Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2018, 21:35   #121
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie uśmiechnęła się.
- Bardzo chętnie. A czemu uważasz, że przejawiam te dwa ostatnie?
- Co do Nadwrażliwości, to po prostu wiemy, iż potrafisz odkryć swoim postrzeganiem lub słuchem rzeczy niedostępne dla innych, natomiast Prezencja, wiesz, byłoby dziwne, gdyby tak piękna, seksowna, śliczna, cudowna, niezwykła – przy każdym przymiotniku całowałem ją - kobieta jej nie przejawiała. Właściwie chyba nie trzeba być ani ghulem, ani wampirem, żeby ją właśnie posiadać. Ale sprawdźmy, jak to wygląda. Patrz na mnie oraz mów coś, do czego chciałabyś mnie przekonać. Staraj się jednocześnie spoglądać jakbyś planowała wywrzeć jakiś magnetyczny wpływ. Na jakikolwiek temat. Powinienem wyczuć ową siłę dyscypliny Prezencji.
Charlie ujęła jego twarz w dłonie i ustawiła tak by móc patrzeć mu prosto w oczy.
- Do czego by tu cię przekonać… - W jej oczach pojawiły się znajome iskierki, ale wampir od razu wyczuł, że było w tym coś jeszcze. - Pragnę cię, pragnę byś zdjął ze mnie bieliznę, którą założyłam specjalnie dla ciebie i wziął mocno, gwałtownie jakby gonili nas wszyscy diabli i namiętnie jakby to miał być nasz ostatni raz. - jej głos stał się hipnotyzujący, ponętny. Gaheris czuł, że chce spełnić jej pragnienie.
- Takiemu wezwaniu nie mogę się oprzeć - powiedział spokojnie wydawałoby się, jednak czując gwałtownie rosnącą namiętność oraz gwałtownie realizując. Wampir bowiem rzucił się na dziewczynę usiłując dorwać się do jej bielizny ukrytej pod suknią. Oczywiście kompletnie nie miało to sensu, biorąc pod uwagę kwestię możliwości wezwania Jessie, jednak przy takiej namiętności, rzecz wydała mu się stanowczo mniej istotna. Jego usta wpiły się ku jej miękkim wargom, rłonie zaś dostały pod klosz sukni wręcz gwałtownie ściągając kryjącą jej łono cudowną bieliznę. Która jednak, dodać warto, znacznie mniej interesowała go obecnie od niej samej. Doskonale czuł, jak jego męskość także gwałtownie urosła, jakby chciała rozedrzeć spodnie.
- Kocham cię, pragnę cię, chcę cię posiąść - szeptał gwałtownie odwracając ją tyłem oraz naciskając barki tak, ażeby pochyliła się opierając dłońmi o przyniesione łóżko. Charlie poddała się mu odrobina zaskoczona jego gwałtownością. Jednak gdy tylko zbliżył się do niej poczuł, że jest mokra. Dlatego tym bardziej nie chciał czekać. Właściwie ledwo odwróciła się, ledwo pochyliła, wrzucił jej poły sukni na plecy, zaś bielizna była opuszczona odkrywając zroszony namiętnością kwiat. Piękny kwiat, który przyjął gwałtowne uderzenie jego twardego żądła. Przyśpieszył ruchy. Jego dłonie opierały się na jej biodrach wciągały ją jeszcze, nasuwały na męski pal wchodzący jak najgłebiej oraz jak najszybciej. Stanowczo takie coś nie przypominało delikatne budowanie nastroju. Było raczej poddaniem się dzikim instynktom. Wyglądało jednak jakby oboje tego potrzebowali. Charlie doszła po zaledwie kilku ruchach wampir z głośnym okrzykiem. Jej ręce ugięły się pod nią, przez co wypięła się jeszcze bardziej, otwierając się na ataki wampira. Bowiem Gaheris jeszcze nie doszedł. Poruszał się w niej ciągle oraz szybko. Przytrzymywał jej biodra, ustawiał się odpowiednio, żeby być jak najgłębiej, jak mocniej wchodzić. Pomimo, że dziewczynę wręcz szarpał już przeżywany orgazm, podtrzymywany jego ciągłymi ruchami.
- Szaleję za tobą …. - ostatnie słowo przeszło już powoli w długi jęk, wraz z bardzo mocnym, dobijającym uderzeniem, które znamionowało wytrysk. Przytrzymał ją w takim miejscu, po czym ruszał jeszcze wypluwając kolejne porcje wewnątrz jej słodkiej głębiny, aż wreszcie zatrzymał się, jakby otumaniony intensywnością doznań. Świat wręcz wirował wokoło nich.
Charlie oddychała pod nim ciężko, jej wypięta w górę pupa drżała, odrobinę zaczerwieniona od uderzeń.
- To było… szalone i cudowne zarazem. - Uniosła się lekko by spojrzeć na wampira, przez co jej ciało zacisnęło się na nim. - Chyba polubię prowadzone przez ciebie lekcje. - Mrugnęła do niego.
- Będziemy je przeprowadzać częściej - powiedział drżącym głosem. Jednocześnie uruchomił słuch, czy dalej usłyszy przewracanie kartek. Trochę obawiał się całej sytuacji. Odgłos nadal tam był. Westchnienie ulgi towarzyszyło powoli opadającemu podnieceniu. Chociaż opadającemu? Niespecjalnie. Pochylił się całując jej wypięty tyłeczek.
- Piękne widoki, kochana, bardzo piękne oraz bardzo ponętne. Wiesz gwiazdko, mam ochotę na twoją słodką pupkę - owa wypięta część ciała podniecała go bardzo mocno. Czuł znowu, jak bardzo rośnie mu napięcie pomiędzy nogami.
- Teraz nie jestem pewna czy mój urok zadziałał czy po prostu miałeś na mnie ochotę. - W głosie Charlie pojawiło się rozbawienie, jednak apetycznie zakręciła pupą, zachęcając go by kontynuował.
- Ach czyś to nie wszystko jedno?
Stanowczo dokładnie tak uważał. Chciał jej, pragnął jej, zaś reszta była już mniej istotna. Ułożył dłonie na jej pośladkach nieco rozciągając pupę. Ułożył swoją męskość na jej tylnym otworku, który bardzo często lubił odwiedzać.
- Mrrr - wymruczał powoli, ale stanowczo wbijając się w jej pupę, znacznie ciaśniejszą, niż poprzedni otworek. Jednak pragnął ją teraz właśnie tak. Mocnym, choć powolnym ruchem zagłębiał się w nią trzymając kobiece biodra, aż wreszcie dotarł do samego końca. Ciała kochanków połączyły się zaś on dobił swoim ciałem do jej skóry, wchodząc się całkowicie.
Charlie jęknęła zaciskając pięści na pościeli. Pomieszczenie wypełnił zapach jego krwi pomieszanej z jej wilgocią. Kobieta drżała na całym ciele, przygotowując się na ruch, który musiał niebawem nastąpić. Jednak Gaheris przez moment czekał pragnąc, aby poczuła jego męskość tak bardzo głęboko. Dopiero później ruszył ponownie do boju wyciągając prawie całego, tylko bez główki, która pozostawała cały czas wewnątrz. Ażeby później ruszyć miarowo. Powoli przyśpieszał swoje ruchy, ale jednak był znacznie wolniejszy niżeli poprzednio. Czuł naprężenie jej ciała oplatającego jego męskość. Wpatrywał się, jak penis chowa się wewnątrz jej tylnego otworka, jak ciała przybijają do siebie oraz jak ponownie się okazuje.
- Uwielbiam cię - mruknął czując, jak przy podnóżu naprężonej, drżącej męskości zbiera się coś, co zaraz wystrzeli. - Ach! - zdusił w sobie krzyk czując, jak ponowna partia ciepła wystrzeliła ku niej, ku jej tylnej wspaniałości. Jego ciało pulsowało od przyjemności, która nim zawładnęła, gorąc w którym tkwił zdawał się niemal topić jego ciało, jednak wszystko to zakłócił niepokojący odgłos z pokoju obok, jakby ktoś osunął się na ziemię. Ktoś się osunął, zaś jemu się wysunął. Szczęśliwie już po tym, jak dokonali tego wszystkiego. Charlie drżała niezaspokojona ale chyba nawet ona usłyszała, że coś się stało bo obejrzała się na ścianę oddzielającą dwa pomieszczenia.
- Kocham cię - wyrzucił jeszcze z siebie podciągając spodnie oraz pędząc do pokoju Jessie.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-05-2018, 11:56   #122
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zdawał sobie sprawę, jak bardzo ważna to może być kwestia oraz że Charlie także zacznie się ubierać. Wampirzyca leżała skulona na podłodze, wbijając paznokcie w ramiona, tak że pojawiły się ślady krwi. Jej usta były zaciśnięte w wąskie kreski, a oczy zamknięte. Obok na podłodze leżała książka. Chwycił ją mocno, ale nie jakoś chamsko, raczej chcąc udzielić wsparcia. Ewidentnie walczyła z czymś lub …
- Jessie, spokojnie, jestem tutaj, co się stało, co się stało?
- Woła mnie
… - Wampirzycy ledwo udało się otworzyć usta. - Ja.. chciałam… przyjść. - Znów zamknęła wargi i skuliła się mocniej.
- Rozumiem. Dobrze. Pójdziesz do niego, ale pójdziemy tam razem. Wspólnie i zobaczymy. Czytałaś wszystko, prawda. Spokojnie - usiłował pomóc jej swoją obecnością. Niekiedy atak nie trzeba odpierać wprost, znacznie łatwiej jest wyrazić pozorną zgodę, ulegając, ale jednocześnie klucząc. Widział jak Jessie słabnie, musiała wykorzystać całą swoją siłę woli by oprzeć się wezwaniu, nawet na tą krótką chwilę i teraz słabła na jego oczach. - Idźmy powoli, najlepiej chyba weźmy powóz.
Wziął ją na ręce.
- Ruszamy do niego. Powóz będzie najszybszy, prawda? Spełnisz jego oczekiwania, jednocześnie zaś pomogłabyś nam.
Wychodząc trafił na poprawiającą suknię Charlie. Spojrzała zaskoczona jak trzyma na rękach wampirzycę, ale nie odezwała się słowem.
- Już? Posłać po dorożkę? - Jej twarz wyrażała wiele emocji, nad którymi ghulica najwyraźniej nie była w stanie w tej chwili zapanować. Szybko odwróciła się, nie chcąc by wampir to widział i ruszyła na dół. - Poślę człowieka Boyla! - Rzuciła jeszcze schodząc po stromych stopniach.
- Powóz oraz broń! - krzyknął, chyba w zdenerwowaniu zapomniał, iż miał ją w pokoju. Szybko skoczył do siebie biorąc potrzebny sprzęt. Charlotta działała pomimo całego roztrzęsienia nagłym wezwaniem od Tarquina, podczas gdy Jessie po prostu usiłowała się oprzeć, żeby nie ruszyć gwałtownie przed siebie. Liczył na to, że kwestia powozu rozwiąże sytuację. Usłyszał z góry jak Charlie otwiera drzwi i wydaje komuś szybkie polecenia. Ruszył na dół ku przygotowanemu powozowi.
Charlie czekała na zewnątrz.
- Musimy podejść do drogi, powóz nie dotrze tutaj. - Nie patrzyła na niego, zamiast tego uniosła lekko suknię i ruszyła szybkim krokiem w kierunku pałacu. Na jej nogach widać było ślady krwi bo niedawnych zabawach. Gdy tylko ruszyli, zauważył, że wraz z nimi w okolicznym lesie poruszają się cienie.
- Dobrze kochanie, prowadź - pociągnęli z kopyta, bowiem cóż, tak trzeba było. - Przepraszam Charlie - wyszeptał trochę ponuro.
Ghulica przytaknęła ruchem głowy. Gdy tylko wyszli na żwirowy podjazd, czekała tam na nich jedna z dorożek Boyla. Obok stało kilka koni, na które już wsiadali jego ludzie.
- Zajmę miejsce obok dorożkarza, będę lepiej słyszeć gdzie mamy się kierować. - Chwyciwszy suknię w jedną rękę bez wysiłku wskoczyła na wysokie siedzisko. - Szybko. Wsiadajcie.
- Dobrze
- ułożył Jessie spoglądając czule na Charlie. - Ruszajmy oraz przygotujmy się. Kiedy wsiadł sprawdził palną broń.
- Jessie proszę, mów skąd nadchodzi wołanie. Ruszamy tam. Powinno być już lepiej ci
.
Gdy tylko powóz ruszył, wampirzyca rzeczywiście poczuła się lepiej. Cała konieczność walki zniknęła. Spojrzała niepewnie na broń Gaherisa ale zgodnie z prośbą, zaczęła wydawać instrukcje.
- Na razie w tamtym kierunku. - Wskazała dłonią, stronę gdzie leżał Londyn.
- Do Londynu - powiedział przygryzając wargi. Poczuł jak dorożka ruszyła we wskazanym kierunku. Charlie opanowała nadwrażliwość i wyraźnie robiła z niej użytek. Właściwie zastanawiał się co robić. - Jessie, cokolwiek będzie na miejscu, nie atakuj ani mnie, ani Charlotty, ani tych co będą z nami obecnie. Liczymy oczywiście na większy spokój, ale na wszelki wypadek …
- Postaram się
. - Jessie wyjrzała przez okno, ale widząc za nim dosiadającego konia, uzbrojonego ghula, szybko odwróciła wzrok i skupiła go na wampirze. - Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego… to długa książka, ale… Pan… Tarquin wydaje się w niej taki okrutny. Zupełnie inny niż ten jakiego znam.
- Prawda
? - uśmiechnął się smutno. - Potrafił być elegancki, wspaniały, czarujący nawet. Potrafił doskonale, jeśli naprawdę chciał … potrafił jednak być kompletnie inny, jeśli mógł sobie na to jakkolwiek pozwolić. Szkoda, wielka szkoda, ale jakkolwiek jest nie szukałbym go, lecz jeśli szuka mnie, jeśli podpala Londyn,muszę się bronić. Dziwnie jest odkrywać, że nasi znajomi są kimś kompletnie innym, niźli poznaliśmy. Pewnie podczas pracy niejednokrotnie spotkałaś takie osoby - usiłował zająć kobietę jakąś pogawędką.
- Ludzie są prości, udają, lecz czyta się w nich jak w otwartych księgach. - W głosie Jessie czuć było pogardę do śmiertelnych, tą samą którą widział u Tarquina ale też u innych nieśmiertelnych. - Inaczej ma się sprawa z rodziną. - Uśmiechnęła się do niego ciepło, niemal zalotnie.
- Och wiesz, jednak jakby nie było, wszyscy mamy swoje słabości. Nawet najwięksi spośród nas - przypomniał jej, bowiem akurat on uważał się za zwyczajnego prawie człowieka, mającego ewentualnie jakąś trochę dziwaczną dietę.
- Nie widziałam by Lord Tarquin miał jakieś słabości, Nie widziałam też takowych u ciebie. - Jessie nachyliła się eksponując swój dekolt.
- Mam je, podobnie jak on, zresztą, jak my wszyscy. Słońce oraz inne, sama zresztą wiesz - rzeczywiście, swoje krągłości miała świetne, może nie tak, jak Charlie, jednak dziewczyna była niczego sobie. Grunt, że już nie miała takich problemów. Zastanawiał się, czy po prostu nie nakarmić jej jeszcze krwią. Jednak stanowczo miał zbyt mało doświadczenia podczas takich spraw.
- Musimy odbić w tamtym kierunku. - Jessie wskazała stronę za oknem. O ile wampir dobrze pamiętał, gdzieś tam by Londyński port.
- Ruszamy w prawo. Chyba port - powiedział tak, żeby Charlie usłyszała.
Gdy tylko dorożka zwróciła się we właściwym kierunku, Jessie przysiadła się bliżej niego.
- Mamy kilka słabości, lecz czym są one przy słabościach ludzkich? Śmiertelni się miękcy, ulepieni z gliny, którą można ulepić w dowolny kształt. - Przysunęła się bliżej, niemal ocierając o wampira. - Tylko uczucia nieśmiertelnych mogą być prawdziwe, szczere. Lubisz ją widzę to, ale ja mogę dać ci dużo więcej.
- Widzisz Jessie, ja lubię ją, ale też kocham. Wiesz powiem ci co w tym wszystkim jest genialne. Uwielbiam nie tylko brać od niej. Uwielbiam jej dawać. Pewnie dziwne, prawda, ale tak jest. Jednak czy ludzie są miękcy. Tarquin nie wybrałby kogoś miękkiego na swojego współpracownika. Prosty przykład, jednak wybrał tamtego maga. Gwarantuję słowo rycerza, przeciętnego człowieka
.
Jessie odsunęła się i teraz już skupiła wzrok na jednym z jeźdźców za oknem.
- Tarquin nie ma współpracowników, on ma sługi. I jeśli zechce posłuży się tak Charlotta jak i wszystkimi innymi.
- Ja nie mam sług. Mam wyłącznie współpracowników chcących ze mną cokolwiek wspólnego robić. Są wolni, jeśli będziesz chciała ze mną współpracować, również będziesz wolna. Jeśli będę chciał czegoś od ciebie, nie wezwę cię, tylko poproszę. Wysłucham twojej opinii, dam możliwość przekonania mnie, jeśli będziesz oceniała jakąkolwiek kwestię inaczej. Natomiast tamten mag. Wydaje jakoś mi się, że nie jest durniem oraz zdaje sobie sprawę, żemusi być ostrożny. Niewątpliwie wykombinował jakieś zabezpieczenia dla własnego bezpieczeństwa
.
Jessie parsknęła.
- A Charlie? Nie użyłeś na niej dyscyplin, nie związałeś jej krwią? Jeśli tak to jest takim sługą jak wszyscy ludzie Tarquina… jak ja. - ostatnie słowa dodała szeptem. - W tamtą uliczkę.
Charlotta jednak niewątpliwie słyszała.
- Wiesz, z Charlie było trochę tak, że była ciężko ranna. Ratowałem ją swoją krwią za pierwszym razem. I nie jest moim sługą. Nawet gdybym mógł jej rozkazać, nie uczyniłbym tego. Jestem rycerzem oraz kocham ją. Tobie także nie uczynię nic takiego. Jeśli będziesz moim współpracownikiem, nie zaś wrogiem. Rycerze tak nie postępują - także szeptał już bardzo cichutko, wreszcie przymknął jadaczkę opierając dłoń na broni.
- Tarquin też był ry… - Jessie nie skończyła bo po przejechaniu kilku metrów dorożka zatrzymała się. Usłyszał jak ktoś zeskakuje z kozła i po chwili drzwi otworzyły się. Stanęła w nich Charlotta.
- Dalej jest za ciasno dla powozu. Będziemy musieli iść.
- Ruszajmy przeto. Mówimy tylko szeptem. Prowadź
- zwrócił się do wampirzycy Henry. - Pokazuj dłońmi, jak daleko według ciebie jesteśmy. Nie mów nic głośno, chyba, że naprawdę będziesz musiała.
Szybko opisał wszystkim Tarquina dla przypomnienia.
- Nie patrzeć mu prosto w oczy. Strzelać wyłącznie na rozkaz mój lub Charlotty - obawiał się, że Tarquin może podesłać kogoś ubranego oraz wyglądającego, jak on. Charlotta oraz on mogli go wykryć Nadwrażliwością. Planował jej używać, jak się da, dzięki niemu oraz sygnałom Jessie, która musiała znać kierunek przywołania, chciał dostrzec Tarquina oraz najpierw strzelić, później dorwać na Akceleracji. Venrue nie mają tej dyscypliny standardowo, nawet więc, jeśli takową posiadają, trudniej im się nauczyć wysokich poziomów.
 
