Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2008, 16:06   #121
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
"Jack Travolta" - pomyślał. "Jasne, a ja jestem Myszka Miki, twardzielu". Popatrzył pozornie spokojnie na mężczyznę, który podszedł do niego, by obejrzeć zdjęcie. Mimowolnie napiął mięśnie, gdy ten stanął tuż przy nim.

- Lubię urozmaicać, ale z gnatem nie próbowałem. No i z facetem też nie - spojrzał na Malaka - Ale jak chcesz, to możemy spróbować. Tylko pamiętaj - delikatny jestem... - dodał, patrząc mu w oczy.
Przez chwilę zastanawiał się, jaką ma szansę na unieszkodliwienie tego typa. Pewnie niewielkie, ale mógł go zaskoczyć. W końcu nie każdy spodziewa się agresji ze strony trzymanego na muszce delikwenta. Wystarczyło dobrze trafić w grdykę. Albo włożyć kciuk w gałkę oczną. Powinno wystarczyć. Spiął się, gotowy do działania, jednak po chwili rozluźnił się.
Ten koleś znał poszukiwanego. No i miał tutaj kolegów, a Nicolas był sam. A przynajmniej zaplanował sobie pożyć jeszcze trochę na tym porąbanym świecie. Chociaż niekoniecznie w tej okolicy.

Nie poruszył się, gdy drugi mężczyzna przeszukiwał go. Rozchylił na bok ręce, by tamtemu ułatwić zadanie. Po prostu stał i zaciągał się papierosem. Dym unoszący się z trzymanego w kąciku ust papierosa drażnił mu prawe oko. Mimo, że je zmrużył, oko zaszło mu łzami. Jego i tak nie najpiękniejszą buźkę wykrzywił grymas.
Nie mógł jednak ukryć rozbawienia, gdy przeszukujący go gostek, poza bronią znalazł aż trzy dokumenty tożsamości, oczywiście każdy na inne nazwisko. Na każdym widniało to samo zdjęcie, jednak jeden głosił, że osoba na nim uwieczniona to Hans Grohe spod Oberstdorfu, inny - Wiktor Daszewski ze Szczecina, natomiast ostatni - Peter Neumann, zamieszkujący gdzieś pod Hannoverem, czy też jego pozostałościami. W sumie skąd biedaczysko miał wiedzieć, że prawdziwy dokument nigdy nie istniał. Nikt nie wyrabia dokumentów tożsamości bezdomnym dzieciakom ze slumsów. A w swojej przemytniczej karierze również nie czuł potrzeby dbania o ujawnianie tej prawdziwej. Zresztą która była prawdziwa? Żadna, a może każda? Nicolas Neumann istniał właściwie tylko w pamięciach kilku osób znających prawdziwe personalia Nowego. Nowy - ta ksywa przylgnęła do niego i była znana większej liczbie ludzi. Ze względu na jego przeszłość - również niezbyt licznej.

- Zwą mnie Markus Cinkciarz - zaczął. - To dlatego, że zajmuję się lichwą - wyjaśnił. - Z powodów osobistych musiałem wyjechać z Berlina i przenieść interes tutaj. Ten na zdjęciu wisi mi trochę kasy. Ostatnio gdzieś zniknął, co akurat mnie nie martwi, jednak nie oddaje forsy, a to już interesuje mnie bardziej. Od Lichtenschweigera, który opiekuje się tym terenem dowiedzieliśmy się, że może tutaj się kręcić. Że co, jacy my? Aaa, zapomniałbym wspomnieć, że moi ludzie są właśnie u Lichta. Mają niedługo dołączyć do mnie tutaj. Wszyscy... - urwał, miarkując, jakie wrażenie na mężczyźnie zrobi informacja, że za chwilę może tutaj być cały gang trzęsący najbliższą okolicą. W końcu ich obecność tutaj musiała być za przyzwoleniem Lichtenschweigera, czy jak tam było szefowi grupy, z jaką miał gadać Tot. To znaczy, że nie są skonfliktowani. "Przynajmniej mam taką nadzieję..." - pomyślał. "I mam też kurewską nadzieję, że Tot ściągnie jakieś posiłki, zanim zrobi się za gorąco". To, że podał fałszywe dane miał w dupie. Jak uda mu się z tego wyjść, nie będzie miało to żadnego znaczenia. "A jak mnie zastrzelą, to i tak chuj" - dodał.

Palił fajkę dalej, czekając na rozwój sytuacji. Bywał w gorszych opałach. Tutaj przynajmniej najpierw pytali, a później strzelali.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 19-12-2008, 12:00   #122
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Tanja Hahn | 1
- Ale wiesz, że eksperymenty się monitoruje? – zapytała Buchtę ze słodkim uśmiechem - inaczej są one tylko zabawą dyletanta. I tym, co najwyżej jesteśmy. Bark to nieuk, który nie umie przeprowadzić solidnych badań, więc wypchnął spod swej władzy to, co miał ciekawego, licząc na to, że się samo przeanalizuje. A tak nie będzie. Także ostrożnie z fałszywą nomenklaturą. Można przez nią odnieść wrażenie, że Bark jest kompetentny.
Buchta wzruszył ramionami.
- Z tego, co wiem, ten cały Bark to może być po prostu marionetka, którą ktoś mądrzejszy obsadził na stołku. Z drugiej strony, widziałem czasami zanadto rozwiniętych idiotów, żeby kompletnie wykluczyć możliwość, że bycie wykorzystywanym to mogłaby być część jego planu. Nie wiem do końca. To wszystko, co mogę powiedzieć. Jeśli byście się zakręcili koło niego, pewnie dowiedzielibyście się więcej.
- I jeszcze intryguje mnie, komu byś przehandlował wirusa gdybyś go miał? Wiecie chwilami mam wrażenie, że zaraz dostąpię religijnego oświecenia. Może Bóg naprawdę się w to wtrącił i jego wolą jest rozpieprzyć nas w drobny mak naszymi własnymi rękoma. Nie rozerwał planety na strzępy jedynie dlatego, że chciał dać szansę sympatyczniejszym gatunkom – muchom, szczurom i karaluchom.
Tym razem Buchta uśmiechnął się słodko.
- Zawsze ktoś się znajdzie do handlowania.
Zmarszczył brwi, gdy mijali kolejny patrol Kombinatu.

*

Laptop Axela wydał sygnał. Nadchodziła transmisja. Adres IP był kompletnie inny od tych z Frankfurta, dlatego system przepuścił go w ogóle przez firewall blokujący setki adresów ze stronami porno. Plik wideo nosił nazwę: DO TANJI HAAHN. Literówka lub pomyłka w nazwisku Tanji.
Otworzywszy plik, ukazał się film. Jak było widać, był on nagrany kamerą kiepskiej jakości, przez około pół minuty wszystko śnieżyło, a w tle było słychać trzaski i parę głosów, które niknęły w szumie. Nagle, jeden z głosów, który Tanja niewątpliwie rozpoznałaby jako głos jej brata, powiedział wyraźnie:
„Może podłączysz tutaj ten kabel? Do diabła, z takim sprzętem...”
Trzask! Pomimo tego, że obraz nadal był złej jakości i czasem zachodził śniegiem, a gdzieniegdzie był przebarwiony, to dało się rozróżnić sylwetkę stojącą pomiędzy kamieniami, zaś za nią znajdowały się drzewa; Tanja przejeżdżała tamtymi terenami, jeszcze z Syfkiem i wtedy, gdy Oleg Hass żył. Był to Klosterwald, na zachód od Frankfurta centralnego, obok dawnej sieci trakcyjnej.
Był to Konrad Hahn; pomimo tego, że uciekł z bunkra Barka, wyglądał niespodziewanie dobrze. Dziwna zmiana w jego sposobie ubrania uderzała: Nie był już więcej w swoim laboranckim kitlu, raczej w ciemnej kurtce. Na jego szyi spoczywały, zawieszone na gumce, gogle. Gdzieś z daleka po lewej widniało coś jakby kawałek jeepa. Rozglądał się nerwowo; w prawej ręce miał broń – wskazał bronią w stronę oka kamery:
- To działa? – rzekł zniecierpliwionym głosem.
- Aaa – odparł głos, który był na odmianę znudzony. – Chyba zadziała. – Tanja rozpoznała głos Heinza Hardta, jej dawnego znajomego. – Jak tak trzymać będę, to...
Obraz rozpłynął się na chwilę w śniegu. Pobzyczał i znowu wrócił do normalności.
- ... ale chyba długo nie wytrzyma.
- Niech będzie. To osiągnie jego IP?
- Na pewno.
- No, to cześć Tanja –
Konrad pozwolił sobie na pokazanie zębów i obnażenie dziąseł. – Słyszałem, że jesteś z tym... Heintzem. Przekaż mu, że to dobrze się składa, bo właśnie jestem tutaj z jego siostrą. Agatha! Możesz się pokazać?
Pokazała się; w istocie była to Agatha Heintz; gdy wyszła na wizję, akurat paliła papierosa. Założyła ręce na pierś i uśmiechała się lekko.
- Mam nadzieję, że nam pomożecie – tu znowu nibyuśmiech. – Ścigają nas, to pewne, ale jakby zwolnili, kiedy okazało się, że jesteśmy we Frankfurcie. Opowiemy wam, co z tą ucieczką, kiedy znajdziemy się już poza posterunkami... Około 19 będziemy na Karl-Liebknecht Straße. Jeśli chcecie nas spotkać, oczywiście. Poza tym, uważajcie na...
Obraz znowu zaśnieżył, tym razem na dobre. Chrzęst podobny do skręconego karku. I ciemność. Transmisja się skończyła.

