21-10-2019, 13:35 | #1 |
Reputacja: 1 | [Warsztaty RT] Per Aspera ad Astra +++ 7 Ianuarius, rok 816.M41 Mostek fregaty szturmowej klasy Tempest Błysk Cieni Godzina 9:35 standardowego czasu terrańskiego, wachta przedpołudniowa Pole Bitwy. Pod tą prostą i jakże dobitną nazwą kryło się wcale dużo. Bardzo dużo. Była to nazwa jednego z najważniejszych miejsc po tej stronie Paszczy - legendarnego, szalenie ważnego i niezwykle niebezpiecznego korytarza w przestrzeni kosmicznej między potężnymi Wielkimi Burzami Osnowy. Granica Imperium Ludzkości. Granica Sektora Calixis. Początek Ekspansji Koronus. Świętej relikwii i celu pielgrzymek całych rzesz Rogue Traders na przestrzeni ostatnich wieków. Miejsce to, zwane również Pobojowiskiem, było jedną z pierwszych tak zwanych Stacji Przejścia - stabilnych punktów w Materium gdzie statek ośmielający się przebijać przez relatywnie "stabilny" korytarz w Osnowie między burzami mógł odpocząć, schłodzić napędy i emitery, a strudzony Nawigator dokonać korekt w obliczeniach. Bez tych punktów podróż poprzez Paszczę byłaby niemożliwa. Pobojowisko, choć arcyważne pod kątem podróży w Osnowie, tym razem jednak nie było rozpatrywane pod tym kątem. Tym razem było celem samym w sobie. Załoga Błysku Cieni i członkowie Rodu RT Corax słyszeli już legendy i plotki. Pole Bitwy powstało wiele lat temu, u zarania eksploracji, kolonizacji... i eksploatacji pierwszych skatalogowanych światów Ekspansji po drugiej stronie żarłocznej bramy. Obszarpane Światy, takie było dziś miano tych opuszczonych, wyeksploatowanych i zabiedzonych skał - ale kiedyś były inne. Reprezentowały sobą obietnicę tego, o czym marzył każdy RT. Obietnicę profitu. Legenda głosiła, że potencjał profitu był tak wielki, że posprzeczali się o to nawet rodzeni bracia. Trame i Ettimus z Rodu Lathimon. Pobojowisko było ponoć efektem ich... sprzeczki. Krwawej bitwy, która przywiodła do zguby dziesiątki okrętów, setki tysięcy ludzi, a cały ród Lathimonów do ruiny. Bracia nie uszli z życiem, pozabijali się nawzajem. Tak czy inaczej, bajki bajkami, a realia realiami. Pole Bitwy było sporą przestrzenią międzygwiezdną na skraju Paszczy, połączoną w Osnowie nitkami z Port Wander - ostatnią rubieżą Imperium - i dalszymi punktami na szlaku do Koronus. Około trzysta tysięcy kilometrów średnicy, zapchane masą kosmicznego śmiecia - tak ludzkiego, jak i niezidentyfikowanego (acz część szrotu na pewno wyszła spod łap Kosmicznych Orków); tak bezużytecznego złomu i resztek, jak i relatywnie "całych" wraków; tak antycznego jak i relatywnie "świeżego". Podobno Paszczy zdarzało się wypluwać tutaj "przetrawione" wraki i resztki tych bardziej... pechowych wędrowców. Pobojowisko było też względnie bezpiecznym miejscem. Pomijając desperackich szabrowników z dna rynsztoku, okazyjnych piratów i rzadkich Rogue Traders, miejsce to było niebezpieczne tylko w kwestii nawigacji, obijania się o złomy i ewentualnych paskudztw wciąż czyhających w mrokach zimnych wraków. A przynajmniej tak głosiły kiepskie, horrorowe opowiastki marynarzy. To był też powód jego kiepskiej reputacji. Szabrownictwo na Pobojowisku przez Rogue Tradera dawało znać, że ten musiał być albo niedoświadczonym, nieobytym w prawach i możliwościach swego Upoważnienia Handlowego... albo był szmaciarzem, złomiarzem, żerującym na śmietnikach. Niejeden łeb rozpukł się pod kordelasem w karczemnych swadach od takich obelg. Ale Ród Corax nie miał wyboru. Katastrofa, jaką była nagła śmierć głowy rodu, czcigodnego Gunnara Corax, większości jego krewnych oraz sporej części świty w szeregu niewyjaśnionych skrytobójstw, otruć, "wypadków" i otwartych ataków na rodzinnej