Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2021, 17:38   #41
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Barbara wahała się, ale w końcu pozwoliła, aby jej podpis pojawił się pod dokumentem.

„To tylko podpis” – przekonywała samą siebie. „Nic wielkiego. Nic znaczącego. Posiadłość należy do Jakuba, pomagam mu tylko. Kolejnym podpisem przekażę ją na jego ręce. Prosta przysługa, nic więcej. Zawsze mogę się wycofać".

Tak, prosta przysługa, dla – w sumie – nieznajomego mężczyzny. Który z jakiegoś powodu uważał, że już się spotkali. I nie chodziło mu o tamto przelotne skrzyżowane spojrzeń w kawiarni. Prawdopodobnie po prostu znał kiedyś kobietę podobną do niej. Mówi się, że na świecie żyje bliźniak każdej osoby. Ktoś , kto wygląda tak samo, a czasem nawet podobnie się zachowuje. Jakub pewnie spotkał kiedyś tą „aler Barbarę”.

Napiła się soku. Nieobecność adwokata przedłużała się, co ją niepokoiło. Jej stan był w pełni uzasadniony – jej rodaka zabrały służby (polskie służby, jak sądziła, które z jakiegoś powodu podszywały się pod tutejsze). Była sama, w obcym mieście. Doświadczała niepokojących wizji, w których brał tez udział jej zaginiony towarzysz. I ginęła w tych wizjach, co wydawało się szczególnie… Dość! Skarciła samą siebie. Nakręcasz się. Wystarczy.
Jesteś twardo stąpającą po ziemi, rozsądną kobieta. Naukowcem. Doktorantką. Wystarczy tych głupot.

Podniosła się od stolika i podeszła do kontuaru.
- Przepraszam – uśmiechnęła się do barmana. – Czy mogę liczyć na pana pomoc? Potrzebuje dotrzeć na uniwersytet, a nie znam miasta. Wskaże mi pan drogę?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 13-09-2021, 00:22   #42
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację



“Zawsze wierzyłam w dobroć nieznajomych. “
Tennessee Williams - “Tramwaj zwany Pożądaniem”



Barbara
Pucułowaty właściciel pizzerii w jednej chwili przeistoczył się z krzykliwego szefa kuchni w amanta rodem prosto z Rzymu lub Neapolu. Szybkim gestem dłoni poprawił lekko zmierzwione włosy i z szerokim uśmiechem zaczął wyjaśniać Barbarze, jak dostać się na uniwersytet. Na tym jego pomoc, bynajmniej się nie skończyła.
- Proszę tutaj zaczekać, piękna signora - rzekł niemal śpiewnym głosem, wskazując jednocześnie mały stolik stojący tuż przy kontuarze.

Kilka minut później Barbara siedziała w biało-zielonej taksówce, prowadzonej przez Antonio, kuzyna właściciela “Coltello e forchetta”
Młody Włoch, jak przystało na przedstawiciela jego nacji, okazał się niezwykle gadatliwy i ciekawski. Przez całą drogę raczył Barbarę dykteryjkami o mieście, swojej rodzinie i wojennych perypetiach swojego ojca. Nie omieszkał oczywiście wtrącić w czasie opowieści kilkunastu komplementów dla swojej pasażerki i przy okazji wypytać ją o pochodzenie, pracę i narzeczonego.

Podróż przez zatłoczone miasto minęła szybko, a Antonio zajmował się nie tylko umilaniem czasu pasażerce, ale także niezwykle sprawnym wymijaniem korków.
- No to jesteśmy na miejscu, signora - oznajmił odwracając się do Barbary - Oto sławny w całej Ameryce uniwersytet bostoński.

Barbara wychyliła się i spojrzała na taksometr. Ku jej zdziwieniu stwierdziła, że ten nie został nawet uruchomiony. Mimo to sięgnęła do torebki, by opłacić kurs.
- Widzę, że za wszelką cenę chce mnie pani obrazić. To doprawdy karygodne. Jestem w stanie pani wybaczyć, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - zapytała Barbara chowając portmonetkę.
- Umówi się pani ze mną jutro na kawę. Wolałbym dzisiaj, ale muszę jeszcze kilka kursów zrobić, by zarobić na życie. W południe podjadę pod panią, proszę tylko podać adres.





Kilkanaście rozmów z nieznajomymi, obcymi ludźmi w obcym mieście i kraju. Kilkanaście razy powtarzanie tej samej nudnej historii, która przecież wcale nie była prawdą. Kłamstwem też nie, ale w to, co się jej przydarzyło nikt przecież by nie uwierzył, a najpewniej słysząc szczere wyznanie, wszyscy wzięliby ją za wariatkę.
Tak, więc powtarzając różnym ludziom, tą samą banalną, pozbawioną dziwnych i niepokojących epizodów, historię udało jej się trafić do gabinetu profesora Warrena Rice’a.

Elegancki i dystyngowany, niczym angielski dżentelmen, Rice przyjął Barbarę z wielką wielką radością i serdecznością. W jego ciasnym gabinecie wszędzie piętrzyły się książki i stosy grubych teczek wypełnionych odręcznie zapisanymi kartkami.

