Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-11-2018, 10:33   #161
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- A złapać je chcesz konkretnie jak? - spytała uszczypliwie Helena. - Ich samych jest z tuzin; nie wiemy ile koboldów przyszło je uwolnić i jak są uzbrojone. Dodatkowo jest z nimi czaromiot. Powinnyśmy się cieszyć, że łaskawie nie poderżnęły nam gardeł we śnie, a nie gonić i łapać niczym rozpierzchnięte kury. No chyba że uważasz, że uwolniły się same, co nadal nie rozwiązuje sprawy przewagi liczebnej. Jak myślisz, Elely?

Jak dla niej dopóki one wszystkie trzy żyły ucieczka koboldów nie stanowiła jakiegoś większego problemu. Zasadniczo i tak więziły zielonych z braku alternatywy, nie dla jakiegoś konkretnego celu.

- Skoro znalazłaś ich trop lepiej sprawdź czy nie poszły przypadkiem do Ostoi. Oby to nagłe pojawienie się odsieczy nie oznaczało jakiegoś najazdu...

W głębi duszy Helena wcale tak nie uważała. Gdyby to była wyprawa wojenna to one trzy już by nie żyły, podobnie jak psowate. Może uwolnił je uciekinier z walki, a może... Kapłanka wzdrygnęła się. Miała nadzieję, że magiczne zniknięcie jeńców nie oznacza fiaska negocjacji i śmierci reszty drużyny...

 
Sayane jest offline  
Stary 27-11-2018, 09:48   #162
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
irkrim spojrzał na krasnoluda i uśmiechnął się przyjaźnie, gdy ten wypowiedział się o współpracy ogrów z orkami.
Oczywiście masz rację. Nie jest też wielką tajemnicą, że spotyka się ogry niejako ujeżdżane przez gobliny. Wiedząc to wszystko zapewne bez kłopotu doszedłeś do tego, że zaadaptowaliśmy tę sztuczkę na nasze potrzeby. Co się natomiast tyczy nas, to większość naszego rodzaju rzeczywiście żyje przede wszystkim w jaskiniach i tunelach Podmroku, lecz nie nasz klas. Wielka Mysatii pobłogosławiła nas za nasze oddanie zdejmując z jej wiernych klątwę. Światło nie jest już naszym wrogiem. Lecz uczyniła coś zgoła ważniejszego. Podarowała nam nowe miejsce do życia – rzekł czarownik, a głos jego był pogodny, rozbrzmiewały w nim radosne nuty. Po chwili jednak wydał rozkaz by ruszać dalej, lecz już głosem opanowanym, twardym.


obold popatrzył na Torina mrużąc jedno oko.
Wydaje mi się, że źle mnie zrozumiałeś. Bądź ja się źle wyraziłem, wszak niezbyt często rozmawiam we wspólnym z kimś, kto nie nauczyłby się tego języka ode mnie. Rzeczony potwór, jak nazwałeś Qorra, dość trafnie z resztą, jest świadectwem tego, czym było me plemię nim Mysatii otworzyła nam oczy, a ja rozpocząłem panowanie. Nie twierdzę, że nie popełniam błędów, co wszakże nie oznacza, że się na nich nie uczę. Co się tyczy z kolei uprzedzeń, o które was rzekomo oskarżam, powiem jedynie tyle, że nie ma społeczeństw pozbawionych uprzedzeń. Bez znaczenia na rasę, a wami, ludźmi, posłużyłem się jako przykładem wiedząc jak jesteście liczni, różni pośród swojego własnego rodzaju oraz wewnętrznie podzieleni. Prawdą jest, że często toczycie boje z nam podobnymi, lecz również pomiędzy sobą. Tak, jak to ma miejsce w chwili obecnej. Kobold walczy z koboldem, bowiem kierują nimi różne racje. A jakież są to racje jest już kwestią na inną rozmowę. Zwiadowcy wracają. – rzekł Kirkrim, po czym odszedł od grupki awanturników, by zapoznać się z informacjami pozyskanymi przez zwiadowców. Oni tymczasem zostali chwilowo pozostawieni sami sobie, by w spokoju przemyśleć jego słowa, a zwłaszcza Torin, bowiem to właśnie on postanowił wejść w polemikę z koboldzim wodzem.


czy o pionowych źrenicach wpatrywały się najpierw w krasnoluda, a następnie w Ivora. Kolejno, jak odpowiadali na pytanie. Pokryty rdzawą łuską pysk potakiwał z wolna.
”Wyciąć w pień?” Domyślam się, że owo stwierdzenie padło jako jedna z alternatyw. Spokojnie. – Uniósł pazurzaste dłonie w obronnym geście. – Nie mam wam tego za złe. Będąc na waszym miejscu również przemyślałbym tę drogę. Jest wszakże na swój sposób skuteczna… i pewna na dłuższą metę. Tak czy inaczej muszę rzec, że postępujecie szlachetnie – owe słowa skierował szczególnie w kierunku krasnoluda. – jak i rozsądnie. – Tym razem większą uwagę zyskał Ivor.
Kirkrim wpatrywał się w nich w nieznośnej ciszy, która zapadła. Płomienie ogniska wyrzucały w powietrze iskry z charakterystycznym trzaskiem, a za nimi posłyszeć można było szepty i pomruki koboldziego narzecza. Czarownik westchnął i przemówił ponownie.
Okazaliście mi zaufanie odpowiadając na moje pytanie. W takim wypadku, by zasłużyć sobie na to samo, powiem dlaczego mnie to interesowało. Mianowicie zastanawiało mnie to, czy postanowiliście przyjść do mnie z własnej inicjatywy, czy też wam takie zadanie narzucono. Moim zdaniem jest to znacząca różnica, a także znak, że w razie czego będę mógł liczyć na waszą indywidualną, pomocną naszej sprawie, inicjatywę. To jednak nie wszystko, bowiem ciekawiło mnie jakie kroki zostały podjęte ze strony Ostoi, zwłaszcza tego nowego kapłana. Jak przypuszczam, to właśnie z jego strony wyszła propozycja siłowego rozwiązania? Nie odpowiadajcie, to już bez znaczenia.
Czarownik zaczął już się zbierać, lecz zatrzymał się w pół kroku. Przez moment wyglądał jakby bił się z myślami. Usiadł ponownie.
Macie do mnie jakieś pytanie?


