Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2018, 14:46   #51
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- No więc przychodzi sobie do mnie ten cały Morgan na posterunek, jeszcze tego samego dnia po aresztowaniu grupy, w której był właśnie Anderson - zaczęła, odstawiając kubek na stolik, by mieć wolne ręce do gestykulowania. - Prawnik wyciągnął mnie na rozmowę w cztery oczy, a uwierz mi, że po tej całej historii z Hillem to nie chciałam mieć z Morganem nic do czynienia. No więc jak już byliśmy tylko we dwoje to mi wyskakuje z pretensjami dlaczego aresztowałam Andersona, bo przecież on jest tajniakiem. Wyśmiałam go i stwierdziłam, że to co powiedział na pewno nie ułatwi mu jego pracy w wyciągnięciu jego klienta. Ale on się rozkręcał i stwierdził, że ta sprawa jest tak tajna, że tylko najwyżej postawieni w CBI mogą cokolwiek wiedzieć - przewróciła oczami. - No i na drugi dzień z rana przyjechali z wewnętrznego po Andersona i zawinęli się. A później był ten cały cyrk z próbą pozbycia się Andersona i jego ucieczka. Niestety nikt nie zdążył przesłuchać go kiedy był jeszcze w za naszymi kratami.

- Tutaj będzie mi ciężko cokolwiek dla ciebie wyciągnąć. - zasępił się David. - Do tożsamości tajniaków można dojść tylko oficjalnymi kanałami, a nie sądzę żeby, ktoś kto wisi mi przysługę mógłby sobie to zrobić bezkarnie. Nie znam też aż tak Mitchella, żeby zakładać, że to co próbowali zrobić jego ludzie było dla niego typowe. Jeśli tak to na pewno będzie starał się to zatuszować. Może ten twój cały Sinclair zna go lepiej?

- Możliwe, ale nie wyglądali by ich relacje były najlepsze. Na pewno nie spotykają się na piwie - skomentowała Irya. - Szczerze to zastanawia mnie w tej chwili najbardziej to czemu ten prawnik mi to wszystko powiedział. Wyjątkowo wylewny z niego gość jak na osobę z tej grupy zawodowej - skrzyżowała ręce przed sobą. - I właśnie przechodzimy do finału, wisienki na torcie, dla której cię tu wyciągnęłam - wzięła głębszy oddech. - Podczas lunchu z Morganem ten wspomniał mi o swoim kliencie, który szuka córki Harrisa, tego od Crimeshield, co go wysadzili. Znaczy ja dokopałam się do poszlak wskazujących, że to mógł być zamach. Najpewniej zlecony przez kogoś z akcjonariuszy… Ale mniejsza o to, bo chodzi o córkę. Prawnik twierdzi, że jego klient szuka dziewczyny, bo chce dać jej ochronę w zamian za udziały w Crimeshield, które ona ma posiadać, a które zostaną podzielone równo gdy miną jej 21 urodziny. A to się ma lada dzień wydarzyć - zamilkła dając mężczyźnie czas na przyswojenie informacji.

- Na pierwszy rzut oka nie ma między tymi sprawami powiązania. Jedyne co je łączy to Morgan? - zapytał, a właściwie upewnił się ojczym. - Jeśli dobrze zrozumiałem to Hill był powiązany z Crimeshield. Analogicznie było z Andersonem, który jednak okazał się być agentem tajniaków umieszczony w tej organizacji. Jego ucieczka może jednocześnie to potwierdzać i temu zaprzeczać. Albo zwiał tajniakom bo ratował skórę, albo to była zasłona dymna żeby wrócić do infiltracji Crimeshield. Jedyne co mnie zastanawia to skąd ten prawnik o tym wiedział. Jeśli Ci powiedział o tym wprost to znaczy, że też ma powiązania z CBI? - David zadał kilka pytań otwartych. - No a co z tą dziewczyną od Harrisów? Pamiętam tą sprawę. Było o tym raczej głośno. Interesuje Cię ona czy sprawa morderstwa? - zapytał wprost.

- Czy mocno cię zdziwi jak powiem, że teoretycznie już ją znalazłam? - odparła Irya bez przechwalania się. - Dziewczyna jest w naprawdę przesranym położeniu - dodała i sięgnęła po swój telefon. Wystukała coś na nim i na koniec podała urządzenie Davidowi. Mężczyzna mógł zobaczyć co wyświetlało się na ekranie. Była to lista udziałowców Crimeshield. - Nie wiem jak mam interpretować Morgana i to, że wspomniał mi o niej, że jego klient chce dać jej ochronę za udziały. Jeśli młoda się nie znajdzie lub znajdzie martwa to podział sił pozostanie bez zmian, ale jeśli by wszystkie udziały przerzuciła na kogoś innego to poza tym ostatnim gostkiem, to każdy zyskuje przewagę w firmie - mówiąc to, przyglądała się rozmówcy. - Ona ma drugie po Whitcie miejsce w udziałach i coś mi mówi, że nie koniecznie może chcieć je komuś przekazać, co mądre nie będzie, bo od razu straci jedyną osobę która jej sprzyja, ale... No cóż, jej rodzina została zamordowana, a ona skazana na życie w ukryciu.

- Dane są dosyć ciekawe. Jeśli dobrze liczę to White w porozumieniu z dowolnym innym istotnym akcjonariuszem ma większość w podejmowaniu decyzji. Jeśli White zdobędzie akcje to sam będzie miał większość i nie będzie musiał się w ogóle przejmować pozostałymi. Jeśli natomiast któryś z nich przejmie akcje to zdestabilizuje obecną pozycję White’a. - zawyrokował ojczym. - Wiesz dla kogo pracuje Morgan? - zapytał na koniec.

Blondynka w zamyśleniu pokiwała głową na wypowiedź Davida.
- Cóż Morgan tylko powiedział, że pracuje dla udziałowca Crimeshield i zaznaczył, że nie jest nim White. - wzruszyła ramionami. - Mam jeszcze swoje nieco mętne i trudne do potwierdzenia podejrzenia, że może mieć powiązania z Capitolskim Syndykatem. To by ładnie tłumaczyło czemu tak jest powiązany ze sprawami Crimeshield i czemu jak to sam określił podejmuje się prowadzenia spraw, którymi nie koniecznie chce się zajmować. Wiadomo, że Syndykat potrafi robić naciski nawet na tych lepiej sytuowanych obywateli.

- Wierzysz mu? - zapytał mężczyzna z poważnym wyrazem twarzy.
- To prawnik... - odparła wymijająco Irya.
- No tak… - David pokiwał głową ze zrozumieniem - Crimeshield, z tego co się orientuję jest dobrze prosperującą capitolską prywatną firmą ochroniarską, która nie ma zatargów z prawem - kontynuował. - Jeśli mają powiązania z Syndykatem to dobrze to ukrywają. Nie znaczy to też, że każdy z akcjonariuszy musi być skorumpowany. Na twoim miejscu chyba spróbowałbym prześwietlić każdego z nich i samego Morgana przy okazji. Może to przyniosłoby więcej informacji. - zaproponował David. - A jakie masz plany w stosunku do tej dziewczyny?

- Przede wszystkim chciałabym, żeby pozostała żywa - stwierdziła szczerze. - Może kiedyś w przyszłości nawet przywrócić śledztwo w sprawie śmierci Harrisów - dodała. - Wiem, że wszystko da się sprawdzić, ale wiem też że takie prześwietlanie może zwrócić uwagę, że coś jest na rzeczy. Zajmuje to też czas. A tego nie mam. Obawiam się, że informacje, które posiadam mogą na dniach stracić na znaczeniu, bo na pewno nie tylko ja jej szukam, więc muszę decydować szybko. Propozycja Morgana wydaje się być najlepsza dla dziewczyny. Ktokolwiek inny mógłby chcieć ją żywą? Ale właśnie czy młoda będzie chciała przekazać udziały? Wtedy już klient Morgana nie będzie miał powodu by trzymać ją w jednym kawałku… Idealnie by było chyba tylko gdybym ją porwała z ulicy, zamknęła u siebie w piwnicy i wyciągnęła od niej czego sama chce… - skończyła swoją wypowiedź z sarkazmem w tonie głosu.

- Niekoniecznie - odparł mężczyzna. - Jeśli dziewczyna przekaże akcje to musi to być potwierdzone notarialnie. Pewnie musieliby zrobić jakieś badania genetyczne na potwierdzenie jej tożsamości. Nie sądzę żeby ktoś zainteresowany akcjami chciał ją zabić nawet po ich przekazaniu - przerwał na łyk herbaty. - Jedyna opcja jaka mi przychodzi do głowy to uśmiercenie dziewczyny po to aby obecny stan rzeczy został bez zmian, bo jak rozumiem po śmierci dziewczyny akcje zostaną podzielone po równo między akcjonariuszami? - poprosił o weryfikację ojczym.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 06-08-2018, 23:45   #52
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Irya pokiwała głową.
- Tylko martwa zachowa spokój wśród udziałowców. Żywa wywoła burzę zarówno gdy zdecyduje przekazać udziały jak i wtedy gdy zechce je zachować. Pierwsza opcja na pewno wybije z piedestału White'a, natomiast druga z pozoru Whitowi nie zaszkodzi, bo wskoczy tuż pod niego to będzie musiała się mocno namęczyć, żeby zebrać kogoś do kupy by stanowić opozycję dla White’a, bo ten wystarczy, że pójdzie na układ z jednym gościem i już jest ustawiony.

