Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-04-2013, 21:12   #31
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
„Street Spirit mówi o wpatrywaniu się pieprzonemu diabłu prosto w oczy... i pełnej świadomości, że nie ma znaczenia co zrobisz, bo on i tak zaśmieje się ostatni... taka rzeczywistość... taka prawda.”
~ Thom Yorke

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=IrTB-iiecqk[/MEDIA]

To oznacza, że wszystko co dobre w końcu się kończy. Przez całe życie można być względnie szczęśliwym, odnosić sukcesy, cieszyć się... lecz w jednej chwili nasz świat może zmienić się diametralnie. I właśnie wtedy diabeł się śmieje.

"Street Spirit nie przekazuje remedium na taki stan rzeczy… To czarny tunel bez światełka na końcu."
~ Thom Yorke

Skrajnie pesymistyczne. Tak też czuł się Adam, gdy jego wzrok prześlizgiwał się po kolejnych odłamkach szkła. Nieorganiczny materiał błyszczał złowieszczo w świetle latarni, która smętnie stała z boku i przyglądała się otoczeniu. Mężczyzna z chęcią wypytałby ją, co właściwie miało miejsce; odszukałby też nowożeńców, oczekując, że mają się dobrze. Jednak nie było na to czasu. Gdy nikt nie wyskoczył z okrzykiem „Mamy Cię!”, Adam postarał się zaakceptować fakt, że Joanna nie żartowała, mówiąc że pospiech jest wskazany.

- Za późno. Zabrał ją już. Jest jednak szansa, nie zatrzymuj się, jedź w kierunku Odry.

On ją zabrał. Nie ona, nie oni. Adam odnotował, że Joanna prawdopodobnie wie, kim jest porywacz. A może po prostu się przejęzyczyła... Mężczyzna jednak lekko w to powątpiewał - kobieta zdawała się wiedzieć wszystko. Tylko niechętnie dzieliła się informacjami.

Skórzana kurtka nie izolowała wystarczająco dobrze ciepła. Mroźny wiatr bezlitośnie smagał po piersi, każąc ciału drżeć. Adam poczuł, jak pojedyncza strużka kataru ściekła mu z nozdrzy – kask jednak nie pozwalał jej zetrzeć. Irytujące. Mimo to jego myśli całkowicie zajmowała Joanna, czy raczej długi, smukły palec, którym wskazywała drogę. Mężczyzna nie czuł nawet pierwiastka przyjemności z jazdy.

Długość mostu wynosi 15,75 m, a szerokość 7,5 m, na którą składają się: jezdnia o szerokości 3,5 m i dwa chodniki po 2 m szerokości każdy



Pozostał przy motorze, gdy Joanna przeszukiwała zarośla w poszukiwaniu złotej rybki, która zechciałaby spełnić dziesiątki życzeń kłębiących się w ich sercach.

Dość zabawne – miasto miało pieniądze na futurystyczne oświetlenia mostu, lecz brakowało ich na samo oczyszczenie brzegu rzeki. Wysokie i szerokie liście tataraku oblepiały ciało kobiety. Adam miał wrażenie, że zaraz się na niej zacisną i zaczną ciągnąć do wody w celu rekrutacji do szeregów topielców. I – co trochę smutne – zapewne nie byłaby to najdziwniejsza rzecz tego dnia.

Adam nie oferował pomocy, skoro nawet nie wiedział, czego szukać. A w złote rybki nie wierzył.

Most został wykonany w konstrukcji stalowej, przy zastosowaniu technologii połączeń spawanych, jako belka swobodnie podparta, jednoprzęsłowa


Joanna zdążyła przeczesać wszystkie byliny, gdy Moliński doszedł do wniosku, że pamięć go nie myli i to właśnie w korzeniach tataraku występuje środek halucynogenny – azaron.

To nie tak miał skończyć się czas. Obiecał trwać, lecz zadrwił i zgasł.

- Za późno.

Elementami nośnymi są trzy dźwigary główne – blachownice o zmiennej sztywności


Kukiełka. Groteskowo wyszczerzona biała maska. Dziwny, trzykołowy rowerek. Obrazek sam w sobie nie przedstawiał oblanych szkarłatem flaków, wyprutych jelit, przekłutych szpilkami gałek ocznych, piły mechanicznej schowanej w przełyku ofiary, a jednak... w tych okolicznościach przerażał. Adam, świadom obecności Joanny, zdołał zapanować nad sobą i prędko przybrał pokerową twarz. Uczucia nie zdążyły zapanować nad mimiką.

Mężczyzna przemógł się i przeczytał wiadomość.

To musi być żart. Nieprawdopodobny i niesmaczny. Ponownie spojrzał na zdjęcie kukiełki. Odniósł nieprzyjemne wrażenie, że twór na wyświetlaczu spogląda na niego. Jak diabeł. Adam uznał, że nieważne co zrobi – bez względu na to co wpisze na miniaturowej klawiaturce - czart i tak zaśmieje się ostatni. „Wygra”.

Najgorsze było poczucie bezsilności.

- Dlaczego chowasz się za wyświetlaczem...? - wyszepnął zjadliwie, czując jak żółć podchodzi mu do gardła. Nie spuszczał wzroku z kukiełki. Jednak po chwili przesunął go wyżej, świadom że Joanna stoi tuż obok niego.

Końcówki jej brązowych włosów tkwiły przyklejone do skórzanej kurtki. W skąpym świetle księżyca i gwiazd Adam nie mógł dostrzec oczu skrytych za długimi rzęsami. Ginęły w mroku, wręcz wydawały się być całe czarne jak węgiel.

- Coś ty zrobił?! Popełniłeś jeden z najgorszych grzechów, prawda?

W pierwszej chwili Adam poczuł się winny. W drugiej przyszła konsternacja – jaki grzech? Następnie poprawił się – o który z grzechów jej chodzi? W ogóle – o co w tym wszystkim chodzi? Na razie wyglądało na to, że jakiś psychopata postanowił się z nim zabawić. Komórka parzyła jego dłoń. Adam nagle uświadomił sobie, że nie jest napisane, do kiedy ma czas na odpowiedź. To jednak wcale go nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie.

- Siedem grzechów głównych. Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo. Kilka z nich można by mi przypisać, ale wciąż nie daje to nikomu pieprzonego prawa do porywania moich bliskich. Zróbmy to staroświeckim, dickensowskim sposobem; nie mam nic przeciwko spotkaniu z trzema dydaktycznymi duszkami – żachnął się, rozglądając po otoczeniu. Nigdzie ani śladu po Lenie. - Wiem, że powinienem od razu cię posłuchać i wskoczyć na motor – westchnął. - Teraz wiem. O to ci chodzi? - dodał nieco głośniejszym tonem, cofając się kilka kroków do tyłu.

Rozpostarł ręce, spoglądając raz na Joannę, raz na niebo, które zdawało się zbliżać w jego kierunku. Uciskało go. Dusiło. Wkrótce polegnie, nie wytrzymując jego ciężaru. Rzeczywiście nie wytrzymał i z oczu pociekło kilka łez. Spróbował je zignorować.

- Co teraz..? Proszę... - zaczął, choć nie wiedział, jak dokończyć wypowiedź.

