Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2011, 20:27   #21
 
Mantis's Avatar
 
Reputacja: 1 Mantis nie jest za bardzo znanyMantis nie jest za bardzo znany
Gdy przy wyjeździe Edward zobaczył że nie tylko rycerze jadą na polowanie, zwątpił. Widocznie sir Erik nie powiadomił dam o nowej decyzji diuka. Bądź powiadomił, ale nasze damy mają zbyt twardy charakter aby ustąpić tak łatwo. Przez to jednak Daligar nie poczuł się niezręcznie. Powodem lekkiego wstydu była świta reszty rycerzy oraz dam. Giermkowie oraz inni poddani wyjeżdżali z zamku diuka. Edward miał u boku tylko Krissa. Cała jego świta towarzysząca mu na zamku, liczyła cztery osoby (oczywiście wliczając siebie samego). Widoczna była przepaść miedzy nim a szlachetnie urodzonymi.
- Przestań, stoczyłeś wiele walk w imię króla. Można powiedzieć że wywalczyłeś sobie dobre imię, a mimo to wstydzisz się tego wszystkiego? - Kriss spoglądał z lekkim politowaniem na swojego Pana.
Coś w tym było. Większość, a w zasadzie prawie całą służbę zostawił w posiadłości ze swym ojcem. Nie tylko musiała dbać o miejsce w którym mieszkał, ale również pilnować jego ojca. Co by przypadkiem znowu czegoś nie chciał odnawiać. Dlatego jego świta była tak mała. Kriss miał racje, nie miał się czego wstydzić. Wywalczył sobie tytuł szlachcica. Musi być bardziej pewny siebie jeżeli chodzi o stosunki między ludzkie(a w zasadzie szlacheckie). Niedługo nadarzyła mu się okazja do sprawdzenia swojego postanowienie. Gdy usłyszał głos Garetha ucieszył się że w końcu porozmawia z kimś innym niż z Krissem.

Rozmowa bardzo umilała mu podróż. Z Sokolnikiem rozmawiało się swobodnie i przyjemnie. Na chwile zapomniał że jest rycerzem od roku a jego rozmówca... wręcz przeciwnie. Gdy nadszedł czas polowania, Edward postanowił że nadrobi zaległości i porozmawia z resztą osób. Niestety nie miał na to okazji. Sir Stephen i Lady Kaylyn ruszyli razem w las. Sir Erika nawet nie zauważył gdy zniknął z swoja świtą, a sir Gareth'owi i Lady Marinie postanowił nie przeszkadzać w spólnych łowach. Znowu (stety i niestety) został z swoim giermkiem.

Na początku od razu sobie ustalili że nie są tutaj z powodu polowania. To mają być tylko pozory. Stwierdzili wiec ze duża zwierzyna będzie im tylko przeszkadzać. Tym bardziej że było ich tylko dwóch. Dziki, jelenie i przedrzymskim niedźwiedzie, odpadają. Pozostają tylko zające oraz ptaki. Edward znał niezawodny sposób polowania na zające. Nauczył go jego brat gdy byli młodsi, a on przekazał tę wiedzę Krissowi. Konie przywiązali do najbliższego drzewa. Wiedział że będą tylko przeszkadzały. Kriss zostawił swój łuk. Na nic się nie przyda. Edward wziął tylko swój miecz (dalej obawiał się niespodzianek). Znaleźli patyki, wielkości krótkiego miecza. Były lekko zakrzywione. Potem po kolei rzucali w pień drzewa z sporej odległości. Z początku dużo razy chybili celu. Po dłuższej jednak chwili gdy dziewięć na dziesięć patyków trafiało w pień, stwierdzili ze są gotowi. Poszli szukać swojego celu. Edward zdawał sobie sprawę że to prymitywny sposób na polowanie, ale widział wiele razy że skuteczny. (Tym bardziej ze ani on ani jego giermek nie radzili sobie wybitnie z łukiem). Po dłuższej chwili gdy wyszli na niewielką polane, wśród trawy wypatrzyli długie wystające uszy. Spojrzeli po sobie i Kriss kiwnął lekko głową że pierwszy zając należy do jego pana. Edward wiedział ze ma tylko jedno podejście. Musi trafić zająca w głowę za pierwszym razem. Gdy zając zacznie uciekać, giermek nie trafi już go drugim patykiem. Obaj podeszli najbliżej jak się tylko dało nie strasząc zająca. Odległość miedzy nimi a zwierzyną byłą mniej więcej taka, przy jakiej ćwiczyli rzuty w pień. Edward rzucił. Usłyszeli ciche pyk. Kij trafił prosto w głowę zwierzaka. Edward nie krył dumy że tak prymitywny sposób (po raz kolejny) okazał się skuteczny. Cieszył się również ze tylko Kriss był przy tym. Dalej jednak lekko się obawiał wyśmiania jego pochodzenia przez innych.

Wrócili do wszystkich z dwoma zającami. Jeden upolowany przez Edwarda, drugi przez jego giermka. Gdy byli już w dalszej drodze na spotkanie Oswalda, Kriss szturchnął przyjaciela aby ten zwrócił uwagę na bladość Lady Kaylyn. Edward nie miał jednak czasu na obmyślenie powodu jej lęku. Spostrzegł orszak oraz gońca. Zobaczył jak rycerze i damy udają się w rożnych kierunkach. Sam wybrał natomiast ten w którym udał sie sir Erik. Tak, to będzie dobra sposobność aby (jak to mówi jego ojciec) przełamać lody.
 
Mantis jest offline  
Stary 31-10-2011, 23:03   #22
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Takiego rozwoju wypadków nikt się nie spodziewał. W jednym momencie na horyzoncie pojawił się orszak hrabiego Oswalda i królewski goniec. Grupa dam i rycerstwa, która wyjechała z lasu stanęła przed nie lada dylematem do kogo udać się w pierwszej kolejności. Z jednej strony goniec nie jechał do nich, ale ciekawość gryzła ich serca. Z drugiej strony spotkanie z hrabią było sprawą honorową, ale tak naprawdę mogło spokojnie zaczekać.

