Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2019, 14:36   #71
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=dSYu8FLVr_Y[/media]

Bramkarz poznał ją na wejściu i bez zbędnych słów przepuścił do wnętrza klubu “Stelar Palace”. Było to modne miejsce, w którym Irya bardzo lubiła spędzać wolne wieczory, zanim została przeniesiona. Tutaj można było napotkać głównie wyżej sytuowanych mieszkańców Luny, którzy przychodzili tu na drinka by przy głośnej muzyce odstresować się po ciężkim dniu.
Po podejściu do baru Corday przysiadła się przy ladzie, machnięciem ręki zwracając na siebie uwagę wirtuoza kolorowych trunków.
- Coś słodkiego i kolorowego - krzyknęła do barmana, starając się przebić przez muzykę. Mężczyzna skinieniem głowy przyjął jej zamówienie.


Koktajl wyglądał świetnie. Irya wzięła go do ręki i jak przystało na dorosła osobę, spojrzała na zegarek ustalając sobie czas jaki daje sobie na spicie się, bo niestety kolejny dzień musiała spędzić w robocie i co gorsza jechać półtorej godziny w jedną stronę. Kelnerka zaproponowała, że zaprowadzi Iryę do loży VIP gdzie Corday mogła w samotności popijać alkohol, ale odmówiła. Gdyby chciała pić bez świadków to zostałaby w domu. W loży było też znacznie ciszej niż przy barze. Delektowała się więc słodkim drinkiem, pozwalając by głośna muzyka zakłócała jej myśli. Było to bardzo relaksujące.

Irya przesuwała wzrokiem po bywalcach aż nagle natknęła się na intensywnie wpatrującego się w nią mężczyznę. Był on ubrany w garnitur i dobrze zbudowany. Nosił się pewnie, ale nie było w nim drygu żołnierskiego charakterystycznego dla Andersona. Gdy ten uświadomił sobie, że został zauważony dał sygnał, niewidocznym do tej pory, swoim towarzyszom.
Było ich trzech. Drugi okazał się lustrzanym odbiciem pierwszego i obaj torowali sobie drogę w kierunku Inspektor. Za nimi podążał trzeci mężczyzna.


Blondynka uniosła brew w zdziwieniu, intensywnie zastanawiając się kim mogli być mężczyźni. Zwykle w takich sytuacjach chodziło o szeroko pojętych znajomych Davida i tak też w tej chwili zakładała. W końcu w tym miejscu klientela była dosyć ograniczona i specyficzna.
- Panna Corday jak mniemam. Inspektor Corday - poprawił się ten który wyraźnie był pracodawcą pozostałych dwóch. - Czy można zamienić kilka słów? - zapytał czysto formalnie.
Kobieta miała ochotę spławić go, tym bardziej że mężczyźni w jego wieku potrafili składać niesmaczne propozycje. Ale postanowiła być miła, miała z resztą dobry humor po udanym poszukiwaniu mieszkania, więc mogła się wykazać odrobiną dobroci. Dopiła drinka i odstawiła na blacie baru, dając przy okazji znak barmanowi żeby powtórzył jej trunek.
- Z kim mam przyjemność? - zapytała.
- Nazywam się Christopher White. Chyba już pani o mnie słyszała - przedstawił się w sposób sugerujący, że nie musiał tego robić.
Skojarzyła go od razu. Akcjonariusz Crimeshield i ulubiony szef Andersona.
- Cóż pana do mnie sprowadza? - odparła Irya z lekkim, uprzejmym uśmiechem. Szczerze ją w tym momencie ciekawiły motywy White'a.
Mężczyzna zajął miejsce na sąsiednim hockerze. Dziewczyna nie zauważyła żadnego gestu czy formy komunikacji, a mimo to jego ochroniarze tym samym momencie podeszli do najbliższych klientów baru i nakłonili ich do odejścia mówiąc im coś do ucha, a następnie odwrócili się bacznie obserwując salę.
- Od jakiegoś czasu przyglądam się pani działaniom, które zaczynają mocno ingerować w moje interesy. Chciałbym aby pani ich zaprzestała lub w miarę możliwości pozwoliła na ich swobodny rozwój. - Tonu głosu White’a nie niósł w sobie ani prośby ani groźby. Był jak złożenie oferty biznesowej.

Corday przekrzywiła głowę. Bezpośredniość mężczyzny dawała dobry pogląd na to za jakiego człowieka się uważał. Albo zwyczajnie była to kwestia przyzwyczajenia, że każdego da się przekupić czy zastraszyć.
"Co za kutas". W ostatniej chwili ugryzła się w język, żeby nie wyrazić na głos własnych myśli.
- Musi być pan bardziej konkretny - powiedziała i sięgnęła po drink, który właśnie podstawił jej barman. - O jakież to działania chodzi? - dodała wyrażając spojrzeniem szczere zainteresowanie.
- Wszelkie działania związane z Crimeshield i jego członkami - wyjaśnił mężczyzna bez jakiegokolwiek śladu ewentualnej irytacji. - Wszystko mamy pod kontrolą i załatwimy to we własnym zakresie.
Corday pokręciła głową z rozbawieniem, jakby White opowiedział jej całkiem dobry dowcip.
- No cóż. Ma pan pecha, że pańscy współpracownicy podkładają się tak łatwo - wzruszyła bezradnie ramionami i napiła się swojego trunku.
- Podkładają? - zapytał White odrywając wzrok od szklanki z bursztynowym płynem, który wprowadzał w ruch delikatnymi ruchami nadgarstka. - Co ma pani na myśli?
- Że to pana problem. Nie mój - powiedziała odwracając spojrzenie, które już wyrażało znudzenie tą rozmową. - Pan wybaczy, ale jestem po służbie i przyszłam tu odpocząć, a nie rozmawiać o pracy.
- Ale moja prośba jest czysto prywatna. Gdyby była służbowa to przyszedłbym do pani biura - odparł White.- Gwarantuję, że żadna ze stron nie jest zainteresowana tym aby policja się w to mieszała, a poza tym i tak już działacie na granicy swoich kompetencji.
- Mamy więc różne zdanie w tym temacie - odparła Corday od niechcenia.
- Najwidoczniej - przyznał mężczyzna pociągając duży haust ze swojej szklanki, ale zaraz przed tym wymsknął mu się uśmieszek satysfakcji. - Chciałem zaoszczędzić pani problemów, ale widzę niepotrzebnie się fatygowałem - dodał po chwili.
Blondynka zaśmiała się pod nosem na wspomnienie o oszczędzaniu jej kłopotów. Miała ich już dość, więc kilka więcej nie robiło jej różnicy. Z ironią sobie pomyślała, że w końcu w grupie raźniej i weselej.
- Miło z pana strony, że osobiście się do mnie pofatygował - stwierdziła Irya bo zakładała, że gdyby nie jej status społeczny to zapewne odwiedzili by ją jedynie smutni panowie w czarnych płaszczach, którzy nie mają pojęcia o dobrych manierach.
- Każdy czasem potrzebuje zobaczyć jak wyglądają zwykli ludzie nieprawdaż? - White zapytał z rozbawieniem.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 07-01-2019, 22:05   #72
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- I z tym się akurat zgodzę - pokiwała głową z uśmiechem podszytym ironią. - Wtedy można sobie przypomnieć, że wszyscy są tacy sami - mrugnęła do niego Irya.
- Różnice między nimi są niczym w stosunku do przepaści jaka ich dzieli od nas - skinął głową w odpowiedzi mężczyzna, co dało Corday do zrozumienia, że nie wyłapał sensu jej wypowiedzi ani tego subtelnego sarkazmu. Irya nigdy nie oceniała ludzi pod kątem ich majętności i statusu społecznego. Moralność nie miała związku ze stanem posiadania. Każda sytuacja, w której znalazła się dana osoba potrafiła wyciągnąć z niej zarówno najgorsze jak i najlepsze cechy. A White był nawet śmieszny w tej swojej próżności.

- W razie czego to moja wizytówka - kontynuował udziałowiec Crimeshield i sięgnął do kieszeni marynarki. Wyciągniętym kartonikiem przesunął po blacie w stronę młodej kobiety. - Na razie nie mam powodów do tego aby mieć w stosunku do pani złych zamiarów, a moja rada naprawdę była korzystna dla nas obojga. Proszę mieć to na uwadze, a może oboje będziemy zadowoleni z rezultatów.
"Nie kuś, nie kuś, bo zaczynam mieć ochotę sprawdzić do czego się posuniesz" pomyślała Irya, ale wzięła od niego wizytówkę i schowała do kieszeni, w nadziei, że przez to White szybciej da jej spokój i pójdzie sobie w cholerę.
- Miłego wieczoru - powiedziała blondynka, dając chyba najwyraźniejszy z sygnałów, że rozmowa była skończona.
- Do zobaczenia, jak mniemam - odpowiedział White, a następnie dopił drinka i wstał od baru. Ochroniarze zgodnie z oczekiwaniem inspektor w mgnieniu oka zmobilizowali się i odczytując intencje szefa poprowadzili go w stronę wyjścia.
Irya nawet nie spojrzała za nimi. Wbiła spojrzenie w drinka i zgrzytnęła zębami, bo przez tą rozmowę zupełnie odechciało jej się być w tym miejscu. Nikt nawet nie kwapił się zająć miejsca przy inspektor, jakby tłum oczekiwał, że tamci panowie powrócą.

- Wszystko w porządku? - odezwał się barman, który niby przypadkiem tylko podszedł, by zabrać szklankę po trunku White'a. - Wezwać ochronę?
- Nie trzeba Chris - fuknęła Corday spoglądając na niego z niezadowoleniem. - Lepiej mi dolej - i podsunęła pustą szklankę.
- Na pewno? - barman nie dawał się spławić.
Blondynka przewróciła oczami i postukała paznokciem w szklankę.
- Jedyne czego potrzebuję na tą chwilę do szczęścia to alkoholu i świętego spokoju, Chris - odparła.
- Wiesz - ten wirtuoz drinków miał to do siebie, że gdy zaczął rozmowę to już nie było temu końca. - Ze wszystkich bogaczy w tym klubie ciebie lubię najbardziej. Nie obnosisz się jak reszta, nie traktujesz obsługi jak ludzi gorszego sortu
- Jak tak gadasz to zaczynam tego żałować - prychnęła Irya. - Gdzie mój drink?
- Mogłabyś tylko popracować nad swoim nastawieniem, bo odstraszasz od siebie ludzi - Chris pokręcił bezradnie głową. Corday miała mu się odgryźć, ale ograniczyła się do posłania mu groźnego spojrzenia.
- O tym właśnie mówię - westchnął barman i podał jej alkohol.

