|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-01-2018, 12:51 | #271 |
Reputacja: 1 | Girlaen wypatrzyła strzelców i teraz w ich kierunku skierowała swój nowy, cudownie zabójczy łuk. Prawie czuła magię, która go spowijała, gdy dotykała cięciwy nakładając na nią kolejną strzałę. Tym razem precyzyjnie wymierzyła. Musiała się pozbyć przeciwników, którzy razili ich nad głowami swoich dzikich pobratymców, bo tylko ona mogła tego teraz dokonać. Luna, na którą zerknęła pospiesznie wydawała się pogrążona w dziwnie katatonicznym stanie. Półelfka miała tylko nadzieję, że nie rzuciła na siebie jakiegoś zaklęcia, bo nawet jeśli przeżyją, mogli mieć spore problemy, by ja odczarować. W końcu nikt w tej drużynie, poza małą niziołką, nie znał sie na tajemnej magii. |
07-01-2018, 01:16 | #272 |
Reputacja: 1 | Byli prawie ugotowani, przewaga wroga zdawała się miażdżąca, a ich zgranie się ze sobą, jak zwykle pozostawiało wiele do życzenia. Zwłaszcza, że byli przyparci niemalże do muru obecnie. Skoro jego pomysł z fortelem nie wypalił, miał w zanadrzu jeszcze jedną możliwość. Sięgnął do plecaka, po dymną pałeczkę, by ją odpalić i rzucić prosto w ciżbę przeciwników. Miał nadzieję że ograniczy im to widoczność, nie mówiąc już o duszeniu się od dymu w ciasnym korytarzu lochów. Za to oni mieliby większe szanse na trafienie, nawet strzelając w dym. Orków było więcej.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
09-01-2018, 08:49 | #273 |
Reputacja: 1 | Nie było na co czekać; Luny "nie było" w piwnicy momencik, a przez ten czas sytuacja znacznie się pogorszyła. I tylko w niej cała nadzieja! - UWAGA RZUCAM! COFNIJCIE SIĘ! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła nim jeszcze strony skończyły szeleścić, po czym zaczęła recytować nieznane zaklęcie. Miała nadzieję, że zadziała tak jak tego oczekiwała. GŁOS wydawał się wiedzieć co robi; w każdym razie na pewno bardziej niż ona... |
09-01-2018, 12:04 | #274 |
Reputacja: 1 | Kolejny potężny cios spadł na tarczę. Ręka Elvina zdrętwiała zupełnie, z trudem utrzymywał ją na poziomie oczu, odpychając cisnące się do przodu ciała. Miecz spływał krwią tak samo obficie jak kwasem, zbroja otrzymywała kolejne ciosy. Żył, ciągle żył. W jego głowie nie kotłowały się myśli, jego zadanie było jedno: wytrzymać. Ciasny korytarz dawał szanse, szanse na to, że inni coś wymyślą. Mężczyzna za nim osunął się na kolana i jęknął, napór wroga zmusił rycerza do postawienia kolejnego kroku w tył. Wrzask atakujących brzęczał mu w uszach. Jeśli jego towarzysze coś krzyczeli, nie docierało to do niego. Strzału świstały nad głową. Kątem oka dostrzegł też coś innego, lądującego w tłumie orków, dymiąc straszliwie. Dymny patyczek to było lepsze niż nic. Część tych dziwnych, mało zielonych orków przestała wrzeszczeć. Niektórzy kasłali. Łucznicy żadnej ze stron nie widzieli się zupełnie. Girlaen przez chwilę mignął jeden z nich, ale przejście było zamknięte, wrogowie wysocy, a chwilę później dym ograniczył widoczność do zera. Posłała swoje strzały, nie wiedząc czy trafia. Kołczan powoli się opróżniał. Nie miała tylu pocisków, aby zabić ich wszystkich. Następne wrogie pociski nie trafiły w cele, tylko jeden z nich odbił się od tarczy Margery. Kolejny krok w tył. Yetar miał niewielkie już możliwości. Strzylet trafiał i wracał, ale to było za małe ostrze do zrobienia różnicy. Oswobodzony więzień trzymał się coraz słabiej i wyglądało na to, że to za chwilę fetchling będzie zmuszony chwycić orczą włócznię i bezpośrednio wspomóc Elvina. Tego, dzięki któremu ciągle żyli - nie było co do tego wątpliwości. Mężczyzna ponownie opadł na kolano i już nie