|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-12-2020, 21:58 | #71 |
Reputacja: 1 | Prosektorium przy ul Radiowej; noc 26/27 czerwca 1996 około 00:30 |
01-01-2021, 16:40 | #72 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
02-01-2021, 19:29 | #73 |
Reputacja: 1 | Prosektorium przy ul Radiowej; noc 26/27 czerwca 1996 około 00:30 Ostatnio edytowane przez Aiko : 25-02-2021 o 20:04. |
11-01-2021, 10:25 | #74 |
Reputacja: 1 | Przed Prosektorium przy ul Radiowej; noc 26/27 czerwca 1996 około 01:00 Czas płynął i kainici przejrzeli teczki i w końcu uznali, że czas już wychodzić z prosektorium, mając w pamięci słowa policjanta, który zniknął, a po powrocie nie chciał już ich tu widzieć. Odeszli kawałek i stanęli przed szpitalem w tę upiornie duszną, czerwcową noc. Kordian odszedł na bok i zadzwonił na warszawski numer. -Kosma? dobry wieczór, mam coś dla ciebie. - oznajmił. Odpowiedziało mu, dokładnie tak jak się spodziewał opryskliwe burknięcie, pretensjonalne upomnienie, że jest środek nocy zaprawione stekiem przekleństw. Toreador niezrażony kontynuował: - Tak wiem Rysiek. Słuchaj, sprawdź dla mnie jedną rzecz przyjacielu. Rusz prosze swoje ubeckie lub partyjne kontakty i dowiedz się dla mnie czego o specyficznych morderstwach... - Bleinert wyjaśnił o co chodziło. - Kurwa Bleinert za kogo ty mnie masz? Nie jestem twoim pachołkiem! Jest kurwa środek nocy, spierdalaj! - Rysiek odpowiedział, właściwie wykrzyczał wulgarnie, ale wampir nie przejął się tym wcale. Znał Kosmę na tyle długo, iż wiedział, że wulgarność i chamstwo są integralną częścią starego aparatczyka. A duszna atmosfera czerwcowej nocy powodowała, że nerwowość udzielała się chyba wszystkim. Spokojnie dodał tylko: - W zamian zadbam o to abyś nieskrępowanie mógł nadal korzystać z dobrodziejstw trybu życia jaki prowadzisz. - Kurwa dobra, zajmę się tym ale kurwa z rana, rozumiesz?! Cześć! Kosma rzucił słuchawką, a Toreador wrócił do swoich dyskutujących właśnie o tym co robić. Kordiana ciągnęło aby pogadać z Apaczem, co Phillip skwitował prychnięciem, kurtuazyjnym życzeniem szczęścia, po czym wyjaśnił przebieg niedawnego spotkania z Brujahem w Miejskim Parku. Tremere też zresztą nie próżnował i zdążył już ogarnąć kilka spraw telefonicznie: - Mam nieco wieści. - Phillip schował telefon w wewnętrznej kieszeni płaszcza, wcześniej jeszcze nagrywając wiadomość dla Ernesta. Przedstawił się i dał znać jaką sprawą się zajmuje. Pozostało mieć nadzieję, że Nosferatu się szybko odezwie. - Kojarzycie że jest trzech nosferatu w domenie? Orbisz - primogen, Madeja i Ernesta. Z tym ostatnim podobno da się zdzwonić, więc już zostawiłem mu wiadomość, może pomoże nam w sprawie. No i dowiedziałem się, że poza nim jest podobno jakiś Myszy, ale nie wiadomo czy w ogóle istnieje, czy to tylko plotka Nosferatu. Po tych słowach zerknął na swój telefon, czekając na wiadomość. Alicja westchnęła teatralnie na dźwięk słów Tremere, głęboko zdegustowana propozycją kontaktów z klanem Nosferatu, ale jednocześnie świadoma tego, że być może to właśnie oni byli jedyną furtką ratunku w coraz bardziej grzęznącym w marazmie śledztwie. Jej osobista niechęć do Nosferatu nie mogła grać w tym przypadku decydującej roli, chociaż spotkanie z którymkolwiek ze Szczurów nie mogło przynieść Arystokratce choćby cienia przyjemności. - To dobre posunięcie - skomplementowała poczynania Philipa uznając, że nadszedł odpowiedni moment, by okazać nieco aprobaty dla działań swoich towarzyszy - Niemniej pozwólcie, że jeśli dojdzie to spotkania, ja przejmę kontrolę nad konwersacją. Dobór pytań może okazać się kluczowy dla powodzenia tej nieszczęsnej misji. Tremere skwitował to stwierdzenie jedynie ruchem ramion. Koteria wahała się między udaniem do Elizjum a rozdzieleniem sił i szukaniem tropów indywidualnie. Bleinert, właściwie sam nie wiedząc czemu zaczął się nagle podejrzliwie rozglądać wokół, pozostawiając rozmawiających Alicję i Phillipa. Wyostrzony Nadwrażliwością wzrok przeniknął obłoki mgły i ku swojemu zdumieniu Toreador dostrzegł coś czego nikt miał nie zauważyć. Z kostnicy, kilkadziesiąt metrów dalej, wyszła wysoka, szczupła