Kilka kolejek później Corday podjęła decyzję o powrocie do domu. Chris zamówił jej taksówkę, a kelnerka odprowadziła ją do samochodu. Nie żeby Irya miała problem z utrzymaniem pionu, ale barman uparł się, że musi mieć świadka, że jego ulubiona klientka na pewno wsiadła do taryfy.
Przyjemne uczucie jakie dawało upojenie alkoholowe zaczęło przemijać już w połowie drogi do jej apartamentu. Żałowała, że musiała iść do roboty na drugi dzień. Niby mogła zadzwonić i powiedzieć, że bierze wolne, ale nie o to chodziło, żeby zachowywać się jak niepoważna osoba, wiedziona własnym widzimisię.
Nie tak ją wychował Dave i jej matka.



***

dwa dni później
Dzień 25 czwartego miesiąca roku

- Corday! Do mnie! - zawołał komendant przez drzwi swojego biura, które właśnie otworzył. Pozostawił je uchylone i wrócił do swojego biurka.
Inspektor chyba już się przyzwyczaiła do nawyków przełożonego. Pokręciła głową, westchnęła i odłożyła teczkę z raportami swoich podwładnych, która akurat przeglądała. sięgnęła do kubka, ale ten okazał się nic już pusty. Wstała z fotela i chowając ręce do kieszeni, poszła do gabinetu komendanta.
Sinclair zaczął mówić jak tylko Irya zamknęła za sobą drzwi.
- Dostaliśmy zgłoszenie, że kilka osób Collinsa trafiło do Szpitala Bractwa z ranami postrzałowymi. Trzeba sprawdzić o co chodzi i pewnie skontaktować się z nim. Dziwi mnie trochę fakt, że informacja pochodzi ze szpitala, a on sam jeszcze nie zadzwonił do nas z ryjem.
Corday wzruszyła ramionami.
- Cóż, uznał pewnie że sam sobie poradzi i później było mu głupio jak mu się wszystko zjebało - wyraziła swoją opinię w temacie. - Jadę tam od razu.

***

Szpital Bractwa był miniaturową wersję Katedry. Budynek był od niej wiele razy mniejszy, ale mimo wszystko wybijał się rozmiarami w stosunku do przyległych budynków. Był usytuowany w południowej części dzielnicy katedralnej, która mieściła się w samym centrum Luny
Southside, gdzie mieścił się posterunek, było położone natomiast zaraz na północ od centrum. Najpiękniejsza i najbardziej zadbana architektura Luny nie każdemu rekompensowała kilka godzin przebijania się przez korki.
Szpital był jedynym miejscem gdzie każdy obywatel mógł za darmo zostać wyleczony z praktycznie każdej choroby. Jedynym powodem dla którego nie każdy z niego korzystał była duża ingerencji w prywatność pacjenta. Każdy był wnikliwie sprawdzany zarówno pod kątem tożsamości, pochodzenia jak i powodu nabawienia się swoich dolegliwości.
Zdarzało się, że w zdobywanie tych informacji zaangażowana była komórka inkwizycji.
Szpital był obsługiwany przez zwykłych lekarzy, ale również Misjonarzy oraz Mistyków Bractwa. Bractwo do leczenia podchodziło bardzo praktycznie. Wychodziło z założenia, że nie należy ingerować Sztuką w coś co organizm wyleczy w naturalny sposób. Wyjątek stanowiły sytuacje poważnego zagrożenia dla życia lub permanentnej utraty sprawności, no i oczywiście prośby umotywowane odpowiednio wysokim datkiem. W takim przypadku ktoś kto został przewieziony do szpitala w stanie krytycznym, mógł go opuścić nawet już po godzinie bez jakichkolwiek zadrapań.
Przez te rozmyślania aż zasiedziała ja blizna po nożu i Irya nie mogła się powstrzymać przed potarciem dłonią ubrania na jej wysokości. Zaraz po kroku i w końcu znalazła się wewnątrz budynku.

Znając zamiłowanie Bractwa do ksiąg, Corday zdziwił trochę fakt, że rejestracje obsługiwały trzy osoby siedzące przy komputerach. Świadoma ich niemal jawnej wrogości w stosunku do do Cybertroniku nie była zaskoczona, że sprzęt był wyprodukowany przez Dom Philipe, który można było rozpoznać po charakterystycznej głowie Devilcata wpisanej w koło zębate Bauhausu.
Blondynka podeszła do pierwszego od lewej recepcjonisty i sięgnęła po swoją odznakę, okazując mu ją.
- Inspektor Corday - przedstawiła się i schowała legitymację. - Przyjechałam przesłuchać ludzi pracujących dla niejakiego Collinsa.
Kobieta zmarszczyła brwi próbując połączyć stanowisko gościa z ich instytucją, a po chwili zaczęła przeczesywać wzrokiem żółte karteczki przyklejone do obrzeża blatu kontuaru.
- Sala 207. Najlepiej tą windą - odpowiedziała wskazując dłonią na prawo.
Corday skinęła jej głową i bez słowa skierowała się we wskazanym kierunku.

Otwarte drzwi sali były widoczne zaraz po opuszczeniu windy. Wewnątrz znajdowało się 8 łóżek zajętych przez ludzi Collinsa. Ich stan zdrowia miał szerokie spektrum. Trzech sprawiało wrażenie gotowych do wypisu, jeden leżał nieruchomo z mocno zabandażowanym korpusem, a pozostali mieli unieruchomionie pojedyncze kończyny.
Gdy inspektor stanęła w drzwiach, Ci którzy odwrócili się w jej stronę i ją rozpoznali nie wyglądali na zadowolonych.
- No no, przynajmniej część z was nie ucieknie - skomentowała Irya stan w jakim znajdowali się pracownicy Collinsa. Wyciągnęła notes z wewnętrznej kieszeni płaszcza. - No dobra, to który opowie mi kto was tak potyrał? - zapytała.
Faceci spoglądali na siebie aż w końcu jeden z tych najmniej pokiereszownych zdecydował się odezwać.
- Lokalne porachunki - zaczął niepewnie. - Taak, porachunki z… - przerwał usiłując znaleźć odpowiednie słowo. - … gangami.
- Widzę że za mało oberwałeś i garniesz się do powtórki - sarknęła Irya przyglądając się temu co się wypowiedział. - Kto wie, może następnym razem od razu trafisz do kostnicy? - dodała ponurym tonem. - Jaki gang? Gdzie miało to miejsce?
- U nas. Na naszym terenie - wyjaśnił ociągając się. - Trupów nie było, zgłoszenia nie było. Szef mówił, że nie trzeba. A z kim? - powtórzył pytanie, - Z Crimeshield, ale sprawa załatwiona.
- Gdzie konkretnie doszło do tego zatargu? - ciągnęła dalej Inspektor.
- No u nas. W klubie - odparł mężczyzna.
- Dobra - zanotowała. - Ilu było ludzi z Crimeshield? Od czego zaczęło się zajście?
- Pani wybaczy, ale jak już mamy trafić do kostnicy to wolimy żeby pan Collins się do tego nie przyczynił - wtrącił się mężczyzna na łóżku obok. - Niech pani zapyta szefa.
- Ja bym obecną sytuację uznała, że pana pracodawca się do niej przyczynił, ale to tylko moja prywatna opinia - wzruszyła ramionami - Mam powtórzyć pytanie?
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 08-01-2019, 12:08   #73
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Ludzie Collinsa w grupie najwidoczniej poczuli się nieco silniejsi gdyż trzeci z nich postanowił zabrać głos.
- Nie ma potrzeby. Więcej nie powiemy. To nie posterunek. Niech pani pyta szefa.
- Dobrze, w takim razie zanotuję, że pracodawca zakazał rozmawiać wam z policją - zgodnie ze swoją wypowiedzią zrobiła odpowiednią notatkę i ostentacyjnie schowała notes. - Chociaż udało wam się któregoś z Crimeshield pokiereszować? - zapytała celując w ich dumę.
Pytanie nie kojarzące się ze śledztwem było strzałem w dziesiątkę, ale reakcja była bardzo ciekawa. Inspektor spodziewała się prostego potwierdzenia lub zaprzeczenia, a odpowiedzią było jąkanie się i szukanie pomocy u kolegów.
- Niby nie - padła w końcu odpowiedź, ale sposób w jaki padła sugerowało raczej zadowolenie z obrotu sprawy.
- To cienko, biorąc pod uwagę jak wy wyglądacie - ciągnęła Corday celując w ten podatny grunt.
- Od teraz się to zmieni - usłyszała w reakcji, ale rozmówca chyba poczuł, że zaczyna mówić za dużo.
Inspektor musiała się postarać, żeby nie uśmiechnąć się. W końcu nic tak nie cieszyło jak wzajemnie wycinające się uciążliwe dla porządku publicznego firmy. Irya zapisała sobie jeszcze nazwiska mężczyzn korzystając z kart umieszczonych w nogach ich łóżek po czym zamknęła notes i schowała go. Wyciągnęła swoją wizytówkę i położyła ją na stoliku obok łóżka jednego z pracowników Collinsa.
- Dziękuję za rozmowę. Gdyby się, któremuś z panów coś przypomniało to proszę o kontakt - dodała i skierowała się do wyjścia.

