Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2020, 11:38   #111
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Yusuf wszedł za włochem i z niemałym podziwem przyglądał się gładkiej mowie i zdolności przekonywania Tonego. Był niemal pewien że ten nie wykorzystał żadnych Dyscyplin, co było podwójnie imponujące. Nie był tylko pewien czy kobieta wyda im wystarczająco dużo krwi. Sam był przeraźliwie głodny, Tony z całą pewnością też, nie wiadomo też było jak wiele wyzwań przyniesie im kolejny dzień. Podszedł do lady i natychmiast zwrócił uwagę na ciąg znaków który przykuł uwagę Tonego.

- Hmmm… Przypadek? Czy też nasz przyjaciel ma związki z tym przybytkiem? - zadał pytanie równocześnie przyglądając się uważnie drzwiom przez które przeszła blondynka. W drewnie zauważył ewidentną dziurkę do klucza, ale węższą i bardziej… Gładką niż takie do których był przyzwyczajony. Jako Sędzia musiał czasem trudzić się zdobywaniem dowodów. Umiejętność pokonania zamków bywała w tym przydatna.

- Wypytasz o to twoją… znajomą? Ja w tym czasie obejdę budynek, zobaczę czy nie mają jakiś dodatkowych wejść. Za piętnaście minut powinienem wrócić.

Sędzia opuścił pomieszczenie gdy tylko usłyszał zbliżające się kroki recepcjonistki. Nawet przez zamknięte drzwi słyszał jak trajkotała i charakterystyczny, londyński slang Tonego. Szybkim krokiem obszedł budynek, niemal natychmiast znajdując rampę z zamkniętym wjazdem do budynku, oraz mniejsze drzwi z boku rampy.

Szybko przeszukał kieszenie, nie miał w nich niczego co mogłoby mu pomóc, ale na ziemi zauważył mały spinacz, zapewne którym spięte były papiery z którymi przyjechała tutaj krew. Albo cokolwiek innego. Podziękował Krwi za uśmiech losu i kilkoma szybkimi manewrami przekształcił spinacz w prymitywny wytrych. Chwilę potem drzwi stanęły przed nim otworem.

Zgodnie z jego przewidywaniami trafił do sporego pomieszczenia z którego i do którego transportowano krew i niezbędne do utrzymania jej trwałości odczynniki. Nie był jednak sam. W małym, oddzielnym pokoju za przeszkloną szybą z widokiem na pomieszczenie w którym był Yusuf siedział strażnik, wyraźnie zapatrzony w telewizor na którym leciały rozgrywki jakiegoś sportu. Na całe szczęście ten nie zwrócił na niego uwagi.

Cicho niczym mysz i szybko niczym kula karabinu pokonał pomieszczenie, przypadając do drzwi po ich drugiej stronie. Te nie były zamknięte. Yusuf trafił do długiego korytarza z wieloma parami drzwi po obydwu ich stronach. Z drugiego krańca, przez delikatnie uchylone drzwi dobiegał go głos kobiety, przerywany czy to pytaniem, czy komplementem przez Tonego. Musiał więc być blisko.

Wiedziony intuicją wszedł do pomieszczenia z którego dobiegał cichy szum. Jego oczom ukazał się widok którego nigdy się nie spodziewał. Od jednego krańca do drugiego, w kolumnach karnych i równych niczym żołnierze na defiladzie stały lodówki, z przeszklonymi drzwiami. Same lodówki zawierały natomiast nie mniej równomierne rzędy worków z składnikami krwi. Gdyby mógł spędziłby całą noc, rozrywając worek za workiem, pijąc z tego rogu obfitości. Ale nie mógł pozwolić się złapać. Nie mógł też ulec żądzy Bestii.

Opanował się i wyjął z pierwszej z brzegu lodówki dwa worki i kolejne dwa z kolejnej. Jeden z nich opisany był jako “PRP” i zawierał żółtawy płyn. Pozostałe worki miały natomiast jakże uwielbione przez niego czerwone zabarwienie. Wepchnął wszystkie swoje zdobycze do wolnych kieszeni spodni i kurtki i wymknął się drogą którą tutaj trafił.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 31-12-2020, 14:18   #112
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Był przez krótką chwilę sam. Bez zastanowienia sięgnął po teczkę Uiopa i ku swojemu jeszcze większemu zdziwieniu zauważył, że oprócz Uiopa są tam teczki innych Heroldów Mithrasa: Yusufa, Cath i jego własna. Teczka concierge’a i sędziego opatrzone dodatkowo czerowną pieczątką. Przez krótką, bardzo krótką chwilę Tonym targnęły wątpliwości: krew czy informacje. Odłożyć teczki i brać krew czy odwrotnie? Dziewczyna miała zaraz przynieść mu kilka worków życiodajnej vitae. Był ranny, potrzebował jej jak nigdy. Zawsze jej potrzebował... Wiele wampirów zapewne zdziwiłoby się wyborem jakiego dokonał Anglik z włoskimi korzeniami...

Dziewczyna wróciła z dwoma workami krwi B z odczynnikiem dodatnim i wręczyła je wciąż uśmiechającemu się promiennie Tonemu. Fixer wrzucił je do kieszeni marynarki i grzecznie oznajmił:

- I owe you love. - kiwnął do niej długim palcem zalotnie i wyciągnął z kieszeni zwitek pięciofuntowych banknotów. Dziewczyna kiwnęła jednak przecząco wgapiona w pieniądze. Fixer ostentacyjnie pokiwał jeszcze forsą skupiając wzrok kobiety na fetyszu. Odmówiła i tak. Spojrzał na jej plakietkę dyndającą na zielonej smyczy:

- Będę pamiętać. Masz we mnie dłużnika... Jane Barns. - nazwał ją po imieniu, powoli wypowaidając jej personalia: - Do zobaczenia.

Wyszedł i gdy był już kilkadziesiąt kroków dalej, nerwowo wstukał w klawiaturze swojego IPhone’a krótką wiadomość do Yusufa, starając się uniknąć szczegółów:

Hi mate, wynoś się stamtąd. Ja już wyszedłem. Czekam na rogu w zaułku.

Czekał w ciemnym zaułku, korzystając ze swoich zdolności zniknął niemal całkowicie w cieniu. Wyleczył się i wypił krew pozbywając się worków w taki sposób, aby nie były łatwe do odnalezienia. Nie krył się już, gdy Yusuf trafił w zaułek. W oczach turka widać było zdecydowaną radość, a mocno wypchane kieszenie sugerowały obiecującą zawartość.

- Lecimy. - stwierdził krótko Yusuf - Noc zbliża się ku końcowi.

***
- Pierdolony dupek… - powiedziała tylko dziewczyna usmiechając się filuternie, gdy zorientowała się w końcu, że nieznajomy nie tylko naciągnął ją na kilka worków z krwią dla kumpla, który rzekomo przecholował z koksem i potrzebował transfuzji.

Tony zagrał wcześniej vabank zgarnął cały sztos: vitae i informacje.
Moje dwa ostatnie posty pisane wspólnie z Zaalosem. Technicznie w hotelu Tony dokladnie przeczyta teczki osobowe.

 

Ostatnio edytowane przez 8art : 31-12-2020 o 14:21.
8art jest offline  
Stary 31-12-2020, 19:47   #113
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty rozlokował się w wynajętym pokoju hotelowym na obrzeżach Dockyards. Zadbał o to, żeby wszystkie okna były zasłonięte. Chciał jeszcze wyjść na zewnątrz, a nie wiedział, kiedy wróci. Nie chciał nad świtem gorączkowo zasłaniać wszystkich szyb. Na szczęście rolety zdawały się odpowiednio blokować światło, choć Uiop tak faktycznie nie mógł mieć pewności. Dlatego też sprawdził, czy uda mu się wejść do szafy. Niestety był wysoki, choć przynajmniej nie gruby. Wiele starszych Spokrewnionych nie cieszyło się dużym wzrostem, gdyż z reguły ludzie w dawnych czasach byli niżsi. Qwerty im zazdrościł, bo dzięki temu nie przyciągali tak uwagi i wtapiali się w tłum… gdy była taka konieczność. Na dodatek mogli wcisnąć się w takie skrytki łatwiej i pewniej chować przed słońcem.

Uiop doszedł do wniosku, że nie zamontuje tu artylerii, dział armatnich, ani specjalnych pułapek. Jeśli żołnierze odnajdą ich tutaj, to pewnie i tak będą straceni. Ruszył do łazienki i wyprał swoje ubrania. Wysuszył je suszarką i ruszył na miasto. Żałował, że nie mógł kupić o tej godzinie nowej odzieży. Czułby się choć trochę zamaskowany. Uznał, że jednak nie ma sensu się martwić, skoro nie można było na to szczególnie zaradzić. Wtedy jednak zobaczył Tony’ego z całym naręczem ubrań.
- Dobra robota, przyjacielu - Uiop powiedział do Kainity. - Dokładnie tego było nam trzeba.
Wrócił do pokoju, po czym przebrał się. Nałożył na siebie białą koszulę i dżinsy. Włosy schował pod czapką. Brakowało tylko okularów przeciwsłonecznych. Swój diadem księżniczki włożył do torby z kielichem. A nuż przesiąknie zapachem psychicznym Mitry. To by znacznie podniosło jego wartość. Następnie nałożył torbę na ramię i wyszedł z hotelu.

Przemierzał ulicami miasta. Czuł się taki rozdarty. Nastąpiło tak wiele zmian, a jednocześnie nic się nie zmieniło. Linia architektury sprawiała wrażenie bardzo znajomej… ale w innych miejscach zdawała się wymysłem pisarza science-fiction. Qwerty odniósł wrażenie, że trafił do innego wymiaru, w którym wszystko było wypaczone. Jak miał tutaj zachować zdrowie psychiczne?
Powtórzył to ostatnie pytanie w głowie i wybuchnął śmiechem.
- No dalej, pokaż się Londynie - rzucił do napotkanej fasady oświetlonego sklepu z telewizorami. - Ujawnij mi swoje tajemnice. Zapoznajmy się z sobą. To nasza druga randka - mruknął. - Świat ma to do siebie, że zarazem masz wrażenie, że nigdy nic się nie zmienia oraz wszystko zmienia się ciągle.