Sinophii, innych światach Peryferiów i przestrzeni międzysektorowej na "północ" od Calixis, opadła na Ród jak grom z jasnego nieba. Większość posiadłości utracono, podobnie jak siatkę zwolenników i agentów, inwestycje i inne źródła profitu. Podejrzewano starych wrogów Rodu, z którymi "łączyła" ich vendetta. Aby ratować sytuację i ostatni okręt (w zasadzie to jedyny), fregatę uderzeniową klasy Tempest o nietypowej nazwie Błysk Cieni trzeba było wydać mnóstwo gotówki, upłynnić pasywa natychmiast (czyli prawie za bezcen) i zadłużyć się u pewnych "życzliwców". Przynajmniej skurwielom nie udało się dorwać ostatniej dziedziczki bezcennego dokumentu rodowego, Winter Corax. Spora część kosztów poszła właśnie na to by ją ocalić od obławy, przetransportować na Port Wander i zaokrętować na Błysku. Być może nie udałoby się to, ale Coraxom w pewnym sensie "pomogły" szalejące w okolicy konflikty - rozjątrzona wojna na Froncie Spinward oraz krwawa, wyniszczająca wojna domowa na stołecznym świecie sektora, Scintilli, i w całym centralnym Obrębie Golgenna. Już od roku trwały tam zażarte walki ze zbuntowanymi rodami arystokratycznymi oraz rewolucyjno-terrorystyczną organizacją mutantów, wiedźm i rynsztokowców, znaną jako Blade Rojowisko. Owe wojny - "Blada Krucjata" w centrum i najazdy Orków na Peryferia - zaprzątały wiele głów i skupiały na sobie wzrok. W sam raz, aby przemycić parę osób niepostrzeżenie i zgubić pościg. Pobojowisko reprezentowało najszybszą możliwość załatania dziury budżetowej i zapchania skarbca chociaż częścią nadwyżki, po opłaceniu zakredytowanych zapasów, paliwa i zaległych pensji. Oby trafiła się jakaś zdobycz, choćby (relatywnie) mikry szaber. Taką mieli nadzieję. A jak wiadomo, nadzieja była pierwszym krokiem na ścieżce ku rozczarowaniu... Organizacja i mechanika No to zaczynamy. Moi gracze, miejcie baczenie na naszego Google Doca z komentarzami. Macie trzy dni na odpis, czyli do środy 23.10. włącznie. Oczekuję od Was przedstawienia postaci, wstawek o niedawnych wydarzeniach, jak wyglądają, etc. Tempest-class Strike Frigate Błysk Cieni jest na skraju 300k km strefy Pobojowiska, już po schłodzeniu napędów i przejściu na "zwykłe", plazmowe silniki, rozpoczyna ruch w stronę centrum strefy. Podróż w Osnowie z głębi sektora nie sprawiła żadnych problemów i była relatywnie szybka. Składy mają full zapasów. Na mostku są obecne wszystkie postacie. Jedyną osobą mającą przydział już teraz jest Void-Master Tytus Garlik, odgrywany przez gracza Lynx Lynx - siedzi za sterami okrętu jako helmsman. Potrzebna jest też druga postać, ochotnik mający techniczny skill lub Awareness, do obsługi sensorów. Te dwie postacie muszą wykonać serię rzutów poprzez tutejszą Kostnicę lub inny mechanizm rzutów kośćmi online i uwidocznić wyniki (wraz z dowodem na rzut, np. screenem) tutaj. Tytus musi rzucić (i najlepiej zdać :P ) trzy testy na Pilot (Space Craft) podciągnięty pod Intelligence (nie Agility, to jest do pilotażu tzw. łodzi). Te testy mają jawne, plusowe mody z Manewrowości oraz niejawne minusowe mody z natężenia szrotu. Ta druga postać natomiast musi wykonać rzuty na technoskilla lub Awareness, również trzy, zmodyfikowane jawnie plusowo o współczynnik Wykrywania okrętu oraz niejawnie z powodu zakłóceń. Rozpoczynacie też swoją pierwszą Wyprawę (Endeavour). Battleground Salvage Endeavour Skala (Scale): Mniejsza (Lesser). Łączne Achievement Points wymagane do pomyślnego ukończenia Wyprawy: 900. Oczekiwany zysk w Profit Factor: +1. Wymagania (Requirements): wiedza o istnieniu Pola Bitewnego i możliwości szabrownictwa na nim. Specjalne: jeśli Wyprawa ta zostanie podjęta przez Ród mający ok. 40 PF i więcej, rodowa reputacja zostanie zszargana. Cel główny (Goal): odnalezienie i zszabrowanie "jakiegoś dobrego loota" (celem wypłacenia się z długów i odzyskania płynności finansowej Rodu Corax). Cele szczegółowe (Objectives): 1. Nawigacja na Pobojowisku; odnalezienie i identyfikacja dobrego szabru. Typ: Odkrywczy (Exploration). Achievement Points wymagane do ukończenia tego celu: 300. 