- Proszę spocząć - rzekł profesor wskazując krzesło stojące przy ścianie - Proszę wybaczyć bałagan, ale nie spodziewałem się gości. Moi studentom to nie przeszkadza, ale nie chciałbym aby wzięła mnie pani za niechluja lub co gorsza flejtucha. Uczelnia przydzieliła mi ten gabinet na czas remontu wschodniego skrzydła i choć skończył się on trzy lata temu, to jakoś nikt z dyrekcji nie kwapi się, by dać mi nowy przydział. O czym ja mówię? - zganił sam siebie - Cóż mogą panią obchodzić moje problemy lokalowe? Zaproponowałbym jakąś kawę lub coś do jedzenia, ale mam tylko herbatę i to jeszcze na dodatek ekspresową. Wy ludzie z Europy, raczej za nią nie przepadacie.
- Nic nie szkodzi, panie profesorze. Proszę się nie martwić takimi drobnostkami. W żadnym razie nie chciałam wprawić pana w zakłopotanie. Naszłam pana niespodziewanie i jeszcze na dodatek potrzebuję pana pomocy. Miała wziąć udział w konferencji, ale pewne wypadki mi to uniemożliwiły. Teraz chciałam prosić pana o jakieś potwierdzenie, że byłam obecna na konferencji. W moim kraju, to wymagane, a bez tego mogę mieć poważne kłopoty.

Słowa Barbary lekko skonfundowały profesora Rice. Nerwowo podrapał się po głowie, po czym zaczął przetrząsać najpierw jedną, a później druga szufladę w biurku. Przerzucał papiery, teczki i dokumenty z lewej na prawą. W końcu zatrzymał się i mocno zamyślił.
- Tak.. tak.. Szanowna pani… Barbaro, jeśli mogę się tak do pani zwracać… Byłem, co prawda oficjalnie organizatorem konferencji, ale to tylko rektor może wydać pani takie oświadczenie. Tak się jednak nieszczęśliwe składa, że przebywa on obecnie na urlopie. Proszę się jednak nie martwić. Mam pewien pomysł. Wiem, że tam za Żelazną Kurtyną ciężko się wam żyje. Poznałem pani rodaka, poetę, Chestera Milosha*, wykłada literaturę słowiańska na Harvardzie. Bardzo sympatyczny człowiek. Tak się składa, że mogę załatwić pani gościnne wykłady na naszej uczelni, przez miesiąc, czy dwa. Nie jest to może potwierdzenie, że była pani na konferencji, ale myślę, że dla władz w Polsce takie zaświadczenie będzie równie ważne. Otrzyma pani oczywiście wynagrodzenie za swoją pracę, a jak rektor wróci z urlopu, to pomyślimy co dalej z panią zrobić. Co sądzisz o takiej propozycji Barbaro?





“...albowiem niepewność jest najstraszliwszą ze wszystkich tortur.”
Aleksander Dumas - “Hrabia Monte Christo”


Jakub
Jawna i ostateczna deklaracja buntu. Sprzeciw, tłamszony przez lata, wyrzucony w pustkę w godzinie najcięższej próby. Wielkie postanowienie i pragnienie zarazem, by wytrwać i nigdy się nie cofnąć.
Jakub rzucił wyzwanie rzeczywistości, która brutalnie pochwyciła go w swoje brudne łapska.
Dopiero, gdy słowa wybrzmiały doniosłe i w pełni i rozniosły się echem po podziemnych korytarzach uświadomił sobie, że to może być samospełniająca się przepowiednia. Wyrok wydany na samego siebie.

Czy to już?
Czy to tutaj?
Czy to kres jego egzystencji?
Czy po to przebył cały ocean, by zdechnąć w mrocznym i dusznym więzieniu?

Jego słowa wprawiły oprawców w zdziwienie i sporą konsternację, tak jakby w swoich planach nie brali w ogóle takiej możliwości pod uwagę.

Woń śmierci wypełniła pomieszczenie. Kwaśny pot i zaschnięta krew mieszały się tworząc ohydną i dławiącą mieszankę.

Dłoń w skórzanej rękawiczce zacisnęła się na jego szyi. Żelazny chwyt zamykał się wolno, molekuła po molekule odbierając tlen i zdolność do oddychania.
- Marzy ci się śmierć? - syknął oprawca - Chcesz umrzeć? Nic prostszego.

Świat pogrążał się wolno w ciemności. Płuca paliły żywym i przenikającym do cna ogniem. Łaknął tlenu, jak ryba wyrzucona na brzeg. Ostatnimi strzępami świadomości zdołał jeszcze tylko usłyszeć:
- Zostaw go! - wykrzyczane przez drugiego z ciemiężców.
Potem nastała już tylko cisza i ciemność grobowa.





“...nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie…”
Julio Cortázar - “Gra w klasy”


Ciemność wypełniała każdy zakątek jego umysłu. Strach dławił i tłamsił ciało i każdą próbę ruchu. Kompletny uwiąd decyzyjny. Synapsy jego mózgu odmawiały współpracy z esencją jego jaźni, zduszonej i wciśniętej na najmroczniejszy kąt egzystencji.

Martwy trup, zezwłok bez krzty wigoru i energii. Porzucony i pozostawiony sam sobie. Trwał, a wokół szum nocnego życia. Klaksony, pijackie okrzyki i dobiegająca z oddali rytmiczna muzyka. Mieszanina dźwięków, a po chwili również zapachów sprawiły, że w końcu pokonał lęk i otworzył oczy.

Gdy tylko to zrobił, natychmiast tego pożałował. Nieprzenikniona, mroczna nicość i trawiąca dusze i ciało apatia były lepsze niż TO!
Leżał porzucony, jak szmaciana lalka, a wokół walały się stosy śmieci, rozbitych butelek i połamanych drewnianych skrzynek. Czuł pulsujący ból przy każdym oddechu. Opuchlizna przesłaniała widok w lewym oku, a zaschnięte strużki krwi ciągnęły niczym stare blizny.
To wszystko dało się wytrzymać. Rany się w końcu zagoją, a roztrzaskana w proch duma, pójdzie w zapomnienie. Tego, co leżało przed nim nie dało się jednak w żaden sposób usunąć, czy wymazać.

Trup.

Prawdziwy, martwy człowiek. Istota pozbawiona życia z brutalnością i precyzja godna bezwzględnego drapieżnika.

On, Jakub, poeta, nieuleczalny marzyciel, przecież taki nie był.

Pozbawione blasku, nieruchome oczy Franka Bernsteina, mówiły jednak coś zupełnie innego. Oskarżycielsko wpatrywały się w niego, jakby domagały się wyjaśnienia, czy choćby słowa skruchy.



____________________
Chester Milosh* - chodzi oczywiście o Czesława Miłosza. Lekko nagiąłem fakty z jego życiorysu, by pasowały do naszej historii.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death
Ribaldo jest offline  
Stary 25-09-2021, 12:45   #43
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Miasto było kolorowe – tak inne od szarych ulic Warszawy. Ten gwar, ale przede wszystkim te kolory oszałamiały Barbarę. Oszałamiały i przytłaczały. Ale jednocześnie – działały dziwnie kojąco. Może dlatego, że przypominały jej przedwojenny świat?

Antonio był gadatliwy, nadruchliwy i całkiem przystojny, choć Barbara wolała bardziej stonowany typ urody u mężczyzn. Mniej hałaśliwy i wyzywający. Ale wyraźne zainteresowanie, które jej okazywał, mile łechtało jej kobiecą próżność (oczywiście, nowoczesne wykształcone kobiety – a za taką Barbara się uważała - są ponad takie proste awanse), ale kobieca próżność Barbary za nic miała sobie jej nowoczesność. Śmiała się głośniej i radośniej niż powinna, nawet z kiepskich dowcipów, odrzucała głowę i bawiła się włosami. Ostatnie – dziwaczne - wydarzenia też powodowały, że tęskniła do normalności. Wstyd jej było to przyznać przed samą sobą, ale ta przejażdżka i towarzystwo Antonio sprawiły jej przyjemność. A może nie było w tym nic wstydliwego? Wojna odebrała jej ten czas, kiedy powinna była flirtować, spotykać się z chłopakami , umawiać na randki, wieczorki taneczne i spacery po parku. Przecież nie ma nic złego w miłej rozmowie z przystojnym Włochem – przekonywała samą siebie.

I na fali tej euforii zgodziła się na spotkanie z Antonio następnego dnia. W sumie – co jej szkodziło? No i poza wszystkim miał taksówkę, więc nie będziesz musiała płacić za transport – dopowiedziała jej racjonalna połowa.

Profesor Rice dla odmiany był dystyngowany, wspierający i uroczo roztrzepany.
Wyraźnie przejęty jej sytuacja – którą Barbara szczegółowo mu nakreśliła – zaproponował pomoc, choć nie było to dokładnie to, czego oczekiwała.
- Dziękuję bardzo – wykrztusiła. – To bardzo miła propozycja. Czuję si ę zaszczycona. Nie wiem, czy sprostam takiemu zadaniu… nigdy nie wykładałam. Miałam na myśli nie wykładałam po angielsku, oczywiście.

Rozejrzała się po gabinecie.
- Tak sobie pomyślałam… nie potrzebuje pan kogoś do prowadzenia korespondencji i ogarniania spraw bieżących? Myślę, że świetnie bym się w tym odnalazła. I jeszcze – dodała, zadziwiona własną śmiałością – czy nadużyję Pana uprzejmości prosząc o na pomoc w znalezieniu jakiegoś miejsca, gdzie bym się mogła zatrzymać na najbliższy czas? Nie dysponuje zbyt wielkimi środkami, jak pan rozumie…
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 01-10-2021, 15:26   #44
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

A więc jednak! To prawda! Wielu spekulowało, ale to tak jak zajrzeć za Zasłonę. Jeśli tego nie uczynisz to nigdy się nie dowiesz! Skacz! Odważ się. No wykonaj ten krok! Co z tego, że możesz zginąć? Przecież i tak jesteś martwy. Całe Twoje dotychczasowe życie było iluzją i ułudą. Bo jak niby chcesz sprawdzić czy naprawdę żyjesz? Co? Jest inny sposób?

A więc jednak! Prawdziwy charakter wykuwa się w ogniu. Jakub czuł ten ogień. Ogień bólu, który rozlewał się po jego ciele raz za razem, kiedy oprawcy zadawali swe razy.

W pierwszej fazie był strach. Chroniczny strach przed wszystkim. Ubrany w cielesne cierpienie. Gdyby to był dziecinny popis z ręką nad zapalniczką, każdy zabrał by rękę. Ale tutaj nie było opcji. Nikt nie pozwalał sterować własną ręką. A razy spływały jakby… z nieba.

