rozerwaną koszulę. Ubrał papucie i otworzył drzwi ruszając do siebie. Bezpośrednio za nimi stała jak zwykle Gilla.

- Dobry wieczór pani - jakoś wyrwało mu się dziwnie.
- Dobry wieczór markizie - odparła ghulica jakoś dziwacznie się uśmiechając, ale chyba nie zauważył pędząc do siebie.


- Pani? - Gilla weszła do środka wpatrując się w swoją ukochaną signorę. Chyba wszystko słyszała, jeśli stała tam już jakiś czas.
- On ma niespożytą ilość energii. - Wampirzyca uśmiechnęła się do swojej ghulicy. - Dużego rabanu narobiliśmy?
- Możesz mi wierzyć, pani. Jeśli kogokolwiek pani spyta, stwierdzi, że nic nie słyszał - powiedziała oględnie. - Chyba że chcesz dokładniejszą odpowiedź - uśmiechnęła się. - Cieszę się, że znalazłaś go pani, może potrafisz znaleźć miejsce dla nas dwojga nie tylko w swoim sercu, ale także swoim łożu - powiedziała poważnie.
- Oh kochana, wierzę, że nikt nie rzuci mi w twarz, że krzyczałam jakby mnie bito. - Agnese uśmiechnęła się i podeszła do swojej sukni. - Pytałam o szczerą opinię.
- Dosyć sporego, ale też bez przesady. Okna tutaj są podwójne oraz zamknięte - wskazała - zaś drzwi grube. Przypuszczam, że w okolicach tego piętra część tego skrzydła faktycznie przypuszcza, że coś się stało, lecz dalej już raczej nie.
- A co do miejsca w moim łożu. - Agnese narzuciła suknię i stanęła tyłem do Gilli by ta ją zasznurowała, co oczywiście ghulica zaczęła robić dokładnie i precyzyjnie, jak to zwykle w jej własnie przypadku. - Tak myślę, że niebawem będę mogła zasypiać między wami. Daj mu się jednak jeszcze chwilę nacieszyć nową narzeczoną. - Uśmiechnęła się do kobiety, szczerząc się.
- Och, to chyba mi umknęło - wampirzyca poczuła, że palce Gilli przez chwilę zadrżały. - Gratuluję pani i cieszę się twoim szczęściem i będę czekać na akceptację markiza mojej miłości do ciebie. Wiem, że cię kocha, więc pokocham także jego - skłoniła się dworsko przed nią stając z przodu. - Wszystko związane, signora, doskonale wygląda.

Agnese ucałowała ją.
- Moja droga. - Na jej twarzy pojawił się szczery, ciepły uśmiech. - Jest powód dla którego tobie mówię o tym jako pierwszej. - Delikatnie pogładziła policzek ghulicy. - Jesteś dla mnie bardzo ważna moja piękna.
- Dziękuję signora, będę czekała. Nie wyobrażam sobie wspanialszej kobiety niż ty oraz cudowniejszej córki ciemności. Jesteś obojgiem, choć przez jakiś czas mogło ci się wydawać, że jedynie twój gatunek kieruje tobą. Bardzo, naprawdę bardzo się cieszę, że odnalazłaś markiza.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-04-2017, 18:18   #63
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Tak rozmawiając stanęły na korytarzu czekając na markiza. Chłopak przyszedł względnie szybko. strój męski bowiem, jakby nie było, znacznie prościej zakładało się niźli kobiecy. Ucałował narzeczoną w policzek.
- Dobry wieczór - ponownie przywitał ghulicę
- Dobry wieczór - odparła Gilla uprzejmie oraz uśmiechnęła się sympatycznie do markiza Colonna.

Ruszyli wspólnie prowadzeni przez Gillę do sali, gdzie poprzedniej nocy dwie kobiety zostały szczęśliwymi matkami. Teraz były już przeniesione do swoich pokojów, gdzie normalnie mieszkały, czuły się bowiem słabo, lecz lepiej, wedle prawideł natury. Stało tutaj obecnie łoże, na którym był złożony nieprzytomny mężczyzna. Jednak żył, widać było wyraźnie dech na jego szerokiej piersi. Przy nim stała jego córka wpatrująca się niespokojnie, zaś obok Kowalski badający gorączkę leżącego i dumający nad sytuacją Alessio. Dalej na stoliku stała strzała, czy raczej bełt wbity we framugę lektyki.
Agnese powoli weszła do pomieszczenia i zerknęła na córkę piekarza.
- Zostaw nas proszę, na chwilę samych.
Dziewczyna skinęła potwierdzając oraz chciała wyjść.
- Gillo, za pozwoleniem signory, ale może mogłabyś jej towarzyszyć? - zauważył nagle Kowalski, który oderwał dłoń od czoła nieprzytomnego piekarza. Agnese uśmiechnęła się i skinęła głową, by zrobiła to o co prosi ją Kowalski. Gilla chyba zrozumiała, zresztą wszyscy, bowiem kiedy dziewczyna wyszła, Kowalski starannie zamknął drzwi, później zaś wyszeptał kilka łacińskich słów pod nosem.

Polak przetarł czoło.
- Wybacz signora, że pozwoliłem sobie poprosić Gillę, by pilnowała tej małej, ale zdecydowanie średnio jej ufam.
- Ja też
- powiedział Alessio zaciskając wargi - ma w sobie krew mojego gatunku. Niedużo, ale ma i to krew tej gorszej części - przyznał nie objaśniając, co to owa gorsza część. - Ponadto wcale nie jest spokrewniona z tym piekarzem. Oczywiście, całkiem możliwe że pani piekarzowa sobie zrobiła odskocznie, ale skoro tak, to …
- … może chodziło tak naprawdę o to
- dołożył Kowalski - żeby wpuścić ją na teren pałacu. Nie twierdzę, że tak jest, ale zwyczajnie jakoś zaczynam chyba mieć paranoję. Przy okazji - spojrzał na markiza - rozumiem, że możemy swobodnie rozmawiać - uśmiechnął się do Agnese. - Cóż, witamy w gronie dziwaków.
- Dziękuję, ale dlaczego dziwaków? Mi się podob
a - markiz głównie słuchał, ale tak wywołany do odpowiedzi zaprotestował.
- Tak też pomyślałem, szlachetny panie, tak też pomyślałem - uśmiechnął się Kowalski. - Przy okazji, zbadałem tamten bełt. Mógłby cię, signora zranić lub zabić. Jest wypełniona energią magiczną. Taką czystą, my nazywamy ją po prostu Pierwszą. Nasza gromadka także stosuje ten chwyt. Pamiętasz walkę w Bracciano, kiedy tamten obrywał niektórymi pociskami, innymi nie. Te skuteczny były nasączone właśnie Pierwszą.
- Co do dziwaków nie zdążyłam jeszcze dla Alessandro opowiedzieć o was, ale wszystko kiedyś się wyjaśni
. - Agnese wytężyła zmysły nasłuchując czy z zewnątrz nie dochodzi do niej głos Gilli. Miała pewne obawy o to czy ghulica zapanuje nad faerie. - Dużo rzeczy jest mnie w stanie zranić. Co z nim? - Wampirzyca wskazała podbródkiem na piekarza.
- Ktoś mu namotał w głowie
- istna lalka, przynajmniej wtedy. Dlatego właśnie uważam, że to jest robota maga. Odkryłem jego pieczęć … - i wtedy Agnese usłyszała rozpaczliwy krzyk ghulicy wewnątrz swojego umysłu.

Wampirzyca dosłownie wyrwała na zewnątrz. Niczym błyskawica, wraz z drzwiami, przy okazji, które po prostu rozpadły się pod jej pędem. Chyba nawet lepiej, bowiem za nią wypadła cała reszta, najpierw zaskoczona, ale potem rozumiejąc, że coś jest nie tak. Agnese jednak wyprzedziła ich solidnie.

Pomieszczenie służące za lazaret i izbę porodową znajdowało się na parterze. Drzwi wychodzące z tego pokoju prowadziły prosto na korytarz, potem zaś, kolejne pod arkady wewnętrznego dziedzińca. Były otwarte, więc wampirzyca przeleciała przez nie pędem wypadając prosto na obsadzony przyciętą równiutko trawą plac, ozdobiony szpalerami drzew, przede wszystkim palm, które tworzyły niewielki, splatający się na szczytach gąszcz. Wokoło dziedzińca na większości przestrzeni rozciągały się arkady.


Element, który widocznie architekt projektujący pałac bardzo polubili, miały bowiem kilka poziomów. Co więcej, musieli także podziwiać pradawną sztukę antycznego Rzymu, tak jak Medyceusze we Florencji, bowiem na samym środku znajdował się pomnik w stylu pradawnym otoczony wodą niewielkiego stawiku.


Przepiękne właściwie miejsce, które Agnese wcześniej znała, ale mając wiele spraw, nie zajmowała się jego urodą. Zresztą teraz także tego nie czyniła biegnąc ku Gilli. Jakoż zobaczyła ją bez problemu. Spośród jej ludzi był jeszcze Eduardo z Pisy oraz ta, która spowodowała sygnał wezwania. Obydwoje mieli ściągnięte obawą oblicza, ale też pełne determinacji.


Dziewczyna widziana poprzednio na ulicy oraz przy swoim niby-ojcu wyglądała już całkiem inaczej, niezupełnie kobieco. Owszem zachowała ogólny kształt sylwetki, także wzrostem przypominała dorosłą, dobrze zbudowaną dziewoję, ale część jej ciała pokrywała gruba skóra, niczym hipopotama przypominająca kolorem szlam. Nogi, ręce, szyja, podbrzusze, plecy … wszystko pokrywał gruby, jak się domyślała Agnese, skórzany pancerz, który częściowo zachodził nawet na duże piersi, mocno poruszające się, podskakujące wraz z każdym gwałtowniejszym ruchem owej istoty. Odstające uszy mogły być jakąś przesłanką, dotyczącą krwi faerie, ale kto wie. Także rogi. Istota dzierżyła w dłoni bat i właśnie kiedy Agnese wpadała użyła go przeciwko Eduardo. Dwójka jej sług, człowiek i ghulica próbowali walczyć przeciwko temu czemuś. Zachodzili tamtą z dwóch stron, ale obca chyba średnio się przejmowała. Trzasnęła batem i gdyby Eduardo nie zanurkował pod stojący przy ścianie stół, prawdopodobnie skończyłaby się jego przygoda. Bat jednak trafił w gruby blat rozwalając go na pół, zdołał także sięgnąć ramienia mężczyzny rozcinając kawałek mięśnia bryzgającego krwią, ale to był drobiazg, biorąc pod uwagę, co mogło się stać. Tymczasem Gilla próbowała się rzucić od tyłu do ataku. Ghulica trzymała w ręku, jak zwykle, swój solidny miecz. Nawet trafiła w plecy, w ową skórę, ale oręż zamiast zagłębić się, po prostu odbił się niczym zabawkowa broń dla maleńkich chłopaczków. Agnese wyszeptała kilka słów, znów czując jak świat wokół zwalnia. Ruszyła w stronę bestii nim ta zdążyła się jeszcze odwinąć na ghulicę. To coś musiało mieć jakiś słaby punkt. Najprawdopodobniej były nim owe niechronione pancerzem części ciała. Przynajmniej wyglądały względnie miękko. Oczywiście takie stwory prawdziwie raniła jedynie odpowiednia broń albo naturalne części ciała innej podobnej istoty. Zerkała na okolicę, szukając czegoś czym mogłaby zaatakować. Pod ścianą pomiędzy arkadami stała stara rodzinna zbroja zdobiąca korytarz.


Niedaleko niej leżało kilka hełmów, kilka włóczni oraz parę halabard. Nimi ewentualnie można było spróbować, aczkolwiek nie było się co łudzić za bardzo. Te rany, ewentualnie zadane taką bronią, bolały, jednak nie mogły być groźne. Prawdziwie niebezpieczne zaś mogły być jej kły, bowiem cios istoty takiej jak wampir, musiał boleć oraz ranić takiego stwora. Agnese wiedziała, że musi zatrzymać to coś do momentu, aż przybędzie tu Kowalski ewentualnie jego ekipa. Chwyciła jedną z halabard i wycelowała w jedno z odsłoniętych miejsc. Broń zagłębiła się w cielsku demona. Czarna krew bluznęła z brzucha istoty, dla której czas się zatrzymał tak samo, jak dla wszystkich innych. była paskudna w zapachu oraz dymiła niczym ognisko, które zalano jakimś błockiem. Końcówka halabardy stopiła się wręcz, zaś drzewce po prostu upadło na ziemię dziedzińca. Tymczasem Agnese chwyciła koniec bata, który również zamarł leżąc bezładnie i ruszyła wokół bestii, chcąc owinąć jej nogi jej własną bronią. Błyskawicznie pognała wokoło i udało jej się. Czuła potworny ból w dłoni więc wolną ręką oderwała kawałek sukni i owiniętą w niego dłonią chwyciła bat. Zadziałała przynajmniej na momencik. Na tyle, żeby dorwać tamtą. Rzeczywiście, pomysł zadziałał, żeby spróbować utłuc istotę jej własna bronią. Pędząc przyskoczyła do nogi próbując owinąć je wokoło łydki, aczkolwiek wiedziała, że tam jest ta opancerzona skóra. Gdy bat owinął się wokół nóg Agnese puściła w obieg więcej krwi i pociągnęła go mocno. Bat zacisnął się na łydce robiąc krwawe smugi, niestety nie udało się je przewalić bestii. Musiało tamtą zaboleć, choć rany nie były głębokie.

Czas gwałtownie przyspieszył. Tamta syknęła niczym wąż i gwałtownie pociagnęła bat, chcąc uderzyć nim atakującą ją wampirzycę. Ponieważ wszystko przed chwila działo się w zawieszeniu czasowym stworzonym potężną mocą, gwałtowne pociągniecie bata owiniętego wokoło jej łydki, szarpięcie potężne, uczynione największą mocą nagle zwaliło ją samą na glebę ku zaskoczeniu Agnese, Gilli, Eduardo oraz całe wbiegające na dziedziniec towarzystwo. To przypominałoby komiczną sytuację, w której ktoś próbuje biec nie wiedząc, że ma zawiązane sznurówki.
- Sssss! - wściekłe zaskoczenie oraz ból zranionej łydki chyba rozdrażniła tylko tamta istotę, ale też powstrzymały na chwilę, kiedy musiała się pozbierać.

Agnese oderwała kolejny kawałek drogocennej sukni chwyciła drugą dłonią bat i podskoczyła do bestii zaciskając jej własną broń na jej szyi. Jednak nie wyszło, tamta spróbowała odepchnąć jej dłoń, uderzyć wampirzycę, która usiłowała uniknąć potężnego ciosu pazurem, bowiem paznokcie dziewczynki przemieniły się na dwucentymetrowe szpony potwora. Niemniej będąca w skrajnie paskudnej sytuacji przeciwniczka nie potrafiła wyprowadzić potężnego ciosu. Wampirzyca zablokowała go przedramieniem uchylając się bez problemu przed szlachtującym ciosem.
 
Kelly jest offline  
Stary 26-04-2017, 18:02   #64
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Tymczasem jeszcze ktoś zaatakował stwora z boku. Gilla uderzyła kolejną włócznią, ponownie nie robiąc wiele. Tak samo Borso. Ghule zdecydowanie były najszybsze oraz oczywiście Alessio. Właściwie on zrobił sprytną rzecz. Trawa nagle zaczęła rosnąć owijając się wokoło rogów tamtej istoty. Może jedno źdźbło to niewiele, ale kilkadziesiąt czy kilkaset, to to już inna kwestia. Może mocno opóźnić. Agnese ponownie spróbowała zacisnąć bat na szyi bestii jednak ta wyrywała się i wierzgała, nawet źdźbła trawy hurmem trzaskały pod wpływem jej szalonych usiłowań. Tym bardziej, że boki jej obijały ghule, niegroźnie lecz boleśnie. Przynajmniej starczyło na dwa ciosy, zanim ostrza broni się rozleciały. Jeszcze dodatkowo.

- Ghsss! - wyrwało się ponownie bestii, kiedy trafił ją ktoś nowy w cielsko i ta broń wlazła w jej ciało robiąc potężną wyrwę z boku, która nie chciała zabliźniać się, jak poprzednie skaleczenia. Stwór szarpnął mocno na chwilę zapominając wszystko inne poza potężnym bólem. Agnese po raz ostatni spróbowała złapać demona jego własnym batem. Broń w końcu zatrzymała się na szyi bestii, zapierając o jej brodę, Agnese zacisnęła ją mocno. Jednak wampirzyca, którą końcówka bata już potwornie paliła nie chciała się zacisnąć na wrażym karku. Istota rzucała się pod nią, niczym pchła i właśnie próbowała dokonać próby powstania przepychając ściskające ręce wampirzycy. Ale dalej atakowały ghule oraz … markiz Colonna, który postanowił przed ukochaną odegrać bohatera. Ghule niestety nie miały jakiejś skonkretnej broni, ale nawet kile mogą zaboleć. Właściwie obydwoje trafili, Gilla po karku, zaś Borso czubem przyrąbał prosto w jej brzuch. Za to markiz przycelował w łeb chcąc chyba nakarmić jej swoją włócznią. Niestety paskudnie chybił. Ostrze włóczni przemknęło obok głowy. Jednak stwór wstał i był gotowy do walki, aczkolwiek otoczony z bliska nie za bardzo miał jak użyć bata. Agnese przeklęła pod nosem, jednak po chwili wulgarne słowa przerodziły się w szept i czas znów zaczął zwalniać. Podbiegła po kolejną halabardę, widząc jak wszystko wokół wije się w zwolnionym tempie. Chwyciła broń i wycelowała w spód głowy bestii. Halabarda wbiła się pod szyję, zagłębiając się niewiele ale irytując swoją obecnością bestię, która nie za bardzo mogła teraz ruszyć swobodnie głową. Przynajmniej przez chwilę, bowiem ostrze broni drzewcowej zaczęło się, podobnie jak wszystkie, ulatniać. Wampirzyca cofnęła się i chwyciła dwie włócznie. Nafaszeruje ją wszystkim co tu stoi, choćby miała paść. Agnese widziała jak bestia wyrywa w zwolnionym tempie drzewiec, jednak ona nie czekając wycelowała w kolejny odsłonięty kawałek ciała. Wbiła się i przerzuciła drugą włócznię do sprawniejszej ręki, widząc jak bestia w spowolnionym tempie sięga do kolejnego tkwiącego w niej drzewca. Puszczając w obieg więcej krwi wbiła kolejną włócznię. Włócznia zagłębiła się mocno w ciało bestii dobijając niemal do pancerza osłaniającego plecy. Stwór padł pod siłą uderzenia, które jednak oczywiście mogło się bardzo szybko zabliźnić. Odruchowo lecąc machnął batem wokoło prawie trafiając Gillę, jednak ghulica bez najmniejszego problemu wykonała unik wyginając się niemal akrobatycznie (na 6 kostek miała 3 x 10 oraz 9), jeszcze zdążyła dołożyć swojego kopniaka. Borso coś tam znowu uderzył w bok kijem, który połamał się pod wpływem siły uderzenia, zaś markiz zamierzył się ponownie. Skąd wytrzasnął taką potężną włócznie? Tym razem trafił zahaczając o długie, odstające ucho. Przekuł je niczym dla gigantycznego kolczyka. Widać było na jego twarzy wielki strach oraz jeszcze większą determinację. Jednak najważniejsze nagle pojawiło się kompletnie niespodziewanie.

- Wrr - wampirzyca jeszcze usłyszała coś typu “mogliście mnie zawołać na zabawę”, kiedy gangrel, którego paznokcie przemieniły się w długie szpony zaatakował skacząc z góry niczym wilk. Uderzył potęgą całą wbijając szpony prosto w pierś. To był cios decydujący najpewniej, ale jeszcze tamta się ruszała. Agnese chwyciła leżący na ziemi miecz, który najwyraźniej musiał porzucić Eduardo. Czuła jak czas wokół przyspiesza jednak udało się jej jeszcze znaleźć przy leżącej na ziemi bestii, na której siedział gangrel nim wszystko wróciło do normy. Zamachnęła się na szyję bestii, chcąc odrąbać jej głowę, w jej żyłach popłynęła krew wspomagając jej mięśnie. Cios był idealny, potężny oraz wielki. Ostrze skruszyło się na pancerzu, jednak wampirzyca naparła bardziej samą głownią, impet rozkruszył twardą powłokę. Agnese skrzywiła się czując ból w rękach ale docisnęła bardziej, miażdżąc wszystko, krtań, i kręgosłup bestii. Odskoczyła do tyłu czując, że nie może poruszyć nadgarstkami. Zaś gangrel szponami rozorał rozoraną szyję swoimi szponami odcinając ją. Odcięty łeb potoczył się gdzieś dalej, zaś z korpusu buchnął dym. Agnese zachwiała się lekko z poparzonych i teraz lekko zmiażdżonych rąk płynęła krew. Wypaliła dużo vitae na tą zabawę i na razie wolała darować sobie regenerację. Powoli uniosła bezwładną dłoń i zaczęła zlizywać ranki językiem by zatamować chociaż krwotok. Przy okazji jednak dostrzegła, że łeb potwora zaczyna nagle świecić coraz mocniej. Takim wrednym, ciemnym, niebezpiecznym światłem.

Wampirzyca starała się sobie przypomnieć co może właściwie się dziać. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy.
- Wszyscy won! - Głos Agnese poniósł się echem po dziedzińcu. - Kowalski! Alessio!

Pierwsze oczywiście zareagowały ghule, Alessio po prostu nagle zniknął oraz pojawił się pod arkadami na drugim krańcu dziedzińcu. Gangrel wykonał polecenie Agnese dając zwyczajnie drała. Najwolniej oczywiście zareagowali ludzie, ranny Eduardo, który był półprzytomny, opatrujący go Kowalski oraz stojący tuż obok ubitego stwora markiz. Kiedy przebrzmiał głos Agnese, stojący stosunkowo daleko Kowalski, usiłował podnieść oraz przenieść dalej rannego zaś Colonna najpierw chciał ratować swoją narzeczoną, czyli złapać ją na ręce oraz wynieść.

- Zabieraj się stąd. - Wampirzyca warknęła na niego. Posłuchał jej oraz skoczył w bok, chociaż widziała, że prawie ją już złapał na ręce. Szczęśliwie nie zdążył. Sama podbiegła do głowy i kopnęła ją z całej siły. Głowa obracając się niczym piłka popędziła w górę na kilkadzieścia metrów i jak nie walnie! Straszliwy huk przeleciał przez przestrzeń, zaś wybuchająca głowa walnęła tysiącem iskier na wszystkie możliwe kierunki.


Ktoś otworzył okno wyglądając
- Ktoś wali z armaty?
- Nie, fajerwerki, pewnie wybrali papieża - usłyszała jak ktoś mówi spośród służby, która została obudzona, bowiem do tej pory, jako że była pełna noc, wszyscy spali.
Agnese przysiadła na zalanej czarną posoką trawie. Po chwili padła na nią wykończona. Ręce bolały potwornie, była głodna… musi zabić tego maga nim on ją wykończy. A do niej przyskoczył markiz, który wygrzebał się spod ławy pod którą wleciał. Teraz faktycznie schwytał ją na ręce.
- Jest ranna! - krzyknął przestraszony stanem ukochanej. Skoczył ku Kowalskiemu, który jak wiedział, był medykiem Agnese.

Wampirzyca wtuliła się w niego.
- Nic mi nie będzie, skarbie. - Uśmiechnęła się czując znajome ciepło. - Potrzebuję tylko krwi i snu.
- Będziesz zdrowa … zobaczysz … zajmiemy się … - szeptał przestraszony, aż nagle powstrzymał się przystając. - Krwi i snu? Weź moją, zaś do komnaty cię zaniosę. Moja słodka, moja kochana, moja dzielna …
- Ty cały, to dla mnie za mało. Jestem strasznym głodomorkiem. - Agnese uśmiechnęła się. - Zanieś mnie do sypialni, poproś Gillę by zdobyła dla mnie małe co nieco i…. umyjesz mnie? Mam wrażenie, że śmierdzę tym bagnem.
- Zrobię wszystko dla ciebie, wszystko …


Szczęśliwie wszystkim udało uniknąć się wybuchu, przynajmniej jego większych skutków poza ewentualnym ogłuszeniem. Dlatego Gilla ruszyła bez większych problemów przy niej. Ghulica absolutnie stanowiła ideał służącej. Oczywiście Alessandro powtórzył jej polecenie wampirzycy, ale sama także by się bez problemu zajęła oczywistością. Markiz niosąc signorę wbiegł na drugie piętro zmierzajac do jej komnaty. Stojąca przed drzwiami dwójka strażników wpuściła ich. Chwilę później Agnese już leżała na swoim łożu. Była wymęczona, obita, zaś jej dłonie, gdzie dotykał ją bat, który usiłowała schwytać, były poczarniałe oraz popalone. Nie była w stanie ruszać nadgarstkami, ale czuła jak krew w jej ciele już się tym zajmuje. Wraz z każdą chwilą robiła się coraz głodniejsza.

Agnese z wdzięcznością przyjęła miękki materac i poduszkę pod głową.
- Zdejmij ze mnie te ubranie, dobrze? Niech ktoś to potem spali. - Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny.
- Już, kochanie … - markiz powolutku zaczął zdejmować jej strój. - Mogę rozciąć? - spytał. - Ta suknia chyba i tak nie nadaje się do niczego - na razie zdejmował jej buty oraz pończochy.

- Tak, na którejś ze skrzyń powinien być jakiś nóż lub sztylet. - Wampirzyca czuła przyjemne pulsowanie gdy palce markiza przesuwały się po jej ciele. Chwilę później poczuła już nie tylko jego, ale także chłodne ostrze noża, które rozcinało jej gorset, suknię oraz halkę. Wampirzyca powstrzymała drżenie, by markiz niechcący jej nie skaleczył. Najpierw gorset znajdujący się na zewnątrz, ściśnięty sznurami. Tutaj było proste, wystarczyło je przeciąć. Potem sukienka, już zresztą porwana przez Agnese podczas walki. Powoli zaczął przecinać stanik sukienki pomiędzy piersiami idąc stopniowo w dół, najpierw przez talię, później klosz dolny. Z ust wampirzycy wyrwał się jęk przyjemności, co mogłoby wydawać się dziwne biorąc pod uwagę jej pokaleczone, bolące dłonie. Suknia szybko leżała już dookoła niej. Pozostała jeszcze halka oraz pantalony, długie, ładne, koronkowe.

- Kontynuuj. - Agnese uśmiechnęła się do markiza. W jej oczach obok głodu pojawiło się pożądanie.
- Tak trzeba, oczywiście …

Powoli nóż, pięknie inkrustowany, zabrał się za halkę. Powoli rozciął ramiączka na barkach. Potem dalej jeszcze. Ponownie nóż znalazł się pomiędzy jej piersiami. Wampirzyca jęknęła gdy chłodna stal dotknęła jej już rozpalonego ciała. Drżący, bowiem czuła, jak stara się być arcyostrożny, żeby jej nie drasnąć, jednak powszechnie wiadomo, że im bardziej się ktoś stara być bardzo ostrożny, tym trudniej opanować nerwy. Szczęśliwie nóż był naostrzony po jednej stronie.