2. Penetracja i eksploracja szabru (wraku). Typ: Odkrywczy. AP: 300. 3. Zabezpieczenie szabru (czy innego źródła profitu). Typ: nieznany - może być Militarny (Military), Handlowy (Trade) lub Kredo (Creed). AP: 300. Definicje skrótów w imionach postaci: RT - Rogue Trader AM - Arch-Militant, Arcy-Zbrojny SEN - Seneschal, Seneszal TPE - Tech-Priest Explorator, Tech-Kapłan Eksplorator NAV - Navigator, Nawigator AT - Astropath Transcendent, Astropata Transcendent VM - Void-Master, Mistrz Próżni MIS - Missionary, Misjonarz EDIT: Poniżej test tutejszej kostnicy... coś nie wyszło.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 21-10-2019 o 20:33. |
21-10-2019, 15:50 | #2 |
Reputacja: 1 | Mijał czwarty rok odkąd Ramirez służył na Błysku Cieni. Zaciągnął się z nadzieją na dalekie podróże i wykorzystanie wszystkich tajemnic jakie krył na swym pokładzie okręt. A te posiadał nawet przed swoją własną załogą.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
21-10-2019, 23:16 | #3 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Ketharian : 21-10-2019 o 23:40. Powód: Literówki |
23-10-2019, 19:49 | #4 |
Reputacja: 1 |
|
23-10-2019, 21:07 | #5 |
Krucza Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez corax : 23-10-2019 o 21:15. |
23-10-2019, 22:52 | #6 |
Reputacja: 1 | Co tu dużo mówić. Maurice nie cierpiał szlachty. Sam się z niej wywodził, ale koleje jego losu potoczyły się tak że w "współplemieńcach" zwykle widział bezmiar hipokryzji i zadufania w sobie. Bycie jakąś tam odnogą zacnego rodu uczy życia. Podobnie jak siedzenie w okopie. Właśnie służba w Gwardii ukształtowała Maurice'a de Corax w tego kim był dzisiaj. Jako rodowity Scintillianin był człowiekiem dumnym ze swego pochodzenia i dumnym ze służby Imperatorowi. Jak część genów Coraxów trafiła na rywalizującą planetę i potem powróciła "do macierzy"? Można by to opisać w istnej epopei w której często szczęście górowało nad rozumem. Dość rzec, że Maurice był wychowywany na uczonego, a ostatecznie skończył jako zaprawiony żołnierz z wiecznym głodem walki. Czym są salony i biblioteki wobec adrenaliny targającej człowiekiem jak marionetką i pchającej go do gwałtownych, a bohaterskich czynów?! Stojąc na mostku pod tronem Kapitańskim Pierwszy opierał się o barierkę lustrując podlegających mu ludzi. Nosił się jak na oficera przystanło. Chociaż uważał swoich dawnych regiment Gwardii za bandę lalusiów, którzy nie potrafili zaakceptować, że już nie są na herbatce w Iglicy, ale na wojnie, to zachował swój błękitny mundur i wyjątkowo o niego dbał przystrajając nowo zdobytymi w służbie Lorda Coraxa emblematami. Nieodłączny trójgraniasty kapelusz był jego znakiem rozpoznawczym. Zawsze na sobie nosił lekki karapaks, bowiem nikt nie znał dnia ani godziny kiedy Imperator pchnie ich znów do walki. Co ciekawe Pierwszy Oficer nie przejawiał znów jakiś wielkich talentów przywódczych. Wysławiał się kwieciście, potrafił zachować wielką kurtuazję, ale jednak często popadał w gniew. Wkurzony, dwumetrowy, wyżyłowany Arcy-zbrojny z monobatogiem w ręku był kimś z kim zdecydowanie nie należy się kłócić, dlatego rozkazy przezeń przekazane były wykonywane z dużą karnością. Za jego plecami mówiono, że ten przeklęty bicz jako pierwszej