wstawał, próbując jeszcze walczyć z przyklęku. Wtedy ocknęła się Luna i zaczęła wrzeszczeć. I wypowiadać słowa magii. Nie miała pojęcia co robi. Jakie zaklęcie wypowiada. Na pewno wysoko powyżej jej własnych umiejętności i wiedzy. W czasie wymawiania słów zorientowała się tylko na tyle, żeby skierować je na środek grupy orków, a nie swoich towarzyszy. Skończyła. Nagle wszyscy wrogowie zamarli w połowie ruchu, z ustami otwartymi do krzyku. Bez możliwości działania. Tylko ich oczy błyszczały wściekłością i paniką jednocześnie. Unieruchomieni, ale zdawali się widzieć. I ciągle blokowali wyjście samą swoją liczbą. Tak potężne zaklęcie nie mogło trwać długo. - Może się schowamy? - cichutko zaproponowała zmęczona Margery. |
09-01-2018, 22:01 | #275 |
Reputacja: 1 | - Nie zdołamy się ukryć, bo oni widzą nas dokładnie. - Odpowiedziała królewnie Girlaen. Jej ręce też były zmęczone i potrzebowały wypoczynku. - Musielibyśmy ich wszystkich oślepić. Możemy wrócić zamykając za sobą przejście, ale obawiam się, że na górze jest jeszcze tłoczniej. Sytuacja wydawała się beznadziejna, byli w pułapce. Ostatnio edytowane przez Eleanor : 09-01-2018 o 22:46. |
10-01-2018, 10:55 | #276 |
Reputacja: 1 | - Wróćmy się biegiem i wyjdźmy z wieży normalnie, tak jak weszliśmy! Skoro oni są tutaj to znaczy, że nie ma ich na górze! - odkrywczo stwierdziła Luna, przebierając nogami. - Gir ma rację, chowając się będziemy w pułapce, skoro tamto przejście jest niedokończone. Niziołka spojrzała na królową by upewnić się, że ma rację. Może jednak Margery wiedziała coś więcej. Czas uciekał. - Yetar... i ty tam jak ci tam - spojrzała na ex-jeńca - może zaczęlibyście zabijać tych z przodu? Elvinowi pewnie honor nie pozwalał mordować bezbronnych, lecz wątpiła czy reszta miała takie skrupuły. Lunie lekko zadrżała ręka, ale sięgnęła po księgę by rzucić ten sam czar na orczy oddział. Mag powiedział, że tak można, rzucać z tej księgi w kółko to samo, więc - teoretycznie przynajmniej - mogła trzymać tu orki nieruchomo dopóki grupa nie zdecyduje co robić dalej; w najgorszym razie mogli ich wyżynać po kolei. Niestety strona już się odwróciła i księga za nich nie chciała oddać przydatnego czaru, a na rozgryzanie nowego nie mieli czasu. - Yetar, twój patyczek ogranicza widoczność reszcie, może faktycznie się schowajmy... - jęknęła, gdyż plan ciągłego zamrażania orków spalił na panewce. Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-01-2018 o 11:56. |
10-01-2018, 14:54 | #277 |
Reputacja: 1 | Sir Elvin początkowo nie zauważył że wrogowie znieruchomieli. Ostrze zasyczało gdy z przyklęku zostało wbite w brzuch wroga. Wyszarpnął ostrze i podniósł się osłaniając tarczą przed gradem ciosów... tyle że grad ciosów nie padł. Zamachnął się mieczem i ściął orczy łeb, nadal bez reakcji. Podniósł osłonę przyłbicy odsłaniając zmęczoną, spoconą twarz, pokrytą kropkami krwi które nie zatrzymały się na błyszczącym pancerzu. - Na Honor, cóż to za dziwy! Czarodziejską sztuką wrogowie w kukły zamienione! Nasza to sprawka czy ów mag z wieży wspomógł nas swoją mocą? Cóż, pochłonięty walką i otoczony szczękiem oręża Sir Elvin nic a nic przez hełm nie słyszał z tego co za jego plecami się działo. - To nasza szansa na wypełnienie misji. Nie ma powodu się cofać. Rycerz schował Smoczy język i sięgnął po mizerykordię, wąski, graniasty sztylet służący do dobijania ciężko opancerzonych, powalonych na ziemię wrogów. I ruszył przed siebie, a każdy ork którego minął dostawał czyste pchnięcie w oko lub gardło, aż po rękojeść. Widać było że rycerz się krzywi i robi to wbrew sobie, jednak coś było dlań ważniejsze od honoru. Racja stanu.