***

Opuściła szpital i wróciła prosto do swojego auta. Zatrzymała się przed nim zastanawiając się co dalej, aż naszła ją refleksja że szefa ma nie tylko po to by przydzielał jej zadania, ale też by podejmował trudne decyzje. Jak na przykład ta czy olać Collinsa i dać mu wolną rękę by robił sobie dalej krzywdę waląc głową o ścianę, którą niewątpliwie było dla niego Crimeshield. Inspektor wyciągnęła telefon i wybrała numer do Sinclaira.
- Pomówiłam z ludźmi Collinsa - zaczęła od razu gdy pojawił się sygnał połączenia. - Jeden wygadał się, że Crimeshield weszło do nich na teren i zaczęła się przepychanka. Z rozmowy wychodzi że nie byli w stanie zrobić nic ludziom z Crimeshield, sami za to dostali ostry wpierdol. Przyznali, że Collins zakazał zgłaszania tego do nas. I tyle z rozmowy - stwierdziła ale przypomniał jej się jeden drobiazg. - Nie mniej jeden się odgrażał że następnym razem odegrają się na Crimeshield - westchnęła. - Mam jechać do Collinsa i grzebać w tym bardziej czy olać? - zapytała. - W końcu nawet nie ma zgłoszenia o zajściu.
- Dostali wpierdol i są z tego na tyle zadowoleni, że nie skarżą się na Crimeshield? - zapytał retorycznie Sinclair. - Coś tu śmierdzi. Masz jakieś wtyki, żeby dowiedzieć się coś więcej? Tylko bez przesady. Jeśli to miałoby być więcej niż przyjacielska przysługa to olejemy temat.
- Wesoło mamy z nimi, nie? - sarknęła Corday. - No cóż, zawsze znajdzie się jakiś bezpośredni kontakt do Crimeshield - stwierdziła nie wchodząc w szczegóły. - Więc byłaby to sprawa wykonania tylko jednego telefonu.
- Jeśli w zamian nie będziesz musiała zrobić czegoś czego będziesz żałować i nasz posterunek na tym nie ucierpi to dawaj. - Corday była pewna jaki wyraz twarzy miał jej szef wypowiadając te słowa. Musiał się nieźle bawić.

- Problemu z tym nie będzie, tylko co mam powiedzieć? Że następnym razem jak zrobią najazd na Collinsa to powinni uważać, bo ten coś na nich szykuje? - odparła i wsiadła do auta. Usadowiła się na fotelu kierowcy i zaczęła grzebać w kieszeni płaszcza.
- Raczej, że dostaliśmy anonimowe zgłoszenie o zajściu, w którym brali udział pracownicy ich firmy, na terenie należącym do niejakiego Collinsa. Zrób nam dobry PR. Niech poczują, że tym razem dbamy o ich interesy.
- Tak jest szefie - odparła Corday rozbawiona jego tekstem i rozłączyła się. Wyciągnęła z kieszeni kartonik z nazwiskiem White i chwilę się w niego wpatrywała. - Mogę założyć, że to Parker się uczepił Collinsa więc pasowałoby z nim gadać. Przez Morgana. Ale z drugiej strony uroczo byłoby zapytać White'a czy nadal chce, żebym się nie mieszała w sprawy jego firmy - uśmiechnęła się do siebie. Wyprostowała się zaraz i rozejrzała wokół, by sprawdzić czy przypadkiem Anderson znów za nią nie łazi. Niczego podejrzanego nie zauważyła, więc albo go nie było, albo nie chciał, żeby wiedziała, że gdzieś tam się kryje.

- No dobrze, skoro moja paranoja została zaspokojona... - na powrót rozsiadła się w fotelu kierowcy i przyjrzała się wizytówce. Nie podobał jej się ten typ, ale jak teraz, na zimno, wspomniała swoje spotkanie z nim to dostrzegła nie tylko zadufanego w sobie dupka, który myśli że każdego może sobie ustawić.
- Jemu się ziemia pod nogami pali - uśmiechnęła się szeroko. To było jedyne wytłumaczenie czemu się do niej pofatygował. Musiał się dowiedzieć o jej spotkaniu z Morganem i nie trzeba było mistrza dedukcji, żeby nagłe pojawienie się panny Harris z otchłani powiązać z Iryą. Nawet nie musiał mieć co do tego związku jakiejś pewności, wystarczyły opowieści Andersona, który ją śledził i widział jak spotkała się z nienawidzonym przez niego Morganem, którego oskarżał o to w jakiej czarnej dupie się znalazł. Te poszlaki dawały Corday całkiem ciekawy obraz sytuacji. Nie pozostawało więc nic innego jak sprawdzić czy pan prawnik jeszcze pamiętał o niej. Włączyła silnik i jej auto wytoczyło się z parkingu. Wyjechała na główną drogę, kierując się z powrotem do swojego biura. Nie spieszyła się, chcąc na spokojnie rozmawiać przez telefon. Ustawiła aparat na tryb głośnomówiący i wybrała numer do Charlesa Morgana.
- Inspektor Corday. Co za niespodzianka - usłyszała po zaledwie dwóch sygnałach. - Czemu zawdzięczam fakt, że zechciała pani zaszczycić mnie swoją uwagą?
- Są takie dwie sprawy, które chciałabym z panem omówić - odparła Irya. - Może nawet trzy - dodała po chwili. - Co pan powie na lunch? Tym razem ja stawiam - zaproponowała.
- Hmm - zamyślił się Morgan. - Znowu mnie pani zmusza do zmiany planów. No ale cóż, są pewne priorytety. O której i gdzie?
Blondynka uśmiechnęła się.
- W takim razie pozwolę panu wybrać miejsce. Ja jestem już w drodze, więc w kwadrans mogę dojechać - odparła Corday.
- W takim razie niech będzie Mercer’s. Lokal mają we wschodnim Gotland. Spowodowała pani, że mam ochotę zamordować burgera z dużym kawałem wołowiny. Z tego co słyszałem to mają też bardzo dobre sałatki. Będę na miejscu w 20 minut. Jakby co to proszę się powołać na mnie.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 11-01-2019, 13:08   #74
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***



Corday zgodnie uprzedzeniem Morgana dotarła do lokalu pierwsza. Wnętrze restauracji Mercer’s było bardzo przytulne i miało ciekawy klimat. Iryi spodobało się tu od razu. Wiele miejsc było zajętych. Gdy zapytana o rezerwację podała nazwisko prawnika momentalnie została poprowadzona do stolika na uboczu. Zajmując miejsce oceniła, że ma co najmniej 5 minut do przybycia towarzysza. Oczywiście jeśli wierzyć w jego punktualność.
Zamówiła na początek jedynie coś do picia chcąc zaczekać na główne zamówienie, aż pojawi się prawnik. Po tym jak kelner odszedł od stolika, Irya wygodnie rozsiadła się na skórzanym fotelu, który był na tyle rozłożysty, że oparta na nim nie czuła żeby uwierała ją kabura z pistoletem. Corday założyła nogę na nogę i zaczęła obojętnym spojrzeniem dyskretnie rozglądać się po gościach restauracji. Miała ten komfort, że nie gonił ja czas i mogła się nie spieszyć.
Nie było żadnego wspólnego mianownika dla gości lokalu. Przy stolikach siedziały pary, grupki dużych facetów z talerzami pełnymi tłustego żarcia, kobiety preferujące sałatki i owoce morza, były też wyjątki od tych standardów. Wspólną cechę Irya znalazła dopiero gdy z ciekawości zajrzała do menu i zwróciła uwagę na ceny. Składniki sprowadzane z Marsa czy Wenus były przecież nieosiągalne dla kieszeni przeciętnego człowieka.
Gdy inspektor podniosła wzrok i skierowała go w stronę wejścia zobaczyła tam już stojącego i wpatrującego się w nią prawnika, który ruszył w jej kierunku. Irya posłała mu lekki uśmiech, jaki mimowolnie pojawił się na jej obliczu.


Po chwili był już przy stoliku i zajął pozostawione dla niego miejsce.
- Dawno się nie widzieliśmy - zagaił przysuwając fotel.
Słowa prawnika wymusiły na Corday krótką refleksję. Faktycznie ostatni raz, nie licząc spotkania z nim w biurze Parkera, widzieli się dosyć dawno temu. Przypomniałam sobie nawet że miała mu nieco za złe, że sam nie wykazał się w tym czasie inicjatywą, a później zwyczajnie zapomniała o temacie.
- Cóż... - wzruszyła ramionami, a jej uśmiech przybrał wyzywający wyraz. - Ma pan do mnie numer na wypadek, gdyby się pan stęsknił za moim towarzystwem - stwierdziła i wzięła do ręki menu. - Co może mi pan polecić? Ostrzegam tylko, że na odpowiedź zawierającą słowo "sałatka" mogę się obrazić - dodała w żartobliwym tonie.
- To może… - Morgan zaczął zerkając do menu, a jego usta ułożyły się w wąski uśmiech jakby do głowy przyszła mu propozycja za jaką mógłby oberwać. - ... pozycja numer 16? Kanapka z grillowaną jagnięciną - odpowiedział w końcu, gdy jego spojrzenie przeskoczyło w inny obszar menu. Irya przeczytała opis dania. Zapowiadał się obiecująco i nie mogła się nie zaśmiać jak doczytała się co najmniej trzech różnych rodzajów sałat wchodzących w skład kanapki.

- Ja już wybrałem. Mam ochotę na coś czego bardzo dawno nie jadłem - dodał prawnik zamykając menu.
- To zdam się na pana - odparła Irya idąc na łatwiznę, choć sama nie przepadała za jagnięciną, bo nawet w najlepszych restauracjach kucharzom wychodziła ona mdła. Odłożyła swoją kartę dań na jego i przysunęła się bliżej stolika, opierając się łokciami na blacie. - Męczące jest to ciągłe "pan" i "pani". Przejdźmy na "ty" - zaproponowała bez skrępowania.
- Jak najbardziej. Nie mam z tym najmniejszego problemu - odparł prawnik z rozbawieniem w oczach i uśmiechając się półgębkiem. Corday miała wrażenie, że Morgan ucieszył się z jej propozycji, a jednocześnie jakby odczuł z jakiegoś powodu satysfakcję.

Irya przekrzywiła lekko głowę i uśmiechnęła się do noego uroczo. Szczerze ciekawiło ją jakim okaże się być typem faceta oraz jak długo będzie ją intrygować jego osoba.
Chwilowo jednak musieli zaniechać rozmowy, bo pojawił się kelner. Sprawnie przyjął ich zamówienia, zabrał karty dań i w końcu oddalił się od ich stolika.

