Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2015, 14:28   #11
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie. Rankiem zaś, wedle tego co wieczorem rzekła Raulowi, Desire wstała z delikatnym jedynie pobolewaniem, które łatwo było zignorować. Przebrała się, wkładając na siebie strój do jazdy konnej. Sprawdziła jeszcze czy wszystkie sztylety dobrze leżą i łatwo po nie sięgnąć, włączając w to nowy nabytek, który znalazł się pomiędzy jej piersiami. Pas trzymał dobrze, nie uciskał, a drobne zmiany, które do niego wprowadziła nim nałożyła na siebie ubranie, tylko ułatwiały ukrycie go przez nazbyt ciekawskim wzrokiem. Co prawda gdyby doszło do nazbyt bliskiego kontaktu, jej tajemnica wyszłaby na jaw, nie zamierzała jednak nikogo aż tak blisko do siebie dopuszczać.
Przyniesienie śniadania nie zajęło jej wiele czasu, karczmarz bowiem był już na nogach, podobnie jak jego żona i córki. Kto wszak rano wstaje temu sakiewka pobrzękuje monetami. Każdy porządny człowiek o tej prawdzie wiedział.
Raul nie należał do tych, którzy kładli się spać rankiem, a potem wylegiwali się długimi godzinami, chociaż słońce dawno już wyłoniło się zza horyzontu. Tym bardziej, gdy był w podróży.
Tego dnia wicehrabia wstał niemal równocześnie ze swą służącą i gdy Desire przyniosła tacę ze śniadaniem Raul był nie tylko ogolony i ubrany, ale i w większości spakowany.
- Mam nadzieję, że tym razem apetyt ci dopisuje - powiedział. - Siadaj i jedz - dodał.
Zdecydowanie kłóciło się to ze standardowymi relacjami na linii pan-sługa, ale stosunki między nimi nie do końca do takich należały.
Odrzucanie takiego zaproszenia byłoby niepotrzebnym marnowaniem okazji na dobry posiłek, od którego wszak winno się każdy dzień zaczynać. Nie zwlekała zatem i zajęła miejsce na krześle, podczas gdy jej pan cieszył się wygodą fotela. Chleb był jeszcze ciepły, jajka świeżo ugotowane, plastry boczku wydzielały z siebie przyjemnie pobudzającą apetyt woń. Nawet wino nie było najgorszej jakości, aczkolwiek Desire ograniczyła się do kilku jedynie łyczków.
- Powinniśmy dziś dotrzeć do Melun. Jutro zaś czeka na nas Paryż. Czy masz w związku z tym jakieś życzenia? - Zapytała, gdyż chciała się upewnić czy nie ma względem niej jakiś specjalnych planów. Czy to odnośnie ich relacji w stolicy czy samej drogi. Wszak już wkrótce znajdą się pod ostrzałem spojrzeń francuskiej elity i, co najważniejsze, hrabiny.
- Dopóki nie porozmawiamy z hrabiną Marie nie będę miał żadnych życzeń. Jesteś na tyle dobrze ubrana, że nie będziesz się rzucać w oczy, a to, że zamiast ze służącym podróżuję za służącą... Niektórych to zgorszy, niektórych rozbawi, a inni jeszcze wysnują oczywiste wnioski. Ale to już hrabina zdecyduje, w jakiej części zadania będziesz przydatna.
Tego właśnie obawiała się Desire. Zdecydowanie wolałaby gdyby rozporządzanie jej umiejętnościami zależało tylko i wyłącznie od Raula. Hrabina jawiła się jej jako daleka, złowroga siła o której wiedziała mniej niżby sobie życzyła.
- Zatem lepiej będzie, gdy przybędziemy do stolicy najwcześniej jak to tylko możliwe - odparła, wiedząc doskonale, że owe lepiej w tym wypadku, głównie jej osoby się tyczyło.

* * *


Mimo drobnych przeszkód dotarli do Paryża wczesnym popołudniem.
Stolica cywilizowanego świata powitała ich gwarem, żarem i niezbyt przyjemnymi woniami, które unosiły się nad uliczkami niczym całun. Desire rozglądała się wokoło, chcąc jak najwięcej zobaczyć i oszacować. Nie była przyzwyczajona do takiej ilości ludu, wrażeń i bodźców, które atakowały każdy z jej wysoko rozwiniętych zmysłów. Miała ochotę zawrócić klacz i uciec z tego chaosu, a jednocześnie coś ją ku niemu pchało, obiecując możliwości, o których nawet marzyć nie mogła w rodzinnych stronach d’Arquiena. Jej dłoń, prowadzona pragnieniami serca, znalazła się na wysokości piersi. Czuła zew ostrza, które wzywało do tego, by ujęła go i pozwoliła zakosztować krwi tych niegodnych bytów, które są zbytecznym ciężarem tego świata. Ciężarem, którego należało się pozbyć.

Raul, dla którego była to już druga wizyta w Paryżu, również z ciekawością rozglądał się dokoła, usiłując dostrzec jak najwięcej szczegółów i przypomnieć sobie niektóre rzeczy z poprzedniej tu bytności.
Przebyli Nowy Most, ozdobiony wykrzywiającymi się w straszliwych grymasach maszkaronami, dziele słynnego Pilona. Minęli klasztor Augustianów, którego wieżę zdobił zegar większy od tych z katedr w Sens i Melun, a potem ruszyli w stronę katedry Notre-Dame.
- Droga trochę dłuższa, ale pewna - powiedział Raul.
Jego służka jedynie skinęła głową. Nie posiadała wystarczającej wiedzy by samej ustalić odpowiednią drogę do rezydencji hrabiny. Gdy dotrą na miejsce będzie musiała zadbać o wystarczającą ilość wolnego czasu by przestudiować mapy. Gdyby jednak hrabina nie była w posiadaniu takowych, musiała postarać się o to by je zdobyć. Karygodne bowiem było to, żeby nie znała każdego zaułka tego miasta. Nigdy bowiem nie było wiadomo kiedy ta wiedza miałaby okazać się przydatna.
Rozpoznanie miejsca, w którym znaleźli się po długiej przeprawie ulicami Paryża, nie wymagało jednak szczegółowej wiedzy o stolicy. Słynna La Marais powitała ich powiewem świeższego powietrza. Wspaniałe budowle, będące siedzibami przedstawicieli znamienitych rodów, cieszyły oko tych, którzy zanurzyli się w labirynt uliczek, tworzących dzielnicę paryskiej śmietanki. Było tu ciszej, spokojniej i czyściej. Wysokie mury okraszone solidnymi bramami, oddzielały możnych od pospólstwa, chroniąc ich w tych enklawach, do których tylko nieliczni wstęp mieli. Woń kwiatów unosiła się nad dachami rezydencji i koronami drzew ocieniającymi drogę, którą podążała dwójka podróżnych.
Celem owej drogi był zamek, inaczej bowiem nie dało się tej budowli określić, znajdujący się na końcu jednej z owych uroczych uliczek, z których La Marais słynęła.
Blask słońca odbijał się w szybach licznych okien, sprawiając że cały budynek lśnił niczym zaczarowany. Nad rabatkami, zdobiącymi drogę do frontowych drzwi, unosiły się różnobarwne motyle. Pszczoły uwijały się w kielichach kwiatów, wypełniając powietrze swym bzyczeniem. Wokół panował spokój i sielskość, które pozwalały odpocząć po trudach podróży i nacieszyć się pięknem Paryża w jego najlepszym wydaniu.
Usta Desire ułożyły się w uśmiech pełen zadowolenia, który jednak szybko został zastąpiony przez maskę obojętności, gdy otworzono drzwi. Zeskoczyła zgrabnie z siodła i odczekała aż Raul dołączy do niej. Następnie przekazała wodze stajennemu, który pojawił się przy nich. Jako, że bagażami zajmować się nie musiała, poleciła by zaniesiono je do pokoju wicehrabiego, gdzie, jak zaznaczyła stanowczo, sama zajmie się ich rozpakowaniem. Następnie, ignorując nieco zgorszone spojrzenie kamerdynera, stanęła z boku Raula, w pewnym oddaleniu jednak, by nie było wątpliwości kto jest panem, a kto tylko służy.
- Hrabina czeka na panicza w salonie - oznajmił im kamerdyner, nisko głowę skłaniając przed Raulem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 26-10-2015, 16:13   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W przypadku hrabiny Marie de Riquet słowo "salonik" mogło oznaczać tylko jedno - niewielki salon na pierwszym piętrze, gdzie cioteczna babka Raula przyjmowała prywatnych gości. Raul pamiętał to zarówno z ostatniej wizyty, gdy dostąpił zaszczytu bycia zaproszonym... i przez ponad pół godziny musiał siedzieć sztywno, jakby kij połknął. W nagrodę został obdarzony pochwałą w stylu "grzeczny chłopiec". I drugą - "wykapany ojciec, gdy był w jego wieku".
Raul bez wahania ruszył w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro, gdzie w prawym skrzydle znajdowały się prywatne apartamenty hrabiny.
Desire, która podążała dwa kroki za nim, rozglądała się wokoło, starając zapamiętać każdy szczegół pomieszczeń, które mijali, oraz służby, której wszak w rezydencji nie brakowało. Osoby te, zapewne przez jej towarzysza nie zauważane, stanowiły cel jej spojrzeń i planów na przyszłość. Każdy bowiem wiedział, że są źródłem wszelkich informacji, jakich osoba wiedząca jak je wykorzystać, mogłaby pożądać. Ona zaś aż płonęła z owego pożądania.
Drzwi do saloniku były na wpół otwarte. Fragment pomieszczenia, który służka była w stanie dostrzec, dominował kominek, teraz wygasły i stolik, a na nim waza z kwiatami. Hrabiny jednakże ani widać nie było, ani też słychać. Rudowłose dziewczę, zerknęło na Raula, nie będąc pewna czy lepiej będzie gdy on sam drzwi w pełni otworzy, czy też ona powinna. W zwykłych okolicznościach nawet by się nie zawahała, tu jednak chodziło o Marię de Riquet, damę do której określenie “zwykła” pasowało jak do pastucha “jego wysokość”.
Raul nawet przez ułamek chwili się nie zawahał. Skoro hrabina czekała, to on z kolei nie zamierzał czekać na specjalne zaproszenie.

