Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2008, 13:17   #21
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Odegrawszy mniej lub bardziej udanie swoją rolę trzpiotki, odetchnęła nieco, obserwując poczynania innych. Doprawdy, choć przedziwną w swej prowiniencji, to polotem , a nader wszystko refleksem w działaniu charkteryzujacą się, grupę stanowili. Obyś żył w ciekawych czasach... I pożyję być może – pomyślała.

Od dłuższego czasu nie opuszczało jej dziwne uczucie. Jakiś ciężar, towarzystwo uciążliwe. Mrowienie przyprawiające o stawianie maleńkich koloru pszenicy włosów na karku. Odkryła to odgarniając włosy z szyi, a właściwie powtarzając ten nieświadomy gest kolejny raz. Zrozumiała wreszcie. Wzrok. To on jej towarzyszył. Skierowała swe duże niebieskie oczy na każdego po kolei. W morzu falujących spozierań, mrugnięć, ucieczek w podłogę, zerknięć ukradkowych, nie wyłowiła żadnego związanego z nią. Odegnała więc dziwne uczucie niepokoju i zagadnęła do towarzyszy.

- Kupiec korzenny? Jest tylko jeden w mieście. Hieronim Pinocci. Gościł u nas książę raz w drodze do stolicy... imbiru mu się zachciało... Najlepiej udam się tam od razu. Spotkamy się ... - Umilkła na chwilę, zastanawiając się nad czymś. – Prośbę mam wielką do was Panowie, ja tu zostać nie mogę ... Spotkajmy się popołudniem w – sprawdziła czy nikt postronny nie może podsłuchać – Pod Jelenim Rogiem, to niedaleko, łatwo znajdziecie. Bywajcie.

Przed wyruszeniem do kupca, postanowiła jeszcze zabrać swoje rzeczy. Nie było tego dużo, lecz najcenniejsze co miała. Pamiątki po matce. I jeszcze to. Popatrzyła na mały płaski przedmiot. Dowód. Znajdę cię – powiedziała grobowym, mrocznym głosem zupełnie nie podobnym do tego szczebiotu, którym uraczyła niedawno gości w karczmie. Tylko ściany wchłonęły przepełniony nienawiścią tembr, tylko one zobaczyły jak na chwilę jej oczy zasnuły się lodową okową. Schodząc na dół, była już na powrót zwyczajną uśmiechniętą dziewczyną. Nucąc coś pod nosem ruszyła w kierunku kantoru kupca.

Jak podejść kupca? Nie miała pieniędzy, broni, siły nadludzkiej. Żadnych atututów. Tylko głos...
Cóż, raz się żyje. Zaryzykowała. Wkrótce na ulicy rozległ się, czysty, donośny śpiew:

"Gdzie gród dawny znakomity
tam mieszkał kupiec korzenny,
kantor jego we wszystko obfity,
wielki miał dochód codzienny;
Nie tylko cynamon, imbir i goździki
ale miał śledzie, ozory i szynki;
Niechże by na tem przestawał! -
Lecz żądzą zysków wiedziony,
i całkiem nią zaślepiony,
zjadłe trucizny przedawał:
jagodę wilczą, blekot pospolity
wrotycz i szalej jadowity
słowem za dublon..."


Nie dokończyła. W drzwiach ukazało się dwóch osiłków i ruszyło w jej stronę.
- Pan zaprasza – syknął jeden z nich, tworząc u jej lewego boku drugą część ścisłej obstawy. Choć poczuła lekkie ukłucia strachu w brzuchu, a serce zaczęło jej łomotać coraz szybciej, nie potrafiła nie uśmiechnąć się nieznacznie pod nosem. Trafiła!
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?

Ostatnio edytowane przez Nimue : 17-12-2008 o 13:20.
Nimue jest offline  
Stary 17-12-2008, 15:00   #22
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
- Panowie, skoro już wiemy kto zbójnikiem i kto się zajmie jednym z kupców, pozwólcie, że przeproszę was na chwilę. Panie Jethro - chciałbym prosić, byś pana kupca od futer nawiedził wraz ze mną,alem osłabł okrótnie. Tuszę, ze nie pogardzisz waść mym towarzystwem i wespół wybadamy pana Szymona Futrownika. Tymczasem jednak... zażyć mi powietrza trza przez chwilę. Panowie wybaczycie. Spotkamy sie potem Pod Jelenim Rogiem, zdając relację i zdecydujemy co dalej.

Spiekota na zewnątrz lekko zelżała, chylące się słońce widocznie postanowiło zlitować się nad protestującymi niebożętami. Ospałość w ich ruchach w widoczny sposób przypomniała Albrechtowi o własnej słabości. Poczuł się zmęczony, nadludzka koncentracja zawsze przyprawiałą go o utratę sił.

Wolnym, lekko niepewnym krokiem, jaki na pewno nie wzbudzał podejrzeń u wychodzącego z karczmy mężczyzny, zbliżył sie do małej studni sterczącej dumnie po środku spieczonego placu. Trwała jak wyzwanie, rzucone upałom. Dawała nadzieję, na to, że ochłoda nie jest iluzją, że lato kiedyś się skończy.

Usiadł na niskiej, kamiennej cembrowinie, oparł się potylicą o mechanizm kołowrotu i przymknął oczy.

Blanka od zawsze rozweselała go śpiewem. Jej słodki głos przynosił ulgę, czy to po pijackiej nocy, kiedy to z kompanami z chorągwi, czy potem z kamratami z Cechu, balował po królewsku w swym rodzinnym dworku. Ulgę dawały jej pieśni, kiedy Ineza swym gderliwym głosem niszczyła weń wszystko co dobre. Dziś pieśń córeczki brzmiała inaczej, pełniej i dojrzalej. Nawet nie wiemy, kiedy nasze maluchy stają się dorosłymi pannami. Zmieniają się ich głosy, wygląd, sposób myślenia. Tak, zmiany są złe... chyba ze wynika z nich tak przecudna pieśń, o przyprawach, aromatach... truciźnie?