zasmakował krwi Maurice'a, czego dowodem miała być długa poszarpana blizna idąca przez całe jego plecy, zachodząca aż na prawy policzek. Niektórzy nawet szeptali, że Pierwszy wstydzi się tej blizny, dlatego zwykle nosi maskę pod którą chowało się szlachetne lecz oszpecone oblicze o czarnych włosach i ciemnobrązowych oczach. Inni natomiast mówili, że danina krwi jaką zapłacił pozwalała mu teraz operować tą straszliwą bronią, którą na polu walki nie raz obdzierał ludzi żywcem ze skóry i mięsa. Słysząc głos Lady Corax Maurice skinął lekko głową. "Lady Kapitan, jeżeli już" pomyślał. Wziął oddech i przemówił donośnie. - Skup się Garlik na sterze zamiast myśleć o onction ze szkarłatnymi szatami! - skarcił współ-weterana z Gwardii, jednak nie wdając się w pyskówkę wydawał dalej polecenia. - Stanowisko artyleryjskie, rozesłać commande do załóg wieżyczek, niech zajmą się większym szrotem na kursach kolizyjnych. - Augery! Przerzucić wszystko co wykryje Eksplorator i Duchy Maszyny na główne holo! Niechaj Timonier ma jasne odczyty by nie władował nas na żaden wrak! Poślijcie też odczyty Lady Navigatrice! Pozwolił sobie groźby i mniej parlamentarne zwroty zachować na inne, bardziej dramatyczne sytuacje. O całej sytuacji w której Upoważnienie zmieniło właściciela nie myślał wiele. Wiedział co prawda że i on jest na liście dziedziców lecz... Cieszyło go że śmiertelna wyliczanka zastosowała przed nim i glejt przypadł córce Lorda. Maurice zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności z jaką się to wiąże i... i cieszyło go że to nie on będzie dźwigać to brzemię. Nie miał głowy do interesów. Wspomaganie i uczenie dziewczyny było prostsze, wygodniejsze i... dawało więcej satysfakcji. Lecz gdyby nie daj Imperatorze coś się wydarzyło to de Corax przejąłby Upoważnienie... I najlepiej jak potrafił postarałby się wypełnić obowiązek wobec Domu i Imperatora. Myśl o tym przywiozła go do ciekawego spostrzeżenia... Czy przypadkiem obwiesie którzy się na niego rzucili w ostatnim porcie byli rzeczywiście rabusiami? A może ich wynajęto? Cóż... Nie zdołał ich przepytać. Dwóch oskórował na miejscu, dwóch pozostałych zastrzelił jak zwiewali. Nie zwykł bowiem puszczać płazem takich afrontów jak napaść w ciemnym korytarzu stacji kosmicznej. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 24-10-2019 o 10:28. |
24-10-2019, 03:08 | #7 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
24-10-2019, 08:46 | #8 |
Reputacja: 1 |
|
24-10-2019, 15:15 | #9 |
Reputacja: 1 |
|
24-10-2019, 16:11 | #10 |
Reputacja: 1 | Pole Bitwy było miejscem... uciążliwym. Dla każdej łajby, nawet zwrotnego i prędkiego rajdera - a Błysk Cieni wiele od takiego Hazerotha czy Havoca nie odstawał w tych sprawach. Ale to i tak dawało w takim środowisku bardzo mało. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=TpQ-3J6xNN0[/MEDIA] Mimo to, nawigacja w tym terenie była trudna. Zewnętrzne, nieliczne skały, komety czy odlatujące kawałki złomu nie stanowiły żadnego problemu, ale szybko zaczynały się schody - wielkie kawały szrotu, gęsta mnogość drobnicy, całe wraki (bądź połówki) łajb w wielkości od kilkusetmetrowych korwet eskortowych, aż po kilkukilometrowe kolosy wojenne lub transportowe. Wydawało się też, że głębiej w tym złomowisku były nawet... fragmenty stacji kosmicznych. W dodatku wcale nie można było tego wszystkiego uznać za stałe. Złom obracał się, obijał o siebie nawzajem. Sensory i cogitatory pracowały w pocie czoła aby to wszystko przeanalizować i pomóc wytyczyć optymalny kurs. Nie dało się. Za dużo danych, za dużo zmiennych. Liczył się skill pilotów, załogi, helmsmana. Manewry były problematyczne, a praca augerów jeszcze gorsza. Pomijając analizę fizyki złomowiska, to trzeba było wszystkie te znaleziska jak najszybciej przepuścić przez filtr profitu. To zajmowało czas i energię. Całą cholerną dobę pokładową. A to i tak było mało. Przynajmniej, już po wlocie w chmurę, widok był... ciekawy. 