W drugiej fazie ból staje się nie do wytrzymania. Chcesz to zakończyć. Na swoich czy ich warunkach? Bez znaczenia.

I wtedy pojawia się trzecia faza.

Jakub poczuł ulgę. Ból rozpłynął się w jedną wielką świetlistość. Zneutralizował się. Przeistoczył w niebyt. Ciało przestało mieć znaczenie, a więc i ból przestał istnieć! Eureka! Niema go. Pozostaje jedynie świadomość obcowania z czymś czystym. Nieskalanym. Czy to już jest śmierć?

- Zostaw go! – jak z za zasłony.

I wtedy pojawiła się ciemność. Przyszła. Spowiła Jakuba w swe szpony. Objęła i zawładnęła. A on poczuł prawdziwy strach. Chłopięca brawura, która pozwoliła Jakubowi na pozór stać się sobą, gdzieś odpłynęła. Ten dziwny entuzjazm, który jeszcze przed chwilą obiecywał być pomysłem na resztę życia po prostu umarł. A może ja umarłem?

Jakub spróbował otworzyć oczy. Lękliwie. Powoli. Do jego mózgu dotarły pierwsze kształty i o dziwo dźwięki, które do tej pory zdawał się ignorować. Z ciemności i niewyraźnych kształtów pojawił się On.

Jakub spoglądał w szkliste oczy Bernsteina czując, że obraz ten pozostanie w nim na zawsze. Czuł jak z każdą sekundą spływa na niego przerażenie. Jak drżą mu nogi. Jak pot napływa do oczu.

Odwrócił się i pobiegł. Niemal na oślep. Oby jak najdalej! Czuł ból w każdym kawałku swego ciała, ale ignorował go. Biegł. Niemal wpadł pod rozpędzone samochody. Skręcił. Biegł. Znów. Dalej. W końcu opadł bez sił na kolana. Załkał bezsilnie.
- Are you ok?
Lękliwie spojrzał w stronę skąd dobywało się pytanie. Ciemna ulica rozświetlona latarnią. Wielki śmietnik na tyłach kamienicy z którego wysypywały się resztki. I on. Mężczyzna mógł mieć równie dobrze trzydzieści jak i sześćdziesiąt lat. Wyglądał jakby tu mieszkał.
- Pomóż mi. Proszę.

***

Mocny alkohol palił w gardle. Jednocześnie rozjaśniał umysł. Łagodził dygotanie rąk. Prowadził. Jakub owinięty w stary koc wpatrywał się w pustkę. Próbował zebrać wszystko do kupy. Siebie, Barbarę, Bernsteina.
- I co zamierzasz zrobić?
- Muszę ją znaleźć.
- Kogo?
- Barbarę. Od niej wszystko się zaczęło.

 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 01-10-2021 o 15:30.
Junior jest offline  
Stary 19-10-2021, 23:28   #45
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Nie wiem jawa, czy sen
Uwięziony w fazie REM”
OsaKa



Barbara
Aromat smażonego czosnku, cebuli i świeżej bazylii mieszał się z skrzeczącym i donośnym, niczym dzwony w neapolitańskiej katedrze, głosem otyłej Włoszki, tworząc tyle drażniącą, co uroczą i zabawne panoptikum. Ciasna kuchnia, kłęby pary buchające znad emaliowanych garnków i perlisty śmiech dzieci, wymieszany ze słowami radiowego spikera, komentującego finałową gonitwę.
Pejzaż wielkomiejski w ciasnej ramie, a'la Hopper.

Tymczasem De Sica, Visconti, Fellini stoją poza kadrem i kiwają głowami z uznaniem.

Najprawdziwszy włoski neorealizm na amerykańskiej ziemi, a pośród niego Ona. Zagubiona Polka, zawieszona pomiędzy jawą, a snem.

Gdy zgadzała się na randkę z Antonio, nie spodziewała się że przyjdzie jej zjeść kolację w towarzystwie jego matki, ojca, sześciorga rodzeństwa i niedosłyszącego dziadka. A przecież wszystko zaczęło się w tak trywialny i błahy sposób. Kawa od ulicznego sprzedawcy, spacer alejkami Public Garden, wyłożonymi złocisto-karmazynowym dywanem z uschniętych liści, które jakby tylko dla nich nuciły romantyczna melodię, szeleszcząc pod ich stopami. Na koniec króciutka wizyta w kinie samochodowym. Antonio widząc lekko skrępowaną minę Barbary, gdy w sąsiednich autach młodzi kochankowie, zaczęli się bezceremonialnie pieścić i całować, włączył bez słowa silnik i ruszył w powrotną drogę.
W podzięce za tą niemal rycerską postawę, Barbara nie mogła odmówić uroczemu taksówkarzowi, zaproszenia na domową kolację.

To wszystko, co się jej przydarzyło przypominało sen. Od chwili, gdy wsiadła na pokład transatlantyku “Batory” wszystko wydawało się nierealne. Nawijając gorące, makaronowe sznury na widelec, Barbara skonstatował, że przecież to się zaczęło dużo wcześniej.

Już sam fakt, że została wytypowana do tej delegacji, ocierał się bardziej o wariackie majaczenie, niż rzeczywistość.