Dlatego nie poranił leżącej kobiety. Jednak czuła non stop dziwny, chłodny metal. Przeszedł muskając jej pępek oraz niżej rozcinając całą halkę rozrzucając delikatny materiał na boki. Agnese miała takie piękne piersi, że aż się uśmiechnął. Nawet chciał jej to powiedzieć, ale uznał że w takiej chwili mogłoby to być nie na miejscu. Kochał bardzo swoją narzeczoną, jednak jeszcze przecież nie znał jej wszelkich odczuć. Dlatego zabrał się za pantalony ściągnięte w pasie wszytą specjalnie wstążką, wcześniej jednak rozłożył nieco jej nóżki. To mógł po prostu rozwiązać, ale reszta już wymagała cięcia. Zaczął najpierw od wysokości pępka na dół. Wsunął nóż pod długie majtki, unosząc je lekko oraz przytrzymując. Nóż tępą stroną przesunął się po skórze kobiety idąc powoli przez podbrzusze, aż do okrytego włoskami wzgórka. Tam się zatrzymał, żeby czubek noża nie musnął jej wrażliwego miejsca. Jeszcze bardziej uniósł ten fragment majtek okrywający jej kobiecą, delikatną intymność i posunął nożem tuż nad jej słodkim kwiatem. Doszedł aż do dołu pomiędzy jej nogami, ile tylko mógł, gdy tak leżała. Potem zaś zabrał się za nogawki tnąc po udach. Chłodne ostrze ślizgało się po niej rozcinając materiał, aż wreszcie też pantalony były rozcięte oraz leżały na boku. Agnese była naga oraz straszliwie piękna.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-05-2017, 10:35   #65
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Akurat zdążył rozciąć ostatni fragment ubrania, gdy rozległo się pukanie, potem zaś weszła Gilla, nawet nie czekając na tak. Wbiegła właściwie raczej pełna uczucia. Wiedziała bowiem, jak potężnie cierpi jej ukochana pani oraz chciała jej pomóc jak najszybciej przynosząc solidną karafkę krwi. Naga Agnese uśmiechnęła się do wbiegajacej kobiety. Chciała wyciągnąć w jej stronę dłonie, ale i tak nic by nimi nie chwyciła. Spojrzała na markiza, gdy Gilla przysiadła obok niej na łóżku.
- Uniesiesz mnie, by Gilla mogła mnie napoić?
Gdy mężczyzna uniósł ją do pozycji pół siedzącej ghulica przytrzymując jej głowę, powoli zaczęła wlewać w jej usta krew. Było jej cudownie. Gilla zadbała by mimo pośpiechu jej pani piła dobrą, świeżutką krew. Niemal wtulały się w nią dwie osoby, których wspaniałe rozkochane spojrzenia grzały ją równie mocno co ich rozpalone jej nagością ciała. Sama czuła podniecenie , do którego doprowadził ją markiz i które podsycała teraz krew. Gdy z karafki upłynęły ostatnie krople wampirzyca oblizała się ze smakiem.


- Cudowne… - Agnese przymknęła oczy delektując się ciepłem markiza i Gilli. - Obmyjecie mnie?
- Tak oczywiście.
- Tak
- powiedzieli obydwoje niemal równocześnie.
- Ale jeśli na łóżku, to będzie ci potem mokro - zauważył markiz, zaś Gilla przygryzła wargi, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Podłożymy signorze ręcznik pod spój i będziemy uważali.
- Mam kilka gąbek sprowadzonych z Outremer
- ucieszył się markiz - może się przydadzą?
Gilla chwilę zastanowiła się.
- Lepiej zostawmy je do kąpieli, wykorzystamy nasze dłonie oraz namoczone ręczniki.
- No, tego to u mnie także nie brakuje
- ucieszył się Colonna - przyniosę zaraz kilka - krzyknął wybiegając.
Agnese uśmiechnęła się odprowadzając go wzrokiem i spojrzała na Gillę.
- Jak się czujesz? Wystraszyłam się.
- Ja także
- przyznała ghulica bardzo ciepłym głosem. - Kiedy to coś nagle zaczęło się zmieniać. Eduardo był pod ręką i akurat niósł drewniane wiadro z wodą. Przywalił temu całą siłą, ale wyobraź sobie, signora, ani nawet nie drgnęło. Potem zaś zawołałam ciebie oraz próbowałam jakoś przytrzymać, żeby nie narobiło szkód. Mogliśmy jakoś opanować na pustym dziedzińcu, jednak gdyby dostało się do zamieszkanych przez służbę komnat, byłoby kiepsko. A ty pani? Widzę, że średnio. Kobiety raczej wolą, by dzień ich zaręczyn był trochę przyjemniejszy, niźli walki przeciwko paskudom. Ponadto, markiz także spisał się dzielnie. Pochwal go, będzie szalał radośnie.
- Najpierw mogę ciebie pochwalić
. - Agnese mrugnęła do ghulicy. - Byłaś wspaniała. Ale nie ryzykuj aż tak, twoje rany nie goją się tak jak moje.
- Ależ nie zrobiłam nic wielkiego. Właściwie moja jedyna zasługa to wezwanie ciebie. Poza tym próbowałam jedynie wyjść cało, dopóki się nie pojawisz z resztą. Jednak gangrel się przydał
- dodała jakby się dziwiąc, że wampir tego dzikiego stosunkowo gatunku uderzył odpowiednio oraz bardzo precyzyjnie. Potem zaś posłuchał polecenia Agnese zamiast idiotycznego marudzenia. Niemniej pochwała mojej pani jest dla mnie bardzo cenna - pochyliła się, ażeby ucałować jej usta.

Piękna wampirzyca przysunęła ją do siebie przedramieniem i ucałowała. Lekko, chcąc rozpalić w niej pragnienie. Już nie mogła się doczekać momentu, w którym zajmą się nią zarówno Gilla jak i Alessandro.
- Idę, idę - usłyszała głos narzeczonego. Właśnie wchodził wnosząc mniej więcej dwadzieścia ręczników, które trzymał na rękach przed sobą ułożone jeden na drugi. Łącznie tworzyły górkę wyższą od jego głowy oraz mocno przesłaniającą mu widzenie. Dlatego chodził trochę bokiem, zaś nie mogąc puścić ręczników, zamknął drzwi nogą czyniąc pewne akrobacje, dość śmiesznie wyglądające. Agnese obserwowała go z lekkim rozbawieniem i dała znak podbródkiem by Gilla mu pomogła. - Powinno na początek wystarczyć. Mam też mydło i olejek - dotarł do krzesła obok i położył ów potężny zestaw ręczników.
- Możemy kilka ręczników położyć pod signorę, jednocześnie zabierając zniszczone ubrania. Zacznijmy od nóg. Proszę, unieś panią Agnese, ja zaś zajmę się resztą - Gilla wielkodusznie ustąpiła chłopakowi przyjemniejszego zadania.
- Już zaraz kochanie - uśmiechnął się do niej markiz unosząc jej nogi. Ghulica szybko podciągnęła suknię oraz resztę materiału, także halkę i koronkowe pantalony, potem podkładajac ręcznik.
- Moi drodzy z przyjemnością poddam się wszystkim waszym zabiegom bez walki. - Wampirzyca uniosła dwie bezwładne dłonie, co mogło być nawet odrobinę przerażające. - Ale nie chcę tu być jedyną nagą istotą.
- Teraz uniosę … nagą
? - rzeczywiście chłopak chyba się przeraził troszkę, ale ta uwaga skutecznie wybiła go z jakiegokolwiek przerażenia. - Powiedziałaś, nagą, na pewno nagą, taką wiesz, nagą, czyli gołą, albo bez ubrania … - próbował się dowiedzieć.
Agnese przytaknęła ruchem głowy.
- Jak cię mama zrodziła, skarbie. - Agnese poruszyła nagimi biodrami jakby podkreślając w jakim sama jest stanie. Zerknęła na ghulicę. - Gillo zaświecisz przykładem? - Mrugnęła do niej.
- Oczywiście signora, kocham cię oraz nie wyobrażam sobie, bym mogła nie wypełnić twojego polecenia - ghulica zaczęła rozpinać pas oraz układać na krześle nieco dalej. Wampirzyca przeniosła wzrok na Alessandro ciekawa jego reakcji, na wyznanie Gilli.
- Szlachetny markizie, chyba spełnisz prośbę swojej narzeczonej, szczególnie w dniu waszych zaręczyn - powiedziała bardzo grzecznie. Zaś biedny markiz poddany presji westchnął ciężko i zaczął zdejmować buty. Dłuuuuuuuuugo zdejmować mając chyba totalną sieczkę wewnątrz umysłu. Bo ogólnie wstydził się mocno, ale po takich słowach ghulicy to co, to on jest gorszy niż ona? Nie ma mowy! Dlatego rozbierał się również patrząc pytająco na Agnese choć ta wyraziła już swoją prośbę oraz jeszcze ponownie zachęciła.
- Mój piękny nic tak nie przyspieszy mojego powrotu do zdrowia jak widok twego wspaniałego ciała. - Agnese szepnęła ciepło.

Chyba nie istnieje mężczyzna, który zareagowałby inaczej na takie słowa ukochanej niźli duma oraz pragnienie jej spełnienia. Przyśpieszył zdejmowanie ciuszków. Koszula, spodnie, pończochy, jasne pantalony … przy nich się zawahał, ale z pełną determinacją zdjął je starając się nie patrzeć na Gillę. Ghulica bowiem zrzuciła wszystko bardzo gracko, tylko odwinięcie bandaża podtrzymującego piersi zabrało jej nieco dłużej. Kompletnie nie przejmując się opinią markiza oraz jego zawstydzeniem podeszła blisko niego.
- Musimy skończyć, szlachetny panie. Unieś nieco signorę, ja zaś wyciągnę jej rzeczy oraz podłożę ręczniki, inaczej się nie uda - swoimi piersiami niemal otarła się o jego bok wywołując wręcz otwarcie ust chłopaka.
Agnese przyglądała się z zachwytem swojej ghulicy.
- Gillo proszę, myślę że Alessandro nie będzie zły kiedy zwrócisz się do niego po imieniu, ja też nie zniosę tego całego “panowania” skoro będziecie zajmować się moim bezradnym ciałem. - Tylko wampirzyca i ewentualnie Gilla wiedziały jak bardzo nie bezradne jest jej ciało. Ta cała gra była widzimisiem Agnese, ale tak ważnym dla jej sługi.
- Nie nie, oczywiście, proszę - markiz od razu przystał. Chyba właściwie był w stanie, w którym by przystał na nazywanie go Pajacykiem chocby nawet.
- Dobrze, Alessandro - uśmiechnęła się stojąca z boku ghulica - dziękuję - nagle pocałowała go w policzek lekko obejmując. Tak, tym razem musiał poczuć jej obfite piersi na swym ciele, choć trwało to ledwie chwilę. - Ale tylko w sytuacjach, kiedy będziemy sami - zastrzegła. - No dobrze, podnoś Agnese, musimy ją odpowiednio ułożyć - markiz poddany sile charakteru ghulicy oraz czarowi ukochanej wypełnił polecenie. Włożył ręce pod uda i plecy narzeczonej i uniósł ją do góry. Tymczasem Gilla szybko zrzuciła ubrania oraz podłożyła kilka przyniesionych ręczników. Kiedy markiz ponownie ułożył wampirzycę, już leżała na mięciutkich, suchutkich kawałkach wyszywanego herbami Colonna materiału. Mogła pomyśleć, że to przecież niedługo będzie już jej herb.
- Jakbyście mogli to wyrzucić z pokoju - wskazała podbródkiem resztki sukni - i błagam Gillo jakieś zapachowe świecie. - Wampirzyca zachowywała się trochę jak rozpieszczone dziecko, ale cóż... czuła że może sobie na to pozwolić. Zresztą słusznie, obydwoje zrobiliby wszystko, żeby tylko się cieszyła. Gilla skoczyła do drzwi wyrzucając ręką rzeczy.
- Spalić co do najmniejszego kawałka - poleciła strażnikom. Oczywiście oni nie mieli prawa się ruszyć spod drzwi, ale mieli obowiązek wezwać zawsze gotowego sługę. Taka była zasada. Wampirzyca dostrzegła, że owo otwarte drzwi było niewielkie, zaś ona sama skryła się tak, i że strażnicy mogli dostrzec tylko jej machającą rękę.

Tymczasem markiz usiadł obok swojej ukochanej.
- Jak dłonie? Myślałem, że krew pomoże - powiedział zmartwiony.
- Zmiażdżyłam nadgarstki. - Agnese powiedziała to jakby się zacięła nożem przy krojeniu warzyw, ale Alessando był przerażony. - Chwilę się to będzie goić. Pamiętasz? “Potrzebuję krwi i snu”.
- To może po prostu teraz się położysz … przepraszam, oczywiście wiesz najlepiej, co ci potrzeba moja najdroższa damo. Ale martwię się.
- Będzie dobrze mój drogi
. - Wampirzyca uśmiechnęła się do niego ciepło. - W moim nieżyciu zdarzały mi się gorsze urazy.
- Będę dbał, ażeby takich było jak najmniej
- powiedział gorąco.
Tymczasem Gilla wyskoczyła za lustro, gdzie znajdowała się jakaś drobna substancja oleista przynosząca ładniutki zapach wanilii. Podpaliła odpowiednie miejsce, które zaczęło się żarzyć niosąc wspaniały zapach przez pokój.
- Czy możemy zacząć, Agnese? - spytała ghulica, która zza parawanu wyniosła miskę z wodą oraz mydełko.
- Jestem do waszej dyspozycji moi drodzy. - Agnese przygryzła wargę i jakby na poparcie swoich słów położyła ręce w lekki oddaleniu od tułowia i rozchyliła nogi. Zapowiadała się ciekawa końcówka nocy. Usłyszała, jak markiz gwałtownie wciągnął powietrze.
- Wyglądasz przepięknie, Agnese - uśmiechnęła się ghulica. - Ach markizie, masz cudowną narzeczoną …
- Wieeeem, najcudowniejszą

Agnese poruszyła pośladkami unosząc się na nogach, jakby poprawiała się na ręcznikach.
- Prawda? Prześliczna twarz, jędrne piersi, wąska talia, cudowne łono … przepiękna kobieta … - chyba się trochę nim bawiła, ale bardziej pomagała, gdyż markiz po prostu nie mógł zaprzeczać takim słowom.
- Och, wspaniała, jest wspaniała. Bardzo ją kocham …
- Ja też, Alessandro … służenie jej jest dla mnie najpiękniejszą oraz najwspanialszą rzeczą … kochanie jej także. Kochamy ją razem … Weź ręcznik
- zmieniła temat widząc że biedny markiz jest już dociśnięty do ściany i brakuje mu odpowiedzi - namocz w wodzie i leciutko zacznij przecierać buzię Agnese.

Markiz Colonna posłusznie namoczył końcóweczkę i zajął się twarzą narzeczonej. Począwszy od czoła scierał z niej, zmywał wszystkie ślady niedawnej walki.
- Mam nadzieję, że choć boli cię trochę mniej. Przepraszam, nie znam się na wampirach, ale bardzo chciałbym, żebyś była zdrowa - mówił szepcząc czule oraz patrząc się słodko na nią. Tymczasem Gilla namoczyła kolejny ręcznik i myła kobietę od stóp. Bardzo pieszczotliwie. Agnese zadrżała od dotyku dwóch ciepłych istot. Gorąca woda w cudowny sposób zmywała zmęczenie.
- Pocałuj mnie skarbie to na pewno uśmierzy co nieco bólu.
- Nie wyobrażam sobie, żebym miał cię nie całować
- przemywał jej buzię i w każdym miejscu, gdzie najpierw przetarł ręcznikiem, zanajdowały się jego gorące usta, ale najpierw zaczął delikatnym pocałunkiem na jej wargach. Przemycie czerwonym, haftowanym w herby ręcznikiem, buziak, potem znowu ręcznik, buziak, kolejne przemycie buziak … Widać było, jak bardzo dba o jej piękną twarz.


Tymczasem Gilla za jego plecami robiła dokładnie to samo z jej zgrabnymi, jasnymi łydkami. Agnese jęknęła czując na sobie dotyk ich gorących ust. Rozsunęła szerzej nogi i uniosła lekko pierś.
- Jesteście cudowni. - Wymruczała to cichutko.
- A ty tak piękna, że brakuje takiego słowa z najsłodszym języku oraz w wierszach najlepszego poety - wymówił gorąco przechodząc właśnie na jej pirsi, które tak pieknie mu zaprezentowała. Oczywiście po drodze wytarł dokładnie jej łabędzią szyję, barki i dekolt radośnie zbliżając się do dwóch dumnych atrybutów kobiecości. Agnese przygryzłą wargę przyglądajac się jego poczynaniom. Najpierw zajął się nimi ręczniczkiem, mocząc kolejny kawałek oraz przecierając wielokrotnie cudowne cycuszki zaczepiając non stop uniesione malinki. Opuszczał ręcznik na dół, mył nim do góry ciała. Potem po spirali, chcąc zakręcić się wokoło pięknych szczytów. Jeszcze po chwili czując, że już naprawdę są czyściutkie, zajął się ustami. Całując je, przejeżdżając powoli wargami tak, żeby zakończyć podróż na sutku, a potem wziąć go między wargi, pieścić języczkiem oraz ssać, zaś tym samym czasem jego dłoń pieściła drugą pierś. Chwilę później następowała wymiana. Wszak absolutnie żadna nie powinna się poczuć skrzywdzona. Zaś Gilla cichaczem właśnie przeszła z łydek, do mycia ud swojej pani. Agnese uniosła nogi zginając je w kolanach by ułatwić do nich dostęp. Czuła jak jej głowa przyjemnie zaczyna się wyłączać, skupiając się na przyjemności, której dawali jej Gilla i Alessandro. Powoli przesunęła nogą którą nie zajmowała się ghulica po jej łonie, dostrzegając gwałtowna reakcję na twarzy sługi. Gwałtowną oraz szalenie przyjemną. Jednak nie przerywała mycia. Zewnętrzna strona, wewnętrzna, wszystkie musiały być dokładnie umyte aż do pachwiny, nic dziwnego Gilla raz po raz zahaczała frędzelkami czy bokiem ręczniczka jej słodkie płatki.
- Achhh…. - z ust wampirzyca wyrwał się głośny jęk, który przerwał ciąg mlaśnięć i chlapnięć gdy Alessandro i Gilla całowali ja i namaczali raz po raz ręczniki. Czuła jak po jej rozpalonych płatkach spływa coraz więcej kropel i nie była to woda z ręcznika Gilli.

Agnese przymknęła oczy oddając się cudownemu uczuciu.
- Chcę więcej.
- Więcej mycia
… - wyszeptał zdziwiony Colonna, jednak szybko pojął, o co chodzi. Teraz już skupiał się na brzuszku kobiety, czyszcząc ją wodą oraz pocałunkami, zaś Gilla rozsądnie nie wkraczała na terytorium intymniejsze, niż uda. Nie chciała zrażać markiza, co więcej, wyszeptała.
- Alessandro, twoja ukochana czeka, chyba nie zawiedziesz jej …
- Ale ona jest ranna …
- Rany twojej narzeczonej naprawdę goją się inaczej. Pragnie, ona pragnie

Agnese wyszczerzyła się.
- Tak skarbie… możesz sam sprawdzić jak bardzo. - Jej głos stał się słodki, aż boleśnie gorący. Wwiercający się w głowę. Agnese skupiła wzrok na Gilli, ciekawa jak ghulica będzie chciała to rozegrać.
- Jaaaa … kocham cię, moja najcudowniejsza … - podniósł się idąc ku jej nóżkom, zaś Gilla odsunęła się robiąc mu miejsce. Jego spojrzenie błądziło pomiędzy twarzą Agnese, jej piersiami oraz włoskami ukrywającymi cud piękności. Był podniecony, bardzo i kiedy szedł tak wyprostowany jego męskość wędrowała przed nim, twarda, prosta, uniesiona. Agnese zauważyła, jak Gilla patrzy na nią z dużym prawdziwie uznaniem. Przyklęknął na łóżku oraz powoli zaczął podchodzić na kolanach pomiędzy jej udami ku temu wspaniałemu kwiatowi, który pokrywała coraz gęstsza rosa.
- Jejku Agnese, jakaś ty obłędnie śliczna - wyrwało mu się, kiedy ujął jej czyściutkie łydki unosząc je. Zaś za nimi uniosły się także biodra wampirzycy, zaś kiedy rozłożył szeroko jej nóżki, kwiat kobiety pojawił się wręcz tuż przy czubeczki jego ustawionego oręża. Czerwonego niczym sama krew, którą pompowało szereg sinych żyłek. Wpatrzony w nią poruszył biodrami wchodząc pomiędzy jej intymne wargi, które słodko rozdęły się obejmując jego broń. Jakby poczekał momencik, jakby nie był jeszcze przekonany, że jej nie zaboli, jednak potem ruszył się gnany olbrzymią miłością oraz szalonym pożądaniem.
Agnese jęknęła jej wzrok błądził pomiędzy Gillą, a Alessandro.
- Powoli mój drogi. Mam ochotę się tobą nacieszyć. - Wampirzyca wymruczała te słowa i spojrzała na ghulicę. - Widziałam olejek… pomasujesz mi piersi?
- Tak Agnese
- odparła.

Signora leżała swobodnie z uniesionymi nóżkami i wypiętymi bioderkami, delikatnie przeszywana raz po raz. Delikatnie, szczególnie po tym, jak wspomniała, by zwolnił. Czuła jego podniecenie, ale czuła również, jak bardzo pragnie jej rozkoszy oraz przyjemności. Dlatego starał się robić wszystko dla niej. Zaś Gilla nabrała olejek rozcierając wewnątrz dłoni, a potem pokryła obydwie piersi swojej pani ujmując je, niczym stanik sukni. Chwilę przytrzymała, potem mocniej zacisnęła i uniosła je ku górze. Agnese jęknęła i skupiła wzrok na Alessandro ciekawa jego reakcji. Sama uniosła lekko klatkę piersiową ułatwiając dostęp do siebie i do swych piersi. Wspaniałych, pięknych, podnieconych. Były śliskie pod jej olejkiem, wysmykujące się, więc tym lepsze do mocnego pieszczenia, które stawało się cudownie wspaniałym, silnym, lecz pływającym po skórze, aż wreszcie mocno skupiającym się na malinkach, które wreszcie Gilla wzięła na cel. Gdyby ghulica zaczęła pieszczotę trochę szybciej, kto wie, co zrobiłby markiz, ale teraz sam podniecony oraz wijący swojego ptaka wewnątrz słodkiego gniazdka signory, potrafił zaakceptować pieszczotę piersi przez Gillę.
- Gilla jest wspaniałą masażystką. - Głos Agnese drżał i bardziej przypominał szept. - Przyglądaj się uważnie skarbie i się ucz… - Nagle wampirzyca przypomniała sobie jak markiz reaguje na mówienie głośno o pieszczotach. Musiała mu to zrobić. - Gillo może mu trochę opowiesz?
- Trzeba, trzeba najpierw kochać osobę, którą się masuje.
- Ja
… - jęknął markiz poruszający się w Agnese oraz coraz mocniej podniecono pomimo tego, że robił to powoli. Jednak nawet jeśli nie wykonywał gwałtowniejszych ruchów, to drżenie jego męskości oraz granie jej wewnętrznych mięśni powodowały coraz mocniejszą siłę napędzającą wzajemne pragnienia. - Ja kocham … bardzo … ach …
- Ponadto masujący powinien się skupić na masowanym, na jego potrzebach
- ghulica coraz silniej naciskała biust wampirzycy tak, by każde spośród jej słodkich wzgórz było mocno pieszczone, oliwione. Ażeby pociągane wypływało spod palców masującej oraz ukazywało podniecone, stojące malinki świecące wspaniałym różem. Tym bardziej podniecającej markiza, który nawet nie miałby siły zaprotestować. Z każdym mocniejszym ruchem ghulicy ciało wmapirzycy drżało, wyginało się, a jej mięśnie jeszcze mocniej zaciskały się na męskości Alessandro jakby na potwierdzenie słów Gilli.
- To piękne - jęknął i wampirzyca poczuła, że choć próbuje nie potrafi powstrzymać się dłużej.
- Wysuń się mój piękny, nie chcę byś jeszcze dochodził. - Głos Agnese był ciepły, acz stanowczy. Miała szkolić Alessandro i planowała to robić. - Gillo pokażemy memu narzeczonemu jak należy zająć się kobietą?
- Oczywiście, Agnese
- odparła, zaś Alessandro kompeletnie zaskoczony, postawiony na progu przyjemności nagle dostał takie polecenie …
- Ach - jęknął głośno, ale wyszedł z niej czując zapewne gwałtowny dyskomfort nabrzmiałej do bólu męskości, która urosła jeszcze więcej. Pewnie pomyślał, że jakoś ją uraził, że nie była taka wytrzymała po starciu.
- Poćwicz to co pokazała ci Gilla, a ty moja droga kucnij nade mną. - Wampirzycy nie pozostało nic innego jak wydawanie poleceń. Jej niesprawne dłonie spoczywały spokojnie na pościeli. Nadal piekły lekko, ale wampirzyca starała się nie zwracać na to uwagi. Markiz przesunął się do niej i gdy Gilla podała mu olejek, próbował wylać go na piersi Agnese.
- Nie, najpierw dłonie, nasmaruj - powstrzymała go ghulica. Ustawiając się tak jak poleciła jej signora. - Bardzo dużo, tak. dopiero zajmij się jej piersiami. One czekają na ciebie, pragną - zachęcała go.
- Kontynuuj moja droga, chcę słyszeć wasze głosy. - Język wampirzycy sięgnął do rozpalonego kwiatu ghulicy. Powoli, delikatnie zaczęła ssać mokre płatki, raz na jakiś czas przesuwając językiem między nimi. Soczki napalonej ghulicy spłynęły na jej twarz. Usłyszała, jak jęczy.
- Ach, Agne … - zdołała. - Kooocham cię … - i zakręciła biodrami startajac się jak najmocniej nabić na penetrujący ją, wszędobylski języczek. - Jaaaa … - nagle Agnese poczuła i usłyszała ruch. Gilla gwałtownie nie przestając ruchu biodrami przyciągnęła markiza i wpiła w niego swoje usta. Chłopak skupiał się na piersiach Agnese, coraz gwałtowniej bawił się nimi, ale kiedy przyciągnęła go, odruchowo oddał pocałunek nie przerywając pieszczoty swojej narzeczonej. - Masz wspaniałe usta, jak to dobrze, że jesteście razem - wyjąkała jeszcze Gilla, chyba sama zaskoczona tym co właśnie zrobiła, ale nie mogąc się powstrzymać, przyciągała go, jego wargi do swych namiętnych ust.
 