-Czy będzie się męczył po tojadzie? Czy lepsze wilcze jagody podane w korzennym sosie do mięsiw? - Słyszał jak rozmawiała z zakapturzonym kurduplem. Kurdupel długo milczał, jakieś dwa pacieże później, kiedy na romantycznej polance w lesie, przy zachodzacym czerwono słońcu budzacym przecudne refleksy na woskowatych powierzchniach liści paproci, pojawiły się karminowe krople. Strząsał je raz po razie z długiego sztyletu, jaki wycinał radosne zygzaki na skórze imć pana truciciela. Obiecał mu wolnośc za prawdę. Puścił go wolno, bo zawsze dotrzymywał słowa. Nakarmił tylko uszami i małym palcem ulubionego ogara, Cerbera. Nie pierwszy zresztą już raz Cerber jadł tą dziwną odmianę jakże cywilizowanej dziczyzny.

Otworzył oczy. Wzrok mu się wyostrzył. Krótka drzemka pozwoliła zregenerowac sie nad podziw dobrze.
Tylko w uszach brzmiały mu obco brzmiące słowa:

- Inez, ty suko!


Ostatnie takty piosenki urwały się gwałtownie. To nie córeczka, to Blaithlin. Usnął przy jej śpiewie... Pomimo odległości od Sklepu korzennego, magia jej głosu dotarła na rynek. Nagłe przerwanie śpiewu zaniepokoiło go, postanowił sprawdzić czy młoda dziewczyna , której obiecał opiekę jest bezpieczna.

- Panie Jethro, działaj waszmość zgodnie z planem. Mnie inne termina pisane. Spotkamy się po wszystkim w umówionym miejscu. - krzyknąl ku karczmie.

Wyciągając nogi pomaszerował szparko ku jednej z odchodzących promieniście z Rynku uliczek. Odnalezienie kupca nie było trudne - ogromny miedziany szyld z rozmaitym kwieciem dawał do zrozumienia, zę handluje sie tu czymś... ładnym? Na pewno jednak pachnącym. Drażniąca woń imbiru, słodka goździków, koszenila, cenniejszy niż złoto szafran... wszystko wirowało w powietrzu. Snadź ktoś właśnie otworzył drzwi.

Pewnym krokiem wszedł do wnętrza. Intensywnośc doznań oszołomiła, lecz od razu rozejrzał się za dziewczyną. Worki, łąwa kantoru, skrzynie, schody na górę. Bez wahania krzyknął głośno:

- Jestem tu i czekam, kochana kuzynko. Spraw się szybko, wszak nie chcemy psuć obrotów zacnemu kupcowi. Prawda, że nie chcemy? - akcent rzucony na zacnemu i nie chcemy, miał być słyszalną i wcale nie zawoalowaną groźbą. Albrecht czuł się właśnie gotów do walki. Jesli zrobią jej krzywdę...

Ślisko-krwawy dźwięk, towarzyszący osunięciu się ciała po palu, podniósł włoski na całym ciele młodego rotmistrza. "Tak trzeba" - powtarzał sobie po raz któryś z rzędu -"rozkaz to rozkaz". Ciała nie krzyczały juz, nie wyły i nie przeklinały. Nie były ludźmi, były zwyczajnym mięsem, które miało nieszczęście stać nie po tej stronie barykady. Renegat - najgorsze ścierwo. Albrecht rozumiał, że honor nigdy nie powinien pozwolić na sprzeniewierzenie... lecz czy to nie za wielka kara?
Dwa tygodnie później opuścił armię. Lekka rana w potyczce, ciężka łapówka w intendenturze... Wolność.Rotmistrz Albrecht von Senk opuścił cesarską Gwardię. Pewne rzeczy jednak nie opuszczą pamięci. Nigdy. Przeto ważniejsze jest dbanie o życie niźli bezsensowne jego odbieranie. No chyba że nie ma innego wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Solis : 17-12-2008 o 15:45. Powód: lekka zmiana koncepcji
Solis jest offline  
Stary 18-12-2008, 00:42   #23
 
