Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2022, 17:04   #101
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Rano Ana była nieprzytomna i spragniona. Równocześnie jakby, mimo wszystko, również bardziej żywa. Na jej twarzy pojawiał się ukradkowy uśmiech, jak nigdy. Gdy wstała z łóżka, przejrzała się w lustrze. Nie było tak źle. Wzięła zimny prysznic, poprawiła włosy, umyła zęby, ubrała się i zeszła na dół.

W ostatniej chwili powstrzymała się przed głośnym, nieokrzesanym ziewnięciem, gdy tylko do jej uszów doszedł odgłos rozmowy. Rozpoznała kobiecy głos, więc zainteresowała się. O co chodzi? Przysłuchiwała się rozmowie z należytą uwagą. Ciekawe. W głowie miała już wizję swojego notesiku, w którym zrobi diagram na temat zebranych właśnie szczegółów. Widać tata, Pani Fitzgerald i kilka osób z miasta, musieli coś zrobić gdy byli w jej wieku. Zastanawiała się przez chwilę czy kogoś zabili, ale... Rany, ta myśl była okropna!

Telefon na biurku ojca nagle zadzwonił, wydając z siebie natarczywy i niebywale głośny brzek. Anastasia podskoczyła w strachu, o mało nie krzyknęła. Serce podeszło jej do gardła.

- David Bianco, słucham. - odezwał się jej ojciec. Czyli stał przy telefonie, więc mogła jeszcze trochę podsłuchać.

Po chwili Ana usłyszała dźwięk odkładanej słuchawki na widełki.

- Tommy Mc'Bridge nie żyje - powiedział jej ojciec kierując słowa do żony Fitzgeralda. - Przed chwilą znaleziono jego ciało.

Nastolatkę zatkało. Kolejna śmierć? Jak to...czemu? Co się dzieje w mieście? Przed chwilą bawiła się na imprezie, myślała, że już będzie normalnie, a tutaj wciąż umierają ludzie? Musiała koniecznie z kimś o tym porozmawiać, pozbierać wszystko do kupy. Czuła strach, ale jednocześnie odczuła coś jeszcze. Coś, czego wcześniej nigdy nie czuła - determinację.

Ana wycofała się do kuchni, udając, że coś przygotowuje. Gdy tata i Pani F. wyszli z mieszkania, wyjrzała przez okno upewniając się, że nie ma ich na horyzoncie, po czym czmychnęła do biura ojca, aby sprawdzić dyskretnie czy nie zostawił czegoś interesującego. Poszukała też papieru do aparatu fotograficznego, spakowała długopis, notes i aparat, po czym wybiegła z domu. Wsadziła dupę na rower i pojechała do Spinelliego, aby o wszystkim mu powiedzieć i ponownie poprosić o pomoc. Coś tu było nie tak.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 05-03-2022, 21:03   #102
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
MARK FITZGERALD

Szpital pachniał, jak to szpital. Chorobą, słabością i śmiercią.

Mark złapał się na tym, że pasuje do niego, jak nigdy wcześniej. Jego twarz nabrała dziwnych kolorów - wyglądał jak ofiara wypadku komunikacyjnego lub przemocy.

Mark czuł wkurw. Czuł się oszukiwany, spychany na boczny tor, ignorowany. A tego nie lubił. Był w końcu "samcem alfa" w tym szkolnym stadzie i należały mu się z tego tytułu przywileje.

Właśnie w szpitalu dowiedział się o nocnym ataku na Wikvayę. Kiedy reszta Twin Oaks bawiła się w najlepsze na imprezie u Leo, chociaż co do tej zabawy Mark miał nieco mieszane odczucia, jakiś świr z nożem o mało nie wypruł z pół-indianki flaków. Leżała w pokoju, pod czujną opieką lekarzy. Jessica była w innym pokoju. I pod jej drzwiami nie warował żaden mundurowy.

Pozwolili mu zerknąć na nią przez szybę. Jess żyła, chociaż wyglądała dość kiepsko. Po minach personelu i zapłakanej twarzy jej matki, siedzącej przy szpitalnym łóżku, nie wyglądało to najlepiej.

- Mark Fitzgerald? - jakiś typek, facet około trzydziestki, może czterdziestki pojawił się przy nim, jak spod ziemi. Mark nie znał gościa, a będąc synem burmistrza znał z widzenia wielu ludzi.


- Jack Gunn - przedstawił się nieznajomy wyciągając dłoń w stronę Marka, który zauważył że knykcie mężczyzny są pokryte świeżymi zadrapaniami i poobijane, jakby niedawno stoczył jakąś bójkę czy coś. - Jesteś chłopakiem Jess, prawda? Możemy gdzieś pogadać?


BART SPINELI

Po wyjściu szeryfa Bart miał sporo do przemyślenia. Sprawa z Jess nie wyglądała za dobrze. Spojrzał na babcię, która dała mu namiary i nazwisko na emerytowanego dziennikarza - Connora Gilesa, a potem na zegarek.

Kilka razy próbował zadzwonić do Anastasii, ale za każdym razem trafiał na zajętą linię. Za trzecim razem nikt nie odebrał.

Musiał wychodzić do ojca. Obiecał pomóc w lokalu pogrzebowym. Jak zawsze w sobotnie wczesne popołudnie. Potem obiad u rodziny. Tego nie można było odpuścić. Pana Connora Gilesa złapie popołudniem, kiedy tacy jak on wyskakują do ulubionego pubu dla starszych mieszkańców Twin Oaks na piwko lub dwa.

Szybko zorientował się, że ta sobota w Twin Oaks różni się od wcześniejszych. Na uliczkach prawie nie było ludzi. Mieszkańcy woleli siedzieć w domach, gdy jakiś maniak biegał z nożem po miasteczku. Czuć było też strach. Strach i niepewność, które niczym trucizna rozlewały się po Twin Oaks.

W zakładzie Spinelich panował lekki harmider. Przed wejściem do przedsiębiorstwa pogrzebowego kręciło się sporo ludzi wyglądających na zamiejscowych. Dziennikarze. Jego ojciec i Stephanie Arevalo - miejscowa patolog próbowali przepędzić natrętów. Był tam też jeden z funkcjonariuszy z Twin Oaks, którego Bart dobrze znał po ostatnim incydencie. I to policjant przyjął na siebie główny atak dziennikarzy.

Starszy Spineli dostrzegł syna i dał mu znak ręką, aby znikał, więc wyczuwając wolne, szybkim krokiem oddalił się ulicą. I wtedy zobaczył Anastasię, która zawzięcie pedałowała na rowerze w jego stronę, czy też bardziej w stronę zakładu Spinelich.

ANASTASIA BIANCO

Myszkowanie po rzeczach i dokumentach ojca najwyraźniej stawało się ostatnio jednym z częstszych zajęć Ann. Na biurku jej ojca panował niezły bałagan. Kartki papieru z zapisanymi krótkimi zdaniami, niedokończonymi, skreślonymi lub zamazanymi. To nie było typowe dla raczej uporządkowanego Davida Bianco. W tej rodzinie to ojciec wydawał się być najbardziej zorganizowany i uporządkowany. A konkurencja w tej materii była naprawdę spora.

Ann rzuciła okiem na bazgroły, ale niczego z nich nie wyczytała konkretnego. Pojawiały się tutaj nazwiska i imiona, znane i nieznane. Często także słowo "wilk". Ze stanu pisma i notatek widac było jednak, że materiał nad którym pracował właśnie jej ojciec, mocno na niego wpływał emocjonalnie. Nie było w tym nic dziwnego. Tatko często tak reagował na trudne lub wyjątkowo mocno dotykające społeczność Twin Oaks tematy. To co jednak dawało się wyczytać, to odnośniki do wydarzeń, o których niedawno czytała - zabójstwa Sama Macruma i Lucy Bredock przez brata ofiary, Billa Macruma. Zbrodnia w afekcie popełniona przez szalonego z zazdrości młodszego brata.

ON TEŻ MIAŁ MASKĘ WILKA, JAK TEN MORDERCA. A JEŻELI TO BILL WRÓCIŁ. JEŻELI ….

Bill wrócił? Ta myśl uczepiła się głowy Anastasi. Musiał z kimś o tym pogadać.

Zebrała swoje klamoty, wsiadła na rower i pojechała do Spinelich, aby spotkać się z Bartem. Po imprezie u Leona jakoś często wracała myślami do tego wyluzowanego chłopaka, który okazał się opiekuńczym i sympatycznym kolesiem. Nic dziwnego, że tak wielu ludzi w Twin Oaks, szczególnie ich rówieśników, lubiło Barta.

Gdy dojeżdżała na miejsce zobaczyła jakieś zamieszanie przy zakładzie pogrzebowym, przy którym chyba mieszkał Spineli. jacyś ludzie, w tym chyba jej ojciec, próbowali zagadać pana Spineliego i tutejszą koroner policyjną, pannę Arevalo.

BRYAN CHASE

Wpadli z Danielem do "Twin Burger" - najfajniejszej fastfoodowni w miasteczku. Daniel pozwolił Bryanowi wybrać, zjedli razem i wypili. W międzyczasie w lokalu pojawiło się kilku znajomych ze szkoły, których wyraźnie zaskoczył fakt, że Bryan i Daniel znają się tak dobrze. Ten drugi był ważną osobą w Twin Oaks wśród trochę starszej młodzieży. Imponował jej klasą, kasą i siłą. A teraz Bryan wyraźnie "pławił się w jego blasku". Stawał się kimś i czuł to w spojrzeniach gostków, którzy wcześniej patrzyli na niego trochę ze strachem, ale na pewno bez szacunku. Nawet dziewczyny, z którymi ci kolesie wpadli do knajpki, patrzyli na Bryana jakby inaczej. Zaintrygowane? Przyjemnie?

Daniel wyraźnie wyczuł w czym rzecz.

- Nie martw się, byku - zażartował. - Jak będziesz się nas trzymał, będziesz mógł wybierać w tych cipeczkach, jak król. Same będą ci się pchały do furgonu. Bo czemu nie.

Spojrzał na Bryana z rozbawioną miną.

- Napakowany jesteś niczego sobie, a laski to lubią. Brakuje ci trochę klasy, kasy i pewności siebie, ale popracujemy nad tym. W końcu jestesmy kumplami, a kumple pomagają sobie wzajemnie.

Obsługiwała ich piękna kelnerka.


Bryan wodził za nią oczami, chyba nawet nieświadomie.

- No nie, byku - zażartował cicho Daniel. - To za wysokie progi na mnie i na ciebie tym bardziej. A jej facet to marines i weteran. Lepiej trzymać się od niej z daleka. Ale popatrzeć można. Ale potem wypada zostawić napiwek.

Spoważniał.

- Dobra. Słuchaj, jak jesteś pewien tego Todda,nie ma sprawy. Wprowadź go w temat. Wpadnij z nim jutro wieczorem na siłkę. I powiedz mu o tym, aby pogadał z ludźmi o szeryfównej. O tym, że wróciła z nami gdzieś o trzeciej do Leona i poszła w tango.

- Cześć Ryan - koło stolika pojawiła się niewiadomo skąd Nicki, chociaż w pierwszej chwili Bryan jej nie poznał bez makijażu gotki i w zwykłych ciuchach.

- Wczoraj tak szybko znikłeś, że nie zdążyłam ci dać telefonu.

Daniel uśmiechnął się i spojrzał na dziewczynę. Potem wyjął dwudziestkę i położył przy rachunku na stole.

- Dzięki za wspólne żarcie - rzucił do Bryana. - Jak mówiłem, ja stawiam.

Wyciągnął kolejną dwudziestkę i dał Bryanowi.

- Oddaję to, co pożyczyłem - mrugnął do niego tak, by nie widziała Nicki. - Ja spadam. Bawcie się dobrze.


