Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-07-2016, 08:17   #251
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ARISA

Sygnał który usłyszała Arisa był słaby. Trzeszczący głos łamał się i urywał, tak że zdołała zrozumieć tylko jeden fragment, powtórzony kilka razy.

- ... ędne... ędne... ędne... ędne...

- Jakie błędne, do kurwy nędzy - rzuciła Arisa krzywiąc przy słuchawce. - Ofiara śmiertelna, kolejni ranni. Zapierdalajcie tu z tymi helikopterami!
Warknęła, niczym dzika wilczyca, wracając do odczytów GPSu, z których sczytała obecną pozycję, a potem wyjrzała ostrożnie przed namiot, by zorientować się w sytuacji na zewnątrz, gotowa jednak do ucieczki przez wyciętą z tyłu dziurę, jeżeli okazałoby się to konieczne.

Czerwień wystrzelonej flary zalała obóz krwistym blaskiem.

CONNOR

Niewielki pistolet sygnalizacyjny w rękach ważył tyle, co nic, ale był teraz czymś, na czym Connor skupiał swoją uwagę.

Wycelował, strzelił trafiając prosto w plecy oddalającego się za Bearem … mordercy. Jakoś nie potrafił myśleć o przeciwniku, jak o Brucie. Już nie.
Flara zapłonęła, poraniła oczy Connora gwałtownym rozbłyskiem ognia i światła.

Przeciwnik upadł. Jego ubranie i chyba włosy zapłonęły. Wrzeszcząc dziko z bólu zaczął wić się po ziemi. Z jego ust wydobywały się nieartykułowane, agonalne wrzaski w których dominowało tylko jedno … cierpienie fizyczne, jakie zapewne wynikało z poparzeń od flary.

Bruce! Bruce wrócił?!
A może jednak nie?

BEAR

Odciągnął mordercę prawie pod krawędź obozowiska, za linię namiotów. Gotów wciągnąć go pomiędzy drzewa. Kluczyć. Zwodzić. Byle dalej od dziewczyn. Byle dalej od ludzi. W las. Tam, gdzie miał może jeszcze jakąś szansę.

Tuż przed linią drzew przeciwnik oberwał flarą w plecy. A więc Connor zrozumiał jego gestykulację! Super.

Morderca został trafiony. Upadł na ziemię wrzeszcząc i wyjąc z bólu. Z bólu?! Nigdy wcześniej tego nie robił, nawet kiedy ciśnięte przez Beara kamulce trafiały go w czaszkę. A wtedy musiało go cholernie boleć.

Coś było nie tak. Instynkt podpowiadał Bearowi – uciekaj, rozum – zobacz, co się dzieje.

Był od powalonego, wijącego się straszliwie wroga może o jakieś dziesięć kroków. Tuż przy drzewach. Cofając się tam, skąd przybiegł, Bear mógł stracić cenną przewagę i dystans.


FRANK I ANGELIQUE

Angie wspięła się na drzewo, zwinna niczym łasica. Adrenalina zrobiła swoje. W miejsce, z którego Bruce zdjął rogatą czaszkę. Tą wielką. Nieludzką. Która tak bardzo zadziwiła Beara i przeraziła część ekipy, chociaż nikt by się do tego nie przyznał.

Łapacz snów znaleziony przez Franka przy ciele mordercy zawisnął na gałęzi. Angie obwiązała go wokół drewna oczekując na coś, co pomoże jej upewnić się, że zrobiła dobrze.

Nic takiego się nie stało. Nic się nie zmieniło!

Wiatr wiał, jak wcześniej niosąc ciężkie, burzowe chmury. Wręcz czuła, jak jeżą się jej włoski na ciele. Instynkt ostrzegał ją przed dzikim załamaniem pogody.