__________________ Bez podpisu. |
10-01-2018, 15:01 | #278 |
Reputacja: 1 | - Nie będzie działać wiecznie. - Rzucił Yetar, ale rzucił się, by pomóc eliminować orków. Fakt, że chwilowo nie mogli się bronić, nie przeszkadzał mu zbytnio. Gdyby sytuacja była odwrotna, najpierw by go podręczyli, jak robili to z więźniem, a dopiero potem zabili, lub patrzyli jak umiera. - A teraz trzeba się ukryć, jak najszybciej. Niech myślą, że stąd zniknęliśmy. - Dodał cicho. Nie był pewien, czy orkowie są w stanie go usłyszeć ale wolał nie ryzykować.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
11-01-2018, 12:47 | #279 |
Reputacja: 1 | Honor w porównaniu do chęci przeżycia stawał się wartością o wiele mniej istotną w odpowiednich okolicznościach. Mizerykordia bez trudu wbijała się w oczodoły wrogów, choć na pierwszy rzut oka - poza krwią - nie czyniła różnicy. Orki stały tak jak stały, a pochłonięty swoim zadaniem Elvin przeciskał się z trudem między nimi, mordując każdego na swojej drodze. Nie było to łatwe, bo ciężkie ciała nie pozwalały się łatwo ruszyć. Były więzień wspomógł rycerza tylko raz, sięgając do wroga włócznią. Sam ledwo stał, brocząc krwią. Blacktower wcale jednak nie słuchał najwyraźniej swoich towarzyszy, prąc do przodu, jak gdyby w ten sposób miał zamiar opuścić podziemia. Niezależnie od pozostałych, którzy szukali schronienia w kolejnym z tajnych pomieszczeń rodu Ak'kka. Margery musiała już kiedyś to nieukończone przejście widzieć, nie namyślała się bowiem długo przy wyborze odpowiedniej celi. Była otwarta, a w środku znajdował się luźniejszy kamień, który po podważeniu odkrywał ukrytą w ścianie dźwignię, a ta z kolei otwierała wąskie przejście do pogrążonego w zupełnej ciemności tunelu. - To tutaj - syknęła, dając im znak ręką. Znak i syk, którego Elvin ciągle nie słyszał. Dostrzegał natomiast, że ci ciągle żywi zaczynają już się odrobinę poruszać, a zabici osuwać na ziemię. Dym zasłaniał zaś wszystko co było przed nim, włącznie z ilością wrogów ciągle pozostałą do pokonania. |
12-01-2018, 08:30 | #280 |
Reputacja: 1 | - To się nie może tak skończyć! - Yetar wydarł się we własnej głowie i skoczył, by odciągnąć Sir Elvina od orków i pociągnąć w kierunku kryjówki. Miał tylko nadzieję, że nie było za późno. - Pani, jeśli faktycznie chcesz pomóc temu rodowi przetrwać, teraz.jest niezły moment by zerknąć w tę stronę nieco intensywniej. - Pokusił się nawet o krótką modlitwę.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |