Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-03-2009, 16:47   #381
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
To było bardzo, ale to bardzo irytujące. W tym momencie nie miał już żadnej szansy odnalezienia Singa. Na pewno nie tej nocy. Będzie musiał to odłożyć na później, oczywiście nie dużo później, ale da to temu skurwielowi parę chwil przewagi. Cóż będzie miał przerąbane, jeżeli ktoś go zauważy, będzie po nim. Jeżeli nie wlezie w jakąś najgłębszą dziurę i nie zniknie na następne kilkanaście lat, znajdzie go ... a wtedy biada Singowi.

Będzie w każdym razie potrzebował pomocy. Na szczęście był Artur, detektyw nie wydawał się być jakimś jego wielkim fanem, ale Donovanowi wydawało się, że zechce mu pomóc, a jeżeli nie mu to przynajmniej zrobi to dla czy na prośbę księcia tego miasta.

O ironio. Oto przez jedną szybką decyzję stał się można powiedzieć szeryfem Aligariego. Teraz jeżeli ten każe mu połamać czyjeś nogi raczej nie będzie miał wielkiego wyboru. Wszystko jednak ma swoją cenę. Żył ... a to oznaczało, że mógł praktycznie zrobić wszystko. Jeszcze wiele nocy przed nim ...

Ruszył w stronę rezydencji księcia aby powiedzieć mu o tym co zaszło, a także poznać trochę więcej szczegółów o chociażby samochodzie byłego służącego księcia ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 18-03-2009, 17:35   #382
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Siedząc w fotelu w "publicznej" części swego gabinetu, spoglądał na Finney. Bał się o nią. I jeszcze długo będzie musiał się bać. Dominik uderzył. Nie chciał go jeszcze zabić, Stańczyk zdawał sobie z tego sprawę - gdyby to było jego celem, przygotowałby zdecydowanie gorszą pułapkę. W końcu co takiego mu się stało? Parę ran, parę oparzeń. Typowe zachowanie w stylu jego ojca. To miała być lekcja. Pokory? Nieufności?

I jaką rolę odegrało w tym wszystkim lustro? Ta kobieta? Kim była?

Cicho westchnął. Być może wyniki śledztwa Alexandra pozwolą mu dowiedzieć się czegoś konkretniejszego. Miał nadzieje jeszcze raz porozmawiać z Singiem, najlepiej w towarzystwie któregoś z Brujahów. Wtedy dowie się wszystkiego. Zadba o to.

W tym czasie w rezydencji rosły nowe sekrety...

- Finney, najsłodsza, mam prośbę... - odezwał się spokojnym, cichym głosem. - Jak zapewne się zorientowałaś, panna Ortega z panem Lipińskim mają przed nami sekrety. A to bardzo niegrzecznie ukrywać coś przed gospodarzem w jego progach...

Złośliwy uśmieszek pojawił się na twarzy wampirzycy. Wiedziała, że coś wymyślił. Podziwiała go właśnie za to, uwielbiała umysł swojego ojca, maszynę tworzącą kolejne intrygi, analizującą cały świat w powolny, konsekwentny i chłodny sposób. Dla dziewczyny ten starzec był nie tylko księciem, a również królem. Jej królem.

- Zapewne pamiętasz ten zestaw odbiorników na piętrze, który dawniej obsługiwał Walter... Wydawało mi się, że poza obrazem potrafi on także przekazać dźwięk. A jeden z tych dźwiękołapów...

- Mikrofonów?

- Tak, właśnie, mikrofonów. Jeden z nich powinien znajdować się zaraz obok naszej parki. Jeśli mogłabyś odszukać i oddzielić od reszty te nagrania... Cóż, mielibyśmy piękny seans, prawda? - uśmiech pojawił się i na twarzy Roberta.

Córka odczekała jeszcze chwilę, po czym ruszyła na piętro. Aligarii poczekał chwilę i, po zapoznaniu się z efektami jej "misji", udał się na spoczynek. Tym razem nie w książęcej sypialni - po zdarzeniach tej nocy parę następnych dni wolał spędzić w ukrytym i niedostępnym dla nikogo poza nim i Finney gabinecie. Na kanapie w końcu też można było odpocząć...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 19-03-2009, 17:52   #383
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Godzina 23.53, Osiedle mieszkaniowe ZWM, Opole, Polska.

Eugenia Staszecka miała szczególnie wielki sentyment do swojego owczarka niemieckiego od śmierci męża Romana. Pies stał się jej jedynym powiernikiem tajemnic i słuchaczem od czasu, kiedy zostali sami. Musiała więc wybaczyć temu wiekowemu już zwierzęciu, że coraz częściej zdarzało mu się sygnalizować potrzebę fizjologiczną o bardzo późnych albo bardzo wczesnych porach.

Mimo to jednak staruszka drżała i to bynajmniej nie od chłodu nocy. Okolica była coraz podlejsza, ciągle gdzieś włączał się alarm albo było słychać kłócące się, nasączone wulgarnością głosy. Niestety, czworonożny przyjaciel Eugenii stanowił kiepską ochronę. Może w latach młodości dałby radę odstraszyć miejscowych drabów, ale teraz, kiedy był całkiem głuchy i prawie ślepy... to raczej właścicielka musiałaby go chronić.

Gdy tak przemykała się w cieniu szarych bloków, nagle zamarła. Jakiś młodzieniec z rozwianymi włosami przebiegł środkiem podwórka po to tylko, by jak małpa zwinnie wspiął się na najwyższą drabinkę na placu zabaw. Choć był ciemno, Eugenia była niemal pewna, że ów młodzian uśmiechnął się do niej, po czym spoważniał i kierując obliczę w stronę kościoła zaczął mówić. Choć nie krzyczał, jego głos odbijał się od ścian budynków, a kłótnie i inne odgłosy nagle zamarły.

- Czym całe życie? Szaleństwem
Czym życie? Iluzji tłem
Snem cieniów, nicości dnem
Cóż szczęście dać może nietrwałe
Skoro snem życie jest całe
I nawet sny tylko są snem!


Jego głos nagle ucichł. Czar prysnął. Gdzieś z sąsiedniej bramy dało się słyszeć męskie, pełne agresji pokrzykiwania. Eugenia pociągnęła lekko smycz przyjaciela i czym prędzej skierowała się do swojej klatki. Mimo iż nie przystawała, głos młodzieńca dalej dźwięczał w jej uszach równie wyraźnie co poprzednio.

- Delirium... sen szaleńca spłynął na oczy wielkich, na oczy przedpotopowych... I choć słyszą to, słyszą gdzieś w głębi klozetowej muszli: „śmierć”, nie robią nic. Zapomnieli wszak cóż owo słowo oznacza. I spłynie na ziemię anioł o czarnych skrzydłach i smoczyca o żmijowych jęzorach. Walczyć będą ze sobą po siedmiokroć na każdej ziemi, niosąc ze sobą pożogę i zniszczenie. Lecz nie ich korona, nie dla nich wyroki pańskie. Oto bowiem przebudził się król Artur, który wezwie swych rycerzy do ostatniego boju, a na ustach ich będzie pieśń i nadzieja. Tako rzecze królowa Saba, pierwsza spośród orszaku wielkiego Malkava...

- Tam jest!

- Zajebać! Zajebać maniura!


Ciężkie drzwi prowadzące do klatki schodowej właśnie zamykały się za Eugenią, gdy jeszcze przez ich szparę dostrzegła, jak grupa łysych mężczyzn w dresach zmierza w kierunku szalonego młodzieńca.

„Miej go Panie w swej opiece...” – szepnęła.

Tej nocy długo nie mogła zasnąć, a następnego ranka pełna lęku, gdy wyszła ze swoim czworonogiem zaglądała w pobliskie krzaki czy nie najdzie tam zmasakrowanego ciała długowłosego chłopca. Nie mogła wszak wiedzieć, że ów szalony młodzian nie tylko wyszedł cało ze starcia z gangiem, ale i większość jego członków wysłał na odpoczynek do pobliskiego szpitala rejonowego.


***

Po zachodzie Słońca, Reykiawik.


Robert

Dawno nie spał tak źle. Zjawa o złocistych oczach nękała go raz po raz, to katując starcze ciało, to znów kusząc swą nagością i zmysłowymi kształtami. Chciał się obudzić. Na Boga, niczego bardziej nie pragnął! Chciał wyrwać się marze, lecz ta nie miała zamiaru wypuścić go ze swoich okowów uśmiechając się nadzwyczaj figlarnie. Sen trwał i trwał, aż wreszcie... Otworzył oczy i... nic więcej.
Chciał wstać, lecz ciało go nie słuchało. Chciał kogoś zawołać, lecz wargi ani drgnęły. Jedyna częścią ciała, jaka pozostała ruchoma, były jego gałki oczne.

Spojrzenie w dół przyprawiło go o zgrozę. Nie mógł się mylić – osikowy kołek sterczał prosto z jego piersi. Kto? Jak? No tak... nie było Singa, który pilnowałby go za dnia. Co więcej, ów kamerdyner okazał się zdrajcą! Zdrajcą, który znał wszystkie tajemnice tego domu.

No nic... na pewno ktoś niedługo przyjdzie... uwolni go. W domu przecież nie był sam. Nagle przypomniało mu się, że w śnie znikąd pojawił się kobiecy krzyk, bardzo znajomy krzyk, który rozrywał jego serce. Czyżby...?!

Spojrzenie w górę przyprawiło go o panikę. Na suficie bowiem widniał wymalowany krwią napis:


Znał zapach tej krwi. Finney!


Artur

„Królu Arturze.... królu Arturze... gumowa kaczka... królu Arturze...”

Sceny z filmów, bajek i książek dotyczących legend o królu Arturze oraz rycerzach okrągłego stołu nawiedzały Malkaviana niemal przez cały okres snu. Ktoś go wołał, ktoś chciał, by to on nawoływał... Ktoś ostrzegał i kazał ostrzec innych... Czy kryło się w tym delirium choć ździebko sensu?

Obudził się gwałtownie, choć pewien był, że wciąż śni, bowiem ciemność wylewała się ze wszystkich stron. To nie było łóżko, w którym zasnął to nie był jego pokój! Rozejrzał się uważnie, starając przyzwyczaić do panującego mroku oczy i uzmysłowił sobie, że oto jest w pomieszczeniu piwnicznym pod dworkiem księcia Aligariego. Jak tu trafił? Nic nie pętało go, był zupełnie sam w tej ciemności, stojąc wyprostowanym tuż pod...

Na piwnicznym sklepieniu dostrzegł coś dziwnego. Jakąś ramę, a w jej wnętrzu... sterczące kawałki, które połyskiwały od skąpego blasku sączącego się z dalszej części piwnicy. Lustro! Zbite lustro, jakby coś z niego się wydostało... Czy to możliwe?

Jak długo Artur szukał jednak odpowiedzi w tym pomieszczeniu – nic nie znalazł. Zaś na zewnątrz czekać miał na niego nowy zestaw niespodzianek.


Alexander

Śledztwo stanęło w martwym punkcie... jeśli w ogóle istniała jeszcze szansa na zakończenie sukcesem. Sing nie miał auta, ktoś musiał po niego przyjechać – ledwo tyle ustalił, gdy wschodzące Słońce zmusiło go do tego, by udał się do swego pokoju w rezydencji księcia.
Zasnął od razu, mimo kłębiących się w głowie myśli...

Dłonie...małe, słodkie rączki błądziły po jego ciele i pieściły każdy skrawek jego ciała, pokonując nawet wampirzą oziębłość, budząc zapomnianą zmysłowość. I gdy już miał się im poddać, zatonąć w rozkoszy... usłyszał krzyk kobiety. Chciał się zerwać, by zobaczyć, co też było przyczyną owego krótkiego wrzasku, lecz małe słodkie rączki nagle przeobraziły się w szpony, które przygniotły do posłania. Chciał krzyczeć, lecz nie mógł wydobyć z siebie dźwięku... chciał się wyrwać, lecz jego ciało pozostało nieruchome...

... i wtedy się obudził! Ręce zniknęły, lecz on nadal pozostawał unieruchomiony. Z trudem nawet poruszał gałkami ocznymi. Co się stało?