*


- Helga, umieścimy ciebie i Selene w jakimś hoteliku, byle miał dostęp do sieci, żebyśmy zawsze mogli się skontaktować. Jakie Ty masz plany? Jeśli będziemy stąd wyjeżdżać, chcesz jechać z nami? Obojętnie, w jakim kierunku? Bo szczerze wątpię, żebym dobrowolnie wybrała się do Świebodzina albo Warszawy.
Helga wzruszyła ramionami.
- Szczerze mówiąc, chcę wyjechać jak najdalej stąd. Tak samo Selene, chociaż ona... Czasami mi mówi, że chce jechać do Świebodzina. Ale wiesz, mała jak mała. My w każdym razie zaczęłyśmy się pakować, jak usłyszałyśmy strzały. Yseult nam powiedziała, żebyśmy zaczęły, a dla nas to było jasne. Jeszcze nie wiem, dokąd chcę właściwie pojechać. Słyszałam, że na jakiejś wyspie na Morzu Północnym jest jakiś obóz dla uchodźców. Może tam.
Zamilkła na chwilę.
- Wiesz, Tanja, mam dziwne wrażenie, że dokąd byśmy nie poszli, tam znajdziemy tylko zniszczenie i zło. Właściwie to... – zagryzła wargi. – Właściwie to mam ochotę wrócić do Neoberlina i przyczynić się, choć trochę, żeby... Żeby zajebać wreszcie i Kombinat i Korporację, a potem Barka! – wykrzyknęła niespodziewanie; Selene odsunęła się od niej. Wyglądało na to, że Heldze powoli zaczynają puszczać nerwy, mimo że przez większość podróży była spokojna. – Moim zdaniem... Moim zdaniem, możemy, do diabła, zmienić bieg tej pieprzonej historii! Myślisz, że coś zyskamy tym, jeśli będziemy uciekać!? Cholerne gówno! Zawsze tam, gdzie idziemy, znajdujemy tylko śmierć i zniszczenie! Myślisz, że mnie to nie rusza!? Nie zamierzam siedzieć spokojnie i czekać na śmierć, kiedy tam rozgrywają się losy tej części Europy!
Syknęła przez zaciśnięte zęby; odetchnęła po chwili – wyglądało na to, że to właśnie musiała z siebie wyrzucić. Po chwili wróciła ta normalna, spokojna i opanowana Helga.
- Przepraszam. Ty wiesz, o co chodzi. Możecie zabrać ze sobą Selene, jeśli sądzicie, że uda wam się przeżyć razem z nią. To ona zresztą powinna zadecydować, co zrobi...
Spojrzała na nią. Selene milczała.
- W każdym razie, Tanja, chcę, żebyście wiedzieli, że poza moją siostrą nie mam już nikogo, więc zależy mi tylko na niej. Chcę, żeby była bezpieczna i myślę, że z wami właśnie będzie. Z drugiej strony, ona może stwarzać zagrożenie dla was.
Spojrzała na Tanję raźno.
- Co do Yseult, jej samej się zapytaj. Może coś ci powie.

*
Yseult, spytana, dlaczego popaliła sobie dłoń, wyjaśniła sprawy rzeczowo i prosto. Być może byłaby się rozpłakała, ale była na środkach uspokajających, więc wszystko relacjonowała głosem spokojnym i statecznym, niemal mechanicznym.
Opowiedziała o tym, co powiedziała Helga; zastanawiała się nad tym, czy w istocie Helga ma całkowitą rację, że szuka mężczyzny i dziecka, którzy zastąpiliby jej umarłe dziecko i umarłego męża. Stwierdziła, że co prawda obie były „bardzo wzburzone” i padło parę słów, które być może paść nie musiały, to jednak wyglądało na to, że Helga, znawczyni duszy Yseult(tu pozwoliła sobie na ironiczny uśmiech), miała sporo racji w tym, że chciała zrobić z Selene swoją własną córkę. Co do Axela, już tyle racji nie miała, choć wszystko to zrzuciła na karb ostatnich wydarzeń i nie ma żalu do Helgi, ani tym bardziej Selene, ani, co dziwne, do Axela. Niebezpośrednio również przyznała, że „co prawda teraz jest na prochach, ale później nie wie, co może robić, bo chwilowo traci sens życia”. Jeszcze chwilę później zastanawiała się nad tym, czy rzeczywiście jest z nią tak źle – z pewnym zadowoleniem przyznała, że nie jest, co sprawia jej pewien komfort psychiczny. Wreszcie westchnęła i zapewniła Tanję, żeby się przypadkiem nie martwiła o nią i żeby dała jej trochę czasu, zanim się nie pozbiera.

* * *

# Totengräber
Zabandażowany człowiek poczęstował się orzeszkami, które leżały na stole. Maskarada, którą przyrządził dla niego jego wspólnik, była tak perfekcyjna, że nawet zęby wyglądały, jakby były zwęglone. Schrupał garść, zezując przez okulary to na nowo poznanego wspólnika, to na okno zasunięte żaluzjami. Grubas siedzący na obitym fotelu skrzywił się nieszczęśliwie, gdy zobaczył jego zęby. Roześmiałby się, gdyby nie fakt, że za jego plecami stało dwóch goryli; irytowało go to, chociaż mógł przekonać jeszcze inaczej.
Ten facet, którego poznał, nazywał się Armin Kühn. Chyba prawdziwe nazwisko. Mimo że rządził całą dzielnicą, nie wyglądał na bardzo rozgarniętego.
- Hmph! - parsknął coś; jego stan uzębienia też nie powalał na kolana. - Więc mówisz, że szukacie faceta, który był od Lichta? Hmmmph!
Zamyślił się. Myślenie sprawiało mu trudność; to, że myślał w ogóle, pewnie wyniosło go na szczyty szczurowatej dzielnicy. Może sądził, że to również szczyt jego kariery?
- Nie chcemy mieć do czynienia z Lichtenschweigerem za dużo. To prawda, to jego dzielnica, ale nie lubimy, gdy włazi nam w dupy. Więc... Więc... Co mam zrobić? Nie kłamiesz?
Uśmiechnął się swoim zwęglonym uśmiechem po raz trzeci i pokazał mu parę papierów. Gruby podniósł brwi. Może nie umiał czytać. Dał mu parę zdjęć, zgarnął papiery z biurka. Może jest ślepy? Ale nie, pokiwał parę razy główką, która zanurzała się w tłustym karku w jakiejś kaczej imitacji. Chciał zyskać na czasie. Nie, zgodził się. Jest mój, pomyślał Tot. Powstał, a tamci naprężyli mięśnie.
- Dość, chłopaki – protekcjonalnym tonem powiedział tamten. Tot patrzył przez pordzewiałe żaluzje.
Ostatecznie teren szpitala był całkiem dobrze widoczny z tego miejsca. Nikt nie kręcił się przed nim... Zaraz! Czy to nie krew na chodniku? Słyszał strzały, ale, do diabła, w tym cholernym mieście strzały słychać co pół godziny. Co się stało z tym, którego poleciła mu Schimmel? Jeep... Jacyś ludzie idą za mur... Kurwa! Pewnie dał się złapać. O ile już nie zabili. A może dowiedział się czegoś od nich na temat tego faceta?
Kurwa, nie cierpię nowych – pomyślał. - Zawsze z nimi jest tak samo. Trzeba odkręcać.
Odwrócił się.
- Potrzebuję paru twoich ludzi.
- Zrobi się.
- Ale nie takich
– wskazał brodą na goryli. - Mądrzejszych.
- Mądrzejszych? -
podrapał się po łysiejącej głowie.
- Szybszych – zrezygnował Tot.
- Mhm. Szybsi się znajdą.
- Czterech mi wystarczy. Jakbyś miał z tego jakie straty, wiesz, gdzie masz iść.
- Do Lichta.
- Do Lichtenschweigera.