A wojna?
Sześć piekielnych lat. Dwa tysiące dziewięćset cztery dni, niekończącego się koszmaru. Umierała dwa tysiące dziewięćset cztery razy i tyle samo raz zmartwychwstawała. I tak dzień po dniue

- Dołożyć ci, serduszko - zapytała z autentyczną troską matka Antonia, Sofia - Zjadłaś tyle, co wróbelek. Musisz jeść, by mieć siłę pracować kochana. Mój Riccio wspominał, że załapałaś się na etap na uniwerku. W końcu ten łapserdak, znalazł sobie porządną dziewczynę. Powiem ci w sekrecie, że musisz na niego uważać, bo to nicpoń i bardziej mu potrzebna mamka, niż żona. Mnie już nie słucha, więc teraz ty będziesz musiała zająć się jego wychowaniem.
- Mamma, per favore! - krzyknął wzburzony Antonio - Nie mów Barbarze takich rzeczy, bo jeszcze pomyśli, że już jej ślubną suknię po babci szykujesz.
- I co w tym złego - zdziwiła się Sofia - Zegar bije nieustannie. Ty i ona jesteście już w takim wieku, że wypadałoby się w końcu ustatkować. Przez tę wojnę, cały świat stanął na głowie. W twoim wieku, to ja z ojcem mieliśmy już trójkę dzieci…
- I czwarte w drodze - dodał z uśmiechem i nieukrywaną dumą w głosie, signor Alberto Beneventti.
- To były inne czasy, ojciec - odburknął mu syn bezceremonialnie - Świat się zmienił. Poza tym Barbara jest tylko przyjaciółką. Ty się lepiej zajmij swoimi gonitwami, bo pewnie znowu wtopiłeś.
- Ty mi nie będziesz mówił, co mam robić. Ani tym bardziej moich ciężko zarobionych pieniędzy liczył. Wychowawca się znalazł. Poza tym Lucinda dobiegła druga, więc jestem na plus.
- Taaa na plus - zaśmiał się szyderczo Antonio - Pewnie tak samo, jak te dwadzieścia dolców z zeszłego tygodnia, co na tego kulawego charta postawiłeś.
- Basta - krzyknęła Sofia, uderzając pięścią w stół - Gościa mamy, gamonie. Dziewczyna się pewnie przerazi i już więcej do nas nie przyjdzie. Dosyć mówię. Antonio przynieś deser, ale migiem.





Było już po dziesiątej, gdy Antonio odwiózł Barbarę do domu. Tak - do domu. Dzięki uprzejmości profesora Warrena Rice’a, nie tylko dostała pracę, co prawda na pół etatu, ale to zawsze jakiś początek, ale też służbowe mieszkanie. Jak na amerykańskie standardy to była ciasna klitka, ale wielu Polaków pewnie zazdrościłoby jej małego salonu połączonego z kuchnią i jeszcze mniejszej sypialni, gdzie poza łóżkiem i szafką nocną nie było praktycznie wolnego miejsca. Dla niej ta mikroskopijna kawalerka stanowiła teraz ucieleśnienie marzeń.

Marzenie każdego imigranta własny kąt i praca, która pozwoli jakoś wystartować.

Świadomość, że jedna rozmowa doprowadziła do tego, że została uciekinierem politycznym nadal do niej w pełni nie docierał. Wszystko stało się tak szybko. Praktycznie jakby poza nią. Wystarczyło jedno, zdawałoby się niewinne pytanie. Jedna prozaiczna rozmowa i odrobina życzliwości i całe jej życie zostało wywrócone do góry nogami.

Można byłoby powiedzieć, że miała ogromne szczęście. Zapewne wielu chciałoby się znaleźć na jej miejscu. Wszak, czy może być coś lepszego niż ucieczka z kraju, gdzie rządzą komuniści.
Pewnie nie, ale ilekroć spoglądała na leżącą na blacie gazetę, dreszcz przerażenia przechodził jej po plecach.

Tłusty nagłówek niemal krzyczał jej prosto w twarz, a echo tego wrzasku dudniło pod czaszką.

“Brutalne zabójstwo znanego adwokata”

Nie musiała nawet czytać artykułu, by wiedzieć o kogo chodzi. Jedynym pocieszeniem, choć naprawdę niewielkim był fakt, że artykuł nie wspominał personaliów mordercy.

“To groźny przestępca… zwyrodnialec… proszę na siebie uważać..” - przypomniała sobie słowa Piotra Daszyńskie, o ile tak naprawdę się nazywał.





“Po co on chodzi w tych ciemnych okularach? Dlaczego? I on jej mówi, że w okupację, prawie cały czas po kanałach żył, co są pod ulicami. I teraz, po wojnie, musi chodzić w ciemnych okularach, bo go dzienne światło za bardzo kłuje w oczy. Bolą go oczy od tego światła. Za bardzo do ciemności mu się oczy przyzwyczaiły w tych kanałach.
Edward Stachura, Siekierezada “



Jakub
Ocean , który kołysał jego duszą, który niczym kochanka pieścił zmysły, inspirował, teraz wypluł go na brzeg z brutalną, animistyczną siłą. Niczym pieprzony Robinson Crusoe, wylądował na bezludnej wyspie. Wyklęty, wyrzucony poza nawias społeczeństwa. Odnalazł własnego Piętaszka, który wyciągnął do niego pomocną dłoń.