- No więc, Charles - zaczęła - zgadnij kto się dosiadł do mnie w barze "Stelar Palace", gdy przedwczoraj opijałam znalezienie nowego mieszkania - Corday poszerzając uśmiech wyszczerzyła w nim równe jak od linijki ząbki. - Podpowiem, że znasz go z pracy.
Wyraz twarzy Morgana stężał i sugerował, że intensywnie analizuje osoby w swoim otoczeniu.
- Jedyna osoba jaka wydaje mi się realna to Anderson - powiedział w końcu. - Wszystko w porządku? - dodał ze szczerą troską.
- Anderson? - uniosła brew w zdziwieniu. - Macie chyba na swoim punkcie obsesję... Nawet jakby miał spluwę to by go nie wpuścili do tego klubu w obawie o popsucie im reputacji za wpuszczanie obdartusów - wyjaśniła z mrugnięciem oka uznając, że prawnik nie ma wiedzy o renomie klubu. - Z resztą on się chyba i tak już znudził śledzeniem mnie - machnęła ręką, bagatelizując jego temat. - Ale jesteś blisko - dodała w tonie by zgadywał dalej.
- Wbrew pozorom Anderson jest bardzo zaradny i nieraz udowodnił, że potrafi dostać się w wiele miejsc niekoniecznie używając frontowego wejścia. Jeśli nie on to nie mam pomysłu. Wszyscy pozostali są tak mało prawdopodobni, że pewnie musiałbym wymieniać alfabetycznie. Poddaję się - podniósł ręce do góry w geście kapitulacji.
Irya postanowiła przemilczeć wyrażanie swojej opinii na temat Andersona, by nie interesować Morgana skąd wyrobiła sobie własne zdanie o nim.
- Kapitulacja to bardzo dobra decyzja w tym wypadku, bo wymienianie alfabetycznie mogłoby się dość długo zejść - odparła z rozbawieniem. - Nie kto inny jak pan White, we własnej osobie - wyjawiła, przyglądając się z zaciekawieniem reakcji Morgana.
- White?! - Prawnik nie krył zaskoczenia, ale dosyć szybko się opanował. - Opowiadaj - zachęcił opierając łokcie o blat i przysuwając twarz bliżej.

- Siedziałam sobie przy barze z drinkiem, aż przyszedł on, wraz ze swoimi dwoma przydupasami. Bliźniacy przegonili towarzystwo przy barze i White bez zaproszenia się do mnie przysiadł, zaczynając swoją gadkę - opowiedziała w skrócie, ale bez nerwów, zupełnie jakby opowiadała nudny film, do którego obejrzenia została zmuszona.- Cóż, jestem na tym rejonie raptem od miesiąca, a już go drażni moja osoba - rozłożyła bezradnie ręce. - Widać ktoś mu powiedział jak znalazła się panna Harris albo sam połączył fakty - wzruszyła ramionami i popatrzyła na niego wyczekująco, aż ten wyrazi swoją opinię.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-01-2019, 13:49   #75
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Nie sądzę żeby ktoś powiedział mu w jaki sposób dotarliśmy do panny Harris. Na pewno nie pan Parker i na pewno nie ja, a poza nami nie przychodzi mi nikt do głowy. Na pewno nie chodziło o nic innego?
- Anderson nas widział razem - przypomniała Morganowi okoliczności towarzyszące ich ostatniemu wspólnemu spotkaniu. - Ten wielbi White'a i raczej pójdzie za nim w ogień. A White'a wyraźnie zabolało to, że stracił swoją pozycję kiedy Parker przejął akcje panny Harris. Mogę sobie tylko wyobrazić jak blisko zawału był gdy się o tym dowiedział.
- Hmm. Jesteś pewna, że Anderson skojarzył kim ona jest?
- Nie - pokręciła głową. - Nie mówię, że Anderson wiedział kim ona jest. Mówię tylko, że przekazał White'owi informacje o tym, że my się spotkaliśmy na obiedzie. To White już sobie sam mógł dopowiedzieć to i owo. Szczególnie, że moje nazwisko pojawia się przy zatrzymaniu podczas, którego za kraty poszedł Anderson. Oboje wiemy jak to się skończyło - zaśmiała się pod nosem. - Na razie White grzecznie mnie prosi, żebym dosłownie nie mieszała się już więcej w sprawy związane z jego firmą i jej akcjonariuszami.
Morgan usłyszawszy ostatnie zdanie przez chwilę wpatrywał się w swoją rozmówczynię jak ktoś zastanawiający się nad poważnym zakupem.
- Chyba trochę zbyt paranoicznie do tego podchodzisz - powiedział w końcu. - Z tego co się orientuję to zachowanie White’a mogło wynikać z ostatnich wydarzeń w naszej firmie, a nie kwestii związanej z akcjami. Konkretnie chodzi o to, że ludzie Andersona ostatnio dostali zadanie podjęcia pewnych działań względem obojgu nam znanego Collinsa. Nie wchodźmy może w szczegóły czego to zadanie miało dotyczyć - uśmiechnął się znacząco. - W każdym bądź razie dostaliśmy telefon od obecnego szefa tej grupy, że kończą z nami współpracę. Sam chciałbym wiedzieć co konkretnie doprowadziło ich do takiego posunięcia i jakie czynniki to wywołały. Ostatnio trochę się mieszacie do naszych działań i w tej chwili jest to nam odrobinę nie na rękę - dodał przyjmując żartobliwy ton.
- Taki już mój zawód i niewdzięczna rola, żeby czepiać się uczciwych przedsiębiorców - odparła z udawanym ubolewaniem. - Ale ciekawe jest to co mówisz. Możesz mi przypomnieć kto tobie mówił, że Anderson jest kretem? - zapytała ściszając nieco głos.
Corday miała wrażenie, że Morgan odrobinę spanikował, ale natychmiast się opanował.
- Z tego co pamiętam to nie podawałem źródła i wolałbym go nie ujawniać - odparł z nutą ostrożności.

- Jak wolisz - wzruszyła ramionami. Dziwna była jego reakcja. Może faktycznie wypadło mu to z głowy, a może jej skłamał i teraz zapomniał co konkretnie jej powiedział, nie chcąc zdradzić właściwego źródła.
- W każdym razie z tego co ja wiem to gość cię ładnie wrobił - Irya zdecydowała się zagrać jego kartą, bo kto wie, może w przyszłości będzie okazją do wypomnienia mu tego. - Anderson nie był kretem, więc lepiej sobie sprawdź z kim ma powiązania twój informator - wyraziła swoją opinię w temacie. - Ale mniejsza już o niego. Pozwól, że poruszę drugą sprawę jaką mam do ciebie, taką w bardziej oficjalnym tonie. Mianowicie dostaliśmy anonimowe zgłoszenie. Ludzie Collinsa wylądowali w ciężkim stanie u bractwa. Jeden z poszkodowanych się wygadał, że dostali ostry wpierdol od nikogo innego jak od Crimeshield - uśmiechnęła się. - Co ciekawe Collins zabronił im zgłaszać na policję to co się wydarzyło, mimo że to działo się na ich terenie. Czyżbyście się w końcu dogadali co do stawek ochrony?
- To bardzo interesujące. Faktycznie będę się musiał temu przyglądnąć. - zaciekawił się prawnik. - Co do tej drugiej kwestii to nie dogadaliśmy się. Wręcz przeciwnie. Wygląda też na to, że byli ludzie Andersona wykonali jednak zadanie, ale potem złożyli nam wypowiedzenie.

Inspektor nie wyglądała na zadowoloną. Dla niej problemu skończyłyby się, gdyby firmy się w końcu dogadały. A tak, zapowiadały się większe rozróby, przez co więcej pracy jej to przysporzy.
- Mocno wątpliwe, że kumple Andersona się przebranżowią, więc ktoś musiał dać im lepsza cenę niż Crimeshield - westchnęła. - No to lepiej dla was, żebyście mieli kogoś za nich na zastępstwo, bo z tego co się odgrażali poszkodowani, Collins już szykuje się do odwetu.
- Gdyby Collins miał jakąkolwiek klasę lub ambicje to byłby nawet ciekawym aktywem - prawnik zdobył się najwidoczniej na odrobinę szczerości, ale zastanawiający był zwrot jakiego użył. - Z czasem jednak staje się dla mnie coraz bardziej upierdliwą przeszkodą i zastanawiam się co z nią zrobić. Może teraz ty mi coś poradzisz? - zapytał Iryę w dość bezpośredni sposób.

- Ciesz się, że nie miałeś okazji widzieć jego biura. Za takie bezguście powinno być dozwolone zamykanie ludzi - Corday skrzywiła się z niesmakiem. - Na tą chwilę policja nie ma się za co do niego przyczepić. Miej na uwadze, że jak na razie to oni występują jako strona poszkodowana, oni dostają pogróżki i oni mają ataki ze strony Crimeshield. Jeśli jednak Collins zdecyduje się na odwet to odpowiednio udokumentowany samosąd będzie podstawą do zainteresowania się nim przez moich. Nie zgłoszenie ostatniego wydarzenia nawet może zadziałać na jego niekorzyść. A jak sprawa trafi do sądu to Collins już będzie stał na twoim podwórku i będziesz się mógł popisać.
- Czyli po prostu czekamy na ich ruch - skwitował krótko mając najwidoczniej obraz całej sytuacji. - Ciekawią mnie jednak powody co do tak nagłej decyzji byłych ludzi Andersona. No cóż, tego na pewno dowiemy się z czasem, a na szczęście cierpliwość to jedna z moich zalet - dodał jakby stwierdzał fakt.
- Rozmowa o Collinsie pobudziła moją ciekawość w pewnej kwestii. Jakie są twoje ambicje i marzenia? - Prawnik zapytał kompletnie zmieniając temat.
Corday lekko roześmiała się rozbawiona tym pytaniem.
- Ostatnim razem gdy ktoś mi zadał to pytanie to wyszło ono od mojego ojca - zaczęła tłumaczyć swoją nagłą reakcję. Irya na zawsze zapamiętała tamtą rozmowę z Davidem, bo ona zmieniła jej pogląd na całe późniejsze życie, choć w tamtym momencie jeszcze nie była tego świadoma. To wcale nie było tak, że nagle przestała sprawiać problemy wychowawcze, zwyczajnie David poświęcił jej ogrom czasu i pomógł znaleźć cel, którego mogła się uczepić i jemu poświęcić. A akta ze swoich przewinień zostawiła sobie na pamiątkę. - Miałam wtedy jakieś szesnaście lat, a on odbierał mnie z aresztu - dodała wciąż rozbawionym tonem. Miała już tą wypowiedzią zbyć jego pytanie, ale zdecydowała się tego nie robić. - Cóż, lubię wyzwania. Im większe tym lepiej. Chyba nawet jesteś w stanie sobie wyobrazić jak wiele satysfakcji daje doprowadzenie do końca jakiejś sprawy, której nikt wcześniej nie podołał - uśmiechnęła się do Morgana.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 15-01-2019, 15:06   #76
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Czyli nie pomyliłem się w stosunku do ciebie - Morgan uśmiechnął się z sympatią. - Nie wiem czy we wszystkich aspektach, ale w tych które już poznałem mamy wiele wspólnego.
Wypowiedź przerwało mu pojawienie się kelnera z zamówieniem. Podszedł on najpierw do inspektor od lewej strony i ustawił przed nią talerz, a następnie obsłużył jej towarzysza.


