Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-01-2019, 23:32   #101
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
dyskusja z posta Stalowego - cd.

-Dobrze powiedziane, Utang. Idziemy. Nie będę tu gnił i czekał aż każą mi podrzynać wam gardła - zdecydowanym głosem odezwał się Manderson.

MJ podniósł się z miejsca i stanął przy kracie, tak by Utang i Lee go dobrze słyszeli.
- Ja też pójdę z wami. - zadeklarował. - Im nas będzie więcej, tym większa szansa, że damy radę. Wolę zginąć w uczciwej walce niż kryć się po kątach jak szczur.

- Ja pierdolę... - westchnął Sticky. - Pewnie, idźcie tam wszyscy. Pojawiła się szansa na wolność, ale wy to chcecie spieprzyć przez wasze pieprzone poczucie honoru. Idźcie, dajcie się złapać i skończcie na krzyżach jak Harris! Chcecie być narzędziami w ręku tego dziadygi, wasz wybór. Durnie…

- Dobrze mówi. - Robin przed chwilą pokręcił głową gdy usłyszał trzech poprzedników ale na szczęście chociaż ten czwarty mówił do rzeczy. Dlatego po tym jak się odezwał drobny mężczyzna z drobną bródką dla odmiany pokiwał głową twierdząco i wskazał go palcem aby było wiadomo o kogo mu chodzi. - Czy się komuś to podoba czy nie to znów jesteśmy drużyną. Może niekoniecznie już Drużyną B ale nadal jesteśmy zespołem i razem siedzimy w tej matni. Jak nic z tym nie zrobimy to razem zdechniemy tam za rogiem w tym ich cholernym cyrku. - machnął obwiązaną grubą opaską głową gdzieś w stronę reszty krat i ścian gdzie powinna być ta cholerna arena. - Forsowanie się do przodu i działanie samopas może nam tylko zaszkodzić. Jak już się stąd wydostaniemy to ile byśmy nie zdołali zabrać zapasów to w końcu się skończą. Wtedy będzie nam potrzebny ktoś kto będzie w stanie wskazać nam kierunek w którym należy iść i ktoś kto potrafi zdobyć zapasy. A coś mi się wydaje, że przynajmniej dwóch z was trzech ma tego typu umiejętności. Dlatego jesteście nam potrzebni aby nasz plan się udał. Cali a przynajmniej w zdatnym do użytku kawałku. Jak dacie się teraz durnie zabić to po prostu robicie nam sabotaż. - popatrzył na trójkę ochotników do zbyt szybkiego i jego zdaniem zbyt pustego umierania. Miał nadzieję, że cokolwiek ich to ruszy i da do myślenia.

- Wszyscy pieprzycie jak potłuczeni - odezwał się pies - Co dziadek powiedział? Że pod rządami grubasa legion mięknie? Że już nie to co kiedyś. A wy chcecie skasować grubasa, by legion był zdrowy i silny i żeby mógł dalej podbijać? Chcecie wyciąć chorą tkankę, by nasz wróg mógł odzyskać siły i sprawność? Tu nie idzie o honor czy nasze przetrwanie. Tu idzie o przetrwanie naszych rodaków. Spojrzał na Utanga i rzekł: - Głaszcz, głaszcz, nie wolno przerywać terapii zbyt gwałtownie.
Upomniany ex-rekrut Legionu nieświadomy zaczął znów głaskać psa.

MJ prychnął.
- Słyszałem, że wybuch urwał ci rękę... nie sądziłem, że poza ręką straciłeś coś jeszcze. - rzekł z przekąsem pod adresem Robina. - Na razie brak wam było odwagi nawet na to, by otworzyć te cholerne cele. Dalej w nich siedzimy i gnijemy. Ty widzisz drużynę? Ja widzę zbieraninę indywidualności kłócącą się o to, kto jak chce zginąć... bo poza... rzekomo... ucieczką z tych cel nie macie żadnego innego celu. Nadzorca dał wam klucze, plany... i cel. Sądzicie, że zrobił to po to, żebyście mu zwiali nie wykonując zadania? Ja nie sądzę. Jestem wręcz pewien, że jeśli spróbujecie go wykiwać, dopilnuje, żebyście żywi na dziedziniec nie wyszli. I jestem więcej niż pewien, że jeśli zdecydujecie dotrzymać umowy, to aż do samego biura legata możemy nie spotkać niemal żywej duszy. Szczególnie, jeśli zadbamy o kamuflaż i nie będziemy robić zbędnego hałasu. - MJ urwał na chwilę - Nie bez powodu ten, jak mówicie, dozorca niewolników, chodzi sobie po całej hacjendzie nie niepokojony przez nikogo. Sądzę, że może nam bardzo ułatwić ucieczkę... lub ją mocno utrudnić. A poza tym... dla mnie, jeśli już mówimy o drużynie, to najstarszy stopniem jest Lee. Zanim nas rozbili, był kapralem. Pamiętacie? - zamilkł na chwilę, by ta informacja dotarła do wszystkich. - Skoro on idzie zabić legata... ja idę z nim. Dowódca prowadzi drużynę. A wy... jeśli nie idziecie za dowódcą, to nie jesteście drużyną. - zakończył i usiadł przy ścianie nieopodal kraty, kręcąc głową z niesmakiem.

- Starszy szeregowy. - wychrypiał Feng - Kapralem był Wade Harris. Ja nie jestem żadnym liderem.