Minął goryli, za jego plecami usłyszał pstryknięcie. Zszedł na podwórze, czekając. Dopiero wtedy odetchnął.

* * *

# Frank Malak – Nicolas Neumann
Szczęście Neumanna zaczęło się przenosić na innych.
Najpierw usłyszeli krótki sygnał syreny jednego z patrolów Kombinatu. Później pod szpital zajechał jeden z nich. Pewnie byłby przejechał, gdyby ktoś nie zoczył krwi u bramy szpitala.
Była to jedna z tych – konsekwentnie likwidowanych przez dowództwo – jednostek. Stara typ jednostki i wszystko w niej wydawało się to potwierdzać: Stara marka jeepa, stary kapral(gruby i ciągle gdakający przez radio) i żołnierze ubrani – po staremu. Stanęli dokładnie przed bramą, gdzie była krew tamtych dwóch, którzy strzelali.
- Zabezpieczyć teren! - zawołał kapral, a z jeepa wysypała się reszta trzech uzbrojonych żołnierzy. Mimo tego, że byli wyposażeni w broń pulsową, na ich twarzach malowała się niepewność. Kapral kontynuował: - Baza! Do diabła, co z tym cholernym radiem? Bazaaa! - wrzasnął do radia. - Te sukinsyny robią to specjalnie. Hej, wy tam! - zawołał w stronę Axela. Zacmokał. - Nnnooo.... Co my tu mamy? Wiecie, co zamierzam z wami zrobić? Do mamra wsadzę! Z broni mierzą? Pfch! Nie w tym mieście i nie na oficera naszej przenajświętszej matki Kombinatu! Radzę wam gadać, co tu robicie, albo – popukał pulchną dłonią w radio – zaraz zjawi się w tym szpitalu tyle żołdaków, ile macie włosów na dupach. Co to za krew, ha? Lepiej gadajcie prawdę, cwaniaczki.
Tymczasem z pobliskiej uliczki – co zauważył Neumann – wychynęło pięciu krzepkich ludzi, wśród których był jeden w płaszczu, okularach i obandażowaną twarzą. Żaden z nich nie miał widocznej broni, jednak oczywiste było dla Nicolasa, że mieli ją w istocie(we Frankfurcie broń miały czasem dziesięcioletnie dzieci...).
Buchta też zauważył zbliżających się pięciu ludzi – zerknął w tamtą stronę.
Uśmiechnął się pod wąsem. Szturchnął Axela i pokazał mu ukradkiem.

* * *

# Tanja Hahn | 2
- Jest coś jeszcze, co muszę ci powiedzieć, Tanja – powiedziała Yseult, z wolna dryfując ku normalności. - Ta Joanna Humbl... Czy jak tam się naprawdę nazywa. Wiesz, ta dawna od Axela. Powiedziała, że jeżeli ten temat wystąpi... To znaczy, jeśli zaczniemy mówić na temat Axela, powiedziała mi, że ona tak naprawdę nic już do niego nie ma. Tak to powiedziała: „Może teraz jeszcze do niego coś mam, ale kiedy mnie już tutaj nie będzie, to Axel będzie mi zwisać i powiewać”. Ostatecznie to nastolatka, więc dlatego tak powiedziała. Mówiła, że jeśli Axel faktycznie chce być szczęśliwy, to może sprawdzić coś. Mówiła, że zostawi coś w sieci Kombinatu na adresie, którego żaden z nich nie zna, bo jest opuszczony i nikt już na tą stronę nie zagląda. Mówiła, że jest tam jakaś mapa, która prowadzi do miejsca, które jest na pewno bezpieczne. Ta kryjówka jest podobno gdzieś w Czechach... To wszystko, co powiedziała. IP wyskrobała podobno na ścianie przy łóżku, gdy jeszcze tutaj mieszkała.
Wzruszyła ramionami.
- To wszystko, co chciała ci przekazać.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline  
Stary 22-12-2008, 19:42   #123
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Dostali wiadomość od Konrada.
Wyglądał świetnie, jakby ten nieprzytomny chłopak w partyzanckim szpitalu, to nie był on. Tanji zakręciły się łzy w oczach. Oczywiście, że pojedzie na to spotkanie i im pomoże. Naprawi to, co zrobiła źle, zostawiając go w Berlinie.
Ale jednocześnie zgrzytały jej w duszy świeżo naoliwione trybiki wolności, od kilku dni walczyła o namiastkę swobody, wolnej woli, niesplamionej korporacyjno-kombinackim interesem ani żadną bożą łaską (na pohybel fałszywym teologiom, świętym Augustynom od predestynacji). A ścigany Konrad sam wiedział jak ich znaleźć, wiedział, że żyją. I był z siostrą Axela. Prośba o pomoc nabierała wymiaru szantażu. Tych kilka zdań bez pytania czy nic jej nie jest, za to z pytaniem o hakera. Niby mała rzecz, a tak straszliwie zabolało. I do tego Konradowi towarzyszył Hardt, dawny przełożony Tanji, fizyk, i jednocześnie oficer berlińskich służb bezpieczeństwa.
Kiedy transmisja się skończyła Tanja po pierwszej fali radości, czuła już tylko niepokój. Znowu wyrwała się jej puenta na wszystko.
- Kurwa – prosty wybór między płaczem a przeklinaniem.
Wzięła kilka głębokich oddechów. Uśmiechnęła się.
- Wspaniale. Naprawdę cudownie. Jestem taka szczęśliwa, że żyje. Ale co on znowu kombinuje? Strasznie mi przykro, że i twoja siostra siedzi w tym gównie. – opowiedziała Axelowi, kim jest Hardt.
- Czyli albo to zbiegi okoliczność, albo Konrad nadal pracuje dla Korporacji, a Korporacja chce czegoś od ciebie. Powinnam pojechać tam sama. Nie mogę zaufać Konradowi, ale postaram się dowiedzieć, kto za nim stoi, czego od ciebie chce i czy twojej siostrze nic nie grozi. I czy naprawdę potrzebują pomocy? – mówiła głosem pewnym siebie jak o rzeczy nie podlegającej dyskusji.
- A twoja siostra? – dziewczyna zawahała się chwilę formułując to pytanie tak bezpośrednio - Jest ofiarą, czy ona też dla kogoś pracuje? - Naiwne założenie, że Axel powinien to wiedzieć.
Teraz, po pierwszych spanikowanych wnioskach z nagrania, Tanja zachowywała już kamienną twarz. Wiedziała jak łatwo stoczyć się w miejsce gdzie niedawno była Yseult, a nie chciała tego. Wiedziała, że całkowita nieufność wobec bliźnich czyni życie bezsensownym, ale straszliwie trudno było trzymać się wiary, że i ona dla brata coś znaczy, że nie wybrzmiała dziecięca miłość rodzeństwa, że są na tym świecie rzeczy stałe zdolne oprzeć się ironii okoliczności.
- Powiem Yseult, że Konrad żyje i jest we Frankfurcie, ona go bardzo polubiła. Może postawi ją to na nogi – dokończyła.


Sens życia tworzą proste wydarzenia. Radość Yseult była widoczna dla każdego. Tanja, która widziała jak genetyczka traktuje jej brata, tego się spodziewała. Dlatego zresztą zaufała genetyczce od razu i z tego samego powodu traktowała jak oczywistość, swoje przypuszczenia, że Yseult ma zamiar towarzyszyć jej i Axelowi, że tak samo jak oni nie ufa żadnej stronie konfliktu. Ale teraz zgodnie z sugestią Helgi zapytała Yseult o jej zamiary. Czekała na odpowiedź czy lekarka ma jakieś swoje plany, czy brnie w to, co się dzieje razem z nimi.
Potem uważnie wysłuchała tej dziwnej wiadomość od Marii o bezpiecznym miejscu w Czechach. Brzmiało to zbyt pięknie. Ostatnie dni sprawiły, że pozbywała się wiary w ludzi, ale przecież tak się nie da żyć – Tanja sama zrugała się w myślach. Dziewczyna była nieobliczalna, ale chyba naprawdę zależało jej na Axelu, więc może nie należy odrzucać jej rad. Spisała numer wyskrobany na ścianie. W sumie to haker będzie musiał zadecydować czy mogą zaufać Marii.

- Helga – zwróciła się jeszcze do drugiej z kobiet – na pewno was nie zostawimy samym sobie, ale Selene nie może przebywać w pobliżu pól Tamma. Nie wiemy, czym to by się skończyło. Także we Frankfurcie musimy się rozdzielić. Przyjedziemy po was, dopiero jak będziemy wiać z tego miasta, a tak kontaktujemy się tylko przez sieć. Także nasz pierwszy przystanek teraz to motel dla was. Jak tylko upewnimy się, że nikt nas nie śledzi.

Zeszły do samochodu. Tanja była już w środku, gdy na zewnątrz zrobiło się gorąco. Cicho przesunęła się na fotel kierowcy. Czuła ciężar kabury pistoletu na biodrze. Otworzyła ją by móc szybko wyciągnąć broń. Miała nadzieję, że wyplączą się z tego wszyscy, których znała. Choć zapewne nie obędzie się bez trupów.
 
Hellian jest offline  
Stary 28-12-2008, 15:42   #124
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kloss, Hans Kloss

Spojrzał na Buchtę, jeszcze wtedy na jeepie. Wzruszył ramionami.
-Barka kontrolują ci fanatycy z Kombinatu. Nie pytaj skąd wiem. O ile to jest całkiem logiczne, dzięki temu mają wsparcie partyzantów, o tyle zielonego pojęcia nie mam, czemu my jesteśmy tutaj. Może ten jełop chciałby zagrać na dwa fronty, ale nie wydaje mi się na tyle zmyślny. Łatwo ulegam pozorom, wiesz.
Wyszczerzył się do niego, lecz uśmiech szybko zniknął, gdy już dojechali do szpitala. Trupy, Misztalska i ten brzydki dupek, którego przeszukał na prośbę Malaka. Nie było się tu kłócić o to, kto powinien tu robić.
Ów Markus, jak się przedstawił, wyglądał na wielce zadowolonego z siebie, i chyba miał się za chytrego. Ten błysk w oczach, gdy wyjmował mu dokumenty. Bez mrugnięcia okiem, sam mógł sobie zrobić kilka różnych bez większego wysiłku, więc to tutaj go nie zdziwiło. Wyszczerzył się do harcerzyka i rzucił mu dokumenty pod nogi.
-Ciekawe jakbyś się z nich wytłumaczył patrolom, brzydalu. W jeden wierzą, ale trzy?
Zaśmiał się krótko i wziął broń tego lichwiarza. Dobrze, że nie przedstawił się jako Święty Mikołaj.
-Twoi ludzie? A ty niby po co przylazłeś sam, na zwiady? Jack, jebnij mu w łeb bo mam już dość przypadków w tym mieście. Jak przyjdą ci jego kumple to ich też potraktujemy ołowiem. Dzięki za ostrzeżenie.
Wzruszył ramionami i wrócił do samochodu, zostawiając jeńca Malakowi. Niech z nim robi co chce, byle nie brał ze sobą.

Dotarł akurat wtedy, gdy laptop zaskrzeczał, zaszumiał i wypluł wiadomość od Hahna. Niestety wiadomość, która go zupełnie nie zadowalała, chociażby przez to, że namierzyli go bez używania zapisanego na ścianie szpitala adresu. A może jednak? Będzie musiał to zbadać. Spojrzał na Tanję i objął ją pocieszająco, przy okazji też zmełł w ustach przekleństwo. Czy razem z fizyczką na prawdę byli w aż tak podobnym położeniu? Kochał swoją siostrę, lecz był całkowicie pewny, że nie uda się tam, gdzie ci chcą i nie zrobi absolutnie nic, czego by pragnęli. Westchnął cicho, wsiadając do środka auta i zamykając szyby. Spojrzał kobiecie w oczy.
-Ten przekaz... musimy go zignorować. Przynajmniej na razie. Nie wiemy kogo na prawdę chcą. Kocham siostrę, ale ona... ona już nawet nie ma tego samego nazwiska co ja. Jest oddana Korporacji, podobnie jak twój brat. - skrzywił się, wypowiadając te słowa i ściszył głos - Przepraszam. Ale nie mogę ci pozwolić, byś się tam udała. Najpierw naprawię GOS-a, może namierzę ich sygnał. Takie wiadomości zostawiają ślad. Oni... nawet jeśli nie chcą niczego od ciebie... mogą cię użyć, by ściągnąć mnie. A ja... wtedy będę musiał przyjść. Zrozum, nie mogę cię puścić.
Odwrócił wzrok, nagle zmieszany i zawstydzony tym, co powiedział. Wyłączył laptopa i wyszedł z samochodu, oddalając się o kilka kroków. Przez chwilę chciał być sam, zresztą Tanja poszła do kobiet. A gdy wróciła... nie było już czasu na rozmowę.

Zaklął cicho, widząc patrol Kombinatu i uniósł lekko wiszący na ramieniu karabinek. Mp5 było bronią słabszą od tych ich pulsowych zabawek, ale za to OHU miało niezłe systemy obronne, co już zdążył zanotować. Tamci się już rozstawili, ale podążył za wzrokiem Buchty. Czyżby koledzy tego całego lichwiarza? Wcisnął agentowi pistolet w łapę, na wszelki wypadek. Sam opuścił nieco broń. Szepnął do Buchty cicho.
-Jak szybko przyjadą następne patrole?
Odchrząknął i nie czekając na odpowiedź krzyknął do dowódcy tamtych.
-Spokojnie, nikogo nie chcemy zastrzelić.
Uśmiechnął się łagodnie i zaczął zdejmować z ramienia pistolet maszynowy, powolnymi ruchami.
-Zaatakowano nas, broniliśmy się. Obawiam się, że właśnie wracają.
Kiwnął głową za plecy patrolu. Dowódca był za cwany, nawet nie drgnął. Ale wystarczyło, że spojrzał jakiś młodziak. Aż sapnął i pociągnął serią, gdy nerwy mu puściły. Zaczęło się. Axel padł na kolano i przymierzył w dowódcę. Pociągnął za spust.
-Do szpitala! Tanja, trąb, musimy mu zagłuszyć radio!
Rozległ się klakson jeepa, wspomagany trzaskami broni palnej i pulsowej. Niech się dzieje co chce.
 
Sekal jest offline  
Stary 29-12-2008, 12:04   #125
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
- Lubię urozmaicać, ale z gnatem nie próbowałem. No i z facetem też nie. Ale jak chcesz, to możemy spróbować. Tylko pamiętaj - delikatny jestem...
Malak nie odpowiedział tylko uśmiechnął się tajemniczo czym, miał nadzieję, doprowadzał podejrzanego do szału. Sama gadka jaką posługiwał się ten niby-lichwiarz świadczyła o tym, że był człowiekiem ulicy zadającym się z różnymi typami spod ciemnej gwiazdy. Takich ludzi Malak też znał aż za dobrze. Axel znalazł u niego kilka fałszywych dokumentów i wyciągnął z nich słuszny wniosek. Przecież patrol Kombinatu zatrzymałby go jeśli znalazłby u niego kilka różnych dokumentów tożsamości. Na pewno nie można było powiedzieć o nim, że był inteligentny. W świetle tych dokumentów jego bajeczka o lichwiarzu była jeszcze mniej prawdopodobna.
- Zazwyczaj lichwiarze wynajmują kogoś, by odszukał dłużnika i ściągnął od niego dług. Lichwiarz, który zajmuje się tym osobiście i w tym celu zwiedza takie miejsce ja to, jest albo głupim lichwiarzem, albo udawanym lichwiarzem. Innymi słowy twoja szczerość jest bardzo wątpliwa. Na informacje też nie masz więc co liczyć.
Jego słowa dotyczące całego gangu uznał za zwykłe pogróżki. Zresztą chyba nie mogli zjawić się tutaj tak nagle. Uznał, ze raczej niczego więcej z niego nie wyciągnie. Pozostała tylko kwestia co z nim zrobić. Najbardziej sensowna wydawała się propozycja Axela, czyli strzelenie mu w łeb. Rozwiązałoby to wszelkie problemy związane z tą osobą, ale Frank nie był zdolny do zabójstwa z zimną krwią. Czasami był gotów zabić niektórych ludzi jak na przykład Katję albo tamtego włóczęgi, którego poszukiwał ten mężczyzna. Katja zabiła Olega co mocno nim wstrząsnęło i dlatego chciał ją zabić. Tamten włóczęga zaś wydał mu się jakimś bezrozumnym potworem. Teraz stał przed nim człowiek pozbawiony broni i nie dający Malakowi żadnych powodów do zabicia go. I to było właśnie najgorsze. Zabić drugiego człowieka z powodu zwykłych podejrzeń. W Neoberlinie byli ludzie, którzy zabijali jeszcze z bardziej błahych powodów albo nawet bez powodów i w tej chwili Malak zastanawiał się czy ma się do nich upodobnić. Czy ma stanąć w jednym szeregu z ludźmi pokroju Axela Heintza dla których każde prawo jest zwykłym żartem? Nie posiadających żadnych skrupułów ani ludzkiej przyzwoitości? Nie. Patrząc na to z innej strony nie mogło być przypadkiem, że ten człowiek przybył do szpitala zaraz po Kasji, która zabiła Olega. A może było? Tym samym zabijając go mógł pomścić śmierć swojego kolegi w jakiś tam części. Ale znowu brak pewności stłumił jego przemożną chęć pociągnięcia za spust.
Opuścił broń jeszcze niżej i spojrzał prosto w oczy nieznajomego. Przestał się już uśmiechać. Teraz patrzył śmiertelnie poważnym wzrokiem. Wreszcie podjął decyzję.