Pewnie godzinę przechadzał się po otoczeniu, czerpiąc informacje. Przyswajając. Ucząc się. Wiedział, że to był tylko czubek góry lodowej. W pewnym momencie jego Głód wyraźniej się zaznaczył i zastanowił się, czy wciąż potrafiłby się włamać do mieszkania. Pogrzebał chwilę w koszach na śmieci, zyskując odpowiednie narzędzia. Następnie wybrał apartament.

Wszedł do środka.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=50rlHVe6g9Q[/media]

Cisza. Pustka. Jedynie rytmiczny dźwięk wskazówek zegara. Oschłe, metaliczne światło dobiegało z jednego pomieszczenia. Qwerty ruszył w tamtą stronę. Ujrzał otwartą lodówkę, jakby niedomkniętą. To ona była źródłem blasku. Przykucnął i dotknął wilgoci na podłodze. Jego palce przesunęły się po okruchach stłuczonej butelki po wódce. Wycofał się do korytarza. Uiop miał złe przeczucia.

Trafił do głównego salonu. Był zawalony elektroniką. Malkavian zaczął rozglądać się dookoła. Ujrzał co najmniej trzy monitory, laptopy, komputery… niektóre były włączone i chyba nad czymś pracowały. Kable, klawiatury, myszki… Qwerty miał ochotę każdą rzecz z osobna dotknąć i zapoznać się z nią. Zrozumieć. Przeczuwał jednak, że to nie był dobry moment. Odniósł wrażenie, że tak nie wyglądało każde standardowe domostwo XXI wieku. Wiele książek na temat matematyki, fizyki i innych ścisłych przedmiotów. Musiał znaleźć się w pieczarze informatyka. Przeszedł dalej i trafił do sypialni.

Otwarta szafa, w której brakowało ubrań. Koszulka i sweter znalazły się na podłodze. Zupełnie tak, jak gdyby ktoś pospiesznie się pakował. I tu okruchy ze szkła. Pęknięte zdjęcie na podłodze, jakby ktoś nim rzucił w złości. Przedstawiało dwóch młodych mężczyzn. Jeden miał typową angielską urodę z niebieskimi oczami i rudawymi włosami. Drugi przypominał jakiegoś Hiszpana lub Włocha. Obydwoje prezentowali się dobrze, choć w bardzo odmienny sposób. Najbardziej zdobiły ich dwa szerokie uśmiechy.
- Zbyt szerokie - mruknął Qwerty, wodząc palcem pod podpisem „Jake i Marcus”. - Musiało skończyć się źle.
Westchnął i ruszył w stronę ostatniego niebadanego pomieszczenia. Łazienki.


Wnet Bestia w Uiopie obudziła się. Przesunął palcami po ostrych kłach, które chciały penetrować skórę. To było nagłe i niespodziewane. Malkavian przez chwilę był po prostu zwierzęciem. Drapieżnikiem. Instynkty przejmowały nad nim kontrolę. Widział bladego mężczyznę siedzącego w wannie. Woda miała malinowy kolor od całej znajdującej się w niej krwi. Qwerty rozpoznał rudzielca ze zdjęcia. Jeszcze żył i właśnie przesunął szklące oczy w jego stronę. Nawet nie był zaskoczony. Bardziej apatyczny. Oraz… apetyczny. Qwerty zrozumiał, że nie uda mu się powstrzymać przed osuszeniem go z osocza.

Aż nagle… wszystko w jego umyśle ułożyło się w jedną całość. Jake bardzo źle radził sobie z rozstaniem, a tak właściwie w ogóle mu się to nie udawało. Był specem od matematyki i komputerów. Qwerty nagle odzyskał utracone wspomnienie. Alan Turing. Taki młody chłopak, który już w młodości miał wybitny umysł. Uiop przypomniał sobie jego próbę samobójczą po tym, jak miłość jego życia zmarła na gruźlicę czy inną chorobę. Qwerty znalazł go, uratował i odwiódł od tego czynu. Uiopa ciekawiło, jak dalej potoczyły się losy chłopaka. Stracił z nim kontakt, kiedy ten przywiązał się do niego zbyt mocno. Malkavian miał nadzieję, że wszystko potem było już dobrze.

Ale tu i teraz na pewno tak nie było. Bestia ostygła, a Qwerty ruszył naprzód. Wziął ręczniki i zerknął na żyletkę. Przełknął ślinę. Tyle krwi… To było niesamowicie trudne.
- Anioł po mnie przyszedł - szepnął mężczyzna. - Piękny anioł śmierci zabierze mnie stąd.
Uiop czuł się kuszony, aby rzeczywiście przeprowadzić go na zaświaty.
- Nie... - powiedział ochrypłym głosem. - Znaczy tak. Zabiorę cię stąd, ale nie tak, jakbyś chciał.
Tamował krwawienie na nadgarstkach. Były zaplanowane, podłużne i cholernie efektywne. Ręcznik zaczął przesiąkać i Uiop musiał wkrótce wymienić go na inny. Przystawił ucho do klatki piersiowej mężczyzny. Była mokra. Malkavian chciał usłyszeć bicie serca mężczyzny. Jeżeli było szybkie, to dobrze. Gorzej, gdyby zaczęło zwalniać.
- Tak, przytul się do mnie - mruknął Jake, gładząc Qwerty’ego po włosach. - Już niedługo.
Uiop czuł się przytłoczony sytuacją. Najgorsza była krew. Nie wiedział co mówić i robić.

Nie wiedział nawet kiedy wyciągnął mężczyznę z wanny i w milczeniu zaprowadził go na kanapę w dużym pokoju. Zaczął drzeć ubrania w sypialni na pasy i obwiązał nimi nadgarstki mężczyzny. Chyba rany zaczęły się zasklepiać, a w każdym razie tkanina nie przemakała już tak bardzo, jak wcześniej ręczniki.
- Nie - wnet powiedział Jake. - Kim jesteś? Co mi robisz? - chyba nieco oprzytomniał. - Ja... chcę wrócić.
Zaczął rozwijać bandaże, na co Qwerty usiadł obok i chwycił jego dłonie.
- Wierzę, że wszyscy ludzie pojawiają się w naszym życiu z jakiegoś powodu - powiedział. - Ja jestem po to, aby dać ci powody do życia. Przynajmniej na tę jedną noc. Przeczekamy to. Niedługo będzie lepiej - powiedział. - Może jutro, może za tydzień. Albo rok lub dziesięć lat. Ale poczujesz w sobie spokój. I kiedy nadejdzie ten moment, całym sobą zrozumiesz, że warto było wcześniej cierpieć. Świat chwycił twoją duszę w pięść, jakby była grudką węgla. Ścisnął z całej siły i tworzy właśnie diament. To boli. Ale na sam koniec będziesz błyszczał - powiedział Uiop. - O ile tylko nie pozwolisz cierpieniu, żeby zmieniło cię w potwora. Albo pokonało.

Chyba nie przekonał Jake’a.
- Właśnie to zrobiło. Wszyscy ludzie w moim życiu zawsze chcieli mnie tylko skrzywdzić albo wykorzystać. Ewentualnie byliśmy krótkotrwałymi sprzymierzeńcami w dążeniu do wspólnego celu, ale zawsze kończyło się dla mnie źle. A ja zawsze starałem się z całych sił. We wszystkim co robiłem, na każdej przestrzeni mojego życia. W każdym jego aspekcie. I ciągle bez znaczenie. Wszystko zawsze dramatycznie psuło bez względu na moje starania.
- A więc straciłeś nadzieję. Trudno żyć bez nadziei, że będzie lepiej. Czujesz, że nie masz wpływu na swoje życie. Nie masz już energii, motywacji, nic nie sprawia ci radości - odpowiedział Qwerty. - Żyję dość długo i miałem takie momenty. I wiesz co? Za każdym razem umierałem w dramatycznych płomieniach, ale koniec końców się odradzałem. Zaczynałem nowe, odmienne życie, będąc nową osobą. Znalazłeś się na rozstaju dróg i chcesz wybrać tę wygodniejszą. Ale wszechświat ma jednak dla ciebie inne plany. Inaczej by mnie tu nie zesłał. Mogę popchnąć cię na drugą ścieżkę, ale kroczyć dalej będziesz musiał sam. Bez mojej pomocy. Bo wewnętrzną siłę, na którą naprawdę możemy liczyć, idzie znaleźć jedynie w nas samych.

Qwerty wstał i podszedł do okna. Przystawił dłoń do szyby i spojrzał na niebo. Uśmiechnął się do wszystkich rozjarzonych gwiazd.


- Zawsze kiedy jest mi szczególnie ciężko na ziemi, spoglądam w niebo. I myślę o wszechświecie. A także o tym, że ludzie są jedynym sposobem, aby wiedział, że w ogóle istnieje. Gdyby nas nie było, wszechświat w ogóle nie wiedziałby o tym, że jest. Stworzył nas po to, aby mieć o sobie świadomość. Właśnie dlatego tak złe jest niszczenie swojej własnej.

Następnie Uiop odwrócił się i ruszył w stronę Jake’a. Pogładził go po głowie. Nachylił się i pocałował go w czoło. Mężczyzna położył się, niechętny do rozmowy. Ale zdawał się nieco spokojniejszy. Może sam głos Malkaviana go uspokajał. Qwerty wtulił się w niego i przytulił. Postarał się o to, aby jego ciało wydało się ciepłe. Chciał rozgrzać mężczyznę. Przeczekać tę noc. Zdawał sobie sprawę, że koniec końców najpewniej żadne jego słowa nie pomogą. Jedynie mogli liczyć na czas.