Billy wzniósł oczy ku górze, szukając tam pomocy, ale znajdując jedynie ponure kamienne sklepienie.
- Był - powiedział. - Był, bo już nie jest w armii, tak jak żaden z nas. Teraz wszyscy mamy ten sam stopień - niewolnik. Zresztą bycie członkiem drużyny nie zwalnia z myślenia, chociaż tobie jak widzę taki układ pasuje - rzucił w stronę MJ’a. - Ale spróbuj choć na chwilę uruchomić zwoje mózgowe. Staruszek nie mówił kiedy mamy załatwić legata. Naprawdę myślisz, że jest w stanie przez najbliższe sześć dni utrzymywać drogę między tymi celami, a pokojem wodza, pustą? I jaki miałby interes w tym, żeby umożliwić nam ucieczkę, gdy już wykonamy zadanie? Liczysz na dobre serce tych skurwysynów? Widać, musieli się z tobą łagodnie obchodzić, jeśli nie potrafisz dostrzec kim oni są i za co mają mnie, ciebie i nas wszystkich. Przejrzyj na oczy, chłopie. Zabijemy legata, a oni przykładnie nas ukarają, bo taki czyn nie może ujść nikomu na sucho. Nikt, kto przejmie władzę nie pozwoli na to, bo samemu trząsł by tyłkiem przed kolejnym zamachem.

- Może faktycznie w to nie uwierzysz - odparł MJ głosem, w którym wściekłość, nienawiść i pogarda mieszały się w wybuchową mieszankę - ale faktycznie w niewoli nie traktowano mnie najgorzej. Musiałem ciężko pracować, ale traktowano mnie uczciwie. W nagrodę za ciężką pracę zyskałem swobodę, szacunek, poważanie... znalazłem kogoś, na kim mi zależało - MJ urwał, walcząc z emocjami. - Ten tłusty skurwiel zniszczył to jedną decyzją zrodzoną w jego pieprzonym łbie. Ściągnął mnie tutaj i kazał nadstawiać karku w tej kloace na końcu świata, ku uciesze równie skurwiałej jak on sam gawiedzi. I wiesz co? - MJ prawie krzyknął. - Mam wielką ochotę urwać mu te jego jaja i wsadzić do jego krzywej, tłustej gęby! Za to, co zrobił mnie! Nie obchodzi mnie, ilu z jego przydupasów będę musiał wykończyć po drodze. Nic mnie oni nie obchodzą. Ale jego dorwę dla własnej przyjemności odpłacenia mu za to, że zniszczył jedyną normalność, jaką odnalazłem w tej bandzie zwyroli, która nas zniewoliła. Lee, Lucky i Utang idą go zabić. Ja idę z nimi. Nie próbuj mnie powstrzymać... - MJ zawiesił głos na chwilę, po czym dokończył głosem, w którym czaił się cień groźby. - ... bo gorzko tego pożałujesz.

- Ojojoj. Groźny chłopczyk się zdenerwował bo brzydko mówimy do niego brzydkie rzeczy. - Robin pokręcił głową nie mogąc w spokoju słuchać tego co wygadywał kolega za innymi kratami. - Tak dla twojej informacji posłuchaj Billa on nieźle to kmini. Jak ktoś tam pójdzie to zginie po drodze próbując, zginie może nawet zabijając tego spaślaka albo zginie potem jak wszyscy legioniści w okolicy złapią sprawcę i ukarają go w słusznym gniewie. Nie zdziwię się jak dziadyga będzie pierwszy w kolejce. Przecież to taki cudny, wzorowy prawdziwy legionista. Nie to co ten zdziadziały spaślak. Co ty myślisz? Że da ci medal i puści wolno? Każdy kto tam pójdzie zginie ni cholery nie przyczyniając się do poprawy naszej sytuacji. Ja to widzę tak: niech legion załatwia swoje sprawy swoimi rękami a my swoje swoimi. Moim celem jest danie stąd dyla. Reszta mnie nie obchodzi. Stary dziad chce niech sobie znajdzie innych frajerów do sprzątania swojego podwórka. Ja chcę stąd spieprzyć. Ktoś jeszcze ma taki zamiar? - drobny mężczyzna mówił szybko i coraz szybciej w miarę jak ulegał coraz gwałtowniejszym emocjom. Na pewno mało pozytywnym. Na koniec popatrzył przez kraty na kogo się dało by oszacować jak reszta skazańców zapatruje się na to wszystko.

- Daruj sobie sarkazm. -odparował MJ. - Szczerze, to gówno mnie obchodzi ten cały Praetus i wszyscy mu podobni. Dla mnie mogą się pozabijać albo zdechnąć od choroby popromiennej. Ja mam rachunki do wyrównania z tłuściochem, i zanim pójdę, mam ochotę spróbować. Potem mogę uciekać, nawet z wami, jeśli chcecie.

- Ale dociera do ciebie, że jak tam pójdziesz to nie będzie żadnego “potem”? Co gorsza dla reszty z nas może być podobnie jak masz zamiar pójść sobie na tą mściwą wycieczkę. Robisz nam koło pióra kolego. - White prychnął gdy usłyszał odpowiedź MJ ale spróbował przez kraty spojrzeć na niego czy cokolwiek do niego dociera w jaką kabałę taka eskapada wpakuje całą resztę czy pójdą na wycieczkę na zwiedzanie pięterka czy nie.

- On nie jest sam. - rzucił oschle Lee - We czterech pójdziemy i zabijemy Marcusa z Malpais. Chcesz nam przeszkodzić? Możesz spróbować.