I wtedy Angelique ujrzała rozbłysk odpalonej flary i usłyszała przebijający się przez szum wiatru krzyk. Krzyk jej brata. Krzyk Bruce’a, który zwijał się na ziemi na skraju obozowiska, próbując stłumić ogień. Krzyczał z bólu tak, że jej siostrzane serce rozdzierało się na pół.

Frank poczuł, że uginają się pod nim nogi. Aby nie upaść, musiał przytrzymać się pnia drzewa. I wtedy o zobaczył. Stojącą przed nim, skrytą w cieniu, niewyraźną postać. Sylwetkę złożoną z dymu i cienia. O mniej więcej ludzkim kształcie i ludzkich proporcjach, lecz na pewno człowiekiem nie będącą.

Upiór - bo ta nazwa jakoś sama nasunęła się Frankowi na myśl – stał, jakby na coś oczekiwał.

Czy to była śmierć? Czekająca na niego, aż padnie z upływu krwi?

I wtedy Frank usłyszał szept. Cichy. Prosto przy uchu.

- Nie drzewo. Jaskinia w której ukryto ciało. Widzieliście ją. Widzieliście ją w swoich snach. Drogę do niej. Odbitą w koszmarze Śniącego. Ścieżkę pajęczyny. Ścieżkę sowy. Pamiętasz? Ale to go nie powstrzyma. Nic go już nie powstrzyma. Nie przeżyjecie. Musicie uciec poza strefę jego wpływu. Najszybciej, jak zdołacie. Nie ma innej nadziei dla was. Nie ma innej drogi. Powiedz im. Powiedz im…

Szept zmienił się w coraz silniejszy głos. Postać z dymu i czerni w zarys Indianina. Im bardziej Frank tracił siły, im bliżej śmierci się znajdował, tym wyraźniej postrzegał upiora. Wszystkimi swoimi zmysłami.
 
Armiel jest offline  
Stary 08-07-2016, 18:05   #252
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Trafił tego skurwiela i wyglądało na to, że chwilowo mają go z głowy. Przez chwilę Mayfield czuł się z tym lepiej, ale gdy napastnik zaczął drzeć się, jakby go zarzynali i do tego jego głos przypominał ludzki, przez umysł strażaka przeskoczyła szybko jedna myśl - czyżby na skutek uderzenia światłem, wchłonięty Bruce zdołał w jakiś sposób dać znać, że wciąż tam jest?

Conn nie miał zamiaru ryzykować podejścia i sprawdzenia. Nie chciał dopuścić do sytuacji, że to 'coś' chciało tylko uśpić jego czujność, a potem dobrać się do niego. To mogła być pułapka. Spoconymi dłońmi załadował szybko kolejny pocisk do rakietnicy i wycelował w leżącego, strzelającego z pleców czerwonym światłem mordercę. Wciąż zachowywał bezpieczną odległość.
- Jeśli ktokolwiek ma jakikolwiek pomysł, co zrobić, żeby to wszystko skończyć, niech się nie krępuje i działa! - Krzyknął do towarzyszy. - Teraz jest najlepszy moment! Nie zostało mi wiele amunicji!

Mężczyzna nie spuszczał z wijącego się i wrzeszczącego napastnika oka, gotów posłać w niego kolejną flarę, jeśli tylko uzna, że tamten ponownie stanowi zagrożenie. Bruce, czy nie Bruce, będą pewni, jak to wszystko się skończy.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 10-07-2016, 21:53   #253
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Uciekać! Uciekać! Uciekać!
I przegrupować się. To powinni zrobić. Jeśli Bruce nie żyje to coś w nim przerzuci się na najbliższy cel. Connora. Jeśli żyje, to potwór znów go opanuje i zaatakuje.
Ucieczka była najbardziej logicznym wyborem. Ale Bear nie mógł tego zaproponować. Bobby miał bowiem obecnie jeszcze większe problemy z mówieniem niż zazwyczaj. I nadal bolała go ręka.
Zatrzymał się jednak i zawrócił. Może tracił przewagę przez to przewagę na tym czymś. Może niepotrzebnie skracał dystans, ale wszak nie chciał uciec od potwora. Chciał go wszak odciągnąć od reszty. A teraz mieli szansę uciec. RAZEM.