DARYLL SINGELTON

Stary Anton Macrum milczał. Prowadził swój lekko już zdezelowany samochód serpentyną drogi pnącą się w wyższe partie wzniesienia, przy którym wzniesiono Twin Oaks. Brodata, pomarszczona twarz mężczyzny była dziwnie zasępiona, skupiona. Jakby Macrum zastanawiał się nad czymś. Albo coś wspominał.
Od pensjonatu do farmy Macrumów było nieco ponad milę krętej, niezbyt dobrze utrzymanej drogi. Mężczyzna wyraźnie nie miał zamiaru się zatrzymywać. Ale czy miał zamiar odpowiedzieć na pytania Darylla? Jednak tak.

- Wilk to dawna sprawa - powiedział, kiedy pomiędzy drzewami ujrzeli dachy farmy Macrumów. - Twoja matula była wtedy młoda. W wieku twojej siostry lub ciebie. Nie bardzo pamiętam.

Droga prowadziła dalej, w stronę Long Silver, zapomnianej osady górniczej pięć mil dalej i jeziora, nad którym latem dział start spływów kajakowych i nieduży ośrodek kempingowy. To był koniec świata i dalej były już tylko góry. Macrum skręcił jednak na teren swojej farmy.
Daryll rzadko widywał ją z bliska. Często jednak jej dachy służyły mu jako punkt orientacyjny podczas wypadów w góry. Anton zatrzymał samochód przed nieco zapuszczonym domostwem wykonanym w stylu typowym dla tej okolicy.

- Zabił dwie osoby. Mojego syna, Sama i jego dziewczynę Lucy. Lucy Bredock.

Słysząc to nazwisko Daryll poczuł się tak, jakby znów dostał swoją pierwszą dawkę chemii.

- Durnie z miasta gadali, że to zrobił mój drugi syn. Bill. Bo był nieco nie do końca zdrów na rozumie. Ale ja wiem, że to nie był on. Znaleźli przy nim maskę, taką samą, jaką widziano u kogoś, kogo świadek przyuważył na miejscu zbrodni. A dwa dni później mój Bill znikł. Znikł bez śladu.

Stary Macrum westchnął ciężko. Wyłączył silnik i otworzył drzwi swojego auta.

- Chodź. Coś chcę ci pokazać.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 08-03-2022, 13:33   #103
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Bredock
Zdychaj Bredock!
Daryll czuł jakby miał popiół w ustach, krew powoli odpływała z twarzy. Nawet nie drgnął, milczał, słuchając opowieści starego.
Kiedy spojrzał na siedlisko Macrumów, te zaniedbane domostwo nagle wszystko wydało mu się złowieszczo niepokojące. Zaczął żałować że wsiadł do auta mężczyzny. Bo jeśli myśliwy mówił prawdę, jeden z jego synów został kiedyś oskarżony podwójne zabójstwo. Zamordował własnego brata. Nosił maskę wilka. Ojciec mógł nie wierzyć w jego winę, ale tak to już z rodzicami jest, nie chcą dopuścić do siebie myśli, że ich potomstwo to potwory. Daryll przerabiał to już wiele razy, w szkole, gdy szkodniki pokroju Pauliny dokuczały słabszym. W gabinecie Boscha pojawiali się wtedy oburzeni mamusia i tatuś, gotowi wygryźć tętnicę każdemu, kto stwierdzi, że jego dziecko jest pierdolonym, zepsutym do szpiku kości sadystą.
Czy ojciec Billego mógłby zrobić mi krzywdę, zastanawiał się z trwogą młody Singelton. Do czego byłby zdolny żeby ukryć zbrodnie syna? A co jeśli mu pomaga, co jeśli…
Zassał powietrze. Z całych sił próbował ukryć strach. Spojrzał żałośnie na swoje sportowe klapki. Nie dość, że nie miał przy sobie żadnej broni, to nawet nie założył porządnych butów. Kurwa. Gdy Macrum wysiadł z auta, przeszło mu przez myśl by zablokować drzwi i zamknąć się od środka.
Ale nie zrobił tego. Złożył przecież obietnicę. Człowiek, który skrzywdził jego siostrę i mamę musi zapłacić. Z sercem pod gardłem Daryll opuścił samochód.

Anton prowadził go w stronę domu, ale nie weszli do środka, tylko skręcili w bok, kierując się w stronę szopy oddalonej o jakieś dwadzieścia kroków od głównego zabudowania farmy. Byli gdzieś w połowie drogi, gdy z szopy wyszedł młodszy, brodaty mężczyzna. Syn Macruma - David, którego czasami widywano w mieście. David miał w rękach sporej wielkości nóż oraz całe przedramiona i ubranie zabrudzone krwią. Spojrzał na ojca i Darylla.

Jezus Maria
Daryll czuł jakby twarda ręka z lodu złapała go i ścisnęła za jądra, podbrzusze przeszył namacalny fizyczny ból, jakiego po raz pierwszy doświadczył wtedy, gdy lekarz przeglądając wyniki badań wyjaśnił dlaczego czternastoletniego chłopca ciągle bolą stawy i krwawi mu z dziąseł.
Jak zahipnotyzowany patrzył na ostrze, przypomniał mu się szpitalny parking i Wii. Pojął w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Nikt nie widział jak wsiada do auta Macruma, nikt nie wiedział dokąd pojechał. A pojechał na kompletnie odludzie, odcięte od cywilizacji. Ta rodzina w jakiś sposób była powiązana z mordercą, na własne życzenie włożył głowę w paszczę wilka.

- Dzień dobry panie Macrum – wymamrotał pod nosem zatrzymując się w pół kroku. Próbował nie okazywać strachu, spuścił nisko głowę, ale pozostawał czujny. Przyglądał się uważnie twarzom obu mężczyzn, szukając między nimi porozumiewawczych spojrzeń lub innych niepokojących sygnałów, że coś tu jest nie tak.

- Dzień dobry - mruknął niechętnie David. - Właśnie skończyłem sprawiać tę sarnę. A ty gdzieś pojechał? - zwrócił się do ojca.
- Gościa przywiozłem. Wiesz, że tę jego siostrę, tę miłą, pół-białą, wczoraj ktoś zaatakował. Jak tę biedną Debrę.
David wzruszył ramionami.
- Chodź - stary Macrum spojrzał na Darylla. - Moim synem się nie przejmuj. Zawsze był taki trochę wycofany.

Ruszył dalej, obok szopy z której wyszedł jego syn. Prowadził Singeltona dalej, w kierunku sadu, który był ponoć kiedyś dumą rodziny, a teraz nieco zdziczał.

Gdyby stary kazał mu wejść do szopy, Daryll pewnie zeszczał by się w spodnie albo zrzucił ze stóp te pieprzone, bezużyteczne klapki i zaczął uciekać. Wszystkie mięśnie napięte miał jak struna. Minęli jednak drewnianą zabudowę, gdzie patroszono zwierzęta, chłopak westchnął w duchu, ciężki głaz spadł mu z serca. Próbował racjonalizować sobie to wszystko. Anton Macrum zachowywał się tak jak zwykle. Surowy, szorstki w obyciu i nieco zgorzkniały. Trudno było w staruszku dopatrzeć się śladów przebiegłości. Dla Singeltonów na swój własny sposób zawsze życzliwy. Wycofanego Darylla może i zlewał ciepłym moczem, ale chyba naprawdę lubił Wii i cenił mamę.
Jeśli to maska, jest tak samo straszna jak ten wilczy łeb, pomyślał.
Chłopak szedł za starym myśliwym, oglądając się przez ramię za Davidem. Jemu akurat nie ufał. Poczuł pewne ukłucie obserwując odludka. Uświadomił sobie, że patrzy na samego siebie za dwadzieścia lat. Jeśli straci Wii i mamę, to tak pewnie właśnie skończy.
O ile Wilk mnie wcześniej nie dopadnie.

Anton prowadził go w stronę sadu. O tej porze roku drzewa jeszcze były zielone i pełne owoców - spóźnionych jabłek. Rosły gęsto tworząc szpalery pni i konarów. Ciężkie, brzęczące owady przelatywały nad ich głowami, a z bezpiecznej odległości zdawały się ich obserwować ciemno upierzone ptaki. Stary Macrum prowadził go do niewielkiego budynku gospodarczego leżącego jakieś dwieście metrów od szopy i domu, w którym mieszkała rodzina. To nie była duża konstrukcja - ot, szopa lub większa drewutnia. Kiedy podeszli bliżej Daryll dostrzegł dziwaczne bazgroły - żółte linie prowadzące do czerwonego oka.



Przed wejściem do tej drewutni, obok pieńka z wbitą weń siekiera, płonęło kilka zniczy.
- Jesteśmy prawie na miejscu - mruknął Anton.

Ślina, którą przełknął chłopak jeszcze nigdy nie smakowała tak gorzko. Z jednej strony próbował przekonywać sam siebie, że stary myśliwy nie zrobi mu krzywdy, z drugiej budynek ukryty w głębi sadu napawał go jakimś atawistycznym pierwotnym lękiem.
- Skąd te znicze panie Macrum? Ktoś tu umarł? I co to za dziwny symbol? – wskazał palcem.

- Nie wiem - stary wzruszył ramionami. - To moja matka nastawiała. Myślałem, że twoja siostra, no wiesz, będzie wiedziała, bo … no wiesz…
Chrząknął. Zapewne chodziło mu o mieszane pochodzenie i etniczne korzenie Wii.
- We środku jest jeszcze cudaczniej - ostrzegł, otwierając drzwi.
I faktycznie. W szopie wisiało ubranie i zdjęcia. Dużo zdjęć. Przyczepione do desek, podwieszone do żerdek, które wyglądały jak grzędy w starym kurniku. Przedstawiały chłopaka mniej więcej w wieku Darylla, o ciemnych włosach i niepokojącym spojrzeniu, ale może dlatego, że zdjęc było tyle, że wyglądały jak obraz czegoś wielookiego, dziwnie niepokojącego. W szopie sporo też było zniczy i kolejne symbole, bliźniacze do tego na drzwiach. Daryll zobaczył też pióra - kurze i jakieś plamy, które mogły wyglądać jak krew.
- I co o tym sądzisz, chłopcze. Moja starowinka oszalała, czyż nie?

Macrum miał rację, Daryll nie tak mądry jak Wii, nie znał się na symbolach, nie rozumiał po co stary go tu przyprowadził i mu to wszystko pokazywał. Ale czuł jednocześnie, że tu mogą znajdować się odpowiedzi. Nawet gdyby chciał nie mógł się już wycofać.
- Nie wiem czy oszalała. Ludzie różnie przeżywają żałobę proszę pana – odpowiedział i spojrzał raz jeszcze na zdjęcia – A ten chłopak na zdjęciach to Sam albo Billy, tak?

- Billy - odpowiedział Anton. - Chłopak zniknął zaraz po tym, jak oskarżono go o te morderstwo. A teraz pismaki wykopały tamtą sprawę i kręcą się koło nas. Wypytują. To było dwadzieścia dwa lata temu, do cholery. Myślą że co, że nasz syn ukrywa się gdzieś przez ten cały czas?! Moim zdaniem coś mu się stało. Ja już się pogodziłem ze stratą dwóch synów. Na szczęście mam trzeciego. Davida. Był wtedy w wojsku. Służył dla naszej ojczyzny. Może i David to odludek. Może i nie potrafi gadać z ludźmi, ale to nasza podpora. Jednak, wiesz … Muszę ci coś powiedzieć. On się zmienił. Zamknął w sobie. Stał się mrukliwy, często wychodzi do lasu, na polowanie. Wczoraj w nocy też go nie było. Wrócił późno, bo słyszałem jak wchodzi do domu. Jakby coś ukrywał. W sumie to nie wiem, po co ja ci to mówię, chłopcze.
Westchnął.
- Może dlatego, że żal mi twojej matuli i siostry. Fajne z nich babki. Ty też jesteś w porządku. Szkoda, że nic nie potrafisz powiedzieć na ten temat. Bo ja wiesz, nie bardzo wiem, gdzie i kogo o to zapytać, a miejscowym nie ufam. Oni i tak patrzyli na nas zawsze jak na dziwaków. Starzy mieszkańcy chyba nadal podejrzewają mnie i moją rodzinę, o udział w tamtych wydarzeniach. I pewnie myślą, że ukryliśmy gdzieś Billa. Ale powiem ci jedno, chłopcze. Gówno wiedzą. Oni wszyscy.
Zamyślił się i spojrzał na Darylla.
- Ty. Chodzisz do szkoły. Masz tam książki, kolegów i koleżanki. Może komuś zaufanemu powiesz o tym, co moja matula nabazgroliła. Może ktoś coś będzie wiedział. Odwdzięczę się. Nagotujemy ci jedzenia, nim twoje dziouchy nie wyjdą ze szpitala. Co ty, chłopcze, powiesz na taki układ?