Kelly jest offline  
Stary 19-05-2018, 15:04   #123
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Strzelanie było szybsze, wprawdzie kule nie zabijały wampira, jednak osłabiały oraz powstrzymywały, jakby nie było, uderzenie stanowiło walnięcie kawałkiem metalu. Mogło przewrócić, właściwie dobre trafienie przewracało oraz mogło sprawić, iż dawało się użyć szabli.
- Najpierw strzelanie, potem szable. Wiecie, gdzie ciąć. Jessie, najpierw ty idziesz, ja za tobą parę metrów. Przepraszam moment - posmarował swoje ubranie jakimś błockiem, którego w porcie było pełno. Nie miało miłego zapachu, za to cudownie tłumiło inne. Poza tobą Jessie, proszę, aby reszta uczyniła podobnie. Charlie, prowadzisz resztę. Jeśli będzie sam Tarquin, proszę, nie wchodźcie mu pod jego mocarną rękę. Lepiej się już wycofać oraz przeżyć. Jessie, wiem, że jesteś jego daleka potomkinią. Ciebie proszę, żebyś po prostu uczyniła, co się da, czyli nie atakuj go nawet, jeśli nie chcesz, nie możesz, czujesz, że nie powinnaś. Wyeliminuj ghuli, aczkolwiek pozostaw któregoś, żeby go później przesłuchać. Mogłabyś uczynić tak, czy wolałabyś stanąć obok. Obiecuję, iż nie zmuszę cię do niczego tam.

Mina Charlie mówiła, że prędzej da się zabić niż pozwoli mu walczyć w pojedynkę z kimkolwiek. Bardzo nieufnie spoglądała też na Jessie. Najwyraźniej słyszała więcej niż tylko instrukcje co do kierunków jazdy.
Dzielnica była mocno zaniedbana. Ulice wypełniał zapach brudu, ryb i pobliskiej rzeki. W okolicy wiele było zaułków i ruinek, w których bez trudu można było się ukryć. W niektórych Gaheris dostrzegał poukrywanych pijaków lub ulicznice, którzy najwyraźniej starali się nie wchodzi w drogę uzbrojonej grupie. Jessie wyglądała nienaturalnie w całym tym otoczeniu. Jej jasne włosy i czysta, wypożyczona od Florence suknia zdawały się być jedynymi barwami w tej szaro-burej okolicy. Szła pewnie, a wampir widział jak bardzo stara się powstrzymywać by nie biec, przez to jej dostojne ruchy wydawały się sztywne i nienaturalne. Po dłuższej chwili podeszli do nabrzeża, na którym już widać było molo z zacumowanymi do niego statkami. Wyglądało na to, że Jessie planuje iść wzdłuż przystani. Problem polegał na tym, że Gaheris i jego towarzysze mogli liczyć w tym momencie tylko na osłonę jaką dawała gęsta niczym mleko, londyńska mgła. Szczęśliwie ograniczała ona jedynie jeden spośród zmysłów. Zarówno Charlotta jak Henry mogli używać wszelkich innych, bardzo dokładnie oraz w tym elemencie były to zmysły typu słuch oraz węch, znacznie lepsze, działające znacznie dalej. Dla każdego, również dla Tarquina, który miałby większą szansę właśnie bez mgły. Mógłby się bowiem ukryć obserwując teren. Tymczasem mgła dawała równość.
- Jessie - Gaheris podszedł do niej. - Pozostawimy cię na odległość kilkunastu kroków. Jeśli poczujesz bliskość, powiedz słowo “port”, jeśli pojawi ci sie przed oczyma, przywitaj Tarquina. Jeśli dostrzeżesz innych przy nim użyj słowo “mgła”. Reszta bez zmian. Szczerze powodzenia.
Wampirzyca zerknęła na niego, chwilę rozważając jego słowa. W końcu przytaknęła i ruszyła przodem, już dużo bardziej żwawym tempem.

Musieli być bardziej ostrożni tutaj. Dlatego właśnie wampir musiał być przy ghulach dysponując najlepszymi receptorami. Jeśli była to pułapka, wspólna walka stanowiła jedyną szansę, jeśli zaś nie, dzięki Akceleracji mógł błyskawicznie pojawić się przy tamtych osobach.
O tym, że Jessie weszła na molo przekonał się, słysząc jak jej bute w pantofle nogi uderzyły o drewniane deski. Teraz dziwną ciszę, wypełnioną trzeszczeniem lin i żagli, raz po raz przerywał stukot damskich obcasów. Gdzieś z przodu usłyszał jej głos.
- Znów ten port… - W głosie Jessie pojawiła się szczera rezygnacja.

Gaheris skinął na swoich. Czyli zaczynało się. Wszyscy musieli się przygotować, bez względu, czy była to zasadzka, czy nie, czy też próba jakaś? Jego przepełnione potęgą Nadwrażliwości zmysły łowiły wszystkie niuanse drgań powietrza. Wiedział, czego szukać, wiedział też, że jego jakąś przewagą było to, iż tamten mógł tego nie wiedzieć. Oczywiście pewnie był ostrożny, jednak ostrożność polegająca na sprawdzaniu otoczenia mimo wszystko jest nieco wolniejsza, niźli badanie konkretnych bodźców. Przykro było mu co do Jessie. Wyczuwał kiepski nastrój. Pewnie wolałaby, iżby Tarquin okazał się tak wspaniały, jak właśnie myślała. Jednak tak czy siak, pozbycie się drania było lepsze dla niej niźli właściwie usługiwanie.
Im bardziej wyostrzał zmysły tym więcej do niego docierało. Jego własne kroki wydawały się niemal ogłuszać, choć tak naprawdę były tylko niewyraźnym dźwiękiem pośród odgłosów portu. Słyszał oddechy i bicie serc podążających za nim ghuli. Byli spokojni. Podobnie jak ci drudzy. Bo byli ci drudzy. Trzepotanie ich serc wyróżniało się na tle szumu fal… kilkanaście osób.
- Witaj Panie. - Głos Jessie niemal go ogłuszył. - Potworną mamy dziś mgłę, czyż nie?
- Owszem.
- Gaheris poczuł jak krew ścina mu się w żyłach. Nigdy nie spodziewał się, że ponownie usłyszy ten głos. - Co tak długo moja droga? I co to za strój?

Uniósł kciuk dając znak, później Akceleracja na maksa oraz do ataku. Bezgłowy Tarquin nie mógł być bardzo niebezpieczny. Czyli wybrał wspaniały oręż Boyla, nie zaś ogniowy pistolet. Gdy tylko przedarł się przez mgłę zobaczył go. Tarquina stojącego na łodzi. Wokół był tuzin jego ludzi, a tuż przed samym wampirem Jessie, zwrócona plecami do Gaherisa. Dorwać głowę, będzie mały problem z resztą. Tarquin był niebezpieczny, ale bez głowy też wiele nie zdziałałbym, resztą zaś musieli się zająć Charlotta z resztą ghuli Boyla oraz ewentualnie Jessie.
Ostrze wcięło się gładko w miękkie ciało. Gaheris zobaczył przed sobą uśmiechniętą smutno twarz Jessie. Wampirzyca osłoniła Tarquina najwyraźniej czując co planuje Torreador. Widział jak jej usta układają się w nieme “przepraszam” nim zmieniła się w popiół, odsłaniając stojącego za nią Tarquina. Stary Ventrue uśmiechnął się szyderczo i chwycił dłoń Gaherisa, unieruchamiając ją w stalowym uścisku. Ale druga dłoń chwyciła gwizdek oraz wystrzeliła prosto w podłą klatę Ventrue.
- Hasta la vista, baby - powiedział zdanie, które gdzieś usłyszał oraz bardzo mu się spodobało. Mówiąc jednak te słowa dwie łzy spłynęły po jego policzkach. Jessie miała swoje za kołnierzem, jednak przede wszystkim miała wielkiego pecha mając takiego pradziadka. Kto wie, gdyby przemienił ją ktoś należący do innej linii, mogła być bardzo przyzwoitym wampirem.
Ramię Tarquina odrzuciło w bok, wampir jednak użył Gaherisa jak kotwy zaciskając mocniej dłoń na jego prawym przegubie. Ashmore poczuł jak kości pod tym stalowym chwytem ustępują i trzaskają pękając. W boku jego przeciwnika pojawiła się wyrwa, odsłaniając mięśnie i kości, jednak ventrue od razu zaczął ją zasklepiać.Obok twarzy Gaherisa przeleciał pocisk, delikatnie raniąc go w ucho. Na szczęście zaraz po nim pojawiła się salwa zza jego pleców wymierzona w ghule Tarquina.

Wredny łajdak jedną dłonią trzymał rękę Gaherisa miażdżąc ją. Przez usta rycerza przebiegł oczywiście skurcz bólu, jednak Tarquin także dostał, co więcej, drugą dłoń miał nieużyteczną, bowiem bez połowy barku siłą rzeczy ruszać nią nie mógł. Rycerz zaś jak najbardziej. Tarquin był bardzo silny, jednak szybkość to domena Toreadorów. Akceleracja musiała pomóc ponownie. Po prostu rycerz wyjął sprawną dłonią szable ze swojej nieużytecznej, zmiażdżonej przy przegubie ręki oraz trzasnął prosto ku odsłoniętej szyi Tarquina. Prosty cios, bowiem jedną ręką trzymając przegub przeciwnika,mając drugą bez barku fizycznie nie mógł się niczym zasłonić. Oczywiście mógł puścić rękę oraz zasłonić się nią, ale wtedy pewnie by ją stracił. Bez dwóch rąk, przynajmniej przez chwilę, zanim nie zaleczyłby rany, chyba nawet Tarquin byłby mniej groźny.
Niestety stary Ventrue jak zwykle nie chciał współpracować. Gdy tylko Gaheris płynnym ruchem przerzucił szablę z jednej ręki do drugiej Tarquin pociągnął go za ranny nadgarstek odskakując w tył. Ruch był powolny, niemal ospały, ale wystarczył. Ból w ranie wywołany przemieszczeniem pogruchotanych kości i niewielkie odsunięcie, sprawiły że ostrze zamiast po szyi przesunęło się po klatce piersiowej przeciwnika Gaherisa. Rana była poważna, ale nie śmiertelna. Dystans, który pojawił się między nimi sprawił, że zarówno w Tarquina jak i w Torreadora, trafiły kule. W Ventrue w brzuch, sprawiając że ten puścił ranną rękę Ashmora, a samego Gaherisa w nogę, powodując że się na niej zachwiał. Z tyłu dotarł do niego okrzyk przerażenia Charlotty i jęki ghuli. Została jedna druga noga. Póki co, dzięki tej ranie Tarquina Gaheris mógł zrealizować swój pomysł. Po prostu nie chrzanić się, wybił się ze zdrowej nogi pakując mu sztychem broń w kierunku serca. Tamten na piersi miał już potężną ranę wszak, więc przyładować było łatwiej. Ostrze zanurzyło się w klatce piersiowej Tarquina, nim jednak sięgnęło czegokolwiek, Vetrue chwycił je obiema dłońmi, zatrzymując.

- Po moim trupie staruszku. - Gaheris zobaczył jak ostrze pęka w dłoniach jego przeciwnika, a w ręce torreadora zostaje tylko jego kikut. Poleciały kolejne kule teraz jednak jedynie drasnęły trwających w zwarciu przeciwników. Cudnie, właściwie kiepsko, ale skoro Ventrue łamał otrze, które niewątpliwie jednocześnie ciachało mu dłonie, została jeszcze możliwość taka. 10-centymetrowy kawałek ostrza, który został, bez problemu sięgał serca wampira, tamten zaś miał łapska ponownie zajęte. Więc kolejny sztych! Zaskoczony Tarquin nie zdążył cofnąć rąk przez co ostrze przebiło mu przedramię przygważdżając je do piersi. W oczach Ventrue pojawił się szkarłat, a wraz z nim przyszedł potężny cios w szczękę Gaherisa. Torreadorem rzuciło o pokład łodzi, czuł też że przeciwnik złamał mu kolejną kość. Gaheris zaś nie chrzaniąc się, chociaż sam był zamroczony, jeśli porównać wampirzy stan do jakiejś normy, po prostu zerwał się ile tylko mógł, chwytając jakieś wiosło oraz waląc prosto twardym drewnem przez łeb. Nawet, jeśli miałoby się połamać, nawet lepiej. Kolejny kawałek powinien wejść w klatę tamtego. Oby, bowiem oprócz oplucia zaczynały się rycerzowi kończyć pomysły, zresztą oplucie także byłoby średnio rycerskie. Opanowany kiepskim humorem walił ile tylko miał siły. Tamten nawet jeśli chciałby zablokować, pewnie połamałoby mu jego twarde łapsko.
Wiosło roztrzaskało się na przedramieniu Tarquina nie robiąc mu specjalnej krzywdy. Torreador miał teraz w dłoni coś co mogło być potencjalnym kołkiem. Niestety Ventrue jakoś nie chciał czekać, aż jego przeciwnik zrobi użytek z tego typu przedmiotu i bez skrupułów wyrwał z przedramienia, resztkę szabli. Trzymając w dłoni kilku centymetrowy kikut przygotował się na atak Ashmora. Tylko że Gaheris uruchomił Akcelerację. Musiał więc być szybszy. Dużo szybszy! Uderzył kołkiem ciesząc się, iż wcześniej przeciwnik wyrwał sobie ową szablę z klaty. Po pierwsze zaangażował się w to, więc nie mógł za bardzo robić czegoś innego, groźniejszego, po wtóre, cóż, dzięki temu wyrwaniu kawałka szabli oraz uwolnieniu dłoni, otwarła się rana na klacie, zaś przyszpilona ręka nie utrudniała rycerzowi uderzenia kawałkiem wiosła. Oczywiście przeciwnik był potężny, silniejszy, ale też trochę wolniejszy. Podobno niektórzy potrafią przyjąć na siebie cios, żeby związać broń przeciwnika. Plan rycerza opierał się jednak na wyprzedzeniu oponenta. Korzystając z Akceleracji Gaheris planował: uderzenie w klatę kołkiem wiosłowym wkładając całą swoją siłę. Tarquin pochwycił kij, cios jednak miał taki impet, że drzewiec lekko zanurzył się w ciele Ventrue, spychając go w stronę krawędzi łodzi. Przeciwnik Gaherisa nie czekał jednak aż Ashmore poprawi cios i zamachnął się kikutem ostrza w stronę Torreadora, zaś ten nadstawił mu ramię dość specjalnym sposobem, postanawiając przyblokować ostrze. Kikut raczej nie mógł przeciąć, ale mógł wbić. Bolesne jednak do jakiegoś wytrzymania. Sytuacja wydawała się straszliwie nieciekawa. Stojąc na brzegu łodzi łajdak mógł uciec. Tarquin ściskał kołek, właściwie był na tyle silny, iż mógł chyba drewno zmiażdżyć. Jednocześnie drugą ręką atakował rycerza. Można było się więc siłować z tamtym, co nie miało sensu, albo puścić rękę, co też nie miało sensu, bowiem wtedy pozostawałby się tamtemu kołek do ataku.