Szyderczy los, nie byłby sobą, gdy beczki miodu nie doprawił łyżką dziegciu. Dobrodziej okazał się ułomnym niemową, ale serca i współczucia miał za to aż ponad miarę. Schronienie i wytarty materac w starym magazynie, to był dopiero początek luksusów, jakie spadły na warszawskiego poetę. Jego osobisty Piętaszek, pomógł mu opatrzyć rany i podzielił się skromnym posiłkiem.
Bezinteresowność i hojność kaleki, wręcz onieśmielała Jakuba. Przyjmował jednak wszystko, wdzięczny za to, że ma choć chwilę spokoju.

Potrzebował czasu, by wszystko sobie ułożyć. Znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Wyglądało bowiem na to, że cały świat sprzysiągł się przeciw niemu.

Naturalnym początkiem wydawała się ona. Jawiła mu się jako ostatni bastion normalności, choć przecież ich spotkania, ich znajomość była niczym ulotny sen.

Wszak jak odnaleźć osobę, którą widziało się tylko w snach?

Świt przyniósł niespodziewaną, ale po prawdzie jedyną i oczywistą odpowiedź. Początkowo, gdy jego osobisty Piętaszek, zbudził go dość brutalnie i gestami nakazał się podnieść, Jakub poczuł rosnący gniew i sprzeciw wobec takiego postępowania. Kto z ludzi nie reaguje podobnie, gdy zostaje wyrwany brutalnie ze snu.

Kilkanaście minut później, gdy pierwsze promienie słońca przebijały się przez smutne i unurzane w popiele chmury, Jakub zrozumiał mądrość ulicy, którą prostymi gestami przekazał mu Piętaszek.

Jak odszukać wyśnioną? Jak dotrzeć do miejsca o którego istnieniu się nawet nie wie?
Odpowiedź jest tylko jedna - włóczęga na jawie.

Przemierzając wyludnione jeszcze o tej porze ulice Bostonu, Jakub przyglądał się grzebiącemu w śmietnikach Piętaszkowi i rozmyślał o Barbarze i o tym, co go spotkało.




Nie liczył upływających dni. Czuł tylko jak on mija za każdym razem, gdy kolejny strup spadał z jego ran i gdy każdego następnego poranka doprowadzenie do ładu włosów i brody stawało się coraz trudniejsze.

Lekko mżyło. W powietrzu czuć było zbliżającą się zimę. Wędrując prawie pustymi ulicami, w końcu ją ujrzał. Wysiadała z taksówki. Pogodna, uśmiechnięta i pełna życia. Ubrana w popielaty płaszcz i kwiecistą, rozkloszowaną spódnicę. Kierowca wykazywał się niespotykaną wręcz uprzejmością. Nie tylko pomógł jej wysiąść, ale także wręczył papierową torbę z chrupiącym rogalikiem. Pożegnali się, a w ich ruchach było coś, co sprawiło, że serce Jakuba zadrżało. Strach i wielkie poczucie pustki, rozlało się po wszystkich jego członkach. Barbara pomachała taksówkarzowi i ruszyła sprężystym krokiem w kierunku uniwersyteckiego kampusu.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 20-10-2021 o 21:48.
Ribaldo jest offline  
Stary 22-10-2021, 15:58   #46
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację


Było coś nieprawdopodobnie zabawnego w zaistniałej sytuacji. Prawda? Przecież to czysta gra aktorska! Żywy dowód na to, że bycie aktorem jednak równa się życiu. Prawdziwemu życiu. Oczywiście, jest to jakby równoległa tożsamość, co może podsycać wszystkich przeciwników aktorów i zbliżonych profesji. Pisarze mają odrobinę lepiej. Bo od widza oddziela ich biel welonu – kartka – co nadaje im niewinności. Ha! Ale prawda jest także jedni i drudzy to to samo! Gdy wchodzą w rolę, to jakby się nią stają! Tu nie może być mowy o jakiejś świadomej kreacji, udawaniu, zabawie. Nie. Albo w to wchodzisz albo nie. I tworzysz drugiego, trzeciego, czwartego Jakuba. I tak aż do nieskończoności. Aż do utraty zmysłów. Aż do zapomnienia kim był ten pierwszy.
Bo czy ja od zawsze byłem bezdomnym?

***

Postąpił parę kroków. Wytężył wzrok. Przyjrzał się. Nie… Tak! To ona. Znów eksplodowały myśli, pragnienia, namiętności i wspomnienia. Jakby znów byli na statku, po środku sali, na scenie…
Czy to był tylko sen? Bo jeśli tak, to ona nawet mnie nie pozna.
Przygładził poszarpany mankiet marynarki. Rozpruty na siatce dwa dni temu – pamiątka ulicy. Przyczesał włosy świadom, że jego Przyjaciel się jemu przygląda. Z niedowierzaniem.
Chciał podejść, ale się zatrzymał. Chciał, ale nie mógł. Pragnął, ale nie chciał.
- Barbaro... – nie miała szansy usłyszeć. Nie usłyszała. Odebrała torebkę ze smakołykami.
Jakub niczym trup animowany mocą poezji lekko powłóczając nogami ruszył za Barbarą. Wyciągnął rękę w jej stronę, ale ona była już kilka metrów dalej zgrabnie pokonując uniwersyteckie schody.
Pisk opon. Bieg.
- Vaffanculo – i pięści już wznoszą się do góry.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 24-10-2021, 10:34   #47
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Barbara pokochała kino.