Zrobiło mu się żal staruszka, strach ustąpił współczuciu. Wiedział przecież jak to kogoś stracić, przed oczami pojawił się blady uśmiech Annie i jej ostatnie słowa.
Proszę tylko się nie rozpłacz chłopcze z Twin Oaks. Skop dupsko raczysku i staraj się żyć za nas oboje. Zrobisz to dla mnie D.?
Słysząc prośbę Macruma, niemal zaczerwienił się ze wstydu. Myśliwy nie mógł bardziej przestrzelić prosząc o przysługę. Daryll, owszem, chodził do szkoły, ale krążył po korytarzach jak duch. Z nikim nie rozmawiał, z nikim się nie przyjaźnił, unikał ludzi. Nie wiedział nawet od czego miałby zacząć to osobliwe śledztwo. Do głowy mu przychodziła tylko córka szeryfa, ale Wii twierdziła, że dziewczyna jest tępa jak but, więc co mu z tego, że pokaże jej symbole? Macrum wspomniał o dziennikarzach, więc przypomniał sobie Davida Bianco. Widywał go pod szkołą, więc jego dzieciak musiał chodzić do tego samego liceum, ale nie miał pojęcia kto to może być. Z pewnością jakiś szaraczek. Jeśli pismaki interesowali się rodziną Macrumów, Bianco junior mógł coś wiedzieć. Nie mówiąc już o Wii i mamie.
- Zgoda – odpowiedział w końcu przyglądając się symbolom. Nie miał aparatu więc starał się zapamiętać wszystkie detale by potem je odtworzyć na kartce papieru. Potem znów przeniósł wzrok na myśliwego. Coś w staruszku sprawiało, że zebrało go na wylewności – Pan też jest w porządku panie Macrum. To straszne co spotkało Sama i Billego…Zrobię co mogę, żeby pomóc, obiecuję.

Dziadek chrząknął gardłowo.
- Dobra, chłopcze. Chodźmy. Odwiozę cię do domu, by ludziska nie gadali. Co prawda mam ich gdzieś. ich i to całe ich paplanie…
Urwał nagle przenosząc wzrok na alejkę, którą przyszli. Szła tamtędy jakaś kobieta. Stara, przygarbiona, ubrana w szlafrok który nawet z daleka sprawiał wrażenie mocno znoszonego, niczym łachmany.
- Cholera. Miał jej przypilnować.
Warknął Anton bardziej do siebie niż do Darylla.
- Muszą zająć się matulą. Poczekasz chwilę na podwózkę, czy wrócisz sam?

Przeniósł wzrok z biednej, zagubionej starowinki na swoje klapki. Odpowiedź była raczej oczywista.
- Poczekam na pana przy samochodzie.

***

W niedługim czasie stary myśliwy odwiózł Darylla z powrotem do pensjonatu. Z chłopaka zeszło całe napięcie, chociaż gdy przypominał sobie budynek w sadzie Macrumów i zdjęcia Billego, przeszywały go zimne dreszcze.
Tyle nieszczęść w tej rodzinie, pomyślał. I tyle samo strasznych tajemnic.
Pierwszym co zrobił nastolatek było wykręcenie numeru do szpitala. Na wstrzymanych oddechu, czekał aż recepcjonistka podniesie słuchawkę. Bał się tego co może usłyszeć. Nie dowiedział się za wiele, Wii nie odzyskała przytomności a mama dochodziła do siebie i potrzebowała odpoczynku. Wiedział, że musi z nią porozmawiać, najpierw jednak postanowił zmyć z siebie lepkie i cuchnące ślady strachu jakiego najadł się na farmie Macrumów, wziął szybki prysznic. Ubrał się a potem przejrzał książki mamy i siostry. Liczył, że może tam znajdzie jakieś odpowiedzi. Wikvaya była uduchowiona, interesowała rzeczami, na które Daryll jedynie wzruszał ramionami. Niczego ciekawego nie odkrył, więc w końcu siadł do stołu i rozrysował na kartce symbol, odwzorowując nie tylko kształt, ale także jego kolory. Gdy skończył, schował papier do kieszeni dżinsów zszedł do holu. Czuł, że przejażdżka rowerem dobrze mu zrobi. Nie mógł się doczekać spotkania z mamą.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 08-03-2022 o 13:45.
Arthur Fleck jest offline  
Stary 12-03-2022, 03:47   #104
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Spineli ruszył w kierunku Anastasi.

- Tylko nie mów, że kolejny trup jest... - Bart zapomniał się z tego wszystkiego przywitać, kiedy koleżanka zahamowała przy nim.

Anę momentalnie zatkało. Nie spodziewała się też takich tłumów przy głównej bramie domu. Musiała więc przyczaić się gdzieś dalej, tym bardziej, że był tutaj nawet jej ojciec.

- Tommy Mc’Bridge, ojciec Mary - odpowiedziała.
Rozejrzała się nerwowo, czy nikt ich nie obserwuje.
- Ale to nie wszystko. Wydaje mi się, że mój tata i Pani Fitzgerald coś wiedzą. Słyszałam dziś jak rozmawiają - nastolatka zdenerwowała się mocniej.
Jechała tutaj z ekscytacją, a teraz, jak wiązała ze sobą fakty i szczegóły, zaczęła się mocno stresować. Mimo to kontynuowała, bo wzrok Barta stał się dla niej nalegający i zniecierpliwiony.

- Po śmierci Mary poszłam do biblioteki, przeszukałam całe archiwum, aby znaleźć coś podobnego do morderstw… I znalazłam jedno. Mój tata mówił do Pani Fitzgerald Bredock, to jej panieńskie nazwisko. Gdy nasi rodzice byli w naszym wieku, Bill Marcum zaszlachtował w zaparkowanym na Wzgórzu Miłości samochodzie swojego młodszego brata, Sama Marcum’a oraz Lucy Bredock. Po tym zdarzeniu nikt go już więcej nie widział. Mój ojciec dostaje pogróżki, ktoś pisze do niego “Wiem co wtedy zrobiłeś”. Pani Fitzgerald pyta mojego ojca “czy on mógł przeżyć?” i ciągle mówi, że Pan Hale jest nieobliczalny. Wydaje im się, że Bill wrócił i to on zabija. Choć nie rozumiem co ma to wspólnego z McBridge’ami czy Singeltonami, oni głównie są ofiarami, Jessica przedawkowała bo jest głupia, a nie dlatego, że ktoś chciał ją zamordować. Powinniśmy porozmawiać z kimś, kto pamięta tamto morderstwo, ale nie jest z nim związany, czyli z kimś starszym od naszych rodziców… Bo oni mogą kłamać, albo nie pamiętać wiele. Co o tym myślisz? Może też dlatego ktoś robił mi zdjęcia z ukrycia, żeby nastraszyć mojego ojca… Pan Hale, Pani Fitzgerald i mój ojciec, zrobili coś temu Billemu… Tak mi się wydaje. A Tobie?

Podczas gdy Ana mówiła, Bart skierował ich w boczną uliczkę, przy której na podjeździe garażu stał jego wehikuł. Byle z dala od tego tłumu.

- No to niźle. Ja nie wiedziałem, że ty taka bystra jesteś. - Spineli próbował obrócić z żart podziw, który w nim wzbierał do dziewczyny. - Wiem o ojcu Mary, bo już do nas właśnie trafił… niby samobójstwo… Ale to co mówisz o ojcu i matce Fitzgeralda, to niezłe jaja… Mi też do głowy przyszło, że te ataki i śmierci to chyba nieprzypadkowe skoro te same rodziny dotyka… Babcia mi mówiła, o tym Marcumie i morderstwie. Wiem, też że były naczelny gazety lubi popić w pubie. Myślałem, żebyśmy z tym staruszkiem pogadali. Wiesz… mój urok osobisty i twoje geny dziennikarskie… Zmiękczysz dziadzia na pewno i będziesz lepiej ode mnie wiedzieć jak go za język pociągnąć, co nie?

Zastanawiał się czy wziąć rower czy auto.

- To co, poszłabyś ze mną do baru? - zapytał. - Znaczy wiesz, to nie musi być randka, może być tak tylko wywiadowczo, jeżeli tak wolisz. - dodał trochę zmieszany co ukrywał zawiązując sznurówkę buta, która się nie rozwiązała.
Ana jedynie kiwnęła głową, dając znać, że pójdzie. Jednak zastanowiła się przez moment.

- Czemu akurat z nim? Twoja babcia może wie więcej, z nią byłoby łatwiej. Myślisz, że ten naczelnik chciałby… no wiesz. Mówić o tym?

- Babcia co pamięta to już powiedziała. - odpowiedział. - Chyba pojedziemy autem, będzie szybciej. - „i bezpieczniej” dodał w myślach.

Otworzył garaż, aby wziąć do auta kij basebalowy.
-Facet był wtedy dziennikarzem, to wiedzieć musiał dużo. I nie wszystko co jest wiedzą bywa drukowane. On nadal może wiedzieć sporo i ma okazje to z siebie w końcu wyrzucić. Po kilku piwach język się rozwiązuje. - mrugnął jak biegły fachowiec w tej materii. - Bo co ma do stracenia po tylu latach? A tu ludzie giną…

Popatrzył na sprzęt Anastasii.
-Rower chcesz tu zostawić, czy wrzucić do bagażnika?

- Hm - dziewczyna mruknela w zastanowieniu. To co mówił Bart miało sens, tylko ona po prostu trochę się bała. Nie samej rozmowy, ale niepowodzenia. Chyba nigdy nikogo nie wypytywała jak jakiś śledczy. Częściej podsłuchiwała, bo była ciekawska. No i lubiła łączyć fakty.

- A zmieści się? - zapytała automatycznie. Po chwili zdała sobie sprawę z głupoty pytania, bo Bart nie jeździł zwykłym samochodzikiem, ale było już za późno. - Zabierzmy go. Jak coś się stanie z autem, to weźmiemy rower. Przewieziesz mnie na bagażniku, jestem lekka, powinno się szybko jechać. No i rower też wjedzie w las, wąskie alejki, a samochód nie. - uśmiechnęła się delikatnie. Była już gotowa aby jechać do tego baru.

- Zmieści na bank. - wziął się na pakowanie jednośladu na karawan.

- Wiesz, zastanawia mnie jeszcze jedno - wtrąciła Ana, kiedy jechali samochodem. Patrzyła cały czas przed siebie - Pani Fitzgerald i mój ojciec zaznaczali wyraźnie, że Hale jest nieobliczalny. Myślisz, że to on zabił Billa? Albo na przykład zrzucił go z przepaści czy do rzeki, myśleli, że on umarł, a teraz myślą, że wrócił? A co jeśli to nie był Billy, tylko Hale? Może to on jest psychopatą? No i Bredock… To nazwisko. Czemu ktoś byłby tak zafiksowany na tym punkcie? Poza tym wiesz, miałam wrażenie… Że mój ojciec w młodości był związany z… Fitzgeraldową. Coś tata mówił do niej że “źle wybrałaś”, a ona potwierdziła, jakby nie wiem… Coś się odwala w tym mieście. Ty, a może powinniśmy pogadać z Singeltonami? W sumie są w tym najbardziej bezpośrednio umoczeni, nie z własnej woli jak mniemam. Ale wiesz, też dziwne, bo jak czytałam artykuł to tylko Sammy i Lucy zostali zamordowani, trochę mało jak na seryjnego mordercę, a z takim chyba mamy do czynienia teraz, tamten zryw wygląda na zwykłego psychola, kogoś działającego pod wpływem impulsu. Chyba, że masz rację i archiwa zaginęły, albo pismaki to wyciszyły, bo chodziło o kogoś poważanego, a nie Billego, więc tylko te dwie zbrodnie mu przypisano i wyciszono sprawę - Anastasia widać miała wiele tropów i teorii. I zapewne wyjątkowo potrzebowała kogoś do pomocy w rozwikłaniu tej pętli.

