Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2019, 18:07   #91
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Tytus lubił pić, a w szczególności kiedy trunek jest iście wykwintny. Choć za planetami nie przepada to przyznaje wytwarzane na nich trunki są przepyszne, a produkty spożywcze nie mają sobie równych. Na stacjach i statkach niestety taka produkcja nie ma racji bytu.

W gościach nie mając nic do roboty rozkoszował się żarełkiem i pićkiem, a do biblioteki nie poszedł bo po co. Co ma wiedzieć to wie, a ciekawscy ludzie zadający zbyt wile pytań maja tendencje znikać bez wieści w imperium.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 23-11-2019, 18:36   #92
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Spotkanie z Wrathem Umboldtem zapoczątkowało całkiem owocną współpracę. Odkrywcy mogli zauważyć w trakcie salonowej libacji, iż ich gospodarz był osobą... bardzo bezpośrednią. Z jego mowy i zachowania wynikała pewna znajomość etykiety, lecz także niechęć do tejże. Swoje zdanie, krytykę, porady i wiedzę przekazywał z minimum uprzejmości. Generalnie jednak pochwalał zachowanie Coraxów na Pobojowisku – metodyczne poszukiwania; odpuszczenie „szukania diamentowej igły w stogu siana, kiedy znalazło się już złotą”; ostrożne i metodyczne sprawdzenie wraku i pochówek zmarłych; wreszcie bezlitosną eliminację piratów. Sam właśnie wracał z wyprawy logistyczno-handlowej, sprzedając i kupując zapasy oraz towary luksusowe na stacjach Port Wander, Footfall i na pro-imperialnej kolonii Damaris, kiedy został zaatakowany przez piractwo w Stacji Środkowej (najwyraźniej Crusader nie pokonywał Paszczy jednym skokiem, tylko od stacji do stacji) – podobnego rajdera, także bez „wilczego stada”. I podobnie jak Coraxowie, Umboldtowie bez litości go zniszczyli, karając za głupotę i słabość.

Alkohol rozwiązał mu język na tyle, by zapomniał o swoim małomównym i konkretnym charakterze. Opisał swoją historię – od czasów młodości na Barsapine, poprzez katastrofalne w skutkach odkrycie tak zwanej „Procesji Przeklętych” w rejonie Przeklętej Domeny głęboko w Koronus, aż po długi czas spędzony w Port Wander na zaciskaniu pasa, robieniu interesów i... zbieraniu odwagi do następnej wyprawy. Ta ku Footfall i Damaris była pierwszą od dawna.

Wkrótce potem impreza rozkręciła się. Steward i seneszal dyskutowali o zbytkach i luksusach, a także o konkretach – o interesach. W związku z tym, że Crusader wracał do Port Wander z ładownią prawie pełną owych dóbr luksusowych i rzadkich... a owa ładownia była niepełna... a w ładowni Błysku było nieco bardzo podobnego towaru... a Umboldtowie mieli w tej chwili sporo twardej waluty oraz nadprogramowe, niesprzedane zapasy...
Dość rzec, że na koniec wizyty był już spisany kontrakt handlowy. Następne kilka dni miało dokonać obópólnej wymiany: uzupełnienia zapasów (m.in. paliwa do reaktorów, generatorów i silników, części zamienne, żywność i woda, filtry do SPŻ, etc. - dość aby zniwelować ubytki z ostatnich podróży i Wyprawy, a także zabezpieczyć się na resztę wojaży do Port Wander i na przyszłość przez Paszczę, ku Ekspansji) oraz okrągła suma Geltów Tronu od Umboldtów w zamian za fanty zarekwirowane z wraku Harvest #10 (m.in. luksusowe tkaniny i żywność, dzieła sztuki, etc.). Do tego preferencyjne warunki tu i teraz oraz na przyszłość, dzięki mediacji pani Nawigator Umboldtów, przychylnej Coraxom.

Dołączyła w połowie spotkania. Korpulentna (wręcz nienaturalnie masywna, pewnie efektem nawigatorskich mutacji) kobieta w zaawansowanym średnim wieku – zaiste, matrona. Kristina z Domu Magisterialnego Vor'cle. Kiedy usłyszała o zniszczeniu Jolly Rogera i śmierci „Czarnego Jacka”, zaciekawiło ją to. Dopytała się o to, czy poznali imię nawigatora. Ktoś pod wpływem alkoholu wypaplał, że Godwinne z Domu Vor'cle. Jej domu. Chwila grozy... i półuśmiech satysfakcji na twarzy matrony. Ten Godwinne to musiała być jakaś czarna owca albo coś podobnego. Stąd późniejszy jej wpływ na Grimaldusa Phinna, by nie targował się tak ostro.

Później przyszedł czas na otwarcie podwojów Librarium. Jeszcze tej samej doby skrybowie i archiwiści obydwu rodów, oraz kto trzeźwiejszy i chętniejszy z Coraxów, zaczynali spędzać tam bite godziny. Było tam mnóstwo manuskryptów, artykułów, dzienników i ksiąg tyczących się spraw Imperium, rodów Rogue Traders, Ekspansji Koronus, Sektora Calixis, a nawet Frontu Spinward w Dzikiej Przestrzeni między Calixis a Scarus. Przez ten czas Umboldt także dzielił się swoją wiedzą o Cieśninie Koronus, najważniejszych Stacjach Przejścia, specyfice Port Wander i innej ważnej stacji, już po drugiej stronie Paszczy – Footfall. Mniej więcej w tych dniach dopisali także aneks do umowy – Umboldtowie i Coraxowie mieli w ramach krótkiego paktu o wzajemnej obronie wspólnie polecieć do Port Wander kiedy „się rozpogodzi” i wspólnie stawić czoło ewentualnym zagrożeniom tej podróży.

Tak też się stało. Po drodze oczywiście nikt z Coraxów nie pisnął słowem o... incydencie na pokładzie Błysku Cieni niedługo po pierwszym spotkaniu z Umboldtami. Kontrakt był już podpisany. Nikt nie chciał narażać rodu na kary umowne, pośmiewisko... i utratę pierwszego (i jak na razie jedynego) przyjaciela Rodu Corax.

Wkrótce potem Osnowa się uspokoiła.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mP6uip1Lmfc[/MEDIA]

Astropatka nadała przekaz astrotelepatyczny do przedstawicielstwa Domu Modar z informacją o śmierci Cymbry i chęci przekazania jej ciała. Nawigatorki zaś rozpoczęły wspólną pracę. Kristina, mimo niechęci „magisterialnych szczurów lądowych” do „nomadzkich cyganów”, miała szacunek do Alecto – choćby za te prześwietlenie przez Astronomican. Wspólnie pracując (i dzięki błogosławieństwu wzroku „złotym wewnątrz złota” oraz przychylnej Nawigatorom naturze Świątynii), podróż do Rubycon II była wręcz... banalna. Trwała kolejne pół dnia i była równie pozbawiona problemów, co ostatnia. Obydwa statki wyszły nieco głębiej w systemie, już za obłokiem Oorta (gdzie czasem grasowali piraci, szczególnie przy znanych punktach skoków w Osnowę), mając czystą drogę do Port Wander. Po godzinie chłodzenia i zmiany napędów oraz kolejnych kilku podróży, kontrakt został wypełniony, a obydwa okręty się pożegnały. Righteous Crusader zadokował na swoim „zwyczajowym”, wykupionym miejscu. Błysk Cieni skomunikował się z Sensorium stacji, przelał niezbędną sumę geltów z tutejszego konta bankowego (za prawa do dokowania i pobytu oraz opłatę manipulacyjną dla celników; konto to zostało przezornie założone i uposażone jeszcze w systemie Fydae, u przedstawicielstwa Domu Krin) dostał pozwolenie na dokowanie. Skierował się niespiesznie do wyznaczonego pirsu. W trakcie dolotu otrzymali przekaz vox przekierowany przez Stacje Komunikacyjne PW – Modarowie powiedzieli, że przyślą kogoś po ciało Cymbry... i podziękowali bardzo za wyświadczoną im solenną przysługę. I rzeczywiście przysłali, jeszcze zanim Błysk dokował. Prom przysłany z jakiegoś transportowca, który był nawigowany przez Modarów i leciał w głąb Calixis, ku Subsektorowi Malfiańskiemu. Wkrótce sprawa była załatwiona, a Coraxowie zaskarbili sobie przychylność u Modarów.

