Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-06-2011, 01:34   #11
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Zibi docisnął gaz do dechy, wprawiając silnik Vendi w głośny ryk. Opony zapiszczały na asfalcie, przez chwilę obracając się w miejscu. W końcu motor ruszył.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zHgyizquRmM[/MEDIA]

Światło ulicznych latarni odbijało się do szybek w hełmach ścigających się. Ulice były opustoszałe a nieliczne samochody jechały w dostatecznie dużych odstępach by nie stanowiły większego zagrożenia.

-Ci faceci nie są amatorami…- pomyślał Zibi, kątem oka zauważając że reszta bardzo dobrze radzi sobie z wymijaniem przeszkód. Spokojnie podkręcił gaz, wyciągając jeszcze wyższą prędkość. Silnik zamruczał przyjemnie a echo poniosło się nad wodami rzeki.

Dorian pochylił się nisko nad motorem, kiedy Vendi z warkotem pokonała wjazd na WE i uniosła się w powietrzu gdy podjazd gwałtownie wyrównał się z wiaduktem. Resory z trudem wytłumiły wstrząs a sam szuler w ostatniej chwili wyminął jadącego tira z logiem Coca-Coli. Reszta stawki szła równo po jego prawej i lewej stronie, wymijając pojazdy na cholernie ruchliwym wiadukcie.

-Cudnie…- pomyślał, obserwując jak jeden z konkurentów o mało nie zderzył się z osobówką. Niedaleko, oświetlony licznymi reflektorami, lśnił supermarket przy trasie WE.

Ostry zakręt oraz nawrót w kierunku wiaduktu okazał się jednym z trudniejszych manewrów. Zibi docisnął gaz do dechy, jednocześnie ostro zakręcając i stawiając motor praktycznie na przednim kole. Smród gumy wypełnił powietrze dookoła mężczyzny. Sekundę później, praktycznie nie tracąc prędkości, Vendi mknęła już ku mostowi oraz dzielnicy Downtown.

Dorian zerknął w lusterko boczne, oceniając postępy reszty motocyklistów. Jeden jechał niecałą długość maszyny za polakiem, drugi tuż po nim a reszta gdzieś w tyle, nawracając w sposób bezpieczny ale zdecydowanie czasochłonny. Droga przez most nie była szczególnie trudna. Kilka osobówek, dwa tiry i co jakiś czas dostawca pizzy na skuterze od siedmiu boleści.

Po kilkudziesięciu sekundach wszystkie motory wjechały z piskiem do Downtown.

Tuż za nimi, jak lew wybudzający się ze snu, wyjechał radiowóz GCPD. Błękitne światło oraz wrzask syren zmusił członków wyścigu do obejrzenia się. Zibi zacisnął ze złości zęby, przyśpieszając na łagodnym zakręcie ku ostatniemu punktowi zbiorczemu.

Zibi uśmiechnął się pod nosem, widząc jak wraz z nadciągającymi syrenami, włączały się światła w oknach East Quarter widocznych ze skrzyżowania. Domki jednorodzinne, roześmiane dzieci, dziadkowie w ogródkach oraz mamusie wołające pociechy na obiad. Iście sielankowy obraz zniekształcony przez wielką metropolię rządzoną rękami skorumpowanych polityków oraz gangów.

-O kurwa!- Dorian zaklął głośno, biorąc ostry zakręt na południe przy jednoczesnym uniknięciu rozpędzonego radiowozu. Pieski jechały jakimś nowiutkim i błyszczącym samochodzikiem sportowym, udającym uczciwy radiowóz.- Radiowozy powinny rozpadać się przy 80 km/h i z trudem pokonywać jakiekolwiek wertepy!

Pomyślał, mijając miasteczko akademickie razem z uniwerkiem. Tutaj świeciło się wiele świateł gdy uczniowie urządzali parapetówki, pili, robili dzieci lub od biedy uczyli się na jakieś egzaminy.

Zibowski zaklął po raz kolejny, gdy radiowóz wjechał pomiędzy niego oraz jego najwytrwalszego konkurenta, bujając się przy tym niebezpiecznie na boki. Mężczyzna z trudem powstrzymał się od wrzasku, gdy funkcjonariusze zmusili go do wjechania na przeciwległy pas ruchu. Sekundy wydawały się godzinami, gdy Zibi wymijał kolejne samochody, czując przy tym podmuchy powietrza oraz zimny pot na czole. Nie udało mu się jednak powstrzymać krzyku, gdy z lewej strony, spod pizzeri „Great City Pizza”, wyjechał dostawczak. Masywny, biały samochód zatrzymał się centralnie na drodze spanikowanego mężczyzny, nie mogąc wyprzedzić jakiegoś dziadka na skrzyżowaniu.

-Nie, szefie, nie obijam się!- wrzasnął do telefonu komórkowego kierowca dostaw czaka. Przez okno pozbył się puszki po piwie wypitym do nocnej przekąski.- Jadę właśnie po dostawę salami, bo tamtemu w składziku nawet usmażenie nie pomoże. Co? Nie, ludzie nie uwierzą że te glizdy to po prostu kawałki mięsa

Zaniemówił, gdy motocykl z rozwrzeszczanym kierowcą minął maskę jego samochodu o niecałe pół metra i zniknął w bramie najmniejszego z parków miejskich. Powoli odłożył telefon.

-Wybacz szefie, nie mogę rozmawiać, prowadzę

W tym samym czasie Zibi wykrzykiwał litanie do dowolnej istoty astralnej, która ocaliła go od rozbicia się przed paroma sekundami. Zakochane pary ze strachem chowały się za ławkami, gdy ryczący motocykl mijał je, z trudem prowadzony po wąskich uliczkach.



-Glin nie ma, teraz już tylko się nie zabić…- Dorian zjechał z chodnika, wjeżdżając pomiędzy wielkie drzewa rosnące niedaleko stawu. Jedyny, zdesperowany łabędź pływający po powierzchni wody poderwał się do lotu gdy po brzegu przemknął jakiś metalowy i hałaśliwy stwór.

