08-04-2017, 23:03 | #81 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Brilchan : 28-04-2017 o 21:21. |
18-04-2017, 19:16 | #82 |
Reputacja: 1 | Marek Krzkowski. Marek jak to Marek, skończywszy rozmowę Traczem, wrócił do Szymonów, które zaczęły już cyrkularnie wędrować wokół samochodu, co miało doprowadzić zapewne do nieświadomego otwarcia wejścia do świata wróżek, warto na takie okazje kupić packę na muchy, i odwiózł stworzonka niebożątka do domu, gdzie poczęstował je HERBATĄ. Gdy po półgodzinie wyszły ze stanu nirwany, ruszyły do swego domostwa przemierzając dzicze i bezdroża Warszawy, gdzie wszelakie dziwy są możliwe, a nawet prawdopodobne. Potem wybrał się na polowanie. Naprzód kupił kominiarkę w oddalonym markecie, tanie ubranie i klej do papieru, którym zamierzał wysmarować palce, oraz grube rękawice. Potem zaczął szukać w Internecie informacji o celu.
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo. Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda... Cisza nastanie. Awatar Rilija |
18-04-2017, 19:38 | #83 |
tajniacki blep Reputacja: 1 | Franek za dużo w walce nie uczestniczył. Przemienił się pro forma, by obdarzyć łaskami alfę, pozwalając staremu wilkowi czynić wszelkie honory. Jego zjeżona, szara sierść, powoli układała się na karku, a długie, żółte kły drapieżnika znikały za opuszczającymi się faflunami. - To… ja będę pompować wodę… - zaoferował warkliwie, wciągając w pysk dyndającą stróżkę śliny, która mu się utworzyła od nadmiernego warczenia. Kładąc uszy po sobie i machając wesoło ogonem, zaczął napełniać wiadra i konewki, źródlaną krystaliczną. SZAST PRAST i wkrótce wspólnymi siłami, ugasili uciążliwy ogień. - Babcia miałaś mi ciuchy pilnować… - poskarżył się z wyrzutem, widząc, że jego portki i koszulka leżały w nieładzie na ziemi. Na szczęście tulipanowy duszek, siedział grzecznie obok, trzymając w eterycznych łapkach, coś na kształt rózgi, pilnując by psotliwe konwalie i róże, nie podkradły wilkołaczego odzienia. Cahalith uśmiechnął się czule do stworka i korzystając z okazji, że większość zebranych była zajęta czym innym, skupił swe moce nadane przez Gaję i wrócił do swojej nieowłosionej i znacznie przystojniejszej formy, szybko nasuwając na zgrabny tyłek szorty. Wkrótce dołączył ponownie do watahy, w samą porę, by usłyszeć pytanie Babci Kwiatek. - - Możemy rozpuścić… ewentualnie znałem kiedyś wilkołaka, co potrafił zdekompostować każde ciało… ja niestety tej umiejętności nie odziedziczyłem, toteż mogę jedynie zaoferować, że pobawię się w małego chemika… - odparł nieco zblazowany weterynarz, przyglądając się wywleczonemu ciału, które w groteskowy sposób przypominało mu gumowe manekiny z tanich horrorów. Niesamowite jak łatwo było przejść z żywego człowieka… do nienaturalnie sztucznego wraku. - Choć… przydałby mu się przynajmniej jakiś mały pogrzeb… wierzący nie jestem, ale… jakoś tak… był zwykłym człowiekiem, co z tego, że złym… - wbrew pozie jaką obrał, krył sobie wiele pokładów empatii oraz szacunku do drugiej istoty.