***

Tuż nad ranem Qwerty i Jake byli po całkiem długiej rozmowie. Mocne, egzystencjonalne tematy na szczęście dobiegły końca i mówili o zwyklejszych, bardziej normalnych. Uiop tak sterował, aby dowiedzieć się jak najwięcej o świecie. W pewnym momencie się jednak podłożył i wypadł na kogoś... no cóż, z innej epoki.
- Nie chciałem mówić... ale jestem jednym z tych amiszy, o których mówiłeś - powiedział Uiop. - Teraz pewnie myślisz o mnie jak o dziwadle. Ale zerwałem z tym.
- Aha, dobrze dla ciebie, Quentin - mruknął Jake, korzystając z imienia, które naprędce wymyślił Qwerty. - Ale wiesz, że możesz zawsze mi o wszystkim mówić. Nie zapomnę ci tego. Nie powiem, że jestem teraz szczęśliwym człowiekiem. Ale przynajmniej stabilnym - uśmiechnął się lekko. - Chciałbym być też twoim przyjacielem w zamian.
- Obrazisz się, jak będę jednym z tych ludzi, którzy chcą cię wykorzystać? - zapytał Uiop. - I zadzwonię do ciebie w razie, gdybym chciał wiedzieć coś więcej? W mojej wiosce Amiszy w Stanach nie mieliśmy takich komputerów, a to fascynujące. I w ogóle komórki.
Jake parsknął śmiechem.
- Tak, teraz będziesz nabijał się z moich własnych słów. Tak, w ten sposób możesz mnie wykorzystywać - mruknął ustawiając się bokiem.
Oparł się o lodówkę, pijąc kawę.
- Wiesz co? Ja wciąż tak uważam. Dobrze cię nazwałem - rzucił rudzielec.
- Ale co uważasz? - odparł Malkavian.
- Że jesteś aniołem. Tyle że stróżem. A nie śmierci.
Qwerty uśmiechnął się krzywo.
- Miałeś szczęście, że usłyszałem twój krzyk i właśnie z tego powodu wtargnąłem do apartamentu - raz jeszcze powtórzył kłamstwo. - Ja również. Cieszę się, że tak się skończyło.

Ruszył w stronę wyjścia.
- Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - rzucił do Jake’a. - Ja muszę już spadać. Chcę zdążyć przed świtem, bo...
- Każdy ma swoje powody, Kopciuszku. Znikaj. Nie musisz mi się tłumaczyć.
- Mogę cię zostawić samego? - Uiop chciał się upewnić. Choć miał nadzieję, że usłyszy odpowiedź twierdzącą. Przecież i tak nie mógł zostać. Było bardzo późno. - Na pewno.
- Możesz - odpowiedział Jake, dopijając kawę.

Podszedł do okna i położył dłoń tam, gdzie wcześniej ustawił ją Qwerty. Spojrzał w górę, na ostatnie gwiazdy, które powoli zaczęły blednąć.
- Możesz - powtórzył, uśmiechając się nieco spokojniej.

Uiop wrócił do hotelu. Zamierzał zająć się kartonikiem, jaki otrzymał od Shiraziego w pierwszej kolejności po przebudzeniu. Był w dobrym nastroju. Może nie był jednak takim potworem, za jakiego się uważał?
Zaśmiał się na ten żart, chowając w szafie.
Czekał na nadejście świtu.
 
Ombrose jest offline  
Stary 04-01-2021, 04:59   #114
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Utamukeeus po dotarciu na miejsce proponowane przez Tonyego, od razu poinformował wszystkich, że w hotelu zamelduje się później. Poprosił jedynie, by przesłali mu za pomocą elektronicznego urządzenia w kieszeni, tzw. smartfona, numer pokoju, który udało im się wynająć. Tłumaczył się zgodnie z prawdą: po pierwsze musiał ukryć, a w najgorszym wypadku pozbyć się broni. Już podczas przeprawy łodzią zastanawiał się czy nie wrzucić strzelby do Tamizy, ale z jakiegoś powodu wierzył, że póki nie trafią pod same drzwi, wciąż są w niebezpieczeństwie. Po drugie: głód. Kolacja zaserwowana po przebudzeniu była gorsza niż angielski porridge na śniadanie. Potrzebował odpowiedniego posiłku, zwłaszcza, że po starciu w magazynie wciąż pozostawał ranny.

***
Schronienie.

Dla współczesnego homo sapiens, takie miejsce powinno mieć cztery ściany, drzwi, często też okna. Powinno się mieć do niego klucz wejściowy, albo jakąkolwiek inną formę zabezpieczenia go przed obcymi. Jeśli jakikolwiek z tych fundamentalnych elementów nawala, to równie dobrze można by było nazwać takiego człowieka bezdomnym. Do tego oczywiście wysoce wskazane jest mieć w takim miejscu prąd, bieżącą wodę, ogrzewanie, a także coraz bardziej istotne w XXI wieku, szerokopasmowe łącze internetowe. Człowiek myślący rozwinął się jako gatunek, a wraz z nim rozwinęły się jego potrzeby.

W świecie zwierząt dużo rzeczy pozostawało jednak bez zmian. Brak rozwoju oznacza brak wygórowanych potrzeb. I tak schronieniem może być stara gazeta lub karton, pod którym kot może schować się przed deszczem i zasnąć. Dziura w betonowym murku stanowi świetną kryjówkę dla rodziny jeży. Nieużywane już kominy w starych budynkach, obecnie ocieplanych przez centralne ogrzewanie, to świetne miejsce dla ptasich gniazd, szczególnie w miastach które postawiły na betonową estetykę zamiast zielonych parków. Porzucone kubły na śmieci, zniszczone i niechciane meble pozostawione w alejkach pomiędzy kamienicami, stare garaże... Tak wiele miejsc, które na co dzień mijamy i olewamy, potrafią być dla zwierząt domem w mieście, które przestało żyć w zgodzie z naturą.

Naiwny i głupi ten, kto myśli, że Gangrel w mieście prędzej czy później zdechnie z głodu. Często ma o wiele łatwiej, niż reszta wampirzych drapieżników. Zwierzęcą krew łatwo znaleźć, trzeba tylko wyjść poza sztywne ramy swojego rozumowania i postrzegania rzeczywistości dookoła. Klejnot Wielkiej Rzeki nie chciał jednak dzisiejszej nocy pić byle czego, byle jak. Dane było mu wrócić ponownie na ten świat i nieuczciwą zbrodnią byłoby odebrać mu w zamian inną, pełną życia istotę. Matce Naturze i jej dzieciom trzeba czasami pomóc w odejściu do świata duchów.

- Przyjaciółko. - powiedział na powitanie młodej kotce, leżącej przy oponie jednego z aut na pobliskim sąsiedztwie. Próbowała wstać, ale co zrobiła kilka kroków, upadała ponownie. Instynkt podpowiadał jej by się schować, ale było jasne, że za kilka godzin skona w bólu, którego nikt nie zauważy. Nie było już dla niej ratunku, nie byłoby go dla nikogo jej rozmiarów po zderzeniu z przejeżdżającym samochodem. Sprawcy rzecz jasna nie było na miejscu.
- Pozwól mi, pomogę Ci odejść. Twój duch dołączy do reszty.
Spojrzał kotce prosto w czarne, poszerzone ze strachu, szoku, oczy. Uspokoiła się, nie próbowała już wstawać. Zrozumiała. Utamukeeus uśmiechnął się do niej i podziękował.

Ludzie z jej stada mówili na nią Gajka, ale jej duch nazywał się Kuckunniwi. Wydała na świat jeden miot kociąt. Bardziej niż Whiskasa, wolała Kitekat'a, ale tylko w sosie. Te w galaretce były obrzydliwe.

Tej nocy Utamukees pomógł jeszcze kilku innym zwierzętom i ich duchom w odejściu, w zamian za ich krew. Harmonia i równowaga w naturze zostały zachowane.

***

W drodze powrotnej Klejnot Wielkiej Rzeki mijał lecznicę dla zwierząt oznaczoną szyldem "Vets 4 Pets", zupełnie nie zdając sobie sprawy, czymże jest ten budynek. Być może gdyby wiedział, że to właśnie tutaj biali przynosili zwierzęta z którymi związali się swoim duchem żeby im pomóc, zapaliła by się w nim iskierka nadziei dla współczesnego człowieka. Czy robili to ze swojej arogancji, by podkreślić swoją dominację, czy też z poczucia winy, za wyrządzone Matce Naturze krzywdy, pozostawało wciąż kwestią sporną. Czuł jednak bijącą od miejsca energię, niemalże słyszał wszystkie zwierzęce duchy zebrane w środku. Jedne na skraju życia, inne dopiero na jego początku. Jedne cierpiące, inne podekscytowane.

Był też jeden, najwyraźniejszy głos. Ten przestraszony. Bezradny. Nierozumiejący, co się dzieje. A co najważniejsze - ten głos dobiegał z zewnątrz budynku.

Do zamkniętych już drzwi wejściowych do weterynarza, przywiązany był na smyczy młody wilczur. Prawdopodobnie kolejna ofiara nieodpowiedzialnych rodziców, kolejny nietrafiony prezent dla Briana, Jessici, czy innego ludzkiego bombelka, które przecież obiecywały, że będą się psem zajmować. Albo inny, równie powszechny motyw po 2000 roku: alergia. Ktoś w domu odkrywa, że jego organizm, od samego dzieciństwa osłabiony od brudnego powietrza, przetworzonego jedzenia, genetycznych braków, czy też zwyczajnego urojenia, reaguje w taki czy inny gwałtowny sposób na futrzaka w domu. Najprostszy, najbardziej prostacki sposób pozbycia się żywego stworzenia, który duch połączył się już z innymi domownikami. Nawet skurwysynom nie chciało się do schroniska pojechać, bo za daleko, bo im głupio.

Navaho nie znał tych powodów, prawdopodobnie nawet nie chciałby o nich wiedzieć. W tej chwili słyszał jedynie tego zbłąkanego, psiego ducha i uświadomił sobie, że on sam również jest zagubiony w tym wielkim mieście. Wierzenia instruują, że Matka Natura nie wpływa na przeznaczenie swoich podopiecznych, ale czasami trudno było uwierzyć, że niektóre z przypadków, zbiegów okoliczności, nie są dokładnie przez nią wyreżyserowane. To była właśnie taka sytuacja.

