|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-09-2017, 20:26 | #261 |
Reputacja: 1 | - No właśnie. Nie wiem, a mimo wszystko wmieszany jestem w ten turniej. Skasowałem Barake, a mój ziomek z oddziału Salamandre. Jesteśmy oprócz Jax'a i Sonyi jedynymi, którzy nie mają pojęcia w co się wmieszali, a ten twój "lord" zamiast przygotować nas do tego co się tu dzieje zachowuje się jak dzieciak. Chcąc nie chcąc, jesteśmy częścią tego cyrku i jeśli ten latający starzec wywoła mnie, to chce wiedzieć jak się bronić przed kimś takim, jak ta chodząca zamrażarka, czy ten piekielny gość, który go skasował. - John był spokojny, choc to jego głosu przypominał dość dobrze pretensjonalne narzekanie jednego z lepszych aktorów Hollywood. Jako szpieg, musiał umieć ukrywać swoje prawdziwe motywy i myśli. Postanowil wykorzystać te umiejętnośc i pominąć kwestie wykorzystania nowych mocy w swoim fachu, co uczyniłoby go jeszcze bardziej niebezpiecznym agentem. Bycie jedyna osoba w branży z dostępem do czarów teleportacji, telepatii lub przewidywania przyszłości z miejsca wystrzeliloby jego akcje na sam szczyt listy szpiegów. Ostatnio edytowane przez psionik : 26-09-2017 o 20:29. |
27-09-2017, 12:20 | #262 |
Reputacja: 1 | Tong nie był w nastroje na kobiece fochy. Trzeba jedna było uczciwie przyznać, że wmieszawszy się raz w życie tej dziewczyny nie mógł tak po prostu ją teraz olać. Trzeba coś zrobić. Przez chwilę Taj miał ochotę po prostu strzelić ją w buźkę, złamać kark i ukryć zwłoki. Ale wtedy musiałby tez zabić starego. A śmierci starego wojownika nie chciał. Zresztą, jak pokazała praktyka, chowanie zwłok w tym pałacu nie było inwestycją długoterminową. Wojownik podrapał się po czaszce. - Niech cię cholera, kobieto - warknął - No dobra, niech będzie na twoje. Ale jeśli mam ci pomoc ty musisz pomóc mnie. Powiesz mi wszystko co wiesz o układach twego pana z Czerwonookim, a potem oprowadzisz po pałacu, tak jak mówiłem. Wtedy zobaczymy, może ci pomogę. Może. |
28-09-2017, 11:49 | #263 |
Reputacja: 1 | Tong Dziewczyna patrzyła na Tonga wytrzeszczonymi oczami, w kącikach błyszczały łzy gotowe w każdej chwili zaatakować. - Ale… ale ja nie znam planów Shang Tsunga i Czerwonookiego, to on o nim mówił - wskazała palcem leżącego starca. - że robił coś dla niego jako zapłatę za towar. Nie wiem o co dokładnie chodzi. Jestem zwykłą niewolnicą. Pracuję w kuchni i sprzątam. Słyszałam tylko, że Salamandra miała się zajmować Czerwonookim i transportem. To taka shokanka, ona jest w porządku jak na shokankę, nie tak jak ta suka Sheeva. - Nie starczy dnia by obejść wszystkie zakamarki pałacu. W niektóre miejsca i tak mogę wejść tylko ze strażnikiem, ale są też miejsca gdzie nie wpuszczają niewolników. Nagle echem rozszedł się gong przywołujący na kolejne walki. - Nie powinieneś iść na arenę? - zapytała cicho. - Mogę cię szybko tam zaprowadzić. John Liu Kang chwile milczal po czym rzekł: - Powiem ci co podejrzewam - mówił najwyraźniej z przymusem - Rayden zebrał wszystkich najlepszych jakich zdołał. Ale większość z nich nie jest gotowa. Wy także. - zamilkł ponownie - Myślę, że jesteście tu by odwrócić uwagę Shang Tsunga i utorować mi drogę do walki, którą muszę wygrać. Rayden przygotowywał mnie do niej całe moje życie. Jeśli zawiodę, Ziemia będzie zgubiona. - Jeśli będziesz musiał walczyć z którymś z nich… trzymaj się blisko. Będą w stanie sięgnąć cię z daleka. Pamiętaj, że nie są ludźmi, punkty witalne mogą mieć w innych miejscach. |