Bo przecież musieli się przemieścić z tego obozu, oddalić od potwora. Teraz kiedy on był ranny i poparzony, mieli szansę uciec wszyscy. Dokąd?
Tego Bobby nie wiedział. I szczerze mówiąc niezbyt go to obchodziło. Jeśli będą mieli szczęście trafią na ślad jakiejś cywilizacji.
Teraz... Bobby Barker zamierzał uciec podążając za resztą, lub w ostateczności za Ange, jeśli przyjdzie im się rozdzielić.

No chyba że reszta ekipy zdecyduje się tu zostać, to wtedy Barker znów zamierzał robić za przynętę dla potwora. Taki los. Ale w głębi ducha miał nadzieję, że wreszcie dokądś uciekną, bo walka tutaj nie miała sensu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-07-2016, 16:49   #254
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Zawiesiła Łapacz Snów z nadzieją na zakończenie tego koszmaru. Zamiast tego, rozpoczął się jednak krzyk, rozpaczliwy i przerażający, jakby ktoś zranił ludzkie ciało doskonale znanej jej osoby.
- Bruce ... - szepnęła do samej siebie i zerknęła na zdezorientowanego Franka. Stał jakby wsłuchiwał się w coś, a przecież nic nie rozbrzmiewało prócz tego agonalnego wrzasku.
- No co tak stoisz, zróbmy coś! - szarpnęła nim parę razy, ale szybko puściła. Zaczęła plątać się wokół własnej osi, jej ręce nie wiedziały gdzie spocząć, nie miała pojęcia co teraz powinna zrobić. Frank mówił o jaskini, ale i że to nic juz nei pomoże. Skoro nie pomoże, to po co ta jaskinia? Co ona zmieni? Sytuacja była patowa, dla Ange w sumie nie po raz pierwszy, a jednak dawała wcześniej sobie z tym radę. Ze wszystkim.
Ange wbrew innym pobiegła do obozu, dla niej to wciąż był jej brat, nie rozumiała czemu chcieli go zabić, po tym wszystkim co razem przeżyli? Oni wszyscy, razem. Kobieta biegała szybko, więc w obozie znalazła się lada chwila. Widząc swojego brata w płomieniach wyrwała płachtę namiotu, który był licho przytwierdzony i rzuciła się na Bruce'a aby zdusić płomienie materiałem. Pozbawiony tlenu ogień powinien się ugasić, musiał się ugasić! I czemu do jasnej cholery nie zrobił tego strażak, skoro mieli go pod ręką?
- Jesteście popieprzeni! Wszyscy! - wydarła się wściekle zerkając na każdego po kolei. Dla niej to wciąż był ktoś więcej, niż sam zły duch... To było ciało jej brata.
- Uciekajcie stąd. Ale już! - jej ton głosu nie uległ zmianie, wciąż był głośny, wyraźny i rozkazujący - No szybciej! Wiejcie! - ponagliła leżąc na bracie, którego przykryła płachtą namiotu. Prawdopodobnie, gdy tylko płomienie zgasną, pozostanie jedynie poparzenie skórne, a do umysłu znowu powróci potwór. Nic już nie mogła na to poradzić... Łzy gromadziły się do jej oczu, kiedy obejmowała wijącego się mężczyznę... Kiedy pomyślała, że zapewne gdy już się ocknie, znów nie będzie sobą.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 13-07-2016, 01:24   #255
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



Frank niewiele mógł zrobić poza przekazaniem zestawu piórkowego Agi i kibicowanie jej obserwując jak się wspina na ten totem. Jak zawiesza ustrojstwo. Jak nic się nie dzieje. Nic nie zmienia. Jak patrzy na niego pytająco z góry. I jak nic sie nie zmienia. Jak oboje rozglądają się po tym cholernym wisiorku i okolicy. I nic się nie zmienia. Nic się kurwa mać nie zmienia! To nic nie dało! Chciało mu się wyć z rozpaczy. Ostanie rozdanie, ostatnia karta jakie miał do zagrania... Rzucił na pulę i przegrał. Pomylił się. Źle odgadł zagadkę. I teraz zginął. Wszyscy zginął.