pan Piotruś's Avatar
 
Reputacja: 1 pan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemu
Rzezimieszek dobry był, trza przyznać. Elegancko pozbawił pas mieszczanina słodkiego ciężaru monet.
Nie dość dobry jednak. Bystry obserwator, w mig rozpoznałby ruchy, od samego złodzieja na sto kroków czuć było niecne rzemiosło.
"Na złodzieju czapka gore..."
Miał zatem sporo szęścia, że miast straży, o jego występku wiedział teraz kto inny.
Pecha zaś miał o tyle, że zamiast przed obliczem sprawiedliwości odpowiadał przed innym, zgoła mniej przyjaznym.
Zapytacie, któż to postanowił zdybać oprycha, co to sam na innych dybie; w zaułkach ciasnych z mroku korzysta, by swe życie ułatwić?
Dobrze, już dobrze. Nie krzyczcie. On, ten właśnie kawaler z rapierem.
Gładka stal niezgorszym jest amuletem.
Nim padło jakiekolwiek pytanie, złodziej zdążył z własnej woli odpowiedzieć na dwa pytania.
Otóż, biedak nie wiedział, że jaśnie wielmożnego pana okradać nie wolno.
Sam zaś siebie zatytuował marnym szczurem, co nawet nie wart brudzenia noża, czy wysiłku z duszeniem związanego (co dodał szybko, nerwowym głosem niepokojąco przechodzącym w pisk).
Widząc pogardliwy (w jego mniemaniu) uśmieszek, nabrał nieco animuszu. Wystarczająco, by na pytania odpowiedzieć z sensem i nie drażnić uszu.
O szorstim szłyszał wiele-mało, tyle co wszyscy.
Artulfa nie zna osobiście, ale byłby gotów przysiąc, że najdalej jutro dowie się wszystkiego, a nawet więcej (tak na wszelki wypadek, na przykład: z kim gadali ci, co gadali, z tymi co gadali z nim).
Malinka, lub jak kto woli, dziedziczka Malinka, znana z zawierania bliższych znajomości z wszelakim elementem, byleby męski; to szlachcianka młoda, utracjuszka, która postradawszy rodziców, sama na świecie się ostała i teraz idzie w konkury z innymi lekkoduchami o to, jak długo trzeba rodową fortunę trwonić, by stać się równym byle obwiesiowi (prędki język złodzieja pozwolił mu na przekazywanie wielu zbędnych informacji przy okazji, co sugerowało, że zaiste mógłby powiedzieć wiele... o ile wpierw się o tym dowiedział).
Doznawszy olśnienia (znać, że i rozum prędki) przyznał, że najpewniej u Malinki Artulfa znaleźć będzie można, wszak największy chwat z niego ostatnio - w sam raz dla niej.
A mieszka ona w malowniczej kamienicy, otoczonej murem starym, porośniętej chwastem pnącym, pod własną strażą, której będzie trzech chłopa, no i jeszcze służba - czworo.
Gdy już się złodziej nagadał, zostawił go kawaler w zaułku ciemnym.
Jak? Nie pytajcie mnie, on niech wam powie...
...
W biurze intensywna korzenna woń była inna. Nie była wściekłą walką o dominację. Zdawała się być w jakiś sposób skomponowana, pełna i harmonijna.
Może po prostu więcej w niej było domieszki innych ingrediencyj?...
- Czysta słodycz. Miód w me serce - rzekł znad kielicha Hieronim. - A propos` miodu. Skosztuje panna? - wskazał na bliźniaczy kielich upierścienioną dłonią. - Bez obawy, w beczce TEGO miodu, nawet kropli dziegciu, czy innej goryczy nie uświadczysz?
Patrzył teraz głęboko w oczy.
- Mów teraz prędko, co cię tu sprowadza, kłamać nie próbuj. Bez owijania, międlenia bzdur, opowieści, jaka cię to przykość spotkała. Mój czas jest cenny. Nawet dla tych co wiedzą - ostatnie zdanie powiedział zmienionym głosem, pełnym pogardy, lecz i skrywanej trwogi.
Słysząc głos z dołu, skrzywił usta w parodii uśmiechu. Jego obwisła twarz podjechała do góry, niczym ciągnięta przez niewidoczne sznurki, zwężając ciemne, głęboko osadzone oczy do cieniutkich szczelin.
- Pójdźcie.
Drągale, niczym psy, opuścili biuro.
...
Starszy mężczyzna rozglądał się po wnętrzu.
Chwilę trwało, nim do przerażonego sprzedawcy, który wciskając się w kąt zgłebiał tajniki bycia niewidzialnym, dołączył duet zakapiorów.
- Pan zaprasza - syknął jeden. - Broń zostaw tu - wskazał kontuar drugi.
...
Mężczyzna wszedł do zacienionego "Składu Futer Szymona". Głeboki mrok zmuszał do przystanięcia w progu, zwłaszcza gdy na dworze mocno świeciło słońce.
Oczy powoli wyławiały poszczególne elementy wystroju wnętrza. Skrzynie, regały, biurko, trupa, zydel, drugi, całą masę futer wszelakich.
Trupa?
Tak właśnie, przy biurku, na zydlu siedział jeden taki.
Trupio blady, zakrwawiony solidnie, choć zapewne głównie na plecach, a w szczególności na ich środku. No dobrze, na lewo od środka, gdzie znajdowała się rana zapewne. Rana niestety niewidoczna, bo skryta za sztyletem, czy też może pod nim.
W każdym razie, w składzie oprócz sprawionych niezgorzej zwierzęcych trupów był też trup bardzo ludzki, człowiek jeden, żyw choć i on wonią zbliżał się ku martwemu towarzystwu (towarzystwu martwych ryb, jeśli idzie o dokładność).
Z zewnątrz docierała rozmowa:
- ... i ten upał jeszcze...
- ...rudzisz, jak zwykle, patrole zawsze są nudne.
- Czekaj chwilę, zajrze do Szymona.
- Tylko szybko, nienawidzę tego smrodu padliny. O, czujesz? Nie dość, że wali zdechłym szurem, jak zwykle, to jeszcze zgniłą rybą. Co on ryby też skóruje?
Drzwi skrzypnęły.
...
Zdania są podzielone odnośnie tego, kto zaczął. Czy byli to rozochoceni alkoholem mieszczanie, czy znudzeni strażnicy...
Zamieszki, takie z prawdziwego zdażenia, wybuchły, eksplodowały setką kamiennych odłamków wydartych z placu, które z grzechotem spadły na straż. W sercach walczących rozgorzał płomień, który szybko trawił wszelkie dostępne drewno, to zaś zamiast zamienić się w dym, przeszło w zadymę...

...

NZ: Szczur - dorwać Artulfa (jest w rezydencji Malinki, przed wieczorem opuszcza ją cichcem w wielce sekretny sposób)
ZO: Szczur - wypytać Artulfa (ruiny warowni, tam miał skrytkę i leże)
NZ: Blaithin - wykorzystać cztreoczność spotkania z korzennikiem
NZ: Sęk - dotrzeć do biura
ZO: Blaithin, Sęk - wydobyć jakieś informacje od Hieronima (wedle uznania, powie niewiele, ale znać że nadal współpracuje z Szorstkim i jego bandą/organizacją, choćby handlując z nimi)
NZ: Jethro - Wynaleźć proch, ocalić świat przy pomocy wędzonego korniszona, zaspokoić trzy dziewki jednocześnie nie zdejmując przy tym butów, okopać się w wodzie (strażnik - kumpel Szymona jest popędzliwy, raczej nie da sobie wyjaśnić, jeśli do wyjaśnień dojdzie)
ZO: Nie dać się zabić w trakcie zamieszek.
 