Lady Kaylyn Orville, sir Stephen the Osprey
Tylko sir Stephen i towarzysząca mu w czasie polowanie lady Kaylyn uznali, że powitanie hrabiego Oswalda w granicach ziem księcia Tondberta może poczekać. Goniec nosił widoczne królewskie znaki jasne więc było, że niesie ważne wieści. Na widok rycerstwa wyłaniającego się z lasu skręcił on wyraźnie w ich stronę mimo, że pierwotnie jechał zupełnie w innym kierunku. Coś musiało go skłonić do zmiany kierunku. Przeważnie goniec ignoruje wszystkich napotkanych po drodze do swego celu ludzi.
Sir Stephen wysunął się na czoło i jako pierwszy dojechał do gońca, dopiero za nim pojawiła się lady Kaylyn i jej świta.
- Panie - goniec skłonił się nisko przyciskając rękę do serca. Widać było, że jest młodym giermkiem dopiero co po postrzyżynach. - Mam nadzieję, że wybaczone mi będzie żem zjechał ze szlaku i zaniedbał, tym samym me obowiązki. Poznałem cię jednak panie, jako rycerza księcia Tondberta i pomyślałem, że dobrze byś wiedział co się stało. Król Arthur miał wypadek. Wielkie nieszczęście spadło na nas w czasie drogi. Nie uwierzysz panie, ale nasze konie zaatakowało stado kruków. Rzuciły się one niczym wściekłe do oczu naszych ogierów. Wiele koni w panice poniosło swych jeźdźców i spowodowało ich upadek. Także koń króla Arthura zrzucił go. Król jest ciężko ranny. Jadę zawiadomić księcia o tym co się stało i o tym, że król z przykrością odwołuje swoją wizytę. Mam także list dla księcia.
Wieść spadła na szlachecką parę niczym grom. Oboje nie mogli uwierzyć w to co się stało. Na domiar złego lady Kaylyn cały czas widziała kruka, który kołował nad nimi. Ptak zachowywał się nienaturalnie szybując ciągle nad miejscem, gdzie zatrzymał się królewski goniec. Dziedziczka Meadow Castle nie mogła pozbyć się złych przeczuć i myśli.
- Panie - odezwał się po chwili przerwy młodzieniec - twoja towarzyszka chyba niedomaga. Zajmij się nią panie, bo ja muszę pędzić do księcia przekazać mu złe wieści.
Młodzieniec spiął konia i zamierzał odjechać.

Lady Marina, sir Gareth Reynar, sir Erik Ebitton Pobożny, sir Edward Daligar
O wiele większa grupa ruszyła na spotkanie z orszakiem hrabiego Oswalda. Na czoło wysunął się sir Gareth a za nim podążył reszta drużyny. Grupa jechała wolno, by nie wzbudzać niepotrzebnej paniki w szeregach świty hrabiego.
Zbliżywszy się do czoło pochodu zwolnili jeszcze bardziej. Przywitał ich Mormer, pogański sługa hrabiego. Patrzył on na zbliżających się niczym na łowną zwierzynę. Lady Marina, gdyby nie towarzystwo rycerstwa zapewne wolałaby cofnąć się i zejść z drogi temu mężczyźnie, którego wzrok wyrażał żądzę mordu. Nikt się jednak nie cofnął i cała grupa jechała dalej.
Mormer splunął pod kopyta zbliżających się koni i hardym wzrokiem wpatrywał się w rycerstwo księcia Tondberta.
Po chwili zza wozu w którym zapewne jechała Cynewynne, wyjechał sam hrabia Oswald. Ubrany był on w paradny strój odpowiedni dla jego pozycji. Ironiczny uśmiech na jego twarzy wskazywał, że spodziewał się on podobnego spotkania.
- Cóż to za bóg splata nasze drogi, czcigodni panowie? - rzekł hrabia wpatrując się w niebo. Słowa przez niego wypowiedziane były podszyte wyraźną ironią i kpiną z nienaturalnej przypadkowości ich spotkania. Z dużą satysfakcją i radością oczekiwał on wyjaśnień od rycerzy, którzy wyjechali mu na przeciw.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 01-11-2011 o 16:41.
Pinhead jest offline  
Stary 02-11-2011, 18:42   #23
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Maura & Kelly


Podjeżdżali razem do posłańca, podczas kiedy inni uczestnicy łowów skierowali się do orszaku hrabiego Oswalda. Kaylyn była blada, chociaż dzielnie starała się trzymać. Także Stephenowi nie uszła uwagi bladość dziewczyny:
- Kay, Kay - powiedział cicho, jak oddalili się od pozostałych, zaś ich orszaki również trzymały się nieco za nimi. - Kay, stało się coś?
- Kruk nad nami … taki sam, jakiego widziałam w domu … - dziewczyna spojrzała na niego z nieco mniej, niż zawsze zuchowatą miną- Nie mam zwidów, Stephenie … leci nad nami cały czas … Czemu nikt go nie widzi, tylko ja?
- Pewnie dlatego - stwierdził poważnie martwiąc się - że ktoś bardzo cię nie lubi. Kiedyś słyszałem o takich klątwach pogańskich. Trzeba prawdziwie nam chrześcijańskiej świątyni. Gusła nie zwyciężą bram kościoła. Albo pobożnego pustelnika, który potrafiłby modlitwą odegnać takie rzeczy. Może właśnie ktoś wrogi sądzi, że odegrasz jakąś znaczniejszą rolę gdzieś, która nie pasowałaby mu. Dlatego nie mogąc dosięgnąć cię prawdziwie, usiłuje atakować umysł.


Oznaczałoby to jednak, że nie jest tak źle, skoro może działać jedynie tak pokrętnie. Atakować niewiastę ... - Stephen zatłukłby łajdaka, gdyby znalazł go tylko. To co tamta wroga osoba robiła, bowiem wierzył Kaylyn, że widzi to co widzi, uznawał za łajdactwo. - Będę przy tobie, Kay. Wiem, ze ci ciężko, ale ... przecież dasz radę. Prawda, moja dzielna?
Kiwnęła głową, zbierając się w sobie.
- Dam. Nie jestem damą, która mdleje na widok niebezpieczeństwa. Bądź tylko blisko, zawsze byłeś moim przyjacielem, Stephenie..Jedźmy szybciej do tego posłańca, dziwne tak, ze goni w naszą stronę ...
Posłaniec przyniósł paskudne wieści. Twórca królestwa oraz kontynuator polityki ojca Uthera leżał na łożu boleści. Iluż niechętnych podniesie swoje miecze wszczynając bratobójcze walki, skoro jedynie powaga oraz potęga króla Artura trzymała ich na ostrej wodzy. Osobnik, który zaatakował władcę musiał doskonale zaplanować oraz nienawidzić Logres. Wielki król oraz pokój były zagrożone.