Jego odpowiedzi ukryte były w sterczącym z piersi kołku i napisie na przeciwległej ścianie, napisie sporządzonym z vitae wampira:


Cokolwiek myślał, cokolwiek pragnął zrobić, był całkowicie unieruchomiony i jedyne, co mógł, to czekać... czekać, aż ktoś zjawi się w drzwiach pomieszczenia.
Przyjaciel lub oprawca.


Shizuka, Karol

Lipiński opuścił swoje schronienie, jak mógł najwcześniej, czyli zaraz po zachodzie słońca. Jeśli chciał odwiedzić dom Ortegi, a potem jeszcze uratować Marry, musiał się streszczać. Wyprawa na Heklę oznaczała jakieś 2-3 godziny jazdy dobrym wozem terenowym, a on nie dość, że nie potrafił kierować takiego wozu, to nawet nie miał go w posiadaniu.

Tym jednak postanowił martwić się później, najważniejszym wszakże było pożyczenie kamienia od Rossy. Kiedy zapukał do posiadłości Mercedes, nawet nie spodziewał się, że otworzy mu, któraś z wampirzyc, spodziewając się, że wciąż jeszcze śpią. Zdziwił się jednak widząc odświeżoną i całkiem ubraną Shizukę.

Japonka poprowadziła go do pokoju, który ostatniej nocy sama wyznaczyła na sypialnię Rossy i księdza. Otrzymawszy pozwolenie, weszli do środka.

Młoda dziewczyna imieniem Rossa mtrzymała się nadzwyczaj dobrze. Siedziała przytomna o własnych siłach, a mający się wprost przeciwnie, czyli źle – Ojciec Munk, karmił ją jakimś grysikiem. Dziewczyna nawet nie spojrzała na nowoprzybyłych, była raczej jak... lalka.

- Witajcie. – rzekł słabym głosem Munk – Rossa... Rossa co prawda nie porozmawia z wami raczej, bo... od wczoraj nic nie mówi. – jego głos był głosem złamanego człowieka – Jednak...zostawiła wam wiadomość. Cały czas jest apatyczna, tylko wczoraj, zaraz po przyjeździe wzięła kartkę i papier, żeby napisać to...

Podał Shizuce niewielki liścik:

Cytat:
Ten, którego kochałam, lecz którego serce nie do mnie należało, dał mi pomimo woli kryształ cudowny i kazał żyć, mimo iż powodów ku temu nie mam. Będę jednak trwać, by sny dla was czytać, lecz kamień nie przy mnie winien zostać.
Ród Kaina obudził demony przeszłości i on też winien się z nimi rozprawić. Niech ten z was, który nosi legendarne imię, który krwią jest z krwi Rolanda, weźmie ode mnie kryształ i jednym z Wielkiej Czwórki zostanie.
Żaden inny, żaden więcej.
***


Karol

Kiedy stał w progu i opuszczać miał już dom Ortegi, nagle ze studzienni kanalizacyjnej wyszedł znajomo wyglądający gryzoń – jeden z jego szpiegów. Zwierzak miał kolejne mrożące krew wieści: w środku dnia jakaś grupa 5 osób włamała się do posiadłości i zabrała zeń młodą kobietę (Finney), uprzednio krępując ją, raniąc i wrzucając do czarnego worka, który zabrali z sobą. Choć zmierzch już zapadł, to pozostali Kainici wciąż się nie ruszają, czuć od nich krwią. Tylko jeden (Artur), jeszcze przed świtem zszedł do piwnicy jakoś tak dziwnie stawiając kroki, dlatego jego nikt nie znalazł.


Mercedes

Obudziła się wcześniej niż zwykle, choć też już pół godziny po zmroku. Tej nocy bowiem nie mogła się wylegiwać, tej nocy miała spotkać się z ojcem – księciem Paryża, który pragnął poświecić kilka swych cennych godzin na spotkanie z córką. Zanim jednak zaczęła się ubierać, rzuciła okiem na swoją komórkę... dwa nagrania na sekretarce. Ciekawe.
Włączyła odsłuchiwanie.

Pierwsza wiadomość, jak Toreadorka się spodziewała, pochodziła z policji. Dostała nazwiska i adresy właścicieli samochodów. Jak się przy tym okazało – jedno auto pochodziło z wypożyczalni, mowa o srebrnym Renault Thalia.

Druga wiadomość... to był jej ojciec!

- Wybacz córko, ale niestety zmuszony jestem odwołać wizytę. Doszły nas słuchy, że ostatnio Sabat skupił szczególną uwagę na statkach i samolotach mających kontakt z Islandią. Jeden statek, którym płynęły dwie nasze krewniaczki z Wielkiej Brytanii został zatopiony. Rozumiesz chyba, że nie mogę ryzykować. Twój brat obawia się ponadto, że Wasza telefonia komórkowa może być na podsłuchu, dlatego dzwonię do ciebie z satelitarnego łącza. Nie martw się skarbie, postaram się dowiedzieć jak najwięcej. Nie dzwoń do nas. Gdy będziemy mieć jakieś informacje, sami się z tobą skontaktujemy. Uważaj na siebie, mon cheri.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 24-03-2009, 00:09   #384
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po przebudzeniu w tym dziwnym pomieszczeniu, Artur odruchowo sprawdził, czy przypadkiem znowu nie jest ubrany w szaty Dżejów. Jeden plus całej sytuacji- nie był.
Zaczął przyglądać się lustru nad sobą. Naprawdę wyglądało, jakby ktoś wybił je z drugiej strony. Ale tam była tylko lita ściana. A właściwie sufit. Kto normalny, robi lustro w suficie? Hmm, normalny, co? Właśnie.

Rozglądanie się po pomieszczeniu nic nie dało. Artur nie umiał też sobie przypomnieć, jak się tu znalazł. Ze snów zapamiętał tylko wiele wizji o królu. Królu Arturze, na miłość boską! No i coś o gumowej kaczce. O ile pamiętał, Dżejowie mieli taką kaczkę, nazywali ją Lilith i trzymali na smyczy. Ciekawe, czy nadal była gdzieś w budynku, czy spłonęła z którymś z jego braci? A właśnie.
-„Hej, ty, odezwij się”- jak by to nie brzmiało, starał się myśleć na tyle głośno, żeby słychać go było w całej głowie- „to ty mnie tu przyprowadziłeś? Ty, sumienie, czy czym tam jesteś? Gadaj, jak cię pytam!!”
- Gadaj, cholera jasna! Co ja tu robię!?- niechcący krzyknął na całe gardło. Po piwnicy rozeszło się echo. Ochłonął trochę. W piwnicy nic nie znajdzie. Ruszył na górę. Stanął w drzwiach i rozejrzał się. Oczy rejestrowały korytarz i widoczny fragment holu. Sięgnął ręką do kabury. Zaklął, pistolet został pod poduszką. Doświadczony umysł policjanta- paranoika nie dał się długo zwodzić. Coś było nie tak.

- „Camelot napadnięty. Strzeżcie się, rycerze”

Nie umiał powiedzieć, o co chodziło. Jakaś subtelna zmiana w powietrzu, dziwne ustawienie mebli na drodze od drzwi do schodów, nadmierna cisza. Rozpłynął się w najbliższym cieniu (niewidoczność) i wyostrzył słuch (nadwrażliwość). Nic. Nie słyszał zupełnie nic. Ruszył ostrożnie do swego pokoju po broń, po czym skierował się do komnat Aligari'ego. Nie znalazł go tam, więc ruszył do jego gabinetu. Drzwi były otwarte. Zły znak, ale i tak nie przygotował go na to, co miał zobaczyć.

Na kanapie Portman zobaczył leżącą postać księcia.
- Książę, czas wstawać- szepnął, aby nie zaalarmować nikogo, kto kryłby się w innych częściach domu- ktoś był w Elizjum.
W tym momencie zauważył kołek sterczący z piersi Roberta. Szybko zamknął za sobą drzwi i podbiegł do kanapy.
- Książę, co tu się stało?- zapomniał już o szeptaniu. Oczywiście nie doczekał się odpowiedzi, poza nerwowymi ruchami gałek ocznych. Schował pistolet do kabury i obiema dłońmi złapał za kołek. Pociągnął mocno i po chwili kawałek drewna opuścił klatkę piersiową Aligariego.

-Tkwił mocniej niż się spodziewałem- mruknął pod nosem- Książę, co tu się stało?

W pierwszym, dramatycznym ruchu Aligarii położył obie dłonie na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą był kołek, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno go nie ma. Nie było. Spojrzał na Artura. Jego oczy, na co dzień zimne, pozbawione uczuć teraz wyraźnie prosiły o chwile. Książę potrzebował chwili, by doprowadzić się do ładu, by wyciszyć swój umysł, w którym zachodziły kolejne eksplozje wściekłości i nienawiści, uczuć w końcu niegodnych Ventrue.

- Cóż... - westchnął Stańczyk, poprawiając swe włosy. Proste gesty, którymi każdy człowiek - żywy czy ożywiony - stara się uspokoić samego siebie. - Przede wszystkim, dziękuję. - na twarzy wampira pojawił się delikatny uśmiech - Postaram się okazać ci moją wdzięczność, ale tym zajmiemy się w bardziej sprzyjających okolicznościach...

- Słyszałeś zapewne o fakcie, iż mój kamerdyner, Walter Sing, usiłował mnie zamordować. Pracował na zlecenie potężnego wampira, Dominika z Ventrue. Mojego ojca. Ojca, który przebudził się po zapewne setkach lat snu, co mocno odbiło się na jego umyśle. Postanowił mnie zgładzić... Chociaż sam nie wiem, czemu tego nie zrobił. Stara się mnie zaszczuć. Oto nasz prawdziwy wróg, Arturze. Oto piętno mej przeszłości... - uderzył o ziemię znalezioną obok łóżka laską.

- Musimy działać. - odezwał się po kilku sekundach milczenia, a głos jego wzmocnił się - Oni... Wydaje mi się, iż mogli uprowadzić Finney, moją córkę. W nocy słyszałem krzyki. A ta krew... - wskazał na czerwone słowa wypisane na ścianie - Pachnie nią. Nie wydaje mi się, żeby była martwa, ale... Jest w niebezpieczeństwie. Musimy ją odszukać. Przeszukaj willę. Znajdź wszelkie dostępne poszlaki. Odszukaj też Alexandra, zleciłem mu dorwanie Singa. Jak najszybciej chce was obu widzieć u mnie. Niezwłocznie wyruszymy na poszukiwanie porywaczy. - w głosie Roberta słychać było niezwykły gniew i determinację - Ach, i gdybyś mógł mi użyczyć swego telefonu... Te tutaj mogą nie być bezpieczne, a ja muszę zadzwonić do jednego z mych przyjaciół...

-Co takiego? Sing zdradził? Książę, gdybym o tym wiedział, na pewno nie poszedłbym ot tak spać. Co najmniej ustawiłbym jakiś alarm na systemie monitoringu!- chwilę zajęło mu pozbieranie się. "Cholera, a Ty po prostu tutaj spałeś?"
- Zaraz zajmę się przeszukaniem willi, choć wydaje mi się, że Sing znał ją na tyle dobrze, żeby nie zostawić zbyt wielu śladów. Proszę, oto mój telefon- wręczył Aligariemu komórkę- Ale mam też do zdania raport. Po pierwsze, mamy kolejnego wroga, możliwe, że potężniejszego niż ów Dominik. Nazywa się Sasha Vykos, i to ona dysponuje kamieniem Ognia. Zeszłej nocy spaliła Rolanda. Nie wiem, czy na tym poprzestanie. Ponadto- przez chwilę zamilkł, zbierając myśli- byłem przed chwilą w piwnicy i znalazłem tam w suficie lustro. Zbite. Jakby od środka, choć była za nim ściana. Wiesz coś o nim? Bo wydaje mi się że było ważne dla Rolanda i Dżejów. I, choć głupi to zabrzmi, mogła mieć związek z kaczką, którą bawili się Malkavianie. Tą, którą nazywali "Lilith". Przyznaję, że sprawa Finney jest poważna, ale obawiam się, że mamy na karku coś gorszego. Teraz idę przeszukać Elizjum, kiedy skończę, będzie można planować dalej.

