Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-08-2021, 11:20   #31
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Słuchał uważnie wszystkiego co miała mu do powiedzenia. Była już późna noc. Była zmęczony. To nic! Starał się nie zgubić niczego. Każde spojrzenie, słowo, gest mogły mieć znaczenie. I choć tego jeszcze nie pojmował, to miał przekonanie graniczące z pewnością, że ta kobieta odegra znaczącą rolę w jego życiu. A jej słów, gestów kiedyś zabraknie. Dlatego tak bardzo sobie je cenił.

Rozpromienił się uśmiechem, gdy Barbara przegnała go marą senną. – Możesz już zniknąć.

Jego uśmiech skrzyżował się z jej ostrym spojrzeniem. W jego spojrzeniu było rozbawienie, ale ani krztyny kpiny. Już dawno sobie przysiągł, że wszystkie swoje muzy będzie traktował bardzo serio. Milczał. W zamyśleniu, powolnym gestem wydobył papierośnicę. Pytającym gestem zwrócił się w stronę Barbary.

- Opowiedz mi. Proszę – zagadnął po chwili. – skąd ten strach?
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 17-08-2021, 16:15   #32
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Miała długie, cienkie palce, przypominające palce pianistki. Prawdopodobnie świetnie by potrafiła nimi operować po klawiaturze fortepianu. Niestety, nie było jej dane.

Zaciągnęła się łapczywie, pozwoliła, aby dym wypełnił płuca. Niespecjalnie lubiła tytoń, ale sama czynność palenia ją uspokajała. Zaciągnąć się, przytrzymać dym, wypuścić. Trochę jak świadome oddychanie, prawda?

- Za dużo sobie pozwalasz – skarciła Jakuba łagodnie. – Fakt, ze ulegliśmy wspólnie iluzji, a staruszek wziął mnie za twoja narzeczona, nie czyni nas jeszcze przyjaciółmi, prawda? A to z nimi się rozmawia o emocjach. O lękach. Lub z lekarzem. Nim też nie jesteś, jak mi się wydaje.

Przyglądała mu się chwilę badawczo.
- A ty co sądzisz o tej wizji? - zapytała w końcu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 17-08-2021, 20:45   #33
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Jakub zadumał się jakby chwilę i z iście figlarnym uśmiechem zripostował:
- Narzeczeństwo w tej sytuacji było by pozbawione romantycznej historii o tym jak by to się zaczęło, a wnuki najbardziej na to liczą. Więc... niech będzie lekarz. Jestem pisarzem, ale z pewnością zgodzisz się że to to samo.

Spoważniał. Zaciągnął się papierosem. Palił ładnie. Elegancko. A papieros mu służył.

- Sam nie wiem. Nie potrafię jej zbagatelizować. Nie potrafię i nie chcę. Nawet jeśli to ułuda i fantazja, to myślę że warto ją przeżyć. Ale jest coś jeszcze.

Spojrzał na Barbarę.
- Nie mogę oprzeć się wrażeniu że ja już ciebie kiedyś znałem.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 19-08-2021, 16:43   #34
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Barbara lekko uśmiechnęła się.
- Pan poeta, pan poeta – była już spokojna. – Czyli bawisz się słowami. Jak żongler. Na pierwszy rzut oka dość niepoważne zajęcia, ale wymaga dużej fantazji. I wyobraźni. Pewnie dlatego pociągają cię wizje i inne fantasmagorie.

Westchnęła.

- Na dziś mam dość wrażeń, Jakubie. Życzę spokojniej nocy, bez niepokojących snów.

Zdusiła niedopałek w popielniczce.

- Oczywiście pamiętam Cię z Warszawy. Ale pewnie nie wiesz, że to dzięki temu spotkaniu podjęłam decyzję o podróży. Wahałam się... nie raczej chciałam zrezygnować. Z jakiegoś powodu tamten moment pchnął mnie w stronę decyzji. I teraz jestem tu. Za twoja sprawą, poniekąd.
Ruszyła w kierunku drzwi salonu.

- Dobrej nocy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 21-08-2021, 14:27   #35
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Jakub jeszcze parę chwil obserwował resztkę papierosa jakiego pozostawiła Barbara. Odpłynął gdzieś. W końcu spojrzał na kobietę i przytaknął. Po czym dodał:
- Dobrej nocy.

Sam pozostał w salonie. Kolejny papieros. Myśli. Wspomnienia. Burza myśli, ktora tylko pozornie ubrana była w spokój Jakuba siedzącego na kanapie. Czuł okrutne fizyczne zmęczenie. Ale ten stan pozwalał mu oderwać się od myśli zwyczajnych. Czuł nadciągającego Morfeusza, a mino to cześć jego nieukołysanego umysłu aktywnie i z towarzyszącym temu uniesieniem nawigowała w stronę porzuconej plaży. Czemuś ją opuścił Jakubie? No czemu? Zasnął.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 22-08-2021, 20:05   #36
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Pan mówi czasem jak poeta. Bez sensu, ale ładnie.”
z filmu “Pożegnania” Wojciecha Jerzego Hasa



Jakub
- Na dziś mam dość wrażeń, Jakubie. Życzę spokojnej nocy, bez niepokojących snów. - rzekła Barbara wstając ze skórzanego fotela w saloniku, gdzie drwa w kominku grały kojącą i senną melodię.
Dźwięk jej słów rezonował jeszcze długo po tym, jak opuściła pokój. Podobnie zresztą, jak powietrze przesycone było jej zapachem i nienamacalnymi fluidami jakimi emanowało całe jej ciało.