Niewątpliwie rany króla Artura musiały być całkiem solidne, skoro władca musiał przerwać ważną podróż. Ich suzeren wydał polecenie, jednak niewątpliwie sytuacja zmieniła się. Posłaniec musiał być niewątpliwie zdenerwowany, skoro pozwolił sobie rozkazywać Stephenowi oraz polecać mu, co ma robić. Rycerz puścił to jednak mimo uszu.
- Poczekaj moment panie. Lady Orville - zwrócił się do Kay, która choć blada twardo trzymała się - wyślij jednego ze swoich ludzi informując naszych towarzyszy dyskretnie, co się stało, natomiast panię pośle, weź Gudmunda - wskazał na swojego saksońskiego przybocznego - niechaj cię eskortuje, bowiem skoro był cios skierowany na orszak królewski, może ktoś będzie próbował powstrzymać także ciebie. Gudmund należy do najlepszych wojowników, jakich widziałem. Możesz być pewny jego topora.

Kay zwróciła konia w stronę Hugona Warwicka i jego ludzi, stojących z szacunkiem w pewnym oddaleniu. Wykonywała polecenia Stephena szybko, bez żadnych dyskusji, rozumiejąc, że to on decyduje teraz za nich dwoje. Kiedy przekazała cichym głosem Hugonowi dramatyczne wieści, jego rysy stwardniały- a Kay zrozumiała, że nie oddali się on od niej teraz na krok, tym bardziej, że zwierzyła mu się w drodze na zamek na temat kruka, który dobijał się do jej okna. Hugo, podejrzewała, nie był tak bliski chrześcijaństwu jak ciotka by chciała i w jego krwi pulsowały czujne, pogańskie rytmy. Nie lekceważył znaków, tajemnych mocy ani starych bogów. Z wiadomością pojechał więc giermek Hugona, Brantome, a Kay wróciła do Stephena, posłusznie czekając na to, co ów zadecyduje.
- Do króla Artura - stwierdził wypytując dokładnie posłańca, gdzie znajduje się władca. - Nasi towarzysze poinformowani zrozumieją, że musieliśmy tak postąpić. Jego królewska mość jest najwyższym suzerenem i szlachecki honor nakazuje jechać mu na pomoc, skoro podróżuje właśnie do naszego pana. Będzie także niewątpliwie ciekaw tego, co wiemy oraz będzie chciał poznać przypuszczenia księcia. Pomimo rany bowiem chyba jest przytomny, lub będzie, kiedy tam dojedziemy. Milady, może pani jechać? - spytał Kay, gdyż przy posłańcu nie chciał używać imienia.
- Oczywiście - spojrzała na niego poważnie- Mam łuk, Stephenie i jeśli mój widmowy kruk nagle stanie się realnym, jak te, które zaatakowały króla, to poślę mu także realną strzałę. Brantome dogoni nas, skoro tylko przekaże wieści. Możemy jechać natychmiast.
 
Kelly jest offline  
Stary 05-11-2011, 14:15   #24
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Klacz Garetha zatańczyła nerwowo po gościńcu, gdy zrównali się z pochodem hrabiego Oswalda, a on sam wyjechał im naprzeciw. Rycerz ściągnął jej wodze zdecydowanie, obrzucając nadpobudliwego Pikta krótkim spojrzeniem.
- Ale z ciebie wesołego, co? - zagaił na jego morderczą minę, gdy się wymijali.
Zdawał sobie sprawę, że powinien powstrzymywać się od kąśliwych komentarzy, który cisnęły mu się na usta i nie drażnić barbarzyńskiego mężczyzny. Przecież sama żona diuka zwróciła im uwagę, by trzymali swoje nerwy na wodzy i by nie wywołali skandalu niestosownym zachowaniem, a prowokowanie sług hrabiego z pewnością należało do tej ostatniej kategorii. Ale Pan Pogodny sam się prosił o stosowną wypowiedź, a Sokolnik nie lubił sobie odmawiać.
Gdy hrabia wyjechał im naprzeciw, skłonił głowę, przywołując na twarz oszczędny uśmiech.
- Hern, pan polowań i lasów, niechybnie - odpowiedział uprzejmie. U jego siodła wisiały oba upolowane zające, a nie trzeba było mieć bystrego wzroku, by i u pozostałych dostrzec dorodne zdobycze. - Chociaż mawiają, że splatanie ludzkich ścieżek to domena Najwyższego, hrabio.
Plotki krążące o hrabim Oswaldzie jasno określały jego przynależność religijną, ale wciąż pozostawały tylko plotkami, co oznaczało, że nie musiały mieć pokrycia w rzeczywistości. Niemniej już forma pytania wysoko urodzonego mężczyzny dała wiele odpowiedzi. I chociaż Sokolnik darzył hrabiego Oswalda niezbyt przyjaznymi uczuciami, to musiał przed sobą przyznać, że z całej książęcej drużyny z pewnością jest mu do niego najbliżej. Właśnie ze względu na przekonania religijne, w których ojciec Cynewynne zdawał się żonglować w podobny sposób co i on.
- Właśnie mieliśmy wracać do naszego pana seniora, gdy wasz pochód pojawił się na horyzoncie, sir - kontynuował, obracając wierzchowca, by zrównać się z pierwszym konnym. - Nie mielibyście nic przeciwko, abyśmy wam towarzyszyli w drodze powrotnej? Gościniec jeden, a i w grupie raźniej.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."

Ostatnio edytowane przez Delta : 05-11-2011 o 14:15. Powód: Krótkie posty ssą ._.
Delta jest offline  
Stary 05-11-2011, 23:07   #25
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Pojechali w stronę orszaku. Wolno, wstrzymując konie, choć Marina z chęcią puściła by swojego ogiera w kłus – gdyby nie okoliczności, a także to, ze takie zachowanie nie licowało z jej pozycją.

