Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-11-2008, 11:49   #111
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Axel musiał przyznać, że to wszystko tutaj było całkiem pomysłowe. Ukryte wejście, laboratorium umieszczone w kanałach ściekowych. Ten cały buchta nieźle się tu urządził. I miał niezły sprzęt! Za pomocą GOS-a mógł dostać się do sieci Kombinatu bez szukania ich komputerów! O ile oczywiście to był sprzęt jeszcze sprawny i zaawansowany w stopniu równym temu, co trzymał u siebie w mieszkaniu w Neoberlinie. Ale nawet Tanja musiała widzieć, jak zaświeciły mu się oczy, gdy zobaczył to wszystko. Owszem, miejsce do mieszkania było beznadziejne, ale to nie był problem dla niego osobiście.

W magazynie było już gorzej. Były co prawda zapasowe części, nawet jakieś jedzenie. Ale te całe portale go wciąż przerażały. Do sejfu nawet się nie zbliżał, nie mając ochoty oglądać zawartości. Świat robił się za bardzo pokręcony!
-Może i portale to najkrótsza droga, ale ja już wolę chyba chodzić pomiędzy tymi maszynami Korporacji.
Zadrżał wyraźnie, zajmując się przez chwilę tym, na czym się znał - sprawdzaniem dostępnego tu sprzętu i jego użyteczności. Naprawa tego wszystkiego trochę potrwa. Czemu Buchta to wszystko tak idiotycznie wybebeszył?

Spojrzał na zegarek. Tanja co prawda chciała się już za to zabierać, ale jemu nie wydawał się ten pomysł zbyt dobry.
-Pistolet? Czemu nie. Możemy potem pouczyć się nawet z nich strzelać.
Mrugnął do niej, chociaż nie było to zbyt wesołe mrugnięcie.
-Muszę jechać do Lichte. I po resztę. Jedziesz ze mną?
Dziewczyna pokiwała głową, przytulając się lekko. Najwyraźniej wizja zostania samemu przerażała ją tak samo jak Axela.
-Weź trochę tych kartek to najwyżej po drodze poczytasz. Gdyby tu był Buchta, to wszystko by trwało kilkukrotnie szybciej! Cholerny pijak. Ciekawe zresztą kto prowadził ich jeepa. Najarany Saint czy uchlany Buchta.
Roześmiał się nagle, pobudzony swoim głupim dowcipem. Spoważniał szybko.
-Nie ufam im za bardzo, podobnie jak temu, którego przyciągnął za sobą Malak. Szlaufen? Nawet nie wiem do końca jak się nazywa. Trzeba zabrać ze szpitala chociaż dziewczyny. I Malaka. Nie lubię dupka, ale grać to on nie umie.

Wziął ze stołu dwa pistolety z kaburami. Jeden wręczył Tanji, chociaż OHU nie pozwalało za bardzo przymocować go tak, by był przynajmniej mniej widoczny. Wziął ten nóż bojowy, tym chociaż umiał się w miarę posługiwać. Zresztą za cholerę nie wiedział po co się tak zbroił. Chyba, żeby nerwy uspokoić. Inna sprawa, że ciężar broni jakoś specjalnie samopoczucia mu nie poprawiał. Wzięli trochę dokumentów, Axel wymontował dysk z jednego z komputerów. I wyszli z laboratorium, wchodząc z powrotem do magazynu i uważnie zamykając za sobą drzwi. Za drugim razem Heintz obiecał sobie, że dokładnie sprawdzi, czy nikt ich nie śledzi. Podłączył dysk do laptopa, włączając wyszukiwarkę danych. Słów kluczowych było sporo. "GOS, sieć, Korporacja, Kombinat, portale, externus". Zostawił włączonego i położył na tylnym siedzeniu. Może coś na dyskach się uchowało? Wyjechał samochodem z magazynu, powoli kierując się ku szpitalowi. Było tu straszliwie cicho i spokojnie. Spojrzał na dziewczynę, przygryzając wargę.
-Jak bardzo się nam spieszy?
Tym razem mrugnięcie było znacznie weselsze.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-11-2008, 12:58   #112
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas dziękował w duchu za Grabera. Jego towarzysz z dużą pewnością siebie prowadził ich do celu. Kiedy szli przez bardziej uczęszczane ulice, trzymał się w pewnej odległości za nim, jednak w wąskich i zaśmieconych zaułkach szli obok siebie. Ze względu na nieprzyjazne spojrzenia rzucane przez mijanych w takich miejscach typów, było to o wiele bezpieczniejsze dla Nowego. Tot rzucał od czasu do czasu jakieś słowo albo dwa, czasem pokazywał, umówiony widocznie, znak ręką, co świadczyło, jak dobrze zna miejscowych rozrabiaków i potrafi się z nimi dogadać. A może nawet jest jednym z nich - w końcu Nowy nic o nim nie wiedział.
W rodzinnym Szczecinie Nicolas nie miałby takich problemów, jak tutaj. Znał odpowiednie miejsca, gdzie mógł się schronić w razie potrzeby. I odpowiednie osoby, które gwarantowały mu bezpieczeństwo.

"Taa..." - skwitował kwaśno. O tym, jak przydatne to były kontakty, przekonał się ostatnio. Gdyby nie Dzięcioł, nie wyrwałby się ludziom Kowala. Z drugiej strony to, ile Dzięcioł zawdzięczał Nowemu nie powstrzymało go przed tym, by sprzedać go tym samym ludziom, przed którymi go uratował. "Biznes to biznes" - zawsze powtarzał paser. Nicolas obiecał sobie, że kiedyś przypomni Dzięciołowi o swoim rozczarowaniu jego postawą.

Przez większość drogi nie zamienili ze sobą zbyt wiele słów. Graber nie był rozmowny, a myśli Nowego ganiały jak oszalałe wokół sprawy koszmaru z przeszłości, od którego, jak widać, nie potrafił uciec. Nie wiadomo czemu, przypomniał sobie Natalię. Mimo, że od ich ostatniego spotkania minął szmat czasu, miał nadzieję, że kiedyś ją jeszcze zobaczy. Była jego ideałem. Nie za wysoka, szczupła, długie, ciemnobrązowe włosy i piwne oczy przysłonięte długimi rzęsami. Miała cudowną w dotyku, aksamitną skórę. Ma - poprawił się. Po tym, jak zniknęła bez wieści, miał jednak coraz mniej nadziei, że ujrzy ją ponownie. Może została porwana przez handlarzy żywym towarem i sprzedana dla organów lub do burdelu, gdzie nawalona prochami przyjmuje setkę klientów dziennie. Albo wpadła na jakiejś z góry skazanej na porażkę misji. Chociaż nie - nie Natalia. Ona zawsze wiedziała, co się szykuje. Kobieca intuicja i takie tam. Dość, że potrafiła wyplątać się z kabały, zanim ta na dobre się zaczęła.


* * *

Po wyjściu z kolejnej, potwornie zaśmieconej i cuchnącej uliczki, będącej raczej jedynie wąskim przejściem między budynkami, dotarli do zaniedbanego podwórza. Jego wylot wychodził na dziurawą jezdnię, po której obu stronach jakiś architekt wytyczył wąziutki chodnik, i dalej na rachityczny park, w tej chwili bardziej przypominający śmietnik. A przynajmniej wyglądało na to, że do tego służył przez ostatni czas. Wątłe, poskręcane drzewka zamiast liści miały na gałęziach plastikowe torby, worki, jakieś nylonowe taśmy i inne paskudztwo prozwieszane przez wiatr i dzieciaki.

Tot zatrzymał się. Zanim Nowy zdążył zapytać, o co chodzi, dostrzegł na odrapanym i pomazanym sprayem murze napis "Karl Str", koślawymi literami oznajmiający światu nazwę ulicy.

- Gdzieś tutaj wcięło naszego człowieka - Graber wykonał bliżej nieokreślony ruch ręką - Jesteśmy na miejscu - dodał. - A tam jest szpital - skinął głową w kierunku oddalonego nieco, otoczonego murem kompleksu, widocznego po przeciwnej stronie parku.

Tot dał Nowemu znak, by ten szedł za nim. Skierowali się w stronę zrujnowanego osiedla naprzeciwko Schweigerkrankenhaus. Budynki były w naprawdę kiepskim stanie. Rozpadające się ruiny straszyły poszarpanymi, ziejącymi czuleściami bram, wybitymi oknami i dziurami w murach. Przestrzenie między budynkami zawalone były, jak cała ta dzielnica, stertami śmieciami, gruzu i innych, nikomu niepotrzebnych starych sprzętów, których korpusy obdarzone wyobraźnią dzieciaki zamieniały na statki kosmiczne i czołgi. Nowy znał takie dzielnice. Sam wychował się wśród mieszkających na ulicy, wiecznie umorusanych dzieciaków.

Weszli głębiej między bloki. Co kilka, kilkanaście metrów stała płonąca stalowa beczka, otoczona przez grupki obdartych i brudnych postaci, siedzących i leżących wokoło. Na widok obcych, kilkanaście osób, zakutanych w kilka warstw ubrań, często z owiniętymi twarzami oraz śladami przebytych chorób i kalectw poderwało się z miejsca i podeszło do nich, wyciągając ręce w żebraczym geście.
- Parę groszy dajcie...
- Na flaszkę brakuje...
- Ja mam chorą żonę i głodne dzieci...
- Może pracę jaką...
- Papierosa, dobry panie...

Od smrodu uryny, przepoconych ubrań i nie mytych ciał Nicolasowi zrobiło się niedobrze. Ale jeszcze gorzej było, gdy poczuł paskudne oddechy żebrających dziadów, którzy jak na zawołanie próbowali wzbudzić sympatię, uśmiechając się szeroko i prezentując zżarte przez próchnicę i pożółkłe od palenia zęby.
- Spierdalać! Spierdalać stąd! - cofnął się pod naporem żebraków.