8 Ianuarius, 816.M41 Błysk Cieni Godzina 9:12, wachta przedpołudniowa Na szczęście, Tytus Garlik, jeden z dwóch okrętowych Mistrzów Próżni, specjalista od małych łodzi, okazał się być kompetentnym sternikiem. Na pewno pomógł mu też w tym okręt. Błysk zdawał się *wiedzieć* czego od niego oczekuje załoga. Potrafił *przewidywać* do pewnego stopnia spodziewane ruchy okrętu i ułatwiał je. Duch Maszyny Błysku zaiste musiał być starożytny, przepełniony doświadczeniem, mądrością... i czymś w rodzaju życzliwości dla *swoich ludzików*. Okręt zaliczył tylko kilkanaście zderzeń. Były wystarczająco odsunięte od siebie w czasie, aby tarcza próżniowa była w stanie wchłonąć większość tych ciosów. Sporo też dała sieć wieżyczek. Salwy quad i turbo-laserów oraz huraganowe serie eksplodujących pocisków z quad-autodziałek i megabolterów typu Vulcan były w stanie porozbijać niektóre większe fragmenty oraz rozbić w puch drobnicę, która mogła zaszkodzić pancerzowi lub zdjąć tarczę w niefortunnym momencie. Ale zwiększało to koszta - minimalnie, choć w tej czarnej dupie, w jakiej Ród Corax się znajdował, minimalnie oznaczało że gówno już zakrywało nie tylko usta, a prawie nos. Tylko kilka kawałów przywaliło już nie w tarcze, a w pancerz, rysując, wgniatając i skrobiąc. Poszło parę małych płyt. Raz o mały włos szrot nie przerżnąłby ochronnej warstwy adamantium i nie zaczął orać po pokładach... ale jakoś się udało. Na pewno natomiast cały ten okoliczny złom, jego ruchy oraz ogień prowadzony z sieci obronnej nie pomagał Ramirezowi w badaniu okolicy. Tym bardziej, że eter aż szumiał. Głuche sygnały, echolokacyjne odbicia, resztki jakichś kodów, sygnałów, nadań i odebrań, okazyjne erupcje plazmy lub... jakiegoś nienaturalnego syfu z potrzaskanych reaktorów, napędów. Elektryczne impulsy z porwanych sieci, fluktuacje emiterów tarcz i Gellara. I masa sygnałów z latarni zbawienia nadających znane od czasów antycznych kody S.O.S. czy Mayday. Nie byli tutaj jedyni. Plotki głosiły, że nieco głębiej serca tego zadupia byli jacyś... mieszkańcy. Ludzie żyjący na krawędzi. Złomiarze, rozbitkowie, tacy delikwenci. Niektórzy mawiali, że wywodzili się z flot Rodu Lathimon, ale to pewnie były bajki i pierdolety z ust nachlanych marynarzy. Byli też szabrownicy, nędzniejsi nawet od lokalnych piratów, zarabiający na życie w taki sposób a pobłogosławieni tym, że mieli jakąś (najczęściej rozpadającą się) krypę. Był też silny sygnał z transpondera okrętu... należącego do innego Rogue Tradera. Krążownik klasy Tyrant Sovereign Venture, należący do Rodu RT Trask, pod kapitanatem RT Sarvusa Traska. Coraxowie nie znali się jeszcze na realiach Koronus i Port Wander, ale o Traskach mogli usłyszeć - stara rodzina, nieco podupadła, obecnie zawiadywana przez stosunkowo młodego i bardzo ambitnego dziedzica. Niestety (bądź stety), Traskowie byli prawie po drugiej stronie Pobojowiska. Nie było szans na kontakt, nawet poprzez eter czy Immaterium. Za dużo zakłóceń. Nie wiadomo nawet było, czy wykryli sygnaturę Błysku - Tempest był wszak mniejszy od Tyranta. Wreszcie, coś udało się odnaleźć - i to stosunkowo blisko zewnętrza tego cmentarzyska. Jakiś cywilny frachtowiec. Dość łatwo dostępny, dało radę do niego dolecieć okrętem (a nie tylko lichtugami, bo za ciasno w okolicy) - tym bardziej jakby wyrąbać sobie nieco pola manewru z makrobaterii