Zibi zaś zamknął oczy i zacisnął zęby, przejeżdżając w poprzek jezdni pomiędzy kwartałami parku. Cieszył się że nie widział wyrazu twarzy kierowcy, który zaczął panicznie trąbić na widok motocykla metr przed maską.

Po wyścigu Dorian cały czas nie mógł zrozumieć jak to przeżył. Pozostałe dwa kwartały zielone w obrębie City Park pełne były ozdobnych koszów na śmieci, szerokich ławek, wąskich ścieżek oraz niepraktycznych mostków nad przejściami dla pieszych.

-Żadne pieniądze nie są tego warte.- pomyślał, z piskiem opon wpadając na trasę WE, tym razem kierując się na zachód. Z trudem powstrzymał paniczny śmiech na widok reszty wyścigu dopiero zdążającej do wiaduktu. Samochody ospale zostawały za plecami Zibiego, gdy ten slalomem wymijał każdy po kolei.

Niecałą minutę później powoli wyhamował przed Ammunacją, zdejmując z głowy kask. Z nieprzytomnym uśmiechem uniósł w górę dwa palce w geście V. Przechodzący obok staruszek spojrzał na motocyklistę i ze znudzeniem pokręcił głową.

-Tak tak, Solidarność. Wałęsy mu się zachciało… -zagderał, wchodząc na klatkę schodową. Uwieszony na smyczy ratlerek spojrzał na wszystkich żałośnie, po czym zniknął za drzwiami.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 03-06-2011, 15:56   #12
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Downtown, kilka minut po 3 w nocy

Sierżant Rager siedział na fotelu pasażera w nowym wozie. Kilka dni temu GCPD dostał dwa wozy do ścigania piratów drogowych na obrzeżach miasta. Niestety, Rager dostał jeszcze młodzika, prosto z Akademii, który musiał poznać miasto. I dotrzeć samochód. Nocny patrol idealnie się do tego nadawał. Mały ruch, można pokręcić się po wszystkich ulicach... No, prawie, do Candem nie chciałby wjechać.
Rager trzymał w dłoniach styropianowy kubek gorącej kawy
-Troche przesadzili, ta kawa jest bardziej gorąca niż piekło - mruknął do młodzika. Ale ten go nie słuchał, widział tylko dwóch mnotocyklistów łamiących prawo, jadących dwukrotnie szybciej, niż nakazywały znaki drogowe. "Piraci".
Szybko uruchomił syrenę i gwałtownie właczył się do pościgu, a sierżant Roger oblał się kawą po twarzy. Gorącą kawą.
-Aaaa! Stój! - Ale młodzik go nie słuchał, widział tylko dwóch motocyklistów. Wrzucił najwyższy bieg i wcisnął pedał do podłogi, silnik zawył. Cała trójka skręciła w kierunku Uniwersytetu, chwilę potem radiowóz znalazł się pomiędzy motocyklistami. Miał ich. Ale jego plany pokrzyżował biały, lekko poobijany Boxwille, który wyjechał mu na drogę Motocykliści zareagowali, jeden wjechał na chodnik, drugi wyhamował i zdążył skręcić w poprzeczną ulicę. Młodzik nie miał jeszcze dobrego refleksu. Radiowóz uderzył w furgonetkę, obracając ją o 45 stopni. Otworzyły się poduszki powietrzne. Młodzikowi raczej nic się nie stało, gorzej było z sierżantem Ragerem. Pomiędzy poduszką a jego twarzą znalazł się kubek tej cholernej kawy...
-Ja Cię kurwa zabiję! Słyszysz? Już ci załatwię takie przeniesienie, że do końca życia popamiętasz. Od jutra kurwa będziesz patrolował Candem! Pieszo!!!



Middle Park, w momencie wypadku

Drugi motocyklista skręcił w boczną ulicę i po chwili wyjechał na South Park Ave, gdzie przyspieszył i łamiąc wszystkie przepisy drogowe, pokonał ostatni odcinek trasy. Gry zajeżdzał pod Ammunację, stał tam jego konkurent, który cudem uniknął zderzenia z ciężarówką. Podjechał do niego. Zibi stał ze ściągniętym kaskiem przy motocyklu, ciążko dysząc. Chwilę potem podjechał Feltzer, który teoretycznie jechał za nimi. Przez okno wychylił się jakiś dwudziestolatek:
- To była jazda! Waszych konkurentów wyprzedziliśmy w Downtown, wy byliście ciekawsi, szef będzie miał co oglądać. A radiowóz to skasowaliście pięknie, będę musiał pozdrowić kierowcę furgonetki. Dobra, koniec żartów, kto wygrał?
-Ja - zgłosił się Zibi. Ręce mu się lekko trzęsły.
-Gratulacje - wręczył mu plik banknotów - następny wyścig za dwa tygodnie.
-Dzięki - Zibi uścisnął rękę pracodawcy - być może będę.
Podszedł do niego drugi motocyklista, też ze zdjętym hełmem:
-Gratulacje, niezły wyścig.
-Dzięki - Zibi przyjrzał się konkurentowi. Miał europejskie rysy twarzy i mówił z... rosyjskim akcentem. Dorian był pewien, że gdzieś go już widział.

Rosjanin odszedł, wsiadł na motor i odjechał na północ. Stanął w cieniu jednego z filarów trasy West-East. Wyciągnął telefon. Po chwili usłyszał w słuchawce:
-Pojebało? O której do mnie dzwonisz? NIkita, powiedz szczerze, o której do mnie dzwonisz?
Nikita spojrzał na zegarek.
-Po trzeciej w nocy.
-No właśnie. A teraz mów czego chcesz - Michaił był niezadowolony z nagłego wybudzenia.
-Chodzi o Hendersona. W nocnym wyścigu startował ktoś, kto pracuje dla senatora.
-Kto?
-Nie wiem jak się nazywa, bynajmniej był krupierem na bankiecie.
-Znam typa z widzenia.
-No właśnie, wczoraj widzieliśmy go pierwszy raz, a już zgarnia moją kasę. Coś mi się zdaje że Henderson chce coś urobić na boku...
-Dobra, pogadamy rano.
-Do widzenia Michaile Aleksiejewiczu.
-A niech Cię szlag Nikita... Jutro rano u mnie.