Otulony przez skórzane ramiona miękkiego fotela, zanurzony w tytoniowym dymie i delikatnej mgiełce kobiecych miazmatów, Jakub zastygł w bezruchu. Chłonął każdym porem swej skóry, każdym zmysłem niepowtarzalną aurę tej chwili. Ta długo czekał na dogodny moment, by odbyć tę rozmowę.
A teraz, gdy ona się już dokonała czuł wypełniającą go po brzegi pustkę i wszechogarniający brak. Tak, jakby popełnił jakiś błąd i zniechęcił Barbarę do siebie, choć po prawdzie nie dała mu tego w żaden sposób odczuć. Fakt zachowała daleko posuniętą ostrożność, wyrażała się lakonicznie i z rozmysłem, ale czy mógł mieć jej to za złe?

Taka postawa była ze wszech miar racjonalna i nader oczywista, a jednak w sercu Jakuba rosło poczucie, że w jakiś niepojęty sposób nie wykorzystał w pełni danych mu przez los możliwości.

Ogarniający jego umysł emocje i przeczucia niemal natychmiast przełożyły się na fizyczną realność. Wszystkie mięśnie miał obolałe, jakby własnoręcznie przerzucił kilka ton węgla. Ociężałość i niemoc, by zmusić ciało do wykonania jakiegokolwiek ruchu sprawiły, że ciągle trwał w bezruchu. Rytmiczne i kojące trzaski trawionych przez ogień polan stanowiły doskonały akompaniament. Z wolna powieki Jakuba opadały w dół, odcinającą go rzeczywistości. Nie walczył z napływającą coraz większymi falami sennością. Zamiast tego bez oporu rzucił się w objęcia Morfeusza i niczym oniryczny, samotny żeglarz nawigował w stronę kamienistej plaży.





“Odważ się błądzić i marzyć!.”
Iwan Turgieniew


Kropla za kroplą, jedna po drugiej spadały, by dokonać swego żywota, by zatracić się w ogromie oceanu, by zespolić się na wieczność z jednością. Zbiorowe samobójstwo. Wprost z chmur na ziemię, a potem już nic. Tylko bezdenny, mroczny ocean szepczący bezustannie swą pieśń nieskończoności.

Pośród niego on - poeta nieznany. Samotny człowiek dryfujący na sennych falach. Chłód ranił mu stopy i pożerał kawałek po kawałku całe ciało. A wokół tylko niekończąca się szarość horyzontu i zimne, ostre niczym sztylety krople deszczu uderzającego go raz po raz w twarz.

Plaża na której otoczaki pieściły jego stopy została, gdzieś za nim lub leżała hen daleko, za linią widnokręgu. Absencja wszystkiego i bezgraniczna pustka, tak bardzo bolesna, tak bardzo przerażająca.

Samotny poeta dryfował ku przystani swoich rojeń i ukrytych pragnień.

Czas przelewał się fala za falą. Ściekał kropla za kroplą, odmierzając nieliczone miriady eonów. Bezoki bóg z bezkresną lubością wpatrywał się w gnijący ochłap padliny, pokryty gładką skórą, błądzący w antracytowej nawale fal.
Eschatologiczny sadomasochizm na rubieżach imaginacji.




“Przeważnie, przy dobrym posiłku, ludzie z Berlevaag odczuwali po pewnym czasie ociężałość. Ale dzisiaj było inaczej. Biesiadnicy stawali się coraz lżejsi, im dłużej jedli i pili, i coraz lżejsze były ich serca. „
“Uczta Babette” - Karen Blixen


Jakub i Barbara
Poranny gwar wypełnił dworek w Salem. Dźwięczny stukot przygotowywanej zastawy, radosny świst gotującej się wody w miedzianym czajniku i apetyczne skwierczenie boczku na gorącej patelni.
Ruth i Mable pod czujnym okiem Thomasa uwijały się, by przygotować śniadanie dla wszystkich domowników. Echo ich pracy niosło się po wszystkich pokojach, a niebiański aromat świeżo parzonej kawy stanowił najlepszy z istniejących na świecie budzików.

Barbara czuła, jak jej kiszki marsza grają i cieszyła się, że to wstydliwe burczenie zakamuflowały odgłosy dobiegające z kuchni. Ubrana i wyfryzurowana zeszła do jadalni, gdzie czekał już ich gospodarz. Pan Bernstein uśmiechnął się na jej widok i dłonią wskazał miejsce przy stole. Usłużny Makena bez słowa odsunął jej krzesło i pomógł usiąść. Ułożone na bielusieńkim obrusie, uśmiechały się do niej rumiane plastry bekonu, jajka wyeksponowane w porcelanowych kieliszkach i chrupiące niemalże głośno domagające się, by je schrupać pszenne tosty. Czarnoskóry służący, jakby czytał jej w myślach, napełnił jej filiżankę czarną, niczym noc listopadowa kawą o zniewalającym aromacie.

- Jakub nadal śpi w salonie - poinformował gospodarz - Przypuszczam jednak, że lada chwila do nas dołączy, bo nie ma na świecie nikogo, kto pozostałby obojętny na woń świeżo palonej brazylijskiej kawy, wprost z moich plantacji.