Spineli złapał kierownice obiema rękoma i zaciągnął się powietrzem. Od tego wszystkiego mogło się w głowie zakręcić.
- Hm… chyba jednego Sineltona mogliśmy do baru zabrać po drodze. Squaw podobno w stanie krytycznym. Zajechać do motelu?

- Y. - mruknela krótko Ana, dodatkowo potwoerdzajac swoje wymowne "tak" potwierdzającym skinieniem głowy. Skoro dorośli chowają głowę w piasek, to może im chociaż uda się coś zrobić. I ochronić tych co już i tak trafili do szpitala. Oby przeżyli.

Bart jechał zgodnie z przepisami trzydzieści pięć mil na godzinę.
- Widziałem nad ranem policjanta w masce. - wypalił na głos myśląc o tym, że Ana podejrzewała Hale o mordowanie ludzi. - obrócił twarz ku niej. - A Hale był u mnie z rana i mu o tym powiedziałem. Wydawał się być tym szczerze zainteresowany i mu uwierzyłem, że to nie on ją przymierzał…

Zwolnił na widok Singeltona.
- O! Zobacz, kto pedałuje!

Wolniutko zaczął jechać obok rowerzysty, tak, że był na wysokości Anastasi. Aby z nim pogadać musiałaby korbką opuścić szybę.

- Tylko drzwi nie otwieraj, bo do nam rowu wpadnie. - zażartował sobie na rozluźnienie atmosfery, choć dla Any nie był to do końca żart, a bardzo dobra rada; głównie dlatego, że miała zamiar otworzyć drzwi.

Opuściła szybkę zgodnie z radą Barta. Poczuła podmuch zimnego powietrza, ale właściwie to miło było go wdychać.
- Daryl Singelton. - jej ton głosu był pytająco-twierdzący, że aż ciężko było stwierdzić, czy dziewczyna wie do kogo się zwraca, czy może po prostu upewnia się, że nie pomyliła osób. - Jestem Anastasia Bianco, chodzimy razem na chemię. Musimy pogadać o wilku, zatrzymasz się i dołączysz do nas? Chodzi o życie twojej rodziny - dodała głośniej, aby mieć pewność, że chłopak ją usłyszy. Ana niestety była dziewczyną, która niefortunnie potrafiła dobierać słowa, gdy rozmawiała z rówieśnikami. Ale dopiero po fakcie słowa, jakie wypowiedziała, wydały jej się dziwne.

Singelton zatrzymał się słysząc swoje imię. Karawan pogrzebowy zmierzający w kierunku „Niedźwiedzia i Sowy” trochę go zaniepokoił, ale okularnica od razu wyjaśniła o co chodzi. Jej nazwisko raczej nie było przypadkowe, Bianco Junior, dzieciak dziennikarza okazał się dziewczyną. Możliwe, że chodziła z nim na chemię, ale nigdy nie zadał sobie trudu by zapamiętać jak się nazywa.

- No tak… - tyle zdołał z siebie wydusić, to co powiedziała Bianco zupełnie go zaskoczyło. Wyglądało na to, że nie tylko Daryll tropi wilka. Za kierownicą samochodu dostrzegł kolegę Wikvayii, Barta. Przypomniał sobie rozmowę na korytarzu, uznał wtedy, że Spinneli jest w porządku, nawet jeśli zadaje się z szumowinami pokroju Chase’a. Nie sądził by tych dwoje w samochodzie próbowało robić sobie z niego żarty i żerować na dramacie rodziny Darylla.

- Chcecie gadać tutaj, czy gdzieś pojedziemy?

- Jedziemy - odpowiedziała krótko Ana - Rower do bagażnika i wsiadasz, może być?

Skinął po czym zsiadł z roweru i przeniósł go na tył pojazdu, gdzie zauważył jeszcze jeden bicykl. Ułożył go na pace, a potem wsiadł do karawanu.

Bart odwrócił się z siedzenia kierowcy do tyłu, gdzie mimo dwóch rowerów szczupły brat Squaw zmieścił się bez problemu.

- Siemasz Singelton. - kiwnął przyjacielsko głową.

W odróżnieniu od jego siostry, w zasadzie nie znał go prawie wcale, ale teraz jak nigdy ten odludek potrzebował życzliwych mu ludzi.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 12-03-2022, 08:54   #105
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mężczyzna patrzył z wyczekiwaniem na Marka czekając na jego reakcję.
- I tak, i nie - odparł Mark. - To bycie chłopakiem jest od wczoraj nieaktualne. A o co chodzi, że wymaga to rozmowy z dala od tłumu ciekawskich uszu?
- Jestem dziennikarzem śledczym i mam tutaj do wykonania pewną pracę. Wiąże się ona z ojcem Jessici. Tylko tyle mogę w tym momencie powiedzieć.
Mark wzruszył ramionami.
- Nie wiem nic więcej, niż inni mieszkańcy miasta - powiedział. - Nie prowadziliśmy prywatnych rozmów, a Jess też nic nie mówiła na jego temat.
- A to zerwanie? Czy miał na to wpływ incydent pod lasem? Czy Jess mogła otruć się specjalnie, po tym, jak ją rzuciłeś?
- Kto powiedział, że ja z nią zerwałem? - Mark zlustrował rozmówcę od stóp do głów, - Jess opuściła imprezę z jakimiś dwoma dupkami... ponoć w świetnym humorze. - Trochę podkoloryzował. - Nigdy w życiu by się nie otruła - dodał z przekonaniem.
Jess do najmądrzejszych nie należała, ale żeby się truć?
- Rozumiem, rozumiem - mężczyzna kiwnął głową ale nie odrywał spojrzenia od Marka. Było coś dziwnego w oczach Gunna. Jakaś niepokojąca Marka emocja, której nie potrafił jednak odczytać. Jakiś złowrogi cień. Coś paskudnego, czego dziennikarz, o ile ten koleś faktycznie nim był, nie ukrywał jakoś zbyt dobrze. - Jednak szeryf na pewno będzie węszył koło sprawy. Nie sądzisz, że może podejść do niej bardzo osobiście i emocjonalnie? Z tego, co się dowiedziałem stan twojej byłej jest bardzo poważny. A co będzie, jeśli, miejmy nadzieję że tak się nie stanie, ale jeśli Jessica umrze. Co wtedy ty zrobisz?
Na wzmiankę o śmierci oczy mężczyzny na chwilę stały się bardziej pobudzone.
- Pójdę na pogrzeb...? - Mark odpowiedział pytaniem na pytanie. - Ewentualnie... dowiem się, kto podał jej to świństwo. Mam nadzieję, że ten ktoś pójdzie siedzieć na długie lata.
- Rozsądne podejście. A jak się miewa twoja matka? - pytanie spadło nagle. - Z tego co wiem, nosiła panieńskie nazwisko Bredock. I jej siostra została brutalnie zamordowana kilkadziesiąt lat temu. Czy to, co dzieje się teraz w Twin Oaks, jakoś ją poruszyło? Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?
Mark uśmiechnął się uprzejmie... a przynajmniej miał nadzieję, że uśmiech był właśnie taki.
- Tak jak wszystkich - odparł. - Wszyscy są poruszeni tym, co się u nas dzieje - dodał.
- Rozumiem. A ty? Jak bliska była ci zamordowana dziewczyna i ta zaatakowana rodzina?
- Bliska? - Mark spojrzał na mówiącego z nieukrywanym zdziwieniem. - Znaliśmy się i tyle. bardziej z widzenia, niż z osobistych kontaktów.
- Jasne, jasne - Gunn najwyraźniej przyjął do wiadomości wyjaśnienie Marka. - Nie twoja liga, prawda? Nie ten poziom zamożności. W końcu jesteś synem Fitzgeralda. A on, więc zapewne i ty, nie zniżą się do kontaktu ze zwykłymi robolami.
Twarz dziennikarza wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu a w oczach pojawił się jad złośliwości.
- Dobra. Nie będę marnował więcej twojego czasu. Pozdrów mamę.
Mężczyzna zaczął odwracać się od Marka z wyraźnym zamiarem zakończenia pogawędki, czy też raczej tego przepytywania.
- Kpisz, czy o drogę pytasz, panie niby-dziennikarzu-śledczy? - powiedział Mark.
John Gunn przestał się odwracać. Spojrzał na na Marka zimnym, opanowanym wzrokiem kogoś, komu lepiej nie wchodzić w drogę.
- Zapytaj swoją matkę o jej siostrę i o Macruma. Zobacz, jak zareaguje. A potem wpadnij do mnie, pogadamy. Zatrzymałem się w pensjonacie "Niedźwiedź i sowa". Nie wiem jednak ile tam będę mógł siedzieć, zważywszy na to, że właścicielkę i jej córkę jakiś typ pociął nożem tak, że ponoć mogą z tego nie wyjść, a jedyny pozostały z rodziny sprawny dzieciak to jakiś upośledzony, podejrzliwy gnojek.
- Znam tę historię - odparł obojętnym (miał taką nadzieję) tonem Mark. - A Daryll jest dziwny, dziwak, można by rzec, ale nie upośledzony. A że jest podejrzliwy... - Obrzucił Gunna spojrzeniem od stóp do głów. - Nie dziwię mu się.
Na twarzy mężczyzny pojawił się cień uśmiechu. Jakby Gunn niezbyt często używał tej ekspresji.
- Rozumiem. Dziwak. Do zobaczenia.
To "do zobaczenia" zabrzmiało jakoś dziwnie niepokojąco. Mark sam nie wiedział dlaczego, ale ten facet budził w nim jakiś niepokój. Jakieś wewnętrzne napięcie podobne do tego, jakie czasami odczuwał przed wyjściem na boisko w ważnym meczu.
Dziennikarz odwrócił się i tym razem nie oglądając na Marka skierował w stronę wyjścia.
Mark miał cichą nadzieję, że już go więcej nie zobaczy, ale wiedział również, że na nadziei polegać nie można. Ale uznał, że może warto by, mimo wszystko, porozmawiać z Daryllem. O tym całym dziennikarzu.
Taaa.... zadzwoni do Darylla. A potem spróbuje porozmawiać z Hallem. O dziennikarzu śledczym, jego pytaniach i podejrzeniach co do Jess.
 
Kerm jest offline  
Stary 13-03-2022, 16:14   #106
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Ana, Bart, Daryll cz.2

Lokal w którym przesiadywał ponoć dziennikarz nazywał się "Góra na Uboczu" i był czymś w rodzaju sklepu z pamiątkami, restauracji i baru. Dość ponury, stylizowany na prostą, górską chatę myśliwską - z łbami i czaszkami jeleni, niesprawnymi dubeltówkami oraz skórami zwierząt. No i starą, klasyczną szafą grającą na monety. Bar prowadził wąsaty i zawsze mający zaczerwienioną twarz Noah Hudges - emerytowany pilot, zapalony myśliwy i wędkarz - gawędziarz.

"Góra na Uboczu" leżała na wylotówce z Twin Oaks i, jak na porę, sporo w niej było gości, bo aż osiem osób. Głównie chyba zamiejscowych dziennikarzy, skupionych w grupki. Jeden z nich pisał coś na cudzie techniki - przenośnym komputerze apple power z tego roku, jeśli ktoś potrafił rozpoznać rodzaj sprzętu.

Z szafy grającej leciała skoczna muzyka, raczej jakiś szlagier z wytartej płytki

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xpTL1Gl7PNU[/MEDIA]

Noah zerknął na wchodzących. Na widok trójki lokalnych dzieciaków Noah uśmiechnął się, ale jednocześnie widać było, że zastanawia się czego tutaj szukają o tej porze, a potem jakby przypomniał sobie, że jest weekend.


- Co tam, młodzieży? - rzucił - Obiad czy tylko picie?