Jako stężenia poprzeczne dźwigarów zastosowano belki dwuteowe umieszczone w połowie rozpiętości mostu i na skrajach


Joanna też nie wiedziała co powiedzieć, więc milczała. Adam zaskoczył ją wybuchem emocji. Zaczęła czuć się bardziej komfortowo, gdy po chwili mężczyzna opanował się i przestał być tak dramatyczny. Nie żeby go nie rozumiała – po prostu nie przywykła do tego typu sytuacji.

- Słuchaj... nie wszystko jeszcze stracone – zaczęła. Ton jej głosu skojarzył się Adamowi ze specjalistką od psychologii dziecięcej z jednego z tych popularnych programów telewizyjnych o tematyce sądowej. Mężczyzna zamknął oczy i powstrzymał chęć uderzenia dłonią o czoło. Jedna chwila słabości i już przylepiła mu etykietkę.

- Dostałem wiadomość – szepnął, pokazując wyświetlacz komórki. Joanna szybko przebiegła wzrokiem krótki tekst, po czym spojrzała na Adama.

- Co zamierzasz? - zapytała.

- Skoro myślisz, że tu byli... - zaczął. - To są trzy możliwości. Albo od razu zawrócili, lecz jeśli tak, to po co w ogóle by tu przyjeżdżali? Według SMSa Lena wciąż żyje, więc raczej ani jej tu nie utopił, ani nie wyrzucił jej zwłok. Mogła też czekać tu na nich motorówka, którą odpłynęli... Lecz w takim razie co z pojazdem, którym tu dotarli? - zapytał. - Lub też... wyspa Tamka – wskazał na obszar po drugiej stronie mostu. - O ile się orientuję, stoją tam dwa budynki, z czego jeden należy do wydziału biotechnologii, drugi jest związany z chemią. Może tam należy szukać Leny.

Joanna spojrzała na zarys wyspy, marszcząc brwi. Po sekundzie jednak jej twarz pojaśniała, ozdobiona lekkim uśmiechem.

- To w sumie oczywiste – skwitowała. - Ale co zamierzasz w sprawie tego SMSa? Odpiszesz coś?

Adam wiedział, że nie ma wiele czasu na rozmyślanie. Potarł skroń i wpatrzył się w klawisze, jakby oczekując, że odpowiedź sama się napisze. Westchnął cicho, po czym zaczął stukać po klawiaturze, aż w końcu nacisnął odpowiedni przycisk. The message has been sent.

- Może się uda... - szepnął.

Podniósł wzrok. Joanna stała już przy motorze – gotowa do drogi. Zdążyła założyć kask dłońmi, którymi obecnie pocierała kolana. Jej też było zimno.

Rozpiętość mostu w świetle łożysk wynosi 15,15 m, a w świetle kanału, tzn. między ścianami przyczółków, 14,65 m.


Adam czuł się o wiele bardziej pewny siebie, niż przed chwilą. Ogarnął nieco i siebie, i sytuację, i choć daleko jeszcze było do jakiegokolwiek zadowolenia, to przynajmniej wiedział, na co ma liczyć. Na pozytywną odpowiedź od groteskowego klauna na rowerku, na dorwanie zaginionej przyjaciółki, na... odzyskanie spokoju, gdy to wszystko się skończy. Przestał już być bezmyślnie wodzony przez los i Joannę, z której obecności nawet się cieszył. Gdyby tylko nie kojarzyła mu się z chichotem pielęgniarek, bandażami Leny, nieszczęsnym Cafe Piza oraz szaleńczym pościgiem po ulicach Wrocławia, wtedy... Adam nie wiedział co wtedy.

Szybko przejechali przez kilkanaście metrów stanowiących most, gdy złe przeczucie nawiedziło mężczyznę. Było tak silne, że Adam bez namysłu ostro wyhamował, przez co Joanna wbiła się w jego plecy. Nie zwrócił nawet na to uwagi. Nasłuchiwał.

- Co się stało? – kobieta prychnęła, cała obolała.

Adam oglądał się na wszystkie strony. Cisza. Pustka. Ptak – samotny kruk – przeleciał tuż nad nimi, zakreślił dwa zgrabne kółka, po czym wylądował na jednej ze stojących nieopodal topól. Jego czarne ślepia bacznie obserwowały zarówno jego, jak i Joannę. Lecz to nie oni odbijali się w tych dwóch umiejscowionych tuż nad dziobem paciorkach.

Nie oni, lecz most.

Żaden most nie jest niezniszczalny


Nawet nie było wiele czerwieni, dymu, świateł, ani huku. Adam stał i wpatrywał się, jak konstrukcja, po której mknął minutę temu, niszczeje pod wpływem eksplozji. Bezwolnie otworzył usta, nie dowierzając. Sześć drobnych, niepozornych wystrzałów – każde jak z noworocznego szampana - i długie miesiące pracy różnych pokoleń poszły się pieprzyć. Odbezpieczony szampan lał się po ściance kielicha diabła, który miał co świętować. Niech się nim upije. Na śmierć. Adam prawie słyszał jego śmiech.

Mężczyzna czuł się o wiele gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej tego dnia. Myślał, że coś ogarnął – nic nie ogarnął. Porywacz Leny specjalnie zwabił go na tę pieprzoną wyspę i tylko czekał, by uaktywnić ładunek. A on jak debil podążył za usypanym na drodze szlaczkiem z cukierków, płatków Cheerios oraz konfetti. Joanna ani słówkiem nie podszepnęła mu wyspy Tamka – to była tylko jego wina. Z drugiej strony – to ona zaciągnęła go w pobliże mostu. Mogła podejrzewać, że wpadnie na to, by go przekroczyć. Adam westchnął. Tak naprawdę nie mógł jej winić. Nie miał też dowodów, że była w zmowie z kimkolwiek – wręcz przeciwnie, raz go już uratowała.

Spróbował przytłumić wszelkie popędy kanibalistyczne, jakie zazwyczaj wykształcają się w ludziach po rozbiciu na bezludnej wyspie.

Adam liczył, że jednak nie tak bezludnej. Właśnie z tego powodu tu trafił - by odszukać Lenę.

Teoretycznie mógł popłynąć wpław na drugą stronę, zostawiając motor i Joannę, lecz odłamki, które gęsto upstrzyły wodę bardzo by to utrudniły. Być może nie uniemożliwiły, lecz Adam nie rozmyślał w tej chwili na ten temat. W ostateczności zawsze mógł wezwać pomoc komórką. Teraz natomiast musiał przeć naprzód w poszukiwaniu Leny. Mimo wszystko uważał, że jest duża szansa, że kobieta znajduje się na wyspie. Porywacz nie mógł być daleko, skoro wiedział, kiedy odpalić ładunek. Zapewne obserwował ich cały czas z ukrycia, czekając na właściwy moment... I może cały czas ich obserwuje.

Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa Adama. Mężczyzna wymacał dłonią grzbiet schowanego w kurtce pistoletu, co dodało mu odwagi. Nie był bezbronny. Motor również stanowił przydatny element ekwipunku.

Kątem oka dostrzegł Joannę, która zeszła z pojazdu i stanęła tuż obok niego.

- Jesteśmy w tym razem... - zwrócił się do niej. - I to chyba najwyższy czas, byś powiedziała mi wszystko, co wiesz.
 