Ale jak myślał, że zobaczył już wszystko w tej grze okazało się, że nie. Jeszcze nie był koniec i jeszcze nie było wszystko. Upiór. Myślał, że śmierć czy co przyszła po niego. Nigdy dotąd nie umierał więc właściwie nie wiedział czy śmierć ma jakąś zauważalną formę. Ale śmierć by chyba nie gadała do niego. Chyba. Nie umierał przecież dotąd nigdy. A to coś mówiło. Mówiło zamiast atakować czy dobić go. ~ Avatar. Kolejny avatar. Pewnie Śniącego. ~ choć nie był pewny. Ale słowa. Albo z upływu krwi był już nieprzytomny albo nie łapał jakiejś prawdy objawionej. Jaskinia? Tą którą odnalazł we śnie? Po tylu perypetiach? I której wcale nie podejmował się odnaleźć w realu nawet w biały dzień gdyby był w pełni sił? No chyba, że miałby dowolną ilość czasu. A teraz nie miał. Miał problem by ustać na nogach. A temte widmo, co raz wyraźniejsze, miało chyba problem z oceną realnych właściwości Frank'a. ~ Chyba, że nie chodzi mu o mnie... ~ dotarło do niego w końcu o co temu czemuś może chodzić. O Angie. Na pewno. Była cała. Jeszcze. I też była w jaskini. Może ona wiedziała jak do niej dotrzeć. Bo on to miał tak poszatkowane te kafle nim doszedł, że w żaden sensowny szlak w głowie mu sie nie układało. Równie dobrze mógłby iść przed siebie i szukać na ślepo czyli tak jak we śnie. Bo żadnych cholernych ścieżek czy drogowskazów nie było. Sama dzicz przez pogrążony w burzy nocny las. Każdy kierunek był tak samo dobry.

- Agi... Jaskinia... Chodzi o jaskinię... Trzeba to zawiesić w tej jaskini co byliśmy oboje... Idź im powiedz. Może się uda. Idź. Ja zaraz cię dogonię. - wychrypiał z trudem przez spiechrznięte usta do dziewczyny na drzewie. Ta zeszła prędko jak łasica. - Wiesz co Agi? Masz ładny uśmiech. Lubię twój uśmiech. Szkoda, że nie spotkaliśmy się kiedy indziej. - powiedział do niej gdy była już z powrotem pod drzewem. Patrzył jak znika w ciemnościach lasu. Pobiegnie? Dobiegnie? Zdąży? Powie? Znajdą? Zdążą? Przełknął ślinę. Nie miał pojęcia. Ale nie miał na to wpływu. Został sam w lesie pod totemem. Tylko te widmo czekało razem z nim i jakby robiło się co raz wyraźniejsze w miarę jak on słabł.

- Wiesz co? To ja już chyba sobie pójdę. Spróbuję z tą jaskinią. Fajno jakbyś mi pomógł. Bo samemu to może być mi trochę ciężkawo wiesz? - rzucił cicho w stronę widma. Nie miał pojęcia czy go zrozumie. Ale jesli to by awatar Śniącego czy Pajęczarki to pewnie powinien. Nie miał pojęcia jak tamto zareaguje. Ale zmiany w postrzeganiu świata mówiły mu, ze raczej temu czemuś nie ucieknie. Cała nadzieja była chyba w tym, że Angie zaniesie i przekaże co trzeba zrobić. I któreś z nich da radę to zrobić. Wtedy może komuś by sie udało. Bo wierzył temu czemuś co z każdą straconą kroplą krwi stawało się wyraźnijesz. Wierzył, że tego "złego maniotu" nie da się zabić. Nie dadzą rady. Tak samo jak Śniący i Pajęczarka gdy byli w pełni sił a zdołali go tylko uwięzić. To co mogli oni, zwykli ludzie? Uciec. Spróbować. Znaleźć jaskinię i zawiesić te gówniane piórka na miejscu. Może się uda. Jeśli ktoś dobiegnie i zawiesi.