Istniała także kwestia uzupełnień. Wprawdzie nie była nagląca, a większość sprawy została załatwiona u Umboldtów, to jednak był pewien ubytek w zasobnikach z amunicją do sieci wieżyczek obronnych statku – głównie nabojów do autodziałek i megaboltów do Vulcanów. Łącznie raptem nieco ponad trzysta sztuk. Kropla w wydatkach rodowych... ale trzeba to było załatwić. W tych niespokojnych czasach powagi zyskiwało powiedzenie „Imperator strzeże... ale weź swój las-karabin”.
Kwestia zużytej amunicji do broni palnej osobistej – głównie śrutowej i pistoletowej – była z głowy. Większość ubytków pokryto szabrem z Harvesta i poległych piratów, resztę uregulowano z Umboldtami.

Natomiast morale było wzorcowe. Bezproblemowy szaber na Pobojowisku, zniszczenie piratów i skoki w Osnowie, możliwość pomodlenia się na pokładzie obserwacyjnym w systemie Świątyni – a także (a raczej przede wszystkim) terminowa wypłata obecnej pensji plus zaległych dzięki zastrzykowi gotówki do skarbca, pozwoliły załodze odzyskać rezon. Byli wielce zadowoleni z przylotu do Port Wander. Oczekiwali na dokowanie i shore leave aby móc spylić część (albo całość, co kto lubi) zarobionych geltów w tawernach, zamtuzach i na targowiskach.

27 Ianuarius, 816.M41
Fregata klasy Tempest Błysk Cieni
Godzina 4:00, początek wachty porannej



Mechanika

Udało Wam się wypełnić trzeci (i ostatni) Cel Wyprawy, uzyskując ostatnie 100 AP (i poznawszy temat tego zadania: Military – to ze względu na zaczajonych piratów i ryzyko utraty dóbr bądź poniesienia przeważających kosztów).
Łączna ilość AP na tą chwilę: 900/900. Battleground Salvage Endeavour ukończony sukcesem. +1 Profit Factor dopisany do puli.
Na potrzeby mechaniki, Błysk Cieni jest w tej chwili poza jakimkolwiek Endeavour.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 24-11-2019 o 19:32. Powód: Data.
Micas jest offline  
Stary 24-11-2019, 17:40   #93
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Ianuarius 816.M41, Port Wander

Christo Barca stał pośrodku galerii widokowej usytuowanej ponad mostkiem, z założonymi za plecy rękami i z wysoko postawionym kołnierzem swego czarnego płaszcza. Towarzyszący mu Dalia i Percival trzymali się o pół kroku po bokach seneszala, razem z nim kontemplując imponującą panoramę Port Wander.

Potęga i majestat Imperium. To pierwsze, co przyszło na myśl seneszalowi, kiedy pancerna osłona okna widokowego podniosła się w górę odsłaniając oczom mężczyzny i jego towarzyszy skrywany po przeciwnej stronie widok - widok będący w stanie napełnić dumą i nabożną czcią każdego obywatela Imperium.

Port Wander. Największa stacja kosmiczna w tym zakątku Sektora Calixis, dom blisko pięciu milionów obywateli Imperium, ostatni bastion Imperialnego prawa po cywilizowanej stronie Paszczy. Z tej odległości port przypominał swym widokiem miasto, z wyginającymi się ku górze wieżami majestatycznych katedr i strzelistymi iglicami oraz olbrzymim znakiem Aquili, który błyszcząc w promieniach czerwonego olbrzyma przypominał o niewzruszonej wierności rezydentów tego miejsca wobec Boga-Imperatora. Liczne i potężne pirsy sterczące z boków stacji tworzyły przypominającą pajęczą sieć infrastrukturę gotową na dokowanie okrętów i kotwiczenie ich do stacji. Mniejsze ładownie i hangary promów pokrywały całą powierzchnię portu umożliwiając licznym, małym jednostkom transport ludzi i ładunków pomiędzy stacją a okrętami czekającymi na orbicie. Głębokie rozpadliny przecinające bryłę stacji ukazywały kolejne warstwy ciągnącej się przez wieki rozbudowy i nieco mozaikową ich strukturę, zawierającą w sobie fragmenty małych jednostek czy nawet, niemal nietknięty, kadłub Przesilenia Imperium wbudowany w jeden z boków stacji wiele stuleci temu. Dowodem dalszej, bezustannej rozbudowy i konserwacji był widok serwitorów pełzających po uszkodzonych fragmentach powłoki lub po nowych rozszerzeniach, przypominających muchy żerujące na napuchniętym cielsku metalowej bestii.

Podziwiając majestatyczny widok Christo usiłował przypomnieć sobie informacje dotyczące Portu Wander, które pozyskał w bibliotece Umboltda. Stacja miała nieregularny kształt nieco rozciągniętego dysku, w swej dłuższej osi sięgającego rozpiętości blisko dwudziestu kilometrów. Pod spodem stacji umieszczone były główne stocznie remontowe posiadające olbrzymie suche doki, gdzie mniejsze jednostki mogły być całkiem odizolowane od próżni na czas intensywnych napraw i prac. Wzdłuż kilu stacji ciągnęły się liczne instalacje skomplikowanych sond i matryc używanych przez Adeptus Mechanicus w ich tajemniczych eksperymentach mających na celu badanie natury istniejącego w Osnowie przejścia prowadzącego przez Wielki Sztorm do Ekspansji Koronus.

Założony w roku 917.M40 przez Imperialną Marynarkę port nie był już instalacją stricte militarną, ale wciąż dało się zauważyć rozmieszczone wzdłuż i wszerz całej powierzchni stacji stanowiska lanc, baterie dział, wyrzutnie torped i generatory pól energetycznych, a wszystko to rozmieszczono w taki sposób, by zachować jak najbardziej efektywną sferę rażenia. Barca wiedział już, że oprócz tych stacjonarnych systemów obronnych w pobliżu Portu Wander stacjonuje szwadron ciężko opancerzonych monitorów, zaś okręty Floty Bojowej Calixis wizytują stację w trakcie regularnych patroli.

Port Wander był być może zaledwie bramą do Ekspansji Koronus, ale była to brama doskonale strzeżona.

Przy wciąż zmniejszającej się odległości do stacji Christo dostrzegał coraz więcej szczegółów. Jakieś pół tuzina okrętów Rogue Traderów przycumowanych do pirsów portu, liczne mniejsze jednostki kupieckie, olbrzymie transportowce i niezliczona ilość mniejszych jednostek dokujących do stacji i odchodzących na orbitę, mrowiących się jak rój insektów. Do pirsu podchodziły w ciągłym tańcu jednostki wyładowujące surowe paliwo gazowe wydobywane na dwóch dużych, sąsiednich planetach czy minerały i lód z odleglejszych zakątków systemu. Liczne, orbitujące wokół i dzielące z nią wspólną przestrzeń stacji, asteroidy zamienione zostały w składy paliwa, wielkie magazyny, stocznie remontowe i wiele różnych, użytecznych instalacji. Na mniejszych z nich dało się dostrzec okazałe rezydencje i osiedla oraz surowe, robotnicze habitaty, bezpiecznie skryte pod hermetycznymi kopułami zewnętrznej powłoki stacji.

- Percivalu, skończyłeś prace nad raportem kwatermistrzowskim, który ci zleciłem? - spytał Barca przerywając panujące na galerii milczenie.

- Tak - odpowiedział ochrypłym głosem starzec, w obecności jedynie Dalii nie siląc się na zbędną etykietę - Włącznie z dodatkowymi załącznikami.

- Doskonale, prześlij go proszę bezpiecznym łączem do kogitatora milady - polecił Christo - Dalio, chciałbym, żebyś zaaranżowała dla mnie kilka spotkań, kiedy tylko zadokujemy. Kilka następnych dni będzie dla nas oznaczało okres bardzo wytężonej pracy. Cieszy mnie to, że tak sprawnie zamknęliśmy sprawę Cymbrii Modar, ale to dopiero początek.

- Z kim chciałbyś się spotkać w pierwszej kolejności? - zapytała Dalia.

- Infobrokerzy jakiejś poważniejszej gildii kupieckiej - zadecydował Christo - Przedstawiciel Sojuszu Celleste. Przedstawicielstwo Departmento Munitorium albo w ostateczności firma z koncesją na obrót amunicją makrokalibrową. Jakaś licząca się biblioteka, może być prywatna, byle z opłatami za wstęp mieszczącymi się w naszych funduszach. W pierwszej zaś kolejności godny zaufania przewodnik, który będzie mi towarzyszył na stacji.