Zaklął widząc nadjeżdżający jeep kombinatu. Po wypowiedzi dowódcy odrzekł:
- A kto tu do kogo mierzy? – wskazał opuszczoną broń – Mieliśmy drobne problemy, ale już sobie z nimi poradziliśmy.
Złowił jakiś podejrzany błysk w oku przesłuchiwanego jakby coś zauważył. W tej chwili Malak nie mógł się odwrócić, by sprawdzić co to takiego. W ciągu kilku sekund dokładnie rozplanował sobie rozmowę z patrolem kombinatu i ułożył satysfakcjonującą wymówkę. Przecież miał pozwolenie na broń i raczej za nią nie mogli go aresztować. Tak samo jak za celowanie do przesłuchiwanego, ponieważ nie wyglądało na to żeby do niego celował. Wyglądało na to, że po prostu trzymał wyciągniętą broń. Już chciał przystąpić do dalszych wyjaśnień, gdy nagle Axel wtrącił się do rozmowy. I wszystko spieprzył.
Nagle rozbrzmiała monotonna muzyka odgrywana przez karabin maszynowy jednego z żołnierzy. Przeklął w duchu głupotę i brak rozsądku u Axela. Nie mógł w takiej sytuacji zwlekać ani chwili dłużej.
- Wiej – powiedział tylko do zatrzymanego niby-lichwiarza i natychmiast się odwrócił. Szybko pobiegł w kierunku samochodu. Dystans był mniejszy niż 60 metrów, a na 60 biegał całkiem nieźle. Ruszył z całych sił świadom, że na chwilę Axel odwrócił uwagę żołnierzy i celował teraz do dowódcy co też spowoduje zapewne dodatkowy chaos. Chaos był w tej sytuacji niezbędny. Wiedział, że w ruchomy cel trudniej trafić, ale jego szczęście w takich okolicznościach było wątpliwe. Nie myślał o tym. Mimo, że przed chwilą w jego głowie wręcz tłoczyło się od setek myśli teraz wszystkie zredukowały się do jednej. Myśli o samochodzie jako o jedynej drodze ucieczki. Nic więcej już się nie liczyło.
 
wojto16 jest offline  
Stary 30-12-2008, 00:54   #126
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas łypnął okiem na gościa mierzącego weń z pistoletu.
"Mądrala" - podsumował go w myślach. Właściwie wymyślona na poczekaniu bajeczka nie trzymała się zbytnio kupy, jednak nie temu miała służyć. Ważne było, że nikt do niego nie strzelał, a to był już sukces w tej sytuacji. Co prawda, wcale nie było takie pewne, że za chwilę któryś jednak spróbuje, biorąc pod uwagę groźby tego, który go przeszukiwał. "Narwaniec" - nazwał w myślach drugiego.
Przez cały czas był spięty i gotowy do błyskawicznej reakcji. Byle tylko wyczuć właściwy moment...

Pojawienie się patrolu przyjemnie komplikowało sprawę. "Ciekawe, jak się z tego wywiną?" - zastanawiał się, lustrując przybyłych żołnierzy i zaskoczonych ich pojawieniem się ludzi na dziedzińcu szpitala.

Widok Grabera z kilkoma ludźmi dodatkowo polepszył mu nastrój. Nie miał złudzeń, że ten nie przejmie się specjalnie, gdyby coś mu się stało, jednak był on chyba jedyną osobą w tej okolicy, która nie próbowała do niego mierzyć z broni. Przynajmniej na razie.
Szybko policzył sylwetki. "Skąd wytrzasnął tych ludzi? Gang? Prorokiem jestem, czy co?" - zaśmiał się w duchu.

Ich pojawienie się zostało również dostrzeżone przez ludzi ze szpitala. Narwany, jak nazwał go Nicolas, nie wytrzymał i zaczął z żołnierzami na ostro. Mądrala wykazał się większą przemyślnością i po krótkim wahaniu "strzelać - nie strzelać" wybrał drugą opcję i rzucił się w stronę pojazdu.

Podobnie zrobił Nowy. Zgarnął z ziemi dokumenty i pobiegł w kierunku wejścia do budynku Krankenhausu. Zamieszanie wywołane przez ludzi Grabera i nerwowa reakcja tych z dziedzińca powinny całkowicie zająć uwagę żołnierzy. Było ich w końcu tylko czterech.
- Kurwa! - zaklął pod nosem i skulił się, gdy koło ucha z wizgiem przeleciał pocisk. "Głupio byłoby dostać jakąś zabłąkaną kulkę..." - pomyślał, pędząc do celu. Do oferującego względne bezpieczeństwo wejścia zostało jeszcze kilka metrów. W środku mógł przeczekać zamieszanie i, jak wynik starcia ułoży się po jego myśli, poczekać na wsparcie Tota.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 31-12-2008, 18:41   #127
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Totengräber | 1
Instynktownie moja głowa zniżyła się, kiedy za murem usłyszałem strzały. Dziwne, brzęczące brzmienie kul naładowanych energią mówiło, że nie tylko jednostka Kombinatu używała broni pulsowej.
- Do diabła! - warknąłem na głos. - Dlaczego Schimmel nie mówiła, że w tym cholernym szpitalu mają broń?
Zakląłem szpetnie, słysząc chaos, który rozpętał się na terenie szpitala.
Jeden z nich, chyba przywódca tamtej jednostki, pomimo swojego pokaźnego kałduna, jakoś uniknął cztery serie, które pomknęły w jego kierunku. Wolno. Może trochę za wolno, salwa wypuszczona przez jednego z tamtych rozorała mu prawy bark. Zarzęził i próbował coś powiedzieć przez radio, ale to ciągłe buczenie nie dawało mu żadnych szans. W międzyczasie kulka drasnęła go w ucho.
Widziałem jednak Nowego, którego wypuścił jeden z tamtych. Pobiegł w stronę szpitala, a za nim... Nowy! Co on, kurwa, wyprawia? Wydawało mi się, że mnie widział. Pobiegł do szpitala, w którym być może już nikogo nie było.
- Ty, szef – jeden z nich przysunął się do mnie. - Jeśli oni zdołają wezwać patrol...
- Wiem, co się wtedy stanie, do kurwy nędzy! Na co jeszcze czekacie?
Uśmiechnęli się.
- Otworzyć ogień!

*

Jak tylko dostał w bark, stracił wiele z pewności, którą miał wcześniej. Ale był przyzwyczajony do tracenia pewności. W każdym razie próbował się połączyć z bazą.
- Baza! Baza! Słyszycie mnie!? Tu jednostka... Tu jednostka... Kurwa!
Musiał zrobić coś, natychmiast, wejść za mur, oddalić się od tego nieznośnego buczenia i od świstu kul. Jak na ironię, głosy z radia słyszał aż za dobrze. Też niespokojne. Choć pewnie z innego powodu.
- Co się u was dzieje, trzynastka? Mamy zakłócenia na linii... Naprawcie te zakłócenia, słyszymy ciągle jakieś...
„Buczenie!” - mignęło w głowie Klägera. „Gdybym tylko mógł...”
Pomimo tego, że był gruby, wydostanie się spod ognia przyszło mu w miarę dobrze, a parę kul, które dostał, trafiło w kamizelkę, którą miał na sobie.
- Przyślijcie pomoc! - wydarł się Hans najgłośniej, jak tylko mógł ze swoich zatrutych tytoniem płuc. - Przyślijcie pomoc, do diabła!
Nie zdążył więcej powiedzieć, bo dosięgła go kula Tota.


*

- Udało mu się skontaktować z tamtymi?
- Nie wiem. Nie strzelaj w pudło!
- krzyknął niespodziewanie. - Może dowiemy się, czy wezwał naprawdę pomoc, czy nie. I nie wychylaj się.
- Dobra, szef.
- Nie nazywaj mnie swoim szefem.
- Dobra... -
chciał dopowiedzieć coś jeszcze chyba, ale zamilkł. - Co robimy potem?
- Zabicie tego grubego sukinsyna od Kombinatu to nasza szansa. Jeżeli ci, co strzelają, są faktycznie tymi, których szukamy, możemy od nich się dowiedzieć paru rzeczy. Padnij, seria idzie!