Tymczasem Graber wyłowił z tłumu tego, który pytał o pracę. Szarpnął go za rękaw, zmuszając do pójścia za sobą.
- Spław ich - rzucił do Nowego.
- Się robi - odparł Nicolas i wsunął kastet na dłoń.
- Mówiłem wypierdalać, darmozjady chromolone... - powiedział zduszonym głosem w stronę natrętów. Kopnął najbliższego z nich. Tamten pisnął, jak nastolatek. Uzbrojoną w kastet pięścią walnął kolejnego w brzuch, chociaż wątpił, że ten cokolwiek poczuł przez grubą warstwę ubrań. Ale efekt psychologiczny był. Potraktowane brutalnie towarzystwo odstąpiło. Żebracy wrócili na swoje poprzednie miejsca, złorzecząc pod nosem. Nowy wiedział, że zapomną zaraz po tym, jak kolejna porcja narkotycznych wizji trafi do mózgów wraz z wdychanym dymem. Albo po spożyciu syntetyzowanego z chemikaliów bimbru. Zresztą, tacy jak oni byli przyzwyczajeni do takiego traktowania. Czy policjant, czy bandyta - wszyscy traktowali ich z pogardą, nie szczędząc przekleństw i kopniaków.

Tymczasem Graber wyciągnął z dziada informację, o kogo pytać w sprawie zaginionego. Oczywiste było, że w kontaktach z miejscowymi bossami Nicolas nie będzie mu potrzebny, a nawet - będzie mu przeszkadzał.
Przekazał Nowemu zdjęcie zaginionego i polecił sprawdzić budynek szpitala. Po wszystkim mieli się spotkać gdzieś w jego pobliżu.

* * *

Nicolas nasunął głębiej kaptur na głowę i ruszył przez park w stronę Schweigerkrankenhaus. Jak na złość z nieba zaczęło coś kapać. "Przydałby się parasol..." - pomyślał, ale zaraz się uśmiechnął do swoich myśli. "Po co mi u diabła parasol - przecież ja w życiu parasola w rękach nie miałem" - zreflektował się. W każdym razie siąpiący deszcz spowodował, że wszystko zrobiło się chłodne, mokre i nieprzyjemne. Co nadwyczajnie dobrze komponowało się z ogólnym wizerunkiem tej dzielnicy.

Nowy zatrzymał się, dostrzegając dwóch podejrzanych ludzi przy szpitalnej bramie. Ich ruchy, nawet ubiór były jakby znajome. W swojej przemytniczej karierze nauczył się odróżniać z tłumu ludzi parających się szmuglem. Było coś w ruchach, ukradkowym zerkaniu wokoło, czy w samym, niby nie rzucającym się w oczy, ubiorze, co pozwalało odfiltrować takich outsiderów od reszty. Jak widać, przemytnicy byli podobni do siebie niezależnie od terenu, na którym działali.

"Ciekawe, czy pilnują, żeby ktoś nie wszedł do szpitala, czy nie wyszedł?" - zastanowił się Nicolas, na wszelki wypadek pozostając w ukryciu parkowych drzew, jakieś pięćdziesiąt metrów dalej. Oparł się o jedno z nich i zapalił papierosa.

Sytuacja wyjaśniła się niebawem. Od strony budynku Schweigerkrankenhaus nadeszła jakaś grupka, na której widok przemytnicy zareagowali raczej nerwowo. Postacią w sfatygowanym płaszczu okazała się kobieta, która błyskawicznie zaatakowała strażników. Tamci odpowiedzieli ogniem ze swoich Uzi. Po kilkunastu sekundach, grupka wycofała się do środka - ostatnia była ta dziwna kobieta zasłaniająca się niczym tarczą ciałem jednego z przemytników, który nieopatrznie zbliżył się do niej. Kobieta musiała oberwać kilka kulek, mimo to nie było tego po niej widać. "Niezła jest..." - Nowy z nieukrywanym podziwem ocenił nieznajomą.

"Dobra, trzeba działać. W środku dzieją się ciekawe rzeczy - być może coś, co dotyczy zaginionego człowieka Roty" - myślał Nicolas, zbliżając się chyłkiem do murów szpitala, unikając zbliżania do bramy pilnowanej przez ludzi z automatami. "Szkoda, że nie ma tutaj Grabera. Wiedziałby, czy ci na zewnątrz to jej ludzie, czy raczej ci, co mają związek z zaginięciem kolesia ze zdjęcia. Nic - sprawdzę sam".

Nicolas wolał nie ryzykować konfrontacji z ludźmi przed bramą. Nie znali go, a właśnie zostali przez kogoś zaatakowani i mogli być nerwowi. Poza tym to ci ludzie mogli być powodem zaginięcia człowieka Bety Schrödinger i pytanie o niego mogło się dla Nicolasa skończyć w podobny sposób. Dodatkowo jakaś trzecia strona zajmowała budynek szpitala i wyraźnie nie przepadała za tymi na zewnątrz. Nowy nie zamierzał się mieszać między nich, dopóki nie wyczai co i jak. Musiał tylko znaleźć sposób na wejście na teren Schweigerkrankenhaus, omijając bramę. "Może przez mur? Niemożliwe, żeby wszędzie był w idealnym stanie." - zastanawiał się, szukając odpowiedniego miejca. Wystarczyło kilka brakujących cegieł, jakieś nierówności, żeby zaczepić palce. Miał trochę doświadczenia w poruszaniu się w trudnym terenie, więc powinno się udać.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 02-12-2008, 18:33   #113
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Datum // Zeit : 29 VIII 2213 // 16:01

# Tanja Hahn – Axel Heintz
Działo grawitacyjne zostało zabrane, a cała instrukcja, dzięki której można było je złożyć – dane techniczne, statystyki i liczby.
Musieli przeszukać magazyn i inne pomieszczenia z powodu dokumentacji portalowej. Znaleźli ją w biurze Buchty – zakurzonym pokoiku zaraz koło generatora.
(Jak widać, hologram Buchty musiał być nagrany bardzo dawno).Były to dwa opasłe segregatory, które pomimo tego, że zawierały często nawiązania do różnych odnośników, których nie było nigdzie w starym magazynie broni, dawały sporo informacji o samym urządzeniu do portali, i nie tylko.
Tanja, próbując się przebić przez zawiły język Buchty(i niewątpliwie zawiłe pismo), dowiedziała się paru rzeczy związanych z tym. Po pierwsze, pomimo tego, że była fizyczką specjalizującą się w teleportacji korpuskularnej, to nomenklatura zajmująca się fizyką czasoprzestrzenną nie była taka znowu odmienna. Bywały pojęcia, które stanowiły jakoby ukute projekty podczas eksperymentów z portalami a przez to nie mogły być zrozumiałe dla nikogo, kto wcześniej nie zajmował się portalami. Jednak instrukcje, jak uruchomić ZRZT, znalazła bez trudu – Buchta zadał sobie trud, by zapisać wszystkie komendy i hasła do GOS-u wyraźnie. Problem otworzenia portalu zmalał więc wyraźnie do znikomego stopnia – tak małego, że wystarczyło, aby Tanja wcisnęła kryształy w odpowiednie miejsce i rozpoczęła procedurę tunelowania.
Buchta wyraźnie stwierdzał w dokumentach, że stacja na Ziemi ma połączenie z Externusem, gdzie swojego czasu założył stację badawczą. Ostatnie notatki potwierdzały wyniesienie pewnych materiałów na zewnętrzną stację i zerwanie połączenia, dwuznacznie twierdzi jednak, że być może udałoby się nawiązać ponowne połączenie.
„Jest to ważne – stwierdza. - Teleportacja czasoprzestrzenna nie jest po prostu przeniesieniem się z punktu A do punktu B. Trójwymiarowość przestrzeni stwarza miliardy punktów. Co gorsza, nie dbając o stabilny transfer, można doprowadzić do rozszczepienia obiektu. Dzięki niebiosom, że nasz sprzęt ma dużo energii. Może on teleportować dwie osoby na godzinę(tyle właśnie czasu potrzebuje, by schłodzić emitery pola). Co do stacji – aktywowanie jej pozwoli podróż na o wiele większe odległości, nawet do głębokiego Externusa. Trzeba bowiem zaznaczyć, że sam Externus nigdy nie był – jak potwierdzają nasze badania – światem stricte przeznaczonym dla jakiegoś konkretnego celu. Istnieje wiele teorii, ale moja ulubiona to taka, że Externus jest czymś w rodzaju kosmicznego skrzyżowania: Wiedzie on do innych światów, ale sam także bywa siedliskiem innych gatunków, mniej lub bardziej powiązanych z psychoplazmą.
Dlatego też, jeśli czyta to jakiś docent – wiedz, że jedyny możliwy kierunek maszyny to stacja, którą założyliśmy na Externusie. Parę miesięcy temu wysłaliśmy tam ekipę zwiadowczą, jednak na Externusie czas płynie inaczej. Jest płynny i zmienny, czasami jedna sekunda tutaj, tam równa się godzinie i vice versa. Sądzimy, że są to normalne aberracje czasoprzestrzeni, do rozwiązania w najbliższym czasie. Ekipa badawcza pilnuje wszystkich materiałów, które tam zgromadziliśmy. Nie mogą wpaść w łapy ani Korporacji, ani Kombinatu".

Gdy przejeżdżali obok jednego z jeepów Kombinatu, ten wydał z siebie kolejną krótką, urywaną syrenę – podobne słyszeli przy dojeżdżaniu do magazynu broni Buchty.
Ku swojemu zaskoczeniu Axel stwierdził, że do radia, które miał przyciśnięte do swojego ucha, dolatują pewne trzaski – była to częstotliwość jednostek patrolowych. Wyregulowawszy radioodbiornik, usłyszał:
-...Siódemka, przechodzimy do sektoru czwartego.
-Dzięki, Biskup. Dawaliście sygnały bazie?