- Inna sprawa, że akcjonariusze to zapewne przedsiębiorcy. Z tego co mi pokazałaś to ta młoda to dzieciak ulicy. Kompletnie się na prowadzeniu firmy nie zna. Tak samo nie ma żadnych pleców, doświadczenia ani ludzi, którymi mogłaby zarządzać. Albo da się wykupić, albo narobi sobie problemów zgrywając hardą. W obecnej sytuacji dużo dałoby jakbyś miała zaufanie do tego prawnika, ale jeśli nie masz to bez dodatkowych informacji możesz jedynie strzelać w ciemno.
- Taaa... - westchnęła. - Gdybym przekazała Morganowi informację o Marie to kto wie z czym w przyszłości by się do mnie zgłosił... A dziewczyna, tak jak sam zauważyłeś, nie ma nic poza tymi udziałami. Może je sobie jakoś zastrzec przy przekazywaniu, by obdarowanemu opłacało się ją mieć cały czas żywą... - mówiła jakby próbowała sama się przekonać, że to wszystko jest dobrym pomysłem.
- Za bardzo się przejmujesz - ojczym starał się pocieszyć Iryę. - Jeśli dziewczyna przekaże akcje to nie będzie nikomu do niczego potrzebna, ani żywa ani martwa. Nie będzie miała żadnej wartości więc nikt nie zada sobie trudu żeby ją zabijać. Dopiero w przypadku klauzul stanie się problematyczna. Według mnie powinna albo pozostać w ukryciu i w dniu 21 urodzin będzie bezpieczna, albo załatwić sprawę z przekazaniem jak najszybciej. W pierwszym przypadku nic nie zyskuje, a w drugim może dostać sporą kasę.
Blondynka położyła ręce na blacie stołu, ale zaraz sięgnęła do imbryka z herbatą i dolała im naparu do kubków.

- Chyba masz rację - stwierdziła i odstawiła puste naczynie. - Nawet gdy na twój sposób się na to popatrzy to lepiej cała sprawa wygląda - powiedziała wpatrując się w fusy na dnie jej kubka, które wpadły tam przypadkiem podczas nalewania. - A na razie mam urlop. Spotkam się jeszcze z tym prawnikiem, a później zobaczymy co się wydarzy - westchnęła i napiła się żałując trochę, że w kubeczku jest herbata, a nie jakiś mocny alkohol.

- O żesz…! - prawie krzyknął David wykorzystując chwilę rozproszenia na zerknięcie na zegarek, na co Irya aż wzdrygnęła się. - Patrz która godzina. Jutro z samego rana mam spotkanie, a będę na nim jak ożywieniec. Mam nadzieję że nie nawinę się żadnemu Inkwizytorowi, bo jeszcze gotów mnie z nim pomylić - zażartował mężczyzna, ale słychać było w jego głosie zawód. - Mam nadzieję że nie będę musiał czekać pół roku żebyś swojego staruszka znowu gdzieś wyciągnęła - udał obrażoną minę, ale w oczach paliły się iskierki.
- Ha, no tak, to tylko ja mam tydzień wolnego - odparła z rozbawieniem Irya. Rozmowa z ojczymem wyraźnie poprawiła jej nastrój. Wstała od stolika i gdy David zrobił to samo, podeszła do niego i objęła go za szyję, przytulając się na krótko. Po tym odstąpiła od niego o krok. - Dziękuję tato - powiedziała z ciepłym uśmiechem, wypowiadając słowo, które było przeznaczone tylko na szczególne okazje, kiedy była naprawdę wdzięczna mu za coś. David wtedy zazwyczaj nie odpowiadał, nie musiał, jego wyraz twarzy i oczy mówiły wszystko.

***

Po kolacji Irya odprowadziła Davida na parking, ale po tym jak ten wyjechał z centrum, ona wróciła na uliczki pasażowe. Z dłońmi schowanymi do kieszeni spodni snuła się około godziny w tłumie, oglądając sklepowe witryny. Nawet do dwóch czy trzech sklepów wstąpiła i później musiała taszczyć kilka toreb z nowymi ubraniami, dwiema butelkami dobrego alkoholu, czy dodatkową paczką naboi do jej pistoletu. Miło, że wszystko można było kupić w jednym miejscu.

Ale wszystko to było jedynie odwlekaniem tego co musiała zrobić.

Wróciła do auta, upchnęła na tylnych siedzeniach torby i zasiadła na fotelu kierowcy. Wyciągnęła telefon i chwilę się na niego patrzyła. Bardzo nie chciało jej się dzwonić. Jakiś czas myślała jak to rozegrać, aż w końcu wysłała krótką wiadomość do Morgana.
Cytat:
Późno już, więc proponuje śniadanie jutro. Ja stawiam
Odłożyła telefon na fotel pasażera i odpaliła mocarny silnik swojego samochodu, który zamruczał przyjemnie basowym tonem. Wyjechała z parkingu centrum handlowego i skierowała się z zamiarem dojechania do swojego starego mieszkania.
- Wezmę długą, gorącą kąpiel po powrocie - westchnęła.

Wysiadając z samochodu Irya zauważyła, że przyszła odpowiedź od Morgana.
Cytat:
Dla pani mogę przełożyć jedno poranne spotkanie. Nie posiadam jeszcze wiedzy, o której zwykle je pani śniadanie więc proszę o informację kiedy i w jakim lokalu mam się stawić. CM
Na twarzy kobiety pojawił się lekko ironiczny uśmieszek.
- Nie dla mnie, a dla informacji które mam - poprawiła go. Zamyśliła się nad tym gdzie chciałaby zjeść jutro śniadanie i do głowy wpadła jej pewna miejscówka. Od razu odpisała Morganowi podając adres i nazwę lokalu. Oraz godzinę spotkania. Schowała telefon do tylnej kieszeni spodni i wyciągnęła się by zabrać torby z tylnego siedzenia auta. Zaklęła w duchu kiedy przypomniała sobie, że ma jeszcze bagażnik upchany swoimi rzeczami. Zdecydowanie na jeden kurs nie zabierze się do mieszkania.

***


Dwa razy musiała wracać się na parking podziemny do auta po swoje szpargały. W międzyczasie otworzyła przeszklenie na taras, by wywietrzyć mieszkanie, którego nie używała od jakiegoś miesiąca. Co prawda gosposia rodziców zaglądała tu nadal raz w tygodniu, ale raczej nie koniecznie przykładała się do odkurzania nieużywanego lokum. Irya zrzuciła zakupy w jedno miejsce i wygrzebała z toreb butelki z alkoholem, które schowała do lodówki, zostawiając sobie tylko jedno wino. Z szafki wyciągnęła kieliszek i razem z butelką postawiła go na stoliku kawowym. Poszła do kuchni po korkociąg, którego nie było w barku i wtedy rozdzwonił się jej telefon.

- Czyżby Morgan się rozmyślił? - zastanowiła się i wróciła do salonu. Sięgnęła po aparat i spojrzała na ekran.
- Eh… Mógłby sobie już darować - skomentowała widząc nazwisko swojego ex. Wyciszyła telefon i poszła po korkociąg.
Ten wieczór nareszcie spędziła u siebie, relaksując się przy muzyce i dobrym alkoholu. Bez obawy, że ktoś jej się wpakuje do mieszkania. Miała zdecydowanie większe zaufanie do tego miejsca. W końcu spędziła tu kilka lat w spokoju. Bez napadów.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 08-08-2018, 15:45   #53
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Dzień 14 czwartego miesiąca roku

***

Następnego dnia obudził ją budzik. Po omacku, wystawiając tylko rękę spod kołdry natrafiła na telefon i wyłączyła go.
- Niech to cholera, zapomniałam przestawić… - mruknęła zaspanym głosem i odwróciła się na drugi bok. Poduszka była tak przyjemnie miękka, że od razu zaczęła wracać do przerwanego snu.
Nagle jej się przypomniało dlaczego nie zmieniła godziny na budziku. Wyprostowała się nagle i spojrzała na czas.
- Ja pierdolę, spóźnię się… - syknęła i wyskoczyła z łóżka jak poparzona.

***

Irya sama nie wiedziała dlaczego wybrała ten lokal. Może dlatego, że gdy była mała David czasami zabierał ją tutaj zaraz po mszy w Katedrze. Restauracja, której nazwa pochodziła od parku koło którego się znajdowała, mieściła się praktycznie w centrum miasta i miała ogródek na dachu kamienicy. Jeśli kapryśna pogoda Luny na to pozwalała to rozpościerał się stąd piękny widok na Bastillon Park, za którym majaczył front katedry w praktycznie całej okazałości. Sam park pielęgnowany był wyłącznie przez Misjonarzy Bractwa. Miał idealnie przycięte żywopłoty, krzewy i drzewa. Z tej wysokości nic nie zasłaniało zadbanych alejek ze spacerującymi rodzinami oraz marmurowych pomników bohaterów Bractwa. Wydawał się oazą spokoju, ale tylko za dnia. Po zmroku mimo opieki sługów światła oraz bliskości Katedry, jak prawie każde na Lunie, Bastillion Park zmieniał się w niebezpieczne miejsce.

Spóźniona jedynie 10 minut Corday zastała Morgana opartego o balustradę, zwróconego plecami do niej i wpatrzonego w Katedrę. Nie widziała jego twarzy więc nie mogła się nawet domyślać jakie myśli krążyły w jego głowie.
- Witam pana - odezwała się dopiero, gdy stanęła około dwóch metrów od niego. - Stolik jest zarezerwowany. Trzeba było się tylko na mnie powołać - dodała w nawiązaniu do tego, że stał i podziwiał widoki. Podeszła do niego bliżej i również oparła się o barierkę, spoglądając na gmach Katedry.

- Dzień dobry panno Corday - odpowiedział prawnik odwracając głowę w jej kierunku, a następnie znów zwrócił wzrok w kierunku Katedry. - Nie miałem ochoty sam nudzić się przy stoliku więc postanowiłem popodziwiać widoki, które wymagały odświeżenia. - sposób wypowiedzi Morgana był dosyć dziwny. Nie był oschły, ale widać było, że nie mówi tak swobodnie jak zwykle. Jakby w każde słowo wkładał nieco wysiłku. Wyglądał również bardziej casualowo niż zazwyczaj.


