Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2018, 20:47   #61
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nie lubiła podróży przez portale. Wrażenie było jakby wszystkie kiszki wsadzić do blendera i po zmiksowaniu wrzucić z powrotem do brzucha. Te odczucia były głównym motywem, dlaczego nie śpieszyła się po zdaniu egzaminu, by przekroczyć bramę teleportu. Bo ogólnie rzecz biorąc to całkiem mocno śpieszyło się jej by osiągnąć cel.

Tu, na piątym piętrze mogła spokojnie stwierdzić, że dzięki panującej w tym miejscu pogodzie, czuła się trochę tak jakby była w domu. Brakowało tylko by zaczęło lać jak z cebra. Deszcz blondynce zawsze pozytywnie się kojarzył i to nawet jeśli chodziło o ostrą zawieruchę, bo jej rodzimym świecie powiernikami tego żywiołu były bliskie jej sercu osoby. Dziewczę zajadając słodycze, opatuliło się szczelnie cienki płaszczyk w szkocką kratę i rozejrzała się w koło. Czując jak zimny wiatr wywiewa spod jej ubrania wszystkie ciepło jakie miało jej ciało, przez chwilę zastanowiła się czy nie byłoby jej wygodniej zmienić swoją formę. Ważyła wszystkie za i przeciw by ostatecznie porzucić ten pomysł gdy tylko dostrzegła sklepik.

- Może będą mieli jakieś płaszcze adekwatne do pogody - mruknęła pod nosem Elise i przytrzymując sobie jedną ręką beret by nie zwiał go wiatr z jej głowy, ruszyła do tego przybytku.

Wewnątrz odetchnęła z ulgą, czując ciepło tego pomieszczenia. Miała jednak zdumioną minę gdy przywitał ją psi sprzedawca. Rush była co prawda w tym świecie nie od wczoraj, ale nadal wiele rzeczy ją zaskakiwało. Choćby to, że mogła używać swych mocy w ludzkiej formie. Wiedziała dzięki temu jak czuł się na co dzień jej ojciec.

- Dzień... Dobrywieczór - odpowiedziała z małym zawahaniem blondynka i przyjacielsko uśmiechnęła się do sprzedawcy. - Chciałam kupić coś na tą niepogodę tutaj. Znaczy jakiś płaszczyk cieplejszy, może też parasol... - zamyśliła się chwilkę. - O i mapa by się przydała... A ma pan może jakieś słodycze? - zarzuciła go pytaniami.

- Cieplejszy płaszczyk będzie, hau! Znajdzie się coś dla Ciebie, panienko. Hau~ parasol również. Mapa też. A słodycze to zależy jakie, hau? - Elise otrzymała odpowiedź i jednocześnie pytanie na temat słodyczy.
Dziewczyna zrobiła minę jakby zastanawiała się jaby decyzja o słodyczach miał zaważyć o jej życiu.
- Najlepiej takie czekoladowe, ale czekalodopodobne też mogą być... Zwykłe landrynki też, byle nie o smaku lukrecji, te są okropne - stwierdziła Elise z powagą w głosie. - Poproszę w takim razie płaszcz i parasol - dodała zaraz. - Czy może w okolicy dzieje się coś ciekawego? - zapytała jeszcze, z nadzieją, że kto jak kto ale miejscowy sklepikarz będzie wiedział conieco o tym.
Pieseł-handlarz wpuścił dziewczynę do środka. Blondynka nie spodziewała się, że za ścianami budynku… kryje się wielki sklep, który bardziej pasowałby do centrum handlowego, a mimo to nie kręciło się w nim wiele istot (żeby nie powiedzieć, że Elise nikogo nie wypatrzyła, ale nie był to wielki problem - wnętrze lokalu było urządzone intuicyjnie i dziewczyna nie miała problemu ze zorientowanie się za działem z odzieżą).
Było w czym wybierać. Problem stanowiły jedynie cukierki, więc psi handlarz pozwolił dziewczynie poczęstować się cukierkami i wybrać, które jej bardziej smakują.


- Bo, hau, ja nie jadam słodyczy, nie mogę - wyjaśnił sklepikarz. - A co do atrakcji w okolicy... - zniżył głos. - Jeśli mam być szczery, tu nie dzieje się nic ciekawego. Ale co dla niektórych to największa atrakcja - uśmiechnął się szeroko. - A tak na serio, to pewnie gdzie dalej wgłąb Piętra mogłoby się znaleźć coś ciekawszego niż w tych okolicach.
- Nieźle, technologia rodem z Tardis, doktora Who - skomentowała pod nosem Rush, rozglądając się po sklepie. Dziewczyna z zadowoleniem przyjęła propozycję by wypróbować cukierki. Szybko uporała się z wybraniem sobie płaszcza i parasola. Jedno było w kolorze jasnoniebieskim, a drugie w żółtym. Mając już w ręku to co konieczne, przeszła do działu najważniejszego - słodkości!
- Ja dopiero co dostałam się na to piętro - przyznała się Elise i wzięła do ust pierwszego z oferowanych cukierków. Był dobry, ale jadała lepsze. Sięgnęła więc po inny smak. Choć Elise miała olbrzymie uwielbienie co do słodyczy to nie było widać tego po jej sylwetce czy choćby uzębienie. Była szczupła, a ząbki miała równe i śnieżnobiałe. Kilka cukierków później, blondynka miała wybrane, które smakowały najlepiej. Tak więc w liście jej zakupów dołączyły galaretki w ciemnej czekoladzie, garść mlecznych karmelków jak i miętowe w polewie mlecznej czekolady, które nie każdemu podeszła by pod gust, ale Rush pasowały idealnie. Idąc do kasy miała jeszcze w ręku parasol oraz płaszcz przeciwdeszczowy, mapę oraz dwa Tshirty, które przy okazji przyuważyła i zgarnęła z wieszaka, bo jej się spodobały.

Dziewczyna zmarszczyła brwi widząc rachunek. Ponoć skąpstwo leżało w naturze Szkotów i coś w tym musiało być, bo jej tata nigdy nie wydawał pieniędzy bez dobrego przemyślenia na co idą i musiał gryźć się w język kiedy jego małżonka, a Elise mama, szła na zakupy.
Blondynka westchnęła i uregulowała rachunek. Już na odchodne zapytała o najbliższy nocleg. Sprzedawca chwilę zdapał się po głowie, mrucząc pod nosem, zastanawiając się co polecić dziewczynie, aż w końcu kazał jej otworzyć mapę i wskazał na niej punkt. Elise przyjrzała się uważnie i pokiwała głową. Złożyła mapę tak by było łatwo jej używać.
- Dziękuję. Do zobaczenia! - powiedziała z zadowoleniem Rush i ubrała na siebie nowy płaszcz. Opuściła sklepik i skierowała swoje kroki do nowego celu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-05-2018, 21:25   #62
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Labirynt szczurów po raz kolejny

Ciemności wciąż pozostały, przybyło klaustrofobii.
Dwójka regularnych znalazła się w starych, zapomnianych tunelach, w których Zafara szlajał się tymczasowo z R., która potem odeszła swoją drogą i tyle o niej było wiadome. Soni zahaczyła się o pobliską ścianę, a Zafara miękko wylądował na obu nogach. W portalu coś pyknęło - wejście z powierzchni do podziemi zostało zniszczone. Teraz regularni byli zdani na siebie, a konkretnie na pamięć Zafary i latarnie Soni. Niebieski sześcian rozbłysnął się, ukazując klaustrofobiczne przejścia. Dobrze, że dziewczyna nie przejawiała fobii przed ciasnymi pomieszczeniami, bo korytarze takie właśnie były - wąskie, niezbyt wysokie, a wszechobecna stęchlizna tylko podkreślała obraz nędzy i rozpaczy.

Udało się. Zdołał otworzyć przejście i ewakuować zarówno Soni jak i siebie. Co prawda miał nadzieję, że Yin podtrzyma barierę jeszcze przez chwilę i zdążą zgarnąć kilku regularnych, ale latarnik miał inne plany. Wystawiony na bezpośrednie działanie shinso owal rozpadł się niemal natychmiast, mimo wszystko dziewczyna była bezpieczna i to się liczyło.
-Tu możemy przeczekać. Niestety portal po drugiej stronie został zniszczony, będziemy musieli wyjść na piechotę.- zwięźle przedstawił sytuację nie przejmując się ani ciasnotą, ani zaduchem.

Soni opadła na kolana, ciężko westchnęła, zabrzęczał wisiorek, który Zafara podarował jej na poprzednim piętrze. Wszechobecna cisza była balsamem dla ich uszu i dusz. Latarnie, które skanowały otoczenie, nie wykrywały obecności stworów, czy to żywych czy nieumarłych. Zafarę coś ciągnęło w kierunku zaczarowanych drzwi, które odkrył w podziemiach, ale nie spieszył się do nich, a przynajmniej nie miał zamiaru tam zaciągać dziewczyny.
- Co to za miejsce? - spytała go po chwili latarniczka, prześwietlając korytarze niebieskimi sześcianami.

-Podziemny bunkier, rozległy i pełen tajemnic. Nie jesteśmy tu sami.- odpowiedział nie mając zamiaru wdawać się w szczegóły. Tajemnicze drzwi a może raczej wodospady shinso za nimi przyzywały, jednak ani mu w głowie postało żeby pozwolić Soni się do nich zbliżać. To byłoby zdecydowanie zbyt niebezpieczne.
- Kogo mamy się spodziewać?
-W drodze do wyjścia kilku zbłąkanych nietoperzy, stadka szczurów i ich opiekuna, ewentualnie regularnej przedstawiającej się jako R.- wyliczył uznając iż tego, że nie zamierza w towarzystwie koleżanki zapuszczać się w korytarze, które do wyjścia nie prowadzą nie musi nawet mówić.

- Sporo jak na te zapuszczone korytarze. Tutaj praktycznie tylko trochę shinso, kurz i jakieś pozostałości po szczątkach. Przynajmniej tyle wykrywają moje latarnie.
Po chwili Soni zapytała: - To co robimy?
-Idziemy na górę.- zdecydował rozglądając się za właściwym kierunkiem.
- Na górę? - Soni powtórzyła słowa. - Jeśli wiesz, którędy iść, prowadź.
Po chwili dodała. - Chociaż tu chyba będziemy bezpieczniejsi.
-Jeśli wyczujemy coś niepokojącego zatrzymamy się i przeczekamy. - Zafara nie był do końca pewien czy bunkier gwarantował bezpieczeństwo. Na ścieżkach, które już przeszedł zawsze mogły pojawić się jakieś nowe istoty, albo inne problemy.
- Możemy się przejść. Jakby nie patrzeć, nie możemy tu siedzieć przez wieczność.
-Tędy.- wskazał kierunek i poszedł przodem.
 
Agape jest offline  
Stary 01-06-2018, 19:54   #63
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Sytuacja zaczynała robić się nerwowa, całe to hakowanie zabierało więcej czasu niż powinno, Soni uwijała się jak w ukropie, jakieś typki pokazywały ich palcami a efektów wciąż nie było widać żadnych. Mimo rosnącego napięcia Zafara nie mógł w żaden sposób wspomóc dwójki latarników, pozostało mu więc tylko czekać i mieć nadzieję. Niespodziewany huk przykuł jego uwagę. Był gotów natychmiast otworzyć portal, ale ocenił że cokolwiek się działo, działo się wystarczająco daleko, by nie stanowić bezpośredniego zagrożenia. Ot huki, błyski, pewnie znowu jakiś popapraniec, których jak zdążył się już przekonać, było w Wieży na pęczki, się na kogoś uwziął, zwykła sprawa. Przynajmniej gapie się rozeszli. Mimo wyraźnego zaniepokojenia androidka wróciła do pracy, a długouchy skupił się na obserwowaniu czy tajemnicze zjawisko się aby do nich nie zbliża. Nie zbliżało się, za to wyczuł potężną zmianę w otaczającym shinso. Z danymi z teleboksu czy bez, przyszła pora żeby się stąd wynieść. Wyciągnął dłoń żeby otworzyć przed Soni portal do podziemnego bunkra, który w zaistniałych okolicznościach wydawał się wprost idealnym schronieniem i wtedy wszystko się posypało. Nie wiadomo skąd zjawiła się policja, z teleboksów w panice zaczęli wyskakiwać poturbowani regularni, a on zorientował się, że latarnie Yina blokują mu możliwość otworzenia przejścia. Tymczasem tsunami śmiercionośnej energii zbliżało się nieubłaganie. Pobiegł ile sił w nogach, ale portalu otworzyć już nie zdążył, oślepiający błysk pochłonął wszystko dookoła. Na szczęście obronna formacja wytrzymała, a uderzenie nadeszło w momencie kiedy znalazł się w jej obrębie. Mało brakowało. Nie zwlekając ani chwili dłużej ponowił próbę przywołania świetlistego owalu i ewakuacji grupy.

Yin czując, że Zafara stara się coś zrobić, a jego akcje mu to blokują, na chwilę zdjął z nich wszelką ochronę. Znajdowali się w bardzo złym miejscu i czasie, na dodatek pojawił się pieprzony szkielet, wykrzykując imię Loli. Yin krzyknął do Soni:
- Uciekaj z Zafą!
Sam zaś ruszył sprintem w kierunku Kostka.

Soni ruszyła za Zafarą, nie omieszkała jednak nie spojrzeć za biegnącym w kierunku uciekającego szkieletora Yinem, zanim zniknęła wraz z shinsoistą w portalu. Tym czasem zaś Yin skupił się, pomimo wszechobecnego chaosu, na gonieniu Kostka, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawę z tego, że stał się celem wkurzonego latarnika.

Latarnikowi dopisało szczęście, bowiem Kostkowi w drogę wbiegł jakiś spanikowany przechodzień, przez co szkielet prawie się w niego wtarabanił. Yin nie omieszkał z tego nie skorzystać i dopadł ciulasa, uziemiając go. Nie było to jakoś szczególnie trudne, zwłaszcza, że mężczyzna był o wiele cięższy niż chudzielec, a Szkieletor siłą niespecjalnie mógł się popisać. Zaskoczenie u niego też zrobiło swoje, bo szczerze nie spodziewał się spotkać kogoś, komu był winien przysługę z zakładu. Kostku jednak się nie poddawał; mocował się z Yinem, starając się go wyrzucić z siebie, lecz nici - Yin też nie odpuszczał.

- Wy!Pierdalaj!~ ze mnie! - Kostke szamotał się.

- Wisisz mi odpowiedzi za przegrany zakład, szmato. I gadaj. Co się stało z Lolą, jebany trupie!

- Wiem, że wiszę - prychnął szkielet. - ale mógłbyś znaleźć jakiś lepszy moment na te wywiady - dodał z prychnięciem.

- Co z Lolą!? Gadaj albo cię zniszczę!

- Jak chcesz się dowiedzieć czegoś o Loli, to zniszczenie mnie dużo ci nie da. Khe he he - zaśmiał się gorzko Kostku, a w tle rozpętała się panika. Doszło dodatkowo do trzęsienia ziemi, które pomogło niejako szkieletorowi, bo Yin już nie napierał na niego całym ciężarem. Szkieletor nie omieszkał tego nie wykorzystać, impetem przywalił łokciem w mostek latarnika, a potem wyślizgnął się i przeturlał.
- Jak chcesz się czegoś dowiedzieć, to czekam przy Jastrzębiej Górce! - rzucił Kostek, uciekając z miejsca. Zwiadowca wykorzystał zamieszanie wokół, żeby utrudnić Yinowi złapanie go.

Latarnik powstał na nogi i starając nie poddać się kłuciu w klatce ruszył za uciekającym “umarlakiem”. Nieproste było przywołać latarnie, wzmocnić sobie staminę za pomocą shinso i jednocześnie mieć na oku zwiadowcę oraz unikać uciekających w znanym sobie kierunku cywili. Nie znaczyło to, że nie możliwe - dla Loli nie miał zamiaru się poddać jakiemuś głupiemu bólowi ani dezorientacji. Prawie jakiś babsztyl wbiegł mu w drogę, na szczęście Yeon ominął ją zręcznie i kontynuował pościg. Szkielet o dziwo nie za bardzo utrudniał mu ucieczkę, slalomy jeśli robił to jedynie z powodu przeszkód w postaci istot wiejących do jakiegokolwiek schronu.

Mężczyzna dostrzegł szansę - przez chwilę było czysto, a Kostek znalazł się na celowniku. Idealnie. Może cwaniak nie zdąży się ukryć w Jastrzębiej Górce, do której co chwila ktoś wchodził. Yin nie pozwoli mu po raz kolejny zwiać. Dobył prędko włócznię, by nią cisnąć w Kostka. Dzieliło ich tylko parędziesiąt metrów. Cóż to za problem cisnąć w niego?

Włócznia poleciała! Przeszyła powietrze i trafiiii~! Ach, niech to! Kostek głupim fartem o mały włos ominął jego broń, która się wbiła w grunt niemal obok jego nóg. Tak mało brakowało, żeby poleciało między piszczele.

- Khehehe - zarechotał Kostek. Po głosie nietrudno było zauważyć, że uciekinier zdążył się zmęczyć, ale nie zamierzał siąść na dupie widząc, że Yeon najzwyczajniej w świecie chce go zajebać. Mina mu zrzedła, kiedy silniejszy wiatr porwał go z miejsca i wymiótł kilkanaście kroków dalej - razem z Yinem, którego fala zmiotła prosto w szkieletora. W akompaniamencie wrzasków co niektórych potrąconych stworów.
No to sobie uciekł.

- Au! - dziwne, czy szkieletory mogły czuć ból? Ale to tym lepiej, prędziej przynajmniej zachęci Kostka do odpowiedzi na jego pytania, które nie mogły zostać nieodpowiedziane. - Złaź ze mnie!

Tymczasem formacja obronna znów uchroniła Yina przed przypadkowymi śmieciami, które grzmotnęły w barierę utworzoną przez latarnie - w tym odłamkami szkła, które rozprysnęły się na energetycznej ściance. Inna sprawa, że nadwyrężyło to sześciany, ale to było lepsze niż gdyby miał dostać takimi odłamkami w plecy jak pociskami z karabinu.

- Lola mi nie wspominała, że jesteś peda~ - burknął szkielet. Na gwałtowniejszy ruch Yina, który zwiastował poważniejszy łomot w kości, Kostek natychmiast się zreflektował i równie zaciekle próbował powstrzymać brutalne zapędy Yeona. - TEeEEEE DOBRA DOBRA, POWIEM CO CHCESZ! - wyciągnął przed siebie kościste łapy.

- Pedał to ty jesteś. Leżę na tobie, a ty masz boner - odparował gorzko Yin, wiedząc, że jest to najgorszy dowcip, jaki opowiedział w życiu. Nie zamierzał też przeczekać na puentę. Po prostu sięgnął po paraliżującą włócznię i popieścił Kostka nieokreśloną ilością woltów - na tyle skutecznie, że sparaliżował go i uniemożliwił ucieczkę.
Latarnik nie był miłośnikiem sado-maso i innych poronionych aktów seksualnych. Zaniósł zablokowanego szkieletora w ustronne miejsce - żeby go przesłuchać. Bez pierdolenia się z nim.

Yin korzystając z wszechobecnego zamieszania przerzucił szkieletora na plecy i pobiegł co prędzej do Jastrzębiej Góry. Na całe szczęście Kostek ważył tyle co typowy szkielet, a takie i większe ciężary przecież zdarzyło się latarnikowi dźwigać. Większy problem był z nadmiarem tłumu w karczmie, który się tam schronił przed zawieruchą. Mężczyzna nie przejmował się tym i przedarł się na górę, wdarł się do swojego pokoju, zamknął go na przysłowiowe cztery spusty i rzucił szkieletem na podłogę. Latarnie blokowały drzwi i okno, żeby więźniowi nie przyszło z jakąkolwiek łatwością wydostanie się stąd. Za oknem ciemność była dość często przeszywana błyskami niczym podczas gwałtownej burzy. Kilka razy tak zagrzmiało, że szyby w oknach zabrzęczały, a nawet wydawało się, że któraś z nich chyba pękła.
Światło z latarni skierowało się na szkielecika.

Yin trzasnął szkieleta kilka razy w czachę, żeby go obudzić. Złamał mu także jedno żebro, żeby od czegoś zacząć. Gdy ten się obudził, zaczął mówić:

- Nie krzyczymy, bo zabiję. I gadaj, co z Lolą, mała kurewko. Bo złamię ci jeszcze kilka żeber.*

Poza trzaskiem typowym dla połamanych kości i towarzyszącemu temu świstowi jak przy gwałtownie wydmuchanym powietrzu wrzask żaden nie towarzyszył. Kostkowi wyraźnie sytuacja nie pasowała, ale nie wyglądał na takiego, co miał zamiar coś kombinować.

- Skoczyła za mną do budki teleportacyjnej - burknął zatrzymany. - bo nas goniły Szczury i w międzyczasie chroniła nam tyły. Nie wiem więcej, co się z nią stało, sam chciałbym to wiedzieć - dodał grobowym głosem, patrząc spode łba na Yina.

- Co z tobą robiła? Czemu goniły was Szczury?

- Spędzała czas, co miała robić? - zakpił Szkieletor. - Ja bynajmniej nie łamię kobiecych serc, nawet jeśli to są małe kobiety. Khehehe. Z tego co wiem, chciała być Tobie przydatna, więc chciała ogarnąć las i przekazać ci info, jak dostać się do tego starego capa. A ty pewnie nic nie wiesz o tych całych Szczurach, skoro się pytasz, czemu nas goniły - burknął Kostek. Pewnie by splunął ze złości na podłogę, gdyby miał czym, po czym ciągnął dalej.
- Szczury to grupa regularnych, co zdawała kiedyś u tego starego capa, ale nie zdali i tutaj zostali i polują na innych regularsów, co mogą zdać. Ale chyba nie tylko w lesie, bo Lola opowiadała mi, że jakaś banda szuj was dopadła gdzieś na mieście i zabiła wam kumpla - stwierdził Kostek.

Yin bezceremonialnie złamał kolejne żebro kostka.

- Spędzała czas?! Nie pierdol, tylko, kurwa, gadaj. Co robiła. Z tobą.

Kolejny trzask i świst ze strony Kostka.
- Pytasz się mnie o to co ze mną robiła czy o to, co mam ci odpowiedzieć?! - warknął. Miał coś dalej mówić, ale trzask w oknie przerwał mu ewentualną dalszą gadkę. Z szyby wyleciały kawałki szkła, a przez powstałą dziurę do pokoju wdzierało się lodowate powietrze.

- Kurwa! - syknął Yin i potraktował szkieleta oszczepem paraliżującym (coby mu nie uciekł) i natychmiast po tym wyjrzał przez okno.

Kostek próbował zmierzyć się z oszczepem, niemniej Yin okazał się skuteczniejszy w rozbrojeniu przesłuchiwanego. Yeon dostał chwilę czasu na rzucenie okiem, co się działo za oknem.
Temperatura w pokoju spadała z oczywistej przyczyny - lodowate powietrze wciąż wdzierało się przez dziurę w szybie. Podmuch zimna sprawił mężczyźnie gęsiej skórki na części ciała, ale jego uwagę bardziej zajmowało, co się działo w oddali.
“Iskier” w oddali przybyło. Nie było już tylko czerwonej i złotej - czerwona mierzyła się z feerią różnych “błysków”, ale zdarzało się też, że inne “światełka” nawalały się ze sobą, tworząc widowiskowe, ale niebezpieczne fale, które nieraz rozbijały się o barierę tworzoną przez zarządcę Jastrzębiej Góry. Ten wyglądał nędzniej niż poprzednio, z dzioba chyba wypływała ciemna krew, ale ranker się nie zamierzał poddać i utrzymywał barierę wokół jego posiadłości.
W oddali między drzewa uderzały różne wiązki energii, co niektóre “iskry” gasły bądź były miotane w dół. Zabawa świateł w jakiś sposób przyciągała wzrok, niczym pioruny podczas gwałtownej burzy. Niemniej latarnik przypomniał sobie w porę, że ma coś jeszcze do skończenia. Nie mógł pozwolić na to, żeby Kostek się wycwanił z przesłuchanka.

Jeżeli ranker nie utrzyma bariery, to i tak się nie uratuję. Trzeba nieco zaufać dziobatemu i kontynuować” - pomyślał Yeon-in, wzruszając ramionami. Wrócił do Kostka i obudził go, łamiąc mu palec u nogi.

- Masz jeszcze sporo kości, a ja nie mam czasu. Za chwilę będę łamał po kilka na raz. Przestań się bawić. Chciała pomóc, rozumiem. Ale co ty miałeś do tego? Skąd się tam wziąłeś, kłamliwa kupo kości?

Szkielet nie wrzasnął, ale syknął. Chyba nie czuł aż takiego bólu, jakiego się spodziewał Yin.
- Ja tam już jakiś czas siedziałem. Ja, taki Aidan i paru kumpli. Ale tamtych Szczury… ich kurwa zajebały - warknął wyraźnie niezadowolony. - Nie został nam żaden łowca, a ja i Aidan musieliśmy przed nimi co chwila spierdalać. Jak żeśmy się napierdalali - szkieletor wskazał paluchem na siebie i Yeona. - to w pobliżu był ten cały Aschaar, Aidan dał znać, że trza spieprzać, więc uznałem, że oddam ci walkę walkowerem, bo co ja się będę za ciebie narażał. A Lola, akurat się tak złożyło, że wpadliśmy na siebie. I ona miała na karku tych Szczurów, i my z Aidanem mieliśmy z nimi na pieńku, i co niektórzy regularsi też, no to się jakoś poogarnizowaliśmy. Potem wyszło, że Szczury obstawiają teleboksy, więc trudno było się tam prześlizgnąć. Strasznie upierdliwe, zawzięte typy z nich są.

- No i tak trzeba było od razu. Trochę cię zmęczyłem, niekoniecznie mi się to podobało. Działają na ciebie mikstury? Jak tak, to masz jedną jako wyraz dobrej woli. I pomóż mi odnaleźć dziewczynkę.

- Może podziała - mruknął niezbyt pocieszony Kostek. - A co do Loli… raczej zdecydowanie trzeba będzie ją poszukać. Pytanie tylko gdzie - dodał mrukliwie.

- Nie mam pojęcia. Teraz nie ma sensu wychodzić w tę pogodę, bo jedynie zginiemy. Ranker ledwie daje radę… - Yin nienawidził się za to, że wolał siedzieć w bezpiecznym miejscu, ale wiedział, że to jedyne rozsądne wyjście. - W międzyczasie możesz mi powiedzieć wszystko co wiesz o teście, Loli, Szczurach i czym tam jeszcze. A ja w tym samym czasie przejrzę sieć...

Yin rzucił Kostkowi jedną ze swoich mikstur leczniczych i odpalił swoje centrum dowodzenia.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 12-06-2018, 20:46   #64
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Elise
Blondynka nocną porą, czyli czy niebo spadnie mi na głowę?

Zakup słodyczy i innych przydatnych przyborów był pierwszym przyjemnym doznaniem na tym Piętrze… i chyba ostatnim jak na razie.
Elise zobaczyła masę błysków nad dalszym lasem, a po chwili doszedł przeszywający uszy huk oraz trzęsienie ziemi, przy którym dałoby się chodzić… pod warunkiem, że na głowy nie zwaliłoby się niebo, albo nie zapadł się grunt pod nogami. Gdy Elise zwęziła oczy i spojrzała na niebo, to nie widziała na nim oznak, żeby miało jej spaść na głowę. Co najwyżej powinien spaść deszcz, w najgorszym przypadku może jaka mini-burza, gdyby się bardzo mocno uprzeć, opierając się o genezę tych piorunów. Włosy stanęły jej dęba na całym ciele, a po chwili fala energii, która rozlewała się z iskrzącego lasu, uderzyła w dziewczynę, przerzucając ją dobre parędziesiąt metrów dalej. Całe szczęście, że skończyło się na ogólnym poturbowaniu, chwilowym oszołomieniu i zwilgotniałych od gruntu ciuchach. A w zasadzie dobrze, że fala z powodu odległości i licznych przeszkód straciła po drodze na mocy.
Kiedy Elise otrząsnęła się i doszła do siebie, starała się niemal odruchowo wyszukać wzrokiem oraz zmysłem shinsoo nieoczekiwanego oponenta. Nigdy dotychczas tak szybko na jakimkolwiek Piętrze nie znalazła chętnego do bijatyki, ale nigdzie takowego w pobliżu nie było. Albo potrafił się stać niewidzialny lub tak dobrze zakamuflować się w otoczeniu, ponieważ w promieniu przynajmniej paruset metrów była jedynie droga, trawa lub jakieś pojedyncze krzewinki. Niektórzy łowcy potrafili świetnie maskować swoje shinso, tak, że shinsowcy i latarnicy mogli mieć problem z ich wykryciem. Na tę myśl Elise zrobiło się jeszcze zimniej - czy regularni tutaj byli wystawiani na głęboką wodę? Piąte Piętro wyglądało na najniebezpieczniejsze Piętro, z jakim dotychczas zetknęła się Szkotka.

Dziewczyna zebrała nogi za pas i popędziła drogą. Nawet jeśli zagrożenia nie było w pobliżu, to to, co działo się nad lasem z błyskawicami nie wyglądało ani trochę ciekawie, nie mówiąc o bezpieczeństwie. Czy to było tornado z shinso? Czy to się przesuwało w jej kierunku? Czy zdoła uciec czy zginie, nie zdążając nawet o pomyślunku nad tutejszym Testem? Zresztą w tej sytuacji kogo by to obchodziło.

Nie liczyła dystansu, gardło bolało od zimnego powietrza, ale w głowie Elise tłukła się tylko jedna myśl: żeby zdążyć schronić się gdziekolwiek.


Zafara
Domowe podziemie, ktoś mi zajebał mi w ciemię, czyli bunkry są, ale też jest zajebiście

Zafara już tak dawno nie doświadczył takiej masy świętego spokoju. Poza towarzystwem Soni nie był narażony na żadne inne. Co prawda przez jakiś czas kusiło go mocno, żeby wrócić do zaczarowanej bramy prowadzącej do podziemnego miasta, ale po pokonaniu bliżej nieznanej odległości zdołało mu się to wybić z głowy. Soni od czasu do czasu zadawała pytanie Zafarze odnośnie tych podziemi i czy znalazł tu coś ciekawego. Czasem też badała latarniami korytarze, ale poza kurzem i jakimiś małymi, względnie nieszkodliwymi żyjątkami nie spotkała nic podejrzanego. Dla przeciętnego poszukiwacza przygód bunkry te należałyby do najchujowszych bunkrów, ale posiadały jedną dużą zaletę - nie natykali się na pojebów, więc mogli odpocząć od nadmiaru wrażeń.

Zafara usłyszał popiskiwania jakiegoś szczura. Soni prawie pisnęła i odskoczyła od gryzonia - możliwe, że do jej oprogramowania wdarł się niegdyś bug, który sprawiał, że androidka przejawiała objawy szczurofobii. Gryzoń podbiegł do Zafary, obwąchał go i zapiszczał: “Duży! Duży! Nasz miszcz ma się źle.. Nie wiemy co robić… Masz orzeszki?

Tymczasem Soni przygotowywała latarnię do obrony przed szczurem.
- Zaf… - wzdrygnęła się latarniczka. - Odsuń się proszę - androidka nie zrozumiała nic z popiskiwania szczura, ale wiedziała, że lepiej się nie narażać na podejrzane zwierzaki.


Yeon-in
Moment, w którym zatrzęsła się nie tylko ziemia, czyli coś się popsuło i nie było nic widać

Kostek chwycił miksturę leczniczą. Upił łyk, ale substancja przeleciała przez niego jak… przez kościotrupa.
- Kurwa, chyba nie działa. Może tak? - odstawił “tonik” na bok, poustawiał sobie uszkodzone przez Yeona kości, po czym posmarował sobie złamania tonikiem. - Uf, teraz lepiej.

Tymczasem Yin uruchomił bazę operacyjną, prawie trącając Kostka w obojczyk. Niestety, “Wieżonet” nie działał, jedyne więc co mógł zrobić, to analizować dane, które już posiadał bądź takie, które mógł pobrać bezpośrednio z otoczenia. Na zewnątrz było nieciekawie, ale poza tym, że mieliby problem z używaniem technik shinso czy że latarnie mogły “ogłupieć”, im samym pewnie większa krzywda by się nie stała. No chyba że dostaliby odłamkiem jakiejś zagubionej skałki czy innego pocisku. Ranker nie miał się aż tak źle, a raczej nie wymęczała go aura, ale zużywanie energii na pole ochronne na Jastrzębią Górkę, czy to, żeby do miejscówki nie dolatywały przypadkiem za duże przedmioty typu połamane drzewa, jakieś głazy. Inszej pomocy nie mogli jednak od niego oczekiwać. W kierunku lasu dolatywało kilka świateł i do pomieszczenia wbiło się więcej zimnego powietrza. Czyżby sytuacja stawała się poważna?

- Co do testu, to z tego co wiem, to Cap ma w lesie pasieki z tymi pszczołami. Tylko chuj wie gdzie one tak naprawdę są. Nie da się tego wytrakować latarniami ani innym ustrojstwem. Dlatego wychodzi na to, że trzeba leźć za pszczołami, a jak się dojdzie na miejsce, to że ma na miejscu być ten Cap i ma nam test przeprowadzić. Ale nie udało nam się jeszcze dotrzeć do niego. Szczury to są tacy spadochroniarze. Oni zdawali u tego starego capa, ale nie zdali, więc kiblują na Piętrze, niemniej oni wiedzą, gdzie to jest, ale z jakiegoś powodu brużdżą regularsom w dotarciu do niego. Takie psy ogrodnika, sami nie zdali, to innym też nie dadzą - opowiadał Kostek. - Aschaar, ten sukinsyn, jest od Szczurów. Nieraz go widziałem, przeważnie sam działa, jest na tyle silny, żeby sobie na to pozwolić. Niewiele wiem o nim poza tym, że jest ponoć z Wysypiska. Takie slumsy w pobliżu miasteczka zamieszkane przez różne nieciekawe typy. Raz byłem na tym Wysypisku, wszyscy się tam znają i rozpoznają, że nie jesteś od nich. I nic tam nie kupisz za kredyty, bo wszyscy tam tacy biedni, że kaczki im chleb rzucają - zarzucił sucharem i zarechotał, ale szybko spoważniał. - tylko handel wymienny wchodzi w rachubę. I stosują dziwną gwarę, z której ledwo co rozumiem. A co do Aschaara, znam tam jedną chawirę, w której bywa. Wtedy gadał z takim pancernym gościem o jednym oku i ciemnych poplątanych włosach. O tym nie wiem nic więcej, ale wygląda na to, że jest wyżej w hierarchii od Aschaara. Tego akurat na zewnątrz Wysypiska nigdy nie widziałem, ale przypuszczam, że jest istotniejszy od Aschaara. Ale bez udania się do Wysypiska więcej się o nim nie dowiemy, a sukisyn prędzej rozerwie nam gardła niż my wydrzemy z jego gardła.