- Sing mógł nie działać sam. Jako sługa Dominika z pewnością mógł liczyć na wsparcie. Trzeba liczyć na to, iż twoje zdolności detektywistyczne, drogi Arturze, pomogą nam odnaleźć wszelkie możliwe poszlaki...- przerwał na chwilę Robert.

- Sasha Vykos... Niestety, nasi przyjaciele większość tego typu informacji pozostawiają dla siebie. Podobnie jak działanie owych kamieni. Ten ognia, jak mniemam, pozwala na panowanie nad tym żywiołem, czyż nie? Przyjmij także me wyrazy ubolewania po utracie Rolanda, mi również będzie go brakowało... A cóż stało się z grupą Dżejów? Pamiętam, iż Roland opowiadał mi o ich niezwykłej zdolności... odradzania się...

Znów krótka przerwa, znów uderzenie laską.

- Jeżeli zaś chodzi o powagę całej sytuacji... Tracimy kolejnych przyjaciół. Nie możemy stracić następnych. Finney, jak zapewne wiesz, była moją prawą ręką. Po prostu za dużo wie. Nie możemy pozwolić, by Dominik zdobył tę wiedzę. To Ventrue, potężny manipulator, kto wie, jakie sojusze może zawrzeć w mieście. Sashą, jak mniemam, zajmą się nasi przyjaciele, Dominikiem zaś zajmiemy się my. To decyzja księcia, Arturze, możliwa do obalenia tylko przez radę.

- Będę czekał w sali tronowej. Do zobaczenia. - rzucił jeszcze Robert i również opuścił pomieszczenie, wpatrując się intensywnie w komórkę pożyczoną od Artura.

Artur, niewiele myśląc o dalszych planach i rozkazach księcia, ruszył szybko do centrali monitoringu. Niepotrzebnie.
Monitoring szlak trafił. Ekrany były potłuczone, elektronika zniszczona, taśmy zniknęły.
-„Pięknie, teraz znają naszą tożsamość. A ja nie wiem nic.”
Używając dyscyplin, był w stanie wyczuć, że było tu trzech albo czterech ludzi. Działali sprawnie, to widać, ale zdaje się, że byli pod wpływem jakiejś używki.
Następnie skierował się do pokoju porwanej. Bez wyraźnych śladów walki, nawet w aurze nie wyczuwał strachu czy złości, jedynie zaskoczenie. Jakby przyszedł po nią ktoś znajomy? Ruszył na zewnątrz budynku, sprawdzić, czy tam czegoś nie znajdzie.
Po drodze, w desperacji, zaglądał do wszystkich pokojów. I bardzo dobrze się stało, gdyż w jednym z nich znalazł kolejną zakołkowaną postać.
- Donovan! Ciebie też dopadli?- szybko podbiegł do Brujaha i wyszarpnął z niego kołek. Momentami zastanawiał się, czy nie należało zostawić księcia zakołkowanego, ale Alex wydawał się być rozsądniejszy. Mimo że z gangu- Nie wiedziałem, że tutaj nocowałeś. Cały jesteś? Widziałeś coś? Wiesz coś o Singu?

***

Gdy oba młode wampiry się rozstały, Portman ruszył, zgodnie z planem, na zewnątrz. Niestety nie dowiedział się tam wiele, ślady samochodów niedaleko od Elizjum rozmywały się wśród wielu innych. I bądź tu mądry.

Wracając z podjazdu, usłyszał telefon w holu. Szybko podbiegł do niego i podniósł słuchawkę.
-Halo?
To była Shizuka.
- Witaj jankesie, jak się spało? - uspokoiła się, kiedy usłyszała jego głos. Po wczorajszym dniu zaczynała jej się paranoja pt "Wybij wampiry w Reykiawiku".
- Słuchaj jest taka sprawa, nie na telefon. Rossa zostawiła liścik. Raczej się nie ucieszysz, "królu Arturze".
- Twierdzi, że teraz ty musisz być Wieżą. Musisz to natychmiast przyjechać.
- Chwilowo mamy tu niezły burdel, też nie na telefon, ale postaram się przyjechać najszybciej jak będę mógł. Sprawdźcie wszystkich waszych.. no, tych co to lubią chlać i balować, oraz systemy zabezpieczeń. Bez odbioru- nie czekając na jej odpowiedź odłożył słuchawkę. W jego głosie słychać było zdenerwowanie.

-”Pięknie, jeszcze tego brakowało. Nie rozdwoję się przecież. Tutaj napad i porwanie, tam kamienie. Dobra, pomyślmy.”- zachodząc w głowę, ruszył w stronę dawnego pokoju Singa, gdzie miał nadzieję znaleźć jakiekolwiek ślady- „Tutaj jak nie mam żadnego tropu, a moje kontakty raczej nic nie dadzą, policja ma sporo na głowie dzisiaj. I to przez nas, w dużej mierze. U Ortegi przynajmniej mają jakiś trop, chyba wiedzą, co się dzieje. Tak, tam przynajmniej coś powinno się udać osiągnąć. Ale nie mogę bezczelnie olać rozkazu Aligariego, w końcu teraz musimy być zjednoczeni. Jak cholerni Rycerze Okrągłego Stołu, a co!”

Po drodze do sali tronowej, Artur sprawdził pokój Singa. Niestety, facet okazał się być profesjonalistą. Żadnych rzeczy osobistych. Artur nie wyczuł też żadnych specjalnych uczuć. Na przykład nienawiści do księcia. Po prostu zimny zawodowiec w trakcie zlecenia.

Gdy wreszcie dotarł do sali tronowej, Portman miał już w głowie ułożony pewien plan. Stanął w drzwiach i chrząknął głośno.

-Książę, niestety nie udało mi się znaleźć nic więcej, ponadto, co wcześniej przekazałem. Aha, i to, że napastnicy mogli być na jakichś używkach, ale mimo to działali nad wyraz skutecznie. Sing okazuje się prawdziwym profesjonalistą. Obawiam się, że póki co nie możemy wiele zdziałać. Moja propozycja brzmi tak- zwrócił się w stronę Donovana- Alex, ty pojedź do waszej kryjówki i przekaż Georgowi, że sytuacja jest kiepska- nagle coś sobie przypomniał- Aha, jakby Sashy i ojca Księcia było mało, możliwe, że straciliśmy Archonta. Ostatnio widziano go w czasie walki z jakimś przerośniętym wilkołakiem, potem kontakt się urwał- zrobił krótką przerwę- Książę, co do nas, proponuję udać się w bezpieczniejsze miejsce, którego nasz wróg nie zna tak dokładnie. Mam na myśli rezydencję pani Ortegi. Po drodze opowiesz mi, książę, jak nawiązałeś kontakt z Walterem Singiem.

***

Razem z Robertem opracowali trochę inny plan. Koniec końców stanęło na tym, że Artur ma zawiadomić policję, że Sing ma coś wspólnego z pożarami z dnia poprzedniego. To powinno uniemożliwić mu opuszczenie wyspy. Szybki telefon, a potem do Shizuki.
-„Co to za bzdura z tą Wieżą? Nie dość już mi namieszali w głowie?”
Wybrał numer Olafa, znajomego islandzkiego gliniarza. Noc nie trwała jeszcze tak długo, wątpił, czy obudzi swego znajomego. Zwłaszcza że policjant, obecnie w randze komisarza, musiał mieć dzisiaj naprawdę dużo na głowie. Co znaczyło też, że nie będzie miał czasu na wypytywanie Artura. Wyjaśnienia zostaną na później.
- Olaf? Tak, tu Artur. Słuchaj, wiem, że masz urwanie głowy, ale poczekaj chwilę. Siedzę w tych wczorajszych pożarach. Ty też? Tak myślałem. Jedne klient ma -przerwał- No nieważne. Słuchaj, mam jednego podejrzanego. Walter Sing. Jeden z informatorów wiąże go z jakimś podpaleniem wczoraj- podał adres nieopodal miejsca wczorajszego starcia z Sashą i rysopis byłego kamerdynera. Kilka razy mimo wszystko go widział- Facet może próbować uciec z wyspy. I jest niebezpieczny. Gdyby się pojawił gdzieś, daj mi znać, dobrze? Będę też wdzięczny, jeśli po prostu go zamkniesz i skopiesz tyłek od mojego klienta. Jasne, mam u ciebie dług. Trzymaj się.

Gdy usiadł za kierownicą, przyszła mu do głowy śmieszna myśl. Całą poprzednią noc kierował różnymi samochodami. I ani razu nie był to jego własny. Stęsknił się.
Jechał, jak zwykle ostatnio, szybko, na granicy przepisów. Nie ma czasu do stracenia.

Wreszcie Portman stanął przed drzwiami rezydencji. Trzeba przyznać, robiła wrażenie. Wcisnął energicznie dzwonek, raz i drugi, czekając na reakcję. Ciekaw był, kto mu otworzy. Pierwsza była Shizuka. Otworzyła uśmiechając się szeroko.
- Cieszę się, że cię widzę. - zaprosiła go gestem do środka. - Nic ci nie jest? Co się stało?- ubrana była w białą kurtkę skórzaną, buty po kolana z duża ilością sprzączek i kloszowaną sukienkę. Wyglądała jak jakaś japońska gothic lolita.
- Ha, widzę, że co noc nowy styl- mruknął, patrząc na jej strój- Stało się, oj stało się trochę. Sing zdradził, córka Aligariego porwana, generalnie mamy coraz więcej na karku- gdy już zamknęła drzwi, kontynuował- O co chodzi z tym byciem Wieżą? Rosa chce mi dać kamień?
Gdyby jej ciało pamiętało jak, pewnie by się zaczerwieniła.
- Wczoraj to była przykrywka - rzuciła, żeby zagłuszyć jego ostatnie zdanie. Uniosła lewą brew - najpierw mówisz o bezpieczeństwie, a potem...? - wskazała ruchem głowy w kierunku salonu, gdzie zabawa trwała w najlepsze. - Też lepiej wyglądasz niż wczoraj.

Zaśmiała się, choć nie było jej do śmiechu. Porwanie Fin zaskoczyło ją i przeraziło zarazem. Kiedy już skierowali się do odległego pokoju Rossy, powiedziała:
- Tak. Chce ci dać kamień. I tylko tobie. Proszę - podała mu liścik.
- Kurwa- zaklął, gdy zauważył, że wygadał się przy sporej ilości ludzi. "Skup się!" Gdy dała mu list, milczał przez chwilę. A i potem mówił szeptem.
- Legendarne imię. Świetnie. Jakbym jeszcze miał nie dość namieszane w głowie. Król Artur, rycerze, sumienie, teraz jeszcze to- westchnął ciężko- Czy twoja matka ustaliła coś wczoraj, po tym, jak poszła za Sashą?- bał się zapytać, czy w ogóle wróciła. Podobnie jak bał się zapytać, czy nie ma jakichś wieści o Archoncie.
Shizu wyczuła jego emocje. Pytanie, które nie padło, zawisło w powietrzu.
- Wie jakim samochodem odjechała Sasha. Odpoczywa teraz w swoim pokoju. - poklepała go po ramieniu - Jesteś Malkavianienem, nie powinno cię to ruszać. - uśmiechnęła się szeroko, jednak szybko uciekła wzrokiem. - Natomiast Archont nie wrócił do siebie na noc... Dzwoniłam, ale jego lokaj powiedział, że go nie ma i że się nie odzywał. Martwię się.

Zareagował uśmiechem na jej uśmiech. "Skoro ona zachowuje ducha, to i ja mogę"
- No to chyba wezmę to cacko. W sumie powinienem się cieszyć, przynajmniej mnie nie spalą. Potraktuję to jako swojego Excalibura. A co do Archonta, jeśli przez najbliższe dwadzieścia minut nie zacznie się kolejny koniec świata, możemy pojechać w okolice kościoła i poszukać śladów. Może ukrył się tam gdzieś?- miał nadzieję, że to ją pocieszy. I miał też nadzieję, że faktycznie będą mieli na to czas.