Pod Ammunacją

Dorian schował gotówkę, wsiadł na motor. "Za dużo wrażeń na tą noc" Był padnięty. Nie zakładał kasku, do domu miał blisko. Jechął powoli, zimne nocne powietrze owiewało mu spoconą twarz. Tak, to była niezła noc.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 04-06-2011, 15:33   #13
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Dorian zaparkował Vendi w garażu pod swoim mieszkaniem i kolejno zatrzasnął zestaw kłódek oraz włączył alarm. Ciężkim krokiem doszedł do domu, jakimś cudem pokonując tych kilka kondygnacji schodów, dzielących parter od jego piętra.

W domu odruchowo włączył wszystkie światła, padając na fotel. Odruchem bezwarunkowym zamknął za sobą drzwi. Nawet nie myśląc o ruszeniu się z siedziska, włączył telewizor.

-W Liberty City doszło do kolejnego zamachu. Senator John Walters został zastrzelony w trakcie swojego przemówienia na temat zagrożenia ze strony zorganizowanej przestępczości. W trakcie wykładu, świętej pamięci senator, mówił głównie o mafii rosyjskiej oraz triadach. Zginął, schodząc z mównicy. Zamachowca nie złapano.- prezenterka ogólnokrajowych wiadomości szczebiotała dalej, rozpamiętując jakim to dobrym człowiekiem był pan senator i kogo to zostawił bez wsparcia głowy rodziny.

Zibi uśmiechnął się krzywo, z lodówki samochodowej stojącej obok fotela wyjmując piwo. Po raz kolejny pogratulował sobie tego pomysłu, widząc że w większości wypadków nie będzie mu się chciało iść do kuchni. Sączył powoli rodowity napój, Tyskie, przeskakując pomiędzy kanałami. Sklep z europejskimi alkoholami i żarciem stał na skraju dzielnicy Małej Italii. Mimo wszystko, opłacało się tam jeździć co tydzień.

Dorian dopił piwo i wrzucił puszkę z powrotem do lodówki. Łokciem zatrzasnął ją i włączył jakiś kanał z muzyką 24h na dobę.

Po minucie spał już w najlepsze.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 04-06-2011, 19:30   #14
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Rozdział III - Marionetki

Middle Park, Klub Patiomkin, godzina 9:00

Gabinet Michaiła był może i niewielki, ale szef był minimalistą. W pomieszczeniu o przyciemnianych oknach stał potężne biurko, Regał z książkami, zapełniony tylko do połowy, zamykana na klucz szafa oraz stolik z dwoma krzesłami. Na jednym siedział Michaił, na drugim Nikita.
-Więc ścigałeś się z krupierem Hendersona?
-Tak, rozpoznałem go na mecie.
-I on wygrał.
-Zgadza się.
-Jak się zachowywał? - Michaił był dociekliwy.
-Cały się trząsł, nie dziwię mu się...
-Był podniecony wygraną?
-Nie, raczej tym, że przeżył...
-A co, przez pole minowe jechał?
-Nie, ale wyobraż sobie, MIchaile Aleksiejewiczu, że obok ciebie pędzi radiowóz, obaj pędzicie, a przed wami stoi furgonetka.
-I pewnie przeskoczył nad nią - szef uśmiechnął się.
-Nie, w ostatniej chwili wjechał na chodnik.
-A gliny?
-Skasowali swój samochodzik i furgonetkę...
-Jak miło. - Michaił nie znosił glin, od kiedy zaczęli się bardziej kręcić po okolicy.
-A wracając do Senatora,myślisz, że to on go wystawił? - Nikita dalej kontynuował temat.
-Pojecia nie mam, ten cały krupier pojawił się wczoraj, a już zaczyna się rozpychać rękami wokół senatora. A tak w ogóle to najpewniej Henderson coś kręci...
-Czym się zdradził?
-Niczym, wiem od Nowaka, ten ma nosa do takich spraw.
-To jak sprawdzimy tego krupiera?
-Sądzę, że należy go zaprosić na kolejnego pokera, choćby już wieczorem.
-I będzie rozdawał karty? Władimirowi się to nie spodoba, on zawsze rozdawał...
-Kitajec go jebał, dziś sprawimy sobie krupiera. Poza tym wczoraj dawał mi niezłe karty.
-Zadzwonić do niego? To znaczy do Hendersona - NIkita zaraz się poprawił
-Ja to zrobię. I trochę później. Wiesz jacy są politycy: Kieszenie napchać i spać do 12 w dzień.
-Rozumiem. Przygotować wódkę?
-Tak, ale stopniuj...

River Park, 11:00

-I co?
-Drukarz postępuje zgodnie z planem - Mike zaczął relacjonować usłyszane informacje - kolejna partia jest gotowa, w nocy wysyłają do Vice City. W furgonetce będzie bodajże pół miliona fałszywych dolarów, w dziesiątkach i dwudziestkach.
-Czyli sto tysięcy na czysto. Kupiec jest przygotowany, tym razem forsa trafi nie na Florydę, tylko do Liberty City...
-A propo przechwycenia, nie mamy za dużo odpowiednich do tego ludzi.
-Spokojnie, zadzwonię gdzie trzeba i zorganizuję kogo trzeba. Niezłego kierowcę już mam...

Hepburn, mieszkanie Doriana Zibowskiego, 12:30

Jazgotliwa melodyjka dotarła w końcu do uszu, a mózg ją zinterpretował i zaczął robić bilans rzeczy do zrobienia. Zibi powoli otworzył oczy. dzwonek telefonu krzyżował się z jakimś kanałem z telewizji.
"No tak, jest włączony od trzeciej w nocy". Wstał, wyłączył telewizor i odebrał połączenie. "Senator Henderson":
-Słuchaj Dorian, normalnie nie moge się opędzić od zamówień.
-To znaczy?
-Kojarzysz Michaiła Aleksiejewicza?
-Tak, był wczoraj na spotkaniu.
-Dokładnie, on jest tak toba oczarowany, w przenośni oczywiście, że chce, żebys rozdawał karty dzisiaj wieczór w jego klubie Patiomkim. Spokojnie to będzie mniejsza impreza niż u mnie. To jak?