Kelly jest offline  
Stary 29-05-2017, 12:55   #66
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese uśmiechnęła się rozbawiona. Ucałowała delikatnie kwiat Gilli i wsunęła między płatki swój nosek ciesząc się jej zapachem.
- Wejdź we mnie Alessandro. - Wyszeptawszy to powróciła do porzuconych na chwilę pieszczot. Zrobił to nie przestając całować Gilli, jeszcze przez chwilę wręcz nie docierało do niego wiele, lecz głos Agnese oczywiście przebił się do kochającego chłopaka. Jeszcze ghulica położyła dłoń na jego członku, poruszyła nim tuż przed tym, zanim ponownie wbił się w Agnese. Wampirzyca leżała teraz na plecach. Markiz brał ją coraz gwałtowniej nie mogąc już znieść straszliwego napięcia. Gilla pieściła jej usta swym łonem i była pieszczona w najcudowniejszy sposób językiem swej pani, który dotykał wszystkich najwrażliwszych miejsc wywołując kolejne spadające krople. Ponadto dłonie ghulicy zastąpiły markiza podczas masażu piersi, zaś usta jej usta oraz markiza łączyły się w gwałtownych pocałunkach. Tak, obydwoje kochali Agnese i wręcz szaleli na oraz w niej swoją męskością i kobiecością. Gwałtownie wspólnie we dwoje, by doprowadzić także ją do największego szaleństwa przyjemności. Wampirzyca czuła jak jej ciało całe ciało drży jak przyjemność obezwładnia ją. W końcu poddała się puściła więcej krwi do jednej z dłoni czując jak powoli odzyskuje w niej czucie. Bolało… tak potwornie bolało, ale było to niczym przy tym wspaniałych uczuciach jakie zapewniali jej kochankowie. Wsunęła palce w szparkę Gilli pozwalając by z jej własnych, uwolnionych na sekundę, ust wyrwał się głośny jęk, któremu zawtórował jęk coraz mocniej podnieconej sługi.

Agnese wgryzła się w udo ghulicy i poczuła jak wraz z tym jak jej kły przebijając gładką, rozpaloną skórę, jej całe ciało przeszedł potężny dreszcz. Zacisnęła się na penetrującym ja markizie, jej piersi naparły na błądzące po nich dłonie ghulicy, a ona piła. Ten cudowny, niepowtarzalny w swym smaku płyn. Jednocześnie zaś jej intymność nagle poczuła, jak bombarduje ją stu malutkich kropelek białego śluzu, gwałtownie wystrzeliwanych ze ściśniętej, rozgorączkowanej męskości, która znajdowała się najgłębiej wewnątrz niej, rozciągając absolutnie wspaniale. Gilla całująca, nagle jęknęła ponownie ugryziona.
- Ooo proszę, ooo - wampirzyca czuła, jak wręcz gwałtownie ścisnęła jej piersi nie mogąc oprzeć się gwałtownej rozkoszy i jak do jej ucha dociera równie silny jęk markiza, który ściśnięty wewnątrz przez nią nie mógł nawet się ruszyć mocniej. ale jego oręż raz po raz uderzał wystrzałem nawiedzającym jej wspaniałe głębiny. Wampirzyca owinęła nogi wokół bioder markiza dociskając go do siebie, rozsunęła palce dłoni, wywołując tym u siebie kolejną falę bólu ale rozciągnęła nimi brutalnie mięśnie Gilli powodując tym, że na jej wciąż przechyloną twarz wypłynęło sporo soków ghulicy i piła. powoli by nie upić za dużo ze zmęczonej walką kobiety. Delektując się każdą kroplą vitae, która lądowała w jej ustach. Dopiero czując, że ta słabnie, powoli wysunęła swe kły i zalizała ranki przesuwając językiem po jej udzie i ponownie trafiając na rozpalone płatki. Jej język dołączył do bawiących się wnętrzem ghulicy palców. Zaś markiz wrócił do pocałunków. Wystrzelone do wnętrza pięknego ciała ukochanej nasienie skończyło się, męskość malała i słabła, więc mógł zobaczyć, jak Gilla żyje jeszcze w amoku rozkoszy. Jedną dłonią położył delikatnie na łonie swojej ukochanej. Leciuteńko zaczął przesuwać po nim czując, jak drży, jak się porusza, jak wypływają kolejne kropelki ich cudownej miłości. Natomiast drugą, tym razem on przyciągnął Gillę całując oraz jeszcze wzmacniając ów stan, który przyniosła swoimi pieszczotami oraz kąsaniem śliczna wampirzyca. Ghulica odruchowo oddała pocałunek, chociaż sama już była pogrążona wewnątrz bańki przyjemności. Jednak jej ciało poddane coraz mocniejszemu orgazmowi drgało, odbierało coraz silniejsze pieszczoty oraz równie wspaniałe pocałunki. Wargi się dotykały, języki splatały, zaś pupa ghulicy odruchowo nabijała się coraz mocniej na palce Agnese. Tylko pocałunki markiza tłumiły jej cichy jęk. Agnese poddała się jej palce wysunęły się, a dłoń ponownie opadła bezwładnie.
- Ajć… - Cichy pomruk bólu, który bardzo starał się powstrzymać wyrwał się z jej ust. opadła na poduchy. Gilla wprawdzie nie miała prawa go usłyszeć znajdując się w stanie nieopisanej przyjemności, ale markiza tak. Kiedy wampirzyca wyjęła paluszki, jej sługa po prostu opadła nie mogąc już nic, omdlewając ponownie z rozkoszy. Jakimś odruchem woli zdołała się jeszcze przesunąć wyżej. Usiadła dalej powyżej swojej pani opierając się bezwładnie, niczym szmaciana lalka. Markiz jednak, który nieco wcześniej przeżył swój orgazm, teraz zaś tylko pomagał, czujnie pochylił się nad ukochaną. Choć oczywiście spojrzenie posiadał jeszcze trochę obłędne.
- Agnese, kochanie, co się stało? - powiedział przestraszony obawiając się, że wampirzycy odnowił się jakiś paskudny uraz bitewny.
- Nic takiego mój drogi. - Wampirzycy uśmiechnęła się. Nie chciała martwić mężczyzny. - Doprowadziliście mnie do małego szaleństwa.
- Ja … ja tylko … wiesz … - spojrzał na Gillę, która dalej nie dochodziła do siebie ciągle drżąc oraz wręcz trzęsąc się z kolejnych fal przyjemności wysyłanych przez jej łono. - Jakoś chyba samo się właściwie zrobiło … - widać było, że nie wie co powiedzieć, że dał się ponieść, jednak wcale nie wie, czy to właściwie czy też niespecjalnie. - Naprawdę wszystko dobrze oraz wyzdrowiejesz? Może wołać Kowalskiego?
- Niech Kowalski zajmie się ludźmi którzy nie regenerują się sami. - Mrugnęła do niego. Mimo że sama przed sekundą bawiła się w tą grę nagle poczuła lekkie ukłucie zazdrości gdy Alessandro spojrzał na Gillę. - Nic mi nie będzie. Powinnam się tylko przespać.

Mężczyzna nic nie wiedzący o dylematach wampirzycy położył się przy niej.
- Wiesz, staram się robić co mogę, żeby pokazać ci swoją miłość, ale czasem średnio wychodzi - uśmiechnął się smutno obejmując narzeczoną. Kompletnie nie wiadomo, co go nagle kopnęło.
- Skąd ci się to nagle wzięło mój drogi? - Agnese przesunęła się na tyle na ile mogła to zrobić nie używając dłoni i ucałowała go. - Gdybym nie widziała, że mnie kochasz, nie przyjęłabym twych zaręczyn.
- Bardzo ciebie kocham - podkreślił mocno - po prostu nie potrafię … choćby teraz tutaj przy naszej trójce, nie potrafię być tak otwartym, jak ty … albo wcześniej, podczas walki. Mówiłem, że cię obronię, ale czy naprawdę będę potrafił, nawet jeśli zrobię to, co tylko mogę, to co naprawdę mogę?
- Wszystko powolutku mój drogi. - Agnese uśmiechnęła się do niego ciepło i przysunęła wtulając w jego ciało. - Jesteś młody… bardzo młody. Wszystko w swoim czasie.
- Ale choćby teraz - szepnął jej na ucho - całując ją myślę tylko o twoich ustach … chociaż było to miłe, ale proszę, kochajmy się także czasami razem, tylko we dwoje. Nie mówię zawsze, wiem, jak ją kochasz i jak ona ciebie, dlatego czasem wspólnie też jest miło, ale tak czasami, żebym mógł mieć się tylko dla ciebie i być również tylko dla ciebie. Dobrze?
- Jakoś powinno nam się udać. - Agnese uśmiechnęła szeroko ale markiz nie mógł tego zobaczyć. Ten niewinny chłopiec całkiem nieświadomie odpowiadał na wszystkie jej wątpliwości. - Nie mogę się doczekać naszego ślubu.
- Och, ja też, to będzie cudowne, absolutnie cudowne … - kiedy mówił to wampirzyca odczuła, że powoli nadchodzi dzień.
- Ja także się cieszę oraz czekam na wasz ślub - nagle usłyszeli głos ghulicy, która odzyskała świadomość, chociaż mówiła jeszcze bardzo drżąco.

Agnese ziewnęła.
- Chodź tu do nas. Chcę zasnąć między wami.
Wampirzyca przyciągnęła do siebie ręce krzyżując na piersi bezradne dłonie. Wtuliła się mocno w markiza, czekając aż Gilla ułoży się po jej drugiej stronie. Uczyniła to zaraz obejmując ją wraz z markizem. Ich ramiona otoczyły ją oraz mocno trzymały, kiedy nadszedł dzień.

2 września 1503


Wieczór nadszedł pięknym zapachem. Takim kręcącym swoją radością w nosie. Otwarła oczy zaciekawiona. Na stoliku obok stał dzbanek ze szkła Burano wypełniony najrozmaitszymi kwiatami.


Pod nim zaś widniała karteczka z napisem odręcznym wykonanym bardzo ładnym, wydłużonym, lekko skośnym charakterem pisma: „Pragnę, żeby najukochańsza narzeczona na świecie budząc się poczuła i zobaczyła coś ładnego.”

Oprócz tego poczuła, że jest czysta. Kiedy spała kamiennym snem zapewne umyli ją, zmywając nie tylko resztkę pozostałości po walce, ale także, zdecydowanie więcej, po ich wspólnej zabawie, która przyniosła w beczce miodu przyjemności, także łyżkę dziegciu zazdrości.

Leżała przykryta lekką kołderką, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Jak zwykle pewnie Gilla, ale tym razem to nie była ona, lecz markiz. Wszedł do komnaty niosąc na tacy dużą butlę wypełnioną krwią, przy niej zaś kielich. Butla była zamknięta korkiem oraz całkiem solidnej wielkości. Ghulica doskonale wiedziała ile potrzeba signorze do odzyskania formy.


Kielich wydawał się śliczny, wykonany z polerowanej, pokrytej glazurą gliny. Zręczny garncarz nie tylko jednak uformował naczynie, lecz ozdobił je trudnym do wykonania wzorem.


Agnese więc mogła się napić nie tylko ulubionego napoju w odpowiedniej ilości, ale także w odpowiednich warunkach.
- Witaj moja Gwiazdko – powitał ją markiz pocałunkiem, przy którym mało co nie wywalił tacy, ale jakoś zdołał utrzymać. Był ubrany w szlafrok, jak wczoraj i wydawało jej się, że jeszcze przed chwilą spał, zapewne po to, żeby móc dłużej przebywać z nią podczas nocy. Przed chwilą pewnie go obudzono, jak to się wydawało. - Gilla pozwoliła mi ciebie dzisiaj obsłużyć, choć zaznaczyła, że to wyjątek – przyznał spoglądając na narzeczoną takim wyjątkowym spojrzeniem charakterystycznym dla prawdziwie zakochanych. - Jak dzisiaj się czujesz? - spytał ją pamiętając wczorajsze problemy.

Agnese sięgnęła jedna ręką do jego twarzy, drugą przytrzymując tacę gdy go pocałowała. Na jej dłoniach nie było śladu po wczorajszej walce. Pozostał lekki ból, ale było to nic, biorąc pod uwagę, że wczoraj miała zmiażdżone nadgarstki. Przerwała pocałunek i sięgnęła po kielich.

- Wspaniale mój drogi. - Uśmiechnęła się czekając aż mężczyzna naleje jej krwi do naczynia. - Uważałabym bo Gilla zrobi się zazdrosna, a nie ma nic gorszego niż zazdrość kobiety.
- Dla mnie najważniejsze, że ty nie masz powodów do zazdrości, moja ty … - nalewał jej powoli, starając się niczego nie wylać. Widać było, że ma nie specjalną wprawę, jednak jakby nie było, zazwyczaj to mu nalewano, dokładniej zaś, czyniła to pałacowa służba. - Smacznego - powiedział, kiedy kielich był odpowiednio napełniony. - Chyba, że wampirom życzy się czegoś innego, no wiesz, Słodkiej Kropelki na Języku, albo jakoś inaczej? - spytał chcąc poznać zasady wampirycznej etykiety.

Agnese upiła odrobinę z kufla.
- Mamy trochę wampirzej etykiety ale nie obejmuje ona jakichś specjalnych życzeń. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Oczywiście jestem o ciebie zazdrosna, mój drogi. Jestem bardzo zaborczą osóbką.
- Dobrze się składa wobec tego, że znalazłaś kogoś tak szalenie zakochanego, kto chciałby cię scałować … ooo, może, kiedy się napijesz, to opowiesz mi o tych zwyczajach etykietalnych, ja zaś będę cię całował. Co ty na to? - zaproponował narzeczonej.

Agnese dopiła zawartość kielicha i odstawiła go na bok. Ze smakiem oblizała swoje usta, na wypadek gdyby pozostała na nich choćby maleńka drobinka.
- Niestety dziś muszę dopełnić pewnego wymogu wampirzej etykiety. Ale mamy chwilkę. - Wampirzyca położyła się na łóżku i wyciągnęła ręce do mężczyzny, który ochoczo oddał się w jej ramiona. Przytulił bardzo mocno całując. Potem zaś jeszcze mocniej, a później, nagle prosto jej piękny nosek …
- On mi się także bardzo podoba - wyznał zakłopotany, nie wiedząc, czy lubi takie pocałunki.
- Cieszę się, mam go cały czas na wierzchu i moglibyśmy mieć problem gdybyś nie był z niego zadowolony. - Agnese uśmiechała się wpatrując się w mężczyznę.
- Te rzeczy, których nie masz na wierzchu - szybko dodał - znaczy cały czas, także bardzo mi się podobają - uzupełnił.
- No to pocałuj wszystko co ci się podoba. - Agnese mrugnęła do niego.
- Wobec tego wspomniana przez ciebie wampirza etykieta ucierpi czasowo - przyznał - bowiem będę całował WSZYSTKO - wymówił z naciskiem i zaczął od ślicznej główki, dokładniej zaś od czoła. Może nie umiał całować niczym najlepszy na świecie kochanek, ale czynił to bardzo czule. Raz mocniej, raz słabiej, raz kręcąc wargami, raz dodając delikatne liźnięcia języczka, lub ukłucia jego końcówki. Sporo się niewątpliwie nauczył. Agnese mogła być przekonana, że nie będzie się z nim nudzić, zaś pod pewnymi względami również siły wydawał się mieć niebagatelne. Po czole przyszły uszka. Lewe oraz prawe, żeby żadne nie poczuło się bardziej zazdrosne, Tutaj skupiał się głównie na końcówce, którą obejmował wargami leciutko wciagając, podszczypując, pieszcząc języczkiem, ale inne części uszka również nie mogły czuć się poszkodowane. Dalej znowu wkroczył na buzię. Policzki, nosek, który nie tylko całował, ale również zabawnie trącał swoim własnym, broda oraz usteczka. Każda warga osobno. Obcałowane, wciągane, pieszczone języczkiem.

Gdy tylko Agnese uznała, że skończył z jej twarzą zaczęła powoli opowiadać. - Wśród wampirów też mamy pewną hierarchię, tak jak wy ludzie. - Jej dłonie powędrowały do jego pleców i gładziły je delikatnie. - Regionami zarządzają książęta. Regiony są różne czasem to miasto, czasem cały kraj. Księciem może być zarówno wampir jak i wampirzyca. Dzisiaj powinnam się zobaczyć z księżną Rzymu.

Królestwem wampirów była szyja, ale tym razem to człowiek dobierał się do smukłej wampirzej, nie zaś odwrotnie. Jego pocałunki były leciutkie, takie jakby przesuwał się po niej, aż nagle do boju włączały się jego ząbki, kąsając nieco, wywołując taki dreszczyk. Och, to mu się podobało, miał nadzieję, że jej także. Powoli przesuwał się na dół, zaś jego usta zajęły się jej ramionami. Pochylał się całując mocno oraz pieszcząc jej skórę, zaś później schodząc na przedramiona, poranione wczoraj nadgarstki.
- Bardzo chciałbym, żeby mniej już bolały, jak pocałuję - powiedział obcałowując je. - Czy ta księżna Rzymu to rozsądna … księżna? - spytał biorąc się za palce. Każdy z nich całował, najpierw wzdłuż, potem brał do ust, niczym coś słodkiego.
- Szalona i interesowna jak każdy wampir, ale tak… wydaje się być rozsądna. - Agnese uważnie przyglądała się mężczyźnie. Był taki cudowny. - Po księżnych zazwyczaj jest starszyzna, wśród której rozdzielamy różne funkcje.

Po palcach powrócił znowu do góry, na barki, stopniowo zjeżdżając po dekolcie oraz wspinając się na piersi. Każdy ich fragmencik, najmniejsza cząsteczka musiał być scałowany, gdy poświęcał im tak wiele uwagi. Agnese zanurzyła palce w jego włosach i bawiła się nimi, drżąc przy tym lekko od jego pocałunków. Wszelkie kawałeczki, i te u podnóża pagórków, kiedy zaczynały się dopiero zaznaczać, te wyżej, podczas wspinaczki i sama malinowa górka, szczyt zaznaczający coś cudownego, jakby dla podkreślenia wazności miejsca, jeszcze otoczony ciemniejszą tarczą. Zaczynał metodycznie, scałowując najpierw jedną, potem drugą od samego dołu. Okrążając spiralnie tak, że powoli wspinał się coraz wyżej dochodząc wreszcie do szczytu. Tam języczkiem otaczał go, osaczał powolnymi pocałunkami, żeby nagle skupić się na nim obejmując ustami i całując pierś nie wypuszczając sutka. Leciutko go ssał, pociągał oraz przygryzał, nie tak by bolało, lecz aby czuła jego ząbki na tym wrażliwym miejscu, później znów nieco rozchylała wargi, jakby pozwalając odetchnąć malince, by ponownie wziąć się za całowanie, tym razem już z mocno kłującym języczkiem.
Agnese pojękiwała cicho, była bardzo ciekawa czy markiz jej w ogóle słucha.

- Wśród wampirów są między innymi opiekunowie elizjów, harpie, mnie nazywano mieczem. Zajmowałam się eliminacją osób zagrażających maskaradzie. - Celowo wymieniła dwa słowa, które powinny go zainteresować.
- Eee, miecz, maskarada … - widocznie słuchał, choć może nie aż tak dokładnie, jak powinien. - Ty jesteś tą starszyzną? - spytał wypuszczając na chwilę śliczny, malinowy cud natury.

Kobiece piersi zostały scałowane, jak chyba nigdy, zaś usta markiza szło niżej na szczupłą talię. Tutaj raczej wykonywał ruchy koliste twarzą, zaś jego usteczka poruszały się wokoło pępka, powoli szukając go oraz otaczając jak najbliżej. Czasem niemal zahaczał o pokryty włoskami na dole wzgórek, a czasem mijał go daleko, ale skupiał się na brzuszku.
- Tak… uchodzę za starszego wampira. Przeżyłam już wiek, a moja krew jest mało rozrzedzona. - Agnese poddawała się pieszczotom, zaczynała mieć jednak obawy, że będzie musiała to opowiedzieć jeszcze raz.
- Chyba niczyja krew nie jest rozrzedzona - stwierdził głośno. - wiem bo widziałem już niejednego człowieka rannego - powoli przechodził na jej nóżki, celowo omijając kobiecą intymność i jej okolice.
- Z każdym spokrewnieniem czyli przemianą w wampira, nasza krew staje się rzadsza. Moja jest już dużo słabsza od krwi mego ojca, ale i tak dużo potężniejsza niż większości wampirów, które chodzą po włoskiej ziemi. - Agnese rozchyliła nogi by było mu wygodniej, niechętnie puściła jego włosy, które nadto się oddaliły.

- Twój ojciec też był wampirem - aż się zdziwił zaczynając całować biodra i uda. Klęczał nad nią, zaś jego usta były w nieustannym ruchu. Doskonale widział jej słodki kwiat, ale jednak teraz zajmował się udami, jakby pozostawiając sobie deserek. - Jeśli twój ojciec był wampirem … przecież mówiłaś, że wampiry nie mogą mieć dzieci? - zdziwił się. - Aha, pewnie został wampirem kiedy już się urodziłaś … - domyślał się starając nie przerywać buziaczkowania.
- Nic z tych rzeczy mój drogi. - Agnese czuła jak na jej kobiecości zbiera się słodka wilgoć, jednak nie poganiałą mężczyzny. - Mam dwóch ojców. Jednego, rodu Tornabuoni, bo to było moje panieńskie nazwisko nim stałam się Meddici. I ten ojciec nie żyje już od wielu, wielu lat. Oraz Lorenco Rosso, mego wampirzego ojca, który zabił mnie i zrodził dla wampirzego świata. Przez szacunek dla istot, które nas spokrewniły zwracamy się do nich per matko, ojcze.
- Aha, taki przybrany rodzic - wkroczył właśnie ustami na jej kolanka - ale chyba, nawet jak się staje wampirem, nie ma obowiązku zapomnienia swojej prawdziwej rodziny? - spytał niespokojnie na momencik przerywając.
- To wygodne. Większość wampirów odsuwa się wtedy od swoich bliskich by nie widzieć jak ci starzeją się i umierają podczas gdy my trwamy wiecznie, takimi jak nas przemieniono. - Agnese lekko posmutniała. - To bolesny widok.
- Jednak wcale nie bardziej - zaoponował markiz wracając, tym razem do łydek od góry i z każdej strony na boku - niżeli dla człowieka. Sama wiesz, jak różnie bywa, ile dzieci umiera w najmłodszych latach, mężczyźni na wojnach, kobiety w połogu. To także kiepskie, bardzo kiepskie, nawet jeśli mi zostało oszczędzone, bowiem matki nie pamiętam, ojca niespecjalnie, tylko brata, ale … nie przepadaliśmy za sobą. Zresztą większą część spędziłem, jako nowicjusz klasztorny. Masz liczne nóżki, zresztą, co ja mówię, cała jesteś śliczna … - przeszedł do stópek. Zaczął przejeżdżać po kostce, potem górze nóżki do palców, obcałowyjąc dokładnie każdy. - A, ci tego, od elizjum - przypomniał coś sobie - musicie ich strasznie nie lubić. Nasza ciotka to także była taka harpia, normalnie wszyscy drżeli przed jej językiem - wrócił do całowania najmniejszego paluszka lewej nóżki.
- Ja wytrwałam przy obu mężach do ich śmierci, choć przyznam, że obaj umarli dosyć młodo. Jeden na wojnie, drugi z rąk skrytobójcy. - Wampirzyca czuła jak lekko ją łaskocze swymi pocałunkami ale to były przyjemne łaskotanie. - To chcąc pomścić drugiego, stałam się zabójcą w rękach księżnej Florencji.

Chwilę w ciszy delektowała się jego pocałunkami nim powróciła do swego wywodu.
- Elizja to miejsca gdzie nie wolno nam walczyć i wszystkie istoty mają zagwarantowane bezpieczeństwo. Opiekunowie tych miejsc muszą być bardzo silni, by utrzymać dyscyplinę i są darzeni wielkim szacunkiem.
- Ciotka była darzona wielkim szacunkiem. Ktoś spróbowałby nie … - mruknął. - Zaś rodzinną dyscyplinę utrzymywała niczym sierżant.
Jego usta pownownie ruszyły w górę jej nóżkami po wewnętrznej stronie nóżek.
- Harpie nie zawsze są opiekunami elizjów…. choć to częste. - Wampirzyca uśmiechnęła się słysząc jego wypowiedź. Była taka uroczo ludzka. - Harpie to u nas wampiry, które uchodzą za wzór, inne wampiry chcą być takie jak one, żyć tak jak one.

Markiz doszedł właśnie do dołu uda wspinając się ku górze jej nóżki oraz coraz bardziej zbliżając do jedynego miejsca, które jeszcze, przy tym ułożeniu ciała, zostało mu jeszcze do obcałowania.
- Nie chciałbym być, jak ciotka - przyznał. - Kiedyś nawet mego ojca trzasnęła laską po głowie, mimo że była jego siostrą, choć starszą. Inna kwestia, że akurat zasłużył, zaś nikt inny się nie odważył. Wiesz co się stało, mając potężnego siniaka oraz rozcięcie głowy nie tylko ją przeprosił, lecz jeszcze zwrócił koszty zniszczenia laski, która się rozpadła - wampirzyca nagle poczuła jego dech na swoich płatkach, już bliziutko. Wprawdzie jeszcze całował wnętrze, bardzo wrażliwe przecież, wewnętrznej strony ud, to jednak leciutki ruch powietrza przenosił się na jej intymne włoski oraz skrywany przez nie kwiatek. Agnese jęknęła głośno. To był koniec jej opowieści, teraz liczyły się tylko usta mężczyzny pieszczące jej kobiecość. Tak właśnie było, najsmaczniejsze, najdelikatniejsze miejsce na sam koniec. Całował jej wzgórek leciutko podszczypując oraz pociągając delikatnie ustami wijący meszek. Pieścił raz po raz zahaczając płateczki jej kwiatu, jakby chciał je przygotować na coś bardziej gorącego. Czuła jego dech, dotyk, drżenie ciała, jak dobierał się do niej. Był taki gorący, wargi i języczek były tego stanu dobitnymi wyrazicielami. Niosły ciepło oraz przyjemność. Poczuła nagle, jak mocniej wkracza języczkiem, nie tylko całując, ale zlizując jej soczek oraz jak bardzo go to podnieca. Czuła wszak pęd jego krwi wzrastający do naprawdę dużego. Schwytał nagle płatek po prawej stronie wargami. Pociągnął lekko zasysając, a potem puścił, tylko po to, żeby powtórzyć wszystko. Najpierw ten, potem kolejny, potem zaś jeszcze dokładnie miejsce, gdzie wszystkie łączyły się ze sobą na górze. Westchnął głośno, był coraz mocniej zaangażowany w to, co robi, coraz mniej oddając umysłowi, zaś zdając się na prowadzenie instynktem, który od lat wabił mężczyzn oraz kobiety ku sobie wzajemnie. Instynkt ów prowadził jego języczek już pomiędzy płatkami. Wzdłuż szparki różowej rozkoszy. taki podrażniający słodko, cudownie kłujący, poszukujący najwrażliwszych miejsc, które sprawią jej największą przyjemność. Od samej góry do jamki, która prowadziła w głębiny jej wspaniałego sezamu.