Westchnęła, ale miała nadzieję, ze nie usłyszał.
- Ma zadzwonić. - powiedziała pewnie, przekonując zarówno siebie jak i jego. - Zadzwoni. Na pewno zadzwoni. - uśmiechnęła się. Od wczoraj zdążyła już trochę odbudować siły, choć sam dźwięk zapalniczki powodował u niej gęsią skórkę. I te wszystkie... Wystarczy! - A co do Excalibura, - złapała za klamkę drzwi - uważaj królu.
Rzuciła na koniec zaczepnie.

Zajrzał przez otwarte drzwi. Rosa siedziała na łóżku, wpatrując się w ścianę na przeciw. Jednak, gdy Portman wszedł do pokoju, spojrzała w jego stronę. Jej twarz na moment przestała być obojętna, choć nie zdążył ustalić, jaki wyraz przybrała. Czy to była ulga, może rezygnacja? Powoli sięgnęła gdzieś za siebie, po czym wyciągnęła w jego stronę rękę z kamieniem. Był... niebieski. To chyba jedyna, co dało się o nim stałego powiedzieć. Pulsował, zmieniał odcienie, chyba nawet kształt. Jak woda. Portman wpatrywał się w niego przez chwilę. Twarz Rosy miała jakby zachęcający wyraz. Chciała, żeby wziął kamień? Chciała się go pozbyć? Wyciągnął dłoń i chwycił kamień. Początkowo niepewnie, w końcu wziął go od Rosy.
Czuł...czuł jego uczucia. Kamień był niepewny. Obaj byli. Obaj też byli ciekawi tego drugiego. Stał w miejscu, wpatrując się w kształt, który trzymał w dłoni.
- I kim ty właściwie jesteś, co?
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline  
Stary 24-03-2009, 01:07   #385
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Starał się nie myśleć o tym wszystkim. O zdradzie Singa, o porannej niespodziance, o porwaniu Finney. O własnej głupocie. Przecież mógł już wczoraj załatwić jakąś ochronę. Cokolwiek. Kogokolwiek. Byleby narobił hałasu. Walter był silny, ale nie na tyle, by pokonać czterech kainitów. Stańczyk przypuszczał, że nawet sam sprawiłby mu niemały problem. A nawet jeśli nie działał sam, to pozostali tez byli ludźmi, najwyżej ghulami. To nie były wampiry. To nie było w stylu przeciętnego krwiopijcy, a już na pewno nie w stylu uczniów Dominika...

Nie zabił go. Dlaczego? Czy to znowu miała być nauczka? Kolejny etap jego chorej gry? A może zależało mu właśnie na młodej Ventrue? Tylko po co ...?

Pytania rozsadzały głowę Roberta.

Powoli wciskał kolejne klawisze. Dwa telefony do wykonania. Dwa kluczowe połączenia. Młoda Haarde dzięki Bogu w czas nauczyła go obsługi, przynajmniej podstawowej, tego urządzenia - potrafił już zadzwonić, odebrać telefon, a nawet odczytać SMSa. Jego wysłanie wciąż było dla księcia tajemnicą, ale przypuszczał, że te małe literki na klawiaturze telefonu mogą być z tym związane.

- Słucham? - odezwał się Sorre. W tle szum ulicy. Musiał właśnie gdzieś jechać.

- Aligarii z tej strony. - mruknął - Mój przyjacielu, tym razem bez przesadnej kurtuazji. Sing okazał się zdrajcą.

- CO!? - krzyknął prawnik, wyraźnie zaniepokojony. Chwila ciszy, zapewne zaparkował gdzieś na poboczu - Jakim cudem...? Nic ci nie jest, książę?

- Ja i młody Alex obudziliśmy się o poranku w stanie... Unieruchomienia. Chyba wiesz, o co mi chodzi. Próbował mnie zabić, przeżyłem, a w trakcie dnia... Porwali Finney.

- Jezu... Ja... Przepraszam...

- Nie winię cię o nic, przyjacielu. - uspokoił delikatnie rozmówcę - Teraz posłuchaj mnie uważnie. Po pierwsze, najpóźniej do godzin porannych chcę mieć tu jakąś grupę. Ochronę. Skuteczną ochronę. Sześć do dziesięciu osób. W kontrakcie mają zakaz wchodzenia do wnętrza rezydencji, mają się o nic nie pytać, w nocy siedzieć grzecznie przy wejściu, w dzień patrolować teren. Co proponujesz?

- Dziś w nocy... Nie, na dzisiejszą noc nie dam rady zorganizować niczego większego. Zadzwonię po tutejszych ochroniarzy, ponoć bardzo skuteczni, może się uda, przed dwa dni będą zajmować się ochroną. Za jakieś dwa dni mogę załatwić kogoś lepszego, słyszałem o jednej grupie, prawdziwi najemnicy...

- Byle byli skuteczni. I jeszcze jedno. Od każdego pobierz, nawet w naszej stacji krwiodawstwa, próbkę krwi. Powiedz, że na badania. Cokolwiek. Muszę sprawdzić w niej parę rzeczy... - Aligarii odchrząknął cicho, przechodząc do drugiego tematu - A teraz druga sprawa. Jak znalazłeś Singa?

- Jest taka agencja, włoska, zajmuje się kamerdynerami, kucharzami i innym personelem dla bogaczy - tam go znalazłem, nie był drogi, miał naprawdę dobre referencje...

- Nie musisz się tłumaczyć. Wyślij mi adres i telefon do tej agencji. Natychmiast. Może być i tą krótką wiadomością tekstową odbieraną przez telefony komórkowe...

Pożegnał prawnika, odłożył telefon. Po chwili doszła wiadomość od Sorre. Dokładne dane, Sing przyleciał prosto z Florencji.

Czas na drugi telefon.

- Kto? - zachrypnięty, niezbyt uprzejmy głos rozległ się w słuchawce.

- Johann? Robert Aligarii z tej strony...

- Aaa, księciunio! - Nosferatu rozpoznał przyjaciela z dawnych, powojennych lat, który swego czasu pozwolił mu przetrwać parę zdecydowanie gorszych lat. - Co, tęskno za kontynentem?

- Też. Ale nie o to chodzi tym razem. Miałeś u mnie spory dług wdzięczności, pamiętasz? Chciałbym to wykorzystać.

- No, mów o co biega.

- Za chwilę podyktuje ci adres pewnej agencji. Ogólnie zajmuje się kamerdynerami, kucharzami, służbą domową. Włochy, niedaleko Florencji, ładna okolica. Poleć tam jak najszybciej. Poproś o pomoc kogoś, kto zna się na dyplomacji, kto słowami potrafi zmusić do wielu rzeczy. Na miejscu wydobądźcie jak najwięcej informacji o mężczyźnie nazywającym się Walter Sing, kamerdyner, ostatnio pracujący u mnie, Reykjavik, Islandia. Koniecznie, jak najszybciej.

- Coś poważnego, Robciu? Bo coś nie za wesoło gadasz...

- Strasznie. Ale to nie rozmowa na telefon. Błagam, znajdź kogoś i leć, już, teraz. Szybko.

Podał adres, wymienili jeszcze parę kurtuazyjnych uwag, a potem zakończył rozmowę i, rozsiadając się na swym tronie, zaczął wspominać. Johann był strasznie blisko wiedeńskiej Rady, nie "pracował" dla nich w pełnym tego słowa znaczeniu, ale często wykonywał pomniejsze zlecenia. Lokalizował ludzi, wyszukiwał o nich dane, prowadził różnego rodzaju badania. Jeśli tylko mu się uda...

Cóż. Na pewno będą wiedzieć więcej.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 25-03-2009, 21:56   #386
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Arakawa Shizuka & Karol Lipiński & Artur Portman

Pisk zepsutego zegarka elektrycznego. Jakby zrobiło się spięcie, a on wył błagając o pomoc. I ten zapach - coś się paliło. Shizu otworzyła oczy. Pociągnęła nosem, aby zlokalizować źródło zapachu. Nagle drzwi wypadły z framugi i stanęła w nich Sasha z płonącym ramieniem.
- Mam cię! - wrzasnęła rzucając ognistą kulę.



Shizu otworzyła oczy. To tylko sen. Dalej była w objęciach Matki, w jej łóżku, w jej domu. Nikt nie wpadał przez drzwi, jedynie słychać było przyciszone dźwięki muzyki. Czuła, że słońce jeszcze nie zaszło, ale powoli chyliło się ku zachodowi. Co do jednego miała pewność, dziś już nie zaśnie.
Spojrzała na śpiącą Matkę. Przez tą całą sytuację nawet nie zapytała, czy jej nic nie jest. Nie wzięła nawet pod uwagę, że może być równie zmęczona. Może nawet bardziej? Założyła Matce figlarne kosmyki za ucho. Tak spokojnie spała...

W przeciwieństwie do Artura, Shizu spędziła wieczory ze swoim rodzicem i dowiedziała się tyle, ile powinno pozwolić jej przetrwać pierwsze "kontakty społeczne". Ale niczego konkretnego o Matce. Kim tak naprawdę była? Czemu wylądowała na Islandii? Skąd pochodziła? Jakie miała życie? Dlaczego wybrała akurat Shizu na córkę?

Mimo to ufała jej całkowicie. Nie była przekonana, co do metod. To prawda. Ale to nie zmieniało sytuacji. Mimo, że Matka nie ufała jej. A może nie o to chodziło? Może po prostu nie zadawała pytań, a Shizu to źle interpretowała?

Zresztą ufała także Tylerowi czy Lasallowi. Arturowi i Rolandowi również. Ale Matkę ma się jedną. Pogładziła ją po głowie i pocałowała w czoło.

Ciekawe czy to doprowadzi ją do śmierci? Zapewne. Ale jak już raz się umarło trochę zmieniają się priorytety. Teraz była inna. Tamto życie i ciało wyżęła jak cytrynkę i nie zostawiła ani kropli. Osiągnęła doskonałość, jeśli chodzi o jedną z dziedzin sztuki i nikt jej tego nie odbierze. Z nowym życiem czekały ją nowe wyzwania. Ponownie miała zamiar poszukiwać perfekcji. Na miarę nowego ciała i nowego życia.

Czas wstać. Przeszła chyłkiem do swojego pokoju. Miała ochotę schować się w ubraniu. A najłatwiej to zrobić w czymś, co jest swojskie. Wyszarpnęła z szafy sukienkę, dobrała odpowiednie rajstopy i wysokie buty z licznymi sprzączkami. Do tego białą kurtkę ze skóry i rękawiczki. Na szyję obrożę. Wita rodzinny, japoński gotyk.





Z resztek torebki wyciągnęła lekko przytopioną Motorolę V3 z przywieszką Hello Kitty.


Miało to przynieść szczęście. Na razie dawało pozytywne efekty. Wykręciła numer do posesji Lasalle'a.
- Witam - powiedziała i nieświadomie się ukłoniła. Musiało to wyglądać zabawnie, zwłaszcza że akurat była w drodze do salonu. - Z tej strony Ar.. Shizuka Arakawa, córka pani Ortegi. Czy zastałam pana Lasalle'a?
- Przykro mi, ale niestety nie ma go.
- odpowiedział kobiecy głos zapewne należący do sekretarki.
- Czy wrócił na noc? - aż jej coś w gardle stanęło, ale podeszła właśnie do "barku" i miała nadzieję, że jej niepewność zagłusza zabawa trwająca tutaj w najlepsze.
Głos w słuchawce chwilę milczał.
- Nie.
- Nie dzwonił?
- nalała jedną ręką do szklanki krew i włożyła słomkę.
- Nie jestem uprawniona...- głos w słuchawce zatrzymał się niepewny.
Na tacy postawiła trzy karafki, po które najczęściej sięgała Matka.
- Po prostu się martwię. - powiedziała zgodnie z prawdą. - Obawiam się o jego "życie". Czyli nie odezwał się?
Dostawiła kieliszek i rozejrzała się za kartką papieru, długopisem i kimś, kto jej szybko pomoże w skreśleniu kilku zdań w tym dziwnym alfabecie.
- A dlaczego się pani obawia?
Machnęła na Młodego. I tak zdawał się nie robić nic ciekawego.
- To nie sprawa na telefon. Podjechałabym nad ranem i wszystko wyjaśniła, dobrze?
Usiadła na blacie stolika i pocałowała na przywitanie chłopaka w policzek.
- Jeśli widzi pani taką potrzebę.
Ten przytulił się do niej i powiedział, że wygląda dziś "naprawdę spoko".
- Tylko miałabym małą prośbę. Gdyby jednak się pojawił, proszę mu przekazać, żeby do mnie, znaczy nas zadzwonił. Martwimy się.
- Oczywiście, to nie stanowi problemu.
- Dziękuje i życzę miłego wieczoru.
- Nawzajem.