lely zbudziła się pod wpływem szturchnięcia Heleny. Zaskoczona i zaniepokojona zerwała się na równe nogi. Odruchowo sięgnęła po łuk i kołczan, lecz szybko zrozumiała, że nie chodzi o atak. Wydarzyło się coś gorszego, jak i niespodziewanego. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje. Popatrzyła na trzęsącą się z zimna i inkantującą czary Helenę, a potem ogarnęła wzrokiem resztę obozowiska. Przeraziła się, gdy nie dostrzegła koboldów. Tak samo jak Astine rzuciła się do szukania śladów, lecz absolutnie nic nie potrafiła znaleźć. Żadnych śladów, ani po koboldzich stopach, ani po więzach, zupełnie nic. W tym samym czasie kapłanka skończyła rzucać zaklęcie i opowiedziała o odkrytych rewelacjach.
Urok? – Nie dowierzając popatrzyła na Helenę. – Ale kto? Koboldy? Nie wydaje mi się, by miały czarownika. Był kapłan, którego pojmaliśmy.
Łowczyni miała trudności ze zrozumieniem co się tak właściwie wydarzyło, lecz pomogła przy szukaniu dalszym przeczesywaniu obozowiska. Mimo sporych chęci niczego nie znalazła, ani też nie potrafiła stwierdzić niczego więcej niż Helena. Dopiero znalezienie piasku przez Astine zmieniło postać rzeczy.
Piasek? Jeszcze taki? – Niziołka roztarła pomiędzy palcami drobinki. – Heleno, możesz mieć rację z tym urokiem. Mogę się mylić, ale czy piasku nie używają czarodzieje do czarów usypiających?
W międzyczasie Astine dokonała kolejnego odkrycia. Nadłamane gałązki mogły być poszlaką, lecz niekoniecznie.
Jesteś pewna, że to czasami nie któraś z nas? Często przechodziłyśmy przez te krzewy ostatnimi dniami. Czekaj! – Niziołka odwróciła się na pięcie i spojrzała na Sauga. Przecież pies mógł znaleźć trop! – Skoro koboldy zniknęły niedawno, to Saug powinien móc je wytropić!
Elely czym prędzej zaczęła z pomocą psa po raz kolejny badać obozowisko. W głównej mierze starała się naprowadzić go na jakikolwiek trop koboldów, bądź znaleźć woń należącą do tego, kto uwolnił gady. Wybrała się z nim nawet na obrzeża, by spróbować w miejscach, gdzie zapach ich samych był mniej intensywny. I nic. Kompletna porażka. Skołowana niziołka usiadła na jednym z pieńków przy ognisku. Spojrzała na pozostałe kobiety.
To nie ma żadnego sensu. Koboldy zniknęły, ale nie ma śladów ich ucieczki. Ani odcisków stóp, ani nawet zapachu! Saug nic nie czuje, absolutnie nic! Jakby rozpłynęły się w powietrzu, ale… Ktoś rzucił urok. Przecież któraś z nas na pewno by się obudziła, a jak nie my to zwierzaki. Musiałyśmy zostać zaczarowane innego wyjaśnienia nie ma... Z kolei próba ich odszukania raczej nie ma sensu. Jest nas za mało, a skoro jest z nimi ktoś, kto potrafił nas wszystkie uśpić, to mógłby zrobić to znowu. Do tego koboldy miałyby przewagę liczebną. Ale... dlaczego nie ma śladów?!Elely z wyrazem bezradności na twarzy patrzyła na Helenę i Astine. Wtem dostrzegła wzdrygnięcie się tej pierwszej.
Co się stało? Masz jakiś pomysł? – głos niziołki wyrażał spore zaniepokojenie, jak również sporo troski.

Niedługo potem, kiedy jeszcze rozmawiały, bądź próbowały ogrzać się odrobinę przy odratowanym ognisku, w obozie pojawił się kruk. Ptak przeleciał przez korony drzew, po czym usiadł na jednej z gałęzi w taki sposób, by być widocznym dla niewiast. Początkowo zaniepokoiły się taką niespodziewaną wizytą, lecz im dłużej mu się przyglądały, tym stawały się pewniejsze w przeczuciu, że go znają. Kiedy ptaszysko tylko rozwarło dziób wszystko stało się jasne, a to za sprawą donośnego “Nevermore!”.

Po chwili posłyszały, jak ktoś się zbliża. Liście zaszeleściły, a gałązki zatrzeszczały. Pierwszy pojawił się Nazir wychodzący zza dębu. Na jego widok Luna ułożyła się w pozycji obronnej, a wilk druidki warcząc zmrużył oczy. Zaraz obok niego stanęła Shee’ra. W tym samym czasie spomiędzy krzaków począł wyłaniać się błękitny kaptur Ivora oraz zdobne barki Xhapiona. Chwile im to zajęło, lecz ostatecznie weszli do obozu, nie byli przy tym sami. Zaraz za nimi pojawiły się koboldy. Podobne do tych, z którymi kobiety miały do czynienia wcześniej, lecz wyglądające na zdrowsze i lepiej uzbrojone. Wyróżniał się spośród nich jeden gad o rdzawych łuskach, odziany w prostą, funkcjonalną szatę oraz dzierżący w dłoni kostur z osadzonym na szczycie rubinem.

Dawno nie widziani towarzysze zbliżyli się do swych kompanek, a wraz z nimi ów kobold w szacie. Pozostałe gady stały na obrzeżach obozowiska od strony, z której nadeszli. Elely z widoczną niepewnością przyglądał się zbliżającemu czarownikowi. Odruchowo sięgnęła po łuk, lecz nie wyjęła strzały. Kobold przyglądał się jej w skupieniu przez dłuższą chwilę, po czym rzucił okiem po pozostałych nowych twarzach. Nie zapomniał również o psie i wilku, które czuwały u nóg swych właścicielek.
Jam jest Kirkrim, przywódca plemienia. Przybywam wraz z moimi pobratymcami, by przejąć jeńców oraz zaprowadzić kres atakom na Ostoję. – rzekł dość oficjalnie Kirkrim, po czym znów przerzucił wzrok na Elely. – Czy my się przypadkiem nie znamy?
Niziołka wyglądała na lekko zdenerwowaną i niepewną, lecz starała się stać prosto, nie dając tego po sobie poznać.
Mógł ci o mnie wspominać Dunin. Jestem Elely, żona Dunina.
Kirkrim pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym spojrzał na Helenę.
Zatem gdzie trzymacie jeńców?

 
Zormar jest offline  
Stary 04-12-2018, 13:26   #163
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kirkrim, zdaniem Ivora, rację miał tylko częściowo. Najbardziej rozsądnym i długotrwałym wyjściem byłoby wycięcie w pień całego plemienia. Pertraktacje zawsze groziły ryzykiem, a ewentualne rozejmy czy porozumienia zawsze można było zerwać. Do czego wszak nieraz dochodziło, zarówno w mniej, jak i bardziej cywilizowanych społecznościach.

- Ci, co tracą bliskich, często kierują swój gniew na tych, których uważają za winnych - odparł Ivor - trudno się więc dziwić, że i takie propozycje padały. Na szczęście przeważyły bardziej pokojowe opinie.

- A ty, Kirkrimie... zamierzałeś rozmawiać, czy walczyć?
- spytał.

