Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2013, 00:20   #11
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Moment, w którym wędrówka słońca dobiegała końca zawsze kojarzył się jej ze smutkiem, często również z zagrożeniem. Nigdy jednak nie zmuszał jej do takiego wysiłku jak teraz. Lampy zgaszone setki lat temu nawet nie próbowały pomóc uciekającej dziewczynie. Stukot bucików zderzających się z asfaltowym podłożem tak charakterystycznym dla zapomnianych miast roznosił się po okolicy, zagłuszając przy tym nadchodzące zewsząd odgłosy oddechów. Tylko jeden z nich był nieregularny, znacznie częstszy od pozostałych. Postronnemu słuchaczowi mogłoby wydawać się, że tylko jeden z nich posiadał jakiekolwiek oznaki istnienia, bycia żywym, a co znacznie ważniejsze i często przyjemniejsze w oglądaniu - strachu. Biała sukienka nie była zbyt pomocna w gubieniu pościgu, jednak Kil była niemalże pewna, że oni podążaliby za nią dokłądnie tą samą trasą nawet, gdyby w przedziwny sposób zdołała stać się niewidzialną. Co gorsza wszystkie inne dźwięki były niemalże identycznym wydychaniem powietrza, następującym co kilka sekund. Nie było jednak słychać wdechów - może zagłuszyły je dźwięki poszczególnych kroków, może po prostu istoty ich nie robiły.
Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc rozgałęziającą się drogę. Wybrała losowe odnóże, przyśpieszając jeszcze trochę. Jej płuca zaczynały boleć, jednak w przedziwny sposób jej umysł nie odczuwał strachu. Czuła, że da radę dostać się do osady, a co ważniejsze - w jakiś sposób zmylić pościg, by nie zdradzić swych pobratymców.
Biegła jeszcze kilka chwil, słysząc że znajdujący się za nią wcale się nie oddalają. Pot pojawił się na jej pięknej, delikatnej, dziecięcej skórze. W oddali zobaczyła bramę, której nie znała. Może to było miejsce, w którym zdoła przetrzymać moment, w którym na zewnątrz panują cienie? Przecież żaden z nich nie wiedział jak otworzyć drzwi, a szansa na zniszczenie kamiennych wrót była równie wysoka jak to, że zaraz za nią spadnie meteor, który usmaży wszystkich będących tuż za nią.
Starożytni magowie byli niemalże gotowi do wypuszczenia całego deszczu asteroid tylko po to, by pomóc dziewczynce. By uratować tą, która zdawała się być wybranką, odmienić losy tak smutnego miejsca jak Acerola. Właściwie, to kilka z gwiazd było krok od poruszenia się w kierunku nieprzyjacieli. Wszystko zdawało się być na miejscu, zapewniając tym samym godny najwspanialszych filmów wstęp do przygody bohaterki. Szkoda tylko… że starożytni magowie nie istnieli. Tak jak magia. Świat był całkowicie normalny, a gdyby nie utrapienie znajdujące się kilka metrów za jej plecami, powiedziałaby iż nudny.
Kropla potu spłynęła z jej czoła, jednak nie zdążyła nawet zetknąć się z ziemią - odległość między nią, a czychającą na nią watahą była krótsza niż ta, w której łzy szczęścia spotykają się z szarą, przyziemną rzeczywistością. Betonowa ścieżka została zastąpiona wysoką po kolana trawą. Ta zaś, jakby niechętna, wrogo nastawiona do małych stóp intruza ledwo co się pod nimi uginała, wymagając od dziewczyny poświęcenia dodatkowych sił na każdy krok. Istoty podążające za nią nie miał jednak tego problemu - ich masa, jak i mnogość sprawiały, że przeprawa była łatwa, a nienaturalnie wysokiej roślinnośći błyskawicznie wykazano jej niższość.
Ostatni skok, pociągnięcie za wrota, krok do przodu. Ciemność. Niepewność, której jednak bliżej było do bezpieczeństwa niż pewności znajdującej się przed drzwiami. Mrugnęła oczyma.


Kielich był piękny, złociste elementy przyciągały uwagę dziewczyny. Nie była pewna gdzie się znajduje, oraz co ważniejsze - czemu. Jednak jej mowa ciała nie ukazywała nawet najmniejszego zaniepokojenia. Nie będzie niczym szczególnym, jeśli świat dowie się o tym, że dziewczyna nie była szczeólnie dobra w ukrywaniu swych emocji. Wydawało się, że przyjęła to jako coś, co po prostu miało się wydarzyć. Jako fakt. Dla jednych byłaby to oznaka głupoty, dla innych - inteligencji, jednak Kil wydawało się to całkowicie… normalne.
Jej otoczenie nigdy nie kwestionowało sytuacji w jakich się znajdowało, wolało się skupić na szukaniu rozwiązania do takowych. Tym razem jednak nawet to zostało jej odebrane. Miała przed sobą dwie butelki.
Jedna z nich miała utożsamiać się z tym, co ogniste, gwałtowne, płomienne. Wielu osobnikom skojarzyłoby się to z miłością, jendak Kil nie doświadczyła ani tej psychicznej, którą obdaża się bliskich, ani tym bardziej tej fizycznej, która często opisywana jest jako kwintesencja przyjemności. Ponoć niemalże tak dobrej, jak legendarne wręcz pączki. Gdy myślała o sobie, o tym, jak traktuje innych, zauważyła jak wiele jest w tym nieuzasadnionych decyzji, czasem nawet gwałtoności.
Druga zaś posiadała kompletnie inny wygląd. Zamiast jednoznacznej czerwieni butelka przybrała kolor pięknego, wręcz oceaniczego błękitu. Nawet jeśli złotowłosa nie widziała jeszcze nigdy tego jakże wspaniałego, to odczuwała szacunek do uniwersalnego wręcz wzorca. Była pod wrażeniem piasku, który usłusznie pozwala wodzie panować nad sobą. Kil przypomniała sobie również o zimie, o śniegu. To jednak było niczym. Dopiero, gdy jej umysł oddał się wspomnieniom, a teraźniejszość odeszła znacznie dalej niż powinna, zdała sobie sprawę z tego, czym naprawdę jest chłód. Mało kto twierdzi, że takowy potrafi być przyjemny. Jednak pochławała od surowego, zimnego dla wszystkich go otaczających osobnika będzie warta dziesięć razy tyle co ta, pochodząca od radosnego, pocieszającego wszystkich. Najważniejszym jednak było życie. Niewielu kojarzy się ono z chłodem, jednak gdy spojrzeć na to stwiedzenie z perspektywy dziecka wychowanego w świecie pozbawionym nadziei. W miejscu, któremu nie groziła juz nawet apokalipsa - ta nadeszła bowiem ponad 300 lat temu, chłód zyskuje zupełnie inne znaczenie. Umysł, który jest możliwy do opisania tym właśnie słowem uratował znacznie więcej bytów niż ten, który skupiał się na danej chwili.