Mieszkanie Slevina Kelevry, 12:32

Był już na nogach od kilku godzin, rano musiał dać sobie w żyłę. Morfiną oczywiście.
Zadzwonił telefon. "Kogo tam..."
-Dzień dobry, szukam kogoś do najemnej roboty. Czy dobrze trafiłem?
-Tak, z kim rozmawiam? - Slevin wiedział, że tylko największe matoły podają swoje dane w rozmawach o najemnech robocie, ale z przyzwyczajenia pytał. A najemna robota to bło ciekawe omówienie jego zawodu.
-To nieistotne, chciałbym pana wynająć do pewnej roboty. Na dziś. Daję 2000 dolców.
-Mało.
-Rozumiem, że może się to panu wydawac mało, ale jest to krótka robota związana z ubezpieczaniem jednej osoby. Maksymalnie kilka godzin wliczone z przygotowaniem.
-Pomyślę.
-Jeżeli sie pan namyśli, to proszę być w River Park na wysokości baru "Kosmiczna Mysz" o... 14.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 04-06-2011, 21:58   #15
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Po zakończeniu rozmowy telefonicznej, spojrzał na zegarek. 12:33, więc do 14:00 miał jeszcze z jakieś dwie godziny i kilka minut. Zdąży zrobić kilka ćwiczeń, zjeść śniadanie i odwiedzić sklep.

Pierwsze zadanie, jakie sobie wyznaczył poszło mu bardzo sprawnie, mimo ran. Zapewne ta lekkość spowodowana była zastrzykiem morfiny, który sobie przed chwilą zaaplikował. Dwadzieścia podciągnięć na drążku zamontowanym nad wejściem do salonu oraz piętnaście pompek. Lubił być w dobrej formie i prawie codziennie starał się coś robić. Nie po to żeby szpanować, czy być tak szerokim żeby nie mieścić się w drzwiach. Po prostu. Dla kondycji i zdrowia, gdzie to drugie było mu bardzo potrzebne.

Salon miał urządzony bardzo schludnie i połączony z sypialnią. Praktycznie przeznaczył na mieszkanie połowę odszkodowania wojennego, które mimo wszystko mu wypłacają, reszta poszła na samochód z komisu. Używany, ale za to jaki! Cadillac Fletwood koloru kruczo czarnego. Był z niego dumny i zadowolony. Był w dość zadbanym stanie i za dość rozsądne pieniądze. Praktycznie prosił się o kupno.

A mieszkanie? Telewizor, przed nim kanapa i stolik. W kącie lampa, łóżko, półka z książkami i bibelotami po lewej, biurko z komputerem koło okna. Po prawej droga na przedsionek, a z niego tylko do toalety i łazienki w jednym, lub na klatkę schodową. Kuchnia połączona z salonem oraz drzwiami do łazienki, tak żeby nie było trzeba biec dookoła z nagłą potrzebą. Gdy skończył rozmyślania o otrzymanej niedawno ofercie, wskoczył pod prysznic. Tam jego rozmyślania, pod nurtem bieżącej i gorącej wody, przybrały na sile.

”Dwatysiące za samo wsparcie, to dużo, ale jak coś się spieprzy? Wtedy zawołam więcej, a że zawsze się coś pieprzy, zawołam już na samym początku. Tak, 4,000 $ by mi odpowiadały. I pytanie, czy sam muszę sobie załatwić sprzęt. O ile pamiętam, gdzieś mam numer do Lewisa, starego drania poznanego w Afganistanie. Z pewnością załatwił by mi AK-74 z kilkoma magazynkami, ale na razie niech się dowiem na czym ta ochrona ma polegać. Jak będą chcieli dyskrecje i każą latać mi tylko z nożem albo z pałką, niech się wypchają…” – woda leciała, szampon się pienił, a pamiątka z Iraku rwała swędzącym bólem, ale znośnym. Brał już morfinę, więc po wyjściu spod prysznica otworzył szafkę zawieszoną nad umywalką i wyciągnął opakowanie proszków przeciwbólowych. Robił tak niejednokrotnie, więc nie martwił się o skutki. Tak właściwie od momentu kiedy go poskładali w szpitalu wojskowym, stał się lekomanem. Gościem uzależnionym od środków przeciwbólowych. Przeklinał to, ale gdy zrobił sobie kiedyś przerwę od leków, nie mógł wstać z łóżka. Przy jego profesji, to niedopuszczalne. Popite wodą z kranu pigułki, szybko zniknęły w przełyku Slevina.

Ubrał się na szybko i lekko. Na dworze panowała dość wysoka temperatura, a on nie lubił wysokich temperatur. A z pewnością nie lubiła ich jego rana. Zarzucił na siebie koszulkę z jakimś nadrukiem, jeansowe rybaczki i wojskowe, wysokie obuwie. Jedyne jakie miał, niestety wyglądał dość komicznie. Zresztą nie przywiązywał wagi do ubioru. Może gdyby nie wyglądał jak dwie twarze z „Batmana” i miał szansę u jakiejkolwiek dziewczyny innej niż płatna dziwka, zadbał by może też o siebie, wygląd i ubiór. Chowając do kieszeni portfel, kluczyki do samochodu i gnata za pasek, wyszedł z domu. Sklep miał niedaleko, więc nie brał na razie samochodu. Postanowił się przejść, kolejne ćwiczenie ku chwale kondycji i zdrowia. W osiedlowym sklepie był dość dobrze znaną postacią. Charakterystyczną. Matka i córka przejęły go od zabitego w napadzie ojca. Takie czasy. Kupił świeże pieczywo, kilka puszek piwa, herbatę i dwie konserwy. Zawsze gdy płacił, obsługiwała go córka, ale cały czas bała się na niego spojrzeć. Irytowało go to, ale nic z tego sobie nie robił. Nie inaczej było i tym razem.