- Cóż takiego spowodowało, że zaprosiła mnie pani na śniadanie? - znów spojrzał na swoją rozmówczynię, ciekawy jej reakcji.
- Ciężka noc? - Zamiast odpowiedzieć mu na jego pytanie sama spytała go zarówno z grzeczności jak i ciekawości. Miała dziwne skojarzenie, że jej ojczym musiał być dziś w nie lepszym nastroju niż prawnik. - Ja mam przymusowy urlop, więc jeśli nie ma pan czasu, możemy pominąć siedzenie przy stoliku i od razu przejść do interesów - dodała z przyjaznym uśmiechem i uważnie mu się przyjrzała.
- A niby dlaczego? - uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób, ale nawet uśmiech dzisiaj nie był pełny. - Nastawiłem się na śniadanie. No chyba, że pani mnie oszukała i coś po kryjomu zjadła - wyraz twarzy prawnika w bardzo oczywisty sposób udawał oburzenie. - Na co ma pani ochotę? - zapytał odrywając się od barierki i kierując do stolika pokazując, że dobrze wie, który został zarezerwowany.
- Mają tu dobre kanapki z wędzoną gęsiną, zdecydowanie je polecam - odparła Irya, ruszając za nim. - Jakiś pan dzisiaj taki markotny... - dodała nieco go prowokując, gdy już zajęli swoje miejsca. Kelner pojawił się od razu przy nich zostawiając im menu. Corday nawet do niego nie zajrzała, tylko oparła się łokciami o blat. - Ah, tu kawę do śniadań podają zawsze mocną, więc nie radzę prosić o podwójne espresso, bo ze dwie doby nie będzie mógł pan spać - dodała z lekkim rozbawieniem.

Mężczyzna otworzył usta aby coś odpowiedzieć, ale zamknął je ku zaskoczeniu Iryi. Pierwszy raz zdarzyło mu się to przy niej.
- Nie jestem fanem białego mięsa. Zdecydowanie wolę czerwone - odpowiedział chwilę później. - To pewnie kwestia pochodzenia - dodał kwestią wyjaśnienia jakby uzmysławiając sobie, że poprzednia wypowiedź była zbyt sucha.
- Dzisiaj po prostu mam gorszy dzień. Jakiś spadek formy, albo coś wisi w powietrzu - stwierdził z chwilowym uśmiechem, który na moment, ale tylko na moment, w pełni przywrócił dobrze znanego dla blondynki Charlesa Morgana.
- Tylko proszę nie mówić, że wypalenie zawodowe. Jeśli pana zabraknie to kto będzie mi zapewniał wyzwanie w pracy? - odparła z wyzywającym uśmieszkiem. - Ja przede wszystkim lubię różnorodność - dodała wracając do tematu śniadania. - Choć względem pochodzenia chyba powinnam lubić sery, a nie szczególnie za nimi przepadam - stwierdziła nawiązując do starodawnych wierzeń Ziemian, że księżyc był dojrzewającym kręgiem żółtego sera. Następnie nawiązała kontakt wzrokowy z kelnerem i ten wrócił do nich wyczekując ich zamówienia. - Dla mnie kawa z mlekiem, dużo cukru i kanapka z półgęskiem - powiedziała i oddała menu.

Morgan chyba nie złapał aluzji odnośnie sera, lub po prostu się do niej nie odniósł.
- Oj, co do tego nie ma obaw. Z wypaleniem to nie ma nic wspólnego - zapewnił prawnik. - Pewne zobowiązania są czasem po prostu zbyt uciążliwe i można się ich pozbyć jedynie poprzez ich wypełnienie - uśmiechnął się sugerując, że jego rozmówczyni powinna w pewnym stopniu to rozumieć, ale jego oczy były smutne.
- Dużą czarną kawę bez cukru i kanapkę z marsjańską wołowiną. - mężczyzna jakby się ocknął przypominając sobie o obecności kelnera, który nadal cierpliwie czekał, i złożył zamówienie żeby go odprawić.

Irya prawie mu współczuła tego co mu tam wadziło. Ale tylko prawie, choć taki rozkojarzony Morgan był nawet uroczy. Miała nawet ochotę nieco się z nim podroczyć. Kelner w końcu zostawił ich samych.
- Cóż to za okazja? - prawnik powtórzył pytanie wpatrując się w oczy Iryi.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 29-08-2018 o 14:52.
Raga jest offline  
Stary 12-08-2018, 00:13   #54
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Blondynka lekko przechyliła głowę.
- Dwie sprawy - odparła i rozsiadła się wygodnie na krześle. - Pierwsza to czy zdecydował się pan poprowadzić moją sprawę oskarżenia zarządcy kamienicy w związku z napaścią na moją osobę w penthousie znajdującym się w tejże kamienicy?
- Proszę wybaczyć. Nie przesłałem pani umowy - prawnik zrobił zbolałą minę. - Oczywiście, że się podejmuję. Na podstawie pani materiałów ustaliłem, że będzie łatwo zmusić go do zastawienia kamienicy, a potem to już niedaleka droga do tego żeby puścić go z torbami.
- Wspaniale - odparła zadowolona Irya, bo nie zamierzała odpuszczać tego tematu... Chyba, że w toku śledztwa wyniknie coś nadzwyczaj niespodziewanego. Ale to było wielce nieprawdopodobne. - To jak już w końcu dostanę umowę i ją sobie przejrzę to przekażę podpisany egzemplarz - powiedziała i lekko zastukała paznokciami o blat stołu. - Co do drugiego tematu... - choć po wczorajszej rozmowie z ojczymem sprawa Marie Harris zrobiła się dla niej jasna to wciąż z oporami przychodziło jej mówienie o tym z prawnikiem. - W sumie to nurtuje mnie jedna kwestia i szczerze mówiąc zastanawiałam się, czy z jej powodu jeszcze wczoraj nie wyciągnąć pana przez to na kolację, ale to by dość dwuznacznie mogło zostać odebrane - powiedziała, wciąż odwlekając podjęcie właściwego tematu. W końcu westchnęła. - No dobrze, to do sedna - pochyliła się lekko nad stolikiem, wbijając spojrzenie w jego twarz. - Zakładając, że kiedyś znajdę osobę, o której wcześniej rozmawialiśmy... Jaką mogę mieć pewność, że pana klient zapewni jej bezpieczeństwo i spłaci jej udziały by nie została na lodzie?

Morgan spoważniał i przez chwilę intensywnie wpatrywał się w swoją rozmówczynię.
- Żadnej pewności - odpowiedział po chwili. - Mojego klienta interesują tylko i wyłącznie posiadane przez nią akcje. Mogę też zakładać, że złoży jej ofertę bez możliwości negocjacji i będzie się spodziewał jej przyjęcia - wyprzedził kolejne pytanie inspektor. - Im mniej problemów dziewczyna wygeneruje tym lepiej dla niej. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że to “kiedyś” powinno nastąpić niebawem, bo inaczej minie wymagany w klauzuli termin, a potrzeba jeszcze czasu na potwierdzenie wiarygodności dziewczyny - zaznaczył prawnik.
Corday nie spuszczając spojrzenia z Morgana, oparła głowę na dłoni ręki podpartej na blacie stolika. To że jego szczerość ją zaskoczyła byłoby mało powiedziane.
- Podziwiam szczerość. Naprawdę - stwierdziła jednocześnie starając się by w jej tonie głosu nie było wyczuwalne zdumienie. Sama z całym przekonaniem spodziewała się rzewnych zapewnień, że żadna krzywda dziewczynie się nie stanie i ogólnie będzie spać na atłasach. I tyle jeśli chodziło o przekonanie Iryi, że robi dobrze, bo szczerze czułaby się lepiej gdyby dał jej te puste zapewnienia. A może... Sama już nie wiedziała. Na chwilę odwróciła spojrzenie, wbijając je gdzieś na środek sali restauracji.

- A co do tych dwóch spraw... - Morgan zmienił temat poprawiając się na krześle gdy kelner przyniósł zamówienie. - ...to według mnie nie było aż takiej konieczności z pani strony do omawiania ich ze mną osobiście i to przy śniadaniu - mężczyna położył nacisk na końcówke wypowiedzi. - Jaki miała pani konkretny powód spotkania ze mną? - uśmiechnął się w sposób sugerujący, że wydaje mu się iż domyśla się odpowiedzi.
Irya uśmiechnęła się nieznacznie na jego słowa. Nim jednak odpowiedziała, sięgnęła po kawę napiła się jej. Odstawiła fikuśną szklankę, a opuszkiem palca serdecznego lekko przetarła usta z drobnej linii mlecznej piany.
- A jakie pan ma przypuszczenia co do tego? - zgrabnie odbiła pytanie, w stylu pasującym do inspektora prowadzącego przesłuchanie na sali.
Morgan oparł łokcie o blat i wbił śmiałe spojrzenie w oczy blondynki.
- Nie sądzę aby to była jakaś prywatna fascynacja moją osobą. Nic takiego sobą nie reprezentuję czego mogłaby pani zazdrościć lub czego by pani mogło brakować. Wiele kobiet na Lunie mogłoby zachłysnąć się i zabiegać o moje względy tylko ze względu na moją pozycję, ale pani do nich nie należy. Tak szczerze to jeśli odrzucimy zainteresowanie czysto zawodowe lub jakieś podejrzenia i śledztwo względem mojej osoby to zostaje wielka, fascynująca niewiadoma - uśmiechnął się z uznaniem. - Od razu przyznam, że pani osoba nie jest mi obojętna. Wręcz przeciwne. Muszę przyznać, że jest pani bardzo interesująca - zakończył z wieloznacznym i tajemniczym uśmiechem.
Corday było ciężko stwierdzić co ją tak do mężczyzny przyciągało. Czy to była jego przystojna gęba, ten specyficzny uśmiech czy może bezpośredniość i dziwna szczerość.
- Hymm, skoro ta niewiadoma jest taka fascynująca to niech nią pozostanie - odpowiedziała z lekko wyzywającym uśmiechem. - Ale ponownie doceniam szczerość - dodała z mrugnięciem oka. - No cóż mi pozostaje... - westchnęła. - Poproszę pana wizytówkę - dodała i choć prośba była dosyć dziwna to Morgan unosząc brew w zdziwieniu, wydobył prostokątny kartonik z wewnętrznej kieszeni marynarki i położył przed nią na stoliku.