Dziewczyna aż podskoczyła z radości. Jej nogi zgięły się w kolanach, zaś stopy niemalże dotknęły pośladków. Ręce powędrowały do góry, jakby dziekując światu za to, co właśnie się wydażyło. Wylądowała delikatnie, jakby była lżejsza od liścia unoszącego się na wietrze. Dolna część sukienki zatańczyła jeszcze lekko, jakby wytracając całą nadaną jej przez ruch energię. Szeroki uśmiech zagościł na jej ustach.
Podniosła kielich, który aż prosił się by nazywać go szlachetnym i ruszyła w kierunku dzierżącego butelki z ciekawymi cieczami rycerza. Każdy krok był pełen radości, skoczności. Najwyraźniej nie widziała wielu możliwości, by stało się cokolwiek gorszego niż goniące ją cienie. Przez pomieszczenie przemknął dźwięk otwieranej butelki, a niebieska substancja zaczęłą powoli wypełniać naczynie. Każda jej kropla spływała, obniżając temperaturę otoczenia.
- Brr - dziewczyna nie zamierzała ukrywać swych odczuć. Gdy zawartość w końcu wypełniła kielich uśmiechnęła się. Woda, która w pewien sposób zakrzywiała światło sprawiła, że walory estetyczne najważniejszego przedmiotu tego jakże interesującego miejsca wzrosły jeszcze bardziej.
Kil czytała kiedyś o powieść o magach - nawet jeśli opowieści tam pisane nie miały nic wspólnego z prawdą, to teraz mogła poczuć się jak jeden z czarodziei. Unosząc rękę która dzierżyła kielich zmieniała temperaturę jego najbliższego otoczenia. Oblizała wargi i wypiła napój.
 
Zajcu jest offline  
Stary 30-09-2013, 20:53   #12
 
JarkacPL's Avatar
 
Reputacja: 0 JarkacPL nie jest zbyt sławny w tych okolicachJarkacPL nie jest zbyt sławny w tych okolicachJarkacPL nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Typowy upalny dzień, jakie można zastać na Baterri. Karmim padł na swoje legowisko, wycieńczony kolejnymi próbami zmiany odcieniu swojej skóry - ohydnego, zgniło-zielonego koloru.

Zielony stwór poczuł, że przyszedł już czas by spróbować ostatecznej metody.. Baterriaz zamknął grube powieki i policzył w myślach do czterech, po czym znów przejrzał na swoje gadzio-żółte ślepia. Przez ułamek sekundy niewyobrażalnie silne światło niemal wypaliło oczy Szoktera. Gdy w końcu Karmim odzyskał wzrok, przed nim zmaterializował się drewniany stół, posąg majestatycznej postaci oraz jakiś srebrny przedmiot, dumnie wyprostowany na tajemniczym meblu i zdający się mówić: “Jestem panem wszystkiego i wszystkich, kłaniaj mi się!”.

Baterriaz przetarł oczy i przyjrzał się dokładniej ławie. Srebrny przedmiot w istocie był kielichem, który nadal zdawał się emanować doskonałością. Wyrzeźbiona w kamieniu zbroja z rogatym hełmem, ku jego zaskoczeniu, nie trzymała dumnie żadnego orężu. Zamiast tego dzierżyła dwie buteleczki. Jedną z intrygującą błękitną cieczą, mieniącą się niczym całe zimno tego świata, natomiast drugie naczynie uosabiało się jako płynny ogień. Języki ognia kręciły się w niej jak szalone, ale nie zostawiały nawet najmniejszego śladu na szklannych ściankach.

Karmim zajrzał do kielicha - pusty. Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, upewniając się że niczego nie przeoczył. Wtem posąg zaczął wygłaszać swój krótki komunikat. Baterriazin, mimo iż lekko wstrząśnięty zaistniałą sytuacją, wybrał od razu płynny lód. Pochwycił butelkę i jednym łykiem opróżnił jej zawartość, po czym beztrosko rzucił naczyniem za siebie, rozbijając je na setki kawałków - a wszystko kończąc nieskrępowanym beknięciem. Planował nawet strącić kielich ze stołu, aby zrobić sobie miejsce do siedzenia, jednak aura emanująca z przedmiotu odwiodła go od tej myśli. Toteż usiadł ze skrzyżowanymi nogami na podłodze i czekał na rozwój zdarzeń.
 
JarkacPL jest offline  
Stary 01-10-2013, 00:31   #13
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pteoOOUK3eQ[/MEDIA]

Ciepły wiatr muskał źdźbła zielone trawy, wprawiając je w istny taniec. Delikatny dotyk matki natury, sprawiał że skręcały się ze sobą, pieszczotliwie dotykając i figlarnie ocierając się o siebie. Pośród tego wspaniałego tańca, stał zaś mężczyzna o czarnych włosach. Ubrany jedynie w prosta lnianą koszule i krótkie spodnie na szelkach, pogwizdywał wesoło, zaś nożyce wygrywały mu rytm. Każde uderzenie o siebie metalowych ostrzy, sprawiało, że jakiś liść opadał na ziemię, a niektóre trawy, traciły swe pielęgnowane przez tyle czasu grzywy.

Natura jednak nie była zła na ogrodnika, wykonywał swe zajęcie w dobrej wierze, dbając o każdy nawet najmniejszy kwiat. Chłopak otarł pot z czoła, odgarniając tym samym kilka niesfornych kosmyków, które pchały się do oczu. Położenie słońca, na błękitnym, pokryty zaledwie paroma obłoczkami niebie, wskazywało że niedługo nadejdzie pora na przerwę. Dodatkowym omenem, ukochanej pory każdego robotnika, była młoda dziewczyna idąca w stronę młodzieńca z dużym koszykiem.

Niewiasta była młoda, zapewne przeżyła kilka wiosen mniej, niż ogrodnik, który jest główną postacią tej starej historii. Jej twarz była gładka, niemal dziecina. Daleko było jej do piękności, miała jednak w sobie pewien urok, coś co sprawiało że lekko wykrzywiony nosek, czy też przesadna liczba piegów nie miała żadnego znaczenia.
Gdy tylko zobaczyła czarnowłosego chłopaka, uśmiechnęła się wesoło, przyspieszając lekko kroku. Trawy bez skrępowania, zaglądały pod jej zwiewną sukienkę, jednak kto przejmował by się wzrokiem takiego podglądacza?

- Cóż za zaszczyt mnie spotkał, skoro na śniadanie z rąk królowej zasłużyłem! –krzyknął czarnowłosy ze śmiechem, wykonując zamaszysty i zdecydowanie przesadny ukłon.
- Ja nie wiem jak ty to robisz, że zawsze masz dobry humor. –zaśmiała się w odpowiedzi niewiasta, stając parę kroków od ogrodnika. Wiklinowy kosz spoczął na dobrze znanym dwójce miejscu, tuż koło dwóch starych pieńków, robiących za krzesła. – Gdybym była królową, na pewno nie kazałabym Ci tak pracować. –dodała jeszcze z lekkim uśmieszkiem.
- Tego jestem pewny! Zapewne znalazłabyś mi o wiele cięższą pracę, pod batem najokrutniejszego strażnika. –odparł wesoło mężczyzna, po czym mocno pocałował swoją ukochaną. Ich języki na chwile splotły się ze sobą, dołączając do tańca traw, jednak ten spektakl był o wiele bardziej namiętny. Gdy w końcu głód uczucia został nasycony, ich usta delikatnie oderwały się od siebie, a wzrok spotkał na chwile by wywołać iskrę pożądania.
- To moja ulubiona pora dnia, śniadania razem z tobą. –uśmiechnął się ogrodnik, siadając na jednym z pieńków.
W odpowiedzi otrzymał jedynie uśmiech, a po chwili został mu podany chleb, woda oraz inne przysmaki kryjące się w koszu.
- Jak Ci idzie praca? –zagadnęła, ta której kolor włosów, był gorętszy od słońca.
- Nie bez powodu, zwą to miejsce nieskończonym ogrodem. –odparł czarnowłosy, wskazując na przestrzeń dookoła. – Zawsze jest coś do roboty.
- A mimo to, nigdy nie opuszcza cię dobry humor… mimo, że twoja praca nigdy się nie skończy? –westchnęła dziewczyna podpierając brodę piąstkami.
- Mam Ciebie, niczego więcej nie potrzebuje by być szczęśliwym. –odparł jak zawsze lekko żartobliwym tonem, mężczyzna.
- Już mi tu nie słodź tylko jedz. –parsknęła niewiasta, lekko machając ręką, niczym odganiając muchę. – Smacznego Zuu. –dodała widząc, jak ten wpycha już do ust kolejne kawałki chleba.

~*~
Wszyscy

Wybory, czekają na każdym kroku i nikt nie wie, jakie w przyszłości przyniosą konsekwencje. Niektóre widzimy już po kilku minutach, na kolejne czekać należy latami. W wieży natomiast liczba decyzji, wzrasta diametralnie – tak też jak ich waga. Chociaż w wypadku pierwszego testu, swoistego sposobu na pogrupowanie nowoprzybyłych, konsekwencje niemal od razu pokazywały się na horyzoncie zdarzeń.

Gdy tylko ostatnia kropla płynu wybranego przez śmiałka, znikała z kielicha czy też butelki, ten mógł poczuć to samo co przed chwilą. Zdawało mu się, że nic się nie dzieje, ale wystarczyło jedno mrugnięcie, by po otwarciu oczy znalazł się zupełnie gdzie indziej. Tym razem zaś nowe pomieszczenie nie było puste, czy odosobnione – a wręcz przeciwne, wszyscy o których opowiada ta historia trafili do jednej sali.

Komnata w której wszyscy się znaleźli, przypominała szkolna salę, długa z kilkoma oknami, za którymi widać było jakieś budynki. Jedynym dziwnym elementem artystycznym tego pomieszczenia była kolorystyka. Połowa podłogi była niebieska, druga zaś czerwona, na każdym z tych kolorowych pasów, stał zaś tylko jeden rząd jednoosobowych ławek. Zresztą siedzenia były już zajęte, bowiem każdy pojawił się już na krześle –niezbyt wygodnym jak to zawsze w szkole bywa.
Tym razem również pomyślano o wszystkim i siedzenia szybko przybrały rozmiar i kształt najbardziej dostosowany do użytkownika.
Należał zauważyć iż Ci w których gardła spłynął ognisty napój, pojawili się w ławkach na czerwonej części podłogi, natomiast osobnicy którym najbardziej smakował lód, trafili na niebieską część.
W sumie było tu 20 istot, po równej dziesięcioosobowej grupce na każdą część. Wygląd ich zaś długo by tu opisywać, był i zielony żabo lud, jak i dwie istoty utkane chyba z ciemności. Jednak będzie jeszcze czas, by poznać każdą z nich dokładniej.

Wszyscy wydawali się równie skołowani nagłym przeniesieniem, zwłaszcza, że wszyscy pojawili się w klasie w tym samym momencie, więc nikt nie widział jak przebiega proces teleportacji. Jednak nim zdążył zaistnieć jakikolwiek szum czy zgiełk, drzwi do klasy otworzyły się, a wkroczył przez nie czarnowłosy mężczyzna.


Jego strój składał się niemal tylko z pasków, o kolorze takim samym jak włosy. Sięgały one od kostek, po nadgarstki, by w końcu zakończyć się tak by zasłonić usta. Ciasno opięte, wydawały się jednak zupełnie nie przeszkadzać noszącemu je jednookiemu mężczyźnie. Gdy tylko wszedł on do klasy, uniósł wysoko dłoń, a głosem kompletnie pozbawionym jakichkolwiek emocji przemówił.
- Proszę by nikt się nie odzywał, a mówiąc „proszę” na myśli mam to, że absolutnie zakazuje wydawania jakichkolwiek dźwięków. –mówiąc to stanął przed centralnym punktem przedniej ściany pomieszczenia. – Każde z was zapewne jest mocno skołowane całą sytuacją, oraz tym że rozumiecie mnie, mimo iż nie jesteście wstanie rozpoznać języka którym się posługuje. Tak więc zaufajcie swojej cierpliwości, a ja zaraz wszystko wytłumaczę. – kolejne beznamiętne słowa, wypływały z ukrytych ust.

- Zacznijmy od tego że nazywam się Zuu, jestem jednym z opiekunów tego piętra jak i przyszłym nauczycielem niektórych z was. Przed chwilą dokonaliście wyboru swojej grupy, ale nie przejmujcie się tym zbytnio – to będzie miało znaczenie trochę później. –mówiąc to omiótł wszystkich wzrokiem, by upewnić się iż nikt nawet nie próbuje się odezwać. Stojąc prosto jak struna, uniósł lekko jedną dłoń, jak gdyby cos w niej trzymał.
- Teraz czas na kwestie języka. Każdemu z was, w momencie wkroczenia do wieży, został przydzielony ATS. By go zobaczyć musicie jedynie kazać stać mu się widocznym. – po tych słowach, zerknął jedynym okiem na swoją dłoń i rzekł. – ATS opcja widzialna.

Niczym na komendę, między jego palcami, pojawiła się kula wielkości dorodnego pomarańcza.
Wykonana była chyba ze szkła, po którego powierzchni pływały setki liter. Wnętrze tego dziwnego przedmiotu, wypełniała skondensowana ciemność, z której co jakiś czas wypadały literki, przyklejające się do szklanej powierzchni.


- ATS, czyli Automatyczny Tłumacz Sferoidalny, ma na zadanie przekształcać wszystko co słyszycie i wypowiadacie na zrozumiały dla innych język. Jest on praktycznie niezniszczalny, aczkolwiek polecam trzymać go w opcji niewidocznej – stwarza wtedy mniej problemów. –stwierdził po czym spojrzał na kulkę. – ATS opcja niewidoczna. –te słowa spowodowały automatyczne zniknięcie tłumacza.

-Aktualnie znajdujecie się na pierwszym piętrze, zwanym również poziomem przygotowawczym. Spędzicie tutaj trzy miesiące.- wytłumaczył Zuu, powoli przechadzając się w lewo to w prawo. – W czasie tym będziecie musieli zdobyć odpowiednia ilość punktów by zostać dopuszczonymi do testu końcowego, a następnie zdać go by przejść na piętro drugie. Teraz zaś przechodzimy do pierwszego, aczkolwiek niepunktowanego egzaminu. – stwierdził znowu stając w miejscu.

- Na ławce każdego z was, znajduje się kartka z pytaniami, oraz specjalne urządzenie do pisania. – Zuu nie mylił się, na każdej z ławek leżała spora kartka, na której widniało siedem pytań.

1. Jak masz na imię?
2. Ile masz lat?
3. Jaki jest twój ulubiony kolor?
4. Co uważasz za swoją największą zaletę?
5. Czemu nie wybrałeś drugiej z butelek?
6. Jesteś prawo czy leworęczny?
7. Czy to pytanie jest ważne?


Trzeba było przyznać, że były one dość szczególne, a na pewno ostatnie z nich. Przy każdej z kartek leżał, też rzeczony przyrząd do pisania, który na pierwszy rzut oka przypominał zamknięte pióro.


Jednak po bliższym przyjrzeniu, dało się zobaczyć, iż nie da się go w żaden sposób otworzyć, była to jedna bryła materiału.
- Ponieważ ATS nie może kontrolować waszej dłoni, w celu ujednolicenia języka pisanego w wieży, stosuje się te specjalne pióra. Wystarczy że przejedziecie nim, po miejscu gdzie chcecie coś napisać, jednocześnie myśląc o tym co ma się tam pojawić. Wtedy automatycznie wygenerowany zostanie napis. –oznajmił Zuu, który nawet przez chwilę nie okazał żadnych emocji.
- Odpowiadajcie na pytania szczerze, bowiem w pewien sposób zadecydują one o waszej przyszłości. Macie kwadrans. – dodał wskazując na zegar, wiszący nad nim. – Czas start. Dalej macie się nie odzywać.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 01-10-2013 o 00:49.
Ajas jest offline  
Stary 01-10-2013, 16:14   #14
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Świat, w którym znajdował się Arthasis, nie próżnował. Na kolejne przemieszczenie się w przestrzeni zareagował tak jak poprzednio. Jedynie widok nieznanych mu istot zmusił go do zwiększonej czujności. Nie miał pojęcia jak to wszystko miało wyglądać. Przez chwilę nawet uważał, że do końca nowo wytyczonej mu drogi będzie kroczył sam. Widocznie wolą się nimi zajmować grupowo. Ale po co? Przecież i tak mają czasu pod dostatkiem.

Poczuł to, sekundę przed tym, nim nastąpiło to w rzeczywistości. Gwałtownym ruchem uniósł zaciśniętą pięść, zmuszając swoich pasożytów do milczenia. Ani jedno syknięcie - pomyślał, wiedząc, że one go słyszą. Wolał nie wystawiać tego... Zuu, na próbę. Dopóki nie dowie się, czym naprawdę ta istota jest i jakimi mocami włada, testowanie swojej zuchwałości byłoby próbą samobójczą.

Zamiast tego słuchał uważnie i poprzez myśli polecił swoim "podwładnym", aby uważnie zbadały otoczenie i oceniły przymioty innych znajdujących się tam istot. Węże, choć niechętnie, trzymały swoje pyski zamknięte i bystrym wzrokiem lustrowały pozostałych "uczniów".


Po kilku chwilach dostali kolejne polecenie. Tym razem Meldar va Grove był wyraźnie zaskoczony. Pytania testowe? Pierdolone pytania? - Nie mógł pozbyć się tej myśli.

Zrobił jednak, jak kazano, toteż bez ociągania zaczął "pisać". Szybko okazało się, że przecież i on słyszał myśli swoich węży, toteż i one także włamywały się na papier.


1. Nazywam się... Arthassissss.
2. Sześćdziesiąt osiem.
3. Czaaarny jak sssama oootchłań.
4. Nassssss.
5. Ponieważ ogień trawi żyyycieee... ogień miał wypalić was, ścierwa. To było moim zamierzeniem i dobrze o tym wiecie.
6. Jestem praworęczny.
7. Nic, co nie służy jakiemuś celu, nie jest ważne.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 01-10-2013, 16:52   #15
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Komora maszyny losującej jest pusta, następuje zwolnienie blokady i całe, kolorowe stadko wybrańców ląduje w jednej wielkiej, szkolnej sali.
Ryoku zresztą także, a jakby inaczej.
Witaj szkoło po iluś tam latach nieobecności. A Ryoku już myślała, że nie będzie musiała do niej wracać.
Ale to jest próba. Powtarzała sobie w myślach. To jest próba. A tej próby, wszakże wstępnej, nie może, do diabła, zawalić.
Wnet dostrzegła konsekwencje wybrania ognistej strony mocy. Znalazła się w czerwonej części sali, z krzesłem i stołem po raz pierwszym od dłuższeeego czasu dopasowanymi do jej mikrego wzrostu. Choć z drugiej strony chciała sobie pomachać nogami, a tu takiej potrzeby nie było. W sumie szkoda.
Najbardziej kuriozalny dowód na niezwykłe właściwości tego miejsca zaobserwowała na przykładzie maleńkiej smoczycy (niewiele może większej od jej własnego przedramienia), która trafiła do tej samej grupy co Ryoku, czy na przykładzie wielkiego, zielonego żabołaka, który teraz drapał się po głowie, z podobnym co u wielu istot tutaj zgromadzonych zdziwieniem. Sala i meble dopasowywały się do przybyszy.

Prędko doszła do wniosku, że zebrane w czerwonej części sali istoty musiały wybrać ogień w płynie i najpierw tym się szybko przyglądnęła.
Maleńka smoczyca. Wydawała się niby nieszkodliwa, ale to były pozory. Potrafiła bynajmniej latać, a to w jej łapkach (a raczej skrzydłach) był spory atut.
Białowłosy mężczyzna, z pewnością uzbrojony w coś, czym można rzucać albo strzelać. Kolejny mężczyzna z kataną, jak wydawało się Ryoku, wytrenowany w swej sztuce.
Jegomość z dodatkowymi wężowymi łbami… I tu już Ryoku nie zdążyła dokładniej przyjrzeć się reszcie dziesięcioosobowego zespołu od ognia (nie wspominając o tym, że nie zdołała jeszcze dokładniej rzucić okiem na “niebieskich”), kiedy w sali pojawił się dziwny pan w skórzanym odzieniu zasadniczo złożonym z samych pasów.
Wiedziała, że w pewnej chwili miała ochotę cisnąć ławką albo krzesłem w kierunku “wężowatego”. Imć Zuu skutecznie ją od tego odwiódł; zresztą sama musiała się opanować, żeby na dzień dobry nie robić sobie śmiertelnych wrogów.
Taa, wrogów.
Przecież i tak wszyscy staną przeciw sobie, pomyślała niziołka, wcześniej czy później. Idylla nie będzie trwać wiecznie.

Jak jednak szybko dostrzegła, że cudactwo tego stroju nie przeszkadzało mu w komunikacji z zebranymi tutaj stworzeniami. Wręcz przeciwnie, Ryoku doskonale słyszała to, co rzekł, mimo iż kierując się logiką powinna słyszeć “hmm mmm mm”. Co więcej, zrozumiała, mimo że naturalnie nie zrozumiałaby języka, w którym do wszystkich przemawiał.
Magic.
A raczej niezniszczalne ATS. Wszystko stało się jasne, dlaczego.

Dobrze, że Ryoku nawet nie westchnęła, nie pisnęła, nie zakasłała, ani nie kichnęła. Naprawdę dobrze, zwłaszcza, że nie chciała się zdradzać, że niby miała nie zrozumieć polecenia. Ton głosu przewodnika wyraźnie nie znosił sprzeciwu, a mając na uwadze inność tego miejsca mogłaby pewnie niezbyt ciekawie skończyć.
Miała, owszem, parę pytań, ale postanowiła to zostawić na później. Gadać nie można było, ale czy można podnieść rękę?
Nie, lepiej nie próbować.

Wkrótce doczekała się testu, a raczej to test doczekał się jej. Ryoku bardziej przeraziło teraz… pióro i pergamin niż próba kielicha. Czytać?!
Chociaż spokojnie. Tylko spokojnie. Bez paniki. Prawda, że nie do końca tak sobie wyobrażała wstępne eliminacje, ale przecież nie będą tu na razie nikogo kroić ani rozciągać końmi, żeby sprawdzić wytrzymałość na tortury, a to dobrze.
Jednak przypadkiem (a raczej dzięki intuicji) odkryła, że nie istnieje bariera nawet dla analfabetów. Wystarczyło bowiem przejechać magicznym długopisem po tych szlaczkach, by zapisana na pergaminie wiadomość trafiła bezpośrednio do umysłu.

Ale pisać!? To już po ptokach. Pewnie powołają specjalną komisję ds. międzysferalnych analfabetów i dysgrafików, by potem ogłosić, że “Bardzo nam przykro, ale pismo jest zbyt nieczytelne i nie zostało zakwalifikowane. Nie zdałaś”.
Rozgorączkowana nie śmiała jeszcze niczego pisać. Spojrzała na pozostałych dziewiętnastu wybrańców. Oni mają broń i będą dążyć po trupach do celu, a ona boi się głupiego pióra. Co za ironia.

Ale moment! Przecież to nie mogło TAK działać.
No i oczywiście, że nie działało! Ryoku miała ochotę palnąć sobie w łeb za nieuwagę, kiedy sobie wspomniała słowa przewodnika, ale wówczas echo plaśnięcia rozeszłoby się po sali i skierowało uwagę pana Zuu na tę chuligankę.

Głęboki wdech. Ryoku spojrzała na pytania. Nie było ich co prawda wiele, no ale…
Nie, Ryoku nie zamierzała porozumiewać się z innymi ani ściągać.
Zresztą, do licha, z czego tu ściągać i po co ujawniać niedostatki ogłady czy swoich słabości?

Wzięła się za pisanie. Nie przejmowała się tym, że trzyma je niezbyt prawidłowo i gdyby to było zwykłe pióro, to dawno uszkodziłaby stalówkę. Jednak zaiste - to nie było zwykłe pióro. Nawet nie trzeba było go otwierać ani martwić się o atrament i inne bzdety. W dodatku nawet nie trzeba było martwić się o nieczytelność pisma, bo przedmiot zamieniał nawet te skrajne nitki w czytelne.
Ale podejrzewała, że w tych pytaniach są ukryte kruczki, dlatego formularz wypełniała na spokojnie i zimno.

1. Ryoku
Oczyścić umysł.
Oczyścić umysł.
Następne pytanie, please.

2. To trudne pytanie. Biorąc pod uwagę wędrówkę po 108 światach, gdzie w każdym świecie czas płynął inaczej, jestem gotowa zakwestionować moje 45 lat fizycznego żywota i zasadę, że kobiet o wiek się nie pyta. Zresztą i tak pewnie taka odpowiedź by nie przeszła. Jeśliby też brać pod uwagę wiek jako stan umysłu, to mogę stwierdzić, że mam około 20 lat i prawdopodobnie nigdy nie dorosnę. Co najwyżej się zestarzeję i będę robić za starą wiedźmę.

Zamknij oczy. Co widzisz? Czerń? Ale my nie lubimy czerni.
Nie, ta metoda się nie sprawdza w przypadku pytania nr 3.
Kolor. Tylko jeden kolor. Czy wpisać “kolorowy”?
Lepiej nie. "Kolorowy" to nie kolor i z pewnością nie będzie się liczył. Wpisała to, co uznawała za słuszne.

3. Czerwony.

Czwarte pytanie okazało się podchwytliwe i Ryoku musiała się chwilę porządnie zastanowić.

4. Odwaga.

Tak, to była dobra odpowiedź. Sam fakt, że nie wycofała się mimo strachu, tylko zdecydowała się brnąć na przód, można chyba było nazwać odwagą. Miała napisać “rozsądek”, ale jak tak dogłębniej pomyślała - to nie tak rzadko była z nim na bakier. I nie uważała go za swoją największą zaletę. Wytrwałość - raczej też nie uważała za swoją mocną stronę.
Więc była szczera.

5. Tutaj lepszą odpowiedzią jest odpowiedź na pytanie: “Dlaczego wybrałam tę pierwszą butelkę?”. Wybrałam tę zawartość, która najbardziej do mnie pasowała. Była zgodna z moją naturą, pochodzeniem, życiem i przeznaczeniem. Z ognia pochodzę, przez całe życie igram z ogniem i do ognia wrócę.
Niebieska była moim przeciwieństwem. Nikt, kto chce wzniecić ogień, nie może go polać lodem. To tak jakby mysz, której wrogiem jest kot, sama podała mu się pod zęby. Mój wybór padł na czerwoną, z pełną świadomością, że wiele ryzykuję, ponieważ to był mój świadomy i podświadomy wybór i wypadkowa wielu wymienionych wcześniej czynników.
Ale przyznam, że niebieski to ładny kolor. Ale w tym wyborze nie mogłam kierować się pięknem.
Zresztą bardziej wolę czerwony.

Pytanie 6 i 7. Wygląda na to, że jeszcze przez kilka minut może pobawić się w filozofa od siedmiu boleści.

6. Zdecydowanie leworęczna, choć prawa ręka też mi się w życiu przydaje. Na przykład do noży czy trzymania butelki, kiedy lewa ręka jest zajęta (tu cała moja praworęczność się kończy).

I mistrzostwo światów - pytanie nr 7.

7. To dobre pytanie, drodzy państwo. Czy to pytanie jest ważne czy nieważne? W każdym świecie wszystko jest względne, tutaj też. Ponoć też wszystko ma swoją ważność, cel i cenę. Wszystko jest względne.
To pytanie też ma swój cel.
Nawet jeśli wydaje się, że jest wtrącone z rozpędu.
Pokazuje pewną wieloraką niejednoznaczność i symbolizuje niepewność, na co szaleniec śpiący we mnie nabija się z mojego rozumu. O ile poprzednie pytania dawało się znaleźć jasną odpowiedź, na to odpowiedzi jednoznacznej nie znajduję.
Starając się rozwiązać ten problem z punktu widzenia czystej logiki, nie mam szans znaleźć jego rozwiązania, bo nie mam tutaj jednoznacznego punktu odniesienia. Ale może zależy od punktu widzenia. Jako siedzący i rozwiązujący te pytania mogłabym pytanie uznać za nieważne i nieistotne. Ale wiem, że wy stojący tam na górze i nas obserwujący nas testujecie. Chcecie nas przetestować. Ono wam do czegoś służy i dlatego dla was to pytanie jest ważne.
Kończąc swoje rozważania, napiszę odpowiedź: Siódemka to ładna liczba, a ważność pytania to kwestia względna.
Dla mnie mogłoby być ważne, bo jest ważne dla was i od niego poniekąd zależy mój los, i nieważne, ponieważ wydaje się niewiele wnosić niczego do mojej pokręconej sytuacji.
Wyjdzie jednak na to, że bacząc na sytuację, że najwyraźniej trzeba tu dać jednoznaczną odpowiedź, będę mieć problem. Zwłaszcza, że czuję, że to pytanie to niezły hak, podobnie jak wybór napoju z ogniem lub lodem. Pozór zakryty pozorem, coś, co konsekwencje może przynieść wcześniej czy później pod nieokreśloną postacią.
W sytuacji, gdy musiałabym wybierać, podałabym, że to pytanie jest ważne.
Jeśli dajecie wolny wybór, pozostałabym przy odpowiedzi, że pytanie jest względne.
Podobnie z pucharem zalanym do połowy palącą bądź lodowatą wódką - dla jednych będzie w połowie pełna, dla innych w połowie pusta.
Ale będzie z wyznaczonym przez siebie napojem. Z pewnością utajonym nawarzonym piwem, które każdy z nas tutaj będzie musiał jakoś przełknąć.
Pokój z wami.
Amen.

Spojrzała na swoją kartkę. Rulon pergaminu zapełniony co prawda trochę więcej niż w połowie, ale Ryoku była z siebie zadowolona. Było to najdłuższe i prawdopodobnie najlepsze wypracowanie w jej życiu.
Czy zda tutaj egzamin... przyszłość i los dadzą odpowiedź.
 

Ostatnio edytowane przez Ryo : 01-10-2013 o 18:12.
Ryo jest offline  
Stary 01-10-2013, 17:49   #16
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Pijąc zawartość ognistej butelki czuł się przez chwile jakby wlewał w siebie płynny ogień. Dosłownie…

Scena się zmieniła. Najpierw sprawdził czy rękojeść katany nadal wystaje z nad jego prawego ramienia, a zaraz potem szybkim „rzutem oka” zorientował się w sytuacji. „Więc było nas więcej” – była to pierwsza krótka myśl, która mu się nasunęła. Natomiast sama ocena zarówno sytuacji jak i miejsca, w którym się znaleźli nasunęła mu jedyne możliwe skojarzenie – klasa szkolna.
Pomyślał sobie – „Byle nie to. Nie chciałbym wracać akurat do tego mojego wcielenia…”
Po chwili uzmysłowił sobie, że skora ta wieża jest pasmem wyborów tak pewnie to po prostu kolejny przystanek w drodze.

Osobnik, który się pojawił i przedstawił i czego od nich oczekuje nie zrobił na nim większego wrażenia. Nie oceniał ludzi po wyglądzie, ale po ich czynach, a o nim za mało jeszcze wiedział.
No i to zachowanie bezwzględnej ciszy. Osobiście był małomówny więc mu to nie przeszkadzało, ale z drugiej strony gdzie my jesteśmy w jakiejś „zerówce” czy może w świątyni.
Mniejsza z tym.

Wziął do ręki ten dziwny przyrząd do pisania i spojrzał na leżące przed nim pytania. Nie wyglądały na szczególnie trudne choć przypuszczalnie w tej swojej prostocie musiały być podchwytliwe. Postanowił wypowiedzieć się możliwie krótko i zwięźle, aby do minimum pozostawić ewentualny margines do nadinterpretacji.

Przyjrzał się jeszcze raz wszystkim pytaniom i szybko nakreślił następujące odpowiedzi:

1. Draugdin
2. 27 – w obecnym wcieleniu
3. Zielony
4. Rozum
5. Ogień to życie, ogień to miłość i żar pożądania, ogień to walka.
6. Oburęczny
7. Nie ma pytań nieważnych.

Po raz ostatni spojrzał na swoje odpowiedzi. Widział, że przygoda w tej wieży będzie przynajmniej niecodzienna i nietuzinkowa, ale to co zobaczył dotychczas coraz bardziej zaczynało mu się podobać.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 01-10-2013, 19:10   #17
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Cienisty twór usadzony na dopasowanym już krześle z uniesioną "brwią" rozejrzał się dookoła. W całkiem dosłowny sposób, gdyż jego głowa zrobiła pełen obrót, po czym wzrok opadł na osobniku w czerni. Był ciekaw w jaki sposób stracił oko, ale odpowiedzi nie było dane mu uzyskać. Zwłaszcza że kazał się wszystkim istotą pozamykać. Właśnie, istoty... Cień ponownie się rozglądnął. Jego domysły okazały się trafne, podzielono ich zgodnie z wyborem butelki tak jak przypuszczał. Gdy jednooki zakończył przemowę, spojrzał w przód rzędu ławek następnie w tył. Z każdą z istot z "niebieskich" nawiązał kontakt wzrokowy.
Na dłużej przyglądał się zalążkowi bytu o złotych włosach i osobnikowi wokół którego latał jakiś insekt. Zmrużył oczy, po czym z pomiędzy fałd płaszcza wychyliła się jego ręka, by pochwycić przyrząd którym miał napisać odpowiedzi.

1. Cień
2. Kilkanaście minut
3. Czerwień
4. Cierpliwość
5. Bo mogłem
6. Bez różnicy
7. Nie wiem

Takie odpowiedzi właśnie pojawiły się na jego kartce. Odpowiedzi były szczere, nie widział powodu by kłamać w tym teście. Odłożył "pióro", po czym grzecznie czekał na to co miało nastąpić. Czas w tym miejscu zdawał się mieć pojęcie względne, więc na tą chwilę rozkoszował się spokojem.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 01-10-2013, 19:27   #18
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Przyjemny gorąc płynnego ognia rozlał się wewnątrz małego ciałka, sięgając po koniuszki nerwów i krańce łusek. Jaszczurka przeciągnęła się leniwie, prostując skrzydła i przymykając z zadowoleniem oczy. Wyczuła zmianę na moment nim ta zaszła. Zarówno to przeniesienie się do pokoju z kamiennym rycerzem, jak i pojawienie się w dziwnej sali było dla Sharrath niemal jak podróż pomiędzy. Niemal. Bo nie takie nieprzyjemne! Ziemne, ciemne i w ogóle. Było po prostu nagłe i bezbolesne. Zaczynało nawet podobać się srebrnołuskiej...

Widok specyficznie podzielonej sali, a przede wszystkim około dwudziestu osób dookoła, przytłoczył małą jaszczurkę. Wielu przypominało ludzką rasę z Pernu, inni zaś byli... istotami, o jakich nigdy nawet nie słyszała. Blask zielonych oczu nieco przygasł i zwierzątko usadowiło się wygodnie na ławce w magiczny sposób dostosowanej do jego rozmiarów. Przyglądała się każdemu po kolei z nieukrywaną ciekawością. Więcej uwagi poświęciła zdecydowanie grupie w czerwonej części pomieszczenia. Może będzie mogła się z kimś zaprzyjaźnić i wspólnie uda im się dotrzeć na szczyt wierzy?

Najpierw jej uwagę zwróciło drobne dziewczę o chuligarnerskiej urodzie. Od razu spodobała się Sharrath! W weyrze Benden mówiło się, że blizny nie szpecą, a jedynie dodają uroku. Wszak najczęściej najbardziej poznaczeni wojownicy byli tymi najodważniejszymi i zawsze gotowymi do działania. Następnie wzrok smoczej miniaturki powędrował ku dwóm mężczyznom. Jeden z nich miał białe włosy! Zupełnie jak Fynar! Sharrath zawsze była przekonana, że gdyby była człowiekiem, to też miałaby właśnie takie. Drugi z mężczyzn nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale wyglądał na tyle sympatycznie, że przynajmniej nie przechodziły ją ciarki, gdy na niego spoglądała, czego nie można było powiedzieć na przykład o panu z wężami. Lepiej nie wnikać, czym je karmił... Brrr.

Trudno było małej jaszczurce określić, czy wybór napoju miał jakieś większe znaczenie. Zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie można było dostrzec osoby, które sprawiały bardzo różne pierwsze wrażenie. Sharrath miała tylko nadzieję, że nie będą tu szkolili się do walki i wzajemnej rywalizacji. W końcu nigdy nikt nie mówił, że w wieży na szczyt dotrzeć może tylko jeden. W sumie też nigdy nikt nie wierzył w wieżę, to co mogli o niej wiedzieć?

Wtem chaotyczne rozważania jaszczurki przerwało wejście niejakiego Zuu. No ten to mógł nawet mrozić chłodem te butelki, co rycerz je rozdawał. Milczenie wymagało od Sharrath całych pokładów silnej woli i przychodziło jej z wielkim trudem, nie chciała jednak nic zepsuć, więc siedziała cichuteńko. Tylko małe, błyszczące oczka robiły się coraz większe na kolejne rewelacje - jak choćby ATS. W sumie to jaszczurka nawet nie zastanawiała się nad tym, że rozumie i jak rozumie. Ale skoro już musieli wszystko tak odzierać z tajemnicy...

Przyjrzała się narządowi do pisania, o którym mówił ich tymczasowy przewodnik. Spojrzała na kartkę papieru. W sumie nigdy nie czytała, nawet nie próbowała, a jednak rozumiała o co chodzi. Złapała w pazurki dziwne pióro i położyła na papierze. Oczy Sharrath pociemniały, gdy skupiała się na tym, by stłumić na chwilę uczucia i udzielić precyzyjnych odpowiedzi. Nie zapominała przy tym o manierach, których uczył ją Fynar i postanowiła odpowiadać całym zdaniem.