Yin zaczął trząść się z zimna. W pokoju było już tak zimno jak na zewnątrz, ale Kostkowi nie robiło to większej różnicy. Przecież był chodzącym szkieletem.
Nad lasem kotłowało się coraz bardziej. Do wszelakich piorunów doszły bardzo gęste chmury, z których biły błyskawice, raz po raz.
Kiedy Kostek poskładał się do reszty, wstał, zerknął przez uszkodzoną szybę, co się działo na zewnątrz i skomentował:
- Jeśli po tym będzie po co. Nie wiem, co to jest, w moim świecie nie było takich rzeczy - wskazał na chmury z piorunami bijące nad lasem. Yeon liczył na to, że w tutejszych warunkach to nie będzie nic groźniejszego od tego zimowego huraganu sprzed paru tygodni. - Ale to już tak - wskazał kościstym palcem na świetliki pędzące jak komety ku chaosowi w dalekim lesie.

W oddali nastąpiła oślepiająca eksplozja. Okna najpierw zalała fala oślepiającego światła. Następnie zobaczyli falę uderzeniową zmiatającą wszystko po drodze.
Zmierzającą w ich stronę.
Jedyną nadzieją był ranker, stojący na straży jego posiadłości. Tymczasem ściana oślepiającego światła coraz szybciej pochłaniała wszystko, co stało po drodze. Yeon nie zobaczył nic więcej - został oślepiony przez światło.

Yeon czuł, że ma coraz mniej czasu. Jego sekundy życia były policzone, nie miał czasu na przemyślne strategie. Mógł zaryzykować i sprawdzić, czy jego sztuczka ze znikaniem uratuje mu życie. Kostke nie miał jak uciec. W tym momencie decyzja, czy spróbować ratować kościstego zwiadowcę, należała do latarnika.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 02-07-2018, 22:53   #65
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Biegła ile sił w nogach a z wysiłku, aż łzy nabiegły jej do oczu. Nie było tak, że po raz pierwszy w tym dziwnym świecie przed czymś zwiewała. Ucieczka była bardzo zdrowym odruchem, szczególnie jak coś wcześniej bez ostrzeżenia rzuci tobą o ziemię. Ale w tym momencie po prostu chodziło o grozę tej sytuacji. Ostatni raz tak wystraszona i postawiona przed czymś bardzo niebezpiecznym była jeszcze u siebie. Jak uciekała przed istotą jej podobną, która koniecznie chciała zabić ją właśnie z tego powodu, że była podobna do niej.

To wspomnienie tkwiło w Elise tak długo, że dopiero po dłuższej chwili biegu zorientowała się, że nie musi za wszelką cenę pozostawać w tej formie. To sprawiło, że myśli Szkotki szybko porzuciły strach i zaczęły analizować plusy oraz minusy przemiany. Blondynka nie należała do wysokich osób. Raptem metr sześćdziesiąt pięć i do tego chuda. Zdecydowała.
Elise w biegu zaczęła ściągać z siebie płaszcz i bluzę pod nim. Schowawszy te elementy garderoby w szybko przywołanej kieszeni w końcu zdecydowała się to zrobić.

Rush przemieniła się. W mgnieniu oka ciało dziewczyny przybrało postać smukłej zbroi przypominającej robota albo mecha. Po jej ubraniu nie było śladu i teraz jej ciało zamiast skóry pokrywał biało-szary pancerz z jakiegoś matowego twardego materiału. Cała jej sylwetka urosła do coś niewiele powyżej trzech metrów. Jej pierwszy krok wykonany w nowej postaci był chwiejny, ale kolejne sprawiły, że złapała równowagę, a z nią rytm biegu.


- Muszę szybko znaleźć schronienie! - głos jaki wydobył się z niej był zniekształcony, jakby stworzony za pomocą syntezatora. - Schronisko może? - dzięki dwukrotnie wyższej sylwetce, kroki Elise były dłuższe, więc szybciej pokonywała odległość. Dodatkowo zmniejszyła pod sobą grawitację, by lżej się jej poruszało i mniej się męczyła.

Sceneria w oddali nie za bardzo zachęcała do pójścia w kierunku miasta. Elise widziała, jak po niebie mkną światła za miasto, a ponadto czy jej się wydawało, czy w oddali powietrze i energia kotłują się jak tornado? Oj, to niedobrze, ale to w mieście była Jastrzębia Górka. Zawsze pozostawało udać się drogą prowadzącą od miasteczka w większe odludzie [w jej prawo], oddalając się od portalu międzypiętrowego, miasta i od zagrożenia. W kierunku potencjalnej ucieczki było trochę domostw, garaży i spichlerzy. Na pierwszy rzut oka jednak te też nie wyglądały na potężne fortece. Były jeszcze kierunkowskazy, jeden skierowany w stronę miasteczka, jeden w odludzie, i parę znaków, ale shinsoistka musiałaby podejść do nich i czymś sobie podświetlić, by odczytać, co tam na nich dokładniej było. Cokolwiek by czynić, stanie przez dłuższy czas w miejscu do niczego nie prowadziło.
Widoki nad miastem przyprawiały o ciarki na plecach. Elise aż się wzdrygnęła, bo w swoim świecie miała okazję widywać takie "zjawiska pogodowe", których nienaturalne występowanie zwiastowało walkę co najmniej dwóch potężnych istot. Takich jak ona. Tutaj najpewniej oznaczało coś podobnego i z pewnością Rush nie chciała znaleźć się w środku tej pożogi czy cokolwiek tam się kotłowało.
Tak więc kierunek-miasto kategorycznie został skreślony przed blondynkę. Już ją korciło, żeby w te pędy pobiec w prawo, ale rozsądek zatrzymał ją, doradzając sprawdzenie drogowskazu nim podejmie decyzję.
Dziewczyna nie miała przy sobie latarki, zapalniczki czy choćby zapałek. Ale idealne na takie okoliczności były sztuczki, których uczyła się w akademii na samym początku. Po zbliżeniu się do znaku Elise pochyliła się i pstryknęła palcami, jak to zwykła gdy chciała stworzyć drobną kulę światła.
Elise zadała sobie odrobinę trudu, by przypomnieć sobie pierwsze nauki z akademii. O, kiedy to było? W tym momencie wydawały się to czasy odległe, ale jakąś sposobnością tak to wszystko zleciało, że jak z bata była teraz na piątym Piętrze… i miała cichą nadzieję, że uda się jej wspiąć wyżej. Ale do rzeczy: kula światła. Jedna z podstawowych sztuczek, których uczyli się shinsoiści, ćwicząc kontrolę nad shinso. Trzeba było się skupić, próbować np. zebrać z powietrza kulki energii siłą woli i scalić je w większą “pożogę”. Dziewczyna starała się to uczynić… ale coś nie pyknęło, kula ledwo błysnęła jak marna błyskawica na niebie podczas mizernej burzy, po czym natychmiast rozpadła na iskry. Uf, kto by pomyślał, że sprawy potoczą się nie do końca tak, jakby dziewczyna chciała. Ale w przeciągu tego ułamka sekundy zdążyła zarejestrować prócz chyba nazwy miejscówki i odległości (których niestety nie zdążyła odczytać dokładniej), jeszcze jakieś bohomazy na tych znakach (których to dziewczyna też nie zdołała przeczytać).

Dziewczyna nie poddała się i ponowiła próbę. Tym razem postarała się bardziej niż poprzednio i… voila, who’s the woman?! Teraz nad dłonią Elise sterczała piękna, biała kula światła, która pozwoliła rzucić oko na drogowskaz. Poza tym, że było schronisko u Fiony (e, nie tak nawet daleko, co to jest 2… ale właśnie, mile czy kilometry? Nie było jednostki, a może te tutaj nie obowiązywały? Uf, dlaczego na dzień dobry tyle problemów…) i jakichś parę innych nieco dalej. Była też informacja, że do Sektora 7 jest jakieś 10, znak ostrzegający przed harpiami i dzikimi zwierzętami, oraz bohomazy. Gdyby tylko aktywiści LGBT zobaczyli te bazgroły, to zrobili wandalom inkwizycję godną tej, która szalała w świecie Szkotki setki lat temu. I powyzywali od jebanych rasistów. A kutasy to też mogli sobie darować. Znaczna większość tych wyzwisk pod akurat schronisko Fiony. A przecież Fiona nie była pedałem czy pewną męską dolną częścią ciała nazwaną wulgarnie. Chociaż kto tam wie... to jednak wandalizmu nic nie usprawiedliwiało. Ale nie czas był na to. Trzeba było działać.
- Ujdzie i ta cała Fiona, byle dalej od miasta - mruknęła dziewczyna w postaci zbroi i zniknęła kulkę światła. Chwilowo zakładała, że jednostką miary były tu kilometry, więc 2 miała szansę szybko przebyć. Dość sił miała by temu sprostać. Gorzej gdyby musiała do tego Sektora 7. Na razie zamierzała być optymistką. Biegiem ruszyła w kierunku schroniska, nie oglądając się nawet za siebie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 23-07-2018, 09:36   #66
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Wciąż labirynt szczurów


-Mia?- zapytał nieco zaskoczony pojawieniem się gryzonia Zafara. A już zaczynał mieć nadzieję, że uda im się uniknąć kolejnej porcji kłopotów. Najwyraźniej nic z tego. Odwrócił się do Soni i chwycił ją za rękę by powstrzymać androidkę od dalszych akcji, a może także by dodać jej nieco otuchy, dziewczyna najwyraźniej bała się gryzoni.
- Spokojnie. Znam ją.- wyjaśnił.
-Zaprowadź nas do niego, może zdołamy pomóc.- poprosił Mię. Orzeszków niestety nie miał. Nie spodziewał się, że tak szybko wróci do bunkra, zresztą nie miał jak ich ze sobą zabrać, dlatego zostawił je Strifeowi w szpitalu.
-Masz przy sobie coś do jedzenia?- zapytał z pewnością zdezorientowanej Soni.
Lekko skonfundowana Soni otworzyła ATS, przez chwilę w nim grzebała, ale jej mina zdradzała, że z żarciem może być kiepsko.
- Może jakieś okruszki herbatników, ale nic więcej - westchnęła, wyciągając parę kawałków herbatnika wielkości niewiele większej od paznokcia.
Szczurek pisnął w kierunku Zafary: “To jak z jedzonkiem? Pi?”. Po chwili podrapał się łapką po łebku.
Zafara wziął okruchy od Soni i położył je przed gryzoniem. Nie było tego wiele, ale Mia nie była szczególnie dużym stworzeniem, a i herbatniki pewnie nie trafiały się pod ziemią często, dlatego pozwolił sobie mieć nadzieję że wystarczą by zaspokoić jej apetyt.
Gryzoń powąchał smakołyki, zaczął je powoli skubać, po czym wszamał. Zwierzę popiskało, że jest dalej głodne i czy “Duży” i “Duża” mieliby jeszcze coś dobrego. Soni nie rozumiała popiskiwań szczurka. Zafara zaś nie miał takiego problemu. Za to miał poważny problem ze spełnieniem życzenia Mii. Ani on ani Soni nie mieli już nic nadającego się do jedzenia. Pokręcił przecząco głową.
Kiedy gryzoń dowiedział się, że z żarcia będą nici, to się zmartwił.
Piiip… to ja mogę za to tylko kawałek odprowadzić. Pisk!”, oznajmiła Mia, zastrzygła uszami, a następnie wąsami, “potem musicie sami szukać, pisk!”.
Mia nie chciała ich zaprowadzić do swojego mistrza. Zafara wzruszył ramionami, nie przeszkadzało mu to. Nie planował go odwiedzać, to gryzoń zastąpił im drogę. Władca piasku myślał, że zwierzątko chciało ich prosić o pomoc. Mylił się.
-Nie trzeba.- odparł wstając a potem zwrócił się do Soni.
-Możemy iść.
Soni przyjęła propozycję Zafa bez żadnego problemu. Gryzonia zaś ominęła, jak każdego typowego szczura.
 
Agape jest offline  
Stary 07-08-2018, 05:52   #67
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Głos Yina bił echem po… korytarzu? lecz nic poza tym się nie stało. Latarnie nie zareagowały na żadną komendę. W powietrzu unosił się słaby zapach stęchlizny, a w pomieszczeniu panował chłód, lecz nie taki co na zewnątrz jeszcze nie tak dawno. Latarnik wyczekiwał na jakikolwiek znak od Kostka - nic. A poza potężnymi mroczkami mężczyzna nie widział niczego. Ale wiedział, że stoi na twardym gruncie. I że prawdopodobnie nie znajduje się w karczmie, lecz w jakimś niezwykle długim pomieszczeniu, gdzie chyba nie powinien się znaleźć.

Trochę… chujowo. Tego słowa szukał w swoim skonfundowanym umyśle. Postanowił potraktować się osłoną i wzmocnić zdolność percepcji. Gdy był już nieco bardziej przygotowany na ewentualne niebezpieczeństwa zaczął badać teren. Czy w ogóle go rozpoznawał? Czy jakiekolwiek szczegóły mu coś o tym miejscu mówiły? Jakie zapachy, dźwięki były dokoła?

A więc był w podziemiach, dawno nie nawiedzanych lub nawiedzanych przez tak nikłą ilość istnień (nie licząc jakichś tam mikrobów wielkości kurzu, jakichś tam zarodników grzybków, które mogły porastać sobie co najwyżej kamienne ściany), że w zasadzie opuszczone. Szybko dowiedział się, że jego latarnie zmieniły się w złom - dokładniej dwie, bo trzeciej latarni i Kostka ani nie znalazł, ani nie słyszał, ani nie wyczuł, ale Yin miał niedobre przeczucie, że jego nowy funfel i magiczna kostka zostali na górze. Nie miał wątpliwości, że był w podziemiach, pod nogami szurały pozostałości z kości małych zwierzątek, po drodze natknął się na parę zdechłych, najpewniej już trochę temu, szczurów. Do jego nozdrzy docierał przykry zapach rozkładu ciała. Idąc dalej, do feerii cudnych inaczej woni doszedł też smród moczu, kału i mocno przepoconych, dawno nie pranych ubrań. Na pewno nie jego. Yin był męskim facetem i nie bał się ciemności, zdechłych gryzoni, kostek, kurzu ani fetoru. Nie lał pod siebie z byle powodu, a jeśli miał się zesrać, to tylko wyłącznie po to, żeby się nie dać (jakkolwiek można to zrozumieć w różnym kontekście). Nie potrzebował się bronić przed kimkolwiek, chyba że przed przyczajonym śmierdzącym bimbromantą, który na ucho brzmiał mu raczej na zdychającego niż rwącego się do napierdalanki czy brakiem jakichkolwiek porządniejszych szkodników. A głupiego robactwa też się nie bał. Tak więc szczęście-nieszczęście, brakowało tu oponentów, więc nie było co innego robić.
Miał do wyboru próbować naprawić swe nieszczęsne latarnie (z których niestety nie wiadomo, czy dałoby się coś sensownego zrobić, lecz cóż - jeśli nie spróbuje, to się nie dowie), zwiedzać dalej podziemne lochy w poszukiwaniu świętego guza czy czynić inne pożyteczniejsze rzeczy.

Pijak, szczury… Wychodziło na to, że trafił do jakichś kanałów albo innego paskudnego miejsca. Ale żył, to się liczyło. Szkoda tylko, że latarnie zamieniły się w kostki złomu. Ale, jak pomyślał wcześniej, nie dowie się, czy są zniszczone całkowicie. Pierwsze chwile w nowym otoczeniu chciał poświęcić na ich diagnozę - czy w ogóle ma sens je ze sobą zabierać. Potem, zanim weźmie się za naprawę, miał zamiar przejść się nieco po tych lochach, zagadać pijaka, najlepiej wykorzystując do tego włócznię w charakterze zachęty i znaleźć jakiś bezpieczniejszy kąt. A tam, jeżeli latarnie nadadzą się do naprawy - naprawić je; jeżeli nie - dojść do siebie.

Latarnie okazały się przepalonymi kostkami złomu. Czuć było zapach podobny do ozonu, tylko jeszcze bardziej gryzący w nozdrza, a materiał nieprzyjemnie mrowił i szczypał w palce. Bez przysiedzenia nad nimi, dobrego oświetlenia (a przy okazji odzyskania wzroku lub próby jeszcze większego wzmocnienia reszty funkcjonujących zmysłów) oraz swoich wihajsterów do reperowania latarni Yin nie miał szans doprowadzić je do choćby podstawowego funkcjonowania. A i tak nie miał gwarancji, czy faktycznie uda mu się jakkolwiek te sześciany naprawić. Fala uderzeniowa czy cokolwiek to było, mocno poharatała i przepaliła te urządzenia.
Tak więc Yin podjął się badania lochów, w których się znalazł. Co było dziwne, nie słyszał strażników, co najwyżej jakieś żyjątko sobie pełzało po gruncie albo przebiegało koło niego. Pijaka znalazł dość łatwo - mieszanina fetorowa ułatwiła Yinowi znalezienie go.
Pijak mógł wyglądać dość żałośnie. Yin dobył włóczni, ale nie zarejestrował ze strony tegoż ćpuna stosownej reakcji. Lekko dźgnął znalezionego końcem drzewca, a w odpowiedzi mężczyzna dostał tylko jakieś słabe jęknięcie i mruknięcie. Gość nie ruszył się zanadto z miejsca - był najwyraźniej za słaby, z pewnością mocno chory i zbyt niekojarzący sytuacji, żeby miał zaatakować. Świszczący oddech jegomościa bywał póki co, jedyną odpowiedzią na milczenie i akcje włócznika.

“Pieprzyć go” - pomyślał Yin i odwrócił się, wykorzystując włócznię niczym laskę ślepca. Resztki latarnii zostawił za sobą, nie miał zamiaru nosić ze sobą złomu. Następnie ruszył przed siebie w stronę, z której najmniej śmierdziało. Po drodze mrugał i tarł oczy co jakiś czas, chcąc odzyskać wzrok.

Latarnik przecierał oczy, ale jedyne co mu to dało to, że ocieplił sobie nieznacznie część twarzy, a irytujące mroczki dalej mu skakały na wizji, przesłaniając totalnie otoczenie. Ale nawet jeśli odzyskałby wzrok, to wiele by mu to nie dało, bo wszędzie było ciemno jak w murzyńskiej części pleców, gdzie te tracą swą szlachetną nazwę. Na ścianach, jeśli Yin wymacał, były uchwyty na pochodnie, lecz nie wszędzie, i właściwie na żadnym z nich nie było takowej. Upaćkał sobie palce jakimś starożytnym syfem. Ostatecznie jednak szczęście się do niego uśmiechnęło i znalazł parę kijków, częściowo zbutwiałych co prawda, ale także częściowo na tyle suchych, że przy pewnej dawce cierpliwości i zaparcia dałby radę sobie stworzyć pochodnie. Tylko żeby te mroczki przestały mu fruwać przed oczami! Yinowi wydawało się jednak, że wzrok stopniowo mu się poprawia, a że w pobliżu nie było żadnych wrogów (otłumaniony pijak się nie liczył, pojedyncze żyjątka również), to Yin nie musiał martwić się o potyczkę.

Inna sprawa, że nie wiedział, gdzie faktycznie mógł być, i nie znał też drogi do znalezienia wyjścia. A latarnie były popsute do cna. Chyba nie czekał go tutaj lepszy koniec niż na powierzchni, gdzie może umarłby szybko, ale mniej okrutną śmiercią.

Ale - chwila - słyszał w oddali kroki.

- Hej! - krzyknął, spodziewając się raczej ataku niż pomocy. Ale przynajmniej może się czegoś dowie. - Gdzie ja kurwa jestem?!
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172