Tak też się stało. Jakby na zawołanie w drzwiach pojawił się Jakub. Miał podkrążone oczy, wymięte ubranie i straszliwie zmierzwione włosy.
- Drogi Jakubie, niech się pan nie przejmuje swoim wyglądem - rzekł Bernstein wyprzedzając zamysł poety - Najpierw pożywne śniadanie, a później doprowadzi się pan do stanu i wyglądu cywilizowanych ludzi. Jesteśmy, było nie było, wśród swoich. Wierzę, że twoja narzeczona nie będzie miała ci tego za złe - przy tych słowach, posłał Barbarze ciepły i pełen dobroci uśmiech. Kobieta wyczuła w nim jednak drugie dno. W oczach starego adwokata czaiła się jakaś niepokojąca iskra, która wskazywała na dwuznaczność intencji i przekazu.

Jadalnię wypełnił odgłos trzaskających pod naporem zębów złocistych grzanek i stukot rozbijanych jajek po wiedeńsku. Promienie jesiennego słońca dokonywały w tym czasie inwazji na jadalnię, bez większego trudu i oporu pokonując zastępy armii mroku i ich cienistych sojuszników.

Frank Bernstein, nie podnosząc wzroku znad porannej gazety rozkazał czarnoskóremu służącemu:
- Makena, idź proszę do garażu i przygotuj auto do drogi. Chciałbym najdalej za godzinę wyjechać.




“Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany.”
Franz Kafka “Proces”


Na żwirowym podjeździe, tuż obok rozłożystego klombu z którego spadły już wszystkie liście stał smukły, niczym strzała amora burgundowy Chrysler Imperial. Cały ociekający chromem na którym promiennie jesiennego słońca wyczyniały niestworzone, akrobatyczne wariacje, przez co samochód wyglądał, jakby przyjechał wprost z boskiego Olimpu i miał zaraz niego wysiąść sam Zeus w ciele muskularnego, złotowłosego młodzieńca.
Przy jego drzwiach stał już Makena ubrany w granatowy uniform szofera. Z delikatnym uśmiechem goszczącym na ustach czekał, aby otworzyć drzwi i pomóc wsiąść Barbarze.

Nie było mu dane wyświadczenie tej przysługi kobiecie, gdyż sielankową aurę tej chwili zabił chrzęst kół i warkot silnika zbliżającego się samochodu. Mina Frank Bernstein jeszcze przed chwilą pogodna i wesoła, w momencie zmieniła się w surową i pełną ukrytego gniewu maskę. Wyszedł on wolno na środek żwirowej drogi, dokładnie w momencie, by zablokować wjazd brunatnego Mercury’ego.

Samochód zatrzymał się z głośnym chrzęstem kół i wysiadło z niego dwóch smutnych panów, ubranych w wypłowiałe garnitury i takież same kapelusze.
Obaj uchylili ich na powitanie, ale nie był to gest wyrażający grzeczność, a raczej przykry obowiązek.
Po wymianie kilku zdań z gospodarzem, zbliżyli się oni do Barbary i Jakuba. Ich długie cienie, mroczne i zimne przesłoniły niemal cały świat.
- Agenci Hendricks i O’Mally, Federalne Biuro Śledcze - przedstawił siebie i kolegę niższy z nich, brunet o pociągłej twarzy.
- Pan Jakub Schmidt Towiański? - zapytał wysoki, blondyn w za dużej, o co najmniej o jeden rozmiary, bordowej marynarce.
- Tak..? - odparł niepewnym, dygoczącym głosem Jakub.
- Pan pozwoli z nami - odparł Hendricks odgarniając opadającą na lewą powiekę za długą grzywkę. Posłał przy tym zalotny i pełen ukrytych znaczeń uśmiech w stronę Barbary.


- Ale dlaczego? Co ja zrobiłem? - pytał zaniepokojony i zdezorientowany Jakub.
- Zadamy panu parę pytań - powiedział O’Mally pocierając przy tym nos, palcami lewej dłoni - Jeżeli pańskie odpowiedzi będą bez zarzutu, to jeszcze dzisiaj wróci pan do ukochanej.

- Jakubie - rzekł wyważonym i pełnym spokoju głosem Bernstein - obawiam się, że w tej chwili niewiele możemy zrobić i musisz spełnić prośbę tych panów. Nie obawiaj się, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wyjaśnić to nieporozumienie i jak najszybciej ci pomóc.
- Szanowny panie - burknął Hendricks do starego adwokata - Jesteśmy z FBI. My się nie mylimy. Proszę, więc zachować te daremne insynuacje dla siebie. Jasne?

Jakub spojrzał na Barbarę, potem na Bernsteina i dwóch agentów federalny, a potem znowu na Barbarę. Za żadne skarby nie chciał wsiadać do ich samochodu. Czuł, że to skończy się bardzo źle. Tylko czy miał jakieś inną możliwość?

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 22-08-2021 o 20:31.
Ribaldo jest offline  
Stary 28-08-2021, 11:39   #37
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Barbara jadła mechanicznie, nieczuła na aromaty i smaki.