Ombrose jest offline  
Stary 04-05-2013, 18:54   #32
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Kobieta obudziła się około 8.30 i o dziwo spała bardzo dobrze całą noc, a pierwszy raz od długiego czasu nie nawiedził ją żaden koszmar. Wyszukała w walizce jeansy i ciemny sweter, który ładnie opinał ciało. Szybki makijaż i w drogę, trzeba zobaczyć, co tu właściwie się dziś dzieje.

Pamiętała mniej więcej rozkład domu, jaki przedstawił jej wczoraj Stefan i bez problemu trafiła do kuchni. Już przed wejściem czuła zapach świeżo sparzonej kawy. Wychyliła się by zajrzeć do środka i rzeczywiście stał tam mężczyzna z kubkiem parującego napoju w rękach.



- Mmmm, dzień dobry - rzuciła Aniela.
- Dzień dobry, witam! - odparł mężczyzna, który tak się zdziwił, że ktoś tu jest, że prawie zrzucił kubek.
- Jestem Aniela, nowa nauczycielka od angielskiego.
- Nice to meet you, I'm Aleks.
- Czyżby pan też był od angielskiego?
- Nie nie, ja jestem od historii. I nie jestem żaden pan, mów mi Aleks. Może kanapkę? Właśnie robię.
- Dziękuję, chętnie.


Okazało się, że może jednak nie będzie tak źle. Jeśli wszyscy będą tak mili jak ten facet, to praca może być bardzo fajna. Pogawędzili sobie przy śniadaniu, po czym oprowadził ją i opowiedział o pracy w szkole. Wszystko zaczynało wyglądać coraz lepiej. Około 12.00 postanowiła iść na małe... no w sumie duże zakupy. Potrzebowała kilka ciuchów i jakieś buty, bo nie dała rady wziąć wielu ze sobą. Oprócz tego oczywiście coś do jedzenia, chociaż obiad zjadła na mieście. Na resztę dnia póki co nie miała planów, może jak wróci uda się porozmawiać z kimś jeszcze i zapoznać. I oczywiście wieczorem pomyśleć o lekcjach. Musi pogadać z dyrektorami co do wymogów i sprzętu jakim dysponują.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 04-05-2013, 20:14   #33
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Śnił. Wiedział, że śni.

Salon mieszkania na Okrzei wyglądał tak samo jak zawsze: zniszczone meblościanki z lat ’70, prezent od rodziców ojca, zdjęcie rodziców ze ślubu – jedno z nielicznych na których matka Brzyskiego była uśmiechnięta. Niewielkie łóżko w rogu, niewidoczne gdy wchodziło się z korytarza, zapewniające nieco prywatności w mieszkaniu mającym niespełna 45 metrów kwadratowych. Na łóżku leżała kobieta. Była chuda, śmiertelnie chuda – ciało wyniszczone przez raka wydawało się Piotrowi obce. Jedynie oczy były matczyne.

Brzyski wiedział co stanie się następnie.

Kobieta uśmiechnęła się smutno, próbowała wstać, ale sił starczyło jej tylko by trochę się podnieść.
- Dlaczego nie było cię przy mnie?
- Przecież wiesz… - odpowiedział Piotr łamiącym się głosem. Zawsze tak odpowiadał. Bo przecież jego matka wiedziała za co trafił do więzienia.
- Rozczarowałeś mnie, bardzo mnie rozczarowałeś – powiedziała matka Brzyskiego karcącym tonem. Tonem, którego nauczyła się pracując przez 20 lat w szkole podstawowej. Jej wzrok stawał się nieobecny, a cienie w pokoju zdawały się rosnąć.
- Mamo ja…

I wtedy się budził z postanowieniem, że musi być lepszym człowiekiem. Oczywiście wiedział, że nic z tego nie wyjdzie. Nigdy nie wychodziło.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 06-05-2013, 12:03   #34
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Cmentarz

Zimno z płyty nagrobka przenikało ciało Cypriana. Zdrętwiałe kończyny ciążyły mu jakby tu siedział już od kilku godzin. Wstał i rozprostował stawy. Zaczął przechadzać się pomiędzy grobami. Gdyby nie księżyc wiszący nad starym cmentarzem byłoby tu zupełnie ciemno. Rzędy krzyży znaczyły proste ścieżki w pozagrobowy świat.

Jedyne światło dochodziło z chaty trumniarza. Cyprian podążył w tamtą stronę i już po kilku minutach przyglądał się grupie ludzi w środku. Smoliński szybko pojął, że znajduje się na obrzędach w rodzaju Dziadów znanych z dramatu Mickiewicza. Na takich spotkaniach ludzie nawiązywali kontakty z duchami i zwykle chcieli uzyskać przychylność zmarłych. Dusze przychodziły posilały się, a nawet czasem dostawały to czego nie mogły zyskać w zaświatach.


Rolę guślarza we własnej chacie spełniał stary Antoni tutejszy kopidół i trumniarz, którego Cyprian kojarzył z zeszłorocznych akcji ocalania zabytkowych nagrobków. Guślarz zaczął opowiadać o duszy samobójczyni, którą chyba właśnie przywoływał. Dla takiej nie ma przebaczenia – powtórzył w myślach Smoliński.


Nagle znajomy głos zaprotestował. Cyprian obrócił głowę i zobaczył Annę w koszuli wyglądającej jak trumienny całun. Poczuł nagły przypływ adrenaliny. Nie mógł zaczerpnąć tchu. Serce podeszło mu pod gardło. Nie mógł się ruszyć z miejsca. Widział Annę i jednocześnie bał się, że nie zdąży nic powiedzieć, a ona zaraz zniknie.

- Anno, Anno – przemówił do niej. Ale ona nie zareagowała. Patrzyła tylko nieprzytomnie.

- Anno tak mi ciebie brakowało. Bez bliskości nie można żyć. Anno rozpadam się bez ciebie. Przyszedł list od Ciebie i ciągle o tym myślałem. Anno. I te wszystkie rzeczy które ostatnio mi się przydarzyły.


Zjawa była już wśród ludzi odprawiających obrzęd. Cyprian zaczął szukać drzwi do chaty. Okazały się zamknięte na łańcuch. Ludzie wywołujący duchy zorientowali się że ktoś z zewnątrz dobija się do środka.

- Ludzie wpuście mnie do środka muszę z nią porozmawiać.
 
Adr jest offline  
Stary 07-05-2013, 09:50   #35
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
wspólny post woltrona i felidae

Kurwa” pomyślał Piotr Brzyski, gdy odzyskał świadomość. Nie pamiętał jak znalazł się w łóżku, a jak przez mgłę pamiętał co wydarzyło się na korytarzu. Obcy mężczyzna, atak, dziwne słowa. Nie miało to logicznego sensu. Wiedział za to kim jest kobieta pochylająca się nad nim.

- Gdzie jestem? Kim jesteś? – zapytał się Brzyski. Ku jego zaskoczeniu jego głos brzmiał nieco skrzekliwie i słabo.