postać i po chwili zniknęła za rogiem budynku. Zasadniczo nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Toreador zorientował się, że mężczyzna z pewnością chciał być niewidzialny dla ludzkiego oka. Jawna maskarada, paradoks, takie dziwa logiczne szczególnie zajmowały Bleinerta, co więcej towarzysząca zdarzeniu tajemnica uwiodła go jak chińska prostytutka marynarza po długim rejsie. Nieco jak zahipnotyzowany, nie odzywając się słowem do towarzyszy, jakby nagle zupełnie zapomniał o etykiecie, manierach i zwykłej trzeźwości umysłu (co musiało zwrócić ich uwagę), szybkim krokiem skierował się do miejsca gdzie zniknął tajemniczy mistrz kamuflażu. Czuł euforię na okoliczność własnego odkrycia i bez mała zatracał się w odkrywaniu zasłony cienia. Bystre zmysły rejestrowały zasięg kamer szpitala i mogących się pojawić przechodniów. Będąc niemal na rogu dokonał transformacji bezcennej vitae w wyjątkową swobodę ruchów. Tylko jeszcze sekunda nasłuchiwania i wyszedł. Phillip obserwował jak Kordian wychodzi uznając, że ten może jednak zdecydował się na pójście do parku i uznając, że sam nie będzie powtarzał tej trasy, zerknął ponownie na telefon. - A ten gdzie znowu? - sarknęła cicho Alicja - Coś z nim nie tak. Philip, zaczekaj tutaj na nas. Wyczuwając w zachowaniu gadatliwego i niezwykle przywiązanego do swojej własnej wersji etykiety Torreadora coś niecodziennego, wampirzyca ruszyła bezgłośnie jego śladem próbując wychwycić wzrokiem i słuchem źródła dziwacznych poczynań Bleinerta, gotowego w normalnych okolicznościach spijać każde słowo płynące z ust blond piękności i rzadko przejawiającego ochotę do ignorowania jej uwag. Ruchy Kordiana nagle stały się szybsze. Tak szybkie, że mogłyby zacząć wymykać się ludzkiemu postrzeganiu. Toreador nie działał bynajmniej pochopnie. Noc była ciemna i mglista, a w pobliżu nie widział żadnych ludzi, ani też nie uważał aby ktokolwiek mógł obserwować pogrążoną w mroku i gęstych oparach mgły ulice. Dla niego był to ledwie wzmocniony dawką życiodajnej vitae spacer, w oczach Alicji i Phillipa, Toreador niemal rozmazał się w oczach błyskawicznie przemieszczając się na najbliższy róg ulicy. Przywitał go tam snop włączanych świateł auta. Kilkanaście metrów dalej ruszał właśnie powoli w jego stronę samochód. Bleinert bezbłędnie rozpoznał kwadratowe światła Poloneza i sterczący z dachu, podświetlany znak TAXI. Ostatnio edytowane przez 8art : 24-02-2021 o 09:01. |
20-01-2021, 21:08 | #75 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 | Post wspólnie tworzony
Ostatnio edytowane przez Ketharian : 22-01-2021 o 21:41. |
22-01-2021, 11:19 | #76 |
Reputacja: 1 | Gdzieś w kanałach; noc 26/27 czerwca 1996 około 01:00 Smród. Trudny do opisania, gorący i nieznośny, wżerający się w nozdrza, tak gęsty, że niemal namacalny. Tak przywitała domena Nosferatu schodzacych w mroczną czeluść kanałów kaintów. Ruszyli powoli obrzeżem kanału, tak aby nie wdeptywać w płynący środkiem ściek. Wszyscy bez wyjątku wiedzieli, że po wyjściu z tego piekła długo bedą zmywać z siebie okrutne uczucie wstętnego odoru. Alicja szybko zrouzmiała przytyk taksówkarza. Od pewnego czasu bała się spojrzeć w dół na stopy, już po kilkunatu krokach coś lepkiego przelewało się poiędzy palcami i Ventrue wolała nie mieć pewności co to mogło być. Poruszali się powoli i ostrożnie tak jakby w ciasnym ceglanym korytarzu czaić się miały niewysłowione niebezpieczństwa. Tak jak przekazał im kierowca, ktoś na nich czekał. Najpierw dostrzegli migotliwy ognik w oddali. Z bliższa ognik okazał się żarem papierosa w ustach potwornej, trupiej głowy, pokrytej jedynie kępkami włosów i wrzodami. Nosferatu skrzywił się w parodii uśmiechu, odsłaniając pożółkłe kły i obnażone dziąsła na pomarszczonej twarzy pozbawionej warg. wiedzieli dobrze kto to był, ale szczur i tak pomachał na powitanie i przedstawił się zadowolony: - Ernest, klanu widać jakiego, do usług panie i panowie. Witajcie w naszych skromnych progach. Chodźcie za mną, będziemy u Madeja za minutę dziesięć. Nie ma się czego bać, odrobina nieczystości jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Jeszcze troche