- Dla mnie frytki duże i piwo korzenne. - Bart był jak zwykle głodny.
Wzrokiem rozejrzał się za starym pismakiem.

- Wodę z sokiem, wybierze pan smak - uśmiechnęła się Ana. Chciała, żeby Noah już odszedł, aby mogła zacząć dzielić się tym, co wie z Daryllem.

Singelton rozejrzał się po lokalu, miejsce wyglądało znajomo. Ojciec czasem zabierał go tu ze sobą, gdy chłopak był gówniakiem. Na pytanie barmana, tylko pokręcił głową. Zastanawiał się po co tu właściwie przyjechali.

- Siadajcie. Zaraz przyniosę zamówienia.
Wypatrywanego dziennikarza, Connora Gilesa, Bart jeszcze nie widział. Chyba było trochę za wcześnie. Ale mieli czas dla siebie.

Ana odprowadziła Pana Hudgesa wzrokiem.
- Aż nie wiem od czego zacząć… - powiedziała szczerze, ale kontynuowała - Gdy Mary zamordowano, poszłam do biblioteki, aby przeszukać archiwum z prasy, o naszym mieście, czy były w nim kiedyś podobne zbrodnie. I znalazłam jedną: Lucy Bredock i Sam Marcum zostali zamordowani w samochodzie zaparkowanym na Wzgórzu Miłości. Wtedy nie miało to dla mnie większego sensu, ale dziś… Podsłuchałam rozmowę mojego ojca z Panią Fitzgerald, która przyznała, że jej panieńskie nazwisko to Bredock. Zastanawiali się, czy Billy nie wrócił, czy aby “przeżył”, cokolwiek mu się wtedy stało myśleli, że umarł, no i czy to nie on przypadkiem zabija. Wspomniała też, że Pan Hale stał się jakiś agresywny i zawsze był nieobliczalny, dodając “jak wtedy”. Że nie pozwolił jej aby wyjawiła prawdę z tamtego zdarzenia i mój ojciec też powiedział, że to by ich wszystkich pogrążyło. Teorię mam taką, że wtedy… Oni mogli na przykład zepchnąć Billa z klifu, czy wrzucić do rzeki, myśleli, że umarł, więc wina za morderstwa spadła na niego, a teraz myślą, że przeżył i wrócił, i się mści. Mam teorię taką, bo ta rozmowa była naprawdę dziwna. A parę dni temu ktoś anonimowo groził ojcu, że “wie co wtedy zrobił”. - Ana odetchnęła głośno, jakby zmęczyła się mówieniem, po czym spojrzała na Spineliego - Bart, zapomniałam o czymś? - zamyśliła się. Chłopak jednak nie zdążył dojść do słowa, gdy nastolatka wypaliła.

- Ach, jeszcze zdjęcia! - wygrzebała z torby fotografie oraz liścik w postaci wiersza - Ktoś zasypał mnie zdjęciami sugerującymi, że mnie śledzi. Dostałam też taki wiersz, do szafki szkolnej. A potem udało mi się zrobić zdjęcie osobie, która stała po drugiej stronie ulicy z polaroidem - pokazała kolejną fotografię, tym razem osoby, którą podejrzewała o te wygłupy - Wciąż może to nie być nic takiego, może jakiś dzieciak ze szkoły, nie wiem. Nie jestem zbyt popularna ani znana… - Ana poprawiła okulary, wciskając je bardziej na nos i popatrzyła na Darylla, jakby wyczekując reakcji.

Bart siedział kiwał głową, a na koniec też spojrzał na Singeltona. Tak sucho w ustach się mu zrobili, że językiem objechał dziąsła nad i pod zębami. Zerknął w kierunku toalety. Wiedział, że przy pierwszej wizycie będzie trzeba ściągnąć kilka buchów, wtedy lepiej się rozkminia takie ciężkie tematy.
Daryll próbował przetrawić to co powiedziała dziewczyna. Chwilę to trwało, ledwie spojrzał na zdjęcia, musiał to wszystko jakoś poukładać sobie w głowie. Bart miał wesołe usposobienie i duże pokłady cierpliwości a Anastasia nie wydawała zmanierowana, więc łatwiej mu było się przed nimi otworzyć. Miał nadzieję, że nie zacznie się jąkać.

- Jeśli masz rację, to moja mama też jest w to wszystko zamieszana. Wczoraj byliśmy z Wikvayą w szpitalu. Chciała nas ostrzec, powiedziała, że wilk wrócił. Pewnie chodziło o Billego. Ale czy to on jest tym wilkiem, nie wiem. Gadałem dzisiaj z panem Macrumem, jego ojcem. On nie wierzy, że Billy to zrobił…w sensie, zamordował swojego brata i tą Bredock. Ludzie plotkują, że rodzina go ukrywa, ale stary Macrum zaprzeczył i ja mu raczej wierzę. Chyba się pogodził ze stratą, ale jego matka, babcia Billego to inna sprawa.

Chłopak wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i rozprostował ją na stole.
- Macrum zaprowadził mnie do sadu. Stoi tam budynek a na zewnątrz palą się znicze. W środku jest pełno zdjęć Billego, wiecie, jak na tych filmach o psychopatach, co trzymają dziwne rzeczy na ścianie. A na budynku wyrysowano taki symbol
Wskazał na rysunek.

- Macrum prosiłby, bym się wywiedział co on oznacza. On myśli, że to ma jakiś związek z tym co się teraz dzieje w Twin Oaks. Te wszystkie dziwne rzeczy trzyma babcia Billego. Widziałem ją w przelocie, wygląda jakby miała demencję, ale te znicze, zdjęcia, dziwne rysunki...możliwe, że ona coś przywołała. Starzy ludzie chyba znają się na tym całym voo doo i czarach, nie?

Daryll sam nie wierzył, że co mówi. Miał nadzieję, że nie usłyszy za chwilę śmiechu Anastasii i docinek Barta.
- Ja tam nie wierzę w duchy i takie tam sprawy…ale moja siostra tak i…
Musiał wrócił wspomnieniami na parking, chociaż bardzo nie chciał.
- On nas wczoraj zaatakował. Ten Wilk. Nigdy nie widziałem, żeby człowiek się tak szybko ruszał. Ale nie to było najdziwniejsze, bo jego kostium…się dymił. No to nie było normalne. Nie wiem czy Wii widziała to samo, może to tylko halucynacje, tyle, że ja nie ćpam. Ktoś musiałby mi cichaczem coś wrzucić do żarcia, żebym miał takie zwidy. Inaczej tego wytłumaczyć nie mogę.
Skończył czekając w niepewności na to co powiedzą. Jeszcze raz rzucił okiem na zdjęcia, które pokazała mu dziewczyna.

- Kostium? - Bart wtrącił się. - Wilk? To maska, którą widziałem u policjanta to znaczy, że mogła być wilka. Tak właśnie myślałem. - pokiwał głową. - A… Nad ranem widziałem jak w radiowodzie jakiś gliniarz przymierzał albo zdejmował. - dodał to, co już wcześniej mówił Anastasi.

Zapuścił długiego żurawia w kierunku baru, za którym były drzwi do kuchni i smażyły jego frytki. Ale napój mógłby już wypić.
-Też nie wierzę w duchy, voodoo czy zombie. Trup to kupa mięsa, takie samo jak upolowana tusza. Chrześcijanie dobrze to ogarnęli. Taka dusza idzie do nieba, albo piekła. Albo gdzieś pomiędzy się oczyszcza, ale nie pośród żywych. - wzruszył ramionami. - Mamy do czynienia z człowiekiem. A jeżeli to babcia mu pomagała, to znaczy, że może on po tym wszystkim co przeżył oszalał i go przed światem nana ukrywała i nawet przed rodziną. Teraz jak już jej na stare lata odpalił się jakiś Alzheimer, to wnusio urwał się ze smyczy i się mści?

Po chwili dodał.
-Ana? A gdyby tak twojego tatę przesłuchać? Wiesz, dać mu głupiego jasia jakiegoś i pod wpływem jakieś niegroźnej chemii wszystko opowie. - rzucił bardzo ostrożnie.

W międzyczasie pomagająca Hudgesowi pracownica, kobieta około czterdziestki, przyniosła im zamówienie. Trzeba przyznać, że uwijali się tutaj dość szybko. Uśmiechnęła się wystudiowanym usmiechem kogoś, kto liczy na jakiś, nawet skromny napiwek, i poszła za bar, by zająć się kolejnym zamówieniem. Muzyka grała dalej dając im możliwość spokojnej rozmowy bez obaw, że ktoś ich podsłucha.

- Nie - odpowiedziała niemal natychmiast - Jeśli chcesz być aż tak bezpośredni, to możemy iść do domu Fitzgeraldów. Matka Marka jest wzburzona, rozemocjonowana i widać po niej, że ta tajemnica ją gniecie. Przy dobrym podejściu, czy to na litość, czy podstępem; powiedziałaby w końcu. - Ana odetchnęła i pozbierała swoje rzeczy. Przysunęła też do siebie rysunek symbolu, który pokazał im Daryll

- Ja wierzę w możliwości okultystyczne, choć nie interesowałam się nimi. Możemy poszukać tego symbolu w bibliotece, choć jest szansa, że to po prostu symbole ochronne, a nie złe. Możemy też pójść na to Wzgórze i obadać teren. Możemy też pójść do szpitala, o ile twoja siostra lub mama są przytomne i mogą nam pomóc. Albo możemy pojechać do Fitzgeraldów i powiedzieć, że chodzimy razem z Markiem na zajęcia i mamy grupową pracę domową na temat życia naszych rodzin w czasach licealnych, mamy zrobić jakieś drzewko i opisać, jak to kiedyś było za czasów młodości. A że mój tata jest zajęty, o czym ona będzie wiedziała, Spineliego również mają co robić, twoja mama jest w szpitalu, to ona jako jedyna może z nami pogadać i pomóc nam w pracy domowej. Póki co mamy sporo materiału, ale to chyba za mało. Poza tym, czemu akurat Wilk? Bo polujący drapieżnik? Mało wyszukane.

- Mamie nie trzeba podawać żadnych prochów ani stosować podstępów. Jak coś wie, pewnie pomoże – stwierdził Daryll z pełnym przekonaniem – Tylko nie wiem w jakiej jest formie, wczoraj prawie od razu zemdlała. A Wii nie odzyskała jeszcze przytomności.

Westchnął, po czym spojrzał na zdjęcie przyniesione przez Anastasię.
- Ten gość na zdjęciu jest mniej więcej wzrostu Davida Macruma, brata Billego. Nosi nawet taką samą kurtkę, widziałem go w niej parę razy na polowaniu. Stary Macrum wspomniał, że tej nocy go nie było w domu i podobno często znika w górach. Mówił też, że David kiedyś służył w woju, to pewnie ma przeszkolenie bojowe. Jak się zastanowić, to tylko Macrumowie mają motyw, żeby się mścić na naszych starych. Tylko dlaczego teraz, po tylu latach? Morderca czekał aż będziemy w wieku naszych rodziców, gdy wmieszali się w tą historię z Macrumami i Bredock?

Ana wzruszyła ramionami, na znak, że mają więcej pytań niż odpowiedzi. David Macrum to było już coś, bo dotychczas miała nic… Ale wątpiła, aby ten mężczyzna umiał i pomyślał, aby podrzucić jej do szafki jakiś wierszyk.
- Powinniśmy chyba przejrzeć jakiś stary album szkolny z lat naszych rodziców i zobaczyć, czy ktoś z nich wyglądem przypomina kogoś, kogo znamy. Jeśli mordercą jest psychopata, może nie odróżniać rzeczywistości. Jeśli jest inteligentny, a nie instynktowny, to wie co robi i być może odnajdziemy sens logiką i faktami, a nie skojarzeniami i podobieństwami.
- Gdy zaatakował Wi, krzyknął do niej „Zdychaj Bredock”. Może i masz rację, że on za bardzo nie kontaktuje.