- Ah Alessandro, wejdź we mnie. - Ciało wampirzycy całe drżało, ostatkiem sił powstrzymywała ruchy bioder, które chciały naprzeć na usta mężczyzny. Czuła jak cała otwiera się czekając na niego i to co ma jej do zaoferowania. Kochanek wampirzycy był już gotowy. Całował ją, ale podniecenie sprawiło, że męskość urosła do odpowiednich rozmiarów i stwardniała już jakiś czas temu. Kolejne pocałunki tylko utrzymywały ją właśnie w tym stanie, który zaczynał wręcz sprawiać bolesność. Markiz miał teraz rozchylony szlafrok i koszulę. Nawet nie chciał się rozbierać. Uniósł się tak, że wampirzyca mogła ujrzeć jego pokrytą jej soczkami twarz, rozchylił jej nóżki ułatwiając wejście w największe głębiny. Agnese patrzyła na niego z prawdziwym zachwytem. Przygryzła wargę i z uwagą obserwowała jak podniósł ubranie, koszulę jedną dłonią i nawiedził jej gwiezdną otchłań rozkosznego cudu. Jej delikatne płatki, nasączone śliną i sokiem miłosnym z radością objęły męskie ciało, które rozciągnęło je rozpychając na boki. Później zaś była już cudowna chwila bliskości. Agnese jęknęła i pozwoliła by jęk ten przerodził się w pomruk. Nogi oparła na ramionach Alessandro.

- Mój wspaniały markiz… cudowny narzeczony. - Jej głos drżał, oczy z uwagą wpatrywały się w mężczyznę, który zawzięcie atakował jej kobiecość. Od samego początku… ten chłopak zachwycał ją od samego początku. Przymknęła oczy poddając się jego ruchom i skupiając na tym jak ją wypełnia, jak ociera się o jej ścianki. Tak mocno wygięta była otwarta na niego najbardziej. Oddawała się jemu oraz cudownej przyjemności, jaką jej zapewniał, on zaś bynajmniej się nie ociągał. Królewna miała być cudowna. I była! On zaś ją kochał, co oczywiście wiedziała i nauczyła, jak oprócz samej miłości, sprawiać też przyjemność. Bowiem to była jej zasługa. Teraz zaś czerpała owoce wspólnej miłości oraz lekcji zaspokajania pożądania. Był wewnątrz niej, tak bardzo głęboko, że aż w tej pozycji szczególnie, zahaczał własną czerwoną końcówka o jej najdalszą ściankę. Rozciągał ją mocno. Czuła każdą jego nierówność, każdą żyłkę, każdy fałd skórki oraz oczywiście najbardziej ową największą końcówkę, która pierwsza weszła w jej kobiecy wdzięk. Słyszała go doskonale, jego jęk oraz westchnienia, czuła, jak zrasza ją kropelkami soczku, który miesza się z jej własnym. Jak prześlizguje się po wewnętrznych nierównościach jej jamki i jak czyni to coraz szybciej, coraz mocniej i coraz mniej kontrolowanie. Czuła jak z każdym jego ruchem jest coraz bliżej. Był wspaniałym kochankiem i pomyśleć, że mógł być tylko lepszy… Wampirzyca wyciągnęła w jego stronę dłonie, chcąc by pochylił się nad nią, by dał się jej objąć.

- Och Agnese, ja …
- Chodź tu do mnie. - Otworzyła oczy patrząc w jego rozpalone spojrzenie. Gdy mężczyzna pochylił się mając na ramionach nadal jej nóżki, wszedł jeszcze głębiej. Naparł na jej tylną ściankę. Poczuła, że jest na krawędzi. Wampirzyca objęła jego szyję. Jej dłonie były gorące, ciało drżało i łaknęło bliskości. - Kocham się Alessandro.
- Ja ciebie też kocham, bardzo, Agneseeee … - jęknął całując i kochając ją. Była wygięta, zamknięta na dole łóżkiem, na górze klatką jego obejmującego ją ciała, które nagle przyspieszyło uderzenia. Czuła coraz mocniej, jak sztywnieje w niej, jak na jego dole zbiera się coś, jak pęcznieje, wreszcie jak pędzi przez całą jego długość w niej, by strzelić, uderzyć, rozbryzgać się kroplami po jej wnętrzu, zrosić ścianki nasieniem. Później zaś jeszcze raz, kolejny, ponowny … Miał zawsze dużo oraz udowadniał to podczas każdej cudownej bliskości. Uderzał ją mocno biodrami wchodząc. Jej intymne wargi raz po raz zbliżały się do jego ciała, do woreczka, do włosków. Każdy zaś ruch był kolejnym strzałem, właśnie ku tamtej najdalszej głębinie, każdy spośród kilku … podczas kiedy jego usta były wręcz żarłoczne całując jej wargi, mocno, bezkompromisowo, ale bardzo kochająco. Ciało Agnese znów zareagowało na markiza, gdy tylko doszedł ona odpowiedziała mu tym samym. Oderwała swoje usta od jego by móc krzyknąć z przyjemności.
- Alessandro. - Jego imię poniosło się po pomieszczeniach należących do signory. Kolejne umieszczone w amfiladzie pomieszczenia wypełnił jej krzyk rozkoszy. Wampirzyca wiła się pod mężczyzną, obnażając kły. - Alessandro, mój wspaniały Alessandro… - Jej głos cichł wraz z tym jak wstrząsy targające jej ciałem słabły. Jej oczy ponownie odnalazły jego spojrzenie. Uśmiechała się, jednak nie ukrywała już swych wampirzych atrybutów. -... mój najcudowniejszy Alessandro… - Przytuliła się do niego mocno, dotykając ustami jego ucha. - Chcę być już twoja, być twoją żoną. - Delikatnie ucałowała płatek jego ucha. - Chcę byś był mój, calutki mój.
- Ależ jestem twój, od samej pięty do najbardziej odstającego włoska. Eee, żebyś tylko wiedziała. Oczekuję tego samego - uśmiechnął się do niej pomrukując, bowiem bardzo mu się spodobało to, co uczyniła z jego uchem. - Ja także chciałbym być już twój także formalnie i nazwać cię Agnese di Colonna. Bardzo. Wobec tego, żeby przyspieszyć, musimy pomyśleć mocniej o ślubie i weselu. Rozumiem, że odbędzie się nocą, ale to nie problem. Eee, mam nadzieję, że ksiądz ci nie przeszkadza … - pacnął się w czoło. - Skoro nie przeszkadza kardynał, tym bardziej ksiądz. Hm, musimy to omówić, wiesz, Sophia także będzie chciała wziąć udział podczas wszelkich przygotowań.
- A już jej mówiłeś że się zaręczyliśmy? - Agnese odsunęła się patrząc mu w oczy. - Co powiesz na to by ślubu udzielił nam kardynał? - Mrugnęła do Alessandro.
- Kardynał, jak najbardziej. Byle wiesz, wybierz jakiegoś przyzwoitszego, bowiem niektórzy … - skrzywił się dosyć znacząco. - Ale nie mówiłem jej. Właściwie nie widziałem jej od spotkania u ciebie. Chciałem nawet zajść, zapytać się, ale okazało się, że wizytował ją Kowalski. Pomyślałem, że bada ją jeszcze po tym wcześniejszym i nie wchodziłem. Spędził u niej ponoć kilka godzin.
- Wydawała się być wykończona… - Agnese zamyśliła się i powoli, delikatnie zsunęła nogi z jego ramion.
- Widziałem go przechodzącego dosłownie przed moim wejściem tutaj. Spytałem się - zamruczał - wiesz, taka pozycja bardzo mi się podobała … bardzo … znaczy spotkałem go pytając, ale powiedział, że wszystko dobrze, właściwie niespodziewanie dobrze, żebym się nie martwił oraz że musi koniecznie z tobą przy okazji porozmawiać. Skoro wychodzisz do tej księżnej może spotkaj się z nim wcześniej. Aha, oraz najlepiej unikaj sir Alessio. Wydawał się straszliwie wkurzony, wprawdzie najbardziej na siebie, jednak miał minę taką wiesz ...

Agnese roześmiała się od miliona myśli, którymi zarzucił ją Alessandro.
- Alessio jest faerie… przyjechał tu by mi pomóc z pewnym zadaniem. - Wampirzyca przyglądała się swemu kochankowi z rozbawieniem.
- Faerie, faerie … znaczy Francuz? - spytał chcąc się upewnić.
- Wróżka , skrzydełka, pyłki i tym podobne.
- Nie chcę być niegrzeczny, ale on nie wygląda, żeby miał skrzydełka, zaś pyłki, no tego, raczej chętnie wcina dobre wino oraz miód.
- Faerie pokazują skrzydełka tylko jak mają ochotę, ale ma jeszcze kilka innych zdolności. Powinnam z nim porozmawiać, wczoraj się lekko pokłóciliśmy.
- Wydawało mi się, że raczej ma pretensje do siebie, do ciebie tylko trochę, choć nie wiem, za co. Zaraz, wróżka. Uff, czyli jest dziewczynąąąąąąąąą? - zrobił odkrycie.
- Są też faceci wróżki.. wróże. Łatwiej jest mówić faerie.
- Uff, to dobrze, bo tego, nawet kąpałem się z nim. znaczy ja, Kowalski, on i Borso, ot tak porozmawiać o męskich sprawach i wolałbym, żeby nie był dziewczyną ....
- No… no. O jakich męskich sprawach rozmawia mój narzeczony, z moimi ludźmi? - Agnese wyszczerzyła się.
- To … to nie były rzeczy dotyczące służby. Rozmawialiśmy no na temat doświadcze … przepraszam kochanie - uniósł się dumą - to są męskie sprawy.
- Yhym… i Borso na pewno mi nie powie. Zastanów czy wolisz i sam opowiedzieć czy mam go spytać. - Agnese ucałowała Alessandro. - Proponuję byśmy zajrzeli do Sophie i zdradzili jej tą radosną nowinę, a potem spotkam się z Alessio i tak chciałam z nim porozmawiać, przed wizytą u księżnej.

Wampirzyca ostrożnie wysunęła się spod mężczyzny i usiadła na łóżku. Przeciągnęła się.
- Wobec tego chodźmy do Sophii, muszę się tylko odpowiedniej ubrać - przyznał. - Pewnikiem jest u siebie teraz. Zaś co do Borso, naprawdę nie powinnaś go naciskać. Męskie sprawy … właściwie to męskie sprawy. Oni są starsi ode mnie i pewnie mają więcej doświadczenia, jak to jest mieć żo … - ugryzł się w język. - Idę się ubrać. Za chwile przylecę, kochanie - zerwał się całując jeszcze narzeczoną. - Wiesz, nie pytaj Borso, dobra - poprosił. Następnie szybko ruszył ku drzwiom.

Chwilę później zmieniła go Gilla, która usłużna jak zwykle, przybyła przygotować swoją panią, ażeby wyglądała cudownie.
 
Aiko jest offline  
Stary 31-05-2017, 21:12   #67
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese powitała swoją ghulicę i ucałowała ją. Jak mogła być zazdrosna o Gillę? Kobiety przeszły do garderoby i kobieta zabrała się za wybieranie sukni dla swej Pani. Agnese przyglądała się sobie w lustrze. Naprawdę…. panna młoda, po raz trzeci? Odetchnęła i przyjęła podaną halkę. Do trzech razy sztuka, powiadają. Gillą bardzo starannie sznurowała wszystkie paseczki, stroju wampirzycy, trochę jakby szykowała ją na bal, a nie zwyczajne wyjście z domu. Pewnie słyszała o tym, że chcą odwiedzić Sophie i chciała nadać temu uroczystego charakteru.


Wampirzyca przysiadła na fotelu i dała ułożyć sobie włosy i się umalować. Dopiero tak przygotowana udała się do gabinetu, gdzie już oczekiwał jej markiz. On też był elegancko przystrojony, chociaż nie aż tak wspaniale, jak Agnese.
- Wyglądasz niesamowicie, moja ukochana damo - nie mógł się oprzeć. Signora zaś doskonale widziała, jak spogląda na nią pełen podziwu.
Wspólnie ruszyli do pokojów jego siostry.

Komnaty panny Sophi nie były daleko. Ogólnie młodzi Colonnowie zajmowali to samo piętro, co Agnese. Co ciekawe, zbliżając się Agnese usłyszała z pokoju dziewczyny głos Kowalskiego. Przez drzwi było niewyraźnie, nawet dla jej zmysłów, nie rozpoznała więc, co mówi, ale to na pewno był on. Oczywiście markiz nie miał pojęcia o niczym. Szedł dumny niczym paw, któremu udało się złowić wyjątkowo cudną pawicę i zastukał.
- Proszę - usłyszeli dosyć silny głos Sophii. Chyba więc Kowalski miał rację uspokajając braciszka.

Rzeczywiście kiedy weszli, dziewczyna siedziała przy stoliku. Popijała jakieś ziółka. Była też ładnie ubrana, po drugiej stronie stolika na krzesełku siedział Kowalski mając minę trochę jakby nieodgadnioną. Wstał widząc nadchodzących skłaniając się.
- Signorina, nie będę wam przeszkadzał - skłonił się lekko. - Signora, markizie, pani Gillo - skinął także wchodzącym.
- Proszę jeszcze przyjść później, signor Kowalski - krzyknęła za nim Sophia, na co skinął. Przechodząc obok Contarini Polak jeszcze szepnął.
- Byłbym wdzięczny za chwilę rozmowy. Będę przy tamtym piekarzu z Alessio.
- Dziękuję
. - Agnese uśmiechnęła się i zachęcająco skinęła na markiza głową. Oboje podeszli do Sophie, ale to po jego stronie leżało poinformowanie jej.

Pokój Sophi był spory, nawet jak na pałacowe standardy oraz bardzo piękny.


Wspaniale malowany, zdobiony makatami, rzeczywiście wspaniały buduar dla kobiety. Prawdopodobnie najładniejsze pomieszczenie pałacowe. Świadczyło to naprawdę o uczuciach markiza do swojej siostry.
- Cieszę się, że odwiedziliście mnie - spojrzała na nich bardzo bystro. - Czyżby coś się stało? Służba wspominała mi, że było jakieś zamieszanie po nocy, jakieś fajerwerki, ale ponieważ sami spali nie wiedzieli, co się dzieje.
- Fajerwerk rzeczywiście był
- przyznał markiz. - Jednak chciałem rzeczywiście powiedzieć coś istotnego. Droga siostro, kochana Sophio, jak wiesz kilka dni temu signora Contarini zaszczyciła nasz pałac swoją obecnością. Wiem, że może ci się to wydać szybkie, ale zakochałem się w niej prosząc o rękę. Odpowiedź signory uczyniła mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Sophia podskoczyła wręcz na swoim siedlisku. Co ciekawe, podbiegła do Agnese.
- Tak bardzo się cieszę - krzyknęła uśmiechnięta. - Gratuluję wam obydwojgu. Tak dobrze. Mój braciszek wcześniej nie zwracał raczej uwagi na kobiety. Czy to oznacza, że będę mogła nazywać cię siostrą, oraz kiedy ślub, jakie plany i mówcie wszystko. Proszę usiądźcie i opowiadajcie - mówiła szybciutko niczym trajkotka. - Może macie ochotę na pączki? - wskazała na stojącą tackę. - Nasza kucharka zrobiła wspaniałe. Och, przepraszam - nagle dotknęła ust. - Ty chyba tego nie jadasz, Agnese, tak mi przykro, są naprawdę smaczne. To może wino, albo cokolwiek - spróbowała tuszować swoją niezręczność. - Albo po prostu opowiadajcie - spoglądała bardziej na Agnese, jakby czując, iż jako kobieta wspomni jej więcej spraw, które ją także zainteresują.
Agnese zajęła miejsce.
- Chętnie porozmawiam dokładniej na ten temat później. Chcieliśmy cię poinformować jak najszybciej. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Ślub odbędzie się zapewne po konklawe. Na razie mam w planie spytać kardynała Medici by poprowadził ceremonię. Ale jest coś ważniejszego… jak się czujesz moja droga? Niepokoi mnie, że tak długo trwa twoje osłabienie.
- Giuliano Medici? Świetnie. Jakże cieszę się
- powtórzyła. - Zaś moje osłabienie. Cóż, drobiazg. Rozmawiałam z signorem Kowalskim sporo i wyjaśnił mi, że to dosyć normalna sytuacja oraz że poczuję się lepiej.
- Czy to wszystko
- spytał brat.
- Wspomniał jeszcze, że mogą zdarzyć mi się drobne przywidzenia lub osłabienia, lecz że to naprawdę normalne.
- Normalne?
- Tak jak najbardziej. Przynajmniej tak wspomniał. Wydaje mi się, że warto mu zaufać
.
Agnese skrzywiła się. Przywidzenia nie były normalne, chyba rzeczywiście powinna porozmawiać z Kowalskim. Agnese uśmiechnęła się.
- Jeśli chcesz mogę ci dać trochę mojej krwi… może pomoże.
- Nie dziękuję. Kowalski wspomniał, że gdybyś zaproponowała coś takiego, bardzo prosi, żeby z nim najpierw pomówić. Zdaję sobie sprawę, że tylko Kowalski i ciągle Kowalski, ale wspomniał, że wie co mi dolega i to absolutnie nie jest nic złego. Po prostu nazwał to … przepraszam, nie pamiętam, użył jakiejś łacińskiej nazwy, a ja nie znam łaciny, choć zaczęłam się uczyć …
- Łaciny
? - aż się zdziwił markiz. Kobiety raczej rzadko potrzebowały starożytnego języka. Wprawdzie Sophię nauczono literek, ale było to właściwie niepotrzebne, bowiem wszystkie książki oraz większość dokumentów sporządzano właśnie językiem łacińskim.
- Tak, właśnie dlatego Kowalski mnie odwiedził, oprócz zaś niego ojciec Joanito.
- To nasz kapłan
- wyjaśnił markiz. - Chyba naprawdę konieczne jest porozmawianie z signorem Kowalskim - dodał trochę zafrasowany. Chyba niespecjalnie orientował się, co się właściwie dzieje.
- Ale najpierw opowiadające o ślubie. Rozumiem, że po konklawe - przyznała. - Inaczej nawet nie wypadałoby. Ponadto trzeba przygotować ślub oraz wesele, zaprosić gości. Trochę jednak to potrwa - mówiła Sophia. - Agnese, znam przyjaciół oraz rodzinę, ale musisz także przygotować listę swoich gości.
- Wszyscy martwi
. - Agnese uśmiechnęła się. - Gilla, Borso, niby mam ojca, ale kto go ściągnie z północy Europy. Możliwe że zaprosiłabym kilka osób z Florencji, troszkę wampirków, kilku ludzi, ale to tyle. Zajmijcie się swoją rodziną, a ja po udaję że mam jakąś. - Mówiła o tym jakby nie miała specjalnie znajomych. Prawda była taka a nie inna nie miała rodziny, wszyscy wymarli, a do reszty nie mogła się przyznać. - Suknie pewnie niebawem zamówię, mam kilka tkanin, i mogę ci je pokazać później. Chciałam polecić Gilli by je rano oddała do krawcowej. Miałam nadzieję, że czujesz się lepiej i będziesz mogła się z nią udać.
- Ależ czuję się lepiej
- wykrzyknęła entuzjastycznie - zaś Gilla na pewno mi pomoże, jakby co … - dodała niepewnie. - Jednak wiesz, to nie może być tak, żebyś nie miała swoich gości. Dla każdego ślub, ale szczególnie dla kobiety, to czas, gdzie wszyscy bliscy, powinni widzieć, jaka jest piękna. Dlatego proszę, naprawdę bardzo przemyśl wszystkich, żebyś nie pominęła kogoś istotnego, widziałam choćby, że także tutaj odwiedzali cię znajomi ... - Sophia chyba lubiła huczne wesela, skoro zaś swojego jeszcze nie miała, chciała jak najwspanialej urządzić radosne chwile brata i Agnese Contarini. - Czy mogę być pierwszą druhną?
- Nie nazwałabym osób, które mnie tu odwiedzają znajomymi, ale obiecuję że zastanowię się nad tym
. - Agnese obejrzała się na Gille. - Co do druhny…
- Chyba mogę
… - spojrzała zdezorientowana Sophia. Jako siostra jedyna pana młodego oraz przy stwierdzeniu Agnese co do braku rodziny raczej nie tylko mogła liczyć, ale była jedyną poważną kandydatką, której odsunięcie miałoby swoją konkretną wymowę. - Ale jeśli nie chcesz mnie, rozumiem. To panna młoda wybiera tych, którzy jej towarzyszą podczas najważniejszej uroczystości.
- Będę bardzo szczęśliwa, ale proszę daj mi chwilę. To wszystko dzieje się tak szybko
. - Agnese uśmiechnęła się do Sophie. - Po prostu jeszcze sama nie wiem jak bym chciała by ten ślub wyglądał.

Wampirzyca sprytnie ominęła rafę etykiety szlacheckiej. Powołanie Gilli na pierwszą druhnę mogłoby być bardzo poważną obrazą, po prostu dlatego, że ślub był sprawą oficjalną. Gilla nie należała do elity społecznej, choć niewątpliwie była taką pod względem serca, odwagi oraz bliskości ze swoją panią. Te jednak cechy mniej się liczyły w stanowym społeczeństwie. Panna młoda i pan młody należeli do najwyższej warstwy i takich też musieli szukać świadków. Może warto byłoby pomyśleć, żeby podnieść status jej i Borso? Choćby papież mógł zadośćuczynić tej drobnej prośbie. Skoro jednak mieli tak czy siak wziąć ślub potem … wtedy nawet, jeśli Gilla czy Borso nie mogliby stanąć na pierwszym miejscu, byliby w oczach gości kimś równym.

Markiz raczej słuchał. Kiedy piękna Agnese spojrzała na niego, widać, że był zadumany oraz pełen niepokoju wpatrywał się w Sophię. Pewnie myślał, co jednak właściwie jest jego siostrze. Wydawało się bowiem, że uspokojenia Kowalskiego nie są całkiem prawdziwe.
- Może moglibyśmy pozostawić Sophię - spytał Agnese - z łaciną oraz rozmyślaniami na temat kreacji? - uśmiechnął się czule. - Wybacz siostrzyczko, ale wiesz, jest jeszcze wiele do załatwienia i tak naprawdę, przepraszam cię za nagłe najście, jednak
Agnese natomiast podniosła się i pomachała karcąco palcem.
- Masz odpocząć Sophie. Prześpij się. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Chciałabym jeszcze tej nocy omówić z tobą tkaniny.
- Oczywiście
- zgodziła się radośnie Sophia, której słabością chyba były właśnie stroje, cóż podobnie jak większości niewiast. - Przyjdź, kiedy będziesz chciała i zbudź mnie. Za radą Kowalskiego spałam sporo podczas dnia i nie muszę przespać całej nocy, żeby się czuć dobrze. Naprawdę, kochani moi, już jest mi duuuuużo lepiej - podkreśliła kładąc odpowiedni akcent. - Zajmijcie się przygotowaniami oraz sobą - powiedziała tonem, jakby była ich babcią, a nie najmłodszą w tym sympatycznym gronie.
- Alessandro dajmy odpocząć twojej siostrze. - Sophie wyciągnęła do niego dłoń. Ujął ją oraz skinąwszy wyszli na korytarz. Kiedy już byli sami, zwrócił swoje zafrasowane oblicze do swojej narzeczonej.
- Właściwie kompletnie nie rozumiem. Coś jest jej, czy nie jest? Przecież to moja siostra - podrapał się w głowę, czego nigdy nie robił. Właśnie choćby to świadczyło, jak bardzo myślał o niej oraz jak chciał ją wesprzeć. - Może rzeczywiście powinniśmy porozmawiać z Kowalskim?

Dosłownie, kiedy zadawał pytanie podleciał jeden ze służących Agnese. Skłonił się swojej pani oraz markizowi.
- Signora, przyszły do ciebie jakieś pisma. Przyniósł je poseł kardynała Carvajala.
- Doskonale. Przyjmę go w gabinecie
. - Agnese uśmiechnęła się. Zaś sługa skoczył, żeby przynieść odpowiedź.
- Czyli gdzie najpierw? - spytał markiz. On oczywiście wolałby Kowalskiego ze względu na swój niepokój, jednak rozumiał, że Agnese może mieć jakieś powody. Zresztą może chciała z posłem się spotkać sama.
- Zaraz poproszę kogoś by przysłał do nas i Kowalskiego i Alessio. - Agnese obejrzała się na Gille. - Mogłabyś moja droga?
- Oczywiście signora, już idę. Rozumiem, że także mają przyjść do gabinetu. Czy chciałaby pani, żeby weszli dopiero po wyjściu posła
? - spytała.
- Dajmy wyjść dla pana posła. - Wampirzyca mrugnęła do niej. Zwróciła się do Alessandro. - Choć skarbie pobawimy się trochę w politykę.

Usłyszawszy odpowiedź ruszyli do gabinetu. Widać było, że markiz czuje się doceniony mogąc towarzyszyć narzeczonej. Robił pewną siebie minę, choć widać było lekką niepewność.

Poseł kardynała Carvajala był starszym człowiekiem, mającym niezwykle bystre spojrzenie. Ubrany był w liberię z herbami rodziny.


Kiedy dostrzegł wchodzących oczywiście wstał oraz skłonił się głęboko.
- Signora Contarini, wasza dostojność markizie. Jego Eminencja polecił przekazać pani zestaw dokumentów. Jego Eminencja wspomniał, że pani będzie wiedzieć, co to takiego - wyjął z szacunkiem plik dokumentów opatrzonych potężnymi czerwonymi pieczęciami. Idąc w ukłonie z wyciągniętą ręką trzymającą listy, podszedł do Agnese podając jej. Wampirzyca przyjęła podane dokumenty. Usiadła za biurkiem. Wskazując Alessandro fotel obok siebie.
- Niech pan usiądzie - zwróciła się do przybysza wskazując krzesło przed biurkiem.
- Oczywiście signora, dziękuję - poseł uśmiechnął się zadowolony grzecznością Florentynki. Wiadomo wprawdzie, że na tą chwilę reprezentował swojego dostojnego pana, ale mimo wszytsko niektórzy wzięliby oraz po prostu kazali się wynosić. - Czy będzie jakaś odpowiedź signora, pisemna lub ustna? - spytał szlachetną panią. Pobieżny rzut oka Agnese wskazywał, że było to jedenaście listów z nazwiskami kardynalskimi oraz dokument skarbowy, pozwalający na wypłatę 5 tysięcy dukatów z banku za trzy dni opieczętowane herbem Cesare. Natomiast kardynał? Wampirzyca poza nazwiskiem oraz faktem, że został mianowany przez Aleksandra VI niespecjalnie wiele wiedziała na jego temat. Na pewno był Hiszpanem, czyli kimś bliskim Cesare. Zresztą innego posłańca Borgia nie wykorzystywałby. Jednak poza tym kardynał Carvajal niczym się nie wyróżniał, albo po prostu tak doskonale ukrywał.
Agnese przez chwilę przeglądała pisma wczytując się w nie, mimo wszystko bardzo dokładnie. Sprawa bardzo prosta jeśli od kilkudziesięciu lat zarządza się bądź co bądź wielkim majątkiem.
-Sporządzę list. Wszystko wydaje się być satysfakcjonujące. - odłożyła papiery na bok i wydobyła przybory do pisania. Sam proces zajął chwilę z uwagi na konieczność osuszenia tuszu jak i zalakowania listu. Wampirzyca dziękowała w nim na okazane wsparcie i wyrażała chęć spotkania się. Tak sporządzony dokument przekazała posłowi.
- Liczne na rychłe spotkanie. - uśmiechnęła się do mężczyzny.