Lena przyglądała się jakiś czas człowiekowi, który tak niespodziewanie znalazł się na jej stole operacyjnym. Dziwnie tu nie pasował. Nie przyszedł raczej z dzieckiem, zastanawiała się więc czego mógł szukać w jej klinice.
Kiedy mężczyzna nagle otworzył oczy w pierwszej chwili chciała uciec od niego wzrokiem ze zmieszania, ale opanowała się i wytrzymała spojrzenie. Była jednak pewna, że na policzkach wykwitły jej dwa wielkie rumieńce.

- Niech pan nie robi gwałtownych ruchów, bo będzie bolało. Jest pan w szpitalu, ktoś pana zranił nożem. Jestem doktor Sobolewska, czy coś pan pamięta?

Brzyski spojrzał na kobietę, która zarumieniła się.
- Niewiele. W korytarzu zaatakował mnie nożem młody człowiek w kapturze - dodał nieco niepewnie. Mówienie sprawiało mu problemy -Nim się zorientowałem co się stało skurw... - Brzyski ugryzł się w język - uciekł. Potem pamiętam tylko krew na ręku gdy dotknąłem szyi. Mam wrażenie, że nożownik coś do mnie powiedział, ale nie mogę sobie przypomnieć sobie jego słów - skłamał tak naturalnie, że nie sądził by pani doktor zorientowała się.

Zapadła niezręczna cisza.

- Dziękuję za uratowanie mi życia - przerwał ją Piotr. - Jeżeli mógłbym się jakoś odwdzięczyć - powiedział dosyć niespodziewanie dla samego siebie. "Chłopie co ty pieprzysz? Nie pamiętasz dlaczego tutaj jesteś? Kto cię tutaj przysłał? I po co?" odezwał się głos rozsądku, ale Brzyski postanowił go zignorować. Może był tylko opryszkiem i złodziejem, ale miał swój honor... choć miał też nadzieję, że Sobolewska nie zapyta go po co przybył do Trójmiasta.

- Nie ma za co dziękować. Miał pan dużo szczęścia. Raz, że był pan od razu we właściwym miejscu, dwa, że cios nie uszkodził żadnego z ważnych narządów. - Sobolewska sprawdziła opatrunki - Przyszedł pan sam do kliniki? Dziwię się trochę, ponieważ to szpital specjalistyczny dla dzieci, panie....? - Lena spojrzała pytająco na Piotra.

- Tak jak pani powiedziała, miałem dużo szczęścia - odpowiedział Piotr - Mam na imię Piotr. Przyszedłem sam, choć słyszałem o tej klinice... - Brzyski zawahał się, ale tylko na moment. - a także o pani… lepiej niech pani usiądzie – przerwał nagle Piotr wskazując krzesło obok łóżka.
Gdy kobieta usiadła Brzyski opowiedział ze szczegółami po co przybył. - Proszę nie krzyczeć - dodał. - Słyszałem, że ma pani znamię w kształcie gwiazdy. Ciekawe, że mam takie samo znamię na karku...

Lena zbladła po słowach Piotra. Długi czas nie powiedziała nic, patrząc mu prosto w oczy. Potem wstała i odgarnąwszy włosy mężczyzny na karku obejrzała znamię. Pewnie gdyby opowiedział jej to wszystko jeszcze parę dni temu wezwałaby natychmiast ochronę. Ale nie dzisiaj. Nie po tym wszystkim co zdarzyło się z Mają. Nie po tych snach. Wypuściła głośno powietrze i ponownie usiadła na krześle i cicho, ale stanowczo odezwała się.

- Panie Piotrze...właściwie powinnam powiadomić policję. O napadzie i o tym co mi pan wyznał.... i już sama nie wiem. Gdyby nie to znamię, nie uwierzyłabym w ani jedno pańskie słowo. Ale faktycznie, mam identyczne. Znamię. A od kilku dni miewam dziwne koszmary senne. Po co Rosjanom pierścień mojej córki? Czego od nas chcą??

- Nie mam pojęcia - odpowiedział Piotr. - Ale to niebezpieczni ludzie, którzy wiedzą gdzie pani mieszka, pracuje, jak pani wygląda, a także to że córka jest adaptowana. I dobrze płącą. Glin bym nie wzywał... chyba że ma pani kogoś znajomego, kogoś komu pani ufa. Nie potrafię ci - Brzyski miał trochę dosyć formy "pan" i "pani" - doradzić. Pewnie najłatwiej byłoby oddać pierścień i pozbyć się problemu w zamian za 10 tysięcy, które mi obiecano. Wtedy wszyscy mamy spokój. Ruscy mają to na czym im zależy, pani i pani córka jest bezpieczna, a ja mogę zacząć nowe życie bez długów i zobowiązań wobec kogokolwiek.

Miał dobrą gadanę. Normalnie nigdy nie dyskutowałaby z kryminalistą. Choćby ze względu na przeszłość bała się mężczyzn takich jak ten. Ale w tej absurdalnej sytuacji to właśnie on stał się niejako jej jedyną podporą. Była mu wdzięczna, za to co powiedział, a jednocześnie przerażona wiadomościami, które ogłosił jak gdyby nigdy nic.

- Problem w tym, że ja nie mam pojęcia o jaki pierścień chodzi. Nie znam przeszłości Mai, a żadnego pierścienia nie miała kiedy ją przysposabiałam. Niech mi pan.... wierz mi - Lena dopasowała się do nagłej zmiany formy zwracania się do tego mężczyzny - żaden pierścionek nie jest dla mnie wart utraty życia czy zdrowia mojego dziecka, bo o swoim nie wspominam. Gdybym tylko go miała, oddałabym bez problemu. - kobieta potarła czoło w geście skupienia.

- Co teraz? Jeśli nie dostaną tego pierścienia nie odpuszczą ani tobie ani mnie. - powiedziała cicho bardziej do siebie niż do Piotra.

Nie chciała uciekać. Tu był jej dom, jej miejsce na ziemi, na które bardzo ciężko pracowała. Poza tym gdzie mogłaby się schować przed bandziorami? Nigdzie nie byłyby bezpieczne. Myślała przez długą chwilę błądząc wzrokiem po kremowej ścianie, a potem mały plan nagle ułożył jej się w głowie.

- Myślę, że dopóki nie opuścisz kliniki będą czekać. A to kiedy ja opuścisz zależy ode mnie. Czy masz jakieś wskazówki co do tego jak ma wyglądać ten pierścień? - spytała

- Będą czekać przynajmniej dwa-trzy tygodnie. Nie zakładałem, że jakiś pedał zatakuje mnie nożem, a robotę trzeba zaplanować... Pierścien jest złoty z rubinem, mała miała go mieć gdy ją przyjęłaś pod dach. Nie sądzę by Ruskie się na to nabrały - podsumował plan z wykonaniem podróbki. Z drugiej strony... Brzyski nie potrafiłby rozróżnić złotego pierścienia z rubinem od tandetnej podróby. Znał się na samochodach, piłce nożnej i nagich kobietach z rozkładówki Playboya... Gra jednak była zbyt ryzykowana by udawać idiotę. - Są za to za kumaci... poza tym zadali sobie zbyt dużo trudu by cię namierzyć. Z drugiej strony nie mam pojęcia jak wygląda prawdziwy rubin... Widziałem zdjęcie pierścienia, ale kurwa nie wiem czy potrafię go opisać na tyle by ktoś wykonał kopię. Jeżeli mała nie miała pierścienia przy sobie to trzeba się o niej dowiedzieć więcej... albo znaleźć sposób w jaki można ich zgubić... Wolałbym tu nie siedzieć za długo - a po krótkiej przerwie dodał niepewnie - decyzje należy jednak do pani.

Lena podzielała wątpliwości Piotra, ale mimo wszystko postanowiła spróbować. Może w ten sposób udałoby się kupić trochę czasu.
Wzięła od Brzyskiego możliwie jak najdokładniejszy opis pierścionka i postanowiła po pracy złożyć zlecenie u znajomego jubilera.
Poza tym czekało na nią jeszcze jedno zadanie. A właściwie dwa.

Antek miał kolegę, byłego glinę, który od dobrych paru lat prowadził biuro detektywistyczne. Tuż po powrocie do swojego gabinetu zadzwoniła do niego i poprosiła o poszperanie w historii jej dziecka. Ostoja niczego nie obiecywał, ale liczyła na to, że przeszłość Mai choć trochę rozjaśni sprawę pierścionka. No i rosyjskiej mafii.

Późnym wieczorem zaś zasiadła do komputera i zaczęła szukać zdjęć znamion, które oboje z Piotrem nosili na ciele. Jakichkolwiek informacji.

Co mogły oznaczać? Czy była z Brzyskim w jakiś sposób spokrewniona? Czy byli jedynymi naznaczonymi?
Tysiące pytań, na które trzeba było znaleźć odpowiedź. Ale choćby zadanie było nie wiadomo jak trudne nie mogła się poddać. Dla dobra córki. I swojego.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 12-05-2013, 15:19   #36
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/guRDYdqupb0?version=3&hl=pl_PL[/MEDIA]
Maybe I, maybe you...
Are just dreaming sometimes...
But the world would be cold
Without dreamers like you

Aniela

Kiedy wróciła po zakupach do swojego pokoju, pod drzwiami czekał na nią już Mateusz – z tym swoim szelmowskim uśmieszkiem.

- Widzę, że dobrze się pani u nas czuje, skoro postanowiła pani już postarać się o kobiece przyjemności… - mrugnął do niej porozumiewawczo, oferując pomoc przy rozpakowywaniu rzeczy.

- Chciałem pokazać pani salę lekcyjną. Na miejscu omówimy kwestie pomocy naukowych, których by pani mogła potrzebować poza tym, co już znajdziemy na miejscu. Gotowa?

Budynek szkolny był schludny tak samo w środku, jak i na zewnątrz. Korytarze wyglądały typowo – kilka ławek pod ścianami oraz tablice ogłoszeń. Każde drzwi były opatrzone tabliczką z nazwą przedmiotu, który był wykładany w danej sali. Stanęli oczywiście przed tymi, które posiadały zawieszkę „Język angielski”.

Mateusz Koss uchylił drzwi. Aniela poczuła, że robi jej się niedobrze, gdy spojrzały w nią niewidzące oczy wisielca – chłopca w staromodnym mundurku szkolnym.


- Oto pani królestwo… - rzekł Mateusz, przepuszczając ją w drzwiach.

Zamrugała. Chłopiec i szubienica zniknęły.



Adam

Joanna patrzyła na niego przez chwilę, była taka smutna, że w normalnych okolicznościach miałby przemożna ochotę ją przytulić. Podeszła do Adama. Mimochodem zauważył, że rękaw jej kurtki został rozdarty przez jakiś odłamek. Kobieta nie wydawała się tym jednak przejmować. Wyciągnęła dłonie przed siebie i dotknęła nimi skroni mężczyzny. Jej dotyk był przyjemny, uspokajający.

- Zamknij oczy – rzekła proszącym tonem.

Gdy zrobił to, ciemność wokół zawirowała. Nie wiedział ile to trwało. Dotyk Joanny zniknął, Moliński poczuł na obliczu za to powiew powietrza.

Gdy otworzył oczy, znajdował się w kamiennej komnacie rodem z filmu o krzyżakach. Dębowe, ciężkie meble z grubo oheblowanego wskazywały na wysokie urodzenie osoby zamieszkującej to miejsce. Był nią prawdopodobnie mężczyzna, modlący się na pobliskim klęczniku. Kasztanowe pukle zasłaniały twarz.

<stuk, puk>


- Panie, to już czas – dobiegł zza ciężkich, metalowych drzwi głos mężczyzny.

Szlachcic podniósł się z klęczek i teraz Adam rozpoznał w nim... swoje oblicze – nieco starsze, ale bezsprzecznie będące jego własną facjatą.
Mężczyzna wyszedł z komnaty, a pęd powietrza mimowolnie popchnął Adama za nim.

Po kilku minutach marszu przez zimne i ciemne zamkowe korytarze, wyszli na plac przed budowlą. Tu panował spory zamęt skupiony wokół 5 stosów i 5 kobiet nań uwięzionych. Czarownice! Czy na pewno?


Z przerażeniem Adam rozpoznał oblicza Leny, Ewy, Kaśki i… słodki Boże – Marty. Tylko piąta kobieta była mu obca.

Jego alter ego również powiodło wzrokiem po twarzach wycieńczonych kobiet, lecz bez emocji.

- W imię lepszego jutra – szepnął do siebie mężczyzna, po czym rzekł głośno – Podpalać w imię Jezusa Chrystusa, pana Naszego i Oswobodziciela!

Stosy zapłonęły.



Cyprian

- Kto to?
-Ktoś się dobija?
- Mara jakowaś…
- Siła nieczysta chce do nas dostępu…
- Ale nikogo tam nie ma…
- rzekł jakiś mężczyzna, wyglądający przez prowizoryczną okiennicę, mimo iż patrzył prosto na Cypriana.
- Módlmy się bracia i siostry – zarządził guślarz – Tylko tak przepędzimy złego.

Wieśniacy, biorący udział w obrzędzie Dziadów, posłusznie pogrążyli się modlitwie, ignorując dobijającego się mężczyznę. Wkrótce też ich ciche słowa zamieniły się w dziwny szum, który dobiegał z otwartego nieba.

Nagle na twarz i ciało Cypriana runęło stado kruków, dziobiąc go boleśnie i rozszarpując jego skórę. Potworne cierpienie!



Ptaki dopadły jego twarzy, nie umiał się od nich opędzić… Czuł jak jego twarz zmienia się w wielką, krwawiącą ranę…

- Użyj kamienia! – usłyszał chłopięcy głos.

Resztkami przytomności skupił się na wykonaniu polecenia, sięgnął do kieszeni… Ból… ból był niewyobrażalny… Dłoń dotknęła gładkiej powierzchni klejnotu.

Smoliński otworzył oczy, zdziwiony, ze wciąż je posiada. Cierpienie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Znów siedział przy swoim biurku, a przed nim laptop popadł w stan uśpienia. Nic się nie zmieniło, nie było ran ani kruków, tylko jego dłoń wciąż tkwiła w kieszeni, zaciskając się na tajemniczym prezencie od brata Franciszka.



Lena

Miała dostać informacje o Majce za kilka dni. Takie działania trzeba w końcu robić ostrożnie, szczególnie jeśli nie chce się budzić zainteresowania kolegów. Poszukiwania w Internecie nie przyniosły też żadnych skutków. Najbliższe skojarzenie znamienia dotyczyło Gwiazdy Betlejemskiej, co było przecież absurdem. Jedynym dobrym aspektem tego wieczora był tylko fakt, że Maja tej nocy spała spokojnie i nie miała żadnych majaków. Lena wzięła ją ze sobą do łóżka i tuląc czule do piersi, również usnęła.

Nie pamiętała, co jej się śniło, dzwonek telefonu wybudził ją gwałtownie. Półprzytomnie odebrała natychmiast, mając nadzieję, że Maja będzie miała głębszy sen niż ona.

- Halo? – zapytała zachrypłym głosem.
- Lencia? Słuchaj… mamy problem – usłyszała w aparacie głos znajomej pielęgniarki – Ten twój pacjent z wczoraj, ten pchnięty nożem… zniknął. I nikt nie wie, co się z nim stało.



Piotr

Obudził się cały zdrętwiały. Ze zdziwieniem stwierdził, ze szpitalna sala zniknęła. Pierwsze skojarzenie: Przewieźli go do kicia?

Paluch rozejrzał się, z trudem unosząc głowę. Był już w kilku aresztach, ale nawet najgorszy nie przypominał lochów średniowiecznego zamku, a chyba w takim miejscu się znalazł!



Nie był skrępowany, jednak żelazne drzwi do jego celi były zamknięte na kłódkę. Tymczasem nad sobą usłyszał szuranie, a przez kratę na górze dostrzegł twarz kobiety, która mu się przyglądała. Było ciemno, więc nie rozróżniał dokładnie rysów.

- Czy pan się obudził? Rozumie mnie pan? - usłyszał jej płaczliwy głos nad sobą.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 13-05-2013, 01:48   #37
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Adam postanowił, że będzie milczeć.

Był w pełni świadomy faktu, że jeszcze sekundę temu stał wraz z Joanną na wyspie Tamka. Nie przyszło senne otępienie, jakie zazwyczaj towarzyszy każdemu koszmarowi, gdzie bez ostrzeżenia znajdujemy się w samym środku piekielnego spektaklu, choć zasnęliśmy otuleni komfortem czystej pościeli. Nic takiego. Adam raczej odniósł wrażenie, że w niewyjaśniony sposób został podpięty do urządzenia z przyszłości, stanawiącego swoistą ewolucję kina domowego. Ktoś z nudów postanowił wyświetlić mu film historyczny, a on sam obecnie znajdował się na jego klatkach.

I wtedy ujrzał, że dzieli twarz z mężczyzną, który z zapałem przebierał palcami po różańcu.

Właśnie w tym momencie Adam postanowił, że będzie milczeć i jako bierny obserwator pozwoli akcji samoistnie pleść się w ten dziwny twór, który go otaczał.

Mężczyzna, czy raczej korzystając z matematycznej nomenklatury - Adam’ - wyszedł z komnaty. Adam Oryginalny zresztą też nie próżnował i szybko pospieszył za swoim renesansowym doppelgangerem. Do końca nie odczuł, by miał jakiś wybór. Tak jakby został przywiązany eterycznymi więzami do joysticka jakiegoś pulchnego dzieciaka, który najwyraźniej wiedział lepiej, niż on, którą drogą pójść. Adam nie polemizował z tą prawdą - gdyby wiedział, które szlaki są dobre, nie musiałby każdego ranka odkręcać mineralnej, by popić garść pełną białych, farmaceutycznych drobinek.

Moliński z chęcią zmieniłby miejscówkę i odwiedził stare, dobre Pod Minogą, gdzie wieczorami grywał - wciąż grywa - z zespołem. Pogadałby z najlepszym przyjacielem - Johnniem Walkerem, dla swagu pomamlałby w ustach jakieś kubańskie cygaro, niczym dobry pasterz przeglądnąłby miękkość parkietu i koleżanek o rzęsach sklejonych tuszem. Nie miał jednak większego wyboru, pozostawając eklektycznym elementem przytwierdzonym cholernie mocną taśmą do ilustracji ze szkolnego podręcznika do historii.

Była w tym jednak pewna magia.


Mocny wiatr wiał mu prosto w twarz. Niósł za sobą słaby, smętny posmak stagnacji, jednocześnie nieznanego, a także waty cukrowej, z rodzaju tych różowych ciągnących się, kojarzących się raczej z opuszczonymi parkami rozrywki, niż dziedzińcami reliktów przeszłości. Niebo raziło feeriami najróżniejszych konstelacji gwiazd, których światło płynęło srebrzyście po wyrwach i żłobieniach tkwiących na kamieniach wyścielających podłoże. Kuliste ciała niebieskie gnieździły się niczym świetliki świętojańskie z desperacją poszukujące partnera. Robaczki krzewiące bioluminescencję od punktu położonego dokładnie nad głową Adama, aż po niknącą za fasadami renesansowych budynków sugestię nieboskłonu.

Otulony wspomnianą poświatą dziedziniec uginał się pod ilością ludzi przebranych w odpowiednio staroświeckie fryzury i tkaniny. Kłebili się niczym statyści na odeskich schodach Eisensteina. Jednak spychani byli nie przez żołnierzy carskich lecz Adama’, który wywierał na nich większą presję, niż Carrie White u szczytu swej morderczej świetności.

Natomiast Oryginalnego Adama nikt zdawał się nie dostrzegać.

Prawie nikt.


Kobieta nie odstawała od tłumu, w żaden sposób nie wyróżniała się. Jedyną jej cechą charakterystyczną - jeśli już jakąś trzeba byłoby wskazać - stanowiły włosy o kolorze wyjątkowo jasnego blondu, spięte dość niecodziennie. Mimo wszystko nie było to nic szczególnie przykuwającego uwagę - ani druga głowa, ani ogon, czy inna czarnobylska fantazja. A jednak Adam zwrócił uwagę na akurat tę kobietę. Gdy w chwilę później odwróciła się od centrum zbiorowiska i spojrzała prosto w jego oczy, po plecach przeszły mu ciarki. Jasnowłosa pobiegła do niego, dwoma rękami przytrzymując sukienkę po bokach.

- Mój panie...! - wykrzyknęła, dygając tuż przed nim.

To tyle w kwestii milczenia.

Adam dopiero teraz zauważył, że blondynka w rzeczywistości jest brunetką, a jej rysy twarzy w przybliżeniu układają się zupełnie inaczej. Stała przed nim Joanna - tylko już nie w skórzanej kurteczce.
Widocznie Tadeusz Soplica nie był jedynym idiotą nie potrafiącym rozróżnić blondynki od brunetki - tak jak miało to miejsce w scenie, w której poznał Telimenę.

- Jak... - zaczął Adam, próbując wyczytać emocję z jej twarzy. Usta układały się w lekki uśmiech, co było raczej dobrym znakiem. Jednak w chwilę później zaczęły się powiększać, aż zbliżyły się wystarczająco do policzków mężczyzny, by złożyć na nich dwa szybkie pocałunki. Tak nie zachowywała się ani służka, ani dama, ale nie była to pierwsza rzecz rodząca w sercu konsternację.