Igła przysłuchiwała się wszystkiemu z coraz większym przerażeniem. Nie powinni się kłócić w takiej chwili.
- Musimy trzymać się razem… to nasza jedyna szansa. - Odezwała się cicho wątpiąc by ktokolwiek przy tym zamieszaniu ją usłyszał, ale nie czuła się na siłach spierać się z chłopakami z drużyny. - Ja... uważam, że zawsze należy dotrzymywać danego słowa... więc... jeśli... korzystamy z tego co nam przyniósł... Praetus... powinniśmy też mu pomóc.

- Tak słowa danego trzeba dotrzymać… - mruknął Key - a my składaliśmy przysięgę komu? Temu niewolnikowi? Wiem, że pół roku to szmat czasu, ale coś tam wtedy było, co? Pamiętacie jeszcze? Zostawmy tłuściocha, niech gnije z reszta legionu, może zaraz rozpełznie się na resztę sił wroga.

- Jakie “dotrzymywanie słowa”? Pogięło was? Nic mu nie obiecywaliśmy. Żadne z nas. Przyszedł typ i przedstawił swoją propozycję i zostawił nas z tym po czym się zmył. Absolutnie nic żeśmy mu nie obiecywali, nawet to, że dostanie jakąkolwiek odpowiedź nie mówiąc, że ma być twierdząca. Co się z wami dzieje? Wpadliście w jakiś samobójczy amok? Życie wam zbrzydło? Kto tam pójdzie to zginie. Nieważne czy pójdzie jeden czy połowa z nas. Zginie. Tych palantów jest tam zbyt wielu by to się mogło udać a ten stary ma w tym swój interes ale na pewno nie jest nim nasze szczęśliwe zakończenie. I nieważne czy pójdziemy sobie zwiedzać pięterko czy nie. - White prychnął nie mogąc się nadziwić temu rozszerzającemu się stuporowi. Gadali jakby się nabawili mentalności ciem co widzą światełko na końcu tunelu. I efekt wyboru takiej opcji zdaniem Robina mógł być podobny. - Kto tam pójdzie to zginie. Stary stanowi zagrożenie dla nas, będzie nas obserwował. Dlatego powinniśmy go sprzątnąć po drodze albo przy pierwszej okazji,żeby nie podniósł larum jak będziemy stąd pryskać. Ja zamierzam stąd pryskać, nawet jak mieliby mnie złapać zaraz za progiem to pieprzę to. Mam dość tego pieprzonego legionu i ich pieprzonych zasad. Jak mam zdechnąć to dlatego, że tak zdecyduje a nie dla zabawy jakiegoś spaślaka czy wywyższonych marzeń jakiegoś dziadygi co mu się wyśnił idealny, niezwyciężony legion. Jakoś w ogóle nie leży to w moim interesie. - dorzucił jeszcze z wyraźną irytacją w głosie. Nie miał zamiaru ulec tej szerzącej się manii samobójczej.

- Nikt ci nie każe iść z nami. Wykorzystasz nasz ruch żeby uciec. Rozumiem twój strach. Życzę ci powodzenia w ucieczce. Ja jednak zdania nie zmienię. Ani ty go nie zmienisz. Więc daruj sobie i nam tej... retoryki. - Lee odpowiedział zmęczonym głosem.

Key spojrzał na głaszczącego go Utanga.
- Też idziesz wspomóc legion w oczyszczeniu się z raka? Wiem, że jesteś odważny i nie boisz się śmierci. Ale czasem więcej odwagi wymaga niedziałanie. Przemyśl to jeszcze raz i pamiętaj, że jesteś rozstrojony po tym co zrobili ci z kulistym futrem na głowie.

- Legion ma braki przywódców. To wiem po byciu w Legionie pół roku. - odparł Utangisila. - Starzec tego nie przyzna, ale coraz więcej w Legionie zabijaków, coraz mniej liderów. Im więcej ich zabijemy tym powstanie większa pustka. Pustka, której Legion nie ma jak zapełnić, bez osłabiania siebie samego. Marcus zginie. Nie na prośbę starca. Zginie, bo to będzie dobre. I to będzie dla wszystkich nas korzystne.

- Robin, zostawanie tu nic nie da. Otwórz chociaż klatki i zostań, jak nie chcesz uciekać - dodał Max, próbując ostatkiem sił przemówić White'owi do rozsądku.

- Jesteś pewny, że bierzesz udział w tej dyskusji? Od początku mówię, że trzeba stąd pryskać. Po prostu pryskać, bez żadnych udziwnień. - Robin pokręcił głową nie mając pojęcia skąd Max wytrzasnął pomysł, że zamierza tu siedzieć aż po sądny dzień czy inszy koniec końców. Rozejrzał się dookoła ale nie dostrzegł żadnego niebezpieczeństwa. Wyjął więc schowany dotąd wytrych i wprawnie zaczął manipulować przy zamku swojej celi. Po kilku chwilach rozległ się cichy trzask i drzwi celi stanęły otworem. Po chwili drobny saperozłodziejaszek podszedł do kolejnych drzwi i powtórzył całą operację.

MJ popatrzył na otwierającego drzwi do jego klatki White’a. Coś jakby cień uśmiechu przemknęło mu przez twarz.
- No, wreszcie - sapnął. - Jednak znalazłeś w sobie dość odwagi. Dzięki, że otworzyłeś te drzwi, dalej sobie poradzimy. Chcesz iść z nami, to chodź. Przydasz się. Jeśli zaś wolisz uciekać... droga wolna. - MJ machnął ręką w nieokreślonym kierunku. - Powodzenia, kolego. Lucky! - zawołał stojącego nieco głębiej w celi Mandersona. - Droga wolna, stary! Możemy wychodzić!