Gdy kule przefrunęły nad ich głowami, Tot kontynuował:
- Na przykład, po ki chuj przyjechali do Frankfurta, co mają w tym za interes i jak my na tym możemy zarobić. Zawsze można pohandlować usługami, he, he – zaśmiał się bez uśmiechu. - W każdym razie jeśli zabili kogoś od Lichta, to będą musieli się z tego wytłumaczyć. Może mieli powód.
- Ty... Szef... Ja odbieram chyba w sprzęcie częstotliwość ich radia.
Tot zmełł przekleństwo w ustach, dał znak, by tamten mu podał. Brzęczący od zakłóceń głos mimo wszystko był zrozumiały.
- Trzynastka, słyszycie nas!? Trzynastka! Rzućcie te burdy na zachodzie do diabła i zacznijcie się ewakuować. W waszej okolicy widziano jednostki typu Łowca i ausschrittery. Wysyłamy pomoc, ale zacznijcie ewakuować ludność z granic Frankfurta w kierunku obozu. Powtarzam: Ewakuujcie siebie i całą pozostałą ludność, wyłączywszy szabrowników i członków gangów. Cała okolica zaraz stanie się strefą wojny. Bez odbioru.

Tot zdjął słuchawki z uszu.
- O, kurwa.

* * *

# Selene Stieffenhauer
No więc, drogi Czytelniku, pozwól mi powiedzieć, jak to wtedy było, w tym Frankfurcie. Oczywiście mógłbym Cię zanudzać kolejnymi, wystrzałowymi opisami lecących kul, które, jako że naładowane energią, wyglądały jak smugi niebieskawego światła rozbłyskującego w powietrzu. Mógłbym mówić sporo o tym, jak Axel – dzięki polu ochronnemu OHU – uniknął wyjątkowo fatalnego strzału prosto w czaszkę, a także jak podczas całej akcji ucierpiał – całkiem konkretnie zresztą – Alexander Habenburg, któremu strzał z pulsowej serii rozorał mu prawą nogę, zaś dwie kule przebiły kość na wylot. Albo o Herr Buchcie, który wyrwał działem grawitacyjnym wyschły pień i miotnął go w stronę jeepa, prosto na jednego z żołnierzy. Mógłbym także mówić o dwóch uciekających sylwetkach w stronę szpitala, które także dosięgły kule, jednak to nie jest temat, którym chcę się zająć.
Mianowicie chciałbym na chwilę przejść do umysłu paruletniej Selene, siostry Helgi Stieffenhauer. Zapewne wytrawny znawca powieści akcji splunąłby na sam pomysł oddalania się od centrum tylko i wyłącznie po to, by zajrzeć w umysł dziecka, nawet, jeśli jest ono przerażone.
Tak. Przerażone.
Kwestia Selene Stieffenhauer jest niewątpliwie interesująca w świetle tego, co stanie się za chwilę, tym bardziej, że – co okazało się już wcześniej – dziecko potrafi otwierać portale zależnie od swojej woli, osobliwie podczas sytuacji wielkiego stresu, strachu, ekscytacji, etc. Pełna analiza psychologiczna Selene Stieffenhauer znajdowała się w południowym Neoberlinie, dawnej miejscowości Mahlow. Był tam budynek Berlińskiego Instytutu Psychologicznego, jednak wskutek obecnych działań wojennych teraz są tam tylko dymiące ruiny.
Chciałbym zatem, żeby Czytelnik nie osądził, że w tym wypadku rzeczy wzięły się z niczego. Tak w istocie nie jest – świszczące kule i nieustanny ryk klaksonu jeepa, który Tanja Hahn dusiła bez litości, w końcu miał swój efekt.
Dziwne były również rzeczy wykwitające – jak trupie kwiaty – w umyśle Selene Stieffenhauer, tym bardziej, że wizje były przerażająco znajome w swojej naturze quasi-wspomnień. Selene Stieffenhauer przez pewien nieuchwytny moment śniła na jawie – albo raczej miotała się w koszmarach – jej świadomość powędrowała szybkim błyskiem na południe, na Leichenfelder, żeby zobaczyć nieustannie płonące stosy funeralne – błyskawicą na wschód, na mroźne pola Rusi zamieszkane przez zdeformowane cienie – (jakiś człowiek umiera we Frankfurcie, w nędzy, w plamie własnych rzygowin) – na Warszawę, industrialne firnamentum, z której wydobywały się dymy wszystkich kolorów – plantacje halucynogenu w tej części Odry – a później jej świadomość powędrowała dalej, do kosmosu, gdzie ludzkość jest tylko przypadkową planetą przypadkowych przyczyn w piekle nieświadomości - - -...
To się właśnie stało; obojętnie, czy Selene, człowiek jest predestynowany do bycia dobrym, czy złym – suma przyczyn w Selene przestała się zgadzać z rzeczywistością zewnętrzną. Co się stało?
Ogon machnął psem, ktoś zjadł książkę i przeczytał czekoladę, kran zaczął wsysać ściek ze zlewu, drzewo zakołysało wiatr, krajobraz widział oko, płód wszedł do łona, lareh, atih! Falaron de mallia, de huh? Inuasku anarah, delah, na-hag, umhag! Elari, pytyrol farah faftan nalarah. Ulav walagah na-hag a uara fya naurgl faloth, mina. Etsoph! Rayinna fylarra nuargh imma neurgh, apulgh astarag. Dargul nyarg, anor emma, sahalgaummarnam, falarah, nahargumspinnagullefargh-unnagyoploqeruiopfyrlahmniopjuytreqypokghawery!
Arug. Anah!

*

To się właśnie stało. Selene Stieffenhauer zakrztusiła się rzeczywistością.
Frank Malak, który dostał po nogach z serii karabinu pulsowego, widział to lepiej, bo był bliżej. Pierwsze, co usłyszał, to trzask rozrywanej przedniej szyby jeepa, w której siedziała Tanja, a także deszcz odłamków szkła, który wyprysnął w powietrze i posypał się na głowy wszystkich. Axel zauważył, że kule, które wystrzeliwuje, zwalniają, by wreszcie zawisnąć w powietrzu. Naładowane energią kule unosiły się, a niebieska energia parowała z nich, unosząc się jak dym. Powietrze zmętniało i sczerniało, jak w wyjątkowo źle zrobionym filmie. Rozległ się odgłos darcia i coś jakby łamanej kości. I bulgotania. Ślurrp.
Neumann zauważył przez chwilę, jak w dziwacznym zjawisku, które stanęło przed nim, jest jakaś dziura do innej rzeczywistości – widział ptaki, wieże na jakimś opuszczonym świecie.
A potem wszystko wyparowało, został tylko jeep i oszołomieni żołnierze.
Kule parowały z ran Malaka, tak samo Neumanna, który także nawinął się pod celownik Axela. Najpierw rozpłynęły się w szarą substancję, a potem zaczęły parować. Szarym dymem. Jednak rany pozostały.
Zauważyli, że jeep tamtych od Kombinatu miał dziwnie wgnieconą maskę, jakby właśnie miał potężną kraksę; poza tym z trzech pozostałych został tylko jeden, który został bez broni. Natychmiast rzucił się do ucieczki.
Mało kto widział Selene, frenetycznie potrząsającą głową w tę i tamtą stronę, walącą piąstkami i nogami o siedzenie w jeepie – wydającą z siebie półkrzyki i półwrzaski, zgrzytającą zębami i wywracającą białkami oczu – Helga musiała jej rozchylić gwałtem usta i wyciągnąć język, którego omal nie połknęła.
Warstwy iluzji rzeczywistości z wolna powracały do swojej pierwotnej materii – zwoje rozwijały się tak, że czarne powietrze rozwiewało się, nosząc po okolicy smród ozonu, jakby miało tu miejsce wyładowanie elektryczne. Paranoiczny paradoks powoli uciekał.
Nad szpitalem przeleciał czarny pies, zaintrygowany aberracją portalową. Jeden z partyzantów dla śmiechu wystrzelił w jego stronę parę kul. Wizgnęły i przeleciały przez jego nieciało.