Pozostawało jednak założyć, iż zadałoby się oponentowi taki cios, żeby był groźniejszy nawet od jakiegokolwiek pomyślanego ataku. Łajdak atakował swoją prawą ręką owym kawałkiem klingi. Czyli cios rycerza lewą ręką prosto w oczy tamtego powinien przynajmniej zablokować cios prawą owego przeciwnika. Ponadto uderzenie prosto w oczy nawet dla wampira stanowi coś bardzo niemiłego. Przeto była szansa, iż przeciwnik przez chwilę choćby odruchowo skupi się na obronie głowy. Wtedy planował rycerz drugą ręką dopchnięcie kołka. Wyglądało na to, że Tarquin gotów był poświęcić jedno oko dla sprawy, bo mimo iż Gaheris boleśnie ranił jego twarz, rozcinając powiekę, Ventrue wykonał swój atak. Ashmore poczuł jak kikut ostrza zanurza się w jego piersi! Na szczęście Tarquin musiał chybić serca bo mimo potwornego bólu i głodu który pojawił się w oka mgnieniu, Torreador był przytomny i zdolny do dalszej walki.
- Aaa! - ryknął wściekły na samego siebie, że przeciwnikowi udało się ominąć dłoń. Ponadto bolałoooo, ale tamten nie miał oka. Teraz pozostawało drugie. Ale nie mógł tego uczynić, bowiem jak widać, przeciwnik przenikał jego obronę bez większych problemów. Po prostu dziabnąłby kolejny raz i koniec. Tym bardziej, że zamiast oka rozciął powiekę, czyli boleśnie, kompletnie jednak niegroźnie dla ogólnego stanu rycerza. Nie miał kołka, albo raczej jego kołek dalej był lekko wbity oraz blokowany. Kurde. Rzucił się na plecy pociągając ze sobą Tarquina. Jeśli ten upadnie na niego, kołek tępym ostrzem oprze się na klacie Gaherisa, zaś ciężar przeciwnika dokona reszty oraz sam się nadzieje jakoś. Ponadto ruch byłby niespodziewanie. Jak cię ktoś próbuje uderzać, czyli napierać, pozwól mu na to oraz jeszcze pociągnij. Właśnie taki manewr zastosować postanowił.
Plan zadziałał! Zaskoczony Tarquin poleciał na Gaherisa, jego ciężar sprawił że drzewiec wbił się boleśnie w pierś Torreadora jednocześnie jednak zanurzył się w piersi jego przeciwnika. Stało się jednak coś czego Ashmore nie zaplanował. Ostrze zsunęło się przy szamotaninie i potworny ból w przebitym sercu wypełnił świat rycerza. Tracąc zmysły zobaczył tylko jak i wzrok Tarquina odpływa.
 
Aiko jest offline  
Stary 19-05-2018, 19:56   #124
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
1 czerwca 1853


Obudził go potworny ból, szybko jednak całkowicie zastąpił go głód. Bestia w jego wnętrzu wołała o krew, sprawiając, że ciało wiło się w pętach. Ktoś go związał! Ramiona odruchowo naparły na liny, te jednak były dość mocne by wytrzymać wampirzą siłę. Na szczęście po chwili pojawiła się ulga. Słodka, gęsta, aromatyczna ulga. Ktoś przystawił naczynie do jego ust i powoli wlewał w nie pyszną vitae. Wraz ze znikającym głodem pojawiły się inne odczucia. Mimo więzów, pod plecami miał miękko, leżał na poduszkach, możliwe że w łożu. Jego zmysły szalały, nie pozwalając rozpoznać kto też go poi, a wielka misa skutecznie przesłaniała widok. Jednak szaleństwo musiało powoli ustępować. Jakby nie było, słodka krew stanowiła owo wspaniałe remedium. Jeszcze więcej, jeszcze, ach zachłysnąć się ile tylko dałoby się wypić duszkiem. Krwiiiiiiii! Aczkolwiek, naszła go nagle myśl, iż przyjemnie jest tak pić na miękkim.
- Hchcoooo sieeeee staaaałoooo? - wychrypiał oraz wygulgał jednocześnie. - Macieeeeeh tgameeeego? - wypluł najważniejsze pytanie łamanymi słowy.
Misa opadła i zobaczył za nią swoją narzeczoną. Charlie miała na policzku siniaka, a spod sukni wystawał bandaż. Uśmiechnęła się ciepło.
- Tak, udało się. - Odstawiła misę gdzieś obok stolika. - Już dobrze, mogę cię rozwiązać?
- Jak dobrze, że jesteś
- wybełkotał przełykając kolejne krople. - Opowiedz, proszę, ale wcześniej pocałuj kochanie - wiedział, iż jest już na tyle wypełniony, iż może sobie pozwolić nie ryzykując zdrowia dziewczyny.
Ghulica nachyliła się i ucałowała wampira w usta. Wyczuł pod swymi wargami delikatny strupek, kobieta musiała mieć niedawno rozciętą wargę, najwyraźniej nie przeszkadzało jej to jednak namiętnie całować swego narzeczonego, który oddawał jej pocałunki. Ewidentnie jednak był ciekawy.
- Macie go, czy padł?
- Został wczoraj stracony
. - Charlie oderwała się i zaczęła pomału rozwiązywać pęta wampira. - Boyle doradził by pozostawić cię przez dwa dni i pozwolić ranom się zagoić nim cię wybudzimy.
- Wiesz co, średnia dobroć świata właśnie gwałtownie poprawiła się. Doskonała robota. Powiadaj, jak było, proszę cię
- widać było niecierpliwość oraz chęć usłyszenia bitewnej opowieści.
- Nie widziałam wszystkiego. - Charlie skończyła z dłońmi wampira i zabrała się za rozwiązywanie jego nóg. Gaheris miał na sobie jedynie bieliznę i jakąś dłuższą koszulę. - Pojawił się jakiś wampir. Nie wiem kim był, ale chyba bardzo go zirytowało, to że zakołkowałeś Tarquina. Rozpętało się małe piekło. Dostałam kulkę i już myślałam, że będzie po nas ale pojawiła się Anna i Boyle. Wtedy tamten wampir się zmył. - Westchnęła ciężko, kończąc z ostatnim węzłem. - Ludzie Boyla dobili ghule. Wczoraj starsi wyciągnęli jeszcze jakieś informacje z Tarquina i przez cały dzień trwały łowy na jego popleczników, a on sam został stracony o świcie.
- Jakiś inny wampir
? - wyraził zdziwienie. Ponownie niepokój powrócił. Kto, co? - Ufff, chyba średnio kołkowanie wyszło. Pewnie będziemy musieli porozmawiać ze starszyzną Londynu. - Powiedz jeszcze, jak tam wspomniany czarodziej, jak reszta … chyba że więcej dowiemy się na spotkaniu, bowiem pewnie takie będzie ogłoszone, pewnikiem będziemy wezwani. Jeszcze pocałunek proszę.
- Czarodzieja zabił Boyle. Bardzo podobno chciał mu się odwdzięczyć. A co do wampira nikt z obecnych go nie kojarzył. - Charlie przysiadła na krawędzi łóżka zwijając bez pośpiechu delikatne liny. - Jutro odbędzie się rada w sali Westminsteru. Jesteś zaproszony.
- Przez owe dni, kiedy byłem poza przytomnością, odpoczęłaś choć trochę kochanie, jak bank przy okazji
- Gaheris nie pakował się w sprawy Charlotty, ale dawał jej do zrozumienia, iż interesuje się jej własnością oraz wedle potrzeby gotowy jej ją jak najbardziej wspierać. - Właściwie gdzie jesteśmy? - spytał kobietę.
- Nadal u Boyla. Niestety odrobinę mnie poturbowali i wolałam się nie pojawiać w banku lub u właścicieli pałaców z siniakami. Pierwszego dnia odpoczęła, zabroniono mi leżeć z uwagi na ranę postrzałową, więc się wyspałam. Dzisiaj starałam się co nieco pozałatwiać przez pośredników. A jak ręka i szczęka? Anna mówiła, że były zmiażdżone. - W głosie Charlie pojawiła się troska.
- Jestem zdrowy oraz wesoły … kochanie - poczuć było wewnątrz jego głosu obawę - postrzałowa? Jesteś cała, jak bardzo bolało … - usiłował odszukać odpowiednie słowa. - Jak się czujesz? Kochana moja.
- Na szczęście poszło powyżej serca i udało mi się jeszcze zaleczyć ranę twoją krwią
. - Ghulica była wyraźnie dumna. Przesunęła palcami po lekko fioletowym policzku. - Siniaki jeszcze odrobinę bolą, ale Anna powiedziała że po użyciu krwi powinny niebawem zejść.
- Wobec tego
- nadgryzł swoją dłoń podając Charlotcie. Napił się bardzo solidnie, więc trochę krwi mógł udzielić Charlotcie. Chciał oczywiście, żeby się jej już udało zaleczyć ciało. - Jesteś najistotniejsza, piękna moja. Ufff, obyśmy spokojnie mogli się zająć swoimi sprawami. Wszak mamy tyle planów
Charlie ułożyła się obok niego, przytulając odrobinę i powoli zaczęła spijać krew wampira. Gaheris widział jak przymyka oczy z rozkoszy, ruchy jej pozostawały jednak spokojne. Rycerz czekał, aż napije się, później zalizał własną rękę.
- Ufff, mówisz jutro Westminster. Jeśli pamiętam, tak się chyba coś paliło? Izba Lordów - przypominał sobie. - Właściwie gdzie mamy się spotkać, dawna siedziba księcia? - zwyczajnie nie wiedział, jakie właściwie zniszczenia zostały naprawione, jakie zaś jeszcze nie.
Charlie ułożyła się obok na plecach. Wampir zobaczył jak siniak powoli zaczyna się zlewać ze skórą.
- Boyle powiedział, że będziesz mógł z nim pojechać. - Uśmiechnęła się do Gaherisa. - Był tam dzisiaj i będzie wiedział, gdzie odbędzie się Rada.
- Doskonała nowina
- ucieszył się. - Właściwie chyba powinienem podziękować przede wszystkim tobie, ale także ghulom Boyla, naszej malkaviańskiej przyjaciółce, gospodarzowi … bowiem chyba wyciągnęliście mnie, no wiesz … paskudnej sytuacji.
- Anna wróciła do Carlton klubu, Z resztą zrobili to już prawie wszyscy starsi. Florence pozostaje jeszcze w rezydencji. Boyle powinien już chyba wrócić, wyjeżdżał na początku nocy do miasta… A mi nie musisz dziękować. Zawsze będę cię wspierać.
- Nawet jeśli nie muszę, bardzo chcę oraz naprawdę doceniam twoje wsparcie, cieszę się, że jesteś ze mną oraz kocham cię
- objął ją przytulając. - Mam jeszcze pewien problem. Pamiętasz tego wikarego ghula. Wydawał się dobrym człowiekiem. Jeśli wydaje ci się właściwie Charlie, mógłbym wziąć go pod swoje skrzydła? - spojrzał pytająco na piękną dziewczynę.
- Musielibyśmy go znaleźć… Zniknął gdy wszyscy wyruszyliśmy do Londynu. - Ghulica wtuliła się mocno w wampira, przyciskając nos do jego koszuli. - Martwiłam się.
- Tarquin siłą rzeczy nie będzie już przeszkadzał, jednak martwi mnie trochę ten inny wampir. Uff, także się martwiłem
- objął ją. - Wedle tego co mówisz, była niezła bitwa. Ale co teraz, pomyślimy później - ucałował ukochaną dziewczynę bardzo modnym, długim pocałunkiem.
Charlie oddała pocałunek, przywierając do mężczyzny całym ciałem. Jej dłonie wsunęły się pod koszulę, ale grzecznie spoczęły na jego plecach.
- Jutro będzie omawiana sprawa tamtego wampira, tyle wiem. - Kobietę wyraźnie martwiło, że nie może powiedzieć swemu narzeczonemu więcej.
- Wobec tego dowiemy się więcej jutro. Trochę chyba zesztywniałem przez te dwa dni. Czy miałbyś coś przeciwko chwili szalonej miłości na rozruszanie swojego biednego rekonwalescenta. Oczywiście kwestia, jak ty się czujesz i czy te rany, pomimo zaleczenia, jeszcze nie dokuczają mocno? - faktycznie obawiał się, ponieważ jakby nie było, mając okaleczony organizm konieczne jest danie sobie odpowiedniego czasu. Wprawdzie krew sprawiała, iż rany zabliźniały się, jednak warto było uważać.
 
Kelly jest offline  
Stary 21-05-2018, 10:17   #125
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie uśmiechnęła się tak, że wampir był pewny iż w tej chwili rozkochałaby w sobie dowolnego mężczyznę.
- Jeśli będziesz delikatny bardzo chętnie z tobą poćwiczę. - Pocałowała go, jednocześnie sięgając do guzików jego koszuli i rozpinając pierwszy z nich.
- Ale zaczynamy od tysiąca pocałunków - zastrzegł rycerz, który uwielbiał swoją narzeczoną oraz jej całusy. Jego usta tak samo jak jej, sięgnęły do warg pięknej kobiety oraz zaczęły je delikatnie pieścić swoim dotykiem. Dłonie jego, palce dokładniej, zabrały się za guziczki jej stroju. Owszem, chciał ruszyć tego wieczoru na spacer jeszcze, ucieszyć się wspaniałością ogrodu, spoglądać na gwiazdy, ale wszystkie te rzeczy potem, obecnie koncentrował się na niej, na całowaniu oraz rozbieraniu dziewczyny.
Charlie odpowiadała na pocałunki, a jej zwinne paluszki szybko pozbawiły wampira koszuli. Gdy tylko Gaheris zsunął gorsecik sukni, odkrył że niemal cały tułów ghulicy pokrywa bandaż. Wyraźnie rysował się pod delikatną halką. Wobec widoku takiego trochę się powstrzymał. Za nic nie chciał sprawić jej bólu, szczególnie groźnego dla zdrowia dziewczyny ukochanej. Jednak była to niewątpliwie kwestia ułożenia ciał. Stanowczo nie chciał jej wyginać lub coś podobnego, ale galopada na koniku nie powinna spowodować jakiejś przykrości.
- Miałaś solidną walkę oraz odniosłaś rany pomagając mi. Jesteś piękna oraz odważna, mrr, czy zechciałabyś teraz dosiąść go - wyszeptał pożądliwie.
- Też odniosłeś rany. - Ghulica podniosła się i przyklęknęła tak, że jego męskość znalazła się na wprost jej kwiatu. - Mnie nikt nie pogruchotał kości. - Zdjęła halkę. Spod bandaża wystawały drobne blizny. Jędrne piersi kobiety, ściśnięte były bandażem. - Teraz już naprawdę wszystko ze mną w porządku. - Powoli opada zanurzając w swym wnętrzu jego czubek.
- Mrr - wymruczał doznając napadu przyjemności. - Ach tak, cudownie kochana moja - oddał się jej prowadzeniu. Charlie poczęła energicznie nabijać się na niego, a on uwielbiał ten swobodny tętent na własnym ogierze. Oddawał się rozkoszy uśmiechając się, podczas kiedy jego biodra poruszały się wedle rytmu narzucanego przez namiętną dziewczynę. - Jesteś wspaniała - mówił czując, iż jeszcze chwili, pocznie dochodzić. Dosyć szybko, jak na niego, ale widocznie dwa dni postu od seksu uczyniły swoje.
- Tęskniłam. - Wymruczała, nim jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy, po którym jej wnętrze zacisnęło się na wampirze.
- Jesteś kochana - nagle poczuł skurcz przyjemności, który wystrzelił krwistym pociskiem wewnątrz niej. - Mrr - jego usta wydały mruknięcie pełne przyjemności, po czym opadł. Uwielbiał bliskość ową, jednak choć czuł się zdrowy oraz rześki, przerwa spowodowała ową szybszą potrzebę nasycenia.