 
Kerm jest offline  
Stary 09-12-2018, 21:10   #164
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Helena zbyła pytanie Elely. Po co miała ją jeszcze bardziej martwić? Nie potrafiła wyjaśnić zniknięcia koboldów; nie wiedziała czy ich kapłańska magia różni się jakoś od magii ludzi i niziołków, czy przez te dni kobold mógł zbierać łaski potrzebne do ucieczki. Z czarodziejów do głowy przyszedł jej tylko ten spotkany w Ostoi, ale on akurat nie miałby żadnego interesu w uwalnianiu jeńców.

Niemniej jednak bardziej niż zniknięcie gadów zastanawiało ją czemu one trzy nadal żyją. Skoro łuskowaci byli wrogami Ostoi, chcieli zemsty czy przejęcie wioski, to czemu nie pozbyli się trzech wojowniczek? Tylko i wyłącznie dlatego, że byli dobrze traktowani jako jeńcy? Zupełnie nie miało to sensu.

Niedługo potem pojawiła się reszta drużyny, kładąc kres ponurym przewidywaniom Heleny na temat fiaska negocjacji. Gorzej, że pojawiła się w towarzystwie reszty koboldów, najwyraźniej dobrze usposobionych do najemników i mieszkańców Ostoi. Wyjaśnianie sytuacji, w jakiej znaleźli oni Helenę i resztę było co najmniej żenujące, lecz cóż było począć? Kapłanka w krótkich, konkretnych słowach wyjaśniła sytuację, jaka zastała ich o poranku.
- Może Xhapion będzie mógł dokładniej określić co tutaj zaszło - zakończyła, spoglądając na "swojego" maga.

 
Sayane jest offline  
Stary 11-12-2018, 17:57   #165
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
irkrim popatrzył na Ivora. Zastanowił się.
Jeżeli masz na myśli zdrajców, to w chwili, kiedy dopuścili się swych czynów w większości zadecydowali o swym losie. Rzadko jest sens w rozmawianiu z kimś, kto tego nie chce. Jeżeli zaś pytasz o niziołki, to zarówno, my jak i oni, wolimy w tym przypadku rozmawiać. Tak długo, jak ja sprawuję władzę, a oni dotrzymują swojej części umowy, nie zamierzam występować przeciwko nim. – rzekł, po czym wstał podciągając się na kosturze. – Czas udać się na spoczynek. Jutrzejszy dzień będzie męczący. Niech noc mija wam spokojnie.
Kobold skinął im głową na pożegnanie, po czym odszedł do swego ogniska, gdzie wdał się w pogawędkę z akolitą Mysatii. A oni pozostali sami we własnym gronie.


yjaśnienia Heleny Kirkrim przyjął nie bez zaskoczenia. Mina mu spoważniała, a z twarzy znikł uśmiech. Rozejrzał się po obozowisku i przez dłuższą chwilę taksował wzrokiem strażniczki. W tym samym czasie niektóre z koboldów zaczęły coś między sobą szeptać w swej szczekliwej mowie. Nie trzeba było jej rozumieć, by łatwo dojść do tego o czym mówią. Kryjące się za słowami intencje zdradzał nieżyczliwy, a czasami wręcz agresywny, ton oraz ukradkowe spojrzenia. Uciszyli się dopiero wówczas, gdy po raz kolejny przemówił ich wódz.
Wierzę wam – rzekł, po czym w krótkich koboldzich słowach ukrócił ewentualne pomruki niezadowolenia. Wówczas ponownie zwrócił się do drużyny – Sytuacja jest nad wyraz niefortunna i źle o was świadcząca. Na swą korzyść macie przede wszystkim prawdomówność waszych towarzyszy, których posłałyście z poselstwem, jak również niepokojące zdarzenia, dręczące mój klan.
Mamy dowody na to, że rzeczywiście mieliśmy tutaj jeńców – wtrąciła się Elely, która nie zamierzała stać bezczynnie i bronić ich sprawy.
Kirkrim odwrócił ku niej wzrok, przyjął pytający wyraz twarzy. Niziołka czym prędzej podeszła do zasłoniętej jamy, gdzie składowały zapasy oraz koboldzie łupy. Podniosła materiał, a wyznaczony przez wodza woj zbliżył się i ostrożnie zajrzał do środka. Przyglądał się zgromadzonym tam przedmiotom przez dłuższą chwilę, po czym wyciągnął łeb i zwrócił się do swego przywódcy. Rzekł coś w koboldzim, a Kirkrim ze zrozumieniem skinął mu głową.
Zaprawdę macie tam rzeczy należące do zdrajców. Co nie zmienia faktu, że musimy dojść do tego, cóż się z nimi stało. Sami nie mogli się uwolnić. Gdyby tak było rozmowa ta nie miałaby miejsca. Nie przepuściliby okazji by się was pozbyć. Oznacza to, że ktoś inny musiał maczać w tym palce… albo też wy same.
Zapadło nerwowe i nieprzyjemne milczenie. Awanturnicy, zwłaszcza kobiety mające strzec jeńców, czuły na sobie świdrujący wzrok koboldzich ślepi.
Z wybawieniem przyszedł im Xhapion.

odczas gdy pozostali toczyli ze sobą słowną batalię i na podstawie zeznań strażniczek próbowali dojść do prawdy, on objął drogę empirii, jak z resztą poprosiła go Helena. Przeszedł się raz i drugi po obozowisku sprawdzając posłania, palenisko, miejsca przetrzymywania koboldów, czy wreszcie jego obrzeża. Czynił to z wyprawą doświadczonego uczonego. Zbierał próbki, rzucał pomniejsze zaklęcia wieszczące, a jego twarz zdradzał jedynie, iż dokonywał kolejnych znalezisk, bądź przemyśleń. Nie było wybuchów euforii, czy rozpaczy, a chłodna logika i metodyczność. Kiedy rozmowa pozostałych utknęła w martwym punkcie nadeszła jego chwila.