Nie chciał jednak umrzeć stojąc czy leżąć pod drzewem. Temu widmu nie mógł już uciec. Ale nie potrafił po prostu zrezygnować. Zrobił więc krok, zachwiał się i stracił równowagę. Ale nie upadł bo złapał sie następnego drzewa. Wiedział, że w końcu zbraknie mu sił. W końcu nie złapie kolejnego pnia albo będzie za daleko. I upadnie. Pewnie jeszcze z raz, dwa czy parę się podniesie po raz kolejny. Ale w końcu upadnie po raz ostatni. I pewnie to będzie koniec. No chyba, że ta zjawa jakos go wesprze. Odwlecze chociaż trochę to co nieuniknione. Na tyle by odnaleźć tą cholerną jaskinię. Zawiesić ten cholerny łapacz i liczyć, że cud się stanie i to wreszcie zadziała. By wreszcie coś się udało. Więc zamierzał iść. W stronę obozu, odgłosów walki, krzyków i minimalnej poświaty z prawie wygaszonego ogniska. Westchnął ciężko, oparł się plecami o kolejne drzewo.

- No stary. Nie tak źle. Jeszcze pare drzew i obóz a potem parę i już jaskinia. Bułka z masłem. - wyszeptał zachrypniętym głosem sam do siebie. Trzeba było w każdej sytuacji znaleźć ten optymistyczniejszy akcent no nie?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-07-2016, 08:12   #256
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Płomienie zostały ugaszone i Angie przyklękła przy bracie. Bruce jęczał i wił się, skowycząc nieludzko, jak ranne zwierzę. Łzy płynęły dziewczynie po twarzy. Nie potrafiła nad tym zapanować.

Fran kusztykał w stronę obozowiska czując, że nie utrzyma się na nogach zbyt długo. Ale jakimś tytanicznym wręcz wysiłkiem dawał radę. Plecy i nogi zalewało mu coś ciepłego – jego własna krew. Tracił jej naprawdę sporo i potrzebował opatrunku. I to szybko.

Connor obserwował wijącego się mordercę, czy też Bruce’a - nie był już tego pewien, z przeładowaną rakietnicą, gotów zrobić z niej użytek, jeśli zmusiłaby go do tego sytuacja.

Arisa ukryta w namiocie obserwowała przebieg wydarzeń. Była pewna, że wysłano pomoc. Jakby na potwierdzenie tych myśli otrzymała SMSa na telefon, z którego o nią poprosiła.

ŚMIGŁOWIEC RATUNKOWY W DRODZE. CZEKAJCIE NA MIEJSCU.

Bear stał na linii drzew. Też obserwował to, co dzieje się w obozowisku.
Nad nimi szalał wiatr. Mocny, górski, wprawiający w falowanie masywne drzewa. Noc była ciemna, chociaż nadciągająca burza co jakiś czas rozświetlała ją odległym fleszem wyładowań atmosferycznych.

Poczuli na sobie pierwsze krople deszczu. Ciężkie, grube, nabrzmiałe – dla osób lepiej rozeznanych w przewidywaniu pogody i survivalu – wyraźnie zapowiadające niezłą ulewę.

Bruce znieruchomiał nagle. Legł, bez życia i bez jęku. Stan ten poprzedzony był dziwnym, bolesnym, przeciągłym westchnieniem, które usłyszała tylko Agnie.

Frank zrobił krok. Zachwiał się i .. podtrzymała go owa widmowa postać, która szeptała mu słowa o jaskini.

