|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-09-2008, 19:02 | #21 |
Reputacja: 1 | Spoglądał na czarny ekran uzbrojenia i obserwował kolejne zielone napisy: Pocisk wystrzelony.. No to zaczyna być dobrze-pomyślał. ........Pocisk zmierza do celu.... Obserwował rakietę i wiedział ze pocisk trafi. Obserwacje zakończył oślepiający błysk światła. Rzucił okiem na przyrządy. ....Cel zniszczony.... Jest!!-Wykrzyknął z entuzjazmem.- Dopiero teraz dostrzegł co się może stać z jego przyboczną. Eileen! Uważaj będę strzelał zaraz za ciebie!!! Zamiast planowanego zwrotu w lewo wykonał zwrot w prawo. W locie kazał komputerowi obliczyć wyprzedzenie z jakim musi posłać serię z karabinków. Nacelował tak jak mówił komputer z doświadczenia wiedział ze prędzej on wyliczy niż człowiek gdzie trza strzelać by trafić. Pierwsza seria była krótka druga trochę dłuższa a zamiast trzeciej posłał rakietę. Spojrzał na wyświetlacz i szepnął Ile rakiet zostało i czy trafiłem.... |
22-09-2008, 19:51 | #22 |
Reputacja: 1 | Lewis ruszył w stronę hangaru. Lekko skacząc co kilka kroków, widać u niego lekkie załamanie psychiczne, czy to może szok... Był człowiek nie ma człowieka, zdarza się. Otrząsnął się jak mokry pies i ruszył żwao w stronę załogi. Przyjrzał się stanowi ludzi. Jak wyglądają statytyki? Co z ludźmi, i co z maszynami? Położył większy nacisk na słowo "maszyny". Ten złom już się nieruszy, taka moja subiektywna ocena. Czy ktoś ma inne zdanie? Czy mam rację i leżymy na opuszczonej planecie? I co z myśliwcami? |
22-09-2008, 23:38 | #23 |
Reputacja: 0 | Sytuacja Smitha była beznadziejna. Pytanie Martina wyrwało Kwisatza z odrętwienia. Spojrzał najpierw na niego, jakby nie zrozumiał pytania, a później na własną nogę, która bolała rzeczywiście coraz bardziej. Stali wszyscy w ogromnej i powiększającej się nabrzmiewającej krwią kałuży. Kwisatz odetchnął z ulgą, że nie była to jego krew. Smith coraz bardziej blady krwawił niemiłosiernie. Musiał bardzo cierpieć. "Że też jest wciąż przytomny!'' - pomyślał ze zgrozą sierżant. - Będzie dobrze Smith! Przestań drzeć się dziecko! - zagadnął do umierającego Marines. Po przelotnym spojrzeniu na bezradną minę stojącego obok medyka szepnął mu do ucha. - Daj mu coś na ból chociaż... Ja też oberwałem... - wskazał ręką na lewą nogę. Do hangaru wskoczył okopcony i upaprany w smaże i krwi technik. - Jak wyglądają statytyki? Co z ludźmi, i co z maszynami? Ten złom już się nieruszy, taka moja subiektywna ocena. Czy ktoś ma inne zdanie? Czy mam rację i leżymy na opuszczonej planecie? I co z myśliwcami? - Większości z tych odpowiedzi powinniśmy szukać u Ciebie - odpowiedział Kwisatz patrząc na mundur technika głosem wypełnionym bólem rwącej nogi. - Mamy możliwość łączności z Ostrzami? - zapytał technika. - I czy przypadkiem zaraz nie wylecimy w powietrze? - dodał ściszonym głosem nie chcąc siejąc większej paniki wśród i tak poruszonych widokiem Smitha ludzi. Do hangaru przybiegł ktoś z załogi krzycząc. - Sir... wydyszał Nie uwierzy pan... tak wielkiej konstrukcji w życiu nie widziałem! Kwisatz rozejrzał się dookoła nie bardzo wiedząc do kogo owe "Sir" było skierowane, ale szybko orientując się, że chyba był najstarszym stopniem oficerem w pobliżu, odezwał się do wszystkich. - Wynośmy się czym prędzej z tego wraku! Niech jedni zbierają ludzi, rannych, reszta niech zajmie się sprzętem! - Martin, weź kilku ludzi i zrób rekonesans. Zobacz co to za konstrukcja, tylko nie zbliżajcie się do niej dopóki nie ustalimy przyczyny strącenia statku... Ostatnio edytowane przez Deja vu : 22-09-2008 o 23:40. |