Prowadziła nieobowiązującą konwersację ze swoimi towarzyszami, zarejestrowała wejście wymiętego mocno Jakuba (wyglądało na to, ze rzeczywiście spał w saloniku, gdzie go zostawiła!), a nawet dziwną dwoistość, niespójność , które emanowały od starego prawnika. Szybko zrozumiała – podobała mu się, jako kobieta, ale że brał ją za narzeczoną swojego … hm… klienta? podopiecznego? i miał świadomość, że jego zauroczenie jest nieco dwuznaczne. I starał się odciąć od tych uczuć. Barbara uważała, że jego staroświeckie maniery i wewnętrzna walka, która prowadził sam ze sobą, są naprawdę urocze.

Ale nie zastanawiała się długo nad tym, jej myśli były już daleko stąd - pojedzie do Bostonu, spotka się z organizatorami konferencji (na pewno znajdzie ich na miejscowym uniwersytecie) pomogą jej przebukować bilet.. a za parę dni, może tydzień będzie już w Warszawie. I całe to qui pro quo przejdzie do historii.

Barbara wbiła spojrzenie w intruzów. Nie zdążyli jeszcze do nich podejść, a ona już rozpoznała jednego z nich.
- Znam go – szepnęła do Jakuba, wskazując nieznacznym ruchem brody na blondyna. – Przyszedł do mnie w nocy do kajuty na Batorym, źle się czułam, mówił… nie pamiętam dokładnie … że ktoś mnie sobie upatrzył, że jest niebezpieczny… Jest z SB. Piotr Daszyński. – kobieta starała się wygrzebać koleje fakty z pamięci, nie mieli zbyt dużo czasu, czuła ta. Wyczuwała zagrożenie. Pamiętała jakiś seksualny kontekst jego wizyty, ale to nie miało związku z Jakubem. Coś jeszcze… neurony odmawiały współpracy .. w końcu! – Miał twoje zdjęcie.

Mężczyźni zbliżyli się do Barbary i Jakuba. Ich długie cienie, mroczne i zimne przesłoniły niemal cały świat.
- Agenci Hendricks i O’Mally, Federalne Biuro Śledcze - przedstawił siebie i kolegę niższy z nich, brunet o pociągłej twarzy.
- Znam pana – Barbara zrobił pół kroku naprzód. – Pan Piotr Daszyński, prawda? Co pan tu robi? – zapytała po polsku.
Twarz mężczyzny nie zmieniła się, jedyne co zauważała to uprzejme zainteresowanie.
- I'm so sorry miss, I don't understand. Please use English – powiedział.
Potem minął zastygłą w bezruchu Barbarę, ujął Jakuba pod ramię i skierował go w stronę samochodu.

Gdy tylko opadł kurz za brunatnym Mercurym, stary adwokat zbliżył się do Barbary i łapiąc ją za obie dłonie rzekł konfidencjonalnym szeptem, jakby bał się że ktoś ich może podsłuchać.
- Czułem, że to się może wydarzyć. Wrogowie Stefana zrobią wszystko, by przejąć jego majątek. Posłuchaj mnie uważnie Barbaro. Nie mamy wiele czasu, więc liczę, że mi pomożesz. Musimy natychmiast jechać do Bostonu. W moim biurze spiszemy akt notarialny, który pozwoli ci przejąć spadek po Stefanie Krukowieckim. Powołamy się na twoje zaręczyny z Jakubem i panujące w Polsce prawo. Nim ktokolwiek zdoła to sprawdzić, Jakub będzie już na wolności i będziemy mogli wyprostować sytuację prawną. Taki wybieg pozwoli nam zabezpieczyć majątek Stefana, bo jeśli nie daj Boże ci agenci postawią Jakubowi jakieś zarzuty, to nie dojdzie do przekazania spadku i to oni położą na nim łapy. Nie możemy do tego dopuścić, rozumiesz?

Pokiwała głową, cofając się. Schowała dłonie za plecy. Dotyk adwokata był był nieprzyjemny.

Bernstein przerwał na chwilę. Rozejrzał się czujnie wokół, jak zwierz tropiony przez myśliwych, po czym dodał.
- Mam nadzieję, że rozumiesz powagę sytuacji i pomożesz Jakubowi?
- Oczywiście – odpowiedziała.

Chciała już być w Bostonie i uwolnić się od tych wszystkich ludzi. Nie byli chyba do końca zdrowi na umyśle.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 31-08-2021, 14:01   #38
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Mlaskanie, żucie, brzęk sztućca, słowa. Chwila przerwy i znów – mlaskanie, żucie, sztućce uderzające w porcelanę i rozmowa. I tak w kółko. Jakub odnajdował w głowie przedziwny rytm, który niczym opowieść snuta przy kominku nęcił jednocześnie pozostając na skraju uważności. Jedzenie smakował bez entuzjazmu. Swą ukochaną kawą raczył się bez podniecenia, choć czuł, że była smaczna. Słowa same wymykały się z ust, aby ulatywać w świat bez znaczenia. Był zmęczony, ale może nawet bardziej zrezygnowany.

Jakub przywykł do huśtawek nastrojów. Spisywał to na karb artystycznej duszy, doświadczonej i wrażliwej aż nadto. Zabawne, ale zamiast cierpieć z tego powodu, bardziej przyglądał się jej z postawą godną lekarza znudzonego własnym zawodem. Tak też było teraz. Tak, ale nie do końca.