- Mam ustalić z góry konkretne terminy? - Dalia oderwała wzrok od profilu Christo, przeniosła spojrzenie na panoramę Port Wander.

- Nie, nawiąż jedynie kontakty i zasugeruj dyspozycyjność w ciągu następnej doby. Muszę najpierw skonsultować harmonogram naszego pobytu z lady Corax. Nie wiem, na ile będzie chciała skorzystać z mej asysty podczas tego postoju. Swoją drogą, jak czuje się nasza kapitan?

- Podobno nie najlepiej - odparła beznamiętnym tonem Dalia - Sprawia wrażenie cierpiącej, chociaż stara się to ukrywać. Prawdopodobnie to niedyspozycja spowodowana tranzytem przez Osnowę. W opinii mojego źródła to nic poważnego.

- Wiarygodne źródło? - spytał Christo.

- Bardzo wiarygodne. Nie przywiązywałabym do jej zachowania większej wagi. To najpewniej przejściowy spadek samopoczucia.

- W porządku - seneszal kiwnął z aprobatą głową, spojrzał na swą towarzyszkę znacząco - Nie będę was dłużej zatrzymywał, wracajcie do swojej pracy.

Oboje ukłonili się nieznacznie i odeszli w kierunku schodków wiodących do sąsiadującego z galerią korytarza. Kiedy odgłos kroków umilkł w oddali, Christo podniósł dłoń do ucha, nacisnął kilkakrotnie obudowę mikrokomunikatora aktywując odpowiednio dobraną ilością i długością tych naciśnięć zakodowaną w urządzeniu częstotliwość.

- Operator Theta-71 - głos, który odezwał się w eterze po kilkudziesięciu sekundach statycznych trzasków mógł należeć zarówno do mężczyzny jak i kobiety; zniekształcony elektronicznymi filtrami, zyskał nieludzkie i zapewniające całkowitą anonimowość brzmienie.

- Mam dla ciebie nowe zadanie - powiedział seneszal, rozglądając się jednocześnie po całej galerii w zamiarze wychwycenia wzrokiem potencjalnych świadków rozmowy - Bardzo delikatnej natury...






Zaplanowałem na czas pobytu w Port Wander kilka aktywności, które są solą życia seneszala, ale nie mam pojęcia jak długą kolejkę dostaniemy od MG na załatwienie wszystkiego, więc jeszcze się zobaczy, co z tych deklaracji zrealizuję. Zakup amunicji makrokalibrowej to oczywiście uzupełnienie braków po ostatniej potyczce. Infobroker potrzebny mi do zorientowania się w temacie będących ostatnio na topie inwestycji oraz najświeższych plotek ekonomiczno-politycznych.

Rzut 1k100 na Inquiry odnosi się do działań utajnionego agenta seneszala, mającego przyjrzeć się bliżej dziwnej niedyspozycji milady. Fel 48, +10 bonusu z profesji. Rzuciłem od razu dwa razy, w ramach skorzystania z Fate Pointa (z góry deklaruje, że dla ułatwienia spraw chciałbym tak teraz robić zawsze: od razu dwa rzuty, pierwotny oraz dodatkowy, który jest wykorzystany TYLKO, jeśli pierwszy okazał się fiaskiem - dzięki temu nie będę musiał z okazji FP szukać potem różnych zewnętrznych kostnic i wklejać wyników rzutu do gdoka).

Przy wyniku 29 powinienem mieć trzy sukcesy (dwa za 20 pełnych oczek pomiędzy 29 i 58 oraz jeden z zasady specjalnej seneszala Seeker of Lore).
 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 24-11-2019 o 17:50. Powód: Analiza wyniku rzutu na Inquiry
Ketharian jest offline  
Stary 24-11-2019, 21:12   #94
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację



Po powrocie z wizyty u lorda Umboldta, Winter była wykończona. Miała jednak jeszcze jedną rzecz do załatwienia, której nie chciała odkładać na później. Zmieniwszy jedynie obuwie na bardziej wygodne ruszyła do świątyni misjonarza.

Z kamienną twarzą poprosiła o natychmiastowe widzenie się z jego świętobliwością w pilnej sprawie. Oczekując na skutki działań rozpierzchłej w popłochu służby Ahaliona, czekała z dłońmi złożonymi przed sobą. W środku grzmiała od emocji, na zewnątrz już z nawyku nie widać po niej było niczego.
Minęła minuta, potem druga i trzecia. Akolici biegali po świątyni panikując, nie potrafiąc nigdzie znaleźć swego przełożonego. Minęło jeszcze kilka minut zanim jeden z zakapturzonych mnichów, odważył się zbliżyć do Kapitan Winter by łamiącym się głosem wydukać.
- Wybacz o przenajjaśniesza pani, błogosławiona wybranko Imperatora, Cesarza Ludzkości. Nie możemy go znaleźć. Wygląda na to że, nie ma go w świątyni. - Mężczyzna padł na ziemię w ukłonie, trzęsąc się w oczekiwaniu na karę. Reszta sług zgromadziła się w pobliżu, ciesząc się, że nie byli na miejscu swego towarzysza.

- Jak to go nie ma? - Winter zdawała się być zaskoczona - To gdzie jest? Albo gdzie może być? - spojrzała w dół na klęczącego przed nią zakonnika.

Zgromadzeniu wokół rozglądali się po sobie niepewnie. To było pytanie, na które wydawało się żaden z jego sług nie potrafił odpowiedzieć. Widać było, że przerażenie powoli wkrada się w ich serca. Nie tylko nie potrafili znaleźć najwyższego sługi Ministorium na tym okręcie ale nie potrafili pomóc samej Winter Corax, pani ich życia. Pani śmierci.
- Może w kaplicy? - cichy głos przebił się przez ścianę szeptów.
- Nie widzisz, że jesteśmy w kaplicy?! Głupia kobieto! - któryś z młodszych, bardziej zapalczywych akolitów wyraźnie nie był w stanie znieść głupoty jednej z wiernych.
- … ale stara kaplica… - kapitan Błysku zdołała usłyszeć tylko ten fragment zanim uciszyły ją inne.
- Ty - Winter wskazała krzykacza - Zaprowadź mnie tam. - ton zdecydowanie brzmiał jak głos kogoś nawykłego do statusu i wydawania rozkazów.
-A Ty… jak ci na imię? - Winter spytała kobiety.

Młodzieniec padł na kolana a tłum zgromadzony wokół dwójki nagle zniknął. Magiczna siła władzy, którą roztaczała wokół siebie Lady Corax, sprawiała, że ludzie zwyczajnie znikali jej z pola widzenia.
- Nie wiem gdzie… tu są wszystkie kaplice. - Chłopak tylko raz spojrzał na twarz swej władczyni, zdawało się, że zaraz zemdleje.
- Aspe.. - wydukała starsza kobieta ubrana w dlugie, szaty akolitki. - Ja wiem… - dodała nieśmiało, z wzrokiem wbitym w ziemię.

- Prowadź zatem, Aspe. I zgłoś się później do mnie bezpośrednio. Pomówimy na osobności.- Winter wskazała kobiecie gestem by ruszyła.

Korytarze zdawały ciągnąć się w nieskończoność. Aspe jednak prowadziła pewnie, jakby pokonywała tą drogę setki razy. Kobieta zdecydowanie cieszyła się szacunkiem jaki wywoływała obecność pani Kapitan. Wcześniej przygarbiona. Po kilku minutach marszu, wyprostowana i jakby odrobinę wyższa parła do przodu. Czas mijał, a akolitka zdawała się prowadzić brunetkę coraz głębiej, w nieznane do tej pory czeluście Błysku Cieni. Winter zaś przyrzekła sobie, że przyswoi mapę statku jak najszybciej. Nie mogłaby sama wrócić nawet gdyby chciała. W końcu Aspe zatrzymała się gwałtownie. Stały teraz na przeciwko podwójnych żelaznych wrót, obitych symbolami Imperatora. Prawie jak drzwi do każdego innego magazynu na tym okręcie. Przewodniczka pchnęła jedno ze skrzydeł.

- Dziękuję, Aspe- Winter skinęła kobiecie głową.