Corday chwilę przyglądała się swojemu jedzeniu. Aromat był niezwykle zachęcający by skosztować. Ujęła więc kanapkę w dłonie i spojrzała na swojego kompana.
Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w swoje danie jak w dzieło sztuki, co dla Iryi wyglądało dość dziwnie.


Burger z frytkami według Corday kompletnie nie pasował do wizerunku Morgana, ale jego wyraz twarzy tuż przed i w czasie wgryzania się w bułkę wypełnioną grubym kawałkiem marsjańskiej wołowiny z warzywami i obficie oblanymi sosem był jednocześnie tak zabawny, uroczy i abstrakcyjny, że w tym momencie blondynce wydawał się być bardzo sympatycznym facetem. I zaraz uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona faktem, że już nie patrzyła na niego przez pryzmat zawodu jaki wykonywał. Także i ona wgryzła się w swoją kanapkę. Niepewnie zaczęła ją przeżuwać, aż poczuła smak mięsa. Smakowała je krótką chwilę i w końcu przełknęła.
- Miałam obawy, ale o dziwo potrafią obchodzić się z jagnięciną - przyznała się Irya do swoich wcześniejszych wątpliwości.
Morgan widać chciał coś powiedzieć, ale jeszcze przeżuwał i nie chciał tego robić z pełnymi ustami.
- Nie tylko z jagnięciną - wydobył z siebie gdy w końcu udało mu się przełknąć. - Co w takim razie teraz zamierzasz? Pytam pod kątem służbowym i prywatnym zarazem.
Corday uniosła brew w lekkim zadziwieniu, że zadał tak bezpośrednie i dość osobiste pytanie. Przegryzła kolejny kęs kanapki zastanawiając się.
- Wrócę do biura, sporządzę raport z przesłuchania poszkodowanych, jak szef nie znajdzie mi zajęcia to posiedzę w papierach szukając dziury w całym i zerwę się wcześniej z roboty, żeby skończyć urządzać się w nowym mieszkaniu - opowiedziała szczerze swoje plany na ten dzień.
- Znowu przeprowadzka? - zdziwił się. - Coś nie możesz zagrzać długo miejsca. Gdzie tym razem?
- Nie, po prostu dopiero dwa dni temu znalazłam coś odpowiedniego, a samo sprawdzenie zabezpieczeń budynku i zapisów w umowie zajęło cały dzień - wyjaśniła Irya. - Do tej pory dojeżdżałam z mojego innego apartamentu. Ale nudzące jest dojeżdżanie półtorej godziny, więc z lenistwa wzięłam to drugie. Ma ono jeden poziom mniej niż to, w którym... - urwała i westchnęła. - Niż tamto poprzednie. Ale w nowym mam dużo lepiej urządzoną siłownię - opowiedziała pokrótce, z premedytacją unikając podania adresu. Żeby go dostać musiałby się bardziej postarać. - To teraz ty opowiedz z jakich to planów wyciągnęłam cię na wagary - mrugnęła do niego.
- Poza drobnymi sprawami reprezentacji w sądzie mam na głowie małą reorganizację w Crimeshield. Zastrzyk akcji Pana Parkera trochę zaburzył sposób podejmowania decyzji tej firmy. White już nie wiedzie prymu we wszystkim. Atmosfera jest trochę napięta - wyjaśnił sytuację prawnik. - Ale jak już wcześniej mówiłem najważniejsze są odpowiednio dobrane priorytety - odpowiedział z błyskiem oku.
- Porządny lunch to podstawa by nie wykończyć się pracoholizmem za szybko - skomentowała Corday, ale spoglądając na talerz prawnika zaśmiała się, bo taka ilość tłuszczu nie była najzdrowsza.

Wyciągnęła rękę i ukradła mu jedną frytkę. Była chrupka i tak smaczna, że pożałowała że nie zamówiła tego co jej towarzysz. Uświadomiła sobie, że chłód jaki zawsze odczuwa w towarzystwie Morgana wyczuwała tylko gdy się na nim mocniej skupiła. Wcześniej był dla niej paraliżujący, a teraz raczej traktuje go orzeźwiająco.
Wcześniej gdy coś takiego wyczuwała u kogoś, to bez wahania wykreślała z listy potencjalnych znajomych, a gdy tyczyło się to osób przesłuchiwanych przez nią to tym bardziej była dla nich bezwzględna. Jednak teraz albo dobrze ignorowała przeczucie, albo coś się faktycznie zmieniło. A to dlaczego tak się działo, najwidoczniej będzie miała w końcu okazję sprawdzić.
- Tak się zastanawiam. Czy tu na Lunie nie czujesz się, że jest ciasno? W końcu na Marsie zabudowa jest nieporównywalnie bardziej rozległa - zapytała z zainteresowaniem.
- Wadą moich zainteresowań jest to, że muszę przebywać w wielkich aglomeracjach. Także czy Luna, czy San Dorado, czy Heimsburg czy Longshore to niewielka różnica. Gdzie indziej czułbym się jak nurek na Wielkiej Rdzawej Pustyni. Bywa duszno, ale nic na to nie poradzę. - Corday wyczuła nutę smutku, ale nie była pewna ile z niej Morgan ukrył.
- Ale chyba tamte miasta nie są tak tłoczne jak Luna. Swoją drogą - zastanowiła się chwilę czy zapytać o to co przyszło jej do głowy. - Jak załapałeś robotę w Crimeshield?
- Oboje wiemy, że to nie ilość ludzi na metr kwadratowy powoduje ten efekt - odparł w sposób sugerujący, że dobry humor znowu zaczyna u niego dominować. - W zasadzie sam do nich przyszedłem i złożyłem im ofertę. Sprawdziłem się i oto jestem - dodał w odpowiedzi na pytanie.
- To prawda, niektóre grupy są tak hermetyczne, że idzie się udusić - stwierdziła sarkastycznie. - A co w takim razie cię zachęciło, żeby akurat do nich aplikować? Na Lunie jest wiele firm, które stać na ciebie - Corday ciągnęła dalej temat.
- Stać owszem, ale większość z nich jest potwornie nudna. W Crimeshield coś się cały czas dzieje. Mógłbym być maklerem, ale pewnie po jakimś czasie strzeliłbym sobie w łeb, albo przedawkował thionit.

- Według mnie na znudzenie życiem lepsza jest anaihilina i prostytutki - odparła Irya. Wspomniane substancje to były dwa najpopularniejsze narkotyki syndykatu. Thionit wywoływał uczucie przyjemności, a anaihilina halucynacje. Fakt znajomości tych nazw sugerował wiedzę większą niż u przeciętnego obywatela. - Ale fakt, rozrywki godne przebojowego maklera, który nie wie co z forsą zrobić - wzruszyła ramionami. - To twoja pierwsza praca na Lunie? - zapytała i wgryzła się w to co jeszcze zostało jej z kanapki.

Morgan dobrze wykorzystał dłuższą wypowiedź towarzyszki, w efekcie czego walczył jeszcze z ogromnym kęsem jaki udało mu się porwać w międzyczasie. Był w stanie tylko kiwać głową na zgodę albo udławić się. Wybrał to pierwsze.
- Pierwsza jaką możesz kojarzyć - odpowiedział w końcu gdy odniósł zwycięstwo nad burgerem. - Poprzednie nie miały wiele do czynienia z CBI.
- Aż tak parszywa fucha, że nie warto wpisywać w CV? - zażartowała sobie Irya.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 15-01-2019 o 15:12.
Mag jest offline  
Stary 18-01-2019, 09:46   #77
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Można tak powiedzieć - Prawnik parsknął śmiechem, a Corday przemknęło przez myśl pytanie co według osoby o jego statusie znaczy parszywa fucha.
- No i teraz mnie na tyle zaintrygowałeś, że musisz mi powiedzieć co to za branża była - stwierdziła mocno zaciekawiona Irya.
- Podatki, zakładanie spółek, fuzje, przejęcia - odpowiedział rozbawiony. - Szczerze powiedziawszy to nadal sobie w taki sposób dorabiam. Jest to na tyle intratny obszar, że mimo wszystko nie mogę sobie pozwolić na to żeby wypaść z obiegu.
Irya pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Długo już mieszkasz na Lunie? - blondynka wyciągnęła kolejne pytanie ze swojej talii. - I w sumie skąd pomysł, żeby z Marsa akurat tu się przenieść?
- Będzie pewnie już jakieś 10 lat - odparł ze wzruszeniem ramion sugerującym dosyć duże przybliżenie. - Luna to kolebka dyplomacji i konfliktów międzykorporacyjnych. Marzenie każdego prawnika, bo nie ma miejsca gdzie można odnieść lepszy sukces - dodał w odpowiedzi na drugie pytanie. - Jednak jest - poprawił się po chwili namysłu z szelmowskim uśmiechem. - Ale trzeba by się urodzić w Imperialu. Ci to mają taką biurokrację, że umywają się wszystkie korporacje razem wzięte.
- Tak, różnorodność korporacyjną mamy tu jak nigdzie indziej - zgodziła się. Tłumaczenie brzmiało racjonalnie, nawet niechętnej do międzyplanetarnych podróży Iryii.
- Z mojej perspektywy jakoś trudno uwierzyć, że ktoś może mieć większą biurokrację od nas - stwierdziła z niedowierzaniem. - Nie mniej to poniekąd pocieszające, że nie jest u nas tak źle jak sądziłam - dodała z przerysowaną ulga. - Hymm, skoro już prawie dekadę tu jesteś to zaraz po studiach tu przybyłeś? - zapytała, jednocześnie dając do zrozumienia, że jego wiek ocenia bardzo korzystnie na podstawie aparycji.
- Prawie zaraz po studiach. Udało mi się trafić na dobry staż i niedługo potem wylądowałem tutaj - przytaknął. - A co do biurokracji imperialu to ich kwestia historyczna.
- I charakteru. Imperialni są strasznie sztywni - oceniła po własnych doświadczeniach. - Rodzina pewnie musi być z ciebie dumna, że tak się ustawiłeś.
Morgan w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i wpakował ostatni kawałek burgera do ust dając do zrozumienia, że nie ma co liczyć z jego strony na rozwinięcie tematu. Najwidoczniej z rodziną nie utrzymywał kontaktu, albo wcale takowej nie miał.