Zagryzła wargę, zamykając z trzaskiem klapkę telefonu.
- Coś się stało? - Młody uśmiechnął się i usiadł przy stoliku.
- Jeszcze nie wiem. - odparła pociągając spory łyk ze swojej szklanki. Zapach ludzkiego ciała przypomniał jej, że należy uzupełnić "braki". - Napiszesz coś dla mnie.
Uśmiechnęła się ujmująco.
- Dla ciebie wszystko, Shizu.

Po chwili już wchodziła do pokoju, gdzie jeszcze spała Matka. Postawiła tackę na stoliku nocnym zaraz obok jej telefonu. Przykryła starszą wampirzycę szczelniej kołdrą i wyszła na paluszkach.
Koło trzech karafek i kieliszka leżał liścik.

Cytat:
"Mamo, przepraszam cię za wczoraj. Nawet nie zapytałam, czy dobrze się czujesz. Możesz pospać trochę dłużej, zajmę się wszystkim.

Nie pytałaś wczoraj o nic. Jeśli chodzi o szmaragd, nie wiem, czemu Lasalle dał go akurat mi. Powiedział tylko <<Przechowaj go dla mnie>>, a potem kazał go przynieść i wręczył Rossie. Jeśli i o tym wcześniej nie powiedziałam, to przepraszam.

Shizu
"
Drugą część liściku napisała sama. Japonka zdecydowała w końcu, że tego nie powinny wiedzieć osoby trzecie, tym bardziej ludzie.

Po wyjściu od Matki poszła do Simona i zapytała czy wiadomo coś o tym poszukiwanym mężczyźnie - historyku. Chwilę jej zajęło przekonanie ghula, że może jej przekazać informację. Zapisała adres.

Potem poświęciła jeszcze kilka minut na szperaniu w internecie w poszukiwaniu informacji dotyczących Króla Artura i Okrągłego Stołu. Coś tam na studiach miała o tym, choć ledwo wspomniane. Jej wiedza głównie pochodziła z kreskówki Disney'a. Zarys złapała, ale czas gonił.

W momencie, kiedy w końcu zdecydowała się na wizytę u wiedźmy, nadszedł Lipiński. Wpuściła go do środka. Przywitała głębokim ukłonem.
- Właśnie miałam ją odwiedzić. Ale proszę się nie spodziewać za dużo, wczoraj była nieprzytomna. - powiedziała prowadząc Nosferatu do najodleglejszego skrzydła willi.

***

Przeczytała liścik i zwróciła się do wiedźmy.
- Jak sobie życzysz. - powiedziała oddając notkę Lipińskiemu i ucałowała Rossę w dłoń.
- A ty Ojcze, powinieneś odpocząć. Prześpij się. - powiedziała z uśmiechem na twarzy. - Przyślę kogoś, aby z nią posiedział.
"Z pewnością znajdzie się chętny."
- Nie ma żadnego "ale".
- stanowczo przerwała księdzu, kiedy ten chciał protestować. - Wyglądasz gorzej niż śmierć, a jesteś jej potrzebny silny i energiczny. Zajmę się również zatrudnieniem jakiejś ekipy remontowej, jeśli idzie o Kościółek, abyście mogli tam jak najszybciej wrócić.
Ukłoniła się i wszyła z Lipińskim z pokoju. Zamknęła drzwi.
- Może pan spróbować jej odebrać kamień na siłę. - popatrzyła mu w oczy, stanowczo się sprzeciwiała takiemu obrotowi sprawy, ale to Matka decyduje, jej dom jej prawa - ale dziewczyna połączona jest ze swoim bratem Kaiem, który jest wilkołakiem. Z pewnością przybędzie, a nie mamy czasu do zmarnowania.
Zamilkła na chwilę.
- Czy można się dowiedzieć, po co potrzebny panu kamień?


Lipiński milczał początkowo najwyraźniej siłując się ze swoimi myślami, choć jego nerwowe drobne gesty nie wskazywały na nic dobrego.
- Ten kamień jest mi potrzebny żeby podyskutować na równych prawach z niejakim Sashą Vykosem, tym samym, który spalił wczoraj część miasta. – powiedział całkiem spokojnie, tak jakby podjął już decyzje. - Tak się nieszczęśliwie składa, że pojmał moją znajomą i chce zamienić ze mną parę słów, a bez kamienia taka pogawędka może się dla mnie z łatwością skończyć sproszkowaniem. Muszę go wyeliminować i potrzebuje do tego kryształu.

Złapał niepewnie za klamkę, lecz zatrzymał się jeszcze na moment spoglądając na młodą wampirzycę.
- Posłuchaj…zrobię co będę musiał. Spróbuje zwyczajnie poprosić o kamień, jednak jeśli to nic nie da to…przykro mi. Dobro ogółu jest ważniejsze.

Butem zablokowała drzwi. Dobrze, że otwierały się na zewnątrz. Uśmiech nie zniknął z jej twarzy, ale nabrał cech nieprzyjemnych. Bynajmniej nie miała zamiaru zastraszyć starszego wampira. Po prostu imię Sashy wywołało u niej nerwową reakcję. I kim mogła być ta "znajoma"? Raczej nie miał ciepłych stosunków z Fin. Czyżby Marry? Matka wróciła bez niej, ale to o niczym nie świadczyło. Chociaż...
- Ona ci go nie da. - Zamachała liścikiem trzymanym między palcem wskazującym a środkowym. - A Lasalle nigdy by...
Tak Lasalle, ale go tu nie ma. A walka z Nosferatu skazana była na porażkę.
- Jesteś pewien, że dasz sobie radę z wilkołakiem, któremu nie dał rady Lasalle? - naciągane. Nieprawdziwe. Gorliwie chciałaby w to wierzyć, ale miała naprawdę złe przeczucia. Dobrze, że nauczyła się świetnie kłamać w poprzednim życiu.
- Zadzwonię po kró.. po Portmana i porozmawiasz z nim. Daj mi 45 minut. A ja załatwię ci wszytko, czego będziesz chciał. - odrzuciła włosy do tyłu. - Tylko bez przesady.

- Nie zamierzam walczyć z żadnym wilkołakiem, ani też nie mam czasu czekać na Portmana.Lipiński nie poruszył się ani o cal, mówił spokojnie starając się wytłumaczyć jak najszybciej sytuację, w której się znalazł, lecz jego nerwy były na krawędzi. - Muszę o równej północy znaleźć się na szczycie Hekla czyli… nie mam czasu na pogawędki, więc sama widzisz, że twoja prośba abym czekał 45 minut wydaje się być sporym nietaktem.

Muzyk szybkim ruchem odwrócił się w kierunku Shizuki i złapał za jej drobną rękę, po czym odgarnął poły szala kryjące jego szpetne oblicze. Uśmiechnął się paskudnie do rozmówczyni ukazując swoje rekinowate zęby.
- Masz 20 minut na próbę załatwienia sprawy z Portmanem, a potem nie próbuj mnie nawet powstrzymywać. Zrozumiano? – jego głos zazwyczaj niezwykle przyjemny dla ucha tym razem był niczym dźwięk paznokci drapiących o tablice.

Zadrżała. Choć jej mina nie zmieniła się. Trzymanie siebie w ryzach miała wyćwiczone. Przez chwilę milczała, żeby jej głos się nie trząsł. Potrzebowała czasu.
- Pół godziny, szybciej nie zdobędę odpowiedniego samochodu. - czuła jakby targowała się z diabłem o własną duszę. Po co ona właściwie broni Rossy? A tak. Obrona domu przed wilkołakiem jej się nie uśmiechała. - A teraz Lipiński-san, gdyby pan był łaskaw mnie puścić to zaczęłabym się spieszyć. Sam pan stwierdził, iż nie ma czasu.

- Naturalnie.
- Nosferatu puścił dłoń kobiety i skinął głową potwierdzając przyjęcie propozycji. Już nie sprawiając większych kłopotów udał się do jednego z pokoi, ponoć należącego do samej Ortegi, lecz wątpił w to po prawdzie. Teraz pozostało już tylko czekać.

Odeszła kilka kroków od drzwi pokoju, chwyciła za telefon i wykręciła do Elizjum, mając nadzieję, że trafi akurat na Portmana. Musiał tu przyjechać. Im szybciej tym lepiej. Usiadła na jakimś porzuconym krześle. Przebierała niespokojnie palcami po poręczy. Nie odbierali. Jeszcze spali? Wybrała ponownie. W końcu po drugiej stronie odpowiedział jej "halo". Poznała głos Artura.
- Witaj jankesie, jak się spało? - uspokoiła się, kiedy usłyszała jego głos. Po wczorajszym dniu zaczynała jej się paranoia pt "Wybij wampiry w Reykiawiku".
- Słuchaj jest taka sprawa, nie na telefon. Rossa zostawiła liścik. Raczej się nie ucieszysz, "królu Arturze".
- Twierdzi, że teraz ty musisz być Wieżą. Musisz to natychmiast przyjechać.
- Chwilowo mamy tu niezły burdel, też nie na telefon, ale postaram się przyjechać najszybciej jak będę mógł. Sprawdźcie wszystkich waszych.. no, tych co to lubią chlać i balować, oraz systemy zabezpieczeń. Bez odbioru
- nie czekając na jej odpowiedź odłożył słuchawkę. W jego głosie słychać było zdenerwowanie.

Świetnie. Tu się za dużo dzieje nie po wampirzej myśli. Przymknęła oczy i poleciała do Simona. Kazała mu sprawdzić zabezpieczenia. Miał też przyjrzeć się "klubowiczom".

Przechodząc przez salon zabrała sporą piersiówkę jakiemuś kumplowi Młodego, rzucając, żeby sobie kupił nową. Napełniła ją krwią i schowała do kieszeni. Nigdy więcej się bez niej nie ruszy. Po wczorajszym wieczorze miała dość niezapowiedzianych "niespodziewajek".

Minęło dziesięć minut. Cholera. O tej porze pewnie wszystkie wypożyczalnie już zamknięte. Można by posterować tłumem i wyłudzić coś od tej masy ludzi. Na ulicach widziała pełno jeepów.
Nalała sobie krwi do szklanki i pociągnęła kilka łyków. Minęły kolejne dwie minut.
Chwileczkę. Stuknęła szklanką o blat stołu i wgniotła go lekko.
Skoro na Islandii jeździ tak dużo tego... Garaż! Wyleciała pędem z salonu, wypadła na śnieg przez drzwi główne i już była w garażu. Zapaliła wszystkie światła. Rozejrzała się. Jeep. Wysokie podwozie, duże koła, masywny. Coś takie MUSI tu być.



I było. Dzięki ci kami-sama. Shizu rzuciła się w stronę tablicy z kluczykami. Minęło kolejne pięć minut na chaotycznej próbie znalezienia odpowiedniego - dobrze, ze każdy miał zainstalowany alarm. Westchnęła.
"To Toyota tak? Tak. To pewnie te."
W końcu znalazła odpowiednie.
W kilku susach z powrotem znalazła się w willi. z salony wzięła kieliszek i karafkę po czym poszła do Lipińskiego.

- Proszę - postawiła to na stoliku przed Nosferatu. Zostało pięć minut. I oboje świetnie o tym wiedzieli. Gdzie się podziewa Artur?

Ponownie zadzwonił ktoś do drzwi. Dopadła ich pierwsza. Otworzyła uśmiechając się szeroko.
- Cieszę się, że cię widzę. - widząc Portmana i zaprosiła go gestem do środka. - Nic ci nie jest? Co się stało?