Charlie zamarła na nim, oddychając ciężko. Przyglądała się mężczyźnie rozmarzonym wzrokiem.
- Bałam się… bałam się że już się nie obudzisz. - Delikatnie rozwiązała supełek na bandażu i podała jeden koniec wampirowi. - Cieszę się, że jesteś cały i zdrów… chciałbyś mnie rozpakować? - Uśmiechnęła się słodko, a jej biodra zafalowały lekko, poruszając wciąż tkwiącą w niej męskością.
- Wiedz piękna moja, że tak właśnie chciałbym - powoli zaczął odwijać bandaże. Stanowczo jednak uważnie obserwował, czy nie boli jej coś oraz czy nie posiada jakiegoś skaleczenia. - Cieszę się, że jesteś oraz wiesz, tam ufałem tobie, iż jakby co dasz radę wyciągnąć mnie.
- Zrobiłabym to za wszelką cenę.
- Charlie uniosła dłonie by ułatwić mu zadanie i już po chwili spod bandaży wyrwały się dwie nabrzmiałe piersi. Na białej skórze kobiety pozostały jedynie niewielkie ranki w miejscach gdzie trafiły kule, oraz dłuższe tam gdzie były cięcia. Teraz jednak wszystko wydawało się być ślicznie zagojone. - Lekarz Florence dobrze o mnie zadbał.
- Cudownie kochana moja, podobnie czyniłbym
- powiedział oraz uniósł się tuląc ją lekko, bowiem ranka lekka nielekka, ale jednak ranka. Stanowczo konieczna była ostrożność jakaś.
Charlie zaśmiała się cichutko.
- Florence zadbała o to by nawet nie próbował o mnie zadbać, tak jak ty dbasz. - Mrugnęła do niego i przytuliła się mocno. Przysuwając usta do jego ucha. - Do tego odkrył coś, ciekawego.
- Co co co?
- oddał dziewczynie przytulańca. - Czyżby jednak cokolwiek się nie wygoiło? - mocarnie tulił, lecz był bardzo niespokojny. Mogła łatwo dostrzec wspomnianą obawę.
Wargi Charlie przesunęły się po jego uchu.
- Prawie na pewno jestem w ciąży. To jeszcze wcześnie ale Anna podobno je wyczuła.

Rycerz prawie wyskoczył ze swojego łóżka. Dobra, nie prawie. Wyskoczył niczym pasikonik, tyle że póki co na samej pościeli. Wrócił, przytulając się ponownie, później wyskoczył już na podłogę pokoju. Kompletnie zszokowany oraz bardzo ucieszony. Widać było właśnie na jego obliczu te dwie przewalające się ze sobą elementy.
- Naprawdę jesteś … kochana Charlie – widać było, iż brakuje mu słów. Jakby bowiem nie było, dla wampira to coś, czego nie da się opisać prostymi słowami. Wyskoczył uniósł ją oraz nagle trzymając ją w dłoniach niczym księżniczkę zaczął wręcz tańczyć po pokoju. Wprawdzie wyglądało to wszystko nadzwyczaj dziwnie, lecz kompletnie nie mógł się opanować. Tańczył powtarzając imię wspaniałej kobiety.
Charlie śmiała się, dając się nosić po pokoju.
- W związku z tym Florence chciała z tobą porozmawiać. - Odezwała się dopiero gdy emocje odrobinę opadły. - Wydawała się być strasznie poważna, ale chyba może to chwilę zaczekać, prawda? - Ucałowała go gorąco.
- Dokładnie oczywiście tak … - mówił szybko usadzając dziewczynę na fotelu. - Może poczekać. Najpierw pewnie musisz wypocząć, może przynieść ci coś specjalnego, albo chciałabyś coś zjeść wyjątkowego. Może zbyt chłodno ci, albo zbyt gorąco – walił kolejnymi pomysłami.
- Jest idealnie. - Charlie uśmiechnęła się szeroko. - Chcę się chwilę tobą nacieszyć, po tych dwóch dniach, które leżałeś bez życia.
- Tak tak
- przytulił ją. - Wspaniała moja piękna - nagle przestraszył się. - Nie ściskam cię za mocno? - wydawało się, iż mężczyzna doznał klasycznej głupawki dotyczącej znacznej części przyszłych ojców. Charlotta stała się z kobiety dla niego chińską filiżanką. Chyba musiało mu to jakoś powoli przejść.
- Chcę zauważyć, że niedawno dostałam kilka kulek i jakoś to przetrwałam. - Mrugnęła do niego. - Przytulanie nic mi nie zrobi.
- Ale takie delikatne, albo może lepiej głaskać
- chyba większość przyszłych tatusiów tak się zachowywało, albo przynajmniej spora część. Oczywiście przy wampirze pojawiła się kwestia, iż przedtem był przekonany, iż ojcem nie zostanie kiedykolwiek. Przytulił dziewczynę jednak leciutko. - Albo może ci zimno? - skoczył do koca gotowy przynieść. Charlotte pewnikiem czekał trudny okres nadczułej opieki.
- Przed chwilą bardzo mnie rozgrzałeś, jest mi dobrze. - Kobieta uśmiechnęła się obserwując go.
- Wobec tego super. Hm, musimy się zastanowić nad imieniem dla dziecka, hm, trzeba wybrać i chłopięce i dziewczęce, tak, oraz ślub … - widać było rozgorączkowanie wampira.
- Rozmawiałam z Rebecą, pomoże nam i jakby co nic nie stoi na przeszkodzie by zorganizować go w Carlton club. - Charlie odpowiadała obserwując wampira. Zrobiła to, zrobiła wszystko co zaproponował. Gaheris natomiast nie chciał wracać do tej rozmowy. Nie dogadali się wtedy kompletnie, zaś zrobienie: “bo tak chciałeś/aś” to rzecz bardzo niemiła. Tyle, że Charlotta spodziewała się dziecka, więc za grzyba nie można była jej wkurzać, dawać powodów do niepokoju. Wszak chciała zrobić dobrze i faktycznie 99% jej wychodziło, jednak te kwestie ślubne … Szczerze mówiąc ten temat nie wyglądał ciekawie. Obydwoje chcieli ślubu, jednak mieli swoje uwagi. Mniejsza jednak uwagi, istotne wszak, chcą być wspólnie, kochać się, reszta cóż, mniej istotna.
- Dziękuję, że pozałatwiałaś wszystko - powiedział do niej. - Niestety niespecjalnie mogę działać podczas dnia, ale powiedz mi, jak mogę pomóc podczas nocki - starannie ominął szczegóły.
- Mało co załatwiłam. Pogadałam z Robertem i Rebeccą bo byłam tutaj i była ku temu okazja. - Charlie wydawała się w ogóle nie patrzeć na to przez pryzmat ich ostatniej rozmowy. - Większość rzeczy nie jest wybrana, no i musimy ustalić listę gości. Chciałabym byśmy też wspólnie wybrali kościół, myślę że zrozumiałe będzie że odwiedzimy kilka po zmroku, w sumie oboje pracujemy i w dzień nie mamy na to czasu. - Uśmiechnęła się i pogładziła delikatnie po podbrzuszu.
- Tak, tylko ty musisz teraz wiele wypoczywać, spać, nie wiem zresztą co - rozejrzał się, jakby oczekiwał wsparcia od stojących krzeseł. - Jednak tak, masz rację, musimy jak najszybciej się pobrać. Raz że chcemy, co jest najważniejsze, jednak także dwa, ażeby nasze dziecko, no żeby nie przyszło na świat zaraz po naszym ślubie. Charlotto najsłodsza moja, ukochana najdroższa wspaniała piękna - ponownie ją przytulił. - Hm, lista gości, hm, nikogo nie znam, poza no wiesz kim.
- To całkiem sporo osób.
- Kobieta ucałowała go delikatnie. - Ja znam też niewiele, ale udamy się na to przyjęcie, zobaczymy kogo “wypada” zaprosić. Co ty na to?
- Ooo, świetny pomysł.
- Siedziałam obok ciebie gdy… gdy byłeś zakołkowany. Strasznie źle się czułam z tym, że nasza ostatnia rozmowa wyglądała tak jak wyglądała.
- Teraz już bez skrupułów gładziła się po brzuchu. - Gdybym tam ciebie straciła. - Potrząsnęła głową. - Po prostu chcę by nasze rozmowy wyglądały inaczej i się postaram, dobrze?
- Też tak wolę. Właściwie chcemy tego samego, tylko czasem się to rozbija, ale proszę, nie rozmawiajmy na ten temat. Biorąc pod uwagę bank najlepiej chyba byłoby, żeby przyjęcie było odpowiednio huczne, takie które podkreśli prestiż oraz zachęci innych do współpracy z instytucją banku. Jak myślisz? Bowiem osobiście wolałbym niewielkie, ale chyba trzeba wykorzystać możliwość
- zastanawiał się głośno dosyć.
- Możemy zrobić tak jak podczas opery. Duże przyjęcie, ale z takim tajnym, dla najbliższych. W Carltonie pewnie znajdą się dobre sale. Tym bardziej, że przy 300 osobach, które pewnie powinniśmy zaprosić, łatwo będzie zniknąć.
- No właśnie, goście, kogo? Carltonem zarządza Robert. Może on oraz Elżbieta potrafiliby wskazać, kogo wybrać, jakich bywalców etc. Oraz mam pewien pomysł, można puścić informację, iż będzie to wesele, na którym warto być. Wtedy ludzie z towarzystwa oraz biznesu sami chętnie chcieliby zdobyć zaproszenie. Trzebaby jedynie sprytnie to jakoś zorganizować. Hm, nie wiem czy to dobre pomysły, bowiem nie znam tak tej wiktoriańskiej rzeczywistości, jak myślisz?
- Na pewno powinieneś się zapoznać z co ważniejszymi członkami klubu i ich zaprosić, to często bardzo bogaci i wpływowi ludzie. Ja mogę wysłać zaproszenia do lordów, u których uczyłam, do tego klienci, dyrektorzy i właściciele banków.
- Charlie zaśmiała się cichutko. - Trochę się może tego uzbiera. - Spojrzała na wampira radosnym wzrokiem. - A główną atrakcją na pewno będziesz ty. Nie wiem co się stało ale już wcześniej ciężko było oderwać od ciebie wzrok, a teraz…. Panie będą zachwycone i będą mnie nienawidzić. Zajęłam najlepszą partię w Londynie. - Dodała z dumą w głosie.
- Chyba ja - poprawił ją. - Charlotto, jesteś piękna, bogata, mądra, odważna. Każda z tych cech wystarczyłaby, żeby się ustawiały do ciebie kolejki gentlemanów, od bogatych przemysłowców do ścisłej arystokracji. Sama wiesz, że osobiście nie dysponuję żadnym majątkiem, zaś moje herby, tytuły to kwestia przeszłości odległej. Dlatego wiesz, jeśli panie będą spoglądać na mnie, to pewnie panowie na ciebie właśnie.
- Cóż… będziemy musieli im pokazać jak bardzo nie mają szans.
- Charlie oparła się o fotel i rozchyliła nogi, na których widać było stróżki wymieszanej z wampirzą krwią kobiecej wilgoci. - Wiem, że to nie przystoi, ale najchętniej pokazałabym temu towarzystwu jak bardzo namiętną parą jesteśmy. - Zaśmiała się, a jej piersi zafalowały. - To będzie piękne wesele.
Pocałował namiętnie kobietę.
- Co do pewnych szaleństw, będziemy musieli nieco zaczekać. Ale … wiesz nic nie poradzę, iż lubię takie towarzystwo. Owszem, często zaklamane oraz drętwe, jednak wychowałem się w takim właśnie. Ponadto wydaje mi się, że draństwa tam jest tyle samo, co gdzie indziej. Martwię się także sobą, bowiem pewnie gazety napiszą na temat ślubu. Jeśli ktokolwiek pojedzie do Szkocji, nie odkryje jakiegokolwiek nazwiska Ashmore.
- Hm… istnieje cień szansy, że odkryje, nie jest nas mało. Ważne by jeśli ktoś taki tam jest wiedział o tobie.
- Charlie przyglądała się mu uważnie, przesuwając łydkami po jego biodrach. - Do ślubu na pewno mamy miesiąc lub dwa. Szybciej nad tym nie zapanujemy. Miesiąc nim gazety napiszą zapowiedzi o wydarzeniu i ludzie zaczną pytać o nas. Chyba będziemy musieli powalczyć byś do tej pory zaistniał w naszej wiktoriańskiej rzeczywistości. - Nagle uśmiechnęła się odrobinę diabelsko. - I pytanie ile chcemy tym ugrać.
- Odpowiedź na to pytanie jest prosta: ile tylko się da. Jesteśmy ambitni moja droga. Dokładnie tak jak powinno być, jeśli tylko ambicja nie przesłania przyzwoitości. Dlatego wyciśnijmy wspomniane wydarzenie niczym cytrynę. Tylko jak to uczynić?

- W Londynie jest kilku herbownych o dużym znaczeniu dla całego kraju, jeśli oni coś uznają to tak jest. Wierzę, że jesteśmy stworzyć ci rodowód szlachecki, a raczej… - Jej uśmiech poszerzył się. - Stworzyć linię genealogiczną Gaherisa. Problem jest w tym, że będzie trzeba się udać do szkocji i kilka osób przekonać do naszych racji, przerobić kilka dokumentów. Pytanie czy chcemy się tego podjąć?
- Oczywiście że tak. Charlotto, mam większe prawa do tronu Zjednoczonego Królestwa niźli królowa Wiktoria. Uściślając, bardzo dużo większe. Tylko co to ma za znaczenie? Jesteśmy gdzie jesteśmy, pomajstrujemy przy tym oraz sprawimy, że wszystko zagra. Czyli pytanie: kiedy ruszamy do Szkocji?
- Dopnijmy sprawy formalne jeśli chodzi o ślub. Pokręć się w okolicy klubu i zobacz kogo warto zaprosić, a ja sprawdzę czy znajdziemy w Szkocji coś na czym można by oprzeć naszą historyjkę. Obawiam się, że nie będziesz mógł być swoim własnym potomkiem w pierwszej linii bo wszyscy herbowi wiedzieliby, że żyje ktoś taki. Ale dwa odskoki w linię żeńską, szczególnie jeśli byłyby to jedyne córki, i czysto teoretycznie nadal dziedziczysz tytuł, ale jesteś prawie niewykrywalny.