Irya wyciągnęła ze swojej marynarki wieczne pióro i otworzyła je, kładąc skuwkę na stole. Wyraźnym, lekko pochyłym pismem na odwrocie wizytówki prawnika napisała imię i nazwisko oraz nazwę gangu, do którego należała rzekoma Marie Harris. Wszystko spisywała za talerzem z jej kanapką, która przysłaniała Morganowi widok, przez co nie mógł odczytać co pisze. Gdy skończyła, zatknęła skuwkę na piórze i schowała je. Wzięła w dłoń wizytówkę.
- Proszę mi tylko obiecać, że przynajmniej pan dołoży wszelkich starań by przekonać swojego klienta by dobrze ją potraktował - powiedziała i trzymając w dłoni wizytówkę, czekała na jego odpowiedź.
- Umówmy się, że w razie potrzeby zaszczepię mojemu klientowi przekonanie, żeby chciał mieć z nią jak najmniej wspólnego, a jak najwięcej inicjatywy pozostawił mnie - prawnik uśmiechnął się szelmowsko i wyciągnął dłoń po wizytówkę ale zatrzymując ją kilka centymetrów od dłoni inspektor.
- Dziękuję - odparła blondynka i zanim mogły jej przyjść myśli zwątpienia, wyciągnęła rękę i podała mu do dłoni wizytówkę. Następnie skrzyżowała ręce na piersi. - Najpewniej to ona. Ale jak to mawiają co niektórzy, 100% nie ma nawet spirytus - wzruszyła ramionami i spojrzała na swoją kanapkę. Kawa zapchała jej żołądek na tyle, że nie spieszyło jej się z sięganiem po jedzenie. Uniosła więc spojrzenie, by zobaczyć reakcję prawnika.

Morgan nie spuszczając z niej wzroku schował wizytówkę z powrotem do wewnętrznej kieszeni.
- Pracy formalnie jeszcze nie rozpocząłem, a nasze śniadanie wolę pozostawić w obszarze zainteresowań prywatnych - wyjaśnił na wszelki wypadek swoje zachowanie. - Tak z ciekawości, w jaki sposób udało się pani ją tak szybko namierzyć? Zapewne wiele osób przed panią próbowało bez skutku - zdradził swoje zainteresowanie.
Irya zaśmiała się lekko pod nosem na tą drobną hipokryzję z jego strony.
- Zapewne poprzednikom brakowało czegoś co mam ja - odparła bezwstydnie, z dużą pewnością siebie. Niby od niechcenia wzruszyła ramionami. - Oczywiście nie pochwalę się jak do tego doszłam. Na pewno nie za prędko - dodała dając mu do zrozumienia, że może on wciąż mieć nadzieję, że kiedyś się mu wygada. W końcu Corday wzięła w ręce kanapkę i wgryzła się w nią. Krucha sałata, jakieś nasionka i kiełki, przyprószone dojrzewającym serem wraz z majonezowo-ziołowym sosem wspaniale komponowały się z aromatem cienko krojonej wędzonej gęsiny. Smak wymagał chwili kontemplacji dla uznania kunsztu doboru składników.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 03-10-2018 o 21:11.
Mag jest offline  
Stary 20-08-2018, 10:15   #55
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Morgan pewnie do tej pory nie zamierzał jeść swojego śniadania, może planował zabrać je na wynos, ale obserwując zachowanie swojej towarzyszki zmienił swój zamiar. Podniósł kanapkę oburącz na wysokość ust i wgryzł się w nią z głośnym chrupnięciem warzyw. Kilka osób siedzących wokół zerkało na nich ukradkiem z wyraźnym zainteresowaniem lub nawet zawiścią. Mimo, że widać było po obserwatorach wyższy status społeczny to nie mogli sobie pozwolić na taką fanaberię. Przekąska jaką właśnie jadła ta dwójka zawierała specjalnie hodowane lub importowane z innych planet układu składniki i każda kosztowała jedną lub dwie miesięczne wypłaty przeciętnego mieszkańca Luny.

Ciekawskie spojrzenia towarzyszyły im do ostatniego kęsa. Gapie zapewne analizowali ich od stóp do głów i zastanawiali się kim mogą być. Irya miała przeczucie, że ze względu na swój młody wiek może być oceniana jako partnerka lub utrzymanka swojego towarzysza. Niektórzy zapewne myśleli jeszcze gorzej.
Nie było to jednak coś czym by się przejmowała panna Corday. Miała dość czasu nauczyć się ignorować takie zachowanie bezimiennego tłumu. Z resztą w tej chwili była skupiona na swoim towarzyszu, którego osoba coraz bardziej ją ciekawiła, choć w myślach co chwilę przypominała sobie, że jest on prawnikiem. Choć po prawdzie już dostał od niej to czego chciał i nie miał powodu by dalej udawać zainteresowania nią. Czas jednak dopiero mógł pokazać jego prawdziwe intencje. Ale na teraz się tym nie przejmowała, bo miała inne zmartwienia na głowie, jak choćby swój przymusowy urlop.

- Miło było się spotkać - powiedziała gdy jej talerz był już pusty. Spojrzała na zegarek, w uniwersalnym geście mówiącym, że się zasiedzieli.
Morgan, który również skończył już jeść, podniósł się i stanął wyprostowany obok swojego krzesła.
- Będę trzymać kciuki za pana rozmowę z klientem - dodała z lekkim uśmiechem.
- Dziękuję. Przyda się - prawnik również odpowiedział delikatnym uśmiechem. - Postaram się jak najszybciej przesłać pani umowę i mam nadzieję niebawem zobaczymy się ponownie- ukłonił się szarmancko w kierunku młodej kobiety.
Pogoda widocznie tylko na to czekała, bo w tym momencie zaczęło kropić.
Prawnik wyłowił spojrzeniem kelnera, który tylko czekał na sygnał i podszedł szybkim krokiem kładąc futerał na blacie stolika. Morgan otworzył go i zerknął na kwotę rachunku, a następnie odłożył go z powrotem na blat, ale cięższego o dwie monety.
Irya już miała mu wypomnieć, że teraz była jej kolej na płacenie, ale ostatecznie machnęła na to ręką i ograniczyła się do cichego westchnienia. W końcu wcale jej nie zależało na eksponowaniu swojej niezależności, a faceci mieli zwyczaj czuć się lepiej kiedy sami mogli płacić rachunek w restauracji.

Razem zeszli po schodach i skierowali do wyjścia. Corday zaczęła już się zastanawiać co zrobi z resztą swojego dnia, który tak naprawdę przecież dopiero się zaczął. A czekał ją cały ciężki tydzień urlopowy. Wychodząc na deszcz inspektor nie wiedząc czemu zwróciła uwagę na czarnego vana zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Samochód ruszył z miejsca w momencie gdy kobieta utkwiła w nim wzrok, a w zasuwającej się bocznej szybie kierowcy rozpoznała twarz Andersona.
Corday szybko sięgnęła po notes i pióro, które miała za pazuchą marynarki i spisała numery pojazdu. Nie zamierzała ryzykować, tym bardziej, że podglądać stanowił swoją osobą poważne zagrożenie życia. Pytanie było tylko takie, kogo on śledził? Ją czy Morgana. Ewentualny motyw zemsty wskazywał na prawnika.
- Panie Morgan, czy jest pan pewien, że nie utrzymuje pan kontaktu z Andersonem - zapytała prawnika, chowając notes. W jej głosie była wyraźna powaga.
- Nie - odpowiedział prawnik śledząc wzrokiem odjeżdżający samochód z wyraźnie zaciśniętymi szczękami. Musiał go zauważyć w tym samym momencie co blondynka.

Jego odpowiedź była mocno niejednoznaczna, ale wystarczyło jedno spojrzenie na prawnika, by mieć pewność co do przekazu.
- Na wypadek gdyby pana były klient czuł jakąś urazę do pana, radzę w najbliższym czasie unikać przebywania w miejscach bez świadków - poradziła. - Sprawdzę pojazd w systemie... ale zapewne nie dowiem się nic poza tym, że jest kradziony - przyznała szczerze.
- Też mam takie podejrzenia - odpowiedział Morgan w końcu odwracając wzrok w kierunku swojej towarzyszki. - Odprowadzę panią do samochodu - zaproponował, a wyraz jego twarzy powodował, że Irya dużo by dała żeby dowiedzieć się jakie niewypowiedziane myśli krążyły po jego głowie. Ruszył chodnikiem znowu zwracając twarz w kierunku w jakim odjechał Anderson, łapiąc Corday odruchowo w zgięciu łokcia i pociągając ją za sobą. Blondynka miała przez to zdumioną minę, ale z ciekawości nie oponowała. Morgan po chwili odwrócił się i zerknął na swoją dłoń jakby właśnie zorientował się co zrobił, ale nie zwolnił uścisku aż do jej samochodu.
- Czy... Jest coś co chciałby mi pan jeszcze powiedzieć? - ostrożnie spytała Irya, sięgając wolną ręką po klucze do auta.
Morgan już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale na powrót je zamknął. Irya miała wrażenie jakby patrzył na nią z troską.
- Nie. Nie dzisiaj - odpowiedział w końcu i uśmiechnął się półgębkiem na ten swój sposób.
Blondynka zmrużyła oczy. Choć chciała to nie drążyła tematu, bo uznała, że mężczyzna i tak pokazał więcej kart niż planował. Pokręciła głową z rezygnacją. Teraz i tak sama na głowie miała jak najszybszą reakcję na pojawienie się Andersona.
- Do zobaczenia panie Morgan - powiedziała i otworzyła drzwi swojego auta.

Mężczyzna poczekał aż Corday wsiądzie i zapali silnik. Poklepał blachę dachu samochodu w geście pożegnania i odsunął się od drzwi robiąc miejsce do wyjazdu z zatoczki. Blondynka jadąc już widziała we wstecznym lusterku jak chwilę patrzył za jej samochodem, a potem postawił kołnierz i ruszył w swoim kierunku.
- Dobra, coś muszę dalej z tym zrobić - złapała się za głowę i podrapała po niej. Drugą ręką prowadziła samochód, a spojrzeniem odruchowo już wyszukiwała na drodze auta, w którym dostrzegła wcześniej Andersona. Nie było jej do śmiechu, bo jeśli jednak ona była celem jego podglądania to z nim będzie potrzebowała masy szczęścia, by ujść z życiem gdyby ją zaatakował. Tylko po co miałby chcieć jej zagrażać?
Jechała wolno jak na swoje zwyczajowy styl prowadzenia, więc wyciągnęła notes, kładąc sobie go na kolanach i sięgnęła po telefon do kieszeni. Wydzwoniła swojego Komendanta.

- Cześć Szefie, jest sprawa - powiedziała jak tylko odebrał połączenie. - Widziałam Andersona, podam panu numery auta, którym odjechał.
- OK, ale nie spodziewałbym się zbyt wiele po danych z bazy - odparł Sinclair po zapisaniu numeru i rozłączył się.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 21-08-2018, 19:55   #56
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Po kilkunastu minutach Corday otrzymała telefon zwrotny, tym razem od Lewis.
- Inspektorze - zabrzmiał w słuchawce głos młodej konstabl. - Samochód został skradziony niedługo po ucieczce Andersona. - Nie mogliśmy skontaktować się z bezpośrednio właścicielem, ale jego żona zgłosiła zaginięcie. Mężczyzna znajduje się w szpitalu Bractwa i niedawno odzyskał przytomność. Został znaleziony na ulicy, bardzo dotkliwie pobity. Pęknięte żebra, złamana ręka z przemieszczeniem i pęknięta czaszka, ale nie ma zagrożenia dla jego życia.
Lista obrażeń poszkodowanego była nieciekawa i dawała Iryii dokładne wyobrażenie o tym jak wygląda konfrontacja z Andersonem. Miała też nadzieję, że nie będzie powtórki rozrywki i były klient Morgana nie odwiedzi jej w mieszkaniu, z zamiarem rzucenia się na nią z nożem. Wtedy to tylko fart mógłby uratować jej skórę.
- Dzięki Amy - odparła Corday i już miała powiedzieć, że pojedzie przesłuchać gościa, ale przypomniało jej się, że jest na urlopie. - Przekaż te informacje Komendantowi i on wyznaczy kogo z was pośle do tego poszkodowanego by go przesłuchać - powiedziała ostatecznie.

- Komendant już wie. To on polecił mi do pani zadzwonić. Szef pewnie wyśle tam Coopera - zawyrokowała Amy. - Ramsey zna się na pobiciach jak nikt inny u nas w biurze, ale w obecnej sytuacji na przesłuchanie w jego stylu jest już za późno - zażartowała. - Mogę jeszcze jakoś pomóc? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Hymmm - Irya zastanowiła się chwilę, czy to co jej chodziło właśnie po głowie, było dobrym pomysłem. - Tak możesz mi pomóc. Zasugeruj Komendantowi by w związku z Andersonem zlecił obserwację mnie oraz jego prawnika, Charlesa Morgana.
- Emm… - zająknęła się Amy w mieszaninie zaskoczenia i paniki. - Spróbuję zrobić co w mojej mocy - obiecała po chwili z większą już determinacją.
- Dasz sobie radę - odparła Inspektor wielce optymistycznym tonem. - To na razie.

Po rozłączeniu się, odłożyła telefon na boczne siedzenie i w pełni skupiła na prowadzeniu, przez co znacznie przyśpieszyła. Na wszelki wypadek nie jechała prostą drogą do swojego mieszkania. W drodze często zerkała w tylne lusterko by upewnić się, że nie jest śledzona.

***


Zgodnie z obietnicą umowa od prawnika przyszła tego samego dnia. Miała mnóstwo wolnego czasu, więc rozsiadła się wygodnie na kanapie i z kieliszkiem czerwonego wina uważnie czytała dokumenty. Irya mogła się spodziewać, że opisana sytuacja i zarzuty były przerysowane do granic absurdu i praktycznie mogłyby wywołać trzecią wojnę korporacyjną. No ale trzeba uderzyć wysoko aby w czasie negocjacji zejść do akceptowalnego poziomu. Morgan zalecał przekazanie mu przedstawicielstwa w sprawie co z jednej strony zwalniało Iryę z wszelkich działań, ale niosło ryzyko, że prawnik poprowadzi ją całkowicie po swojemu bez konieczności informowania o jej przebiegu.
Po chwili rozmyślań w końcu zdecydowała się podpisać zgodę na to by Morgan był jej przedstawicielem w sprawie, uznając, że sama nie lubiła gdy ktoś jej patrzył na ręce przy pracy, to nie dziwiło jej, że również prawnik wolał mieć swobodę działania.

- No dobra, to teraz czas nadrobić zaległości filmowe - powiedziała do siebie i odłożyła papierologię. Wstała od biurka i skierowała się do salonu, gdzie zamierzała zalegnąć na swojej kanapie, która była idealna do całodziennego nicnierobienia.

***

Było już późno kiedy rozległ się telefon. Irya popatrzyła na zegarek i zdała sobie sprawę, że przysnęła na kilka godzin na kanapie, przed telewizorem. Wyciągnęła rękę po aparat, nawet trochę zadowolona, że ktoś jej przerywa nudę. Na wyświetlaczu widniało nazwisko Coopera. Zdziwiło ją to, bo nie miała pomysłu czego może od niej chcieć.
- Proszę pani - zabrzmiał w słuchawce Dennis - Właśnie do podziemnego parkingu zajechał czarny van bardzo podobny do tego poszukiwanego. Blachy co prawda są inne, ale zaparkował, zgasił silnik i na razie nie widzę ruchu. Trochę podejrzane więc myślałem, że chciałaby pani wiedzieć. Może pójdę go sprawdzić? - zaproponował.

Irya poczuła jak ciarki przeszły jej po plecach.
- W żadnym wypadku nie wychodź do niego - rozkazała i wstała raptownie z kanapy. - Dzwoń po wsparcie, żeby było w gotowości, ale na razie nie reagować dopóki nie dam sygnału - mówiła dalej, gdy nerwowym krokiem podeszła do drzwi, by upewnić się, że są zamknięte na wszystkie zamki. Następnie zdjęła z wieszaka uprząż z pistoletem i pośpiesznie skierowała się do garderoby po kamizelkę kuloodporną. - Informuj mnie jak coś będzie robił.
- Kierowca wyszedł z samochodu. Jeansy, skórzana kurtka, kaszkietówka. Rozgląda się. Teraz kieruje się w stronę windy - na bieżąco relacjonował Cooper.
Wbiegnięcie po schodach na drugi poziom mieszkania chwilę jej zajęło. Nagle też gojąca się na jej boku rana zaczęła ją swędzieć. Blondynka dopadła do szafy i wyciągnęła z niej to czego potrzebowała. Ubrała na siebie i założyła szelki z bronią. Na to narzuciła szeroką koszulę, jaką zwykle nosiła. Serce biło jej coraz szybciej, bo opóźnianie wydania rozkazu o wkroczenie do akcji wsparcia było ryzykowne dla jej życia. Ale wiedziała, że jeśli teraz ich wypuści to nie dowie się czy na pewno Anderson przyszedł po nią. Takie potwierdzenie dostanie jedynie gdy stanie w drzwiach jej apartamentu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 23-08-2018 o 14:36.
Mag jest offline  
Stary 24-08-2018, 14:55   #57
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Chwilę mu zajmie dojechanie na szczyt wieżowca - skomentowała do Coopera, gdy po ubraniu się wzięła z powrotem telefon w dłoń. Wyszła z sypialni i usiadła na podłodze przed schodami, tak by mieć widok na wejście do mieszkania. W dłonie ujęła pistolet i zdjęła zabezpieczenie. - Czy widziałeś, żeby miał przy sobie broń palną? - zapytała podwładnego.
- Nie, nie wiedziałem. Miał dosyć obszerną kurtkę - odpowiedział mężczyzna. - Wsiada do windy. Co mam robić?
- Więc może mieć i broń, i porządną kamizelkę. Trzeba będzie celować w głowę... - skomentowała Irya bardziej do siebie niż do podwładnego. - Najlepiej zgłoś numery pojazdu i zauważenie go, a następnie odjedź - rozkazała. - I pod żadnym pozorem nawet nie myśl, żeby iść do niego - nakazała. - Ten typ będąc związanym zabił dwóch uzbrojonych wewnętrznych - dodała by zadziałać na wyobraźnię Coopera.
- OK - Cooper potwierdził i rozłączył się. Nie minęło nawet 5 minut kiedy znowu zadzwonił.
- Zgłosiłem. Powiedzieli, że wyślą patrol i przekażą informację wewnętrznym. Radiowóz będzie tu pewnie w przeciągu 10 minut. Potraktowali to standardowo i nie dziwię się im. Gdyby nie pani to pewnie my też mielibyśmy to już w dupie… - Dennis urwał nagle przypominając sobie najwidoczniej, że jego rozmówczyni mimo młodego wieku ma jednak wyższy stopień. - Znaczy... wykazywalibyśmy minimalnie konieczne zaangażowanie - zreflektował się. - Jeśli chodzi o wewnętrznych to nie mam pojęcia w jaki sposób zareagują. Jest pani pewna, że mam panią zostawić? - dopytywał. - Mam nadzieję że Szef nie urwie mi głowy.
- No cóż wewnętrzni zareagują stosownie do poziomu wkurwienia jakie mają po tym jak Anderson zabił im ludzi - odparła Irya. - Tak, jedź i nie przejmuj się tak Sinclairem - dorzuciła tonem rozkazu.
- No dobra znikam stąd - Cooper powiedział niechętnie i rozłączył się.

Corday schowała telefon do kieszeni spodni i wróciła się do sypialni. Tam z szafki nocnej wyciągnęła pasek z kaburą, wraz z małym rewolwerem i zapięła go na łydce lewej nogi, chowając pod spodniami. Wróciła na schody i w napięciu chwilę czekała oparta o ścianę.
- Pieprzyć to. Mam zbrojone drzwi, z bara nie wejdzie - wstała raptownie i zeszła na dół, chowając pistolet do kabury na szelkach. Weszła do kuchni i wyciągnęła sobie kieliszek oraz butelkę schłodzonego wina. Podobno z procentami w krwioobiegu miało się większą odporność na śmierć. Nalała sobie pełną lampkę i włączyła cicho muzykę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=R1TSiB9OuVM[/media]

Usiadła przy stole i wsłuchując się w melodię, powoli sączyła alkohol. Spojrzenie miała wbite w wielkie okno wychodzące na taras, które teraz, nocną porą dnia robiło również jako lustro, w którym widziała to co było za nią - wejście do jej mieszkania.

Czas dłużył się niemiłosiernie. Po dwudziestu minutach wyczekiwania rozległ się sygnał interkomu.
Irya, która nie wzdrygnęła się chyba tylko dlatego, że wino zdążyło ukoić jej nerwy. Nie wstała od razu i z dużym ociąganiem skierowała się do drzwi.
- Jak dobrze wychowany... - sarknęła. Oczywiście nie otworzyła drzwi, a jedynie włączyła na panelu domofonu podgląd na korytarz. Zdziwiła się widząc kto tam stoi.
- Tutaj agenci Johnson i Roberts z CBI. Jesteśmy w sprawie zgłoszenia o pojawieniu się poszukiwanego przez nas Erica Andersona. Chcielibyśmy porozmawiać - usłyszała przez głośnik domofonu. Na ekranie widziała, że naprzeciw drzwi stał jeden ze “sztywniaków” w typowych gajerach, a drugi stał obok i patrzył wzdłuż korytarza w kierunku gdzie znajdowały się windy.
Blondynka chwilę stukała paznokciami o wyświetlacz interkomu, aż w końcu wdusiła guzik nadawania.
- Którego zgłoszenia? Tego z ranka czy sprzed dwóch kwadransów? - zapytała. - Mniejsza o to. Nie mam nic do dodania ponad to co już przekazałam - dodała naprędce.
- Tego sprzed dwóch kwadransów - doprecyzował agent. - Mało nas interesuje czy uważa pani przekazane do tej pory informacje za wystarczające. Mamy kilka pytań, na które chcemy odpowiedzi.
- Proszę okazać swoje legitymacje - odparła niezrażona ich nastawieniem i wciąż niechętna by iść im jakkolwiek na rękę.
Stojący najbliżej drzwi agent wyciągnął legitymację i skierował ją do kamery. Na pierwszy rzut oka wyglądała bez zastrzeżeń. Dokument mówił, że jego właściciel nazywa się Johnson. Po agencie widać było lekkie zirytowanie.
Irya wyciągnęła telefon i spisała jego numer.
- Ten drugi też niech się pokaże - powiedziała, mając oczywiście na myśli jego papiery.
Roberts zaprzestał lustrowania korytarza, popatrzył z sarknięciem w kamerę i nie zmieniając pozycji również pokazał do kamery dokument potwierdzający jego tożsamość.


Również i jego numer został spisany przez Inspektor. Wiadomość posłała do swojego ojczyma.
- Proszę czekać aż zweryfikuję wasze uprawnienia - powiedziała i puściła guzik nadawania.
- Ja pierdolę... - rzucił Roberts w złości. Co prawda odwrócił przy tym głowę w kierunku korytarza, ale zbyt późno.
Irya na telefonie wybrała numer Davida.
- Dwóch wewnętrznych dobija mi się do drzwi - powiedziała jak tylko odebrał. - Sprawdź mi ich proszę w systemie. Wolę się upewnić, że to nie są jacyś przebierańcy.
- Wygląda na to, że to ludzie od Mitchella - odpowiedział dosyć zaskoczony całą sytuacją ojczym. - Co się dzieje? - zapytał z troską w głosie.
Kobieta westchnęła ciężko i potarła sobie skronie, które zaczynały pulsować bólem.
- Najprawdopodobniej przegonili mi Andersona sprzed drzwi - odpowiedziała mu szczerze. - Rano go w każdym razie przyuważyłam na parkingu, gdy wychodziłam z restauracji. Dzięki, ta informacja mi wystarczy - po tych słowach rozłączyła się. - A ja tak się martwiłam, że będę się nudzić na urlopie… - sarknęła i nieśpiesznie zaczęła otwierać zamki w drzwiach. W końcu je otworzyła.

- Zapraszam - powiedziała do stojących za nimi agentów, nie kryjąc swojej niechęci.
Johnson wszedł do środka z kamiennym wyrazem twarzy, ale Roberts emanował wręcz irytacją. Po wejściu głębiej do mieszkania pierwszy z nich zatrzymał się i odwrócił do właścicielki wyciągając notes, drugi pozwolił sobie na dotarcie na środek pomieszczenia i bezwstydne lustrowanie obu kondygnacji. Irya popchnęła drzwi, które z głośnym trzaskiem zamknęły się. Przekręciła tylko dwa zamki i stanęła przodem do facetów w garniakach. Milczała, czekając na ich reakcję.
- Zróbmy to szybko - zaproponował Roberts. - Co łączy panią z Eric’em Andersonem i dlaczego miałby mieć coś przeciwko pani?
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 24-08-2018 o 14:59.
Raga jest offline  
Stary 28-08-2018, 14:54   #58
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Corday skrzyżowała ręce przed sobą. Jej mina nie wyrażała emocji, może tylko była lekko zarumieniona przez wypity alkohol.
- Jedyne co mi przychodzi do głowy to chęć zemsty za Hilla, z którym był widywany lub za to, że go przyskrzyniłam kilka dni temu - powiedziała i na koniec wzruszyła ramionami.
- Dlaczego akurat na pani miała się skupić jego uwaga? Z informacji jakie mamy to było tam wielu funkcjonariuszy. Dlaczego akurat może mu chodzić o panią? - dociekał mężczyzna.
- Ponieważ to ja prowadziłam negocjacje w trakcie zatrzymania. Również ja byłam osobą, która wyprowadziła go z celi i przekazała agentom, którzy przyjechali po niego z nakazem - powiedziała ze znużeniem. - I też ja zastrzeliłam Hilla, gdy napadł na mnie w moim nowym mieszkaniu. Jak widać powodów mógł mieć kilka.
- Czy do dzisiejszego widziała go pani lub miała z nim jakikolwiek kontakt? - padło kolejne pytanie.
- Nie - odparła krótko.
- W jakich okolicznościach widziała go pani wcześniej dzisiejszego dnia? - zainteresował się Johnson.
- Wychodząc z restauracji raczej przypadkiem go zauważyłam - powiedziała, mrużąc lekko oczy, gdy wspominała to wydarzenie. - Zdawał się być zaskoczony, że go dostrzegłam. Szybko zwinął się i odjechał wozem.
- Czy rano lub teraz towarzyszył pani ktoś kim Anderson mógłby być również zainteresowany?
- Rano byłam na spotkaniu z prawnikiem. Do mieszkania wróciłam sama. Mieszkam tu sama - wyjaśniła. - Sądząc po tym, że Anderson tu się pojawi, można założyć, że chodziło mu o moją osobę.

Agent sprawiał wrażenie jakby miał ochotę drążyć temat, ale z jakiegoś powodu odpuścił.
- Obecności Andersona nie udało nam się stwierdzić. Miejmy nadzieję, że to nie tylko pani przewrażliwienie w związku z poprzednią napaścią- stwierdził w końcu po krótkiej pauzie.
- Na jakiej podstawie zakłada pani, że w ogóle tutaj był? - Roberts, którego najwidoczniej znudziło podziwianie mieszkania Corday, odezwał się nagle z wyczuwalnym zarzutem w głosie.
- Sądząc po tym, że tu jesteście tak szybko to moja pewność co do tego tylko się zwiększyła - odpowiedziała Irya ze wzruszeniem ramion. Nie przejmowała się, że Johnson próbował to zrzucić na jej złe wcześniejsze doświadczenia. - Ze śniadania wracałam okrężną drogą by zgubić ewentualny ogon. To by oznaczało, że musiał dowiedzieć się o moim adresie zamieszkania z innych źródeł. A to już by tłumaczyło dlaczego dopiero teraz się pojawił.
- Nasza reakcja wynika z tego, że chcemy go dorwać! Póki co nie mamy żadnego dowodu na to, że tu w ogóle był. Tylko zgłoszenie o vanie podobnym do skradzionego, ale na innych blachach i kolesiu w kaszkiecie. Ani samochodu ani kolesia nie ma - zaczął rozpędzać się Roberts.
- Spokojnie. Złapiemy go - próbował uspokoić kolegę Johnson. - Ale faktycznie niewiele udało nam się ustalić. Praktycznie nie mamy żadnych konkretów - zwrócił się z powrotem do Corday usprawiedliwiając swojego partnera. - Myślę że nic tu po nas. Jeśli nie ma pani nic do dodania to będziemy się zbierać.
- Biorąc pod uwagę jak zareagowaliście, to wnioskuję, że Anderson to raczej nie daje wam za wiele okazji na znalezienie się. Cóż... Mogliście poczekać aż się ujawni - odparła ze wzruszeniem ramionami. W sumie to liczyła, że ten bardziej nerwowy z agentów, w złości zechce się bardziej otworzyć. - Teraz to pewnie go przepłoszyliście.
- Luna to bardzo duże miasto. W dodatku sama pani wie, że procedury nas mocno ograniczają tylko do pewnych jej obszarów - wyjaśnił Johnson bardziej chyba po to żeby poczuć się lepiej niż żeby kogoś pouczyć. - Jeśli to był Anderson to już go nie ma, ale równie dobrze mógł to być tylko kurier dostarczający komuś jakąś przesyłkę.

Irya przypatrywała się im mocno zastanawiając się czy chce drążyć dalej ten temat. Dla niej Johnson i Roberts byli tylko pionkami, którzy najpewniej nie mieli pojęcia co mogło dziać się za kurtyną. Bo co niby mogliby wiedzieć? Że Anderson był agentem, był po ich stronie i został wywieziony na odstrzał przez tych dla których szpiegował? Na pewno tego nie wiedzieli. Z drugiej jednak strony mogłaby powiedzieć coś, co podda w wątpliwość ich przekonania. Pytaniem tylko było czy chciało jej się w to bawić. Na pewno też by to jej zrzuciło na głowę uwagę wewnętrznych, a to już było coś czego żaden zdrowo myślący policjant nie chciał.