Irya odhaczyła sobie w myślach ten temat jako drażliwy i zdecydowała się go zaniechać. Nie mniej zainteresowała się tym, ale uznała że może sobie poszukać informacji już własną rękę niż wypytywać go.
Mając pusty talerz przed sobą, Inspektor rozsiadła się wygodnie w fotelu.
- Świetne miejsce - powiedziała, w banalny sposób zmieniając temat. - Następnym razem jak tu wpadnę to spróbuję tego co jadłeś, bo pachnie smakowicie - uśmiechnęła się.
- Nie polecam jedzenia tu zbyt często jeśli masz zamiar zostać w tak świetnej figurze - zażartował zaraz po przełknięciu jedzenia. Zabrał ze stołu serwetkę i również rozparł się w swoim fotelu wycierając dłonie, których nie sposób było utrzymać w czystości. Corday była niemal pewna, że bez problemu przeszedł nad jej pytaniem do porządku dziennego.
- Dziękuję za komplement - odparła z mrugnięciem oka. - Ale bez obaw, siłownie w mieszkaniach mam nie tylko dla szpanu - dodała z rozbawieniem. - W końcu w mojej pracy czasem trzeba użyć argumentu siły, gdy inne zawiodą.
- Pobudziłaś moją wyobraźnię - uśmiechnął się dwuznacznie. - Chętnie kiedyś zobaczyłbym cię w akcji. Do tej pory poznałem tylko tą dobrą panią inspektor. Może ta zła jest równie ciekawa? - zapytał mocno rozbawiony.
- Ależ ja nie mam takiej strony - odparła, robiąc niezwykle niewinną minę. Ale długo tak nie wytrzymała i roześmiała się, a on zaraz potem. - Przyjemnie się z tobą spędza czas, Charles - przyznała. - Ale niestety muszę się zbierać - dodała, nie kryjąc niechęci. Rozejrzała się i wezwała pierwszego kelnera z jakim złapała kontakt wzrokowy. Sięgnęła do kieszeni po portfel.
- O nie, nie! Nie ma mowy! - zaoponował momentalnie jej towarzysz. - Ja wybrałem lokal i jedzenie to ja płacę. Nie mam zamiaru dzielić się z tobą zasługami za dzisiejszy lunch - powiedział ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. - Następnym razem ty wybierasz i stawiasz, ok? - zapytał jakby to była tylko formalność.
- Ale to ja zrzuciłam na ciebie wybranie lokalu - przypomniała mu blondynka. - Tak samo jak jak zamówienie jedzenia. Także słabe argumenty - wytknęła mu, jednak wyciągnęła z kieszeni pustą dłoń. - Ale niech ci będzie. Jak masz się lepiej z tego powodu poczuć - mrugnęła do niego, kręcąc głową w politowaniu dla jego męskiej dumy. Morgan musiał doskonale odczytać jej myśli bo wyszczerzył się w odpowiedzi.

Kelner przechodząc obok stolika położył futerał z rachunkiem na blacie i oddalił się w głąb sali. Prawnik zerknął do środka po czym wydobył z kieszeni pojedynczą monetę i zamknął futerał po umieszczeniu jej wewnątrz. Morgan popatrzył towarzyszce prosto w oczy, uśmiechnął się w sposób mówiący “nic tu po nas” i wstał w oczekiwaniu na nią. Blondynka niespiesznie podniosła się, a po tym bez słowa pozwoliła mu sobie pomóc założyć płaszcz.
Idąc już w kierunku wyjścia Corday, zerkając za siebie, zobaczyła jak kelner przed zabraniem futerału zaglądnął do środka. Jego brew mimowolnie się uniosła, a wzrok powędrował za nimi co mogło sugerować, że napiwek jaki zostawił Morgan był suty nawet jak na standardy tego lokalu.
Inspektor naszła ochota zapytania prawnika wprost czy majątku dorobił się sam czy odziedziczył, ale niestety zahaczało to o temat, którego miała już nie poruszać. Tutaj więc jej ciekawość musiała poczekać, aż sama sobie te informacje znajdzie i wtedy będzie miała lepszy obraz jego osoby. W zadziwiająco nie krępującej ciszy dotarli na parking, gdzie zatrzymali się przed jej autem. Irya odruchowo już rozejrzała się wkoło, na koniec stając naprzeciw prawnika.
- To do zobaczenia, Charles - powiedziała, opierając się o bok swojego auta.
Stał metr od niej. Przeszywał ją całą spojrzeniem na wylot. Jakby upewniał się, że komplement względem jej figury był słuszny. Irya oparła ręce na biodrach przez co jej talia nie była już tak skryta przez szeroki płaszcz, przekrzywiła głowę, a jej usta były wciąż wykrzywione w rozbawionym uśmiechu.
Gdy Morgan dotarł wzrokiem do jej twarzy i ich spojrzenia się spotkały, przechylił lekko głowę i ruszył powolnym krokiem w jej kierunku z delikatnym uśmiechem. Zatrzymał się w dopiero kilkanaście centymetrów od niej. Zapach perfumy był teraz lepiej wyczuwalny. Był mocny i świeży, ani słodki, ani ciężki. Corday nie cofnęła się, lekko przymrużyła oczy i nie odrywając od niego spojrzenie, patrzyła z zaciekawieniem jak daleko jest w stanie pociągnąć go jego śmiałość. Jej uśmiech nawet stał się odrobinę wyzywający lecz niejednoznaczny. Morgan prawą ręką złapał ją delikatnie pod brodą i uniósł jej głowę. Przez chwilę wpatrywał się na zmianę w każde z jej oczu jakby zaglądał w głąb jej duszy. Mina blondynki nie wyrażała żadnego skrępowania tą bliskością. Było za to widać po niej coraz wyraźniej zadowolenie. Uśmiech Charlesa zmienił się w szelmowski na sekundę zanim jego twarz zaczęła się niebezpiecznie zbliżać. Wargi jakie poczuła na swoich były ciepłe. Pocałunek mógłby zostać uznany za przyjacielski, ale jako taki trwał nieco za długo. I zrobiło się między nimi zdecydowanie zbyt gorąco.
- Do zobaczenia - odpowiedział z iskierkami rozbawienia w oczach gdy w końcu oderwał swoje usta.
Lekko zarumieniona Irya obdarzyła go szerokim i zarazem triumfalnym uśmiechem. To spotkanie wprawiło ją w niesamowicie dobry nastrój. Kto wie co by mu teraz zaproponowała, gdyby miała wolną resztę dnia... Ale obowiązki wzywały. Chociaż wystarczyłoby jedynie wyłączyć telefon...
- Trzymaj się, Charles - powiedziała dając głos reszcie swojego rozsądku jakiej jeszcze nie straciła. Mrugnęła do niego i z ociąganiem wsiadła do swojego auta. On nie ruszył się z miejsca póki nie odjechała.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 21-01-2019, 10:35   #78
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Jadąc na posterunek nie spieszyła się. Potrzebowała chwili by ochłonąć i przestać rozmyślać co mogłaby robić, gdyby nie opamiętała się. Trochę nawet żałowała decyzji, ale to tylko przemawiało przez nią jej wyposzczenie. Szybko odpuściła sobie, bo przecież nie była to okazja, która bezpowrotnie jej przejdzie koło nosa.
Wpierw musiała jak każdy szanujący się policjant sprawdzić go w bazie kryminalnych, urzędu imigracyjnego i może jeszcze w skarbówce. I choć mocno wątpiła, że coś na niego znajdzie, to wolała tego nie zaniedbać.
- O ile Sinclair nie da mi czegoś do robienia - westchnęła i już wiedziała, że nie będzie jej łatwo przestawić myśli na pracę. Do głowy wpadł jej pomysł, żeby wykorzystać podwładnych do prześwietlenia Morgana, ale pokręciła tylko głową na ten bezczelny przejaw nadużywania władzy swojego stopnia.

Dotarła do celu i zaparkowała na swoim miejscu w podziemnym garażu. Wysiadła z auta i idąc do windy wyciągnęła swój notes, przeglądając swoje zapiski z przesłuchania ludzi Collinsa, dla odświeżenia sobie pamięci.