Najczęściej tego typu dokumenty sporządzali sekretarze, ale też podczas spraw nagłych zdarzało się, że robił to ktoś klasy wyższej. Było to jednak dziwactwo na które Agnese pozwalała sobie nagminnie. Nie ufała skrybom szczególnie jeśli chodziło o jej pieniądze i dobra. Poseł chętnie odebrał dokument chowając za pazuchę.
- Dzięki, signora. Czy mogę już odejść do mojego pana?
- Tak
. - Wampirzyca nie podniosła się, sięgnęła jedynie po dokumenty, które otrzymała, całkowicie odwracając uwagę od posła. Jednak wysłannika kardynała, cóż miał zrobić. słowa signory potwierdziły, iż swojego poselstwa dokonał, więc powinien powrócić. Skłonił się ponownie głęboko oraz wyszedł. Agnese wiedziała, że do wyjścia na pewno odprowadził go któryś ze strażników.

Minęła dosłownie jednak chwila, kiedy rozległo się ponowne pukanie. Zabrzmiał głos Gilli.
- Signora, czekają panowie Alessio i Kowalski.
- Niech wejdą
. - Agnese odłożyła dokumenty i spojrzała na siedzącego obok Alessandro. - Nie martwi cię, że twoja narzeczona bawi się w politykę?
- Trochę martwi
- przyznał - nie znam się na polityce, ale wiem, że to bardzo niebezpieczna gra. Skoro zaś prowadzisz podwójna politykę, wampirzą oraz zwyczajną, pewnie jest to jeszcze bardziej ryzykowne. Ale przecież to się nie zmieni, prawda? Pozostaje mi więc cię po prostu jak najbardziej wspierać. Żeby uczynić politykę bezpieczniejszym - powiedział prosto.
- Kiedyś też będziesz musiał się dołączyć. - Agnese powiedziała to jakby to było równie oczywiste jak wschód słońca.
- Wiem że masz swoje zobowiązania i pragnienia, ja zaś na pewno nie jestem draniem, żeby coś na tobie wymuszać, jeśli nawet nie wiem, czy to jest nawet konieczne.

Tymczasem do gabinetu weszła trójka współpracowników Agnese. Wszyscy stanęli kłaniając się leciutko, tylko Gilla mocniej. Ona stanęła, zaś Kowalski i Alessio po prostu usiedli. Oni mieli zdecydowanie inny status, więc mogli sobie na to pozwolić. Ghulica jak zwykle przeszła stając za plecami swej pani.
- Co dolega dokładnie Sophie?
- Zasadniczo nic, co nie oznacza, że nic się nie dzieje, bo dzieje
- zaczął Kowalski dosyć podniesionym głosem zwiastującym coś istotnego do przekazania zebranym. - Dlatego właśnie prosiłem pannę di Colonna, żeby ewentualnie nie korzystała z pani krwi, signora oraz chciałem porozmawiać. Gdyby bowiem do czegoś doszło, mogłaby się stać niepowetowana strata. Otóż, szanowni państwo, wiecie co się stało? - podniósł palec, zaś Agnese dojrzała jego autentyczne podniecenie sytuacją. - Zaczął się przebudzać jej awatar! Tak, dokładnie właśnie tak się dzieje. Sprawdziłem wielokrotnie.
- Co to znaczy
? - nie zrozumiał Alessandro.
- To znaczy, że jest magiem oraz właśnie budzą się jej zdolności - uzupełnił Polak. - Wampirze przemiany niszczą takie umiejętności, zaś nawet krew podczas przebudzenia mogłaby zachwiać proces. Dlatego za pańskim pozwoleniem markizie oraz pani, signora, chciałbym zająć się panną Sophią oraz prowadzić ją, wskazując na arkana niezbędne do opanowania tego. Inaczej mogłoby to być … trochę ryzykowne. Przebudzenie awatara, które zdarza się pod wpływem najczęściej jakichś zewnętrznych czynników, jak choćby pojawienie się wilkołaka, nie zawsze przebiega identycznie. Konieczne jest czuwanie nad tym procesem, żeby pozwolił bezpiecznie przerwać takiej osobie oraz wznieść się na wyższy poziom świadomości.
- No, no
… - Agnese obejrzała się na markiza, który otworzył usta ze zdziwienia. - Masz bardzo utalentowaną siostrzyczkę.
- Ja … ja … ja … mieliśmy w rodzinie poetę, kardynała, wodza, nawet kilku wariatów się podobno trafiło, ale mag, co to właściwie znaczy mag? Moja siostra ma warzyć ropuchy oraz mieć czarnego kota, czy jak
… - widać było, że młodzian naprawdę nie wie, co jest grane oraz co to znaczy.
- Nie szlachetny panie - objaśnił Kowalski - oznacza to, że pańska siostra będzie potrafiła zmieniać rzeczywistość, jeśli się tego nauczy, a to długa nauka, czasem dziesiątki, czasem nawet więcej. Dużo więcej …
- Co to oznacza, prosze powiedzieć wprost
- widać było nerwy markiza, który nie znał świata cudów.
- Skarbie… poznałeś już talenta Kowalskiego. Nasz szlachetny towarzysz też jest magiem. Nie wiadomo czy twoja siostra będzie miała podobne zdolności, ale znając was i tę waszą cudowną dobroć raczej będzie to coś przyjemnego. - Agnese uśmiechała się cały czas. Troszkę zaczęła się martwić, że podając krew markizowi mogła zabić jego zdolności, ale… już nic się na to nie poradzi.
- Szczerze mówiąc szlachetny panie
- rzekł Kowalski - na pańskim miejscu skakałbym z radości jak górski kozioł. To wspaniała nowina, to tak naprawdę dla pana wielki zaszczyt, i dla mnie także, że to odkryłem. Bycie magiem nie jest różne od bycia człowiekiem, poza posiadaniem pewnych mocy, czasem takich drobnych, jak spowodowanie zaświecenia lampy oliwnej bez podchodzenia, ale niekiedy znacznie potężniejszych. Najwięksi spośród nas mają umiejętności pozwalające dorównać największym wampirom czy wilkołakom. Oczywiście, są inne, ale choćby moje umiejętności dotyczące leczenia. Wykorzystuję je najczęściej. Jeszcze nie wiem, jakie będzie posiadała pana siostra, ale jest to po prostu wspaniałe, choć proponowałbym objąć ją przez jakiś czas nadzorem. Jeśli gdziekolwiek idzie, niechaj towarzyszy jej zbrojna straż - zaproponowała. Agnese wiedziała zresztą także, że jeśli ktoś by wyczuł jej awatara … istnieli tacy, którzy lubili taką właśnie krew.
- Czy naprawdę powinienem się cieszyć? - spytał narzeczoną markiz.
- Tak skarbie, Sophie właśnie dołącza do naszej szalonej gromadki. - Agnese uważnie przyjrzała się Kowalskiemu i faerie. - Będę chciałą na osobności porozmawiać z Alessio, jednak chciałabym ci złożyć propozycję Kowalski. Prawdopodobnie z uwagi na nasze zaręczyny z markizem. - Agnese zerknęła na siedzącego obok Alessandro. - Pozostanę dłużej w Rzymie, jednak chciałabym mieć wsparcie twoje i twojej drużyny. Jeśli tylko wyrazisz chęć poproszę Gillę by omówiła z tobą tematy bardziej przyziemne.
- Umówmy się tak, signora
- powiedział poważnie - znasz naszą stawkę. dopóki płacisz i nie robisz niczego … powiedzmy niezgodnego z względną przyzwoitością, a nie zauważyłem, żebyś tak postępowała, zostaniemy przy tobie. Podoba mi się tutaj … właściwie myślałem, żeby osiąść gdzieś oraz zająć się badaniami. Może przyjąć jakąś uczennicę … - uśmiechnął się.
- Oczywiście Agnese - odparł Alessio - także chciałem porozmawiać, ale lepiej w tym gronie, bowiem dotyczy to nas wszystkich, jeśli można? - spojrzał na signorę.
- Ech… - Wampirzyca przesuwała palcem papiery. - Mówiąc, że chcę cię mieć na dłużej Kowalski to na dłużej w moim rozumieniu… wampirzym. A co do twojej prośby Alessio, śmiało.
- Może za jakieś sto lat panna di Colonna nauczy się podstaw
- odparł Polak potwierdzając, że on także myślał o czymś podobnym. Jednak niewątpliwie chciał zachować pewną ostrożność. Wszakże doskonale Agnese wiedziała, jaki bywa jej gatunek. Tak, wampirzyca aż nadto dobrze zdawała sobie sprawę, że mogła nie przeżyć sama 100 lat.
Alessio zaś zaczął mówić.
- Drodzy państwo, wygłupiłem się, albo raczej, zostałem oszukany.
- Nie tylko ty
… - mruknął Kowalski.
- Właśnie. Najpierw signora sprowadziła tę małą do pałacu, potem rozpoznałem w niej faerie, zaś Kowalski potwierdził. Tymczasem to było sprytne zagranie. Otóż zbadaliśmy szczegóły. Ktoś tego stwora napełnił na chwilę krwią faerie w takiej ilości, że stłumiła mocno inne szczegóły. Była leciutka mroczna poświata, ale raczej brałem ją za wpływ dworu Unseelie. To takie nie najmilsze faerie - dodał dla mniej wtajemniczonych, czyli głównie markiza, choć pewnie ghule także nie znały szczegółów. - Także
- Tak, byłem zbyt zajęty leczeniem tamtego, więc sprawdziłem bardzo pobieżnie … - potwierdził skrzywiony, wkurzony na samego siebie Kowalski.
- Przeciwnika więc mamy nie tylko silnego, ale też przebiegłego. Sami dajemy mu atuty do ręki. Dlatego chciałbym bardzo prosić wszystkich obecnych o podwójną ostrożność. Gdyby wtedy Gilla nie zareagowała szybko, mielibyśmy pewnie jatkę. Jednak nie mamy pewności, że da się jej uniknąć ponownie.
- Czyli to co lekko pogruchotało mi rączki to był jednak demon
? - Agnese nadal wydawała się być w dobrym nastroju. Cóż kwit na 5 tysięcy dukatów sprzyjał takiemu nastrojowi.
- Nie, bowiem rozpłynąłby się - ocenił Kowalski - chyba że jest to coś, czego nie znam. Według mnie to po prostu jakiś stwór, nie wiem jak to określić. Jakby to był człowiek, któremu podano jakąś miksturę przekształcającą go. Wtedy mogła go posiąść jakaś zła istota, lecz obecnie tego nie stwierdzimy - odparł Polak. - Ale to nie wszystko. Piekarz odzyskał przytomność oraz chciałbym, żebyście z nim porozmawiali, bo to co się dzieje oznacza, przynajmniej to co mówi, że to była zaplanowana pułapka.
- Och naprawdę
? - Agnese była lekko rozbawiona.
- Tak signora, bowiem tadam, twierdzi, że nie ma nastoletniej córki, a to już znaczy całkiem sporo - potwierdził Kowalski nie precyzując jednak myśli.
- Przyznam się, że obawiałam się pułapki ale wolałam to, niż ewentualne posądzenie o bycie wiedźmą która rzuciła na biednego piekarza urok i łowców na karku w tej posiadłości. - Agnese uśmiechała się do mężczyzn. - Wolałam się bić z ewentualnymi konsekwencjami tutaj. - Zerknęła na markiza. - Wybacz skarbie, to rzeczywiście było dla ciebie niebezpieczne.
- Jeśli jednak dobrze zrozumiałem pani służbę, signora, to ową dziewczynę wcale nie przysłał pani piekarz, lecz jego żona, jeśli oczywiście taką w ogóle jest. Mamy więc już kolejną osobę wciągniętą. Dlatego właśnie tym bardziej chciałbym, żebyśmy się wszyscy starali uważać oraz rozważać konsekwencje. Wiem doskonale, że zahacza to o jakąś paranoję, jednak doprawdy, nie wiem, co na to poradzić
- stwierdził Kowalski. - Chyba oczywiście, że wyeliminowane zostanie źródło zagrożenia. Ale obecnie nawet nie wiemy, dlaczego wzięło ciebie signora na cel? Chyba, że ty wiesz - spojrzał na nią wnikliwie.
Agnese uniosła dłonie w bezradnym geście.
- Ach Kowalski widzę tu tylko milion możliwości i powodów. Jestem wampirem, jestem bogata, jestem mieczem Florencji, obecnie gram na cztery fronty w batalii zwanej konklawe, ciągnę ze sobą maga, faerie … sam wybierz. Moje podejście nie odpowiada zarówno wielu wampirom jak i ludziom.
- Ale jeśli dobrze pojmuję, jednak nie reprezentujesz tutaj samej siebie. Przypuszczam raczej, iż gdyby coś takiego dotyczyło bezpośrednio ciebie pewnie skojarzyłabyś to, signora. Obawiam się więc, że albo to sprawa wrogów twojego księcia
- mag nie wiedział, iż w tym mieście rządzą księżne - albo właśnie twój książę uznał, że stałaś się zbyt potężna oraz niezależna, próbuje więc cię trafić daleko od swych włości oraz zwalić na kogoś.
- Mam też wrogów swego rodu. Pazzich, którym zatruwam życie, oraz Grittich, którzy dopadli mego męża i polują na mnie od jakiegoś czasu
. - Agnese zerknęła na Gillę, która toż też była najemnikiem Grittich. - Ale wątpię by zaangażowali maga i to tak silnego.
- Nie znam się polityce wampirzej, ale naprawdę rozważ signora, czy to twój książę nie zaangażował się przeciwko tobie. Od samej Florencji mamy kłopoty, jakby ktoś wiedział zbyt wiele
- mruknął Kowalski.
- Hm… W sumie siostry mogły się chcieć mnie pozbyć z Florencji, są mi dłużne co nieco pieniędzy. Jednak przyznam, że jestem dla księżnej dosyć wygodnym sługą, nie zależy mi na jej stołku. Choć nie wykluczam, że mogła znaleźć kogoś wygodniejszego. - Agnese spojrzała na Gillę. - Mamy jakieś wieści z domu?
- Nie pani. Wysłałam kuriera z poleconą przez ciebie pocztą, jednak samo dotarcie do Florencji to ponad tydzień, zakładając, że wszystko będzie dobrze. Najprawdopodobniej powróci za jakąś dekadę, wtedy będziemy wiedzieli, na czym stoimy.
- Zaraz
- powiedział nagle markiz - to masz we Florencji siostry? - spojrzał na Agnese zdezorientowany.
- Ja nie, ale księżna ma. Pewną przeuroczą zachodzącą mi za skórę siostrę. - Wampirzyca przez chwilę zastanawiała się stukając palcem w blat stołu. - To od niej dostałam specyfik, dzięki któremu mogłam ci ruszyć na ratunek. Emmanuella macza palce a alchemii. Niebezpiecznie blisko magyi
Co mogło zaskoczyć Kowalskiego wampirzyca poprawnie wypowiedziała nazwę sztuki, którą się posługiwał. Chyba zresztą właśnie się tak jakoś stało, bowiem spojrzał na nią z uznaniem.
- A czy - tak niepewnie zaczął Alessio - jest możliwe, że siostry owe prowadzą co do ciebie zupełnie odrębną politykę?
- Och niemal pewne, nie ma dwóch identycznych wampirów, a nie ma istot bardziej różnych niż siostry bliźniaczki. Ale byłoby ryzykownym usuwanie mnie, chociaż poza Florencją
… - Agnese znów pogrążyła się w myślach. - … mój ojciec jest potężnym wampirem. Bardzo wpływowym. Gdyby okazało się, że księżna lub jej siostra chcą mi zaszkodzić, mógłby… lekko unieść się dumą.
- Wobec tego właśnie tym rozsądniej byłoby cię usunąć poza Florencją oraz jeszcze zwalić na kogoś
- odparł Alessio. - Zauważ, jeśli są tu Setyci, przecież zaś byli, czyżby nie mogli być wspaniałym obiektem, na który da się zrzucić każdą właściwie zbrodnię?
- Będę musiała posłać kogoś do Florencji… i chyba mam nawet pomysł kogo. Oraz posłać list do mojego tatusia
. - Po tych słowach uśmiech powrócił na jej twarz. - Chciałabym porozmawiać jeszcze Alessio o moich wampirzych sprawach i lokalnej księżnej. Pozostawię wam odpytanie piekarza, gdyż są obowiązki, których nie mogę zbyt długo odwlekać.
 
Kelly jest offline  
Stary 03-06-2017, 21:54   #68
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Kowalski skinął.
- Wobec tego nie będę przeszkadzał wam - chyba bowiem słusznie wydawało mu się, iż Agnese wolałaby przedyskutować parę spraw w cztery oczy. - Idę do niego. Nie jest groźny. Przebadałem tym razem dokładnie. Ktoś wcześniej zdominował go, ale ta sprawa jest rozwiązana. Liczę na to, że spróbuje powtórzyć ten numer. Wtedy nasz piekarz wziąłby kuszę oraz wywalił prosto w niego, potem zaś uciekając i krzycząc, że ktoś go goni.
Skinął lekko.
- Kochanie, może także wyjdę? - spytał markiz niepewnie, zaś ghulica spojrzała na panią, jakie będą polecenia.

Wampirzyca uśmiechnęła się ciepło do markiza.
- Zostawcie nas samych. - Agnese skupiła wzrok na Alessio

Pozostali członkowie narady wyszli, zaś faerie oraz wampirzyca zostali we dwoje w pałacowym gabinecie.
- Podobno widziałeś się z księżną Rzymu.
- Widziałem, jeśli złapanie za fraki można uznać za widzenie - machnął faerie ni to przecząc, ni potwierdzając. - Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Sympatyczna blondynka, albo staruszka, przynajmniej tak mi pozowała. Blondynka całkiem ładna, ale wiadomo, jak to wampirza księżna, twarda, dumna oraz nie mają ochoty pozwolić, żeby jej odmawiać.
- W związku z czym cię “złapała”. - Agnese rozsiadła się wygodnie w fotelu.
- Kardynałem Luciusem Cyntio - wymienił nazwisko praktycznie kompletnie nie angażującego się w nic kardynała, znanego jedynie z wybornych uczt. Poglądów nie miał i w ogóle nie wydawał się zaangażowany. Nawet podobno stwierdził, że nie planuje brać udział w konklawe, pomimo pobytu w Rzymie. Zadziwiające. - Otóż otrzymałem wieści, że kardynał robi bale dla wybranych, na których organizuje pokazy niezwykłych istot, że to tylko dla takich wiesz elitarnych kręgów. Aż się prosiło, żeby to sprawdzić i już podszedłem pod pałac, już planowałem się wcielić w jednego ze sług, kiedy nagle koło mnie pojawiła się zakonnica, która stwierdziła, że matka przełożona jej klasztoru chciałaby się ze mną spotkać. Mniszka była … znaczy miała … znaczy była ładna, ooo, pomyślałem więc, że nic się nie stanie. Tymczasem właśnie tam się spotkałem z ową panią, która powiedziała mi, że mam się chwilowo odczepić od kardynała, że jest pod obserwacją i że chce w tej sprawie porozmawiać z tobą w ciągu paru dni.
- Rozumiem… - Agnese spoważniała. - Nie bawią mnie te gierki. - Słowa wypowiedziała cicho i widać było, że mówi je bardziej do siebie niż do swego rozmówcy. Faerie mógł sobie wyobrazić jak bardzo zmęczona była ciągłymi pertraktacjami i tym co działo się obok nich. - Chciałabym mieć choć jedną pewną rzecz, na której będę mogła się oprzeć.
- Wobec tego jesteś farciarzem - stwierdził faerie - masz ileś osób, które skoczą za tobą wszędzie. Zdecydowanie to więcej, niźli posiada większość spośród nas. Ale jeśli chcesz, popatrz. Księżna nie kazała wezwać cię na dzisiaj, jeśli chcesz, zrób sobie noc luzu, pooglądaj gwiazdy, czy cokolwiek …
- Obawiam się o was. Wiem, że to nietypowe zachowanie jak na wampira, ale tak już mam. Najchętniej odesłałbym was wszystkich w bezpieczne miejsce i przywdziała krwawe szaty. Tyle, że… nie widzę teraz bezpiecznych miejsc.
- Nie mówiąc, że chyba zdajesz sobie sprawę, że wielu z nas nie miałoby ochoty pozostawić ciebie na pewny odstrzał. Wrogowie grają ostro, może chcą dorwać ciebie, może jesteś dla nich tylko pionkiem, którego strącenie uderzy we Florencję. Któż wie, jednak bez nas masz wiele mniejsze szanse na wygraną. Doświadczony mag, nieprzewidywalny faerie, zakochany markiz to raczej spore zaskoczenie dla każdego przeciwnika. Brakuje jeszcze chyba tylko mumii oraz wilkołaka.
- Nie życz mi źle. - Agnese uśmiechnęła się słabo. - Gdybym była tu sama po prostu bym polowała, a tak … bawię się w tą grę zwaną dyplomacją. Jeśli księżna ma kogoś na oku chcę jak najszybciej o tym wiedzieć, nie spotkałam zbyt wielu wampirów w Rzymie i obawiam się tego. To stare miasto… bardzo stare miasto. - Wampirzyca pociągnęła nosem, jakby w ten sposób mogła ocenić wiek murów, w których obecnie żyje. - Wobec tego są tu też stare wampiry. - Słychać było że w jej głosie jest wiele obawy.
- Polowałabyś jak lwica i jak lwica padła podczas łowów. Ktokolwiek jest wrogiem, zna twoje atuty oraz słabości, ale naszych raczej nie. Zaś co do wampirów, nie mam pojęcia. Kiedyś, byłem tutaj paręset lat temu, istniała opozycja wobec księżnej, przynajmniej tak słyszałem, ale co to oznacza, nie wiem, czy zresztą tak jest dalej. Kilkaset lat to szmat czasu nawet dla wampirów.
- Jestem przyzwyczajona do tego, że w tym naszym małym nieśmiertelnym światku, wszyscy się znają. Udam się do księżnej, może dowiem się czegoś więcej. - Agnese zamyśliła się wpatrując się w faerie. - Jestem ciekawa kogo markiz poprosi na świadka.
- Nie wiem, jednak Colonna to wielka rodzina. Podobno pień główny rodziny wspomaga Hiszpanów spółdziałając z wojskami Ferdynanda. Pojęcia nie mam - przyznał. - Natomiast księżna, cóż, proponuję bardzo uważać oraz iść okrężną drogą.
- Pójdziesz ze mną? Ufam twoim zmysłom, chcę jeszcze z sobą zabrać Willenę i Gillę. Jak tak dalej pójzie będe jeździłą z jednym z najsilniejszych orszaków w Rzymie. - Uśmiech wampirzycy nadal był słaby i raczej nietypowy jak dla niej.
- Żebyś się nie zdziwiła. Choćby kardynał Medici wziął ze sobą piętnastkę strażników udając się do ciebie. Zostali oczywiście przed pałacem. Inni możni podobnie, ale oni też mają wrogów. Oczywiście, że z tobą pojadę. Jeśli księżna bowiem wspominała, że ma pałac na oku, ja zaś słyszałem, że tam bywają niezwykłe istoty, może się czegoś dowiem na temat mojej własnej misji.
- Obawiam się, że nie wejdę z tobą do księżnej, nie jeśli chcę porozmawiać też na inne tematy. Obiecuję, że jak tylko się czegoś dowiem to ci przekażę. - Agnese podniosła się. - Wiesz… staruszku. Zazwyczaj mam przy sobie z sześciu ludzi, ale nawet dwudziestka nie poradziłaby sobie z takim wrednym faerie jak ty. - Mrugnęła do Alessio.
- Zwłaszcza, jeśli wspomniana dwudziestka - podjął weselszy ton - byłaby ładnymi kobietami, ale wystarczy. Kiedy chcesz ruszać?
- Teraz. - Agnese wrzuciła papiery do jednej z szuflad. Gabinet i tak był jednym z bardziej pilnowanych pomieszczeń, mocniejszą straż miała chyba tylko jej prywatna sypialnia. - Muszę jeszcze znaleźć chwilę na oglądanie tkanin z Sophią. - W jej głosie pojawiło się lekkie rozbawienie.
- Wobec tego proponuję ruszyć za trzy kwadranse. Tyle pewnie zejdzie wam na rozmowę oraz przygotowanie do wyruszenia. Wiem, gdzie jest siedziba księżnej. To nie aż tak szalenie daleko. Proponuję jednak, żeby zamiast lektyk wziąć powóz. Inaczej będziesz musiała mieć jakichś ludzi. Albo ruszajmy na piechotę. Potrafię nas osłonić tak, że naprawdę niełatwo będzie wykryć - zaproponował signorze.
- Wspaniale. Spacer dobrze mi zrobi. - Agnese wróciła za biurko. - Jeśli potrzebujesz trzech kwadransów proszę, sporządzę jeszcze jeden list...
- Ja nie, ale ty? - uśmiechnął się. - Albo panna di Colonna …
- Czemuż to? - Agnese spojrzała na niego lekko zbita z tropu.
- Przecież chciałaś z nia porozmawiać na temat tkanin. Według mnie to dosyć długa rozmowa pomiędzy damami.
- Niech się teraz prześpi, porozmawiam z nią gdy wrócimy. Trzy kwadranse to stanowczo za mało.
- Uff, nigdy nie pojmę niewiast … wobec tego kwadrans. Trzeba obudzić Wilennę, wiem, że nie ma teraz służby. Proponuję spotkanie pod bramą wyjściową.
- Cóż ja bym bez ciebie zrobiła? - Agnese nie zajęła miejsca w fotelu. Napisanie listu do ojca też zajmie jej odrobinę czasu. - Zaprosisz tu Gillę? Pewnie czeka na zewnątrz.

Oczywiście miała rację. Ghulica stanowiąca wręcz ideał dobrej służki zajęła miejsce Alessio.
- Jakie polecenia, signora?
Agnese przysiadła na biurku i wyciągnęła do niej ręce.
- To co zwykle moja droga, zajmij się mną. - Uśmiechnęła się ciepło do swojej ghulicy.
- Ależ pani, czy mamy czas na to, co zwykle? Jednak jeśli tak, twoja posłuszna sługa natychmiast to uczyni - zbliżyła się składając na jej ustach słodki pocałunek, bardzo silny oraz pragnący. Agnese uczuła, jak mocno Gilli przyśpieszył puls, zaś ręce, które ją objęły zadrżały. Wampirzyca objęła ją mocno.
- Niestety nie mamy czasu, ale czułabym się źle jakbym cię chociaż nie uściskała. - Agnese delikatnie ucałowała policzek kobiety. - Porozpieszczałaś dziś mego narzeczonego. Alessandro był cały zachwycony, że mógł mnie obudzić.
- On … też wczoraj był … zrobił to dla ciebie, signora. Więc czy mogłbym zrobić mniej dla niego? - zmieniła temat, ale widać było, iż cieszą ją pocałunki Agnese. - Życzysz sobie udać do twoich komnat, czy raczej mam przynieść komplet strojów tutaj?
- Chodźmy do garderoby. - Agnese ucałowała ją jeszcze nim wypuściła ze swych objęć.

Chwilę później były już na górze i pozostało wybranie stroju. Gilla oczywiście czekała na decyzję swojej pani. Z jednej strony bowiem łatwiej przemykać się ulicami, często obłoconymi w czyms codziennym, ale z drugiej warto stawać przed księżną elegancko. Jak pogodzić?
Agnese podeszła do skrzyni ze skromniejszymi strojami i wybrala coś bardziej podróżnego.