Wnętrze było nieco większe niż się można było tego spodziewać. Nie dużo większe. Rozwietlone tysiącami świeć. W cieniach pomiedzy kolumnami migotaly płaskorzeźby scen z historii Imperium. Z historii Złotego Tronu. Na samym końcu znajdowała się spora alkowa, w której olbrzymia postać Cesarza Ludzkości spoglądała w dół, jak by obserwując tych którzy przyszli złożyć mu hołd. Pośród tego wszystkiego trójka mężczyzn zmagała się w starciu. Odgłosy uderzeń i parowań, głośniejszych stąpnięć o metalową posadzkę jak i częste przekleństwa budziły spokój tego miejsca. Przekleństw w języku, którego lady Corax nie miała okazji poznać.

Brunetka przez chwilę przypatrywała się niezauważona przez mężczyzn. Stojąc poza zasięgiem światła, odziana na czarno wiedziała, że zlewa się w nicość. Sama miała możliwość przyglądnąć się kunsztowi walecznego Ahaliona Cane Iss. Tego, który ją tak bardzo dziś zirytował. Nagła myśl wpadła jej do głowy i rozejrzała się odruchowo po ścianach. W końcu znalazła to czego szukała - zwykły, prosty mieczyk. Zdjęła go z uchwytów i zważyła w dłoni, niczym rapier czy szablę, do jakiej nawykła. Wyważenie było inne ale Winter i tak była zadowolona. Zbliżyła się ku trójce z jedną ręką ugiętą w łokciu i schowaną za plecami.

Stanęła tak by mężczyźni mieli okazję ją spostrzec.

Trójka wojowników nie przerwała treningu. Nie wydawało się, że w ogóle ją zauważyli. Może zbyt pochłonięci starciem. Może ignorowali ją zwyczajnie, wiedząc, że drobna nieuwaga może ich kosztować zwycięstwo. Każdy z nich rozebrany od pasa w górę. Każdy z nich wytatuowany w ten sam sposób. Dwóch młodszych odpowiedników Ahaliona nacierało na niego z zaciekłością. I wtedy jeden z nich spojrzał w stronę brunetki. Była to tylko chwila. Sekunda poświęcona czemuś innemu niż przeciwnik. Drąg Ahaliona uderzył chłopaka prosto w skroń. Towarzysz tego, który się zagapił, próbował jeszcze odwrócić uwagę celnie wymierzonym ciosem ale kapłan po prostu odskoczył. Wykorzystując przewagę zasięgu, misjonarz wyprowadził kontratak. Dwóch przeciwników Ahaliona ciężko dysząc i postekując, próbowało się podnieść z ziemi. Sam misjonarz wspierając się na drągu spojrzał Lady Corax prosto w oczy.
- Witaj Winter. Co cię sprowadza do mojego domu? Vi er ferdic. - dorzucił oschle w stronę pokonanych.

Brunetka postąpiła krok do przodu spuszczając wzrok by zaraz go podnieść równocześnie unosząc do góry miecz. Jego ostry koniec wniósł się ku górze gdy Winter oddawała niemy salut przeciwnikowi.
Ustawiła się w lekkim rozkroku:
- Zdawało mi się dzisiaj, że probowałeś sugerować mi jakieś zadłużenie, Ahalionie. - kobieta uniosła wyzywająco podbródek. - Postanowiłam dać ci okazję wyjaśnienia tego nieporozumienia.- Po tych słowach Winter ruszyła do ataku, nie dając misjonarzowi dojść do słowa. Cięła mieczem na płask na wysokości pasa.

Cios wpadł prosto na wystawiony kij. Przynajmniej tak się wydawało. Drewno odskoczyło od siły ciosu, a ostrze wbiło się w ciało misjonarza. Ten spojrzał tylko na wąską stróżkę krwi sączącą się z jego ciała. I ponownie na atakującą kobietę.
- To wszystko na co cię stać? - kapłan zapytał zdziwiony. Drąg zafurkotał obrócony nad głową misjonarza i poszybował szerokim łukiem w stronę dziedziczki rodu Corax.

- Chcesz mnie sprowokować? Jak swoich uczniów? - Winter sapnęła od pędu powietrza jaki poczuła na twarzy. Kij jednak o dziwo minął ją, sprawiając jedynie, że z idealnie ułożonej fryzury wysmyknęły się ciemne pasma. Zaskoczenie widoczne w oczach dziewczyny przerodziło się w nowe uderzenie gniewu i Winter poczuła lekkie ciepło na policzkach. Fakt, że Ahalion wywołał u niej rumieńce sprawił, że odczuła to jak policzek. Ruszyła z szybkim atakiem, tym razem skracając dystans pół obrotem by wyprowadzić sztych od dołu.

- Forlate oss! - rzucił misjonarz do dwójki mężczyzn. Od momentu gdy padł pierwszy cios, stali już na nogach ponownie gotowi do starcia. Nie było tylko do końca pewne, do starcia z kim. I może to nieznane słowa rozproszyły szlachciankę. Cięcie wydawało się znakomite. Tak jak i blok jaki wykonał brodacz. Płynnie obrócił kijem i cofając się o krok wykonał potężny cios wychodzacy z góry. Cały ciężar, ciężkiej drewnianej laski, miał zmiażdżyć głowę przeciwnika. Miał, jeśli trafił. Cios minął kobietę o całą stopę. Nawet nie musiała unikać. Dwóch towarzyszy Ahaliona zaczęło się odsuwać, jakby chciało zrobić im więcej miejsca.

Winter jednak spojrzała jedynie na misjonarza z bezbrzeżnym smutkiem. Odrzuciła miecz. Echo stali upadającej na posadzkę wypełniło ciszę.
Zacisnęła dłoń w pięść i rozluźniła ją powoli próbując uspokoić przyspieszony oddech i rosnące emocje. Uniosła dumnie podbródek i zagryzła wewnętrzną stronę policzka.
- Jestem głową rodu Corax, nawet jeżeli tego najwyraźniej nie szanujesz, Ahalionie, skoro i w treningu próbujesz podważać mą pozycję. - powiedziała cicho, wpatrując się miękkim spojrzeniem w wytatuowanego mężczyznę. Odwróciła się plecami do uzbrojonego wojownika i ruszyła w stronę zastygłej w przerażeniu akolitki.

Winter Corax usłyszała tylko świst. Przerażenie na twarzy Aspe mogło jej również powiedzieć co się stało. Jej dłoń która powoli wyciągała się w jej stronę jak i urwany okrzyk ostrzeżenia. Cios spadł nisko. Ból był pierwszym sygnałem, który stanowił świadectwo uderzenia. Drugim była powolna utrata równowagi. I to wszystko. Szlachcianka zachwiała się mocno. Misjonarz zatrzymał drąg w momencie gdy ten dokonał kontaktu z celem. Wojownik powoli wracał do pozycji wyprostowanej z wypadu, który wykonał. Dwóch mężczyzn, z którymi kapłan jeszcze nie dawno się ścierał zamarło w bezruchu. Jeden z nich odwrócił głowę, udając, że go tam w ogóle nie ma gdy drugi nieznacznie ją potrząsnął, próbując dać jakiś sygnał kapitan okrętu. Aspe zatrzymana w pół kroku, zdawało się, że żałowała swego momentu słabości.
- Zostawcie nas. Vær velsignet bracia. Ty też Aspe. - Nie wydawało się, że cokolwiek zmąciło spokój Ahaliona. Można było wręcz powiedzieć, że właśnie skończył poranna modliwę.
- I følge dine ord, herre Cane. - Jak jeden odpowiedzieli młodzieńcy. Zabrali swoje rzeczy i pośpiesznie opuścili pomieszczenie. Aspe zamknęła za nimi żelazne wrota. Starsza kobieta nie podniosła wzroku ani razu.
Winter odwróciła się twarzą do misjonarza z lodowatym wyrazem twarzy.
- Daj mi jeden powód, dla którego nie powinnam cię za to zaaresztować? - z każdym słowem podchodziła o krok bliżej do mężczyzny. Ton jej głosu był równie ciepły co jej mina.

- Zaaresztować? - Kapłan lekko opuścił głowę, kręcąc nią przecząco. Jego głos nadal brzmiał spokojnie. Nie uszło jednak uwadze kobiety dłoń mężczyzny, coraz bardziej zaciskająca się na jego broni.
- Przychodzisz do mego domu. Wkradasz się niczym złodziej. I atakujesz mnie! - ostatnim słowom towarzyszyło uderzenie drąga o posadzkę. Huk rozniósł się po całej kaplicy. Corax przysięgła by, że albo metal podłogi albo drewniany kij w końcu nie wytrzymają. Kapłan zrobił krok do przodu. Winter zmrużyła oczy i pobladła na obelgi padające z ust misjonarza. Ahalion podniósł głowę i spojrzał ponownie wprost na Winter Corax. Światło świec tańczyło mieszając się z cieniami na pół nagim ciele misjonarza. Jego oczy schowane w mroku, zdawały się tylko dwoma ciemnymi plamami, które prowadziły do otchłani.
- Przelewasz moją krew! I obrażasz! W imię czego Winter Corax. Odpowiedz mi!