Wystąpił, poprosił o uwagę i tę też otrzymał. Następnie, z charakterystyczną dla siebie manierą wypowiadania się w sposób uczony, wręcz filozoficzny, aczkolwiek starając się jednocześnie mówić odpowiednio prostymi słowy, by zrozumieli go ci mniej światli, wyłożył im co następuje: Przede wszystkim doszło tutaj niedawno do korzystania z magii, przy czym niezbyt potężnej, bowiem jej pozostałości były ledwie wyczuwalne. Najpewniej zastosowanym zaklęciami były te z dziedziny zaklinania, a dokładniej czary zsyłające na cel trudny to przełamania sen, co stanowi dość logiczne i dobre wyjaśnienie tego, dlaczego żadna z kobiet, ani ich zwierzęcych kompanów, nie przebudziło się, kiedy znikały koboldy. Za dowód na wykorzystanie właśnie tej magii przytoczył znalezione na posłaniach ślady drobniutkiego, idealnie wręcz czystego piasku, jaki niezwykle trudno byłoby znaleźć w lesie, jak i w inny sposób wytłumaczyć jego pojawienie się na posłaniach. Kolejną poszlakę stanowiła bardzo mała, rdzawa łuska, którą czarodziej umieścił w szklanej fiolce, by nie przepadła. Po porównaniu jej z łuskami obecnych koboldów oraz konsultacji, czy taka mogłaby należeć do koboldziątka, a nie mogła biorąc pod uwagę barwę i kształt, wysnuł swoją teorię. Mówiła on o tym, że jeńcy zostali pomniejszeni za pomocą magii, co tłumaczyłoby brak śladów ich ucieczki, jak również brak pozostałości po więzach, nie wymierzenie zemsty, dziwne, malutkie ślady po pazurach w miejscu ich niegdysiejszej obecności oraz istnienie miniaturowej łuski. Któż mógł to zrobić nie mógł jednak powiedzieć, lecz można było być pewnym, że to ktoś, komu nieobca jest magia, zainteresowany jest kobolda mi w tym stopniu, że jest gotów je pokrywać i to żywcem, potrafi niezwykle dobrze zacierać za sobą ślady, bądź nie pozostawiać ich wcale, co łącząc z wykorzystaniem magii jest logiczne i spójne. Na koniec dość niechętnie wspomniał o incydencie, który miał miejsce podczas ich powrotnej podróży. Zdradził im, że przez ułamek sekundy dostrzegł kogoś, niskiego wzrostu, obserwującego ich marsz. Towarzyszyło mu uczucie charakterystyczne dla przełamania magicznej, iluzorycznej zasłony, a sama postać, czy też dokładniej kolor jej skóry, nie pasowała na niziołka. Zaś jednymi innymi istotami, które miały z koboldami na pieńku, niemal z uwarunkowania kulturowego, były podobnego wzrostu, biegle posługiwały się magią, a w lesie potrafiły być nieuchwytne stanowiły gnomy.

Wszystkie oczy i uszy były wlepione w maga, który zakończył swój wykład i relację z badań. Kirkrim, Elely, jak i wielu innych pogrążyło się we własnych myślach, co dało Xhapionowi chwilę, by umknąć ze świecznika i na powrót dołączyć do swych towarzyszy stając się znów tym cichym mężczyzną, którym był na co dzień. Jedno jednak było pewne, dał im do myślenia.
Nie jest to bez sensu, o czym mówisz, chociaż mam wątpliwości co do tej postaci w lesie. Równie dobrze mogło to być najzwyklejsze przywidzenie, bądź kłamstwo, lecz jednocześnie nie można tego wykluczyć. Jeżeli przyjąć, że mówisz prawdę o tym jegomościu, to wówczas znaczyłoby, że był on w dość bliskiej okolicy. A to prowadzi do myśli, że być może właśnie on, bądź jacyś jego towarzysze stoją za porwaniem jeńców.Kirkrim myślał na głos. Z jego twarzy trudno było cokolwiek konkretnego odczytać.
A czy sam nie wspominałeś o tym, że jakaś grupa składająca się z różnych wzrostem humanoidów ma z wami konflikt? Jeżeli się nie mylę, to mówiłeś o śladach butów, a tych niziołki przeważnie nie noszą. Gnomy są więc bardziej prawdopodobne. Shee’ra wtrąciła się. Najwyraźniej i jej odkrycia Xhapiona dały do myślenia.
Nie przeczę, że mówisz z sensem, lecz twą wiarygodność umniejsza fakt, że one są waszymi towarzyszkami. Niemniej nie dysponuję również jakimikolwiek dowodami, które miałby przeczyć waszej wersji, Elely. Niemn…Kirkrim przerwał, bowiem wśród jego żołnierzy pojawiło się jakieś poruszenie.

pomiędzy grupy od strony północnej wybiegł kobold z łukiem, którego drużyna poselska poznała jako jednego ze zwiadowców, których Kirkrim wysłał na rekonesans, kiedy oni zmierzali do obozowiska. Był czymś ewidentnie zaniepokojony. Zbliżył się do wodza i czym prędzej zdał szybki raport przerywany sapnięciami na złapanie oddechu. Oczy czarownika zaświeciły się, a pysk wykrzywił w delikatnym uśmiechu. Zadał tamtemu parę krótkich, rzeczowych pytań, a gdy już otrzymał na nie odpowiedzi zwrócił się w kierunku awanturników.
Bogowie są nam dziś łaskawi. W tej właśnie chwili Qorr wraz z resztą wiernych sobie wojowników zbliża się w to miejsce. Zapewne musiał się jakimś sposobem dowiedzieć o tym, że trzymacie tutaj jego zwolenników i zamierza ich uwolnić. Na jego nieszczęście my wiemy o jego posunięciach, a to oznacza jedno. Możliwość przeprowadzenia zasadzki, szybką pacyfikację resztek jego buntowników i zakończenie całego tego incydentu z Ostoją.Kirkrim zrobił krótką pauzę, by mogli to przetrawić. – Ze słów zwiadowcy wynika, że zostało im około godziny do przybycia, a sam Qorr ma z sobą dwóch kapłanów oraz ponad tuzin wojowników. Jeżeli dobrze to rozegramy nie będą w stanie jakkolwiek zareagować. Co się tyczy kwestii jeńców, to dokończymy tę dyskusję, kiedy już będzie po wszystkim. Otwartą kwestią pozostaje zatem to, jak planujemy to rozegrać. Ze swojej strony mam dwie propozycje. Pierwsza mówi o uczynieniu z was przynęty, zwabieniu Qorra i złapania go w pułapkę. Druga natomiast to wyruszenie im na spotkanie i wyprowadzenie skoordynowanego uderzenia, kiedy będą jeszcze w drodze. Pierwsza opcja daje nam znaczącą przewagę terenu, druga z kolei naraża was na mniejsze niebezpieczeństwo. Jestem również otwarty na propozycje, ale mówcie o nich czym prędzej.

 
Zormar jest offline  
Stary 12-12-2018, 14:41   #166
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeśli Kirkrim nie kłamał, to istniała szansa na to, by konflikt między koboldami a niziołkami został rozwiązany w sposób bezkrwawy. Jako że Ivorowi płacono za ostateczny efekt, a nie od koboldziego ogona, takie rozwiązanie też go satysfakcjonowało.
Gdyby Kirkrim miał zamiar ich oszukać, zwabić w pułapkę i wyciąć w pień zarówno niziołki, jak i ich pomocników ... wtedy sprawa wyglądałaby znacznie, znacznie gorzej. Ivor miał jednak nadzieję, że Kirkrim jest dosyć rozsądny, bo on nie miał zamiaru tanio sprzedać skóry.