-Tak jest. Pytanie, Siedem, czemu dzisiaj nie dostaliśmy wyraźnych rozkazów?
Chwilowa cisza po drugiej stronie.
-Przełącz na połączenie bezpośrednie.
Trzask w słuchawkach Axela. Tym razem jednak Tanja usłyszała trzask w swoich. Chwilowa cisza. Nie na długo.
-Posłuchaj, Biskup, jeśli mnie zdradzisz z tym, co ci teraz mówię, to znajdę...
-Dobra, dobra, Siedem.
-Okazuje się, że ktoś odwala krecią robotę, a nasza częstotliwość jest wykrywalna. Dlatego mało kto rozmawia przez radio.
-Kto odwala?
-Nie wiem, kurwa. Od czasu, kiedy na zachodzie przy szpitalu zjawili się ci nowi, zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
-Ci od Schweigerkrankenhaus?
-Taa... Kombinat wyraźnie czegoś od nich chce. Faktycznie nigdy byśmy o nich nie wiedzieli, gdyby informacja nie wyciekła do sztabu. Ktoś musiał o nich powiedzieć.
-Wiesz, kto?
-Nie wiem. Mówią, że to jeden z nas. Nie zdziwiłbym się, gdyby to był Syf...
-Syf? Syfek?
-To ten, co raz wsypał niektórych z batalionu. Gnojek i szumowina, ale potrafi się wykręcić. Dla pieniędzy, oczywiście. I informacji udziela za pieniądze. Umie się cenić.
-A te syreny?
-Nie mogę ci zdradzić kodu, ale to dlatego, że ausschritery zbliżają się do Frankfurta od południa. To tyle. Idę na objazd.
- Bóg z tobą.
-Bóg z tobą.

Kolejny trzask w słuchawkach mówił o definitywnym zerwaniu połączenia.

*

Dojechali pod umówione miejsce, to jest pod Haus des Leides, Dom Bólu. Axela przywitały tłumy prostytutek, korzystających ze święta, Tanję odprowadzili wzrokiem dilerzy Leidu, otoczeni przez właśnie te tłumy. Zeszli po schodach, mijając różowy neon, który palił się dwadzieścia cztery godziny na dobę, w mrocznym zejściu.
Pomimo tego, że w samym środku nie było niebezpiecznie lub jakkolwiek źle, to korytarz wiodący do głównej sali był usłany strzykawkami i prezerwatywami niby ślubny kobierzec różami; gdzieniegdzie też w kącie leżał ćpun albo żebrak, gaworzący do siebie niby dziecko – ściany były popisane markerami, zawierającymi – między innymi – poezję, reklamy, hasła antykorporacyjne, hasła przeciwko Kombinatowi, wreszcie hasła przeciwko samym hasłom(„SKOŃCZCIE PIERDOLIĆ I WEŹCIE SIĘ DO ROBOTY”...); ktoś, wiedziony odwiecznym prawem natury, narysował motywy falliczne; podpisów typu „Tu byłem” była za to cała masa i stanowiły bez mała jedną trzecią całego galimatiasu; jakiś żartowniś przykleił do ściany plakat przedstawiający, być może jakąś scenę erotyczną – tego nie dowiedział się już nikt, bo pozostała tylko twarz kobiety wykrzywiona w ekstazie(ktoś dorysował aureolę i wąsy) – reszta była oderwana. Dawna natura tego miejsca także była widoczna – dziury po kulach znaczyły ściany pęknięciami, a nieudolnie starte plamy krwi czerniały i rudziały na posadzce. Z głównej sączyła się lekka mgiełka. Weszli.
W ciemności postacie tańczących pulsowały jak duchy, to pojawiając się, to znikając, mesmerycznie przyciągając wzrok. Zauważyli Finneasa już z daleka – machał przesadnie rękoma, a wokół niego byli – Hans Schlaufen i John Saint. Naprzeciwko nich siedziało trzech ludzi – jeden wyglądał na zwykłego zbira, drugi na mózg, a trzeci na doradcę. Wyglądało na to, że nie siedzieli tutaj długo, choć Lange – wnioskując z jego czerwonego nosa – zaczął się alkoholizować na długo przed Domem Bólu. Mimo to okazało się, że miał mocną głowę.
-Aaa, Hans! – wyszczerzył do niego zęby spod krzaczastego wąsa. – Powitać, powitać, nie mamy chleba i soli, za to sporo przedwojennej wódy z Polski. Doprawiana Leidengeistem dla smaku, hie, hie.
-Dość – uciął Saint. – Wprowadź ich w szczegóły, Buchta.
Buchta parsknął, jakby słysząc coś nazbyt oczywistego. Nalał wszystkim lekko zielonkawego alkoholu i zaczął tłumaczyć Axelowi, a także Tanji.
(Jego pijany wzrok ślizgał się to z Axela, to na Tanję; sama Tanja miała dziwne przeczucie, że to wszystko jakaś cholerna maskarada, bo pomimo tego, że jego morda była zapuchnięta od wódki, a głos od czasu do czasu się chybotał, to oczy pozostały zimne i kalkulujące).
-Macie mój dowód, że jestem szczery, bo się schlałem jak ta świnia. Ten tutaj pan jest przedstawicielem Lichtenschweigera. Sam Lichte nie chciał się stawić, a dla nas to wielka szkoda... Co nie, Saint? – Buchta uśmiechnął się złośliwie w stronę Johna, który wywrócił oczyma w stronę sufitu. – No, ale my z panem Lichtem sobie jeszcze porozmawiamy. Wiesz, Kloss, ja cię lubię, bo ty moja morda jesteś i pomyślałem, gdy cię spotkałem, łebski chłopak. W każdym razie nasze porachunki z Lichtenschweigerem to kompletnie nie wasza sprawa. O ile sobie kalkuluję, wy po prostu chcecie przedostać się przez Odrę i uciec z tej cholernej dziury.
-Aano – włączył się człowiek Lichtenschweigera. – Macie trochę pecha, że chcecie to zrobić akurat teraz. Chodzi o to, że dostaliśmy cynk od obozu, że w stronę miasta zbliżają się bioboty Korporacji. To naprawdę jebany pech, bo tamci na górze stają się nieufni. A jak stają się nieufni, to i warty się nasilają. A jak się warty nasilają, to trudniej się przedostać.
-Mieliśmy was ładnie przeszmuglować przez lukę w Polach Śmierci.
-Leichenfelder.
-O, właśnie. To był jedyny odcinek, gdzie woda Odry nie jest tak zasyfiona, że mosty, które budujemy na niej, nie zaczynają się rozłazić.
-Budujemy mosty pontonowe na tym właśnie odcinku. W pobliżu Leichenfelder rzeka jest zasrana jakimś błotem, niewiadomo czym. W każdym razie jest tam na tyle płytko, żeby wywinąć prędko most i przeprawić się. To standardowa procedura, robiliśmy tak wiele razy. Tym bardziej, że mamy znajomości na posterunku na Polach Śmierci. Ale od kiedy ausschrittery zaczęły iść w stronę Frankfurta, jakieś Polaczki wlazły nam do posterunku. Straszna chujnia.
-To więcej kosztuje. Normalnie nie wyciągaliby dup ze swoich nor, ale...
-Hamuj się, Finneas...
-Ale to prawda. Co prawda mamy wiele długów u Finneasa, ale one nie sięgają tak daleko, żeby posyłać naszych ludzi na pewną śmierć.
-Och, daj spokój, jaka pewna...
-To jest ryzykowne –
uciął tamten. – A nikt nie lubi tracić dobrych ludzi. Dlatego też... Kloss, tak? Powiedzmy, że nasza oferta jest i tak sporym ukłonem w stronę Buchty. Chcemy, abyście coś dla nas zrobili.
-Oferta, Hans. Tyle u nich wytargowałem.
-Chodzi o to, Kloss, że pomimo tego, że wygląda na to, że ktoś was lubi w obozie, to dla nas nie jesteście tacy znajomi. Przysługa za przysługę. Uwiniecie się prędko.
-Co takiego im wymyśliliście, a?
-Może kojarzycie południowy Frankfurt? O, świetnie. To może kojarzycie coś jeszcze – tak kompleks fabryk niedaleko Odry? Stink –
tu zwrócił się do zbira po swojej prawicy. – Jak się to znowu nazywało?
-Fabryki szerszeni, he.
-O. Nie mam pierdolonego pojęcia, czemu się to nazywa fabrykami szerszeni, zresztą kto o to dba. Chodzi o to, że szukaliśmy tam czegoś, co pozostawiła tam Korporacja. Nie sposób tego przeoczyć.
-Chodzi o to...
-Dobra, Finneas, lepiej ja to dokończę, ty jesteś pijany. Pod kompleksem fabryk w południowym Frankfurcie znajdują się tunele, które wybudowała Korporacja. Może o nich słyszeliście. W każdym razie są tam laboratoria, które nadal są zasilane wewnętrzną energią.
-To było laboratorium genetyczne...
-O masz, zamknij się, Buchta! Chcemy tylko, żebyście przynieśli nam coś z głównego laboratorium. Serum przeciwko pewnemu wirusowi. Znajduje się ono w pewnej zapieczętowanej walizce oznaczonej kodem 4TR1UM. Prosta sprawa: Wy tam idziecie i dowodzicie, że jesteście godni naszego zaufania, a my wam zapewniamy transport.
-Oczywiście nie musicie –
włączył się „doradca”. – Możecie przedzierać się przez Odrę na własną rękę, ale sami rozumiecie... Bioboty.
-Właśnie, Hans
– ostatni raz włączył się Buchta. – To wy decydujecie. A tak przy okazji, zamierzam wam towarzyszyć w tej misji. A ty Saint? Schlaufen? Chłopaki?
- Piszę się na to.
- Ja też.
- To co, Kloss? A ty, Kowalska? Co prawda przydałby się nam biolog, ale...
To jak będzie, kochani?


* * *

# Frank Malak – Nicolas Neumann
Malak celował; wreszcie wystrzelił, a kula przebiła krtań Misztalskiej. Wypluła dużo krwi i obnażyła swoje zęby – jak Frank zauważył, jeden z nich był spiłowany w szpic.
Być może Malak nigdy nie wierzył w komunikację telepatyczną – jednak Katja spojrzała w jego stronę i to, czego doświadczył, prawdopodobnie było czymś bardzo zbliżonym do telepatii. Katja zasłoniła się trupem, który właściwie przypominał ochłap krwawego mięsa.