- No cóż, gdybym go znowu zauważyła to dam znać - stwierdziła na koniec.

Agenci podziękowali za współpracę z nierównym zaangażowaniem i zaczęli kierować się do drzwi. Gdy Corday chciała im je otworzyć zauważyła na wyświetlaczu interkomu postać stojącą na jej korytarzu i lustrującą jej systemy zabezpieczeń. Był to mężczyzna przypominający wyglądem tego, którego opisywał Dennis.
Zmarszczyła brwi. Gdyby była sama, pewnie by udawała, że jej nie ma. Obecność agentów dodawała jednak jej pewności.
- Czekajcie - powiedziała nagle do wewnętrznych, tonem jakby byli jej podwładnymi. - Typ pasuje do opisu - wskazała palcem na wyświetlacz.
Johnson i Roberts, gdy dotarło do nich co widzą, obaj jak na sygnał sięgnęli do kabur i wyciągnęli broń ustawiając się przy drzwiach. Agenci wyglądali jakby przejęli się tym dużo bardziej niż Irya. Chyba nie było się co im dziwić, bo byli pewnie przekonani, że Anderson uprowadził tamtych dwóch i kazał im jechać do doków, a tam zastrzelił. W zasadzie też powinna się obawiać, ale... była po lampce mocnego wina. Corday zrobiła szybkie podsumowanie za i przeciw by otwierać drzwi, aż w końcu ciekawość wzięła górę. Z resztą w razie draki miała pod koszulą kamizelkę kuloodporną. Przyglądając się wyświetlaczowi, zdała sobie sprawę, że nieznajomy mógł zacząć majstrować przy zamku. Trzeba więc było więc inaczej do tego podejść i to należało zadziałać jak najszybciej.
- Ty na piętro - powiedziała do Johnsona i wskazała palcem wyższy poziom mieszkania. - A ty o tam za ścianę - rozkazała, by bardziej efektywnie ich wykorzystać w razie ataku na jej osobę. Sama zajęła miejsce przy drzwiach.
Agenci trochę niezadowoleni, że nagle przesłuchiwana osoba zaczęła wydawać im polecenia, mimo wszystko je wykonali spostrzegając swoje dotychczasowe sceptyczne podejście. Postać na wyświetlaczu, po trwającej jeszcze chwilę obserwacji drzwi i interkomu, zaczęła się wycofywać w kierunku wind.

- Cholera, nadal nie widać mordy… Odchodzi - zrelacjonowała Irya z lekką nutką zawodu w głosie. - Ale wersję o kurierze można spokojnie odrzucić przez brak paczki i niezdrowe zainteresowanie moimi systemami przeciwwłamaniowymi - skomentowała. - Chcecie iść za nim, czy czekacie? Kto wie, może tylko nie wziął odpowiedniego wytrychu i tylko wraca się do auta - dodała.
- Auta nie ma w garażu - odpowiedział na to Johnson zbiegając po schodach.
- Kurwa, Mitchell nam łby pourywa jak się dowie, że mieliśmy okazję Andersonowi wsadzić kulkę i nam zwiał - zaklął Roberts otwierając drzwi. Obaj agenci wypadli na korytarz i pobiegli za podejrzanym, który na odgłos otwieranych drzwi rzucił się do ucieczki po schodach przeciwpożarowych. W kilka sekund mężczyźni zniknęli z oczu inspektor.
Corday wyjrzała za nimi na korytarz, ale nie miała zamiaru dołączać do pościgu. Wróciła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi, o które oparła się plecami.
- Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby tych dwóch zastrzelił na mojej klatce schodowej - pokręciła głową z rezygnacją.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 29-08-2018, 13:54   #59
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Poprzedni wieczór był jednym z najcięższych w jej życiu. Wpierw było wyczekiwanie na informację co z agentami, a gdy ci stawili się w jej drzwiach cali, zdrowi i wielce niezadowoleni, mogła odetchnąć z ulgą. Nie mniej po ich ponownym wyjściu, Irya potrzebowała już mocnego alkoholu by zasnąć. Mocno schłodzona whiskey z dużą kostką lodu ululała ją do snu.

***

Dzień 15 czwartego miesiąca roku

Rankiem kolejnego dnia, obudził ją budzik, który zapomniała przestawić na późniejszą porę. Czuła się paskudnie, z mocnym kacem. Wstała tylko po to by napić się wody. Wróciła do łóżka i próbowała znów zasnąć. Po godzinie wiercenia się, uznała, że nic z tego nie wyjdzie i wstała. Z kubkiem gorącej kawy, owinięta kocem, zasiadła na kanapie przed oknem wychodzącym na taras.
Zmrużyła oczy zastanawiając się nad motywami Andersona. Czy faktycznie chciałby się na niej zemścić za to o czym wspominała agentom, czy chodziło o coś innego?
Mogła się tylko pocieszać, że po tym wczorajszym cyrku napastnik pomyśli dwa razy zanim znów ją odwiedzi, wiedząc, że jest pod obserwacją wewnętrznych.

Odgłos telefonu spowodował u Corday czarne myśli. Przez ostatnich parę dni urządzenie nie kojarzyło się jej z dobrymi informacjami. Na wyświetlaczu ku zaskoczeniu Iryi widniało nazwisko Joshua Patel’a.
- Dzień dobry pani inspektor. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam na urlopie - zaczął lekko zakłopotany. - Jeszcze nie mam wyników, ale ciało Hilla zostało zgodnie z procedurami zabrane do kremacji. Co ciekawe jeden z pracowników krematorium był Cleanerem i wyczuł od niego ślady Mrocznej Harmonii. Nie znaczy to, że denat działał po tamtej stronie, ale na pewno mógł mieć kontakty z jakimś heretykiem - kontynuował technik. - Pomyślałem, że chciałaby pani o tym wiedzieć.
- Oh... - Corday poczuła jak na wspomnienie o tym po plecach przeszły jej zimne ciarki. Blondynka westchnęła ciężko. Na razie jednak nie chciała nawet myśleć o tym z czym mogło się to wiązać. Przynajmniej do czasu otrzymania wyników laboratoryjnych zamierzała nadal myśleć, że Hill był naprany prochami a nie...
Pokręciła głową chcąc pozbyć się czarnych myśli.
- Czy w związku z tym będzie prowadzone jakieś dodatkowe śledztwo? - zapytała w końcu.
- Bractwo na pewno dostało cynk. Przyślą pewnie kogoś do nas po akta sprawy, ale Hill to był pionek. Nie znaleźliśmy wiele powiązań do jego osoby. Na mój gust ucieszą się, że jest martwy, a po kremacji przestaną o nim pamiętać - zawyrokował Patel.
- Albo po zapoznaniu z dowodami bardziej zaczną się interesować - powiedziała z niezadowoleniem. - Jak mówisz, Hill to był tylko pionek. Tam był jeszcze jeden typ, który go przyprowadził do mojego mieszkania. No nic… Dzięki za informację.
- Jeśli coś jeszcze będę wiedział to od razu dam znać - obiecał Patel. - Miłego urlopu. - Po tych słowach się rozłączył.

***

Dni 16 - 21 czwartego miesiąca roku

Wbrew obawom młodej inspektor tydzień urlopu minął bez ekscesów. Po części na pewno dlatego, bo cały ten czas siedziała w domu i nigdzie nie wychodziła. Po Andersonie nie było śladu. W mediach pojawiła się krótka informacja o gangu motocyklowym funkcjonującym pod nazwą “Szczury”. Nagle z dnia na dzień zaczęli panoszyć się coraz bardziej. Do tego ich zuchwałość oraz dotychczasowa działalność na granicy prawa przekroczyła wszelkie granice. Skończyło się na tym, że gang został rozbity. Część gangu zginęła w starciu z policją, a pozostali zostali schwytani i zostaną osadzeni. Tknięta przeczuciem inspektor sprawdziła informacje na giełdzie. Nie była zaskoczona, że dane dotyczące akcjonariuszy spółki Crimeshield uległy zmianie.

Cytat:
Crimeshield (akcjonariusze i dzielnice):
Robert Parker - Southside East 36%
Christopher White - Gotland 32%
Henry Jones - Southside West 17%
Brian Robinson - The Nines North 12%
Arthur Edwards - The Nines South 3%
Sądząc po tym kto wskoczył wyżej, mogła założyć, że Marie dokonała dobrego wyboru i miała się dobrze. I to już był powód do cieszenia się, bo tylko na tym jej zależało. No i miała jeszcze tą bardzo dużą przysługę ze strony prawnika, któremu to umożliwiła. Z nim jednak nie kontaktowała się przez ostatnie dni. Jeszcze w dniu zauważenia Andersona na jej parkingu, korciło ją by posłać Morganowi zgryźliwą wiadomość apropo tego, że ponownie jego klient nachodzi ją w domu, ale odpuściła sobie. Musiała odpocząć od myślenia o nim. Jak na razie przez niego miała głównie problemy.

Wolny czas przetracała w domu. W przeciwieństwie do mieszkania na Southside, gdzie została napadnięta przez Hilla, to tutaj było znacznie lepiej wyposażone. Miała tu więc takie udogodnienia jak sauna czy dobrze zaopatrzona prywatna siłownia. Z tej ostatniej najczęściej korzystała i to tak na granicy rozsądnego jej używania. Pozwalało jej to wyładować nadmiar energii i wyluzować się pomimo nieciekawej sytuacji w jakiej się znalazła.
Przez te dni tylko raz wyszła do kliniki, by zdjąć szwy z rany. Pozostały czas nie wychodziła nawet do restauracji, żywiąc się jedynie tym co przygotowywała jej gosposia rodziców, która raz na dobę ją odwiedzała i robiła porządki w mieszkaniu.

Patel zgodnie z obietnicą dał znać jak poszły wyniki badań. Ograniczył się do wiadomości tekstowej informującej, że badania toksykologiczne Hilla okazały się negatywne.
Inspektor w odpowiedzi podziękowała mu, pozostawiając tą informację bez komentarza.
- Ja pierdolę... - westchnęła odkładając telefon na stolik kawowy. Teraz już było pewne, że Hilla nasłał na nią jakiś Heretyk. Zachodziła w głowę, dlaczego, ale nie miała żadnego pomysłu. Jednak to już było poza jej kompetencjami. Postanowiła nie informować ojczyma o tym, by go niepotrzebnie nie denerwować.

Inspektor zauważyła, że praktycznie równocześnie z informacją od technika przyszedł do niej mail od Morgana. Zawierał on skróconą wersję działań jakie podjął w sprawie odszkodowania wynikającego z napaści na nią.
Rozbuchane oskarżenie zostało rozbudowane o zagrożenie życia wszystkich mieszkańców apartamentowca. Właściciel został zmuszony do wpłaty kaucji oraz wypłaty odszkodowania, dla poszkodowanej, którego sporą część zgodnie z umową zgarnął prawnik. Aby zdobyć fundusze właściciel musiał zaciągnąć kredyt pod zastaw budynku.
Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nałożyło się to z kontrolą zabezpieczeń, jaka wynikła z anonimowego donosu.
Z powodu braku funduszy do zapłacenia olbrzymiej kary cały budynek został przejęty przez bank i poszedł pod młotek.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 29-08-2018 o 15:11.
Raga jest offline  
Stary 31-08-2018, 11:45   #60
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przynajmniej jedna dobra wiadomość - skomentowała, ale bez entuzjazmu. Urlop ją już zaczynał męczyć. W końcu podjęła decyzję by wyjść z bezpiecznej ostoi jaką było jej mieszkanie. Ubrała się, zabrała broń i wyszła z mieszkania.


Na strzelnice przyjechała akurat kiedy była najmniej oblegana. Miejsce to należało do znajomego Davida i przed przeniesieniem Irya regularnie tu przychodziła szlifować swoje umiejętności. Tory były puste i mogła sobie do woli wybierać, z którego toru będzie korzystać. Rozstawiła się ze swoim sprzętem na stoliku i założyła słuchawki ochronne oraz okulary.
Wzięła w dłoń swój ulubiony pistolet ten sam, któremu zawdzięczała życie i zajęła miejsce. Ustawiła się w pozycji strzeleckiej. Wycelowała i nacisnęła na spust. Zapach prochu był przyjemny, a adrenalina która wydzielała się przy każdym strzale, pozwalała jej się zrelaksować.

Dzień 22 czwartego miesiąca roku

W końcu nadszedł dzień powrotu do pracy. Inspektor obudziła się tuż przed budzikiem i wpatrywałą się w cyfry w oczekiwaniu na sygnał. Telefon jednak był szybszy.

- Czekam na na dole. Złaź - w słuchawce odezwał się dawno nie słyszany głos komendanta. - Jasne, będę gotowa za kwadrans - odparła zaspanym głosem i rozłączyła się. Gdyby nie wczesna pora to nawet by się ucieszyła, że w końcu wraca do roboty. Zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki by przyszykować się do wyjścia.
Spokojnie zdążyłaby wyrobić się krótszym czasie, ale ogólne rozleniwienie sprawiało, że nie chciało jej się śpieszyć. Wzięła prysznic i ubrała się. Założyła też pod koszulę kamizelkę. Z sypialni zabrała jeszcze pistolet i legitymacje, po czym zeszła na dół.

Na parkingu zjawiła się 10 minut po czasie. Długo nie szukała swojego przełożonego, bo auto Sinclaira zostawiało wyjazd jej bryce. Z rękami w kieszeniach podeszła do mężczyzny.
- Jakaś szczególna okazja, że pana tu widzę? - zapytała.
- Jedziemy do Collinsa. Pamiętasz go jeszcze? - pytanie było ewidentnie retoryczne.
- Tak, ten typek na którego lokal napadł Anderson i jego chłopaki - odparła. - Co tym razem zrobił? - zapytała otwierając drzwi komendanta od strony pasażera.
- Co zrobił to akurat nie wiemy, ale podobno ma problemy z Crimeshield - odparł Sinclair i ruszył z piskiem jak tylko Corday zatrzasnęła drzwi.
- A cóż by mogło być innego... - sarknęła i zaczęła się wiercić starając się znaleźć wygodną pozycję na fotelu. - Myśli pan, że wewnętrzni nadal mi zaglądają w okno, czy już się znudziło im czekanie na Andersona? - zmieniła temat.
- A cholera wie - odpowiedział komendant skupiony na wyprzedzaniu “na trzeciego”. - Mogło im się znudzić. Nie wiem jak bardzo im na nim zależy i jakie mają tropy. Mitchell najwidoczniej potraktował to dosyć osobiście, więc jeśli nic więcej nie mają to pewnie wydelegował kogoś żebyś była pod stałą obserwacją. - Wypowiedź była bardziej rozważaniem niż pewnością.
- Wydaje się, że sprawę Andersona traktują bardzo osobiście - stwierdziła Irya, nadal się wiercąc. - Jeden z agentów nawet wygadał się, że ich szef się wścieknie jak nie dopadną go - wzruszyła ramionami. - Odnoszę wrażenie, że teraz ja jestem ich jedynym tropem do Andersona - skrzywiła się. - Więc jeszcze pewnie jakiś czas będę miała swojego osobistego podglądacza z CBI. Swoją drogą cała ta sprawa śmierdzi na kilometr. Czemu w ogóle pojechali do doków? Anderson już ich spacyfikował w samochodzie i kazał się tam wywieźć?
- Nic na to nie wskazywało - zaprzeczył Sinclair. - Raczej to oni chcieli go dorwać, a on jakimś cudem się uwolnił. A może sami go rozkuli i kazali uciekać. Taki scenariusz mi najbardziej pasuje do sytuacji jaką przedstawił Patel, ale ni cholery nie pasuje mi to do Mitchella - zamyślił się na koniec.

- No dobra, ale po chuj mieliby go z własnej woli wypuszczać? - pytała dalej. - Ktoś im zapłacił? Czy była to ich samowola, czy coś o czym Mitchell nie wiedział? Prędzej bym uwierzyła, że pojechali tam go odstrzelić z jakiegoś powodu, ale nie docenili exwojskowego.
- I co? Mieli go zastrzelić skutego? Czy w reakcji na ucieczkę? Zawsze mogli się tłumaczyć, że w jakiś sposób się uwolnił i zaczął uciekać. Mnie skutego za nic nie zmusiliby do ucieczki. Spróbuj się pozbierać z ziemi jak się wypieprzysz - komendant parsknął śmiechem. - Pytanie tylko czy stał za tym Mitchell czy ktoś inny - ponownie zasępił się Sinclair.
- Biorąc pod uwagę, że prawnikiem Andersona był Morgan, plus nie sprawiał problemów przy zatrzymaniu co osobiście zapisałam w aktach... Miał więc praktycznie gwarantowane wyjście z paki - spojrzała na komendanta. - Nie miał więc najmniejszych powodów, żeby zabijać wewnętrznych.
- Nie miał powodów ich zabijać niesprowokowany - Sinclair powtórzył słowa Corday jednak zmieniając zakończenie, które dodatkowo zaintonował. - Nadepnęłaś mu aż tak na odcisk żeby chciał się na tobie mścić? Z akt nic takiego nie wyczytałem. - zapytał zerkając w końcu na pasażerkę.
- A ja wiem... Hill miał jeszcze mniej powodów, a jednak czekał na mnie z nożem - prychnęła. - A raczej został przeprowadzony do mojego mieszkania... Coś z nagrań udało się uzyskać? Chociaż jakieś poszlaki kim była tamta osoba?
- Hill był naćpany albo gorzej. Określił bym go przynajmniej niepoczytalnym - odparł Sinclair. - Ten dealer był tylko pieprzonym narzędziem - epitet w wykonaniu komendanta brzmiał jak zwykły przymiotnik. - Anderson, z drugiej strony, robił wszystko z własnej inicjatywy. Tak szczerze to wszelkie jego działania względem ciebie nie wykraczały poza zwykły stalking. Ja na jego miejscu, jakbym chciał cię dorwać, zrobiłbym to już wiele razy - komendant zerknął na podwładną z wyższością i rozbawieniem jednocześnie. - A co do nagrań to nic więcej nie znaleźli.

- No cóż, w przeciwieństwie do co niektórych, Anderson przynajmniej miał jakieś tam realne szanse mnie kropnąć - odparła z ironicznym uśmieszkiem, na uwagę przełożonego. - A o Hillu pan nie wie? Był czysty jak łza, zero całkowite na toksykologii. Ale wyszło coś gorszego. W krematorium Cleaner wyczuł w nim Mroczną Harmonię. Można więc zakładać, że kimkolwiek był ten, który Hilla do mnie zaprowadził, najpewniej należał do Heretyków - na koniec wypowiedzi zrobiła minę jakby zjadła cytrynę.
- Pewnie, że wiem - żachnął się Sinclair udając obrazę. - Wiem o wszystkim co się dzieje na moim posterunku. To, że Jesteś dużą dziewczynką i nie trzeba stać nad tobą nie świadczy o tym, że mam cię kompletnie w dupie. W końcu jak by ci się coś stało to wiesz ile papierków dostałbym do wypełnienia?! I do tego wyobraź sobie jak przykro byłoby Lewis w czasie ich wypełniania. - Corday kompletnie nie była pewna na ile w tym momencie komendant żartował. - Dlatego twierdzę, że motywy Hilla i Andersona były zupełnie inne, a w przypadku tego drugiego kompletnie nie wiemy co dokładnie zamierzał.

Corday roześmiała się na wspomnienie ile problemu przysporzyłaby jej ewentualna śmierci, za to rozmowa o motywach sprawiła, że pokręciła głową.
- To brzmi jakbyśmy wiedzieli czemu Hill mnie zaatakował - wytknęła mu. - Chyba że wie pan coś więcej niż ja. Przyznam szczerze że nie przypominam sobie bym miała do czynienia z Heretykami - spojrzała na niego wyczekująco.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172