Po powrocie do domu, na szybko przyrządził sobie jakieś kanapki i gorącą herbatę, wcześniej kupując od młodzik dwa gramy konopi indyjskiej, która również uśnieżała ból. Zapali sobie w samochodzie, w drodze o „rozmowę kwalifikacyjną”. Zerknął na radiobudzik. 13:10. Nie tracąc czasu dokończył duszkiem herbatę, zgasił światła i wyszedł z mieszkania. Potem zapalił sobie, jak obiecywał i pojechał sobie tylko znanymi drogami na umówione miejsce spotkania. Gdy dotarł na miejsce, był 12 minut za wcześnie. Usiadł na ławce i czekał.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 04-06-2011 o 22:01. Powód: Pochylenie nie weszło ;)
SWAT jest offline  
Stary 05-06-2011, 01:54   #16
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
-Zgoda.- Dorian odpowiedział krótko, po czym rozłączył się. Z małym trudem wstał z fotela i rozejrzał się po mieszkaniu.

Ktoś kto zobaczyłby w tym momencie Zibowskiego, najpewniej uznałaby go z wariata. Mężczyzna stał na środku dużego pokoju i raz za razem obracał się wokół własnej osi. Mamrotał przy tym pod nosem i zaciskał mocno powieki. Jego palec wskazujący raz za razem zmieniał punkt celowania.

W końcu mężczyzna uśmiechnął się, z palcem wskazującym skierowanym ku łazience.

-Prysznic, śniadanie, rzeczy z pralni. Tak.- zaplanował w końcu, ruszając raźnym krokiem w stronę przeszklonych drzwiczek prysznica. W głowie układał już plan na resztę dnia. Plan zapowiadający się całkiem przyjemnie.

*



Bar „Pięć Asów” wcale nie był kasynem ani szulernią, jak wskazywała na to nazwa. Ciepłe i przyjemne wnętrze małego klubu przystrojone było w stylu lat dwudziestych poprzedniego wieku. Skórzane kanapy, przytłumione światło i duże lustro na jednej ze ścian przyjemnie komponowały się ze sobą. Nawet szeroki telewizor stojący na szafce jakoś pasował do tego wszystkiego. Co tu poradzić, faceci wpadający tu na ciastko albo piwo lubili popatrzeć na mecze albo chociaż zawiesić wzrok na jakiejś lasce z teledysku.

Zibi z trudem powstrzymał przekleństwo, gdy przy poprawianiu krawatu zadrapał szyję bukietem róż.
Mitzi lubiła gdy przychodzący do niej facet był dobrze ubrany. Dorian obejrzał się w lustrze. Jego czerwony garnitur był świeżo wyprasowany i aż lśnił czystością. Mitzi lubiła też kwiaty. Bukiet róż wydawał się spełniać to zadanie.

Szuler ostrożnie usiadł na najbliższej kanapie, opierając się o stolik. Kelnerka podeszła do niego, podając mu zwyczajową kawę oraz kremówkę. Reszta ciastek eksponowana była w staroświeckiej gablocie stojącej na ladzie.

-Pani May zaraz przyjdzie.- powiedziała, uśmiechając się do stałego bywalca. Palcem podrapała się po policzku, dając znać że mężczyzna miał coś na policzku. Zibi skinął jej w podzięce głową i szybko pozbył się zabrudzenia wierzchem dłoni.

Kilka sekund później za jego plecami rozległ się uwodzicielski głos.

-Co tym razem cię tu sprowadza?



Zibi obejrzał się ponad ramieniem i uśmiechnął lekko. Mitzi May, jego wieloletnia przyjaciółka i wspólniczka. Kiedyś prawie coś między nimi zaszło. Prawie robiło wielką różnicę. Dawniej szalona dziewczyna tańcząca na stołach co lepszych klubów zmieniła się znacznie przez tych kilka lat. Suknia, makijaż oraz odpowiedzialność za własny biznes. Tak… To zmieniało człowieka.

-Ślicznie wyglądasz.- zaczął, wręczając jej bukiet. Mitzi przyjęła go i bezceremonialnie wstawiła do najbliższego dzbanka z wodą mineralną dla gości.

-Dobra, słodką gadkę mamy już za sobą. Co się dzieje?- zapytała rzeczowym tonem, lekko zaciągając się papierosem. Mężczyzna odczekał aż kelnerka pod mu ciastko i kawę, po czym odchrząknął.

-Co wiesz o barze Patiomkim?

-Co, będziesz grał z ruskimi?- odparowała i nawet nie poczekała na odpowiedź.- To klub. Duża, ciemna sala na dole a nad nią kilka mniejszych pokoików. Budynek całkiem nieźle wygląda a co jakiś czas ściąga tam ruska i nie tylko, młodzież, żeby trochę poszaleć na dyskotece. Za barem jakiś staruch straszy swoim wyglądem, po za tym nic nowego.

Zibowski skinął głową, upijając łyk kawy.

-Świetnie. Będę robił za krupiera dla nijakiego Michaiła Aleksiejewicza. Wiesz coś o nim?

Kobieta lekko zmrużyła oczy, gasząc papierosa w popielniczce.

-Tak… To szef rosyjskiej mafii którego siedzibą jest właśnie Patiomkim. Jeśli będzie to typowa gra, spodziewaj się kilku graczy i może z jednego ochroniarza. Powinien być tam też Nikita.

-Kto?

-Prawa ręka Michaiła i ogółem facet od wszystkiego. Od rady po posłanie kogoś do piachu.

Zibi skinął powoli głową, kończąc kremówkę. Wszystko to wydawało się w miarę zwyczajną robotą. Rzucił okiem na niezadowoloną buzię Mitzi.

-No co? Jeśli jest tam coś nie tak, to powiedz. Jest szansa za łapanie kulki od konkurencyjnego gangu, czy co?

May pokręciła powoli głową, wstając od stolika.

-Nie, ale interesy z ruskimi to nic dobrego. Tak samo robota dla nich.

Dorian zaniemówił, obserwując odchodzącą postać. Językiem oczyścił wąsy z kremu.

-Pozdrów ode mnie Neilette.- rzucił jeszcze na pożegnanie. Mitzi spojrzała na niego chłodno.

-Nie jestem samobójczynią by wspominać o tobie przy mojej siostrze. Powodzenia, Zibi… I uważaj na siebie.