-Jestem Utamukeeus. Tak jak ty, nie znam tego miejsca. Tak jak Ty, zgubiłem swojego przodownika stada. Będę strzegł Twojego ducha, jeśli Ty będziesz strzegł mojego. Czy chcesz kroczyć po tej Ziemi razem ze mną?

Tak oto Utamukeeus połączył swojego ducha z Hok'ee. Porzuconym.
Od tamtej nocy, po zmierzchu kroczyli razem.

***

Ostatnim ważnym epizodem tej nocy dla Navaho, była analiza przebłysku wspomnień, jakiego doznał na łódce. Tak krótki, a jednocześnie pokazujący tak wiele rzeczy w innej perspektywie. Czy Richard naprawdę zdradził Mitrę? Jego lojalność zdawała się być jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie do podważenia. Czy jako jego były podopieczny jest teraz w jeszcze większym niebezpieczeństwie? Tak wiele pytań, i tylko jeden de Worde z odpowiedziami. Trzeba było się z nim skontaktować, może i spotkać. Nawet jeśli było to wchodzenie w pułapkę, to przynajmniej była to pułapka, na która był gotowy.

-Znajdź Nosferatu Richarda de Worde. Przekaż mu, że Klejnot Wielkiej Rzeki wrócił. Niech znajdzie mnie, albo pozwoli siebie odnaleźć. Dziękuję, przyjacielu.

Szczurzy ogon szybko zniknął w kanale, tuż po tym jak jego właściciel porwał kawałek niedojedzonego Nugettsa z McDonalda.

***

Schronienie.

Pierwszą myśl Navaho związana z tym słowem to indiańskie tipi. Według legend, lud Indian mieszkał w jaskiniach i rowach wykopanych w ziemi, zanim mężczyzna zwany Żółte Getry nie pojawił się z Czterema Białymi Tipi by podarować je ludowi Apsáalooke, a wraz z nimi: moralność i wartości stojące za nimi. W języku białych, tipi oznacza "miejsce gdzie się żyje". Zimą zapewniało komfort i ciepło, latem zaś chłodziło i chroniło przed piekącym słońcem. Nie przemakało nawet w najbardziej ulewne deszcze, wytrzymywało nawet najgorsze wichury.

Stawianie tipi było obowiązkiem kobiet. Najpierw wiązały razem trzy szkieletowe, około 8-metrowe żerdzie i stawiały je jako trójnóg, w którym jedna żerdź skierowana była na wschód, jedna na północ i jedna na południe; wschodnia żerdź stanowiła zarazem lewą framugę otworu wejściowego, jako że wejście zawsze znajdowało się od wschodu. Następnie dostawiały 13-23 lżejsze żerdzie tak, by ich oparte na ziemi końce tworzyły koło o średnicy około pięciu metrów. Ostatnia ustawiana była żerdź, do której przymocowane było pokrycie ze skór bizonów, później płócienne.

Pokrycie pierwotne sporządzano z 15-18 skór bizonich, wyprawionych, przyciętych i zszytych razem tak, że powstawało niemal pełne półkole. Po założeniu pokrycia na szkielet stykające się krawędzie spinano drewnianymi szpilami. Dolna krawędź zdobiona według gustu właściciela pokrycia była przykołkowana do ziemi. W niektórych plemionach należało do zwyczaju, że po pokonaniu jakiegoś wyjątkowo walecznego wojownika, zwycięzca przejmował jego symbolikę, którą przyozdabiał własne tipi.

Na szczycie znajdował się otwór dymowy, zakrywany w razie potrzeby tzw. wiatrownicami, skórą przymocowaną do pokrycia tipi i przytrzymywaną na specjalnych żerdziach. Tipi miało wejście od strony wschodniej, poniżej miejsca spinania skór i wspomnianego otworu dymowego; było ono zakrywane skórą przytrzymywaną na mniejszych drążkach. Tipi nie posiadało podłogi, a na środku znajdowało się miejsce na ognisko. Posłania mieszkańców znajdowały się po obu stronach otworu wejściowego i – ewentualnie – z tyłu.*

***

Hotel w którym wylądowali z tipi nie miał nic wspólnego. Różnic było tak wiele, że indianin sam nie miał pojęcia, skąd pojawiło się u niego wspomnienie rdzennego domownictwa. Utamukeeus nie czuł się pewnie i swobodnie w pokoju w którym wylądował. Rozumiał jednak konieczność zaszycia się w bezpiecznym miejscu, wśród reszty Heroldów, wbrew swoim osobistym preferencjom spędzenie nocy gdzieś bardziej "na zewnątrz". To Londyn, nie stepy. Nawet jeśli po tej nocy wydaje się, że to w mieście panuje większa dzicz.

Naturalne było, że w ich Stadzie, bowiem tym właśnie ich koteria w oczach Navaho była, zaczęły formować się nici porozumienia, partnerstwa, przyjaźnie. Indianinowi jako współlokator prawdopodobnie przypadł Paw, Qwerty. O ile nie można było mówić o wielkim zżyciu się z Malkavianem, wydawało się logiczne, że dwóch największych outsiderów i ludzi nie do końca pasujących do ogólnie przyjętych norm wyląduje w jednym pomieszczeniu. Niczym na kilkudniowej wycieczce szkolnej - mają razem pokój, bo nikt inny nie chciał dzielić z nimi swojego.


*Fragment w większości zaczerpnięty z polskiej wikipedii, z kilkoma moimi dodajkami. Nie bijcie proszę za kopiuj wklej

 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 04-01-2021, 20:34   #115
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon szedł szybko przed siebie rozglądając się uważnie dookoła.
-Milczysz Cath. Wszystko w porządku? - zapytał. Ulica jak można przypuszczać o tej godzinie nie była specjalnie zatłoczona, ale Spoon usłyszał muzykę, a tam gdzie była muzyka byli ludzie. Głównie pijani, ale nie był teraz wybredny.

Uśmiechnęła się leciutko.
- Twoje wcześniejsze towarzyszki zabawiały cię rozmową przez cały czas?
Rozglądała się uważnie dookoła, lustrując nielicznych przechodniów. Każdy początek jest pełen niepokoju, ale też ekscytacji. Potem sytuacja się stabilizuje.. zwykle.
- I nie szukam pożywienia dla siebie. Chcę coś znaleźć dla Quertego.

-Towarzyszka. Brusilla. – Spoon poprawił wampirzycę.

- Oczywiście - skłoniła lekko głowę, przepraszając za pomyłkę.

Spoon uśmiechnął się lekko, po chwili kontynuował.
-Inne kobiety to raczej no wiesz… pożywienie. Sama rozumiesz nie przebywam z nimi za długo...- Wampir zastanowił się chwilę.
-A hmn… jeśli pytasz, czy Brusilla dużo mówi… Tak raczej tak… I… Może połowa tego co mówi nie ma kompletnie żadnego sensu. Ale lubię słuchać jej głosu. Zazwyczaj mówi z pasją i pełnym zaangażowaniem. O tym co szepcze noc, co mówią kamienie. Czasem widzi też przyszłość jak dzisiaj Qwerty. W ogóle miałem zginąć. Widział jak ginę ostrzegł mnie. A potem kurwa ten policjant z tą cholerną strzykawką. Gdybym był z Brusillą coś takiego w ogóle nie miałoby miejsca. Ona przynosi mi szczęście. - Zastanowił się chwilę.
-Wiesz ja w sumie mogę mu coś złapać. Nie ma problemu. Ale człowiek będzie musiał być no.. żywy. Żeby dało się z niego pić. Wiesz… Gdybym miał swój samochód nie byłoby problemu. Teraz jest problem… Cholera. - Nagle strzelił palcami.
-Cath złociutka. Wiem co możemy zrobić co przyda się nam i reszcie. Zapolujemy na frajera. Ale naprawdę dzianego frajera. Potrafisz takich ludzi wyłowić z tłumu. Może nawet się nam fartnie i będzie mieć furę. A na pewno kasę. Chodź! Pomożesz mi wybrać.
Szli przez park. Była piękna noc. Na niebie lśnił księżyc i migotały gwiazdy. Tak można powiedzieć, że było romantycznie. Kiedy ich wzrok przykuła spacerująca para. Zarówno on jak i ona byli ubrani w ładne klasyczne ubranie z porządnych materiałów. Ich twarze również się wyróżniały. Kobieta miała delikatny zmysłowy makijaż który podkreślał jej delikatną urodę, a mężczyzna wydatne kości policzkowe i wysokie czoło.
Spoon uśmiechnął się szeroko
-Ej… Oni dobrze wyglądają i jest ich dwójka w sam raz na dwa wampiry. Może jednak się skusisz? Zabijanie zakochanych par jest naprawdę stymulujące. Wszystko co czują jest w ich krwi i tylko czeka na odkrycie. Nawet nie trzeba ich jakoś męczyć żeby krew nabrała smaku. To jak będzie? - zapytał Spoon spoglądając na Cath. Oczy błyszczały mu z ekscytacji. On był już właściwie gotów zabijać.

Cathy było mniej podekscytowana. Uważniejsza i bardziej skupiona, mimo że też zaczęła czuć narastający głód. Ale cierpliwość była jej mocną stroną. Zlustrowała znów otoczenie. I coś dostrzegła . Kolejny raz, teraz była już tego pewna.
Ujęła Spoona pod ramię, tak żeby zbliżyć się do niego maksymalnie.
- Ktoś za nami idzie. – Powiedziała ledwie słyszalnym, nawet dla wyczulonych uszu wampira, szeptem.
Kobieta. Ubrana... jak za naszych czasów. Jej płaszcz był modny dwie dekady temu.

-Cholera. Zabierajmy się stąd ostatnie czego nam trzeba to zwrócenia na siebie uwagi jakiegoś wampira. Zresztą tyle się zmieniło a ja tak mało pamiętam może naruszyliśmy czyiś rewir czy coś. - Spoon rozejrzał się.
-Ona jest jeszcze za nami? - zapytał zaniepokojony.

Zdawało się, że kobieta została w parku. W każdym razie oboje z Cath stracili ją z oczu.