Bart zajął się pałaszowaniem olbrzymiej sterty frytek, które maczał w sosie bbq i słuchał z poważną miną od czasu do czasu siorbiąc z butelki. Kiedy skończył pić wysunął się z budki, w której siedzieli.
-Idę do kibelka. - i poszedł wzdechnąwszy z objedzenia myślami krążąc po okolicznych lasach.

Anastasia westchnęła gdy Bart odszedł. Przyglądała się jeszcze jakiś czas dziwnemu symbolowi oka, jakby mając nadzieję, że z czymś go skojarzy.
- Zdychaj Bredock… Czemu chciałby zabić Bredock? Myślę, że Pani Fitzgerald mogła złożyć fałszywe oskarżenie na Billa, dlatego mógłby chcieć jej śmierci, tylko nie rozumiem, czemu Wii. Przechodziliście wtedy jakoś koło tego wzgórza, na którym zamordowano Lucy i Sama? - zapytała Darylla z analitycznym spokojem.

- Nie wiem nic o żadnym Wzgórzu – odpowiedział chłopak – Byliśmy w szpitalu u mamy. Zaczaił się na nas na parkingu jak wychodziliśmy. To w ogóle dziwna sprawa, bo nie dostaliśmy żadnej ochrony. Na początku pilnował nas taki jeden gliniarz, Falls, a potem zostaliśmy sami.
Zamyślił się na chwilę

- Bart wspominał przed chwilą o gliniarzu, co zakładał maskę. Sam już nie wiem co mam o tym myśleć. Każdy może być w to umoczony.
- Tak. A matka Marka mówiła, że “Hale jest nieobliczalny jak wtedy”. Ale warto spróbować dowiedzieć się więcej i to powstrzymać… - Ana ponownie westchnęła. Poprawiła okulary i narysowany przez Darylla symbol również schowała do torby. Wszystko co mają może się przydać. - Teraz czekamy aż były naczelnik gazety przyjdzie tutaj, abyśmy mogli go przepytać o dawne czasy… Ale jak widać, za wcześnie przyszliśmy.


Spineli wrócił z toalety po kilku minutach.
-Ciekawe czy w ogóle dzisiaj przyjdzie staruszek na browca. - zagadnął niemal beztrosko omiatając wzrokiem pub kiedy klapnął na swoim miejscu obok Any.
Westchnął i popatrzył na Singeltona.
-Wybacz Daryll, my tak knujemy jak złapać psychopatę, że nawet nie zapytałem co z Wiki i waszą mamą? I co mówią lekarze? - zapytał.

Daryll słysząc pytanie jakby skurczył się w sobie, wzruszył ramionami, dolna warga zadrżała w dziwnym tiku.
- Z mamą jest już lepiej a Wikwaya…no…. jeszcze się nie wybudziła, dalej jest nieprzytomna. Na razie nic więcej nie wiem.

Zanurkował wzrokiem pod stół, zauważył, że lewa noga mu lata, więc dyskretnie położył rękę na kolanie przetrzymując ją. Przeklął siebie w myślach, teraz na pewno pomyślą, że jest jakimś świrem. Próbował szybko zmienić temat.

- Eee...Bart, wspomniałeś wcześniej, że jakiś glina przymierzał albo zdejmował maskę w radiowozie. Przyjrzałeś mu się, pamiętasz jak wyglądał?
-Za szybko jechałem niestety. Maska zakrywała twarz. Pomyślałem, że ją znalazł i przymierza. Może tak było. Hale był tym bardzo zainteresowany, gdy przyszedł mnie przesłuchiwać w sprawie córki. Ktoś chyba jej coś paskudnego dał na imprezie, bo wylądowała w szpitalu… - powiedział zgodnie z tym co wiedział.

- Hale jest bezwzględny – mruknął Singelton – wygląda na skończoną szuję. Jeśli coś zrobił Billemu to pewnie był prowodyrem. I ma najwięcej do stracenia.
Chłopak spojrzał na pusty talerz Barta. Błysk pojawił się w oku nastolatka, wzmianka o córce szeryfa i narkotykach uruchomiła jakiś impuls, wrócił myślami do chwili gdy opowiadał o ataku Wilka.

- Wiem, głupio to zabrzmi, ale nie jedzcie na razie żadnej dziczyzny. Macrumowie sprzedają mięso z polowań, my też dostajemy regularne dostawy. Ciągle myślę o moich zwidach, tym dymiącym kostiumie. Babci Billego i jego bratu może brakować piątej klepki, nie wiadomo do czego są zdolni. Pewnie nienawidzą tego miasta, skoro żona burmistrza i szeryf są zamieszani w zniknięcie Macruma.

- Spoko. Ja mięso jem tylko ze sklepu. Wołowinkę, świnki i kurczaczki. Nie lubię dziczyzny. Za suche. Myślisz, że wam Macrumowie dali mięso naszprycowane czymś? A temperatura nie rozkłada narkotyków? - coś nieco znał się na chemii i lekarstwach, ale niekoniecznie był omnibusem.
- A… - zaczął dygresje. - Ty teraz sam w tym hotelu mieszkasz? Lepiej ze mną u babci się zadekuj do czasu złapania tego popaprańca, bo i ty może trafisz do szpitala lub co gorsza może mojego zakładu… - dodał ciszej. - Babcia się zgodzi. I smacznie gotuje. - pochwalił seniorkę.

- Bardziej miałem na myśli zioła i rośliny a nie prochy. Żarcie można marynować, peklować, wędzić. Mój stary miał zajoba na punkcie polowań i survivalu, pokazywał kiedyś jak konserwować mięso w liściach pokrzywy. W lasach rosną różne dziwne rzeczy. Jak babka Macrumów bawi w szamanizm lepiej uważać – stwierdził Daryll. Wolał nie dopuszczać do siebie myśli, że to co zobaczył to żaden narkotyczny zwid, że Wilk wrócił się mścić z jakichś czeluści piekieł. Propozycja Barta go zaskoczyła i tylko potwierdziła jego przypuszczenia, Spineli naprawdę jest w porządku. Co było od początku chyba oczywiste, bo Wikvaya nie zadaje z byle kim.

- Dzięki Bart…eee…jeśli dla babci to nie problem, to przekimam u ciebie noc czy dwie. Tylko będę musiał ogarnąć parę spraw w „Sowie i Niedźwiedziu”, pensjonat jest w sumie zamknięty, ale mamy jednego gościa…opowiem wam o nim później, bo on też jest w to wszystko jakoś zamieszany.

- Okay. - Bart, pachnący marihuaną po przyjściu z kibelka, myślami był już przy polskiej kiełbasce na cebulkach, bo po frytkach zaostrzył mu się apetyt.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 14-03-2022, 13:14   #107
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
BART SPINELI, ANASTASIA BIANCO, DARYLL SINGELTON

To była nawet przyjemne chwila, gdyby nie okoliczności. Ale dzięki okolicznościom rozmowa trójki nastolatków powodowała, że stawali się częścią jednego "teamu", jednego zespołu. Propozycja Barta o "przechowaniu" Darylla była czymś tak serdecznym, że na podstawie czegoś takiego można było budować prawdziwe przyjaźnie.

Dobre jedzenie, poważne rozmowy, trudna sytuacja i śledztwo, jakiego się podejmowali budowało pomiędzy nimi więź. Więź, która mogła okazać się mocna i trwała lub taka, którą - nomen omen - coś przetnie ostrzem noża.

Rozmawiając czuli na sobie ukradkowe spojrzenia zarówno właściciela, jak i bywalców jego baru. To było jasne. Wielu ludzi znało Debrę Singleton. Znało jej rodzinę i wiedziało już o tym, co ich spotkało. Nikt jednak nie podchodził, nie pytał.

Kiedy jednak kelnerka przyniosła kolejną część zamówienia do ich stolika przekazała coś, co mogło chwycić za gardło.

- Jecie i pijecie dzisiaj na rachunek firmy. Noah prosi, byś przekazał mamie i siostrze życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. A przyjaciele Singeltonów są tutaj zawsze mile widziani.

To było miłe. Pokazywało, jak mieszkańcy Twin Oaks potrafili być dla siebie dobrymi sąsiadami, mimo tego, co na co dzień ich od siebie różniło.

Connor Giles pojawił się w lokalu nieco po czwartej popołudniem. Był starszym mężczyzną z wyraźną nadwagą skupioną w imponującym brzuszysku, dużych okularach na nosie i z siwo- rdzawą burzą przerzedzonych włosów na głowie.

Widać było, że zna właściciela bardzo dobrze, bo przywitał się z nim i z kilkoma najwyraźniej stałymi klientami, jak ze swoimi, a potem zajął miejsce przy jednym ze stolików przy oknie. Nie czekając, aż złożyć zamówienie kelnerka przyniosła emerytowanemu dziennikarzowi dzbanek piwa i krążki cebulowe na przystawkę, a Connor uśmiechnął się do niej, podziękował i zajał się jedzeniem i piwem. Zaraz też wyjął jakąś książkę i zaczął czytać. Po chwili z wprawą wskazującą na spore doświadczenie w takich czynnościach, dziennikarz dzielił swoją aktywność na podjadanie, popijanie i lekturę. Do momentu, aż na stole przed nim nie wylądowała solidna porcja pieczonego pstrąga, frytek i miska sałatki. Wtedy całą uwagę Connor Giles skupił na posiłku.

Gdzieś, za oknami usłyszeli dźwięk syreny wozu strażackiego. Kiedy ucichła doleciała do nich również końcówka rozmowy dwóch bywalców.

- Jasne że będę, tylko skończę jeść. Ponoć ten turysta, co znaleziono go w górach wskazał miejsce, gdzie zaginęła jego dziewczyna podczas burzy. Za godzinę w góry ruszają ochotnicy z psami. Poszukamy tej dziewczyny.

- Raczej jej ciała po takim czasie - dodał drugi z rozmówców, w którym rozpoznali jednego z lokalnych strażakow. - Ja też się zbieram. Odprawa pod pensjonatem Singeltonowej, za godzinę. Chyba się już będę zbierał.

A potem mężczyzna zakrzyknął przez pół sali do Darylla.

- Hej. Młody. A ty będziesz? Uratowałeś wtedy tego kolesia, może szczęście cię nie opuściło i pomożesz znaleźć jego dziewczynę. Twoi znajomi też mogą pomóc. Wszystkie oczy się przydadzą.


MARK FITZGERALD

W takich chwilach, jak ta, Mark czuł ostrą irytację. Po pierwsze - nie bardzo wiedział, jak złapać Darylla. Nie utrzymywał kontaktów z tym chudym dziwakiem w szkole. Nie jego liga. On był jednym z najbardziej popularnych kolesi i rozdawał karty przy stole gry zwanym "liceum w Twin Oaks". Daryll natomiast był, co tutaj dużo kryć, przegrywem. Coś tak z nim się działo chyba jakiś czas temu, bo w szkole zbierano pieniądze na jego leczenie. Rak? Chyba. Szczerze, Marka średnio to obchodziło. Jego rodzice zawsze powtarzali, że każdy radzi sobie w życiu tak, jak potrafi. Jak na boisku.

Znalazł jednak numer telefonu do pensjonatu, jednak po kilku próbach dodzwonienia się do "Niedźwiedzia i sowy" nikt nie odbierał. Dupa z tym!

Z Halem było prościej. Szeryf akurat znalazł się w szpitalu, gdy Mark go szukał. Latorośl rodu Fitzgeraldów podszedł do niego, zagadał - co chyba nie do końca pasowało szeryfowi, ale po chwili obaj siedzieli w jednej z salek spotkań rodzinnych. Szery zadbał o to, aby nikt im nie przeszkadzał.

- Dzięki za pomoc - to podziękowanie zdziwiło Marka. - Już wiem chyba, którzy kolesie tak urządzili Jessicę. Niedługo znajdą się w areszcie i odpowiedzą za swoje. Ty jesteś w porządku.

Chłodne, stalowoszare oczy Hale'a nie do końca korespondowały ze słowami.

- A teraz mów, co tam jeszcze masz.

I Mark powiedział o swoich wątpliwościach dotyczących Johna Gunna. A szery, o dziwo, wszystko skrzętnie zanotował.

- Dzięki. To ważne. Tym bardziej, że chłopak Debry już coś o tym typku wspominał. A ja nie przepadam za węszącymi pismakami. Nie mam jednak teraz czasu się tym zająć. Idziemy niedługo w góry. Ten turysta, co go znaleziono w górach, odzyskał niedawno przytomność. Powiedział, gdzie się zatrzymali z tą zaginioną dziewczyną. Grupa ochotników zbiera się na poszukiwania. Policja to koordynuje.

Szery zmrużył oczy i spojrzał na Marka.

- A ty? Nie chcesz się dołączyć? Im więcej oczu, tym lepiej. Skocz do domu, weź coś ciepłego i nieprzemakającego, jakiś termos z czymś gorącym do picia i latarkę i wbijaj do ochotników.

Nim zaskoczony Mark zdążył odpowiedzieć, radio przy pasie szeryfa zabrzęczało. Hale spojrzał na Marka, uniósł palce i odebrał.

- Dobra, zaraz tam będę.

Wstał i spojrzał na Marka.

- Muszę lecieć, a ty przemyśl moją propozycję. Możesz też zabrać ze sobą kilku kumpli. Im więcej, tym lepiej, jak wiesz. A gdyby zeszło zbyt długo, każdy dostanie w poniedziałek wolne w szkole.

No tak. Była sobota. Jutro ostatni dzień weekendu i powrót do codzienności, mimo świra z nożem grasującego po okolicy.

Szeryf wyszedł ale na odchodnym zerknął jeszcze na Marka.

- Jeśli pogodzicie się z Jess, nie będę się wpierdzielał. Widać, że moja córeczka potrzebuje kogoś, kto o nią odpowiednio zadba. Sama, jak chyba oboje wiemy, nie bardzo ogarnia wiele spraw. Jeśli będziesz ją szanował, ja będę szanował ciebie. Mam nadzieję, że widzimy się za godzinę.

Drzwi za policjantem zamknęły się cicho, a po chwili zajrzał przez nie jakiś człowiek.

- Wolne? Mogę tutaj posiedzieć z moją żoną.

Za nim stała kobieta w szpitalnym szlafroku i jakieś dzieciaki. No tak. Była sobota i pora odwiedzin.
 
Armiel jest offline  
Stary 15-03-2022, 12:18   #108
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Daryll czuł się coraz bardziej zakłopotany. Gesty Barta, a potem pracowników baru powodowały, że ściskało go w gardle. Czuł się podle, jak ostatni niewdzięcznik bo nie był w stanie zdobyć na nic więcej niż wymruczane pod nosem „dziękuje” skierowane do kelnerki. W dodatku siedział w towarzystwie swoich rówieśników i bardzo starał się by nie wyjść na odludka i odklejeńca. Nie za bardzo wiedział jak się zachowują normalne dzieciaki w jego wieku, bo nie udzielał się towarzysko a „Beverly Hills 90210” wzbudzało u niego uśmieszek politowania i nie było wiarygodnym źródłem wiedzy o współczesnych nastolatkach. Wątpliwa sława jaką zdobył za sprawą swojej mamy i siostry mu nie leżała, zdecydowanie wolał pozostać niewidzialny, chociaż z dwojga złego lepiej dostawać darmowe żarcie w barze niż znajdować na liście podejrzanych o zabójstwo Mary McBridge.

Ledwo zdążył ochłonąć usłyszał rozmowę, która przyciągnęła całą jego uwagę. Dawno już zapomniał o tym turyście, miał swoje własne problemy, wariat w masce omal nie pozabijał mu całej rodziny. Całej, bo po za siostrą i mamą, Daryll nie miał nikogo. Ze starym odkąd ten się zawinął z Twin Oaks nie gadał. Syn nie raczył nawet zatelefonować do niego by poinformować, że była żona i pasierbica walczą w szpitalu o życie. Jeszcze zwaliłby mu się na łeb i to byłby dopiero dramat.

Słysząc pytanie strażaka zaniemówił. Nie wiedział jak się zachować, co odpowiedzieć. Przesiedział z Bartem i Anastasią kilka godzin w barze czekając na dziennikarza, zbliżała się czwarta i nie zdążył jeszcze odwiedzić mamy i Wi w szpitalu. Musiał załatwić swoje własne sprawy. Kobieta miała marne, wręcz zerowe szanse przeżyć, ale z drugiej strony jeśli istniał chociaż cień szansy…Jeśli to Wikvaya znalazłaby się na jej miejscu? Ta turystka ma rodzinę, która na nią czeka i się martwi pomyślał. Każda para oczu mogła się przydać. Nie mówiąc już o tym, że Daryll znał pewnie góry lepiej niż każdy jeden strażak i ratownik. Nie potrafił odmówić.
- Dobrze proszę pana. Spotkamy się za godzinę pod pensjonatem – zwrócił się w końcu cicho do mężczyzny.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 15-03-2022, 19:41   #109
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy sprawy nie cierpiały zwłoki, to należało działać szybko, a od czasu, gdy wynaleziono telefon, to urządzenie było najszybszym z dostępnych środków, by z kimś się skontaktować.
Niestety, jak się okazało, środkiem zawodnym. Co z tego, skoro Markowi nie tylko udostępniono telefon, ale i wyszukano numer pensjonatu, skoro Daryll nie chciał współpracować i nie odebrał.
- Gdzie go poniosło...?! - mruknął niezadowolony Mark, po trzeciej, bezowocnej, próbie dodzwonienia się do "Sowy i Niedźwiedzia". - Wywiało go do lasu...?
Odłożył słuchawkę i podziękował uczynnej recepcjonistce, która w rewanżu obdarowała go zmęczonym uśmiechem.

Traf chciał, że szeryfa szukać nie trzeba było.
Rozmowa z Halem była - o dziwo - spokojna i, można by rzec, owocna.
- Tak, wezmę udział w poszukiwaniach - zapewnił, nim szeryf wyszedł.
Na temat Jess się nie wypowiadał.



Zapewne powinien był potraktować słowa Hale'a jako komplement, ale uczucia miał mieszane. Nie dość że wątpił czy on i Jess jeszcze się zejdą, a po drugie był przekonany, że dziewczyny nie da się upilnować i uniemożliwić jej robienie głupstw. Pewnie by trzeba ją zamknąć i pilnować 24 godziny na dobę, a przecież nie o to w życiu chodziło.


- Tak, proszę wejść i usiąść - powiedział do ojca rodziny. - Ja już wychodzę.

Odsunąwszy sprawę Jess na bliżej nieokreśloną przyszłość ruszył do domu. Musiał się przygotować do wyprawy i zadzwonić do paru przyjaciół. Im więcej osób weźmie w wyprawie, tym lepiej.


wysokie, solidne buty,
plecak z pokrowcem na wypadek mocnego deszczu,
apteczka,
latarka,
latarka-czołówka
zapas wody i pożywnego jedzenia
czekolada (2 tabliczki)
kurtka wodoodporna,
scyzoryk wielofunkcyjny
zapalniczka
nóż myśliwski
toporek
peleryna przeciwdeszczowa

 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-03-2022 o 21:14.
Kerm jest offline  
Stary 19-03-2022, 03:27   #110
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Bart odetchnął na widok starego dziennikarza. Dobrze, że kojarzył jak wygląda z jakiegoś wcześniejszego pogrzebu, chyba brata. Posiadanie zakładu wiązało się z tym, że wszyscy znali twoje nazwisko i często działo to w drugą stronę.

- O, jest. - powiedział Bart. - Może dajmy mu przepłukać gardło i spokojnie zjeść? Człowiek na pełnym brzuchu inaczej świat ogląda. - zaproponował.

- Tak - potwierdziła Ana - Wkurzy się, jak mu przerwiemy… Albo zadławi rybą, jak usłyszy pytania… - wykrzywiła usta w grymasie i westchnęła głośno. Niecierpliwiła się. No i denerwowała, bo nie była pewna, jak zacząć taki temat.
Dziennikarz dokończył posiłek jakiś kwadrans później i zaczął sączyć piwo nie przerywając lektury książki.

Daryll czekał cierpliwie na ruch Barta i Anastazji, nie wtrącał się, chociaż w pewnym momencie zaczął nerwowo zerkać na zegarek.

- To co Ana? - zagadnął Bart. - Daryll? - rzucił podnosząc się z siedzenia. - Choćmy.

Podszedł jak gdyby nigdy nic do stolika starego redaktora.

- Dzień dobry. - powiedział przyjaźnie kładąc rękę na oparciu siedzenia gotowy przysiąść się do dziennikarza. - Przychodzimy do pana w bardzo nietypowej sprawie. - powoli zaczął Spineli konspiracyjnie robiąc przy tym tajemniczą minę.
Dziennikarz zaznaczył miejsce gdzie skończył zakładką, zamknął książkę i spojrzał na gości.

- Tak? - Uśmiechnął się wyraźnie zaskoczony młodym wiekiem rozmówców. - Jakiś projekt w szkole? Ja cię chyba znam - przeniósł wzrok na Anastasię. Ty jesteś córką Bianco. Dobry chłopak. Pracowaliśmy razem. Siadajcie - wskazał miejsce przed sobą. Ana uśmiechnęła się serdecznie i skinęła głową, po czym zajęła miejsce przed ex-naczelnikiem - Czym mogę służyć i jaka to nietypowa sprawa?

Bart popatrzył po twarzach i doszedł do wniosku, że to on ma zacząć. Dzięki dobremu towarowi, póki co umysł miał krystalicznie przejrzysty.

- Pamięta pan morderstwa, o które oskarżony został Marcum? Boimy się, że obecne mają z tym wiele wspólnego. Chcemy dowiedzieć się więcej, niż ludzie o tym mówią, a gazety pisały. To była taka… trudna sprawa do opisania dla mieszkańców… teraz po latach i świetle obecnych wydarzeń, chcieliśmy zapytać czy jest coś o czym pan wie, lecz nie mógł wtedy napisać? Ludzkie życia wiszą na szali. - Spineli wyłuszczył bez ogródek sprawę kończąc dramatycznym gestem rąk. - Pomoże nam pan ochronić przyjaciół i bliskich?

- Czy nie wiem czegoś, czego bym nie napisał - gruby staruszek wydał usta. - A jak sądzisz, młody człowieku? Nie. Wszystko, co wiedziałem o tamtej sprawie, każdy szczegół i każdy fakt, podałem do publicznej wiadomości. Głośna sprawa. Bardzo kontrowersyjna. Mocno wzburzyła naszą małą społeczność.
Westchnął ciężko.

- Jeśli chcecie znać moje zdanie, młodzieży, to uważam, że mamy teraz w miasteczku naśladowcę.

- Naśladowca Billego Macruma? – Daryll do tej pory ostrożnie przysłuchujący się rozmowie wyrwał się z pytaniem. Retorycznym, bo odpowiedź była raczej oczywista – Ciała Billego nigdy nie odnaleziono i podobno się ukrywał. Myśli pan, że on nie żyje?

- Naśladowca Billego Macruma? – Daryll do tej pory ostrożnie przysłuchujący się rozmowie wyrwał się z pytaniem. Retorycznym, bo odpowiedź była raczej oczywista – Ciała Billego nigdy nie odnaleziono i podobno się ukrywał. Myśli pan, że on nie żyje?

- Jak na naśladowcę to idzie mu lepiej - wtrąciła w końcu Ana - Wtedy śmierć poniosło dwóch nastolatków, potem Billy przepadł jak kamień w wodę, a teraz? Nie uważa Pan, że to coś więcej? Być może jednak jest jakiś szczegół z tamtego okresu, który po prostu uznał pan za nie wart opisania? Może tyczył się wtedy życia nastolatków, a nie był on wart publikacji, z powodu możliwości narażenia życia bądź szkalowania reputacji dzieci, a dowodów zabrakło? - okularnica uśmiechnęła się - Tak, mam coś z taty. Lubię drążyć szczegóły - dodała jakby mając nadzieję, że rozjaśni to umysł byłego naczelnika i zrozumie, czemu w ogóle tutaj na niego czekali.