* * *


W obozie czekała ich niezbyt przyjemna niespodzianka - jeńcy zniknęli. Na dodatek okazało się, że przy okazji użyto magii... Co prawda zaklęcie pomniejszenia osoby nie było zaklęciem wysokiego poziomu, ale jeńców było kilku...
Cóż... zapewne użyto różdżkę i po kolei porywano koboldy. Bo że mieli do czynienia z porwaniem, tego Ivor był pewny. Podobnie jak inni.
Pozostawało zatem znaleźć porywacza. Wcześniej jednak należało rozprawić się, w miarę bezkrwawo, z wojownikami Qorra.

- Nie ukrywam, że my bylibyśmy ciekawą przynętą - powiedział Ivor - ale gdybyśmy się znaleźli w niebezpieczeństwie, to musielibyśmy się bronić. A wtedy byłyby straty wśród koboldów. To nie wpłynęłoby dobrze na nasze wzajemne stosunki.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-12-2018, 14:20   #167
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Torin był zły. Sapnął tylko uderzył dłonią po obuchu topora. Nie upilnowały.
- Trzeba było, tak jak mówiłem, odstawić jeńców do wioski. Stamtąd by nie uwolniono by ich tak łatwo. Mleko jednak się już rozlało, najwyżej będzie więcej wrogich koboldów do zabicia.
Uśmiechnął się do siebie wrednie.

***

Zwiadowcy wrócili, Kirkim zaś przekazał drużynie wszystko co było powiedziane.
- Skoro idą by uwolnić jeńców, trzeba zastanowić się kto tu jeszcze mąci wodę? Kto uwolnił jeńców i jak jest ta trzecia siła?
Potem kapłan Moradina podszedł do Kirkima. Spojrzał mu uważnie w oczy z góry.
- Damy wam kolejny dowód naszych dobrych intencji. Zaufamy Wam i będziemy przynętą. Będziemy walczyli z odszczepieńcami Waszego plemienia. Trzeba jednak przygotować teren walki. Wiem, że w zastawianiu pułapek jesteście dobrzy. Chcemy by tereny za nami po bokach był nie do przejścia. Pułapki tak ustawione by było wiadome dla nadciągających, iż tamtędy nie przejdą. Z przodu zamienię dzięki mocy Moradina jedyne przejście w błoto. W nim powbija się krótkie zaostrzone paliki, takie by raniły stopy. Zostawi się tylko jedno wąskie przejście. W pobliżu warto pozostawić liany i liny, którymi magiczne mógłbym oplatać przeciwników. Utworzymy tez barykadę z kilku drzewek, z zza której można będzie szyć do zbliżających się wrogów. W ostateczności wycofamy się w bezpieczne miejsce dzięki czarom, które zaproponował Xhapion. Musimy was też oznaczyć, myślę iż kolor wybrany będzie dobrym oznaczeniem przyjaznych koboldów. Kirkimie zaproponuj jakiś kolor, zaś magowie zapewne mają kuglarstwo, by ten pomysł uskutecznić.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 18-12-2018, 14:07   #168
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
irkrim wysłuchał w skupieniu słów Ivora, a Shee’ra i Xhapion zgodzili się z nim przytakując jego słowom. Druidka zapewne wolała być łowcą niż zwierzyną, na którą się poluje, nawet jeżeli zaledwie przynętą. Sam Nazir z kolei, jak na wilka przystało, był stworzony do ataku, do wyskakiwania z zasadzki i rozgrywania ofiary wraz ze stadem. Co do czarodzieja, to ten dość dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak łatwym mógłby być celem, to też perspektywa bycia agresorem, podczas jednoczesnego pozostawania na bezpiecznej pozycji, bardziej do niego przemawiała. Najwięcej wątpliwości zdawała się mieć Astine spoglądająca co chwilę na niespokojną Lunę. Zwierzę nie przeszło w pełni nawet podstawowej tresury, nie mówiąc już o niemożliwości zapanowania nad nią w chaosie walki.

Ja… my… Astine oczyma wskazał na swoją wilczycę. – Wolałabym nie musieć uczestniczyć w walce. Boję się, że mój wilk… że ona…
Rozumiem – wtrąciła się Elely, która w lot zrozumiała o co chodziło. – Ma racje. Lepiej będzie jeżeli obstawi tyły i w razie czego przypilnuje, by żaden z wojowników Qorra nie uciekł.
Czarownik przyglądał się dziewczynie przez dłuższą chwilę, lecz nie rzekł ani słowa. Popatrzył też po Helenie oraz Torinie, którzy milczeli ze zdecydowanymi minami. Tak przynajmniej było do chwili, kiedy krasnolud wysunął swoją propozycję. Kirkrim zastanawiał się przez chwilę. Wreszcie odpowiedział mu:
Twoja koncepcja jest dobra, tego nie mogę Ci odmówić, lecz umknęło ci parę kwestii. Przypuszczam, że owa idea została po części przynajmniej zainspirowana tym, co ujrzałeś w drodze do klanu. Prawdą jest, że mój lud zna się na zastawianiu pułapek, lecz musisz pamiętać, że nie czyni się tego od tak. Tworzenie sideł, nawet prostych wymaga czasu, a tego nie mamy zbyt wiele. Zwłaszcza, że to były zaledwie szacunki. Qorr może przyśpieszyć swój marsz. Wówczas to on mógłby zaskoczyć nas podczas tworzenia pułapek. Bądź o niebezpieczeństwie ostrzegłby go hałas. Dlatego też, biorąc pod uwagę słowa twego towarzysza – skinął w stronę Ivorauważam, że lepszym wyjściem byłoby uderzyć jako pierwszy. Myślę również, że wykorzystamy część z waszych atutów, by rozwiązać to szybko. Co się z kolei tyczy odróżniania nas masz oczywiście rację. Zapomniałem, że nie koboldy mogą mieć problemy z rozróżnianiem nas. Myślę, że coś na to poradzimy...


elena, wraz z Ivorem oraz Elely u boku, podążała z pierwszą z grup uderzeniowych. Pozostali członkowie drużyny zostali oddelegowani do pozostałych dwóch. Idące wraz z nimi koboldy, jak i pozostałe wierne Kirkrimowi, zostały wymalowane błękitnym barwnikiem. Kolor nieba dobrze oznaczał się na tle ich łusek, to też nie powinni mieć problemu z określeniem kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Spod barw wojennych na gadzich pyskach wyzierały pewne siebie miny. Pełne zdecydowania, obrazujące koncentrację. Żołnierzy, którzy dobrze wiedzieli co mają do zrobienia, jak mają tego dokonać, kiedy uderzyć, lecz co najważniejsze mających zaufanie do swego dowódcy. Zdyscyplinowanie wśród gadów robiło na nich wrażenie, zwłaszcza na kapłance oraz niziołce, które nie miały okazji zobaczyć, co się dzieje w siedzibie ich klanu. Gdyby się tam znalazły wiedziały by, że nie tylko ci wojownicy podlegają tak dobrej organizacji. Tymczasem z każdym krokiem napięcie rosło. Wprawdzie zwiadowcy mieli ich poinformować, kiedy mają przyszykować się do uderzenia, lecz nie pomagała świadomość, że owa chwila może nastąpić w każdym momencie. Trzaski gałązek wydawały się niemal niemiłosiernie głośne i stawiały dębem włosy na plecach. Krew płynęła szybciej w żyłach. Już niedługo rebelii miał zostać położony kres.