Ostatnio edytowane przez pan Piotruś : 18-12-2008 o 00:47. Powód: Bez powodu...
pan Piotruś jest offline  
Stary 18-12-2008, 13:08   #24
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Jurgen z lekkim uśmieszkiem błąkającym mu się na twarzy nie odrywał się od jedzenia, ograniczając swoje uczestnictwo w rozmowie do samego słuchania. Z pewną tęsknotą spojrzał na pusty już dzban, po czym wstał powoli i przeciągnął się ospale.

W samej karczmie nie został już nikt z kompanii, którzy pospieszyli by dowiedzieć się co nieco o Szorstkim. Najwyraźniej zapomnieli o siedzącym cicho wielkoludzie, który w spokoju dokańczał zamówione jadło. Jurgen przez chwilę wpatrywał się w stojący nadal na stole dzban, zmagając się z pragnieniem zamówienia kolejnego; jednak ostatecznie machnął ręka i ruszył ku wyjściu.

Nie trzeba było mu wiele czasu, by zdecydować się, gdzie pójść. Sęk i Blaithin i Szczur w opinii giganta raczej potrafili sobie dać radę w razie problemów. Inna sprawa była z Jethro, o którym w zasadzie najmniej było wiadomo.

Jurgen z irytacją kopnął kamyk leżący na jego drodze.
"Ale, żeby tak zapomnieć o mnie? Cholera, niech no tylko nadarzy się ku temu sposobność, to pokażę im na co mnie u licha stać! "

Los chciał najwyraźniej chciał być łaskawy tego dnia, bo właśnie dawał mu okazję do tego by pokazać, co naprawdę potrafi. Co prawda nie do końca miało to formę taką, jaką wymyślił sobie wojownik, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.

Uprzednio kopnięty kamyk poleciał ciut zbyt daleko a w rezultacie uderzył w tył głowy któregoś z oberwańców koczujących w cieniu jednego z budynków. Jak można się było spodziewać "ofiara" obejrzała się za siebie z żądzą mordu w oczach i ujrzała to co chciała. Mianowicie grupkę śmiejących się strażników. Dalej poszło już z górki. Kamień został odrzucony, czy trafił nie było już wiadomo, bo zaraz po nim posypały się kolejne. zamieszki wreszcie zaczęły przybierać swoją zwyczajową formę.

Na rynku w przeciągu kilku chwil powstała kotłowanina, piorących się wzajemnie po mordach strażników i mieszczan. Jak to zwykle bywa w takich wypadkach, ktoś zaprószył ogień, a na efekt nie trzeba było długo czekać. W niebo wzbił gęsty słup dymu, a żar rozdzielił walczących.

Jurgen z lekką konsternacją wpatrywał się w efekt swojego nieszczęsnego kopniaka. Te odrobinę spóźnione rozważania przerwał ktoś z mieczem i zdekompletowaną zbroją, kto na miano strażnika nie zasługiwał żadną miarą.
Ów osobnik najwyraźniej wziął olbrzyma za jednego z buntowników i planował zabić. Wojak z ciekawością spojrzał na człowieczka, który właśnie brał zamach, po czym zdzielił go przez łeb swoim buzdyganem. Uderzenie nie było na tyle silne by zabić, ale do pozbawienia przytomności jak najbardziej wystarczył. Strażnik zrobił dwa chwiejne kroki, a następnie wywalił się jak długi z głupawym uśmieszkiem na twarzy. Jurgen westchnął z rezygnacją i zaczął przemieszczać w stronę, gdzie jak sądził udał się Jethro, starając się przy tym ominąć co większe grupy walczących. W końcu nie była mu na rękę utarczka z kimkolwiek, najzwyczajniej w świecie spieszyło mu się.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 18-12-2008 o 13:10.
John5 jest offline  
Stary 18-12-2008, 15:02   #25
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Czujnym okiem badając każdy szczegół wnętrza, poprawiła nieznacznie kolorową opaskę na przegubie jej ręki. Pomieszczenie pogrążone było w mroku rozświetlonym jakimiś dziwnymi, egzotycznie wyglądającymi lampkami. Powietrze koiło chłodem, który po wejściu ze spiekoty wręcz pieścił rozgrzane ciało. Wonie mieszały się ze sobą, mniej lub bardziej przyjemnie drażniąc nozdrza. Było tu jeszcze coś, czego w tej chwili nie potrafiła wychwycić. Całość spowita aurą zachęcającej tajemniczości podobała jej się, mogłaby godzinami otwierać wszystkie te pojemniczki, buteleczki, fioleczki, skrzyneczki.

Draby nie zatrzymały się tu ani na chwilę, prowadząc ją najpierw na zaplecze, a potem schodami do góry zapewne do biura kupca. Przed wejściem, jeden z nich, uśmiechając się obleśnie, odwrócił się z zapytaniem: - A broni to aby nie mamy? - Sięgnął w stronę jej ciała, zamiarując oddać się ulubionemu , w tej chwili z pewnością – zajęciu. Nie zdążył. Maleńki, miniaturowy sztylecik utkwił w jego dłoni, stercząc z niej niby pal z nabitym ciałem w szczerym polu. Krew wytyczała ścieżki na szorstkiej dłoni, szukając ujścia między palcami.

Kazałem to zrobić specjalnie dla ciebie – głos Bruna przywołany z pamięci brzmiał wciąż tak żywo – czy zapomni jego tembr w miarę przedłużającej się rozłąki? - Nie zabijesz, ale zyskasz na czasie, zbijając z tropu przeciwnika. Martwię się – pieścił dłonią jej policzek – jesteś tak krucha...”