"Dlaczego dostałam w kark i jeszcze żyję? ZABIĆ WSZYSTKICH KREW ZA KREW ZABIJĘ Nie pamiętam niektórych rzeczy... Uch, telepatia, uch-och, przecież to przeklęty produkt ZABIĆ NIE WYCOFAĆ SIĘ zaraz zaraz czy to jest tak, że to pojawia się tylko wtedy, gdy mam krew KREW KREW KREW na swoich rękach? Mmm... AUGHLUR NAKARH Trzeba to niewątpliwie zbadać w przyszłości a teraz jednak celem naszego przeżycia WYCOFAĆ SIĘ ZEMSTA ZAGWARANTOWANA"

Frank był dobrym strzelcem i posłał parę kolenych strzałów w jej stronę. Raz trafił w głowę.

"UMYSŁ NIE ZNAJDUJE SIĘ TYLKO W GŁOWIE TY SUKINSYNU"

...rozbrzmiało w głowie Malaka. To było nieprawdopodobne, ale Katja spoglądała w jego stronę pełnym nienawiści wzrokiem – sprawiało to dziwne wrażenie, gdy się uzmysłowiło, że nad jej oczyma ziała okrągła dziura po kuli. Splunęła krwią i zaczęła wycofywać się w stronę muru otaczającego szpital, schodząc z linii strzału Malaka.
Tamtych dwóch niespecjalnie zajmowało się tym, co stało się z Misztalską – fakt, że przed chwilą Malak trafił w jej głowę nie zwróciło ich uwagi. Strzelali dalej, dopóki nie umarli.
Malak zauważył jakiegoś człowieka, który próbował się przecisnąć przez mur.

Tymczasem Neumann minął tamtych, którzy strzelali. Zbliżył się do muru i stwierdził, że strzały z bramy ucichły. Minął jakiś kształt, który wyłonił się zza wyłamanego muru.
“Dobry” – mruknął męsko głos, który roześmiał się chwilę później. Neumann stwierdził, że była to ta sama kobieta, którą spotkał w zaułku zmierzając do Haus des Leides. Co dziwniejsze, miał wrażenie, że przywidziało mu się, że miała dziurę w głowie. Krwawiła, zostawiając za sobą ślad posoki. A potem Nicolas Neumann natrafił na zwłoki.
Neumann nie mógł wiedzieć, że na kawał krwi i kości, który natrafił, był ongiś Olegiem Hassem; nie zmieniało to faktu, że trup śmierdział jak tusza wyciągnięta z rzeźni. Zauważył, że tamci zbliżają się w jego stronę...

Do Franka Malaka podeszła Selene Stieffenhauer. Jak widać, Yseult nie upilnowała małej.
-Cokolwiek się zaczyna, musi się skończyć – zaczęła. – Ale ona nie ma ani końca, ani początku, to jej najgorsza udręka. Przybyła znikąd i jej forma nie ma początku, więc nie może też znaleźć końca. Zabij, zwiążesz się, odrodzi się tysiąc razy w innych formach.
Malak może pomyślał wtedy, że Selene nie mówi jak Selene, a coś przez nią przemawia.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 02-02-2009 o 11:05.
Irrlicht jest offline  
Stary 06-12-2008, 21:01   #114
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Pistolet ciążył mu w dłoni niczym duży i bardzo ciężki kamień. Po naciśnięciu spustu ciężar wyraźnie zelżał. Broń wraz z dłonią przesunęła się nieco wyżej, Pocisk poleciał jednak wyznaczoną mu trasą nie zatrzymując się na żadnej przeszkodzie. Katja stała do niego bokiem całkowicie się odsłaniając. Element zaskoczenia umożliwił mu szybki i celny strzał. Strzał w krtań. Mimo, że nie trafił w głowę jak zamierzał to skutek w tym przypadku winien być taki sam. Ale wiedział dobrze, że nie będzie. Pocisk przebił się przez krtań czemu towarzyszyła spora ilość krwi. Kula utkwiła w murze po drugiej stronie Katji. Wszystko to trwało jakieś kilka sekund, ale dla Malaka były to najdłuższe sekundy jego życia.
Na szczęście nie ostatnie.

Wtedy kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Malak wetkwił wzrok w zimne i okrutne oczy Katji, która instynktownie zasłoniła się pozostałościami po Olegu. Zaraz po tym Malak doświadczył czegoś za pomocą czego usprawiedliwiało się wielu seryjnych morderców. Z tą różnicą, że w jego przypadku było to prawdziwe. Te głosy w głowie były zbyt wyraźne żeby je zlekceważyć. To wszystko co usłyszał było nieskładne i nielogiczne. Opuścił momentalnie broń pod wpływem zaskoczenia. Ale tylko momentalnie. Zaraz podniósł ją ponownie i oddał jeszcze kilka celnych strzałów. Po raz pierwszy poczuł coś czego nie czuł już od dawna. Wielką i szczerą nienawiść do tej niezwykłej istoty. Pragnął wreszcie żeby padła w konwulsjach na ziemię wykrwawiając się na śmierć. Żeby wreszcie jej ciało znieruchomiało w kałuży świeżej krwi. Jego pragnienia póki co pozostały niespełnione. Mimo kolejnego strzału, który tym razem przebił jej głowę, Katja wciąż się poruszała. Znowu usłyszał głos w swojej głowie. O ile wcześniej były to jej tylko nieskładne myśli to tym razem usłyszał uwagę skierowaną wprost na niego. Nie pozwolił sobie na kolejne rozproszenie uwagi z tego powodu. Jednakże Katja najwyraźniej osiągnęła swój limit, ponieważ zaczęła się wycofywać z pola walki. Wkrótce mężczyźni z bronią, którzy jej towarzyszyli padli martwi. Walka wreszcie się skończyła, ale nie czuł się wcale spokojniejszy niż przed chwilą. Na wszelki wypadek wyjął z kieszeni zapasowe naboje i przeładował broń. Odwrócił się z bronią gotową do strzału słysząc kroki za sobą. Odetchnął z ulgą widząc, że to tylko Selene.
Albo i nie.

Jej słowa były bardzo dziwne. Miał wrażenie, że nie była to ta sama dziewczynka jaką poznał wcześniej. Jej enigmatyczne słowa po tym co ostatnio widział miały dla niego sens. A przynajmniej trochę sensu. Opuściwszy broń odrzekł jej:
- Wszystko co ma początek ma też koniec. Ten filmowy cytat odnosi się do wszystkiego co żyje i oddycha. Z tego co widziałem ona właśnie żyje i oddycha tak jak każdy człowiek. Jej koniec przyjdzie prędzej czy później i to ja do niego doprowadzę. Jeśli nie pozostanie ani jedna żywa komórka już nie da rady powrócić do życia w innej formie. Teraz zamiast wdawać się w dyskusje natury filozoficznej z dorosłymi udaj się do siostry lub Yseult i nie wychodź na razie. No i nie wyglądaj przez okno. Nie chcę żebyś miała jakieś koszmary.

Rozejrzał się po korytarzu, ale ku swemu zdziwieniu nigdzie nie widział Jacka. Wyjrzał przez okno dostrzegając człowieka próbującego przedostać się przez mur. Po odprawieniu Selene szybko wydostał się przez okno na zewnątrz cały czas trzymając broń w pogotowiu. Już na miejscu wycelował prosto w mężczyznę stojącego koło szczątek Olega.

- Nie ruszaj się. Przebywasz na terenie obecnie przeze mnie zamieszkiwanej posesji. Gadaj kim jesteś, od kogo przybywasz i w jakim celu? Nie próbuj nawet sięgać po broń ani mnie okłamywać. Jestem doświadczonym detektywem. Kłamców rozpoznaję nosem. Pozwalam ci sięgnąć po broń tylko jeśli spodobała ci się dziura w głowie tej kobiety i sam chciałbyś mieć taką. Przed chwilą miałeś szansę zaobserwować, że strzelcem jestem niezłym. Odpowiadaj!
Nie patrzył się na zwłoki zalegające okolicę z winy jednej zaledwie kobiety. Ktoś taki jak ona nie zasługiwał na życie. Ktoś taki jak Oleg nie zasługiwał na śmierć. Nawet prawo życia bywało niesprawiedliwe.
 
wojto16 jest offline  
Stary 07-12-2008, 15:33   #115
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie bardzo mu się to podobało. W chwili, gdy już miał ochotę pocałować Tanję, wtedy, gdy stali pomiędzy opuszczonymi budynkami, zatrzeszczało radio i jacyś goście, jakby nigdy nic, zaczęli nawijać. A nie mówili dobrych rzeczy. Wiedzieli o szpitalu i o nich, chociaż ponoć miała to być taka dobra przykrywka i akcja. Czy to mogła być sprawka Joanny? Wolał o niej tak myśleć, było bezpieczniej a wspomnienia były znacznie milsze. Równie dobrze przecież Kombinatowi mógł opowiedzieć wszystko ten pierdolony skurwiel, Bark. Axel poprzysiągł sobie, że kiedyś strzeli w łeb temu idiocie. Chociaż może i prawdziwe było to co powiedzieli? Ten Syf wiedział wystarczająco. Ale teraz były inne sprawy. Spotkanie, a potem zabranie ludzi ze szpitala. Przynajmniej części, Szlaufena niech sobie sam Buchta przyprowadza jak chce, chociaż z miejsca było widać podstępną żmiję, jaką był ów pseudo kumpel Malaka.

Spotkanie... rozczarowało go. Lichwy, jak go w skrócie nazywał, co prawda się nie spodziewał, ale sprowadzenie wszystkiego do przejścia przez ten muł zwany Odrą i wykonanie dla nich zadania, które bardziej pasowałoby do komandosów to była jawna kpina. Axel popatrzył najpierw na "swoich" potem na ów posłańca i... ryknął śmiechem. Przed dłuższy czas nie mógł się powstrzymać, łapiąc powietrze dużymi haustami. Potem dopiero wziął sobie krzesło, okręcił drugą stroną i usiadł na nim okrakiem.

-Pojebało was, ludzie?
Spoważniał, teraz każdemu zaglądając po kolei w oczy.
-Czy ja wam kurwa wyglądam na jebanego komandosa? Czy ona na takiego wygląda?
Kiwnął na Tanję i wrócił wzrokiem do posłańca, spluwając mu pod nogi.
-Gówno wiesz, posłańcu. Tak będę do ciebie mówił, pasi? Bo już przedstawić się zapomniałeś. To ja o swoich manierach również.
Był wyraźnie wkurwiony. Wciąż mówił tylko do tego "sprytnego", pozostałych dwóch olewając. Nienawidził, jak się go traktowało jak chłopca na posyłki i w zasadzie ignorowało.
-Wybaczę wam takie traktowanie. Na razie. I powiem jedno: nie jestem chłopcem na posyłki. Takich macie w chuj, możecie im kazać biegać jak chcecie. Ja jestem hakerem, Karolina fizyczką. Tym się zajmujemy i w tym jesteśmy dobrzy. Będziecie mieli jakąś dobrą robotę dla nas, to się odezwijcie. Chcecie chłopców na posyłki? To macie tu. Wydają się chętni.
Kiwnął na Sainta i resztę, szczerząc się do nich paskudnie. Pijak, ćpun i skurwiały złodziej. Pasowali do siebie idealnie. Axel wyjął skrawek jakiejś i nabazgrał na niej trochę literek. "nhah.frlen.hpsnet.de"
-Tak się będziemy kontaktować jak już zaczniecie traktować mnie poważnie. Żegnam.
Uśmiechnął się bez wesołości do Tanji i wskazał na drzwi jednym skinięciem głowy. Potem otoczył ramieniem Buchtę.
-Chodź staruszku, pogawędzimy jeszcze chwilkę na zewnątrz.
Podparł go, gdy ten się zachwiał, lub udał, że to zrobił. Heintz miał wrażenie, że ten człowiek mimo wszystko nie jest pijany, a na pewno nie na umyśle. W drzwiach jeszcze obrócił się do posłańców.
-Aha, macie beznadziejnie zabezpieczoną sieć. Jeśli nie współpracujecie z Kombinatem... cóż, to on i tak wszystko o was wie. Ja też. Oczywiście dziury są do naprawy...

Wzruszył ramionami. Nie interesowało go, że właśnie wkurwia pewnie najmocniejszy gang w mieście i że mogą na niego polować. W końcu kto na nich jeszcze nie polował? Kilku ludzi w tą czy wewtą, mała różnica. Gdy już wyszli, wskazał Buchcie jakiś zaułek, tam gdzie nie było ludzi. Szeptał, mówiąc.
-Nie pogrywaj Buchta. Nie ufam Szlaufenowi i ostatnio też Saintowi. Kurwa, nie jestem świętoszkiem, ale to jest jebany dom wariatów, rozumiesz? Chcę stąd wyjechać, zniknąć. Ale jeszcze nie teraz. Twój GOS jest sprawny jak rozumiem? Chcesz coś wiedzieć co mają na kompach Kombinatu?
Tu uśmiechnął się na chwilę. Podle.
-Znasz Syfka? Taki dupek, co nas tu wprowadził. Saint wie. Dziś podsłuchaliśmy gadkę w radiu, mówili w niej, że to on zdradził i dzięki temu o nas wiedzą. O szpitalu, nie wiem o czym jeszcze. Jadę tam teraz. Wam też radzę. Myślisz trzeźwo to i pojedziesz. Zabiorę ludzi do twojego miejsca, ale to musi być tajne. Jak znów wszyscy będą o nas wiedzieć to coś w końcu pierdolnie. Masz jakiś pomysł?
Posłuchał przez chwilę, po czym dodał.
-Aha, jak chcesz iść tam gdzie chce Lichwa, to lepiej kupcie sobie kilka RPG. Bo już nie raz słyszałem o potworach w tym wariatkowie.

Wykrzywił usta w kwaśnym uśmiechu i odszedł do samochodu, najpierw otwierając drzwi Tanji. Trochę stracił na manierach w ostatnich minutach, więc próbował nadrobić. Objął ją zanim wsiadła. Mimo kombinezonów, był to istotny gest. Czemu? Axel nie miał pojęcia. Powodów było milion. Najważniejszy był taki, że to była jedna osoba, której tu w pełni ufał. Nie było Fixxxera ani Josefa. Ys miała napady inności, reszty nie znał kompletnie i zupełnie. Nagle sobie o czym przypomniał. Włączył nadajnik.
-Malak? Malak, jesteś tam?
Rozległ się jakiś strzał. Axel zaklął.
-Frank, co tam się dzieje? Ja i Tanja jedziemy do szpitala, nie pozabijajcie się wszyscy.
Zaklął jeszcze raz i spojrzał na dziewczynę.
-Mam złe przeczucia. Znowu. Niedługo będę jednym wielkim złym przeczuciem.
Zagryzł wargi i przyspieszył.
 
Sekal jest offline  
Stary 07-12-2008, 18:20   #116
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Składanie działka szło jej zadziwiająco sprawnie.
- Mam wrodzony talent – śmiała się do Axela, ale nie był to wesoły śmiech.
- Zdaje się, że Buchta mówił, że to podniesie 400 kilogramów. Ciekawe, czy da się rzucać biorobotami tymi ausschritterami czy fresserami, albo jakimś innym korporacyjnym cholerstwem?
- Dopiero będzie tragicznie, jeśli będziemy mieli okazję to sprawdzić. – „jak będziemy mieli okazję”, jeśli w coś wierzyła to w czarne scenariusze, ale w ostatniej chwili zmieniła wymowę zdania. Optymizm Axela też nie był niewyczerpany i, i tak już miała swój udział w jego podkopywaniu.

W magazynach nawet nie podchodzili do sejfu. Było oczywiste, że tam są kryształy, a skoro według danych Buchty portal prowadził jedynie na Externusa, był im nieprzydatny. Zresztą żadne z nich nie czuło się żołnierzem którejkolwiek strony, przynajmniej tyle o motywacjach swoich i hakera wiedziała na pewno.

Sama chętnie oprotestowałaby spotkanie z tym Lichtenschweigerem, ale Axel chyba z natury ostrożny i przewidujący bardzo chciał sprawdzić wszystkie możliwości.
Niestety wyjechali dość późno, prosto na spotkanie. I mimo niepokojących wiadomości, które usłyszeli z radia, nie mogli zawrócić do szpitala.
-To normalnie niemożliwe, żeby partaczył wszystko równo, niechcący. Już chyba i Eryka i Biedermeier w Berlinie musieli się połapać. Pieprzony zdrajca. – Tanja zaklęła słysząc ksywkę Syfka, a myśląc o organizatorze całej wycieczki – Dobrze, że Konrad im uciekł.

Potem w Domu Bólu, obydwoje idiotycznie wyróżniający się w swych super nowoczesnych kombinezonach wysłuchiwali słów niepijanych pijaków i za mało sprytnych kanciarzy. Ledwo powstrzymywała ostre słowa cisnące jej się na usta. Lepiej niech powiedzą wszystko, co mają do powiedzenia, przynajmniej odsłonią część kart. Zadziwiała ją pewność tych szumowin, że wybierają się na drugą stronę Odry. Choć i trochę cieszyła. Tak to jest - uwierzyć w pozory. Przysłał ich Bark. Rewelacje Syfka dotarły już pewnie wszędzie. Trudno było skojarzyć, że ich cele mogą mieć się nijak do kombinacji Barka. Dla Tanji Świebodzin, Odra, mogły nie istnieć. Polski najchętniej nie tknęłaby nawet kijem, a co dopiero mówić o stawianiu tam własnej stopy. Zabawne było, że Buchta też zdawał się wierzyć, że oni za tę Odrę to pragną nade wszystko. I też ich chciał wykorzystać do tej kradzieży. Dobrze, że nie piła, bo nie powstrzymałaby wybuchu śmiechu.

Potem wyszła z Axelem nie odezwawszy się ani słowem. Co było najgrzeczniejszym zachowaniem, na jakie mogła się zdobyć.
Na zewnątrz też miała pytanie do Buchty.
- A Ty, co potrzebujesz z tych fabryk szerszeni? – dopiero teraz było widać jak wzburzyła ją rozmowa w środku - I dlaczego chciałeś żebyśmy tam poszli? I łaskawie odpuść już sobie to udawanie zalanego, bo mnie wkurzasz prawie na równi z tamtymi.

Miała nadzieję, że dziewczyny mają się dobrze. Nie żeby innym źle życzyła, ale partyzanci, jako ludzie Barka drażnili ją tylko. Co prawda Malak z czasem zyskał w oczach Tanji i wybaczyła mu nawet tę niewrażliwość wtedy, gdy zobaczyła swoje własne zwłoki, ale on akurat umiał o siebie zabrać i nie martwiła się o niego tak jak o sypiąca się Ys, czy dwunastoletnią Selene.
Czy w laboratoriach Buchty będą bardziej bezpieczni? Nie była pewna. Zwłaszcza ryzykowny wydawał się pomysł umieszczenia Selen w pobliżu kryształów. Nie wiedziała jak dziecko otwiera portale, ale wszystkie, które dotąd widziała potrzebowały kryształów, więc Selen i kryształy w jednym miejscu, mogły nieźle zapętlić czasoprzestrzeń. Podzieliła się swoimi wątpliwościami z Axelem.
- Może można by je umieścić gdzie indziej; Selene i Helgę. Nawet wynająć coś taniego. Trzeba też zapytać Helgę, co zamierza. Bo chyba nie jest już zainteresowana współpracą z Barkiem. Nie po tym jak je wysłał w to piekło, z sobie tylko wiadomych powodów.
-Sama nie da sobie tutaj rady – kontynuowała Tanja - chyba powinniśmy pomóc dziewczynom gdzieś się zaszyć, z dala od Kombinatu i Korporacji – patrzyła z nadzieją, że Axel jej przytaknie. - Choć pewnie zniknięcie Selene z oczu ludzi nią zainteresowanych nie będzie proste. Ale to przecież jeszcze dziecko. Ma prawo pożyć trochę w spokoju.