orin i Shee’ra, a także wierny jej Nazir, towarzyszyli oddziałowi Kirkrima. Najmniejszej z grup, lecz mającej najważniejsze zadanie. To właśnie oni mieli odseparować Qorra od jego świty, by czarownik mógł zająć się nim osobiście. Kobold nie wyjawił im w jaki sposób zamierzał to uczynić, czy jakimi środkami się posłużyć. Rzekł jedynie, że nie Ostoja nie będzie musiała się już nim martwić, tak samo jak jego wyznawcami, którzy mogliby pokusić się o podobne rewolty w przyszłości. Brzmiało to bardzo poważnie, a pewność siebie z jaką padły owe słowa wprawiała w delikatny niepokój.

Sam plan z kolei przedstawiał się całościowo dosyć prosto. Zakładał podzielenie się na trzy oddziały, z których każdy miał zaatakować ludzi Qorra z różnych stron. Głównym celem pierwszych dwóch było obezwładnienie wojowników, a także zajęcie ich na froncie, by nie mogli zareagować na uderzenie wyprowadzone grupę z Kirkrimem na czele. Sam Qorr miał zostać odcięty od swych podwładnych za pomocą magii Shee’ry oraz Torina, jak i Nazira, który będąc potężną bestią mógł bez problemu wedrzeć się pomiędzy szeregi nieprzyjaciela i przełamać szyk. Owa taktyka zdawała się mieć duże szanse powodzenia, bowiem przeciwnik nie zdawał sobie sprawy z nadchodzącego ataku, dysponowali różnorodnym arsenałem zaklęć oraz przewagą liczebną, lecz na ich niekorzyść działało to, że nie mogli mieć pewności na jakim dokładnie terenie przyjdzie im walczyć. Niedaleka przyszłość miała przynieść na wszystko odpowiedzi.


ojownicy nie byli w najlepszych nastrojach. Ataki na przeklęte niziołki utknęły w martwym punkcie przygotowań oraz poszukiwań ostatniej grupy. Szeptano coraz głośniej, że to być może same ofiary się jakkolwiek zorganizowały, albo co gorsza, Kirkrim wreszcie zdołał zmobilizować klan. Wątpliwości rodziły się także na zgoła innym polu. Mianowicie, czy rzeczywiście dobrze zrobili podążając za Qorrem? Ktoś atakował ich lud i porywał pobratymców, lecz czy rzeczywiście były to te żałosne niziołki i ich mała wioska? Wątpliwości dręczyły zwłaszcza starszych wojowników, bowiem dysponowali życiowym doświadczeniem oraz wspomnieniami z niejednej stoczonej potyczki. Młodzi nie mieli tego przywileju. Kierowała nimi przede wszystkim żądza buntu przeciwko Kirkrimowi, nawet jeżeli klanowi dobrze się wiodło pod jego panowaniem, bowiem ich wewnętrzna żądza krwi oraz chęć udowodnienia swej wartości potrzebowały ujścia. Wówczas pojawił się Qorr nawołujący do powrotu do starych wierzeń oraz walki z tymi, którzy mieli być odpowiedzialnymi za los ich bliskich. Wielu uwierzyło w jego słowa, część nawet poszła za nim i sięgnęła po broń. Czas miał pokazać, czy był to dobry wybór. Czas oraz stopień napełnienia żołądka, który był niezadowalający.


Qorr

Szli w dość zwartej kolumnie. Na czole znajdowali się doświadczeni wojownicy potrafiący rozpoznawać zagrożenie, a za nimi podążali młodsi żołnierze. W trzeciej i ostatniej części pochodu znajdował się sam Qorr ze swoimi najwierniejszymi ludźmi, weteranami całkowicie zgodnymi z jego wizją. Wszystkich było około półtorej tuzina kobolda, z czego większość była młodzikami. Zaledwie trzecia część ich wszystkich wyglądała na doświadczonych wojowników. Sam Qorr nie wyglądał na zadowolonego tym, jak toczy się jego rebelia przeciwko Kirkrimowi. Zakładał bowiem, że zyska większy posłuch wśród pobratymców, lecz tak się nie stało. Nawet ataki na Ostoję i wyłapywanie zapuszczających się do lasu niziołków nie dawało widocznych rezultatów. Kirkrim z kolei z każdym dniem mógł na powrót umacniać swą pozycję. Jakby tego wszystkiego było mało połowa jego sił dosłownie wyparowała, zaś jedyny ocalały, który wrócił ledwo żywy, opowiadał jak zasadzili się na bandę ludzi i niziołków, lecz coś poszło bardzo źle. Opowiadał bowiem między innymi o jakiejś bestii, którą tamci mieli po swojej stronie oraz o tym, jakoby cały las obrócił się przeciwko nim. Zasiało to kolejne ziarna niepewności, lecz nie mogli się już wycofać. Zabrnęli za daleko w swych poczynaniach, by Kirkrim spojrzał na ich kapitulację przychylnym okiem.

Wtem zaczęło się…

ajpierw usłyszeli szelest dobiegający zarówno ze swojej prawej, jak i lewej strony. Przechodzili właśnie między dwoma wielkimi drzewami, a dookoła rosły rzadkie krzewy, które stopniowo, oddalając się od pni, nabierały na rozmiarach. Przybywało również pomniejszych drzewek, co sprawiało, że teren, na którym przebywali był stosunkowo odsłonięty.

Odgłosy nasilały się, aż wreszcie przerodziły się w bojowe okrzyki. Z krzaków wyłoniły się wymalowane błękitnym barwnikiem koboldy. Od razu rozpoznali z kim mają do czynienia. Mieli przed sobą około dziesiątki wojowników, lecz zaraz za nimi wyskoczyli łucznicy. Zaświszczały strzały. Rozniosły się głuche uderzenia grotów o ciało, garbowaną skórę i ziemię. Jakby tego wszystkiego było mało za linią koboldów pokazali się także ludzie, w tym kobieta odziana w kolczy pancerz. Uniosła ręce w górę i poczęła skandować zaklęcie. Szybko zdali sobie sprawę z tego, że ich sytuacja jest nieciekawa. Rzucono się do odwrotu, lecz wówczas za nimi, z głębi lasu, wyszedł wielki wilk. Uczynili pierwszą rzecz, jaka przyszła im do głowy. Większość oddziału uformowała szyk obronny od strony wojowników Kirkrima, zaś przyboczni Qorra wyszli na spotkanie bestii. Oddział podzielił się, by chronić swego przywódcę. Tak, jak sobie tego życzył przeciwnik.