**

Zibi spojrzał ponuro na front klubu Patiomkim, wysiadając z taksówki. Odruchowo rzucił kierowcy spory napiwek, nawet nie zastanawiając się nad tym. Poprawił marynarkę i ruszył w stronę drzwi.

-Krupier.

Mruknął w stronę bramkarza który to przepuścił go bez słowa. Może nie będzie tak źle.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 05-06-2011, 22:45   #17
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
River Park, 14:00

Pracodawca Slevina był niezwykle punktualny. Zadzwonił punktualnie, choć Slevin myślał, że wyśle kogoś na spotkanie. Odebrał połączenie:

-Witam pana Najemnika, widzę, że się zdecydowałeś. Zadanie jest proste. Dzisiaj z Małej Italii w kierunku Vice City wyjeżdza furgonetka. Wyjeżdza mniej więcej o 22:00. Trzeba będzie przejąc furgonetkę i dostarczyć ją w inne miejsce. Pana zadaniem będzie unieszkodliwienie pierwotnej obsady furgonetki i umożliwienie przejęcia. Prowadzeniem zajmie się wytypowany przeze mnie kierowca, ty odwalasz brudną robotę. Oczywiście możesz ich nie zabijac, byle ciebie nie rozpoznali.
-A co z moją forsą?
-Zaraz spotkasz się z kierowcą, on przekaże panu częśc sumy a także przedyskutujecie plan akcji. Kierowca udzieli panu także innych dodatkowych informacji. Zgadzasz się?

Slevin mimowolnie rozejrzał isę po parku, oprócz biegnącej dziewczyny nie miał nikogo innego w zasięgu wzroku. Był jednak pewien, że ktoś go obserwuje. Przeczucie.

-Zgadzasz się? - pracodawca powtórzył pytanie.

Klub Patiomkin

-Idź na górę - bramkarz wskazał palcem kierunek. Dorian odnalazł spiralne, stalowe schody. Rosjan też odnalazł, stali na górze, na korytarzu, paląc paierosy. Było ich dwóch?
-Ty jesteś tym krupierem, jankesie? - Ten "Jankes" w głosie Rosjanina nie spodobał mu się.
-Zgadza się - Dorian do przesady postarał się nadać przerysowany, "hamerykański" akcent swojej odpowiedzi.
-Za mną - Rosjanin poprowadził szulera do pokoiku, którego okna wychodziły na wyasfaltowany plac za budynkiem. Okna, podobnie jak inne w klubie, były przyciemnione.
-Witam krupiera - Michaił powitał go już w progu. Humor miał taki sam jak u Hendersona - przygotowany do gry? A tak w ogóle jestem Michaił Aleksiejewicz.
-Dorian Zibowski - przedstawił się Zibi.
-Polak?
-Zgadza się.
-Jak się cieszę, w koncu się porządnie napijemy. Władymir, polej wszystkim, jedną kolejkę.
-Nie dziękuję, ja stanowczo nie powinienen pić w pracy - Zibi był pewien, że dadzą mu jakieś mocne świństwo, pewnie nawet i czysty spirytus.
-Nu, na dobry początek znajomości - Odezwał się Władymir swoim tubalnym głosem - spokojnie, damy coś słabszego. 30%, na początek - i wcisnął Zibiemu szklankę z grubego szkła.

Wypił. Faktycznie, nie było to aż tak mocne. Władymir nalał znowu.
-No dobra, teraz do stołu, Dorian, tu masz karty, etonów nie mamy, gramy na dolce.

Przy stole siedziało łącznie trzech Rosjan, Michaił, Władymir (obok którego stało kilka butelek z przeroczystym płynem), oraz Borys. Runda się zaczęła. Na prośbę Borysa zaczęli od Pokera dobieranego.

-Dorian, mam osobiste pytanie. Skąd Henderson wytrzasnął takiego dobrego krupiera. Przydałby mi się taki. - odezwał się Michaił.
-Krupier w klubie?
-No tak. Great City żyje głównie finansami, a Poker w mieście to ulubiona rozrywka od końca lat trzydziestych. Wcześniej podobno ciekawsze było szmuglowanie wódy z Kanady. - zaśmiał się.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 09-06-2011 o 20:22.
JohnyTRS jest offline  
Stary 05-06-2011, 23:57   #18
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
-Zgadzasz się? - ponaglał pracodawca.
- Tak, zgadzam się. - odpowiedział Slevin - Ale jak coś się popieprzy, żądam podwyżki
- Doskonale. Oczywiście w razie problemów, dostanie pan adekwatną do nic podwyżkę. Zaraz przyjdzie po Pana mój człowiek z pierwszą ratą. Wytłumaczy Panu wszytsko – pracodawca rozłączył się.