-Lepiej oddalmy się i skupmy się na poszukiwaniu jakiegoś gościa z wozem. To dobry plan i na pewno lepszy niż rozmowa z wampirzycą. Cholera i jeszcze ten bal. Powinienem… Jakoś… Diametralnie zmienić wygląd. - przetarł jasne włosy sfrustrowany myśląc o tym wszystkim co się wydarzyło.

-Kurwa Ci ludzie nas tam widzieli Cath. I ci pozostawieni jako ofiara, i policjanci też. Ja jednego zabiłem, jedną kobietę też. Ale cała reszta wie jak wyglądamy i wszystko opowie nawet ta latająca skrzynka, której też nie zniszczyłem, może ona też umie mówić. - popatrzył na blondynkę. Chwilę milczał myśląc, w końcu zaczął ponownie.
-Dobra Cath. Szukaj mężczyzny mojej postury, dobrze ubranego z wozem. To będzie nasz idealny cel, na teraz.- znowu potarł jasne włosy.

- Jasne. Nie będzie żadnego problemu. - Cath zaczęła skanować wzrokiem (i węchem) okolicę.

-Cholera muszę coś zrobić z tymi moimi włosami. Myślisz że da się je jakoś na szybko przyciemnić? Kawa, albo herbata? Bo chyba tylko to dostanę o tej godzinie. Nie znam się na tych sprawach. Tym się zajmowała Brusilla. Ale… ale ty jesteś kobietą i się znasz na tym nie? - zapytał patrząc na nią z nadzieją.

- Bez dwóch zdań jestem kobietą. - Odparła zimno.
- I nie potrzebuję żadnych farb do włosów, to pytanie mnie obraża, podobnie jak poprzednia sugestia. Ale wiem, czego potrzebujesz. Można to kupić u balwierza, lub poprosić o usługę.

Spoon był przez chwilę zbity z tropu.
-Ja… Ja przepraszam nie nie chciałem Cię obrazić. Masz przepiękne włosy. - zapewnił ją. Myślał przez chwilę co mu powiedziała.
-Balwierza? Nie pamiętam żebym był u niego. Za… Za życia. Bo po śmierci miałem Brusille. Cholera bez niej czuję się jak bez ręki. Mam wrażenie że zawsze przy mnie była. - milczał chwilę.
-Dobra skupmy się na zadaniu noc ucieka. - Powiedział i również zaczął rozglądać się po okolicy teraz głównie dla zmiany tematu.
Po jakimś czasie dostrzegli przystojnego młodego mężczyznę rozmawiającego przez smartphona podobnego do tych które dziś dostali. Miał dziwny krój garnituru i wyraźnie nie pasujące do niego czerwone buty. Ale same materiały które nosił poza tym dziwnym obuwiem wydawały się naturalne.
-Ten może się nadać… Sprawdźmy czy ma samochód. - powiedział Spoon ruszając jego tropem.

Ale... Najwyraźniej nie miał pojazdu. Gdy rozmawiał przez telefon mówił w obcym języku. Mogło to znaczyć, że raczej nie przybył samochodem na wyspy. No bo gdzie mógł dzwonić o drugiej w nocy?

Spoon był już naprawdę głodny i pomału było mu wszystko jedno kogo zabije.

Na rogu znów pojawiła się kobieta w kremowym płaszczu i berecie. Była daleko, ale ewidentnie patrzyła na poczynania pary wampirów.

Spoon kiedy zobaczył tajemniczą kobietę poczuł frustracje.
-No odwaliła by się w końcu - warknął.
-Nie robimy nic złego. - skakał spojrzeniem od dziwnej kobiety do rozmawiającego mężczyzny.
-Chrzanić to. Jestem głodny. Jak chcesz porozmawiaj z nią, ja złapie nam kolacje. - powiedział ruszając w stronę mężczyzny i obserwując otoczenie szukając zacienionych, ustronnych miejsc.

Spoon złapał mężczyznę od tyłu w pewnym uścisku przyduszając go by nie mógł krzyczeć. Poczekał aż straci przytomność. To była cienka granica ale miał w tym wprawę. Nie chciał by pamiętał chwili ugryzienia. Nie chciał też teraz zostawiać trupa.
I… Co prawda była jeszcze Cath ale był przecież taki głodny…
Cholera to za długo trwa. Pomyślał sekundę zanim wgryzł się w mężczyznę żeby się nasycić to było od niego po prostu silniejsze. Jednak pilnował się żeby go nie zabić. Byli w końcu obserwowani. Źle było zostawić tu trupa

Catherine czuła narastającą frustrację Spoona. Był niecierpliwy. I nienasycony. Jego Brusilla musiała mieć na niego mocny wpływ, skoro potrafiła go okiełznać. Cath nie chciałaby stawać teraz wampirowi na drodze. Dlatego nawet nie próbowała go zatrzymać.
Cofnęła się i po chwili wymieniła spojrzenie z nieznajomą. Ta nie zareagowała w żaden sposób, wyglądała jak osoba, która znajduje się w parku zupełnym przypadkiem. Tylko dlaczego ciągle na nią wpadali? Cath przez chwilę rozważała, czy nie zacząć szukać kobiety, ale po krótkim namyśle zrezygnowała i wróciła do Spoona. Nie powinni się rozdzielać.

Spoon zostawił nieprzytomnego, ale żywego gościa przeszukał mu kieszenie starając się zabrać portfel z kasą i dokumenty. W zabranych rzeczach znalazł głównie karty kredytowe, jakieś 50 funtów + 100 dolarów.
Wracając do Cath zabrał też komórkę wyłączając ją. Niestety miała rozbity ekran. Ale może też będzie coś warta, jak znajdzie kogoś komu będzie mógł ją upchnąć.
-Chodźmy stąd Cath. - powiedział biorąc kobietę za rękę.
-Złapię Ci coś innego. Może tym razem gościa z wozem. - Rozejrzał się dookoła.
-Ta kobieta dalej się gdzieś tu kręci?- zapytał Cath

- Pojawia się i znika… - powiedziała wampirzyca.
- Teraz jej nie widzę. Jakby w coś z nami grała. Myślisz, że powinniśmy ją znaleźć i docisnąć?

Spoon jednak postanowił nie drążyć tematu.
-Chodź poszukamy gościa z wozem.

I tym razem Spoon wiódł prym jeśli chodzi o wyszukiwanie następnego celu. Patrzył na architekturę miasta. Położenie ulicy odchodzące od niej ślepe uliczki obserwował miejsca parkingowe, parkomaty. Miasto się zmieniło. Bardzo. Musiał to przyznać i nie było mu łatwo się w tym wszystkim odnaleźć.
Spędzili chyba bitą godzinę na bezskutecznych poszukiwaniach w których nie osiągnęli zupełnie nic.

- Powinniśmy chyba wracać… - zasugerowała Catherine.

-Chrzanić to. - powiedział wściekle Spoon i niewiele myśląc walnął z całej siły pięścią w mur budynku przy którym stali. Rozległ się trzask łamanych kości. Bestia zawyła, ale zmysły się wyostrzyły.
Myślał teraz sprawnie. Ból wyostrzał zmysły. Ujął Cath za ramię patrząc na rozciągające się przed nim wzorce, które przedtem pominął. Widział wóz na uboczu, w ciemnej uliczce i kierowcę który wkurwiony na cały świat wysiadł nagle z samochodu i zaczął z kimś rozmawiać przez telefon mocno gestykulując.
Spoon miał tylko nadzieję, że frajer nie zakończył rozmowy.
Ludzie chyba naprawdę głupieli przez te telefony i zapominali dosłownie o wszystkim.
Wampir skupił się na leczeniu własnych obrażeń i ataku na swój “mobilny zbiorniczek krwi” z transportem.
Jednak... nie wszystko poszło tak gładko jak sobie założył. Przy próbie leczenia poczuł głód i bestia zawyła wściekle i skierowała swój gniew na niego. Przez chwile widział tylko ciemność i czuł wszechogarniający paniczny strach a potem… zimno.
Cholera nie, nie mógł już tak dłużej to go wykończy. Musiał jak najprędzej przewartościować swoje życie. Krew to tylko krew do cholery. Może… może po tej przymusowej drzemce jakoś to pójdzie.
W końcu bez ceregieli chwycił mężczyznę i zaspokoił swój głód. Nawet się nie bawiąc w ogłuszanie.
Jednak… Gość potrzebny był mu żywy. Pilnował się i w odpowiednim momencie wyciągnął kły i zalizał ranę.
-Cath… Zobacz ten miły pan ma samochód i na pewno zgodzi się nam go “wypożyczyć”, pokazując co i jak. Porozmawiasz z nim? - zapytał trzymając oszołomionego mężczyznę żeby im przypadkiem nie uciekł.

- Co robisz! - Cath fuknęła na Spoona, aby potem skupić całą swoją uwagę na mężczyźnie.
- Puść go natychmiast!
Kiedy Spoon spełnił jej uprzejmą prośbę, kobieta ujęła, ciągle nieco jeszcze oszołomionego mężczyznę, pod ramię.
- Bardzo pana przepraszam – wyszeptała, wyraźnie zmieszana.
– Czy mogę liczyć na pana pomoc?

Spoon pozwolił Cath działać podnosząc z ziemi kolejną komórkę do “swojej” kolekcji. Chwilę oglądał w jakim jest stanie w końcu wyłączył ją i schował do kieszeni.
-No przyjacielu… Chodź tej ślicznotce się nie odmawia. - powiedział widząc że gość stoi jak kołek i gapi się na wampirzycę oszołomiony w końcu chwycił mężczyznę za fraki i wrzucił go siłą do wozu. Gotów również przekonać go do współpracy w “inny sposób”.
W końcu facet trochę się pozbierał tak że zaczął mu pokazywać co i jak z tym wozem.