Hrabina de Riquet siedziała wygodnie w fotelu, zagłębiona w lekturze jakichś papierów. Jako że mimo swego wieku obdarzona była stale wyśmienitym słuchem, zatem przegapić wejścia Raula i towarzyszącej mu Desire nie mogła. Mimo tego nie oderwała wzroku od pism.
- Dzień dobry, ciociu - powiedział Raul, podchodząc do fotela.
Dopiero na dźwięk głosu wnuka, hrabina uniosła spojrzenie znad pism, które przeglądała.
- Nie spieszyłeś się zbytnio - odparła, miast właściwszego w tym momencie powitania, wyciągając w jego stronę dłoń do pocałunku. - I przywiozłeś ze sobą dziewczynę, dobrze - dodała, gdy ceremonia powitania, w jej mniemaniu, dobiegła końca.
Desire ledwie zdążyła dygnąć, nim uwaga hrabiny ponownie skierowała się na Raula. Odczekała, aż ten zajmie miejsce, po czym stanęła obok, nieco z tyłu, tak by być blisko w razie potrzeby, jednak nie rzucać się zbytnio w oczy.
W międzyczasie hrabina odłożyła dokumenty na stoliczek, stojący przy jej fotelu, na którym to poza filiżanką gorącej czekolady, stał także talerzyk z ciasteczkami.
- Cóż zatem na prowincji słychać, mój drogi? - zapytała, sięgając po dzwonek, którego dźwięk niemal natychmiast wypełnił całe pomieszczenie. Z pewnością także dotrzeć musiał poza jego granice gdyż nie minęła chwila, a w drzwiach saloniku stanęła młoda służąca. Desire z niepokojem zauważyła, że jej strój być może uchodził za odpowiedni w Sens czy też na drodze, jednak w tak wystawnym otoczeniu, po raz kolejny, okazał się być nie dość reprezentacyjny.
- Tu jesteś, Claudett, przynieś nam karafkę i coś do zjedzenia dla gości.
Służąca skłoniła się i pospiesznie oddaliła.
- Opowiadaj więc… - uwaga hrabiny ponownie na wnuku się skupiła.
- Przywożę pozdrowienia od babci i rodziców. - Z wyłogów kaftana Raul wyciągnął zwinięte w rulon pisma, które hrabina nie czytając odłożyła na bok. - A u nas, w zasadzie, nic nowego.
Wiedział, że drobiazgi, takie jak plony czy przychówek bydła lub koni, są babce obojętne, zaczął więc opowiadać o sprawach czysto sąsiedzkich - mariaże, konflikty, kto nagle ograniczył wydatki, kto pożyczek nabrał, a kto zaczął szastać pieniędzmi bez opamiętania. Kto dzieci do szkół posłał, a kto do wojska czy gwardii.
Miał również świadomość, ze babka o tym wszystkim wie równie dobrze, jak on, i że to raczej jest swoisty test, a nie chęć pogłębienia wiedzy.
- W drodze spotkaliśmy młodego d'Angersa - zakończył relację. - Prawdopodobnie baron odciął dopływ gotówki. Ale plotki też chodzą, że małżeństwo w grę wchodzi. Z panną Eugenią Bocquel.
- Najwyższa pora by ten chłopiec się ustatkował - skomentowała hrabina. - Przez cały jego pobyt w stolicy nic tylko o pijaństwie, hultajstwie i stale nowych pannach mowa była.
- Zostaw nas teraz samych - słowa te padły pod adresem Claudett, która właśnie w tym momencie zjawiła się z tacą na której stała karafka, trzy kielichy i zimne przekąski.
Desire odprowadziła służącą wzrokiem, zaczekała aż ta drzwi zamknie, po czym, zerknąwszy wpierw na hrabinę by jej zezwolenie zyskać, podążyła jej śladami. Uchylenie drzwi, zerknięcie na korytarz, ponowne ich zamknięcie, skinięcie głową mówiące o tym, że służka faktycznie się oddaliła.
- No, to możemy spokojnie przejść do rzeczy bardziej interesujących - oznajmiła, najwyraźniej zadowolona, Maria.
- Domyślam się, że nie chodzi o plotki z domu, czy też moje ustatkowanie się - powiedział Raul.
Hrabina najwyraźniej uznała iż nie musi na słowa wnuka odpowiadać. Miast tego przeszła do sprawy, która to wymagała pojawienia się następcy rodu w jej posiadłości.
- Za dwa dni spotkasz się z kardynałem - oznajmiła, sięgając po kielich, który Desire zdążyła napełnić. - Ma on dla was zadanie, a że współpraca nasza z Jego Ekscelencją sięga lat parę wstecz, uznałam iż odpowiednie będzie dla przyszłej głowy rodu, by zaczął się przygotowywać do jej kontynuacji.
Raul skinął głową. Co prawda nie spodziewał się, ze sprawa sięga aż tak wysoko, ale nie miał zamiaru zostawiać rodziny w potrzebie.
- Teraz zaś zostawisz nas same - rzekła hrabina gdy chwil parę minęło bez słowa. - Muszę zamienić słów parę z twoją towarzyszką, którymi to ona może nie chcieć dzielić się z twoją osobą.
Starsza dama najwyraźniej uznała iż te wyjaśnienia wystarczyć muszą. Desire niepewne spojrzenie utkwiła w jej osobie, jednak szybko przeniosła je na Raula.
Raul nie zamierzał dyskutować z hrabiną.
- Do zobaczenia zetem przy kolacji, ciociu - powiedział.
Jego ukłon do najbardziej uniżonych nie należał, ale w zasadzie nic nie można mu było zarzucić.
A potem ruszył do swego pokoju. Po drodze miał zamiar posłać kogoś ze służby po coś do jedzenia. Do kolacji pozostał jeszcze ładny kawałek czasu.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-10-2015, 23:18   #13
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Desire czuła się porzucona, podchodząc do drzwi i zamykając je za plecami Raula. Liczyła na to, że jednak pozostanie, twierdząc że ona i tak wszystko mu wyjawi. Może właśnie dlatego odszedł, wiedząc że nie ma potrzeby bycia świadkiem rozmowy, gdyż jej przebieg i tak do jego uszu dotrze? Nie zmieniało to jednak faktu, że ja zostawił sam na sam z hrabiną.

- Usiądź dziecko - usłyszała jej głos i czym prędzej podeszła do jednego z foteli, by zająć miejsce na jego brzegu. Nie mogła wszak doprowadzić do tego by starszą panią rozgniewała jej opieszałość. Jej zachowanie winno być…
- Co wiesz na temat swoich rodziców?
- Co?
- wyrwało się jej, nim dokończyła myśl o tym jakie to nienaganne jej zachowanie być powinno.
- Rozumiem, że nie poinformowano cię kim byli, a ty nie uznałaś za stosowne wywiedzieć się prawdy o nich. - Hrabina, zdawała się nie zważać na brak dobrych manier u służki swego wnuka, za co owa służka podziękowała wszystkim mocom, które nad nią czuwały.
- Nigdy nie wydawało się to koniecznym. Siostry cenią sobie powściągliwość, pani.
- Rozumiem
- hrabina dolała sobie wina. - Teraz jednak nadeszła odpowiednia chwila, by te informacje do ciebie dotarły, dziecko.
Miły głos i troska w nim brzmiąca, były dla Desire kompletnym zaskoczeniem. Podobnie zresztą jak słowa, które zdawały się unosić między nimi, zupełnie jak zaklęcie. Czy miała to być tylko zabawa starszej pani? Test mający sprawdzić jej umiejętność wyłapywania kłamstwa? Gubiąc się w domysłach, jednak nadal utrzymując na twarzy maskę delikatnego zainteresowania, zapytała:
- Czy hrabina pragnie wyjawić mi te informacje, czy też winna jestem sama je znaleźć korzystając z pobytu w tym mieście?
- Nie byłabyś w stanie, dziecko. Tylko trzy osoby znają tą tajemnicę. Jedną z nich znasz, drugą poznasz już wkrótce, trzecia zaś siedzi w tym salonie i zamierza się nimi z tobą podzielić. Wiedz jednak, że decyzja ta nie należała do mnie. Twój ojciec nalegał, by poinformować cię o jego istnieniu nim spotkacie się za dwa dni.

Czujny wzrok hrabiny kazał Desire przymknąć na chwilę oczy i przeanalizować słowa, które właśnie usłyszała. Wniosek jaki pojawił się pod jej powiekami, sprawił, że drgnęła.
- Kardynał? - zadała pytanie, cudem jedynie nie zawierające w sobie burzy, która szalała w jej umyśle.
Uśmiech Marii wystarczył jej za odpowiedź. Zatem nie była byle podrzutkiem, niechcianym dzieckiem, zawadą. Czuła jak krew w niej pulsuje, jak woła, jak… Szara strefa była tak blisko jak jeszcze nigdy bez złożenia wcześniejszej ofiary. Miała ochotę pozwolić jej utulić oszalałe myśli, złagodzić uczucia, które rozrywały ją od środka.
- Dlaczego? - usłyszała własny głos, spokojny, w pełni opanowany.
- Zakon był najlepszym miejscem, by cię ukryć i w pełni wykorzystać umiejętności jakie mogłaś odziedziczyć po obojgu z rodziców. Twoja matka służyła nam wiernie przez całe swoje życie. Jedynym właściwym wyjściem było więc oddanie cię tam, gdzie odpowiednio by o ciebie zadbano. Teraz zostałaś wezwana, wraz z moim wnukiem, by kontynuować rodzinną tradycję. Liczę na to, iż nie splamisz honoru zakonu i matki, przez sprzeciw. Raul będzie cię potrzebował, podobnie twój ojciec. Wasze losy są ze sobą splecione. Wszak nie myślałaś chyba, że oddałabym mego wnuka pod opiekę losowo wybranej siostry?
Jej głos jasno dawał do zrozumienia, że nie podejrzewa Desire o takie naiwne nastawienie. Problem polegał na tym, że ona właśnie tak sądziła. Od zawsze była przekonana, że jest nikim, narzędziem, które powinno poddawać się swym twórcom i, w razie zepsucia, odejść w niepamięć. Jak mogła myśleć o sobie w inny sposób? Tak ją wychowano, tak była traktowana przez osiem lat nauk w zakonie. Dopiero po przybyciu do rodzinnej posiadłości Raula, jej życie uległo zmianie.
Uniosła głowę i spojrzała w błękitne oczy hrabiny. W jej spojrzeniu był lód, na jej twarzy nie malowało się żadne uczucie. Była wszak narzędziem… Narzędziem, które właśnie zaczęto psuć.
- Czy to wszystkie informacje, pani? - zapytała cichym, chłodnym głosem.
Nie uśmiechnęła się widząc jak kobieta wzdryga się. Nie czułą tryumfu. Nic nie czuła.
- Tak.. - chwilę musiała czekać na tą odpowiedź, gdy zaś padła, podniosła się z gracją i ruszyła w stronę drzwi.
- Zakon przysłał kilka rzeczy, które mogą być dla ciebie przydatne. Są w twoim pokoju, który sąsiaduje z tym, w którym zatrzyma się Raul. Oba połączone są drzwiami. Znajdziesz tam także nową garderobę, która w razie potrzeby zostanie dopasowana.
Hrabina najwyraźniej opanowała pierwszy szok i powróciła do dawnej siebie, apodyktycznej, przyzwyczajonej do spełniania jej życzeń, kobiety.
- Dziękuję - odparła służka, i łamiąc wszelkie zasady oddaliła się nim jej na to pozwolono.

Droga do pokoju dłużyła się jej niemiłosiernie. Paplanie młodej służącej, która ją tam miała zaprowadzić, działało Desire na nerwy. Miała ochotę objąć szyję dziewczyny i zacisnąć na niej palce. Zamiast tego zwinęła je tylko w pięść i milczała. W końcu dotarli do drzwi. Podziękowała służącej nie pytając nawet o jej imię, po czym weszła do środka.


Pomieszczenie nie należało do dużych, było jednak elegancko umeblowane, nie brakowało także kwiatów w wazonie. Czyżby sypialnia kochanki? Desire niewiele to interesowało.
Pod ścianą stał kufer ozdobiony znakiem zakonu, czarną różą, owiniętą wokół sztyletu. Nie tam jednak skierowała swe kroki. Nie ruszyła także w stronę szafy, by sprawdzić o jakich to strojach hrabina mówiła. Miast tego udała się wprost ku drzwiom w połowie ściany dzielącej dwa pokoje. Otworzyła je ruchem stanowczym, niemal gniewnym. Czuła jak traci nad sobą panowanie, czuła zbliżający się półmrok, a jedynym znanym jej lekarstwem była kojąca obecność jej pana.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-10-2015, 12:25   #14
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Proszę za mną. - Lokaj skłonił się nisko przed Raulem. Gdy ten ostatni skinął głową, na znak potwierdzenia, lokaj ruszył przodem, całkiem słusznie uważając, że bez jego pomocy wicehrabia nieprędko trafiłby do przydzielonej sobie komnaty.

Piętro wyżej, inne skrzydło, widok na ogród. I miejsca tyle, że można by pograć w piłkę.
- O której będzie kolacja? - Raul zwrócił się do służącego, który stał w progu nieruchomy niczym posąg.
- Pani hrabina każe podawać do stołu o ósmej.
Do ósmej zostało dużo czasu, a Raul z chęcią przegryzłby coś po podróży. Nie były to jednak czasy, gdy jako mały smyk mógł się przemykać do kuchni i liczyć na to, że kucharka poczęstuje go jakimś smakołykiem.
- Przynieś mi coś z kuchni - polecił.
Gdy za lokajem zamknęły się drzwi, Raul rozejrzał się po swej nowej kwaterze.
Pod ścianą, niedaleko wejścia, stały jego bagaże, dziwnie kontrastujące z bogatym wyposażeniem komnaty.
Wyposażeniem, które ze swobodą mogłoby zadowolić nawet królewskie gusta. Łoże zajmowało znaczną część pomieszczenia. Szerokie, o ozdobnych kolumnach i równie zdobnym baldachimie. Miękki dywan sprawiał iż spacerowanie po pokoju stawało się wręcz grzechu pełną przyjemnością. Kominek, wygasły co prawda, dodawał uroku i ciepła. Okno było wysokie, na wpół przysłonięte zasłonami, dopasowanymi tak, by współgrać z baldachimem łoża. Pod jedną ze ścian znajdowało się biurko, zaś na środku drugiej pyszniły się drzwi. Była także szafa, duża, mogąca pomieścić znacznie więcej niż Raul zabrał ze sobą z domu. Nie brakowało także toaletki, szezlongu, małego stolika i dwóch foteli stojących po jego przeciwnych stronach. Jednym słowem - w pokoju było wszystko czego można było sobie zażyczyć,a nawet więcej. Każdy zaś przedmiot aż ociekał przepychem i bogactwem, z którego wszak hrabina słynęła.
Kolejną rzeczą, z której była znana, była służba. Nie minęła bowiem chwila, a na stoliku pojawiła się taca z karafką wina, kielichem i zimnymi przekąskami w skład których wchodziła szynka, sery, a także świeże owoce. Wszystko zaś najlepszego rodzaju, kuszące zmysły, zapraszające, zmuszające wręcz do tego by usiąść i poddać się rozkoszy podniebienia.
- Gdyby pan hrabia czegoś potrzebował, proszę zadzwonić. - Służąca, która przyniosła tacę (wszak jej noszenie było poniżej godności lokaja), dygnęła przy drzwiach, po czym zniknęła tak cicho, że mogłaby konkurować z duchami.
Raul, miast zabrać się od razu za jedzenie, podszedł do szafy i otworzył drzwi.
Tak jak się spodziewał - hrabina Marie zadbała o swego ciotecznego wnuka i szafa pełna była strojów wszelakich, nadających się na różne uroczystości, wyjścia codzienne, a nawet na przemykanie się ciemną nocą przez ciemne zaułki. Raul był pewien, że chociaż nie spotkał się z krawcem, który szył te ubrania, to każdy strój będzie pasować na niego idealnie. Nie na darmo obie starsze panie prowadziły systematycznie korespondencję.
Raul zajrzał za drzwi, które, jak się okazało, prowadziły do drugiego, nieco skromniej wyposażonego, pokoju, po czym obszedł całą komnatę, bacznie przyglądając się oczom wszystkich portretów, tudzież różnym elementom bogato zdobionej boazerii.
Jego wiara w możliwość zachowania prywatności w rezydencji hrabiny de Riquet była równa zero.
Co prawda nie miał zamiaru prowadzić się niemoralnie, przynajmniej w tej komnacie, ale raczej chodziło o wszystkie słowa, jakie mogą paść z ust jego lub Desire.
Całkiem jakby myślami wywołał dziewczynę, bo ledwo jej imię przemknęło mu przez głowę, wspomniane dziewczę stanęło w drzwiach sąsiedniej komnaty, z miną daleką od tego, co ogólnie zwykło się nazywać "szczęśliwa".

- Co się stało? - spytał cicho.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-10-2015, 23:13   #15
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Z początku pytanie Raula spotkało się z milczeniem. Desire, podobnie jak jej pan przed nią, miast zacząć od słów, zaczęła od czynów. Dokładne sprawdzenie pokoju wicehrabiego należało wszak do jej obowiązków. Pozwoliło także na odzyskanie panowania nad umysłem. Nie do końca co prawda, ten bowiem nadto był wzburzony, wołając o tą chwilę wytchnienia jaką tylko jednym sposobem mogła mu ofiarować.
Sypialnia jej pana zdawała się być pozbawiona ukrytych przejść czy też sekretnych otworów pozwalających na przyglądanie się temu, co działo się w komnacie. Nie znaczyło to jednak, że nikt nie słuchał. Co prawda służka która zaprowadziła ją do jej pokoju wspomniała coś o tym, że skrzydło to przeznaczone jest tylko dla gości hrabiny, którzy mogli poszczycić się rodzinnymi więzami z ową damą, to jednak Desire nie wątpiła w to, że hrabina także bliskie sobie osoby pragnie mieć pod kontrolą. Szczególnie te najbliższe. Czy jednak nie byłoby z jej strony naiwnym sądzić, że ktoś taki jak służąca jej wnuka, nie będzie w stanie odkryć owych sekretów? Co jak co, ale o naiwność Desire jej nie podejrzewała. Podstępność, kłamliwość, zdradę nawet, jednak nie naiwność.

Aby jednak zagwarantować sobie pełnię swobody rozmowy, istniał tylko jeden sposób. Szara strefa. Ostoja, przyjaciel, troskliwa opiekunka. Towarzysz broni, który odkąd pamiętała wiernie stał przy jej boku. Spojrzenie Desire spoczęło na przyglądającym się jej Raulu. Mogła go zabrać ze sobą. Wiedziała, że istniała taka możliwość gdyż raz, jeden jedyny, udało się jej dokonać tego przypadkiem. Byłą wtedy jeszcze młoda, wciąż naiwna. Jej towarzyszką była młodsza dziewczynka, która towarzyszyła jej w ćwiczeniach. Desire straciła kontrolę i przeszła, zabierając ją ze sobą. Wrażenie było dziwne, nieprzyjemne, wrogie wręcz. Oto wpuściła kogoś do wnętrza duszy, do tego miejsca w którym zawsze była bezpieczna. Karą za to była śmierć i śmierć przyszła po to dziecko. Ostrze sztyletu z lubością zagłębiło się w delikatnym ciele. Upojona krwią niewinną, bólem, jej krzykami, szara strefa nigdy jeszcze nie miała tyle mocy, tyle odcieni… Desire zrozumiała wtedy jej istotę i zaakceptowała to kim była i co za sobą niosła ta świadomość. Nikt nie mógł poznać jej sekretu…

Wyjęła sztylet, ten który tkwił na jej sercu. Ciepły metal rozgrzewał jej dłoń, pobudzał drzemiącą moc i domagał się ofiary.
- Czas mój panie byś poznał prawdę o tej, która przyrzekła cię chronić - słowa te w uszach słuchającego szpiega mogły bez problemu dopasować się do tego, co usłyszała z ust hrabiny. Ich podwójne znaczenie nie było jednak dla owych uszu przeznaczone. Spojrzenie zielonych oczu, które skierowane było na Raula prosiło by jej zaufał, tak jak robił to do tej pory. Czas sekretów przeminął.
- Całą prawdę? - spytał Raul.
- Całą, mój panie - odparła, postępując krok w jego stronę. - Może wyjdźmy do ogrodu? Słońce przyjemnie grzeje, a ptaki wyśpiewują swe hymny. Szkoda by nikt ich pracy nie docenił.
- Ptaki? - Raul spojrzał na tacę, na której stał jego podwieczorek. Ich podwieczorek, prawdę mówiąc. - Nie jesteś głodna? To możemy iść.
- Wezmę zatem tacę. Świeże powietrze dobrze wpływa na trawienie - oraz na sprawdzenie czy coś podejrzanego nie znajduje się w jadle, dodała już w myślach. Nikt tak dobrze się w testowaniu jedzenia nie spisywał jak ptaki. Ominęła go i sięgnęła po tacę, sztylet przykładając do jej spodu. Co prawda nie znała rozkładu ogrodów hrabiny, była jednak pewna, że nie będzie mieć większych problemów ze znalezieniem odpowiedniego miejsca, by wejść w szarą strefę.
- Panie przodem - powiedział Raul.
Zatem przodem ruszyła. Manewrowanie tacą i otwieranie drzwi nie sprawiło jej problemu. Podobnie schody, czy też przywołanie służącej, która w odpowiedzi na jej pytanie zaprowadziła ich do drzwi prowadzących na ogród. Jak się okazało, Desire martwić o zaciszne miejsce się nie musiała. Ogrody hrabiny nie bez powodu były uznawane za jedne z najpiękniejszych w Paryżu, a nawet w całej Francji. Alejki, altany, fontanny… Wszędzie zaś kwiaty różnego rodzaju, koloru i różną woń wydające. Był także labirynt. Tych, którzy odważyli się w niego zagłębić i dotrzeć do serca jego, czekała nagroda w postaci miniaturowego ogródka różanego z ławeczkami i sadzawką. W owym, jakże romantycznym miejscu, Desire zostawiła tacę z jedzeniem, korzystając z tego, że było ją na czym postawić. Przez chwilę nasłuchiwała uważnie, chłonąc to miejsce wszystkimi zmysłami. Byłą niemal pewna, że nikt za nimi nie podążał. Niemal, nie było jednak dość blisko całkowitej pewności. Po co tu przybyli? Po co opuszczali bezpieczne ściany rodzinnej posiadłości? Hrabina… Wszystkiemu winna była hrabina.
- Podaj mi swą dłoń - rzekła, całkowicie ignorując zasady jakimi winna się kierować.
Dla Raula całe to postępowanie nie miało najmniejszego sensu, jednak doświadczenie mówiło mu, że cokolwiek Desire robiła, miało swoje uzasadnienie. Dlatego też spełnił prośbę dziewczyny, nie zwracając uwagi na ton i formę, w jakich została wypowiedziana.
Dziewczyna nie zwlekała, wiedząc, że jedna chwila mogła być wystarczającą by Raul zmienił zdanie. Mogła także wystarczyć do tego by i ona tak uczyniła. Słońce zalśniło na ostrzu sztyletu.
- Wybacz - rzekła jeszcze nim przejechała nim zarówno po jego, jak i swojej dłoni.
Słodki śpiew krwi był niczym anielski chór dla jej uszu. Moc pojawiła się natychmiast, wierna towarzyszka. Wciąż utrzymując uścisk, uniosła dłoń do ust by skosztować krwi. Ograniczyła się jednak tylko do tej, która do niej należała. Jego bowiem wciąż była dla niej zbyt droga, by się nią w ten sposób rozkoszować. Ofiara? Tak. Przyjemność? Nie. Nawet jednak ta odrobina, ta wstęga szkarłatu, która zabarwiła jego skórę wystarczyła by dreszcz przeszył jej ciało, pobudzając każdy jego fragment cudowną torturą.
Szara strefa otoczyła ich, posłuszna jej wezwaniu, sprawiając iż dla oka ludzkiego przestali istnieć. Usta Desire, szkarłat pośród szarości, ułożyły się w uśmiech. Nie był to jednak ten sam, do którego Raul mógł być przyzwyczajony. Było w nim coś obcego, coś co nakazywało cofnąć się, uciekać.
- Witaj w moim świecie, panie - odezwała się, a głos, mimo iż znajomy, to jednak miał zabarwienie krzyku tysiąca gardeł pragnących wyrazić cierpienie ciała i duszy. - Jesteś tu bezpieczny - zapewniła, mimo iż nikt przy zdrowych zmysłach nie mógłby się tak czuć w krainie cieni.
Raul skrzywił się.
Jego gust estetyczny został boleśnie zraniony, podobnie jak i została nieco nadwyrężona wiara w lojalność dziewczyny.
Z drugiej strony... Desire tyle razy miała okazję, by poderżnąć mu gardło, lub choćby otruć. Dlaczego niby z zabiciem go miałby czekać tak długo?
- Co to za czary? - spytał.
Na wszelki wypadek wolał nie wypuszczać z dłoni ręki dziewczyny. A nuż wtedy ona by zniknęła, a on pozostał sam w jakimś przeklętym przez Boga świecie.
- Nie wiem… Nie korzystam z żadnych… To część mnie, zawsze tu była - mówiąc uniosła dłoń ze sztyletem i złożyła ją na sercu. - Chroni mnie, wspomaga w walce i tuli do siebie gdy tego potrzebuję.
W jej głosie brzmiał zarówno smutek jak i samotność. Wiedziała, czuła drgania w szarej strefie, że ufność Raula została nadwyrężona. Ból jaki jej tym sprawiał był zarówno słodki jak i podbity goryczą.
- Sądzisz, że chcę cię zabić - było to zarówno oskarżenie jak i wyrzut, skarga niemal. - Ja…
Nie dokończyła jednak tego co powiedzieć chciała. Szept, ostrzeżenie. Poderwała głowę niczym drapieżnik, który zwęszył trop ofiary.
- Wiedziałam - wyszeptała, a na ustach jej pojawił się uśmiech, który określić można było tylko jednym słowem - krwiożerczy. Jej ofiara nie kazała na siebie zbyt długo szukać. Młode dziewczę, noszące na sobie suknię w kolorze czerni, taką samą jak wszystkie służki hrabiny, pojawiło się u wylotu jednego z dwóch możliwych przejść prowadzących do tego ustronnego miejsca w sercu labiryntu. Niepewna, wpierw rozejrzała się wokoło, a nie dostrzegając niebezpieczeństwa skrytego przed jej wzrokiem, podbiegła szybko do tacy, która leżała na ławeczce. W jej dłoni pojawił się flaszeczka. Odkorkowała karafkę, uroniła kilka kropel mikstury do wina, po czym umieściwszy zatyczkę na miejscu, oddaliła się tą samą drogą którą przybyła.
Oddech Desire przyspieszył, jej spojrzenie tkwiło uparcie w miejscu, w którym służka zaniknęła. Ból widoczny na jej twarzy zdawał się być niemal agonalnym, jednak wciąż się uśmiechała.
- Więc to nie ja celem jestem - zdołała wyszeptać, starając się opanować nieco. Krew wszak była tak blisko, lecz jej nie wolno było jej wykorzystać. To zaś sprawiało tortury gorsze nawet od tych, które sama zwykła zadawać.
- Rozpoznasz ją, jak rozumiem? - Szeptem wypowiedziane zdanie było bardziej stwierdzeniem, niż pytaniem. - Z przyjemnością zamieniłbym z nią kilka słów, ale mi nie wypada uganiać się za służącymi.
To z kolei nie do końca było prawdziwe. W wielu domach i dworach służące służyły również zaspokajaniu łóżkowych potrzeb swego pana.
Desire skinęła głową. Oczywiście, że rozpozna służkę, wszak jej krew do niej należała.
- Zapłaci za to, co próbowała zrobić - powiedziała na głos. - Dzisiejszego wieczoru będzie do dyspozycji mego pana - dodała, ponownie zwracając swe spojrzenie na niego. Nie dało się ukryć, że perspektywa zajęcia się służką sprawia jej wyjątkową przyjemność. Również otaczająca ich szarość zdawała się odpowiadać jej w pragnieniach, które kryły się w zielonych oczach dziewczyny.
- Nie sądzę, byś chciała mnie zabić - odparł na wcześniejsze pytanie. - gdybym kiedykolwiek miał co do ciebie jakiekolwiek podejrzenia, nie byłoby cię w Paryżu. Wypróbujesz na niej tę miksturę? - Bez najmniejszego problemu zmienił temat.
- Tą i wiele innych - w jej głosie brzmiała obietnica, która nie wróżyła najszczęśliwszej przyszłości dla tych, przeciwko którym umiejętności dziewczyny się obrócą. - Jeżeli wciąż ją posiadać będzie. Być może jest tylko zwykłą służką, nawet jednak takiej można wydać rozkaz by pozbyła się dowodu. Co prawda podejrzenie padłoby w tej sytuacji na mnie… - Paskudne uśmiechy zdawały się być w owej chwili specjalnością Desire, kolejny z nich właśnie zagościł na jej twarzy. - Fiolka zatem będzie się znajdować wśród moich rzeczy… Jak miło.
- Ciekaw jestem, jak to miało działać... - powiedział cicho Raul. - Ale nie na tyle, bym chciał sam na sobie wypróbować... Dobrze by było, gdyby na przykład wpadła pod jakiś wóz, wiozący coś ciężkiego.
Jego służąca miała nieco inne plany dla tej, która odważyła się targnąć na życie Raula, jednak nie była na tyle zaślepiona by nie rozumieć że poraniona, najpewniej otruta służąca w domu hrabiny, nie była najlepszym pomysłem.
- Mogłaby po prostu… zniknąć - zasugerowała.
- Zniknięcie kogoś powoduje pytania, naturalna śmierć natomiast nie.
- Naturalna śmierć bywa kłopotliwa do zorganizowania w miejscu, w którym przebywa się dopiero od chwil paru - Desire zdecydowanie wolałaby szybką i prostą opcję. - Nikt jej nie znajdzie. Ty, mój panie, będziesz żył, więc pomyślą że uciekła.
Tłumaczyła łagodnie, starając się by Raul zrozumiał w jakim położeniu obecnie się znajdowali. Paryż był obcy zarówno jej jak i jemu. Przekupić woźnicę? Przetransportować ciało? Nawet gdyby służąca dała rady iść o własnych siłach to wciąż nastręcza to więcej problemów niż korzyści. Na dodatek ryzyko wykrycia było więcej niż duże. Było niemal pewne.
- Za szybko to się stało - stwierdził Raul. - Masz rację. W takim razie musi wystarczyć zniknięcie.
Uśmiech pełen zadowolenia rozjaśnił jej twarz. Tyle krwi… Szara strefa będzie syta na dłuższy czas, a ona zyska tak potrzebnego w tej chwili sojusznika w pełni jego sił i mocy.
- Pozostaje kwestia pytań - ponownie skierowała rozmowę ku życzeniu Raula. - Może… krzyczeć. - To, że z pewnością krzyczeć będzie było tak pewne jak to, że wśród tych krzyków zginie. - Mogę stłumić owe odgłosy jednak… Wciąż będziemy znajdować się na terenie hrabiny. W każdej chwili ktoś może usłyszeć lub coś zobaczyć.
- To może być problem. - Raul skinął głową. - Powiadają, że co się odwlecze, to nie uciecze. Jeżeli nie zdołasz z nią... porozmawiać w bezpieczny sposób, to trzeba będzie to przełożyć. Tę rozmowę.
Stwierdzenie to wyraźnie do gustu dziewczynie nie przypadło. Jej ofiara właśnie wymykała się tuż sprzed jej nosa. Na to zaś pozwolić nie mogła. Korzystanie z szarej strefy było kosztowne, a ona i tak naużywała jej ostatnim czasem. Jeżeli nie krwi służącej, musiała poświęcić tą, która należała do kogoś innego, lub swojej…
- Ja… - zaczęła, jednak urwała niemal natychmiast. Przymknęła oczy, wzięła głębszy wdech. - Postaram się by nie było problemów z tą dziewczyną.
- Wiesz lepiej ode mnie, jak to załatwić. - Raul skinął głową.
Wiedziała, dlatego już zaczęła planować ostatnie chwile nieszczęsnej służki. Plany te jednak po chwili odłożyła na bok.
- Kardynał jest moim ojcem - oznajmiła nagle, otwierając oczy i wbijając wzrok w Raula.
Raul, zaskoczony informacją, puścił rękę dziewczyny i cofnął się o krok.
- Richelieu? - spytał. Całkiem jakby mogła być mowa o kimś innym.
Puszczenie jej dłoni było błędem. Krok w tył także. Natychmiast otoczyła go szara mgła odcinając zarówno od widoku Desire jak i od całej reszty. Nie było już ogrodu, romantycznego zagajnika ani słońca świecącego na głową. Fakt, wszystko to jawiło się w szarych barwach odkąd został wciągnięty do tego dziwnego świata, jednak było, a teraz nie miał nawet tego. Łakome smugi owinęły się wokół jego ciała, wysysając z niego całe ciepło i radość jaką kiedykolwiek czuł. Jedyne co pozostało to smutek, samotność, rozczarowanie, odrzucenie… Wszystko to co złe i bolesne w jego życiu, każda chwila w której jego myśli błądziły wśród smutku i goryczy. Otaczająca go mgła zdawała się nimi karmić, podsycać, dodawać kolejne porcje do owego dania. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie były to jego smutki i jego troski, jednak wciąż atakowały go na nowo, łącząc się w kakofonię która pragnęła tylko jednego - rozerwać jego duszę na strzępy. Później pojawił się ból. Nie tylko ten, który czół we wnętrzu swego jestestwa, ale i ten, który odczuwać zaczęło jego ciało. Kolejne katusze, ostrza wrzynające się w skórę, trzewia zwijające w spazmach. Chciał krzyczeć, jednak z ust jego nie wydobył się żaden dźwięk. Nie było ratunku, nie było nadziei, nie było radości…
- Mój panie - znajomy dźwięk dotarł do jego uszu. Poczuł kojący, delikatny dotyk na swej twarzy. Pewny, dający poczucie bezpieczeństwa uścisk dłoni. - Raul… - Głos Desire był coraz bliżej, odganiał mgłę i pozwalał na ponowne dojrzenie zarówno spowitych szarością kształtów jak i młodej służki, która klęczała przy nim, dziwnie żywa i pełna kolorów w tym dziwnym miejscu. Kolorów, w których dominowała czerwień krwi, która sączyła się z licznych ran na jej rękach. Krwi, która barwiła jej usta. - Dlaczego? Dlaczego wypuściłeś mą dłoń? Nigdy tego więcej nie rób d’Arquien. Nie tutaj, nie w moim Królestwie Cieni.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 06-11-2015, 20:05   #16
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul klęczał, bez słowa wpatrując się w Desire, nie bardzo wiedząc, czy ma ją traktować jak anioła, który sprowadził nieco światła w otaczającą go szarość, czy jak demona, który był owej szarości przeklętym sprawcą. Ale niosła ze sobą cień nadziei...
- Co to jest, to wszystko? - spytał, ręką zakreślając krąg. - Ta szarość? Zabierz nas stąd...
- Jak każesz mój panie - odparła, wiedząc, ze czeka ją kara gdy tylko wyjdzie z szarej strefy. Kara, która nie spadnie na nią z jego ręki, jednak będzie nie mniej dotkliwa. Przymknęła oczy zbierając moc i wychodząc naprzeciw rzeczywistemu światu, z jego słońcem, ciepłem i bólem.

Raul odetchnął z ulgą, gdy na powrót ujrzał dokoła wszystkie znane mu kolory, gdy poczuł na twarzy powiew wiatru i ciepło popołudniowego słońca. Nigdy nie sądził, że tak jest przywiązany do tych najzwyklejszych, codziennych odczuć. Nagle poczuł się tak, jakby ktoś go obudził z koszmarnego snu, pełnego cierpienia i braku nadziei.
Rozkoszował się wszystkim, co go otaczało - każdym odczuciem, każdym dźwiękiem. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie o poranionych dłoniach Desire.
- Co ci się stało? - spytał.
Pamiętał, aż za dobrze, ze zanim trafili do tamtego szarego świata Desire nacięła rękę. Raz. A teraz była cała w ranach.
- Dary muszą zostać opłacone - wyjaśniła, starając się panować nad rosnącym bólem i chęcią powrotu do bezpieczeństwa. - Szczególnie zaś gdy rzecz się tyczy zagubionego we mgle, a tyś wszak puścił mą dłoń.
- Wracamy - powiedział. - Trzeba to opatrzyć, i to już.
Nawet się nie zastanawiał nad tym, jak będą wyglądać, gdy Desire będzie paradować w takim stanie.
Pokręciła głową w sprzeciwie.
- Nie mogę - oznajmiła przyciskając dłoń, która wciąż dzierżyła sztylet, do ran. - Muszę wrócić. Jeżeli nas tak zobaczą… Lepiej byś wrócił sam.
- W takim razie poczekaj. Przyniosę ci coś, czym się okryjesz, jakąś chustę.
- Nie - zaprzeczyła ponownie i ponownie rzekła - muszę wrócić.
Mocniejsze zaciśnięcie dłoni, sprawiło że nieco więcej krwi wyciekło z ran. Na ustach dziewczyny pojawił się lekki uśmiech.
- Powinieneś już iść - oznajmiła.
- Nie chcesz rękawa, do opatrzenia ran? - spytał.
- W komnacie mam środki do opatrzenia - wyjaśniła. - Nic innego nie jest mi potrzebne. Będę szła tuż za tobą - dodała, by skłonić go do zaprzestania zbędnych nalegań.
Raul spojrzał na dziewczynę z pewnym powątpiewaniem, ale skinął głową Ruszył szybko w stronę głównej alejki. Po drodze jednak chwycił karafkę z winem i wylał zawartość w krzaki. Zdecydowanie wolał, by któryś ze spragnionych służących nie zainteresował się jej zawartością. Trupy, tuż po pojawieniu się w pałacu wicehrabiego, wraz z nietypową służącą... to by było niepotrzebne zwrócenie na siebie uwagi.

Do komnaty dotarł niemal niezauważony, bo dwie pokojówki, które minął po drodze, w zasadzie się nie liczyły. Ale były ewidentnym dowodem na to, że w środku dnia nie ma mowy o tym, by przejść przez połowę pałacu i nie zostać zauważonym.
Lekkim skinieniem głowy odpowiedział na uniżone pokłony, przez moment zatrzymał wzrok na wyeksponowanym biuście jednej ze służących (dziwne by było, gdyby nie zwrócił uwagi na takie krągłości), po czym wszedł do swego pokoju.

W tym momencie, jak to wypadało wielkiemu panu, powinien zwalić się na łózko, wezwać służbę, by ktoś pomógł mu ściągnąć buty, tudzież wykonać kilka innych czynności, które zwykli śmiertelnicy robili sami, a do których wyższe sfery się nie zniżały, wysługując się owymi zwykłymi śmiertelnikami.
W przypadku Raula owymi rzeczami zajmowała się Desire... chwilowo nieobecna, nieco poszkodowana na ciele, co Raula nieco niepokoiło. Ale dziewczyna wychodziła cało z różnych opałów, więc i teraz (taką Raul miał nadzieję) powinno jej się udać...

Ogólny brak zaufania do ludzi, tudzież niedawne zdarzenia z trucizną, skłoniły Raula do wykonania czynności, której zazwyczaj nie poświęcał ani sekundy - dokładnie sprawdził, czy podczas jego nieobecności ktoś przypadkiem nie interesował się jego rzeczami.
Wnioski z tej "inspekcji" nie były zachwycające...
Ktoś, całkiem znający się na rzeczy, przejrzał bagaże jego wicehrabiowskiej mości. I gdyby nie poczynione środki ostrożności, Raul by się nie nawet nie zorientował, że miał gościa...
Że też nie można zostawić w pokoju niewidzialnego obserwatora, pomyślał. Przynajmniej bym się dowiedział, kto raczył mnie odwiedzić.
Potem otworzył drzwi sąsiedniego pokoju by sprawdzić, czy Desire już wróciła. I w jakim jest stanie ciała i ducha.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-11-2015, 11:04   #17
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Odszedł. Desire spoglądała za nim przez chwilę która zdawała się trwać niczym nie niepokojona. W jej głowie wyrył się przy tym obraz. Dzieło, które na zawsze miało tam pozostać. Twór pełen niezrozumienia, samotności i odrzucenia. Przymknęła oczy by mieć pewność, że jej uparta nadzieja odejdzie, że przestanie mącić jej umysł.

Gdy nawet odgłos kroków jego zniknął w oddali, uniosła zakrwawioną dłoń. Promienie słońca, złocistej kuli, która powoli zaczynała kryć się za koronami drzew, rozbłysły cudownym szkarłatem. Piękno. Czyste, szczere do bólu i pełne mocy. Uśmiech pojawił się samoistnie, Desire bowiem porzuciła na tą chwilę jakiekolwiek bariery okrutnego świata. Widziała tylko to, co było przed jej oczami. Myślała tylko myśli które podsyłała jej dusza. Była tą duszą, tak przerażającą dla kolorów świata, tak ciepłą i bezpieczną dla niej. Koniuszek języka wysunął się spomiędzy jej warg, zbliżając się do owego bezpieczeństwa, do mocy jaką niosła ze sobą krew. Pierwszy dotyk, eksplozja wrażeń mogących zabić zwykłego śmiertelnika. Była tam słodycz, była i gorycz. Było ciepło i chłód, miłość i nienawiść. Był świat cały, który ją wzywał. Przymknęła oczy i pozwoliła by szarość tysięcy odcieni otuliła jej postać, zamknęła w bezpiecznych murach, odebrała ból i smutek.

Ponowne ich otwarcie było o wiele, wiele przyjemniejsze. Zlizała resztki szkarłatu, upajając się nim niczym dziecko swym łakociem. Była wolna, była potężna i była głodna. Głód ten niewiele jednak miał wspólnego z jadłem wciąż spoczywającym na tacy.
Wstała. Szybkie spojrzenie na rękę pozwoliło jej pogłębić uśmiech. Szara masa wypełniała jej ciało więc i krwi być nie mogło. Tego zaś czego nie ma, nie można utracić bez wyraźnego pragnienia. Już raz przelała swą krew w tym miejscu. Poświęciła swą siłę by odszukać tego, który i tak nigdy nie będzie w stanie jej zrozumieć. Ta twarz, ten wyraz oczu gdy dojrzał kolory swego świata. To przerażenie gdy zakosztował jej duszy. Raul, jej pan i władca jej istnienia nigdy do końca nie mógł poznać sekretów swej służki. Cóż za naiwne było jej życzenie. Marzenie słabej istoty, którą była tam, poza granicami szarości. Akceptacja? Przecież była akceptowana, kochana, podziwiana. Dbano o nią jak przystało na władczynię, którą była. Rozłożyła ręce i obróciła się wokoło. Jej świat, jej królestwo, jej dusza.