- Znam cię – Angie usłyszała szept z ust brata.

I nagle, leżący do tej pory Bruce rzucił się na nią. Rzucił, jak dzikie zwierzę z furią i szybkością, która zaskoczyła Connora, zaskoczyła Beara i przede wszystkim zaskoczyła Agnie.

Dziewczyna poczuła, jak poparzona dłoń chwyta ją za gardło. Czuła smród , jaki bił od popalonego mięsa. Jakimś cudem „Bruce” przewalił ją na ziemię, wskoczył na jej pierś, lewą ręką ściskał za szyję, miażdżąc tchawicę i przyciskając ją do ziemi, a prawą – znów uzbrojoną w tomahawk – wzniósł nad głowę, gotów do zadania ciosu który bez wątpienia miał przeciąć siostrze czaszkę.

Connor strzelił odruchowo, bez wahania. Trafił nisko. Zbyt nisko. Nie w głowę lecz w korpus celu. Flara eksplodowała. Angie wrzasnęła z bólu, kiedyż płonąca substancja zalała jej twarz wypalając oczy. Oślepiając .
Bruce odleciał w tył, jakby kopnął go niewidzialny koń. Upadł na ziemię, a z piersi w którą wbiła się raca wydobywały się płomienie i dym.

- To nic nie da. – Usłyszał Frank szepczącą zjawę. - Nic nie powstrzyma Śniącego. Jaskinia! Musicie zanieść amulet do jaskini!

Connor przeładował rakietnicę. Zostały mu jeszcze dwa pociski razem z tym, który miał w lufie. Frank poczuł, jak nogi się pod nim uginają i nie był w stanie ustać, usiadł więc na ziemi, kilka kroków od rozgrywającego się przy ognisku dramatu. Angie wyła z bólu, z poparzoną twarzą, szlochając dziko.

A Bruce podnosił się wolno, mimo że z jego klatki piersiowej wylewały się płomienie, iskry i dym. Teraz było już pewne, że po bracie Angie nie pozostał najmniejszy ślad. Że to, co wstaje jest czymś nieludzkim, czymś niepowstrzymanym, czymś okrutnym i wyraźnie mającym tylko jeden cel istnienia – mord!

Demonem, którego rewir nieszczęśni uczestnicy spływu mieli pecha naruszyć. W rękach monstrum pojawiły się znów dwa tomahawki i zabójca z piekła rodem ruszył powoli, nie śpiesząc się, w kierunku Connora.
 
Armiel jest offline  
Stary 13-07-2016, 10:06   #257
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Działo się. I z każdą kolejną chwilą było tylko gorzej. Los ewidentnie im nie sprzyjał i Connorowi zdawało się, że co by nie zrobił, to i tak wszystko brnie ku nieuchronnemu. Stanął jak wryty, gdy napastnik zerwał się, przyduszając Angie do gleby, a potem aż warknął ze złości - okazało się, że wystrzelona flara nie zadziałała tak, jak sobie tego strażak życzył, raniąc przy okazji Angelique. Co więcej, morderca szybko pozbierał się w sobie i z tomahawkami ruszył na Mayfielda.

"Co on się tak, kurwa, do mnie przyczepił", pomyślał mężczyzna, zaciskając zęby. Korzystając z tego, że tamten wciąż był dość daleko, załadował rakietnicę kolejnym pociskiem. Nie zostało mu ich już wiele, więc przydałoby się, żeby towarzysze tej zajebistej przygody zaczęli coś robić, by zakończyć to szaleństwo. Inaczej wszyscy tutaj zginą, bo Conn nie wierzył, że da radę powstrzymać mordercę. Tu chodziło o coś grubszego, coś powiązanego z tym psycholem z toporkami, ale Conn nie miał pojęcia, co to było.