Jeśli jakaś część jego jestestwa unikała marazmu i senności to były to wspomnienia ostatniej nocy. Wciąż czuł ten chłód oceanu. Kamienie. Wiatr! Był tam. Znów! A więc to wszystko prawda! Wspomnienie było tak prawdziwe jak i urzekające. Czuł się jak uzależniony który znów dostąpił uniesienia! Jego dusza wciąż lewitowała w ekstazie, choć rozum podpowiadał, że to jedynie namiastka przyszłego spełniania.

- Uprzejmie za śniadanie – wstał od stołu grzecznie dziękując gospodarzowi. Dawno nauczył się, że uprzejmością, która nic nie kosztuje wiele można zyskać.
Spojrzał w lewo. Ona. Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach zdaje się pierwszy raz dziś zagrało życie.

***

Zaciągnął się głęboko papierosem. Zdołał się szybko ogolić i doprowadzić do ładu. Na sobie miał brązową marynarkę Stefana, która niesprawiedliwie dobrze na nim leżała. Krew z krwi? – zastanawiał się parę chwil temu stojąc przed lustrem. W ogóle świeże powietrze i papieros tchnęły życie w ciało Jakuba. Uśmiechał się znów do swojej przeszłości. A tym bardziej – do przyszłości.

Odwrócił się, kiedy Barbara wyszła na zewnątrz. Z uśmiechem podszedł do niej.
- Barbaro, chciałbym z tobą pomówić…

Nikt nigdy nie dowiedział się o czym. Wysokie tony brunatnego krążownika sos zdominowały podwórze. Potężne i groźne auto zajechało przed posesję.
Dwójkę mężczyzn otaczała smutna i zła atmosfera. Jakub drgnął na ich widok. A kiedy ruszyli w ich stronę spiął się. Przez myśli przebiegały znów wspomnienia. Stefan, skrzywdzić, rewolwer! Leżał gdzieś na dnie walizki!

Słowa Barbary wyrwały go z odrętwienia, a jednocześnie zepchnęły w kolejny cienie wyobrażeń. Spojrzał bardzo przytomnie na Barbarę. Byli zaledwie kilka kroków od nich. Ściszonym głosem rzekł:
- Wiem. Uważaj na siebie. Proszę. Znajdę cię.

Zaledwie parę chwil później czuł już na ramionach mocne uściski agentów. Bądź kimkolwiek oni byli. Nogi jak z żelaza. Krótki oddech. Jedyne co mu pozostało to spróbować zachować spokój i godność. Czuł nadciągającą grozę. Coś co wychodziło poza fasadę FBI czy brunatnego samochodu. Coś gorszego.

Spróbował uspokoić się. Wpadł w miękką kanapę samochodu niczym w ton oceanu. Zamknął oczy i próbował sobie przypomnieć ten obraz.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 05-09-2021, 00:17   #39
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


“Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony”
Maanam - Krakowski spleen


Kontrast krajobrazu natury i pejzażu duszy. Absolutny dysonans, sprzeczny z rozumem i zdrowym rozsądkiem. Dojmujące poczucie bezradności i fantomowy ból wypełniający całe ciało.
Barbara i Jakub zanurzeni w tym jakże pełnym zwątpienia sosie, płynęli tam, gdzie kierowały ich prądy kolei losu

Po pustym podjeździe jesienny wiatr przeganiał zwiędłe liście z kąta w kąt, niczym pasterz swe owce po hali. Stojąca na schodach przed wejściem do domu Mable, otuliła się szczelniej wełnianym, szerokim szalem.
- Idzie zima - skonstatował Thomas, wpatrując się dal.
Oboje wiedzieli, że to prawda i najbliższy czas przyniesie wiele zmian.





“Mój złoty Rollie mówi dzień i datę
(...)
To czas nocnych bogów, słabych kumpli, mocnych wrogów”
Sentino - “Remy Martin”


Barbara
Pejzaż za oknem luksusowego Chryslera przesuwał się wolno. Ogołocone z liście drzewa senne gospodarstwa na których podwórzach stały lśniące traktory i półciężarówki, sielankowe domki z czerwonej cegły, których ściany porastał bujny bluszcz i ukryte pomiędzy wzgórzami stawy i sadzawki, budziły w Barbarze dziwną nostalgię. Nigdy tu nie była, a mijany krajobraz wydawał się jej tak bliski i znajomy, że czuła się tak, jakby wróciła do domu z dalekiej podróży. Kobieta wiedział, że to nieprawda, ale serce nie słuchało głosu rozsądku i z każdym kolejnym uderzeniem, tłoczyło do żył porażający jad sentymentalizmu i fałszywych wspomnień.

Stary Bernstein milczał wpatrzony w łagodną linię wzgórz sunącą za oknem . Głębokie bruzdy na jego czole i napięte mięśnie twarzy świadczyły o intensywnych rozmyślaniach. Adwokat zapewne planował, jak wydobyć Jakub z aresztu FBI.

Kuriozalna sytuacja wyjęta żywcem z gangsterskich filmów sprawiała, ze wydarzenia ostatnich dni przypominały surrealistyczny sen, majak dekadenckiego artysty, a nie realny świat.
Miękka do granic przyzwoitości, skórzana kanapa i wyraźny profil czarnoskórego służącego prowadzącego limuzynę tylko jeszcze bardziej umacniały trwający miraż.
Samochód dosłownie płynął po szutrowej drodze, a doskonałej jakości resory wybierały każdą nierówność. Gdy po około kwadransie Makena skręcił na asfaltową drogę, podróż stała się jeszcze bardziej komfortowa.