23-09-2008, 10:20 | #24 |
Reputacja: 1 | Wspólnymi siłami udało im się przesunąć metalowe drzwi.. Jeszcze gorzej niż u pilota.. Nie ma szans, żeby mu pomóc. Galagar stał przez chwilę przyglądając się bezkształtnej masie z mięsa, kości i scięgien. -Daj mu coś na ból chociaż... Ja też oberwałem... - starszy stopniem marines wskazał na swoją krwawiącą nogę. Jasna cholera czy oni wszyscy muszą być ranni w nogi?? - Galagar zacisnął szczęki. Pieprzone marnotrastwo pomyślał Galagar wstrzykując jedną porcję Ketanolu w szyję Smitha. -Usiądź na chwilę zanim upadniesz z upływu krwi - zwrócił się do starszego stopniem Marines. Tu przynajmniej moge jeszcze pomóc. Dość głęboka penetracja uda, musiał to byc kawałek przelatującej stali. Może stać więc kość i ścięgna są nienaruszone. Dam mu jeden z białych pakietów, powinno wystarczyć Ktoś w międzyczasie krzyczał coś o statystykach, maszynach i mysliwcach.. Nie słyszał dokładnie. Potrafił się wyłączyć, odciąć od bodźców zewnętrznych i skupić wyłącznie na wykonywanym aktualnie zadaniu. -Posiedź tak jeszcze z pół minuty, żeby nie otworzyła się zasklepiona rana. Uważaj, żeby nie zdrapać białej skorupy w miejscu zranienia. Zaschnie i samo odpadnie w przeciągu godziny. - udzielił krótkich lekarskich instrukcji. ..i czy zaraz nie wylecimy w powietrze?. Czy naprawdę w dalszym ciagu grozi nam wybuch? Spojrzał na stojącego obok technika.. -Lewis!! ciesze się, że stoisz o własnych siłach. później opatrzę te drobne zranienie. To jak wyleci to cholerstwo w powietrze czy nie?? Ostatnio edytowane przez Elmagiko : 23-09-2008 o 10:25. |
23-09-2008, 14:35 | #25 |
Reputacja: 1 | Udało się. Smith został uwolniony. Ale czy to coś da? Z jego nóg nie zostało już niemal nic, Martin był pewny że żołnierza czeka amputacja. Do hangaru wskoczył okopcony i upaprany w smarze i krwi technik. - Jak wyglądają statystyki? Co z ludźmi, i co z maszynami? Ten złom już się nie ruszy, taka moja subiektywna ocena. Czy ktoś ma inne zdanie? Czy mam rację i leżymy na opuszczonej planecie? I co z myśliwcami? - Większości z tych odpowiedzi powinniśmy szukać u Ciebie - odpowiedział natychmiast Haderach, a James pokiwał tylko głową. - Mamy możliwość łączności z Ostrzami? - sierżant znowu zasypywał gradem pytań. - I czy przypadkiem zaraz nie wylecimy w powietrze? - dodał cicho. Technik miał już szykować się do odpowiedzi lecz do sali wbiegł zdyszany żołnierz. - Sir... - wydyszał - Nie uwierzy pan... tak wielkiej konstrukcji w życiu nie widziałem! - Martin, weź kilku ludzi i zrób rekonesans. Zobacz co to za konstrukcja, tylko nie zbliżajcie się do niej dopóki nie ustalimy przyczyny strącenia statku... - Polecił Kwizatz. Martin wstał. Jego głowa nie bolała go już tak jak przed kilkoma minutami. Nie uśmiechało mu się polecenie sierżanta, ale musiał je wykonać. nie patrząc ani na Lekarza, ani na Kwizatza, ani już nawet na Roberta, którego to widok teraz przyprawiał o mdłości jeszcze bardziej, wyszedł z sali, a przechodząc obok żołnierza, który przyszedł zaraportować o tej 'konstrukcji', przywołał go. - Za mną. Obydwaj wyszli z sali. -Gdzie tu jest.. ktokolwiek? Potrzebuję kilku żołnierzy. -Pokażę panu, sir. Przeszli jeszcze kawałek zdewastowanym korytarzem do jednej z sal. Było tam sześciu marines, jeden był lekko ranny. - Zbierać się. Wsiąść lekki potrzebny sprzęt. Idziemy w stronę budowli. Ale już raz, raz! - Podniósł głos - Ty, się nazywasz? - Spytał rannego żołnierza - Phine, sir. - Zostajesz, Phine.