-Wróg naszego wroga nie jest naszym przyjacielem. Staruszek realizuje własny plan, my jesteśmy tylko jego narzędziami. Ale niestety nie mamy wyboru. Trzeba ruszać do zbrojowni, wziąć jakieś gnaty, kropnąć legata i wiać. Po jego śmierci zacznie się bezpardonowa walka o władzę. To da nam szansę oddalić się. - wyraził swoje zdanie Jinx. -Jestem niezły w podchodzeniu zwierzyny, dam radę skradać się korytarzami. Mogę iść na szpicy razem z kimś obeznanym w walce wręcz - na wypadek spotkania strażników. Może Key? Jak dostanę broń palną, to już sobie poradzę. Z tym, że wtedy będzie za głośno na skradanie. Proponuję następujące znaki przy przechodzeniu korytarzami: podniesiona pięść - niebezpieczeństwo. Podniesiona otwarta dłoń - stop. Podniesiona dłoń z wystawionymi kilkoma palcami - widzę tylu strażników, ile pokazuję palców - Jinx wyjaśnił system bezgłośnego porozumiewania się, jednocześnie demonstrując znaki.

- Znaki dobra rzecz - przyznał Key - tylko powiedz mi co teraz pokazuje - uniósł cybernetyczną łapę.

- Pójdę przodem z Dobrym Psem i Jinxem. - rzekł Utang.

- Idę zaraz za wami. - powiedział MJ. - Jeśli trzeba będzie kogoś po cichu zlikwidować, możecie na mnie liczyć.

* * *

Obóz Legionu Cezara w Malpais, poziom -2 (więzienie), pora obiadowa.

Drużyna B, idąc za radą Fenga Lee, wybrała idealny moment na atak. Większość strażników opuściła poziom więzienny, by udać się na rozdawany o tej porze przez obozową kuchnię obiad, tradycyjnie spożywany na dziedzińcu przy długich drewnianych stołach, przy których poszczególne contubernie siadały wspólnie, by zjedzony razem posiłek konsolidował morale i ducha bojowego żołnierzy. Na poziomie więziennym pozostała niewielka obsada dwóch stróżówek i pojedynczy strażnicy snujący się między celami.

Patrolujący rekruci Legionu mieli zbyt mało czasu na reakcję, gdy sylwetki niewolników wychynęły z rozpraszanego jedynie światłem nielicznych pochodni półmroku, jakim okryte były wejścia do cel. Nim zdążyli zareagować, leżeli już na ziemi, ich gardła porozrywane ciosami z broni, w jaką zaopatrzyli się więźniowie, oraz jedyną bronią, jakiej niewolnikom nie można było zabrać - ostrymi jak brzytwy kłami bojowymi cyberpsa. Moment później Feng Lee, Barry Simmons i Utangisila mieli już na sobie ich zbroje i wygładzali fałdy ubrań, starając się upodobnić do tych, których przed chwilą zabili. Wrzuciwszy ich trupy do cel, by nie leżały na widoku, ruszyli na stróżówki.

Dalej poszło równie gładko. Wywabieni z jednej, potem z drugiej stróżówki legioniści trzymający straż mieli tylko tyle czasu, by otworzyć usta do krzyku. Na sam krzyk zabrakło czasu. Ledwo zorientowali się, że wołający ich, rzekomo do pomocy w uciszeniu więźniów "koledzy" nie są tymi, za których się podają, z cieni za ich plecami wychynęły sylwetki skradających się niewolników. Resztki światła rzucanego przez pochodnie błysnęły na nożach, które zatopiły się w karkach zaskoczonych strażników i posmakowały ich krwi, rzucając na ziemię ich martwe, drgające w przedśmiertnych skurczach ciała. Po chwili kolejni członkowie drużyny B, chaotycznie dobierając najbardziej pasujące na siebie elementy wyposażenia, zakładali na siebie zbroje rekrutów Legionu.

Drużyna B formowała się ponownie. Może i na raty, może w chaotycznej walce, może we wrogich mundurach... ale powoli wracał do niej ten duch, który towarzyszył drużynie w desperackiej walce o Cottonwood Cove.

Pozostawiając za sobą ciała zabitych strażników w zamkniętych stróżówkach, członkowie drużyny B wspięli się na schody prowadzące wyżej, na poziom -1.

Obóz Legionu Cezara w Malpais, poziom -1 (składy), piętnaście minut później.

Strażnik był tylko jeden. Leniwie przechadzał się po krętym korytarzu pomiędzy drzwiami prowadzącymi do spiżarni a podobnymi drzwiami prowadzącymi do składu, w którym legioniści zamknęli dobytek schwytanych członków drużyny B. Przyzwyczajony do tego, że pomiędzy więzieniem a wyższymi poziomami wciąż ktoś się kręcił, nie zwrócił większej uwagi na trzech ludzi w mundurach rekrutów, prowadzących - na oko związanego i nieszkodliwego - niewolnika. To był jego pierwszy błąd.

- Ave! Otwieraj składzik! - wychrypiał Feng Lee.
- Ave. Ale po co? - zdziwił się strażnik.
- Ten niewolnik... ma w rzeczach coś... co legat musi zobaczyć. - chrapliwa, ale zdecydowana odpowiedź Fenga przekonała legionistę, bo odwrócił się, sięgnął po klucz wiszący u pasa i wsadził go w zamek. To był jego drugi i ostatni błąd.
MJ - bo to on był tym niewolnikiem - zrzucił z rąk pęta, które trzymał "na lipę". Błysnęło ukryte między zwojami materiału ostrze. Nim strażnik zdążył wyczuć niebezpieczeństwo, był już martwy, z ostrzem kosy w karku, stojąc na nogach tylko dlatego, że Feng i Barry trzymali go po obu stronach za ramiona.
- Wrzućcie go do środka. - zakomenderował Feng.
Mężczyźni wrzucili do środka bezwładne ciało strażnika, sprawdzili, czy w składziku nie ma jakichś przydatnych drobiazgów, po czym samozwańcza "contubernia" rekrutów ruszyła schodami na górę. Zanim ruszyli, MJ również dołączył do przebierańców, ukrywając kosę pod pancerzem legionisty. Trzeba było również poszukać jakiegoś kamuflażu dla cyberpsa, który bez tego strasznie rzucał się w oczy i nie było mowy o tym, by chodził za "legionistami" nie niepokojony przez strażników.

Następnym celem drużyny B była zbrojownia. Dozbroiwszy się, "legioniści" mieli poszukać wejścia do komnat legata... i postarać się zrobić to, o co prosił ich Praetus: zabić Marcusa... i sprawić, żeby w Malpais zapanował chaos i bezkrólewie.
 
Loucipher jest offline  
Stary 20-01-2019, 19:32   #102
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Nadszedł czas działania.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HkI_WrLunng[/MEDIA]

Klatki zostały bezproblemowo otwarte przez Robina za pomocą zestawu wytrychów. Akurat zbiegło się to w czasie z dzwonkiem na obiad. Straże się ulotniły prawie w całości, zostawiając tylko po trzech rekrutów na stróżówce z żarciem. Nie mieli żadnych szans - wszyscy zginęli. Ich pancerze i broń trafiły do rąk Drużyny B. Kilka minut później podobny los spotkał strażnika w piwnicy.

Magazyn był ważnym miejscem. Nie dość, że był tam zgromadzony dobytek Drużyny B sprzed pojmania przez ludzi legata, to jeszcze było tam dużo wody i prowiantu. Warto będzie odwiedzić to miejsce przed ucieczką. Ktoś już chciał zgarnąć tyle, ile mógł. Feng odradził - póki ktoś miał zamiar zostać i ubić legata oraz Praetusa, to dodatkowe obciążenie tylko by przeszkadzało. Oczywiście White go zignorował, biorąc tyle żarcia i wody, ile mógł zapakować do torby.

Pobrawszy stare szpargały oraz więcej medykamentów (akurat było po jednej butelce gorzkiego napoju na głowę) i golnąwszy na miejscu nieco wody, ekipa przygotowała dostępną broń oraz odzienie/pancerze i ruszyła schodami na górę. MJ i Utang przodowali, będąc nieźle obytymi w sztuce skradania się.

Na górze nikogo nie było. W korytarzu prowadzącym do zbrojowni także. W holu kręcili się jacyś ludzie, ale byli zbyt zajęci "ceremonią obiadową". Nie było straży przy schodach, drzwiach do zbrojowni czy po wewnętrznej stronie głównych wrót hacjendy.

Skradacze szybko przekradli się do zbrojowni, gdzie zastali jednego jedynego rekruta nad miską. Szybko sprawili, że to był jego ostatni posiłek w życiu i przeprowadzili pozostałych.

Zbrojownia była pełna różnego rodzaju oręża, głównie broni białej (ręcznej bądź miotanej) oraz samoróbek - acz znalazłoby się coś przedwojennego, acz w kiepskim stanie. Amunicji było stosunkowo niewiele, granatów prawie wcale nie było.

Wtem zdarzyło się coś niespodziewanego. Coś huknęło. Wszyscy zamilkli. Po chwili rozluźnili się... a potem znowu huknęło, głośniej. Kurz podniósł się z podłogi i mebli, posypał się z sufitu.

Przez okno na korytarzu słyszeli wyraźnie odgłosy starej przyjaciółki, która wpadła się przywitać. Tej, która nigdy się nie zmienia.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8WQnKBaUvAk[/MEDIA]

Ktoś atakował Malpais, prawdopodobnie od północy... czy wschodu. Północny wschód? Cała hacjenda, ogród i miasto zamieniły się w jedną, wielką, chaotyczną wrzawę. Legioniści, nierzadko przeżuwający coś bądź ciskający prawie pustymi miskami biegli. Część z nich biegła do zbrojowni. Jeden z nadbiegających dojrzał Drużynę B w zbrojowni - ale jeszcze nie dojrzał ciała zabitego strażnika, ani nie rozpoznał (po prawdzie to nie miał prawa, biorąc pod uwagę zamieszanie i pancerze Legionu) przebierańców.

- Wy w zbrojowni! Dawać broń, szybko! - krzyczał - I na stanowiska!

- Zabijmy go i spierdalajmy stąd! - syknął White.

- Nie. - warknął Lee - Jest doskonale. Lepszej okazji nie będzie.

- Pojebało was wszystkich! Key, Sticky, dziewczyny, uciekajmy stąd!

Legionista wpadł do zbrojowni. Ledwo rzucił wzrokiem na całość, a już z gardła sterczał mu nóż Fenga. Z pomocą Laury odciągał go na bok, z dala od widoku - ale ilość krwi na podłodze była wręcz obsceniczna.

Każdy musiał podjąć ostateczną decyzję. Lee... czy White?



SITREP

Aktualna mapa (ściągnijcie i korzystajcie z zooma)


Legenda:
Kropki odpowiadające kolorom z gdoca - Wasze postacie.
Kropka niebieska - Robin "Łazik" White.
Kropka "lawendowa" - Laura Cyrus.
Kropka brązowa - Feng Lee.
Kropki czarne - martwi (w tej chwili są to sami Legioniści).
Kropki białe - żywi oponenci (Legioniści / niewolnicy / kto inny po stronie legata).
Białe X namalowane sprejem - miejsca, gdzie obecność oponentów jest prawie pewna lub wręcz potwierdzona.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 23-01-2019 o 20:31. Powód: Korekta
Micas jest offline  
Stary 21-01-2019, 23:14   #103
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Zwijamy się - powiedział Key stając koło Whita - Jeśli ktoś się opamiętał to zapraszam z nami. Jeśli nie... powodzenia. Pewnie spotkamy się w wielkiej budzie w niebie, bo zatłuką was jak wściekłe psy.
Skinął łbem na pożegnanie każdemu kto planował samobójstwo.
- Nie powinniśmy zostawiając im zbrojowni, trzeba to zniszczyć. Zwalcie na kupę amunicje i oblejcie jakimś łatwopalnym gównem. Za jednym zamachem od razu dywersja będzie.

White poprawił przerzucone psie juki na ramieniu, potem Key miał nieść część zapasów, ale teraz potrzebował całej mobilności. Na wszelki wypadek.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 21-01-2019 o 23:20. Powód: Dodane ostatnie dwa zdania
Mike jest offline  
Stary 22-01-2019, 13:44   #104
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Barry nie wiedział jak, ale udało się dojść do zbrojowni. Plan działał, nie pamiętał jak do końca on wygląda, ale przypominano mu co ma robić no i jakoś to szło.

Jak wybierali sobie brońki zabrał sobie taką rękawice z czymś ostrym. Nie była to jego wymarzona szponiasta rękawica jak Gorisa, ale trochę ją przypominała. Dobrał sobie też takie fajne ostre gwiazdki do rzucania i jakąś puszkę co robi Boom. Był to jakiś granat samoróbka chyba, więc nie najlepiej, ale jako broń ostatniej szansy się nada.

Potem się coś zadziało. Feng unieszkodliwił jakiegoś legionistę. White zaczął coś marudzić. Część osób chciała uciekać, ale Barry nie mógł porzucić mistrza. W końcu jeszcze nic się nie nauczył
-Ja idę z szenszejem Fengiem.- rzekł Barry stając przy mistrzu Lee. Miał nadzieje, że mistrz doceni jego postawę i nauczy go drogi wojownika.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 22-01-2019, 14:13   #105
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Max uśmiechnął się od ucha do ucha. Nareszcie. Cały ten bajzel zaraz wypierdoli w powietrze. I to od środka. Oczy zabłysły mu niebezpiecznie, a zapach krwi, rozlanej przez Fenga pobudzał i w jakiś sposób podniecał Luckyego. Muskuły napięły się pod ubraniem, kiedy sięgał po broń, wiszącą na ścianie i leżącą na stojakach.

Szereg karabinów i sztucerów, głownie samoróbek nie przyciągnął uwagi Maxa.
"Ładniutkie" pomyślał uśmiechając się do karabinu powtarzalnego, przeładowywanego za pomocą dźwigni. Widział gdzieś jakiś czarnobiały film, jeszcze w NCR, gdzie kolesie na koniach jeździli tym po pustyniach i zaganiali krowy. Koni żywych nie widział, ale krowy miały aż po dwie głowy i Max już widział siebie, w absurdalnym kapeluszu z gwiazdą, trzymającego dumnie w zgięciu łokcia taki karabin. Widział na filmie, że można go było przeładować jedną ręką i wyglądało to...nieźle.
"Zaszalejmy" pomyślał wyjmując go ze stojaka i zgarniając amunicję.

Pistolet maszynowy wziął niemal machinalnie. Dobrze leżał w jego wielkim łapsku a ciężar lufy gwarantował, że rozpylanie będzie odpowiednie. Zgarnął trzy zapasowe magazynki, zatykając je za pas i ściągnął z pułki mosiężny kastet. Nienachalne, ale skuteczne. Broń wszelkiego typu zbirów i mętów, w dobrym, gangsterskim stylu. Jakby jeszcze wygrawerować jakieś literki na zgrubieniach kastetu, można by się pobawić w Gutenberga.

Dynamit z zapalnikiem czasowym był częścią planu. Jeśli mieli wysadzić ten pałacyk, potrzebowali czegoś lepszego niż granaty.

Stanął obok Fenga, zrepetował karabin głośnym trzaśnięciem i popatrzył na pozostałych
- No...co z wami? -
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 22-01-2019, 16:14   #106
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Legionowa zbroja niezbyt pasowała Billy'emu. Nie chodziło o to, że była niewygodna, chociaż oporządzenie NCR było pod tym względem zdecydowanie lepsze, ale sanitariusz czuł się jakoś dziwnie nosząc legionowe barwy. Takie same zbroje nosili ci, którzy zaatakowali Cottonwood, którzy prowadzili ich na zachód, ci którzy dręczyli niewolników z Forcie, wreszcie panowie w Malpais. Czuł obrzydzenie, gdy ściągnął ją z trupa i włożył na własne ciało, ale zacisnął zęby. Musiał przyznać, że to i tak lepsze niż niewolnicze łachy.

Do zbrojowni dostali się bez większych problemów. Ci spośród nich, których można było nazwać wojownikami, spisali się bez zarzutów. Sticky z niemym podziwem podążał za nimi, chociaż wszystkich ich miał za szaleńców, którzy kroczą wprost ku samobójstwu, co gorsza ciągnąc go za sobą. W zbrojowni humor nieco mu się poprawił. Wreszcie dostał w swoje ręce broń, z której mógł zrobić jakiś użytek. Nie jakieś gówniane miecze, włócznie i inne dziwactwa. Chociaż te przeważały w swej liczbie, bez trudu znaleźli również broń palną i amunicję do niej. Billy z radością przygarnął strzelbę z dźwignią i pistolet 9mm. Po chwili wahania przywłaszczył też nóż. Wciąż miał żywo w pamięci zakończenie walki na arenie.

Całkowicie zgadzał się ze słowami Keya, ale jednak nie zdecydował się dołączyć do cyberpsa i Łazika. Spróbował jeszcze po raz ostatni nakłonić do tego Elsi, ale ona odpowiedziała tylko krótkim "Nie" i to był koniec dyskusji.

- Powodzenia kudłaczu - zwrócił się do Keya. - Wygląda na to, że w tej swojej metalowej makówce masz więcej rozumu ode mnie - to były pierwsze i zapewne ostatnie słowa jakie do niego wypowiedział. Uśmiechnął się na myśl o tym jakie niegdyś emocje wywoływał w nim czworonóg.

Potem zwrócił się ponownie do Elsi:

- Ustalmy coś. Trzymasz się blisko mnie i robisz to co ja - złapał ją za rękę, a gdy zobaczył, że jej usta otwierają się, by coś powiedzieć, zapewne słowa sprzeciwu, uprzedził ją. - Nie! Teraz ja tu rządzę i w tej jednej sprawie nie masz nic do gadania. Wybierz sobie jakąś broń i rób co ci każę!

Ku zdziwieniu sanitariusza, dziewczyna nie oponowała. Billy miał zamiar trzymać się z tyłu grupy, walkę zostawiając tym, którzy najlepiej się do tego nadawali. Ze swej strony zgodził się ubezpieczać tyły grupy. Uważał też by w czasie akcji nie znaleźć się za blisko Jinxa lub, trochę ku własnemu żalowi, Igły. Pamiętał jak na szkoleniu wpajano im żeby sanitariusze nie poruszali się grupkami, bo w ten sposób przeciwnikowi jest łatwiej wyeliminować wszystkich za jednym zamachem.
 
Col Frost jest offline  
Stary 22-01-2019, 19:47   #107
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Oni próbowali odebrać mi człowieczeństwo... ja odbiorę im ich dusze. - wymamrotał Utangisila ściągając z wieszaków i półek uzbrojenie.

Dzikus z Arroyo jako pierwszy stanowczo powiedział, że idzie mordować Legata. Nie zawahał się do tego momentu, nie zawahał się teraz i nie zawaha się później. Nie chodziło tyle o samą śmierć Legata, a o manifest. O ubicie ważnego dostojnika Legionu, wywarcie zemsty i zerwanie okowów. Opuszczenie grona nie-ludzi i powrót do ludzi.

Chwycił wojenną maczugę - krótką rzeźbioną pałkę z motywem konia. Włożył ją za pas. Wziął tomahawk do rzucania oraz długi ostry nóż. Je też przytroczył do pasa.
Założył bandolier i pas ze śrutem .12. A potem sięgnął po topornie wyglądającą rękawicę, która służyła do zadawania bardzo brutalnej śmierci. Widział parę razy rękawicę balistyczną w akcji i uważał, że Legat zasługujący na śmierć powinien otrzymać ją właśnie z takiej broni.
Chociażby po to, aby Przodkowie cieszyli się z jego ironicznej śmierci, wszak pośród legionistów taki oręż był wykorzystywany przez elitę walczącą wręcz.

Uzbrojony Utang skinął pozostałym głową, przeniósł parę skrzynek z niewykorzystaną amunicją i ładunkami wybuchowymi na środek pomieszczenia.

- Dzięki za wszystko, Key. Jesteś dobrym psem. - rzekł na pożegnanie do przyjaciela.

- Będę szedł na szpicy. - zwrócił się do pozostałych.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 22-01-2019 o 19:51.
Stalowy jest teraz online  
Stary 22-01-2019, 20:41   #108
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
MJ przeszedł się wzdłuż półek, obserwując zgromadzoną na nich broń. Ładny arsenał, pomyślał. Wyglądało to prawie tak, jak zbrojownia w Camp Barstow, pełna różnorakich narzędzi do siania śmierci i zniszczenia.
Szukał czegoś, co pozwoli mu wykorzystać jego predyspozycje strzeleckie... ale w zbrojowni nie znalazł ani jednej sztuki broni wyposażonej w celownik optyczny. Widocznie w Malpais nie było snajperów, co było dobrą wiadomością, albo ich broń była wraz z nimi na posterunku, co z kolei było wiadomością bardzo złą. Cóż, wyglądało na to, że Martin wcześniej czy później się o tym przekona... więc wolał nie martwić się na zapas.
Po namyśle MJ sięgnął po oparty o półkę staromodny karabin ładowany dźwignią... broń, którą kiedyś strzelali ojcowie założyciele tego kraju, w czasach bardziej zamierzchłych niż te, które Martin pamiętał. Wiedział więc, że to broń solidna, prosta i niezawodna, a ten konkretny egzemplarz strzela silnym rewolwerowym pociskiem, który wystrzelony z długiej lufy niesie daleko i zachowuje dobrą celność i siłę rażenia. Na wypalonych słońcem wulkanicznych pustkowiach Malpais ta broń mogła się bardzo przydać. Ze stojących obok pudeł chłopak wysypał kilkadziesiąt sztuk amunicji, którą poutykał w zakamarkach zbroi legionisty - na szczęście posiadała ona na to dość dużo przeróżnych kieszeni. Legioniści może i byli bardziej prymitywni od Republiki, ale pewne rzeczy działały u nich podobnie.
Szukając broni bocznej, Martin podszedł do drugiej półki, na której leżały pistolety. Prawie natychmiast znalazł to, czego szukał - doskonale mu znaną, przedwojenną "dziesiątkę" N99. Pierwsza broń, jaką trzymał w ręce na szkoleniu. Rękojeść pistoletu, wyślizgana od częstego używania, leżała w dłoni jak ulał. Martin uśmiechnął się i schował broń do kabury. Wraz z pistoletem do kieszeni MJa trafiły dwa zapasowe magazynki, w tym jeden wypełniony amunicją grzybkującą, zapewniającą zwiększoną siłę rażenia przeciw nieopancerzonym celom. Broń do walki wręcz - zaufana kosa, która pozbawiła już życia kilku przeciwników - wciąż tkwiła za pazuchą.
Nic więcej nie potrzebuję, pomyślał MJ.
- Jeśli chcecie to wysadzić... - powiedział do Lucky'ego, trzymającego w ręce wiązkę dynamitu z doczepionym zapalnikiem - to proszę bardzo. Ja mam wszystko, czego mi trzeba.
Zarepetował załadowany karabin, sprawdził, czy pistolet pewnie tkwi w kaburze... i stanął obok wciąż trzymającego ręce na rękojeściach mieczy Fenga.
- Szeregowy Lucas gotów do akcji, sir - zameldował służbiście, uśmiechając się od ucha do ucha. - Prowadź, dowódco.
Uśmiech na twarzy MJa był szczery, nie udawany.
Drużyna B właśnie znów wkroczyła na wojenną ścieżkę. A Martin cieszył się, że znów jest jej częścią.
 
Loucipher jest offline  
Stary 23-01-2019, 08:36   #109
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Igła podążała za resztą drużyny starając się im przede wszystkim nie przeszkadzać. Tak długo jak nie miała przy sobie broni była bezużyteczna, cieszyła się jednak z tego, że udało się jej narzucić na siebie nieco więcej ubrań. Precyzja z jaką pozostali torowali im drogę odrobinę ją przerażała. Z jednej strony wiedziała, że to przeciwnik, że to konieczne by znów być na wolności, a z drugiej… ten rekrut mógł być równie dobrze jednym z jej klientów w Denver.

W zbrojowni od razu chwyciła broń podobną do tej, w którą wyposażyło ją wojsko. Znała ją, wiedziała jak leży w jej drobnej dłoni, a nie chciała ryzykować zapoznawania się z czymś nowym teraz, gdy groziło im tak wielkie zagrożenie. Przypięła kaburę z N99 do paska i schowała nóż. Na szybko wrzuciła do ekwipunku nieco naboi i ledwo zdążyła sięgnąć po starą dobrą strzelbę gdy do pomieszczenia wparował jakiś mężczyzna. Tkwiący w jego gardle nóż Fenga sprawił, że szeroko otworzyła usta… Tak brutalnie… bezwględnie. Obejrzała się na Lee przez moment widząc w nim takiego samego zwyrodnialca jak ci, którzy gwałcili ją przez te kilka miesięcy. Szybko otrząsnęła się.

Musiała pomóc swoim. Dopilnować by cało opuścili to miejsce. MJ.. Max… Sticky… chciała iść z nimi, wesprzeć ich na tyle na ile była w stanie. Powoli przeszła do drużyny mającej ruszyć z Fengiem.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-01-2019, 18:16   #110
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Jinx chwycił dobrze mu znaną broń – sztucer myśliwski, jakim wielokrotnie posługiwał się na polowaniach. Paczka amunicji. SMG 9 mm. Trzy magazynki. Załadować, zabezpieczyć. Jako broń do walki wręcz wziął poręczne ostrze. Do torby lekarskiej zmieścił jeszcze piłę strunową. Kiepskie do walki, przydatne przy amputacjach.

Jinx stanął za Fengiem, z jego prawej strony, tak, aby mógł razić wrogów spod ramienia towarzysza lub z jego boku, samemu będąc krytym. SMG przestawił na ogień pojedynczy, ale sprawdził, czy przełącznik łatwo chodzi i bezproblemowo da się ustawić full auto. W ciasnych pomieszczeniach nie chciał trafić przyjaciół, z drugiej strony, jak zdarzy się ciżba wrogów w jednym skupisku, rozpylacz będzie jak znalazł. Odbezpieczył broń i położył wskazujący palec na kabłąku.
-Już nie ma co się skradać. Może uda się blef – jak już wysadzimy to pomieszczenie, to wyskoczymy i krzykniemy „pomocy, zbrojownię atakują!”. Ma ktoś na tyle gadane, żeby po żołniersku tak krzyknąć? Max, co chcesz wysadzać?
 
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172