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" |
19-04-2017, 22:47 | #84 |
Reputacja: 1 | Róża zdecydowała się wykorzystać okazję i pomęczyć nieco ptaszora nim ten zostanie bezpowrotnie przerobiony na produkt winopodobny. Choć utkany z ciemności niegodziwiec napsuł jej sporo krwi, to ciekawość i tak wzięła górę. Poza tym, zapominanie o czyichś przewinieniach przychodziło łatwo jeśli wcześniej metaforycznie wkomponowało się tego kogoś w chodnik, pokazując mu, gdzie jego miejsce. Trochę jak w tym przypadku. Przed przystąpieniem do pracy magini uprzedziła pana Andrzeja, że powinien traktować wszystko, co zasłyszy, z przymrużeniem oka i zbytnio się nie frasować. W końcu naiwnemu więźniowi można było obiecać wszystko. Spełnienie takich obietnic to inna broszka. Oświadczenia Róży o potencjalnym sadzeniu gruszek na wierzbie uspokoiły starego wilkołaka. Andrzej kiwnął głową i wykonał kilka zamaszystych gestów, po czym runy zdobiące karafkę stały się przezroczyste niczym lustro. Straciły przy tym również sporo na dźwiękoszczelności. – Teraz będzie cię słyszał – podsumował Śmietnikowy Szaman, dając dziewczynie do zrozumienia, że ta mogła niniejszym przystąpić do zabawy w Policjantów z Miami, Kojaka czy innego płaszczowca pokroju Kolombo. Czarnowłosa przytaknęła, splatając ręce za plecami. Uśmiechnęła się przymilnie do paciorkowatych oczu łypiących na nią z wnętrza naczynia. – Pożeraczu mój czcigodny, ta cała sytuacja to po prostu zwyczajne nieporozumienie. Pechowo zaczęliśmy naszą znajomość, ale wszystko da się jeszcze połatać. Co powiesz na to, abyśmy się lepiej poznali? Chciałabym dowiedzieć się paru rzeczy na twój temat… Mrugnęła pojednawczo, dając Strixwowi złudną nadzieję, że jego kooperacja w składaniu zeznań może potencjalnie odroczyć przerobienia na magiczny alkohol. Dożywocie i kara śmierci nie były w końcu tym samym, a sądząc po panice, w jaką Pożeracz wpadł tuż przed swoim uwięzieniem, nawet jemu niezbyt śpieszono było żegnać się z tym ziemskim padołem. A to już dawało jakiś punkt zaczepienia do dalszych działań. – Opowiedz mi proszę co nieco o sobie. Skąd się właściwie wziąłeś? Jakiemu wydarzeniu zawdzięczasz narodziny? Czy chciałbyś może podzielić się swoimi największymi dokonaniami? Tak majestatyczna i wiekowa persona jak ty z pewnością ma ich wiele… – Róża zadawała pytania jaśniejąc wręcz udawanym entuzjazmem. Karmienie kaczek i gołębi chlebem to jedno, ale nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej faszerować kitem sowę. Ta jednak nader rozsmakowała się w serwowanym daniu. Praktycznie jadła przesłuchującej z ręki. – Zrodziłem się z ciemności i strachu, które powstały, gdy trzęsienie ziemi obróciło w perzynę Latarnię Aleksandryjską, jeden z siedmiu cudów świata antycznego! Nie liczę czasu tak jak wy, marni śmiertelnicy. Sama sobie wylicz, ile to wieków, jeżeli cię tak to interesuje! – w głowie Róży rozległ się słaby, lecz wciąż dumny głos - Zabiłem masę śmiertelnych i pożarłem mnóstwo duchów, jednak mym największym osiągnięciem było przekonanie wielu istot, aby nie kryły mroku w swym sercu ani nie więziły w nim Bestii. Pokazałem światu jak piękne jest cierpienie! – zaskrzeczał z niekrytym samozachwytem. – To faktycznie wielkie dokonanie. Godne uznania! – dziewczyna wbiła paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, aby powstrzymać swój naturalny odruch przewrócenia oczyma. Uśmiech szkolnego lizusa nie zniknął z jej warg nawet na sekundę – A skąd dokładnie biorą się przedstawiciele Twojego rodzaju? Wspomniałeś o „ciemności i strachu”, ale brzmi to trochę ogólnikowo… ach, no i jak się rozmnażacie? Czym odżywiacie? – pamiętała, że ptaszor świergotał coś o kradzeniu oddechu emerytkom, ale przy ostatnim pytaniu celowo udała chwilowy atak amnezji, nie chcąc przypominać więźniowi o niedawnym upokorzeniu. Pożeracz nastroszył pióra i huknął z taką werwą, że Róża zgrzytnęła zębami. – Jesteśmy zrodzeni z mroku waszych dusz, kobieto! Ciemność w ludzkim wnętrzu pragnie wydostać się na wolność i z jej nakazu mamy wam pomóc! Naszą misją jest pokazanie wszystkim jak fałszywa i obłudna jest moralność! Wszelkie życie powinno być zgaszone abyśmy powrócili do pięknego stanu wiecznej ciemności! – ptaszysko jawiło się jej teraz jako kuriozalna mieszanka znudzonego emo nastolatka oraz księdza grzmiącego z ambony. Jego religijna tyrada była równie przyjemna jak wyrywanie zębów. Rzecz jasna swoich, a nie cudzych. Czy Róży chciało się dalej maglować temat? Nieszczególnie. Stać ją było na utrzymanie reporterskiej obłudy jeszcze przez jedno, może dwa pytania. – Brzmi to jak bardzo trudna i wymagająca misja życiowa. Pewnie niewielu z twoich pierzastych kompanów dorównywało ci zaangażowaniem w… głoszeniu dobrej nowiny. Mimo to, z chęcią poznałabym któregoś z nich. Kto wie? Być może zdołałby mnie przekonać do pomocy w słusznej sprawie? Jak sam zauważyłeś, mam potencjał – jej sugestia była tak przejaskrawiona kreskówkową niegodziwością, że do całkowitej parodii zabrakło jedynie maniakalnego śmiechu oraz piorunów przecinających nieboskłon. – Za kogo ty mnie masz? – odburknął nadnaturalny myszołów, zdradzając, że sama nawet sugestia współpracy z innymi Strixami jest jakimś rasowym faux pas – Ruszyłem tutaj, bo gdybym nie zużył na was mocy, musiałbym się rozmnożyć, a nie mam ochoty dzielić się z nikim swoją potęgą! - wygdakał jak przystało na prawdziwego megalomana. – Rozmnożyć – powtórzyła dziewczyna, porzucając pieczołowicie kultywowaną do tej pory iluzję służalczej uprzejmości – Czyli powielacie się bezpłciowo… poprzez podział. A może pączkowanie? Ciekawe! Niespodziewanie odkryłam właśnie Twoją kartę przetargową, mój pierzasty przyjacielu. Mam więc pewną propozycję – zatrzymała na moment swój wywód, budując napięcie i przypominając wzrokiem panu Andrzejowi to, co wspólnie uzgodnili wcześniej – Ty rozmnożysz się i oddasz mi nowostworzone pisklę, a ja zagwarantuję, że nie zmienisz stanu skupienia na płynny i nie skończysz w czyimś żołądku przegryziony przeterminowanymi ogórkami. Utrata odrobiny mrocznego animuszu to chyba alternatywa lepsza od niebytu, prawda? – przedłożywszy propozycję, Róża przyłożyła palec do warg w udawanym zastanowieniu. Bawiła się zdecydowanie zbyt dobrze, więc jej groteskowa, przejaskrawiona teatralność zaczynała znów wychodzić na wierzch.
__________________ Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master. - Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri |
22-04-2017, 13:18 | #85 |
Reputacja: 1 | "Złapali" Cień! ...i w sumie tylko to się liczyło. Tak czy inaczej, jedno zagrożenie z głowy. Co tu dużo mówić, Igor był cholernie zadowolony, bo jak inaczej nazwać to, że jednak z tą grupą indywiduów da radę współpracować? W każdym razie wyszło nawet zabawnie. Na słowa Babci Kwiatek ruszył do chatki Witkowskiego i wrócił z workiem na śmieci, miotłą i szufelką. Po czym zaczął zmiatać resztki ciała do worka mówiąc. - Dzisiaj Strix, jutro Tracz... Plan miał prosty. Zabrać rozerwane strzępy do świata duchów i tam je zostawić... na jakiś czas w każdym bądź razie. Nikt ich nie znajdzie!
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
22-04-2017, 20:57 | #86 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Brilchan : 28-04-2017 o 21:26. |
28-04-2017, 17:59 | #87 |
Reputacja: 1 | – Kijem Wisły nie zawrócisz – powiedziała zrezygnowana Różyczka, wiedząc już, że nie zdoła przemówić sowie do rozsądku. Dopiero teraz, kiedy w końcu opadła adrenalina, zaczęły docierać do dziewczyny pierwsze sygnały zmęczenia wywołanego przeprawą z cienistym ptactwem. Jak na jedną noc miała serdecznie dość, zaś butne nastawienie więźnia i grymasy na gębach pozostałych członków przesłuchania sprawiły, że teraz pod jej kopułą kręciły się tylko dwie zębatki, pchające resztę maszyny śmierci do jak najszybszego przerobienia Strixa na butelkę Guinnessa. Preferowanie Extra Stout. – Wiesz, Niszczycielu… myślę, że mamy tu przykład tego, co studenci socjologii nazywają porażką komunikacyjną. Do niektórych istot po prostu dotrzeć się nie da. O przemówieniu im do rozsądku nie wspominając. Rodzą się więc sytuacje takie jak ta, którą zażegnałam przed chwilą. Ale okej, skoro w swoich urojeniach nie okazujesz nawet grama skruchy i odtrącasz dłoń mającą uchronić cię przed ostatecznym zniszczeniem jak ostatni idiota, pozostaje mi tylko uszanować twoją decyzję. Podoba mi się to równie bardzo jak reszcie mojego stada, ale działania konieczne rzadko są przecież przyjemne. Machnęła odprawiająco dłonią, dając panu Andrzejowi do zrozumienia, że skończyła zabawę w przesłuchanie. Kiedy piersiówka straciła już na przeźroczystości, dziewczyna pokręciła głową. – Hardy zaffodnik, nie powiem. Jak na kogoś z tak wyśrubowanym ego, miał dosłownie zero instynktu samozachowawczego. Jak on właściwie zdołał przeżyć tyle lat? Ale zauważyłam, że to norma wśród lokalnej społeczności – duma daje kopa pragmatyzmowi, a potem facet strzela rybkę, gdy ktoś gasi mu świeczkę… uroki ogródków działowych, I guess. Mimo wszystko była zadowolona. Niszczyciel zdradził jej to i owo na temat swojego gatunku, podobnie jak i sama konfrontacja na działce Witowskiego. Dodatkowe informacje zawsze mogła pozyskać, kiedy złapie już sobie sówkę na własność. To musiało jednak poczekać do zakończenia jutrzejszych ceremonii pogrzebowych. Co jak co, ale dziewczyna wolała sama nie wyglądać jak trup, kiedy będą kłaść jej babcię do ziemi. Ale przed skierowaniem kroków do łóżka i chrapaniem w najlepsze, trzeba było zrobić jeszcze jedno… – Śmietnikowy Szamanie, udajmy się do destylatora teraz. Chciałabym zapiąć tę sprawę na ostatni guzik, bo zbytnie zwlekanie może nas tylko ugryźć w tyłek. Z naszymi wrogami powinniśmy rozprawiać się jak… jak ten słodziachny blondyn z Gry o Tron, a nie jak złoczyńcy z porannych kreskówek. Joffrey Baratheon, a nie Dowódca Kobry! Dając panu Andrzejowi czas na podjęcie decyzji, Róża zwróciła się do Igora i pani Marii. – Mogę ucharakteryzować te zwłoki jak tylko sobie chcecie. Zawał serca, rak mózgu syfilis, udar z wylewem wywołany nadmiarem disco polo. Tylko osobiście wolałabym mieć pewność, że żadna nowa franca już do tego trupa nie wejdzie, co wiązałoby się z jego gwałtownym rozkładem tu i teraz. To jak? Która opcja? - najlepiej było dać wielkim decydentom szansę na podjęcie decyzji między sobą. Przynajmniej nie będą jej później nawijać makaronu na uszy.
__________________ Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master. - Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri |
28-04-2017, 20:26 | #88 |
tajniacki blep Reputacja: 1 | - Tak, tak… - przytaknął potulnie wilkołak idąc pod agregat. - Wyzysk zwierząt w biały dzień… - stęknął pod nosem, podnosząc żelastwo z trawnika i z czerwonymi policzkami oraz przygryzionymi wargami, tuptał we wskazane przez babcię miejsce, śpiesząc się, zanim opuści to stare, ruskie dziadostwo sobie na nogi. - O kuuurwa… - wyjęczał, dysząc pod płotem i ocierając pot z czoła. Może i ciało miał atletycznie zbudowane, ale do Strong Mana mu było daleko… zwłaszcza w ludzkiej formie. Niemniej i tak pewnie był jednym z najsilniejszych w stadzie… Igor był zwykłym gryzipiórkiem, Róża… kobietą, choć brzmiało to dość szowinistycznie. Andrzej, Babcia i Wróblica nie grzeszyli pierwszą młodością. Być może w Marku była cała „siłowa” nadzieja, ale ten akurat był nieobecny. Weterynarz poklepał urządzenie i widząc, że reszta zajęta była swoimi sprawami, postanowił skorzystać z okazji i po prostu się wyeksmitować ze sceny, skoro problem z ciałem, nie był na jego głowie. - Nic tu po mnie. W razie co, można mnie znaleźć u siebie… - Skinął głową na pożegnanie Alfie, po czym pomachał Babci i Wróblicy (ale tylko dlatego, że stała obok zasuszonej, zielonej starowinki). Na magów nie tracił czasu, bo i oni mieli na niego wylane… „Ciekawe gdzie Marek…” pomyślał przechodząc przez furtkę, łapiąc się za bark. Jakiś ból wlazł mu pod łopatkę. Niby nic… gdyby był w Warszawie, zadzwoniłby do któregoś z kumpli z uniwerka, napiliby się, wymasowali… przespali. „Takiego wała jak Konoha cała…” stwierdził kwaśno, mijając swoją uroczą sąsiadeczkę zza miedzy, która jako pierwsza go wyczaiła na horyzoncie i już bacznie obserwowała. Uśmiechnął się służalczo, kłaniając wrednej jędzy, po czym udał się do siebie.
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" |
28-04-2017, 21:47 | #89 |
Reputacja: 1 |
|
03-05-2017, 19:16 | #90 |
Reputacja: 1 | Marek uśmiechnął się. Jego ofiara była taka, jakiej chciał. Pyszna, w swym przeświadczeniu siły, agresywna i głupia. Złamanie kogoś było pięknym uczuciem, tu musiał jednak uczynić to w odpowiedni sposób. Poczekał do wieczora i udał się tam, gdzie powinien przebywać seba.
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo. Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda... Cisza nastanie. Awatar Rilija |