1. Mam na imię Sharrath.
2. Mam 17 lat.
3. Moim ulubionym kolorem jest zielony, bo to kolor nadziei i radości, a moje oczy taki przybierają, gdy się cieszę.
4. Moją największą zaletą jest szczerość.
5. Nie wybrałam drugiej butelki, bo nie lubię jak jest mi zimno i mogłoby coś nie tak zrobić się z moim ogniem, a to by nie było dobre.
6. Obie moje łapy są sprawne w tym samym stopniu.
7. Skoro takie pytanie zostało zadane, to zapewne jest ważne.


Odłożyła pióro, wielce z siebie zadowolona, i w milczeniu oczekiwała na ciąg dalszy tego osobliwego wykładu.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez sheryane : 01-10-2013 o 21:07. Powód: Poprawka pomyłki w podziale postaci
sheryane jest offline  
Stary 01-10-2013, 20:09   #19
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Wszystko kiedyś musi dobiec końca. Ten, który miał w sobie esencję czasu doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak opuszczenie pustego pokoju i znalezienie się w pomieszczeniu wraz z innymi istotami żywymi zasmuciło go. Powinien się do tego przyzwyczaić. Przecież już tyle czasu minęło. Są jednak rzeczy, do których nie można się przyzwyczaić.
To, co mu się przytrafiało za każdym razem miało taki sam początek i przebieg. Jeśli w ogóle można było w tym czymś wyróżnić te etapy. Efekt... Cóż z efektem bywało różnie. Jeszcze nie zdarzyło mu się, by w ciągu jednego roku był dwa razy taki sam. Lecz to nie zależało od niego samego, lecz od istnień wokół niego. Tutaj zapewne powtórzy się kilkukrotnie.
Do tej pory nie zrozumiał działania tego... tego czegoś. Żadnych fajerwerków, błysków czy wybuchów. Po prostu w jednej chwili wiedział, że coś się zmieniło. Czuł całym sobą, że przestał być kimś, kim był do tej pory i stał się zupełnie kimś nowym. Trudno zresztą tego było nie zauważyć. Przynajmniej dla niego. Inni mieli z tym „drobny” problem.

Klasa podzielona na dwa rzędy. Pewnie w niektórych wzbudzi to falę wspomnień. On nie posiadał w swej pamięci niczego, co mógłby przywołać. Wiedział co to za miejsce i co w nim powinno się robić, lecz samemu nigdy nie miał okazji tego doświadczyć. A nawet gdyby taka sposobność się pojawiła, w tej chwili miał ciut ważniejszy problem niż wspominanie zapewne najgorszych lat w życiu co poniektórych. Musiał ustalić kim był.
Najpierw obejrzał swoje ręce. Porastało je białe futro. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie było to futro, lecz długie rękawiczki bez palców. Ręce wyglądały na ludzkie. Spojrzał w dół. Coś zasłoniło mu widok. Dwa krągłe kształty przysłonięte na skraju takim samym materiałem, z jakiego były wykonane rękawiczki wyrastały z jego klatki piersiowej. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie co to było. Kobiece piersi. Zmieniając trochę kąt patrzenia ujrzał, że ubrany był w puchatą sukienkę mini. Na nogach miał żółte skarpetki, czy inszy fragment kobiecego ubioru, oraz wysokie, również wełniane buty ozdobione dwoma różowymi pomponami.
Więc tym razem był kobietą.
Rozejrzał się po sali w poszukiwaniu tej, której wygląd przyjął. Znalazł ją. Siedziała po stronie niebieskiej, kilka miejsc przed nim. Przyglądając jej się mógł dojrzeć szczegóły swego wyglądu schowane przed jego wzrokiem.



Różowe, długie włosy i krótkie, jakby baranie różki. No cóż. Ciekawy wygląd, nie ma co.
Jego oryginalne jestestwo było pozbawione płci. Przyzwyczaił się myśleć o sobie jak o mężczyźnie, tylko dlatego, że większość czasu uwięzienia spędził odbijając wygląd jakiegoś przedstawiciela płci. Można uznać, że obecny wygląd był miłą odmianą.

Czuł na sobie spojrzenia innych. Niektóre tylko chwilowe, inne na tyle natarczywe, by przedrzeć się przez swego rodzaju iluzję, jaką był obarczony. Ci, którzy jedynie rzucili na niego okiem mogli co najwyżej dojrzeć swoje odbicie... z przeszłości, teraźniejszości, przyszłości lub wszystkie jednocześnie. Ci, którzy zatrzymali na nim wzrok na dłużej mogli zobaczyć jego obecny wygląd.

Mężczyzna ubrany w czerń, niejaki Zuu nasuwał na myśl postać srogiego nauczyciela. Jego funkcja była w sumie podobna. Kazał wypełniać im jakiś test. Bezimienny spojrzał na kartę papieru. Przeczytał dokładnie pytania. Wziął w rękę ten dziwny przyrząd do pisania i zaczął odpowiadać na pytania.

Pierwszych dwóch odpowiedzi udzielił niemal natychmiastowo.

1. Bezimienny.
2. 1 milion lat.

Na kolejne pytanie odpowiedź nie była łatwa. Jaki kolor lubi? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Czy znajomość odpowiedzi na takie pytania stanowiła istotę bycia kimś? Musiał się nad tym poważnie zastanowić. Może wybrać kolor towarzyszący mu w ciągu jego istnienia? Srebrny? Nie, nie lubił srebra. Już wiedział.

3. Czarny.

I znów musiał się zastanowić. Jednak tym razem poświęcił na to co najwyżej chwilę. Znalazł cechę, którą uważał za swoją największą zaletę. Była to też cecha, której nienawidził w sobie najbardziej i której chciał się pozbyć za wszelką cenę.
Czy zbroję można było nazwać sobą? Po tylu latach wspólnie chyba tak. Ale ta zmienność dawała mu praktycznie nieograniczone możliwości. Zresztą zmienność nie tylko pochodziła od zbroi. Pozostawały jeszcze jego czasowe zdolności.

4. Zmienność.

Piąte pytanie już nie wymagało takiego zastanowienia. Odpowiedział na nie niemal równie płynnie co na dwa pierwsze.

5. Bezpośrednio – bo wybrałem butelkę zawierającą lód.
Pośrednio – bo nie ogień sprawił, że znalazłem się tutaj.

Ręce. Gdyby nie zbroja byłoby to dla niego pojęcie równie abstrakcyjne co pojęcie ocean, dla kogoś wychowanego na pustynnej planecie. Jednak więzienie wymusiło na nim pewne zmiany w postrzeganiu swojej osoby.
Spojrzał na dłoń trzymającą pióro...

6. Obecnie praworęczny.
Prawdziwy Ja nie posiadam rąk.

Pozostało jeszcze jedno pytanie. Najdziwniejsze z całej siódemki. Pozostawiające najwięcej pola do interpretacji. Ważność była rzeczą względną. Z reguły proporcjonalną do rozmiarów i zajmowanego stanowiska. Lecz czasami okazywało się, że ci najmniejsi są najważniejsi.

7. Zależy.

Odłożył pióro. Czy ktoś będzie sprawdzać test? Czy może odpowiednie osoby już zostały zapoznane z odpowiedziami? Znów trzeba było czekać...
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 01-10-2013, 22:21   #20
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
kolejny test Tena

Znów to samo. Ledwie przymknął powieki, a sceneria zmieniła się, jak na scenie profesjonalnego teatru. Żaden jednak scenograf czy technik nie zdmuchnąłby w okamgnieniu ciężkich kamiennych dekoracji, zastępując je … No właśnie- czym?
Dziesiątki godzin spędził w podobnej sali. Odprawy na posterunku przy Madison Drive, prowadzone przez tego patałacha komendanta, albo te ważniejsze i więcej wnoszące, w których Mały Dickinson dawał im naprawdę sensowną robotę, wyglądały podobnie. Stoliki z pulpitem do pisania, prelegent pośrodku, mniej więcej dwa rzędy choć nieco bardziej chaotycznie ustawione wokół centralnego punktu. Uśmiechnął się na myśl o starym detektywie Dickinsonie. Ludzie „małymi” przekornie nazywają tych największych, w wypadku Dickinsona przekora była podwójna, bo mały faktycznie miał zaledwie pięć stóp i 3 cale wzrostu. Nikt nie wiedział, jakim cudem taki kurdupel został przyjęty na służbę, gdzie wymagano minimum pięciu stóp i ośmiu cali. Nikt jednak nie pytał już jak to się stało, gdy poznał bliżej analityczny umysł starego Dickiego. Co on zrobiłby w tej niecodziennej sytuacji?
Jak przez mgłę docierały do Aidana słowa jakiegoś podejrzanie wyglądającego hippisa przed nimi. Prosił o ciszę, czy wręcz groził. Tennery'emu było to obojętne, zajęty był szacowaniem sił i oceną sytuacji.
Co się kurwa dzieje?

„Może odjebało mi do końca po tym paskudnym morderstwie? Może zwyczajnie coś we mnie umarło, zwidy wokół mnie to ucieczka od rzeczywistości? Może nadal siedzę na ulicy, wokół jest ciepła teksańska jesień sześćdziesiątego dziewiątego, u sąsiadów w pobliżu buzuje okropny czarny jazz z wielkiego tranzystora, pomału zbierają się gapie, a za jakieś dwie minuty nadjedzie identyczny jak jego własny, czarno biały Plymouth Fury z ośmiocylindrowym silnikiem, przedrze się przez gęstniejący tłum, a koledzy z posterunku z obrzydzeniem wrzucą go skutego do wozu?
A jeśli nie było żadnych strzałów? Co, jeśli to wszystko mi się jedynie wydaje, jeśli zakichana ułuda wykręca z moją głową tak parszywe historie? Zwariowałem, albo ktoś mi coś podał? Przecież po przyskrzynieniu braci O'Bannon chodziły słuchy, że płacą nieźle za moją głowę. Może pieprzeni Meksowie mi coś podali? Ten dziwak na środku coś mówił o jakichś piętrach i egzaminach. To jakiś kartel z różnymi stadiami wtajemniczenia? To uprawdopodabnia wersję z narkotykami. Na kokę to zbyt dziwne, ale ponoć we Frisco jakiś mądrala opracował coś zupełnie nowego, meta cośtam, co tworzy naprawdę paskudne wizje...”


Tennery nie mógł poradzić sobie z natłokiem nielogicznych zjawisk. Uporządkowany świat umknął niespodziewanie. Logika zawiesiła swoje reguły, a żelazne prawa fizyki śmiały się w głos z naiwności Newtona i Einsteina, samo kształtujące się meble drwiły z wypocin Hooke'a , a to co widział wokół kazałoby osiwieć Platonowi i Arystotelesowi. Może tylko Darwin ucieszyłby się mogąc zbadać co poniektóre egzemplarze wesołej gromadki.
Otoczenie jest zbyt dziwne, lecz też nazbyt uporządkowane w swym chaosie, by mogło być dziełem przypadku. Podjął wysiłek, by spróbować nie negować tego co go otacza, zawiesić teorię o szaleństwie i spróbować zweryfikować otoczenie jak najbardziej empirycznie, nim wysnuje jakieś całościowe teorie.

Skupił się więc, natychmiastowo odzyskując czujność. Przeanalizował raz jeszcze wypowiedź dziwnego hippisa, po czym otwarcie otaksował swoich współtowarzyszy. Humanoidzi dominowali, na szczęście nie byli obwieszeni bronią palną. Dominowała broń biała, co uspokoiło go do tego stopnia, że pozwolił sobie na odrobinę odprężenia. Może tego zielonego nie powstrzymałby pierwszym strzałem, ale pozostawało kilka następnych. Co prawda nie wszyscy wyglądali na takich, którym kule uczyniłyby krzywdę, ale tym warto się będzie zająć w przyszłości, kiedy faktycznie będzie trzeba się z nimi zmierzyć. Przyjrzał się z grubsza każdemu, notując szczegóły w pamięci, by gotowe były w odpowiednim momencie do wykorzystania.
Tylko czy oni nie znaleźli się tu na podobnych zasadach? Prawdopodobnie jechali na jednym wózku, zatem może warto poszukać w nich sprzymierzeńców, miast szukać wrażliwych punktów do władowania kilku gram rozpędzonego ołowiu.

Kwestionariusz. Przyzwyczajony był do szybkich ruchów kopiowego ołówka, który miał zwyczaj pogryzać przy pisaniu nudnych raportów. Listy pisywał eleganckim piórem ze złotą stalówką Watermana, to pióro nie było jednak ani eleganckie, ani normalne. Nie przypominało nawet tych bezsensownych długopisów, jakie wypierały powoli wymagające staranności pióra. Ujął narzędzie w dłoń. Cholera, naprawdę nie wygląda na robotę CIA. Nie mówiąc już o tej znikającej kulce. Widział na szkoleniach miniaturowe urządzenia podsłuchowe, z taśmą nawijaną na szpulki nie większe niż dziesięciocentówka. To urządzenie było jednak inne. Obce. Obce?
Może więc...
Area 51, Roswell. Puste nazwy, czy może coś więcej? Może właśnie trwa eksperyment ufoków, zaraz wsadzą mu w dupsko analną sondę...

Smok. Jaszczur. Cień. To raczej nie są kosmiczne dziwolągi o wielkich oczach z upodobaniem do porywania krów i ludzi.
Z wysiłkiem uspokoił oddech i powściągnął nerwy. Czuł się skołowany i pełen lęku, ale przecież był twardym Irlandczykiem, nie murzyńską ciotą. Zacisnął zęby, nie zwracając uwagi na brak stalówki w piórze, zaczął kreślić odpowiedzi.

1. St.Posterunkowy Tennery, Aidan C.
2. Urodzony 29.02.1937 w Topeka, KS, zatem 32 lata
3. Czerwień i biel w pasy, granat z gwiazdami, Stars and Stripes Forever, z naciskiem na ciemnoniebieski
4. Praworządność
5. Wybrałem obie, ale tylko jedna się otworzyła. Ogień nie służy do picia, wybór był oczywisty
6. Praworęczny
7. Nie wiem Sir, za mało danych. Jeśli sens tyczy zapytania o wagę pytania numer 6, to odpowiedź brzmi nie – nie ma znaczenia która dłoń dominuje, byleby była sprawna. Jeśli pytanie mam rozumieć dosłownie, zatem czy samo pytanie o pytanie jest ważne, odpowiem również przecząco – pytanie musi nieść w sobie chęć pozyskania konkretnej odpowiedzi, pytanie źle sformułowane nie doczeka się poprawnej interpretacji i odpowiedź może być bezwartościowa.


Otaksował listę, spojrzał jeszcze raz na lekko rozdzielone grupy swych współtowarzyszy i odłożył pióro.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172