23-06-2011, 15:45 | #201 |
Reputacja: 1 | Crack skinął głową, obserwując pracę krasnoluda. Węzeł był mocny, więc nie trzeba było się martwić o to czy puści. Sam wiking chwycił mocno powróz, oplatając go wokół prawej ręki. Lewą chwycił końcówkę i obwiązał ją wokół pięści. -Dobra, chłopy. Rozwalamy to kurestwo w cholerę, bo już mnie cholera bierze z tym czekaniem aż wejdziemy do jaskiń.- mówiąc to, uśmiechnął się lekko.-Idziemy tyle czasu i idziemy, więc lepiej już dotrzeć na miejsce. Obojętnie jaki by tam czort nie siedział. Zaśmiał się cicho, gotowy do wyciągnięcia kamulca.
__________________ Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die... |
23-06-2011, 20:00 | #202 |
Reputacja: 1 | - Dziadek mojego wuja miał kiedyś zeulaga. – Wolf zagadnął do nikogo konkretnego po pierwszych słowach czarodziejki - Hodował bydlaka od małego i ten traktował go jak ojca. Mieszkali w jakiś na wpół zasolonej i zalanej jaskini. Faktyczni był w pobliżu podobne tamy. Ponoć one to lubią. Dziad z kumplami kompletnie stracili głowy dla tego plugastwa. Ponoć jego skóra wydziela takie coś, że jak dodasz tego do gorzały, to wystarczy jeden łyk i dwa dni pijanym się chodzi. No, na krasnoludy i na mnie, to że dwa. Tyle, że trzeba plugastwo karmić ludzkim, świeżym mięsem, inaczej nie ma efektu. Na szczęście co jakiś czas przyłazili tam jacyś paladyni i ni tacy, więc nie było problemu. A dzid był swój chłop! Jak byłem mały... no, w zasadzie to jak byłe młodszy, to dostałem od niego karwasze! - Na potwierdzenie swych słów Larson pokazał stalowe ochraniacze przedramion, które choć już nie pierwszej młodości, do zdradzały mistrzostwo wykonania. Zadowolony, że nie będą musieli grzebać się w błocie cały dzień, ochoczo wziął się do pomocy Craepowi, przy okazji zagadując do wikinga z wrednym uśmiechem na ustach. - Stawiam piątkę, że nie wyciągniesz za pierwszym razem... - |
24-06-2011, 15:30 | #203 |
Reputacja: 1 | -Zgoda!- wiking zaparł się ze wszystkich sił, ciągnąc linę.
__________________ Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die... |
24-06-2011, 21:25 | #204 |
Reputacja: 1 | Gotów szastać pozostałym złotem, Oktawius zastanawiał się, na kogo by tu postawić. Analizował sytuację, oceniając, kto ma większe szanse. Niestety nie znał się zbytnio na tamach. Prawdę mówiąc nie znał się prawie na niczym, oprócz obracania mieczem, czy tym, co tam akurat w łapy wpadło. Jego jedynym pozazawodowym zainteresowaniem były zamtuzy (a raczej oferowane przez nie usługi). Na szczęście nadrabiał budową. Nie był może olbrzymem jak Wolf czy Craep, ale do słabeuszy nie należał. W końcu zapomniał o hazardzie i drapiąc się po tyłku oddalił się w poszukiwaniu jakiegoś drąga, żeby pomóc kompanom.
__________________ Lepiej zaliczać się do niektórych niż do wszystkich. |
25-06-2011, 08:01 | #205 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | Draugdin stał nieco z boku i z rozbawieniem przyglądał się sytuacji. Nie obstawiał zakładów. Obaj mężowie nie należeli do ułomków, ale wiedział, że gdyby co do czego to niewielu mogłoby się równać z siłą Wolfa Larsona. Byli towarzyszami podróży już dłuższy czas. Pewną wiedzę na temat jego możliwości posiadł widząc na własne oczy jego wyczyny, a nie powtarzając zasłyszane opowieści. Wolf miał siłę tura, a gdy wpadał w bitewny szał był jeszcze silniejszy - o ile jest to w ogóle możliwe. Oceniał, że Creap dysponował równie wielką siłą fizyczną. Nie był może pewien kto wygra zakład. Był jednak pewien i o to by się nawet mógł założyć, że jeżeli Creap nie da rady za pierwszym razem to Wolf na pewno da. Nie było w tym względzie dwóch zadań.