Rozbrzmiały kolejne inkantacje. Z jeszcze jednej strony nadszedł wróg. Odziana w płaszcz kobieta i zakuty w stal krasnolud wypowiadali słowa swych czarów, a oni mogli tylko się temu przypatrywać w przerażeniu, gdyż obok nich ujrzeli kolejnych wojowników w niebieskie barwy oraz Kirkrima we własnej osobie. Wtem zaśpiew wszedł w kulminacyjną fazę. Magia została spleciona. Czary weszły w życie.

W jednej chwili wszelka roślinność wokół frontu Qorra zafalowała niespotykanym życiem, po czym równie niespodziewanie rzuciła się na nich. Część wojowników została pochwycona, a pozostali z wielkim trudem unikali podobnego losu. Równie mało szczęścia mieli ci, którym przyszło stanąć naprzeciwko bestii. Ziemia pod ich stopami zapadła się w sobie i stworzyła błotne bagnisko, które ich pochłaniało. Qorr chciał próbować ratować się ucieczką jedyną nieobsadzoną wrogiem flankę, lecz wówczas rzucił się tam ów wilk długim susem. Zastawiając drogę i obnażając zębiska.

Kirkrim wymówił słowa swojego zaklęcia, a kilka uderzeń serca później walcząca z rozszalałą roślinnością grupa nie miała już najmniejszych szans na ucieczkę. W samym ich środku eksplodowała magiczna pajęczyna łapiąc i unieruchamiając wszystkich co do jednego. Zarówno oni, jak i ich towarzysze pogrążeni w błotnistej masie mogli się jedynie przyglądać temu, jak do Qorra zbliża się Kirkrim.

Si geou nahilnop coi tenpiswo vur jaka.* – rzekł do kapłana czarownik. Qorr miotał się wzrokiem po okolicy, niemal jak zwierzę zamknięte w klatce, lecz nie to było powodem jego gniewu. Tegoż źródło stanowiła świadomość, w jak prosty sposób dał się złapać w pułapkę oraz fakt, że… przegrał. Pchnięty gniewem oraz desperacją wyrzucił ręce w górę i począł skandować najpotężniejsze zaklęcie jakie znał. Jego wręcz wykrzykiwane słowa niosły się echem po lesie, aż zmieniły się we wrzaski bólu. Odziane czarnymi szatami ciało stanęło w fioletowych płomieniach, których strumień buchał z wyciągniętej przez Kirkrima ręki. Kula dzierżonego przez niego niego kostura płonęła identycznym ogniem. Czarownik uniósł go w górę, po czym uderzył o ziemię, a pochłaniające Qorra płomienie momentalnie przybrały na sile. Huk zagłuszył resztki jęków kapłana, którego gardło właśnie zmieniło się w popiół.

Czarownik zamknął dłoń, a strumień ognia zniknął. Zgasł również jego kostur. Postąpił naprzód, aż stanął przed kupką ciepłego popiołu, która jeszcze chwilę temu była Qorrem. Ostał się jedynie gorący pył i niedopalona czaszka. Oraz swąd palonego mięsa. Kirkrim stanął nad resztkami swego wroga, po czym sięgnął po czaszkę. W milczeniu popatrzył na nią, a następnie wrzucił z powrotem w proch. Popatrzył na wojowników swego wroga, na których twarzach rysował się czysty strach i przerażenie. Przynajmniej do chwili, aż nie zmorzył ich magiczny sen wywołany kolejnymi zaklęciami czarownika.

Chwilę później, kiedy magiczna pajęczyna zniknęła, a rozbudzone przez Shee’rę rośliny uspokoiły się, zwrócił się do dwójki ze swoich żołnierzy:
Bury wer ssifisv di nomeno neban.**
Następnie podszedł do awanturników oraz Elely, którzy z boku obserwowali, jak wojowie Kirkrima biorą jeńców. Popatrzył na każde z osobna i wówczas przemówił.
Porozmawiamy, kiedy zajmę się jeńcami. Wówczas zdecydujemy, cóż czynić dalej. – Rzekł, po czym ruszył w kierunku swoich ludzi. Awanturnicy odprowadzili go wzrokiem, a następnie popatrzyli jeden na drugiego szukając zrozumienia, jak i wsparcia.


eńcy zerkali po sobie pełni niepewności oraz strachu. Przed chwilą na ich oczach żywcem spalono ich przywódcę, a teraz byli pilnowani przez swych pobratymców, którym się sprzeciwili, lecz nie to przerażało ich najbardziej. Największą trwogę budziła w nich osoba Kirkrima, który bez mrugnięcia okiem zniszczył swego przeciwnika, a teraz miał zadecydować o ich losie. Niektórzy wbili wzrok w ziemię, inni niespokojnie zerkali na swego niegdysiejszego wodza stojącego przed nimi i zastanawiającego się nad ich losem. Jeszcze inni próbowali jakimś cudem się uwolnić, bądź szukać drogi ucieczki, lecz płonne były ich nadzieje. Więzy były zawiązane zbyt dobrze, a wojów czarownika zbyt wielu. Jedyne, co mogli czynić to czekać, a każda minuta ciągnęła się niemiłosiernie.

Całej zaś scenie, w niedalekiej odległości, przyglądali się awanturnicy. Napięcie już z nich opadło, krew zwolniła w żyłach. Mogli wziąć głębszy oddech i zebrać myśli, kiedy niedaleko odbywał się sąd. Nie musieli jednak tego robić. Mogli w każdej chwili odejść i zająć się czymś innym w oczekiwaniu, aż sprawa się zakończy, lecz jakieś wewnętrzne przeczucie, bądź symboliczna potrzeba ujrzenia końca swego zdania nie pozwalała im na to. Obserwowali więc, a Torin służył im za tłumacza.

Znacie swe zbrodnie przeciwko mnie i klanowi. Jesteście świadomi podjętych przez siebie czynów. Patrzcie na mnie!Kirkrim rzucił w ich kierunku, a część z niezdecydowanych jeńców podniosła wzrok. Ci, którzy nadal nie chcieli tego uczynić zostali pochwyceni za łby i siłą do tego zmuszeni. Kiedy uzyskał ich pełną atencję kontynuował. – Macie dwie możliwości. Albo będziecie obstawać przy swej wierze w Kurtulmaka i swych błędnych przekonaniach, co oznaczało będzie, że nadal pozostajecie zdrajcami i czeka was śmierć. Albo wyrzekniecie się raz na zawsze wiary w tego plugawego boga, okażecie skruchę i chęć naprawy swych zbrodni, co stworzy przed wami szansę powrotu na łono klanu. Jednakże wiązało się będzie również z wymogiem odbycia stosownej kary. Oto wasz wybór. Szybka śmierć, albo szansa na odkupienie. Decydujcie, nim uznam, że nie należy wam się taka szansa. Wstańcie jeżeli przyjmujecie mą ofertę.