Jak odpalać silnik, jak go gasić. Gdzie jest sprzęgło, gdzie gas, gdzie hamulec. Co oznaczają palące się kontrolki. Gdzie wlewać benzynę. Co jest pod maską. Jak otwierać i zamykać bagażnik. Spoon był pojętnym “uczniem” i bardzo dociekliwym. Pytał nawet jak włączać i wyłączać wycieraczki czy jak obsługiwać i kiedy różne rodzaje świateł, czy nawet po co są te śmieszne pasy.
No i zapytał też o radio. Radiem był szczególnie zachwycony.
Generalnie starał się uzupełniać swoją wiedzę na bieżąco z nowościami technicznymi. Pojechali też w końcu na jazdę próbną, którą bogatszy o nowe informacje zaliczył praktycznie bez problemu.
Na koniec Spoon poczuł się pewnie i zabrał mężczyźnie kluczyki i portfel z jego dokumentami oraz prawem jazdy. Przeszukał też wóz sprawdzając czy mężczyzna pali i znajdzie u niego papierosy z taką interesującą zapalniczkę jaką miał malkavian. I nawet znalazł fajki i jakąś zapalniczkę, która wyglądała na cóż... tanią.
W końcu kiedy zgarnięty facet nie mógł im już zaoferować nic więcej Spoon zawiesił na nim spojrzenie. Był pewien że gość nic nikomu nie powie o wydarzeniach dzisiejszej nocy. Nie zgłosi w ogóle kradzieży bo zarówno on jak i Cath tak namieszali mu w głowie że to po prostu nie było możliwe.
Ale… Cóż… I tak mógł go tak po prostu zabić… Wszystko w nim krzyczało by to zrobił. Myślał o tym od pierwszej chwili gdy tylko go zobaczył. Był w końcu głodny a tego człowieka miał po prostu na “srebrnej tacy”.
Ale… Z drugiej strony jak przeanalizował to sobie na chłodno to nie był to najlepszy pomysł. Bestia przeorała mu serce dzisiejszej nocy i zwyczajnie nie chciał już zabijać.
W końcu… odwiózł mężczyznę pod jego dom.
Przypominając mu że wie jak się nazywa i gdzie mieszka i jeśli narobiłby problemów jemu i Cath mówiąc o tym co go spotkało to on go odwiedzi jego i jego rodzinę i wtedy nie będą już tak miło gawędzić.
W końcu kiedy pozbył się balastu pojechał do wskazanego przez sędziego miejsca spotkania.
Musiał pozwolić mu się zbadać i kto wie może dzięki oszczędzeniu tego życia i jego na koniec spotka coś dobrego.

*Post pisany razem z użytkownikami - kanna i Mi Raaz - dziękuje za wspólne scenki.

 

Ostatnio edytowane przez Rot : 06-01-2021 o 13:00.
Rot jest offline  
Stary 06-01-2021, 09:49   #116
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Cath przyglądała się, jak mężczyzna uczy Spoona obsługiwać nowy model automobilu. Samochodu, poprawiła samą siebie. Ważne było, aby zapamiętywać nowe nazwy przedmiotów i zjawisk. Obaj wyglądali na bardzo podekscytowanych.

Przypomniał się jej znajomy Angeliq, który kupował nowego wierzchowca. Obaj z hodowcą chodzili wokół zwierzęcia i prawie cmokali z rozkoszy. Mężczyźni niespecjalnie się zmieniają przez lata, tego tez Catherine zdążyła się nauczyć.

Złapał dłoń mężczyzny.
- Julian – powiedziała, bo tak się jej przedstawił, kiedy obiecywał jej rajskie życie w Nowej Zelandii. - Potrzebuję pieniędzy.
- Oczywiście, najukochańsza
– przerywał zabawę samochodem i sięgnął po portfel, wyciągnął garść plastikowych prostokątów i starał się jej to włożyć w dłonie.
Cofnęła ręce ze wstrętem.
- Co to jest? – zapytała.
- Jesteś taka rozkoszna, jak żartujesz… Karty kredytowe, wiem, że nie platynowe…
Uciszyła go zmarszczeniem brwi.
- Pieniądze. Złoto. Papiery wartościowe, czeki na okaziciela. – podpowiedziała mu.

Przeszukał jeszcze raz portfel, ten przynajmniej był ze skóry, czuła przyjemny zapach i wygrzebał w końcu dwa banknoty. Potem dołożył do tego swoje spinki od mankietów.
- 150 – spojrzała na nominały. – Dziękuję, ale potrzebuje więcej.
- Podaj tylko numer konta, najukochańsza.


Westchnęła.
- Gotówka. Więcej banknotów. – wyjaśniła Julianowi, jak dziecku. – Teraz.
Był wyraźnie zmartwiony.
- Bank otwierają o 9… Wypłacę ile będziesz chciała. Wszystko.
Nachyliła się nad nim, zbliżając usta do jego ucha. Oparła dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, aby potem powoli zsunąć ją niżej.
- Teraz , Julianie. Myśl. – cofnęła się gwałtownie.
Mężczyzna oddychał szybko, płytko. Potrzebował parę sekund, aby dojść do siebie.
- Podjedziemy na bankomatu – zdołał wykrztusić w końcu. – Daj mi komórkę. – powiedział do Spoona. – Zwiększę limity wypłat.
- Wytłumacz
– poprosiła znów Catherine uśmiechając się słodko. – Wyobraź sobie, ze przyjechałam z kraju, gdzie nie znają kart kredytowych i bankomatu. Oraz limitów.

Julian wytłumaczył.

- Czyli potrzebujemy dokumentów, aby założyć konto w banku… Oraz tych okropnych , plastikowych kart. - mruknęła kobieta do siebie. – Dobrze, wypłać tyle, ile możesz.

Julian wypłacił.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 12-01-2021, 14:09   #117
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Yusuf i Tony

Ich “polowanie” przyniosło ciekawe efekty. Poza zregenerowaniem ran udało im się zgarnąć teczki osobowe. Nie było w nich prawie nic. W każdej teczce był rysunek ich twarzy. Portret pamięciowy. Portrety ludzi, których ostatnio ktoś widział 80 lat wcześniej. Dokumenty znajdowały się w banku krwi. Wizyta jego i Yusufa były “wysoce prawdopodobne”. Za to Qwerty był “możliwy”. Ktoś nie tylko znał ich twarze. Znał też ich przyzwyczajenia żywieniowe.

Qwerty


Malkavian zyskał nowe imię. I nowego przyjaciela. Nie czuł tego jako straconej nocy. Wręcz przeciwnie. Czuł, że zrobił coś dobrego. I czuł, że da mu to wymierne korzyści. Zasypiał spełniony. Zamknięty w szafie, ale spełniony.

Utamukeeus


Navahoo powrócił z towarzyszem. Ten zasiadł przy łóżku i z wielką uwagą wpatrywał się na zamknięte drzwi szafy. Na wiele więcej nie starczyło czasu, bo gdy tylko nad Londynem pojawiły się pierwsze promienie słońca to wampir poczuł tak ogromne zmęczenie, że trudno było myśleć o czymkolwiek.

Cath & Spoon


Zaparkowali na parkingu hotelowym. Catherina czuła ten miły dreszcz kojarzący się z przeszłością. Dreszcz związany z napływem gotówki. Julian z radością podziękował za towarzystwo. Oddał wszystkie swoje pieniądze, po czym z wielkim wstydem poprosił o drobne na autobus, żeby móc wrócić do domu. W zasadzie Cath nie lubiła drobnych. W jej torebce spoczywały kolejne dwa tysiące funtów.

Spoon obejrzał dwukrotnie nowy samochód. Był zadowolony. Choć nadal miał problem z tym, że ich śledzono. Zrobił dodatkowe okrążenia po okolicy i był prawie pewien, że zgubił ogon. Kobieta nie najwyraźniej nie miała samochodu. Żadne inne auto ich nie śledziło.

***


Krótki jesienny dzień.

W ogromnym Londynie był to dzień jak co dzień. Ktoś nie pojawił się w pracy. Ktoś inny opowiadał niestworzoną historię o facecie wyskakującym z nadbrzeża. Jeszcze inni zaczytywali się w informacje o nocnej akcji odbicia zakładników z magazynu zajętego przez organizację terrorystyczną. Komuś żona zagroziła rozwodem za powrót do domu bez samochodu i wypłatę całych oszczędności. Ktoś inny wstał w południe myśląc, że życie ma sens i czas posprzątać krew z łazienki. Dzień jak co dzień. Dzień… część doby niedostępna Spokrewnionym.

W końcu jednak słońce zaszło.

***


Sen bez snów zawsze jest dziwny. Był tak samo dziwny 80 lat temu jak i dziś. Można pomyśleć, że ich umysły się najzwyczajniej w świecie wyłączały. Ciała pozostawały martwe. Po przebudzeniu nadal pozostawały martwe, choć umysły chwytały się kurczowo ciał. Bestia oczywiście u każdego z nich oczekiwała pożywienia. Sięgała chciwie po krew z ich żył.

Wszyscy zapłacili cenę za pobudkę. Choć niektórzy nie poczuli przy tym większego głodu. Szczęścia nie mieli śpiący razem Spoon i Catherina. Również Utamukeeus poczuł narastający głód.

Qwerty obudził się z lekkim przerażeniem, gdyż nie spodziewał się ujrzeć przed sobą ogromnego owczarka. Nadal ściskał w dłoni wizytówkę z numerem telefonu do Scarlet Churchill.

Zaczynała się ich druga noc w Londynie. Dowiedzieli się pewnych rzeczy. Nadszedł więc czas, żeby zdecydować co dalej.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-01-2021, 20:27   #118
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Noc zaczęła się jak zawsze. Najpierw go nie było. Potem nagle był. Ich świadomość kryła się gdzieś głęboko w ciele, a może i poza nim. W końcu kilka dziur w głowie z reguły nie powstrzymywało wampira przed działaniem. Dopiero kompletna dekapitacja. Była to fascynująca zagadka… Na inny czas.

Yusuf rozciągnął się w powoli zanikającym odruchu. Wraz z czasem tracił ich coraz więcej. Czasem zastanawiał się czy wciąż był tą samą osobą co w dniu swojej śmierci. Kolejne pytanie bez odpowiedzi.