Sinclaira nie było w biurze tak samo jak Ramseya i Coopera. Przeważnie się włóczyli razem, z małymi wyjątkami kiedy Dennis był delegowany do pomocy Iryi. Lewis siedziała zawalona papierkami. Reszta personelu ich biura była w zasadzie dla Corday bezimienna i działała w łańcuszku dowodzenia dużo poniżej co w praktyce ograniczało ich bezpośrednie relacje tylko do powitania.
Inspektor zdjęła płaszcz i zostawiła go na wieszaku. Z samym tylko notesem w ręku podeszła do podwładnej.
- Wiesz może gdzie się Komendant zmył? - zapytała zatrzymując się przed biurkiem Lewis. Ani trochę nie przeszkadzał jej brak przełożonego, ale warto było wiedzieć jak długo te sprzyjające okoliczności będą trwały.
- Było wezwanie. Morderstwo. Standard - odparła Amy, podnosząc zmęczony wzrok znad papierów, starając się przekazać jak najwięcej konkretów w najbardziej efektywny sposób.
- No nie, mi przypadło tylko pobicie a oni sobie wszyscy pojechali do morderstwa - jęknęła z niezadowoleniem Corday. Przysiadła na brzegu biurka podwładnej. - Dokąd? Wiadomo kogo zamordowano? Kto zgłosił? - dopytywała.
- Nikt ważny - uspokoiła swoją przełożoną konstabl. - Pewnie stwierdzą “sprawca nieznany” i śledztwo zostanie umorzone. Swoje muszą jednak odstać i zadbać o nasz wizerunek. Przy pani pobiciu pewnie było przynajmniej kogo przesłuchiwać - dodała z nutą żalu w głosie.
- Niekiedy od trupa można się więcej dowiedzieć - odparła niewzruszona Irya. - Chociaż w tym wypadku to coś mi mówi, że Collins po prostu zakopały by ich w piwnicy swojego klubu - dodała w zamyśleniu i wyprostowała się. Poszła do swojego biurka i usiadła przed nim. Położyła notes na blacie i sięgnęła po pióro, chcąc ogarnąć raport zanim zajmie się tym co miała w planach.
Amy z ciężkim westchnięciem wróciła do papierkowej roboty. Zapewne wolała skończyć zanim Sinclair wróci i dołoży jej sprawy z dnia dzisiejszego.

Irya kątem oka spojrzała na zawaloną robotą koleżankę. Zdecydowanie musiała porozmawiać z Komendantem o tym, że za dużo pracy zwala na Lewis. Ale to musiało poczekać na powrót Sinclaira.
Inspektor zaczęła od sporządzenia raportu z przesłuchania, bazując na swoich skrótowych notatkach. Po opisaniu tego wzięła się za sprawdzenie w rejestrach poszkodowanych. Wszyscy oni okazali się być nienotowanymi freelancerami. Nic dziwnego, w końcu Collins był równie bezkorporacyjny. Oznaczało to tyle, że żaden z nich nie naraził się jeszcze Capitolowi. Irya sporządziła z tego adekwatną notaktę, która stała się załącznikiem do wcześniej napisanego raportu. To zajęło jej niecałe dwie godziny. Następnie zabrała się za przerzucenie przynajmniej części raportów podwładnych i potwierdzenie ich przyjęcia swoją sygnaturą. Nic w tym ciekawego nie było, może poza faktem, że w tej dzielnicy bardzo często dochodziło do morderstw i napadów z bronią w ręku. Pracowała tu raptem miesiąc i już miała opinię, że miała naprawdę dobry nawyk noszenia ze sobą pistoletu dosłownie wszędzie. Przez głowę przeszła jej myśl, żeby porównać statystyki z innymi dzielnicami, ale już zaczynała zbliżać się godzina końca jej dniówki, więc musiało to poczekać.

Mając czyste sumienie, że wszystkie obowiązki zostały dopełnione, nareszcie mogła zająć się tym co najbardziej ją ciekawiło. I poganiało z pracą, aż do teraz. Przeszukiwanie informacji informacji o Morganie było dla niej mocno absorbujące. Nawet w którymś momencie Amy nieopatrznie zapytała czy potrzebuje pomocy. Znając jej skuteczność, Irya nie odmówiła i poprosiła ją o przeszukanie jego danych, tłumacząc to bardzo prosto, jeszcze sprawą napaści jego klienta na nią. Choć pochodził z Marsa to był Capitolczykiem więc rejestry na Lunie miały o nim podstawowe informacje. Na pierwszy ogień poszła więc karta obywatela, podatki i rejestr kryminalny.
Już po godzinie miały wszystko to do czego udało się dotrzeć.
Prawnik nie był notowany, płacił grzecznie podatki, a nawet po jednej kontroli skarbówki dostał zwrot. Wydatki, uwzględniając jego przychody, wskazywały na umiarkowaną rozrzutność. Amy nawet znalazła informacje o jego rodzinie. I zadziwiające dla Iryi było to, że Charles majątku nie odziedziczył, bo jego rodzna nie należała do zamożnych. To oznaczało, że mężczyzna do wszystkiego doszedł sam. Ta informacja postawiła prawnika w innym świetle.

- 36 lat. Nienotowany. Nieżonaty. O, nie jest też rozwodnikiem, ani nie posiada dzieci - wyliczyła Amy, a na jej twarzy malowało się zdziwienie, bo przecież Morgan wydawał się być idealną partią dla każdej kobiety marzącej o życiu w dobrobycie.
Nawet Iryę to zastanowiło, choć ona szybko obstawiła, że mężczyzna zwyczajnie nie chciał głupio stracić tego na co pracował całymi latami.
- Zakładam, że potencjalne kandydatki na żony odstraszała intercyza - skomentowała Corday z lekkim rozbawieniem. - Nie zdziwiłabym się, gdyby pan prawnik każdej chętnej pokazywał papiery, w których byłyby zapisy, że w razie rozwodu musi mu wypłacić odszkodowanie za stracony czas - dodała i zaśmiała się, gdy sobie taką scenę wyobraziła. - Dzięki za pomoc. A teraz zbieraj się - spojrzała na zegarek. - Jesteś i tak o pół godziny za długo - dodała i mrugnęła do Lewis.

Wkrótce Irya została w biurze jako jedyna kobieta, kończąc sobie robić notatki o Morganie. Po tym już miała się zebrać do domu, ale złapała się jeszcze za ostatnie raporty jakie leżały na jej biurku, żeby od jutra zacząć na świeżo, z czystym od akt blatem. Zeszło jej się na tym kolejne dwie godziny. Ale cel osiągnęła. Wstała od biurka i się przeciągnęła. Zabrała tylko notes i skierowała się do wyjścia, po drodze zabierając płaszcz.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 21-01-2019, 11:44   #79
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

Teren w promieniu około 10 metrów od wejścia do budynku, gdzie postanowiła przenieść się Corday, miał na tyle inny kolor i fakturę, że nie można było tego przeoczyć. Inspektor odpowiednio poinstruowana przez swojego agenta podeszła do stojącego przy wejściu Atilli MKII i wylegitymowała się okazując odpowiednią przepustkę wydaną przez Cybertronic.
Gdyby tego nie zrobiła miałaby jakieś 10 sekund na opuszczenie wyznaczonego obszaru, a wtedy android zrobiłby niezwykle efektowny użytek ze swojej broni.


Wiele osób uważało takie podejście za nieco zbyt drastyczne, ale Cybertronic wykorzystywał do granic możliwości prawa jakie wiązały się z ochroną ich terenów i mienia. Corday na szczęście zawczasu pomyślała o karcie dostępu dla swojej gosposi, co było o wiele łatwiejsze do załatwienia niż przekonanie jej, że nie ma się czego obawiać w stosunku do ochrony budynku. Pod warunkiem oczywiście, że przepustkę zawsze będzie miała przy sobie. Zdecydowanie było to coś do czego trzeba było się przyzwyczaić.


Widok jej nowego salonu zaskoczył ją brakiem jakiegokolwiek pudła. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do komody przy ścianie, gdzie był zamontowany sprzęt grający. W złotej misie leżała karteczka ze znajomym pismem.
- No nie, mówiłam jej żeby tego nie robiła… - westchnęła po przeczytaniu liściku zostawionego przez gosposię. Mimo, że Irya prosiła ją by niczego nie ruszała, bo sama się tym zajmie to ona i tak to zrobiła. Lavitita pracowała dla Davida już od lat i dla Iryi zawsze była sympatyczną i pomocną panią, dlatego teraz, gdy mieszkała sama, nie lubiła się nią wyręczać ponad sprzątanie i gotowanie, gdy to nie było konieczne. - To przynajmniej mimo nadgodzin mam przeprowadzkę już skończoną - pocieszyła się i zaczęła przeglądać zawartość komody. Wszystko to co powinno w jej ocenie tam znaleźć, było. Wzięła też sterownik od sprzętu grającego. Wróciła do drzwi wejściowych, rozebrała płaszcz i sprawdziła czy wszystkie zamki są zasunięte.
Przez przestronny salon skierowała się do aneksu kuchennego, po drodze włączając muzykę, którą ustawiła całkiem głośno.

Apartament był urządzony przede wszystkim praktycznie. Cybertronic estetykę stosował tylko do wyeliminowania efektu toporności co nawet im się udało. Kuchnia tutaj była mniejsza niż w tym nie fartownym mieszkaniu, ale szczerze mówiąc i tak była to wyłącznie ozdoba i miejsce do przechowywania alkoholu i awaryjnego jedzenia, gdy nie miała ochoty zatrzymywać się na posiłek po drodze. Blondynka przejrzała wszystkie szafki, zapamiętując co gdzie jest powkładane i skończyła z butelką wina oraz kieliszkiem w ręku. Nalała sobie i popijając rubinowy płyn przeszła się zwiedzić cały apartament. Na piętrze miała sypialnię z garderobą i dużą łazienką, dobrze zaopatrzoną siłownię, biuro, dwa pokoje gościnne z osobnymi łazienkami, spory składzik, z którym nie miała pojęcia co zrobi.
Po obejściu całego piętra, wróciła na niższy poziom, do salonu w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia, gdy parę dni wcześniej przyszła oglądać ten penthouse. Przez olbrzymie okna, szczytowego mieszkania miała piękny widok na miasto. Z resztą z innych ważniejszych pomieszczeń również miała dobre widoki dzięki zastosowaniu przeszkleń zamiast ścian. Oczywiście miała możliwość zasunięcia na nie stalowych rolet, które mogły zaciemnić całe mieszkanie nawet w najbardziej słoneczne południe.