- Suka! - zawył osiłek. - Gdzieś ty to schowała? - Zdecydowanym ruchem wyjął sztylecik z dłoni, dodając pięknej dębowej podłodze kilku brunatnych akcentów.
- Trzeba było grzecznie zapytać. Podałabym ci go w inny sposób. - Skrzywiła się. - Proszę – podała mu swój tobołek i płaszcz – ale z łapami precz. - Z racji spiekoty było dość lekko ubrana. - Sądzicie, że skrywam pod tym – wskazała na cienką bluzkę i spódnicę, które miękko układały się wokół jej ciała, nie czyniąc tajemnicy z jego linii – miecz dwuręczny czy topór?
Spojrzeli na siebie. - Właź – warknął ten drugi.
Biuro jeszcze bardziej ją zdumiało. Rozejrzała się ciekawie. Niesamowite, cóż za gust.
- Za miód podziękuję. W moim kielichu mógłby się znaleźć zgoła inny dodatek. Nieprawdaż? Czyż nie tak najlepiej zamknąć usta tego, kto wie?
Uśmiechnęła się słysząc głos Albrechta. Od razu poczuła się pewniej.
- Podobała ci się piosenka, panie? - Coś ciągle nie dawało jej spokoju. - Widziałam tu raz kogoś... herb jego, cóż... Potem ta dziwna, tajemnicza śmierć... - Wciągnęła głęboko zapach unoszący się w powietrzu. - Ja rozumiem, każdy zarabia jak może, a w takiej mieścinie, z przypraw się nie wyżyje, oferowanie ciekawych ingrediencji w stolicy z kolei nie jest zbyt bezpieczne, prawda? - uśmiechnęła się niczym kotka, lekko mrużąc oczy. Piosenka była testem, skoro na dźwięk wyliczanki trucizn postanowiono z nią rozmawiać, wiedziała, że odkryła mroczny sekret kupca... W końcu olśnienie! - Nie obawiaj się panie, nic mi do tego, jam prosta dziewka. Proszę... - tu zrobiła pauzę – proszę jedynie o informację. - Ten ład, smak, elegancja, wyczucie bijące z każdego zakamarka. I wreszcie ta nuta zapachowa, drażniąca jej zmysł powonienia od dłuższego czasu. - Chodzi mi o Szorstkiego – powiedziała nienaturalnie głośno, uporczywie wpatrując się w ciężką kotarę za plecami mężczyzny. - Ale o tym chyba powie mi więcej... twoja żona? Metresa? No chyba, że siostra?
Zza kotary rozległy się brawa, z razu powolne, po chwil przyspieszające rytm. Smukła dłoń odsunęła tkaninę i ukazała się w całej krasie - królowa tego interesu.
- Nie jesteś sama. Zaprośmy więc tu twego towarzysza – rzekła z uśmiechem.
- Słyszałam, że Szorstki to przystojny mężczyzna... - zagaiła zaczepnie dziewczyna.
- I niesamowity w łóżku – niezbita z tropu odparowała kobieta.
- W niejednym... - cios był celny, nieznaczny cień przebiegł przez twarz jej rozmówczyni. - Czy warto kryć takiego sukinsyna? - twarz Blaithin od kilku chwil jakby nabrała lat i dojrzałości. Mierzyły się przez chwilę wzrokiem. Jakaś trudna do zdefiniowania nić porozumienia pojawiła się między nimi. Solidarność znana tylko kobietom. Wiedziała, że wystarczyło umiejętnie poprowadzić rozmowę, by dowiedzieć się tego co ich interesowało.
- Nie widziałam go od dawna ... jak to w interesach... pojawia się gdy ma potrzebę – odkaszlnęła – gdy potrzebuje jakiejś przyprawy – uśmiechnęła się drwiąco. - Nawet nie pytaj, nie wiem po co mu to, nigdy nie pytamy, prawda Hieronimie? - nagle przypomniała sobie, że rozmowa ta nie odbywa się w cztery oczy.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 18-12-2008, 21:40   #26
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
Kroki jakie rozległy się na schodach, tak charakterystyczne dla wszystkich drągali, cechowała miarowość metronomu w najwyższym położeniu ciężarka. Długaśne pauzy pomiędzy kolejnym "łup" stawianej ciężko stopy, od razu wyjaśniły Albrechtowi, ze kupiec stawiał na ilość, nie jakość ochroniarzy. Uśmiechnął się pod wąsem, czekając spokojnie. Kątem oka obserwował też chudzielca w idiotycznie różowym fartuchu sprzedawcy. Ten mógł wbrew pozorom stanowić dużo większy kłopot, bowiem emanował niespodziewanie mocnymi barwami. Cynobrowe nitki strachu barwiły jego aurę w niepokojące sploty.
"To zdumiewające... Pewnie przypominam mu ojca, dlatego się tak boi" - prawie bezwiednie ułożył palce w gest jakim zawsze uspokajał konie podczas burzy, bądź w trakcie szalonej szarży... i jak zwykle podziałało. Młodzian przestał tak okropnie śmierdzieć potem, znowu w nozdrza zaczał wgryzać się słodko-korzenny aromat bogactwa.

Obaj silnoręcy zjawili się w końcu łaskawie. Jeden z nich krwawił dość intensywnie z brudnej dłoni. Widząc zakażenia nie raz i nie dwa w życiu, odruchowo wyciągnął z mieszka mały hematyt i powoli, by nie prowokować żadnej reakcji, dotknął nim dłoni wielkoluda. Tępy pysk przybrał minę pełną zadowolenia, a w oczach zrodziła się ufność.

-Pan prosi na górę. Ostawcie broń tutaj, na ladzie...Panie - przymusowe niejako tytułowanie, zaskoczyło goryla, mimowolnie przyjął postawę służebną.

Starszy mężczyzna od lat miewał styczność z takim pokrojem ochroniarzy. Byli jak dobrze wytresowane psy, wierne, lecz podatne na pewne bodźce.