Zrzucił z siebie kołdrę w którą się owinął i wyturlał się spod łóżka pod którym spał. Ich obecne lokum nie spełniało żadnych warunków wampirzego bezpieczeństwa. Było położone wysoko, z doskonałym dostępem do światła słonecznego. Okna nie blokowały całkowicie słońca, a jedynie jego większość za pomocą rolet. Nie było tam żadnego niedostępnego dla śmiertelników miejsca. Wystarczyło by ktoś z obsługi motelu w którym się zatrzymali miał do nich sprawę w ciągu dnia… I mieliby na rękach kupkę popiołu do wyszuflowania.

Zza drzwi dobiegł do niego natarczywy głos Spoona.

- Już, moment! - warknął w odpowiedzi i podniósł do ust jeden z zdobytych poprzedniego dnia blood bagów. Był oczywiście pusty, ale nawet plastik miał delikatny zapach krwi, której Yusuf tak bardzo pragnął. Krwi która smakowała jak popiół.

Nienawidził tego, nienawidził że pożądał krwi tak bardzo, a równocześnie była dla niego tak pusta, niezależnie od źródła z którego ją zdobywał. Z jednym tylko wyjątkiem.

Musiał dzisiaj koniecznie zwiedzić miasto. Miał prawie osiemdziesiąt lat zaległości do nadrobienia. Musiał też znaleźć nowe lokum. Motel który zajmowali był dobry przejściowo, ale im szybciej zmieni miejsce pobytu tym lepiej.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 18-01-2021, 10:35   #119
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
-Kurwa… - warknął Spoon wstając.
-Czy naprawdę muszę płacić ten trybut nocy za każdym razem kiedy otwieram oczy? – powiedział pocierając twarz by się dobudzić. Był głodny i to bardziej niż zwykle. Chociaż… Bestia nie atakowała. Może to że nie zjadł Juliana wyszło mu jednak na dobre?
Jednak zaraz potem przypomniał sobie twarz tej kobiety chwilę potem jak ją zamordował. Starał się na nią nie patrzeć, jednak i tak ją widział. Nie było to przyjemne.
Śmierć ją zmieniła…
No i ten policjant. Kurwa… Za tą egzekucję to pewnie ma teraz na pieńku ze wszystkimi glinami w Londynie. Gdyby pomyślał mógłby go no... np. ponownie ogłuszyć? Tylko kurwa... jakoś gość nie chciał zostać nieprzytomny! Tak! To w zasadzie wina tego gliny, że wyszło jak wyszło! Tylko konsekwencje poniesie on jak zwykle. Jakie to typowe…
Wstał by rozprostować kości i skupić myśli na czymś innym. Zobaczył swoje srebrne autko i humor się mu polepszył.
-Jest moje cudo. – mruknął do siebie.
Przeniósł wzrok na Cath.
-Dobrze spałaś muffinko? – zapytał przyglądając się budzącej się wampirzycy i… poczuł mimowolny uścisk w dołku. To nie była przecież Brusilla. Ale jakieś przyzwyczajenie mu zostały.
Cath tylko obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.
Nagle poczuł się w tym wszystkim bardzo, bardzo nie na miejscu.
-Sprawdzę co z resztą.- powiedział wychodząc i krążąc po korytarzu. Obcesowo walił w drzwi, krzycząc żeby wszystkich pobudzić i zebrać.

***
W końcu jak mieli czas dla siebie Spoon zaczął mówić.
-Wczoraj w nocy ramach przypomnienia. Skołowałem samochód stoi na parkingu i jest mój. – powiódł spojrzeniem po reszcie jakby chciał się upewnić że wszyscy go dobrze zrozumieli.
W końcu ruszył w kierunku stołu i położył na nim komórkę z zepsutym wyświetlaczem.
-To też z wczoraj, ale co zrobić z tym nie wiem... Wziąłem bo może mieć jakąś wartość. W sumie Cath załatwiła nam trochę gotówki i może powinniśmy kupić nowe smart telefony w ramach bezpieczeństwa.- zastanowił się chwilę.
-Tak… to chyba wszystko co zdarzyło się wczoraj. A! – Spoon strzelił palcami.
-Nie... była jeszcze dziwna kobieta, obserwowała nas w nocy. Ale ją zgubiłem kiedy wsiadłem do „mojego wozu”. – Dobitnie zaznaczył gdyby ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości czyją własnością jest srebrny samochód.
Na koniec potarł skroń starając się pomyśleć.
-Zaraz... dzisiaj jest ten bal nie? – przeniósł dłoń na głowę.
-Kurwa muszę pofarbować włosy i się przebrać.. – podszedł do sterty skołowanych ubrań przez Tonego szukając czegoś co nada się na uroczystość najlepiej w stylu Toreadora, bo jakoś kurwa Toreadorów nikt nie chciał zabijać a na Bruhja urządza się krwawe łowy. Parszywy świat!
Yusuf w pełnym skupieniu wysłuchał słów Spoona, w szczególności fragmentu o śledzeniu.
- Niedobrze. Nasza obecność nie jest już tajemnicą dla tutejszych współbraci. Wczoraj z Tonym skoczyliśmy do banku krwi, mieli tam teczki z naszymi nazwiskami. - to powiedziawszy wskazał na papiery które miał z sobą Włoch - W środku są nasze rysopisy i proste rysunki, sprzed jakichś 80-90 lat.
- Zobaczymy co tam siedzi w twojej krwi Spoon. A potem zajmiemy się resztą nocy. - dodał sędzia wyjmując zza pasa zdobyczny bagnet - Nie potrzebuję jej dużo, starczy że delikatnie umoczysz ostrze. Chyba. - mruknął podając broń rękojeścią do przodu.
-Ta… Jasne… - Spoon przerwał robotę i podszedł do sędziego nie tryskając jednak zbyt wielkim entuzjazmem. Wziął bagnet i lekko skaleczył się w serdeczny palec lewej ręki.
Wyciągnął krwawiącą dłoń do sędziego oddając mu pożyczony przedmiot i potarł drugą ręką jasne włosy. Denerwował się to zaczął mówić.
-Tak, wiem sędzio, że wczorajszej nocy nie skończyliśmy, ale byłem padnięty. Ta nocna wycieczka z Cath, trochę się przedłużyła. Ale… Wiesz ten wóz… Musiałem zrozumieć jak działa.I… I jest niesamowity. W ogóle mówiłem, że w środku jest radio! radio tak po prostu w wozie! Ma wiele kanałów. Można je przełączać... - Spoon obserwował Yusufa z rosnącym niepokojem już nawet sam nie wiedząc co właściwie mówi. Nie lubił magi. Wcale.I w ogóle przez tę cholerną wampirzą magię nie był teraz z Brusillą i znajdował się po szyje w jakiś zafajdanym syfie.
Ale hmn... wiedział, że to jest konieczne i że może mu pomóc, tylko.. Cóż... szybko z miny Yusufa wyczytał że nic z tego.
-Ta… - skomentował.
-Może jutrzejszej nocy wpadniesz na coś innego i coś się dowiemy? Wiesz... szczęśliwie dla mnie czuję się dobrze i może tak pozostanie. - Zastanowił się chwilę.
-Zaraz...Mówiłeś jakie teczki? - zapytał podchodząc szybko do stołu. Przeglądał papiery.
-Ej… Nie widzę swojej i Uty też? Myślicie że to coś znaczy?
- Nie wiem. Możliwe że mają dane tylko osób które były na “widoku”. - mruknął Sędzia.

Milczący dotychczas Navaho również zainteresował się teczkami, z rozbawieniem przeglądając papiery. Ich zawartość była dokładnie taka sama, jak 80 lat temu. Wyglądało na to, że z każdą nocą przypominał sobie coraz więcej szczegółów ze swojego poprzedniego nie-życia.
- Twojej nie ma, Hieno, bo albo nie zdążyłem jej sporządzić, albo byłeś wówczas nieistotny. A może był jeszcze jakiś inny powód, nie pamiętam wszystkich szczegółów. Mojej zaś nie ma, bo… cóż, trudno żebym miał prowadzić obserwację samego siebie. Wybaczcie jakość portretów pamięciowych, sztuka rysunku nigdy nie była moją mocną stroną.
Po chwili ciszy, którą dał wszystkim na przetrawienie tego co powiedział, ciągnął dalej.
- Jestem przekonany, że kobieta, która śledziła was wczorajszej nocy nadrabiała moje braki. Miejscowe ptaki musiały jej wyśpiewać o Twoich… nawykach, tééh łééchąąʼ-. Na mój temat również istnieje taka teczka i zapewne również byłem wczoraj obserwowany. Być może wszyscy byliśmy.
Spoon gapił się na Navaho. Coś mu się nie zgadzało. Ściągnął brwi.
-Zaraz Hiena? Mówisz o mnie? Skąd Ci się to wzięło?! Ja nawet nie tknąłem tego martwego gliny! Owszem może “kiedyś” z Bru często przebywaliśmy na cmentarzach ale to dlatego że oboje mamy słabość do dramaturgii i mrocznego piękna! No i może przekopaliśmy parę grobów szukając...- Spoon zamilkł zdając sobie sprawę że powiedział o sobie więcej niż chciał. Chrząknął.
-Dobra może być Hiena. - postanowił uciąć temat. - popatrzył na teczki.
-Okey czyli współpracowałeś z kimś kto nas/was śledził tak? Pamiętasz kto to był? I kim są miejscowe ptaki? - seria pytań, na którą Navaho już nie odpowiedział. Pierwsze z nich było retoryczne, drugie wtórne, a trzecie po prostu durne.
- I ta kobieta mogła śledzić Cath nie mnie. - przeniósł wzrok na sędziego.
-Sędzio wiesz czemu rytuał się nie udał? Masz pomysł co jeszcze można zrobić?
- Spróbuje skołować nieco reagentów. Może z pomocą odpowiednich… Narzędzi dowiemy się więcej. A może zwyczajnie ten syf którym cię nafaszerowali nie ma dużej mocy. Może jest zaprojektowany na… niższe wampiry, i twoja krew zwalczyła już jego działanie.
-Myślisz? - Spoon uśmiechnął się szeroko.
-W sensie JA jestem odporny. Może to po prostu się wchłonęło? Dziwię się tylko, że celował w serce. - Spoon przypomniał sobie minę atakującego gliniarza i szybko potrząsnął głową wyrzucając ją z pamięci.
-Ja.. Ja wolałbym się upewnić. - powiedział trochę jak na niego niepewnie.
-Ten gliniarz… On wydawał się wiedzieć co robi. - mruknął jakoś ponuro. Zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu.
-Dobra to muszę znaleźć Arwyn bo ona może wiedzieć gdzie jest Brusilla. Głupie to ale może ci kainici którzy na nią polują będą wiedzieć gdzie można ją znaleźć. Chociaż może powinniśmy się jednak podzielić i poszukać Nosferatu? Bo wyglądało na to że żeby znaleźć Brusille muszę znaleźć Arwyn, a żeby znaleźć Arwyn muszę znaleźć Darie. Przynajmniej do takich wniosków doszedłem. - zatrzymał się.
-Tak mi jej brakuje. - mruknął do siebie.