Miłością wielką, największą, taką, która rozpala całe ciało i odbiera rozum. Żeby by bardziej precyzyjnym – pokochała kino samochodowe. To, którego przestraszyła się na pierwszej randce z Antonio, a które niedługo stało się stałym elementem ich spotkań. Za sprawą Stefano, tamtejszego biletera, a prywatnie przyjaciela Antonia, mieli tam wjazd nieograniczony (a raczej ograniczony tylko zmianami Stefano). Początkowo nieufna, z czasem – w miarę jak rozwijał się ich związek – coraz bardziej zauroczona tą formą rozrywki. I możliwościami, które dawała. Fakt, że naraz byli w miejscu, które było i publiczne, i prywatne, w dziwny sposób ekscytował Barbarę. Oraz dawał jej to, czego potrzebowała w tamtym momencie – poczucie, że kontroluje sytuacje. Że kontroluje tempo ich związku. Że przejmuje kontrolę nad swoim życiem.


A to toczyło się gładko, jak w romantycznej komedii - razem ze zręcznymi palcami i ustami Antonio dostała w pakiecie poczucie bezpieczeństwa i kontroli, a także rodzinę swojego adoratora, która traktowała ją niemalże jak synową, dokarmiała i uczyła włoskiego. Barbara rozkwitała, adorowana, pieszczona i rozpieszczana. Praca nie była specjalnie wymagająca, ale dawała jej satysfakcję. Potem niespieszny spacer po mieście, spotkania z Antonio, kino i przeciągające się w nieskończoność kolacje z jego rodziną. Dobre, proste życie. Bez dylematów i zagrożeń.

Tylko wieczorami, kiedy wracała do swojego mieszkanka – zawsze sama, nie chciała wpuszczać nikogo do swojego sanktuarium – nachodziły ją dziwne, niepokojące myśli. I tęsknota. Za miastem, które było szare, smutne i gdzie zawsze wszystkiego brakowało. Nie tylko kawy i ciastek, ale nawet zwykłego chleba. Gdzie w kinach grano tylko poważne filmy o rozterkach zwykłych, szarych ludzi. Ale w jakiś sposób Barbara wiedziała, ze jej prawdziwe życie toczyło się tam. A to wszystko tutaj było tylko kolorowym, amerykańskim filmem. Czuła się jak Dorotka z Czarnoksiężnika z krainy Oz (oglądali go z Antonio jakieś 5 razy) – wiedziała, że nie przynależy do tego świata.

Dlatego w każdej gazecie, jaka wpadła jej w ręce szukała wiadomości z Polski, a choćby i Europy. Każdą, najmniejszą wzmiankę traktowała jak relikwię, gazetę starannie składała i umieszczała w szufladzie szafki nocnej. Tam, gdzie trzymała też ten egzemplarza, gdzie opisano zabójstwo adwokata. „Zwyrodnialec” „potwór” te słowo najczęściej tłukły się jej w głowie, choć nijak nie mogła ich skleić z łagodną twarzą Jakuba. Ale rozum podpowiadał, że to jedyne – możliwe wyjście.

Wiec po prostu żyła w swoim prywatnym, amerykańskim śnie. Wiedziała, czuła z tyłu głowy, że coś takiego nie może trwać wiecznie. I w końcu rzeczywistość ją doścignęła – kiedy odwróciła się, aby pomachać odjeżdżającemu Antonio.

Zobaczyła go.

Stał tam, obszarpany, wymięty, jakby poszarzały na twarzy. Ale to był on. Jej łącznik z przeszłością i rzeczywistością. W tej zabiedzonej wersji wyglądał jeszcze mniej zwyrodnialczo. Dlatego podeszła, kierowana emocjami, które za nic mają sobie racjonalne przesłanki.
- Jakubie – powiedziała. – Chodź ze mną.
Posłuchał, nie miała żadnych wątpliwości, że jej posłucha.

Weszli na campus, Barbara kupiła dwie kawy i usiadła przy jednym ze stolików rozrzuconych po terenie. Owinęła się szczelniej płaszczem, a potem podsunęła Jakubowi torebkę z ciastkami.
- Wytłumacz mi - poprosiła.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 29-10-2021, 14:48   #48
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Jakub podążył za Barbarą nieco bezwolnie. Spoglądał przez ramię na Taksówkarza, który bez krzty krępacji wpatrywał się w Jakuba. W jego postawie oraz spojrzeniu była niechęć i wyzwanie. Które zawisło w powietrzu niczym topór wzniesiony do ciosu.

I bez tego Jakub pochylił głowę. Czuł dziwny niesmak w ustach i nie był w stanie go przerzuć, poczuć smak. Zrozumieć. Szedł więc za Barbarą. Za Barbarą, nie przy niej. Nie krok w krok, ale z tyłu. Jakby Ona wprowadzała go do tego miejsca, gdzie sam już nie przynależał.

Uniwersytet był domem mądrości i ludzi wielkiego umysłu. Gdzież by tu tolerować bezdomnych? W pobrudzonych butach, nieogolonych. Z pewnością wionących nieprzyjemnym zapachem ulicy, który dla normalnych ludzi był niepojętym synonimem upadku. Czymś zwyczajnie nie akceptowalnym. Tak więc jak Jakub miał znaleźć tutaj swoje miejsce?