Marina trzymała się w środku ich grupy, ale nie zwracała zbytnio uwagi na pozostałych, wypatrując Cyne. Jej serce radowało się na rychłe spotkanie z wybranką ukochanego przyjaciela. Traktowała Erica prawie jak brata, nie czuła więc zawiści do Cyne i cieszyła się ich szczęściem. Wiele razy młodzi spotykali się w jej posiadłości, a ona zawsze gościła, kiedy jeszcze ich zażyłość nie była tak wielka, a także potem, gdy ich miłość już rozkwitła, ale chronili ja przed światem i wiedzą rodziców.

Poczuła, jak przesuwa się po niej wzrok jakiegoś mężczyzny – rozpoznała Mormera. Wrogość bijąca z sylwetki i spojrzenia mężczyzny była widoczna jak na dłoni. Marina poczuła przelotną chęć zawrócenia konia – nie przywykła, żeby mężczyźni patrzyli na nią takim wzrokiem. Z czystą, żywą nienawiścią. Jakby była niewiele więcej warta niż te szaraki wiszące u siodła Garetha. Szybko jednak zorientowała się, że ten mord w oczach Mormerta nie jest skierowany bezpośrednio w jej stronę – sługa Oswalda obdarzał równą pogardą wszystkie osoby w ich grupie.
"Najgorsze jest to – przemknęło jej przez głowę – że sługa nie okazywał by tak jawnej nienawiści bez przyzwolenia swojego pana".
Nie mogło być żadnych wątpliwości, co do nastawienie sir Oswalda. Marina westchnęła, kiedy usłyszała jego szyderczy głos.

Nie odezwała się – rozmowę należało zostawić mężczyzną. Wstrzymała konia i usunęła się na bok traktu pozwalając orszakowi przejechać obok niej. Jej wzrok przyciągnął strojny wóz – skierowała się w jego stronę pewna, że spotka tam Cynewynne.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 06-11-2011, 11:35   #26
 
Falcon911's Avatar
 
Reputacja: 1 Falcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodze
Gdy Erik podjechał ku hrabiemu, przywitało go nienawistne spojrzenie piktyjskich oczu. Pamiętał, że Oswald ma w swoich szeregach tego człowieka, ale teraz zacisnął szczęki, widząc Mormera.
- Pater noster, qui es in caelis, sanctificetur nomen tuum, adveniat regnum tuum, fiat voluntas tua sicut in caelo et in terra.
Panem nostrum quotidianum da nobis hodie...

Szybko zmówił modlitwę, by nie dać się ponieść emocjom, ale też dlatego, by prosić Boga o zmiłowanie dla sługi Oswalda; jeden Pan tylko mógł wybaczyć jego niewierność.
Zazgrzytał tylko zębami i mocniej zacisnął dłoń na wodzach, usiłując nie dopuścić do czegoś głupiego. Jako, że sir Gareth rozpoczął już wyjaśnienia dotyczące podróży, Erik nie odzywał się, polegając na słowach Sokolnika. Już jakiś czas temu zdążył zauważyć, że rycerz nie czci jedynie Pana, ale oddaje też cześć pogańskim bóstwom. Przymknął jednak na to oko wiedząc, że wierny jest Tondbertowi. Początkowo nie ufał mu, tak jak nie ufał nikomu wyznającemu inną wiarę - teraz jednak nabrał do niego szacunku.
Przyglądał się ze srogą miną Piktowi decydując, że to właśnie jego wybierze sobie za przeciwnika, gdyby sprawy przyjęły nieciekawy obrót. Co może być lepszą gwarancją na wejście do Królestwa Bożego, niż skończenie z niewiernym, w dodatku tak pogardliwie odnoszącym się do każdego, także do dam? Tak, Erik słyszał wiele plotek o owym człowieku. Tym mocniej poprzysiągł sobie uważać na niego i dbać o jego nieszkodliwość w dalszej części podróży.
Hrabia także nie wywarł na Eriku pozytywnego wrażenia - jego kpiące spojrzenie i ociekający wprost ironią głos sprawił, że całkiem przestał mu ufać. Ale nie przestawał się modlić - w jego myślach wciaż przewijały się pokorne błagania do Najwyższego, by darował grzechy, oraz przyjął owych niegodnych nazywać się dziećmi bożymi ludzi, na łono Kościoła.
Zerknął do tyłu na pozostających w tyle Lady Orville i sir Stephena, rozmawiających z posłańcem. Widać wieści nie były zbyt radosne, bowiem wyczuwał już napięcie, jakie ogarnęło towarzyszy.
- Panie, spraw, aby nie było to nic złego... - szepnął.
 
Falcon911 jest offline  
Stary 06-11-2011, 19:14   #27
 
Mantis's Avatar
 
Reputacja: 1 Mantis nie jest za bardzo znanyMantis nie jest za bardzo znany
Edward w drodze do orszaku Oswalda, kiwnął głową do swego giermka. Kriss popędził konia. Gdy się zrównali, Daligar zwolnił tempo.
- Przez to całe polowanie zapomniałem spytać cię o wasali Oswalda. Powiedz mi kim jest ten barbarzyńca na przedzie?
- To... mój panie... - Kriss miał kłopoty z przekazaniem informacji. Wiedział jaki stosunek miał jego przyjaciel do Piktów – tak jak powiedziałeś. To barbarzyńca. Mormer. Plotki mówią że wywodzi się z plemienia Piktów. - Czekał na jakąś reakcje z strony rycerza. Edward jednak nie skomentował – Jak widać ...
- Jest dobrze zbudowany – przerwał mu Edward - wygląda obskurnie, las to pewnie jego drugi dom (a może pierwszy). Zapewne jest wyśmienitym łowcą. Musi być w straży Oswalda. - Spojrzał na swojego przyjaciela. Zbliżali się już do orszaku. - Wiesz coś jeszcze?
- O nim nic istotnego, ale słyszałem plotki że Oswald ma dwóch skrytobójców. Podobno bracia. Resztę opowiem Ci później.
Kriss zatrzymał konia i zawrócił gdzie znajdowała się reszta świty rycerzy. Edward dogonił swych towarzyszy. Nie zwrócił uwagi na Mormera. Nie widział sensu szukać niepotrzebnych kłopotów. Gdy hrabia Oswald ich przywitał wiedział, że kłopoty same ich znajda. Stwierdził że sam odpowie na pytanie hrabiego. Otwierał już usta, ale szybszy był sir Gareth. Nie było sensu im przerywać. Zresztą, skrępował się trochę.
 
Mantis jest offline  
Stary 06-11-2011, 20:06   #28
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Lady Kaylyn Orville, sir Stephen the Osprey
Poseł z radością i wdzięcznością przyjął pomoc zaoferowaną przez sir Stephena. Był rad, że ktoś wesprze go w powierzonej mu misji. Zachowanie chłopaka wyraźnie pokazywało, że jest on bardzo przejęty swoją misją i jest ona jego jedną z pierwszych, o ile nie pierwszą, wykonywaną samodzielnie.
Skłonił się nisko szlacheckiej parze i wraz z Gudmundem odjechał w kierunku zamku diuka Tondberta. Uprzednio wskazał sir Stephenowi i lady Kaylyn drogę do władcy całego Albionu.
W tym czasie Brantome, giermek Hugona, jechał już do reszty drużyny przekazać im smutne wieści.
Lady Kaylyn i sir Stephen nie czekali na jego powrót, tylko spięli konie i ruszyli na spotkanie swego najwyższego suzerena.

Złe przeczucia nie opuszczały lady Kaylyn. I choć tajemniczy kruk zniknął z horyzontu, to i tak nie mogła się ona pozbyć wrażenia, że jest cały czas obserwowana. Mimo, że rozglądała się uważnie wokół nie zauważyła nic podejrzanego. Wyglądało więc na to, że umysł płatał jej przykre figle.

Początkowo jechali poprzez rozległe łąki, obficie porośnięte kwieciem. Zapach wszelakiej maści ziół i kwiatów unosił się w powietrzu i drażnił zmysły. Gdyby nie okoliczności konna przejażdżka byłaby spełnieniem marzeń szlacheckiej pary. Jednak teraz oboje wiedzieli, że ich misja jest nie tylko sprawą honorową, ale także może mocno rzutować na zbliżającą się uroczystość.
Na razie nie było co prawda żadnych dowodów, że to hrabia Oswald zamieszany jest w wypadek jaki przytrafił się królewskiemu orszakowi. Jednak pewne poszlaki i podejrzenia mogły dawać powody do takich domysłów. Bez twardych dowodów nie można było oskarżyć nikogo, a tym bardziej osoby o tak wysokiej pozycji, jak hrabia Oswald.

Gdy grupa dotarła do gościńca można było znacznie przyspieszyć. Twarda, ubita droga pozwalała na o wiele szybszą jazdę niż porośnięte trawą pola i pagórki.
By nie męczyć koni zdecydowano się na stonowany galop. Droga znikała pod końskimi kopytami i z każdą chwilą byli coraz bliżej królewskiego orszaku.
Po około półtorej godzinie szybkiej jazdy grupa ujrzała na horyzoncie powiewające królewskie sztandary. Orszak króla Arthura nie był liczny. Było w nim tylko kilku rycerzy, kilka dama dworu i kilkunastu strażników królewskich dla dodatkowej ochrony. Widać było, że król nie chciał obciążać swego suzerena koniecznością utrzymania licznej służby i dworu. Dlatego też tylko w niewielkiej grupie wybrał się w podróż do zamku Edenbrough.
Orszak jechał wolno w stronę Camelotu.
Powodem ślimaczego tempa pochodu był stan króla. Szlachecka para zauważyła, że władca leży na specjalnie przygotowanych noszach, które ciągnął koń jednego z rycerzy. Rycerz ów szedł tuż przy obok i trzymał króla za rękę.

sir Gareth Reynar, sir Erik Ebitton Pobożny, sir Edward Daligar
- Cóż to za bóg splata nasze drogi, czcigodni panowie? - rzekł hrabia wpatrując się w niebo.
- Hern, pan polowań i lasów, niechybnie - odpowiedział uprzejmie sir Gareth.
Hrabia uśmiechnął się krzywo i wyzywająco spojrzał na sokolnika.
- Chociaż mawiają, że splatanie ludzkich ścieżek to domena Najwyższego, hrabio. - dodał po chwili sir Gareth - Właśnie mieliśmy wracać do naszego seniora, gdy wasz pochód pojawił się na horyzoncie, sir - kontynuował, obracając wierzchowca, by zrównać się z pierwszym konnym. - Nie mielibyście nic przeciwko, abyśmy wam towarzyszyli w drodze powrotnej? Gościniec jeden, a i w grupie raźniej.
- Jakże mógłbym mieć coś przeciwko - odparł hrabia - Wszak to ziemie twego wielkiej czci godnego seniora. To on prawo tu stanowi i wielce mu się chwali, że tak dba o bezpieczeństwo swych gości. Miejmy nadzieję, że o wszystkich jednako. Wieść wszak niesie, że sam król zaszczyci nas swoją obecnością na zbliżającej się uroczystości. Ciekawe, czy i po niego diuk Tondbert wysłał eskortę. Wiadomo przecież, że w podróży różne rzeczy mogą się przydarzyć. Tym bardziej rad jestem, że dane mi będzie podróżować w eskorcie najznamienitszych rycerzy księcia.


sir Erik Ebitton Pobożny

Gdy hrabia Oswald przemawiał, do sir Erika podjechał giermek Hugona, Brantome. Zatrzymał się koło bogobojnego rycerza i szepnął:
- Panie mam wieści od lady Kaylyn i sir Stephena. Udali się oni na spotkanie z królewskim orszakiem. Poseł, którego napotkaliśmy przekazał nam, że nasz król miał wypadek. Rany, jakich doznał są na tyle poważne, że odwołuje on swoją wizytę u księcia Tondberta i wraca do Camelotu.
Sir Erik słuchał uważnie słów Brantome’a jednocześnie cały czas mierzył się wzrokiem z Mormerem. Pikt przeszywał go stalowym spojrzeniem spod przymrużonych zawadiacko powiek. Ebitton gdyby nie głęboko wiara w moc i obecność Boga przy jego boku, pewnie cofnąłby się zlękniony nienawiścią, jaka czaiła się na dnie oczu Mormera.

Lady Marina
Lady Marina postanowiła nie wtrącać się i pozwoliła mężczyzną załatwić ważną sprawę. Wykorzystała przy tym okazję i podjechała do przystrojonego w barwne wstążki wozu w którym zapewne podróżowała lady Cynewynne.
Nie pomyliła się. Gdy tylko jej koń zrównał się z wozem, zasłona w oknie uchyliła się i ukazała się w nim znajoma twarz, wybranki książęcego syna.
Obie kobiety wymieniły zwyczajowe pozdrowienia. Lady Marina zauważył, że Cynewynne jest jakaś przestraszona, a jej wzrok strasznie rozbiegany.
Gestem ręki poprosiła ona lady Marinę, by ta jeszcze bardziej zbliżyła się do wozu. Gdy to nastąpiło, Cyne rozglądając się wokół, czy żaden ze sług jej ojca nie słyszy i nie obserwuje ich, szepnęła:
- Musimy porozmawiać moja droga przyjaciółko. Tylko nie tu i nie teraz. Wielki smutek i złe przeczucia gnębią me serce. Jak tylko dojedziemy musimy się spotkać i porozmawiać. Niechybnie potrzebuje twojej rady, przyjaciółko.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 08-11-2011, 13:27   #29
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
Wspólny post z Kellym. Dialog przy wspólpracy Falcona.



Brantome de Abbaye miał 17 lat i przyjechał z Hugonem do Meadow Castle jako jeszcze jedna tajemnica. Kay nie wiedziała, gdzie znajdowałł się majątek Hugona, który stracił, nie miała pojęcia, w jakich to się stało okolicznościach i nie osmielała się nigdy pytać, choć była pewna jednego- nie było w tym winy sir Warwicka, ani żadnej zdrady czy hańby. Hugon był mężczyzną honorowym, dumnym i prawym i nigdy nie uwierzyłaby, że dokonałby czynów niegodnych rycerza. Był tez niestety biedny jak mysz kościelna i jedynym jego majątkiem była dość podniszczona zbroja, koń , tajemniczy medalion na piersi, którego nikomu nie pokazywał- oraz Brantome. Chłopak był cichy, milczący jak jego pan, sprawny w łuku i mieczu, obdarzony miłym, chłopięcym głosem i sporą dozą romantyzmu- Kay kilka razy przyłapała go na spojrzeniach, rzucanych w stronę Tessy i nagłym rumieńcu, właściwym raczej dorastającej panience, a nie giermkowi. Ale oboje z Hugonem polegali na manierach, uczciwości i prawdomówności chłopaka, toteż wysłanie go jako gońca z dramatyczną wieścią było ze wszech miar uzasadnione. Sam Brantome był mocno poruszony usłyszaną nowiną. Wysłuchawszy polecenia Kay i szeptanych uwag Hugona, spiął swego nieco krępego konika i ruszył cwałem w stronę majaczących na horyzoncie orszaków. Od przejęcia dostał rumieńców, myśli kołatały mu się po głowie a oddech rwał się nieco w młodzieńczej piersi. Zawsze marzył o wiekich, rycerskich czynach, o tym, jak dokazuje cudów odwagi na polu bitwy, jak w końcu dostępuje zaszczytu pasowania na rycerza- albo pełnej chwały, bohaterskiej śmierci. Jego brązowe oczy spoglądały marzycielsko i tęsknie w stronę przyszłej sławy- a teraz czuł, że coś zaczyna się wokół niego dziać, coś, co porusza stęchłym powietrzem codzienności, wiodąc go ku fantastycznej, choć niebezpiecznej przygodzie...Osadził konia przed pierwszym z brzegu rycerzem, w którym rozpoznał sir Ericka Ebittona i rwącym się głosem wygłosił dworne, choć zasapane powitanie:
- Lady Kay Orville przysyła..z wieścią...Bądź pozdrowiony panie....



Erik odchylił się w siodle i nie przestając obserwować Mormera, nachylił ucha ku giermkowi. Przeczuwał coś niedobrego, jednak nie przestawał słać modlitw ku niebu, by jednak okazało się, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ale dalsze losy leżały w rękach Pana, więc był gotów na pogodzenie się z wyrokiem niebios.
- Mów, chłopcze - rzekł, odwracając wzrok od Pikta i zmuszając Brantome’a do odjechania kawałek dalej. - Ale szeptem - dodał. Nie chciał by ktokolwiek inny, poza jego drużyną, usłyszał słowa giermka - Czego pragnie Lady Orville?

Chłopak posłusznie podjechał bliżej, manewrując wodzami i wyciągając ku Erickowi głowę, jak nieco spłoszony ptak.
- Goniec jedzie do księcia Tondberta.. król nasz miłościwy miał wypadek...Spadł z konia, bo rzuciły się na jego orszak straszliwe i diabelskie ptaszyska, krukami zwane, oczy koniom wydziobując, przez co zwierzęta poniosły. Król na wesele nie przyjedzie, do zamku Camelot wraca, a sir Stephen i lady Orville czym prędzej dogonić go zamierzają, by pomoc nieść i rozpatrzyć się co i jak z panem naszym...- szeptał bezładnie, poruszony ogromnie- To lady Orville przekazuje. A mój pan, Hugo Warwick, od siebie dodaje: niech jeszcze rycerzy paru za nami ruszy, wszak życie króla w niebezpieczeństwie, ich konie okaleczone, byle kto na niego napadnie, to dobić mogą...Takie wieści przekazać miałem i przekazuję i powrót rychły mi nakazano, bym nie zatrzymywał się dłużej. Co mam rzec rzekłem!- chłopak, dumny z siebie i straszliwie przejęty spojrzał w oczy sir Ericka, czekając na rozkaz, czy wracać już może. Nieco przelękłym spojrzeniem rozejrzał się dokoła po orszaku, widocznie wyglądem oswaldowych sług poruszony.

Twarz sir Erika stężała, słysząc te niepomyślne wieści. Rycerz pobladł, po czym przeżegnał się szybko.
- Kyrie eleison... - szepnął, po czym zacisnął zęby i wciągnął głośno powietrze, analizując dokładniej słowa chłopaka. Nie oskarżał nikogo, ale za napaść okrutnych ptaków podejrzewał nieczyste siły, które zostały wysłane przez owych sił czciciela. A jakie przecież pogłoski krążyły o hrabi? I jeszcze ten Mormer... Król ranny wraca do Camelotu i ślub ma odbyć się bez niego... to wróżyło bardzo źle, nie było więc tu nikogo, kto mógłby pilnować ewentualnych nieuczciwych kroków. Wszystko w rękach Boga, pomyślał Erik. Panie, ześlij swe łaski na mojego króla, niech żadna rana nie będzie mu problemem, niech zdrowieje szybko. Spojrzał na chłopaka, po czym kiwnął głową.
- Dziękuję - rzekł - Wracaj do Lady Orville i powiedz, że wszystko zrozumiałem i postaram się nakłonić kogoś, by podążył za wami. Myślę, że sir Edward będzie skłonny ruszyć do Artura, w końcu wiele mu zawdzięcza.
Zwrócił wzrok na Oswalda i na towarzyszącego mu Pikta, a odgłos zgrzytających zębów był głośniejszy nawet od parskania koni.

Brantome skłonił się, sztywno wyprostowany, przejęty swoją rolą, po czym odwróciwszy konia, ruszył z powrotem galopem, zostawiając sir Ericka samego- jak uważał, jako jedynego w tej chwili w orszaku człowieka, który zna prawdę o straszliwych wydarzeniach. Ale gdyby mógł widzieć spojrzenia sir Oswalda i jego sług, z pewnością zwątpiłby, czy naprawdę jedynego....

*

Kay Orville, nachylona nad karkiem swojej klaczki, galopowała obok Stephena, po raz pierwszy chyba w swoim życiu nie ciesząc się pięknem natury wokół i dziką urodą łagodnych pagórków i dolin. Kopyta ich koni nurzały się w kobiercu barw, godnym pędzla najświetniejszych artystów- od fioletu firletek, purpury dzikiego szczawiu, po białe główki wełnianek, różową wierzbówkę, tymotki, kozibrody, pęki zielonej kostrzewy....A serce Kay mimo to ściskała mroczna dłoń- uniosła głowę, szukając wzrokiem kruczych skrzydeł, ale nie bylo ich. Miała za to wrażenie, że obce, beznamiętne spojrzenie wbija się nieustannie w jej plecy, myszkuje w myślach, dotyka serca...Przeżegnała się mimowolnie i szeptem zmówiła modlitwę do świętej Hildegardy, opiekunki i patronki rodu Orville’ów:

Bóg stworzył mężczyznę silnym
a niewiastę pełną słabości
ale słabość ta stworzyła nowe życie...

- Stephenie? - odwróciła ku niemu głowę, a wiatr plątał jej ciemny warkocz delikatnymi dłońmi, jakby chciał odegnać niepokój i ochłodzić rozpalone zmartwieniem policzki- A jeśli to moce diabelskie...to czemu i do mnie kruk przyleciał? Czy to możliwe, że ta sama ręka wysłała go, co na króla się podniosła? Jak to możliwe, by ktoś pana naszego zaatakować chciał, jaki to umysł plan tak okrutny uknuł? Kto królewskim wrogiem jest...kto mu źle życzy?
- Niemal wszyscy, którzy chcieliby pomieszania wewnątrz kraju. Król Artur oraz jego dzielni rycerze silna ręka pokój wprowadzają, tymczasem takim, co to napadaniem innych sie trudnią, czy ze złym trzymają to nie w smak raczej. Możliwe, ze jakoweś złe czarodziejstwo się wmieszało sojusz zawierając pewnie przeciwko naszemu władcy. Kto bylby owym sojusznikiem? Pokonani królowie, niewierni przysiędze rycerze, któż wie - dumał Stephen zamyśliwszy się.
- Czy sądzisz....czy sądzisz, że przypadkiem stało się to teraz właśnie, gdy król w tak niewielkim orszaku zmierzał na wesele? -Kay, choć nie znała się na polityce ani kulisach władzy, wrodzony pograniczankom rozsądek podpowiadał, że splot wydarzeń nie mógł być przypadkowy....Odecthnęła wonnym wiatrem, z niepokojem patrząc na Stephena- Nie sądzę, by króla chciano zabić..jeśli magię diabelską do dyspozycji ci wrogowie mają, to mogli siłą większą zaatakować..a wiec chodziło tylko, by na wesele nie dojechał..dlaczego, Stephenie?
- Niekoniecznie. Oczywiście. Mogło chodzić o wesele, ale jeszcze pewniej, ktoś po prostu wykorzystał okazję. Ponadto przecież to doskonały pretekst do zablokowania jakiego takiego sojuszu hrabiego oraz diuka. Przecież diuk będzie podejrzewał Oswalda, zaś Oswald, jeśli to nie on, będzie sądził, że to robota jego wrogów. Posądzi diuka. Inni skorzystają tak samo - twarz rycerza zdradzała zmartwienie stanem państwa oraz całym zamieszaniem, które mogło się pojawić. - Nie martw się Kay, nie sądzę, żeby twoje włości były zagrożone. Wiesz ponadto ostrze moje będzie bronic tak mnie, jak ciebie.
Spojrzała na niego ciepło- myśl, że jest obok w takiej chwili, dodawała jej otuchy.
- Orszak króla- uniosła rękę, wskazując mu powiewające na horyzoncie sztandary

Ciężko ranny król był ciągle królem. Leżał, jednak skoro mógł podróżować, nie było az tak źle. Niewątpliwie bowiem, gdyby sprawa była cięższa, przyboczni władcy natychmiast rozbiliby namiot oraz ściągnęli jakowegoś medyka. tymczasem skoro podróżował, wprawdzie na leżąco oraz powoli, to jednak rana choć solidna, nie zagrażała władcy. Właśnie przynajmniej tak wydawało się Stephenowi. Wraz z Kaylyn podszedł do władcy z głębokim ukłonem. Oczywiście wcześniej opowiadając się, kim jest i kim jest jego przyjaciółka. bowiem pewnikiem ochrona króla była szczególnie uczulona na jego bezpieczeństwo po całym niepokojącym wydarzeniu. Rycerz planował zdać królowi krótka relację, potem zaś, żeby nie męczyć rannego, szczegółowo wyjaśnić wszystko zgromadzonym tam dostojnikom. Bowiem naprawdę nie należało się łudzić, że przy monarsze będzie ktoś inny, niżeli sam kwiat rycerstwa oraz możni urzędnicy.



Kay tłukło się nieco serce, gdy chcąc nie chcąc ściągnęli na siebie uwagę całego orszaku, przybywając z nienacka i kierując się ku królowi Arturowi. Kay pragnęła zobaczyć władcę, ale nie sądziła, że nastąpi to w takich okolicznościach. Ranny król wydał jej się przez kontrast dziwnie bardziej umiłowany i budzący szacunek. Skoro tylko podeszli blisko, skłoniła się nisko, ze wzruszeniem, czekając, aż Stephen odezwie się w ich imieniu.
 
__________________
Nie ma zmartwienia.

Ostatnio edytowane przez Maura : 08-11-2011 o 13:29.
Maura jest offline  
Stary 08-11-2011, 21:39   #30
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Delta & eMGie


- Jakże mógłbym mieć coś przeciwko - odparł hrabia. - Wszak to ziemie twego wielkiej czci godnego seniora. To on prawo tu stanowi i wielce mu się chwali, że tak dba o bezpieczeństwo swych gości. Miejmy nadzieję, że o wszystkich jednako. Wieść wszak niesie, że sam król zaszczyci nas swoją obecnością na zbliżającej się uroczystości. Ciekawe, czy i po niego diuk Tondbert wysłał eskortę. Wiadomo przecież, że w podróży różne rzeczy mogą się przydarzyć. Tym bardziej rad jestem, że dane mi będzie podróżować w eskorcie najznamienitszych rycerzy księcia.
- Jestem pewien, że królowi Arturowi nic nie grozi. Jeno głupiec porywałby się na jego życie czy zdrowie - odparł grzecznie Gareth, zrównując tempo z hrabią i jadąc przy boku jego wierzchowca. Jego świta, w tym i Patty, zwolnili krok swoich koni, trzymając się nieco z tyłu, przy pozostałej części orszaku. Rycerz obrócił się w siodle, szukając wzrokiem pozostałych wasali diuka Tondberta, ale dostrzegł jedynie sir Erika oraz sir Edwarda, którzy najwyraźniej nie kwapili się do czynienia honorów rozmowy. Zresztą Sokolnik trochę im się nie dziwił.
- Wasza małżonka również zaszczyci diuka swoją obecnością na uroczystości, hrabio? - zapytał po chwili, gdy jego wzrok przesunął się po powozie sunącym powoli gościńcem. Nigdzie jednak nie było widać lady Orville oraz sir Ospreya.
- Moja małżonka dołączy do nas w dniu ślubu. Musiała dopilnować pewnych rzeczy w domu - rzekł sucho hrabia - A wracając do naszego króla, to różne rzeczy mogą się w drodze zdarzyć. Czy to zbójcy, czy to zwalone drzewo, czy insza okoliczność. Obowiązkiem wszak gospodarza jest dbać o bezpieczeństwo i wygodę gości. Nieprawdaż?
- Naturalnie. Z pewnością mój senior pomyślał o wszystkich zwalonych drzewach na drodze króla Brytów i zapewni mu niezbędne bezpieczeństwo, gdy tylko ten pojawi się w granicach jego włości. Nie mnie jednak rozważać jego planów - odparł Gareth wciąż uprzejmym tonem. Temat diuka był grząskim gruntem ze względu na niesnaski panujące pomiędzy obydwoma mężczyznami, dlatego też Sokolnik spróbował z innej strony. - Mieliście spokojną podróż, sir?
- Tak, dziękuję za troskę. Podróż minęła bez kłopotów.
Sokolnik nie do końca wiedział, czy podziękowania są szczere, czy może jak do tej pory każde słowo hrabiego podszyte nutką ironii. - A polowanie się udało? - to pytanie było już jawną drwiną - Widzę, że tylko sama drobnica wpadła w wasze sidła.
Gareth puścił prztyczek mimo uszu. Właściwie to się go nawet spodziewał.
- Nie zdobycz jest najważniejsza, a sam moment jej łapania. Przyjemność tkwi w polowaniu i towarzystwie - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Chociaż przyznaję, że pozostali nie mogą narzekać. Giermek sir Ebbitona ponoć sam jeden celnym strzałem powalił jelonka, a i widziałem dorodną dziczyznę wśród zdobyczy świty sir Daligara. Moje szaraki rzeczywiście mogą blado wyglądać w obliczu ich trofeów. No i gdyby nie to polowanie, to nasze drogi z pewnością by się nie zetknęły, więc tym większy powód do zadowolenia - dodał beztrosko, podejmując werbalną rękawicę.
- To akurat pewne - odparł hrabia - A któż to rozmawia z waszym towarzyszem? - spytał po chwili sir Oswald. - Wygląda na giermka lub gońca.
Rycerz obrócił się w siodle, szukając wzrokiem wspomnianego mężczyzny. Gdy dostrzegł chłopaka szepczącego coś do sir Erika, zmarszczył brwi.
- Brentome, giermek sir Hugona. Towarzysza lady Orville... - Gareth zawahał się, nie widząc nigdzie damy. Czyżby wraz z sir Stephenem wciąż rozmawiali z posłańcem? - Który musi najwyraźniej jechać przed nami, gdyż nigdzie go nie widzę. Spotkaliśmy na swej drodze królewskiego posłańca, z pewnością zachcieli więc mu potowarzyszyć przez chwilę - wyjaśnił z oporem. Czyżby rycerz z jakiegoś powodu postanowił zignorować rozkaz seniora? Nie wydawało się to prawdopodobne.
- Pozwolisz, że cię zostawię i się upewnię, hrabio - powiedział po chwili, ściągając wodze. Irracjonalny niepokój przebiegł mu po karku zimnym dreszczem. Podejrzany uśmieszek hrabiego Oswalda, który ten rzucił mu na odchodnym, tylko nasilił jego złe przeczucie.

Kara klaczka zatańczyła po gościńcu, wygrywając kopytami melodyjne staccato, gdy Sokolnik przymusił ją do zawrócenia i podjechania do wierzchowca Pobożnego. Bezceremonialnie wjechał pomiędzy Mormera, a sir Ebbitona, odgradzając jednego od drugiego i zwracając się w stronę rycerza, akurat gdy Brantome spiął konia i odjechał.
- Sir Eriku, gdzie, na wszystkich bogów, wyniosło nam sir Stephena, lady Orville i sir Hugona? - zapytał mężczyznę wprost, ściszając głos na tyle, by Pikt nie słyszał ich wymiany zdań.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172