- Kochanie moje. Moja linia dawno nie istnieje w ludzkim sensie, nie ma co do niej nawet wracać. Mój ojciec Lot z Orkadów oraz mama Morgawse, siostra przyrodnia króla Artura to postaci bardziej legendarne niźli jakiekolwiek tutaj. Dlatego wyobrażam sobie raczej tak, że chętnie znalazłbym jakiegoś podstarzałego arystokratę, który uznałby mnie za syna wprowadzając do swojego domu.
- Tak rzeczywiście może być dużo prościej.
- Charlie ucieszyła się. - To nawet często się zdarza. Lordowie nie mają dzieci z małżeństw więc pod koniec życia adoptują dzieci z nieprawego łoża i oddają im tytuł.
- No oddają w sensie dopuszczają do dziedziczenia, wkurzając dalszych krewnych, choć oczywiście bywa tak, że jedynie główna linia dzierży tytuł. Trzebaby więc znaleźć kogoś takiego.
- Czeka mnie polowanie na podstarzałych arystokratów.
- Charlie zaśmiała się cichutko.
- Rodzin szkockich trochę będzie. Wtedy nawet pasowałoby, że występowałem pod nazwiskiem Ashmore, bowiem teoretyczny arystokrata mógł oczekiwać dyskrecji. Tak, zdecydowanie najlepiej Szkocja, bowiem tam znajdzie się trochę arystokratycznych rodów, które nie udzielają się praktycznie. Od biedy pasowałaby także północna Anglia.
- Fałszywe dokumenty, którymi się posługujesz dają ci rodowód szkocki, myślę że warto ciągnąć to dalej, tym bardziej że na nich oparliśmy twoje akcje w banku.
- Czyli jednocześnie trzeba organizować wesele, dbać o zaproszenia oraz ruszyć do Szkocji? Charlotto, nie chciałbym być źle zrozumiany, ale skoro ruszamy do Szkocji, czy nie wartoby pozostawić kogoś tutaj, kto zająłby się sprawami ślubu?
- To dobry pomysł, tym bardziej że nie powinniśmy się tym zajmować osobiście, a raczej…
- Charlie się zamyśliła. - Bogaci ludzie zawsze to komuś powierzają. Wręcza się co najwyżej zaproszenia osobom bliskim. Koniecznie będziemy musieli kogoś wybrać.
- Ale kogo? Bowiem ten ktoś musi zarówno prowadzić sprawy wesela, jak mieć odpowiednią pozycję. Bowiem inna kwestia stanowią sprawy organizacyjne, ale inną własnie takie choćby udzielanie informacji, odpowiedni wybór gości etc.
- Myślę, że podzielimy odrobinę te rzeczy. Jeśli chodzi o organizację, myślałam o Pannie Dosett. Może brzmi to dziwnie ale wiem, że zostanie pewnie majordomusem gdy już nabędziemy pałac i jak najbardziej zrozumiałe będzie, że to w jej rękach będzie wydawanie poleceń dotyczących spraw organizacyjnych.
- Charlie zamyśliła się. - Jeśli natomiast chodzi o dobór gości… może Robert? Jesteście w tym samym klubie, na zewnątrz nawet może wygląda że się przyjaźnicie, a więc zrozumiałym będzie, że pomaga swemu przyjacielowi. Do tego mógłby spokojnie konsultować rzeczy z Rebeccą czy Florence, a panna Dosett wie kim są i będzie wykonywać ich polecenia.
- Wedle tego co mówiłaś, panna Dosett jest świetna oraz nada się oczywiście. Czyli tak, najpierw rozpoczynamy od nabycia pałacu. Prosimy jednocześnie Roberta, by zajął się gośćmi przy współdziałaniu z Rebecą, Florence, zresztą może nawet jego dama, panna Elisabeth chciałaby pomóc? Wtedy my ruszylibyśmy do Szkocji. Pytanie, czy wystarczy nam na to czasu? Musi wystarczyć, we can!
- powiedział samemu sobie.
- Poradzimy sobie. Co prawda mam zakaz przemęczania się i zbyt dużej ilości biegania… a także milion innych zakazów. - Roześmiała się ponownie, najwyraźniej na wspomnienie jakiejś rozmowy. - Ale mamy wielu życzliwych ludzi, którzy chcą nam pomóc. A teraz… - Rozsiadła się wygodnie na fotelu, eksponując swoją zgrabną sylwetkę. - czy mogłabym prosić o jeszcze jeden raz nim utoniemy w wirze obowiązków?
- Eee, możemy … - widać było, iż Gaheris po prostu jest niepewny co do igraszek ze swoją ukochaną kobietą spodziewającą się upragnionego potomstwa.

- Przed chwilą to robiliśmy - Mrugnęła do niego. - Po za tym… cytuję “gdyby to mogło zaszkodzić dkurwy nie robiłyby niczego innego.
- Ale ja nie wiedziałem … na pewno możemy?
- pominął cytat dotyczący niewiast specjalnej profesji.
- Weług florenca, tak. Malcowi nic nie powinno od tego być.
- Florence chyba wie wiele co do tego właśnie
- przytulił się mocno całując.
Charlie oddała pocałunek, dociskając mężczyznę do siebie i obejmując go nogami.
- Sama miała dziecko, a i jest to częste zjawisko w jej branży. - Przyjrzała się swemu narzeczonemu. - Ja natomiast mam na ciebie straszną ochotę, mój śpiący królewiczu.
Tak się złożyło, że ochota była wzajemna.
- Także pragnę cię w tej chwili posiąść, moja piękna pani – uśmiechnął się do niej namiętnie Gaheris. Mężczyzna obawiał się faktycznie trochę, czy mogą tak się zabawiać podczas stanu Charlie, jednak pożądanie przeważyło.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-05-2018, 10:41   #126
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Trochę później Charlotta już nie mogła się skarżyć na to, że jej potrzeby nie zostały zaspokojone. Najpierw wszystko było delikatne, czułe, niemal ostrożne, jednak każdy moment powiększał narastające napięcie cudownej słodyczy. Wreszcie wszystko pogrążyło się wewnątrz wspaniałego stanu przyjemności dawanej wzajemnie sobie. Gdy skończyli Charlotta usnęła w jego ramionach uśmiechając się. Miło było popatrzeć na jej spokojną twarz. Przez dwa dni chyba dopilnowano by odpoczęła, bo wory pod oczami zniknęło, a na policzkach pojawił się zdrowy rumieniec. Spokojnie obok siebie po prostu byli, czując wzajemna obecność oraz ciesząc się nią.
- Mówisz że Florence miała dziecko? - spytał nagle. Rzeczywiście Toreadorka mogła być piękna kurtyzaną oraz mogła zostać przeistoczona już po urodzeniu potomstwa. Ostatecznie osobiście mógł stwierdzić, iż dziewicą przy przemianie już nie była wszak. Skoro tak, mogło się zdarzyć urodzenie dziecka.

Charlie uchyliła powieki.
- Yhym… do tej pory ma kontakt ze swoim rodem. - Ucałowała nagą pierś wampira i ponownie przymknęła oczy. - A przynajmniej z jedną jego gałęzią.
- Wobec tego, jakie plany na dzisiaj? Mieliśmy jeśli dobrze pamiętam, właśnie porozmawiać z Florence chyba
- spojrzał pytająco na dziewczynę. Faktycznie wszelkie myśli bowiem wyfrunęły mu podczas niedawnych igraszek. - Wobec tego może kąpiel oraz chodźmy. Jeśli byłoby to możliwe, chciałbym, byśmy pospacerowali po ogrodzie Boyla, jeśli nie masz oczywiście nic przeciwko piękna damo? - spytał narzeczoną.
- Wzywała ciebie, a nie nas. - Charlie mrugnęła do niego po czym obróciła się i wtuliła w poduszkę. Jeśli nawet chciała się zasłonić, to niezbyt jej to wyszło. Wzrok Gaherisa przesunął się po jej nagiej odsłoniętej szyi, wzdłuż zgrabnych pleców o mocno wciętej talii, aż po okrągłe, zaczerwienione pośladki. - Poczekam tu na ciebie, a potem chętnie skorzystam ze spaceru.
Uśmiechnął się. Charlota była piękną kobietą oraz miała niepospolitą inteligencję, charakter oraz naprawdę była prawdziwie specjalna.
- Wobec tego pędzę się umyć, potem zaś spacer Charlie - ucieszył się, iż także miała ochotę poprzechadzać się alejkami wśród drzew. Szybko skoczył do łazienki, umył dokładnie, odpowiednio wyperfumował, utrefnił włosy wedle wiktoriańskiej mody, wreszcie przyodział się tak, jak przystało na gentlemana. Wychodząc z łazienki jeszcze oczywiście podszedł do Charlotty mocno całując.
- Wiesz co, pomyślałem, że na nasz ślub moglibyśmy zaprosić tego właściciela sklepu, którego poznaliśmy kiedyś. Co ty na to? - przypomniało mu się nagle. Jednak chciał go zaprosić nie tylko ze względu na tamto spotkanie, także dlatego, iż bezwiednie, jednak pomógł odnaleźć porwaną Charlottę. Skoro miałoby to być wydarzenie, takie zaproszenie dla handlarza, dosyć zamożnego oraz aspirującego do wyższych sfer, mogłoby stanowić wspaniałe podziękowanie.
- Myślę, że to dobry pomysł. - Przyciągnęła go do siebie i ucałowała. Jej dłoń zanurzyła się w ułożonych włosach wampira. - Nie siedź tam zbyt długo.
- Postaram się. Kompletnie nie wiem, co takiego Florence chciałaby, jeśli zaś tobie też nie powiedziała
… - buziak, buziak, buziak, wreszcie ruszył do urodziwej Toreadorki.

Zastał starszą w pokoju, który zajmowała od początku pobytu u Boyla. Siedziała za biurkiem, pochylając się nad stertę dokumentów. Z pokoju obok dobiegł do uszy wampira odgłos kobiecego śmiechu. Florence podniosła wzrok, gdy tylko zamknął za sobą drzwi.
- Witamy z powrotem. Jak się czujesz? - Wskazała mu fotel naprzeciwko biurka i złożyła podpis na jakimś dokumencie.
- Obecnie nieźle. Witaj oraz dobry wieczór. A jak ty? Wiesz, wyleciałem na dwa dni z obiegu informacji. Dowiedziałem się tylko, że jutro będzie jakieś spotkanie - odpowiedział swobodnie.
- Tak. Rada musi podjąć decyzję co dalej. - Wampirzyca odłożyła pióro i kartkę, po czym już wygodnie odchyliła się w fotelu. W głębokim dekolcie, doskonale widać było jej kształtne piersi. - Jesteśmy ci wszyscy bardzo wdzięczni za to co udało ci się osiągnąć w porcie.
- Cóż, wszyscy cieszymy się, że się ogólnie udało. Przyznam jednak się Florence, że niepokoi mnie sprawa tego kolejnego wampira, którego ponoć nie udało się nikomu poznać oraz nikt nie wie, gdzie jest. Chyba jednak, iż sytuacja uległa zmianie
? - spojrzał pytająco na piękną kobietę. Dalej dumał, właściwie czego chciała porozmawiać, bowiem niewątpliwie nie planowała jedynie gratulować czy jakoś dziękować, czy cokolwiek podobnego.
- Niestety nie. Nadal przeszukujemy wybrzeże. Znajdzie się. Nie wydawał się być tak silny jak Tarquin, a i większość jego siatki udało się już rozbić. - Florence przyjrzała się uważnie Gaherisowi wyraźnie zastanawiając się jak zacząć rozmowę. - Jak tam Charlotta?
- Doskonale już. Wiesz sama … musimy obecnie uważać, ale też mamy sporo przed sobą
- przyznał. - Szokujące wprawdzie, ale nasza malkaviańska przyjaciółka przewidziała taką możliwość jakiś czas temu. Dziwne prawdziwie. Przyznaję szczerze, iż czuję się wspaniale słysząc coś takiego, jakby wiesz … brakuje słów.
- Widzę
. - Florence uśmiechnęła się. - Chciałam cię prosić byś teraz nie pakował Charlie w żadne kłopoty. Nie mówiłam jej tego ale po ostatniej strzelaninie straciła sporo krwi i obawiałam się, że może stracić też dziecko. Na szczęście wszystko wydaje się być teraz stabilne, ale lepiej nie ryzykować. Najlepiej by było by przez najbliższe kilka dni, była głównie w łóżku. Żadnego biegania po dachach, wspinaczek czy walk. Mogłabym jej to powiedzieć ale znając życie mnie nie posłucha.
- Kurczę, mnie też nie posłucha
- westchnął wojownik, który czuł, iż coś może być nie tak. - Jest absolutnie najważniejsza, więc spróbuję, co mogę. Aczkolwiek znając Charlie nie będzie to ojoj, nie będzie bardzo łatwe. Aczkolwiek jeśli nie będę się ruszał, to ona może też. Poproszę Boyla, byśmy mogli pozostać jeszcze parę dni. Uff … trudno, Szkocja się przesunie. Bowiem, czy będzie później mogła poruszać się koleją czy powozem?
- Nie zrozum mnie źle, możecie podróżować. Tylko nie powinna chodzić, biegać, szczególnie po schodach. Chodzi tu głównie o wysiłek fizyczny. Bezpiecznie będzie za jakieś 3 miesiące
… - Nagle coś jakby dotarło do Florence. - Jaka Szkocja?
- Szkocja taka no tego, ta na północy. Planowaliśmy się wybrać do mojej rodziny
- wyjaśnił uprzejmie.
- Nie wspominałeś - Florence spojrzała na niego odrobinę podejrzliwie
- Czego nie wspominałem? - spytał uśmeichniety.
- Że masz rodzinę. - Wampirzyca podniosła się i podeszła do barku. Sięgnęła po karafkę z krwią. - Masz ochotę? - Zerknęła na niego nalewając vitae do jednego z kielichów.
- Chętnie, zaś nie wspominałem, że mam rodzinę, bowiem jej nie mam. Niewiele rodzin miałoby szansę przetrwać tak długo wszak - sięgnął po kielich. - Zdrowie Charlotty oraz dziecka - zaproponował toast czerwienią.
- Za Charlottę. - Florence upiła krwi. - To kogo planujesz odwiedzać, wspomniałeś przed chwilą, że rodzinę.
- Rodzinę, przecież mówiłem. Nie oznacza to, iż ją mam obecnie, jednak kiedy tam będę, gwarantuje, będziemy wspaniała rodziną
- wyjaśnił pięknej Toreadorce. - Muszę się jakoś urządzić tutaj. Charlotta nie może wszak wyjść za jakiegoś nieznajomego. Któż uwierzyłby, iż jestem kim jestem, prawda Florence?
- To prawda… Tylko proszę nie narażaj jej
. - W głosie starszej pojawiła się szczera troska. Wyraźnie się martwiła o ghulicę. - A wiesz o co ona mnie spytała w pierwszej kolejności? Czy może dalej się z tobą kochać. - Wampirzyca przewróciła oczami. - Ona nie ma instynktu samozachowawczego i to ją może kiedyś zabić.
- Owszem nie ma, za to jest osobą bardzo ruchliwą, energetyczną, cóż liczę najbardziej na to, iż będzie sama chciała bardzo uważać, bowiem niewątpliwie także chciałaby urodzić zdrowe dziecko. Bardzo kocham ją, będę starał się chronić, jednak liczę trochę na to, że Charlie się nieco zmieni.
- Głównie to chciałam ci powiedzieć. Uważaj na nią. Jak możesz ją gdzieś zanieść to to zrób, dobrze? Jeśli chcecie podróżować nie ma problemu, byleby nie powoziła tej dorożki lub biegała po pociągu
. - Florence odstawiła pusty kielich. - Wynalazłam wam jeszcze trzy rezydencje do obejrzenia. Ale to może chwilkę zaczekać.
- Wobec tego może tak, niechaj odpocznie sobie chwilę. Może nawet parę dzionków jakiś. Później spróbujemy załatwić sprawę owej rezydencji. Bardzo Florence ci dziękuję za pomoc
- uścisnął dłonie kobiecie. - Ustalimy kilka spraw ślubnych, później ruszamy.
- Jakbyście potrzebowali pomocy, to mów, dobrze? Charlie zawsze tego unika, a toż wie… wie że mi na niej zależy.
- Powiem jeśli tylko będę mógł. Charlotta ma bardzo wiele wspaniałych zalet, ale cóż, nie bycie upartą do owych zalet nie należy. Cóż, dziękuję Florence, idę do niej, będę się starał.
- Odwiedźcie mnie czasem
. - Mrugnęła do niego i wróciła do swoich papierów.
- Odwiedzimy - ruszył ponownie do Charlotty. Rzeczywiście chyba będą mieli niekiedy pola sporów, bowiem dziewczyna potrafiła mieć swoją opinię.
Gdy docierał do drzwi, Florence znów się odezwała.
- Zapomniałabym… Staraj się nie poić jej za bardzo krwią. Nie wiem jak dziecko może na to zareagować, dobrze?
Ciekawa rzecz. Gaheris skinął potwierdzająco, iż zrozumiał. Rzeczywiście, wszak matka jest połączona ze swoim dzieckiem. Stanowi dla niego źródło pokarmu, więc teoretycznie przez Charlottę krew wampirza mogłaby także dotrzeć do małego lub do małej. Florence uśmiechnęła się, po czym delikatnie machnęła dłonią, że już skończyła.

Charlie chyba zaczęła się ubierać bo leżała w halce ale przysnęła ponownie. Mężczyzna podszedł do niej, ucałował czoło leciutko wywołując tym na jej twarzy delikatny uśmiech. Starając się nie obudzić, później lekko okrył. Postanowił że posiedzi sobie przy niej, poczyta, pospacerować wszak mogą później jeszcze. Ruszył do biblioteki Boyla po jakąś książkę. W bibliotece było pusto, z resztą,na korytarzach też panował przyjemny spokój. Kątem oka dostrzegał jedynie przemykającą służbę. Gaheris podszedł do półki. Szukał czegoś związanego ze szlachtą szkocką. Nawet paru książek. Boyle nie miał jakichś niesamowitych zbiorów z tego zakresu, ale udało mu się znaleźć 3 brzmiące dosyć ciekawie pozycje. Przede wszystkim herbarz. Kiedy wreszcie zgromadził, co chciał, ruszył z powrotem do pięknej dziewczyny. CHarlie nadal drzemała wtulając się w kołdrę, którą ją przykrył. Nawet dobrze, właściwie bardzo, biorąc pod uwagę, iż dziewczyna powinna wypoczywać. Ucałował leciutko, ażeby nie obudzić dziewczyny. Dlatego właśnie zabrał się za przyniesione książki. Odłożył kilka na bok, zaś dwie położył na stoliku sam siadając tak, żeby spoglądać na nią spod oka. Wszak nosiła dziecko, jego dziecko, ich wspólne dzieło. Poczuł wzruszenie. Ufff …

Część książek odłożył, dwie ułożył na stoliku zamierzając po nie sięgnąć. Pierwszą był “System of heraldry”. Właściwie pozycja dotyczyła Europy, jednak ze szczególnym uwzględnieniem Szkocji. Oprócz opisywania rodów zawierała także informacje na temat blazonowania, choć akurat taką wiedzę wampir już posiadał. Musiał jedynie lekko przetransponować pewne elementy oraz douczyć się jakichś nowych. Pozycja wydana w Edynburgu jakieś 120 lat temu, czyli nieźle. Drugą była “Heraldry and floral form as used in decoration”. Ta druga była nowszą pozycją, opisującą bardzo szczegółowo motywy herbowe szlachty zjednoczonego królestwa.