# Totengräber | 2 – Frank Malak – Tanja Hahn – Axel Heintz – Nicolas Neumann – Selene und Helga Stieffenhauers – Herr Buchta – Alexander Habenburg – Arnold Meier
- Idziemy – wrzasnął. - Idziemy, do cholery!
Pobiegli w stronę bram szpitalnych, zoczyli jednego z uciekających żołnierzy Kombinatu. Jeden z tamtych podniósł broń, ale Tot machnął w biegu ręką:
- I tak już tutaj jadą. Schowajcie zresztą broń, tamci są uzbrojeni.
Minęli coś, co kiedyś było jeepem Kombinatu
– obecnie nie było tutaj żadnych trupów, nawet krwi. Tot pomyślał, że przed chwilą jego licznik promieniowania wyskakiwał ze skali. Nieważne, był ciekawy, kto wywołuje takie zjawiska. Przystanęli, kiedy partyzanci podnieśli broń. Podszedł Meier, bo Habenburg kuśtykał w stronę jeepa.
- My po tamtego – wskazał prędko brodą Tot w stronę Neumanna. - Niczego więcej nie chcemy, chociaż z dobrego serca – tu być może uśmiechnął się ironicznie pod bandażami – radzę wam się stąd wynosić. Mój człowiek odebrał z radia wiadomość, że okolica zaliczana jest jako sektor wojny. Zbliżają się ausschrittery i Łowcy, a Kombinat wysyła tutaj pomoc, żeby zobaczyć, co z tymi. Będą tutaj...
Umilkł patrząc na zbliżający się jeep. To nie była jednostka Kombinatu. Jeszcze.
Byli to John Saint i Hans Schlaufen, którzy z jakiegoś powodu nie byli w podziemiach. Saint zahamował gwałtownie, zaraz przy rozwalonym przy bramie szpitalnej jeepem jednostki. Tanja zauważyła, że Saint wziął z jeepa czarny neseser; wrzeszczał.
- Ruszajcie się, wszyscy! Już tu jadą! Będą tutaj za pięć minut, kurwa!
Machał ręką gwałtownie.

- O, kurwa! – wrzasnął Schlaufen. - Saint, patrz!
Saint nie patrzył. Wsiadł do jeepa. Ruszył z kopyta, rozległ się pisk opon. Gdzieś z daleka zaczęło rozbrzmiewać terkotanie karabinów pulsowych. Mężczyzna o zabandażowanej twarzy spojrzał na partyzanta mierzącego do niego. Bez uśmiechu.

* * *

# A473L13R, Jednostka Pacyfikacyjno-Patrolowa Zakonu Maryi Ciernistej
- Siódemka, patrol zlokalizował szpital.
- Doskonale, dwójka, niech oszacują potencjalne zagrożenie.
- Do wszystkich jednostek, uważać, od strony południa i południowego zachodu spodziewamy się jednostek typu Łowca.
- W okolicach lasu Klosterwald zlokalizowano ausschrittery.
- Powtarzam plan: Trzymamy się miasta i budowli. Rozlokować Ce-Ka-Emy na ustalonych uprzednio punktach. Całą ludność przenieść do obozu, opornych rozstrzeliwać z powodu nieprzydatności taktycznej.
- Zlokalizowano jednostkę trzynaście.
- Co z nimi, dwójka?
- Przekaz donosi, że w pobliżu obozu był uciekinier z jednostki. Jeep wygląda na zniszczony, ale nie widać zwłok.
- Teren szpitala?
- Ograniczona widoczność, ale widać jakieś postacie.
- To mogą być nasi. Jeśli napotkacie kogoś poza tym, spacyfikować i odwieść do Carceri numer E-03. Jeśli będą oporni... Użyć odpowiednich pocisków i gazu łzawiącego.
- Tak jest. Pytanie...
- Nie mamy czasu na pytania, dwójka.
- Dlaczego ci ze szpitala są ważni dla Kombinatu?
- Co wolno wiedzieć wojewodzie, to nie tobie, smrodzie.
- Tak jest.


* * *

# Przed szpitalem
- Kurwa! - wrzasnął Buchta, biegnąc w stronę jeepa. Miał w swoich rękach działo grawitacyjne.
Przycisnął cyngiel działa grawitacyjnego, z którego wyłoniło się coś na kształt żółtej błyskawicy – a jeep z wgnieconą maską potoczył się, odsłaniając przejście.
- Pieprzyć ukrywanie się w szpitalu – wrzasnął Buchta, a w powietrzu zaczęły śmigać pociski z usypiającymi środkami. - Zaraz zaroi się tutaj od sukinsynów od Kombinatu. Wszyscy, spierdalać! - krzyczał, sadząc spore kroki w kierunku jeepa.
W międzyczasie jeepem staranowali płot Saint i Schlaufen, nie wiedząc, że tamto przejście zostało otwarte.
- Idziecie? - zapytał Saint z głębi jeepa. - Potem wyjaśnimy, co się stało. Powiedzcie tylko, dokąd.

# A pod choinką były granaty...

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/siostra-apostazja.gif[/MEDIA]

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/fuckaloo.gif[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline  
Stary 02-01-2009, 11:04   #128
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Był już niemal pewien dobiegnięcia do zbawczego pojazdu na czas. Ta pewność wzrastała wraz z każdym pojedynczym krokiem i oddechem. Ponownie okazało się, że w życiu niczego nie można być pewnym, bo zazwyczaj rozczarowanie pogłębia ból. Tym razem się nie rozczarował. Gdy usłyszał terkot karabinu za plecami już przeczuł to, co stanie się za chwilę. Nim kule dosięgły celu jego ostatnie myśli zaprzątała osoba Axela Heintza, którego wrodzona głupota doprowadziła do tego momentu. Nie były to pochlebne myśli, ale przeminęły jak wszystko inne.
Z bólem.


Ból zabił wszystkie myśli wraz z nadziejami na bezpieczną ucieczkę. Stracił grunt pod nogami, uczuł jak spada aż wreszcie zasmakował piachu. Złagodziwszy nieco upadek z pomocą dłoni wypluł piasek z ust. Strzały za plecami pobrzmiewały nadal, ale żołnierze na chwilę przestali zwracać na niego uwagę. Mimo bólu zaciekle atakującego nogi, próbującego ponownie zrzucić go na ziemię, robił wszystko co było w jego mocy, by powstać. Walka z własnym bólem była najgorsza. Czuł się jakby jego nogi coś rozrywało od środka, ale nie poddał się. Nie pierwszy raz został postrzelony w trakcie strzelaniny i nie pierwszy raz wyszedł z tego cało. I tak miał szczęście, że dostał tylko po nogach, a nie po głowie dla przykładu. Nagle zaprzestał wysiłków na widok niezwykłego zjawiska rozgrywającego się na jego oczach. Oczy zapewne, by stracił gdyby w ostatniej chwili nie zasłonił rękoma twarzy przed deszczem szklanych odłamków. Przednia szyba jeepa nagle zniknęła jakby jeden z żołnierzy w nią trafił, ale żadna osoba w nim nie została postrzelona. Ponadto żaden pocisk nie byłby w stanie wyrzucić szkła tak wysoko w górę, mogło najwyżej wepchnąć je do środka. Selene udało się przestraszyć go po raz drugi od czasu jej tajemniczych słów na temat Katji. Tym razem zachowywała się bardzo dziwnie, a nawet przez moment przypominała dziewczynkę rodem z japońskich horrorów. Poczuł jakby cos delikatnie musnęło go po włosach. Nagle jego oczom ukazała się kula z karabinu pulsacyjnego, która przeleciała tuż nad jego głową, po czym zatrzymała się w powietrzu. Z tej pozycji mógł się jej przyjrzeć bardzo dokładnie, a nawet dotknąć. Na to drugie się nie odważył, ponieważ nagle zaczął dymić. Na niebiesko. Towarzyszył temu bardzo nieprzyjemny odgłos przypominający łamanie kości. Poczuł ciecz wylewającą się z jego ran. Spojrzał na nie, ale zamiast zobaczyć ,jak się spodziewał, krew ujrzał coś dziwnego i szarego zamieniającego się w parę. Po chwili ból znacząco się zmniejszył i Malak mógł wreszcie wstać. Ku jego zdziwieniu w ranach nie tkwiły żadne kule. Oparł się o jeep, uśmiechając się słabo spojrzał na zniszczony wóz Kombinatu oraz uciekającego żołnierza. Sam nie wiedział dlaczego, ale to zjawisko polepszyło mu nastrój po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Nawet przestał się gniewać na Axela, choć przed chwila miał ochotę chwycić jakąś gazrurkę i lać go bardzo długo oraz zapamiętale. Jego dobry nastrój potrwał krótko.