Joanna dygnęła jeszcze raz, po czym wyszczerzyła się - w odczuciu Adama niczym wilk odstraszający konkurenta. Jednakże cały ten galimatias mimiczny miał mieć raczej pozytywny wydźwięk, więc Moliński odpowiedział uśmiechem, czekając na kolejne rewelacje.

- Co tu się dzieje? - zapytał, niemrawo wskazując na zbiorowisko.

- Nie widzisz stosów?! - wykrzyknęła jednocześnie zaszokowana i podekscytowna.

Adam zobaczył.

Wtedy zapłoneły.


Ogień w życiu Adama miał duże znaczenie. Jeszcze gdy mieszkał wraz z rodziną, na spokojnej, nieskalanej pospiechem miasta wsi, zdarzył się nieprzyjemny wypadek. Pierwszy z nieprzyjemnych wypadków.

Tej nocy było zbyt późno, by pukać do drzwi domu, więc bez wahania wstąpił do stodoły. Rozsądnie doszedł do wniosku, że lepiej nie stawiać czoła matce, a snopy siana, które spoczywały w niewielkim budynku, były więcej, niż wystarczające. Procenty tańczące w jego żyłach nadałyby nawet twardemu gruntowi odpowiednią miekkość, więc bele wysuszonej trawy jawiły się raczej jako dar od Boga. Zresztą wtedy jeszcze nie umiał wybrzydzać.

Siano było przyjemne. Sen także. Gdy jednak obudził go niespodziewany, intensywny żar, cała rozkosz szybko uleciała.

Później mówili, że był to zwyczajny wypadek, choć nikt nie widział błyskawicy, erupcji wulkanu, czy innych podobnych rzeczy, na które można byłoby zrzucić winę. Adam głęboko wierzył, że ktoś chciał go upiec, lecz nie potrafił wskazać ani jednego podejrzanego. Nie było żadnych tańczących kanibali, gęsto polewających drewniany budynek benzyną oraz sztucznymi ogniami. W tym, że ktoś pomógł ogniowi zapłonąć, umocnił go jeszcze przeklęty ślub Ewy, a raczej incydent, który wydarzył się tuż po nim. Incydent, który zmienił wszystko - bez względu na to, jak bardzo dramatycznie by to nie brzmiało.

Oparzenia na rękach stanowiły pamiątkę po tej nieprzyjemnej nocy pełnej ognia, odoru spalenizny i klaustrofobii.

Teraz natomiast miały zapłonąć najważniejsze kobiety jego życia. Nawet ta, która umarła tak dawno temu.

Ptfu, już płonęły.


Adam przedzierał się przez zbiorowisko, jedną ręką odgarniając ludzi, drugą ciągnąc za sobą Joanna. Jednak tłum zbił się niczym oczka na wyjątkowo tłustym rosole, co mentalnie przeprowadziło Adama przez podwoje nieposkromionego szaleństwa.

Dosłownie nieposkromionego. Moliński dał upust emocjom, kopiąc, potrącając i uderzając. Aż w końcu przedarł się przez ścianę ludzi i rzucił się na swoje alter ego z gołymi pięśćmi.

Nie było żadnego wielkiego zbiornika z wodą, którego mógłby przedziurawić niczym cowboy na hollywoodzkim westernie. Nie miał ruchów szamana, którymi mógłby wywołać deszcz. Nie miał noża, którym z refleksem błyskawicy mógłby oswobodzić pięć kobiet. Mógł jedynie odwołać się do najbardziej wewnętrznych instynktów, przemawiających w języku zemsty, złości i gniewu. Języku skłającego się z jednego słowa - “zabić”.

Pulchne rączki zaciskające się na joysticku prędko odnalazły cztery przyciski odpowiadające za walkę wręcz. Równie prędko przygotowały się do ich szaleńczego wklepywania.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 13-05-2013 o 20:14. Powód: nowy akapit
Ombrose jest offline  
Stary 16-05-2013, 16:31   #38
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Nie był skrępowany, jednak żelazne drzwi do jego celi były zamknięte na kłódkę. Tymczasem nad sobą usłyszał szuranie, a przez kratę na górze dostrzegł twarz kobiety, która mu się przyglądała. Było ciemno, więc nie rozróżniał dokładnie rysów.

- Czy pan się obudził? Rozumie mnie pan? - usłyszał jej płaczliwy głos nad sobą.

Brzyski rozumiał i nie rozumiał zarazem. Pamiętał jak zasypiał w szpitalnym łóżku, zastanawiając się jaką cenę przyjdzie mu zapłacić, gdy jego zleceniodawcy dowiedzą się, że nie dość że nie odnalazł pierścienia z rubinem to jeszcze o wszystkim opowiedział Lenie. A teraz był w zimnym lochu, nie przypominający żadnego z więzień w których przebywał lub o których słyszał.

Zignorował kobietę i podszedł do żelaznych drzwi i przyjrzał się kłódce. „Gdybym miał narzędzia to bym otworzył ją w kilka sekund” pomyślał. Narzędzi jednak nie miał. Zrezygnowany usiadł tak by widzieć kratę na górze i kobietę.

- Gdzie jesteśmy? Kim jesteś? – zapytał nieco zrezygnowany.

- Mam na imię Ewa i ja... nie wiem co się stało. Spałam w swoim łóżku, a obudziłam się tutaj... - jej głos znów zaczynał drżeć - Nie wiem gdzie jesteśmy, nie wiem czemu... już nawet nie wiem ile czasu tu jestem. Od kiedy tu się znalazłam, 4 razy dostałam jedzenie... Nie wiem czy często, nigdy nie jestem głodna jak się boję... Tyle wiem. A Ty coś pamiętasz? Kim jesteś?

- Też spałem w łóżku... w szpitalu. I obudziłem się tutaj. Podobnie jak ty nie pamiętam jak się tu znalazłem. Po prostu obudziłem się w tym - Brzyski się zawahał - lochu. Mam na imię Piotr, Piotr Brzyski. Widziałaś kogolowiek? Może ktoś coś mówił?

- Słyszałam głosy, ale nigdy ich nie widziałam... Conajmniej trzy... Oni muszą przynosić jedzenie jak śpię... Tak mi przykro, że pana też to spotkało, ale... czuję taką ulgę... że nie jestem sama... tak bardzo sie bałam...


Kobieta rozpłakała się.

- Wszystko będzie w porządku - skłamał Brzyski, ale co miał powiedzieć? Że nigdy stąd nie wyjdą? Że nie wiadomo kto ich przytrzymuje? - Możemy... możemy zrobić tak... będziemy spać na zmianę, dzięki temu jedno z nas będzie miało szansę zobaczyć kto nas więzi. Proszę się położyć tak bym miał szansę zobaczyć przez kraty kto wchodzi... ja zrobię to samo, tak byś miała szansę ich zobaczyć. Dobrze? Jak już będziemy wiedzieć kto to...to... zastanaowimy się co dalej... - dodał, ale w jego głosie dało się słyszeć niepewność.
- Zgoda - odpowiedziała kobieta, choć bez przekonania. Bo czy którekolwiek z nich wierzyło, że są w stanie zrobić cokolwiek trzem strażnikom?
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 19-05-2013, 14:34   #39
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Niech to szlag jasny trafi – pomyślała Lena ubierając się w pośpiechu.
Majka na szczęście nie obudziła się na dźwięk telefonu i Lena mogła spokojnie wysunąć się z łóżka i poinformować zaspaną matkę, że musi pędzić do szpitala. Dla Amelii nie była to żadna nowość więc nawet nie zapytała o powód tak wczesnej pobudki.