Informacje były dosyć istotne, bowiem nawet przy takich opisach pojawiało się wiele kwestii dotyczących herbów, zawołań etc. Ponadto były opisy obecnej szlachty, zaś akurat to, ze względu na aktualność wydania, stanowiło szczególnie cenną informację.
 
Kelly jest offline  
Stary 22-05-2018, 09:07   #127
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Kolejna księgą, po którą sięgnął była pozycja także bardzo aktualna “The Scottish Chiefs” napisana przez Jane Porter. Kobieta! Jednak faktem było, iż coraz więcej kobiet miało ambicje literackie. Wprawdzie najczęściej uzewnętrzniały się one na niwie powieściowej, jednak niektóre także uprawiały bardziej naukowe dziedziny. Dotyczyło to oczywiście najczęściej szlachetnie urodzonych dam, które pomimo ograniczeń potrafiły uzyskać wysokie wykształcenie. Pewnie właśnie autorka do takich pań należała, bowiem podawane przez nią informacje były bardzo przydatne.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/736x/24/a0/77/24a077a29f5cfeb538e1d130ed6f4ca6.jpg[/MEDIA]

Przede wszystkim opisywano tam aktualną arystokrację szkocką podając bardzo dokładne dane. Przy tym całościowo tytulaturę. Sama książka została zadedykowana księciu Hamiltonowi. Był to arystokrata wielkich wpływów. William Alexander Archibald Hamilton, 11-y diuk Hamilton i 8-y diuk Brandon miał pozycję jednego z pierwszych arystokratów Szkocji oraz wspierał literaturę. Jednak takich możnych panów było całkiem sporo. Oraz istniało wiele rodzin, choćby Campbellowie. Poświęcona im była kolejna pozycja.

[MEDIA]https://worthingtongalleries.com/wp-content/uploads/2017/09/Antique-Book-The-Heraldry-of-the-Campbells-by-G.-Harvey-Johnston-11.jpg[/MEDIA]

Była jeszcze kolejna książka poświęcona Douglasom oraz jeszcze kolejne wielu innym klanom. Rycerz czytał po kolei wymienione oraz jeszcze kolejne książki.

Najbardziej zaintrygował go klan Stewartów. Miał bardzo wiele rozgałęzień, ale jakiś czas temu, to nazwisko pojawiło się w gazecie, którą czytał. Niestety ta pewnie spłonęła wraz z resztą rzeczy w domu Charlotty. Robert Stewart, pierwszy Earl of Orkney był już starszym człowiekiem i Times rozwodził się na temat spekulacji, kto będzie po nim dziedziczył Earl's Palace w Kirkwall. Sprawa była o tyle kłopotliwa, że o ile kuzyni mogli przejąć sam zamek, nikomu nie przysługiwał tytuł. Może dałoby zagarnąć ten problematyczny element? Pozostawić kuzynom zamek, a samemu ubarwić swoje współczesne pochodzenie? Cała kwestia arystokratyczna stanowiła rzeczywiście pomieszanie z jeszcze poplątaniem. Dlaczego? Otóż zazwyczaj tytuł był związany z rodziną, ale też określonym majątkiem. Czyli powiedzmy baron Stonewall jednocześnie posiadał majątek, który był przywiązany do tytułu. Nie można było go podzielić ani oddać, jednak nie zawsze tak było. Baaa, zdarzały się nawet majątki, które mogły być dziedziczone wedle kądzieli. Istotne więc było dowiedzenie się, jak wygląda sprawa zacnego hrabiego, bowiem de facto earl był dokładnie tym samym co właśnie hrabia. Jeśli bowiem tytuł hrabiowski nie należał do konkretnego majątku, lecz stanowił przywilej rodziny, wtedy sprawa mogła być prosta, jeśli jednak nie możnaby było się porozumieć na zasadzie przekazania majątku. Jednak może można byłoby przekazać resztę nie należącą do uposażenia tytułu. Kolejna możliwość to puszczenie w dzierżawę za jakiś bezcen. Każda spośród owych opcji mogłaby odpowiednio wzbogacić wspomnianych kuzynów hrabiego. Ogólnie prawdopodobnie dałoby się dojść do jakiegoś sensownego porozumienia.
 
Aiko jest offline  
Stary 22-05-2018, 10:40   #128
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Co ciekawego czytasz? - Charlie przerwała mu rozmyślania, spoglądając na niego z uśmiechem. Nadal wtulała się w poduszkę, była jednak wyraźnie obudzona.
- Już nie śpisz? - uśmiechnął się biorąc książkę oraz podchodząc do swojej pięknej pani. - Czytam właśnie pozycje od Boyla. Poszukałem coś wśród jego ksiąg dotyczących Szkocji oraz tamtejszej szlachty. Cieszę się, że usnęłaś. Florence wspomniała, iż powinnaś dużo wypoczywać najdroższa.
- Marudzi. Czuję się bardzo dobrze. - Charlie usiadła na łóżku i przeciągnęła. - Znalazłeś coś ciekawego? Och i która godzina? Mieliśmy iść na spacer.
- Marudzi nie marudzi, ale najdroższa moja, będziemy się podporządkowywać. Co oczywiście nie znaczy, że nie możemy pójść na spacer. Jest druga, więc mamy trochę czasu. Tylko Charlie, jest taka sprawa, ponieważ spędzasz niemal całą noc nie sypiając, prosiłbym, żebyś po prostu odespała to w ciągu dnia, bardzo proszę. Tym bardziej, iż także Florence wspominała, że musimy ograniczyć, nie zlikwidować, ale ograniczyć kwestię karmienia cię krwią. Nikt nie wie, czy to nie zaszkodziłoby dziecku
– powiedział nagle bardzo poważnie. - Więc będziemy musieli wiesz, tak po kropelce malutkiej – pomógł dziewczynie podnieść się z łóżka. - Kwestia natomiast, czy znalazłem coś ciekawego? Owszem, kilka rodzin, które mogłyby pasować. Początkowo myślałem na temat orkadzkiej odnogi Stewartów, ale oni mają dosyć szerokie powiązania arystokratyczne. Obecnie noszą nazwisko Fitzmaurice i poprzednio rzeczywiście szła tam kolejność dziedziczenia po kądzieli. Jednak obecnie sprawa się wyczyściła. Ponadto są blisko powiązani z Petty-Fitzmaurice, czyli markizami Landsdowne, którzy mają bardzo mocną pozycję wśród torysów, zaś Henry Petty-Fitzmaurice, 3i markiz Lansdowne pełnił szereg funkcji rządowych. Wydaje mi się, że nie ma sensu otwierać tutaj ewentualnych sporów. Zastanawiałem się nad Charlesem Gordonem, 10ym markizem Huntly. Starszy pan niewątpliwie, ale jego czternastka dzieci mogłaby stanowić zbyt kłopotliwą kwestię. George Douglas, 17-y earl Morton także odziedziczył swoje hrabstwo w okolicznościach kuzynowych, powołując się na jakieś pokrewieństwo. Pasowałby wiekiem. Ale ma dwójkę synów, przy czym ten drugi jest wysokim oficerem Royal Navy mającym realne szansę na własną flagę admiralską. Czyli średnio poszukiwanie wyszło, popatrz, przypuszczałem choćby earlowie Rhotes. Obecny ma wyłącznie córki, jednak jest jeszcze niestary, może mieć dzieci - mówił przerzucając kolejne kartki. - Jednak znalazłem wreszcie pewną możliwość. Mianowicie earlów Newburgh. Dlaczego? Bowiem można się łatwo dogadać. Otóż tytuł został stworzony w 1660 dla Jamesa Livingstona, któremu przysługiwały także dodatkowe tytuły vicehrabiego Kynnaird i lorda Levingston. Piszą tutaj o bardzo dużym zagmatwaniu prawnym. Otóż tytuł vicehrabiego może przechodzić w linii żeńskiej, ale hrabiego oraz lorda już być może ewentualnie nie. I popatrz co się stało. Charles Livingston, 2-i Earl Newburgh miał jedynie córkę Charlotte Maria Radclyffe, jako 3cia hrabina, kolejnym zaś był jej syn James Bartholomew Radclyffe, 4ty Earl Newburgh i tytularnie 6y Earl Derwentwater. Jego wnukiem ponownie przez córkę był Vincenzo Giuseppe Filippo Giustiniani, 6-y książę Giustiniani i zarazem prawnie 6ty Earl Newburgh. Tyle, iż on także nie miał syna, tylko córkę. Maria Cecilia Agata Anna Josefa Laurenzia Donata Melchiorra Baldassara Gaspara Bandini, księżna Mondragone and 7a hrabina Newburgh. Obecnie ta pani ma blisko 60-tki i normalnie mieszka w Italii. Czytałem jednak w gazecie, iż przybyła do Londynu pozałatwiać swoje sprawy finansowe. Bowiem tutaj jej posiadłościami kierują plenipotenci. Zapewne więc dałoby się z nią porozumieć przy wsparciu odpowiednich umiejętności.

Rycerz przerwał na chwilę.
- Przepraszam, jeśli cię nudzę. Dla rycerzy mojego czasu takie zawiłości stanowiły codzienność. Wystarczyłoby więc, żeby udowodnić, iż jestem synem Vincenzo Giuseppe Filippo Giustinianiego, żeby księżna zatrzymała sobie swoje włości włoskie, zaś w Szkocji żeby przejąć owe ziemię, nawet za jakąś rekompensatą. Potrzebny byłby więc jakiś dokument potwierdzający formalne uznanie synostwa oraz potwierdzenie księżnej Marii, że to jest całkowita prawda. Jeśli bowiem księżna Maria postanowiłaby przekazać tytuł swojemu przyrodniemu, bowiem pewnie tak to trzebaby wykombinować, sprawa byłaby zatwierdzona. Wtedy sprawa byłaby klepnięta, wszyscy zaś cieszyliby się, iż par Szkocji przebywa na terenie Wielkiej Brytanii. Czytałem przy okazji, jak wspomniałem, iż akurat przebywa ona w Londynie, przeto tym bardziej można by wszystko załatwić nie wyjeżdżając do Szkocji wcale.
- Nie nudzisz mnie. To niesamowite ile udało ci się znaleźć
. - Charlie przerwała ubieranie się pozostawiając niedopięty gorset suknie, spod którego uciekały jędrne piersi. Na moment zamyśliła się opierając ramiona na biodrach. - Załatwienie fałszywych papierów chwilę zajmie i pewnie trzeba by udać się do Szkocji by tam wyrobić jakieś do nich podstawy. Wiesz plotki i temu podobne. Ale jest to wykonalne. A co do pani Marii, sprawdzę gdzie się zatrzymała i z kim załatwia te sprawy finansowe i spróbujemy zaaranżować spotkanie. - Kobieta powróciła do przerwanej czynności, dopinając suknię. - Pytanie tylko czy nie byłoby lepiej gdybyśmy mieli już te dokumenty na rozmowie z nią.
- Zdecydowanie lepiej
- przyznał rację kobiecie. - Aczkolwiek tak czy siak będę musiał pomajstrować w głowie przy jej wspomnieniach. Pisane było, iż księżna Maria urodziła się w 1796 roku oraz bywała tutaj wielokrotnie w Anglii. Poprzedni książę Vincenzo Giustiniani odszedł w 1826 roku. Czyli wszystko pasuje. Jego dziecko mogłoby mieć około 27-28 lat. W tym czasie księżna była już kobietą dorosłą, mogła doskonale wiedzieć o bracie oraz spotykać go podczas następnych wizyt na terenie Anglii. Ba, mogła nawet osobiście być przy jego porodzie. Taka powinna być jej linia oraz takie powinno być jej wyobrażenie. Kwestia popracowania nad wspomnieniami. Zakładam, że jej wolą oraz zgodnie z przekazanym fragmentem testamentu jej ojca, miała przekazać swojemu bratu parostwo po osiągnięciu określonego wieku przez niego. Był to ukrywany cel jej przyjazdu, ale obecnie ona ogłosiłaby to oficjalnie oraz spisała odpowiednie dokumenty. Skoro mamy tutaj normalne zrzeczenie się tytułu przekazując go jednocześnie młodszej linii, bowiem bywały takie sytuacje, nikt nic nie miałby do tego. Zresztą ogólnie księżna nie cieszy się sympatią opinii. Włoszka oraz w ogóle z daleka sobie spogląda na wszystko. Prasy nie ma dobrej. Aczkolwiek musielibyśmy się liczyć z tym, iż prasa zainteresowałaby się także nami, ale cóż, to dla dobra banku - uśmiechnął się do niej. -Jeszcze trzydzieści lat temu kręcono nosem, kiedy arystokracja rządziła biznesem, obecnie szczęśliwie mijają te czasy.
Charlie przytaknęła.
- Sprawdzimy ją. Może będzie trzeba odrobinę popracować o opinią o niej, by nie było wątpliwości co do niej i jej potwierdzeń dotyczących twojej osoby. - Kobieta podeszła do wampira i ucałowała go. - Idziemy na spacer? Możemy chyba porozmawiać także w ogrodzie.
- Idziemy, idziemy
- podał jej ramię. - Uwielbiam spacery oraz ogrody, natomiast już przy tobie to ogólnie miód istny.

Powoli ruszyli kontynuując rozmowę.
- Wydaje mi się, iż jej opinia byłaby pasująca. Opinia publiczna oraz prasa ucieszyłaby się, my ucieszylibyśmy się, jeszcze tylko trzebaby było sprawić, że ona by się ucieszyła.
Charlie poklepała go po ręce, o którą się opierała.
- O to się nie martwię. Potrafisz sprawić przyjemność kobiecie. - mrugnęła do niego. - Pewnie wypuszczenie wywiadu i zebranie informacji zajmie mi kilka dni. Będę musiała poprosić Pannę Dosett o jakieś kontakty… Za dwa dni odbędzie się to przyjęcie u Pani Sinett. Masz jakieś plany na ten czas?
- Nie mam, szczerze mówiąc kompletnie zapomniałem o jej przyjęciu
- przyznał się. - Ale rzeczywiście, będziemy musieli tam być. Ciekawe, czy będzie księżna, możnaby nad nią już wstępnie popracować.
- Może udałoby mi się zdobyć listę gości
. - Spokojnym krokiem opuścili pałac i ruszyli w kierunku, tonącego w ciszy i świetle gwiazd ogrodu. - To byłoby wspaniałe ją tam spotkać. Jestem bardzo ciekawa tej persony. - Charlie uśmiechnęła się i przywarła mocniej do ramienia wampira. - A co do przyjęcia… Jeśli jej tam nie będzie i nie masz ochoty, to nie musimy iść.
- Muszę. Pamiętaj, że budujemy swoją historię, zaś taka wizyta jest jej istotną częścią. Ponadto kwestia banku. Musimy dbać, żeby cieszył się odpowiednim prestiżem. Możliwe, iż ktoś będzie chciał stać się klientem. Przy okazji, sprawdziłem na mapach ów Newburgh. Istnieją w Szkocji dwa miejsca mające tą nazwę. Wioska obok Aberdeen, Taka portowa rybacka wieś oraz miasto, wprawdzie niewielkie, jednak mające nadanie prawa królewskiego miasta. Ale istnieje także, i to jest właśnie to miejsce, posiadłość Kinnaird. Pomiędzy Aberdeen i Perth. Tam właśnie jest siedziba hrabiów Newburgh. Dwór oraz okoliczne posiadłości.
- Jestem ciekawa jak to tam wygląda
. - Charlie zamyśliła się. - Nie mogę się doczekać wyprawy tam. - Wampir zauważył, że mimo swojej pewności siebie i marudzenia na rygory narzucone przez Florence, kobieta szła dosyć wolno, ostrożnie stąpając. - Wobec tego zamówię nam odpowiednie kostiumy na przyjęcie i dopytam Rebeccę czy z kimś będziemy mogli się udać. Nie było chwili by się tym wszystkim zająć. - Westchnęła ciężko.
- Ano nie było. Dziękuję, iż przemogłaś się do Rebecci. Chyba powinna mieć teraz więcej swobody, skoro nie musi pilnować księcia - cieszył się, iż energiczna Charlotta lekko przystopowała swoją naturalną chęć szybkiego poruszania się..
- Nie musiałam się do niej przemagać. - Charlie naburmuszyła się lekko. Po chwili dodała już żartobliwym tonem. - Wybacz, że jestem zazdrosna gdy pokładasz nadzieję w innych kobietach.
- Przepraszam, wiesz, lubię wiele osób w tym Rebeccę, jednak ciebie kocham, to chyba jednak różnica. Jeśli powiedzmy, pokładam nadzieję w krawcowej, że uszyje dobrą suknię, chyba nie musisz być zazdrosna, nieprawdaż
?
Charlie zaśmiała się cichutko.
- A jak bardzo urodziwa to krawcowa? - mrugnęła do niego. - Zazdrość to nie jest coś co się musi. To przychodzi samo, a ja bardzo staram się jej unikać. Acz twoje zaufanie pokładane w tylu pięknych kobietach mi nie pomaga.
- Ale skoro tak, to pomyśl, że wszystkie te piękne kobiety zwyciężyłaś
- uśmiechnął się do niej. - Możesz mi wierzyć Charlie, moje rycerskie słowo to coś więcej, niźli mówienie na wiatr. Naprawdę cię kocham oraz chcę być z tobą właśnie. Jeśli zaś odwiedzimy Florence, lub coś podobnego, to wyłącznie dlatego, iż będziemy razem mieli taką ochotę. Choć obecnie nawet nie wiem, czy będziemy mieli czas nacieszyć się sobą. Tyle rzeczy do zrobienia, tyle rzeczy … - zadumał się obserwują piękne niebo.
- Zbyt długo unikałam cieszenia się tobą przez to całe zamieszanie. - Charlie także podniosła wzrok. - Zadbamy o to by na to zawsze znalazł się teraz czas.
- Oczywiście, aczkolwiek musimy być ostrożni. Przecież nie chcielibyśmy, aby dziecku cokolwiek się stało. Cieszę się, że możemy tutaj spacerować wspólnie.
- Ja również… będzie mi brakowało tego miejsca
. - Charlie oparła się głową o jego ramię.
- Ba, ale znajdziemy własne miejsce, które wcale nie będzie gorsze, może zaś wiele lepsze. Chciałbym, żeby nasze domostwo stanowiło miejsce, gdzie ktoś będzie mógł przyjść oraz nacieszyć się widokiem jego piękna, tak samo, jak my cieszymy się widokiem siedzimy Boyla. Przy okazji, hm, Charlie, jakiego jesteś wyznania? - tutaj była istotna kwestia, kto będzie dawał ślub. Obecnie panowało równouprawnienie wyznań: katolickiego i protestanckiego. Szczególnie dobrze zostało to przyjęte w Irlandii oraz częściowo w Szkocji, gdzie właśnie znaczna część, jeśli nie zdecydowana większość mieszkańców, stanowiła wyznawców katolicyzmu, głównie przybyłymi z Irlandii w pierwszej połowie XIXego wieku, albo prezbiterianami, nie zaś anglikanami. W 1829 roku, na mocy Catholic Emancipation Act, zniesiono zapisy zawarte w przyjętym niegdyś Test Act. Katolicy uzyskali całkowitą swobodę praktyk religijnych i dostęp do prawie wszystkich państwowych urzędów. Aczkolwiek prawo z 1701 roku zakazujące katolikowi wstąpienia na brytyjski tron oraz poślubienia brytyjskiego monarchy obowiązywało nadal. Właśnie dokładnie to stanowiło wspomniany wyjątek, ale akurat to go nie interesowało wcale. Przecież nie planował tych właśnie spraw. - Ja jestem katolikiem - dodał. Zresztą w czasach arturiańskich nie było w Brytanii odłamów innych chrześcijaństwa, było natomiast wielu pogan.
- Anglikańskiego… - Charlie przyjrzała mu się z zaciekawieniem. - Jak to jest żyć tyle i nadal wierzyć? Miałeś okazję zobaczyć jak teraz wygląda obrządek? Nie.. chyba nie było czasu. Będziesz miał coś przeciwko ceremonii w kościele anglikańskim? Największe świątynie podlegają właśnie temu odłamowi.
- Możemy owszem, w kościele anglikańskim, jednak nie tylko. Znaczy ponieważ katolicyzm, jak słyszałem, dopiero się odradza, więc uważam, że jakiś ksiądz, których zbyt wielu nie jest, pobłogosławi nasze małżeństwo również w obrządku katolickim. Spokojnie dopuszczam prywatną ceremonię ślubną. Natomiast kwestie anglikańskie, ze względu na fakt, że ty jesteś anglikanką oraz właściwie wszyscy goście niemal, może mieć główne miejsce wedle twojego obrzędu
- uśmiechnął się. - Natomiast jak to jest wierzyć? Chyba normalnie. Natomiast nie widziałem obrzędu anglikańskiego. Wiesz, wampiry niespecjalnie odwiedzają kościoły. Stanowi naszą przypadłość, iż nie czujemy się godni, zaś prawdziwa wiara stanowi dla nas coś ograniczającego nasze moce. Oczywiście wierzącym wampirom jest łatwiej, jednak tak czy siak staramy się skupić bardziej na osobistej modlitwie. Nie mniej oczywiście chętnie zobaczę, aczkolwiek nie planuję zmieniać wiary. Przeto mogłyby to być raczej po prostu odwiedziny. Aczkolwiek czytałem, iż zarówno anglikanizm, jak katolicyzm praktycznie nie różnią się ani sakramentami ani obrzędowością oraz obydwie strony wzajemnie uznają chrzty. Dlatego tym bardziej nie będzie jakichkolwiek kłopotów.

Właśnie spacerowali tak sobie rozmawiając poprzez ścieżki pięknego parku. Nie trwało to zbyt długo, bo mimo zapewnień Charlotty, że czuje się dobrze, wampir szybko wyczuł, że narzeczona jest słaba. Powoli wrócili do pałacu, ale na piętro musiał już wnieść kobietę, która usnęła mu w ramionach. Zostało mu jeszcze sporo czasu do świtu.
 
Kelly jest offline  
Stary 25-05-2018, 09:44   #129
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
2 czerwca 1853

Budząc się poczuł się znów jak na początku swego pobytu w Londynie. Pierwsze co poczuł to przyjemne ciepło i zapach bliskiej mu kobiety. Charlotta spała, opierając głowę na jego piersi. Była uroczo zarumieniona i uśmiechnięta. Strasznie mu się to podobało. Przez chwilę chciał ją mocno pocałować, ale powstrzymał się. Bynajmniej nie dlatego, żeby nie miał ochoty choćby na chwilkę rozmowy, ale tak słodko spała. Ponadto sen stanowił dla niej konieczność, szczególnie nocą. Złożył więc delikatnego całusa na jej głowie, wyszeptał czułe słówka miłości oraz wysunął się ostrożnie poza łoże. Myć się oraz odpowiednio ubrać. Gdyby przypadkiem Charlie obudziła się, oczywiście chwilkę porozmawialiby, jeśli nie, planował pozostawić jej liścik słodki. Zakładał, że któryś spośród służących Boyla zawoła go, skoro mieli jechać razem, jednak przypuszczał, iż wampir mag jeszcze nie wstał. Jakby bowiem nie było, on to czynił znacznie wcześniej niżeli większość przemienionych. Kąpiel więc, odpowiednie utrefnienie włosów, zadbanie, żeby zarost został dokładnie wygolony. Później odpowiedni strój dla miejscowego gentlemana. Wreszcie był przygotowany na spotkanie londyńskiej elity wampirów wezwanych przez księcia Roberta.
Gdy wrócił Charlie siedziała na łóżku z jedną z, przyniesionych przez niego poprzedniej nocy, książek. Gdy wszedł podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się.
- Dobry wieczór. - Zamknęła książkę. Wyglądała uroczo w tym wielkim łożu, otoczona poduchami i kołdrą, ubrana jedynie w cienką prześwitującą halkę. - Widzę, że już jesteś gotowy na Radę.
- Haha - podszedł całując ją - jednak cię obudziłem? Spałaś tak niczym niemowlę, nie chciałem cię budzić. Ale cieszę się że mogę cię pocałować jeszcze raz, jeszcze, jeszcze - czynił to długo oraz mocno. - Jak się czujesz, ponadto coś się ciekawego wydarzyło?
Charlie pokręciła głową.
- Byłam tylko w banku podpisałam kilka papierów, umowy, transakcje… Ach! - Przypomniała sobie o czymś. - Jakbyś mógł podpisać te papiery. - Wskazała leżący na biurku plik dokumentów. - Kilka decyzji dotyczących inwestycji banku, na które muszą się zgodzić wszyscy dyrektorzy. Oraz potwierdzenie odbioru twojej pensji. - Uśmiechnęła się. - Jak chciałbyś ją otrzymać?
- Co do papierów, już podpisuję
- Charlotta mogła się jednak przekonać, iż zanim podpisał, dokładnie czytał, co stoi napisane. Co więcej, zadawał pytania, chcąc podejść jak najuczciwiej do swojej funkcji. Niekiedy wyrażał obawy, albo cieszył się pomysłem, seksowna Charlotta zaś wyjaśniała mu odpowiednie szczegóły. Wreszcie cały stos został sygnowany podpisem. - Pensja natomiast, pojęcia nie mam. Myślę, że po prostu powinna być w banku na koncie, bowiem póki co mam jeszcze fortunę, którą otrzymałem poprzednio - wszak faktycznie właściwie niewiele wydawał, solidną kwotę wspomagając jeszcze wygraną karcianą.
- Założyłam ci konto już jakiś czas temu, na wypadek gdyby coś mi się stało. - Charlie zebrała dokumenty, związując je sznureczkiem. - Przeleję je tam.
- Nawet tak nie mów, proszę cię
- mocno objął dziewczynę. - Bardzo proszę. Jak się czujesz?
- Dobrze.
- Charlie uścisnęła go. - Wypoczęłam. Wszyscy mnie tu dokarmiają. Jak tak dalej pójdzie tak się roztyję, że przestanę ci się podobać. - Zażartowała, całując go w policzek.
- Przykro mi, ale nie ma przeproś … świetnie, że wypoczęłaś. Jak wiesz, czekam tylko na wezwanie, prześpij się dzisiaj przynajmniej nocą. Jeśli wrócimy przed świtem oczywiście natychmiast cię obudzę, chyba, że obrady się przeciągną oraz spędzimy dzienną drzemkę gdzieś tam. Kochanie moje, piękne moje - ponownie ucałował dziewczynę.
- Umówiłam się z ghulicą Florence, Rosą. Napijemy się herbaty. - Uśmiechnęła się do wampira. Delikatnie odsunęła się i zaczęła zakładać, luźną suknię z lekkiego materiału. - Obiecuję, że się prześpię.
- Świetnie piękna dziewczyno, pozwól jednak, że póki jeszcze nie ma posłańca od naszego gospodarza Boyla, pocałuję cię ponownie
- no tak, zaczął faktycznie znowu całując, tuląc oraz delikatnie obejmując.
Charlie odpowiedziała na jego pocałunki odrobinę zachłanniej. Jej dłonie wsunęły się pod męską marynarkę i zaczęły błądzić, po ukrytej pod kamizelką piersi wampira.
- Jesteś okrutny. - Wymruczała, łapiąc oddech.
- Przepraszam, chyba że mam przestać. Wiem, że nie mamy możliwości niczego innego, ale słodkie całusy to przecież wyraz uczucia - przytulił ją nieco mocniej. - Hm - ponowny buziak - wybrałaś już stroje na bal u pani Sinett? - spytał narzeczoną.
- Tak. - Charlie łapała oddech w przerwach pomiędzy pocałunkami, a wampir wyczuwał jak jej ciało rozgrzewa się i zaczyna pachnieć w ten przyjemny, rozkoszny sposób. - Obecnie są dopasowywane. - Kąsnęła delikatnie dolną wargę Gaherisa. - Musiałam wybrać coś gotowego. - Pocałowała miejsce po ugryzieniu. - Na wszystko jest tak mało czasu.
- Wiem, ale, hm, jak teraz wygląda Londyn? Jakoś udało się przywrócić wszystko do normy po podpaleniach
- domyślał się - ale jak to teraz wygląda?
- Nie wszystkie dzielnice płonęły… -
Charlie odrobinę odsunęła swoją twarz, by móc się przyjrzeć narzeczonemu. - To co przetrwało przeżywa teraz rozkwit.
- Hm, pewnie tak. Cóż, zobaczymy, jak nam pójdzie z balem, z księżną, ze Szkocją …
- przez chwilę zamyślił się później jednak ponownie wziął się za słodkie pocałunki.

Jeszcze przez chwilę trwali w tym ciepłym uścisku, nim pojawił się w pokoju jeden z ghuli Boyla. Gaheris rozpoznał w nim nawet człowieka, który towarzyszył mu podczas wyprawy na Tarquina. Charlie niechętnie wypuściła go z rąk, pozwalając sobie jeszcze na klapsa w wampirzą pupę, gdy ghul opuścił pokój.
Stanąwszy na korytarzu rycerz podziękował mu.
- Byłeś ze mną tam przy nabrzeżu. Dziękuję, dobra robota - uścisnął mu dłoń. Lubił sprawiać przyjemność innym, zaś sprawianie taniej przyjemności stanowiły ogólnie wspaniałą sprawę. Wiele osób jednak pamiętało takie gesty. Doceniało uściśnięcie dłoni albo klepnięcie ramienia.
 