Barbara nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jeszcze nigdy nie jechała w tak luksusowych. Siermiężne autobusy, które znała z Warszawy, klekoczące, podskakujące na każdej dziurze i wyboju kojarzyły się jej teraz z kibitkami, której car wywoził swoich oponentów na daleką mroźną Syberię.

Sielskie i urokliwe krajobrazy nowo angielskiej prowincji, ustąpiły miejsca coraz śmielej zgarniającej przestrzeń wielkomiejskiej architekturze. Potężne, sięgające nieba wieżowce, kamienice z misternie zdobionymi fasadami w stylu Art Nouveau i niezwykłej urody chodniki z czerwonej cegły i stylowe latarnie z początku wieku stanowiły o urodzie i niezwykłości tego portowego miasta. Każda uliczka, skwer i pasaż dosłownie ociekały pastelowymi barwami, które nadawały im olśniewający i niemal bajkowy klimat.

Gdy Makena zatrzymał auto na światłach, Barbara z szeroko otwartymi oczami i szczerym zachwytem spoglądała na przechodniów. Ich szykowne, wielobarwne stroje, budziły mimowolny zachwyt. Eleganckie kobiety w rozkloszowanych spódnicach, fantazyjnych kapeluszach i koronkowych rękawiczkach, spacerowały wolno pod rękę z gustownie ubranymi dżentelmenami w perfekcyjnie skrojonych garniturach z szerokimi klapami i lśniących monkach. Ulice Bostony wyglądały niemalże, jak wybieg podczas pokazu mody. Dbałość o każdy detal i element stroju świadczyły nie tylko o zamożności społeczeństwa, ale także o jego kulturze i wytworności.
Zdradliwe serce szybko zatruło radość i zachwyt Barbary. Gdy tylko przypomniała sobie szare, jak popiół i wyprane z wszelkich kolorów ulice zniszczonej Warszawy. Ludzi łypiących na siebie spode łba, twarz pozbawione uśmiechu i zaciśnięte z wściekłości usta, to targał nią aż dreszcz wstrętu i obrzydzenia.
Żelazna kurtyna podzieliła świat na dwa obozy, smętny szarobury barak na wschodzie i malowniczy, wielokolorowy pałac na zachodzie.
Ona, uciekinierka, pokryta pyłem socrealistycznej codzienności, choć siedziała na kanapie luksusowej limuzyny czuła się, jak uboga krewna, szara myszka, pozbawiona godności i wszelkiej wartości.

Makena zahamował i płynnym ruchem zaparkował samochód. Czarnoskóry służący miał niezwykłą wprawę w prowadzeniu samochodu i widać było, że czynność ta sprawia mu ogromną przyjemność. Gdy ucichły silnik, zniknęły też dręczące Barbarę myśli i wspomnienia. Rozejrzała się wokół. Ogromna bryła przysadzistego budynku zasłaniała cały błękit nieba. Biurowiec stylizowany na aztecki ziggurat wyglądał niesamowicie, a zarazem budził podskórny, bezwiedny lęk. Całą fasadę pokrywały podłużne panele wykonane z brązowego granitu. Na części z nich wykonano płaskorzeźby w stylu art-deco. Przedstawiały one ikonograficzne atrybuty branż, których przedstawiciele rezydowali w biurowcu.
Barbara bez trudu rozpoznała symbol rolnictwa, energetyki i transportu. Jedna sygnatura różniła się znacznie od innych, zdobiona złotem, srebrem oraz odbijającymi promienie słoneczne kryształami, zdawała się dominować i wyrastać ponad całą resztę. Tego jednego znaku Barbara nie potrafiła rozszyfrować, choć była niemal przekonana, że już gdzieś go widziała.

- Zaczekaj tutaj Makena. Za pół godziny wrócimy. - rzucił oschle rozkaz Bernstein, po czym ruszył szybkim krokiem w kierunku obszernego westybulu.





Szybkość z jaką stary adwokat stukał w klawisze, zawstydziłaby zawodową stenotypistka. Barbara wsłuchiwała się w rytmiczne staccato wybijane przez jego opuchnięte palce. Z każdym kolejnym uderzeniem w klawisz, z każdą kolejną wytatuowaną na białej kartce literze, los pani Kwiatkowskiej stawał się coraz bardziej przesądzony.

Ona, szeregowy pracownik naukowy, przybysz z egzotycznego, skutego kajdanami komunizmu kraju, poprzez splot niezwykłych wydarzeń, została właścicielką rozległej posiadłości w stanie Massachusetts.

Gdyby opowiedziała to znajomym z Instytutu, nikt by je nie uwierzył. Leżący przed nią akt notarialny, stanowił niezaprzeczalny i ostateczny dowód..

- Jeszcze tylko jeden podpis i będziemy mieli sprawę zamkniętą. - oznajmił Bernstein podsuwając w jej stronę akt własności.

Ebonitowe pióro ciążyło jej w dłoni, niczym kamienny rylec. Moment zawahania. Dudniące serce, przygrywało tej doniosłej chwili. W końcu błyskawiczny ruch i błękitna wstęga atramentu zatańczyła na bielutkim, celulozowym parkiecie, pieczętując definitywnie los Barbary.