28-09-2017, 13:12 | #264 |
Reputacja: 1 | Tong spojrzał z politowaniem. - Jesteś bezużyteczna - pokręcił głową - Postaraj się bardziej. Przypomnij sobie więcej. A póki co możesz zaprowadzić mnie na arenę. Jak skończy się runda oprowadzisz mnie po pałacu, wszędzie gdzie możesz wejść. Jeszcze nie jesteś wolna, zapamiętaj to. Przepuścił dziewczynę przodem. Gong zabrzmiał ponownie. Tong mimowolnie pocierał oparzeliny na przedramionach. Już niedługo. Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 28-09-2017 o 13:22. |
03-10-2017, 00:09 | #265 |
Reputacja: 1 | - Bezużyteczna? - dziewczyna chciała wziąć się pod boki, ale Tong wypchnął ją z komnaty. - Gdyby nie ja nawet byś nie wiedziało Czerwonookim. Zaprowadziła Bestie na arenę, przez całą drogę Tong był ukarany znaczącym milczeniem. Byli chyba ostatnimi z przybywających. Tong odszukał wzrokiem wojowników z ziemi. Najłatwiej było wypatrzeć kapelusz Raydena. Stał sam, kilka metrów od niego zobaczył Johna i Liu Kanga rozmawiających. Pozostali stali kawałek dalej. W końcu pojawił się Shang Tsung. Tym razem bez sztuczek z lataniem wszedł po kilku stopniach i zasiadł na tronie. - Rozpoczynamy kolejną walkę - oznajmił - Czas by Johnny Cage ponownie stanął na arenie. Jego przeciwnikiem będzie Cyrax. Spomiędzy zabójców Lin Kuei wyszedł żółto odziany wojownik. Johnny Cage wystudiowanym ruchem zdjał okulary i podął je Sonyi, luźnym krokiem wszedł na arenę i spojrzał z uśmiechem na Cyraxa. - Zaczynajcie! Cage skoczył od razu na przeciwnika wręcz rozmywając się w ruchu. Lin Kuei zablokował przedramieniem i rąbnął go kolanem. Cage zgiął się wpół. Cyrax tylko na to czekał, trzymanym w dłoni granatem rąbał go w głowę. A gdy ten opadł na kolana, wskoczył mu na kolano, odbił się i skacząc nad nim trafił go piętą w kark posyłając twarzą na ziemię. Johnny przetoczył się na plecy i zrobił sprężynkę. - To było dobre - powiedział i splunął na piach areny. - Dalej będzie jeszcze lepiej - odparł Cyrax rzucając na ziemię coś małego. Zabójca zniknął w słupie dymu, by pojawić się za Cage’m. Ale tym razem przeliczył się. Johnny wykonał swój popisowy numer, puszczając nad sobą cios, robiąc szpagat i uderzając. Większość oglądających skrzywiła się odruchowo. Johnny wstając uderzył podbródkowym posyłając Cyraxa w powietrze. Zabójca ciężko upadł na piasek areny. Zerwął się na nogy tylko poto by zobaczyć szarżującego Cage’a, otaczała go migotliwa zielona poświata. Potężne kopnięcie przeszyło snop dymu. Johnny uderzył w tył z półobrotu, ale cios przeszył tylko powietrze. Cyrax stał kilka metrów dalej, spoglądając pod nogi Johnnego. Eksplozja rzuciła gwiazdora w powietrze, zanim upadł Cyrax zarzucił na niego sieć. Oplątany aktor padł na ziemię i napiął muskuły. Sieć z trzaskiem puściła, ale tą chwilę wykorzystał zabójca. Kopnięcie w skroń posłało Johnnego w niebyt. - Skończ z nim - polecił Shang Tsung. Cyrax podszedł i złapawszy za szyją podniósł do pionu, przez chwilę patrzył na Cage’a po czym puścił go. Johnny zwalił się na ziemię. - Nie ma potrzeby, pokonałem go. Czarownik zacisnął zęby w złości, ale nic nie powiedział. Cyrax odwrócił się i ruszył do wyjścia, niby przypadkiem omiatając wzrokiem Raydena i resztę ziemskich wojowników. Mało kto zwrócił uwagę na czerwono ubranego zabójcę, który odprowadzał Cyraxa wzrokiem. Po chwili także ruszył do wyjścia. - Pilnujecie mu pleców - powiedział półgłosem Rayden do Johna wskazując głowa Cyraxa. - Ja otrzepie z piasku naszego gwiazdora. |
04-10-2017, 19:21 | #266 |
Reputacja: 1 | John rozejrzał się za Tongiem i zobaczywszy go z dziewczyną skinął ręką. Choć kącik ust mu drgnął w uśmiechu, mieli zadanie do zrobienia i przygruchanie dziewczyny musiało poczekać.- Mamy zadanie do zrobienia -powiedział, gdy Sai podszedł bliżej - Rayden prosił o pewną przysługę. To Twoja nowa dziewczyna? - spytał. - Ta, moja dziewczyna. Uczepiła się i nie chce odczepić. To chyba moja magnetyczna osobowość - Taj wzruszył ramionami - O co chodzi z tą przysługą? John spojrzał na nią przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy może mówić. Wyglądała na tutejszą, więc mogła donieść. Z drugiej strony Shang Tsung i tak się dowie. Wzruszył ramionami i powiedział: - Mamy pilnować, żeby Cyraxowi nic się nie stało. Oszczędził Cage’a, choć miał w kontrakcie go zabić. Jeśli więc nie masz zaplanowej randki, to zbieramy się. - Poczekaj chwilę. Coś mnie męczy. Ten cały turniej… - Tong wykonał niejasny gest - Ja wygralem z czteroręką, Cage przegrał z tym całym Cyraxem. Co teraz? Będą nam podliczać punkty? Co trzeba zrobić i z kim się przespać, żeby zapobiec tej całej inwazji na Ziemię? Wiesz? - Chyba każdy walczy do pierwszej przegranej i chodzi o to, żeby wyeliminować wszystkich wojowników tamtej strony. Ja klepnąłem Barakę, to ten z problemem dentystycznym, więc jeteśmy obaj zaangażowani. Cyrax stoi po tamtej strony, ale z jakiegoś powodu trzeba mu pilnować pleców. Tyle wiem. - Co to za dziewczyna? - spytał po chwili. - A, ona - Tong spojrzał na wyżej wymienioną - Słoneczko, zostaw nas na razie, chcemy spokojnie pogadać. Znajdź mnie później to zobaczymy czy możesz mi pomóc. Albo ja tobie. Cześć. Gdy dziewczyna oddaliła się Taj znowu zwrócił się do Johna.-Mamy chronić vipa? Polecenie Raydena? Wola boga piorunów jest dla nas rozkazem? Jeśli odpowiesz trzy razy tak to nie ma co stać. Chodźmy zanim zniknie w tłumie.- Tak, tak, poniekąd. Zbieramy się. Nie czekając na dalsze gadanie, agenci ruszyli dyskretnie za wychodzącymi członkami Lin Kuei. Ostatnio edytowane przez psionik : 04-10-2017 o 19:39. |
05-10-2017, 10:54 | #267 |
Reputacja: 1 | Porzucana dziewczyna chciała protestować, ale wyszło jej to niemrawo. Wolała nie zwracać uwagi, któregokolwiek z wojowników Shang Tsunga. Komandosi poszli za zabójcami z Lin Kuei, tylko dzięki przypadkowi zauważyli, że pozostali Lin Kuei także ruszyli. Sektor dogonił Cyraksa po kilkudziesięciu krokach. Widząc, że nie są sami na korytarzu Sektor pociągnął kompana do wyjścia prowadzącego do ogrodu. Tak, nad sadzawką, w cieku pomnika czterorękiego stwora zaczęli rozmawiać. John i Tong nie słyszeli ich, ale z mowy ciała dało się wyczytać, że spierają się. John zobaczył szybkie i zwinne sylwetki wyskakuje przez okno do ogrody i obchodzące łukiem rozmawiających. Było ich co najmniej trzech lub czterech. Za to Tong na końcu korytarza wypatrzył “przypadkowy” patrol dziesięcioosobowy strażników. Zmierzali w stronę wyjścia do ogrodów, przy którym stali komandosi. |
10-10-2017, 14:39 | #268 |