W okolicy zjawiła się kolejna grupa podejrzanych indywiduów z człowiekiem w bandażach na czele. Oni byli prawdopodobnie gangiem, o którym wspominał niby-lichwiarz. Sam niby-lichwiarz leżał na ziemi też postrzelony w nogi. Najwyraźniej on też nie miał szczęścia. Gangsterzy ostrzegli ich przed zbliżającym się oddziałem Kombinatu i chcieli zabrać stąd niby-lichwiarza. Przez chwilę zastanawiał się co z nimi uczynić aż wreszcie zdecydował.
- Puśćcie ich i niech odejdą swoją drogą. Nie ma co na nich marnować amunicji i ludzi. Dość już mam na dzisiaj koncertów broni palnej. Nie mamy też na nich czasu. Lepiej wiejmy stąd nim zjawi się Kombinat.
Zwrócił się do postrzelonego:
- Twojego człowieka widziałem ostatnio w okolicy starego magazynu Leidengeistu. Nie wiem gdzie jest teraz – powiedział zgodnie z prawdą.
Obejrzał się nerwowo na nadjeżdżający jeep. Na szczęście to byli tylko Saint i Schlaufen. Oni też już wiedzieli o nadciągających posiłkach. Zabrał z jeepa pozostawiony tam wcześniej laptop, którego na szczęście nikt nie ukradł ani nie uszkodził. Dosiadł się do swoich kumpli i zaczął myśleć o kolejnym celu podróży. Nie mógł jednak się namyślić. Powiedział tylko:
- Najlepiej jak najdalej stąd. Potem pomyślimy na spokojnie.
 
wojto16 jest offline  
Stary 03-01-2009, 00:54   #129
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Jeszcze tylko parę metrów i...
- O kurwa! - zdążył burknąć, nim walnął o glebę podcięty kilkoma pociskami z furią wgryzającymi się w nogi. Nie wiedział, kto go poczęstował serią - żołdacy, czy ci tutaj, w sumie nie miało to większego znaczenia.

Gdy tylko podniósł nieco wykrzywioną bólem twarz dostrzegł coś dziwnego. Zamrugał, zrzucając to przewidzenie na karb postrzału, jednak surrealistyczny obraz przed nim nie zniknął. Wyglądało to, jakby ktoś rozdarł kurtynę skrywającą inną rzeczywistość. Widział czarno-biały pejzaż, strzeliste budynki, między którymi szybowały jakieś ptaki, przypominające mewy.
- Co do... - nie dokończył a obraz skurczył się i zniknął, niczym hologram emitowany przez jeden z tych reklamowych gadżetów, jakie zdarzyło mu się kiedyś spotkać w Szczecinie. Z tym, że tam skąpo ubrane panienki tańczyły na chromowanej rurze w rytm muzyki ryczącej z głośnika. W końcu była to reklama klubu nocnego. Natomiast on właśnie patrzył na pokiereszowany pojazd patrolu Kombinatu i zdezorientowanego, bezbronnego żołnierza, który w niczym nie przypominał tancerek.

Potrząsnął głową i nagle zauważył, jak z jego ran wydobywają się dziwne, szare smużki dymu. Rany przestały rwać niczym wściekły pies i krwawienie jakby się zmniejszyło. "Czym oni strzelają?" - zastanawiał się, jednak była nawet zadowolony z jednego prostego faktu - ból, choć obecny, był do wytrzymania i dawał nadzieję na zniknięcie z tego miejsca, zanim zleci się więcej żołnierzy.

Z pewną satysfakcją zauważył, że Mądrala też oberwał. Widocznie użyto tej samej amunicji, gdyż mimo ran pozbierał się z ziemi. Dał jednak cynk, gdzie ostatnio widział człowieka Roty. Co prawda nie było żadnej gwarancji, że mówi prawdę. Rzucił spojrzenie Totowi, czy zarejestrował.

- Jeszcze jedna sprawa - powiedział do tych przy samochodzie. - Zdaje się masz coś mojego - wyciągnął rękę i spojrzał znacząco na Narwanego. Odbierał swoją broń w akompaniamencie terkotu karabinu szturmowego gdzieś dalej. Zdenerwowanie ludzi, którzy przyjechali jeepem było coraz większe.
- Idziemy do tego magazynu, czy znikamy na jakiś czas? - zapytał cicho Grabera.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 04-01-2009, 21:53   #130
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Posłał kilka pierwszych serii prosto w grubasa z radiem. Chyba trafił, ale niezbyt dobrze. Koleś się schował, a Axel przeniósł ogień na jego ludzi z oddziału. Szybko skończył mu się magazynek, więc cofnął się za jeepa i tam wymienił kilkoma sprawnymi ruchami. Strzelcem wyborowym może nie był, ale chociaż praktyka w robotach manualnych przyspieszała wymianę magazynków. Tak na prawdę efekt osiągnął, ludzie Kombinatu byli ostrzeliwani z obu stron, a na dodatek ciskano w nich drzewami, na co raczej przygotowani nie byli. A Heintz za takich samych wrogów uważał i Kombinat i tych pięciu co od tylca próbowało zajść. Umiesz liczyć? Licz na siebie. Zawsze tak było i niewiele tu się zmieniało, a podsłuchana transmisja o tym, że o nich wiedzą, tylko przyspieszyła tą decyzję. Wychylił się jeszcze kilka razy, posyłając we wrogów jeszcze jeden magazynek. Brzydal też był wrogiem, ale kule nawet do niego nie doleciały. To co zrobiła Selene... cóż, było przerażające, ni mniej, ni więcej. Biedna dziewczynka. Tak czy owak, strzelanina ucichła kilka długich chwil później.

Nie było się co zastanawiać. Wrócili Saint i Szlaufen, akurat tak by sobie rąk nie zabrudzić. Nieważne. Bardziej wkurzył go fakt, że brzydal miał czelność żądać od niego wydania broni. Gdyby nie jego kumple, po prostu oddałby mu tylko jego kule, teraz jednak oni wszyscy byli absolutnie nieistotni. Buchta nie chciał tego pistoletu, miał zresztą lepszą zabawkę, Axel więc po prostu wyjął z broni magazynek, szybkim ruchem odrzucając go dziesięć metrów, w miejsce gdzie nikogo nie było. Wyjął też kulę z komory, robiąc z nią to samo. Potem upuścił na ziemię broń tego kretyna i wzruszył ramionami.
-Powodzenia z biorobotami, twardzielu.
Uśmiechnął się krzywo. Tanja właśnie ruszała z piskiem opon, otwierając mu drzwi. Wskoczył i zamknął je za sobą, oddychając ciężko. OHU jednak się sprawdzał, całkiem fajna zabawka. Szkoda, że nie mieli jeszcze tej pulsowej broni. To dodawało mu pewności siebie. W jeepie co prawda mieli osoby z marną siłą bojową, chociaż nie był do końca pewien, czy Buchta z działem grawitacyjnym i Selene nie stanowili większego zagrożenia niż pięciu wyszkolonych facetów z bronią. Gdy Tanja zrobiła mu miejsce, uśmiechnął się do niej, a potem do pozostałych. Ktoś musiał to zrobić i podejrzewał, że prócz Buchty, jedynie on był do tego zdolny. W końcu jeszcze żyli.

-Będzie dobrze, moje panie. Będzie dobrze. Dodałbym, że przecież gorzej być nie może, ale z grzeczności tego nie zrobię.
Zaśmiał się sam do siebie i skierował wóz mniej więcej w kierunku kryjówki Buchty.
-Kombinat będzie chciał bronić się za Odrą, tutaj nawet palcem nie kiwnie bo i nie ma jak. Pod ziemią mamy szansę, wątpliwe, by roboty przeszukiwały wszystkie dziury, w końcu one są programowalne. A zaprogramowano je, by wyprzeć Kombinat, nie my jesteśmy bezpośrednio celem. Trzymam też kciuki, że nie zwykli ludzie, ale z Korporacją nikt nic nie wie. Chcę i tak naprawić GOS-a i zobaczyć co uda mi się wyciągnąć z okolicznych komputerów, zanim je zniszczą. A portal... cholernie mi się to nie podoba, ale jeśli można się nim dostać gdzieś dalej, to zrobimy to, jeśli zajdzie potrzeba. Na razie trzeba przeczekać.
Problemem mogła być Selene, czujniki robotów i żywność, ale tego już nie powiedział. Lepiej nie zapeszać, może Kombinat się obroni? Albo roboty szybko po nim przejdą i się nie zatrzymają? Miał jeszcze wiarę, dlatego jechał pewnie, prosto ku opustoszałym fabrykom. Sprawdził w lusterku, czy pozostali jadą za nimi.
-Będziemy musieli zostawić samochody dość daleko od schronienia i upewnić się, że nikt nas od nich nie wyśledzi. A potem... zamknąć się tam i przywrócić tamto miejsce do życia i używalności. Mając GOSa powinienem móc monitorować sytuację na zewnątrz nawet bez wychylania się.
Miał nadzieję, że będzie to prawda i wreszcie w jakimś miejscu dopisze mu szczęście. Z drugiej strony... w końcu spotkał Tanję, to można by przypisać szczęściu i to rekompensującemu całą serię klęsk. Spojrzał na dziewczynę i wziął ją za rękę, ściskając mocno. Miał wiarę, że przeżyją ten cały koszmar.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172