***

Shizu przyglądała się zafascynowana scenie. Kamień. Jego moc, którą jeszcze wczoraj czuła w dłoni. Potęga. Uśmiechnęła się. Zabawne było to, że nie chciała go. Coś wewnątrz niej mówiło, że nie potrzebuje drogi na skróty. Spacer dłuższą drogą ku perfekcji bardziej ją fascynował. Tak samo było z łyżwami. Pomimo wszelkich przeciwności losu - chorobie serca, oddechu śmierci na ramieniu, braku wiary rodziców, zdobyła złoty medal olimpijski. Teraz też sobie poradzi. Trudniejsza ścieka sprawia więcej przyjemności.
Jednak ciekawiło ją, czy Król dogadał się ze swoim Eskaliburem. Zajrzała mu zza ramienia, delikatnie łapiąc go za ramię.
- I co? Odpowiedział?

Lipiński według umowy czekał spokojnie i na szczęście dla Shizuki nie pożałował swego wyboru. Portman przybył na czas i teraz zostało już tylko przekonanie go, aby pożyczył mu kamień.

- Woda, wciągnij powietrze przez nos, wypuść przez usta. Powtarzaj pięć razy wizualizując siebie jako wodę, falę, rzekę. Niech Twoje ciało delikatnie faluje. Ogarnia Cię spokój. Możesz przywołać też cudowne uczucie dotyku wody na skórze, gdy płyniesz w gorący dzień w ciepłym, cichym jeziorze. – wyrecytował spokojnie instrukcję jaką znalazł w księdze czarownic, po czym zwrócił się do Artura Postępując według tego powinieneś móc zapanować nad żywiołem, a teraz żeby nie marnować czasu. Potrzebuje tego kamienia żeby pokonać Vykosa i nie mam więcej czasu żeby to wytłumaczyć. Możesz albo pożyczyć mi kamień, albo jechać ze mną narażając się na wielkie niebezpieczeństwo, a wszystko wytłumaczę po drodze.

Spojrzał swoimi wielkimi oczami na wampirzycę i zapytał krótko.
– Wszystko gotowe jak rozumiem?

Skłoniła się Lipińskiemu.
- Samochód w garażu, zaraz po niego pójdę. Wewnątrz jest zamontowany Nawitagor GPRS firmy Sony - strzelała, bo nawet nie zajrzała przez szybę, ale z tego co wiedziała to wszystkie samochody Matki wyposażono w taki gadżet. - Co ułatwi dojazd. Mogę w czymś jeszcze pomóc?

Artur spojrzał znowu na kamień, który trzymał w dłoni. Zaczął już wierzyć w te wszystkie "legendy arturiańskie". A i wydawało mu się, że kamień jest do niego dobrze nastawiony.
-Skoro tak-spojrzał na Karola-To jadę z tobą. Na tej wyspie nic się nie dzieje bez obecności krwi Rolanda. I tego będę się trzymał.

Po krótkiej pauzie zwrócił się do Shizuki:
-Miałem nadzieję, że może dłużej zabawię, ale cóż. Do zobaczenia, trzymaj kciuki- pochylił się bliżej do niej i szepnął- za dzielnych rycerzy na wyprawie.

- Wspaniale. - klasnął w dłonie kompozytor i udał się do wyjścia. - Prowadzisz, ja niestety nie posiadam tej umiejętności. A tobie młoda damo życzę powodzenia i mam nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Shizu uśmiechnęła się do Portmana, pocałowała go w policzek, figlarnie puszczając mu oczko i ukradkiem włożyła mu do kieszeni swoja zdobyczną piersiówkę wypełnioną krwią. Mu się bardziej przyda.
- I za króla. - szepnęła odsuwając się o krok - Skoro tak, to obu panom życzę szczęścia. Przyda się wam. A i panie Portman, da mi pan swój numer telefonu?

-Oczywiście- szybko podał numer z pamięci- Aha, panie Lipiński, czy w tym całym pośpiechu znalazłby pan chwilę, żeby zlecić swoim szczurzym informatorom, żeby szukali Waltera Singa? Jak może już pan wie, okazał się być zdrajcą i trzeba go dorwać, jak już wrócimy- Artur uparcie nie dopuszczał do siebie możliwości, że nie wrócą.

Odprowadziła ich do samochodu i czekała aż wyjadą z posesji. Dzisiejsza noc była... pełna wrażeń. Kłusem przebiegła przez salon, poprosiła Młodego, żeby jej kupił na jutro jakąś piersiówkę, ponownie udając się do Matki. W drzwiach uświadomiła sobie, że jeszcze nie widziała tej nocy Tylera. Oby jemu też nic się nie stało. Zajrzała przez szparę w drzwiach.
Matka właśnie się ubierała.
- O to ty Shizu. - rzuciła przez ramię na powitanie. - Mój ojciec odwołał swój przyjazd - Ortega uśmiechnęła się lekceważąco, ale japonka miała wrażenie, że jednak ją to dotknęło. - Dlatego pojedziemy razem do tego "historyka", chyba że nie chcesz? - potraktowała to jako pytanie retoryczne - Weźmiemy ze sobą Simona. Zanim ruszymy zleć mu jeszcze wstępne poszukiwanie srebrnego Renault Thalia. - podała jeszcze numer rejestracyjny.

Dzisiejsza noc zdawała się niekończącą bieganiną.
- Oczywiście Mamo.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 26-03-2009 o 12:12. Powód: Obrazek toyoty hilux się nie wczytał
Latilen jest offline  
Stary 29-03-2009, 22:04   #387
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Po przebudzenia ogarnęła go panika. Długo próbował się poruszyć, tocząc dziwną mentalną walkę ze swoim ciałem. Jego myśli krążyły po głowie jak oszalałe ... ruszyć się, ruszyć się ... ratunku ... nie, to niemożliwe ... pomocy ... ruszyć się. Nie wiedział ile trwał w tym stanie szaleństwa, ile czasu mogło minąć, sekundy, minuty, dni, miesiące czy lata? Czas nagle przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, młody wampir nie potrafił uświadomić sobie jego upływu, stan w którym nagle się znalazł doprowadził go do całkowitej paniki.

Jednakże zaczął się w końcu uspokajać. Musiał zebrać całe pokłady swojej odwagi, a jednocześnie był to chyba jednej z bardziej heroicznych wyczynów, w jego krótkim życiu i jeszcze krótszym nie życiu. Spróbował przypomnieć sobie wszystkie słowa swojego ojca, nie zważając uwagi na napis zawieszony nad nim. Z tych informacji, które posiadał mógł wysnuć wniosek, że ktoś postanowił wbić kołek w jego serce. Piękna tortura, był człowiekiem czynu, zabrali mu tą możliwość przykuwając do jednego miejsca, ale pozostawiając zdolność myślenia, aby jak najdłużej mógł tkwić w samotnych rozważaniach o swoim położeniu ... był również indywidualistą, który polegał na sobie ... tą możliwość również mu zabrali, nie miał szans się z tego sam wykaraskać, był bezbronny jak dziecko, zdany na łaskę i niełaskę kogokolwiek, kto go znajdzie w tym miejscu ... to było bardzo upokarzające.

Gdzieś z oddali dobiegły go kroki. "Przyjaciel czy wróg?" zadał sobie pytanie, które być może nie miało w obecnych okolicznościach żadnego znaczenia, a być może było również trochę głupie? Któż bowiem mógł być jeszcze przyjacielem Alexa? Nawet jego własny klan, będzie od tego co zrobił patrzył na niego inaczej ... tylko nie ojciec. Rewolucja wymaga jednak poświęceń, każdy potrzebował wizji dla której mógł umrzeć. Jeżeli w dążeniu do wyższych celów, trzeba było zrobić coś strasznego było to wiele warte.

Tymczasem Artur po drodze, w desperacji, zaglądał do wszystkich pokojów. I bardzo dobrze się stało, gdyż w jednym z nich znalazł kolejną zakołkowaną postać.
- Donovan! Ciebie też dopadli?- szybko podbiegł do Brujaha i wyszarpnął z niego kołek. Momentami zastanawiał się, czy nie należało zostawić księcia zakołkowanego, ale Alex wydawał się być rozsądniejszy. Mimo że z gangu - Nie wiedziałem, że tutaj nocowałeś. Cały jesteś? Widziałeś coś? Wiesz coś o Singu?-

-Nic nie widziałem. Czy wiem coś o Singu? Uciekł wczoraj w nocy, jednym z samochodów. Nie moglem go ścigać, bo zbliżał się dzień. Dzisiaj z jego odnalezieniem mogą być pewne problemy. Co z Księciem i jego córką? -
zapytał po odkołkowaniu nad wyraz spokojnie Donovan. Jednakże w jego sercu, grała wesoła muzyka. Miał jednak pewnych "przyjaciół". Malkavian zdawał się go nie oceniać, a to było wiele. Pomógł mu również, nie żądając nic w zamian ... kolejny plus dla tego człowieka.

- Księcia zakołkowali, już go uwolniłem. Ale Finney chyba porwali. Słuchaj, on czeka na mnie w sali tronowej. Chyba chce, żebyśmy ścigali porywaczy, ale na razie nie mam żadnego tropu. Zniszczyli monitoring i zabrali taśmy. Wiem tylko, że było tu ze trzech czy czterech ludzi. A córka księcia nawet się nie przestraszyła, tylko była czymś zaskoczona. Nadwrażliwość- wyjaśnił po chwili- chcę jeszcze sprawdzić pokój Singa i teren przed budynkiem. Masz jakieś inne pomysły?

Brujah powoli kiwnął głową -To ty jesteś detektywem. Cóż mogę więcej dodać. Wątpię, żeby chłopcy zostawili jakąś wizytówkę, ale może uda się coś zauważyć, co doprowadzi nas do nich -

- Sam w to nie wierzę, ale trzeba spróbować. Przy okazji, bo chyba jeszcze nie wiesz, w mieście pojawiła się jakaś potężna wampirzyca władająca żywiołem ognia, która najwyraźniej ma coś do nas. Będziemy musieli się sprężyć, jeśli mamy przeżyć kolejny dzień. Pójdziesz do Aligariego i przekażesz to co znalazłem? Ja zaraz dołączę.-

-Świetnie, ten świat zaczyna robić się coraz piękniejszy. Pójdę do księcia i powiem mu czego się dowiedziałem - odparł Brujah poprawiając swoje rzeczy.

Kiedy tylko znalazł się u Aligariego streścił mu całą rozmowę Portmanem. Sytuacja z wczorajszego dnia znów zmieniła się o 180 stopni. Współpraca z księciem nie była teraz wymuszona zawieszonym wyrokiem, nie była tylko i wyłącznie walką o życie. Mieli teraz wspólnego wroga, takiego który postanowił go upokorzyć i który będzie musiał ponieść najwyższą karę. Nie mógł sobie pozwolić na jakąkolwiek słabość. Nie teraz, nie w takich warunkach ... a to oznaczało walkę i współpracę z księciem i chociaż mu się to nie podobało musiał to zrobić. Walka o rewolucję będzie musiała poczekać, nie posłuży się ideom ginąc głupio ... a może uda mu się coś więcej uzyskać?

Wysłuchał krótkich uwag księcia i Artura nie odzywając się.
-W takim razie będę dostępny pod telefonem, gdybym był potrzebny -

Po tych słowach ruszył w stronę kryjówki Wampirów. Jednakże nie wchodził tam, nie chciał. Zadzwonił do swojego ojca, który nie kazał na siebie dłużej czekać. Donovan zdał mu relację z ostatnich wydarzeń. Po czym rzucił krótkie:
-Przepraszam, nie chcę cię narażać na jakieś nieprzyjemności z powodu rozmowy ze mną. Gdybyś mnie potrzebował będę pod telefonem - odwrócił się na pięcie i zniknął w mroku ulicy.