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
25-06-2011, 11:02 | #206 |
Reputacja: 1 | Terezowi niezbyt chciało się pomagać, ale, jak mawiano w drużynie : jak wszyscy, to kurwa wszyscy. Przeczesał pobliskie krzaczory i znalazłszy porządnego drąga, pobiegł w kierunku mocujących się z głazem kompanów. Aler nie lubiał bawić się w zakłady i tym podobne. Tylko pieprzenie, i strata pieniędzy. -Panowie, bez zakładów czy innych pierdół, tylko cisnąć ! To powiedziawszy, wetknął kij w szczelinę i z całej siły naparł na niego. |
26-06-2011, 23:36 | #207 |
Reputacja: 1 | Borack cierpliwie przyglądał się wysiłkom Creap'a, ale sam nie garnął się do roboty - wiedział bowiem, że z jego siłą i masą zupełnie nie wpłynie na wynik tego siłowania. Moment oczekiwania na rezultat wykorzystał na obejrzenie okolicznej przyrody, zerknięcie z ukosa na tyłek czarodziejki (może to ostatni kobiecy zadek jaki widział w życiu) i kontemplacje nad co będzie, jeśli przypadkiem im się uda. -Panowie- rzucił niedbale półelf do siłujących się z kamieniem - ale będzie jak nam się uda i zdołamy powrócić do domów- tu się na moment zamyślił - dziewki polecą na nas jak stonka do kartofla, ahh.. rozmarzyłem się kurwa. Ciągnąc mocniej chłopy, pokażcie pannie magiczce, że i bez magii można się obejść.
__________________ Rycerz bez blizny to kutas nie rycerz |
27-06-2011, 13:58 | #208 |
Reputacja: 1 | Dolina wśród Dzikich Gór, okolice kamiennej tamy Kompani mimo praktycznych uwag krasnoluda o konieczności wcześniejszego uprzątnięcia pogniłych gałęzi i szlamu zaparli się, aby jeszcze tego poranka wyciągnąć skałę z posad ziemi. Zigildun z uwagi na swą zranioną rękę mógł tylko te zaparcie sceptycznie komentować pod brodą: - Taak. Mój pradziad mawiał: "Głupi i mądrzy ludzie są nieszkodliwi, tylko półgłówki są niebezpieczne". Ależ się wpakowałem... do diaska. Kamień wbity głęboko w ziemię trzymał się mocno jak diabli. Nie pomogły wysiłki Larsona i Crepa, ani wielkie sosnowe drągi Oktawiusa z Terezem. Głaz ani drgnął. - Trzyma, kurwa, jak głupi - wycharczał mocujący się z liną od larsonowej strony Draugdin. - Daawaaj! Trzeba nam tylko uporu, kompania - zachęcał towarzyszy z oddali półelf. - Żywo! Złoto czeka! I tak dalej. Kompani jak raz podjęli decyzję, to łatwo od niej nie odstępowali. No bo jak to? Teraz, po tylu eskapadach, musieliby poddać się byle kamieniowi. "Co to, to nie" - myślał Creap prężąc muskuły do nadludzkich granic cały czerwony z wysiłku. I... wreszcie, gdy słońce sięgało zenitu, a Viranie powoli kończyły się wyzwiska i obelgi, którymi motywowała swoje samcze komando kamień drgnął. Niezauważalnie. Delikatnie zaczął odrywać się od sklejonej naturalnej zaprawy, czyli masy zgniłych liści, zielska, błota i gałęzi. Ufajdoleni niemożebnie towarzysze, umorosani i spoceni wydali się z siebie resztki okrzyku i rzucili do ostatniego męskiego zrywu. Powoli. Powolutku. Kamień opadał w kierunku przyszłego koryta rzeki. Aż z głośnym obleśnym mlaśnięciem wpadł w