laserowych typu Sunsear, jakimi mienił się Błysk Cieni. Tak zrobili. Chwilowe "mrugnięcia" potężnych, czerwonych snopów światła ewaporyzowały co większe przeszkody, mniejszymi zaś znów zajęła się obrona p.lot. Oczywiście nie było to pierwsze znalezisko. Już zbadali pięć wraków. Ale ten wydawał się... obiecujący. Mimo, iż rozłamany na pół, to przednia połówka (cholera wie, gdzie wywiało tylną), mniej więcej 60% konstrukcji, była w zadziwiająco dobrym stanie. Bliskie skanowanie było wyjątkowo udane. Frachtowiec zaopatrzeniowy klasy Mundus Vecturae. Transponder IFF wciąż działał. Jego Duch Maszyny, odpowiednio zmotywowany przez Ramireza poprzez eter, podał nazwę Harvest #10, przynależność do Sojuszu Cestelle, a nawet kurs (od: Festus, do: Świat Zweihana) i manifest cargo (cargo główne: biopaliwo gazowe - czysty metan, 98% powierzchni transportowej statku; cargo dodatkowe: towary luksusowe różnego typu, 1% powierzchni transportowej statku). Długość ok. 1215 metrów całość (obecnie ok. 730 m część ocalała). W większości okręt zautomatyzowany i bardzo prostej budowy, miał śmiesznie niską załogę 175 ludzi oraz 300 miejsc pasażerskich (z pełnym obłożeniem na tym kursie). Info z czarnej skrzynki nie dało rady wydobyć na dystans. Wiadomo było tylko, że działała - podobnie zresztą jak salvation beacon nadający generyczny sygnał Save Our Selves. Wpływ środowiska sugerował, że łajba pojawiła się tutaj nie dalej, jak pół roku temu. Na temat przyczyny uszkodzeń nie wiadomo było nic. Nie było szczególnych wewnętrznych, acz kompletna separacja od reaktora plazmowego oznaczała absolutny brak mocy. Jakiekolwiek generatory zapasowe były zbyt małe, aby utrzymać moc w głównych pozostałych komponentach przez taki okres czasu. Należało się liczyć z brakiem zasilania, światła, ciepła, grawitacji, prawdopodobnie także z brakiem powietrza i ciśnienia/atmosfery (pomimo pozamykanych grodzi awaryjnych i odciętej wentylacji do sektorów oderwanych). Prawie wszystkie sekcje transportowe były rozerwane eksplozjami od wewnątrz. Metan musiał z jakiegoś powodu jebnąć. Jedna sekcja, na towary nie-masowe, przetrwała dzięki dodatkowemu opancerzeniu, ale pobliskie śluzy były uszkodzone detonacjami. Żeby się do niej dobrać (oraz do pokładów załogi, oficerów, pasażerów czy mostka), trzeba by spenetrować łajbę gdzieś bliżej tych rozerwanych cystern gazowych albo przy przełamanym grzbiecie statku. Pewnie odlecieliby szukać czegoś "łatwiejszego" czy "bogatszego", gdyby nie fakt, że skan jasno pokazywał - ocalała sekcja transportowa zachowała hermetyczność, podobnie jak pokłady dostępne ludziom. Te ostatnie nie odnotowały także uszkodzeń. Cokolwiek było pośród tych "towarów luksusowych", mogło przetrwać. Podobnie jak różne rzeczy na mostku czy w kwaterach. Poza tym, dostęp był bardzo łatwy, nie trzeba byłoby używać nawet lichtug do transportu szabru, tylko burtowych rękawów śluzowych. To mógł być strzał w dychę. Tylko, oczywiście, trzeba było najpierw sprawdzić ten statek, zabezpieczyć go... i starym zwyczajem objąć przez RT w posiadanie. A stary zwyczaj głosił, że trzeba było postawić nań stopę owego RT. Mogli oczywiście spróbować poszukać czegoś innego, ale od mniej więcej tego momentu Pole Bitwy okrutnie gęstniało, stwarzając śmiertelne ryzyko dla Tempesta, a kolejna seria skanów poszła po prostu źle. Jedyne, co można było wykryć i poprawnie zinterpretować, to salwy z broni pokładowej jakimi Traskowie walili wgłąb jakiegoś swojego, konkretnego odcinka Pobojowiska. Wyrąbywali sobie drogę do jakiegoś konkretnego celu. EDIT: Test kości nr 2...
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 26-10-2019 o 18:38. |