Oczywiście wszystkie suknie wampirzycy, choćby miały służyć nawet do jazdy konnej, były przynajmniej przeszywane złotymi nićmi. Przyłożyła strój do siebie i obróciła się przed swoją ghulicą.
- Co sądzisz moja piękna?
- Niezwykle gustowne oraz pasujące, signora. Zresztą właściwie sobie nie wyobrażam, żebyś mogła przywdziać jakąś niepasującą sukienkę. Pozwól jednak, że najpierw pomogę zdjąć ci tę - podeszła blisko do swojej pani oraz zaczęła ją rozbierać. Nie bawiła się tym razem w słodkie, przyjemne pieszczoty, raczej starał pośpieszać. Jednak oczywiście nie rezygnując z dokładnego ułożenia sukni, zapewnienia odpowiedniego makijażu etc. - Signora, miałabym pytanie, jak udajemy się tam, gdzie się udajemy? - spytała szlachetną Contarini.
- Do księżnej. - Agnese mimo niewielkiej oziębłości Gilli i tak często ją drażniła, ocierając się o nią, szczególnie gdy była naga. - Alessio zaproponował spacer.
- Skoro tak, czy mogę zaproponować buty na zmianę? Wezmę je ze sobą i przebierze pani tuż przed wejściem - nagle zatrzymała się - przepraszam, czy mogę na chwilę dotknąć pani piersi? - spytała.

Agnese roześmiała się.
- Kochana, od kiedy musisz mnie pytać o to czy możesz mnie dotknąć, gdy jesteśmy same?- Wampirzyca uśmiechnęła się do niej ciepło.

Przez chwilkę wampirzyca uczuła, jak dłonie Gilli obejmują jej wspaniałości, jak unoszą lekko trzymając delikatnie każdy cycuszek, jak najcenniejszą rzecz na świecie. Chwile trwała nieruchomo, potem zaś poruszyła leciutko ugniatając, potem przesuwając delikatnie wierzchem dłoni tak, że najbardziej drażniona były różowe malinki, jeszcze zaś później, skupiła się właśnie na nich, dotykając, pociągając pieszczotliwe, wreszcie puszczając z wyraźnym żalem. Wampirzyca pomrukiwała z przyjemności, delikatnie gładząc twarz swojej ghulicy.
- Chyba … chyba musimy to przełożyć, signora - powiedziała niechętnie wracając do ubierania. - Chyba jestem uzależniona od twojego ciała - dodała cicho ...
- A ja od twego dotyku - Wampirzya delikatnie ugryzła w ucho Gillę gdy ta się obróciła by sięgnąć po kolejną część garderoby. Z zachwytem obserwowała jak jej skórka czerwienieje. - A co do butów to doskonały pomysł - zauważyła Agnese.

Niedługo potem odpowiednio ubrane kobiety znalazły się przy drzwiach. Tam był jeszcze markiz, który ucałował swoją śliczną narzeczoną, zaś jeszcze później ruszyli.
- Proszę, trzymajcie się blisko mnie - zakomenderował Alessio - oraz nic nie mówcie. Tak będzie łatwiej nas ukryć.

Czy to przypadkiem czy umiejętnością faerie nie spotkali żadnego wroga, przynajmniej bezpośrednio atakującego.
- Uwaga na ptaki - wyszeptała Wilenna - tamte - wskazała na krążące ponad ulicami sroki - czegoś szukają, albo kogoś. Nie chciałam sprawdzać mocniej, żeby ich pan się nie dowiedział, ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby poszukiwały nas.

Jednak poza ptakami, które zdawały się ich nie widzieć, nie było żadnych problemów. Owszem, przemykali się jacyś złodziejaszkowie, szedł patrol gwardii, także chyłkiem powracało do domu grono jakichś rzemieślników, albo handlarzy. Jednak tylko tyle. Spokojnie dotarli do murów klasztornych, gdzie był dzwoneczek oraz okute metalem drzwi. Agnese delikatnie zapukała, a nóż ktoś czuwał przy drzwiach.


Wampirzyca nie pomyliła się. Okienko drobne się otworzyło. Wyjrzała zakonnica w średnim wieku, której Agnese nie znała. Ona musiała się jednak jej spodziewać. Uchyliła bowiem bramkę zapraszając gestem wszystkich do środka. Wampirzyca prowadzona wraz ze swoimi kompanami ponownie szła wzdłuż kamiennego korytarza aż do znajomej sobie sali przyjęć. Zanim jednak weszli, tak jak się spodziewała, nic nie mówiąca zakonnica otwarła inne drzwi gestem wskazując, że pozostali mają wejść tam oraz poczekać, zaś Agnese jest proszona do drzwi naprzeciwko, czyli tam, gdzie była podejmowana poprzednio. Weszła oczywiście, zaś za nią zamknęły się ciężkie wrota. Wydawało jej się, że ta sala jest tak uczyniona, że po zamknięciu nie dopuszcza dźwięków zza pomieszczenia. Pewnie odwrotnie także. Na tronie siedziała znana jej blondynka wedle młodszej wersji. Przed nią stał stolik, karafka z krwią oraz szklany kielich.Wampirzyca pokłoniła się nisko księżnej. Ta odkłoniła się uprzejmie wskazując na krzesło oraz stolik.
- Witaj moja droga - odezwała się księżna. - Wybacz, że wezwałam cię do siebie, ale sprawy nagłe czasem zmuszają najgrzeczniejszą osobę do poproszenia gościa, by pomógł załatwić pewien drobiazg. Proszę usiądź oraz poczęstuj się. Zapewne jeszcze takiej nie próbowałaś, to z prawdziwej Turczynki.
- Pani, dzięki tobie cały czas degustuję coraz to nowsze smaki. - Agnese zajęła miejsce w fotelu i sięgnęła po kielich. - Przyznam się jednak, że dość mam już krwi wyznawców Seta. Jak mogę ci pomóc księżno.
- Och, jestem dobrym gospodarzem, nie tylko proszę o pomoc, ale także oferuję. Na przykład imię twojego wroga, nawet z wizerunkiem, ale co do mnie. Niestety także potrzebuję pewnego uproszczenia sobie życia. Czy mówi ci cokolwiek nazwisko Cyntio, kardynał Cyntio? - spytała księżna.
Agnese zakręciła kielichem z zachwytem obserwując vitae w kielichu. Po dłuższej chwili gdy księżna wciąż mówiła upiła łyk i aż uśmiechnęła się do kielicha. Smak stanowczo był oryginalny, jakby wzmocniony przyprawami egzotycznymi, lecz bardzo dobry.

- Słyszałam o nim od mego towarzysza i tyle. - Agnese podniosła wzrok na księżną. - Czy jest drzazgą w twym oku, Pani?
- I tak i nie. Zaraz wyjaśnię. Otóż nie wiem, kim jest ten kardynał. Pojawił się jakis czas temu, jako przybysz z Hiszpanii. Otrzymał kapelusz, ale zamiast brać udział w polityce, jak reszta, całkowicie skupił się na czymś, co można określić połączenie światów. Odnoszę wrażenie, że jego pałac stał się miejscem spisku wszystkich nadnorrmalnych drani w Rzymie. Ale póki nie zaczęło być to groźne, nie reagowałam. Obecnie jednak miałam drobny problem z moją następczynią. Otóż niegrzeczna dziewczynka wyobraziła sobie, że może zająć moje miejsce. Nazywa się Fabinia Cantucci. Chciałaby nakłonić do pomocy Eusebię Nuccio, która gości u mnie od kilku dni - to nazwisko akurat Agnese znała. Była to wampirzyca, księżna Mediolanu. - Mają się spotkać właśnie u kardynała. Chciałabym, żebyś również zaszczyciła ucztę kardynała swoją obecnością. Zaproszenie oczywiście zostanie ci dostarczone. Możesz wziąć ze sobą tego starego faerie, tak starego, że nawet sama poczułam się młoda, ale wiesz, ma umysł chłopaka. No mniejsza. Na uczcie będzie także mój człowiek, który załatwi ów nieprzyjemny temat. Chciałabym, żebyś mu pomogła.
- Księżno, zrobiłabym to nawet nie prosząc cię o nic w zamian. - Agnese uśmiechnęła się ciepło. - Jest tylko kilka problemów. Muszę poznać tę osobę wcześniej… twego człowieka, a i mogę nie dotrwać do przyjęcia o którym wspomniałaś. Częstotliwość zamachów na moją głowę już mnie samą zaczyna zaskakiwać.
- Co do człowieka, hm, to wampir i właśnie ci go przedstawię - stuknął laską w boczne drzwi, które otworzyły się, zaś przez nie wszedł najbardziej pstrokaty osobnik, jakiego Agnese widziała. Może poza cyrkowcami. Absolutnie nie przypominał osoby od zadań specjalnych, tylko ulicznego grajka. Śmiał się wesoło, spoglądał filuternie i miał mandolinę.


Skłonił się obydwu paniom poczynając od księżnej.
- Pozwól moja droga, to mistrz instrumentów wszelakich, śpiewu oraz tańca Girolamo di Melferino. Nie słyszałaś o nim, bowiem starannie ukrywa swoje zdolności, lecz teraz odpowiednio zaprotegowany będzie grał cudne melodie na uczcie kardynała. On załatwi wszelkie problemy. do ciebie należałoby, żeby się bacznie rozglądać. Ostrzec go, jeśli byś coś zauważyła. Jeśli poprosi cię, być może potrzebne będzie drobne zamieszanie lub rozmowa z kimś. Tyle.
- Gwarantuję pani - bard powiedział miłym, dość wysokim jak na mężczyznę głosem - że nie będę nadużywał pani wsparcia. Możliwe jeszcze, że okaże się niepotrzebne, jednak wszystkiego nie sposób przewidzieć.
- Zaś ta druga sprawa, moi słudzy postarają się wziąć pałac Colonna pod opiekę. Nie twierdzę, że uda im się zabezpieczyć wszystko, bowiem sama wiesz, ze to kwestia szersza, nie mniej na pewno ułatwi ci to życie.

Agnese skłoniła się lekko wampirowi nie wstając.
- Wystarczyłoby mi nazwisko, Pani. - Agnese powoli dopiła zawartość kielicha. - Czy mogłabym zadać ci jeszcze jedno pytanie, księżno?

Księżna machnęła dłonią dotykając swojego pierścienia. Nagle na ścianie zaczął się pojawiać wir powietrza.Najpierw ciemny, bezładny, jakby kompletnie chaotyczny, który jednak powoli przemienił się w wizerunek ciemnowłosej kobiety.


Księżna wspomniała.
- To ona jest twoim wrogiem. Natomiast pytania … tylko jedno? Myślałam, że będzie ich wiele na temat uczty, skoro zaś liczę na ciebie, chciałam także na nie dokładnie odpowiedzieć.
- Jedno niezwiązane z tematem, ale widzę, że już na nie częściowo odpowiedziałaś. Czy znane ci jest nazwisko tej kobiety?
- Tak, obiecałam, że ci je podam, jeśli zechcesz.
- Czy wobec tego jesteś mi w stanie ukazać tak wizerunki twej córki i księżnej Mediolanu? Słyszałam o Nuccio wiele, ale nie dane było nam się zobaczyć.
- Niestety nie - wzruszyła przepraszająco ramionami księżna Rzymu - nie jestem czarodziejką, zaś ten wizerunek stworzył pewien artefakt, który kiedyś zdobyłam. Ale opiszę ci je, zaś mistrz Girolamo dyskretnie pokaże. Zresztą zobaczysz tam wiele różnych istot. Zachowaj jednak spokój, przynajmniej dopóki Girolamo nie wypełnił swojej misji. Zacznijmy od księżnej Neapolu. Zawsze zachowuje się książęco oraz nosi diadem przypominający koronę mnóstwem rubinów. Kamienie te to jej zdecydowana słabość. Jest blondynką o długich jasnych włosach sięgających piersi. Nie jest wysoka, ale bardzo kształtnie zbudowana. Wiele kobiet, oczywiście nie ty, moja droga, mogłoby pozazdrościć jej wspaniałości atrybutów. Oprócz rubinów uwielbia złote barwy, na pewno będzie miała taką suknię, ponadto czerwienie oraz fiolety, jednak głównie złoto. Wygląda na około dwadzieścia parę ludzkich lat. Natomiast moja Fabinia, ech, jaka szkoda że się zapomniała. Długie falujące włosy sięgające pleców, jednak często uplecione w misterną fryzurę, bądź w ogóle modnie zaczesane. Czerwień oraz barwa miedzi, to jej kolory. Suknie ma przeważnie barchanowe, rozłożyste, czerwone. Często mające duże dekolty. Fabinia ma duży biust, wąską talię i szerokie biodra. Jest bardzo zgrabna. Rzęsy także ma długie oraz jasną wyjątkowo cerę. Wygląda na około trzydziestki, może trzydzieści pięć. Chyba także należałoby ją ocenić, jako ładną. Uważaj, jakby co, jest bardzo niemiła w swoim działaniu. Spośród klejnotów uwielbia kolczyki. Niewątpliwie włoży taką dużą brylantową parę oraz pewnie coś na głowę, równie wymyślne, jak fryzura. Co do opisu ich to chyba tyle. Girolamo wskaże ci je, choć przypuszczam, że sama poznasz obydwie wśród obecnych tam wampirów. Pytaj dalej, moja droga - uśmiechnęła się do Florentynki.
- Jaki związek a twoja córka z kardynałem? - Agnese odstawiła pusty kielich i uważnie przyglądała się księżnej.
- Bezpośrednio nie ma, najprawdopodobniej, choć może się mylę. Spotykają się u niego, tak jak wiele innych wampirów. Tyle jednak, ileż osób ludzki gości na swoich pałacach wampiry, zaś jego uczty składają się z atrakcji niedostępnych ludziom. Tolerowałam to jako pewien zawór bezpieczeństwa dla tych, którzy są niezadowoleni. Mogli sobie tam porozmawiać, poużalać się oraz dalej robić, co każę. Ostatnio jednak to uległo zmianie. Przedtem kardynał po prostu organizował na czyjeś niewątpliwie polecenie uczty, jednak jeśli to podważa moją władzę, spawa się zmienia gruntownie.
- Czy masz podejrzenie z kim dogaduje się Fabinia?
- Tak jak wspomniałam, chce uzyskać poparcie księżnej Neapolu, ponadto może spróbować porozumieć się z przywódczynią Enklawy. To taka dziwna społeczność mieszkająca w katakumbach, kierowana przez Czerwone Oko, tak bowiem zwie się owa kobieta. Mieszkają tam sobie nie ingerując w nic, więc nie przejmuje się, że niekiedy kogoś porwą lub zabiją. Mają swoich ludzi, których hodują na dole w owych katakumbach. Pożywiają się głównie na nich. Ponadto to niewielka grupa. Nie wiem, co Fabinia mogłaby zaoferować Czerwonemu Oku za poparcie, ale może ma jakiś pomysł. co ciekawe, wejście do katakumb jest pod pałacem kardynała, interesujące, nieprawdaż moja droga?

Agnese ani nie popierałaby rozwiązania, jakim było “hodowanie” sobie pokarmu, a dokładniej ludzi, ani współpraca z kims takim. Jednak zawsze też wiedziała, że jest za miękka na bycie księżną.
- Nie znam waszych relacji, Pani, więc ciężko mi też ocenić na ile samodzielną wampirzycą jest Fabiana i na ile jej interesy nie przeplatają się z twymi. Tym bardziej ciężko mi nawet domniemać co jest w stanie zaoferować Czerwonemu Oku.
- Także nie wiem, nie utrzymuję z nimi relacji. Z prostej przyczyny. Według mnie są szaleni. Jednak będąc księżną zgadzam się na działania pewnych środowisk, po prostu dlatego, iż uważam, że stanowią dobrą odskocznię. Niezadowoleni, bowiem tam mogą znaleźć swoje miejsce. Lepiej tam niżeli mieliby szukać oraz tworzyć dodatkowe kłopoty.
- Chodziło mi raczej o relację twoją i Fabiany i jej interesy. - Agnese powstrzymała uśmiech. Cieszyło ją nawet, że księżna nie spółkuje z Czerwonym Okiem.
- Fabiana pomagała mi przy kierowaniu Rzymem. Oczywiście istnieje grupa wampirów rozmaitych klanów, którzy ją popierają. Jest tzimisce, ma więc silną osobowość. Jest bardzo zamożna, dysponuje sporą ilością ghuli. Podejrzewam, że kardynał może być jednym spośród nich, jednak tego nie wiem. Jeśli chodzi o jej interesy wśród wampirów, to owej nocy także zostaną rozwiązane. Kwestia Fabiany stanowi raczej element kompleksowego działania. Natomiast moja relacja … lubiłam ją, inaczej nie byłaby moją córką. Uznawałam ją za mądrą osobę, choć szaloną nieco, jednak przebaczałam taki właśnie drobiazg.
- Pani… nigdy nie zdecydowałam się na posiadanie childe mimo iż we Florencji wiele razy mnie do tego namawiano, więc nie będę oceniać twojej decyzji. - Agnese pozwoliła sobie teraz na uśmiech.
- Słusznie, drogie dziecko, nigdy nie oceniaj decyzji księcia, nawet najdurniejszej - odpowiedziała księżna na uśmiech Agnese.
- Byłam ciekawa czy może nie docierały do ciebie jakieś informacje z mego rodzinnego miasta. - Contarini pozwoliła by uśmiech pozostał na jej twarzy.
- Nie wiem, co rzec, bowiem to plotki, ale … podobno nie jest najlepiej pomiędzy księżnymi, choć bywało, że one same rozpuszczały takie plotki, żeby wrogowie się cieszyli, zaś one zyskiwały czas oraz broniły się przed zagrożeniem. Ponowne pojawienie się więc plotek na temat tarć pomiędzy nimi może więc nic nie znaczyć kompletnie.

- Kiedy jest planowany bal? - Agnese jakby nagle sobie o czymś przypomniała. - Planuję zorganizować coś sama i nie chciałabym by…. Chcę Pani w jej problemie, a moje “przyjęcie” nie ma jeszcze ustalonej daty.
- Och, jeszcze jest sporo czasu, całe siedem dni, dokładnie 9ego września wieczorem. Mówi pani, że chce coś sama zorganizować? - spytała signorę Contarini.
- Zaręczyłam się z markizem di Colonna. - Agnese uśmiechnęła się i chyba po raz pierwszy na jej twarzy odmalowała się pewna nieśmiałość. Ta decyzja niosła z sobą sporo konsekwencji, między innymi temat jej pozostania na terenie Rzymu.
- Ooo, gratuluję, proszę zaprosić mnie na ślub. Wystąpię z jakimś ładnym prezentem - uśmiechnęła się księżna. - Markiz jest szczęściarzem, signora. Gdybym była mężczyzna, sama spróbowałbym u pani swojego szczęścia - pokazała ząbki.

Agnese przypomniałą sobie jak ksieżna pod postacią starej zakonnicy wypytywała ją o jej ostatni raz i uśmiechnęła się do tego wspomnienia.
- Ah… Pani nigdy nie miałam problemów z partnerami, niezależnie od płci.
- Rozumiem, ale wie pani, ja jestem kobietą zdecydowanie mniej nowoczesną. Nie pojmuję tych waszych nowych trendów - pokiwała smutno głową, jakby chciała rzec: starość nie radość. - Nie mniej, co do ślubu proszę o mnie pamiętać.
- Oczywiście, księżno. - Agnese była bardziej niż ciekawa ile dokładnie ma księżna. Czy może pamiętać początki wiecznego miasta Rzym? Kto wie. - Pozwoliłam sobie na zniechęcenie części kardynałów dla niewygodnych dla księżnej kandydatów na tron papieski.
- Och, jak miło. Kto właściwie teraz ma największą szansę? Dobra z ciebie dziewczynka Agnese Contarini. Lubię cię - trochę starczo stwierdziła księżna, choć Florentynka uznawała taką postawę za trochę pozę.
- Piccolomini, ale jest to tylko tymczasowa figura. - Agnese powiedziała to jakby kardynał miał największe szanse od samego początku.
- Dlaczegóż tymczasowa? Czyżby działo się coś z nim?
- Dotarły do mnie plotki iż choruje, jest też jakby na to nie patrzeć starszym człowiekiem. - Agnese z zaciekawieniem przyjrzała się księżnej. Była ciekawa na ile wampirzyca gra z nią.
- Stary? Hm, ponad sześćdziesiątkę ma. Zapominam, że dla ludzi to niekiedy sporo - przyznała. - Jednak skoro taka jest sytuacja, nie mam nic przeciwko owemu panu. Przyznaję, że nawet go nie znam, choć słyszałam, że raczej należy do tych co robią swoje oraz chowają nos, kiedy mają wypowiedzieć jakiekolwiek sensowne zdanie. Wracając do balu kardynała. Proszę ponownie pani, żebyś zachowała spokój, cokolwiek tam się będzie działo oraz słuchała poleceń maestro, jeśli takie będą. Idziecie tam trochę na ryzyku … acha, nie wiem, czy wspominałam, że będzie pani miała zaproszenie z partnerem. Proponuję zabrać tego starego faerie. Nie znam dokładnie szczegółów, ale skoro tam węszył, to ma jakiś interes, zaś interesy takich istot są zawsze dziwaczne.
- Wspominała księżna. Lubię gdy faerie mi towarzyszy, choć przyznam, że jako zaręczonej nie do końca wypada mi iść z kimś innym niż markiz di Colonna.
- Nie wiem, czy zależy ci na markizie. Jeśli jednak tak, raczej nie ryzykuj. Jest człowiekiem, biorąc pod uwagę sytuację, tylko człowiekiem oraz osoba, która nie pojmuje do końca, kim są niektórzy spośród nas oraz jak możemy być niebezpieczni. Wierz mi córeczko, tam może się dziać.
- Mam jeszcze chwilę, postaram się podjąć do czasu balu najlepszą decyzję.
- Oczywiście zawsze możecie zabrać dwójkę służących. Ktoś może odgrywać ich rolę. Jednak pewnie zdarzają się tam osoby, które to przejrzą. Faerie natomiast, jego nawet ja miałabym problem, gdyby się postarał, wydaje mi się jednak czasem, że on nie całkiem się stara, jakby nie rozumiał pewnych rzeczy, choć może patrząc z perspektywy tylu lat, wszystko wydaje się jakąś zabawą. Jeśli będziesz chciała, odwiedź mnie jeszcze, jednak raczej staraj się być ostrożna z wychodzeniem. Zjawi się także u ciebie mój sługa. Przekaże zaproszenia oraz ewentualne dalsze wyjaśnienia. Aha, jeszcze jedno, ech widzisz, nie podałam ci twojego wroga. Kobieta nazywa się Morgan Le Fay oraz jest zdeprawowanym magiem tradycji Verbeny.

Agnese skłoniła głowę.
- Dziękuję za tą informację. - Wampirzyca powoli wstała z fotela. - Będę oczekiwała twego sługi i przemyślę twe sugestie dotyczące osoby towarzyszącej.
- Dobrze - uśmiechnęła się księżna - przy okazji, ona nie ma nic do ciebie, raczej do twojego dziadka. Ponadto oczywiście nie ma jej tutaj, lecz działa na terenie Rzymu przez wysłanników. Niechaj noc czuwa nad tobą, możesz iść - odprawiła ją etykietalnie księżna.

Agnese skłoniła się niemal w pół i opuściła komnatę. Dopiero na korytarzu pozwoliła sobie na to by zrzedła jej odrobinę mina. Dziadziuś… Ciekawe czy jeszcze żyje. Przeszła do pokoju, w którym oczekiwali jej, jej towarzysze. Wszyscy siedzieli na ławie oraz zerwali się na powitanie.
- Wszystko dobrze? - wyszeptał Alessio.
- Doskonale… - Agnese przyjęła podany przez Gillę płaszcz, który pozostawiła wchodząc do księżnej. - Porozmawiajmy w domu.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-06-2017, 11:57   #69
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ruszyli więc przez miasto wyglądające identycznie, jak wtedy kiedy szli wcześniej. Rozmowa nie była długa, chociaż konkretna. Po półtorej kwadransa ponownie znaleźli się w zamku. Markiz czekał przy bramie i po chwili Agnese czuła jego usta na swych pięknych wargach. Agnese oddała pocałunek, ciesząc się, że coś na chwilę odciąga jej myśli od tego co będzie musiała zrobić.
- Wykąpiesz się ze mną mój piękny? Chciałabym chwilę odpocząć.
- Tak, Agnese, tak
… - ucieszył się radośnie. - Ale … wyszeptał cicho - nie myśl, że szybko wyjdziemy. Kocham cię oraz tęsknię za tobą, kiedy cię nie ma.
- Kochanie, nie było mnie mniej niż godzinę
. - Agnese uśmiechnęła się do niego, szczerym szerokim uśmiechem. Chwyciła go pod ramię i ruszyła w stronę łaźni. - Co ty biedaku zrobisz, jak będę musiała wyjechać na kilka dni?
- Proste, zabierzesz mnie ze sobą
- uśmiechnął się także od ucha do ucha idąc z nią. - Jak zaś nie, to może się rozdwoisz? - zażartował, ale widać było, że po prostu się cieszy straszliwie.
Gdy już przeszli kawałek, Agnese zatrzymała się i obejrzała za siebie na Gillę.
- Spotkajmy się za godzinę… może w jadalni?
- Będę czekała na ciebie, signora. Możesz się spóźnić, nic się nie stanie
- dodała gapiąc się prosto w pałacowy sufit.
- Przekażesz też pozostałym, moja droga? Powinniśmy omówić co nieco… a potem chciałabym usiąść z tobą i Sophie i obejrzeć tkaniny.
- Co tylko chcesz pani, gwarantuję, że również wykażą się cierpliwością oczekując rozmowy. Zaś tkaniny, och bardzo chętnie
- spojrzenie jej zalśniło. Czyżby wojowniczka także jednak miała bardziej kobiecą naturę pod względem strojów …
- Będziemy miały kobiece spotkanie, może jakieś wino? - Mrugnęła do Gilli. Po czym odwróciła się do markiza. - Nie masz nic przeciwko, kochanie?
- Ależ gwiazdko moja, oczywiście że nie mam nic przeciwko. Przeciw waszemu spotkaniu? Chyba … chyba kobiety muszą mieć od czasu do czasu takie własne spotkania, tak jak mężczyźni
- nawiązał do ich poprzedniej rozmowy.

Piękna Florentynka Agnese jeszcze zerknęła na Gillę, po czym już we dwójkę ruszyli z markizem dalej korytarzem w stronę łaźni.
- Już się tak nie denerwuj mój drogi, nikogo nie wypytywałam o wasze “męskie” rozmowy. - Widać było, że wampirzycy znacznie poprawił się nastrój. - Choć to nie dobrze, jeśli zakochani mają przed sobą sekrety.
- Skoro tak uważasz, dobrze, po prostu pytałem ich, jak być najlepszym mężem, jak robić, żeby żona była zadowolona, jak utrzymać owo szczęście oraz o takie rzeczy. Czy życzysz sobie, żebym przedstawił ci konkretne odpowiedzi
? - faktycznie dotknęła markiza do żywego.