Nie posiadał żadnych informacji, które mogłyby im pomóc w tej sytuacji. Nawet jeśli jego kumple coś wiedzieli, to nie podzielili się tą wiedzą, a on przecież nie miał telepatii.
- Jeśli ktoś wie, jak zatrzymać to gówno, niech mi powie! Może będę mógł jakoś pomóc! - Warknął gardłowo przez cały obóz, mając nadzieję, że jego słowa usłyszą wszyscy.

Utrzymywał bezpieczną odległość od demonicznego mordercy, przycelowując rakietnicą. Miał oko na jego tomahawki i gdyby tamten chciał nimi cisnąć, zamierzał uskoczyć. Następnie chciał dopuścić napastnika na bliższą odległość, by wypalić racą wprost w jego głowę. Nie za blisko, by umożliwić mu związanie się z nim walką, ale też dostatecznie, by mieć pewność, że pocisk trafi w cel. Pomysł był ryzykowny, ale czy miał jakieś inne wyjście? Taki headshot powinien zatrzymać go na dłuższą chwilę, niż pierwszy strzał. Jednocześnie liczył, że ktoś z towarzyszy wyjaśni mu, o co tu chodzi, jeśli oczywiście któreś z nich taką wiedzę posiadało.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 13-07-2016, 12:28   #258
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.