Gdy ją przytulił, mocno przywarła wargami do jego ust, w pocałunku bardziej smutnym niż namiętnym.
- Tylko nie daj się zabić. – Powiedziała cicho, po czym kontynuowała szepcząc mu do ucha.
- Przed nami jeszcze seks w samochodzie, w dwuosobowym łóżku, w sklepowej przebieralni, w sterylnym laboratorium, na kuchennym stole. – Kolejne słowa same wywoływały u niej uśmiech
- To minimum – dokończyła.

Martwiło ją zdenerwowanie Axela. Tylko dzięki hakerowi zachowała dotąd zdrowe zmysły i za nic w świecie nie chciała, aby zniknął ten jego trochę arogancki uśmiech, zapowiadający, że nie ma kłopotów, z którymi nie można sobie poradzić.
 
Hellian jest offline  
Stary 08-12-2008, 15:32   #117
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas pochylony przemknął pod mur, omijając zawodników przy bramie. Po krótkiej chwili zauważył obiecująco wyglądający wyłom w murze. Podbiegł bliżej.

Nagle, usłyszał stukot, jaki mogła wydawać cegła uderzająca o drugą. Zatrzymał się, nasłuchując. Nic.
Niespodziewanie zza załomu wyszła jakaś postać. Przemknęła koło Nowego, nie zatrzymując się ani na chwilę. Nicolas usłyszał jedynie zdawkowe przywitanie, zupełnie, jakby się znali.
"Co u diabła?" - rzucone w biegu pozdrowienie zbiło przemytnika z tropu. Brzmienie głosu przypominało mu kogoś. Coś jak ta dziwna kobieta z zaułka, ale nie był pewien. Już jakiś czas temu stwierdził, że to miasto było bardziej poryte niż można było przypuszczać na pierwszy rzut oka, więc czemu się dziwić.
"Może jeszcze się okaże, że to wampir i pojawia się jak mgła i tak samo znika?" - zaśmiał się w duchu. Jednak ten grymas, skrzywienie warg, które u niego uchodziło za uśmiech, został wymazany, gdy kilka kroków dalej, już po drugiej stronie szpitalnego muru, natknął się na kogoś lub coś, z grubsza tylko przypominające sylwetkę człowieka. Krwawe ochłapy delikatnie parowały, gdy ciągle płynąca krew wydostawała się na zewnątrz.
"To musi być ten koleś, którym się zasłaniała" - domyślił się Nicolas. "Ale jatka..."
- Mam tylko nadzieję, że to nie ten, którego szukamy... - mruknął pod nosem, nawet nie fatygując się, by porównać denata ze zdjęciem. Twarz trupa była nierozpoznawalna z powodu licznych ubytków spowodowanych przez pociski. Właściwie to, że to była głowa można było stwierdzić po tym, że znajdowała się po drugiej stronie, niż nogi. I można było dostrzec pokryte krwią włosy.

Znowu dał się zaskoczyć. "Jak tak dalej pójdzie, to nie zauważę, jak wpadnę na krzywy ryj Kowala. I pewnie nawet poproszę go o drinka..." - stwierdził kwaśno, patrząc na kolesia mierzącego weń z pistoletu.

- Odpowiadaj! - facet chyba tracił cierpliwość.
Nicolas spojrzał na zwłoki, na gościa i powoli rozejrzał się wokoło.
- Pewnie nie uwierzysz jak powiem, że tylko tędy przechodziłem, co? - odparł, chcąc zyskać trochę czasu. Gostek wyglądał na zdeterminowanego. Mógł, co prawda, nie trafić i Nicolas miałby szansę go kropnąć, ale "mógł" nie było wystarczająco zachęcające, by spróbować.
- Szukam znajomego - powiedział. - Powinien się gdzieś tutaj kręcić. Umawialiśmy się jakiś czas temu na flaszkę, czy dwie. Zwykła sprawa...
- Mam w kieszeni jego fotkę z ostatniej imprezy, jeśli chciałbyś rzucić okiem. Może gdzieś go widziałeś... - spróbował sięgnąć do wewnętrznej kieszeni kurtki, lecz zatrzymał rękę na widok nieprzychylnej miny faceta z gnatem.
- Tylko spokojnie, przecież nie będziemy do siebie strzelać, nie? - powiedział - Zresztą, za chwilę będzie nas wiecej... - dodał ciszej, wskazując głową w stronę nadchodzących mężczyzn spod bramy.
- Mogę papierosa? - zapytał, nie licząc zbytnio na sukces.
Nicolas starał się wyglądać na spokojnego, jednak nie można powiedzieć, by zadowolony był z sytuacji. Sytuacja mogła się niedługo wyjaśnić, albo i nie. Na pewno jednak dowie się coś na temat tego, co się tu dzieje. No i ciekawy był, czy człowiek, który do niego mierzył, był w komitywie z tymi dwoma. Cokolwiek się stanie, jest szansa na zdobycie informacji. O ile ktoś nie postanowi uznać go za zagrożenie lub zbędnego świadka. "Nie, niemożliwe, przecież tak mi dobrze z oczu patrzy..." - zaśmiał się w duchu czekając na rozwój wypadków. Tamci byli coraz bliżej.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 10-12-2008, 21:47   #118
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Tanja Hahn – Axel Heintz
Wysłuchawszy argumentów i obelg Axela, posłaniec wzruszył tylko ramionami.
- Jak sobie chcesz, człowieku. Nam nie zależy na was, a to, że my wam proponujemy przejście przez Odrę, to nasza dobra wola. Na życzenie Buchty. W sumie niespecjalnie nam zależy ani na was, ani na niczym, czego chcecie. Wasza sprawa. Tak nawiasem mówiąc, to nie jest robota dla komandosa, a akurat dla kogoś z was. Słyszałem, że znacie się dobrze na zabezpieczeniach, a tak się składa, że ten kompleks jest chroniony przez zabezpieczenia założone przez dawnych właścicieli.
Patrząc na plecy wychodzącego Axela i Buchty, westchnął.
- Wsjo rawno.

*

- Chodź staruszku, pogawędzimy jeszcze chwilkę na zewnątrz.

Finneas sapnął i zachwiał się, a Axel go przytrzymał. Wyszli na zewnątrz.
-Nie pogrywaj Buchta. Nie ufam Szlaufenowi i ostatnio też Saintowi. Kurwa, nie jestem świętoszkiem, ale to jest jebany dom wariatów, rozumiesz? Chcę stąd wyjechać, zniknąć. Ale jeszcze nie teraz. Twój GOS jest sprawny jak rozumiem? Chcesz coś wiedzieć co mają na kompach Kombinatu?
Buchta splunął i wyprostował się; do uszu Axela doszedł trzask w krzyżach.
- Tak się składa, że ja ufam Saintowi... Do pewnego stopnia. W każdym razie wygląda na to, że jeśli wy tam nie pójdziecie, to oni też nie.
Buchta podrapał się po brodzie.
- Saint nie był zbytnio zmartwiony tym, że odmówiłeś, hmm... A podobno przyjechał tutaj z wami – zamilkł na chwilę, zebrał myśli i rzekł ponownie: - GOS jest sprawny i do użycia. No, może trochę rozbebeszony, ale jeśli nic nie spieprzyliście, gdy tam byliście, to nadal jest w takim samym stanie. Nie powiem, chętnie się z tobą zabiorę, dzieciaku. Na nas wszystkich przyjdzie czas, żeby stąd uciekać, tą czy inną drogą.
Rzucił wymowny wzrok na Axela. Chodziło mu o maszynę portalową w magazynie broni.
- Tak się składa, że mam jeszcze trochę wtyk w tym mieście i okazało się, że czymkolwiek oni by chcieli nas straszyć, to te info o biobotach wydaje się sprawdzone. Im mniej tutaj czasu zabawimy, tym lepiej na tym wyjdziemy.
- Znasz Syfka? Taki dupek, co nas tu wprowadził. Saint wie. Dziś podsłuchaliśmy gadkę w radiu, mówili w niej, że to on zdradził i dzięki temu o nas wiedzą. O szpitalu, nie wiem o czym jeszcze. Jadę tam teraz. Wam też radzę. Myślisz trzeźwo to i pojedziesz. Zabiorę ludzi do twojego miejsca, ale to musi być tajne. Jak znów wszyscy będą o nas wiedzieć to coś w końcu pierdolnie. Masz jakiś pomysł?
- Znam sporo Syfów, więc wątpię, żebyśmy mówili o tym samym. Ale wątpię, żeby ten, co was tutaj wprowadził miał jakiekolwiek dokładniejsze info. Jeżeli jest z Korporacji, to bałby się donieść obozowi Kombinatu cokolwiek. Jeśli byłby rzeczywiście od Kombinatu, to też bałby się, bo zaczęliby go pytać, skąd ma takie informacje. A wierz mi, z informacją to dzisiaj ostrożnie trzeba. Co do pomysłów, mam parę. Mogę się zakręcić trochę w podziemiu i zapewnić wam w miarę bezpieczny dostęp do mojej chaty. Zabierajmy się stamtąd jak najszybciej.
- A Ty, co potrzebujesz z tych fabryk szerszeni? I dlaczego chciałeś żebyśmy tam poszli? I łaskawie odpuść już sobie to udawanie zalanego, bo mnie wkurzasz prawie na równi z tamtymi.