Jednak… Tak, głód. Wszak powinna go zaspokoić biorąc pod uwagę ile mocy zmarnowała na beznadziejne próby bycia zrozumianą i zaakceptowaną. Palce ciaśniej owinęły się wokół rękojeści sztyletu. Wzburzone fale szarej mgły otuliły ją niczym płaszcz na wojnę zakładany. Ośmielono się targnąć na jedyną istotę, która liczyła się bardziej niż ona sama.
- Zatrułaś wino, moja słodka - wyszeptała, kierując się w stronę wejścia do labiryntu. - Zabrałaś fiolkę by ukryć ją wśród moich rzeczy, a później… Gdzie umknęłaś kochana, gdzie skrywasz swe nędzne istnienie…?

Znalezienie winnej nie było trudne. Desire, posłuszna mgle, która prowadziła jej kroki, dotarła do niej gdy ta, blada i przerażona, pospiesznie wrzucała marne skarby swego życia do kuferka. Taka przewidywalna. Czyżby ujrzała Raula bezpiecznie wracającego do domu swej babki? Czyżby przeraziły ją konsekwencje jej czynu? Czy miało to jakiekolwiek znaczenie, dla którego warto było opóźniać jej los?
- Popełniłaś błąd, moja droga - wypowiedziała słowa wyroku, zamykając za sobą drzwi jej komnaty.
Wyraz przerażenia na twarzy dziewczyny tylko pogłębił radość Desire. O tak, miała się bać. Jej serce winno drżeć niczym serce sarny złapanej przez watahę wilków. Przetaczać ów słodki likier jakim jest strach, łączyć go z pełną mocy krwią, przygotowywać dla niej, dla śmierci.
- Kim… Kim jesteś - drżące słowa, krok do tyłu, dłonie zaciśnięte na materiale sukni, tuż przy sercu.
- Jestem karą - oznajmiła podchodząc bliżej. - Jestem sprawiedliwością - dodała ze śmiechem, okrążając dziewkę. - Jestem twoją śmiercią - zakończyła otaczając jej szyję ramieniem.
- Skosztuj koszmaru - powitała ją, gdy szara strefa otworzyła się by pochłonąć będącą na skraju szaleństwa służkę. - Ja zaś zakosztuję twej krwi - dodała, podnosząc dłoń i zakrywając usta swego gościa. Ruch jej piersi, napięcie mięśni… Krzyk byłby miłą dla ucha muzyką przy posiłku jednak był niebezpieczny, a ona nie miała ochoty tracić czasu na zabawy z tymi, którzy pospieszyliby na pomoc.
- Boisz się - szeptała tuż przy uchu ofiary, która próbowała walczyć, próbowała uciec. - Jesteś w moim świecie teraz, moja droga. Jeżeli uciekniesz pożrą cię moje koszmary. Jeżeli zostaniesz… pożrą cię dopiero za chwil parę.
Przerażenie, przyprawa którą niewielu jest w stanie docenić. Rozchodzi się falami, niczym woda. Muska delikatnie, zachęca, a później odchodzi by ponownie pojawić się, by kusić.
- Ty…
- Ja…

Wciąż trzymając rękę na jej szyi, okrążyła służącą by stanąć z nią twarz do twarzy. Była piękna, z pewnością nie miała z tego powodu łatwego życia. Takie jak ona były zdane na łaskę i niełaskę swych panów. Całkiem jak Desire, z tą różnicą, że jej pan nie dbał o jej wygląd a umiejętności.
- Ja nie… - zaczęła, jednak sztylet przyłożony do jej ust, uciszył jej protesty.
- Wiem - odpowiedziała, kładąc większy nacisk na ostrze. Kropla szkarłatu wydostała się na wolność. Tak piękna, tak pełna życia.
- Twoje oczy… - szept jedynie, wystarczający jednak by owa maleńka cząstka mocy zsunęła się z jej warg i rozpoczęła swą drogę w dół. Szkarłatna linia na tle bladej skóry.
- Wiem - powtórzyła niedbale, nie zwracając uwagi na słowa. - Kto cię wysłał?
- Nikt… ja… - zaczęła, jednak umilkła gdy spojrzenie jej oprawcy powróciło do jej oczu. - Hrabina kazała.
Oczywiście… Któż by inny. Wyrok zapadł, kolejny, odłożony w czasie, jednak istniejący. Nie interesowało jej dlaczego chciała śmierci swego wnuka. Nie obchodziło jej dlaczego chciała by to na nią spadła wina. Hrabina miała umrzeć i to śmiercią daleką od spokojnej.
- Już dobrze - uśmiechnęła się do swej ofiary, bynajmniej przy tym nie sprawiając, że ta na spokojniejszą wyglądała. Wręcz przeciwnie. Otworzyła usta, nabrała powietrza i… Nigdy już nie miała nabrać go ponownie. Ostrze gładko weszło w delikatną powłokę jaką stanowiła skóra jej szyi. Zagłębiło się po rękojeść, niczym spragnione dziecko rzucające się na kielich pełen słodkiego napoju. Cichy zgrzyt zwiastujący otarcie się o kość, tylko dodał czaru tej scenie.
Desire przytuliła się do wciąż drgającego ciała. Serce wciąż starało się pompować krew. Płuca wciąż próbowały zagarnąć dla siebie choćby najmniejszy łyk powietrza. Ciepło nadal tkwiło w tym ciele, nie chcącym tak łatwo pogodzić się z nieodwracalną rzeczywistością. Rzężenie pięknem swej melodii napawało radością zarówno krainę cieni, jak i ich królową. Brzmiące słodko tuż przy uchu, pełne cierpienia, pełne krwi. Uniosła głowę i roześmiała się pełna satysfakcji, pełna radości i mocy. Wreszcie… Puściła swą ofiarę by ta opadła u jej stóp. Jeszcze nie całkiem martwa, jeszcze nie całkiem pozbawiona świadomości, jeszcze pełna głupiej nadziei, że to tylko sen, tylko koszmar, z którego wciąż może się obudzić.
- Koszmar dopiero się zaczyna - pozwoliła sobie na chwilę szczerości, spoglądając w te oczy, tak pełne zgubnej woli życia. Szara mgła pochłonęła jej ciało, fragment za fragmentem, delektując się mocą, która w nim tkwiła. Na koniec zostały tylko te oczy, płonące przerażeniem, z nutką świadomości krzyczącą o zgubie i niesprawiedliwości. Zielone niczym szmaragdy. Jednak i one zniknęły.


Dłoń powędrowała ku piersi, mokrej od krwi, unoszonej oddechem, który napędzała rozkosz. Szybki, drżący ruch. Chłonęła wrażenia, które wysyłała ku niej szara strefa. Był wśród nich ból i zwątpienie, była porażka i była nienawiść. Otulały ją, pieściły smugami cudownie lekkiej mgły o wspaniałym odcieniu stali. Chciała śmiać się, chciała płakać. Tyle mocy, tyle okrucieństwa, a wszystko to dla niej, tylko dla niej.


Powrót do pokoju, który jej ofiarowano, był drogą we śnie. Pozwoliła by kierowano jej krokami, niczym marionetka pogrążona w marzeniach. Otwarcie drzwi, spojrzenie na to, co za sobą kryły. Rzeczywistość.
- Mój panie - rzekła, przestępując próg i odcinając ich od ciekawskich oczu. Jej głos był niczym pieszczota, dla niej. Dla niego brzmieć musiał niczym groźba, nierzeczywiste zagrożenie, które szeptało do ucha o nieuniknionych cierpieniach.
Porzucenie bezpieczeństwa było trudne, bardzo trudne. Szara strefa nie chciała by odchodziła. Chciała ją chronić, otulać, pławić w rozkoszach zakazanych w owym pełnym ograniczeń świecie rzeczywistym. Jednak Desire miała zadanie do wykonania, miała obowiązki. Strefa rozumiała, musiała. Były jednością. Jedna nie mogła istnieć bez drugiej. Wypuściła ją zatem, niechętna ale pogodzona z losem. Wypuściła by Raul mógł ujrzeć ją skąpaną we krwi. By ponownie ujrzał w niej istotę którą była. Potwora w jego świecie, królową w jej.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 11-11-2015, 23:16   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Krew?
Nie da się ukryć, że do widoku krwi Raul był przyzwyczajony. Do widoku krwi ludzkiej również. Podobnie jak i do widoku krwi, którą sam rozlał. Jednak widok krwi, którą pokryta była Desire, zdecydowanie nim wstrząsnął.
- Na boga, wykrwawisz się! - powiedział, robiąc krok w jej stronę.
Uniosła zakrwawioną dłoń by go powstrzymać.
- To nie moja - odparła, gubiąc na chwilę skupienie, które z niego przeniosło się na jej dłoń. - Służąca nie będzie już sprawiać kłopotów, mój panie - dodała.
Raul machnął ręką, jakby sprawa służącej niewiele go obchodziła.
- A co z tobą?
Normalnie wezwałby medyka, ale Desire zawsze wolała dyskrecję. Poza tym była lepsza od większości rzezignatów, jakich w życiu widział.
- Ze mną? - zapytała, unosząc dłoń do ust. - Nic mi się nie stało - dopowiedziała po chwili, którą poświęciła na skosztowanie tego co w świecie rzeczywistym zostało po dziewce służebnej. - Będę gotowa do kolacji. Nie wypada by hrabina czekała - na wspomnienie o babce Raula w jej oczach pojawił się zimny, stalowy błysk.
- Co powiedziała? - Raul był lakoniczny w swych wypowiedziach, co bynajmniej nie znaczyło, że go cała sprawa nie interesuje.
- Wskazała na osobę, która winna jest targnięcia się na życie członka swojej własnej rodziny - odparła Desire. - Nie wydawała się jednak wiedzieć dlaczego.
- Kazano, to zrobiła, co musiała. Bez pytania, na które by i tak nie dostała odpowiedzi. Czego użyła? - spytał.
- Tego nie zdążyła wyjawić - padła odpowiedź. - Niestety wino także nie przetrwało - dodała po chwili Desire.
- Cóż... Niepotrzebnie mam za dobre serce. Nie było nigdzie fiolki?
- Nie, acz zapewne znajdzie się ona gdzieś wśród moich rzeczy - co mówiąc skierowała się do wciąż nierozpakowanych bagaży, które stały pod ścianą.
- Ktoś to wszystko przeszukał - uprzedził ją Raul.
- Tego należało się spodziewać w tym domostwie. - Desire byłaby wielce zdziwiona gdyby hrabina nie sprawdziła co też takiego wniesione zostało pod jej dach. Szczególnie zaś co wierna służka jej wnuka ze sobą przywiozła. Znalezienie fiolki, której tam wcześniej nie było, nie zajęło wiele czasu. Nie była nawet odpowiednio ukryta, ot wystarczyło otworzyć kuferek z miksturami by sama wręcz w dłoni się znalazła.
- Wilcza jagoda - stwierdziła po chwili służka, gdy odbezpieczyła naczynie i wpierw zapach sprawdziwszy tego co zawierało, a dopiero później kroplę niewielką na palec uroniwszy, posmakowała specyfiku. - Ciekawa śmierć po niej następuje, acz niezbyt przyjemna dla tego, kto jej posmakował.
Wilcza jagoda... brzmiało to niezbyt miło.
- Ponoć nie wypada oddawać prezentów, nawet jeśli się nie podobają - stwierdził Raul. - Ale mówią też, że za każdy podarunek należy się zrewanżować... W odpowiedniej chwili i w odpowiedni sposób.
- Może być pewien problem ze spożywaniem posiłków, prócz tego, co będzie na wspólnych półmiskach - dodał.
- Najlepiej by było opuścić to miejsce i wynająć pokój w karczmie lub podobnym przybytku - wyjawiła swe życzenie, które bynajmniej nie było pozbawione sensu. Publiczne miejsce znacznie utrudniało dolanie czy też dosypanie czegoś do jadła. Szczególnie gdy nie będzie znane miejsce ani godzina w której owe jadło będzie spożywane.
- Jadanie każdego dnia w innej karczmie też by spełniło swoją rolę - odparł. - Tylko trzeba by jakiś dobry pretekst znaleźć, by wojna w rodzinie się nie zrobiła. Tak od razu.
- Mogłabym próbować potraw jednak i to mogłoby zostać uznane za owej wojny początek - odłożywszy fiolkę na miejsce, tam gdzie ją znalazła, na powrót zamknęła wieczko kuferka. - Nie ma idealnego wyjścia z tej sytuacji. Śmierć hrabiny w tej chwili byłaby wszak zbyt podejrzana.
- Przyjeżdża spadkobierce, a pełna sił i zdrowia Marie de Riquet jak na życzenie przenosi się na tamten świat. Skojarzenia były oczywiste - potwierdził Raul.
- Spadkobierca, który od dawna w Paryżu nie był. To może dać nam nieco swobody. Bale, późne powroty. Śniadaniami jestem w stanie sama się zająć. Zostaje jeszcze wizyta u kardynała i niewiadoma, która za nią się kryje.
Dłuższe pozostawanie w zakrwawionym odzieniu nie było miłym doświadczeniem, toteż Desire zaczęła zdejmować z siebie mokrą suknię. Wyczyszczenie jej nie wchodziło w grę, jednak nic nie stało na przeszkodzie by spalić dowód jej zbrodni.
- W tym tempie... niedługo będę musiał ci kupić kolejny zestaw strojów - stwierdził Raul.
- Hrabina zadbała o to, by takowych mi nie brakowało - odparła z lekkim uśmiechem na ustach. - Postaram się jednak by przy kolejnej okazji wpierw pozbawić się stroju, a dopiero później pozbawiać życia ofiary.
- Takie przebieranie może kosztować nieco czasu. - Raul udał, że się zastanawia. - może jednak lepiej będzie korzystać z łaskawości pani hrabiny i, w razie konieczności, częściej zmieniać stroje.
- Zdecydowanie popieram to ostatnie, tym bardziej że to z jej przyczyny owa potrzeba zaistniała.
To, że kwestie służącej dało się załatwić mniej krwawymi środkami przemilczała. Nie byłoby to godne postępowanie za przewinienie jakiego się dopuściła. Desire nie obchodziło czy wykonywała rozkaz czy działała z własnej woli. Podniosła dłoń na jej pana, a to samo w sobie zasługiwało na śmierć. Krew była zaś jedynie drobną przyjemnością, dla tej, która wyrok wykonała.
Otwarcie szafy nastąpiło z równoczesnym westchnieniem zachwytu. Stroje, które w niej się znajdowały nijak do roli służącej nie pasowały. Zdobne, uszyte przy użyciu delikatnych tkanin, które niczym woda przepływały pomiędzy palcami dziewczyny. Jak niby miała w tych rzeczach być zdatna do którejkolwiek z ról jakie na nią zrzucono? Czyżby hrabina kolejną dla niej szykowała? Jak niby miała pogodzić je wszystkie i jednocześnie wziąć na swe barki winę za śmierć Raula?
Przymknięcie oczu niewiele pomogło. Nie rozumiała postępowania tej kobiety i nie wiedziała jak winna się przygotować na kolejne niespodzianki jakie przed nią zamierzano postawić.
- To nie ma sensu - powiedziała na głos, odwracając się plecami do szafy. - Te stroje nijak się nie zdają do moich obowiązków. Potrzebuję czegoś prostszego, wytrzymałego, a nie sukien balowych…
Szczęściem, jak wkrótce miała się o tym przekonać, zakon zadbał o takową sytuację. Kufer, ku któremu w następnej kolejności się zwróciła, zaoferował jej rozwiązanie problemu. Gorset z wszytymi w niego pochwami na ostrza, rękawice pełne długich, cienkich igieł, które idealnie nadawały się do zabijania bez bycia dostrzeżoną. Garota będąca jednocześnie częścią naszyjnika, który mogła nosić przy każdej z okazji. Trzewiki z pochwami na sztylety. Pierścień z ukrytym pojemnikiem na truciznę… Desire wykładała kolejne rzeczy na łoże, z uśmiechem na ustach, który porównać dało się tylko do tego, jaki posiadać mogło dziecko w chwili otwierania bożonarodzeniowych prezentów.
Na samym dnie znajdowała się suknia wierzchnia. Nie była w niczym podobna do tych, które wisiały w szafie. Czarna, długa i skórzana, kryła w sobie liczne kieszonki i skrytki na ostrza wszelakie. Bez wątpienia krew nie była problemem w owej kreacji… Idealne odzienie dla kata.
- Nasz pobyt w tym mieście nigdy nie miał być pokojowy, prawda? - Rzuciła to pytanie ni to do stroju, który w dłoni trzymała, ni to do Raula, który wszak wciąż w pokoju przebywał. - Czyje jednak rozkazy przyjdzie nam wykonywać?
Raul, który oparty o futrynę przypatrywał się działaniom Desire, pokręcił głową.
- W tej chwili dość trudno to ocenić - powiedział. - Można przyjąć, że po spotkaniu z kardynałem dowiemy się czegoś więcej.
Jeśli, oczywiście, do tego spotkania dojdzie, bowiem Raul podejrzewał, że podczas pobytu w Paryżu wiele ciekawych rzeczy może się zdarzyć.
- Oczywiście - zgodziła się z nim Desire, która na chwilę porzuciła szperanie w darach zakonu i na powrót uwagę swą zwróciła na Raula. - Dojdą także nowe pytania. Obawiam się, że w tej grze nie zajmujemy zbyt wysokiego miejsca. To zaś musi się jak najszybciej zmienić.
- Będziemy się wspinać po drabince kariery, zdobywając wiedzę, czy też eliminując tych, co stoją wyżej?
- Wszak jedno nie wyklucza drugiego - odparła, uśmiechając się uśmiechem, który nie wróżył najlepiej tym, którzy postanowią stanąć im na drodze. - Najpierw jednak wypadałoby zdobyć nieco informacji o celach naszych przeciwników. Szczególnie hrabiny.
- Z własnej i nieprzymuszonej woli mało kto się z nami zechce dzielić wiedzą. Warto by się najpierw zastanowić, kogo na początek, hmmm, poprosimy o przekazanie nam garści informacji.
Desire miała na myśli taką osobę, jednak wątpiła szczerze, by Raul się na to zgodził.
- Na początek warto posłuchać co mówi służba i sprawdzić, które z pokoi mają tajemne przejścia, skrytki i korytarze.
- To trochę potrwa, ale w końcu dwa dni mamy. Z pewnością coś znajdziesz.
- To akurat nie podlega wątpliwości - odparła, zrzucając maskę powagi na rzecz czegoś znacznie mroczniejszego. - Teraz jednak pora by przygotować się do kolacji.
- W takim razie wybierz coś z zapasów dostarczonych przez hrabinę. - O tym, że powinno to być coś z długimi rękawami nawet nie wspomniał. - I przyjdź, gdybyś potrzebowała pomocy przy zawiązaniu gorsetu.
Raul zniknął za drzwiami, by samemu się ubrać odpowiednio do skromnej kolacji w rodzinnym gronie. Czyli, jak by to określiła jego rodzona matka, nad wyraz uroczyście.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-11-2015, 18:20   #19
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Przygotowanie się do kolacji nie zajęło Desire wiele czasu. Co prawda zmycie krwi zajęło nieco czasu ukazując przy tym cienkie, białe linie, które pozostały po ranach jakie sobie zadała, jednak wystarczyło by wybrała odpowiednią suknię. Była pewna, że kolejna wizyta w szarej strefie i owych ją pozbawi więc zbytnio się tym nie przejmowała. Co innego jednakże ułożenie włosów i sama garderoba. Gdyby to od niej zależało wybrałaby kreację przysłaną jej przez zakon, lub którąś ze starych sukien, które ze sobą przywiozła z prowincji. Niestety nie wypadało by otrzymawszy szafę pełną najpewniej drogich tworów szwaczek paryskich ubierać się niczym biedna służka lub gotowa na wytłoczenie krwi… no właśnie.. kto? Kim wkrótce miała się stać podążając obraną drogą? Już teraz widziała zamiany. Drobne, delikatnie zakradające się uczucia i pragnienia, które uśpione tkwiły przez spokojne lata spędzone na prowincji. Obudzone rwały się na wolność, a ona z rozkoszą im na to pozwalała. Zew krwi i bólu na stałe zagościł w jej myślach. Przywitała go z otwartymi ramionami.


Kolacja w towarzystwie hrabiny była najbliższa temu, co Desire określała mianem koszmaru. Starsza kobieta co prawda nie zwracała na nią większej uwagi, poza pierwszymi chwilami, kiedy to nakazała jej zasiąść przy stole. Służący nie jadali z państwem. Było to tak sprzeczne z wszelkimi regułami, że Marie musiała owe polecenie powtórzyć dwa razy nim dotarło do adresatki, że to nie jest żart. Po namyśle Desire uznała takie postawienie sprawy za sprytny ruch ze strony hrabiny. Odcięcie jej od pewnego źródła informacji jakim była służba pracująca w rezydencji, w znacznym stopniu utrudniało jej zdobywanie informacji. Co innego bowiem wspólne plotkowanie w kuchni, a co innego rozmowa z kimś, kto stał wyżej w hierarchii. Nie należało jednak do zwyczajów Roux by sprzeciwiać się otwarcie. Gdyby to był Raul - owszem, jednak Marie nim nie była. Na dodatek wszystkie dowody wskazywały na to, że pragnęła śmierci obojga. Dni do spotkania z kardynałem miały zatem zapewnić Desire wiele atrakcji. Atrakcji, których planowanie pozwoliło jej przeżyć ów nudny i nic nie wnoszący do jej życia wieczór.

Atmosfera była, nie da się ukryć, sztywna.
Hrabina łaskawie od czasu do czasu rzucała jedno czy dwa zdania, a gdy otrzymała odpowiedź ponownie zapadała cisza. Raul na takich kolacjach spędził połowę swego życia.
No, może nie każda była aż tak oficjalna. No i nigdy jeszcze nie miał powodów zastanawiać się, czy czasem kawałek chleba, który bierze do ust, nie zawiera nieodpowiednich dodatków. Można było tego uniknąć w najprostszy na świecie sposób - wystarczyło jeść potrawy z tego samego półmiska, co gospodyni. Na szczęście hrabina nie była na diecie i to, co przed nią stawiano, wystarczyło nie tylko dla niej.
Z drugiej strony... nie da się ukryć, że apetyt średnio mu dopisywał.

Desire ukradkiem obserwowała zachowanie obojga. Obraz wzajemnych podejrzeń umieszczony w poprawnych ramach rodzinnej kolacji. Nawet służący, ciche zjawy będące tłem dla owego obrazu, zachowywali się jakby zaraz miało dojść do krwawej jatki. Gdyby to od Roux zależało, nie musieliby długo czekać. Szybkie, ukradkowe spojrzenie na hrabinę, tylko podsyciło ten głód, który w niej się obudził, a który niewiele miał wspólnego z tym co znajdowało się na talerzach i półmiskach. Jedzenie… Prosta przyjemność, która winna była taką pozostać, szczególnie gdy została stworzona ręką mistrza owej dziedziny. Nie była nią jednak, czego nie dało się nijak ukryć. Wystarczyło baczniej przyjrzeć się siedzącym przy stole by dostrzec, że mimo iż jadło na talerzach lądowało, to dalsza jego droga była marnym cieniem, okruchem raz po raz ostrożnie w ustach umieszczonym. Desire ledwie czuła smak potraw i wina. Skupiała się na tym co go tworzy miast pozwalać sobie na zapomnienie i rozkosz która z nim podążała.
Gdy jednak farsa, która kolacją została nazwana, dobiegła końca, nie czuła głodu. Wraz z Raulem skłoniła głowę i oddaliła się zostawiając hrabinę i jej kłamliwe oblicze samym sobie.

Dwa dni minęły im na zdobywaniu informacji. Raul z rzadka jedynie bywał w rezydencji babki, niby to nadrabiając zaległości w urokach stolicy i jej pokusach. Desire towarzyszyła mu za każdym razem, czy to w roli towarzyszki, czy towarzysza, czy też ducha, szepczącego mu do ucha i likwidującego ewentualne zagrożenia. Wiedza jednak była kapryśną kochanką. Jej rzadkie pocałunki nie przyniosły ze sobą nić poza rozczarowaniem palącym niczym rozgrzane do białości ostrze sztyletu. Tak, mówiono o królowej i jej przychylności względem Buckinghama. Tak, mówiono o muszkieterach, nawet dość sporo, gdyż nie należeli oni do przesadnie opanowanych i byle słowo rzucone w niewłaściwym momencie mogło spowodować wybuch. Tak, mówiono i o wojnie, i o królu, i o kardynale… Nic jednak, co by w jakikolwiek sposób nakierować mogło na cel, dla którego zostali wezwani do Paryża. Poza oczywistym - by zginąć. Celu, który uparcie umykał, tym, którzy do niego dążyli.
Szara strefa nigdy jeszcze nie miała w sobie tyle mocy, co w ciągu tych wieczorów. Desire z lubością karmiła ją krwią czy to tych, którzy mieli to nieszczęście, że stanęli na jej drodze, czy też całkiem niewinną, o której jednak wiedziała tylko ona i jej ofiara. Pozwalało jej to na myszkowanie po posiadłości hrabiny w bezpiecznych szarościach, które z czasem zaczęły przybierać szkarłatne odcienie. Znalazła przy tym przejścia pozwalające na sekretne spotkania. Znalazła korytarze, które pozwalały na obserwowanie i słuchanie gości hrabiny. Znalazła także system podsłuchu, który złożony był z licznych tub zamontowanych w ścianach, a które to nieodmiennie prowadziły do komnat starszej damy. Owe znaleziska, poza odpowiedziami dostarczyły także pytania. Kim była Marie de Riquet? Dla kogo pracowała. Ilu ludzi miała na swych usługach. Dlaczego przydzielono im pokoje pozbawione owych sekretnych przejść, ukrytych korytarzy czy pozwalającym na słuchanie każdego wypowiedzianego słowa, tub. Desire wątpiła, by miało to cokolwiek wspólnego z tym, że Raul był spadkobiercą. Więc dlaczego? Wszak mogła ich umieścić w jednej z owych okazałych komnat, znajdujących się w skrzydle dla gości. Były one nie tylko bardziej dla przyszłego hrabiego odpowiednie, ale także pozwalały na śledzenie każdego kroku młodzieńca, każdego słowa.

Pytania te musiały jednak jeszcze przez jakiś czas pozostać tylko pytaniami. Wieczór bowiem nastał, na który wyznaczono spotkanie z kardynałem. Wieczór odpowiedzi i kolejnych pytań. Wieczór tajemnic i kłamstw. Wieczór, który sprawiał, że Desire częściej zaciskała dłoń na rękojeści sztyletu. Krew bowiem miała się polać, czuła to całym ciałem i duszą. Pytanie tylko czyja krew...
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 16-11-2015, 22:51   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dwa dni na zwiedzanie wielkiego miasta - to się wydało Raulowi nieco mało, nawet jeśli do owych dni należało doliczyć parę wieczornych, czy nawet nocnych godzin. Bowiem do domu (jeśli tak można nazwać pałac rodu de Riquet) Raul i nieodłącznie mu towarzysząca Desire wracali dopiero wówczas, gdy normalni obywatele wstawali z łóżek. Z własnych łóżek.

Paryż nigdy nie spał - żył tak w dzień, jak i w nocy, chociaż ta druga część doby była zwykle ukryta przed oczami zwykłych paryżan.
Gdy strażnicy miejscy spacerowali po ulicach, pilnując porządku i wzywając mieszkańców do gaszenia świateł, jedni kładli się spać, inni zaś właśnie wstawali, lub też kontynuowali to, co zaczynali wcześniej.
Wystarczyło zamknąć oczy, by słyszeć szum wielkiego miasta. Stukot kopyt samotnego jeźdźca, okrzyki przechodzącego nieopodal rontu, pijackie śpiewy wracającego do domu rozweselonego towarzystwa, turkot kół powozu, a nawet szczęk rapierów czy rozpaczliwe wrzaski napadniętego przechodnia.
Niejedna gospoda zamykana była o świcie, a ostatni biesiadnicy zostawali na noc, złożywszy głowę na stole lub na podłodze.

Na wyprawę do miasta Raul ubrał się w coś niezbyt rzucającego się w oczy. Nie zamierzał wkraczać w wielki i elegancki świat przyodziany niczym paw. A tym bardziej wkraczać w ten mniej elegancki świat, gdzie zbyt strojny ubiór wywoływał tylko śmiech i prowokował do pozbawienia elegancika kiesy, a może i życia.
Na szczęście szafa była przestronna, zaś sprowadzone przez hrabinę stroje zawierały nie tylko szaty godne wizyty w królewskim pałacu. Coś na codzienne, czy też wieczorne wyjścia do miasta również się znalazło.
Z Desire zrobiła się elegancka dama... które to przebranie poszło w kąt, ledwo nadszedł wieczór. Eleganckie niewiasty nie włóczyły się po mieście po nocach, nawet w towarzystwie starszego kuzyna. Noc to była pora panienek lekkich obyczajów. Ale wystarczył odpowiednio uszyty gorset, męski strój, kapelusz i u boku Raula przez paryskie ulice wędrował małomówny młodzieniec. Gdy zaś w żadnej w tych postaci nie mogła wypełniać swego zadania, znikała by towarzyszyć mu jako duch, szepczący ostrzeżenia i zbierający plotki padające z ust tych, którzy pewni byli, że nikt poza nimi ich nie słyszy.



Im lepsza gospoda, tym lepsze towarzystwo tam się bawiło.
Bywało oczywiście i tak, że żądny wrażeń panicz z dobrego domu, w towarzystwie kompanów, odwiedzał po nocach podłą karczmę czy traktiernię, by zażyć mocniejszych wrażeń, lecz Raul postanowił skorzystać z informacji, jakimi szczodrze zasypywał go Victor d'Angers. Tak zwane lepsze towarzystwo bawiło się zwykle "Pod Dzikiem", w "Złotym Pawiu" albo w "Złotym Pucharze". Wystarczyło trochę pochodzić i poszukać. A gdyby to nic nie dało, zawsze pozostawał Hôtel de Bourgogne.
"Medea" Corneille'a średnio przypadła Raulowi do gustu, jednak znaczna część obecnych przyszła tu nie dla sztuki, ale dla znajomych lub też aktorek. Niejedna młoda aktoreczka, grająca rolę subretki, dorabiała sobie do nędznej gaży nawiązując "współpracę" z mężczyzną cieszącym się wypchaną sakiewkę i skłonnym do jej rozwiązania.

Znajomość z Paulem, hrabią de Novion, oraz Marcelem, baronem de Batz, zawarta podczas jednego z antraktów, zaowocowała bardzo szybkim poszerzeniem kręgu znajomych... i nie przyniosła praktycznie żadnych pożytecznych informacji. Prócz tego, w której z gospód dobrze karmią i (znanych całemu światu) wieści o tym, kto, z kim i od kiedy. Co, to każdy wiedział.
Te wszystkie spotkania w niczym nie pomogły Raulowi - wiedział, co się dzieje w mieście (przynajmniej niektórych kręgach), ale stale nie miał pojęcia, czego ma się spodziewać po spotkaniu z kardynałem.


Przed oblicze hrabiny zostali wezwani we dwoje - Raul i Desire. A hrabina była nad wyraz oszczędna w słowach.
- Dziś o jedenastej macie się zjawić przy bocznym wejściu kościoła Saint Germain.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172