__________________ Skoro Martwi się nie żywią, to dlaczego Żywi się martwią? |
23-09-2008, 20:26 | #26 |
Reputacja: 1 | Lewis Dahot, Kwisatz Haderach, Ron Galagar Wybuch? Nie ma szans. Sprawdziliśmy reaktor - stos zgasł. Ten okręt jest martwy. Miał rację. Z poszarpanych przewodów przestało iskrzyć, większość monitorów i kontrolek zgasła. Dla samego Smitha było już za późno - obrażenia wewnętrzne okazały się zbyt duże jak na jego wytrzymałośc. Szczęściem rana Kwisatrza nie okazała się zbyt poważna. Łącznie dwadzieścia osób, sir! Zameldował Kwisatzowi marine. Jedenastu Marines, pilot, siedmiu mechaników - jeden mocno poparzony, drugi straicł słuch. Odnaleźliśmy też historyka, którego przysłał zarząd na wypadek gdybyśmy mieli do czynienia z jakimiś ruinami - cały i zdrowy. Przetrwał też nawigator okrętu. Większość Marines ruszyła za Martinem w stronę kanionu. Marine podał Kwisatzowi trójwymiarową mapę obszaru. Migotliwy, siatkowany obraz pokazywał obecną pozycję fregaty i boczne obszary - na północ od dziobu okrętu opuszczone miasto Tanis, za nim miasto pinakli. Na zachód gigantyczny kanion. W pozostałych kierunkach pustynia. Galagarowi nagle zdało się, że zobaczył niedaleko odblask słońca. Zupełnie jakby leżało tam coś metalowego. Martin James Tego na co patrzyli nie dało się opisać. Przy tej budowli stocznie Almy, które produkowały potężne krążowniki VMS były tylko małymi fabrykami. Kanion miał rozpiętość wielu kilometrów. Metalowa konstrukcja przecinała go w całości, tworząc wielkie rusztowanie pełne platform, przejść, dziwigów, podajników i innego sprzętu pomocniczego. W oczach żołnierzy można było zobaczyć nadzieję na szybkie odbudowanie zniszczonego okrętu - szybko jednak ulotniły się gdy z głośnym zgrzytem kawałek rusztowania odłamał się i spadł w głąb kanionu. Patrzcie tam! Głos jednego z żołnierzy odbił się echem w kanionie. Przy oczach trzymał cudem uratowaną lornetkę - wskazywał na liczne jaskinie pokrywające ścianę kanionu. Przysiągłbym, że coś się tam ruszyło! Marcin Shepard Zobaczył jak z podwójnych działek Raidera wylatują smugi pocisków. Eileen próbowała odbić w prawo, jednak część pocisków trafiła w skrzydło myśliwca. Jednocześnie Shepard pociągnął za spust. Pierwsza salwa przeszła mocno bokiem. Raider skierował się przeciwko atakującemu - leciał teraz prosto na niego. Pociągnął za spust ponownie - tym razem z lepszym skutkiem. Maszyna lekko zboczyła z kursu, próbując uciec przed trzecim atakiem. Ten jednak kompletnie zaskoczył prymitywną sztuczną inteligencję. Komputer myśliwca wyświetlił informację o dwóch pozostałych rakietach. Jednocześnie przeciwnik próbował zgubić pocisk wykonując gwałtowny zwrot. Rezultatu nie udało się zobaczyć, gdyż zignorowany do tej pory czwarty Raider, towarzysz pierwszego zniszczonego w walce zasypał statek Sheparda gradem pocisków. Gwałtowne zmniejszenie ciągu silnika zachowało go przed trafieniem. Myśliwiec wroga przeleciał tuż przed jego kabiną. Jedna z czerwonych kropek zniknęła z radaru - triumfalny krzyk skrzydłowej potwierdził trafienie. Trzecia kropka nadal próbowała zgubić białą, mniejszą - rakietę. Ostatnio edytowane przez Dimitrij Urianov : 24-09-2008 o 05:48. |
24-09-2008, 06:01 | #27 |
Reputacja: 1 | -Moim skromnym zdaniem to padło i się nie podniesie, jeśli nie ma ukrytego wycieku, czy przebić to powinno być bezpiecznie. Czy to możliwe żeby ktoś nas zaatakował? Ktoś się przychyli do mojej teorii? Po odpowiedzi czy może braku reakcji ze strony załogi wszedł do środka i poszedł badać stan okrętu i stopień niebezpieczeństwa wynikający z używania maszyny. |
24-09-2008, 13:45 | #28 |
Reputacja: 1 | Brawo!-Wrzasnął w interkom-Zostało jeszcze dwóch jeden ucieka przed rakietą drugi gdzieś jest koło mnie. Pomoż temu który ucieka przed rakietą rozstać się ze światem. Zaczął rozglądać się aby zlokalizować wrogi myśliwiec. Gdy tylko mu się to udało zawrócił maszynę i starał się znaleźć za nim jeśli my się to nie udaje wzywa na pomoc swoją przyboczną. Jeśli udaje mu się znalezienie za przeciwnikiem ładuje w niego długa serie oraz dwie krótkie po obu bokach i ponownie długą. |