- Ja... Jaskinia! Trzeba odnaleźć jaskinię... I zawiesić... Ten łapacz co miał Calgary... Amulet... Zawisić w jaskini... Tego nie da się zabić... Wróci... Zawsze wraca... I zabija... Nie wygramy z tym... Ale jaskinia... Jak się uda zawiesić... Może przeżyjemy... Ale nie pokonamy tego... Woda... Z jaskini wypływa woda... Taki strumyk... Musi wpadać do rzeki... Ja i Agi byliśmy w tej jaskini... We śnie... Ale trzeba ją znaleźć tutaj... I zawiesić... By przeżyć... Inaczej to nas wszystkich pozabija... I potem... Będzie zabijać każdego kto tu przyjdzie... Tak jak my... Aż ktoś nie zawiesi amuletu w jaskini... - wychrypiał ciężko dysząc Frank. Czuł się co raz gorzej. Prawie cudem doczłapał się od drzewa do drzewa aż tutaj. Ale to koniec. Teraz już nie miał siły wstać po raz kolejny. Pewnie by odpoczął to by nabrał sił. Ale wątpił by stwór i rany dały mu na to czas. Widział co się stało z rodzeństwem. Oboje poparzeni. Jedno opętane. Przejęte przez bezrozumną siłę zaprogramowaną na rzeź i zniszczenie. Siłą której nie mieli środków pokonać. Tylko jaskinia. Jak ktoś zawiesi ten cholerny wisior. Szumiało już mu w głowie. Żałował ich oboje. Wydawali mu się całkiem sympatyczni. Jeszcze na spływie. Tylko ta dziewczyna Bruce'a jakoś do nich nie pasowała. Jej nie polubił. Ale rodzeństwo było spoko. A spotkała ich straszna rzecz. Ale wszyscy tak skończą. Jeśli nie zawieszą tego cholernego piórkowego gówna w tej jebanej jaskini!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-07-2016, 17:41   #259
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bear ruszył do przodu gdy Ange zbliżyła się do stwora, a potem Connor strzelił. Ból stracił na znaczeniu, panika wdarła się do serca Barkera. Czemu Connor dopuścił Ange tak blisko bestii?
Strzał, ogień, krzyk.. bestii-Bruce'a, oraz jego siostry. Bobby pędził wściekły na siebie, na swoje niezdecydowanie. Ramię, wciąż krwawiące bolało, ale Bear ignorował ten ból. Wściekłość na sytuację i strach o Ange napędzał adrenalinę w jego żyłach. Dobiegł do Ange zdrowym ramieniem otulając ją i odciągając od Bruce jak najdalej.
- Jaski..iinia... tam.... iii...dzie..my... wszzzy.. tam.- wydusił z siebie z trudem Barker przytrzymując dziewczynę zdrową ręką, ranną unosząc z trudem i wskazując nią kierunek. On też wiedział gdzie jest jaskinia i mógł wskazać drogę. Ale wiedział też że powinni udać się tam wszyscy, bo ci rakietnica była jedna i ta grupa która zostanie ze strzelcem przeżyje, resztę czeka zgon.
- Wwwe.. go..-Barker wskazał z trudem Franka. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał większe problemy z mówieniem, niż zazwyczaj. A narzekał na jąkanie. Teraz i jąkał się i każde słowo było kulką drutu kolczastego w jego obolałej krtani.
O Arisie Bear zapomniał. Może żyła, może nie? Nie widział jej, a sytuacja nie bardzo sprzyjała szukaniu osoby, która może być martwa.
-Szsz... szszy... pko.-rzekł z wyraźnym wysiłkiem tuląc Ange.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-07-2016 o 17:45. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 15-07-2016, 19:34   #260
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Angelique chciała sama zawalczyć o brata. Mogła zginąć, czemu nie? Jeśli on by miał przeżyć dzięki temu, to była w stanie zginąć tu i teraz, ale powstrzyma go dając innym czas na ucieczkę. Najwyraźniej inni nie zrozumieli jej dobrych intencji i opiekuńczości w stosunku do młodszego rodzeństwa, a to co później się zadziało, można by nazwać zwykłą bezmyślnością. Najgorsze, że to był pomysł strażaka... Aż przychodziły na myśl zastanowienia, czy aby na pewno nim był. Kiedy iskry z racy zraniły jej oczy, Ange zaniosła się krzykiem. Najpierw był to odgłos bólu i cierpienia. Zasłoniła oczy dłońmi, wyjąc z bólu i wypuszczając brata z uścisków. Z ledwością zaczęła odczołgiwać się, nie mając pojęcia, w którym kierunku pełznie na czworaka. Wycie bólu nie ustępowało, gdyż był on wręcz niewyobrażalny, nie do określenia. Może najłatwiej byłoby porównać to do polania skóry żrącym kwasem? Gałka oczna była wrażliwym organem, a Ange ze względu na swój zawód doskonale o tym wiedziała. Próbowała mrugać oczami, żeby sprawdzić czy chociaż coś za mgłą może dojrzeć, jednak ruszanie powiekami sprawiało jej ogrom bólu. Po chwili poczuła dłonie, szorstkie, duże, męskie. Pochwyciły ją za ramiona prowadząc gdzieś, potem została uniesiona. Rozpoznała dotyk, jak i zapach mężczyzny, a późniejsze słowa brzmiące wyraźnie koło jej ucha, upewniły ją we własnym przekonaniu.
Ange była zrozpaczona. Utratą brata, ranami Bobbyego i Franka, zniknięciem Arisy... W dodatku nie wiedziała, czy jej wzrok będzie do odratowania? Czy w ogóle był sens, aby Bear przeciążał się jej ciałem, niósł ją, ratował? Po co? Dlaczego? Kobieta wciąż wyła z bólu, wtuliła twarz w ramię mężczyzny, który chciał ją niósł, aby zasłonić oczy. Chciała, aby nie musieć odczuwać tak okrutnego bólu, wolałaby, żeby to był sen, lecz teraz nie miała już na to nadziei, a wręcz była pewna, że nie śnią
- Tak bardzo boli - wyszeptała rozpaczliwie, a jej ramiona zadrżały i spięły się. Pociągnęła nosem, a z ust wydobył się szloch. Jak teraz mogła pomóc, prócz poprzez zostanie przynętą?
- Uciekajcie sami, mówiłam byście stąd poszli - wydusiła z żalem w głosie, trzęsąc się w objęciach Bobby'ego. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że być może to kara za próżność? Nie, to nie mogło być celowe. Okrucieństwo nigdy nie miało sensu.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172