Gdy postawiła swoją ostatnią parafkę, Bernstein odetchnął z wyraźną ulga. Kraciastą chusteczką otarł pot ściekający z czoła i wstał od biurka.
- Dokumenty sporządzone są Barbaro w trzech kopiach. Jedną wręczam tobie. Drugą zamykam w sejfie, a trzecią wysyłam w tym momencie do gubernatora stanu, aby nie było żadnych wątpliwości i nikt nie mógł podważyć legalności tego aktu. Teraz możemy iść na jakiś obiad i omówić sprawę Jakuba. Twoja pomoc w jego sprawie będzie niezbędna. Wcześniej będę musiał jednak wysłać te dokumenty i odwiedzić jednego znajomego. To nie potrwa dłużej niż dwa kwadranse. Na rogu jest urocza włoska knajpka, zaczekaj tam na mnie proszę.





Czas ciągnął się, jak roztopiony ser na aromatycznych pizzach zamawianych przez kolejnych klientów “Coltello e forchetta“ Barbara piła już trzecią szklankę soku pomarańczowego i czuła, jak żołądek domaga się zakończenia trwających już trzy kwadranse tortur. Bernstein spóźniał się i to był bardzo zły omen. Na dnie serca Barbara czuła dziwny niepokój i obawę, graniczącą niemal z pewnością, że stało się coś złego.

Spojrzała na wiszący na ścianie zegar. Za pięć minut wybije godzina czternasta. Postanowiła poczekać do pełnej i będzie musiała postanowić, co robić dalej.





“Chwilami myślę, że śnię. I co dzień rano otwieram tę samą księgę i czytam te same słowa, by pogłębić moją wiedzę istotną. I z niej to czerpię pożywienie codzienne dla ducha, a samotny jestem jak pająk w swej sieci. Takim będę do śmierci.”
Witkacy - “622 upadki Bunga”



Jakub
Ocean kołysał się ospale w swoim przedwiecznym, niezakłóconym rytmie. Fala, za falą rozbijały się o kamienisty brzeg jaźni Jakuba. Poeta otworzył swój umysł i czekał.

Dobrowolna trepanacja, by odsłonięte płaty mózgowe mogły wyraźniej odbierać sygnał płynący poprzez eony. Ciche nawoływanie ukryte pośród gęsto upchanych warstw uniwersum.

Miękka tapicerka pieściła i rozleniwiała każdą cząstkę ciała. Absolutny dysonans chwili, gdy niczym kafkowski Józef K. gnał poprzez wiejskie drogi Nowej Anglii i jednocześnie lewitował pośród złóż onirycznej esencji.

Skrępowany i zawieszony w próżni, niczym dziwka w tokijskim burdelu, wyczekiwał tej chwili, gdy wszystko mu się objawi w swej pełni. Mentalne kinbaku shibari. Słodka tortura ciała i duszy, gdy sam sobie narzucał kolejne więzy i pętle. Misterna arabeska powiązań, grubych postronków popędów wrzynających się pod skórę. Samozdławienie, by choć na chwile uciec do krainy wolności, gdy rzeczywistość zakuwa w kajdany.
Wolny i nagi, świadomy swych głęboko zakopanych kompleksów i obsesji, wisiał w bezczasie na akselbantach swych chuci. Gotowy i napięty, czekał na to, co miało nadejść.





Słodka woń ejakulatu niemal przyprawiała o mdłości. Ilość przelanego nasienia mogła wprawić w zazdrość samego Priapusa, którego wiecznie nabrzmiały kutas, po wielokroć ociekał życiodajnym kisielem w niezliczonych orgiach.
Ściany, podłoga, a nawet sufit pełne były zaschniętych kałuż z których parowała miłość, żądza i nieposkromiona ruja i lubieżność.

Na czarnym kamiennym ołtarzu leżała ona, nałożnica przedwieczna, oblubienica bóstw zakazanych. Krew i sperma spływały z jej wyprężonego w kosmicznej ekstazie ciała, niczym górskie strumienie rwące. Na jej łonie nabrzmiałym Eros i Thanatos, zespoleni w namiętnym uścisku, wirowali w opętańczym tańcu.

On, Jakub, poeta nieznany, stał nad nią niczym sędzia ostateczny i trzymając w dłoniach berło bulwiaste, wymierzał peremptoryczną reprymendę.

Wstyd!
Policzki płonęły mu żywym ogniem.

Stalowe kości zaciśniętej pięści, raz po raz wybijały mu plugawe i bluźniercze myśli z głowy.
Natychmiast opadły zasłony światów. Spójrz kochanie to prawdziwa męka. Trzask, chrzęst i szczęka przestawiona.
Choć ból zdominował wszystko, każdą cząstkę jestestwa, to Jakub nie skonał.

Przepowiednia spełniona!




- Jeszcze raz! - zabrzmiał dudniącym echem, surowy rozkaz.
- Panie komisarzu, nie trzeba. Wygląda na to, że się obudził.
- Nareszcie!

Postrzępione obrazy zaczęły nawiedzać mu oczy. Mordobicie przeprowadzone sprawnie i z zawodowym sznytem. Ciosy wymierzane precyzyjnie i z pełną siłą. Mroczny podziemny parking i zaduch przepełniony fetorem tanich fajek i kociego moczu. Wszystko, to zlewało się w jeden upiorny zwid. Jedyną i najprawdziwszą rzeczywistość. Inne poza nią nie miał.