Tony wstał dużo wcześniej, ale dopiero teraz wyszedł do reszty wampirów. Brał prysznic. Miał po prostu taką wynikającą z niewiadomo czego potrzebę. Jego ciało nie pociło się, skóra naturalnie nie złuszczała, ale świadomość kilkudziesięciu lat torporu powodowała, że Castelli wzdrygnął się na myśl ile kurzu musiał przyjąć przez ten czas. Nawet jeśli akolici Mitry obmyli jego ciało, to Tony wolał umyć się samemu i zmyć brud ostatnich dekad. Pozatym chciał być przez chwilę sam ze sobą, nie dlatego że chciał się zabawiać przyrodzeniem. Był martwy i seks w ogóle już go nie bawił, zastąpił go smak vitae. To go nakręcało. Ale pewnie, gdyby wyszedł spod prysznica i rzucił przypadkiem, że potrzebował chwili na osobności, to był pewien, że spotkałoby się to przynajmniej z gestem oznaczającym masturbację, lub docinkami w stylu “willie wanker”. Tak naprawdę stojąc w strumieniach chłodnej wody Tony zawzięcie myślał o tym co udało mu zakosić ze stacji krwiodawstwa. Teczki jego, Yusufa i Uiopa… Ktoś musiał mieć nieliche informacje o zaginionych wampirach sprzed kilkudziesięciu lat. Pytanie, czy zostawiono je tam po to, aby ostrzec pracowników, czy po to aby ułatwić trzem kainitom dostęp do zasobów. Zważywszy na fakt z jaką łatwością zdobył krew, zaczynał się nieśmiało skłaniać ku opcji, że teczki miały pomóc, albo była to starannie zakamuflowana pułapka, mająca wabić miłośników zimnej krwi.
Jeżeli teczki znalazły się tam na polecenie kogoś z kultu Mithrasa, to czemu Shirazi im tego nie powiedział? Nie zdążył, czy może nie wiedział, że w mieście działa inna, nieznana Shiraziemu komórka kultu? A może mieli innego sprzymierzeńca, dobrze zorientowanego w zwyczajach żywieniowych wampirów z czasów wojny?
A co jeśli to jednak była pułapka. Taka makabryczna wersja lepu na muchy dla wampirów, mająca na celu kuszenie i wabienie, aby w pewnym momencie postawić kogoś z sług Mitry przed plutonem egzekucyjnym, ale kogo?
Jedno było pewne dla Tonego. Teczki musiały się tam znaleźć z polecenia jakiegoś wampira. Wampira raczej starszego, takiego który mógł pamiętać, jak Heroldowie Słońca przechadzali się ulicami przedwojennego Londynu.
Zakręcił wodę, wytarł się, ubrał i wyszedł do reszty. Tak jak pomyślał wcześniej nie odezwał się ni słowem o potrzebie bycia ze sobą. Zamiast takich bzdurnych informacji opowiedział o swoich spostrzeżeniach odnośnie teczek i zakończył:
- Shirazi zwrócił też uwagę na Cyrila Mastersa, szeryfa. On też coś może wiedzieć na temat policji.
Spoon potarł włosy poirytowany.
-No wiem. - warknął.
-Z tego wszystkiego jeszcze może wyjdzie że to jego krew mam w sobie albo inne gówno. - spojrzał na sędziego.
-Yusufie naprawdę chciałbym wierzyć, że wszystko jest w porządku, ale doświadczenie mnie nauczyło że kiedy może pójść źle to pójdzie źle. Nie trzeba daleko szukać. Przykład to nasz ostatni wspólny rytuał wyszło jak widać zajebiście. - pokręcił głową.
-Dobra muszę znaleźć Brusille. A nie mogę jednocześnie szukać Dari i siedzieć na tym balu. Dlatego myślę, jak można to rozegrać.


*Pierwszy post z doka pisany razem z użytkownikami - Bart, Zaalaos, Kanna, Klejnot Nilu, Ombrose - dziękuje za wspólne scenki.

 

Ostatnio edytowane przez Rot : 18-01-2021 o 22:06.
Rot jest offline  
Stary 18-01-2021, 20:55   #120
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty’ego przez dłuższy czas nie było. Bardzo zasiedział się w swojej szafie. A potem bał się z niej wyjść. Czuł się w niej bezpiecznie i nie wiedział, co takiego mógł zastać na zewnątrz. A wydarzenia wczorajszej nocy uświadomiły mu, że to nie był zbyt szczęśliwy świat dla Spokrewnionych. Wszystko mogło pójść nie tak. Uiop przeszedł przez drzwi i zerknął na zebranych Kainitów. Z jednej strony czuł ulgę, że tu byli. Że jeszcze żyli. Że potencjalnie mógł na nich liczyć. A z drugiej strony… obawiał się, że to były po prostu kolejne osoby, które mógł stracić. Jeśli podejmie złe decyzje, to umrą. Qwerty nie miał dostępu do wielu swoich wspomnień, ale czuł dziwną pewność, że nie raz zdarzyło się tak, iż przez jego wybory ludzie przestawali istnieć. Ludzie albo Spokrewnieni. Dlatego bał się z nimi zaprzyjaźniać. Ale już i tak zaznajomił się z Jakiem, więc równie dobrze mógł wziąć udział w rozmowach reszty Kainitów.
- Rozmawiałem ostatniej nocy z człowiekiem obeznanym w technologii - powiedział. - Mam nadzieję, że się przyda. A poza tym to mam karteczkę z namiarami do pewnej kobiety. Dał mi ją Shirazi. Ale dopiero dzisiaj planowałem z niej skorzystać. Przepraszam, że tak późno. To taka wyperfumowana wizytówka Scarlett Churchill. Nie wiem, kto to jest. Ale może potencjalnie pomóc nam na balu. Albo w ogóle w Londynie. -Qwerty odchrząknął.
- Jeśli nie macie nic przeciwko, to zadzwoniłbym w tej chwili do niej… - mruknął i zerknął po zebranych, czy może mieli jakieś uwagi. - Poza tym przybyłem nieco późno i za to przepraszam. Ale jeśli w kilku słowach każdy byłby w stanie określić, co zobaczył albo osiągnął pod koniec poprzedniej nocy… byłbym naprawdę wdzięczny. Przepraszam, jeśli już to wszystko uzgodniliście, a ja przez moją nieobecność proszę o powtórzenie wszystkiego raz jeszcze. Jednak mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Nie chcę, żebyście odnieśli wrażenie, że okazałem wam brak szacunku moim spóźnieniem - dokończył i delikatnie skinął głową.
- Śmiało, dzwoń. Ja muszę wyskoczyć na miasto na kilka godzin, za dwie, trzy powinienem wrócić. - odparł Yusuf podnosząc się - Zobaczę co z moich… Kontaktów dotrwało do dnia dzisiejszego. Jestem też ciekaw tego… Przybytku dla niższych wampirów. - to powiedziawszy sędzia podrapał się po brodzie w zamyśleniu, ale nie powiedział już nic więcej.
- Po prostu nie angażuj się w nic, co byłoby zbyt niebezpieczne. Mamy w tym świecie pod górkę, bo nie wiemy… o co chodzi. I jak tak naprawdę wyglądają te czasy. Ale przynajmniej mamy siebie. Tych kilku sprzymierzeńców, na których można liczyć. Choćby potencjalnie - powiedział Qwerty. - Tak właśnie o was myślę. Jak o osobach, na które mogę liczyć. Więc jeśli natrafisz na jakiś kłopot, to od razu dzwoń. Postaram się być tak szybko, jak to możliwe. Nie możemy pozwolić sobie na to, aby utracić kogokolwiek… - Uiop mruknął.
Trzymał w dłoniach telefon i kartonik. Chciał za chwilę zadzwonić na otrzymany telefon. Jednocześnie spoglądał na Yusufa. Miał nadzieję, że nie widział go po raz ostatni. Nie miał powodu, aby uważać go za wielkiego przyjaciela. Jednak zaczęli w tym samym punkcie - w przedziwnym, zimnym magazynie pełnym stęchlizny. Choćby z tego powodu Uiop czuł względem Yusufa pewien… sentymentalizm.
Spoon pokiwał głową na słowa malkaviana.
- Dzwoń musimy wiedzieć gdzie i o której jest ten bal bo w sumie nie wiemy nic. To pierwsza rzecz. Drugą jest Daria. Z tego co pamiętam to Daria była Nosferatu, której domeną był Mortlake Theater. Miała być projektantka kostiumów i utalentowana krawcowa. Ponoć wykonywała kilka zleceń dla Gwen. - Wrócił do przeglądania ubrań. Wymyślił że ubierze brązowy garnitur a jak go nie znajdzie to kupi, chciał robić za toreadora, to było bezpieczne no i kurwa… po wczorajszej nocy było go na to stać!
- Jest jeszcze do odpytania Bratvą i Jakuzą, ale to chyba głównie ludzie więc pewnie gówno mogą wiedzieć. - Przemyślał wszystko.
- Dobra mam plan zawiozę was na ten bal pokręcę się tam chwilę a potem pojadę pod teatr szukać Dari, jak ktoś chce może się ze mną zabrać pomoc się przyda.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172