Brunetka postąpiła kolejne kroki niwelując odległość między ich ciałami, tak by kij stał się mało użyteczny. Stanęła kilkanaście centymetrów od wytatuowanego Cane’a Iss. W środku trzęsła się cała ale całej jej jestestwo było przekonane, że teraz nie może ustąpić.
- Ten dom to część Błysku Cieni. To też mój dom misjonarzu. - ciemne oczy błyskały w bladej twarzy kobiety - Blask Cieni to mój dom. Nazywasz mnie złodziejem? - wzrok brunetki wpił się w oczy stojącego przed nią - Próbujesz publicznie wmówić, że jestem ci dłużna? Co jestem ci dłużna, Ahalionie? Uważasz, że cię znieważyłam? - ton Winter nabrał nowych tonów. Wydźwięku, którego jeszcze Ahalion nie słyszał wcześniej u niej. Ostrzeżenia.

Mężczyzna wykonał ostatni krok. Dzieliły ich zaledwie centymetry. Czuła wyraźnie jego oddech. Mogła poczuć zapach jego spoconego ciała.
- Publicznie? Słowa, których nikt nie usłyszał, są dla ciebie obrazą? - wyszeptał cicho. Spokojnie. Ciepło.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Zapytam jeszcze raz. Czy to wszystko na co cię stać? Dokończ co zaczęłaś. - słowom towarzyszył odgłos, drąga uderzającego o posadzkę.

Zamiast słów tym razem Ahalion usłyszał lekkie westchnienie, które zbiegło się też z ledwo wyczuwalnym muśnięciem rozoranego mieczem miejsca. Blada twarz Winter zniknęła, gdy kobieta pochyliła głowę by spojrzeć na czubki palców umazane krwią Ahaliona. W świetle świec palce podnoszone do góry były niemal czarne. Spojrzenie kobiety oderwało się od jej dłoni i ponownie skoncentrowało na twarzy misjonarza.
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów. - szepnęła obawiając się przerwać pełną napięcia ciszę. Ciepła, delikatna dłoń wróciła do krwawiącej lekko rany. - To trzeba opatrzyć.

- Nigdy więcej mnie tak nie traktuj. - kapłan wyszeptał w odpowiedzi. Był zdecydownie zbyt blisko na standardy jakiejkolwiek, znanej w Imperium zasad etykiety. Jego dłoń musnęła jej policzek zaczesując jej zmierzwione włosy za ucho, druga sekundę później postąpiła podobnie. Ręka osunęła się na jej dłoń, w tej chwili prawie w całości pokrytej jego krwią.
- Nie boisz się krwi? - jego umorusane szkarłatem palce ponownie dotknęły jej twarzy.

- Boję. - przyznała miękko i bezbronnie, a Ahalion mógł poczuć jej drżenie. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Zagryzła dolną wargę i zamrugała.
- Ale nie powinnam. To normalne. Pomogę Ci. - dodała głośniej burząc intymność chwili. - Potrzebujesz się wesprzeć? - dodała rzeczowo próbując ukryć skonfudowanie okazaną jej czułością.

Dłoń mężczyzny nie oderwała się jednak od twarzy kobiety. Palce wodziły po jej czole. Policzkach. Dotknęły ust. Poczuła wtedy ich smak. Żelazny, dziwny. Jego krwi. Jego oczy były łagodne. Twarz spokojna. Jak na samym początku ich spotkania. Kapłan zdawał się kompletnie nie zwracać uwagi na słowa szlachcianki.
- Chodź. - delikatnie złapał Winter za dłoń, która ta nadal trzymała na jego ranie. Pociągnął ją w stronę kolumny, pod którą złożone były jego rzeczy. Jego miecz.

- Ahalionie… - zaprotestowała Corax przyhamowując misjonarza lekko - Chodź do lazaretu. To trzeba opatrzyć. - Ten jednak zachowywał się jak w transie. Zatrzymał się jednak i obrócił w jej stronę.
- On płacze. Pokażę ci. Wiem, że czekasz. - wojownik znów lekko ją pociągnął w swoją stronę. Od jego przedmiotów dzieliło ich tylko kilka kroków. Wiedziona ciekawością brunetka nie zaoponowała tym razem i ruszyła za Ahalionem.
- Dobrze, ale potem lazaret. - dodała by całkiem nie zignorował jej stanowiska.

Podeszli kilka kroków do przodu. Kapłan usiadł na podłodze ciągnąc ją za sobą.
- Adept maszyn mi to tłumaczył. Był tam i drżał. Wiedział. - misjonarz przemawiał a w międzyczasie zakrwawioną dłonią dotknął swego miecza. Może to była powoli zasychająca krew, może sztuczka migających świec ale dotyk zdawał się zostawiać tylko rdzawy ślad na broni. Cane wziął jej dłoń i położył na samych zębach ostrza. Trzymał ją pewnie by nie zrobiła sobie krzywdy o ostre krawędzie ale na tyle delikatnie, że praktycznie samymi opuszkami palców tylko muskała metal. Musiało jej się zdawać, że stal drgnęła. Musiało się wydawać, że była ciepła w dotyku.
- Już. Śpi. - przerwał rytuał ale nadal trzymał jej dłoń.

Winter przyglądała się mężczyźnie w zamyśleniu. Krew niosła ze sobą tak wiele znaczeń. Jej ród przelał swoją. Ona przelała krew Ahaliona. Życie, śmierć, smak żelaza, smak zwycięstwa lub porażki. Spojrzała na ich splecione dłonie ubrudzone czarną, już zasychającą ale wciąż lepką posoką misjonarza. Czy Imperator dawał jakiś znak? Winter nie była przesądna ale obecność Ahaliona wywoływała… powodowała więcej pytań niż dawała odpowiedzi. On sam łamał zasady i wywoływał skrajne emocje. A teraz on spał, a mężczyzna nadal był ranny.
- Dobrze. Na razie go nie budźmy. My też potrzebujemy odpoczynku. - przemówiła miękko wpatrując się ponownie w brodate oblicze misjonarza.- Pójdziesz po opatrunek. A potem na spoczynek. - pochyliła głowę tak by podkreślić, że to nie były pytania. Upór był widoczny na jej twarzy - A gdy odpoczniesz, opowiesz mi.

- On wstanie gdy nadejdzie czas. Przemówi. Choć zawsze milczy. - kapłan oparł się o kolumnę i spojrzał w ciemny sufit spowity mrokiem.
- Jestem narzędziem w twoich dłoniach Winter. Uderzę gdzie wskażesz. Mieliśmy porozumienie z twoim ojcem. On wiedział jak trudno zatrzymać ostrze Ministorium. Dopóki nie będziesz gotowa. Ale ja ci pokażę. Oni nauczyli cię walczyć. Ja cię nauczę zabijać. - Ahalion Cane Iss spoglądał na kobietę siedzącą przed nim. Nie miał wiele do zaoferowania oprócz swojej wiary. Swoich umiejętności. Swego uporu. Nie była swoim ojcem. Była Winter Corax. I misjonarz cieszył się. Czuł, że być może w końcu znalazł, to czego szukał tak długo. To jednak były przemyślenia na inną porę. Mężczyzna podniósł się z ziemi i wyciągnął dłoń w stronę brunetki.

Winter przyjęła dłoń Ahaliona z lekko zmarszczonymi brwiami.
- Śmiem wątpić, Ahalionie. - mruknęła podnosząc rzeczy misjonarza - Narzędzie zazwyczaj jest posłuszne. Ty, przeczuwam, nigdy nie będziesz. W niczyich rękach. - mimo chłodnego tonu, miała lekki uśmiech na twarzy - Nawet w moich. Wesprzyj się na mnie. - zaleciła stając po niezranionej stronie mężczyzny - Daj sobie pomóc. Zaczniesz mnie szkolić gdy rana się zagoi. - odgarnęła ciemne pasmo włosów za ucho.