Reputacja: 1 | Przez chwilę śledzili Cyraxa z bezpiecznej odległości zastanawiając się co zrobić z Setorem. Z jednej strony mieli chronić żółtego zabójce, ale z drugiej mieli pozostać z tyłu. John ciekaw był o czym rozmawiają, jednak zanim zaproponował podejść bliżej, zauważył kilka ciemnych postaci przemykających w kierunku statuy czterorękiego i rozmawiających mężczyzn. Zdołał naliczyć cztery postacie, zanim Tong nie zwrócił jego uwagi na patrol straży, która "niespodziewanie" znalazła się na drodze w kierunku Cyraxa. Kiwnęli sobie głowami i John ruszył w kierunku zabójców. Poruszał się szybko i cicho trzymając się cieni i chowając za kwiatami. Po symbolach poznał, że to zabójcy Lin Kuei. A więc Rayden miał rację. Wysyłają swoich celem wyeliminowania swojego. Zanim zdążyli zareagować, John znalazł się za pierwszym skradającym mężczyźnie w czerni. Jeden ruch i wiotkie ciało padło na ziemię ze skręconym karkiem. Pozostali ruszyli do ataku w całkowitej ciszy. John nie czekał. Widział, że są profesjonalistami i musiał przejąć inicjatywę, jeśli zamierzał zwyciężyć. Widział, że część sięgnęła po noże, więc nie było pola do pomyłki. Zaatakował pierwszy posyłając proste, krótkie ciosy pięściami. Tak jak się spodziewał, wyszkoleni zabójcy nie mieli problemów z ich zablokowaniem, ale nie zauważyli, że John porozstawiał ich niczym pionki na planszy. Nie mógł sobie pozwolić na utratę inicjatywy, ale musiał również zyskać kontrolę. Miał przed sobą czterech przeciwników, dwóch z lewej, jednego przed sobą i jednego z prawej. Wybrał tego z prawej, doskoczył do niego mijając jego pięść i kopnął mocno, z boku w rzepkę kolanową. Usłyszał jak ścięgna i staw poddaje się jego sile i zabójca wykrzywia się nienaturalnie. Nie czekał. Pchnął go w kierunku nadbiegających przeciwników zyskując czas na wykonanie uniku przed wymierzonym w gardło nożem. Złapał rękę przeciwnika w nadgarstku i wygiął skręcając na zewnątrz. Ubrany na czarno mężczyzna nawet nie syknął, choć odchylił się próbując zniwelować dźwignię. Wtedy John kopnął go w jaja aż przeciwnik zrobił zeza, a ciało rozluźniło się całkowicie. Zamaskowany opadł na ziemię, Doe zaś skręcił się i podpierając się ręką o ziemię kopnął z półobrotu w kolejnego przeciwnika trafiając w skroń. Wstając rzucił piaskiem w twarz nadbiegającego zabójcy i ruszył na ostatniego nietkniętego. John działał jak maszyna, jak w transie. Pozwolił by jego brak wiary w czterorękich, w Barakę, w magię dodawał mu siły. Przypomniał sobie słowa Raydena, gościa w którego jeszcze wczoraj nie wierzył i wyśmiałby każdego, kto by mu o nim opowiadał. Jego bezczelność i szyderę. Pozwolił, by złość zwiększyła jego siłę. Mocnym kopnięciem, bez zbędnych ceregieli uderzył w splot słoneczny posyłając przeciwnika wprost na mur. Ten odbił się z głuchym trzaskiem wprost na pięść agenta. Został tylko ten z piaskiem w oczach, który oślepiony nie stanowił wielkiego wyzwania. John uderzył mocno w podbródek posyłając go w grządkę pięknych czerwonych róż. Rozejrzał się po pobojowisku, lecz nie zauważył nikogo więcej. Całość zajęła ledwie dwa uderzenia gonga. John uśmiechnął się do siebie i spojrzał co dzieje się w około. W pierwszej kolejności chciał sprawdzić, czy wszystko z Cyraxem jest OK, w drugiej jak sobie radzi Tong. |
11-10-2017, 17:08 | #269 |