Motor stał na ulicy poniżej, sam Alex zaś podziwiał widok miasta z dachu jednego z wyższych budynków. Lubił tu przychodzić nawet za życia. Drzwi nie były raczej zamykane i nikt nie zwracał na nich uwagi, a było to wspaniałe miejsce do przemyśleń. Teraz młody wampir rozkoszując się chłodem nocy zastanawiał się nad kolejnym ruchem ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 31-03-2009, 22:22   #388
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
około północy

Robert, Alexander

Cieniem pocieszenia było dla księcia Aligariego pojawienie się grupy ochroniarzy, która miała od dziś zająć się ochroną obiektu. Jak mógł nie wpaść na to dzień wcześniej? Gdyby pomyślał... może jego córka byłaby teraz u jego boku, a nie w ramionach porywaczy – zapewne przekupionych przez Dominika – jego ojca i dawnego mentora. I najgorszego wroga zarazem.

Ledwo Robert pokazał nowym stróżom dom i rozdzielił obowiązki, pojawił się w progach jego posesji kurier, który wręczył paczkę z jak się okazało – nowym telefonem, przysłanym przez samego Sorrego. Ten chłopak był prawdziwym skarbem! Chociaż on jeden...

Gdy tylko z pomocą ofiarnego kuriera, książę aktywował telefon, ten rozdzwonił się, na wyświetlaczu obwieszczając, iż pierwszym rozmówcą chce być niejaki „prawnik”. Jeden guzik starczył, by aktywować przekaz.

- Taaak? – zagadnął niepewnie Ventrue, starając się przezwyciężyć naturalny lęk względem wynalazków.
- Halo! Tu Sorre. Książę mam nowe wieści, policji na lotnisku udało się złapać niejakiego Waltera Singa!
- Och!
- Tak właśnie, mamy szczęście. Choć nie było z nim dziewczyny, udało mi się załatwić prywatne przesłuchanie. Trochę to kosztowało, ale pomocnym okazała się znajomość z Arturem Portmanem. Przedstawiłem pana, jako jego pracodawcę. Walter Sing jest teraz przetrzymywany w areszcie przy lotnisku. Udało mi się załatwić 15-minutowe prywatne przesłuchanie dla pana i wyznaczonej przez pana osoby. Jako pański prawnik doradzam wszak wszelką ostrożność i unikanie sytuacji, gdzie nikogo z panem nie ma.
- Dziękuję ci Sorre, wezmę to sobie do serca.
- Do zobaczenia sir. Ja niedługo kładę się spać, ale w razie potrzeby, proszę zostawić mi informacje na sekretarce. Dobranoc.
- Dobranoc Sorre.


Chociaż to Artur Portman zdawał się być najlepszym towarzyszem, to detektyw jednak miał inne sprawy na głowie i wszelkie próby kontaktu z nim kończyły się komunikatem „abonent znajduje się poza zasięgiem”. Wobec zaistniałej sytuacji Aligarii postanowił wezwać drugiego spośród zainteresowanych – może nawet bardziej zainteresowanego, bo tez poszkodowanego – Alexa.

Obaj udali się taksówką na miejskie lotnisko, gdzie wreszcie odnaleźli wspomniany przez Sorrego posterunek policji. O dziwo funkcjonariusze nawet nie bardzo interesowali się celem prywatnego przesłuchania. Jedynie grubas przy drzwiach do sali, gdzie przebywał Walter Sing, ostrzegł ich, że w przypadku odkrycia na ciele aresztowanego trwałych uszkodzeń, obaj odwiedzający mogą zostać zatrzymani pod zarzutem użycia przemocy.

Kiedy Alex i Robert złożyli podpisy pod oświadczeniem, że znają oni prawa i procedury dotyczące przesłuchania, wreszcie zostali wpuszczeni do środka. Młody Brujah czuł niemal ciarki na plecach z podniecenia, ze oto zobaczy faceta, który dopuścił się upokorzenia Kainity. On i książę doznali jednak równoczesnego rozczarowania. Facet skuty przy stoliku, bynajmniej znanym im Singiem nie był.




Shizuka, Ortega

Kiedy wyprawa na pustkowia stała się pewniakiem, a wieczną imprezę w domu Mercedes Ortegi udało przerwać się w celu zgromadzenia w dżipie odpowiedniego wyposażenia, w polu widzenia wampirzyc pojawił się także ich współklanowiec – Tyler.
- Chcę jechać. – rzekł tylko, bo nigdy gadułą nie był.
Zdawało się jednak, że on i Mercedes przez chwilę rozmawiali bez słów, jakby odkrywając przed sobą powody działania. Po chwili pani domu tylko skinęła głową i skierowała się do swojego pokoju, gdzie czekało już na nią śniadanie – młoda ćpunka, na tyle jednak przytomna, że cofnęła się, gdy uczuła na szyi zimny dotyk palców wampirzycy. To dobrze... Ortega musiała uważać, by nie przeholować tym razem z narkotykami.

Wyruszyli ledwo pół godziny później niż Portman i Lipiński. Jeśli wszak nie chcieli nocować pośrodku lodowca (choć i na to byli przygotowani), sami musieli się sprężyć, czekała ich wszak długa i niełatwa przeprawa przez kamienną pustynię mroźnej Islandii.


Jak ktoś mógł wybrać życie z dala od cywilizacji w tak nieprzychylnych warunkach? Jak radził sobie bez prądu, bieżącej wody? Wkrótce mieli to pojąć, napotkawszy starego historyka, który wybrał egzystencję pustelnika.
Oddaliwszy się od ludzkich siedzib, wrażliwi na piękno Toreadorzy sami mieli to częściowo zrozumieć. Choć większość z nich żyła w Reykiawiku od paru lat, nigdy nie widzieli prawdziwie dzikiej i pięknej Islandii.


Wtem rozdzwonił się telefon Shizuki, który nagle złapał zasięg.

- Tak, słucham? – odebrała zdziwiona.
- Witam panienkę. Z tej strony Stephen, były kamerdyner sir Lasalle’a.
- Były?
- Tak właśnie, bo ja... mam bardzo złe wieści. Otóż po ostrzeżeniu panienki zasięgnąłem języka, by dowiedzieć się czegoś o miejscu pobytu mego pana i właśnie okazało się, że w pobliskim lesie, stróże zieleni odnaleźli kupkę popiołu, pośród której leżało kilka metalowych przedmiotów – bezsprzecznie należących do mego pana. Wobec tego... znając naturę jego egzystencji... zmuszony byłem sięgnąć po testament szanownego hrabiego i mam obowiązek przekazać panience iż jest spadkobierczynią domu szanownego mego pana oraz większości jego funduszy. Mój pan wyraził ponadto nadzieję, iż panienka przyjmie mnie do siebie na służbę. – zapadła cisza w słuchawce.
- Ja...
Shizu chciała coś powiedzieć, lecz w głowie miała kompletna pustkę. Na szczęście dyskretny Stephen wybawił ją z opresji.
- Rozumiem oczywiście, ze musi panienka się wpierw oswoić z sytuacją. Wobec tego czekać będę tydzień na odzew szanownej pani, dopiero wtedy raczę się przypomnieć, choćby z uwagi na zatwierdzenie sprawy u adwokata. Jeśli mógłbym tez mieć małą prośbę... by panienka przekazała te informacje również swojej opiekunce, wiem bowiem, ze mój pracodawca i ona byli sobie... bliscy w jakimś sensie. Bardzo panienkę proszę, bo ja... nie mam siły. Błagam o wybaczenie. Życzę spokojnej nocy.

I rozłączył się.

- Kto dzwonił? – zapytała zaniepokojona zmianami na obliczu córki Ortega.



Artur, Karol

Hekla. Jeszcze jakiś czas temu – aktywny wulkan, teraz piękny element islandzkiego pejzażu.


Dotarli na miejsce idealni na czas. Zapas, który mieli, przysłużył się Arturowi i Karolowi do odnalezienia jaskini, w której czekać na nich miała tajemnicza istota, przedstawiająca się jako Duszołap lub Sasha Vykos.
Zachowując wszelką ostrożność, dwaj Kainici weszli do groty, która – jak się okazało – bynajmniej nie była zimną, górską jaskinią. Przedzierając się przez opary i przeciskając między ciepłymi, nasiąkniętymi wilgocią ścianami, dotarli do gorącego źródła.


No tak, gorące źródła i gejzery były przecież chlubą Islandii i już szczególnie należało się ich spodziewać w okolicy wulkanu, który był niczym bojler grzewczy dla miejscowych wód.

- Karol! – Nosferatu usłyszał swoje imię wykrzykiwane przez głos, który nieraz już słyszał i nie sposób było, by pomylił go z kimś innym.
- Marry! Marry, gdzie jesteś?
- Tutaj! Och Karolu proszę, podejdź do źródła! Karolu...


Czy ta niezależna wampirzyca mogła mówić tak słodkim i błagalnym głosem? Już w samym tym fakcie Lipiński czuł podstęp, jednak nie pozostało mu nic innego, jak zbliżyć się. Artur postąpił za nim kolejny krok, mając w pogotowiu kamień. Naprawdę chciał, by instrukcja użycia, którą przekazał mu towarzysz, była właściwa.

- Witam panie Lipiński – głos Marry płynnie zmienił się w męski baryton. No tak, z jakiegoś powodu Sashę nazywano przecież Duszołapem – Cieszę się niezmiernie z pańskiej punktualności, jednak obecność towarzysza nie ukrywam, że nieco mnie deprymuje. Liczyłam na bardziej kameralne spotkanie.

Starając się przeniknąć białe opary, Kainici dostrzegli zarys postaci na drugim brzegu gorącego źródła. Nie byli w stanie jednak wyłapać więcej szczegółów niż ogólny zarys sylwetki.

- Rozumiem oczywiście, że mógł pan się czuć zagrożony w obliczu konfrontacji ze mną. Jakoś tak bowiem wybuchowo przebiegła moja wizyta w Rejku, choć to głównie za sprawą pana znajomej Marry. Rozumiem jednak, że pański towarzysz, panie Lipiński orientuje się w sprawie, dlatego przejdę do konkretów. Naprawdę nie mam ochoty walczyć, nie przybyłem tu także z ramienia Sabatu czy innej organizacji. Powiedzmy, że... jestem na wakacjach i kolekcjonuje ciekawe kamyczki. Tak się złożyło, że jeden z nich jest w posiadaniu pańskiej znajomej Marry, jednak mimo wszelkich prób negocjacji, nie chciała ona ze mną współpracować. Jedyne co udało mi się otrzymać, to zapewnienie, że właśnie panu powierzy swój kamień przed śmiercią. Urocze prawda? Choć jak na mój gust, nieco zbyt dramatyczne, wszak jeśli nie będzie takiej potrzeby, nie mam zamiaru nikomu odbierać jego cennego życia. Jeśli panie Lipiński posiada pan jakieś informacje na mój temat – w końcu jestem sławna trochu – powinien pan wiedzieć, że dość w życiu się namordowałem. Moje ultimatum jest proste i bardzo pokojowe: z pewnych względów nie mogę się zbliżyć do kamienia, który został ukryty w pobliżu kilkaset lat temu, choć mam już na niego namiary. Chciałbym aby pan zdobył dla mnie ten kamień – władający mocą ziemi. W zamian zaś oferuję panu kamień wody i piękną Marry
żywą oczywiście na tyle, na ile wampir żyw być może. – Sasha zachichotała głosem małej dziewczynki - Kamień za kamień, to uczciwa wymiana, dlatego liczę na mały dług wdzięczności z uwagi na ową znajomą pańska. Chciałbym wszak, by zgodził się pan połączyć ze mną kamienie na moment w celu... zobaczenia co też się stanie. Z tego, co wywiedziałam się na pański temat, jest pan zbieraczem informacji, a i ja – wbrew pozorów – jestem historykiem i naukowcem. Chcę tylko zobaczyć, jak moce czterech żywiołów zadziałają na siebie i bez względu na efekt uznaje, iż kamień władający mocą powietrza, jest pański. Czy taki układ nie jest sprawiedliwym i pokojowym rozwiązaniem panie Karolu? A może jest pan kolejnym nosicielem martwych idei Camarilli, które przyćmiewają pański umysł i każą mnie zaatakować bez względu na wysuniętą dłoń?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 05-04-2009, 20:06   #389
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Umysł muzyka pracował intensywnie próbując znaleźć rozwiązanie z tej dość kłopotliwej sytuacji…

„Co powinien zrobić?

Czy od początku mieli jakiekolwiek szansę w walce z Duszołapem?

Czy jedynym wyjściem jest…zdrada?”