24-09-2008, 15:15 | #29 |
Reputacja: 0 | - Moim skromnym zdaniem to padło i się nie podniesie, jeśli nie ma ukrytego wycieku, czy przebić to powinno być bezpiecznie. Czy to możliwe żeby ktoś nas zaatakował? Ktoś się przychyli do mojej teorii? - Cóż, trzeba to wyjaśnić jak najszybciej. - odpowiedział sierżant na słowa murzyna. - Jak się nazywacie żołnierzu? - Kwisatz zapytał marine, który podał mu mapę. - Williams, sir! Ron Williams. - Williams, chcę widzieć za dwie godziny szefa techników. Najstarszego stopniem lub stażem marine. Nawigatora, pilota i historyka. - Czeka Cię sporo pracy - wyciągnął rękę do medyka - Kwisatz Haderach. - Dzięki - rzucił wskazująć głową na opatrzoną nogę. - Zajmij się rannymi, weź kogoś do pomocy, będziesz potrzebował sanitariuszy, później przyjdź na naradę. Jesteś chyba naszym naczelnym i jedynym lekarzem - uśmiechnał się smutno do żołnierza ze znakiem eskulapu na rękawie. Później zwrócił się do Williamsa. - Dwóch marines zabezpieczy teren od połudnowego wschodu i północnego zachodu. Niech pozostali zajmą się zmarłymi, trzeba wykopać groby... Kwisatz pochylił się nad mapą terenu zamyślony. "Jeśli wrak nie stanowi zagrożenia to bedzie chyba najlepszym miejscem na kwaterę główną i punkt obrony w razie ataku... Mam nadzieję, że raport techników wyeliminuje możliwość sabotażu... Potrzebny jest tu szpieg jak koszula w dupie... Oby znalazł się ktoś starszy stopniem, bo zawiadować tym burdelem nie będzie łatwo i przyjemnie... No i co z Ostrzami? Powinni już ladować, nie sposób przegapić miejsca rozbicia statku, który się konwojuje... Chyba, że są strąceni... A to by znaczyło, że to nie była jednak awaria sprzętu..." |
26-09-2008, 06:53 | #30 |
Reputacja: 1 | W sześciu szli do kanionu. Było widać że marine jeszcze nie otrząsnęli się bo katastrofie statku. Byli rozkojarzeni, bali się o każdą następną chwilę. Martin nie próbował ich zapewnić że wszystko będzie dobrze, wyjaśniać dlaczego to się stało, bo po prostu nie wiedział. W drodze nad kanion James palił papierosa. Zaglądną do małej, szarej paczki i zrobił kwaśną minę na widok tylko siedmiu pozostałych używek. James zaczął rozmyślać o matce. Dawno o niej nie wspominał, od wielu miesięcy nie zagościła w jego myślach. Przypominał sobie dzieciństwo, później dojrzewanie, aż doszedł do momentu swojej historii, który najlepiej by wyciął. Telefon o czwartej nad ranem, który go budzi. Podnoszący słuchawkę ojciec i jego przeraźliwy płacz. -Jesteśmy na miejscu - nagle powiedział jeden z żołnierzy, wyciągając Martina z zamyśleń. Przeszli jeszcze parę kroków i już stali nad kanionem mając wgląd na całą jego panoramę. -Co do... - Martinowi o mały włos nie wyleciał z ust papieros. Dwóch żołnierzy zamilkło i zastygło w ruchu, jeden zaczął wzywać boga, a trzech pozostałych zaczęli obmyślać szczęśliwe plany odbudowania statku i powrotu do domu. Widzieli ogromną konstrukcję. Gdyby porównać do niej stocznie Almy, to było by to porównanie piłki do ping-ponga i piłki do koszykówki. Nagle usłyszeli zgrzyt. Tam! - Krzyknął jeden z żołnierzy. Kawałek rusztowania po prostu odłamał się, jakby specjalnie na ich przybycie i runął wgłęb kanionu. Jednak szybko stąd nie wylecimy, panowie. - Powiedział bez emocjonalnie Martin. Patrzcie tam! - zawołał niski, skośnooki marine. Teraz Martin zobaczył że ten ma w rękach lornetkę. - Przysięgam, że tam się coś ruszyło! - wskazał na kilka jaskiń wgłęb kanionu. - Za mną - Rozkazał Martin, jakby z przekonaniem, ale tak na prawdę nie wiedział co robi. Ruszyli w dół. /(tak mg? mamy tam iść?)
__________________ Skoro Martwi się nie żywią, to dlaczego Żywi się martwią? |