Reputacja: 1 | Nadchodzący strażnicy pozornie nie zwracali na nich uwagi, ale Tong czuł wyraźnie emanującą od nich żądzę mordu. Jeszcze trzy kroki. Jeszcze dwa... Pierwszy z nadchodzących, mijając Taja, niespodziewanie dobył miecza by pchnąć w brzuch. Tong zareagował instynktownie, zbił cios na bok i, nie zwracając uwagi na ból rozcinanej dłoni, natychmiast uderzył łokciem, łamiąc mostek. Uderzony kaszlnął dziwnie, zatoczył się i upadł. Nie puścił miecza ściskanego w lewej dłoni, ale widać było wyraźnie, że szybko i bez pomocy nie wstanie. Pozostali nie patrzyli na powalonego towarzysza. Cichy, zwielokrotniony syk dobywanej broni, zlał się w jedno z tupotem nóg. Ignorując Johna strażnicy zaatakowali Tonga już na starcie próbując go otoczyć. Bestia nie czekał. Wiedział, że postawa defensywna oznacza dla niego śmierć wiec nie czekał i zaatakował. Skoczyli na niego z trzech stron. Ale nie zdołali go otoczyć. Tong, atakując w niewiarygodnym pędzie, zwijał się, szalał, uderzał. I atakował, cały czas atakował. Nie ustawał, nadawał tempo. A strażnicy nie nadążali. I padali jeden po drugim. Padali przy akompaniamencie śmiechu Tonga. Bo Taja wypełniała radość, radość boju. Adrenalina sprawiała, że jego mięśnie pulsowały jakby miały zamiar wybuchnąć, nerwy były jak zapalniki, przekazując jeden błyskawiczny impuls za drugim. To już nie była walka. To było szaleństwo. Niestety, to co piękne musi się skończyć. Tong zadawał cios za ciosem i nagle zdał sobie sprawę, że uderza w pustkę. Mężczyźni (dopiero teraz policzył, było ich dziesięciu) leżeli wokół w najrozmaitszych pozach. Niektórzy okrwawieni i przeklinający słabymi głosami, inni cisi i nieruchomi. Dziesięciu. A mimo to nie starczyli na długo. Zwycięzca przez kilkanaście sekund stał nieruchomo wyrzucając z siebie zmęczenie w rytmie równego oddechu. Koniec. Dopiero po jakimś czasie Tong zdał sobie sprawę, że John również zakończył walkę, w mniej więcej tym samym czasie. Przez chwilę obaj mierzyli się spojrzeniami. - No, John - Taj odchrząknął i uśmiechnął się - Daliśmy radę. Nasz podopieczny chyba żyje, co? Masz może chustkę? Bo czuję, że ręka mi krwawi. I nie tylko ręka. Taj nagle zdał sobie sprawę z dwóch jeszcze draśnięć, na biodrze i żebrach. Niemniej, za tylu wrogów, niewielka zapłata. |
12-10-2017, 15:41 | #270 |
Reputacja: 1 | John był bliżej Sectora i Cyraxa. Gdy spojrzał akurat zobaczył, że Cyrax stoi nad gramolącym się na czworakach Sektorem. - Przekaż wiadomość Wielkiemu Mistrzowi, że odchodzę - szybkim kopnięciem w szczękę posłał swojego byłego kompana w niebyt. Jakby wyczuwając wzrok komandosa odwrócił się błyskawicznie w jego stronę. Szybko zlustrował Johna i otoczenie, zwłaszcza leżące wokoło ciała. Spojrzał ponownie na komandosa i skinął mu głową bez słowa. Spojrzał też w kierunku wejścia gdzie stał Tong, jemu też skinął głową. Po czym odwrócił się i zniknął w krzakach w ogrodzie. Najwyraźniej chciał uciec do dżungli. Nagle John zobaczył jakąś sylwetkę za Tongiem. Taj widząc spojrzenie Johan zaczął się odwracać. Nie zdążył gdy usłyszał: - Masz talent. Obaj macie - łysy fan KISS wyszedł z cienia bramy. - Fachowa robota, ale doradzam wziąć przykład z waszego znajomego. Shang Tsung płakał nie będzie po tych strażnikach, ale wykorzysta to przeciwko Lordowi Raydenowi. Tong spojrzał na pokonanych. Musiał by ich wszystkich dobić. Quan Chi spacerował między nimi. - Rayden chwyta się brzytwy. Macie potencjał, ale nie zapewnicie wygranej Królestwu Ziemi. Pewnie dlatego nie tracił czasu na ciebie - spojrzał na Johna. - Skrywasz coś w sobie, ale nie miał czasu tego wydobywać. Nie miej mu tego za złe, musiał się skupić na najlepszym z was. Pewnie sam do tego dojdziesz, jeśli będziesz miał czas… ale go nie masz. Turniej dobiega końca, jutro Liu kang zmierzy się z obecnym mistrzem. I zginie. Zostaniecie w turnieju wy. Wy którzy nie dorównujecie Liu Kangowi… |