Buchta popatrzył przez chwilę na Tanję i uśmiechnął się; wyprostował krzyż.
- Mądrala, co?
Przetrawił ewentualne obelgi Tanji i odparł:
- Wirus, który tam się znajduje, o ile się nie mylę, przydałby się Lichtenschweigerowi jako karta przetargowa do Kombinatu. Tak sobie tłumaczę tę ich całą wyprawę w podziemia. A ja lubię wirusy, tak się składa. Te, które były tam kiedyś składowane pozwoliłyby sterroryzować połowę Neoberlina. Zawsze jakaś broń w tych czasach, wierz mi.
Wsiadł do wozu, razem z Axelem i Tanją.
- Co do mnie, Hans, Karolina, pozwólcie, że podzielę się z wami moimi podejrzeniami – zmarszczył nos. - Ten wasz cały Bark, jak sie dowiedziałem od Sainta vel Schraubera, wcale nie wygląda na takiego, co by umiał myśleć do porządku. Dlatego według mnie – i Johna też -jest po prostu narzędziem w rękach kogoś innego. Kogo? Do diabła ze mną, jeśli wiem. Ale coś wam powiem. Jeśli wysyłał wam agentów, którzy byli trefni i do tej pory nie zostali zabici, to albo jest kompletnym idiotą, albo robi to specjalnie. Ale to już pewnie wyczailiście. W każdym razie wygląda na to, że już długo nie pożyje... Nie można być sługą dwóch panów, a on na takiego najwyraźniej wygląda. Dla mnie to jasne, że was wykorzystano, a ta cała ściema z Frankfurtem była tylko przykrywką do czegoś więszego. Sprawa zresztą śmierdzi na kilometr, skoro wysłał was z takimi, co mają się rozjechać. Mówię o tym Schlaufenie, Saint... No cóż, Sainta znam długo i to był zawsze sukinsyn. Najbardziej intryguje mnie to, że wysłal dwie dziewczyny, które w ki dupie nie poradziłyby sobie na tej misji.
Przysunął się nieco bliżej.
- Jesteście ofiarą jakiegoś... Nie wiem, kurwa, jak to nazwać. Eksperymentu. Ktoś używa was żeby coś sprawdzić, nie widzę innego logicznego wyjaśnienia. Saint mówił, że znaleźliście się w bunkrze Barka zaraz po wybuchu reaktora. Nie wiem, ale gdybym ja miał paru ludzi, którzy ledwo co wyleźli ze strefy zero, i którzy nie wiedzieli, co tak naprawdę Hahn zrobił... Dla mnie to idealny materiał, żeby komuś namieszać w głowie i wysłać go po coś, co nie ma sam pieprzonego pojęcia o czym. Co by zrobił z wami po wykonaniu tej misji, nie wiem. Może dowiedzielibyście się, gdybyście wrócili do Neoberlina. W każdym razie chcecie dokopać Korporacji. A to sprawia, że jestem z tym z wami, bo mam tak samo.
Odchrząknął.
- Eee... Macie coś do picia w tym wozie? W jeepie od Sainta była tylko jedna flaszka. Jak zauważyliście, ciężko mnie jest upić. To plus dla agenta, oczywiście. Macie może?
Axel tymczasem rozmawiał przez radio z Malakiem:
- Frank, co tam się dzieje? Ja i Tanja jedziemy do szpitala, nie pozabijajcie się wszyscy.
- To ty Ax? Gdzie wy do cholery byliscie? Nieważne zresztą. Wracajcie jak najszybciej. Oleg nie żyje. Kilku innych gości też. A to wszystko wywołała nasza wspólna znajoma. Ta podobna do Tanji. Bądźcie ostrożni. Wciąż może kręcić się w pobliżu. Na razie panuję nad sytuacją i trzymam na muszce nowego znajomego.


* * *

#Frank Malak – Nicolas Neumann
- To ty Ax? Gdzie wy do cholery byliscie? Nieważne zresztą. Wracajcie jak najszybciej. Oleg nie żyje. Kilku innych gości też. A to wszystko wywołała nasza wspólna znajoma. Ta podobna do Tanji. Bądźcie ostrożni. Wciąż może kręcić się w pobliżu. Na razie panuję nad sytuacją i trzymam na muszce nowego znajomego.
Neumann skwapliwie odpowiedział na pytanie, które zadał mu wcześniej Malak. Malak, zapewne chcąc być komunikatywnym, również skwapliwie odpowiedział.
- Czemu jakoś ci nie wierzę? Być może dlatego, że wyczuwam kłamców na kilometr. Pokaż mi to zdjęcie, ale jeśli zobaczę coś co na zdjęcie nie wygląda to strzelam.
Neumann podał zdjęcie Malakowi.
Malak miał co prawda pewne problemy z rozpoznaniem osoby na zdjęciu, jednak po paru chwilach stwierdził, że gdyby nie kompletnie inny wizerunek, brak obłędnego wzroku i brudnych ubrań, to znał tego człowieka. Człowiek na zdjęciu był niewątpliwie kimś, kto żył jeszcze wczoraj, a którego wykończył Saint na swoim przesłuchaniu. To jego postrzelił Malak w kolano. Saint zabrał go gdzieś razem z Buchtą do Lichtenschweigera.
- Mogę papierosa?
- Nie palę
– odparł krótko.
W tym przypadku, jeżeli chodzi o Nicolasa Neumanna, można powiedzieć, że miał szczęście. Gdyby ktoś przypadkiem zadał sobie trud, żeby zweryfikować ich tożsamości, to okazałoby się, że byli oni zbirami nasłanymi przez – nomen omen – Kowala; to właśnie takiej ksywki używał on we Frankfurcie. Nie wiadomo było, dlaczego nie zaczęli do niego strzelać. Pomimo tego, ktoś mierzył do niego z lufy. Był to specyficzny rodzaj szczęścia Nicolasa, który miał się objawić jeszcze nie raz.

* * *

Dwóch partyzantów // Helga Stieffenhauer – Yseult Stein

Habenburg zbliżył się do Malaka; nie pytał, do kogo i po co mierzy ze swojego rewolweru, tylko zabrał skrwawiony płat mięsa, który parę minut temu był Olegiem Hassem. Meier patrzył, jak zabiera go w głąb szpitala – przypuszczalnie do kotłowni. Odczekał chwilę. Stwierdził, że zbliża się znajomy jeep("dlaczego pozwoliliśmy wziąć tym z góry jeszcze jednego jeepa? Tam był spory zapas amunicji...").
Meier zastanawiał się, czy powiedzieć Axelowi – samozwańczemu przywódcy tej całej bandy(mimo wszystko czuł przed nim większy respekt niż przed Saintem; może wynikało to z tego faktu, że Saint ćpał) – co sobie przypomniał z tego okresu, gdy był jeszcze w bunkrze – znaczy, czy to, że często widział, jak Bark zadawał się z tymi z Kombinatu. W końcu z tej misji wyjdzie ich dwóch, a nie trzech, co gorsza, jednego z nich zabiła jakaś... Kobieta, która dostała w głowę od Malaka. On sam zresztą posłał w jej stronę całą serię. Nie wiedział, jak to tłumaczyć(może powinna dostać więcej kulek?).
- Kurwa – skwitował wszystko Habenburg. Meier nie lubił, gdy rzucał wytartymi frazesami.
- Co teraz?
Wskazał brodą na Axela, który coś mówił.
- No. Zbieramy się.

*

Klank! Nóż znowu wbił się deskę; Helga Stieffenhauer wyjęła nóż i przygryzła wargi.
- Zabieramy się stąd – stwierdziła Yseult.
- Dokąd, kurwa? - wykrzyknęła Helga, nie bacząc na dziecko, które było w pobliżu. - Dokąd chcesz iść?
- Jak najdalej stąd – ucięła i zaczęła wpakowywać do torby leki. - Być może Axel coś wymyśli.
- Heintz, ha? -
Helga obnażyła białe zęby. - Więc tobie też się podoba? Całkiem niezły haremik się robi wokół niego.
Tamta nie odezwała się.
- O, trochę się obudziliśmy, co?... Chcę ci coś powiedzieć, Yseult. Nie mówię, że jesteś głupia, ale wielu stąd... Naprawdę wielu, nawet ta Selene... Dlaczego wy wszyscy myślicie, że on was uratuje?
- Wierzę w moich przyjaciół –
burknęła.
- Znasz go zaledwie od paru dni. I co?
- Co, co!? -
wybuchnęła. - To dokąd chcesz uciekać, do cholery!? Szczególnie ty, z twoją siostrą!?
Miała w lewej dłoni fiolkę z perhydrolem.
- A może dlatego, że przypomina ci twojego męża, a?
Perhydrol niebezpiecznie zadrżał.
- A co tobie do tego, cholerna sikso!? Ilu ty miałaś mężczyzn w swoim życiu!? Jednego? Dwóch!? Kurwa, pytam się, do cholery!!!
Helga oparła się o stół – odwrotnie do Yseult, która z wolna przybliżała się z odkorkowaną fiolką przezroczystego płynu. Dyszała ciężko.
- Miałaś kiedyś dziecko, ty mała kurwo!? Ile wiesz tak naprawdę o tym wszystkim, że mówisz!?
Helga zmrużyła oczy.
- Ty ten tego z Tanją, hm? - mruknęła tamta. - Nie będę się wkręcać w te wasze spory... Chcę ci coś tylko unaocznić... Mamo – rozchyliła wargi w złośliwym uśmiechu. - Ten twój Axel albo jej Axel chce uciekać, Bóg wie, dokąd. A kiedy okaże się, że naprawdę nie ma dokąd uciekać, to co? Też ucieknie?
- Siksa – odpaliła Yseult. - Co ty wiesz...
- Może i siksa, ale to nie ja dałam swojemu dziecku umrzeć!
Zamilkły. Helga podeszła do drzwi.
- Yseult.
Nie odwróciła się.
- To wszystko dlatego, bo szukasz ojca dla swojego dziecka. To widać po tobie. Jak patrzysz na Malaka a potem na Axela. Więc daj sobie spokój i nie próbuj robić z Selene swojego umarłego dziecka. To rada ode mnie.