Blonynka usiadła na rozłożystej błękitnej kanapie stojącej tuż przy oknie i wyciągnęła notes. Podgłośniła muzykę jeszcze bardziej i wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni notes. Popijając wino, czytała to co udało jej się dowiedzieć o prawniku. Wcześniej uważała go za typowego gościa który wywodzi się z wielopokoleniowego rodu, w którym można było wybrać tylko jedną z dwóch ścieżek życiowych: lekarz lub prawnik. A teraz już wiedziała, że sam się wszystkiego dorobił. Takich jak on “zrodzeni z majątku” nie szczególnie lubili, bo skoro im się udało to mogą być zagrożeniem. Ale dla Iryi Morgan tylko zyskał w jej oczach, tym bardziej, że nie był notowany, a skoro przez te lata nie wpadł, to musiał być albo uczciwy - w co wątpiła - albo piekielnie cwany. I mściwy według słów Andersona. A to sprawiało, że jego osoba tylko bardziej ją intrygowała.
Spokoju jednak nie dawał jej wątek Mrocznej Harmonii wykrytej w trupie Hilla oraz tajemnicza sylwetka osobnika, który go przyprowadził do jej poprzedniego mieszkania. Kopię dokumentacji z tamtego wydarzenia trzymała w swoim nowym domowym biurze, również z zapisem zeznań, w których między innymi recepcjonista poznaje zdjęcie Morgana. No i ta dziwna… “aura”? Ta którą czuła przy nim od pierwszego spotkania, a która już wcześniej okazywała się być przestrzegać ją przed kaprawymi typami.
To były te zadry, które starały się zmusić Iryę do trzeźwego myślenia w temacie prawnika.

Było to jednak trudne, szczególnie po dzisiejszym lunchu. Mężczyzna podobał jej się, choć obiecywała sobie, że nigdy nie będzie zainteresowana dużo starszym od siebie. Pytanie tylko czy dziesięć lat to już dużo.
- Nie dobrze, zaczynam go sama przed sobą tłumaczyć - westchnęła i dolała sobie wina by móc dalej dywagować nad Morganem.
On ewidentnie był nią zainteresowany i tylko pytanie czy było to czysto fizyczne pociąganie, czy było w tym głębsze dno. Przynajmniej mogła być spokojna, że nie chodzi o forsę, bo w końcu był nawet bardziej majętny od niej. Wspomnieniami wracała do ich rozmów, tych luźnych, przeplatanych w przerwach od interesów. Coś na pewno kręcił i nie dopowiadał, bo inaczej nie byłby tak skutecznym prawnikiem.
- Tylko co miał na myśli mówiąc, że jesteśmy do siebie podobni… - przygryzła wargę, zastanawiając się jak wiele informacji o niej zebrał. O ile jej te bardziej znaczące ekscesy wieku buntu zostały ładnie zamiecione pod dywan i jedyny egzemplarz akt miała sama w posiadaniu, to jednak gdyby mocno się postarał i poświęcił odpowiednie fundusze, to znalazłby parę ciekawostek na jej temat.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 22-01-2019, 12:51   #80
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Dzień 26 czwartego miesiąca roku

Zadziwiająco dobrze jej się spało ten pierwszy raz w nowym łóżku. Tak dobrze, że zaspała pierwszy budzik. Ledwo zwlekła się z pościeli i składając sobie obietnice bez pokrycia, jakimi było zarzekanie się, że już nie będzie tyle piła przed snem, w końcu znalazła się w łazience. Nowe mieszkanie to przede wszystkim problem odnalezienia podstawowych rzeczy. Wszystko więc trwało dłużej, nawet znalezienie durnej szczoteczki do zębów. Zła na siebie, że zaspała i mocno się spóźni, szybko kompletowała garderobę aż doznała olśnienia.
Przez te kilka dni dojazdów utrwaliło jej się w głowie, że będzie musiała jechać do biura półtorej godziny. A teraz miała niecały kwadrans. Odetchnęła z ulgą.

Na spokojnie mogła przeszukiwać szafy i szuflady w poszukiwaniu bielizny, spodni i koszul. Po pół godziny była gotowa do wyjścia i już tylko szukała kluczy, nie pamiętając gdzie je zostawiła.
Zaglądając pod kanapę w salonie usłyszała, że dzwoni jej telefon. Bez zastanowienie wyciągnęła go z tylnej kieszeni spodni i od razu odebrała, przykładając do ucha.
- Corday - odezwała się krótko, nadal mając uwagę skupioną na szukaniu, a nie na osobie po drugiej stronie słuchawki.
- Pani inspektor - w słuchawce zabrzmiał głos Collinsa - Bardzo pilnie chciałbym się z panią spotkać. Sprawa dotyczy niejakiego Andersona. Kiedy mogę liczyć na pani przybycie? - Ton głosu był jak zwykle pretensjonalny i całkowicie sprzeczny ze sposobem budowania zdań.
Od razu pożałowała, że odebrała. Skrzywiła się jakby zjadła coś paskudnego. Musiała zapisać sobie jego numer żeby na przyszłość nie popełniać tego błędu.
- Co się stało? Gdzie on jest? - zapytała.
- Jemu? - odpowiedział pytaniem w taki sposób jakby właśnie miał go przed oczami. - … nic się nie stało. Mam pewne informacje w jego sprawie. Jest pani zainteresowana?
- Proszę mi powiedzieć o co chodzi, a ja przekażę te informacje do odpowiednich służb - powiedziała Corday, zdając sobie sprawę że Collins nie jest pewnie zorientowany, że Anderson to już sprawa dużo wyższego szczebla.
- Informacje mam tylko dla pani i ewentualnie pani przełożonego - odparł z nieco większą niż zwykle irytacją w głosie, ale z jakiegoś powodu nie rzucił jeszcze słuchawką. - Inne służby, o których pani wspomniała, nie byłyby nimi zainteresowane, ale samym Andersonem w roli męczennika i owszem. Oferuję informacje na temat tego co wydarzyło się w dokach.
Irya zmarszczyła brwi. Doskonale wiedziała, że Anderson jest z jakiegoś powodu wrabiany przez wewnętrznych, ale nie rozumiała czemu miał to wiedzieć Collins. Przecież Anderson, jeśli zapędził się w kąt to mógł się zgłosić do niej bezpośrednio...

Przygryzła wargę gdy ją olśniło. Teraz mieszkała w fortecy do której nie miał jak podejść, więc odwiedziny jak wcześniej nie wchodziły w grę.
Zadzwonić nie mógł, bo by go namierzyli. Czy w takim razie właśnie siedział w biurze Collinsa, z pistoletem wycelowanym między jego kaprawe oczka? Możliwe, bo dostać się do niego z ulicy nie stanowiło problemu.
- Dobra, jadę do pana - zdecydowała.

***

Zaparkowała przed głównym wejściem i jeszcze sięgnęła po telefon i napisała wiadomość do swojego przełożonego.
Cytat:
Collins chce o czymś gadać więc jestem u niego. Nie wiem co kombinuje dlatego proszę o kontakt ze mna za pół godziny
Wysłała do Sinclaira, nie zważając na to, że komendant może uznać ją za paranoiczkę. Włączyła jeszcze dyktafon na swoim telefonie i wygasiła ekran, chowając urządzenie do głębokiej kieszeni w płaszczu. Wyszła i skierowała się do frontowych drzwi.
Corday musiała chwile dobijać się do drzwi klubu zanim ktoś jej otworzył. Bramkarz patrzył na nią ze zdumieniem spodziewając się kogoś kto właśnie obudził się po wyrzuceniu z klubu. Obraz młodej blondynki nie pasował mu do żadnego scenariusza.
Irya ostentacyjnie rozejrzała się po wnętrzu przybytku i niechętnie weszła do środka.
Sala była jeszcze w trakcie sprzątania. Kilka osób z obsługi krzątało się z mopami. Inspektor mogłaby przysiąc, że po drodze do biura właściciela minęła kilka osób przypominających ludzi Andersona.
Drogę do gabinetu właściciela niestety znała na pamięć i odmówiła gdy jakiś pracownik zaoferował zaprowadzenie ją.

- Witam panią inspektor - przywitał ją Collins jak zwykle w pełnej krasie swojej obleśności. - Przejdźmy może od razu do konkretów - zaproponował nie podnosząc się nawet z krzesła za swoim biurkiem.
Inspektor po rozejrzeniu się po gabinecie nie zdobyła się na na jakąkolwiek formę przywitania i jedynie przyglądała się właścicielowi klubu wyczekująco. Była nawet szczerze zawiedziona że jej wizja się nie ziściła. Oczywiście zachowała pozory uprzejmego zainteresowania.
- Mam kilku świadków odnośnie wydarzeń, które zaszły między Andersonem i waszymi agentami. Są w stanie zeznać, że Anderson działał w obronie własnej, a oni zamierzali go zabić. Co pani na to? - zapytał po czym odchylił się na krześle z satysfakcją.
Irya ugryzła się w język zanim zdążyła wyprzeć się tych partaczy z wewnętrznego. Zeznania świadków niby mogły wnieść coś do sprawy, ale to był zabagniony temat, cuchnący na kilometr. A znając Collinsa i wiarygodność jego dowodów to cienko to wyglądało. Ale nie dowie się dopóki nie sprawdzi.
- Co to za świadkowie? - zapytała ostrożnie skrywając swoje zniechęcenie. - I czemu akurat przez pana się kontaktują?
- Ludzie którzy przypadkiem znaleźli się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie - odparł z nie opuszczającą twarzy satysfakcją. - Nie kontaktują się przeze mnie tylko to ja ich odnalazłem - dodał pyszniąc się jeszcze bardziej.

- Aha - odparła i sięgnęła za pazuchę po notes, który pachniał nowością i nie skalany był jeszcze żadnym atramentem. - Skąd pana zainteresowanie osobą pana Andersona?
- Nazwijmy to przyjacielską przysługą - odparł Collins wymijająco.
- Komu robi pan tym przysługę? - zapytała unosząc brew jakby nie zrozumiała jego aluzji. Sama podpowiedź widziała niżej w postaci kumpli Andersona. Czyżby to był motyw ich odejścia z Crimeshield?
- Andersonowi - wyartykułował w sposób jakby to było oczywiste, a jego rozmówczyni nie grzeszyła inteligencją.
- Czyli zna go pan osobiście? - dopytała Irya udając dalej mało kumatą, bo chyba w ten sposób Collins był skłonny więcej powiedzieć.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172