- Niech to szlag jasny trafi, krew nagła zaleje – powtórzyła Sobolewska tym razem na głos.

Zbiegając po schodach do garażu obmyślała możliwe scenariusze zniknięcia Piotra. Gdyby go porwano nie odbyło by się to bez hałasu. Tak sobie przynajmniej wyobrażała działanie mafii rosyjskiej. No to co? Nawiał? Ale dlaczego i po co? Przecież nikt siłą by go nie zatrzymał? Poza tym rany jeszcze się nie zagoiły, nie mówiąc już o szwach, które muszą nieźle rwać w boku.

A może to co jej powiedział było jedną wielką ściemą ? Ale skąd wiedziałby wtedy o jej znamieniu i znał wszystkie szczegóły danych osobowych jej i jej rodziny? I skąd sam miałby takie samo znamię? To nie był tatuaż, tego była pewna, dokładnie mu się przyjrzała.

Lena wcisnęła pedał gazu „do dechy” i płynnym ruchem wymijała jadące pojazdy. Wyłączyła radio, bo przeszkadzało jej w myśleniu.
Dlaczego jedynymi skojarzeniami jakie znalazła w necie na temat tego znamienia były hasła o gwieździe betlejemskiej? I dlaczego jej córka mówiła jakąś starą, nieznaną mową? I w końcu co to za pierścień, którego poszukiwali ruscy?

Lena chciała, żeby natychmiast ktoś wyjaśnił jej wszystkie te niewiadome. Nie cierpiała niespodzianek, zagadek i innych takich metafizycznych bzdur. Porządek, logika i racjonalizm były jej królestwem. I choć pewnie inni powiedzieliby, że jej spojrzenie na świat było nudne, ona czuła się w nim bezpiecznie i komfortowo. I miała w dupie wszystko to czym zachwycali się inni. Bóg, kosmici, demony, czy inne wytwory wyobraźni nie mieściły się w jej ramach pojmowania i basta!

*****

- Proszę mi przynieść kartę chorego i jego rzeczy osobiste, siostro. – Lena wydała polecenie po tym jak na przeglądzie dostępnych kamer nie znalazła śladu po zaginionym pacjencie, a ponowne poszukiwania w budynku kliniki nie przyniosły żadnych rezultatów . To zniknięcie nie dawało jej spokoju. Musiała dowiedzieć się kim był… tfu… jest i co się z nim stało. Jeśli nie sama, to z pomocą detektywa.

Czekając na pielęgniarkę Lena odpaliła laptopa i wrzuciła w google’a hasło szukające agencji ochrony. Nie mogła dłużej ryzykować. Zbyt wiele dziwnych zdarzeń przytrafiło jej się w ostatnich dniach. Nie dopuści by ktoś skrzywdził ją i jej rodzinę. Już nigdy więcej!

Agencja „Konsal” wydała jej się odpowiednia. Rośli faceci na zdjęciach w galerii firmy wzbudzali zaufanie. Wyjęła komórkę i wykręciła znaleziony na stronie numer.

Zanim siostra przyniosła to, o co prosiła, Sobolewska zdążyła już umówić się z właścicielem agencji. Miał pojawić się w gabinecie za pół godziny. Miała akurat tyle czasu, żeby przejrzeć znalezione w rzeczach Piotra przedmioty… no i dokumenty.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 19-05-2013, 16:06   #40
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Cypriana

Cyprian mimowolnie dotknął swojej twarzy, odrętwiałymi palcami macał oczy i policzki. Nic - ani śladu zadrapań, szponów okrutnego ptaszyska. Mężczyzna otarł zimny pot z czoła. To tylko sen. Tylko sen?

Poszedł do kuchni po szklankę zimnej wody. Musiał wszystko przemyśleć, poskładać w jedną całość. Wszystko działo się tak szybko i było tak niesamowite, że trudno mu było w to uwierzyć, a co dopiero zacząć cokolwiek robić. Znikający ludzie, satyr, duchy, realne sny - to za dużo, za dużo!

- A więc dobrze Cyprianie... - powiedział sam do siebie. Brzmienie własnego głosu trochę go uspokoiło. - Albo właśnie przechodzisz załamanie nerwowe i to wszystko wytwory twojego umysłu. Albo... musisz przyjąć to na wiarę.

Postanowił jeszcze raz wszystko przeanalizować i poukładać. Usiadł przy biurku i zaczął skrótowo notować to, co już wie. Wszystko zaczęło się od listu. A właściwie od dwóch listów. List od Anny - zupełnie nierzeczywisty i zupełnie nie w jej stylu. Co mogło się za tym kryć? Pierwsza niewiadoma. List, a właściwie wiadomość od brata Franciszka - początek wszystkich kłopotów. Potem to niesamowite spotkanie i szereg kolejnych niewiadomych.

Brat Franciszek mówił o prawdziwej apokalipsie. I o tym, że Cyprian jest jednym z wybrańców, którzy mają uratować świat przed zagładą. Mężczyzna próbował sobie przypomnieć jak najwięcej ze słów brata Franciszka. Dziesięć aniołów w koronach...Dziesięć rogatych demonów... i nie sposób ich rozpoznać. Jedynie topaz Eshaziella ma jakąś tajemną moc - ochrony, ocalenia? To, co brat Franciszek powiedział na końcu, może być bardzo istotne: nie ufaj marom. Znajdź pięciu. Tylko jak?

Dalej spotkanie z satyrem - co powiedział o bracie Franciszku? Że był bytem, który dzięki topazowi zasiedlił ciało na ziemi, aby wykonać swoją misję. Hmm... Ale kiedy oddał topaz Cyprianowi, wrócił do swojego wymiaru. Kim jednak był sam satyr? Dalej były duchy na ulicach miasta, a wreszcie - całkiem realistyczny sen z Anną. Znowu porwraca Anna. "Nie ufaj marom" - mówił brat Franciszek. Jak odróżnić marę od rzeczywistości?

Kiedy Cyprian skończył notować i analizować wszystkie informacje, na dworze robiło się już jasno. Jednak w jego głowie ani trochę się nie rozjaśniło. Wciąż więcej było niewiadomych, niż pewników. Jak znaleźć innych, takich jak on? Jak wystrzegać się demonów? Jak rozróżnić demony od aniołów? Jaki w tym wszystkim udział ma Anna? Co dalej robić? I co zrobić z tym kamieniem?

Nagle do głowy Cypriana przyszedł pewien pomysł. Wyciągnął z kieszeni topaz Eshaziella i przyjrzał mu się uważnie. Kamień błyszczał w blasku wschodzącego słońca, jednak zdawał się być tylko zwykłą ozdobą, błyskotką.

- Jeśli posiadasz moc... Jeśli to wszystko prawda, wskaż mi co robić dalej? Gdzie mam odnaleźć pozostałych wybrańców? Użycz mi swojej mocy, proszę...
 
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172