Misjonarz roześmiał się. Nie złośliwie. Nie z sarkazmem czy złowieszczo. Zwyczajnie. Prosto.
- Nie możesz. Ty i ja. Tutaj nie musimy się chować. Za wrotami już tak. - niedawny jeszcze przeciwnik łagodnie odsunął swoją kapitan od siebie. Jeszcze raz pogładził ją po policzku.
- Wróć tutaj Winter. Aspe cię odprowadzi. - kapłan odebrał swoje rzeczy od Lady Corax i oddalił się w głąb kaplicy. W stronę alkowy, ukrywającej posąg Cesarza Ludzkości. Zanim Lady Corax dotarła do stalowych wrót, z głębi pomieszczenia wyraźnie dało się słyszeć słowa modlitwy.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius

Ostatnio edytowane przez Cane : 24-11-2019 o 21:38.
Cane jest offline  
Stary 24-11-2019, 23:40   #95
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Librarium na pokładzie Righteous Crusader

Głosiciel Cyberdusz Ramirez był zachwycony dostępem do Librarium. Przeglądał je w poszukiwaniu schematów pradawnych technologii. Niestety na próżno. Unbolt zdawał się przywiązany do historii i polityki. To było pierwsze rozczarowanie dla Ramireza.

Leon latał między półkami najwyraźniej szukając czegoś na zlecenie techkapłana. Na jednym z podwyższeń zasiadał w otoczeniu dwóch servitorów. Jeden składał się z ramion przewracających cyfrowy papier w tomie, który właśnie czytał Ramirez. Drugi zajmował się utrzymaniem wina i kieliszka w idealnej temperaturze.

Na blacie obok kogikatora leżały dwa sporej wielkości Dataslaty z opisem:
„Inkwizycja współcześnie” oraz „Bohaterowie Cienia, czyli tajna historia Officio Assassinorum”.

- Co za niespodzianka - od wejścia dobiegł chłodny, wystudiowany głos Winter. - Pan Ramirez.

Powitanie było bardzo neutralne.
Lady kapitan ruszyła zaś niespiesząc się do środka biblioteki ku katalogowi. Najwyraźniej nie zamierzała kontynuować rozmowy uznawszy, że techkapłan chce studiować wybrane pozycje w spokoju.

Zajęła się przeglądem rejestru i po chwili ruszyła ku regałom. Wyciągnąwszy potężne tomiszcze ruszyła ku jednemu z przepastnych foteli. Uważny obserwator mógł dostrzec lekkie kulawienie czy też brak dotychczasowej eleganckiej równowagi, które kobieta próbowała starannie ukryć.

Wieszcz Silnika nie nazwałby siebie uważnym obserwatorem. Na powitanie odpowiedział ukłonem i pozdrowieniem. Wstał, przekonany, że tak nakazuje etykieta. Natychmiast przywołał też Leona, który miał dyskretnie sprawdzić cóż Lady Kapitan zechciała przejrzeć w Librarium. Wszak stare porzekadło mówiło: „powiedz mi co czytasz, a ja powiem ci kim jesteś”. Upił łyk wina. Unbolt nie serwował najlepszych trunków dla zwyczajnych gości, ale Ramirez musiał przyznać, że i tak było lepsze niż to na co sam sobie pozwalał na pokładzie Błysku Cienia. W końcu Leon wrócił z informacją o przeglądanych przez kapitan pozycjach. Większość związana była z heraldyką i strategią. Wybrane tomiszcze nosiło tytuł “Wielkie rody handlowe”. Poza tym, to właśnie serwoczaszka zwróciła uwagę na utykanie.
Techkapłan wstał, a mechadendryty ożywiły się niczym węże. Wodziły między serwitorami. Jeden z nich zamrugał małymi lampkami, a serwitor połączony z minibarkiem ruszył się z miejsca.

Wieszcz Silnika na pokładzie statku rodziny Umboldtów cały czas przebywał w swoim eleganckim i ceremonialnym czerwono-złotym stroju. Kaptur miał odrzucony do tyłu, a ręce złożone i ukryte w szerokich i przepastnych rękawach. Szata długa do ziemi skrywała również jego nogi.
- Przyznam, że nie spodziewałem się was tu zastać Lady.
Po tych słowach Ramirez wydał ze swojego gardłowego implantu jakąś krótką serię binarnych dźwięków.
Z sufitu zsunął się serwitor, który sięgnął jeden z oddalonych foteli i przysunął go dużo bliżej fotela zajmowanego przez Lady Corax. Serwitor z minibarem za to stanął przed jej obliczem proponując wybór szklanek i napitków.

- Będę zaszczycona pana towarzystwem, jeśli ma pan chwilę, panie Ramirez. - Winter zachowywała resztki etykiety pomimo tego, że kapłan praktycznie narzucił swe towarzystwo. Obróciła się w fotelu by zwrócić się twarzą do przyszłego rozmówcy - Dlaczego jest to taki casus panie Ramirez? - Corax wskazała na karafkę z ciemnoburgundowym trunkiem, który wyglądał na cherry czy też rodzaj kahoru. - Wiedza to potęga, czyż nie?

Pokiwał głową zajmując miejsce. Chwilę trwało usadowienie się. Projektujący te jakże wygodne fotele nie zakładali siadania w nich Adepta Mechanicusa ze wzmocnieniem lędźwiowego odcinka kręgosłupa z którego wyrastały dwa cyberwęże. Po chwili jednak zajął miejsce na jego brzegu, bez korzystania z oparcia.
- Też tak uważam. Jednak rzadko, który kapitan lubi przyznawać się do niewiedzy. Na żaden temat. Spodziewałem się raczej wysłania tu sług po poszukiwane tomy i zabrania ich do waszych prywatnych komnat.
Będąc wreszcie usadowionym sięgnął po kieliszek wina podawany już przez serwitora minibarku.

Winter uśmiechnęła się lekko wąchając podane jej wino.
- Czyli podejrzewał pan u mnie pychę i zbyt wielką dumę by przyznać się do niewystarczającej wiedzy. - stwierdzenie rzucone zostało nieco ironicznym tonem, zwykle stosowanym w pytaniach. - Jest pan zadowolony czy rozczarowany zatem? - ta wypowiedź z kolei połączona była z nawiązaniem kontaktu wzrokowego. Brązowe oczy, elegancki, dyskretny makijaż, lekko pomalowane usta, twarz okolona ciasnym upięciem włosów, niepozwalającym ani jednemu włoskowi na nieposłuszeństwo. Cała postać Winter sprawiała dziś wrażenie hamowanej intensywności.

-Ja jestem zadowolony. Lubię proste rzeczy. Zera i jedynki. - On sam patrzył na nią swoim jednym okiem i implantem. Po czym rozejrzał się po wielkim pomieszczeniu - czy sądzi pani, że taka biblioteka miałaby sens na naszym okręcie? - zapytał.

W tym samym czasie jego lewy mechadendryt zszedł w dół pomiędzy ich fotele. Niczym wąż poszukujący ofiary.

- Z pewnością - Winter odparła bez wahania - Czy mój ojciec nie kolekcjonował informacji? Może nie w książkowej formie lecz cyfrowej? - zaciekawila się brunetka. - Serwitory spod pana ręki z pewnością podołałyby zadaniu zarządzania woluminami.

Ramirez kiwnął głową z uznaniem. Spodobał mu się pomysł.
- Zatem powinniśmy wyburzyć kaplice ku czci Imperatora? Czy może hangary, w których magazynujemy szturmowe roboty? Wypijmy za roztropną decyzje naszej Lady Kapitan - uniósł wyzywająco kieliszek.
- Panie Ramirez - wyraz twarzy kobiety uległ niezauważalnej zmianie. Powiało od niej chłodem - Pozwoli pan, że wypełnię luki w pana niewiedzy. Jak i inni, nie lubię być manipulowana.
Winter pozwoliła by słowa zawisły w powietrzu na równi z uniesionym przez Kapłana kieliszkiem.

- Daleki jestem od manipulowania. Jak wspomniałem: zera i jedynki to moja pieśń. Lord Gunnar, niech Imperator go strzeże, zlecił budowę kaplicy jeszcze zanim trafiłem na okręt. Wcześniej znajdowały się tam magazyny broni i amunicji. Dokładnie przemyślał tę decyzję. Nasz statek cechuje dużo bardziej ograniczone miejsce, niż ma to miejsce na tym krążowniku. Każda decyzja musiała być dokładnie przemyślana. Optymalizacja. To było celem Waszego ojca. Nie jest to żadna manipulacja z mojej strony. Ciekaw jestem z czego byłaby gotowa zrezygnować Lady kapitan na rzecz wiedzy.
Techkapłan siedział nadal oczekując odpowiedzi. Tymczasem „łeb” mechadendrytu na podłodze bacznie obserwowała buty Lady Kapitan.

- Manipulacją nazywam próbę narzucenia decyzji już tu i teraz, TechKapłanie. Nie zwykłam podejmować tego rodzaju decyzji pod wpływem chwili. - Winter nadal mroziła - Błysk Cieni być może nie jest równie potężnym statkiem jak Krzyżowiec. Ale jak wspomniałam, są inne sposoby na przechowywanie wiedzy, które nie wiążą się z zajmowaniem ogromów przestrzeni. Pan sam zapewne doskonale sobie zdaje z tego sprawę, panie Ramirez.

- Zatem nie drążmy już tego tematu. Całkowicie źle zinterpretowała Pani moje pytanie. Błysk Cieni jest dużo potężniejszym statkiem, a pani nie powinna wiązać potęgi z wielkością.
Winter zmilczała gdy Szaman Maszyny wychylił kieliszek, po czym dodał.
- Czy mogę zadać zatem inne, bardziej intymne pytanie?

- Czy istnieje koncept intymności w systemie zero jedynkowym? - odcięła się Winter mrużąc lekko oczy nad uniesionym do ust kieliszkiem.
- Nie - odparł bez wahania.

- Zatem żadno z pana pytań nie jest intymne - brunetka podkreśliła oczywistość. Dłoń wykonała lekki gest przyzwalający choć rozmowa zdecydowanie nie nosiła znamion przyjacielskiej w jej mniemaniu.

- Pani noga. Jestem pewien, że nie miała pani problemów z poruszaniem w czasie obchodu krążownika. Dziś natomiast zauważyłem pewien problem. Wypadek? - zapytał odstawiając pusty kieliszek serwitorowi.

Wywołało to skomplikowaną reakcję u Winter, która wyprostowała się i niemal skamieniała jednocześnie odwracając na chwilę wzrok od Kapłana.
- Tak. - odparła krótko.
- Czy już konsultowała to pani z jakimś medykiem? - drążył temat.
- Nie ma takiej potrzeby. - mimo kontuzji nie dało się nie dostrzec, iż Kapitan i dziś miała na sobie buty o wysokich obcasach.
- Może w takim razie ja mógłbym rzucić okiem. Ludzki organizm to też swoista maszyna. - Powiedział jakby ciszej, przechylając się w stronę kobiety.
Winter pożałowała wyprawy do biblioteki. Już domyślała się, czemu inni kapitanowie zabierali księgi do swych kajut.
- Kiedy ostatni raz był pan na randce, panie Ramirez? - spytała unosząc nieco brwi.
Szaman maszyny zamrugał oczami skołowany.
- Nigdy Pani kapitan. Jako nastolatek wykazałem się na Hel i stamtąd oddelegowano mnie na Marsa na szkolenie kapłańskie. Po trzydziestu latach nauki jako rekrut dołączyłem do załogi pani ojca. Po dwóch latach objąłem stanowisko Naczelnego Wieszcza Silnika. Nie miałem nigdy czasu na randki.
Powiedział przekrzywiając głowę. Nie był pewien skąd nagła zmiana tematu.

- To nadal nic straconego. Szczególnie teraz po osiągnięciu statusu. Sprawdzę która z obecnych na pokładzie Blasku członkiń obsługi lub personelu byłaby najbliższym pod kątem zainteresowań dopasowaniem i chętnie pomogę w pańskiej edukacji związanej z relacjami z kobietami. Lekcja pierwsza panie Ramirez: gdy kobieta mówi nie, to znaczy nie. - Winter uśmiechnęła się lekko.

- Jeżeli uważa Pani, że poprawi to moją wydajność, to muszę się zgodzić.
Wstał w końcu rozumiejąc, że kapitan próbuje zakończyć rozmowę.
- Proszę jednak mieć na uwadze, że jako osoba publiczna jest pani na świeczniku. Wszelkie niedyspozycje będą rodzić plotki. Ja nie jestem członkiem personelu medycznego. Może pani liczyć na dyskrecję z mojej strony. I nie jest to manipulacja. Zawsze w moich działaniach mam na celu dobro Błysku Cieni i jego załogi. - pokłonili się nisko. Zrobił krok do tyłu.
- Co do biblioteki… - kontynuował patrząc jej głęboko w oczy - na Marsie mieliśmy anegdotę. Podobno trzydzieści siedem mileniów temu ludzie mieszkający na świętej Terra dysponowali mocą związania całej wiedzy ludzkości w urządzeniu nieco mniejszym niż dataslate. Wszystkie te urządzenia były połączone w sieć. Każdy mógł wiedzieć wszystko. I człowiek dysponujący taką potęgą poświęcał swój czas na oglądanie vidów z kotami. Koty to takie zabawne zwierzęta domowe - dodał wyjaśniająco i w ciszy czekał na reakcję.

Usta Winter ułożyły się w uprzejmy uśmiech gdy skinęła głową na ciężki dowcip.
- Tutaj też nie widzę tłumów, mości Kapłanie. Jedyne czego potrzeba to czas. Zapewniam pana, że zawsze byłam pojętna. I kiedy dojdzie do budowania biblioteki z pewnością będę liczyć na pana pomoc.

Uśmiechnął się, choć poczuł ukłucie niepokoju słysząc „kiedy” zamiast „gdyby”.
- Wiedza to potęga, ale niewykorzystana wiedza nie jest nic warta.
Medyczny mechadendryt owijając się wokół szaty kapłana powoli pełzł na swoje miejsce. Jedno z najbardziej zaawansowanych sprzętów medycznych będących na wyposażeniu Błysku Cieni miało znów leżeć bezczynnie. W duchu Ramirez dziękował tylko za to, że nie służy do odkładania kotów.
- Gdy zakończy się już ta cała wymiana i rozstaniemy się z Umboldtami to chciałbym jeszcze jedną kwestię omówić. Na prywatnej audiencji.
Spojrzał na fotel jaki wcześniej zajmował. Leżał tam Dataslate z zapisanym elektronicznym wydaniem „Inkwizycja współcześnie”

- Moje drzwi stoją otworem, panie Ramirez. Jeśli chodzi o dotacje dla kwestii cybernetycznych, to uprzedzę pana pytania. Nadal czekam na raporty. Gdy się z nimi zapoznam będzie pan pierwszym powiadomionym o ewentualnie przyznanych funduszach.

Winter podniosła się również zabierając wybraną pozycję pod pachę.
- Nie miałem zamiaru poruszać tej kwestii. Pani ojciec mnie tego nauczył. Raz podjęte decyzje mogły wymagać większych nakładów czasu, ale pozostawały w mocy. Potrafił uczyć cierpliwości. Pani zaś pozostaje zbierać owoce w formie cierpliwie czekającej załogi. - Wieszcz Silnika wrócił do swojego pulpitu kontynuując swoje poszukiwania. Winter zabrawszy wybrane pozycje ruszyła z powrotem na pokład Błysku Cieni by zaszyć się w kajucie i w spokoju podjąć badania.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 26-11-2019, 16:36   #96
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Czerwony kwiat był… przytłaczający: olbrzymi, starodawny, z niezliczoną ilością odrostów i nowych odnóg powstałych przez stulecia. Różnił się od tego, co Alecto z domu Xan’Tai widziała w wizjach Ogrodu. Wolała też go jako krwistą gerberę, nie twór ze stali, kamienia i niezliczonej ilości migających punkcików dokujących, podchodzących do dokowania, oraz opuszczających orbitę stacji statków.

Z całej podróży najmilej wspominała kooperację z drugą Nawigator, której imienia nie spamiętała. Zostały sobie oficjalnie przedstawione, następnie współpracowały podczas podróży i, jak na szczura lądowego, jej towarzyszka radziła sobie świetnie. Tym bardziej nie na miejscy wydawało się ponowne proszenie o przedstawienie się… na szczęście przed zejściem na ląd jeden ze służących rozwiał wątpliwości swej pani.

Kristina… tak. Możliwe że właśnie leciało.

Niestety czas naglił, nie było go zbyt wiele na zwyczajowy brak ogarnięcia w życiu. Szczególnie, że w życiu owym nie warto było być egoistą, ani przechodzić obojętnie obok problemów innych ludzi. Z tego też powodu Alecto w Port Wander przede wszystkim zaplanowała odwiedziny u starego znajomego. W końcu zawsze starała się pomagać na tyle, na ile to możliwe. Unikanie odpowiedzialności i problemów uważała za najgorsze możliwe rozwiązanie, gdyż w końcu zawsze żyjącego dopadały i to ze zdwojoną siłą. Dlatego trzeba było wychodzić im na przeciw, bo tylko wtedy, gdy już się z nimi uporało, dało się poczuć naprawdę szczęśliwym, a ona chciała być szczęśliwa. Przynajmniej przez parę chwil, nim Ogród nie wypali jej resztek człowieczeństwa, zostawiając tylko szaleństwo.
I obowiązek.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 26-11-2019, 17:00   #97
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Po zadokowaniu Winter miała umowione spotkanie z seneszalem Barca, w celu uzgodnienia harmonogramu.

Krótka rozmowa była niezwykle owocna. Jego sugestie dotyczące nawiązywania kontaktów handlowych i towarzyskich przyjęła z zadowoleniem, pozostawiając jednak w jego gestii ustalenie szczegółowego terminarza.

Wydała też rozkaz shore leave dla części załogi z zachowaniem odpowiednich procedur bezpieczeństwa, sama zaś zajęła się przygotowaniem do zwiedzania stacji kosmicznej.
 
corax jest offline  
Stary 26-11-2019, 17:18   #98
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
Nie spał. Nie potrafił zasnąć. Nie liczył już, która to była tak spędzona noc. Zmęczenie zawsze w końcu brało górę dając mu odrobinę wytchnienia. Cztery godziny jeśli miał szczęście. Potem musiał wstać. Lub budził się nagle spocony, z resztkami snu splątanymi z jego świadomością. Nie pamiętał też kiedy ostatnio śnił. Kłamstwo. Pamiętał doskonale. Ale to było tak dawno temu. Budził się spragniony. Tylko nigdy nie chciało mu się pić. Wspomniał niedawne wydarzenia w kaplicy. Ciało kapłana przeszył dreszcz. Miał nadzieje, że modlitwa pomoże. Potem trening. Msza. Nie będzie czasu by myśleć. Ale one zawsze przychodziły. Zawsze wkradły się gdy wydawało mu się, że jest bezpieczny. Zawsze znalazły sposób by złamać każdy jego bastion. Myśli, którym nie chciał poświęcić nawet minuty, nawet sekundy. Które były niepotrzebne i zbędne. Niech Imperator chroni.

Ahalion chciał się zgubić. W czeluściach Błysku Cieni błąkał się godzinami. Odwiedzał miejsca, o których nawet nie wiedział, że istnieją. Nogi niosły go do przodu w nieznane zakątki. Spotykał ludzi, których twarzy nigdy nie mógł zapamiętać. Żyli obok niego a on nigdy nie potrafił poświęcić im nawet chwili. Krew okrętu. Bez nich to wszystko odeszło by w zapomnienie. Kilka razy zajrzał spotkał się z Ramirezem, gdy ten nie przebywał w bibliotece Umboldta. Raz chyba natknął się na Alecto- nawigatorkę Błysku, ale czuł się jak zjawa w jej ogrodzie. Nie chciał naruszać progów jej domu. Przemykał niczym cień przez pomieszczenia. Nawet natykając się na resztę członków koterii Lady Corax, zwyczajnie zarzucał kaptur na głowę i szedł dalej. Ahalion Cane Iss martwił się. Marcus nigdy nie spał tak długo.

Wizyta w bibliotece miała odwrócić uwagę kapłana od codzienności w którą popadł. Opasłe księgi skrywające wiedzę z przeszłości, na której mieliśmy się wspierać by iść w przyszłość. Ahalion od niechcenia kartkował nastepny tom. Historia Ekspancji Koronus zaciekawiła go na moment ale gdy sięgnął po drugi jej tom znudził go już po kilku pierwszych stronach. Znów było to samo. To nie nuda a brak skupienia. Wszystko go rozpraszało. Zapachy świec. Odgłosy obcasów o posadzkę gdzieś w głębi biblioteki. Czyjaś krótka rozmowa. Miał ochotę wstać i wykrzyczeć światu by zamilkł.

Prosba seneszala o raport zapotrzebowania świątyni przybył na czas. Ahalion nawet chciał sam się wybrać by mu go oddać. Nigdy wcześniej tego nie robił. Nie było takiej potrzeby. Ale potrzebował porozmawiać. Aspe wyręczyła go w tym zadaniu.

Obserwował miasto gdy się do niego zbliżali. Stał nieruchomo wciśnięty w ciemniejszy kąt tarasu widokowego gdy pojawiali się na nim coraz to nowi ludzie. Obserwował wszystkich. Milczał. Nie wiedziałby co powiedzieć. Chciał by wszystko było jak dawniej. By znów było proste. Pogłaskał naszyjnik z symbolem Złotego Tronu. Przynajmniej tutaj nic się nie zmieniło. Ahalion podniósł się i skierował do wyjścia z pomostu. Musiał przygotować się na wizytę w mieście.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius

Ostatnio edytowane przez Cane : 26-11-2019 o 17:42.
Cane jest offline  
Stary 26-11-2019, 17:50   #99
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Uprzejmość ze strony Umboldta była wielka. Otwarcie podwojów jego biblioteki sprawiło, że sporo osób ze świty Lady Corax zabrało się za czytanie ksiąg. Maurice nie był wyjątkiem, chociaż starał się za lektury brać głównie wtedy kiedy był zwolniony z aktywnego pełnienia obowiązków.

A warto było przeczytać sobie o Froncie Spinward, na którym walczył, ale jako żołnierz nie interesował się zbytnio co, jak, gdzie i dlaczego. Teraz mógł sobie to wszystko na sucho przeczytać zaśmiewając się z niektórych opisów, które mógł porównać z własnymi przeżyciami.

Bardziej interesowała go Paszcza i to co znajdowało się za nią. Ekspansja Koronus! Tysiące niezbadanych światów, nieprzebrane bogactwa i skarby ukryte przez tysiąclecia przed ręką człowieka. Teraz były na wyciągnięcie tejże ręki.

Po przybyciu do Port Wander Maurice musiał podobnie jak Barca dopilnować pewnych rzeczy związanych z załogantami. A to przejrzenie raportów od bosmanszefa odnośnie stanu osobowego, nastrojów oraz jednostek które na wniosek bosmanów miały pozostać i harować na okręcie.
Większym zmartwieniem było zejście "na ląd" Lady Kapitan. Było to konieczne, by Lady pokazała światu że Coraxowie wciąż żyją, jednak dawało też sposobność.
Nikt nie był w stanie powiedzieć czy i tutaj nie sięgała długa ręka ich wrogów.

Nie mieli jednak wyboru. Trzeba było znaleźć sposobność do zarobku, pomnożenia fortuny i... zrobienia tego wszystkiego po drodze na drugą stronę Paszczy.

W trakcie organizowania rekwizycji Maurice tylko wspomniał o tym, że dobrze by było dla całej świty kupić pancerze lepszego standardu... tak co najmniej karapaksowe.
 
Stalowy jest offline  
Stary 26-11-2019, 18:11   #100
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
W gościnie się napił, a potem się nudził, aż burza pozwoliła na kontynuacje podróży. Potem jeszcze trochę obowiązków spotkania, wypełnianie umówi, dokonanie wszelkich opłat i już dokowanie.

Jak już stali na przysłowiowej cumie poszedł na obchód kwater załogi. Robił o głównie dlatego że chętnych na posadę bosmana nie było, ale tak na prawdę lubił tam chodzić powspominać jak to kiedyś sam żył w takim miejscu.

Obchód był typowy. Trochę połaził pożartował z przedstawicielami niższych szarż. Pobzdecił, by całego żołdu od razu nie przerąbali i przypominał żeby nie pakować się w kłopoty, ponieważ nikomu nie będzie się chciało ani opłacało ratować ich zamkniętego w pierdlu tyłka.

Następnie ruszył do kwatery. Jak będzie miał wolne ruszy w w poszukiwaniu klubu, a raczej tawerny gdzie może znaleźć sobie podobnych, walnąć szklaneczkę czegoś mocniejszego i powymieniać opowieści kosmicznych wędrowców.
 
Lynx Lynx jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172