błoto. Szllloooom! Głaz padł na wznak. A za nim zaś ruszyła woda. Przez staw przebiegły drżenia, utworzyły się kręgi. A następnie już bez większego ostrzeżenia staw ruszył na tamę. Wtedy Larson uznał, że należy się jakaś słowna komenda, która pozwoli towarzyszom na wyrwanie się z marazmu i uniesienia na widok płynących szeroką falą wód. Zakrzyknął: - Spieerdallać! Chodu! Albowiem fala nie popłynęła wyłącznie naprędce wytyczonym korytem, ale rozlewała się teraz szeroko. Zawracała, lawirowała, pieniła się szukając ujścia. Roztrącała młode krzaki i drzewka. Odbijała się o małe głazy. Stare ujście co prawda nadal istniało, ale musiała je woda na nowo odkryć. Toteż kompanii czmychnęli w stronę obozowiska. Teraz wystarczyło poczekać, aż woda opadnie i wejście stanie otworem. * Popołudniu, gdy woda opadła w górskim oczku tak, że sięgała zaledwie do kostek lub kolan kompani mogli wreszcie przedrzeć się do otworu służacego niegdyś za wejście, który nęcił ich nieprzeniknioną czernią. Przebrnęli toteż przez błoto, mijając zdechłe ryby i zgniłe glony. Woda była mętna. Gdzieniegdzie walały się resztki pordzewiałego rynsztunku i starych kości. Stanęli przed otworem. Nic się w środku nie poruszało. Panowała tylko cisza, przerywana niekiedy skapywaniem kropli wody. Gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, Wolf ujrzał, że gładko ciosany szeroki korytarz biegnie lekko pod górę. Nawet czas i woda nie starły bazaltowych resztek płyt, które nawet dziś przypominały o majestacie Demona. - To tutaj - powiedział Fungi do stojącego najbliżej Creapa. - Tędy biegły podziemia Świątyni Yrrhedesa. Może wejdziemy? - uśmiechnął się, choć pod brodą nie za bardzo można było to stwierdzić. - Czy może jednak odpoczniemy? Ostatnio edytowane przez kymil : 27-06-2011 o 15:11. |
27-06-2011, 17:35 | #209 |
Reputacja: 1 | -Durne pytania stawiacie mości krasnoludzie. Tożto nie widać, żeśmy się z wysiłku prawie posrali?- wysapał Oktawius- Odpocząć nam trzeba, a i zjeść porządnie. Bo jak to tak leźć umęczonym do lochów, jak tam nogi nie postawisz, żeby tyłka o Babkę Kostuchę nie obetrzeć? Zza każdego roga wystaje łapsko kosmate i tylko „CAP” i po tobie. Ha! Byle pełzające cholerstwo by nas na drugi świat odprawić mogło. A to przecie nie wiadomo, czego się spodziewać.
__________________ Lepiej zaliczać się do niektórych niż do wszystkich. |
27-06-2011, 18:37 | #210 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | - Oktawius dobrze prawi. - Rzekł dysząc Draugdin. - Jesteś brudni jak stado czortów i zmęczeni jak konie po wyścigach. Gdy przekroczymy progi podziemi sielanka się skończy. Potrzebne nam będą wszystkie możliwe siły oraz wszystkie dostępne nam zmysły. Zmęczenie, wyczerpanie i brak snu nie będą działać dodatkowo na naszą niekorzyść. Popatrzył po towarzyszach. Rzeczywiście wyglądali nie za specjalnie i byli wyczerpani ze zmęczenia. Wiedział, że odpoczynek jest im niezbędny. W końcu podziemia im nie uciekną.
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |