Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2012, 19:16   #1
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
[Sesjorekrutacja] Zakrwawione Dłonie - Bohaterów & Złoczyńców.

Misje recyklingu stanowiły jedne z najtrudniejszych. Zazwyczaj były dawane na początek każdej nowo utworzonej jednostce militarnej. Nie polegały, tak jak większość misji powoływanych przez Mistrza na przejęciu kontroli w danym świecie, tak aby istota z którą został podpisany pakt mogła rozpocząć życie jakie pragnęła.
Misje recyklingu pełniły dwie ważne funkcje. Scalały drużynę jaka została na nią wysłana oraz zdobywała „nowe zabawki” często niezbędne w dalszych misjach.

Świat Monolitu

Trójka młodych ludzi mozolnie kierowała swe kroki do punktu przyłączenia. Idąc bezpiecznie w kuli pola ochronnego - stworzonego przez Marcusa zdołali przedzierać się przez połacie pustyni, nie będąc narażonym na kontakt z materią nieożywioną tego świata.
Gdy dotarli do jednego z punktów połączenia z Monolitem. Wysoki chłopak o blond włosach rozpoczął przygotowania do pertraktacji. Najpierw musieli uzyskać dostęp do jednostki integracji danych, a nie było to proste zadanie. Leo - bo tak miał na imię, stworzył swojego klona człowieka, który wyglądał i zachowywał się dokładnie tak jak on. Sobowtór mężczyzny wyszedł z pola ochronnego i stanął przed urządzeniem łączącym eksperymenty z ciałem Monolitu. Jako, że planeta była w pełni zintegrowana z super komputerem gdy tylko człowiek – nowa forma organizmu stanęła niechroniona na ziemi rozpoczął się proces jej asymilacji.
Chwilę później przed chłopakami stał klon Leo przeistoczony w coś co na wpół było człowiekiem na wpół maszyną.



Ciekawość, która stanowiła podstawową cechę wszystkich mieszkańców Monolitu dała o sobie znać, gdy Exp74b zauważył przybyszów kroczących w kierunku punktu przyłączenia. Podążał za nimi i był świadkiem każdej z rozgrywanych scen.

Świat Podano Dostołu

Creo należał do istot powołanych do życia w wyniku buntu. Zespalał w sobie cechy najgłodniejszych zwierząt jakie kiedykolwiek chadzały po ziemi. Z wyglądu przypominał larwę długą na kilka metrów, wysoką na metr i tęgą niczym ziemski hipopotam.
Creo gdy po raz pierwszy poczuł otaczający go wszędzie dookoła zapach warzyw, owoców, przypraw - słowem góry żarcia – pomyślał z radością, że ta misja może będzie długa, ale jakże przepyszna 
Pierwszymi pomocnikami Creo były mrówki, które urodził zaraz po przybyciu. Owady powiększały swoje rozmiary z każdą minutą dochodząc do nieprawdopodobnych rozmiarów. Po kilkunastu minutach robotnice wielkie niczym wieżowce zmieniały okolice spożywczej planety budując coś na kształt kopców. Ciężko wyobrazić sobie kilkunastometrowy kopiec zbudowany głównie z parówek, jednak te dzielne pomocnice dokonały tego w kilka minut z racji swoich gabarytów .
W przeciągu kilku godzin cała planeta zmieniła się nie do poznania. Chordy insektów łapało wszystko co bogate w białka, węglowodany i inne wartości odżywcze i zanosiło w jednym słusznym celu do kopca. W przypadku materii nieożywionej było to proste, materiały sprawne intelektualnie toczyły zażartą bitwę o przetrwanie.
Na planecie panował chaos i żadna jadalna istota nie mogła czuć się bezpieczna.

Valdemar
Berne był najstarszym z żyjących Heroldów i kimś o kim Diehme mogła spokojnie myśleć jak o ojcu. Zawsze mogła liczyć na to, że wsłucha się w jej myśli, uporządkuje emocje, doradzi. Choć dziewczyna wcześnie straciła rodziców, nigdy nie odczuła braku męskiej ręki tak ważnej w procesie kształtowania charakteru. Ich codziennym rytuałem zawsze o wschodzie słońca było przesłanie sobie życzeń dobrego świtu. Myśl prosta i nie inwazyjna, która niosła ze sobą komunikat, że u mnie wszystko w porządku była ich rytuałem, nieprzerwanym odkąd Berne rozpoczął naukę z Diehme poszerzania możliwości jej daru.

Berne jednak milczał od trzech dni. Pierwszy raz od ponad 10 lat.

Zaniepokojona Diehme próbowała się z nim skontaktować - bezskutecznie. Nawet próby kontaktu zwiększone obecnością Klerin nie przyniosły pożądanego rezultatu.

Poprosiła o pomoc dwie inne osoby mające dar Myślomowy o pomoc w zlokalizowaniu Berne, a że była lubianą osobą chętnie pomoc została jej udzielona. Po kilku godzinach mozolnych starań w końcu natrafiła na myśl, należącą do mężczyzny. Ona poczuła ją wyraźnie podczas gdy pozostałe osoby nie były świadome rozpoczętego połączenia.
Usłyszała swoje imię, wypowiedziane z obawą i rodzicielską troską. Berne cały czas myślał tylko o niej. Dziewczyna nie mogła rozpoznać gdzie jest jej przyjaciel. Jak na razie była w stanie poczuć Towarzysza mężczyzny, śnieżnobiały rumak Algo walczył o swoje życie. Diehme nie wiedziała czy uczucie jakie jej towarzyszyło bliższe było śmierci czy też narodzinom. Z jednej strony ciało i duszę Towarzysza najstarszego z Heroldów powoli opuszczały siły. Jego byt fizyczny i duchowy umierał. Z drugiej strony z każdym oddechem obdartego ze skóry rumaka, nowa przepełniona złem i chaosem jaźń nabierała sił i niczym z uporem pisklaka próbowała wydostać się na powierzchnie wygrzebując się z ograniczającej jej skorupy.

Wiadome było to, że jeśli Towarzysz Herolda zginie – umrze on wraz z nim.

- Kotku już nas znalazłaś ? – Dziewczyna usłyszała w swych myślach zdziwiony lecz pełen aprobaty obcy głos.
- Obstawiałem jeszcze dwa dni spokoju zanim uda ci się przebić przez moje bariery, musisz być rzeczywiście silna w te klocki skarbie. Mój błąd, że nie uwierzyłem słowom Seirata.

Stojący nieopodal Deihme obdarzeni Myślomowom ludzie nie słyszeli ani słowa z ich rozmowy.

Sedeos

Mathew siedział oparty o skały, na jego głowę oraz barki spływał strumyk lodowato zimnej wody. Chłopak był niewysoki, choć dobrze zbudowany. W rękach trzymał swoje największe dzieło - sześcienną szkatułkę wykonaną z diamentu. Urządzenie mieściło się w jednej dłoni i było bardzo lekkie. Przynajmniej takie wrażenie sprawiało.
- Rozlokowaliście już wszystkie ?! Mathew dopytywał kolegów.
- لذلك، لقد انتهيت للتو! - chropowaty głos wyartykułował sylaby, które dla ludzi brzmiały niczym szczekanie psa.
- Nudzę się już od jakiś pięciu godzin, kretynie. - krótką odpowiedź udzieliła podirytowana czekaniem kobieta.
- Przytrzymywacze wstawione, potrzebuje jeszcze chwile, upewnię się czy nasiona zaczęły kiełkować. - W umyśle chłopaka przemknęła myśl jednego z kompanów, Mathew nie mógł się przyzwyczaić do sposobu komunikacji z ogrodnikiem. Jakże łatwo można by postradać zmysły kiedy w odpowiedzi na zadane pytania, nie słyszało by się głosu rozmówcy, tylko własne myśli zawierające odpowiedź.

Mathew przesłuchiwał się kolejnym osobom, które zdawały mu raport z prac przygotowawczych. Nie mogli sobie pozwolić na spieprzenie tej misji. Jeśli Margid miała racje, i w tym świecie znajdą Trzecią Część, Mistrz zaliczy im tą misję poczwórnie. A to oznaczać będzie dla nich powrót do domu.
- Gotowe! Kolejna myśl pojawiła się w głowie chłopaka. Tym razem towarzyszyła jej mieszanka ekscytacji i radości, tak wielka że dłonie chłopaka lekko zadrżały z podekscytowania.
- Tylko spokojnie hortku, skup się na zadaniu, nie potrzebujemy zbędnych emocji. Chyba, że wpleciesz kilka członkom Zakonu Miecza. - chłopak usiłował uspokoić kolegę.
- Dobrze zatem. Ferajna! Rozpoczynamy akcję podbicia Sedeos.
Mechanizm trzymany w dłoniach chłopaka rozjaśniał ciemnozielonym światłem. Przezroczysta kostka wyrenderowała trójwymiarowy obraz całej planety. Na mapie pokazały się kontynenty a na nich wszystkie szczyty górskie, rzeki oraz morza i oceany. Po chwili na ekranie zaczęły pojawiać się niebieskie kropki, które najpewniej przedstawiały wszystkie siedliska ludzi , nie zabrakło również żółtych plam - obiektów reprezentujących zwierzęta. Na mechanizmie pojawiły się także 8 miejsc, które połączone były ze sobą cienkimi zielonkawymi liniami łącząc się razem na kształt Stelli octanguli.


Martin był jednym z mieszkańców Sedeos, kochał miejsce w jakim przyszło mu żyć. Był szczęśliwy, iż swe życie oddał w posiadanie zakonowi. Dziś jednak, w pełni zaczął żałować dnia w którym Sedeos straciło swych Bogów. Gdyby nadal istnieli, może pomogliby ustabilizować ten chaos.
W rzekach zamiast wody płynęła krew. Zamiast deszczu z nieba spadały żaby. Niebo zmieniło swą barwę z niebieskiej na ciemno czerwoną. Wszędzie dookoła słychać było dźwięk głodnej szarańczy. Wszędzie dookoła słychać było krzyki kobiet i płacz dzieci. Większość mężczyzn w sile wieku, jeszcze niedawno zdrowych niczym rumaki, teraz leżeli w łożach, spoceni własną krwią, powoli umierali w niewyobrażalnych męczarniach.

Ten koszmar rozpoczął się w raz ze wschodem słońca.
Pytanie brzmi, w jaki sposób można byłoby namierzyć źródło tych nieszczęść ?
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.

Ostatnio edytowane przez kabasz : 06-10-2012 o 18:01.
kabasz jest offline  
Stary 07-10-2012, 19:47   #2
 
KleoKot's Avatar
 
Reputacja: 1 KleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłość
Niepokój od dłuższego czasu zżerał Diehme tak, że nawet nie mogła jeść, więc gdy w pierwszym momencie poczuła Berne'a, ulga pewnie zwaliłaby ją z nóg, gdyby nie siedziała na coraz mniej wygodnym krześle. Zaraz potem jednak zrobiło jej się zwyczajnie niedobrze, a szok spowodował, że niemal straciła połączenie z Heroldem i jego Towarzyszem.
- Trzymaj to, Die. Pomóż im. - Wraz ze słowami Klerina, spłynęły na nią siły pochodzące od Towarzysza. Pomagał jej i zmniejszał skutki kontaktu z tak okrutnie potraktowanym Algo. Zmysł Empatii jednak, którego niemal odruchowo Die używała jednocześnie z Darem Myślomowy, sprawiał że czuła udrękę niemal równą tej, którą cierpiał Towarzysz Berne'a. Tylko odległość zmniejszała skutki umysłowego połączenia.
- Berne! Bogini, co się dzieje?! - niemal wykrzyknęła w umysł przyjaciela, jednocześnie próbując jakoś odgrodzić obu od bólu Algo, przejąć go na siebie i Klerina, pozwolić im umrzeć - bo nie miała wątpliwości, że czeka ich śmierć - w spokoju, z nią samą tak blisko nich, jak to tylko było możliwe. Jednocześnie, czerpiąc siły od swojego Towarzysza, wzmocniła połączenie, chcąc umożliwić Berne'owi przekazanie jej wszystkiego, czego mógł się dowiedzieć i co sprawiło, że znalazł się w takiej sytuacji. Wiedziała, że nie musi go o to prosić, była to dla niego - jako Herolda - najważniejsza w tym momencie sprawa. Szczególnie, jeśli zdarzenie mogło być czymś, co kiedyś zagrozi całemu Valdemarowi.
Kojąca obecność Klerina w tyle jej umysłu była w gonitwie myśli i uczuć jedynym stałym punktem, miejscem oparcia i pewnością, że ona, Die, znajduje się w Haven, a nie przy Bernie i Algo, i że jej bezpośrednio nic nie grozi. Przypominała o tym, co było najważniejsze. Nie miała ratować Berne'a i Algo - na co miała ochotę. Cały Valdemar liczył się o wiele bardziej i to na jego korzyść trzeba było działać przede wszystkim.
- Kochana, musimy sprawdzić, czym jest to coś, przesiąknięte złem, co bierze siły z Algo - usłyszała Myślomowę Klerina. Nie wybił jej tym z transu i połączenia, już zbyt długo działali razem, żeby mogło ją to zaskoczyć. Odpowiedziała tylko niemym, mentalnym potwierdzeniem.
Wtem kolejny, obcy głos rozbrzmiał w jej umyśle. Przestraszyła się nie na żarty, nie pozwoliła jednak tej emocji przejąć nad nią kontroli. Wciąż utrzymując kontakt z Bernem, zwróciła się do nieznajomego, próbując jednocześnie wybadać go o wiele mniej odczuwalną dla postronnych, a jednocześnie o wiele bardziej czułą, Empatią.
- To ty jesteś odpowiedzialny za stan Algo? - zapytała, wtłaczając w tę wypowiedź cały gniew, jaki odczuła, gdy tylko doszła do takiego wniosku. Kiedy padło imię Seirata, Diehme aż zacisnęła pięści. Postanowiła wprowadzić jednego z towarzyszących Heroldów, by pomógł jej przy Bernie i żeby ona sama mogła większą uwagę skupić na spokojnym, obcym głosie.
Już czuła, że gdyby nie stres związany z całą sytuacją i konieczność działania, zupełnie opadłaby z sił. I wiedziała, że kiedy to się skończy, nie będzie się nadawać do niczego przez co najmniej dobę. Zignorowała to jednak, postanawiając, że będzie się o to martwić później. Tak, jak nie mogła ruszyć na ratunek Berne'owi, tak i jej własny stan był tym, co się niemal nie liczyło.
 
__________________
The future is bulletproof!
The aftermath is secondary!
It's time to do it now and do it loud!
Killjoys, make some noise!
KleoKot jest offline  
Stary 10-10-2012, 00:05   #3
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Mała wiewiórka przycupnęła za kamieniem obserwując idące w dali istoty. Łepek zwierzęcia przekrzywił się w niedowierzaniu. Exp74b “Argo” wykrył obecność istot dzięki oczom, zmyśle stworzonym w tym zwierzęciu. Dopiero po użyciu tego cudacznego zmysłu! Nawet on, którego więź z całością Monolitu była słaba potrafił wyczuwać pozazmysłowo. W tym świecie wszystko było Monolitem, a Monolit światem. Byt ten w swej czystej formie nie znał zmysłów, odczuwał zaś świat całym sobą. Istoty Monolitu nie mogła ograniczyć materialna powłoka. Jego świadomość rozlewała się wokół tworząc sferę w której mógł wykryć wszystkie zmiany i anomalie. Zupełnie jak żywa istota jest świadoma mrówki idącej po jej skórze.

Tak więc sam Monolit powinien być świadom obecności intruzów od pierwszego momentu pojawienia się. Spostrzegłszy ten fakt, tym większe zaciekawienie budziły w Exp74b przybyłe istoty.
Wiewiórka nawilżyła łapkę i przeczesała nią pyszczek. Z informacji, które posiadł tak zwierzę to czyściło swe futro. Exp74b zakończył swe działanie, nie musiał więc wcielać się w swą rolę, ale nawyki trudno wyplenić. Zwłaszcza po próbie ponownej asymilacji, której następstwem było odrzucenie od głównej części Monolitu. Brakowało mu wiedzy, którą mógłby wypełnić swoją świadomość. Posiadał dostęp do niewielkiej ilości danych zgromadzonych samodzielnie, lub strzępków poznanych z pamięci zbiorczej. Ten deficyt informacji wzbudzał niepokój w stworzeniu, którego w swej najczystszej postaci było z nich zrodzone. Stąd też odrzucony okruch wielką wagę przykładał do posiadanej wiedzy i starał się ją na swój sposób wykorzystywać.


Podążając za przybyszami maść futra Argo płowiała aż przybrała kolor otaczającego go piasku. Tworzony kamuflaż wciąż postępował; skóra stała się szorstka, włoski pokrywały grudki piasku. Z pół-piaszczystego ogona z każdym machnięciem rozsypywały się drobinki kwarcowego pyłu. Ludzie zatrzymali się przy punkcie połączenia. Argo nie natknął się na oddział zupełnym przypadkiem. Od czasu porzucenia nieustannie krążył w pobliżu punktu przyłączenia, spotkanie musiało być nieuniknione. “Kolejna dana nam szansa” pomyślało Eksp74b patrząc na postać pokrywającą się metalowym pancerzem, podczepianą do gąszczu drobnych rurek.

“Czas abyśmy zaczęli działać.” -rozwijało swe rozważania wciąż skracając dystans. Zostało kilkanaście metrów, gdy... Pyk! Nagle piaskowa wiewiórka rozsypała się w pył i stopiła pustynnym piaskiem. Po chwili na jej miejscu z wydmy wyrósł niewielki kamień. Kamień wysunął od spodu swoje ślimacze odnóże i powoli pełzł w stronę asymilowanej postaci znacząc drogę wilgotną śliską stróżką.

Argo miał nadzieję, że zajęci swoimi sprawami przybysze nie zwrócą na niego uwagi i zdoła podejść do punktu połączenia. Cel był prosty i wciąż niezmienny złączyć się z główną częścią Monolitu. Choć wcześniejsze próby okupił bolesnym odrzuceniem, Exp74b wierzył, że teraz podczas aktywnego procesu nadarza się wymarzona okazja. Nawet kolejne niepowodzenie nie byłoby stracone. Nowa istota kończyła właśnie asymilację. Informacje o niej, najświeższe i przy tym najłatwiejsze do wydobycia. Gdyby choć na chwilę udało się połączyć Argo mógł coś zyskać. Przybyłe stworzenia dysponowały czymś nieznanym, mocą która opierała się poznaniu Monolitu, jeśli zrozumie choć jej cząstkę, może pomogłoby mu to w osiągnięciu jego celów.
 
Glyph jest offline  
Stary 11-10-2012, 23:58   #4
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Zeruel zawsze miała nadzieję, iż Dzień Ostateczny nigdy nie nastąpi.

Byłaby jednak głupia, gdyby sądziła, iż świat działa zgodnie z jej marzeniami i oczekiwaniami. Z wszystkim istot Sedeos, ona najlepiej wiedziała, jak los potrafi być przewrotny, jakie kłody rzucać pod nogi i jak ciężko przewidzieć, co przyniesie następny dzień. Nie chciała popełnić żadnego z błędów swoich stwórców. W przeciwieństwie do nich, wiedziała doskonale, jak kruche i cenne jest życie. Cały Zakon Miecza powstał tylko i wyłącznie po to, by je chronić, jako najwyższą z wartości.

Bojąc się tego, iż Jahwe pewnego dnia przybędzie, przygotowała swych kapłanów na najgorsze. Choć specjalizowali się głównie w walce na miecze, nie obce były im sztuki walki wręcz, strzelania z łuku i kuszy, przede wszystkim zaś każdy zakonnik był co najmniej dobrym pielęgniarzem i wybitnym zielarzem. Stefani wierzyła, iż umiejętności walki i wiedza medyczna, które opanowywali jej podopieczni, okażą się niezbędne w obliczu Apokalipsy.

Jedyne, co jej przychodziło do głowy, gdy myślała o tym potencjalnym dniu, to armia Elohim, zrodzonych na nowo z cielska Ostatniego. Wyobrażała sobie, iż po jednej stronie pola bitwy staną nowi bogowie, po drugiej zaś ona i jej kapłani, walczący do ostatniej kropli krwi o świat, w którym to człowiek byłby najważniejszy, a nie jego patologiczni rodzice.

Tego, jak naprawdę wyglądała Apokalipsa, nie przewidziała nawet w swych najgorszych koszmarach. Rzeki wypełnione krwią, deszcz toksycznych, oślizgłych ropuch, chmury gorzkiego, morowego powietrza, wyciskającego życie z płuc... wiele widziała w swym długim życiu, ale takich okrucieństw nie popełniała nawet ona, mordując kolejnych Elohim.

Gdy Dzień Ostateczny się zaczął, zleciała z swego łoża, przebudzona krzykami potrzebujących i pofrunęła czym prędzej do głównej sali świątyni. Przywitali ją tu rozgorączkowani, przerażeni i niezdyscyplinowani kapłani. Nie miała do nich pretensji, sama nie wiedziała, co powinna zrobić w chwili zagłady. W przypływie empatii, uniosła jedną z zakrwawionych łap, drugą kładąc sobie na piersi.

Kapłani w czerwonych szatach padli na kolana, zmawiając modlitwy. Zeruel nigdy żadnej ich nie nauczyła, sami wymyślili wszystkie. Tylko wyższe warstwy kleru w pełni rozumiały, jak bardzo jest podobna do innych ludzi.

W odpowiedzi, uniosła także drugą z łap. Zapach wilgotnego, skłębionego futra uderzył ją w nozdrza, razem z silną wonią żelaza. Wykonała parę gestów, pozwalając jej szkarłatnym włosom zafalować, gdy tkała moc swojej duszy w ochronną barierę, która...

Miała pozostać w jej wnętrzu, nigdy nie obejmując sobie kleru i świątyni.

Rzuciła przepraszające, litościwe spojrzenie na swoich wyznawców. Przygryzła dolną wargę, wzlatując i opuszczając świątynię przez otwór w suficie, przygotowany specjalnie do tego celu. Usłyszała za sobą okrzyki żalu, strachu i gniewu.

Nie myślała wtedy jasno. Może powinna była zostać z nimi, przemówić do nich, przytulić ten ostatni raz? Poprosić, by chwycili się za ręce i zginęli razem z nią piękną, romantyczną śmiercią, jakiej niewątpliwie wielu z nich pragnęło? Udzielić ostatniego błogosławieństwa zanim zginie razem z nimi w męczarniach?

Nie mogła. Cały świat walił się u jej stóp, wszystkie zwierzęta, rośliny i istoty ludzkie cierpiały niewyobrażalne katusze. Czuła ich ból w wietrze, który muskał jej pióra, pocie, który spływał po jej skórze. Przede wszystkim, czuła go w gęstej posoce, oblepiającej jej palce.

Ten ból domagał się odpowiedzi, ważniejszej niż odpowiedź na pytanie, co działo się dokładnie ze światem i z jej własnymi mocami. A w czasach, kiedy Ziemia chyliła się ku upadkowi, jedyną odpowiedź mogła znaleźć w Niebie.

Ludzie lubili myśleć o nim jako o miejscu, do którego trafią po śmierci, innym wymiarze egzystencji, w którym trwać mogą tylko najpiękniejsze i najszlachetniejsze dusze. Zeruel uśmiechała się litościwie za każdym razem, gdy o tym słyszała. Z pełną stanowczością zaprzeczała, by istniał Hades, ale nie potrafiła odmówić nikomu nieszkodliwej wiary w lepsze miejsce po śmierci, jeśli czyniła ona życie znośniejszym.

Problem w tym, iż Niebo nie było nienamacalnym, uduchowionym miejscem. Niebo było...


… pałacem przepychu, hedonizmu i egoistycznych dzieł Elohim, zbudowanym ze złota, srebra i marmuru, wysoko ponad wszelkimi chmurami.

Dotarcie do Nieba nie zajęło Zeruel zbyt wiele czasu. Wznosiła się coraz wyżej i wyżej, aż śmiercionośne burze były pod nią, migocząc jedynie złowrogo w miarę, jak kolejne pioruny uderzały w ziemię. Wznosiła się, aż blask Słońca wypełnił całą przestrzeń wokół, a ona sama stanęła przed złocistą, kolosalną bramą i nieobalonym, doskonale białym murem.

- Jahwe!- krzyknęła, wyważając gniewnie wrota- Jestem tutaj, ja, Zeruel, morderczyni twego rodu! Chodź do mnie, chodź i walcz, jak nigdy nie potrafiłeś w swej szkaradnej egzystencji! Wyrwij mi skrzydła, zmiażdż szpony, połam mi wszystkie kości w mym ciele! Dalej, zrób to!

Tylko proszę, miej litość dla ludzi.

Odpowiedziała jej głucha pustka.

Zamachała skrzydłami, wściekła z bezsilności. Miała nadzieję, że Jawhe będzie niszczył Sedeos z Niebios, obserwując ludzkie cierpienie z bezpiecznej odległości. Jeśli jednak nie było go w tym miejscu, to nie miała pomysłu, gdzie mógłby być. Możliwe nawet, że to nie on stał za torturami, których doświadczała ludzkość.

Fruwała między lśniącymi budynkami, przypominając sobie na nowo z dawna zapomniane aleje, ogrody i monumenty, ciche pomniki potęg, które starła z tego świata. W końcu, dotarła do największego budynku, gigantycznego coloseum zbudowanego ze złota.

W środku, na srebrnym stole, wokół jedwabnych poduszek, znalazła dwie ostatnie rzeczy, które mogłyby zbawić ludzi – pergamin i maleńki flakonik wypełniony złotym, gęstym płynem.

Pergamin był mapą całego Sedeos, zmieniającą się w zależności od wydarzeń politycznych, geologicznych i militarnych. Pamiętała doskonale, jak Elohim stosowali ją jako planszę, po której przesuwali pionki symbolizujące pojedynczych ludzi, oddziały wojskowe, świątynie i całe nacje, a następnie turlali kośćmi z kości słoniowej, ważąc losy ludzkości.

Kości starła na proch, ale pionków nigdy nie ośmieliła się zniszczyć. Stały obok mapy, ułożone w rządku, niemi świadkowie przemian, które zaszły w ciągu stuleci.

Flakonik był niemniej ważny. Bogowie zawsze popijali ambrozję, słodką, gęstą i złocistą, miód nieśmiertelnych, który podobno potrafił uzdrowić każdą chorobę, zesłać wizjonerski sen i potęgę do zmiany świata. Stefani zniszczyła wszystkie poza tym jednym, podobnie jak własnoręcznie wyrwała wszelkie drzewa, rodzące brzoskwinie, z których ambrozja powstawała. Bała się tego, iż pokusa będzie zbyt silna i kiedyś sięgnie po zakazany owoc, stając się równa swym bogom w mocy i okrucieństwie.

Teraz jednak, obydwa przedmioty mogły zadecydować o losach Sedeos. Skryła troskliwie flakonik w fałdach swej sukni, po czym chwyciła mapę, rozwijając ją. Na zmiennej powierzchni, ukazującej świat w dowolnej perspektywie i przybliżeniu, szukała gorączkowo czegoś, co wskazywałoby na źródło wszystkich nieszczęść.
 
Kaworu jest offline  
Stary 13-10-2012, 20:22   #5
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Zeruel

Zeruel miała pecha. No bo jak można inaczej wytłumaczyć to co zobaczyła rozkładając pergamin ?
Tusz jaki zazwyczaj pojawiał się na pergaminie w sposób klarowny i jasny wskazywał miejsce i osoby, jakie brały udział w jakimś wydarzeniu. To na co patrzyła teraz anielica było … niejednoznaczne.

Wyobraźcie sobie rozlany atrament na kartce papieru. Atrament nie jednostajny w stanie skupienia. Gdyby przyrównywać to co się działo na świecie do obrazu można by stwierdzić, że malarstwo abstrakcyjne właśnie zostało odkryte na nowo.

Jedyne co można było stwierdzić z pewnością to to, że świat się rozpadał, i nie potrzebna była ku temu żadna mapa.

Trzęsienia ziemi na planecie burzyły wszystkie budynki. Nie było bezpiecznego miejsca na ziemi. Ludzie wpadali w panikę.

Kapłani, których przygotowała na ten dzień Zeurel nieśli pomoc ludziom starając się podawać im najmocniejsze zioła i wywary – chcąc zwalczać nową chorobę w naturalny sposób. Nie przynosiło to jednak żadnych rezultatów, pogarszając tylko sytuacje. Choroba przyspieszała pod wpływem specyfików.

Na planecie pojawiało się coraz więcej ciemnozielonych budowli wysokich na kilkanaście metrów, kamienne bloki ociosane były w taki sposób, że ich gładka powierzchnia nie pozwalała na to, żeby chwycić się i wspiąć na ich szczyt.



Diehme
Dziewczyna zablokowała nieznajomemu dostęp do jej myśli, pozostawiając jednak silną nić powiązania, której pilnie strzegła tak, by obcy nie mógł się przezeń wedrzeć. Jednocześnie Empatią dokładnie, acz delikatnie, skanowała jego umysł, próbując - jeśli był dobrze osłonięty - przedrzeć się przez zasłony. Przy Empatii było to łatwiejsze niż przy Myślomowie, a mogła dzięki niej zobaczyć, jakie emocje towarzyszą mężczyźnie, na czym się skupia, może nawet, co jest jego celem.
Kłamanie myślą było niemożliwe, więc od razu, nawet nie próbując walczyć, odparła:
- On nie jest zwierzęciem. Jest rozumną istotą. Ale skoro to nie ty za tym stoisz, to kto? - zapytała, spoglądając jednocześnie na jednego z siedzących obok niej Heroldów. Na taką odległość porozumienie się z Bernem i tym nieznajomym jednocześnie było trudne - acz nie niewykonalne - więc dobrze by było, aby pozostali sięgnęli do złapanego Herolda. Po tym, jak Diehme utworzyła już nitkę połączenia, powinno im być łatwiej to zrobić.
- Hej, złap Berne'a. Może powie coś, co nam się przyda - wysłała. Na tak niewielką odległość było to niemal tym samym, co dla innych powiedzenie tego na głos. Nie wymagało to udziału dużej części jej świadomości. Jednocześnie wskazała Heroldowi drogę, jaką mógł się skontaktować z Bernem.

- Wyczuwasz Berne’a Die ? – Jeden z Heroldów zapytał zdziwioną myślą. – Spróbuj wzmocnić połączenie. Ja niczego nie wyczuwam.
- Ja też nie. – usłyszała w odpowiedzi od kolejnych osób biorących udział w rytuale.

Diehme próbowała wybadać jak najwięcej z zamiarów nieznajomego i jej to się udało. Wizja, która pojawiła się w jej umyśle nie była zbyt optymistyczna. Mężczyzna współczuł temu co działo się z Bernem. W umyśle Diehme pojawił się obraz przyszywanego ojca o wzroście noworodka. Zupełnie tak, jakby Berne zmniejszał swoje rozmiary zachowując przy tym proporcje dorosłego człowieka. Jak daleko miałaby się posunąć taka przemiana ? Jak bardzo zmaleje mężczyzna ? I czy w ogóle z tego stanu będzie możliwość powrotu ? Berne leżał skulony co jakiś czas przez jego ciało przechodziły fale bólu. Umierał wraz z swoim Towarzyszem, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał jego widok.

- Powiem tobie wszystko co wiem z czystej uprzejmości kochanie.

Diehme nie spostrzegła momentu w którym nieznajomy przejął kontrolę nad podstawowymi czynnościami życiowymi kobiety. Mężczyzna z łatwością mógł kontrolować jej oddech, łaknienie a nawet wzrok. Jedynie umysł, który ochroniła przed wpływem obcej osoby stanowił jej ostatnią deskę ratunku. Coraz trudniej było jej jednak utrzymać równowagę.

- Diehme, wracaj, nie możesz się tak poświęcać. Berne by tego nie chciał – usłyszała w swoich myślach zmartwiony głos pozostałych Heroldów.
- Widzisz, moi znajomi mają zamiar podarować Seiratowi to o czym zawsze marzył. Valdemar. W tym celu potrzebuje siły i to takiej, która będzie w stanie zmieść z powierzchni ziemi legion najpotężniejszych ludzi z twojego świata. Jak was nazywają ? Heroldzi nieprawdaż ? Tam skąd pochodzę, miano to odnosi się do wychodka. Zabawne są nieraz te różnice między światami.

Mężczyzna zdawał się być rozbawiony wyznawanym Diehmie celem misji jego kompanów.

- Pomyślałem, że przed śmiercią należy tobie się odrobina prawdy. Seirat miał rację, nieziemsko trudno jest przełamać twoje bariery ochronne i dostać się do twojego umysłu to jak wyprawa do samego piekła. Jednak przejęcie kontroli nad twoim ciałem, skarbie to bułka z masłem. Potrzebujemy jeszcze minimum trzech dni i skończymy rytuał tworząc Zawistne Połączenie. Wybacz, że nie mogę pozwolić sobie na to, żebyś nam przeszkadzała.

Z nosa dziewczyny drobne kropelki krwi spadały na podłogę. Chociaż znała zamiary nieznajomego i jego przyjaciół nie wiedziała nadal gdzie są. Jeśli przyszło jej wykorzystać najmocniejsze z jej umiejętności teraz właśnie był na to czas.

Argo

Argo zbliżał się bardzo powoli do swojego celu. Jeśli ktokolwiek kiedykolwiek widział pędzącego ślimaka teraz miał okazję. Choć ta prędkość dawała Argo możliwość niezauważalnego dla postronnych poruszania się, no cóż demonem prędkości teraz on nie był i cały dystans do pokonania należał do bardzo, bardzo, naprawdę bardzo długich.

- Ok, Leo. Wszystko działa zgodnie z planem ? Czy możesz wymieniać myśli z duplikatem ? – Wyraźnie zaciekawiony Marcus zadał pytanie swemu koledze. Leo skupił się przez moment i wysłał w kierunku swojego klona prostą myśl.

- Słyszysz mnie ?
- Odbieram twój sygnał. – usłyszał w odpowiedzi.
- Tak, mogę. – Leo potwierdził uradowany. Co wprawiło pozostałą dwójkę jego kolegów w wyraźnie dobry nastrój.
- Dobrze, przekaż mu zatem propozycję mistrza.
- Jesteśmy tutaj z polecenia Mistrza. Osoby, która wie o wszystkim co dzieje się w każdym ze światów. Przybyliśmy tutaj, ponieważ ostatnio przestałeś wykonywać swoje eksperymenty. Wiemy o incydencie jaki miał miejsce z egzemplarzem Exp74b . Co istotne znamy powód dla którego odrzuciliście proces jego asymilacji. Jeśli interesuje cię dalsza rozmowa na ten temat chcemy porozmawiać z kimś decyzyjnym.

Minęła dokładnie jedna sekunda i dwadzieścia cztery tysięczne następnej zanim istota stojąca przed nimi podjęła decyzję co właściwie powinna zrobić.

Chwilę po wysłaniu sygnału - tuż przed punktem połączenia wyrosło kamienne drzewo. Argo od razu rozpoznał część monolitu jaka zmaterializowała się nieopodal. Jednostka decyzyjna w całej swej okazałości wyrosła rozpościerając dookoła kamienne gałęzie.

- Jestem Sys112358. Od Exp9864591043821742346109 w skrócie Leo2 wiem, że macie w sobie wiele do zaoferowania. Chcę wiedzieć jak mogę rozwiązać problem połączenia z Argo – Exp74b.

Argo usłyszał sygnał wysłany przez jednostkę decyzyjną i choć nie rozumiał ani słowa z tego co mówili ludzie, doskonale rozumiał, że jeśli chce połączyć się z Monolitem, teraz może być ku temu jedyna taka okazja.

Gdyby tylko jeszcze znał sposób na zrozumienie tego co mówią ludzie, nie będąc przy tym narażonym na niebezpieczeństwo.

- Z tego co tłumaczył nam mistrz to musiało być bardzo nieprzyjemne. Stracić tak nagle świadomość jedności z planetą. Poczuć po raz pierwszy emocje. A wszystko to przez wynik eksperymentu, którego się przeprowadzało samemu. A wszystko to przez to, że na planecie stworzonej i sterowanej przez maszynę na nowo pojawiło się coś co zostało dawno temu zniszczone. Pojawiła się dusza.

- Zatem tak to nazywacie. - Odpowiedział Sys112358. Jestem zaznajomiony z tym określeniem. Nie przestałem liczyć prawdopodobieństwa wystąpienia tego wśród innych eksperymentów. Nie mam jednak wszystkich potrzebnych danych. Czy wasz Mistrz byłby w stanie nam pomóc ?

Ludzie rozpoczęli długą przemowę najwyraźniej konsultując coś między sobą. Argo był świadkiem czegoś wielkiego. Na chwilę obecną jednak, miał możliwość usłyszenia tylko jednej ze stron.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 14-10-2012, 11:43   #6
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Sos siedział w knajpie w Shariz zastanawiając się o co chodzi z tym całym gadaniem o końcu świata. Kilku zapijaczonych kebabów z baraniną na grubym dyskutowało właśnie o jakichś dziwnych istotach z innego wymiaru, które podobno żyją choć żyć nie powinny. Podobno te kreatury nie są w żaden sposób przyrządzone tylko po prostu rzucone na stół... podobno poruszają się na nogach, choć to niemożliwe. Pewnie propaganda kurczaka po chińsku. Albo ryżu. Tym czasem jednak przysłuchiwał się defetystycznym plotkom kebabów, aby donieść na nich do imira Shariz - Imira Kebabija. Wymiana zdań była dość szybka.

- Słyszałem, że te istoty nazywają się mówki, czy jakoś tak.
- Ale co? One mówią?!
- Nie. Tak się tylko nazywają.
- To dość głupie...
- Gadanie. To dość niemożliwe, żeby coś takiego w ogóle żyło.
- Bez przygotowania?
- Mistycy już dawno opowiadali o takich rzeczach.
- Czy to nie jest sprawka bigosu? Nic o nich nie wiemy...
- Nie, oni podobno też mają ten sam problem.
- Ale...
- nagle do knajpy wbiegł jeszcze jeden kebab i przerwał dyskusję tych tutaj. Towarzyszył mu dziwny klekot. Krzyknął natychmiast:
- JUŻ TU SĄ! - i przez jego wnętrzności przedarła się jedna z tych czarnych, obrzydliwych istot. Spojrzała na wszystkich zebranych i zaklekotowała po czym odciągnęła kebaba, który jeszcze przed chwilą ostrzegał przed niebezpieczeństwem. Drzwi zamknęły za nimi, a wszyscy zebrani siedzieli w osłupieniu.

Zachowując trochę zimnego sosu Sos Ostry zabarykadował drzwi - okna już były zamknięte. A więc jednak wszystkie plotki okazały się prawdziwe. Coś obrzydliwego atakuje Podano Dostołu i pozostała jedynie śmierć.
 
Anonim jest offline  
Stary 18-10-2012, 22:50   #7
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Blisko celu kamień, którym stał się Exp74b skruszył się, aż pozostała kupka piasku idealnie wtapiająca się w obraz pustyni. Argo dopiero na ostatnich metrach mógł sobie pozwolić na lepszy kamuflaż. Kupka piasku pełzła niezauważalnie, lecz była targana podmuchami wiatru i dłuższą wędrówką w tej formie wciąż zbaczałby z drogi.

Monolit przerwał nagle rozmowę z przybyszami. Dla organów zwanym oczami Argo był prawie niedostrzegalny, lecz nie dla istoty będącej światem. Zwłaszcza jeśli z uwagi na przybyszów skierowała całą swą uwagę na tym obszarze.
- Czemu ma służyć przyprowadzenie do Nas Eksp74b? Nie rozumiemy, przeszukiwanie danych. – odezwało się kamienne drzewo. Bruzdy pojawiły się wśród konarów, gdy Sys112358 spróbował naśladować znany ludziom odruch zmarszczenia brwi.

-Przypuszczenie. Podarek? - zaświszczały drobinki piasku wzbudzone wiatrem - Wasz Pan już teraz chce zaprezentować rozwiązanie problemu? - uściśliło pytanie kamienne drzewo.

-Kontr hipoteza: brak problemu! - nieopodal z radosną informacją wybuchło nagle źródełko wody - Czy aby problem już został rozwiązany? - dało się słyszeć wśród bulgotu tryskającej mocnym strumieniem cieczy. - Niech podejdzie, pozwólmy mu mówić.

Na przedramieniu Leo2 powstało wybrzuszenie. Nabrzmiała skóra pękła pod naporem, lecz zamiast kości wydobyło na zewnątrz piłę. Przez kilka minut stworzenie metodycznie piłowało fragment swojej nogi tuż powyżej cholewek wysokich butów. Wreszcie kończyna ustąpiła i odseparowana od reszty zaczęła podskakiwać w kierunku Argo. Leo kiwał się, balansując na jednej nodze. Monolit choć ciekawy rozwiązania wciąż obawiał się, sytuacji, gdy Exp74b spróbuje scalić się z podłączonym do wspólnej świadomości bytem.

- Zrozumienie. Dane do zrozumienia interfejsu ludzkiego autoryzowane. - powiedziało drzewo zwracając się do Exp74b. Kupka piasku będąca Argo jak szarańcza posłusznie oblepiła rzucony gnat. Piasek przeżarł się przez gumową powierzchnię buta, pobierając przy tym próbki, docierając do znajdujących się pod spodem żywych tkanek. Rozpoczął analizę.

Przyswajanie informacji było łatwe,gdyż próbka nie była oryginalnym zapisem, lecz przetworzonym już i przeanalizowanym przez Monolit. Zrozumienie przybyszów zajęło Argo zdecydowanie krócej niż miałoby to miejsce w normalnych warunkach. Już po kilkunastu minutach był w stanie rozróżnić dziwne drgania powietrza nazywane mową.

- Czy więc możemy wrócić? -spytał z wahaniem Argo przybierając na powrót formę wiewiórki i dostosowując jej struny głosowe do nowo przyswojonych informacji. Jego bystre oczka przeskakiwały raz z Monolitu raz na nieznajomych.
 
Glyph jest offline  
Stary 20-10-2012, 13:27   #8
 
KleoKot's Avatar
 
Reputacja: 1 KleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłośćKleoKot ma wspaniałą przyszłość
To było... przerażające. Wydaje się, że to najlepsze słowo, jakim można by było opisać to zdarzenie. W całym swoim życiu Die nie odczuła czegoś takiego. Strach o Berne'a, o Heroldów, o cały Valdemar w końcu został przysłonięty strachem o siebie. Nie na długo jednak.
- Już nie o niego chodzi! Tam jest ktoś... i chce zniszczyć Valdemar! - rzuciła do umysłu najbliższego Herolda. - Przejął nade mną kontrolę. Nad moim ciałem. - Pozwoliła, by strach wkradł się do jej wypowiedzi.
- Kochana, zaatakuj go. Będę z tobą, osłonię cię i pomogę - usłyszała Myślomowę Klerina. Uspokoił nieco jej skołatane nerwy i pomógł skupić się na zadaniu. Być może, jeśli dopisze jej szczęście, okaleczy umysł nieznajomego na tyle, by nie był już zdolny do niczego. Przy szczęściu trochę mniejszym, powinna chociaż odzyskać kontrolę.
- Pilnuj połączenia z Bernem. Nie mogę go zostawić - odparła tylko, po czym przygotowała mentalny atak. Wyjęła ze swoich wspomnień uczucie, które towarzyszyło Algo, gdy dotknęła go umysłem, opakowała to w potężne przerażenie i jeszcze większy ból, prawdopodobnie - pamiętała to jakąś cząstką umysłu - pochodzący od poparzonego na całym ciele Liana, któremu pomagała wrócić do emocjonalnej równowagi po wypadku. Dodała jeszcze skojarzenie z atakiem na Valdemar - każda myśl o tym miała prowadzić do jeszcze większego bólu i przerażenia. Jednocześnie umieściła obietnicę - jeśli nieznajomy zrezygnuje ze współpracy z Seiratem, wszystko to ustanie. Z myśli uformowała mentalny sztylet i, niczym trucizną, pokryła go wytworzonymi emocjami, po czym pchnęła brutalnie w sam środek umysłu wroga. Nie wiedziała, czy się uda. Pozostawało jednak mieć nadzieję.
Zaraz potem w wiązce myśli wysłała wszystkie informacje najbliższemu z Heroldów. Sam miał zająć się rozplątaniem tego, ona nie traciła czasu ani sił na ułożenie tego w logiczną, ciągłą wypowiedź. Wiedziała jednak, że da radę to zrobić i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
 
__________________
The future is bulletproof!
The aftermath is secondary!
It's time to do it now and do it loud!
Killjoys, make some noise!
KleoKot jest offline  
Stary 20-10-2012, 23:14   #9
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Zeruel krążyła wokół dziwnego, zielonego monumentu.

Nie wiedziała, co powinna uczynić ze znaleziskiem. Budynek był zbyt wielki, by mogła do rozbić szponami, zaś użycie jej najpotężniejszej zdolności miało skutki uboczne, których starała się użyć za wszelką cenę. Wobec tego, musiała spróbować osiągnąć swój cel, działając niebezpośrednio.

W nadziei na powstrzymanie plag, które dotknęły jej ludzi i ziemi, otoczyła zgniłozielony twór barierą z złotego światła, nieprzepuszczalną z obu stron, wytrzymałą i czystą, niewzruszoną pod naporem wrogich sił. Wierzyła, iż zagłada promieniuje z budynku jak nienawiść z ludzkich serc, i że dzięki tej barierze toksyczna emanacja zostanie powstrzymana.

Niestety, mimo stabilnej tym razem bariery, nic się nie stało. Ziemia nie przestała się trząść, chmury burzowe nie ugięły się pod promieniami słońca. Dzień Ostateczny trwał dalej.

Zeruel zamknęła oczy i wyciągnęła dłoń w stronę obelisku. Chciała tego uniknąć, ale nie dano jej wyboru.

Gdy pierwszy Elohim przemówił, dał swym braciom i siostrom moc tworzenia świata, opisywania kolejnych jego składowych za pomocą języka iskrzącego mocą i powoływania ich do życia. Gdy Stefani zabiła większość Elohim, odkryła w sobie nową, przeraźliwą moc. Potrafiła stworzyć pustkę, czarną, gęstą i głęboką, pochłaniającą wszystko wokół.

Ceną za tą moc ostateczną było spaczenie na wieki ziemi i istot, które miały na niej żyć.

Tym razem Zeruel nie była w stanie przywołać mocy ostatecznej zguby. Zamiast tego, przywołała jedynie esencję spaczenia. Zielonkawy obelisk zmienił barwę na ciemno-czerwoną, a jego powierzchnia spęczniała, rodząc golema. Nowe monstrum zaczęło uderzać wielgachnymi pięchami w barierę i Zeruel była pewna, iż długo jej nie utrzyma.

Po raz kolejny wzywając własne moce, stworzyła w swych dłoniach łuk z czystego światła, wymierzyła ostrożnie i strzeliła prosto w potwora. Osiągnęła efekt odwrotny od zamierzonego, nie tylko niszcząc swoją tarczę, ale także wzmacniając zmutowaną bestię. Czerwony golem wzrósł, podwajając swoje rozmiary.

Wściekła Stefani wypuściła całą serię strzał, uderzając golema raz po raz. Z każdą strzałą, która wbiła się w jego ciało, potwór stawał się silniejszy. I choć Zeruel krążyła wysoko nad nim, to wiedziała doskonale, że jej obowiązkiem jej zniszczyć zagrożenie.

Skrajnie wykończona strzelaniem wiązkami energii, wezbrała resztki swojej siły i świętą mocą dokonała egzorcyzmu, odganiając zło. Golem rozsypał się, pozostawiając po sobie jedynie pył. Wylądowała, klękając na jednym kolanie i biorąc głębokie wdechy.

- Jahwe miał rację. Same z nią problemy – Zeruel usłyszała kobiecy głos. Odwróciła się, by ujrzeć w cieniu obelisku trójkę postaci.

- Ale coś wymyślimy – kontynuowała postać, wychodząc z ukrycia.

Była piękną kobieta średniego wzrostu, albinoską o krótkich włosach i krwistoczerwonych oczach, z których bił nie tyle sadyzm, co absolutny brak empatii. Nosiła na sobie obcisły kostium z nieznanego Zeruel materiału, błyszczącego w półmroku i skrzypiącego subtelnie przy najmniejszym nawet ruchu. W dłoniach trzymała wielką włócznię z dziwnym, rozdwojonym grotem.


Nim Zeruel się zorientowała, nieznajoma spojrzała na nią beznamiętnym spojrzeniem i sprawiła, iż za plecami anielicy wypiętrzył się kamienny krzyż o twardej, chropowatej powierzchni. Następnie Stefani poczuła silne pchnięcie w tył i ból, gdy z krzyża wyrosły kolejne kamienie, przebijające jej nadgarstki i nogi. Na koniec, sadystka pchnęła ją swoją włócznią, rozcinając jej bok.
 
Kaworu jest offline  
Stary 21-10-2012, 00:28   #10
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Diehme
Dziewczyna była pod ogromnym stresem i zrobiła wszystko co mogła aby wyjść cało z opresji. Miała szczęście, bo dzięki podjętym działaniom uratowała się od niechybnej śmierci. Diehme wystrzeliła swą myśl w samo centrum jaźni nieznajomego. Przebiła się przez wszystkie postawione przez niego bariery i z impetem wczepiła nieprzyjemną myśl w jego umysł.
Mężczyzna omal nie oszalał gdy przed oczami stanął mu dom rodzinny - jego ukochana żona, syn i świadomość nienarodzonego dziecka – córeczki, którą chciał nazwać Claudia. Wszystkie bolesne sceny stanęły ponownie przed jego oczami. Wtargnięcie grupy nieznajomych do jego domu. Podłożenie przez nich ognia. Próba wymuszenia na nim oddania wyników badań w zamian za możliwość uratowania rodziny. Nienawiść jaka zrodziła się w tamtej chwili do swojego państwa. Zapach palonego ciała ukochanej i syna roznoszący się po mieszkaniu. To i wiele więcej emocji i obrazów była również w stanie dostrzec Diehme. Równocześnie starała się przesłać zdobyte informacje przyjaciołom. Stawka o jaką toczyła się ta walka była zbyt wysoka.

Mężczyzna był równie silny jak Heroldka. Diehme czuła szał jaki w nim teraz panował. Poczuła go każdą komórką swojego ciała. Z jej oczu płynęły krwawe łzy. Dziewczyna ugięła się wpół, w odruchu bezwarunkowym przytrzymała się za brzuch. Czuła jak jej wnętrzności zaczęły płonąć. Temperatura jej ciała wzrosła gotując krew.

- Nie masz pojęcia z kim zadarłaś słonko.

Była to ostatnia myśl, jaką zdążyła usłyszeć Heroldka, tuż przed tym jak jej serce przestało bić.

Sos
Wielka mrówka zwróciła swoje czułki w kierunku sosu ostrego. Gdyby mogła mówić, powiedziałaby zapewne – znalazłam i coś dla was ! Podejdźcie tutaj moje kochane, ona jednak potrafiła wysyłać jedynie sygnały chemiczne i dała znać pozostałym towarzyszom, że znalazła coś, co jej maleństwa będą w stanie zjeść.

Gromada robotnic podchodziła do knajpy rozstawiając larwy wielkie niczym źrebaki. Głodne stworzenia pełzły w kierunku sosa chcąc zlizać z niego wszystkie krople.



Anielica

- Potrzebujemy tylko jej serca. Nie musisz jej od razu okaleczać.
Siwobrody mężczyzna, którego gabaryty przypominały wikinga skarcił niewiastę za jej zachowanie.
- Byłam tylko ciekawa jej krwi. Z tego co mówiła Magrid trzecia część powinna się wyróżniać. To dziecko nie wygląda mi jakoś szczególnie. I jak na mój gust krwawi tak samo jak każda inna istota. Miałam nadzieję, że jej krew będzie inna.

Kobieta wbiła swą włócznię nieco głębiej. Raniąc ciało anielicy. Z jej boku popłynęła stróżka krwi.

- Podobno zabiła większość Bogów tego świata. Nie drażniłbym jej Kalu.
Trzecia postać podeszła do Anielicy. Mężczyzna był w wieku około trzydziestu lat, o długich kręconych włosach, trzymał w dłoniach szklane urządzenie zawierające w sobie czarne niczym smoła serce. Zeruel zauważyła coś niepokojącego w organie - to coś co było trzymane w pojemniku miało usta !

Przeciwnik przyłożył szklane urządzenie do piersi kobiety, pozwalając zmutowanemu sercu przegryźć drogę do serca Stefani.

Monolit
- No proszę, jak na maszynę wykazujesz sporo emocji. Byłoby jeszcze gorzej gdybyś wchłonął całość twojego nazbyt udanego eksperymentu.

Odezwał się mężczyzna, który do tej pory nie brał czynnego udziału w przebiegu misji.

- Właśnie to dzieje się, kiedy myślenie logiczne zastępowane jest przez emocje. Zaakceptuj prośbę swojego dzieła a skończysz z jeszcze większą degradacją logiki w twoim systemie. Przyszliśmy tutaj, by zaproponować spotkanie z Mistrzem. Jeśli chcesz wrócić do statusu que pójdziesz z nami i dowiesz się w jaki sposób mógłbyś pozbyć się twego eksperymentu zachowując przy tym jak najwięcej z jego materiału. Możesz też zostać tutaj i doświadczyć na sobie skutków degradacji. Decyzja należy do ciebie.

Sys112358 spojrzał w kierunku Argo i z wyraźną dezaprobatą odpowiedział

- Prośba odrzucona. Autoryzacja zakończona niepowodzeniem.

Drzewo przekształciło się w humanoidalny kształt człowieka podobnego do Leo.

- W jaki sposób dostaniemy się do waszego Mistrza ?

Możliwe, że Argo miał ostatnią szansę połączenia się z Monolitem.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172