Spokojnym krokiem dotarli do łaźni, gdzie wampirzyca poleciła łaziebnym przygotować im kąpiel. Sama poprowadziła markiza do przedsionka i stanęła do niego tyłem, by pomógł jej rozwiązać suknię.
- A czy któraś odpowiedź, wydała ci się szczególnie ciekawa? - Agnese zdjęła skrywającą jej włosy siateczkę i przytrzymała luźne fale na górze, by nie przeszkadzać mężczyźnie.
- Tak, owszem, druga odpowiedź Borso - odparł rozwiązując wampirzycy gorset, bardzo ostrożnie oraz głęboko oddychając. Czuć było, iż usiłuje się uspokoić. - Mówiła ona, że należy kobiecie pozostawić swobodę, żeby jej ufać, żeby nie uważać, iż jeżeli ma jakieś tajemnice, to od razu coś złego, tylko po prostu uszanować, że jest to dla niej istotne. Oczywiście spytać można, wiadomo, jednak jeśli będzie chciała to odpowie, niekiedy później. Czasem trzeba się zastanowić nad właściwą odpowiedzią. Lecz pomimo tego należy jej ufać.
Agnese zaczekała, aż jej suknia upadnie na podłogę.
- To nie to, że chcę mieć przed tobą tajemnice. - Uśmiechnęła się do niego, stojąc jedynie w halce i bieliźnie. Pomieszczenie zaczęło wypełniać przyjemne ciepło, wody, którą wypełniano basen. - Tylko nie wiem od czego zacząć.
- Agnese, może jestem głupi, ale bardzo cię kocham. Szanuję twoje sprawy, bowiem jakby nie było, musisz mieć ich bardzo dużo prowadząc politykę podwójną gatunkowo. Jednak czy to naprawdę zbyt wiele prosić cię o coś takiego samego? Szczególnie, że chyba nie spodziewasz się, że wraz z Borso, Alessio oraz Kowalskim wymyślamy nie wiadomo co. Także proszę, byś mi odrobinę ufała, inaczej będzie bardzo ciężko. Widziałem u swoich rodziców, kiedy ciągle jedno chciał,o drugie kontrolować oraz wiedzieć każdy drobiazg. Ojciec nawet płacił donosicielom.
- Skarbie to tylko czysta ciekawość, nie tyle chęć kontroli
. - Agnese sięgnęła do jego stroju i powoli zaczęła rozpinać kaftan, stojąc bardzo blisko. - Jestem dosyć wiekowa, ale zawsze byłam kobietą, ciekawią mnie wasze męskie plotki.
- Powiedziałaś, że to niedobrze, kiedy zakochani mają tajemnice w odniesieniu do tej rzeczy, ale niech będzie. Niechaj wszystko to odleci, złe chwile przeminą, tak jak złe myśli oraz niekoniecznie dobrze zrozumiane słowa. Niechaj będzie tylko to, co powinno
- zaczął ją całować namiętnie jak skurczybyk, a Agnese oddawała te pocałunki nie przestając go rozbierać. Już po chwili na podłodze wylądował kaftan i koszula.
- Dobrze… przyznam, że jestem zachłanną istotą, chcę wiedzieć o tobie wszystko, nie kontrolować ale być zawsze obok. Proszę byś wybaczył mi tą słabostkę. - Agnese wpatrywała się w jego oczy z zachwytem. Markiz odrzucił swoje myśli. Nie chciał się spierać. Naprawdę kochał ją bardzo i po prostu odrzucił to, co się stało. Była dla niego cudem i nawet jeśli cud go nieco wkurzył, to przecież normalne, że zakochani czasem mogą zdenerwować jedno drugie, ale tak czy siak dochodzą do porozumienia, bowiem właśnie się bardzo kochają. Widział jej spojrzenie, kryształowe cudne oraz wpadł w nie tak głęboko, że za uszy nie dałoby się go wyciągnąć.
- Kocham cię, pragnę cię, chcę się z tobą kochać tak długo, aż obydwoje padniemy i będziemy pijani wspólnym naszym szczęściem - wyszeptał do niej całując wręcz rozpaczliwie.
- Też jesteś trochę zachłanny. - Mrugnęła do niego i zsunęła jego pantalony, ukazując nabrzmiała męskość. Delikatnie przesunęła po niej palcem, czując jak reaguje gwałtownie unosząc się mocniej, zaś usta markiza wydają przeciągłe westchnienie. Spojrzała na niego niewinnym wzrokiem, cały czas stojąc w halce. - Już się bałam, że nie da się ciebie zirytować.
- Nooo, czasem da
- przyznał jakoś oblizując wargi końcówka języka - ale teraz będę zirytowany, jak nie zaczniemy. Jako kobieta masz pierwszeństwo w wybraniu pozycji - zaproponował, co można było uznać, za znak powracającego humoru.

Seksowna Agnese roześmiała się cicho. Była taka ciekawa kiedy markizowi przejdzie ta ciągła potrzeba… bo toż kiedyś się nią znudzi. Stanęła na palcach ocierając się o jego nagie ciało delikatną tkaniną jej halki.
- Na pewno chcę by to było w wodzie. Ciepłej, pachnącej wodzie.
- No to chodź
- skoczył pociągając ją do wody. Była rzeczywiście odpowiednio przygotowana. Ciepła, lecz nie gorąca, zaś markiz sięgnął po odpowiedni środek, który dolany do wody sprawił, iż w powietrzu uniósł się piękny zapach sandałowego drzewa. Halka była mokra. Lepiła się do nagiego ciała doskonale pokazując, jak piękna jest wampirzyca. Wręcz wspaniała, zaś dla Alessandro była kimś niedoścignionym. Po prostu stojąc po uda w wodzie złapał ją i obrócił dookoła gwałtownie niczym na karuzeli, po czym stracił równowagę i jak się nie wygrzmocą prosto do środka zanurzając się obydwoje po uszy. Agnese już pod wodą zsunęła z siebie pantalony i pozostając w halce przytuliła się do mężczyzny. Naparła na niego swoim ciałem przytulając mocno. Nie musiała oddychać i chyba w tym momencie zapomniała, że on musiał.

Markiz wybałuszył na chwile oczy jak ryba, kompletnie zaskoczony, co się stało. Potem usiłował złapać powietrze, a potem jakoś razem z nią wychylił się nad powierzchnię ściskając wspólnie i obejmując. Przy czym u markiza doszło jeszcze parskanie oraz kaszlenie. Woda płynęła mu z nosa i ust i jeszcze zewsząd.
- Ach ach ach … - nie wiedział, czy się śmiać z całej sytuacji, czy nie przerywać. Chyba nawet trochę parsknął śmiechem, ale widząc, że ona zachowuje powagę ponownie rzucił się do całowania.


Cudną szyję kobiety, zaś męskość, która na chwilę przy upadku troszeczkę oklapła, ponownie zaczęła się gwałtownie utwardzać, co mogła doskonale poczuć na swoim ciele. Agnese wyprostowała się i zabrała z twarzy przemoczone włosy. Jej ciało zdawało się wyglądać dziwnie znajomo. Oczywiście markiz znał je, widywał co noc, ale jakby.. Tak Agnese była niczym antyczna rzeźba, piękna, monumentalna, nawet chłodna gdy przypomniał sobie ją śpiącą.


Teraz uśmiechała się do niego patrząc z góry.
- To ja wybrałam miejsce, mój piękny, na jaką pozycję masz ochotę?
- Uuusiądź na mnie … tutaj w wodzie
- odszepnął spoglądając, czy taka decyzja nie jest zbyt śmiała. Wprawdzie sama wybrała basenik, lecz tak siedząc w tym miejscu na dnie, jemu wystawały barki oraz powyżej, zaś jej, gdyby usiadła na nim, mniej więcej od piersi. Lecz cała reszta, ów magiczny dół byłby pod powierzchnią wody. Agnese uśmiechnęła się, powoli uniosła halkę, tak, że teraz gdy nad nim stała mógł zobaczyć jej kobiecość. Chwyciła ją w zęby i tak jak prosił przyklęknęła nad nim okrakiem. Jego męskość ocierała się o jej płatki, jednak sama nie napierała na niego, patrząc mu w oczy czekała na jego ruch. Czuła jak jego ciało drży podobnie jak mego ptak, którego czerwony dziób już niemal wdzierał się w jej słodkości. Przecież wręcz to było coś, czego nie dało się wytrzymać. Zaś halka w zębach wyglądała tak bardzo perwersyjnie ...
- Agneeesee - jęknął i po prostu jego ręce złapały ją za biodra, tak mocno gorączkowo, by chwycić i nabić na siebie tą igrającą z nim straszliwie wampirzycę. Agnese wypuściła halkę z ust i jęknęła gdy wdarł się w nią.
- Alessandro. - Uśmiechnęła się do niego ciepło. Powoli poruszyła się do góry wysuwając go z siebie. - Jesteś cudowny, wiesz?
- Nie zauważyłem tego
- jęknął ponownie nasuwając ją do samego końca, aż poczuła jego woreczek oraz otarła się swoim ciałem o falujące pod wodą, lekko szorstkie włoski. - Dopiero kiedy się pojawiłaś. więc to ty musisz być cudowna.

Trzymał ją przez chwilę w tym najgłębszym miejscu, jakby chciał, żeby się tam zagnieździła, zakokosiła słodki moment. Agnese przytuliła się mocno, tak, że jej piersi rozgniotły się na jego klatce piersiowej. Przygryzła wargę chwilę obserwując swego narzeczonego.
- Najwyraźniej pasujemy do siebie, mój drogi. - Znów zaczęła się lekko unosić, jednak nie odsuwała się od mężczyzny, pozwalając by jej ciało przesuwało się po nim. Doskonale widziała, jak wszystkie włoski na jego klacie elektryzują się podnosząc. Przynajmniej te wystające z wody. Wewnątrz basenu było tak lekko. Ich ciała były lekkie i tak właściwie w nic nie trzeba było wkładać wysiłku. Poza całowaniem, jednak taki wysiłek był wspaniały oraz rzeczywiście niezwykle przyjemny. Pokryci byli w całości kropelkami, mieli mokre włosy i mokre uśmiechy i mokre wargi. Te od wzajemnych pocałunków. Agnese uczuła jak dłonie markiza po prostu przesuwają się na jej tyłeczek i tak same z siebie, zaczynają nią poruszać, jakby pomagając temu, co ona sama robi. Natomiast jego biodra pomimo siedzenia na twardej podłodze próbowały wykonać jakiś ruch. Przynajmniej wierciły się, co powodowało, że jego broń wbijała się w nią pod nieco innym kątem, pobudzając raz za razem kompletnie inaczej. Tak jak zwykle przy Alessandro, nie powstrzymywała się, jej jęki raz po raz wypełniały przestrzeń łaźni niosąc się po niej echem. Wampirzyca zachłannie chwytała jego ramiona, twarz. Całowała go czule przerywają tylko na chwilę by rozładować napięcie kolejnym okrzykiem. Czuła jak z każdym jego zachłannym, ale jak bardzo kochającym ruchem, znikają złe myśli. W pewnym momencie nachyliła się do jego ucha i ugryzła je lekko, przebijając kłem. Czuła jak mężczyzna zadrżał pod nią, zaś jego dłonie nabiły ją jak najmocniej potrafiły. Szybko zalizała rankę i zeszła niżej, na szyję. Wgryzła się tuż poniżej szczęki i ponownie zalizała rany nie pijąc. Czuła, jak za każdym razem, kiedy gryzła go, jego zwierzęcy, naturalny odruch samca sprawiał, że brał ją jak najmocniej potrafił, że próbował dojść jak najgłebiej, ze usiłował ją wbić na swój sterczacy pal jak najbardziej szalenie, powodując dookoła małe falowanie oraz chlupot wody, która wręcz wyrzucała krople na ich twarze. Ale teraz to było nieważne. jedna cudowna przyjemność od góry i jedna od dołu, która powoli rosła potęgując się coraz mocniej. Agnese czuła jak w niej ciało markiza zaczyna drżeć coraz mocniej. Wampirzyca kontynuowała swoją małą torturę, czując jak i w niej wzrasta napięcie. Jak wampirza natura domaga się krwi, jego seksu, jednak jak widać potrafili to połączyć jakoś. Powolutku przeszła przez szyję i sunęła dalej po ramieniu, by dotrzeć do jego końca i wgryźć się już normalnie. Upiła spory łyk. Powoli, nie przestając się poruszać na mężczyźnie i wtedy poczuła jak jej ciało eksploduje od przyjemności. Owinęła swoje nogi wokół niego i zacisnęła mocno, czując jak cała się napina, jak drży od jego gorąca. Dreszcze raz po raz przeszywały jej ciało, a ona wraz z nimi wierciła się na nim, chcąc jak najbardziej mieć go w sobie. Mężczyzna zaś ruszał się coraz szybciej, aż nagle Agnes poczuła to, co zwykle tuż przed wystrzałem. Nagłe stwardnienie, zgrubienie, posztywnienie i wreszcie uderzenie, które pędziło setką drobnych pocisków w jej najwrażliwsze ścianki, a potem znowu, zgodne z każdym ich wspólnym ruchem, aż wreszcie chwila, kiedy już nie mieli nic więcej, tylko jedność pływającą w jednej bańce rozkoszy. Taką bliską, obejmującą się, kochającą … Agnese powoli wysunęła kły i dokładnie zalizała rany, całując je, podszczypując jego ramiona swymi ustami.
- Jesteś wspaniały… - Odchyliła się by spojrzeć mu w oczy. - Aż jestem ciekawa kiedy ci się znudzę.
- Nigdy! Czyż może się znudzić przytulanie do kochanej osoby? Czyż może się znudzić bliskość z nią? Przecież to niemożliwe. Musimy tylko dbać o miłość oraz, żeby była fantazja, tak przynajmniej powiedział Kow … znaczy tak naprawdę uważam po głębokim przemyśleniu. słowo, że myślałem nad tym i wierzę temu. Słowo. Oraz bardzo cię kocham. Jeszcze bardziej nawet, jeśli mógłbym tak rzec
.
Agnese chwyciła i zdjęła z siebie halkę, uwalniając oklejone nia piersi i rzuciła materiał na brzeg basenu. Przytuliła się mocno do Alessandro, chwytając jego twarz w swoje dłonie i całując kolejne jej fragmenty. Czoło, brwi, powieki, policzki… Pod ustami czuła jak bardzo jest rozpalony, jak w jego ciele pulsuje radośnie młoda krew. Powoli podnosiła się wypuszczając go z siebie i w końcu stanąć przed nim na nogi. Powolutku zaczęła się cofać, pozwalając by przyglądał się jej ciału, aż dotarła do krawędzi basenu. Usiadła na niej w rozkroku i przez dłuższą chwilę obserwowali się w milczeniu, oboje zachwyceni swoim widokiem. Powoli wsunęła palce swej dłoni pomiędzy płatki i zaczęła się dotykać.
- To co powiesz mój drogi, na to byśmy pocieszyli się sobą przynajmniej jeszcze raz, nim udamy się na tą rozmowę? - Mrugnęła do niego i wsunęła palec w siebie, drżąc przy tym lekko.
 
Kelly jest offline  
Stary 18-06-2017, 08:44   #70
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Siedziała przed nim napełniona ognistym pożądaniem. Całkowicie otwarta, nie mająca nic do ukrycia, zaś wszystko do ukazania. Znająca go oraz potrafiąca grać na męskich pragnieniach niczym najlepszy maestro na doskonałym instrumencie. Także delikatne dłonie wampirzycy odgrywały właśnie kompletnie nowy utwór delikatnie dotykając własnej szparki i wsuwając swoje smukłe paluszki tam, gdzie przed chwilą była jeszcze jego męskość. Jej rozchylony kwiat opleciony mokrymi, przylepionymi do magicznego wzgórka włoskami był bardzo zadowolony, oceniając po jej minie, ale też oczekiwały czegoś więcej. I on pragnął to więcej ofiarować. Delikatne płateczki barwy ciemnego różu, słodko połączone na górze teraz rozpościerały się na boczki ukazując każdy szczegół jej różowej piękności. Zaś na dole tej szczelinki paluszek wampirzycy odwiedzał jej kobiecą głębinę. Markiz przez chwilę nie mógł oderwać spojrzenia, I ta pełna takich pomysłów kobieta mówiła coś na temat znudzenia? Niepojęte. Wszak Alessandro spoglądał na nią tak, jakby nie tylko chciał ją posiąść, ale wręcz zjeść. Niczym kocurek na myszkę, choć oczywiście tym razem myszka miała kły większe od polującego na nią kota. Agnese obserwowała go z zachwytem, to że był jej, że mogła go mieć w takich chwilach jak ta było jedną z cudowniejszych rzeczy jakie się jej ostatnio przydarzyły. Przygryzła wargą widząc jego skupione na niej spojrzenie.

Tyś kochana, wyjątkowa,
Płomienista, rubinowa,
Wypełniona uczuć ogniem,
Blaskiem lśniąca, jak pochodnie
W srebrze gwiazd cała skąpana,
Wampirza prawdziwa dama,
Mą miłością rozpalona,
Najwspanialsza narzeczona.


Kiedy to mówił, bardzo powoli wstawał i szedł w jej kierunku. Agnese spostrzegła, że jeszcze nie odzyskał pełnej formy po poprzednim razie, ale chyba mu to nie przeszkadzało, gdy podszedł do niej, tak blisko i przywarł gwałtownie do jej mokrych od wody ust. Zresztą obydwoje byli mokrzy. Taki gwałtowny, potężny pocałunek, który normalnie odbiera dech w piersiach, a nawet jeśli nie, to sprawia, że ukochanego przechodzi błyskawica. Agnese z zachwytem oddawała jego pocałunki. Czwarty dzień… znali się raptem czwarty dzień, tak naprawdę czwartą noc, a ten niewinny mężczyzna posiadł ją całą. Chwyciła jego szyję wolną dłonią, pogłębiając pocałunek, cały czas nie przestawała się dotykać, przesuwając swoją dłonią po włoskach znajdujących się nad jego męskością.

Oderwał swoje wargi po chwili i potem przykląkł między jej udami rozciągając jej nieco jeszcze. Wpatrywał się przez chwilkę w każdą, najdrobniejszą cząstkę jej delikatności, którą mu powierzała z pełną ufnością. Na splot płatków, tworzący niesamowity węzełek, na cieniutkie, różowe listeczki, na cudownie pociągające wnętrze słodkiego wąwozu, na głębinę, gdzie niknął jej środkowy paluszek. To miejsce jej pociągało, wyjątkowe, wspaniałe, jakże inne niżeli męskie oraz ofiarowane tym, których się pragnęło. Agnese kochała go, pragnęła, on zaś identycznie jej. Ujął jej nadgarstek powoli wyjmując zanurzony w środku paluszek. Mokry również, tym razem nie od wody, lecz od soczków, których zapach przyprawiał go o dreszcz rozkoszy. Agnese wydała z siebie jęk, gdy znów była pusta. Poczuła jak jej własne soki, powoli wypływają, drażniąc rozpalone płatki. Markiz tymczasem podniósł nieco jej dłoń i powoli ów palec włożył do swych ust. Nie śpieszył się. Czuła jak pracują jego wargi oraz język pieszcząc ów paluszek, ssąc go, zlizując cały lekko klejący soczek, który przed chwilą wydało jej łono. Wysuwał go lekko, potem ponownie wsuwał nie przestając pieścić ustami. Wampirzyca patrzyła na niego z zachwytem, mężczyzna sprawiał jej tak wiele przyjemności. Chyba trwało wieki, kiedy wyjął go odkładając jej dłoń na bok. Kiedy on się tego nauczył? Agnese niechętnie oparła dłoń. Czuła, że już po tej niewielkiej igraszce jest znów rozpalona, że jej ciało mimo iż pozostawione było same sobie teraz jest blisko, woła o niego.
- Pozwól, że teraz ja zajmę jego miejsce – wyszeptał podnosząc się oraz wpatrując najpierw w jej źrenice, a potem w słodką delikatność kobiecości. Kiedy podniósł się dostrzegła, iż już jest gotowy. Trwająca dłuższą chwilę pieszczota była podniecająca do bólu oraz pozwoliła mu wrócić do formy. Przed nią stał mężczyzna z długim mieczem, który pragnął zagłębić się w jej pochwie. Teraz patrzył już tylko na jej buzię, oko w oko, zaś to na dole działo się niemal samo. Czerwony czub, największa, najszersza i najgładsza część miecza, już ozdobiona kropelką białego soczku na samym szczycie, zbliżał się do niej. Był tak twardy, jak ona miękka, ta wyprostowany, jak ona otwarta, tak długi, jak ona głęboka. Dotknął jej, dotknął płatków witających go delikatnym, kobiecym drżeniem. Poruszył biodrami, a one gwałtownie rozstąpiły się przed nim pęczniejąc, otaczając go, tuląc, gdy wszedł do jej kobiecego królestwa. Agnese oparła się wygodnie dłońmi za plecami.

- Nareszcie… - Z jej ust wyrwało się słowo wypełnione zachwytem, pożądaniem. Na jej twarz wypłynął jeszcze szerszy uśmiech gdy poczuła jak mężczyzna ją wypełni. Jej ciało już drżało jakby zaraz miał je przeszyć ten cudowny wstrząs. Powolutku, nie przeszkadzając markizowi w poruszaniu się uniosła nogi, kładąc się jednocześnie, tak, ze po chwili znajdowali się w pozycji zbliżonej do tej z poranka. Alessandro był w niej tak głęboko… jej ręce powoli zaczęły błądzić po jego ramionach. -... mogłabym nie… - Jej wypowiedź przerwał cichy jęk gdy w nią wszedł. -...nie robić nic innego.

Tymczasem on się nie odezwał, bynajmniej nie dlatego, że nie chciał, ale po prostu nie mógł. Czuł się szaleńczo dobrze, cudownie wspaniale. On wypełniał sobą jej kobiecość, a ona napełniała go swą miłością i pragnieniem. Wręcz spełniała jego marzenia, oddawała się tak, jak tego pragnął oraz skrycie marzył, ustawiała się tak, że potrafiła doskonale zrekompensować jego brak doświadczenia, choć oczywiście uczyła go, natomiast on był pilnym uczniem.

Uniesione nóżki, złożone na jego barkach wyginały ją, jednocześnie ustawiając tak, ażeby była dostępna najbardziej głęboko. Pozycja ta unosiła nieco biodra kobietyustawiając jej kwiat idealnie do jego żądła. Jeśli Agnese spoglądałaby w niego, widziałaby, że spojrzenie markiza mówi: Przecież to nie może być tak wspaniałe. To jest cudowniejsze za każdym razem, to jest … najsłodsza jest ona … Jeśli każde jej zbliżenie, każde dotknięcie, każde połączenie dwóch namiętności tworzyło coś jeszcze wspanialszego, to co będzie za lata …

Alessandro nie poruszał się tak szybko. Przynajmniej jeszcze nie. Także było mu obłędnie dobrze. Spoglądał na nią, jakby łącząc spojrzenia. Ułożone w taki seksowny sposób nóżki znakomicie nadawały się do pocałunków stópek nie przerywając ani na chwilę seksu. Takiego wysmakowanego, kontrolowanego, kiedy wchodził do samego końca, na chwilkę pozostawał, by czuła gdzie sięga, jak daleko w niej jest, jak mocno rozciąga jej ścianki, co przecież sam czuł na swym twardym, nastroszonym czerwienią ptaku. Potem wychodził, niemalże prawie, tak, że dolne brzeżki purpurowego, wypełnionego buzującą krwią żołędzia, pojawiały się. Znowu chwilkę pozostawał i wkładał go ponownie wsuwając w jej podniecone ciało. Zaś ułożone na jej biodrach dłonie kochanka, znakomicie wspomagały odpowiedni rytm. Agnese nie mogła oderwać od niego oczu. Jego powolne ruchy sprawiały, że granica, którą już dawno powinna była osiągnąć przesuwała się. Chciała się wyrwać, nabić na niego ale pozwalała sobie na tę odrobinę tortury.

Przynajmniej tak było przez chwilę, bowiem kolejne ruchy świadczyły, że markiz powoli traci kontrolę nad swoim zachowaniem. Rozgorączkowanie rosło tak, jak częstość jego uderzeń. Gdy tylko przyspieszył, poczuła jak jego męskość przerywa tą cudowną, tak długo rozciąganą granicę. Agnese krzyknęła i uniosła się lekko opierając nogi na jego ramionach, a on już nie wychodził niemal, był prawie cały czas głęboko ruszając coraz mocniej, coraz gwałtowniej, nachylając się nieco oraz wyginając ja jeszcze bardziej. Jego ręce trzymały kurczowo jej bioder nabijając ja i jakby nie chciały puszczać, zaś czerwona końcówka w swoim najszerszym miejscu gwałtownie ślizgała się w niej najbardziej rozciągając, trąc arcywilgotne ścianki kobiecego cudu.
- Agneseeee … - jęknął.

Och, ponownie uczuła to, owo odrętwienie, jeszcze większą twardość, jakby gwałtownie narastającą moc na samym dole męskiego trzona, która już gotuje się do wystrzelenia swej bladej, lepkiej lawy. Uczucie jego powiększającej się męskości, gdy jej ciało już odpływało, już zaczynało się rozluźniać, sprawiło, że wampirzyca wbiła w niego swoje paznokcie, łaźnię ponownie wypełnił jej krzyk.

Po dłuższej chwili Agnese opadła na chłodne płytki. Z głodem w oczach obserwowała niewielkie krwawe stróżki spływające po umięśnionych ramionach mężczyzny. Jej nogi osunęły się i oplotły go w biodrach, jakby jej ciało nie chciało go jeszcze wypuścić.
- Nie mam pomysłu na ślub, ale najchętniej porwałabym cię potem na kilka dni, gdzieś gdzie nie będzie nam nikt przeszkadzał. - Uśmiechnęła się do niego.
- Zgadzam się całym sercem. Hm, mam rezydencję w jednej z wiosek pod Rzymem. Tam wprawdzie byłem już dość dawno, więc tzrebaby wcześniej posłać kilku służących, żeby przygotowali pobyt … albo po prostu możemy spróbować w mniejszej grupie - odpowiadał ciężko wzdychając, zaś krople krwi, które spływały po jego ramionach i torsie wywoływały gęsią skórkę szczypiąc, kiedy łączyły się ze słonymi kropelkami potu. - Ja też pragnąłbym, nawet teraz, nie opuszczać twojego słodkiego gniazdka - uśmiechnął się powoli dochodząc do siebie. Było mu cudownie dobreze, tak w niej, kiedy przytrzymywała go nawet, jesli męskość w jej wnętrzu była już nieporównywanie mniejsza oraz bardziej miękka. - Ale bardzo chciałbym już nazwać cię nie tylko moją ukochaną Agnese, lecz ukochaną, najdroższą żoną i normalnie nie mogę sobie wyobrazić, jak mogłoby być, gdybym ciebie nie spotkał. Chyba nie wiem, może ucałuję Niccolo, jako podziękę, że nas ze sobą połączył wskazując dla ciebie Palazzo di Venezia.
- Możemy go zaprosić na nasz ślub. - Agnese przyciągnęła go do siebie i powoli zaczęła zalizywać rany. Krew miała lekko słonawy posmak. Jemu zaś owo lizanie bardzo przypadało do gustu, takie niezwykle miłe oraz niosące posmak erotycznej przygody zahaczajacej niemal o jakąś lekką perwersję.
- Doskonały pomysł - przyznał zadowolony markiz, że zaproponowała to - bardzo chciałbym mu podziękować. Zresztą, byłby to ktoś, kogo ty znasz, więc pewnie chętnie spotkałabyś na ślubie, skoro większość gości będzie chyba miejscowych, bowiem hm, co do miejsca, ty chyba najlepiej tutaj - spojrzał na nią. - Nie wypuszczaj mnie jeszcze chwilę - poprosił.