Po chwili przyszedł jakiś tajemniczy facet i przysiadł się do Slevina.
- Jestem Jack. Kierowca. - przedstawił się.
- Slevin. Gdzie forsa?
- W samochodzie. Chodź, mam Cię wprowadzić.
Wstali i w milczeniu poszli do samochodu, którym okazał się Ford Shelby GT500. Srebrny. Cud maszynka. Akurat zaparkowana była przed jego Cadillac'iem. Nie przyznał się że to jego maszyna, ta z tyłu. Na razie nie mógł oderwać oczu od Shelby.
- Umiesz tym prowadzić? - zapytał
- Jako tako. - skwapliwie odpowiadał Jack.
Doskonale. Pojedzie niesamowicie szybkim samochodem, z gościem który prowadzi go "jako tako". Ten dzień zapowiadał się niesamowicie spektakularnie. Wsiadł po stronie pasażera.
- Dobra, daj pieniądze i wprowadzaj.
- Najpierw mam Ci pokazać miejsce z którego wyjedzie cel.
- No to jedźmy - zrobił gest ręką, zachęcający do przekręcenia kluczyka.
Silnik ryknął, a Jack powoli ruszył w miejsce przeznaczenia. W czasie drogi mówił Slevinowi te mniej istotne rzeczy, ale mówił je krótko, prawie że lakonicznie, ale rzeczowo. W zasadzie przyswajał tylko informacje o ochronie i samej furgonetce.
- W furgonie będzie około dwóch ochroniarzy, plus kierowca. Mają być uzbrojeni tylko w pistolety, ale nieździw się jak jeden będzie miał karabinek albo pistolet maszynowy.
- A co z furgonem? Jakieś wzmocnienia? Pancerne szyby?
- Nie, nic z tych rzeczy. Zależy im na wtopieniu się w tłum, więc będzie normalny, cywilny furgon.
Po chwili, kiedy Slevin zbierał się na kolejne pytanie, kierowca oznajmił że dojechali na miejsce.
- Tutaj zaatakujemy. Zrobimy to szybko. - oznajmił kierowca.
- Nie zrobimy tego tutaj. - odpowiedział Slevin.
- Dlaczego? Im szybciej uderzymy, tym lepiej. - upierał się Jack.
- Z tamtąd skąd wyjeżdżają, mają napewno kumpli. A więcej gości na tej imprezie nie potrzebuje. Do tego łatwiej im będzie wysłać za nami pościg.
Kierowca zatwożył się. W tym co mówił Slevin coś było. W końcu kiwnął głową i powiedział:
- Dobra "komandosie", więc gdzie to zrobimy? - na słowo komandos ucieszył się, był to dla niego to komplement.
- Mówiłeś że jadą na południe, do Vice City? - Jack kiwnął głową, a Slevin wyjął smartfona i wszedł w Internet. Szybko otworzył mapkę miasta - Widzisz tą restaurację? Mają długi podjazd, spory parking i mało klientów, a tam dalej mieszka mój znajomy. Zajedziemy im drogę na tym skrzyżowaniu, załatwię ich, a reszta tak jak mówiłeś. Im dalej od bazy wyjazdowej, tym lepiej.
- Dobra, to gdzie mam Cię odebrać? - przystał wkońcu młody na propozycję zaprawionego żołnierza.
- Wiesz gdzie to jest? - wskazał palcem ulicę w północnym Hepburn. Kierowca skinął głową - Od tego skrzyżowania kilka metrów dalej jest wjazd w boczną uliczkę. Będę tam czekał. A teraz zabierz mnie tam, skąd mnie zabrałeś.
Kierowca posłusznie wykonał polecenie, aż w końcu dojechali na miejsce. Tym razem trochę gazował na prostych, przez co szybko dotarli na parking. Czarny Cadillac czekał za właścicielem.

Kelevra wsiadł do czarnego pojazdu, wyciągnął smartfon i z książki wybrał numer pułkownika Levisa. Za pierwszym razem nie odebrał, ale za drugim dał radę. W końcu gość nie miał nogi.
- Tak? Kto tam? - w słuchawce rozległ się charkliwy głos.
- Tu Kelevra, masz coś na stanie?
- O... - zdziwił się staruszek -Dostałeś w końcu pracę? Jasne że mam kilka zabawek, wpadnij, pokażę Ci co udało mi się zdobyć.

Kilka chwil później Kelevra już jechał w kierunku starego znajomego. W radiu puścił sobie stację radiową "K Rose". Dla urozmaicenia i zrobienia przerwy od hip-hopu. W tym akompaniamęcie pojechał do Levisa. Na miejscu, facet już czekał praktycznie na podjeździe. Gestem ręki, Levis zabrał Slevina do garażu, gdzie zdjął deskę podłogową i zaczął wyjmować karbiny i proponować je znajomemu. A czego on z stamtąd nie wyjął. FAMAS, AKM, AKMS, AK-74, AK-101, XM, Colt M4, M16 i kilka większych zabawek pokroju M60 czy UKM-2000.
- To jak? Co bierzesz? - zapytał podekscytowany.
- Mam tylko 1000 dolców, co polecasz?
- Wiesz że Cię szanuję i że nie słusznie wywalili Cię z wojska. I mam też dla Ciebie z tego powodu promocję na ten...
- Nie potrzebuję litości, tylko kawał solidnego karabinu. Co polecasz?
- Za 750$ dam Ci tego AK-101 i pięć magazynków, plus kilka pestek luzem. Bierzesz?
- Zapakuj. Jeszcze muszę wpaść do Ammunacji.
- Po co? U mnie masz wszytsko! Nawet pestki do twojego Sig Sauera Ci dam. - obruszył się mężczyzna, jak usłyszał o konkurencji.
- Nie, tego akurat nie masz.
- Skoro tak sądzisz... Trzymaj. - Levis podał Slevinowi zapakowany w torbę podróżną karabin wraz z amunicją. Standardowo mężczyźni upewnili się że nikt nie obserwuje wejścia oraz nie podsłuchuje i rozeszli się.
W Ammunacji Slevin kupił tylko kamizelkę za 200$ i kominiarkę za 10$. Zostało mu tylko kilka dolców z 1000$. Nie miał co liczyć na podwyżkę, ale miał nadzieję na kolejne zadania później. Musiał wyrabiać sobie renomę i opinię w tym mieście. W końcu z renty wojskowej trudno wyżyć.
W domu poczekał na odpowiednią porę, robiąc różne rzeczy. Od zabijanie czasu przed komputerem, po ćwiczenia i szprycowanie się lekarstwami i trawą. Kiedy przyszła pora, wymknął się z domu i ustawił w umówionej uliczce.
Czekał.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 09-06-2011 o 00:22.
SWAT jest offline  
Stary 07-06-2011, 09:33   #19
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Zibi uśmiechnął się lekko, co jakiś czas popijając ze szklanki. Robił to dość szybkimi i gwałtownymi ruchami, nadając całej czynności wrażenie całkiem porządnego chlania. Sam mężczyzna nie pił jednak za dużo, po prostu ostrożnie osuszając szklankę. W trakcie gry pozwolił sobie na puszczenie dymka, trzymając papierosa w kąciku ust.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=VYXfWg5Loxg[/MEDIA]