- Mój sztylet nie uczyni krzywdy waszemu pryncypałowi. Kiedy ma on przy sobie tak zacnych wojowników, pewnikiem włos z głowy spaść mu nie może. Prowadźcie mnie, a chyżo, do jegomościa Hieronima - głos spokojny i pewny, wsparło zwyczajowe ściśnięcie amuletu. "Wszystko zbyt łatwym jest, czas chyba poniechać polegań na magii, a popracować i konceptem" - wesoło pomyślał Sęk.

- Hieronima ... i Pani. - Z niezrozumiałych względów, pachoł numer jeden postanowił podać więcej niż tylko łapę. Zapalony psiarz Albrecht miał ochote wręcz podrapać go za uchem, ale ograniczył się tylko do szczerego, nader pełnego uśmiechu, jakim topił wszelkie wątpliwości od bez mała półwiecza.

Przepych i wysublimowanie. Scena iście godna malarskiego uwieńczenia. Bogate, lecz nie przesadnie zbytkowne wnętrza, jedwabne draperie w kantorku, wysmakowane meble z wysokiej klasy, połyskującej laki, mahoń na ścianach, Srebrne bibeloty rozmieszczone z niby przypadkowym nieładem. Reka dekoratora nijak się miała do obrazu imć Hieronima, który wyglądał jak krzyżówka starego capa z księgowym. Albrecht w lot zorientował się, że rozmowa z widniejącym na szyldzie mężczyzną to strata czasu, dlatego tez od razu skierował swe kroki ku pieknej, lecz wyglądającej na wyjątkowo wyniosłą damie.

Dama zadała jakieś mało znaczące pytanie, kierując je do kupca, po czym jakby z trudem oderwała wzrok od bezczelnie uśmiechniętej, pewnej siebie i dalekiej od przestrachu Blaithlin. Spojrzenie jej oczu mogło owładnąć chyba każdym mężczyzną, a co ważne nie było poparte absolutnie żadnym ostrzeżeniem magicznych systemów jakimi oplątane były rękawy, pas i szyja Łowcy Nagród.

Oczy o barwie, jaką przyjmuje...

... przyjmuje noc, ale tylko wtedy kiedy księżyc jest w pierwszej lub trzeciej kwadrze, kochanie. - Marketa zawsze miała pociąg do astronomii, lubiła się uczyć, a co ważne jako jedyna z córek była chyba bezwzględnie szczera w rozmowach z ojcem. Jej wizyta w Senkhoff, czy jak wolą miejscowi - Sękowej Górce, gdzie dotarłą 2 dni temu wraz z mężem sprawiły mu niemało radośći.
- Wróćmy może już do biesiadników, zniknęłiśmy na dość długo, by ten przystojny próżniak się zaniepokoił. - Ojcowski żarcik wywołał łzę na jej policzku. Jedną malutką łzę na obliczu tej, która nigdy nie płakała.
-On mnie zdradził tatusiu. Mam dowody, świadka... co zrobić?
- Masz pewność, słońce moje? Ach głupiec ze mnie. Powiedz mi tylko - czy mimo to kochasz go jeszcze? Chcesz z nim być? Jeśli tak - wybacz mu, bo mężczyzna nie wie co czyni, kiedy zła niewiasta omota go swymi sztukami. Głupi jest i tyle. Pogadam z nim.
Gadał do rana. Młodzieniec miał niska tolerancję bólu. Mimo to powtarzał z nim rozmowę dośc długo. Nikt nie zadziera z Sękiem i jego rodziną.


- Witaj Pani. Jam jest Baron Albrecht Sęk, do usług. - Kłaniając się nie omieszkał posłąć małego uśmiechu.
 
Solis jest offline  
Stary 19-12-2008, 00:27   #27
 
pan Piotruś's Avatar
 
Reputacja: 1 pan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemu
- Prawda... - rzekł zamyślony.
Myślami był daleko stąd, w odległych czasach, kiedy to był młodzieńcem skorym do szukania zwady, z sercem otwartym, pustą sakiewką, głową nabitą pomysłami.
Jakże ona była nim zafascynowana. Gdy opowiadał, jej oczy robiły się wielkie jak spodki. Gdy zbliżał dłoń, jej lico kraśniało. Gdy...
Ekhem.
Zmieńmy temat.
Tak, były to piękne czasy. A potem wszystko runęło. Nagle.
Dziecię, na które czekali, pełni ufności zabrało mu ją.
Jego kochana Eliza umarła. Choć cząstka (ba, ogromna cząstka, Różyczka przypominała swą matkę, jak kropla wody kroplę) jej żyła u jego boku, nigdy się nie otrząsnął, nigdy też nie pokochał córki.
Nie winił jej za śmierć swej żony, napewno nie świadomie. Lecz szorstkie wychowanie, sprawiło, że stopniowo oddalali się od siebie.
Ona powoli przejmowała interes, on patrzył z podziwem, czując się coraz mniej potrzebnym, zramolałym starcem.

Różyczka słysząc powitanie wybuchnęła perlistym śmiechem.
- Dziwne to czasy nastały, że szlachcic odwiedzając łyczka kłania się w pas. Tym dziwniejsze, że kupcowi - słudze każdego trzosem potrzosającego - usługi swe oferuje - z nieskrywaną radością oddała się retorycznej rozrywce, bawiąc się brzmieniem figlarnej gry słów. - Bądź powitanym, przez wszystkich, którzy powitać cię okazji nie mieli.
 

Ostatnio edytowane przez pan Piotruś : 19-12-2008 o 00:29. Powód: Ziew...
pan Piotruś jest offline  
Stary 19-12-2008, 23:31   #28
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
-Grzeczność nikomu nie przynosi ujmy, droga Pani - rzucona tonem lekkiej przygany uwaga rozpłynęła się jednak w ciepłym usmiechu mężczyzny.
- Poza tym, kawaler, choćby i w leciech posunięty, szacunek zawsze winien okazywac Damie. Na pewno zaś wtedy, kiedy to ma wspólne interesa do omówienia. - znów mały akcent na wspólne i już czuł, ze odzyskał panowanie nad sytuacją.