Wampirzyca skończyła zalizywać ranki i ułożyła się znów wygodnie na kaflach.
- Nie planowałam, kochanie. - Agnese uśmiechnęła się i o ile to było możliwe docisnęła go jeszcze bardziej do siebie. - Niccolo też jest moim ghulem, wiesz? Oh… zapomniałabym. Księżna chciałaby się pojawić na naszym ślubie.
- Niccolo ghul? Wiesz, właściwie nie wiem, co to oznacza dokładnie, ale jeśli jest twoim przyjacielem, to jeśli dobrze się orientuję ma spory udział w polityce Florencji. Przecież rozmawialiśmy swego czasu. Był posłem gonfaloniere. Zaś wiesz … podoba mi się - Agnese wspaniale ponownie spięła ich ciała swoją słodką siłą i może jego męskość nie rosła. Na to nie było chwilowo szans przez kilka minut, ale też przestała maleć oraz zaczęła przyjemnie pulsować. - Tooooo … miłeeee … księżna, jaka księżna? - zapytał domyślając się, że może chodzi o jakąś rzymską szlachtę.
- Nie słuchałeś mnie na początku nocy. - Agnese mrugnęła do niego.

Doskonale pamiętała w jakich warunkach objaśniała mu wampirzą hierarchię.
- Wampirza księżna Rzymu. Odwiedzałam ją dzisiaj.
- Aaa, ta księżna … eee, co my na to? Znaczy wiesz, całkowicie w tym zakresie polegam na tobie, bowiem co ja mogę powiedzieć, czy wypada ją przyjąć, czy nie i czy by się nie wkurzyła z odmowy, albo wręcz przeciwnie, będzie wspaniałym gościem …
- Gilla zadba o naszych nietypowych gości, bo przy moich wpływach takowych nie unikniemy. A czy wypada… absolutnie powinna tu być, bo tym samym zostanie zaakceptowany mój pobyt w Rzymie. Inaczej musiałabym się stąd wynieść za jakiś czas. - Agnese znów oparła swoje ręce na jego ramionach.
- A do tego nie możemy dopuścić, choć oczywiście zamieszkamy gdzie zechcesz, czy tutaj, czy we Florencji, czy na prowincji … właściwie gdzie wolałabyś przebywać? - objął ją także, może nie dosłownie, bowiem w tej pozycji nie miał szans, ale tak dłońmi po boczkach.
- To trudna decyzja i nie podejmę jej na pewno teraz… we Florencji mam wielkie wpływy, tam jest mój majątek, a ja nie mam potomka, któremu mogłabym powierzyć zarządzanie nim.
- Najwspanialsza moja ty, przecież to naprawdę dla mnie nie problem. Nie byłem nigdy we Florencji, jednak wiem, że to piękne miasto. Możemy zamieszkać tam, zaś niekiedy odwiedzać Rzym - nagle jego dłonie z boczków przesunęły się przechodząc na jej piersi. Objął je leciutko przytrzymując. - Są śliczne - wyszeptał - cała jesteś …
- Dajmy sobie czas na tą decyzje, podobno powinnam otrzymać jakieś miasto… jestem ciekawa czy dotrzyma obietnicy.
- Miasto? Przepraszam, co masz na myśli? - zdziwił się, jednak nie przerwał. Delikatnie przesuwał pełnymi dłońmi po cycuszkach, tak leciutko ugniatając, ciesząc się nimi, zachwycając urodą.

- Obiecano mi Urbino w zamian za pomoc. - Agnese mrugnęła do markiza. - Ale wiesz.. różnie bywa z politycznymi obietnicami.
- Urbino? Samo bogate Urbino? Ono należy do księcia Romanii po wypędzeniu Montefeltrów - dosłownie na chwilę zamarł, tak samo jak jego dłonie, akurat lekko ściskające końcówki sutków.
- Skarbie czy ty naprawdę nie wiesz z jakim posagiem wchodzę w ten związek? - Wampirzyca wpatrywała się w niego z zachwytem.
- Pewnie, że wiem - odparł natychmiast, zaś jego dłonie ponownie powróciły do zabawy jej piersiami. - Jesteś piękną, mądrą, wspaniałą, odważną, kochaną kobietą, która jest światłem moich nocy oraz najwspanialszym kochaniem. Wybacz, ale właściwie co więcej miałoby mnie interesować. No dobra, jesteś wampirzycą, ale to już dodatkowa kwestia do poprzednich.
- To wyjaśnię jeszcze, że moje ghule to ludzie, którzy piją moją krew. Mówiłam ci o tym w noc gdy powiedziałam, że jestem wampirem.
- Coś pamiętam, tak jak Gilla, Borso, aha oraz Niccolo. Agnese - przestał nagle znowu poruszać dłońmi - jeśli wchodzisz w układ z księciem Romanii to wiedz jedno. Nie tylko nie dotrzyma umowy, ale jeszcze spróbuje cię ograbić. Wszyscy wiedzą w Rzymie doskonale, że tak postępował do tej pory. Wszelkie umowy były warte tylko tyle, ile karta papieru oraz dotrzymywane, póki było wygodne. Jeśli obiecał ci Urbino za pracę nad konklawe możesz być pewna, że go nie otrzymasz, chyba, że naprawdę będzie musiał ci je oferować. Jeśli zaś nawet, potem spróbuje je odebrać. Czyż nie robił nawet tak swoim sojusznikom? To skończony drań. Właściwie jak niemal każdy tutaj.

Agnese unosząc swoje biodra na opartych o biodra markiza nogach, zakołysała nimi lekko i poczuła, jak coś w jej wnętrzu zaczęło wzrastać. Dziwne uczucie, którego raczej do tej pory nie doświadczyła, gdy męskość, już będąca wewnątrz, dopiero tam zaczyna się powiększać powolutku. Markiz przełknął głośno ślinę.
- Cóż… mam swoje sposoby na wymuszanie realizacji obietnic. Bo czym jest człowiek przy uroku nieśmiertelnych? - Agnese zadrżała lekko, czując jak markiz znów zaczyna ją wypełniać. Nie przerywała jednak swego ruchu, czując jak męskość Alessandra pływa w ich sokach.- Nie zależy mi jednak na tym. Urbino to polityka… paskudna wampirza polityka.
- Ponadto to … oooch tak - spojrzał na dół widząc jak ich ciała stykają się, przesuwają, zaś włoski nawzajem muskają się radośnie. Podniecające, obłędnie podniecające. - Czyyyyy … eee tego … musiałabyś mieć jakieś pozwole … ach … pozwolenie na Urbiiiinooo … piękne miasto - jego dłonie ponownie ruszyły do intensywnej opieki nad jej biustem. Tym razem już naprawdę skupiając się przede wszystkim nas szczytach obydwu słodkich wzgórz.
- Musiałabym pewnie zabić lokalnego księcia. - Agnese zakołysała biodrami teraz jednak wysuwając z siebie lekko męskość markiza by się ponownie na nią nabić. Tak, już była nieco twardsza, zdolna do ruchu, choć jeszcze nie taka, jak poprzednio. do tego wiele brakowało. - Kocham cię Alessandro.
- Ja także cięęęęę kocham - widać było, że jej cudowność gra na nim, niczym na instrumencie. Jego flet, choć jeszcze dość mało przygotowany, już zaczynał dostarczać mu morze przyjemności. - Aleee może lepiej nikogooo nie zabijać … - zaproponował jęcząc, jako że poczuł gwałtownie nagle przerastającą sztywność, która powoli zaczęła napierać na ścianki jej głębin. - Jesteś niesamowitaaaaa - podsumował trafnie, a ona poczuła coraz mocniejszą reakcję mężczyzny. Zarówno na swoich piersiach, jak wewnątrz swojego łona.

Agnese przeciągnęła się wyginając w łuk, czując jak jego męskość ociera się o jej dolną ściankę, zamruczała z przyjemności.
- Uwielbiam to jak szybko dochodzisz do siebie. - Przyciągnęła jego twarz i pocałowała gorąco jego usta, a on ją. - Postaram się nikogo nie zabijać.
- Uwielbiam ciebie, że … że jeśli to szybko, to dzięęęękiii, ach tobieeeee … och, czy mogę zadać, znaczy, ja chciałbym, żeby ci, uch aaaa było najlepiejjjj. Może jakiś ukłaad, och tak - wymruczał więc, jak ich wypełnienie stało się ponownie mocniejsze oraz bardziej ocierające, dotykające, podrażniające najsłodsze organy. - Znaczy najlepszy dlaaaa ciebie, znaczy jak to robimy, jak lubisz, pozycja … - usiłował wytłumaczyć, lecz chyba miał problem w tym momencie.
- Obrócisz mnie na brzuch? - Agnese powoli poluzowała uchwyt swych nóg na biodrach markiza a on złapał jej nóżki dłońmi unosząc najpierw wysoko, ponad nim, ale nie wychodząc z niej nawet na moment. Po tym obrócił powoli w bok. Aczkolwiek ona musiała mu pomóc przesuwając się lub raczej nieco przetaczając, zaś on przestawiając troszkę. Agnese na chwilę zatrzymała się trzymając jedną nogę na jego ramieniu, a drugą kładąc na ziemi. Markiz czuł jak głęboko w niej jest w tym momencie.
- To powtórzymy później. - Mrugnęła do niego i ułożyła się na brzuchu. Gdy markiz patrzył na nią z góry dłońmi rozsunęła swoje pośladki ukazując swój mały otworek. - A teraz chciałabym byś wziął mnie na dwojaki sposób. - W jej głosie pojawiło się znane już Alessandro pragnienie. No tak, przypomniał sobie, co wspominała mu i paluszki penetrujące tyłeczek. Jej pupa cudownie zaokrąglona, tak wspaniale kontrastująca z wąską talią była dla mężczyzny nie tylko pięknym, podniecającym widokiem, ale ręcz wymuszała działanie. Całe te akrobacje, które robili, żeby się w pozycji tylnej ustawić podniecały go, choć niełatwo było utrzymać cały czas męskość wewnątrz jej pochwy. Teraz jednak było jeszcze bardziej … Ułożył dłonie na jej pośladkach.

- Powiedz mi, jeśliby … - powoli przesunął opuszkami po jej wilgotnej skórze, ciągle naciąganej cudownie przez jej własne dłonie, które dobitnie pokazywały mu, gdzie ma się udać. Delikatnie palcem wskazującym ruszył przez szczelinke pomiędzy pośladkami, od kości ogonowej w dół, aż do tylnego otworka. Agnese drżała od jego dotyku, jej dłonie zacisnęły się mocniej na pośladkach, które rozsuwała. Gdy markiz dotarł do celu jęknęła lekko. Tam się chwilkę zatrzymywał, jakby leciutko wwiercał, ale tylko dosłownie opuszkiem, a potem to samo czynił drugą ręką. Nagle jakby się zdecydował, tak pod wpływem chwili, opuszek, który znalazł się w jej tyłku wcale nie wyszedł, tylko gwałtownie się zagłębił, ile tylko mógł. Agnese krzyknęła z rozkoszy ale nie zabrała swoich rąk. Zaś jego bioderka wykonały ruch do przodu, leciutko wycofały się, potem zaś znów. Paluszek tam tkwił w tym drugim otworku jak najgłębiej się dało. Markiz poczuł jak ciało wampirzycy drży pod nim, jak jego palec zagłębiony w niej czuje jego własny ruch. Agnese puściła swoje pośladki i rozciągnęła się na podłodze. Widać było jak wije się z rozkoszy.
- Mocniej skarbie… - Jej ciało zacisnęło na nim, zupełnie jakby… była blisko? Tak szybko?

Przyśpieszył. Chyba nie ma bowiem na świecie mężczyzny, który zrobiłby inaczej na wezwanie swojej ukochanej. Jego penis wchodził w nią i wychodził gdzieś do połowy, żeby potem ponownie sięgnąć głębin, zaś palec … poruszał wewnątrz niej. Markiz ruszał nim oraz czuł przez jej ciało nacisk własnej męskości. To było obłędne … Nie miał jeszcze nasienia po poprzednim razie i to było cudowne, mógł jeszcze bardziej przedłużyć niż zwykle, kiedy cudowne jamki jej łona oraz pupy były wypełnione. Spróbował ruszyć palcem także wychodząc nieco i wbijając się, nie zaprzestając ruchu opuszkiem. Czuł się wybrańcem i chyba nim był.
- Jejku, Agnese, nie wyobrażałem sobie, że można tak kochać i być tak obłędnie cudownieeeeee … -jęknął, bowiem palec i męskość jakoś zgrały się ze sobą mocniej.
- Taak… - Wampirzyca nabiła się na niego. - Dociśnij… ah… - Agnese nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatnio miała problemy z myśleniem podczas stosunku. Teraz jednak instruktażowanie markiza było gorszym wysiłkiem dla jej głowy niż najtrudniejsza partia szachów. - dociśnij moje plecy drugą r… - Poddała się. Jej słowa przerodziły się w bezradny jęk gdy markiz wbijał się w nią.

Kto wie, czy rozgorączkowany ostatecznie Alessandro pojął jakiekolwiek słowo, ale może jakimś budowanym instynktem, może po prostu czymś, co jest tajemnicą znaną tylko kochanką zareagował. Wampirzyca usłyszała jego jęk równie, jak uczyła nacisk dłoni. Mocny, obniżający plecy, że jej twarz przywarła mocno, zaś pupa wypięła się cudownie i nagły, gwałtowny wystrzał w tym momencie, rozbijający wszystko wewnątrz, taki totalnie blokujący jakiekolwiek myślenie. Krzyknął. Usłyszała jego krzyk, kiedy jego penis dziurawił jej słodycz raz za razem jak najmocniej, zaś palec już wręcz obłędnie podążał za nim wchodząc wychodząc niemal aż boleśnie oraz zbyt gwałtownie.
- Ach taaaak - jęknął przy kolejnej porcji kleistego deszczu …

Agnese doszła w gdy tylko dotknął jej rozpalonych pleców. Mocno zacisnęła dłonie w pięści, czując jak jej ciałem targają skurcze. Poddawała mu się, nawet tej odrobinie bólu, który jej sprawiał, a który całkowicie przesłoniła przyjemność która jej zapewniał. Jej jęki powoli cichły, aż łaźnie na powrót wypełniła cisza i przyspieszony oddech markiza. Alessandro stał wypełniony rozkoszą. Nie ruszał się nawet, tylko jego pierś unosił ciężki dech. Nie wyjął ani swojej męskości, ani paluszka, jakby chciał jeszcze chwilkę pozostać tam.

- Agnese - jęknął - chyba przy tobie staję się innym człowiekiem. Takim lepszym innym - wyjąkał. Powoli Agnese poczuła, jak wychodzi z niej i na tych miejscach, gdzie przed chwilą było jego spragnione ciało, teraz pojawiły się pocałunki. Takie słodkie: jeden na pupie, jeden na jej zroszonych płatkach. - Jejku … było, to było naprawdę było … - próbował dokończyć, ale emocje wewnątrz jego głosu mówiły same za siebie. - Cieszę się, że ci się też podobało, tak bardzo się cieszę - powiedział. Chyba należąc do tego gatunku mężczyzn, który własnej rozkoszy szukają w sprawieniu rozkoszy partnerce. Agnese ku jego zaskoczeniu powoli zsunęła się z krawędzi basenu i wpadła do wody. Gdy zdezorientowany odsunął się lekko wyskoczyła tuż przed nim. Ile sił musiała mieć ta wampirzyca. Potrząsnęła głową i wycisnęła włosy. Strużka wody, popłynęła między jędrnymi piersiami, na chwilkę odrywając wzrok markiza od jej roziskrzonych oczu.

- Zawsze jest mi z tobą cudownie skarbie. - Wampirzyca uśmiechnęła się ciepłym dziewczęcym uśmiechem. Mógłby teraz przysiąc, że ma niewiele więcej niż 20 lat… może mniej, co tylko potwierdzało przysłowie, iż: “Miłość odmładza”. Patrzył na nią sam obmywając się.
- Jestem zachwycony tobą i też mi dobrze, bardzo … mogę ci zadać … takie tego, no wiesz, pytanie, takie, wiesz, takie tego trochę … dotyczące seksu? - dwa słowa przed chwilą dodał cichutko. choć przecież kochali się regularnie, to jednak pewne słowa wstydził się wypowiadać.
- Oczywiście mój drogi. - Agnese zwinęła włosy w kok i ponownie je wycisnęła. Jej piersi napięły się gdy uniosła dłonie powodując, iż uniósł spojrzenie do góry. Oparła się pośladkami o krawędź basenu i uważnie przyglądała się Alessandro.
- Znaczy wiesz, jeśli to głupie … wtedy nie odpowiadaj, ale nie śmiej się, proszę. Znaczy tego ...
- Mój drogi nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. - Mrugnęła do niego.
- Bowiem wiesz, znaczy jak przed chwilą … kochaliśmy się, to mój palec był … no wiesz, gdzie był. Znaczy na tyle. Czy … czy … tam można włożyć, nie tylko palec? - wreszcie powiedział szybko, jakby się śpiesząc, że bez pośpiechu się nie odważy rozmawiać na temat takich strasznych zbereźności.
Agnese podeszła do niego i powoli dotknęła jego już miękkiej męskości.

- Można tam włożyć więcej paluszków… można włożyć to. - Agnese delikatnie poruszyła dłonią od czuba do podstawy. - Mam jednak w sypialni coś jeszcze innego. - Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- TO też można - wyszeptał przejęty scenicznym szeptem - i coś jeszcze nawet innego - to już widać było iż nie rozumie. - Naprawdę? Aaa to nie boli? Tam mi się wydawało, że jest, tego, bardziej ciasno …
- Yhym… przez co bardziej by się na tobie zaciskało. - Agnese przywarła do niego. - Chcesz to też będę mogła włożyć w ciebie paluszek, słyszałam że panom też potrafi to sprawiać przyjemność. - Jej piersi oparły się o jego klatkę piersiową.
- Jaaaa … nie wiem, nigdy nie słyszałem … - przyznał niepewnie. - Jeśli to przyjemne. Mam nadzieję - nagle spoważniał obejmując ją - że Gilla nie jest na mnie zła - spojrzał na swoją narzeczoną pytająco.
- Gilla jest jedną z tych niesamowitych osóbek, które z jakiegoś niewyjaśnionego powodu starają się bym była szczęśliwa i wie, że jestem szczęśliwa z tobą. Ale jeśli masz obawy o jej zazdrość, możemy znów pobawić się we trójkę. Byłaby zachwycona gdyby mogła poczuć go … - Zacisnęła dłoń na męskości markiza. - … w sobie.
- Ach - poczuł owo zaciśnięcie, ale nie bolało. Raczej zareagował odruchowo, jak mężczyzna, kiedy nagle czują nacisk na swoim instrumencie. - Dobrze, jeśli … znaczy w niej? - popatrzył zdezorientowany, jakby chciał dobrze pojąć. - Tak wiesz, w niej niej, to znaczy tam w prawdziwej niej?

Agnese nachyliła się do jego ucha i ugryzła je lekko.
- W jej szparce. - Szept wampirzycy był ciepły i ogrzał podrażnioną ugryzieniem skórę ucha mężczyzny, który jęknął z przyjemności i leciutkiego bólu. Znowu jęknął. Czy w takich warunkach mógł odmówić czemukolwiek, nawet gdyby poleciła mu stać podczas seksu na rękach?
- Ja wiesz … ja chciałbym, żebyś była szczęśliwa. Żeby wszyscy wokoło ciebie, którzy ciebie kochają, byli szczęśliwi. Przecież to chyba nie jest źle - powiedział gorączkowo wzdychając mocno ze względu na swędzenie przyjemne uszka.

Agnese odsunęła się od niego.
- Jeśli będę dla ciebie najważniejsza, myślę że nie ma w tym nic złego. - Przyglądała się markizowi z uwagą, była bardzo ciekawa jak radzi sobie z takimi informacjami jego wychowany w klasztorze umysł, ale wolała nie dopytywać.
- Jesteś najważniejsza! To nie ma dwóch zdań. Ale … ale to jakieś dziwne - przyznał, przypominając ucznia, który odpytywany nagle stwierdza, że po prostu nic kompletnie nie wie. - Ale kochajmy się przede wszystkim ze sobą, dobrze - wypalił.
- Jesteś moim jedynym mężczyzną. - Agnese obróciła się, jakby prezentowała na sobie suknię, była jednak … jej jędrne pośladki zafalowały, tak samo jak piersi. - Wiesz jakie to trudne dla mego ciałka. - Spojrzała na niego i był pewny, że znów domaga się jego...
- Przepraszam, najdroższa - podbiegł obejmując ją mocno. - Przysięgam, że zrobię co tylko będę mógł, byś nigdy nie żałowała. Przepraszam, że to takie trudne … chcę cię, pragnę cię, kiedy budzę się myślę o tobie. Z twoim wizerunkiem w myślach zasypiam. Chcę być z tobą absolutnie uczciwy i chcę dawać ci szczęście. Powiedz, jak to mogę uczynić, byś nie myślała o innych - ten chłopak także wiedział, co to zazdrość.
- Już to zrobiłeś skarbie… ale wybacz moją słabość do Gilli. Jeśli jest ktokolwiek poza tobą kogo kocham to jest tym kimś ona, ah… - nagle jakby sobie o czymś przypomniała - … i ten wredny stary zgred.
- Co do Gilli widziałem i byłbym draniem, gdybym to zepsuł. Chcę, żebyś była przy niej także radosna. Widziałem jak cię kocha. Dlatego właśnie czasem róbmy to we troje. Nie chcę, żeby się czuła odtrącona, inna, obca, skoro tak ci na niej zależy, jej zaś na tobie. Chcę, żeby pokochała nas obydwoje już razem, jako małżeństwo … jednak stary zgred, to jakiś inny ghul? - spytał niepewnie.
- Gorzej mój drogi, dużo gorzej. - Agnese uśmiechnęła się do markiza. Droczyła się z nim. Była ciekawa kiedy mężczyzna nauczy się rozpoznawać tę grę.
- Znaczy masz z nim jakiś problem? Hazard może, albo dużo wina? Spotykałem takich. To krewny - domyślał się, że skoro nie ghul, pewnie jakaś rodzina.
- Mój wampirzy ojciec. - Mrugnęła do niego. - Kiedyś byliśmy kochankami… wieki temu, jeszcze zanim mnie zabił i przemienił. Ale skłamałabym mówiąc, że nie wyrył się w mym sercu.
- Że przemienił rozumiem. Ale zabił? Co za drań! - uznał gorąco markiz łapiąc ją mocniej, jakby chciał bronić oraz zatrzymać ją wewnątrz okręgu swych ramion.

- Na tym polega przemiana. Trzeba najpierw zabić człowieka, wypić go do ostatniej kropli i gdy jego ciało będzie łaknąć krwi, zwijać się z bólu, podaje mu się własne vitae. - Agnese wpatrywała się w oczy markiza. Tak… będzie musiała mu wiele opowiedzieć.
- O rany,myslałem, że chciał ci uczynić krzywde tym zabiciem, ale tak, chyba nie rozumiem. Aaa, jakby nie wyssał wszystkiego, to taki niewyssany jest ghulem? Tak chyba mówiłaś. Ale wiesz, jakie są właściwie relacje, znaczy jesteś jego córką? Taką wiesz, dzieckiem, które się kocha oraz tak tam jakoś dalej?
- Troszkę chciał, mój klan spokrewnia się dosyć brutalnie, to taka inicjacja. - Brzmiało trochę jakby mówiła o trudnym przyjęciu u ciotki. - Co do miłości, to z tym draniem to nigdy nie wiadomo, ale myślę, że mnie kocha na swój pokrętny sposób. Wiesz... jest dosyć stary w tym wieku już różne rzeczy się dzieją z głową.
- Twój klan, jaki klan? - chciał się uszykować do wysłuchania opowieści. Widać było, jak wiele chce się dowiedzieć. - Agnese, jest mi bardzo dobrze, ale może spotka… wiesz to spotkanie. Może szybko by je tego i potem tyle chciałbym poznać twój świat i tak bardzo cię wycałować … - zaproponował.
- Potem mam jeszcze spotkanie z twoją siostrą - na co markiz zrobił głupią minę, bowiem faktycznie zapomniał.

Agnese chwyciła jego dłoń i zaczęła prowadzić w stronę schodków do basenu. On zaś dał się bez problemu prowadzić.
- Ale masz rację, jeśli omówimy co trzeba i potem obejrzymy tkaniny, to o ile Gilla nie będzie zbyt zazdrosna, moglibyśmy porozmawiać przed moim zaśnięciem. - Agnese obejrzała się na niego. Markiz coraz lepiej widział jak funkcjonuje jego przyszła narzeczona. Noc musiała być wypełniona, plany liczne, a ona jakby gotowa była paść z wysiłku byleby wszystkiego dopiąć.

- Nie będzie, ona chyba wszystko to przecież wie, czego … znaczy czego jeszcze nie wiem - odparł.

Agnese powoli wyprowadziła ich z basenu i ruszyła do przebieralni pozostawiając halkę w łaźni.
- Mój drogi, wierzysz w to, że będziemy tylko rozmawiać?
- No masz mnie - przyznał takim szelmowskim półuśmiechem - nie wierzę i wiesz … przepraszam, nic na to nie poradzę, ale wcale nie mam nic przeciwko temu, że nie skupimy się tylko na rozmowie.

Agnese puściła jego dłoń i sięgnęła po suknię. Przytuliła do swego nagiego ciała tkaninę spoglądając na niego.
- Bez seksu rozmawialiśmy tylko raz, tuż po moim przyjeździe. - Agnese mrugnęła do niego i przesunęła dłonią po piersiach tak jak wtedy.
- Bo to się jakoś samo tak robi … - odparł zakłopotany leciutko oblizując wargi końcówka języka.
- Jak się robi? - Agnese skrzyżowała ręce przytrzymując suknię. Jej piersi uniosły się i zetknęły tworząc ten wspaniały rowek, który widywał codziennie, zanim ją rozebrał.
- Właśnie tak - jęknął. - Jakoś zaczyna być gorąco, zaczyna się myśleć tylko o tobie i o tym, jak cudownie być razem i już dalej jakoś … mogę je pocałować, proszę - wyrwało mu się, kiedy spoglądał na wyeksponowany seksownie biust.
- Możesz. - Agnese uśmiechnęła się, zaś markiz pochylił ku jej prawej piersi. Rzeczywiście, to był pocałunek. Na każdym sutku. Długi, najpierw łagodny, potem zasysajacy, potem jeszcze dokładający pieszczotę języczka, taki wciągający mocniej malinkę. Najpierw jedną, potem drugą … Podniósł swoje spojrzenie.
- One są takie piękne. Pasują do ciebie - wystrzelił ni w pięć ni w dziesięć. - Wiesz co, ubierzmy się szybciej. Może naprawdę uda się mieć jeszcze potem czas dla siebie? - nagle zaczęło mu się śpieszyć, żeby być dłużej przy swojej ukochanej.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172