*

Gdy pierwsza kropla perhydrolu skapywała na moją lewą dłoń pomyślałam, że być może było wylać perhydrol sobie na twarz(wylał się cały na rękę – to później). Więc, wracając, tak naprawdę pomyślałam, że ona miała rację.
Pamiętam w pewien sposób to wszystko, co się wtedy stało. Jesień była, a ja w samochodzie. Krew pomiędzy moimi udami, krew po mojej lewicy, bo wtedy to on prowadził. Ja wiem, opisuję to tandetnie i bez uczucia. Tak to bywa z tymi wspomnieniami, które przywodzi się na myśl raz po raz. Antydepresanty i reszta chemicznego złodzieja myśli czasami wypełniają pustkę w moim cholernym brzuchu. Z mojego łona wyciągnięto martwy płód i nawet nie widziałam, jak wyciągają. Kurwa mać, myślałam wtedy i pytałam, czy mogę zobaczyć swoje dziecko. Mogłam, to dziwne, może dzieci z projektu Wunderkinder mają prawo oglądać swoje martwe dzieci. Świetnie, ale wyrzygałam się po tym, gdy zobaczyłam wgnieconą czaszkę płodu - kawał metalu wbił mi się wtedy boleśnie w brzuch, to prawda, zostałam z siniakiem, jednak mój syn niespecjalnie czuł się z tego powodu szczęśliwy. Szary mózg noworodka wylewał się na srebrną tacę do odnoszenia noworodków. Z jakiegoś dziwnego powodu przypominała mi srebrną tacę, na której moi opiekunowie przynosili mi zawsze do pokoju ciasteczka. Operacja Korporacji była tak perfekcyjna, że nie odcinali nawet pępowiny, wycięli nawet łożysko. W ten sposób mój syn wyglądał jak groteskowy grzyb wyrastający z pulpy łożyska. Odniesiono go i skremowano, urnę włożono do dołu, do jednej z tych małych krypt które ciągną się kilometrami pod południowym Neoberlinem(dziwne, Korporacja dba o to, żeby katalogować swoich zmarłych z iście niemiecką dokładnością...).
To moja historia. To moje wspomnienie, którym poparzyłam sobie dotkliwie rękę. Byłby wypalił dziurę do kości, ale perhydrol był rozcieńczony. Zgaszona, pusta. Zapełniam siebie tabletkami po to, by zapomnieć.
Może miała rację.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline  
Stary 12-12-2008, 18:50   #119
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Odpowiedź była zwyczajna i pospolita. Idealna dla ludzi chcących ukryć coś przed światem. Podczas pracy w policji wielokrotnie musiał wysłuchiwać identycznych wykrętów. Wykrętów morderców, zboczeńców, pedofili i psychopatów. Każdy z nich miał w sobie tyle samo prawdy. Niemal zero. Jedna z rzeczy wpojona mu przez szefa. Twarz tego mężczyzny przypominała mu twarze tych wyrzutków, z którymi użerał się każdego dnia. Twarze jednych wyrażały przerażenie i zakłopotanie, innych stoicki spokój. Twarze ich wszystkich miały jedną wspólną cechę. Żadna z nich nie wyrażała prawdy. Teraz stał przed jednym z takich ludzi celując w niego z pistoletu. Kilkakrotnie miał ochotę pociągnąć za spust. Co go hamowało? Chyba resztki niezwykle rzadko dziś spotykanej moralności. A może to tylko zwykłe przeczucie, że facet może wiedzieć coś ważnego? Kim niby miałby być jego znajomy, z którym chciał wypić? Chyba tylko zwykłym żebrakiem i obdartusem. Nikogo innego (z wyjątkiem partyzantów) w tej okolicy się nie uświadczyło.
- Czemu jakoś ci nie wierzę? Być może dlatego, że wyczuwam kłamców na kilometr. Pokaż mi to zdjęcie, ale jeśli zobaczę coś co na zdjęcie nie wygląda to strzelam - odpowiedział na pośpiesznie wymyśloną historyjkę.
Mężczyzna podał mu zdjęcie nie wykonując żadnych podejrzanych ruchów. Malak spostrzegł uzbrojonych ludzi i nadjeżdżający jeep z jego towarzyszami. Mógł na chwilę spuścić wzrok z nieznajomego. Raczej nie miał dużych szans na ucieczkę ani wyciągnięcie ukrytej broni (jeśli taką posiadał). Osoba na zdjęciu kogoś mu przypominała, ale chwilę zajęło nim uświadomił sobie kogo. Osobą na zdjęciu był obdartus, którego postrzelił jakiś czas temu. Niespecjalnie go to zdziwiło.
- Mogę papierosa? - zapytał się mężczyzna najwyraźniej odczuwając lekkie rozluźnienie. Miał już wielokrotnie do czynienia z takimi typami.
- Nie palę.
Oddał otrzymane zdjęcie i uśmiechając się kpiąco odpowiedział:
- No, no. W ładnym towarzystwie się obracasz. Odpowiem na twoje pytanie. Znam go. Mogę ci o nim nawet opowiedzieć, ale informacja za informację. Zdradź mi proszę swoje nazwisko i jeszcze prawdę na temat tego kto cię przesyła i dlaczego. Żeby było sprawiedliwie powiem, że nazywam się Jack Travolta.
Opuścił broń. Było to gestem równie wymuszonym jak kpiący uśmiech. Nie ma powodu do uśmiechania się. Nieznajomy w tym momencie zapewne myślał, ze Malak mu zaufał. Nie wiedział, że Malak nie ufał nikomu. Opuszczając broń podszedł bardzo blisko. Na tyle, że lufa znalazła się tuż przy kroczu nieznajomego. Malak powiedział do Axela:
Ax.. Hans Przeszukaj go jeśli łaska i zabierz wszelką broń oraz dokumenty jakie przy nim znajdziesz. Nasz kolega jeśli chce mieć dzieci nie będzie protestował.
Kiedy Axel spełnił jego prośbę, odsunął się wraz z bronią i powiedział:
- No to teraz mogę cię wreszcie wysłuchać bez żadnego ryzyka.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 29-12-2008 o 11:46.
wojto16 jest offline  
Stary 14-12-2008, 19:24   #120
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Słowo eksperyment zdążyła znienawidzić w ciągu tych paru dni, tej wieczności, która minęła od najazdu na Berlin.
- Ale wiesz, że eksperymenty się monitoruje? – zapytała Buchtę ze słodkim uśmiechem - inaczej są one tylko zabawą dyletanta. I tym, co najwyżej jesteśmy. Bark to nieuk, który nie umie przeprowadzić solidnych badań, więc wypchnął spod swej władzy to, co miał ciekawego, licząc na to, że się samo przeanalizuje. A tak nie będzie. Także ostrożnie z fałszywą nomenklaturą. Można przez nią odnieść wrażenie, że Bark jest kompetentny.
- Chociaż dobrze byłoby wiedzieć, czego ten truteń się po nas spodziewa. Czegoś równie niezwykłego jak u Selene?
- I jeszcze intryguje mnie,- odwróciła się do Buchty - komu byś przehandlował wirusa gdybyś go miał? Wiecie chwilami mam wrażenie, że zaraz dostąpię religijnego oświecenia. Może Bóg naprawdę się w to wtrącił i jego wolą jest rozpieprzyć nas w drobny mak naszymi własnymi rękoma. Nie rozerwał planety na strzępy jedynie dlatego, że chciał dać szansę sympatyczniejszym gatunkom – muchom, szczurom i karaluchom.

Potem zaalarmowani przez Franka pędzili do szpitala. Tanja bezskutecznie wywoływała Yseult.

Powinna być przygotowana na krwawą jatkę przed szpitalem, ale tak nie było. I kiedy jeden z partyzantów zaczął ciągnąć krwawe szczątki Hassa, (Meier?, czy zacznę ich zapamiętywać dopiero jak poginą?) tylko dzięki temu, że niewiele tego dnia jadła, udało jej się powstrzymać mdłości. Axel skierował się w stronę trzymanego przez Malaka na muszce faceta o twarzy proszącej się o wyrok.
A ona krwawym śladem, za partyzantami, tym żywym i tym już nie, weszła do szpitala. Zobaczyła je wszystkie trzy i poczuła ulgę, która po chwili zmieniła się przerażenie.
- Sama to sobie zrobiła – mimo rzeczowej informacji, głos Helgi też zdradzał panikę.
Yseult beznamiętnie patrzyła na swą popaloną dłoń. Pozwoliła posadzić się na stołku i obandażować ranę, nawet powiedziała Tanji, czym ta ma zmasakrowaną dłoń posmarować. Musiało ją przeraźliwie boleć, ale nie płakała. Zażyła tylko kolejną porcję swoich prochów.

- Schodzimy na dół dziewczyny. Najwyższa pora się stąd wynieść. – Taka była obowiązująca konwencja i Tanja na nią przystała. Mówiły tonem chłodnym i obojętnym udając, że nic się nie stało. Zmutowana Katja nie zabiła właśnie Hassa, Ys nie dokonała samookaleczenia. Wszystko gra, nie można zranić naprawdę stalowych ciał i dusz.
Yseult siedziała otępiała. One pakowały rozłożone rzeczy. Tanja jednocześnie starała się trzymać blisko czarnowłosej kobiety, wyglądającej teraz, mimo rozmazanego makijażu i ostrego światła jarzeniówki jak kilkunastoletnie zagubione dziecko. Gdyby lekarka była w stanie się rozpłakać płakałyby razem. Niestety Ys siedziała w skorupie z leków.


- I co się stało? – w końcu Tanja nie wytrzymała, zadała to pytanie – Dlaczego Yseult sobie to zrobiła?
„Czy już ulegam paranoi, czy to pytanie wynika z moich podświadomych podejrzeń, nie mogę bać się wszystkich, bać się dziecka.”
- Helga, umieścimy ciebie i Selene w jakimś hoteliku, byle miał dostęp do sieci, żebyśmy zawsze mogli się skontaktować. Jakie Ty masz plany? Jeśli będziemy stąd wyjeżdżać, chcesz jechać z nami? Obojętnie, w jakim kierunku? Bo szczerze wątpię, żebym dobrowolnie wybrała się do Świebodzina albo Warszawy.

Wyszły przed budynek. Kończyła się rozmowa z więźniem i nie wyglądało na to, żeby ktoś zamierzał kogoś zabić.

- Jedźmy już stąd. Możemy?
 
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172