Sama gra przebiegała całkiem sprawnie. W tym wypadku Zibi nie faworywował nikogo, tylko od czasu do czasu podrzucając Michaiłowi nieco lepsze karty. Ot, z szacunku do pracodawcy. Karty z dość często używanej talii świetnie pracowały z Dorianem, przeskakując z ręki do ręki i całkiem dobrze sprawdzając się przy większości sztuczek. Mężczyzna nie odzywał się zbytnio, po prostu pracając.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 09-06-2011, 20:14   #20
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Mała Italia, 21:54

-Szybciej - Drukarz wydawał rozkazy, stojąc opartym o ceglaną ścianę. Dwójka ludzi przenosiła w ukropie... Pudełka do butów. Od zwykłych różniły się tylko zawartością. Dolary, które spłynęły spod sporej drukarki, owinięte banderolami banku Liberty, oddział Great City.
-Dobra, jeszcze kilka - Drukarz po raz kolejny przerwał milczenie. Nikt inny się nie odezwał.
Zamknęłi tylne drzwi lekko zdezelowanego Moonbeana, który na bokach miał ponaklejane reklamy jednej z firm obuwniczych. Tych samych dwóch ludzi siadło do szeferki. Uruchomili silnik. Kierowca furgonetki skierował sie prosto na południe, przez lekko uchylone szyby wozu Drukarz słyszał, jak włączyli radio.

Północne Hepburn.

Slevin patrzył krzywo na współpracownika, który na miejsce akcji przyjechał lekko obtłuczonym Sabre, który cholernie rzęził.
-Fajny wóz - zaczął Slevin.
-Dzięki, ale nie mój - kierowca pokazał Kelevrze lateksowe rękawiczki na dłoniach, najemnik szybko pojął aluzję - posłuży nam do zatarasowania drogi, żebyś mógł - spojrzał na torbę najemnika - zająć się załogą furgonetki. Tą furgonetką będzie stary Moonbean z reklamą obuwia. Zaraz powinien być. Ogólnie mój plan jest taki: Zasadzisz się w tej uliczce o której mówiłeś. Ja będę czekał na skrzyżowaniu wcześniej, jak zobaczę, że nadjeżdza furgonetka, wyjadę przed nią i będę udawał kogoś, kto nie potrafi jeździć. Ostatecznie stanę prawie na srodku drogi tak, że furgonetka będzie zwrócona bokiem do ciebie. Chyba ze masz inną propozycję. Dla nadania większych szans na zminilizowanie odkrycia postepu, zastosuję kamuflaż - tu pokazał Slevinowi, co ma w reklamówce z supermarketu. - Peruka, blondynka która nie potrafi jeździć, to nic nowego.

Middle Park, Klub Potiomkin

Wódy w butelkach było coraz mniej, wszyscy pili równo, tylko Zibi pił ostrożnie ale i tak wydawało mu isę, że jest bardziej pijamy niż pozostali. Gra się rozkręciła, rozochoceni Rosjanie zaczeli głośno gadać o takich tematach, że tylko mocny alkohol uchronił żołądek Zibiego przed zwróceniem zawartości.
-A pamiętasz jak złapaliśmy Igora, jak donosił Włochom? To był piękny widok, jak powieśiliśmy go za jaja pod sufitem. Była nawet niezła zabawa, szczególnie wtedy, kiedy niestety grawitacja zwyciężyła i spadł nieborak. Ale sznur wytrzymał, hak w suficie też. Cholera, nie wiem, jak Igor mógł strzelać z kałacha całą serią, skoro miał takie słabe jaja...
Reszta ryknęła gromkim śmiechem, szczególnie Michaił, który miał po raz kolejny dobrą passę. Zibi był naprawdę pomocny, dobra karta co rusz trafiała się szefowi na ręce.
- A powiedz mi, bratok, co w końcu robi senator poza tym swoim politykowaniem? Sam się chwali, że zamiast w tym całym Waszyngtonie rzadko jest, a tutaj co tusz jakiś bankiet. Hazard? Pranie brudnych pieniędzy? Gorące południowe dziewczynki? - Borys nagle wyrwał się z wesołej zadumy i zwócił się na Doriana prezentując swój szczery, słowiański uśmiech.
Kiedy Dorian popatrzył się na Borysa, siedzący obok stolika z alkoholem Władymir wyciągnłą spod nóg butelkę i dolał z niej do stojących na stole. Zibiemu, gdy miał udzielić odpowiedzi, zaschło w gardle, popił wódą. Naraz przypomniała mu się rozmowa z Hendersonem po bankiecie: "po co zaprasza tych wszystkich szefów organizacji przesepczych. On ich zaprasza, ale po co?" skojarzyło mu isę to jedym określeniem, które padło w programi telewizyjnym o upadku rodzin mafijnych:" cappo di tutti capi. Czy Henderson chce byc taką osobą w Great City?" - Zibi sam zadał sobie takie pytanie.

Kafejka na dworcu Great Central

-Danny, zmobilizuj się i napisz ten artykuł... Nie nie interesuje mnie, że w Great City jest coraz więcej dziur w drogach... Ale to jest nudne, co z tego, że mój tygodnik nazywa się "Streets, ty jestęś tylko redaktorem... Mam gdzies statystyki, ja odpowiadam za finanse. Chcę ten artykuł, zmobilizuj kogo trzeba... Tak, o nieudolności policji. Napisz co chcesz, ale zawrzyj ostatnie wydarzenie, czyli morderstwo Danzigów, strzelaniny w Middle Parku, Problem Candem, brutalna kradziez samochodu w Hepburn...
-Jaka kradzież? - rozmówca był mocno zdziwiony.
-A faktycznie, zapomniałem, to dopiero się wydarzy. No to cześć, oczekuję następnego wydania... - Zakończył rozmowę, schował telefon. W kafejce obrócz lichej obsługi nie było nikogo innego, Stacja straciła na znaczeniu, była kolejnę stacją przelotową na magistrali, żadnym węzłem. Kilka pociągów na dzień, podróżni szybko przemieszczają się do Śródmieścia. Jedynie kilka firm wysyła przesyłki koleją do portów na południu i wschodzie...

Stare czasy minęły, rolę łącznika z pizzerii zajęły telefony komórkowe.
-Ale buty nadal są dobre - mruknłą pod nosem i wyszedł z budynku dworca, kierując się na postój taksówek.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172