-Zatem witaj, posunięty w leciech kawalerze. Jestem Róża, papa jest właścicielem owego miejsca - lekka ironia, potem wyczuwalna duma. Próżna, choć na pewno nie głupia. Niebezpiecznie zachłanna... lecz to akurat dobrze dla nas, oceniał Albrecht rozmówczynię.

- Miła gospodyni jak się okazuje przyjaźni się z naszą zgubą. Pewnikiem mnóstwo rzeczy nam się wyjaśnie dzięki jaj uprzejmości - Blaithlin wprowadziła szybko Sęka w arkana sprawy, o jakich nie wiedział do tej pory. Wbiła swój przenikliwy wzrok w Różyczkę, wyraźnie nie pochwalając jej lekkiego podejścia do spraw niewymownych.

Postawa dziewczyny, zdawkowa uwaga, ocena córki kupca, trwały krótka chwilę. Proces owocny jednak był ze wszech miar, bo baron wiedział już, zę to nie lwica salonowa, nawykła do intryg, a dziewczę pnące sie w górę po śliskich szczeblach awansów, dzieki uporowi i bezwzgledności.

- Pani, wiedz proszę, że największą na świecie cnotą jest umiejętność dokonywania odpowiednich wyborów. Widząc ten piękny kantorek, spoglądając na Ciebie pani Różo, urodę, wdzięk i rozumność w pełnym rozkwicie, nie poważę sie na żadne sztuczki dworkiego intryganta. Przejrzałabyś mnie w lot, bystrooka. Ten sam dar jednak, podpowiada Ci już z pewnością, ze widzisz przed soba zwycięzcę. Życie gwiazdy długim jest niepomiernie. Nawet jednak i one trafiaja w końcu na kres żywota, wybuchając oślepiająco, a potem niknąc w samych sobie. On znika, choć jeszcze o tym nie wie. Zważ na własne korzyści, na reputację jakiej już nigdy się nie da odbudować. Widzę, ze kilka lat pracy pozwoli wam śmiało wykupić patent nobilitujący. Czy Szlachcianka Róża miałaby być kojarzona z łotrem i szubrawcem? Choćby nie wiem jak dzielny... on znika droga pani. Niestety drogi nasze przeciął los, a ja zawsze przecinam wszystko do końća. Tedy, zważ na to - do zakupu szlachectwa potrzebne jest poręczenie dwóch rodów o nieposzlakowanych opiniach. Panie Hieronimie, wiesz waść ile złota za taki parol w stolicy waszej zapłacicie? A w Cesarstwie? Daję wam mój akces do nobilitacji. Mój sygnet odcisnę w wosku, kiedy nadejdzie czas. Słowo szlacheckie. Bo lepsza z was szlachta będzie niz z tych bawidamków po salonach się tułających. Zaoszczędzicie pewnikiem z 1000 dukatów. Czy współpraca z Szorstkim jest tyle warta. - zamilkł na chwilę. Spojrzał prosto w oczy Róży. - Czy ona sam jest tyle wart?

Wiedział od razu jaka będzie odpowiedź. Ambicja grała w tej obrotnej osóbce. Jej zmieszanie kiedy skłonił się dwornie, zamiłowanie do zbytku, postawa... widać, że mierzy wysoko i cierpi z racji na swój niski stan mieszczańśki. A kto by ją wziął za żonę skoro się z czarostwem i rozbójnictwem zadaje? Żaden , najuboższy nawet szlachcic. Drogą więc jedyną pięcia się dalej w górę jest wykupienie królewskiego aktu nobilitującego.

- Cztery wiorsty za zachodnim wyjazdem wiodącym ku stolicy, jest małe rozdroże. Stoi tam samotna kapliczka poświęcona jakimś bóstwom opiekuńczym. Kiedy Samuel, to znaczy Szorstki chce się ze mną umówić... w sprawie interesów... - mimo wszystko wahanie, lecz niezbyt silne - Pozostawia mi tam wiadomość, pod figurką skrzydlatej postaci. Wiem tez, że w okolicy znajdują się ruiny starej warowni Naćwingów. Straszne to ponoć miejsce, bo kaźnie tam okrótne odbywały się w Mrocznych Wiekach. Samuel, Szorstki znaczy, nie ma w sobie strachu. Nic bym wam nie powiedziałą, naprawdę nic, gdybym wierzyła że to ten sam człowiek, co trzy wiosny temu. Jednak... sami go ujrzycie i zrozumiecie. Teraz to już wiecej strachu niż innych uczuć budzi.

Smutek w głosie był tak boleśnie szczery, że starszy jegomość poczuł wręcz ból, z powodu nieprawego kupczenia informacją. Róża chyba rzeczywiście była uczciwa, wobec siebie i swego kochanka. Jednak zmiany, o których znowu słyszy... Samuel Szorstki na pewno nie jest tym na kogo wygląda. Trzeba będzie miec to na uwadze.

Poprosił o inkaust i bez słowa wypisał rekomendację do uszlachetnienia rodziny, podpisał się zamaszyście i odcisnął sygnet w laku.
Bez słowa podał zakłopotanemu kupcowi, który jak bezwolny golem uczestniczył w akcie zdrady. Podszedł do Różyczki, ujął jej delikatną dłoń i zbliżył do swych ust. Zatrzymał ją dwornie cztery cale przed ustami, po czym szepnął cicho, tak by nie słuyszał ojciec.

- Pani, dołożę starań, by Samuela żywym pojmać, jeśli to będzie możliwym. Nie wiń siebie za nic. Tyś jeno narzędziem w rękach opatrzności. Nie dziś, to jutro złapałbym trop. Sprawiasz waśćka przysługę panu Szorstkiemu. Bo gdyby padł on pod człekiem bezhonornym, upodlony byłby po wsze czasy. Klnę się, zę ja zawalczę o jego duszę. Mądrze wybrałaś, dziekuję Ci i za niego i za siebie.

-Curuś, idziemy. - bezrozumnie zakomenderował, spoglądając na Blaithlin. Dziewczyna bez żadnego jednak protestu wsparłą sie an jego ramieniu i wyszli zgodnie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, obdarzając usmiechem oswojonych ochroniarzy i wdychając z lubością ostatnie nuty korzenno-przyprawowych specjałów.

Wrzawa dobiegła ich już na schodach. Odgłosy walki? W taki skwar? A moze właśnie dlatego...
 
Solis jest offline  
Stary 21-12-2008, 18:28   #29
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Zaułek

Złodziejaszek gadał i gadał, potok słów, który z siebie wyrzucał (zapewne miał na to wpływ trzymany przez Szczura kord) zdawał się nie mieć końca. Póki jeszcze dotyczył spraw interesujących go, jakoś to znosił, ale gdy rzezimieszek zaczął odbiegać od tematu skończył jego popisy retoryczne krótkim ruchem dłoni. Łotr zwalił się w pół słowa na ziemie, nieprzytomny.

Ratte
skrył nóż z ciężka rękojeścią w bucie i oparł się o ścianę. Chwilę jakby medytował, po czym kilkoma kopniakami w żebra przywrócił rzezimieszka do przytomności.
Ponownie wyciągnął z cholewy sztylet. Złodziej wydał z siebie coś na kształt wysokiego pisku przerwanego szlochem. Zasmarkał się i próbował wydobyć z siebie jakieś słowa.

Szczur pokręcił przecząco głową, po czym położył palec na ustach. Sięgnął do trzosu i wydobył dwie monety. Przysunął teraz dłonie do twarzy by związanego, by ten lepiej widział co w nich trzyma. Na jednej leżał nóż , na drugiej dwie monety.
- Do wieczora masz wiedzieć wszystko o Malince i Artulfie. Kiedy przychodzi i wychodzi. Sam czy z ochroną. Za to pieniądze. Zdradzisz, oberznę ci wszystkie palce. Rozumiesz ?

Złodziej w milczeniu skinął głową.
Ratte chwycił jego rękę, po czym nagłym ruchem złamał mu środkowy palec. Opryszek wrzasnął.

- Teraz przez miesiąc nic nie ukradniesz. A ja płacę złotem i srebrem. O zmierzchu przy wschodniej ścianie Rynku. Pojmujesz ?
Nie czekając na odpowiedz wstał i skierował się ku wylotowi uliczki. Musiał załatwić jeszcze parę spraw przed nocą. Musi znaleźć kowala i zajść do portu, do rybaków.

Związany złodziej pochlipywał usiłując się rozwiązać.
Ratte
pogwizdywał cicho.
 
Arango jest offline  
Stary 22-12-2008, 17:43   #30
 
pan Piotruś's Avatar
 
Reputacja: 1 pan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemu
Wściekły tłum, wbrew swem założeniom uratował tego popołudnia wiele ciężkich od kradzionego (a jakże) złota trzosów kupieckich. Ogień strawił co prawda jeden czy dwa stragany, robiącą za magazyn szopę (której właściciel nie będzie się musiał już tłumaczyć, gdzie znajduje się druga i zapewne zmieni przydomek na "tylko jedna szopa"...), lecz wyschnięte na wiór deski i drągi zbyt szybko zostały przerobione na broń improwizowaną, by dać się strawić pożodze.
Jak widać co straż, to straż. Może i nie ogniowa, lecz samą swą obecnością uratowała przed pożarem sąsiadujące z rynkiem kamienice.
W ogólnym zamęcie sierżanci, zdzierając gardło zbierali swych podkomendnych (czyli strazników, których prowadzili zwykle na patrole), trzej porucznicy łapali się za głowy (przywykli do łapania za kufel, lub kielich; jako przełożeni patroli, koordynowali jedynie ich działania; każdy o swej porze doby), jedynie kapitan straży spokojnie dziękował bogom za natchniony pomysł sprawdzenia magazynu, z którego kazał wytargać zardzewiałe, ale nadal zdatne wielgachne tarcze (psiewęże, czy jakoś tak).
Straż powoli, opornie zwierała szyki, lecz widać było, że nawet mimo przewagi wroga, wyszkolenie (byle jakie, ale jednak) oraz stosowany oręż przeważy szalę.
Obite żelazem pałki, zwykle obleczone skórzanymi skarpetami (by zanadto nie pokrzywdzić awanturujących się pijaków) opadały coraz gęściej, celniej. Cała plejada halabard, glewii i gizarm pozwalała utrzywać na dystans co bardziej krewkich mieszczan. Tarcze przechodząc często z rąk do rąk poczęły układać się w mur chroniący straż przed kamieniami.
Entuzjazm buntowników topniał jak śnieg. Słońce szczerzyło się z nieboskłonu.
Bunt przetrwałby zapewne jeszcze ledwie trzy pacierze, gdy nagle w szeregach buntowników błysnęła stal. Szanse się wyrównywały.
Broni wciąż pojawiało się więcej, znać, że ktoś ją właśnie rozdawał walczącym i nie były to armijne odpady, czy zardzewiałe antyki.
W ręce mieszczan trafiły przednie miecze gwardyjskie.
Długie, ciężkie, lecz doskonale wyważone półtoraki...

Kapitan wysłuchawszy raportu niemal zemdlał, by po chwili wydać stosowne rozkazy na piśmie. Chwiejnymi literami meldował o sytuacji w mieście, odnalezieniu zaginionego transportu broni i swych podejrzeniach odnośnie przyczyny zamętu.
Meldunek zawierał magiczne słowo: Szorstki.

Tymczasem na rynku straż próbowała robić dobre wrażenie, jednocześnie nie dając się wypchnąć poza plac.
Bruk spłynał krwią.
Kupieckie magazyny stanęły w płomieniach.
 

Ostatnio edytowane przez pan Piotruś : 22-12-2008 o 17:47.
pan Piotruś jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172