Jeńcy popatrzyli jeden na drugiego. Zrezygnowani, w większości pogodzeni z losem, jednak w oczach części z nich pojawiła się iskierka nadziei, widmo lepszego jutra. Nie zastanawiając się długo powstali. Były to w większości młode koboldy. Ich starsi pobratymcy natomiast pozostali na kolanach. Zadecydowali o swym losie. Kirkrim przyglądał się temu przez chwilę, aż ostatni niezdecydowany podjął decyzję.
Niech tak będzie. – Popatrzył po każdym z nich, po czym skinął na swych żołnierzy. Wówczas klęczący uznani zostali za zdrajców i poderżnięto im gardła. Młodzi obserwowali to z przerażeniem. Wódz zwrócił się wówczas do tych, których pozostawiono przy życiu.
Zdecydowaliście się odpokutować za swe zbrodnie. Niech więc tak się stanie. Będziecie pracowali w kopalni, lecz za czyn zdrady poniesiecie konsekwencje tu i terazKirkrim spojrzał na najbliższych wojów. – Obciąć im języki.
Słysząc to jeńcy zaczęli się rzucać, lecz wyrok był ostateczny. Na nic zdały się błagania. Przygnieciono ich do ziemi, a następnie w akompaniamencie kakofonii jęków wyciągnięto noże.

Wyrok wykonano.


iedługo po sądzie wojennym przyszedł do nich Kirkrim wraz z akolitą Mysatii, który trzymał się z tyłu.
Uważam, że problem najazdów na Ostoję został zażegnany. – Obrócił się ku Elely.Możesz przekazać Duninowi moje zapewnienia, że taka sytuacja się nie powtórzy. Nie wypada jednak bym posyłał cię z ową wiadomością bez jakiejkolwiek rekompensaty.
Skinął dłonią, a chłopak szybko wręczył kobiecie małą, skórzaną torbę. W chwili, kiedy ją odebrała rozległ się dźwięk stukającego szkła. Elely popatrzyła na niego pytająco.
Lecznicze eliksiry. Nie mogę przywrócić życia zmarłym, lecz być może w taki sposób sprawię, że uda wam się zapobiec kolejnym – wyjaśnił za akolitę Kirkrim.
Dziękuję. – Niziołka skinęła głową. – Dunin… i ja doceniamy to.
Co się z kolei tyczy was to dotrzymaliście zawartej między nami umowy i pomogliście w pojmaniu zdrajców. W takim wypadku i ja winienem dotrzymać moich zobowiązań wobec was. Przyjmijcie te klejnoty, jako zapłatę.
Akolita rozdał każdemu z awanturników, włączając w to również Helenę oraz Astine, po mieszku pełnym kamieni szlachetnych. Już jeden rzut krasnoludzkiego oka pozwolił Torinowi stwierdzić, że było one warte minimum setkę standardowych złotych monet, jak nie więcej.
Raz jeszcze dziękuję za okazaną mojemu ludowi pomoc, jak również ponawiam pytanie: Czy jesteście zainteresowani dalszą pomocą w rozwiązaniu sprawy porwań?
Ja… – pierwsza odezwała się Astine. – Rozumiem, że to dla was bardzo ważne, ale ja… muszę odmówić. Muszę wrócić do domu i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Obrazy z wizji, one… nie dają mi spokoju. Nie będę w stanie wam pomóc, kiedy o tym myślę i... Do tego wszystkiego Luna… moja wilczyca… ona…
Spokojnie Astine.Elely podeszła do dziewczyny i chwyciła ją za rękę. – Rozumiem co czujesz i nie musisz się o nic obwiniać. Jeżeli uważasz, że tak będzie lepiej, ja uszanuję twoją decyzję.
Kirkrim przyglądał się tej scenie w milczeniu, aż wreszcie zwrócił się do pozostałych.
Jaka jest wasza decyzja?

________________________
*Zakończę to tu i teraz.
**Pochowajcie resztę tego ścierwa.
 
Zormar jest offline  
Stary 18-12-2018, 17:55   #169
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Plan został ustalony i jedyną rzeczą, jaką trzeba było zrobić, było staranne jego wykonanie. A do tego potrzebna była odrobina szczęścia.
No i okazało się, że tego szczęścia nie zabrakło, bowiem Qorr i jego wojownicy wpadli w pułapkę jak śliwka w kompot.

Wyglądało na to, że Kirkrim pozbył się definitywne całej opozycji i pokazał równocześnie pozostałym koboldom, jaki los spotka tych, którzy sprzeciwiają się prawowitej władzy.
Czy lepszy był los tych, co dali gardła już na polu walki, czy tych, co wysłano do kopalni z obciętymi językami, tego Ivor nie wiedział. Nie chciałby się znaleźć w skórze ani jednych, ani drugich.
Co prawda koboldy, które trafiły do kopalni też mogły stracić życie. Nawet z własnej ręki, gdyby los górnika im nie odpowiadał.

Prawdę mówiąc los tamtych niezbyt interesował Ivora. Jedynie o tyle, o ile świadczyło to o dobrych zamiarach Kirkrima. A rokowało dość dobrze. Podobnie jak i nagroda, jaką przywódca koboldów wręczył najemnikom.
A że miało to swoje drugie dno? To nie był powód do stawiania Kirkrimowi zarzutów. Takie postępowanie było całkiem zrozumiałe.

- Na mnie możesz liczyć - powiedział Ivor. - Chyba że ktoś z tamtej dwójki się nie zgodzi. Wtedy sam rozumiesz... Nasze trio musi działać jednomyślnie.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-12-2018, 11:17   #170
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Walka nie była emocjonująca., jednakże nawet dzięki temu kapłan Moradina dowiedział się, przydatnej wiedzy. Mimo, że koboldy są dobre w tworzeniu pułapek to nie potrafią ich improwizować. Nawet mniejszy oddział krasnoludzki w dostępnym czasie, a było go odpowiednio wiele, przygotował by pole walki według jego wytycznych.

***

Po walce nastąpiło zwyczajowe karanie i nagradzanie. Przyglądając się kamieniom i ważąc je w dłoni Torin rozmyślał nad propozycją wodza koboldów. Wspomniał wtedy jednak Xinę. Przypomniał sobie jej prośbę wzrok i śmiech. „Mała Gwiazdka”, prośba dziewczynki, dlatego wiedział, że plemię miał szansę na normalność. By jednak nie powtórzyły się morderstwa w wiosce i rewolta koboldów trzeba było znaleźć osobę, która tu jeszcze miesza i porywa koboldy. Sprawa nie była załatwiona w mniemaniu Torina do końca.
- Skoro proponujesz dalszą pracę i zapłatę przyjmę ją. W końcu trzeba złapać osobę porywającą koboldy, tą która porwała - uwolniła naszych jeńców.
Torin pogładził się po brodzie, chowając głęboko sakiewkę.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172