Aiko jest offline  
Stary 28-05-2018, 22:34   #130
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Boyle czekał już na niego w karocy. Wampir wyglądał dobrze i był wyraźnie zadowolony.
- Henry! Kawał dobrej roboty. - Uścisnął Torreadorowi dłoń i ponownie oparł się wygodnie, na siedzisku.
- Dzięki, wzajemnie. Słyszałem że dorwałeś tego czarodziejskiego drania - powitał Boyla serdecznie. - Ponadto dzięki za gościnę oraz ogólnie pomoc. Bez ciebie byłoby kiepsko. Przy okazji, orientujesz się, co jest planowane na tym spotkaniu? - spytał ciekawy wieści.
- Nowe przydziały jeśli chodzi o domeny, nagrody za osiągnięcia. - Magik wzruszył ramionami jakby niezbyt go to interesowało. - Decyzja księcia co do tego jak długo mam zostać i plany w związku z odzyskiwaniem Londynu po ostatnich zdarzeniach. Było wiele naruszeń maskarady, sporo ofiar. Będzie trzeba to wszystko poogarniać.
- Mam nadzieję, iż jeszcze trochę zostaniesz. Miło było cię poznać oraz wiele ci wszyscy zawdzięczamy. Twoja gościna zaś przypominała iście lordowskie przyjęcie.
- To ja wiele zawdzięczam tobie
. - Boyle uśmiechnął się do Gaherisa. - Mój pobyt tutaj był moim obowiązkiem i został mi zlecony. Praca, praca, praca… - Magik wyjrzał przez okno spoglądając na mijany, angielski krajobraz.
- Nawet obowiązki można wykonywać przyjemniej, lub mniej przyjemnie - skonstatował rycerz. - Oraz ugościłeś nas. Właściwie ugościłeś całkiem niezły batalion wampirów. Nie mówiąc już, że twój dom jest naprawdę zachwycający. Kiedy będę miał swój, wypożycz mi proszę Gehrego na parę nocy, żeby zerknął swoim okiem oraz zaproponował jakieś elementy ogrodu lub wnętrza. Powiadałeś wcześniej, że on się opiekuje całym majątkiem.
- Owszem i to od ponad stu lat
. - Boyle potwierdził jeszcze skinieniem głowy. - Jeśli tylko będziesz miał taką potrzebę to zapraszaj go, jest tak stary że nie do końca jestem w stanie mu rozkazywać. - Zaśmiał się pod nosem. - Ale ma słabość do tej waszej panny Dosett.
- Haha, chyba tak. Podobni są jakby trochę charakterem. Cóż, pewnie wykorzystam twoje pozwolenie, bowiem mam uznanie dla jego gustu. Wiesz, nie moja rzecz, dlaczego przebywasz za granicą, jednak może zostaniesz przynajmniej do ślubu, byłoby naprawdę miło mieć cię wśród najbliższych gości.
- Jeśli nie zwerbują mnie do kolejnego zadania to z wielką przyjemnością. Przyznam ci się, że od dłuższego czasu rozważam sprzedaż rezydencji
. - Mina Boyla spoważniała. - Nie zanosi się na to bym mógł wrócić do Anglii, a obawiam się odrobinę o Gehrego. Problem w tym, że ten staruszek jest przywiązany. - Pokręcił głową.
Ooooooooooo nowina, spojrzał rycerz ciekawie na Boyla, jednak chwilę później przygasł. Oczywiście Charlottę stać byłoby na takie dobra, jednak pewnie kosztowałyby bardzo dużo. Plusem jednak było ograniczenie jakichkolwiek przeróbek, które gdzie indziej musiałyby być dokonane oraz niewątpliwie kosztowne.
- Szczerze mówiąc poszukujemy czegoś z Charlottą, jakiegoś miejsca dla nas. Pewnie słyszałeś. Co prawda planujemy pozyskać coś na północy w Szkocji, skąd pochodzę, jednak musimy mieć także coś pod Londynem, ale nie wiem, czy stać nas na takie cudo - powiedział ostrożnie. - Przyznaję także, że faktycznie Gehry jest niczym dąb, którego się nie przesadza już. Gdybyśmy mogli kiedyś ją kupić, oczywiście dbalibyśmy … - przerwał przez chwilkę przypatrując się intensywnie wampirzemu czarodziejowi. - Dlaczego jednak uważasz, że nigdy tutaj nie powrócisz? Owszem wprawdzie wspomniałeś, iż rzadkim jesteś gościem, ale zawsze. Choć może faktycznie, jeśli się przybywa bardzo rzadko, nie można się odpowiednio opiekować włościami, jednak przede wszystkim, nie można się nimi cieszyć. Takie zaś rezydencje wręcz proszą, ażeby mogły cieszyć właściciela oraz oczywiście gości.
- Moje obowiązki powiązały mnie ściśle z Wiedniem. Tam jest mój Sire i tam jest moje Childe
. - Boyle uśmiechnął się, choć był w tym cień smutku. - Zastanowię się i wy się zastanówcie. Chciałbym to miejsce pozostawić w dobrych rękach.
- Wobec tego cóż, pewnie kwesti ceny. Jeśli byłoby nas stać na takie cudowne miejsce. Piękny jest twój pałac, bardzo piękny oraz niewątpliwie przypadł nam do gustu. Ogólnie posiadłość jest wyjątkowo elegancka
- przerwał na chwilę. Oczywiście wiadomo, Charlotcie posiadłość podobała się również, kwestia tylko ewentualnej wyceny. - Rozumiem, iż Wiedeń stał się twoim miejscem, gdzie chcesz mieszkać. Jednak liczę, iż niekiedy wpadniesz po prostu odwiedzić przyjaciół. Przy okazji, powiedz mi, jakie są zwyczaje dziedziczenia, szczególnie zaś chodzi mi, iż wiesz wampir za którego poręczyłem odszedł. Jakie prawidła kierują kwestiami majątkowymi - oczywiście tamta była również właścicielką banku, który mógł teraz upaść albo przynajmniej mieć potężne zawirowania nie mając konkretnego właściciela.
- Zazwyczaj pozwala się przejąć childe, domenę jego sire. Jessie nikogo nie miała, więc pewnie odbędzie się targ między starszymi, kto co zagarnia. Pewnie jako poręczyciel będziesz mógł wziąć udział w rozmowach. - Boyle zamyślił się. - A co do ceny… to jest główny problem, bo pałac jest dla mnie bezcenny. - Wydobył z kieszeni fajkę i zaczął ją nabijać.
- Wcale się nie dziwię. Mógłbym tylko powiedzieć, że taki dom stanowi coś wiążącego się z tysiącem wspomnień. Bez względu na właściciela, dobrze jest móc do takiego domu wracać, ażeby zagłębić się we wspomnieniach. Wiele zawdzięczam ci, więc mógłbym jedynie obiecać, że nie tylko, jeśli wszystko będzie dobrze, będziesz tutaj mile widzianym członkiem rodziny, ale też że zrobimy wszystko, ażeby wspomnienia pozostały. Choćby cała służba oraz ghule, których nie zdecydowałbyś się zabrać ze sobą, tam gdzie obecnie mieszkasz. Opiekowaliśmy się nimi również, jednak chyba znasz nas na tyle, iż wiesz, że tak czy siak staralibyśmy się jakkolwiek pomóc..
- Wiem
.. - Boyle zaciągnął się dymem. - Jeśli miałbym komuś powierzyć tą rezydencję to wam… albo Robertowi. Choć on ma już kilka takich siedzib.
- Oczywiście rozumiem oraz dziękuję za zaufanie. Również ufałbym Robertowi, zaś jego matkę, także bardzo lubię, pomimo skłonności do figlów
- przyznał uśmiechając się.
Boyle zaśmiał się.
- Chodziło mi o starego dobrego Peela. - Mrugnął do Gaherisa i już z uśmiechem zaciągnął się fajką. - Znamy się od wieków.
- Aaa, cóż, imię Robert jest bardzo popularne
- roześmiał się ubawiony własną pomyłką. - Wiesz, ja nazywam go Waszą Wysokością lub księciem Robertem. Pewnie dlatego. Jednak rzeczywiście, nie znam osoby, która narzekałaby na Roberta Peela, zaś tak jak słyszę, wszyscy go chwalą szczególnie za umiejętność utrzymania równowagi oraz uzyskania kompromisu. Jednak jak wiesz, pojawiłem się tutaj stosunkowo niedawno, dlatego wszystkie moje opinie opierają się na stosunkowo niedługiej znajomości oraz na ogólnych opiniach.

Wjechali powoli do Londynu. Miasto podnosiło się po ostatnich pożarach. Wszędzie widać było grupy remontowe. Wśród ludzi Gaheris dostrzegał ghuli swoich znajomych nadzorujących prace.
- Ja znam wiele osób, które na niego narzekają, ale robią to w zaciszu swoich leży. Dobrze się sprawujecie ty i Charlie, więc nie prędko będzie wam dane poznać tą mniej uprzejma stronę naszego księcia, ale uwierz potrafi zaleźć za skórę. - Wypowiedź maga zabrzmiała trochę jakby wspominał, ale najwyraźniej, mimo jego słów nie były to złe wspomnienia.
- Zapewne tak, jednak wiesz, jestem rycerzem, skoro uznałem księcia Peela za swojego suwerena ma moje słowo oraz moją wierność. Właśnie tak mnie nauczono oraz tak chcę postępować, choć - uśmiechnął się - uczę się, iż epoka królowej Wiktorii nieraz wymaga bardziej skrytego działania oraz pewnej - przerwał na chwilę szukając słowa - umiejętności robienia czegoś tak, aby inni myśleli, że to co innego - niezbyt potrafił nazwać krętactwo. - Jednak słowo rycerskie jest słowem rycerskim.
- Nie przejmuj się, tak mało kto pamięta w tych czasach, że można być szczerym i uczciwym, że będą myśleli, że udajesz nawet gdy nie będziesz tego robił
. - Boyle machnął fajką, po czym znów wsunął ją do ust. Czyli uczciwość może być sprytniejsza niż kanciarstwo, bowiem kiedy jesteś uczciwym wszyscy myślą: albo że skrywasz drugie dno, albo że masz jakieś dodatkowe, niezauważalne jeszcze cele. Ano trudno. Boyle sobie pykał fajeczkę, zaś rycerz jadąc obserwował okolicę oraz myślał, co porabia jego piękna narzeczona.

Do zabudowań Westminsteru podjechali od innej strony niż ta, do której przywykł Gaheris. Dorożka zatrzymała się przed wejściem do Izby Lordów i oba wampiry bez przeszkód wkroczyły do środka głównym wejściem. Gaheris rozpoznawał rozlokowanych między strażami ghuli księcia. Sam Peel czekał już na nich w sali obrad.



Byli już Florence i Anna, tym razem bez swego syna. Boyle skłonił się, nie wypuszczając fajki z ust. Podobnie ukłonił się grzecznie rycerz, oczywiście honorując księcia. Przy pozostałych paniach był to lekki ukłon oraz uśmiech sympatii. Nie mniej, nie odzywał się. Lepiej było dostosować się do innych przybyłych. Po chwili dołączyli do nich jeszcze Helen, Starszy Brujah i Starszy Gangreli, oraz Rebeca. Wyglądało na to, że to wszyscy. Mało… bardzo mało. Na ostatniej radzie na jakiej miał okazję być Gaheris było kilkunastu starszych. Teraz było ich jedenaścioro, z czego on, Rebecca, Helen i Boyle nawet nie pełnili w mieście funkcji starszych.
- Jak już wszyscy wiecie ponieśliśmy spore straty. Dzięki ciężkiej pracy Anny i FLorence, wiemy że w mieście pozostało trochę ponad 30 wampirów z ponad pięćdziesięciu, które żyły tu przed zamachami. Straciliśmy kilkoro starszych, między innymi ojca Helen, naszego Szeryfa i Jessie, która zarządzała dzielnicą, na wschód od domeny Torreadorów. Kiloro z nas straciło swoje childe. - Książe skinął na starszych Brujah i Gangrela. - Obecnie funkcjonuje na tylko jedno elizjum. - Peel mówił spokojnym głosem. - Większość leży spłonęła. Nasza brujah Jessica postawiła na szczęście nową noclegownię i skryło się w niej obecnie kilku młodszych. Doskonałe działanie, uznał przysłuchujący się rycerz. Jessica wykonała dobrą robotę. Właściwie poratowała część londyńskich wampirów. Dając im nocleg, zapewniła także ochronę mieszkańcom miasta oraz ułatwiła utrzymanie maskarady. Świetna robota panno Jessico.

Natomiast znacznie gorsze informacje przekazała Malkavianka.
- W mieście pojawili się łowcy. - Anna rozsiadła się na jednej z kanap, normalnie zajmowanych przez lordów. - Niestety liczne naruszenia maskarady, przyciągnęły uwagę niepowołanych oczu.
- Zabiliśmy jednego w dokach
. - Carl rozejrzał się po zebranych. - Ale to robactwo szybko się mnoży.

Kurde blade. Wreszcie liczył, iż będzie spokój. Tymczasem jeszcze łowcy. Doskonale pamiętał wypowiedź Florence. Wspominała walkę przeciwko łowcom, szczęśliwie wygraną przez wampiry, jednak tak czy siak było to ostre starcie. Obecnie utraciwszy część wampirów po walce przeciwko poprzednim wrogom, stanowczo nie było sensu wszczynać kolejnej. Jednak pytanie, czy można było takiej uniknąć? Ponadto Charlotta spodziewała się dziecka, wciąganie dziewczyny do takiego konfliktu stanowiłoby wariactwo.
- Obawiam się też, że ściągnął uwagę magów. - Boyle stał oparty o jeden ze stolików, spokojnie paląc. - Sprawdzając miejsca mocy, z których korzystał pomocnik Tarquina, zauważyłem, że niektóre zostały niedawno użyte.
Aha, jeszcze magowie. Dziękuję postoję, pomyślał podłamany przeciwnikami Gaheris. Chyba najlepiej byłoby przyczaić się. Jednak gdzie? Pewnie podobnie szły myśli Florence. Chyba uznawała priorytet utworzenia jakiejś bezpiecznej kryjówki.
- Niestety odzyskanie elizjum w Soho chwilę zajmie. - Florence nie wydawała się być zadowolona z sytuacji. - Sądzę jednak, że najbezpieczniej byłoby przenieść je w inne miejsce. Widziałam jednego z tych typków ostatnio. - Skinęła Carlowi, dając znak że chodzi jej o łowców.
Szczerze mówiąc kompletnie już wojownik Okrągłego Stołu kompletnie nie wiedział co robić. Bezpieczeństwo ponad wszystko. Charlotta musiała być chroniona. Ale czy to oznacza, iż powinna posiadać kilku przybocznych? Całkiem możliwe stawało się konieczne wynajęcia kogoś.
- Na razie potrzebujemy dowiedzieć się jak najwięcej. Florence i Carl zajęli się już tropieniem łowców. - Peel skinął starszym, z czego brujah uśmiechnął się potwornie zadowolony z siebie.
- Mogę przyjrzeć się magom. - Powiedziała niechętnie Anna.
- Wspaniale, że proponujesz. Będziesz miała pomoc. - Peel uśmiechnął się, i Gaheris przez ułamek sekundy miał wrażenie, że był w tym uśmiechu cień złośliwości. - Poprosiłem Wiedeń by Pan Boyle został jeszcze z nami przez chwilę.
- Rzeczywiście wspaniale
. - Mruknął magik, unosząc wzrok na sklepiony gwiaździście strop. - Czy mógłbym wobec tego ściągnąć tu swoje childe? Już długo się leniwi, a powinno kontynuować szkolenie.
- Nie mam nic przeciwko tak długo jak nie rozpoczniecie tu jakiejś kampani Tremere
. - Książe powrócił do swego tradycyjnego beznamiętnego ja.
TRE le MERE le pomyślał uradowany Gaheris. Przecież świetnie, że Boyle pozostawał, po wtóre przeciwko magom przydawał się własny magik. Tutaj zaś zapowiadało się kilku. Skoro kwestia była czasowa, decyzja ta nie wpływała na plany sprzedaży rezydencji, jednak dawała większe bezpieczeństwo.
- W lasach pod Londynem spotkałam kilka wampirów. - Starsza gangreli w końcu zabrała głos. - Prawdopodobnie, prędzej czy później wejdą do miasta. Będzie trzeba ich szybko zwerbować i przedstawić zasady.
- Dobrze. Przydzielę ci Rebeccę. Jakbyście mogły się tym zająć
.
Obie wampirzyce skinęły.
Tiaaaaa, paskudna robota, jednak widać obydwie kobiety współdziałały ze sobą oraz znały swoje możliwości. Gangrele byli solidni, jednak nieco nieokiełznani, obawiał się ich. Jednak podczas ewentualnych potyczek mogli stanowić szalone wsparcie ze swoją potęgą oraz dzikością walki.
- A teraz sprawa pozostawionych terenów. Starsi przejmują domeny po młodych wampirach, które zginęły podczas ataków. - Peel rozejrzał się po zebranych. - Zadbajcie o to by nie było kolejnych naruszeń maskarady, gdy ktoś tam wejdzie i by ewentualne tropy nie ułatwiły sprawy łowcom.
Starszyzna przytaknęła, a Carl parsknął w typowy dla siebie sposób. Gaheris zaś uśmiechał się nie mówiąc ani nawet słówka.
- Mamy jednak spuściznę po dwóch starszych. Na razie przyjęliśmy że Helen przejmie teren po swoim ojcu. Zobaczymy czy uda się jej mimo młodego wieku zarządzać całymi podziemiami.
Nosferatu przytaknęła lekko speszona.
- Pytanie co robimy z terenem po Jessie? - Peel rozejrzał się na spokojnie po zebranych. - Oficjalnie podlegała mojej jurysdykcji, ale domena jest z dala od Westminsteru, a i w ostatnich dniach dużo się wydarzyło. Czy ktoś ma jakieś roszczenia do terenu.
Tu o dziwo oczy wszystkich zwróciły się na Gaherisa.
- Wasza wysokość, panie i panowie. Jessie była pod moją opieką. Niestety doprowadziła nas do tego drania, lecz odeszła. Prowadziła także interesy bankowe, które nie tylko mogłyby, ale na pewno mocno ucierpią przy nagłym zniknięciu dotychczasowego właściciela. Nie znam zasad wspomnianych przez księcia roszczeń. Jestem wszak członkiem tego zacnego grona od dosyć niedawna. Jeśli jednak byłoby to możliwe, zależałoby mi na przejęciu kwestii bankowych, jako że nieco się na tym znam. Mógłbym się także zaopiekować terenem dawnym Jessie, jednak tutaj potrzebowałbym po prostu wsparcia ze względu na brak obecny własnej siedziby, zaś jak pamiętacie, siedziba Jessie już nie istnieje właściwie.
- To duży teren
- Mruknął Carl.
- Graniczy od zachodu z moja domeną. - Florence uśmiechnęła się. Gdyby ziemia przypadła Gaherisowi tak naprawdę podlegałaby jej jako starszej, może pośrednio ale nadal.
- Ashmore nie posiada ghuli, nie jest w stanie opiekować się tak dużą ziemią. - Brujah niemal warknął. - A ziemia przez most graniczy też z moim terenem.
- A od wschodu z moim
. - głos Gangrelki wdarł się ciche dyskusje, które wypełniły salę.
Dużo osób miało roszczenia do terenu po Jessie. Prawie wszyscy, bo Anna nawet słowem się nie odezwała. Nikomu najwyraźniej nie przeszkadzało by Gaheris zagarnął bank pod zarząd, jednak tereny łowne, były terenami łownymi, nikt nie chciał ich od tak oddać. Nawet Rebecca zasugerowała, że część powinna zostać pod jurysdykcją Ventrue, z uwagi na to że część przedstawicieli klanu nadal tam mieszka.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172