i się przyzwyczaicie do smrodu i będziecie się czuli jak u babci w domu. Bo chyba mieliście kiedyś babcie? Trudno było powiedzieć ile czasu kluczyli mrocznymi korytarzami, a Ernest nie bardzo dawał wejśc sobie w słowo, opisując ich podróż z zacięciem certyfikowanego przewodnika wycieczek: - O a tam w głębi tamtego korytarza macie wspaniały przykład, jak wy to nazywacie po angielsku FatBerga. Czego tam nie ma, ho ho! Jak sama nazwa wskazuje głównie tłuszcz, ale jest mnóstwo rozmaitych dodatków, jakie trafiają z domowych kanalizacji, oszczędze wam detali, ale możecie sobie to wszystko pięknie wyobrazić. Czego to ludzie nie potrafią spuścić w kiblach... Wampiry szybko straciły orientację w labiryncie korytarzy, klucząc w plątaninie jednakowych cegalnych tuneli, a Nosferatu sobie chyba tylko znanym sposobem potrafił się zoorientować w tym rozgardiaszu. W jednym Enrest miał rację. Smród jakby zelżał po jakimś czasie, jakby kainici przywykli do niego. Dopiero po jakimś czasie zmienił tematykę z kwiecistych opisów na coś bliższego kainitom: - No to ładnie was wszystkich Anglików Karski wyłapał do jednego wora, prawda? Te zabójstwa... Teraz ma koterie i może mieć was łatwo na oku. Śledztwo przekazane trzem gościnnie przebywającym wampirom... przypadek? Tak się zastanawiam od dłuższego czasu czemu zawdzięczamy taką inwazję Brytyjczyków na Kielce. Bo jeszcze panią Alicję to rozumiem, że są tu może powiedzmy jakieś koligacje, ale panów Phillipa i Kordiana to nie mogę rozgryźć za Chiny Ludowe. Ostatnio edytowane przez 8art : 24-02-2021 o 09:01. |
22-01-2021, 21:29 | #77 |
Reputacja: 1 | Gdzieś w kanałach; noc 26/27 czerwca 1996 około 01:00 Ostatnio edytowane przez Aiko : 25-02-2021 o 20:05. |
25-01-2021, 15:12 | #78 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
28-01-2021, 23:20 | #79 |
Reputacja: 1 | Kanały, noc 26/27 czerwca 1996 Ostatnio edytowane przez Nanatar : 24-02-2021 o 19:37. |
01-02-2021, 10:44 | #80 |
Reputacja: 1 | Gdzieś w kanałach; noc 26/27 czerwca 1996 około 01:45 - Szukalski? Ten od kryształów? Może i coś mi się obiło o uszy kiedyś... - Nosferatu skrzywił usta w grymasie, którą można było odczytać jak wyraz niewiedzy, albo przynjamniej stuprocentowej pewności: - No i rzeczywiście kręcą się tam magowie. Śliska sprawa z tymi goścmi. Szczur nie drążył dalej tematu, zamyślając się i prowadząc koterie w czeluście kanałów. Nie waidomo o czym myślał, może o tym, że naiwnie sądził, że uda mu się wyciągnąć sekrety w kanałach? Może o Szukalskim? Wreszcie po jakimś czasie zatrzymał się przed ciężkimi, zardzewiałymi drzwiami, opartymi o ceglany mur i zagradzającymi przejście, wyglądającymi jak żywcem zdjęte z przeciwatomowego schronu. Kainici odetchnęli jakby z ulgą, ale po chwili uświadomili sobie, że są dopiero w połowie drogi, wszak czekała ich równie okropna droga powrotna. Ernest podniósł leżącą na ziemi cegłówkę i rypnął nią w metal kilkukrtonie. Gruba stal nie oddała uderzenia niczym dzwon, ale jakby hałas nie był wystarczający nosferatu wrzasnął jeszcze tak, że od odbijającego się echem krzyku kainitom zadzwoniło w uszach: - Wyłaź koleżko! Masz gości! - potem dodał już spokojnie: - Dobra, czekamy. Ja to pierdolę, na tereny Madeja nie wchodzę bez zaproszenia. Z góry was uprzedzam, że typek wam tego trupa za darmochę nie pokaże. Właściwie nim skończył mówić, duża ludzka dłoń wynurzyła się z ciemności łapiąc stal i potężne tarasujące drogę wrota drgnęły po czym z upiornym piskiem przesunęły się nieco na bok, robiąc wystarczającą szparę, aby można się było przez nią przedostać. Z mroku wynurzyła się niemal dwa metry nad ziemią straszna głowa. Przyobrana była w makabryczną, pokrytą brunatną warstwą skrzepłej krwi maskę ze skóry. Ze skóry z ludzkiej twarzy! Przylegającej do skóry właściciela tak, oczodoły pasowały do oczu a usta do ust. Naskórek nieszczęśnika z którego stworzono maskę, przylegał do skóry noszącego makabryczny fetysz, pozwalając wszystkim oglądać resztki mięśni i naczyń krwionośnych. Wszyscy odruchowo cofnęli się o krok, gdy głowa wycharczała groźnie: - Czego tu?! Ostatnio edytowane przez 8art : 24-02-2021 o 09:01. |
| |