Ale przecież jestem poetą! Nagła myśl zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Poetą? A co to oznacza? Kim jest Poeta. Może kimś kto pisze wiersze? Publikuje? Spotyka się z czytelnikami, odpowiada na ich pytania. Inspiruje, zaskakuje, bywa kontrowersyjny. A nader to ma coś do powiedzenia. Tak? A więc…

Barbara zamówiła kawę. Usiedli gdzieś z boku. Widziała, musiała widzieć Jakubową krępację. Sytuacją, miejscem, jej osobą.

Tak! To Ona uwypukliła to wszystko kim się stał. Nadała ramy, podkreśliła kolory, doświetliła to wszystko kim teraz jest Jakub Bezdomny. Człowiek upadły. To jej blask, zapach, seksapil sprawiał, że Jakub czuł coś odrażającego względem siebie.

- Wytłumacz mi – jej słowa.

Jakub podniósł wzrok z nad kawy, którą trzymał w ręku. Nie wypił ani kropli. I cóż Jej powiedzieć? Co wytłumaczyć? Jak? Po co? I zresztą – co tak naprawdę się wydarzyło??

Jakub przez parę chwil milczał. Spoglądał na Barbarę niemo, jakby kompletnie zaskoczony i rozbity Jej pytaniem.

- Właściwie to… nie wiem co powiedzieć. Myślałem o tym. Tak, oczywiście. Ale… nie wiem co się stało. Naprawdę. Nie wróciłem tam. Uciekłem! I… poznałem przyjaciela. Pomógł mi. To dzięki niemu przetrwałem na ulicy. Może nie jest to życie… - ugryzł się w język. O czym ja właściwie gadam?

- Barbaro… - podjął znów – musiałem Ciebie zobaczyć. Martwiłem się. Że i Tobie zrobili krzywdę! Tak bardzo cieszę się Ciebie widząc w zdrowiu.

Przez chwilę jego oblicze rozjaśniło się blaskiem i energią, której od wielu dni próżno było szukać.

 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 01-11-2021, 21:04   #49
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Nadzieja zabłysła w oczach Barbary, aby potem powoli – w miarę, jak Jakub mówił – gasnąć coraz bardziej. Kiedy mężczyzna skończył uniosła głowę i popatrzyła na niego uważnie.

- Robiłeś … - szukała słów, które mógłby najdokładniej oddać jej myśli. – Miałam wrażenie… - znów przerwała.

A może po prostu się jej zdawało? Może .. te napominanie, że już się spotkali tyczyło się tego przelotnego spojrzenia w Warszawie? Coś sobie uroiła, nieopatrznie potraktowała jego słowa. Nie chciała wyjść na jakąś fantastkę, lub co gorsza desperatkę. Z drugiej strony – lubiła wiedzieć.

- Odniosłam wrażenie… - zaczęła znów. – Wspominałeś… - to było niepoważne.
- Chciałam tylko powiedzieć – wyrzuciła więc – że oczywiście nie wierzę w to, że jesteś odpowiedzialny za śmierć adwokata. Kiedy cię bezpieka zabrała, pojechaliśmy do Bostonu. Podpisałam te papiery za ciebie. Wrócimy do biura i uczynnię to jeszcze raz - przekaże ci Twój spadek.

Temat jej bezpieczeństwa (a raczej tego, co na ten temat urodziło się w umyśle Jakuba) ominęła szerokim łukiem. Mężczyzna i tak balansował już na krawędzie swoich urojeń. Nierozważne słowo i mógłby się w nich pogrążyć całkowicie. Nie dziwiła się mu. Jeśli tutejsza bezpieka działała równie sprawnie jak ta w Polsce... Musiał sporo przeżyć.

- Masz dziś czas o 13?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 02-11-2021 o 08:32.
kanna jest offline  
Stary 02-11-2021, 15:14   #50
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Jakub spojrzał na Barbarę uważnie. Czujnie, świadomie, głęboko. Pierwszy raz? A może pierwszy raz od dawna? Znów wydała się mu szalenie bliska, znajoma. Poczuł jak po jego ciele rozlewa się kojące ciepło. Przez chwilę. A potem wspomniała o tym pieprzonym spadku!
- Barbaro – odezwał się tonem bardziej srogim niż zamiarował – nie możesz do tego tak pochodzić. Rozumiesz? Ja nawet nie wiem, dlaczego oni to zrobili? Rozumiesz? Czy rozumiesz co do Ciebie mówię?!
Spuścił głowę chowając twarz w dłoniach. Zamilkł. Trwało parę chwil nim znów się odezwał:
- Nie potrafię powiedzieć, czy chodzi o spadek. Czy o coś innego. Może o Polskę? Z początku chcieli mnie zabić. Tak jak i jego zabili. Czemu zmienili zdanie? – wzruszył ramionami.
- Ale nadal to ostrze wisi w powietrzu. Nie możesz ryzykować. A co, jeśli z tych samych, choć nam nie znanych powodów, uczynią to samo lub w akcie bliźniaczym wystąpią przeciw Tobie? Bo czemu nie? Tego też nie możemy zakładać! Rozumiesz?
- Ech – znowu zamilkł, jakby świadom swojej indolencji w wyrażaniu myśli – to co chcę powiedzieć to, że powinniśmy uciekać. A co jak nawet teraz nas obserwują?

 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172