Rachunek zysków i strat zdawał się być nad wyraz brutalnie prosty i oczywisty. Jego sumienie - pozostałość ludzkich odruchów - zaprzeczało jednak temu próbując zyskać na czasie.

- Idee są piękne, niestety zazwyczaj jedynie na papierze. – odezwał się wreszcie pewnym siebie głosem. – Muszę powiedzieć, że zaskoczył mnie pan wielce tą nieoczekiwaną propozycją. Spodziewałem się zgoła innego, niemiłego powitania, więc nie powinienem narzekać…

To tylko prosta matematyka, prosta i nieomylna. Muszę wykorzystać może jedyną szansę.”

- Zdaje sobie pan sprawę z tego co może wywołać połączenie tych czterech kamyczków? – zapytał Nosferatu zaplatając spokojnym ruchem, ręce ze plecami. Wyraźnie się rozluźnił i zaczął nawet spacerować w kółko jak to zwykł robić, gdy potrzebował nad czymś się zastanowić. Jego czubki palców wyczuły dwie metalowe batuty ukryte w mankietach garnituru, jego jedyną broń.

„Czy ugram coś więcej, czy ocalę życie innych? Walka czy podstęp? Honor czy zdrada?”

- A jakbym powiedział, że zebranie wszystkich kryształów może wywołać koniec świata, czy dalej będzie pan chciał to zrobić? – tym razem grzecznie poczekał od odpowiedź gospodarza ignorując całkowicie Artura.

- Koniec świata? – odpowiedział Duszołap - To ciekawe... Szczególnie, że każdy koniec niesie ze sobą początek czegoś nowego, nieznanego. Oczywiście jako naukowiec mam swoje tezy, jednak nie jestem szalona, by w którąś z nich wierzyć. Wiem jedno. Będzie zabawa. Po wielu setkach lat wreszcie będzie zabawa.

"To wszystko zdaje się być paskudną grą, w której Bóg i Szatan obstawili swoich faworytów...nam pozostaje rozegrać ją do końca i to w najlepszym stylu, na jaki nas stać.

To tylko rachunek zysków i strat, nic więcej.

Rachunek zysków i stra… "


Lipiński w odpowiedzi na słowa rozmówcy, wybuch głośnym, szczerym śmiechem. Dawno nie śmiał się tak po prostu, a odkąd przybył na Islandię na jego ustach pojawiał się wyłącznie wredny cyniczny uśmiech.

- Muszę powiedzieć, ze podzielam pańską, dość niezdrową ciekawość. Wreszcie może wydarzyć się coś ciekawego i jeśli po tylu nocach wreszcie może uda mi się usłyszeć jakiś nowy odkrywczy dźwięk, choćby był on odgłosem armagedonu, to oddam za niego życie. Zgadzam się na pańskie warunki…

Kompozytor odwrócił się gwałtownie i spojrzał stanowczo na Artura, a jego głos zabrzmial wyjątkowo błagalnie. – Arturze oddaj mi kamień i wycofaj się, a nic ci się nie stanie, nie chce używać siły. Proszę. Przekaż reszcie, że wszystkim się zajmę…

Obserwował uważnie reakcję potomka Rolanda. Młody wampir chciał zapewne wziąć odwet na Duszołapie, lecz Lipiński miał nadzieje, że tamten posłucha resztek głosu rozsądku, jakie może jeszcze nie opuściła umysłu Malkaviana.

Jeśli będzie trzeba Nosferatu użyje siły…
 
mataichi jest offline  
Stary 06-04-2009, 13:47   #390
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Mercedes Ortega & Shizuka Arakawa


Shizu widząc Tylera całego i zdrowego rzuciła mu się na szyję w geście powitania. Następnie wpakowała się do samochodu, gdzie mogła chwilę odsapnąć.

Kiedy ruszyli, zdawało jej się, że zapada w sen.

Skrzyp lodu w powietrzu bajkowy
puch i trzask zamykanego piruetu
zamarło jezioro


Pomimo zagrożenia, świat nadal był piękny. Islandia nadal stanowiła raj. Poniekąd.

Wtedy zagrzmiał telefon.
"Koniec. Pył. Śmierć. Zniszczenie. Lasalle już nie istnieje. To, czego obawiałam się najbardziej, przybyło. nie ma już Rolanda. Nie ma Lasalle'a. Pusto się robi. Przestronnie." dopadł ją sarkazm "Dlaczego? Ale dlaczego zapisałeś mi dom, majątek Stephena?" przymknęła oczy, aby jeszcze chwilę pomilczeć. Aby zebrać w sobie siłę i opanować się. "Może dlatego, że ja docenię ostatnią przysługę? A może przez przypadek?"

- Mamo, Lasalle nie żyje. Dzwonił jego kamerdyner.- głos miała spokojny, acz smutny. Spojrzała przez okno - Nie zdążył schować się w mroku, kiedy nastał dzisiejszy ranek.

Zdawało się, że skończyła. Ale Shizu tylko poczekała moment, aby Matka przetrawiła najgorszą część wiadomości.
- Jestem spadkobiercą połowy jego majątku, domu. W testamencie prosił mnie również, abym przyjęła na służbę jego kamerdynera.

Ortega wysłuchała Shizukę z całkowitym spokojem. Na wieść o śmierci Lasalla nie drgnęła jej nawet powieka. Mimika twarzy pozostała nieruchoma jak u sklepowego manekina. Jeśli w jej wnętrzu coś się teraz działo to żaden, choćby najmniejszy przebłysk emocji nie przedarł się przez maskę zobojętnienia. Jedynie dłonie zacisnęły się na kierownicy tak mocno, aż zbielały jej kostki a ścięgna napięły się do granicy wytrzymałości.

- Zostawił ci dom? - jej ton skrywał cień zaskoczenia, a może nawet rozczarowania. - Masz zamiar tam zamieszkać?

Nie poczekała nawet na odpowiedź córki bo nagle wdepnęła po prostu hamulec. Samochód błyskawicznie wytrącił całą prędkość a wszystkimi pasażerami solidnie szarpnęło. Zatrzymali się pośrodku absolutnej głuszy. Wokoło nie było śladu życia. Jedynie surowa islandzka przyroda. Martwa natura i trzy wampiry, równie martwe i zimne jak okoliczne skały.

Widoki mogłyby zapierać dech w piersi jeśli ktoś poświęciłby im nieco uwagi. Jednak Ortega nie patrzyła na nic, a może raczej patrzyła ale zdawała się nic nie widzieć. Jak oparzona wyskoczyła z samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi, wkładając w ten gest cały zalegający wewnątrz gniew. Pchnęła tak silnie, że nieumyślnie wzbogaciła blachę samochodu o parę wgnieceń. Shizuka oraz Tyler wyszli z samochodu lustrując ją zaniepokojonym wzrokiem.

- Skąd wiedzą, że to on? Może to wcale nie on? – krzyknęła Ortega po czym zaśmiała się w jakiś zupełnie obłąkany sposób. Chyba rzeczywistość jeszcze nie całkiem do niej dotarła. - Wczoraj z nim rozmawiałam, był jeszcze cały i zdrowy. To niemożliwe żeby... To po prostu niemożliwe... - zakryła twarz dłońmi i niespodziewanie osunęła się na klęczki.

- Mamo... - Shizu podbiegła do niej i objęła ją tak, jakby chciała ją schować, przed całym światem. Mogła pomyśleć, zanim otworzyła usta. Oczywiście, że mogła. Wtedy musiałaby skłamać Matce w oczy. Każde wyjście zakończono murem i uroczą wywieszką "ślepy zaułek".

- On... - i co powiedzieć? Że z pewnością nie żyje, bo była walka z tym cholernym Kaiem i kupka popiołu miała przy sobie jego przedmioty? A może zaprzeczać. Że to nie pewne, że może się pomylili... - Mamo chodź do samochodu, zmarzniesz tutaj. - ominąć to, czego nie sposób powiedzieć. Sposób dobry, jak każdy inny.

Dziwnym było jedynie to, że Shizu po prostu pogodziła się ze śmiercią kolejnego "starszego". A może to rodzaj wyparcia? Jej serce po prostu pęknie, jeśli zda sobie sprawę, że JEGO już nie ma. Na razie są daleko na jakimś zadupiu islandzkim. Żałobę postanowiła przełożyć na potem, kiedy już załatwi wszystkie sprawy.

Trwały w uścisku dość długo. W kompletnym bezruchu, połączone razem kurczowo niby rzeźba wyryta z jednego kawałka drewna. Ortega była potwornie zmęczona a ramiona córki wydały się nagle doskonałym miejscem aby odpocząć. Chyba pierwszy raz odkąd rozpoczęła wampirzy rozdział swojej egzystencji poczuła się zwyczajnie… stara.
Może to dobry moment aby odpocząć? – przemknęło jej przez myśl, a powieki, jakby na komendę zaczęły się nagle do siebie kleić. Oddech wampirzycy zwolnił i stał się spokojny, miarowy. Przez chwilę sprawiała wrażenie pogrążonej w płytkim śnie, ale wtedy dobiegł je zniecierpliwiony głos Nożownika.
- Musimy jechać. Czas nas goni…

Czas goni… Ortega przytaknęła i, nadal półprzytomna, wyplątała się z uścisku córki. Wierzchem dłoni przetarła dwie karmazynowe strugi, które zaczęły już przysychać na jej policzkach.

- Wybacz Shizu… Ja… zupełnie nie wiem dlaczego się rozkleiłam. W zasadzie prawie go nie znałam… - zaśmiała się wymuszenia, jakby chciała przekonać córkę, a także samą siebie, że w zasadzie nic wielkiego się nie wydarzyło. Ale przecież się wydarzyło! Wyraz desperacji i bezkresnego żalu malujący się na jej twarzy wyrażał to bezbłędnie.

Shizu nigdy nie była dobra w pocieszaniu. Raczej ją ciągle pocieszano. Czuła jednak, że jeśli cała ta historia z końcem świata się przedłuży to Matkę również straci.



"Nie, nie pozwolę ci się tak po prostu załamać. Choćbyś mnie potem z domu wyrzuciła. Tylko jak cię rozruszać?"

W tym czasie Ortega otrzepała ubranie i powłócząc nogami dowlekła się do samochodu oddając po drodze kluczyki Tylerowi.
- Ty poprowadź dalej, dobrze? – mówiąc to wysiliła się nawet na delikatny uśmiech. Jej wzrok ślizgał się po twarzach towarzyszy zdając się ich nie dostrzegać. Obojętność niczym miękka gęsta wata otuliła jej umysł. Może była naprawdę wykończona, a może… traciła zmysły?

W samochodzie milczała jak zaklęta. Na tylnym siedzeniu zwinęła się w kłębek niby wymarznięty kot i zapadła w niespokojną drzemkę. Wszystko uleciało jej z głowy. Powód ich wyjazdu, ostatnie zdarzenia w Reyku… Całość straciła na znaczeniu. Mercedes zapragnęła zaszyć się gdzieś i po prostu przespać całe zamieszanie. Zniknąć. Na kilka, może kilkanaście dekad. Odpocząć. Tak zwyczajnie, po ludzku odpocząć…

Shizu jak wcześniej usiadła na przednim siedzeniu. Rzucała tylko niespokojne spojrzenia w lusterko. Jej oczy skrzyżowały się z oczami Tylera. Może i nie potrafiła z nim rozmawiać jak Matka, ale wiedziała dokładnie, co jej zasugerował.


Odwróciła się i przyjrzała się kłębkowi, którym obecnie stała się dotąd dumna i dufna wampirzyca.
- Simon, zamieniamy się miejscami.
- powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Już chciał się sprzeciwić, jednak zrezygnował kiedy twarz japonki zbliżyła się jego na kilka centymetrów. Nie miała ochoty się z nim kłócić.

To, co podczas jazdy jej nie sprawiło problemu, dla wyższego mężczyzny sprawiło nie lada kłopot. W końcu wszyscy znów siedzieli. Shizu położyła głowę Matki na swoich kolanach, przykryła ją swoją kurtką i zaczęła delikatnie gładzić po głowie.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 06-04-2009 o 13:50.
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172