Spineli po słowach Any zrobił minę taką w stylu „No właśnie!”.
- Wiecie, moi drodzy - najwyraźniej emerytowany dziennikarz ucieszył się z zainteresowania jego dawną pracą. - Dociekliwość to dobra cecha. To było bardzo dawno temu. Faktycznie, sprawa miała trochę niejasności. Bill Macrum zniknął. Przepadł bez śladu. Poszlaki prowadziły do niego. Zresztą, zawsze był typem nieco … hmm… innym. Jakby żył obok nas, w swoim świecie. Teraz czasy są inne, ale wtedy… Wtedy osoby, mające problemy psychiczne, piętnowano. Szczególnie w małych społecznościach, takich jak nasza. No więc, moi drodzy - grubasek zawiesił głos przechodząc do niemal teatralnego szeptu - młody Bill Macrum był nieco inny. Wiemy, że miał obsesję na punkcie pewnej dziewczyny, tej zamordowanej, Bredock, nazwisko pamiętam, ale imię … zapomniałem. No i jego średni brat, cóż. On bardziej się jej spodobał. Chłopak łaził za nimi, tak zeznawali świadkowie. W takiej masce … wiecie, wilka. Ale nie był zbyt bystry, już mówiłem, więc świadkowie go rozpoznali. Aż wreszcie, którejś nocy, średni Macrum i panna Bredock pojechali samochodem na wzgórze, te tuż przy lesie, aby się obściskiwać, a Billowi puściły nerwy i zadźgał oboje nożem. Kilkoro świadków widziało go, jak przemykał się uliczkami, cały we krwi. W tej swojej masce. Ale kiedy, po zebraniu dowodów, dzień później policja ruszyła na farmę Macrumów, aby go aresztować, chłopak znikł. Jego rodzice, rozmawiałem z nimi wtedy, byli zrozpaczeni. Stracili dwóch synów, a trzeci był w armii. Daleko od domu. Aż trudno mi sobie przypuszczać, co wtedy czuli. Matka, pamiętam, była rozdarta, nie zniosła tego dobrze.
Westchnął upijając piwa.

- Z tego co wiem, nigdy nie doszła do siebie. No ale do rzeczy. Młody zniknął, i mimo że policja inwigilowała farmę, poszukiwała go po górach i lasach, nigdy więcej nikt, nigdy go nie widział. Wszyscy uznali, że nie żyje, albo że zniknął. No - błysnęły mu oczy - myślicie, że ten świr z nożem to Bill Marcum. Że czaił się gdzieś po lasach przez te wszystkie lata czy coś? Ile by on teraz miał lat. Wtedy miał chyba siedemnaście, to teraz coś koło czterdziestki. Ale nie… Nie sądzę, żeby to był on. Nie pasuje mi to. Był… no nie wiem… takim trochę dużym dzieckiem w ciele nastolatka.

Pokręcił głową popijając znów piwem.
- Nie. Coś tutaj nie gra - mruknął do siebie, jakby zapominając o istnieniu nastolatków. Ale nie zapomniał.

- No nic. Rozgadałem się, jak każdy stary człowiek, któremu przypomni się, że kiedyś był potrzebny i robił coś konkretnego. Może wy macie jakieś pytania? Z dziennikarskiego doświadczenia, młoda damo - skierował wzrok na An - wiem, że pytania to takie wytrychy śledczej pracy. W końcu, dobrze dobrane i używane, mogą otworzyć każde drzwi, za którymi skrywają się pożądane przez nas sekrety i tajemnice.

- Ten psychopata zaatakował moją siostrę. I mamę, Debrę Singelton. A wcześniej zabił córkę McBridge’ów. Czy oni byli w tamtą sprawę jakoś zamieszani?

- Twoja mama? - dziennikarz spojrzał na Darylla. - Kurczę, z kobietkami jest trudniej bo częsciej zmieniają nazwiska. A moja pamięć już nie jest taka, jak dawniej. Przykro mi, młody człowieku, ale nie pamiętam. Ale dzieciak Mc'Bridgów był. Na pewno. Znaczy, kiedy mówię dzieciak, mam na myśli tatę tej biednej małej. Dla mnie był tym dzieciakiem z wtedy. Ehh. Upływ czasu. Robi z ludźmi dziwne rzeczy. Ale tak, Mc'Bridge był jednym z najważniejszych świadków, który widział Billa, jak wracał we krwi, w tej swojej masce. Myślał, że to przebranie, bo wszystko miało miejsce podczas karnawału czy święta Halloween. Chyba. Jakoś tak. Sporo młodych ludzi zeznało wtedy, że Bill Macrum łaził za małą Bardock, często z tą paskudną, wilczą maską na twarzy. Już mówiłem, że chłopak był dziwny?

- Mama wcześniej nazywała się Marshall. Debra Marshall. - przypomniał sobie Daryll.

- Marshall? No tak. Chyba też świadczyła na temat tych przebieranek Billa. Wielu jego rówieśników lub młodych ludzi trzymających się blisko siebie wtedy opowiadało to samo.

Młody Singelton mielił w głowie słowa starego dziennikarza, milczał, przysłuchując się dalszej części rozmowy.

- Może ktoś z nich zachowywał się dziwnie? Aktualny szeryf, Hale, Bredock, siostra zamordowanej Lucy, a może i mój tata? Wszyscy zeznali i na podstawie tych zeznań Billy został oskarżony, tak? Czy były jakieś inne poszlaki, dowody, cokolwiek?

- Żeby uznać kogoś za oskarżonego, czy wręcz za winnego, młoda damo, trzeba mu postawić zarzuty w sądzie i wygrać proces. Do procesu nie doszło, bo nim dokonano aresztowania Billa, on zniknął. Przepadł. Śledztwo zamknięto, z tego co pamiętam. Przez jakiś czas szukano Macruma. Chyba nawet jakieś instytucje międzystanowe, FBI czy jakaś policja stanowa, też się w to zaangażowały. Rodzina, to pamiętam bardzo dobrze, również dawała ogłoszenia, ale nie jako potencjalnego sprawcy, lecz osoby zaginionej, co mocno wkurzało miejscowych. Gdyby nie to, że Bill zamordował swojego brata, pewnie ludzie wkurzyliby się bardziej, bo Macrumowie jakoś nie chcieli uwierzyć w jego winę. W sumie nie było innych podejrzanych, śladów, poszlak, a wina Billa wydawała się być oczywista. Zbyt wiele dowodów wskazywałoby na niego. Niestety. Takie typowe morderstwo w afekcie, moi drodzy. Z zazdrości. Bill miał problemy z emocjami i zapewne te problemy pchnęły go do tego, co zrobił. Możliwe, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił. Biedny chłopak.

Dziennikarz przerwał na moment aby zwilżyć gardło piwem.
- Tak czy siak, po kilku latach sprawę zamknięto. Co do pierwszego pytania, młoda damo, nie pamiętam kto i czy w ogóle ktokolwiek zachowywał się jakoś dziwnie. Oczywiście dziwnie jak na sytuację, w której traci się siostrę, brata, przyjaciół, kolegów czy po prostu sąsiadów. To wstrząsnęło całym Twin Oaks. Przez kilka tygodni o niczym innym się nie mówiło. A zapaleńcy przeszukiwali
okolicę w poszukiwaniu sprawcy przez kolejne miesiące. Bez skutku. Porozmawiajcie z rodzicami, moi drodzy, taka moja sugestia. Może oni coś więcej zapamiętali z tych wydarzeń. Chociaż nie wiem czy takie rozdrapywanie dawnych ran komukolwiek pomoże. Szczególnie teraz, gdy ktoś robi podobne i straszne rzeczy, jak wtedy. Możecie też podzielić się swoimi przypuszczeniami z policją.
Spineli otworzył szeroko oczy a minę miał jakby odkrył coś i zrozumiał. Może to był tylko efekt marihuany, lecz szybko połączył do kupki usłyszane szczegóły i w swoim umyśle nie miał już wątpliwości.

- Kim był wtedy szeryf? - zapytał Bart.

- Nie rozumiem, młody człowieku? Kim był obecny szeryf, czy kto był wtedy szeryfem?

- W zasadzie to dobre dwie odpowiedzi. - Spineli uśmiechnął się blado.

- Szeryfem był Jim Patterson. Stary Jim Patterson. Odszedł na emeryturę z pięć lat po wydarzeniach o których rozmawiamy, a kilka lat później zameldował się tam - dłoń dziennikarza wskazała sufit. - A obecny szeryf był wtedy uczniem. Trochę starszym od was, chyba. W ostatniej klasie czy coś. Taki sportowiec roku. Dobry biegacz, z tego co pamiętam. Nawet kilka razy pisałem o nim i jego medalach i pucharach. Duma liceum.

- Wreszcie ktoś bardziej znany od mojego starego. - Bart zakpił z ojca. - A kim był tata Hale’a?

- Żołnierzem. Weteranem wojny w Wietnamie. Twardy cholernik. Sporo było z nim problemów. Awanturował się jak sam diabeł.

- A czemu było? Uspokoił się czy wyjechał?

- Zapił na śmierć jakieś osiem, dziesięć lat temu. Gdzieś w Nebrasce. Teraz to się nazywa PTSD. Czy jakoś tak.

- Aha. A deputowanym kto wtedy był? - Bart rzucał krótkimi seriami pytań coraz bardziej zainteresowany.

- Szeryfem? Chyba Tommy Lubecky, ale wtedy już nie pracowałem jako dziennikarz, więc mogę się mylić.

- Tommy awansował a wcześniej był posterunkowym, czy został wybrany w wyborach? Ciekawi mnie kto z żyjących jeszcze służył w policji kiedy to podwójne morderstwo się wydarzyło. - wyjaśnił.

- Hmmm - twarz rozjaśniła mu się w uśmiechu. Najwyraźniej lubił takie łamigłówki pamięciowe. - Wydaje mi się, że sierżant Machoney i starszy posterunkowy Gillner. Lubecky jest na emeryturze. Furry wyjechał na Florydę. Mały "Mysza" Pitt i Driscoll odeszli od nas na ostatni patrol, czy jak tam mówią mundurowi. Baccerro też gdzieś wyjechał, ale moim zdaniem poszedł siedzieć za defraudację pieniędzy ze zbiórki społecznej na remont pomnika, czy coś takiego. To wszyscy, których zapamiętałem.

- Jasne. Bardzo pan pomocny. Dzięki. - Bart potrząsnął głową. - To co, spadamy? - zapytał kolegę i koleżankę.

Daryll skinął, nie miał już żadnych pytań do pismaka, ale spojrzał jeszcze wyczekująco na Anę.

***

Teoria starego redaktora miała sens. Tylko dlaczego akurat teraz?
Spineli jeżeli cokolwiek wiedział o naśladowcach, to że byli związani z oryginalnym przestępcą. Zazwyczaj chodziło o jakieś zboczenia psychiczne na punkcie zwyrodnialca lub samej formy metod zbrodni. Tutaj wyglądało to, jakby ktoś karał lub mścił. Jeżeli to brat, ten - który jest weteranem, to miasteczko było w dupie. W wojsku uczy się polowania i zabijania ludzi, tego, o czym tutejsi myśliwi jakkolwiek dobrze znali się na tropieniu zwierząt - nie mieli zielonego pojęcia. Na dodatek statystyczny żołnierz po Wietnamie, Bejrucie czy Iraku miał zrytą psychikę, czasem ćpał, czasem znieczulał się zwykłym alko. Podobno nie bał się śmierci. Wielu z tego co słyszał sami ze dobą kończyli, a wg Barta odebrać sobie życie to nie jest tchórzostwo wcale. Przecież wszyscy ludzie mają zakodowany instynkt przetrwania. Taki seryjny morderca byłby czymś najgorszym co mogło spotkać miasteczko. Facet umiał zabijać, na dodatek znał okolicę jak własną dłoń i miał konkretny motyw. Cokolwiek zrobił Hale i ojciec Any, to wyglądało na to, że będą następnymi w kolejce. Lub ich dzieci. Ciekawe czy ojciec maczał w tym palce, pomyślał. Albo macocha?
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 19-03-2022 o 13:44.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172