Czy tak wygląda zachodnia demokracja i poszanowanie praw człowieka?

Propaganda z lewej i propaganda z prawej, a pośrodku on - Jakub, poeta nieznany, zapomniany. Nieistniejący.

- Jacobe! Posłuchaj mnie uważnie - miły i pełen ciepła oraz troski głos, przemawiał mu wprost do ucha - To wszystko może się natychmiast skończyć. Wystarczy twoje jedno słowo, rozumiesz? Przyznaj się, tylko to możesz się ocalić. Dwa plus dwa równa się…?

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death
Ribaldo jest offline  
Stary 10-09-2021, 15:57   #40
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Zły los zamachnął się i z boską precyzją wymierzył raz. Kolejny. A później kolejny i kolejny. Bo czyż nie tego powinien się spodziewać? Jacob? A może Ksawery?
„Nigdy nie lubiłem imienia Jakub. Nie pasuje do ciebie kochanie. Ksawery. To brzmi tak dumnie. Jestem z ciebie dumny”
Żelazna prawica Złego Losu została wykuta w kuźni sprawiedliwości, siły i konsekwencji. Pozbawiona wątpliwości czy sprawiedliwości. Zawsze niechybna. Perfekcyjna. Tak i teraz.
Z każdym kolejnym razem Jakub-Ksawery coraz pełniej znajdował zrozumienie dla zaistniałej sytuacji. Z początku czuł zwykły ból. Ten szybko przerodził się w strach i pierwotny lęk.
- Jabobe. Posłuchaj mnie uważnie… Przyznaj się, tylko to może cię ocalić.
Ostatni raz rozlewał się wciąż po ciele Jakuba. I ten blask zbudził w jego skołtunionym umyśle połączenie, którego sam się nie spodziewał. Otworzył furtkę. Rozbudził pierwotną ciekawość. Nie! To nie ciekawość to spazmatyczna potrzeba. Ważniejsze z każdym uderzeniem serca. Musiał wyjrzeć przez furtkę. Musiał! Katharsis!
- Jeb się łajzo.
Nagroda spłynęła po paru chwilach. Żelazna prawica Złego Losu wypchnęła z wątłego ciała artysty dech, ślinę i krew. I jeszcze raz. I wtedy ujrzał.
- Chyba mdleje. – płynęło już jak z za mgły.
- Fuck…

***

- Jak tobie upłynął dzień synu?
- Dobrze.
- Cieszę się. Maria, długi jeszcze będziemy czekać? Głodnym.
Kobieta postawiła na stole parujący półmisek ziemniaków. Ten zadźwięczał charakterystycznie zdradzając drżenie rąk. Twarz kobiety nie potrafiła skryć przerażenia. Spojrzała lękliwie na młodszego ze swych synów. Ułamek tylko by znów skryła się w kuchni. Jakby to miało cokolwiek zmienić.
Jedli w milczeniu. Ciszę zmącił Pan domu:
- Mówisz, że dobrze upłynął tobie dzień, ta?
- Tak ojcze.
- No, a co to znaczy?
- Nie rozumiem…
- Widziałeś się z tym. No, ja mu tam? – udawał, że nie kojarzy. Ułamek Jakuba kazał mu wykrzyczeń imię Tomasza. Wstać i wykrzyczeć głośno. Z duma. Z prozaicznych powodów nie zrobił tego. Odłożył widelec by skryć drżenie rąk. Zawiesił wzrok na samotnym ziemniaku i czekał.
- Tomasz, ta? No więc co robiliście?
- Pracowaliśmy ojcze…
- Pracowaliście? Obrabianie kutasa nazywasz pracą?!
Jakub ani drgnął. Nadstawiał głowę niczym katu pod topór. Nie patrzył. Gdyby teraz ojciec wymierzył mu cios nawet by tego nie zauważył. Czekał. I głowił się skąd o tym wie? Kto mu powiedział? Jak? Byli przecież tacy ostrożni!
- Spójrz na mnie jak na ciebie mówię! No spójrz! Mój syn nie będzie ciotą! Rozumiesz!?
Jakub wciąż wpatrywał się w pustkę białego talerza. Może to właśnie tak zdenerwowało Henryka? Bezsilność?
Pierwszego razu nie spodziewał się. Spadł z krzesła.
- Henryku…
- Milcz kobieto!

***

Odzyskując przytomność słyszał jej głos. „Henryku”. Ileż to już lat? A on ciągle to słyszał. I nie wierzył. Nie potrafił się pogodzić. Z tonem obojętności, zdradzającym li tylko obawę, że talerze stłucze, a obrusu nie da się zaprać. I milczenie. Wieczne milczenie.
- Obudził się. – usłyszał głos. Trudno było mu go zlokalizować.
Kroki. Czarne buty. Czyjaś ręka unosi jego brodę. I znany już głos.
- Jacobe. To naprawdę nie jest konieczne. Po prostu przyznaj się. Tak będzie lepiej? Dobrze?
- Po moim trupie. – odpowiedział to bardzo spokojnie. Pewnym głosem. I wraz z wypowiedzianymi słowami poczuł że kieruje je do Henryka. Do swego ojca. Oraz do Tomasza – Przepraszam, ale nie mogę inaczej.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172